Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tristan coraz mocniej angażuje się w relację z Isolde. Kobieta stawia kochankowi warunek: mogą się spotkać jeszcze tylko pięć razy. Od Tristana zależy, czy wykorzysta pięć spotkań z Isolde w jeden miesiąc, czy rozłoży je na kilka lat. Niespodziewanie do gry wkracza mąż kobiety. Marcus ma dość zabawy w kotka i myszkę. Postanawia podkreślić, do kogo naprawdę należy Isolde.
"Zniewolona Isolde. Część 8" to kolejna część serii opowiadań, opartych na celtyckiej legendzie o Tristanie i Izoldzie. Historia jest przeznaczona tylko dla osób dorosłych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 83
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czytamwymianęwiadomościz Isolde. Przesuwa nasze spotkanie o kolejne tygodnie. Zamiast wyjaśnienia wysyła mi zdjęcia. Wprowadza się do mieszkania w Londynie. Timothy i Elijah wnoszą swoje zabawki i plecaki, nadzoruje ich opiekunka około trzydziestki. Na ostatnim zdjęciu dzieci z nianią stanowią tło do selfie, które zrobiła sobie Isolde.
Nie powinnaś mieć ekipy przeprowadzkowej?
Już przewieźli to, co trzeba. Przenosimy ostatnie drobiazgi.
Gdzie jest Twój mąż i Gus?
W środku. Chciałeś dostać zdjęcia z nimi?
Nie.
„Nie, do kurwy nędzy”, dodaję w myślach. Wpatruję się w twarz Isolde na zdjęciu. Ma podkrążone oczy.
Piszę jej o tym.
Moja obserwacja ją irytuje.
Dziękuję, nie masz dla mnie więcej komplementów?
Wyglądasz doskonale, ale masz podkrążone oczy. Zauważyłem, więc napisałem.
Podejmuję wysiłek, żeby odczytać adres na złocistej tabliczce. Nie sądzę, żeby opierała się przed podaniem mi go. Po prostu próbuję zapanować nad swoją frustracją. Niestety literki i cyfry są za małe, a przy powiększeniu ekranu stają się niewyraźne.
Wiesz, że przyleciałem specjalnie po to, żeby się z Tobą zobaczyć?
Żeby się ze mną pieprzyć. Zastąp mnie kimś innym.
Na razie nie chcę szukać wyjaśnień, dlaczego jest tak uszczypliwa. Patrzę na swojego syna. Timmy stanowi moją kopię. Jak dorośnie, będę musiał usunąć się z ich życia, inaczej po prostu mnie rozpozna.
Wyobrażam sobie taką scenę z trzynasto- albo piętnastoletnim Timothym i czuję coś, co zanikło w moim dzieciństwie: ból żołądka z nerwów.
Zmieniam tok myślenia i wracam do tego, co jest z pewnością przyjemniejsze, chociaż także niekomfortowe. Znowu przypatruję się Isolde. Jej ustom. Malince na jej szyi.
Wyrywa mi się ciche przekleństwo.
Nie wyrwiesz się nawet na drinka?
Spotkamy się jeszcze tylko pięć razy, Tristanie. Chcesz zmarnować jeden z nich na wypicie drinka?
Może wypijesz ze mną drinka, a potem zostaniesz do rana?
Nie. To nasza pierwsza noc w nowym miejscu.
Wiedziałaś od co najmniej od kilku tygodni, prawda?
Pomimo tego czekała z tą wiadomością tak długo, żeby uprzedzić mnie w ostatniej chwili.
Nie dostaję odpowiedzi.
Wstaję i patrzę przez okno. Przed moimi oczami rozciąga się panorama miasta. Mieszanina biednych i bogatych, radosnych i nieszczęśliwych. Wielokulturowy tygiel. I również gdzieś tam Isolde układa z synami zabawki w nowych pokojach.
Zastanawiam się, dlaczego instynkt podpowiada mi, że Marcus i Gus są tam gośćmi, a nie domownikami.
Zaczyna zmierzchać. Przyglądam się kolorom na niebie i to również jest rzecz, którą ostatni raz robiłem w dzieciństwie.
Isolde, spotkaj się ze mną. Tak, zmarnuję jedno z naszych spotkań na wypicie drinka.
Nie pójdziemy do łóżka, Tristanie.
Przyjąłem do wiadomości. Powiedz, skąd mam cię zabrać.
Gus mnie przywiezie.
Ręka samoistnie zaciska mi się w pięść. Ten sam instynkt podpowiada mi, że to on jest autorem malinki. Zawsze miał fioła na punkcie całowania jej, dopóki mu tego nie zabroniłem. Teraz niestety już nie mogę tego zrobić.
Możesz nie mieszać w to Gusa? Skoro ja poszedłem na kompromis, Ty też to zrób.
Isolde podaje mi adres w dzielnicy Kensington.
Jak chcesz pić, skoro po mnie przyjeżdżasz? Nie będziesz mógł wrócić.
Nie martw się tym.
Nie będę jechać z Tobą, jeśli się napijesz.
Rudzielcu, nie irytuj mnie. Wrócisz bezpiecznie. Będę za pół godziny.
Potrzebuję czasu, żeby dotrzeć na miejsce, i żeby sprawdzić, gdzie znajdziemy bar, który będzie blisko jej mieszkania.
Ulica, przy której zamieszkała, jest o tej porze pustawa, chociaż w domu po drugiej stronie odbywa się przyjęcie. Słychać muzykę. Balkony są ozdobione lampionami, które kołyszą się na wietrze. Próbuję się na tym skupić, żeby opanować złość.
Okazałem się słaby.
Wybrałem spotkanie z Isolde, zamiast zachować wszystkie pięć razy na to, żeby ją wyruchać, zbić i zdominować przynajmniej przez kilkanaście godzin.
Złości mnie też fakt, że uległem jej nakazowi co do pięciu spotkań, jak ostatni frajer. A z drugiej strony… co mogłem zrobić? Nie mam już na nią żadnego wpływu.
Myślę, że Isolde o tym wie.
Nadal mógłbym zniszczyć jej reputację, ale kiedy zobaczyłem ją z synami, dotarło do mnie, że ofiar takiego działania byłoby za dużo.
Rozlega się stukanie w okno auta. Isolde nachyla się i coś do mnie mówi.
Nie opuszczam szyby. Otwieram drzwi od swojej strony, robiąc tylko szparę, żeby jej niechcący nie uderzyć. Wychodzę i okrążam samochód, żeby ją wpuścić do środka.
W międzyczasie przyglądam się, jak wygląda. Nie widzę za dobrze twarzy, bo założyła czapkę z daszkiem, a poza tym – luźną koszulę w paski, prowadzące po skosie od lewej do prawej, oraz dżinsy.
Przypomina dziewczynę, która mogłaby studiować albo pracować w ciekawym miejscu, takim jak kancelaria albo galeria sztuki. A teraz wybiera się na wieczornego drinka z facetem, dla którego nie chciało jej się szczególnie starać.
Patrzymy na siebie przez kilka minut. Dostrzegam, że zrobiła makijaż, przynajmniej po to, żeby zasłonić te cienie pod oczami.
– Zrobiłeś coś z włosami? – pyta.
– Obciąłem krócej.
Brwi Isolde się unoszą.
– Chcesz się odmłodzić? – pyta ze śmiechem.
Zostawiam odpowiedź jej domyślności. Za to dotykam warkocza, który leży na prawym ramieniu Isolde. Jest jeszcze dłuższy niż ostatnio.
– Ruszaj – mówi rzeczowo. – Dopiero się tu sprowadziłam, powinnam dbać o swoją reputację.
I tak włączyłem wcześniej kierunkowskaz.
Przejeżdżamy przez kilka przecznic. Isolde wygląda przez okno, a gdy wysiadamy, zatrzymuje się przed wejściem do lokalu.
– Znasz ten bar? – pytam.
– Nie. Wygląda dość zwyczajnie.
– O to chodzi.
Rzuca mi szybkie spojrzenie.
– Nie jesteśmy zwyczajnymi znajomymi.
– Kwestia definicji. Ale raczej nie jesteśmy.
Obejmuję ją, chociaż przez krótki moment, kiedy wchodzimy do środka. Od razu kieruję się w stronę dość ustronnego stołu. Stoi na nim rząd świec. Siadamy naprzeciwko siebie i Isolde zaczyna je przestawiać.
– Co ci przynieść? – pytam. – Zapalniczkę?
Zerka zdziwiona, więc pokazuję świece.
– A, tak. Nikt nie przyjdzie, żeby przyjąć zamówienie?
– Nie wiem. Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał. Tak będzie szybciej. Co chcesz?
– Piwo.
– Nie wiedziałem, że…
– Czasami – przerywa mi Isolde. – Ale jeśli będziesz pił whisky, to przynieś mi białe wino.
I takie ostatecznie zamówienie składam. Popatruję na Isolde, która siedzi, oparta o ciemnobrązowe obicie kanapy. Ściąga czapkę i poprawia włosy. Ładnie pasują do tła. Widzę, jak jej uroda przyciąga spojrzenia mężczyzn.
Zastanawiam się, czy pod casualową koszulę założyła Rubin Królowej.
Stawiam przed nią kieliszek, a potem sam odpalam rządek świec. Isolde unosi kieliszek.
– Za pierwsze z naszych pięciu spotkań – mówi bezlitośnie.
Nie podnoszę szklanki, tylko przesuwam w jej stronę. Kiwam głową. Isolde porusza ramionami.
– To w końcu moja decyzja – podsumowuje w końcu. – Nawet jeśli tobie się nie podoba.
Wypijam łyk alkoholu i weryfikuję po minie Isolde, czy odpowiada jej gatunek wina, jaki wybrałem. Raczej tak. Delektuje się małym łyczkiem, obracając nim po języku.
– Dlaczego pięć spotkań? – pytam. – A nie na przykład sześć?
Isolde macha ręką.
– Nie zastanawiałam się nad tym. Podałam pierwszą lepszą liczbę.
– Może dlatego, że tyle lat trwała przerwa w naszej relacji? – drążę.
– Możliwe.
– Jesteś pewna, że gdybym wykorzystał pięć naszych spotkań w ciągu miesiąca, nie złamałabyś się? Nie zwiększyłabyś swojego… – dodaję z kpiną – limitu?
Uśmiecha się i bierze drugi malutki łyk.
– Sprawdź, to się przekonasz – odpowiada.
Opiera się łokciami o blat, a ja powielam ten ruch. Dzięki temu nasze dłonie są blisko. Te, w których nie trzymamy drinków.
Jak zawsze mój wzrok przyciąga biżuteria na palcu serdecznym Isolde.
– Gusowi to nie przeszkadza, że nosisz obrączkę i pierścionek od Marcusa? – pytam.
Isolde zaprzecza ruchem głowy, bo ma w ustach kolejny łyk wina. Potem uzupełnia:
– Od początku wiedział, że wyjdę za mąż za innego mężczyznę. Nasz układ…
Urywa, jakby pożałowała swojej szczerości.
– Tak? – naciskam.
– To cię naprawdę interesuje, Tristan?
– Oczywiście. Skoro Gus, którego podniosłem z dna, robi ci teraz malinki. – Pokazuję ruchem dłoni, gdzie je widzę.
Isolde dotyka kołnierzyka koszuli i rozpina guzik, odsłaniając przede mną dwa kolejne miłosne ślady.
– Masz na myśli to? – pyta.
Czuję, jak drga mi mięsień w szczęce. Szare oczy Isolde wędrują w to miejsce, więc się opanowuję.
– Tak – odpowiadam. – Wiedział, że masz się ze mną spotkać?
– Mam je od wczoraj. – Isolde dotyka malinek czubkiem palca.
– Kto ci je zrobił? – wracam do pytania.
– Nie pamiętam.
Spoglądam na jej minę, żeby to ocenić. Widzę, że ona na pewno doskonale pamięta, czy malinki na jej szyi wyssał mąż, czy stały kochanek.
Pochylam się i pytam półgłosem:
– Kiedy zrobił ci malinki ten, którego nie pamiętasz? W trakcie gry wstępnej? Podczas seksu? Przy orgazmie?
– Podczas gry postkoitalnej – mówi złośliwie Isolde. – W mojej sypialni pieszczoty nie kończą się po męskim wytrysku.
Zapina koszulę i podciąga wyżej kołnierzyk.
– Jestem bardzo ciekawy, jak to było. Dlaczego podjęłaś decyzję, żeby ściągnąć tutaj Gusa. Jeszcze jeden kieliszek?
– Chcesz mnie upić? – pyta.
– Jeśli uda mi się to zrobić dzięki dwóm kieliszkom wina, nie powinienem zaprzeczać.
Isolde odsuwa mankiet i sprawdza godzinę. Przytakuje ruchem głowy, że mogę przynieść jej jeszcze jeden. Na moje oko, potrzebowała tego drinka.
Sam nie zdążyłem skończyć whisky, więc na razie nie zamawiam kolejnej.
– Tym razem inne. Mocniejsze – mówię, stawiając przed nią drinka.
Isolde wącha wino.
– Muszę spróbować – stwierdza, wysuwa czubek języka i przechyla delikatnie kieliszek, żeby posmakować. – A zatem… jesteś ciekawy, jak to się zaczęło. Wydaje mi się, że trochę ci już powiedziałam.
Już jej nie proszę o te zwierzenia. Opieram się o kanapę i wysuwam nogi, tak, żeby ją potencjalnie odgrodzić. Przy barze słyszałem kilka komentarzy na jej temat. Inni chcą od Isolde tego samego, co ja.
Niech widzą, że jest to niemożliwe.
– Poznałam Marcusa i zbliżyliśmy się do siebie – zaczyna Isolde. – Pokazałam mu Timothy'ego i opowiedziałam mu historię jego urodzenia.
– W każdym szczególe? – pytam.
– W każdym – potwierdza Isolde.
– Nie wierzę.
Ona dotyka czubkami palców świecy. Przesuwa dłonią nad płonącym knotem, na tyle wysoko, żeby się nie poparzyć.
– Dlaczego? – pyta cicho. – Uważasz, że historia poczęcia Timothy’ego mnie degraduje? Byłam ofiarą. Nie chciałam tego, co mnie spotkało.
Sięgam po szklankę i przełykam whisky, żeby spłukać gorzki smak, który czuję po jej słowach.
– Tak, to nie była twoja wina – odpowiadam.
Isolde spogląda na mnie, jakby chciała sprawdzić, czy mówię to szczerze.