Uległa Isolde - Daria Ming - ebook
NOWOŚĆ

Uległa Isolde ebook

Daria Ming

3,0

119 osób interesuje się tą książką

Opis

Osiemnastoletnia Isolde ma ambitne plany na przyszłość. W jednej chwili wszystko się zmienia. Jej ojciec zaciągnął ogromne długi, których nie jest w stanie spłacić. Dla dobra rodziny Isolde musi oddać swoją niewinność obcemu mężczyźnie o imieniu Tristan. Czy dziewczyna odważy się sprzeciwić?

Jak daleko posunie się Tristan, żeby spełnić swoje najskrytsze fantazje związane z Isolde?

Czy będzie chciał ją zatrzymać?

A może los planuje dla Isolde i Tristana zupełnie inny scenariusz?

 

Daria Ming to pseudonim autorki piszącej na co dzień romanse. Retelling Tristana i Izoldy jest pierwszą opowieścią z nowej serii o mocnym zabarwieniu erotycznym.

Ostrzeżenie: książka została napisana tylko dla osób dorosłych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 214

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
1
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kinga191090w

Nie polecam

Porażka !
00



Uległa Isolde

Daria Ming

Ostrzeżenie

Kochanaczytelniczko,drogiczytelniku. Trzymasz w ręku tekst, który jest przeznaczony tylko dla osób dorosłych. Zawiera wiele scen erotycznych. Są to różnego rodzaju formy seksu heteroseksualnego, seks z większą niż dwoje liczbą partnerów oraz elementy BDSM.

"UległaIsolde"ukazałasię wcześniej jako seria pięciu opowiadań erotycznych:

"Niewinna Isolde. Część 1"

"Potulna Isolde. Część 2"

"Rozbudzona Isolde. Część 3"

"Oddana Isolde. Część 4"

"Wyzwolona Isolde. Część 5"

Spis treści

Niewinna IsoldeProlog1.Tristan2.IsoldePotulna Isolde3.Tristan4.TristanRozbudzona Isolde5.Isolde6.TristanOddana Isolde7.Tristan8.Isolde9.Tristan10.TristanWyzwolona Isolde11.Isolde12.TristanEpilogCopyright

Niewinna Isolde

Prolog

Powiedzjeszczeraz,że nie lubisz wygrywać.

Te słowa ciągle brzmią w moich uszach, chociaż moja przyjaciółka Dot mieszka teraz bardzo daleko ode mnie. Nie ma to znaczenia. Czasami ważny człowiek w twoim życiu powie jedno zdanie, które pojawi się w pamięci w najbardziej odpowiednim momencie.

Trenerka podnosi kciuk w górę i uśmiecha się. Dzisiaj pobiłam swój rekord. Chwilę rozmawiamy ze sponsorami biegu, pytają o moje plany.

Wpadam pod prysznic w pośpiechu. Dzisiaj spotykam się z tatą. Będę mogła mu się pochwalić nowym osiągnięciem.

Może wybiegam sobie przyszłość, myślę, płucząc włosy pod strumieniem wody. Nie zawracam sobie głowy ich suszeniem. Na zewnątrz panuje upał. Wskakuję w sukienkę, bo tata lubi, kiedy wyglądam „jak dziewczyna”. Mogę od czasu do czasu to dla niego zrobić.

Jestem prawie pewna, że się spóźni. Taki już jest.

Mijam lustro w przebieralni. Trampki pasują i do mojego stylu, i do letniej sukienki. Nie maluję się, włosy zaplatam w luźny warkocz i zwijam w kok na czubku głowy. Dookoła twarzy kręcą się baby hair. Przystaję na chwilę, żeby musnąć nos pudem, ale to chyba będzie wszystko, co dziś zrobię dla swojej prezencji.

Przed wyjściem ze stadionu sportowego stoi mój ojciec, który, o dziwo, pojawił się punktualnie. W dodatku przyjechał tak drogim samochodem, na jaki nigdy nie było go stać.

– Cześć, tato! – mówię, całując go w policzek. Jest nieogolony i wygląda na przepracowanego. – Nowe auto? Nic nie mówiłeś…

– Wsiadaj, Isolde – odpowiada.

Gładzi moje ramię, a jego ręka drży.

Patrzę na to ze zdziwieniem. Tata otwiera przede mną tylne drzwi samochodu. W tej samej chwili od ściany budynku odrywa się wielki facet o ciemnej skórze. Zajmuje miejsce kierowcy, ja ląduję w środku, a ojciec zamyka mnie tam.

Nie wsiada.

Samochód rusza.

Obok mnie siedzi mężczyzna w garniturze. Widzę go pierwszy raz.

I nigdy tego razu nie zapomnę.

Tristan

Cozakretyn,dochodzę do wniosku, patrząc na tę dziewczynę. To określenie doskonale pasuje do jej ojca.

Widziałem, co zrobił. Nic jej nie wyjaśnił. Wpakował ją prosto w pułapkę, którą będzie spotkanie ze mną, a ona ufnie wsiadła do samochodu. Nawet teraz, kiedy ośrodek sportowy znika na horyzoncie, dziewczyna się odwraca, jakby chciała zobaczyć ojca przez tylną szybę.

Oglądam ją. Jest prześliczna. Pachnie świeżością, ma mokre włosy, czyli niedawno wzięła prysznic. Założyła tanią sukienkę z wzorem z egzotycznymi owocami. Jeśli mnie wzrok nie myli, nie ma na sobie makijażu. To rudowłosa pieguska o jasnej cerze, szczupłej figurze i niesamowicie długich nogach.

Słyszałem, że uprawia biegi i ma jakieś szanse na zawodową karierę. A właściwie, miała te szanse. Przecież właśnie je straciła.

– To musi być jakaś pomyłka – mówi i odsuwa się pod okno samochodu. Teraz ona mnie ogląda. Zaczyna od butów, przebiega wzrokiem po drogim garniturze, przygryza wargę, widząc moje szerokie barki i klatkę piersiową. Nieśmiało spogląda mi w oczy i natychmiast opuszcza wzrok. Jest zarumieniona.

Poprawia rudy zakręcony kosmyk.

– Tam został mój tata. Bardzo szybko odjechaliście – odzywa się. – Powinnam wysiąść.

Nie odpowiadam na to.

Dziewczyna szarpie za klamkę, ale samochód jest zamknięty od środka.

Zasuwam matową szybę, która oddzieli nas od mojego kierowcy. Przyspieszamy, bo wyjechaliśmy już za miasto i zbliżamy się do mojej rezydencji.

Ona zaczyna się bać. Drżą jej usta, które wyglądają jak muśnięte różowym blaskiem zachodzącego słońca.

– Czy może mnie pan wypuścić?

Kręcę przecząco głową.

– To nieporozumienie. Muszę wracać do taty. A potem do domu.

Poprawiam krawat i kładę stopę na kolanie, tak że niemal jej dotykam. Ona odskakuje.

– Nie sądzę, żebyś dzisiaj spotkała się ze swoim „tatą”, ale tak, kiedyś wrócisz do domu.

Dziewczyna mruga z niedowierzaniem. Przyciąga do siebie plecak popularnej sportowej marki.

– Nie rozumiem.

Pochylam się w jej kierunku.

– Widzę, że nie rozumiesz.

Przełyka ślinę i oblizuje suche usta. Sięgam po szklaną butelkę wody i odkręcam dla niej.

Patrzy podejrzliwie, jednak w końcu przykłada ją do ust.

Odzywam się dopiero wtedy, kiedy z powrotem zakręca butelkę.

– Twój ojciec sam cię wsadził do tego samochodu. Nie mogłaś tego chyba nie dostrzec. Wiedział, że z tobą odjadę.

– Nie zdążył wsiąść?

Uśmiecham się posępnie.

– Nie był przewidziany. Zostawiłem mu chwilę, żeby wyjaśnił ci całą sytuację, ale jest zbyt dużym tchórzem.

Dziewczyna wciąż mruga – teraz chyba po to, żeby powstrzymać łzy.

– Pan mnie uprowadził?

– Twój ojciec mi cię oddał.

Isolde milczy. Widzę, jak gwałtownie oddycha. Ma figurę smukłej sportsmenki, ale jej piersi pod tą sukienką wyglądają fantastycznie.

– Nie można „oddać” komuś drugiej osoby – mówi rozemocjonowana.

Samochód zwalnia. Ciężka brama rozsuwa się, żebyśmy wjechali na dziedziniec.

– Jesteśmy na miejscu – oświadczam. – Jesteś gotowa na nową przygodę, Isolde?

Paradoksalnie, zaparkowanie samochodu i odblokowanie drzwi sprawiają, że dziewczyna wpada w panikę. Zaczyna kopać w fotel. Rzuca plecak na podłogę auta i bębni pięściami w szybę.

Mój kierowca Gus zdążył wysiąść, czeka na moje polecenia. Nie pomoże jej.

Isolde miota się w samochodzie i w końcu wypada przez uchylone drzwi. Ląduje na żwirku. Gus ją podnosi i od razu odstawia, unikając fizycznego kontaktu.

Ja także wysiadam. Obchodzę samochód z tyłu i staję naprzeciwko dziewczyny.

Widzę, jak ocenia sytuację. Spostrzega zamkniętą bramę, trzymetrowy płot. Drzewa, które rosną na terenie posesji, są od niego zbyt oddalone. Nie da się przejść i wydostać dzięki nim na zewnątrz.

Isolde robi dwa niezdecydowane kroki w bok, jakby chciała puścić się biegiem, chociaż to jest ewidentnie bez sensu.

Biorę ją za łokieć.

– Wejdźmy do domu. Powiem ci, o co chodzi.

Ona wyrywa się tak gwałtownie, że traci równowagę i niemal upada. Podtrzymuję ją i już nie wypuszczam.

– Jeśli wydam takie polecenie, Gus cię zaniesie.

Widzę, jak po jej policzkach spływają łzy. Może płakała i wcześniej. Czubek nosa robi się różowy, policzki też. Szarość jej oczu staje się wyrazistsza.

– Proszę… – jąka się, szlochając – nie zmuszaj mnie. Możemy porozmawiać… w… w samochodzie?

Gus rzuca mi krótkie spojrzenie. Jest ciekaw, czy ulegnę prośbie. Nie powinienem. Z drugiej strony, nie ma to znaczenia.

– Wsiadaj – rzucam szorstko, otwieram drzwi i wpycham Isolde do auta. Sam wsiadam tuż za nią, zajmuję miejsce w połowie tylnej kanapy. Przez to ona musi się wcisnąć w kąt. Trzęsie się i patrzy na moje dłonie, jakby wstydziła się albo obawiała popatrzeć wyżej.

Wyciągam ze schowka aktówkę i podaję jej.

– Twój ojciec jest hazardzistą – mówię. – Odziedziczyłem sieć kasyn. Mam zamiar je sprzedać. Nie chcę prowadzić biznesu, którego nie szanuję.

Ona kręci głową, jakby nie rozumiała, o czym mówię. Może rzeczywiście powiedziałem to w sposób mało uporządkowany.

– Muszę wyczyścić sytuację ze swoimi kasynami i załatwić sprawę dłużników. Wierz mi, jest ich wielu, ale przykład twojego ojca jest jednym z najbardziej jaskrawych.

– Mój tata już nie gra. Od dawna.

Przyglądam się jej w milczeniu. Naprawdę w to wierzy.

Drżącymi palcami przesuwa po aktówce, której jeszcze nie otworzyła.

– Przez hazard rozpadło się małżeństwo moich rodziców. Tata poszedł na terapię. Próbuje wrócić do rodziny – mówi Isolde. – Stan mojej starszej siostry się pogorszył… – łapie się na tym, że także opowiada w sposób chaotyczny. – Tata stanął na wysokości zadania. Siostra jest w ośrodku, gdzie ma świetną opiekę.

– Odwiedzasz ją tam? – pytam.

– To daleko. Zbieram pieniądze na samolot. Odwiedzę ją pod koniec wakacji.

Ona jest nastoletnim dzieciakiem. Fakt, zjawiskowo pięknym i w pełni fizycznie dojrzałym. Ale też naiwnym i niegotowym na ten świat.

– Skoro „tata” tak dobrze sobie radzi, powinien fundnąć ci bilet na samolot.

Isolde ogląda wnętrze samochodu z opuszczonym kącikiem ust.

– Nie rozumiesz problemów zwykłych ludzi.

Odbieram jej aktówkę i otwieram ją, a potem rzucam dokumenty na jej kolana.

– Nie ma żadnego ośrodka. Twoja siostra wegetuje u twoich dziadków. Ukrywają to przed tobą, żebyś nie narobiła głupot w szkole. Twój ojciec przegrał wszystko, co mógł. Wasz dom i samochody, wyposażenie, biżuterię twojej matki. Dał to wszystko w zastaw ludziom z kasyna. Zlikwidował konta bankowe i polisy, zaciągnął długi u moich pracowników.

– Nieprawda – mówi Isolde po dłuższej przerwie.

– Przeczytaj dokumenty.

– Mama by mi powiedziała.

– Jasne – odpowiadam sarkastycznie. – Rozumiem, że twoim zdaniem ona nie wie, że tu jesteś.

Isolde wczytuje się w dokumenty. Przegląda je strona po stronie, zdanie po zdaniu. Stopniowo dociera do niej prawda. To jest historia tego, jak oni stali się nędzarzami, chociaż już wcześniej byli biedni. Jej ojciec zaciągnął długi, których nigdy nie będzie w stanie spłacić.

Isolde wyszarpuje telefon z plecaka. Wyszukuje nerwowo numer.

– Dzwonisz do ojca, tak? – pytam.

Nie odpowiada, dzwoni jeszcze raz. Bez skutku.

– Zadzwoń do matki – proponuję.

– Nie odbierze, jest w pracy – odpowiada automatycznie. Nadal próbuje zadzwonić do swojego ojca, a on ją ignoruje.

Nie znoszę tego złamasa i brzydzi mnie to, że jest aż takim przegrywem. Patrząc, jak traktuje córkę, odczuwam coś na kształt niechętnego uznania, bo przynajmniej w tym jest naprawdę konsekwentny.

Dlatego w końcu sam do niego dzwonię i wtedy ojciec Isolde odbiera od razu.

Podaję jej telefon.

– Tato – zaczyna od razu – przyjedź po mnie. – Wybucha płaczem, który teraz przybiera na sile.

Nie wiem, co on jej odpowiada, bo szlochy to zagłuszają. W końcu Isolde, nie patrząc, oddaje mi komórkę. Jest wilgotna od łez, co mnie irytuje. Wycieram ekran w chusteczkę z materiału.

Zapłakana Isolde kuli się na siedzeniu. Po kilku minutach udaje jej się uspokoić.

Podaję jej tę samą chusteczkę. Wyciera nos i dopija wodę do końca. Na koniec podnosi na mnie wzrok. Nie powinna być tak ładna zaraz po tym płaczu. Niestety, jest. Podpuchnięte oczy i usta dodają jej uroku. Wygląda tak, jakby dostała długie, porządne rżnięcie i straciła panowanie nad swoimi reakcjami.

– Proszę, żebyś był dobrym człowiekiem i mnie wypuścił – zaczyna zmienionym głosem z powodu szlochania.

– Ojciec chyba ci powiedział, że to on przyszedł z tą ofertą?

Opada jej dolna szczęka. A więc nie, do tego się nie przyznał.

– Posłuchaj – mówię, sięgając do jej kilku loczków, które opadły na skronie, bo rozluźniła jej się fryzura. Gładzę je, a Isolde się wstrząsa. – Jesteście skończeni. Wylądujecie na ulicy, bo twoich starych nie stać w tej chwili nawet na przyczepę z trzeciej ręki. Twój „niegrający” tatuś zadłużył się na kilka pokoleń do przodu, a twoja matka z niewiadomego dla mnie powodu nie umie cię ochronić.

Isolde znowu zaczyna płakać. Ścieram łzy kciukiem. Dotknięcie jej policzka powoduje coraz większą chęć, żeby ją posiąść.

– Masz jasność, co leży na stole, prawda? Jaka jest oferta?

– Nie… nie.

Nie wiem, czy to oznacza, że nie wie, czy że się na ten scenariusz nie zgadza.

– Twoja siostra co prawda nie leży w świetnym ośrodku… – Zaśmiałbym się z jej naiwności, ale nawet moja podłość ma granice. – Ale nadal musi jeść, potrzebuje leków, pieluch dla dorosłych i tak dalej. Popraw mnie, jeśli źle oceniam jej stan.

Isolde nabiera powietrza, żeby powstrzymać szloch.

– Dobrze oceniasz – mówi przez zęby.

– Za długi idzie się do więzienia, tylko że twój ojciec nie zasługuje na takie konsekwencje. W jego przypadku byłaby to nagroda. Czeka go coś o wiele gorszego, chyba że ty…

Isolde podnosi rękę, więc milknę.

– Mam ci się oddać? – pyta bez tchu.

Wybucham śmiechem. W międzyczasie zsuwam dłoń na jej szyję.

– Możemy to i tak opisać. Chyba za dużo się naczytałaś.

Isolde podnosi dłoń i kładzie na mojej. Chce ją zdjąć ze swojej szyi. Nie pozwalam na to i ona w końcu rezygnuje.

– Jestem dziewicą – mówi szeptem.

Chrząkam, żeby powściągnąć swoje fizyczne pobudzenie. Wybuchło w moim ciele, jak tylko zobaczyłem Isolde na żywo. Zdjęcia, które pokazał jej stary, nie oddawały w pełni jej urody.

– Słucham? – pytam bezlitośnie.

– Jestem dziewicą. Nie zrobisz mi tego… nie mogę tego zrobić.

Przyciągam Isolde do siebie, trzymam mocno jej kark.

– Czego ci nie zrobię? – pytam półgłosem. Mój oddech owiewa jej usta. Są tuż, tuż.

Isolde staje się bardziej niespokojna, a jej skóra nabiera bardziej różowego koloru. Te piegi są naprawdę urocze.

– Czego mam ci „nie zrobić”? – pytam ponownie. – Mam cię nie zabrać do domu? Nie przywiązać do łóżka? Mam nie wsadzić kutasa w twoją wąską cipkę? Nie spuścić się do twoich ust, na cycki ani w tyłku?

Ona otwiera usta, jest do głębi zaszokowana.

– Nie możesz tak mówić – mówi spłoszona. – To nieprzyzwoite. Jesteś dorosłym mężczyzną i mówisz wulgarne rzeczy.

– Dziewczyny w twoim wieku dobrze się w tym zazwyczaj orientują. Co cię tak zgorszyło, rudzielcu? – Zanurzam palce w jej włosach z tyłu głowy, szarpię i ten zaimprowizowany kok się rozpada. Moją dłoń przykrywają jej wilgotne, falowane włosy. Nachylam się, żeby je powąchać. – Mmm… – mówię cicho. – Wyobrażam sobie, jakby to było, gdybym cię też zerżnął pod prysznicem. Mam taki hak w łazience, mógłbym cię na nim zawiesić.

Isolde stara się odchylić głowę do tyłu, żeby na mnie popatrzeć.

– Boję się, kiedy mówisz takie rzeczy. Chcesz mnie powiesić? – pyta drżącym głosem.

– Zawiesić – poprawiam ją. – Na haku nad wanną. Na wyciągniętych rękach. Jesteś wysportowana, wytrzymałabyś. Podoba mi się twoja figura, mogłabyś być modelką.

– Chcę iść do college’u.

Uśmiecham się drwiąco, a ona zaciska usta.

– Mam szansę na stypendium sportowe.

Kiwam głową.

– Oczywiście. Więc pomóż sobie, mamie oraz tacie, i chodź do środka.

Isolde jeszcze silniej napiera na moją dłoń i udaje jej się podchwycić mój wzrok. Patrzymy sobie w oczy. Jestem nad nią mocno nachylony, moja noga przylega do jej uda. Drugą dłoń kładę na kolanie pod sukienką, ale nie robię nic więcej.

Wymiana spojrzeń trwa i trwa, co mi wcale nie przeszkadza. Isolde odzywa się pierwsza:

– Jeśli dam ci się pocałować – mówi – to puścisz mnie do mamy?

Kurwa, to jest niewiarygodne. Ona jest niewiarygodna. Czy ja rozmawiam z jebniętą królewną z bajki? Z Czerwonym Kapturkiem?

– „Jeśli dasz mi się pocałować”? – powtarzam sarkastycznie.

– Tak. Z własnej woli. Ale muszę porozmawiać z mamą. Muszę zapytać, co z siostrą i w ogóle… muszę.

Oblizuje usta. Jak zaczarowany wpatruję się w koniuszek jej języka. Widzę go w oczach wyobraźni gdzie indziej. Na przykład na czubku swojego penisa.

– Wypuścisz mnie? – naciska.

Kręcę głową.

– Nie – mówię ze śmiechem. Ta mała naprawdę poprawia mi humor.

Isolde mruga, jej rzęsy kilkakrotnie trzepoczą.

– Wrócę – mówi. – Proszę cię. Tylko na kilka godzin. Muszę porozmawiać z mamą.

Przybliżam się jeszcze bardziej i prawie czuję dotyk jej ust.

– Pocałunek to za mało – mówię półgłosem.

Znowu porusza rzęsami. Nie wie, co powiedzieć.

– Możesz zapytać, za co się zgodzę – podsuwam.

Isolde bierze głęboki oddech.

– Czyli się zgodzisz? – pyta z nadzieją.

– Zawiezie cię mój kierowca. Będzie cię przez cały czas pilnował.

– Dobrze – potwierdza podejrzanie szybko.

– Ale to nie wszystko. Musisz zrobić więcej niż pocałunek.

Pochylam się i przyciskam ją do siebie. Szepczę jej do ucha, co w zamian ma dla mnie zrobić.

Isolde

Pocałujeszmnie,apotem wyliżesz moje palce. Wsadzę ci mokre palce do cipki. Wymasuję twoją łechtaczkę, aż dojdziesz na mojej dłoni.

– O Boże – mówię, chociaż całkowicie straciłam oddech. – Nie można takich rzeczy mówić.

Mężczyzna znowu uśmiecha się diabolicznie. Ma ciemne włosy z kilkoma białymi pasemkami, chociaż nie jest aż taki stary. Może mieć jakieś trzydzieści pięć, sześć lat.

Jednak to oznacza, że i tak jest o połowę ode mnie starszy. Może chodzi do łóżka z młodymi dziewczynami, ale ja i tak czuję się przy nim dziecinna, śmieszna i bezsilna. Oraz zgorszona faktem, że zupełnie się nie hamuje.

– Powtarzasz się – kpi ze mnie.

– To było nieprzyzwoite.

Znowu się śmieje. Trzyma mnie bardzo blisko przy swoim wielkim, imponującym ciele. Pachnie… drogo. Drogimi kosmetykami i perfumami, drogimi ciuchami. Ma zimne, niebieskie oczy i cień zarostu na twarzy. Rysy jego twarzy są tak bezbłędne, jakby występował w reklamach luksusowych rzeczy dla mężczyzn; oczywiście widzę, że nie tym się zajmuje. Ma… kasyna. Które chce sprzedać.

A mnie chce kupić.

– Zaraz zmienię zdanie – szepcze mężczyzna.

Nawet nie znam jego imienia. Pojawiło się co prawda w tych dokumentach, ale byłam tak rozdygotana, że go nie zapamiętałam.

– Jak się nazywasz?

On muska moje usta wargami.

– Moje nazwisko jest niezbędne, żebym mógł włożyć ci rękę między nogi? – pyta półgłosem.

– Skąd wiesz, że nie łamiesz prawa?

– Wiem. Jesteś w odpowiednim wieku na świadomą zgodę.

– Ale ja się wcale nie zgo…

Nie czeka, aż skończę. Wpija się w moje usta.

Dużo razy całowałam się z chłopakami, przynajmniej – ja tak uważam. Czterech to dużo, prawda? Ostatniemu pozwoliłam się dotykać do pasa, ale niżej już nie.

Ten mężczyzna całuje zupełnie inaczej. Ssie moje wargi i nadgryza je. Potem pakuje mi język do ust. Zmienia front, zaczyna całować delikatnie i bez użycia języka, a kiedy zdążę się odprężyć, znowu atakuje. Pieką mnie usta i walczę o każdy oddech.

Jego prawa ręka błądzi po moim udzie. Lewą ściska moją głowę, żebym się nie wyrwała. Prawie leżę, a on zwalił się na mnie, chociaż chyba nie całym ciężarem. Zgniótłby mnie wtedy.

Odrywa się od moich ust. Wygląda tak, jakby to całowanie się wcale go nie poruszyło.

– Słyszałaś, czego oczekuję – przypomina. – Ściągnij majtki.

– Nie chcę ci ich pokazywać. Są zupełnie zwyczajne.

Wpatruje się we mnie z zaintrygowaną miną.

– Zwykłe różowe majtki. Bez żadnych koronek ani różnych takich rzeczy – dodaję.

– Kurwa – mruczy pod nosem. – Masz je zdjąć po to, żebym nie musiał ich oglądać. Nie interesuje mnie, jak się prezentują. Poczekaj.

Wypuszcza mnie z tego uścisku, raptownym ruchem obraca moje ciało na siedzeniu. Wsuwa obie dłonie pod moją sukienkę. Szarpie kilka razy za majtki i udaje mu się je ściągnąć do kolan. Sama pozbywam się ich do końca.

Mężczyzna znowu chwyta mój kark.

– Otwórz usta – mówi.

Mam ochotę protestować, tylko że to jest nieracjonalne. Rozchylam więc wargi. On wciska do środka dwa palce. Czuję je na języku.

– Ssij – mówi. – Dużo śliny. Nie chcę cię rozdziewiczyć ręką.

Prawie się krztuszę i on wyciąga palce.

– Co się dzieje? Nie rozumiesz, co mówię?

– Dlaczego miałbyś rozdziewiczyć mnie… ręką? – pytam przestraszona.

On wzdycha z niezadowoleniem.

– Nigdy nie ssałaś fiuta?

Kręcę głową przecząco.

– A lizaka? Albo cukierka?

Wzruszam ramionami. On wpycha mi znowu palce do ust, ale robi to delikatniej.

– Musisz pokryć je śliną – mówi powoli, jak do osoby, która na niczym się nie zna.

Robię to, co każe. Mężczyzna wkłada tę rękę pod moją sukienkę, łokciem rozsuwa mi kolana. Drugą dłonią trzyma mnie za kark. Wpatruje się w moją twarz.

– Nie zamykaj oczu – uprzedza.

– I pozwolisz mi pójść do domu? – Ostatni raz próbuję osiągnąć swoje.

Przyciska usta do moich, uniemożliwiając mówienie.

– Cicho bądź.

Wilgotne palce rozdzielają moje wargi sromowe. Czuję lekkie łaskotanie, tam, gdzie jest pasek włosków. Niżej też. Oczywiście sama też się czasami dotykam, ale nigdy nie robił tego chłopak czy mężczyzna. Jego palce są większe, bardziej szorstkie. Pewnym ruchem pociera zewnętrzną część mojej cipki, aż zaczynam się wiercić. Widzę cień uśmiechu na jego surowej twarzy. Bardzo delikatnie wsuwa czubek palca do środka, ale nie wkłada go. Sprawdza coś.

– Robisz się wilgotna – mówi. – Zbadajmy to.

– Obiecałeś, że…

– Cicho.

Kręci kółka tą opuszką palca. Bawi się moją cipką i rozsmarowuje wilgoć, która się z niej wydobywa.

– Hmm… – mówi prosto w moje usta. – Będziemy mieć mnóstwo zabawy. Miałaś nie zamykać oczu.

Otwieram je posłusznie. Palec podjeżdża do góry i dotyka pobudzonej łechtaczki. Podskakuję na siedzeniu. Mężczyzna mnie unieruchamia.

– Dobrze, tak? – pyta. – No to poczekaj.

Jeden palec podciąga do góry fałdkę skóry, drugi opiera się na obnażonej łechtaczce. Zaczyna powolną pieszczotę. Nadaje jej rytm. Od głaskania w pionie przechodzi do kręcenia kółeczek. Chcę zacisnąć kolana, ale nie mogę. Głośno oddycham.

Pieszcząca mnie dłoń zaczyna pracować szybciej.

– Nie – szepczę. – Nie możesz.

– Mogę. I ty też „możesz”. – Naśladuje mój pełen obawy ton. – Bardzo dobrze, Isolde. Jestem zadowolony z tego, co widzę.

Trąca łechtaczkę opuszkami palców. Gwałtownie poruszam biodrami. Mężczyzna przyciska nos do mojego policzka i chłonie rozpaczliwe jęki.

– Daj mi swój orgazm, rudzielcu. Dzisiaj wyjątkowo pozwolę ci dojść od razu.

– Nie mogę tak robić – jęczę zrozpaczona.

Podnosi głowę i wpija wzrok w moje oczy.

– To poczucie winy jest wspaniałe – mówi półgłosem. Tempo pieszczot palcami rośnie. Nie wiem dokładnie, co się dzieje. Czuję jakby ukłucia dookoła mojej łechtaczki, cipka pulsuje. W podbrzuszu obracają się ciepłe kręgi, które stają się coraz cięższe. Trzęsą mi się kolana i stopy. Unoszę bezwiednie biodra i poddaję się.

Mężczyzna otula moją cipkę całą dłonią i naciska w rytm moich nieuporządkowanych ruchów. Rzucam się i próbuję uniknąć jego dotyku. Nie pozwala na to. Ściska cipkę i wdusza mnie w siedzenie. To przynosi ulgę, chociaż nie powinno. Mogę się oddać swoim odczuciom, ponieważ nie mam wyboru.

Skurcze, nad którymi nie panowałam, stają się coraz dłuższe, ale też – coraz słabsze. Wypuszczam kilka głośnych oddechów.

– Dałaś niezłe przedstawienie – mówi rozbawiony mężczyzna. – Nie tylko dla mnie. Popatrz w okno.

Widzę, że ten kierowca stoi w takiej odległości, żeby mieć dokładny widok na mój odsłonięty brzuch, uda i wzgórek łonowy. Ma minę pozbawioną emocji. Może są ukryte w jego oczach, za okularami przeciwsłonecznymi.

– Nazywam się Tristan Hatchett – mówi mężczyzna, którego ręka wciąż gładzi mój brzuch. Kciukiem zaczepia biodro. Potem gładzi wnętrze uda. – Możesz próbować zapamiętać, o ile, oczywiście, wróciłaś już do siebie.

– Nie wiem – odpowiadam. On znowu potrąca opuszką łechtaczkę, a ja się krzywię. – To boli.

– Jesteś bardzo wrażliwa na dotyk – mówi w zamyśleniu, jednak przestaje mnie dręczyć. – I ładnie wyglądasz, kiedy dochodzisz. Kiedyś to nagram, bo warto uwiecznić twój orgazm.

– Nie – protestuję od razu. – Nie zgadzam się.

Tristan przykrywa swoją wielką dłonią moją cipkę, nachyla się i dotyka moich ust swoimi.

– Nie masz nic do powiedzenia, rudzielcu. Niedługo to zrozumiesz. Będę cię używał, korzystał z ciebie i deprawował, dopóki mi się nie znudzisz, a na dowód zostawię sobie filmy z tobą, żeby czasami do nich wracać. To obiecał mi twój ojciec, a ty się właśnie zgodziłaś, ściągając majtki. To jest droga tylko w jedną stronę. Robisz to, co będę chciał. I nie bój się. W swoim czasie cię wypuszczę, wrócisz do swojego nudnego życia, a nagrań nikt nigdy nie zobaczy. Gwarantuję ci to.

Zaczyna mnie spokojnie i czule całować. To jest okropne oszustwo, bo czuję się z tym dobrze, chociaż to obcy i zły człowiek. Zasłania mój brzuch, opuszczając sukienkę na uda. Ukrywa mnie w swoich ramionach i kontynuuje te głębokie, dominujące pocałunki. W przerwie mówi:

– Lubię całować takie słodkie dziewczyny, jak ty. Nic nie umiesz, rudzielcu.

Wraca do ssania moich ust i języka. Mimo woli znowu robię się podniecona. Zastanawiam się, jak on się czuje. Przecież nic nie zrobiliśmy z jego pobudzeniem.

Odsuwa się, jakby usłyszał moje myśli. Nachyla się, otwierając drzwi od mojej strony. Wydaje kierowcy krótkie polecenie: ma mnie zawieźć pod adres mamy i przywieźć z powrotem za dwie godziny.

– Trzy – mówię. – Mama dopiero za godzinę skończy pracę.

– Za dwie godziny – powtarza Tristan. Odwraca się do mnie. – Nie ty decydujesz, Isolde. Jeśli nie będziesz współpracować, konsekwencje będą bardzo nieprzyjemne.

Pstryka palcem w mój nos, otwiera drzwi z drugiej strony i wychodzi bez pożegnania.

Na podłodze auta leżą moje niewinne i zdecydowanie nieseksowne majtki z bawełny. Zakładam je, a kierowca Tristana rusza. Przez całą drogę nie odzywamy się do siebie, bo wciąż rozdziela nas matowa szyba.

Piszę dyskretną wiadomość do mojej przyjaciółki Dot: Podrzuć mi koc, który najbardziej lubię. Jest bardzo potrzebny. Ona odpisuje: No, jest raczej ciepło, ale pewnie. Załatwię Ci go.

Wpadam do domu, wiedząc, że mama tak szybko nie wróci; to daje mi chwilę na zrobienie tego, co zaplanowałam. Zasłaniam rolety w swoim pokoju na piętrze, zostawiając tylko kilka centymetrów odsłoniętego okna. Kierowca Tristana Hatchetta zaparkował tuż przy naszym trawniku. Mam wrażenie, że nie spuszcza mnie z oczu, ale teraz jestem w domu, więc widzi tylko, że nie wyszłam.

Oglądam się w lustrze. Powinnam wyglądać inaczej po tym, co zrobił ze mną Tristan Hatchett. Jednak tak nie jest. Jestem tylko rozczochrana i może trochę spocona, ale nie bardziej, niż zazwyczaj w trakcie tak upalnego dnia. W aucie była przecież włączona klimatyzacja.

Znowu zlewam się wodą, tym razem letnią, bo nasza klimatyzacja od lat szwankuje. W domu jest prawie tak samo ciepło, jak na zewnątrz. Kiedy wychodzę z łazienki, „mój ulubiony koc” już jest na miejscu.

A właściwie mój były chłopak, Theo, który jako dziecko miał przezwisko Blanket. Jest bratem mojej przyjaciółki Dot.

Rzucam się do okna, ale samochód z ochroniarzem stoi wciąż w tym samym miejscu.

– Wszedłeś przez kuchnię? – pytam bez tchu.

Theo patrzy na moje ciało, zasłonięte tylko kusym ręcznikiem.

– Jak zawsze – odpowiada. – Czego chcesz?

Jego oczy krążą po moim ciele. Nigdy nie widział mnie w ręczniku po kąpieli, domyślnie – nagiej pod spodem. Całowaliśmy się tylko i niewinnie pieściliśmy. Theo naciskał na seks, a ja się nie zgadzałam. Dwukrotnie ode mnie odszedł z tego powodu – i dwa razy też wrócił na kolanach, błagając o szansę. Za trzecim razem to ja go zostawiłam.

W końcu poszłam po rozum do głowy, a dzisiaj ten sam rozum bezpowrotnie się ulotnił.

– Chcesz się ze mną przespać? – pytam.