Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Uległa Isolde i jej Tristan" to kontynuacja historii opisanej w "Uległej Isolde". Bohaterka nie jest już bezbronną dziewczyną, która padła ofiarą drapieżnika. Stała się piękną, odważną kobietą, uwielbianą przez bogatego męża Marcusa i młodego kochanka Augustina. Czy mężczyzna z jej przeszłości, Tristan, znajdzie dla siebie miejsce w tym skomplikowanym układzie?
"Marcus chce mojej małżeńskiej lojalności i dotrzymania jego warunków. Gus pragnie, żebym go kochała i uszanowała. Tristan – żebym wszystko dla niego poświęciła".
Książka stanowi współczesną adaptację celtyckiej legendy o Izoldzie i Tristanie. Jest przeznaczona tylko dla osób dorosłych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 251
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Siedzęwbarzei staram się unikać spojrzenia napalonej mieszkanki Londynu. Nie chodzi o to, że nie jest atrakcyjna. Miałaby szansę, gdyby nie to, że przyleciałem tu, żeby spotkać się z Isolde. Napisałem kilka wiadomości, od kiedy samolot z San Francisco dotknął kołami angielskiej ziemi. Nie dostałem ani jednej odpowiedzi.
Coś się stało?, piszę kolejną wiadomość.
Zamawiam whisky.
Isolde, dlaczego nie odpisujesz?
Wchodzę na galerię zdjęć. Oglądam je kolejny raz. Niestety są dowodem, że nadal mam zjebany charakter. Wynająłem detektywa, który śledzi Isolde i mojego syna. Tylko w miejscach publicznych. I tylko po to, żebym czasem mógł na nich popatrzeć.
Mały ma już sześć lat i chodzi w szkolnym mundurku. Na szczęście Isolde i Marcus nie zapisali Timmy’ego do szkoły z internatem. Właściwie nie miałem realnych obaw. Isolde jest zakochana w swoich dzieciach i na pewno nie chciałaby się z nimi rozstać.
– Hej, przystojniaku! – dziewczyna decyduje się jednak do mnie przysunąć. Przestawia stołek barowy i niemal dotyka mnie łokciem. – Mogę postawić ci drinka?
Patrzę na nią bez wyrazu i pokazuję, że moja szklanka wciąż jest wypełniona.
– A może… – Dziewczyna nakręca kosmyk włosów na palec – ty mi postawisz drinka?
Podnoszę swoją szklaneczkę i dopijam do końca. Stawiam ją przed barmanem i pokazuję palcem siebie, a potem ją.
– Dla mnie jeszcze raz to samo. Dla pani to, czego sobie zażyczy.
Dziewczyna wyszczerza radośnie zęby. Jedno moje spojrzenie gasi ten uśmiech.
– Jestem tu umówiony z inną kobietą – mówię.
Domyślnie sugeruję, że powinna zabrać swoją Bloody Mary i pójść gdzie indziej.
– Szczęściara – szepcze dziewczyna, przysuwając się jeszcze bliżej.
Spoglądam na nią, licząc na to, że się odsunie. Niedługo wsadzi nos w mój telefon.
– Hmm.
– To coś poważnego? – szczebiocze dalej.
Zsuwam się ze stołka barowego, odstawiam go na komfortową odległość i znowu siadam.
Dziewczyna wymienia porozumiewawcze spojrzenie z barmanem. Mierzę go wzrokiem i facet natychmiast się dematerializuje. Idzie pucować kieliszek na drugim końcu.
– Wyraziłem się niejasno? – pytam.
Ona jeszcze walczy. Puszcza do mnie oko.
Tym razem już przesadziła.
Nachylam się, żeby powiedzieć jej dobitnie, ale niezbyt głośno:
– Czy mam iść do szefa obsługi i zapytać, dlaczego tak renomowany hotel wpuszcza dziwki?
Dziewczyna blednie. Wypija połowę drinka i rezygnuje z reszty, odstawiając kieliszek.
– Czy ja ci coś zrobiłam? – pyta z tym nieznośnym akcentem osoby, która zgrywa kogoś lepszego.
– Nie. Jestem umówiony i nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Możesz usiąść gdzieś indziej?
– Trzeba było nie stawiać mi drinka – dąsa się dziewczyna i odchodzi na drugi koniec baru.
Próbuje poskarżyć się barmanowi, ale on ją ignoruje. Dziewczyna odwraca się plecami i wyciąga telefon z torebki. Pisze coś.
Zbiegiem okoliczności ja dostaję teraz wiadomość i spoglądam na ekran komórki.
Nie widziałam SMS-ów.
Nie do końca w to wierzę. Pisałem Isolde wczoraj, że wylatuję. Odezwałem się z lotniska tuż przed startem. Kolejne wiadomości wysłałem już stąd. Wziąłem prysznic, wynająłem samochód i pokój w innym hotelu. Nie chcę, żeby obsługa wiedziała, że spotkamy, bo Isolde i jej mąż są tu częstymi gośćmi.
Isolde, miałaś rację. Nie mogę się doczekać spotkania. Myślałem o tym codziennie, od kiedy mnie odwiedziłaś.
Dostaję emotkę z uśmieszkiem.
Nie poznaję Cię, Tristanie.
Sam siebie nie poznaję. O której będziesz wolna?
Nie mogę dzisiaj.
Czytam to zdanie kilkakrotnie. Czuję przypływ adrenaliny.
Dlaczego?
Elijah źle się czuje.
Mam ochotę jej napisać, żeby zostawiła chłopca z jego ojcem. Gus z pewnością godnie ją zastąpi.
Leciałem tu jedenaście godzin. Po chwili kasuję to zdanie i postanawiam, że nie będę robił jej wymówek.
Nie mogę dać Isolde do zrozumienia, że steruje mną, jak chce.
W porządku. Daj znać, jak będziesz mogła się spotkać. Znajdę sobie zajęcie.
Nie wątpię.
Szybkość jej odpowiedzi mi się podoba. Jest odrobinę zirytowana ostatnim zdaniem.
Jak mały zaśnie, zadzwonię, dopisuje Isolde.
Uśmiecham się szeroko. Właśnie o to mi chodziło. Nie chce, żebym „znalazł sobie zajęcie”.
Nie mogę się doczekać. Zostaw na dyżurze Gusa.
Zobaczę. Czekaj na telefon.
Nie chce mi się tutaj siedzieć ani wracać do pokoju. Przejdę się po mieście. Co prawda pogoda w grudniu jest paskudna, ale przyda mi się ochłoda.
Ta natrętna dziewczyna pospiesznie idzie za mną. Mało nie połamie sobie nóg na obcasach.
Chwyta mnie za rękaw tuż przed wejściem do windy.
– Co do kurwy… – mamroczę pod nosem i wyrywam się dziewczynie z taką siłą, że chwilę potem muszę ją złapać, żeby nie upadła. Jesteśmy w miejscu publicznym.
– Powinnam posłuchać i włożyć rudą perukę – mówi.
– Co?
Coś zaczyna mi świtać. Dziewczyna uśmiecha się tak, jakby chciała powiedzieć: „nie gniewaj się, to nie moja wina”.
– Miałaś służyć za przynętę? – syczę i wypuszczam jej ramię jak oparzony. – Kto cię nasłał?
Robi krok w tył i sprawdza, jak daleko do wyjścia.
– Zapłacę ci więcej, jeśli powiesz, kto cię wynajął.
Kręci głową.
– Myślałam, że jasne włosy też ci się spodobają. – Mówiąc to, cofa się, nie spuszczając ze mnie wzroku. Może się obawia, że złapię ją za ubranie i nie wypuszczę.
– Wynoś się stąd – mówię. – Twoja misja się nie udała. Nie ma znaczenia, czy jesteś ruda, czy nie. Nie sypiam z kobietami twojego pokroju.
Zaciska usta.
– Myślisz, że ona jest lepsza? – Teraz ona syczy.
Wycofuję się z tej konfrontacji i wsiadam do windy. Patrzę w swoje odbicie. Widzę przystojnego i dobrze wyglądającego faceta, za którym wciąż biegają kobiety. Nie jestem zainteresowany żadną z nich.
Ktoś wynajął dziewczynę, żeby mnie uwiodła w hotelowym barze, w tak prostacki sposób.
Pytanie, czy inny, bardziej wyrafinowany, by zadziałał?
Sięgam po kartę, żeby otworzyć sobie pokój i zabrać płaszcz. Ktoś dzwoni.
– Mogę chwilę pogadać – szepcze Isolde. – Elijah śpi.
Rozmowa o jej dziecku, które sobie sprawiła z innym facetem, powinna zadziałać jak zimny prysznic. Szkoda, że tak nie jest.
– Umówmy się za godzinę. Będę brała kąpiel. Włączę kamerkę i jeśli chcesz…
– Isolde – przerywam jej. – Chcę. Oszaleję, jeśli nie zobaczę cię nagiej. A jutro musimy się spotkać. Czekałem na to czterdzieści jeden dni.
– Myślałam, że jestem w ciąży – szepcze. – Znowu nie wiedziałam, z którym z was. Przepłakałam całe dwa dni. Tylko Marcus był szczęśliwy, bo marzy o córeczce.
Z rozmachem wchodzę do pokoju, uderzam pięścią w ścianę. Chcę jej powiedzieć, że…
Sam nie wiem, co miałbym jej powiedzieć.
Całujęobuswoichsynków na dobranoc. Elijah śpi, siedzi przy nim Gus. Opiera głowę o zagłówek łóżka i pomimo tego, że nie do końca się położył, widzę, że niebawem zapadnie w drzemkę. Ma zamknięte oczy. Trzyma Elijaha za rękę.
Cichutko zamykam drzwi i wchodzę do pokoju Timmy’ego. Odkłada książeczkę, która pomaga mu w zaśnięciu. Ma ją od dawna, niemal od urodzenia. Najpierw przeglądał ją ze mną, teraz – bawi się nią sam. Na każdej stronie jest złożony obrazek z mnóstwem szczegółów, które teraz Timmy w skupieniu ogląda z miniaturową latarką. Londyńskie metro, Muzeum Historii Naturalnej, zamek Windsor, London Eye.
– Mamo, co będziemy jutro robić?
– Jedziesz na piknik ze szkołą – przypominam szeptem. Gaszę lampkę, zostawiając tylko niewielkie światełka dookoła wieży zbudowanej z Lego. Wyłączą się po dwóch godzinach, a wtedy synek będzie już smacznie spał.
– Zapomniałem – mamrocze Timmy, chociaż podczas kolacji z zapałem streszczał swoje plany związane z tą wycieczką. Dodaje rozespany: – Kocham cię, mamo.
– Ja też cię kocham, synku – szepczę i uśmiecham się na widok jego zadziornej minki. Usypia niemal natychmiast.
Opuszczam piętro, na którym mieszczą się pokoje dzieci razem z obszerną bawialnią. Wchodzę na wyższy poziom. Dosłownie i w przenośni. To strefa dla nas, dorosłych. Z pozoru to oczywiście zwyczajne luksusowe pomieszczenia, takie, na jakie mogą sobie pozwolić bogaci. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. W weneckich lustrach, kamerach i szufladach z akcesoriami do zakazanej zabawy.
W naszej głównej sypialni zastaję męża. Marcus posiada swój gabinet, ale chętnie przenosi się z czytaniem albo pisaniem właśnie tutaj; z tego powodu zajmuje zawsze ten sam fotel z podnóżkiem. Do tego mebla można dosunąć stylizowany stolik do postawienia laptopa. Sprowadziłam go na specjalne zamówienie.
Pochylam się nad ramieniem Marcusa i spoglądam na tekst, który się wyświetla.
– Bzdury piszą – mówi mój mąż. – W poniedziałek musimy przejrzeć te raporty razem. Nie cierpię fundacji, które uważają sponsorów za idiotów.
Kręci głową i stuka pustą fajką w blat.
Ocieram się policzkiem o jego skroń, a on podnosi rękę i gładzi mnie czule po włosach.
– Wiem, że będziesz ich bronić – mówi.
– Nie. Jeśli odkryjemy błędy w raportach, wyciągniemy konsekwencje. Trzeba będzie zatrudnić kogoś innego do zarządzania fundacją – odpowiadam. – Najważniejszy jest cel, Marcus, a przeszkody po drodze trzeba po prostu… Unicestwić.
Marcus opiera się wygodnie o oparcie fotela. Odsuwa nogą stolik, który ma dyskretne kółka, właśnie do tego celu.
– Uwielbiam, kiedy jesteś taka destrukcyjna – mówi. – Wskakuj tu, żono.
Okrążam fotel i siadam na jego kolanach, wtulając się w szeroką pierś. Marcus obejmuje mnie ramionami. Teraz zaczynam słyszeć cichą muzykę, która towarzyszy naszej rozmowie.
– Nie wiem, czy powinnam wyjeżdżać na ten weekend – szepczę. – Elijah…
– Przecież zostaje Gus – odpowiada Marcus. – I opiekunka chłopców. Wróciła już z urlopu?
– Tak, Erica przyjechała zaraz po kolacji. Rozmawiałam z nią.
– No, widzisz.
Marcus znowu głaszcze mnie po włosach. Potem zsuwa rękę na dekolt. Muska palcami Rubin Królowej.
– Obiecałam Tristanowi, że do niego zadzwonię. Mieliśmy się spotkać jeszcze dzisiejszej nocy.
– Hmm… - mruczy Marcus. Obejmuje palcami moją pierś. – Zadzwoń więc.
– Miałam włączyć kamerkę, kiedy będę się kąpać, żeby mógł popatrzeć – szepczę. – Jest stęskniony. Albo napalony.
Palce męża obejmują mój wzniesiony sutek. Pociera go delikatnie.
– Może jedno i drugie, Isolde – mówi.
Patrzę na jego twarz o szlachetnych rysach. Lubię karnację Marcusa i jego blond włosy, lekko falujące na końcach, chociaż widać to tylko wtedy, kiedy nie są zaczesane do tyłu. Wyobrażam sobie, jak we wszystkich pokoleniach jego arystokratycznej rodziny powtarzały się konkretne cechy: orle nosy, zgrabnie wycięte usta, oczy o rzadko spotykanym, bardzo jasnym odcieniu błękitu. Szkoda, że nie mogę mu dać jego dziecka.
Marcus układa mnie tak, żeby sięgnąć ustami do szyi i dekoltu. Niemal kładę się w jego ramionach. Ściąga w dół materiał sukienki i zręcznie rozpina stanik, którego haftki są umieszczone z przodu. Całuje mnie po piersiach. Potem mocno ssie sutki.
Kiedy sądziliśmy, że mogę być w ciąży, Marcus spędził kilka nocy tylko ssąc i pieszcząc moje piersi. On jako jedyny czuł entuzjazm na myśl, że mogę być w kolejnej ciąży.
Pewnie wróci do tego tematu.
Wzdycham miarowo, czując to mocne ssanie nie tylko w pobudzonych piersiach. Iskry podniecenia pojawiają się też niżej, między nogami. Kładę tam rękę, ale Marcus ją zatrzymuje. Spogląda mi w oczy z filuternym uśmieszkiem.
– Jeszcze nie teraz – szepcze i ponownie bierze sutek w usta. Potrąca jego twardy koniuszek czubkiem języka.
Zamykam oczy i dzięki temu więcej czuję; wyraźniej też słyszę. Muzyka jest coraz spokojniejsza. Cicho skrzypią drzwi. Domyślam się, że to Gus.
Słyszę cichy dialog moich obu mężczyzn. Marcus pieści moje sutki dłonią. Gus nachyla się nade mną i mocno całuje w usta.
– Wszystko dobrze – szepcze. – Przyszła Erica.
Marcus zadziera moją sukienkę i wsuwa palce pod koronkowe majtki. Pieści mnie przez chwilę między nogami, a potem mówi półgłosem, że jestem gotowa. Odsuwa majtki na bok i jeszcze raz sprawdza palcem, czy jestem wilgotna.
Siadam tyłem na jego udach. Czuję, jak jego sterczący penis zaczepia moje pośladki, pochylam się do przodu. Sztywny członek męża przeciska się do środka. Łapię gwałtowny oddech. Chwilę potem już oddycham tylko przez nos. Gus staje przede mną i wciska penisa do moich ust.
Chwytam dłońmi pośladki Gusa, a on obejmuje wielkimi dłońmi moją głowę i narzuca rytm, w jakim mu obciągam. To on spuszcza się pierwszy. Najpierw czuję gwałtowne ruchy bioder, potem wytrysk spermy. Przesuwam rękę na jądra Gusa, żeby je popieścić. Ściskam jego penisa w przestrzeni między podniebieniem i językiem. Jęczy z wysiłkiem, bo wysysam z niego ostatnie krople.
Przyciskam twarz do umięśnionego brzucha, rozluźniony Gus głaszcze moje włosy i kark.
Mąż porusza mną coraz szybciej. Słychać, jak nasze ciała obijają się o siebie. Nie zdążyłam zdjąć sukienki, ale Marcus podciąga materiał do poziomu talii, żeby lepiej widzieć nasze ciała. Dopiero po orgazmie przyciska moje plecy do swojej klatki piersiowej, uspokaja oddech i całując mnie po szyi, szepcze:
– Kocham cię, Isolde.
Moje wnętrze jest rozgrzane, pobudzone i wciąż w gotowości, bo nie doszłam na swój szczyt. Marcus doskonale o tym wie. Gładzi mnie po brzuchu. Jego penis nadal jest w środku.
Gus przeciąga się, ale nie spuszcza z nas wzroku. Chętnie zastąpiłby Marcusa i także mnie popieścił. Może tak zresztą będzie.
– Odpręż się, Isolde – szepcze Marcus. – Byłaś taka dobra dla nas.
Uśmiecham się leniwie. Mąż wsuwa palce między moje rozsunięte nogi i szuka odpowiedniego rytmu, pocierając łechtaczkę. Najintensywniej odczuwam, kiedy robi to mocno i szybko.
Gus całuje mnie i gryzie moją górną wargę. Swój orgazm przeżywam po cichu, jęcząc prosto w jego usta. Ręka Marcusa zatrzymuje się w chwili, kiedy wyczuwa mimowolne skurcze na swoim penisie. Dopiero po tym, jak kończę szczytować, ściąga mnie z siebie, ale natychmiast obejmuje mnie Gus. Namiętnie się całujemy. Skłania mnie do tego, żebym ciasno przylgnęła do jego ciała i objęła go nogami w pasie.
Odwraca się i robi kilka kroków w stronę łóżka. Powoli mnie na nim kładzie. Ociera się o mój wzgórek łonowy; jego penis ma taką właściwość, że zawsze jest na wpół sztywny. Nawet kilka albo kilkanaście minut po wytrysku. W parze z Marcusem, nieco zbyt poważnym intelektualistą tworzą… mężczyznę idealnego.
Gus ściąga mi do końca majtki, wyciera nasienie, które zaczyna wypływać z mojej cipki. Wkłada dwa palce i porusza nimi, jakby chciał usunąć wszystko. To sprawia, że podrywam biodra do góry, bo on podrażnia najczulsze punkty w środku. Zazwyczaj po jednym orgazmie jestem szybko gotowa na kolejny, chyba że zdążę ostygnąć. Dziś to jeszcze nie nastąpiło.
Gus pochyla się, żeby ofiarować mi głęboki, mokry pocałunek. Potem schodzi językiem w dół. Liże przestrzeń poniżej pępka. W końcu zaczyna mocno stymulować łechtaczkę.
– O Boże – jęczę, poruszona siłą jego pieszczot.
Pompuje we mnie palcami i mocno ssie łechtaczkę. Dochodzę niemal od razu. Zaciskam uda, ale Gus odciąga moje prawe kolano na bok. Czuję, jak wypływa ze mnie pozostałość spermy i moja własna wilgoć. Wciskam palce w jego ciemne włosy obcięte niemal przy samej skórze i wydaję z siebie ostatni, prawie bolesny jęk.
Gus uśmiecha się w półmroku. Unosi swoje ciało i kładzie się wzdłuż mojego. Przytulamy się. Podnoszę głowę.
Marcus podnosi się z fotela i zbliża do łóżka, żeby pocałować moje włosy.
– Miałaś zadzwonić – przypomina. – Gus, daj jej odsapnąć.
– Zaraz wezmę kąpiel – mruczę wykończona. – Jeszcze nie jest za późno na telefon.
Gus potrąca nosem moje ucho i liże skórę na szyi.
– Jeśli masz zamiar zadzwonić do mojego byłego szefa, to z pewnością nie zaśnie, dopóki tego nie zrobisz – mówi z uśmieszkiem.
Marcus wiąże od nowa pasek szlafroka, który założył na jedwabną piżamę.
– Pójdę pooglądać jakiś najbardziej męczący sport – mówi. – Przez cały dzień rozwiązywałem konflikty między moimi szanownymi kolegami z uczelni. Okres przyznawania grantów to koszmar, który powtarza się każdego roku.
Kiwam głową. Gus rozbiera mnie do końca.
– Isolde – dodaje Marcus – jeśli zdecydujesz się jechać dzisiaj do Londynu, daj mi znać.
Kręcę głową.
– Nie ma mowy – odpowiadam.
Gus wstaje z łóżka. Jego penis znów jest w stanie wzwodu, ale on go tylko poprawia.
– Zrobię kąpiel naszej wykończonej Isolde – mówi do mojego męża. – Może potem do ciebie dołączę. Ale wtedy musimy poszukać kanału z NFL.
Marcus podnosi palec, jakby chciał powiedzieć: „otóż to”.
Zostaję sama. Słyszę, jak Gus kręci się w łazience, stuka słoiczkami, w których są sole kąpielowe i naturalne olejki. Włącza wodę, która zagłusza go od tej chwili.
Sięgam po swój telefon.
Miałam długi dzień.Mogę się odezwać, kiedy będę w kąpieli.
Myślałem, że zasnęłaś.
Ja, Marcus i Gus mieliśmy coś do zrobienia we troje.
Wyobrażam sobie minę Tristana. Z trudem toleruje fakt, że jestem mężatką, w dodatku w poliamorycznym związku. Wiem, na co liczył. Że spędzę z nim cały ten czas, kiedy będzie przebywał w Londynie.
Możesz mi opowiedzieć o szczegółach, chociaż jednocześnie wolałbym ich nie znać.
Pozostawię szczegóły twojej wyobraźni, odpisuję, podnosząc się z łóżka.
Przechodzę do łazienki. Nad wolnostojącą wanną unoszą się delikatne, kuszące zapachy naturalnych kosmetyków. Widać, że woda jest gorąca, bo niemal paruje.
Gus pomaga mi do niej wejść, daje mi jeszcze krótkiego buziaka i znika w łazience obok. Słyszę, jak włącza prysznic.
Ustawiam telefon w bezpiecznej odległości, na jednej z półeczek. Dla pewności stabilizuję ją małą, płaską świeczką.
Wybieram numer Tristana.
Naekranietelefonuwidzę zarys łazienki. Domyślam się, że jest to jedno z pomieszczeń w King Residence.
Złote i kryształowe akcesoria kontrastują z ciemnymi kaflami, ale przede wszystkim lśni na tym tle Isolde, zanurzona w pianie.
Opiera skroń o swoje ramię, wyciągnięte wzdłuż krawędzi czarnej wanny. Ma rozpuszczone włosy. Spadają poza krawędź. Sycę wzrok tym widokiem.
– Wyglądasz na zmęczoną – zaczynam.
Isolde kiwa głową. Nabiera wody i powoli oblewa swój dekolt.
– Jestem bardzo zmęczona.
– Co miałaś do zrobienia z mężem i Gusem? To, czego się domyślam?
Uśmiecha się jeszcze bardziej zagadkowo i znowu bawi się wodą.
– Mam swoje obowiązki, Tristanie. Przecież jesteś żonaty i wiesz, co trzeba wtedy robić. Taka jest umowa.
Zaciskam szczęki. Rozwiązuję krawat i rozpinam pierwszy guzik koszuli, a potem rzucam się na kanapę. Jednak ciągle patrzę w telefon i nie przerywam tego połączenia video.
– I jak było? – pytam.
– Doskonale, jak zawsze. Opowiedzieć ci?
Wpatruję się w jej szare oczy. Zastanawiam się, czy ona tego chce. Opowiedzieć mi, co robiła z innymi mężczyznami i czuć swoją przewagę.
Myślę też o tym, czy chcę jej tę przewagę oddać, czy nie.
– Możesz – mówię w końcu.
Nie jest to przyjemne, ale Isolde w kilku zdaniach opisuje ich seks we troje.
Wyobrażam to sobie w pełni realistycznie. Widzę kutasa Gusa w jej ustach, jej męża pieprzącego ją od tyłu w tym samym momencie. Potem znowu pojawia się Gus, który liże jej cipkę tak samo namiętnie, jak to robił w przeszłości.
Gdybym to ja kazał im to robić, z pewnością wyrzuciłbym z obrazka sir Marcusa i dodał siebie.
– Ja też cię dobrze znam, Tristanie – mówi leniwie Isolde. – Podnieciłeś się tym.
Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam.
Isolde siada w wannie, sięga po gąbkę i zaczyna powoli myć swoje ramiona i piersi. Drażni sutki. Przymyka oczy.
– Są tak samo wrażliwe, jak zawsze? – pytam, próbując sobie przypomnieć, jak dużo uwagi poświęciłem jej cyckom, kiedy spotkaliśmy się po latach. – Bo widzę, że są większe. Pełniejsze.
Isolde kiwa głową.
– Karmiłam swoje dzieci piersią. Marcus do tej pory uważa to za jeden z największych wyzwalaczy. Dlatego namawia mnie na kolejne dziecko, między innymi oczywiście.
Wypuszcza wodę z mokrej gąbki na lewą, potem na prawą pierś. Sutki sterczą tak, jakby chciały mnie przyciągnąć tam, do King Residence.
– Mam prośbę – odzywam się. – Jak będziesz kolejny raz w ciąży, to nie pozwól mu ssać pokarmu, to jest po prostu… obsceniczne.
Isolde obejmuje jedną z piersi i patrzy na mnie z prowokującą powagą.
– Dziękuję, Tristanie. Dałeś mi właśnie kolejną broń. Na pewno postąpię odwrotnie.
Kładzie się w wannie i zaczyna powoli myć gąbką swoje fenomenalne nogi.
– Jeśli chcesz sobie ulżyć, możesz to zrobić – mówi tak niewinnym tonem, jakby proponowała mi herbatę na podwieczorku o piątej.
Moja złość rośnie. Niezależnie od tematu naszej rozmowy, a może właśnie z tego powodu, kutas mi stoi jak oszalały.
Kładę dłoń na penisie, jakbym się zastanawiał, czy zamierzam go zdyscyplinować, czy raczej rozpiąć spodnie i skorzystać z sugestii Isolde.
– Ma pani na myśli „zwalić konia”, lady Isolde? – pytam złośliwie. – Nie potrzebuję twojego pozwolenia.
Ona zakłada nogę na nogę i widzę teraz nad powierzchnią wody tylko jej kolana.
– Wiem. Ale może… zachęty?
Chciałbym sobie zwalić, pożądanie niemal odbiera mi rozum. Ale nie mogę też odsunąć od siebie pokusy, żeby popatrzeć w oczy Isolde. Nie muszę gapić się na jej cycki, na nogi, ani między uda.
To jej oczy, w których ukrywają się emocje, najbardziej przyciągają mój wzrok. Mam wrażenie, że Isolde to wie. Przymyka powieki i przyciąga kolana do siebie.
– Mogłaś przyjechać tutaj i wziąć tę kąpiel ze mną – odzywam się.
Kręci głową, wciąż nie otwierając oczu.
– Wiem, że przed chwilą dotykał cię ktoś inny. A ty wiesz, że w przeszłości sam cię oddawałem innym mężczyznom.
Isolde zerka na mnie, podnosi nogę, rozchlapując wodę i kieruje nią we mnie.
– A teraz ja oddaję się sama. Komu chcę i jak chcę.
– Niestety, jesteś już dorosła – mówię złośliwie, chociaż sam czuję, że jest w tych słowach zarówno ciepło, jak i moja bezsilność. – Możemy się jutro spotkać? Przyjadę po ciebie. Wynająłem samochód, żebyśmy mieli swobodę.
– Gdzie się zatrzymałeś?
– Tu, gdzie zawsze. Ale jeśli przyjedziesz, zmienimy hotel na bardziej anonimowy.
Nie mam pewności, czy Isolde i sir Marcus nie są przypadkiem zbyt znani na to, żeby ona była anonimowa gdziekolwiek, ale postanowiłem, że podejmę chociaż taką próbę.
Chcę położyć się z Isolde do łóżka, patrzeć jej w oczy i dać ogromną rozkosz. Pragnę sprawić, żeby na chwilę zapomniała o swoim codziennym życiu.
– O której będziesz? – pytam.
– Nie wiem. Muszę rano… ocenić sytuację z dziećmi. Zresztą teraz też powinnam sprawdzić, co z Elijahem. Siedzi przy nim niania. – Isolde podnosi się i sięga po prysznic, żeby spłukać pianę.
Nie potrafię oderwać wzroku od jej ciała, a więc – okłamywałem się przed chwilą. Musi być tego świadoma. Mimo tego wyciera się pobieżnie i okręca ręcznik dookoła bioder. Wciąż widzę jej cudowne piersi. Isolde podchodzi do lustra i robi szybką pielęgnację twarzy.
Potem odwraca się i wraca po telefon. Zmienia się szczegółowość jej obrazu – zamiast konturów sylwetki widzę jej twarz z bardzo bliska.
– Wyśpij się – mówię.
– Ile razy jeszcze powiesz, że źle wyglądam? – pyta niezadowolona. Przemieszcza się z telefonem w dłoni. Odstawia go w inne miejsce. Nie widzę teraz nic oprócz kawałka ściany i sufitu.
Nie podoba mi się to. Dlatego się rozłączam.
NastępnegodniaIsoldedzwoni do mnie w porze lunchu. Potwierdza swoją decyzję: nie przyjedzie się ze mną spotkać.
– Właśnie wyszłam się przejść. Potrzebuję chwili dla siebie.
Przetrawiam swoje gigantyczne rozczarowanie.
– Skoro tego potrzebujesz, przyjedź do Londynu.
– Nie uda się. I nie musimy rozmawiać, jeśli nie chcesz. Mam do kogo zadzwonić.
– To było bardzo uprzejme – dogryzam jej.
Isolde wzdycha.
– Musiałam czuwać przez większość nocy. Nie mam ochoty na przepychanki. Jesteś bardziej dziecinny niż twój własny syn.
Ta odpowiedź jest szokująca. Dla niej też. To jej się po prostu wyrwało; sądzę, że świadomie nigdy by tego nie chciała powiedzieć.
– O Boże – szepcze.
Chyba w ostatniej chwili jej przerywam:
– Nie rozłączaj się. Mam ci coś do powiedzenia. Wczoraj w hotelu zaczepiła mnie kobieta, którą ktoś wystawił jako przynętę.
– Dlaczego tak uważasz?
Streszczam jej zdarzenie z hotelowego baru.
– Rzeczywiście nie brzmi jak najinteligentniejsza przynęta na świecie – mówi Isolde. – Gdybym ja ją przysłała, nie zorientowałbyś się tak łatwo.
W ten sposób odpowiada na moje niewypowiedziane na głos pytanie, czy to ona sama chciała mnie w jakiś sposób sprawdzić.
– Twój mąż albo Gus… - zaczynam, ale Isolde zaprzecza:
– Nie mają powodu. Zgodzili się na nasze spotkania.
Z trudem powstrzymuję odruch niezadowolenia. To brzmi tak, jakbym mógł się z nią pieprzyć tylko dlatego, że jakiś inny mężczyzna dał mi na to przyzwolenie. I to nie jeden, a dwóch.
W moim wyobrażeniu to ja niechętnie zgadzam się na to, żeby Isolde miała innego życiowego partnera, bo wypuściłem ją z rąk; nie potrafię przyjąć innej roli niż ta najważniejsza.
– Masz jakichś wrogów, Tristanie?
– Moja żona z pewnością nie darzy mnie sympatią. Ale nie wiem, co miałaby na celu.
– Może tylko udowodnić, jaki jesteś.
– Jaki niby jestem?
– Doskonale wiesz, jaki. Gdybyś nie chciał spotkać się ze mną, na pewno szukałbyś dziewczyny, żeby cię zaspokoiła seksualnie i to w sposób, który preferujesz.
– Nie szukałbym przypadkowej kobiety w barze. Właśnie dlatego, że moje preferencje są szczególne.
– Znam miejsce, które mogłoby ci się spodobać – mówi Isolde. – Nazywa się „Rabbit Hole”. Marcus i ja możemy cię wprowadzić.
– Seksklub dla bogatych?
– Tak.
– Kurwa, Isolde! – zaczyna mnie ponosić. Połączenie jej perfidii, mojej frustracji i pożądania, którego nie będę w stanie ugasić, staje się nie do zniesienia.
– Nie rób z siebie świętoszka – mówi oschłym tonem.
– Przyjechałem tu, bo mnie zaprosiłaś. Nie potrzebuję dodatkowych atrakcji.
– Romantyka też nie udawaj, bo w to nie uwierzę.
– Nie tylko codziennie pieprzysz się z dwoma facetami, ale jeszcze chodzisz do seksklubu?
– Marcus lubi popatrzeć – odpowiada Isolde.
– I robisz to z innymi mężczyznami, którzy też tam przychodzą?
– Nie. Ale wzajemne pieszczoty z atrakcyjnym mężczyzną są mile widziane. Potem po prostu kochamy się z Marcusem przy innych ludziach. Bardzo to lubi.
– Jakie pieszczoty? – pytam stłumionym głosem.
– Ręką, zazwyczaj. Nie robię loda obcym, Gusowi byłoby przykro.
Przypominam sobie, jak Gus zawsze starał się ochronić Isolde. Nie zdawałem sobie sprawy, że stwarzam bazę do przyszłego związku. A teraz jest już za późno.
– Czemu nie chodzi tam z wami?
– Jest zbyt wrażliwy. Zależy mu na intymności. Takie miejsca nie są dla niego – szepcze. – Kochany Gus.
– Brzmi to tak, jakby był potulnym pieskiem w waszym układzie.
– Mylisz się, Tristanie. Wbrew pozorom ja i Marcus bierzemy pod uwagę jego uczucia i to Gus wyznacza granicę. Nawet jeśli go z nami nie ma. Dlatego mogę popieścić ręką penisa obcego faceta w seksklubie, ale kończę, uprawiając seks z mężem. Potem opowiadamy o tym Gusowi. I może odebrać sobie wtedy swoją kolejkę ze mną.
Słuchanie o tym jest koszmarne.
– Czy ten wrażliwy Gus nie ma nic przeciwko temu, że mi robisz loda? – pytam. – Przecież musi o tym wiedzieć.
– Gus? – upewnia się Isolde. – Nie. Nie jesteś obcy. Wie, że coś do ciebie czuję.
Wydaje mi się, że natychmiast zaczyna żałować tych słów, nie pierwszy raz, zresztą. Żałuję, że widuję się z nią tak rzadko. Mając szansę, żeby wpłynąć na Isolde, na pewno zbliżyłbym się do swojego celu. Póki co muszę jednak przytrzymać ją chociaż przy tej rozmowie.
– Wciąż nie rozumiem kilku rzeczy – odzywam się półgłosem. – Jak to działa? Nie jesteście o siebie zazdrośni?
– A ty nie byłeś zazdrosny o mężczyzn, z którymi kazałeś mi się przespać? – pyta zaczepnie Isolde.
– To było co innego.
– A cóż to było innego w takim razie?
– O co się złościsz, Isolde? Po prostu rozmawiamy.
– Oceniasz moje życie, podczas gdy sam jesteś niemoralny do szpiku kości.
– Byłem zazdrosny. Tak. Dlatego kazałem ci sypiać z innymi. Żeby to zdusić.
Śmieje się krótko.
– Pomogło?
Nie odpowiadam na to.
– Bądźmy wdzięczni chociaż za ten ułamek uczuć. Poza tym nie było ich zbyt wiele – dodaje.
– Co masz na myśli? – pytam.
– Nie umiesz kochać.
Spinam się jak naciągnięta struna. Po chwili dociera do mnie, że tak prawdopodobnie jest, a przyznanie się, nawet przed samym sobą, sprawia mi ulgę.
– Nie umiem.
– I co wobec tego? Mam ci współczuć? – pyta Isolde.
– Nie. Wyjaśnij mi, co się wtedy robi. Spełnia twoje życzenia?
– Nie zgłębiaj mojego życia. Nic się nie zmieniło, jesteśmy obcymi sobie ludźmi.
Prawdopodobnie to najgorsza i najbardziej zakłamana "szczera prawda".
Siadamnabujanejogrodowej huśtawce, wciąż ściskając w garści telefon. Nie powinnam ciągnąć tej rozmowy.
Emocje Tristana docierają do mnie tak, jakby siedział obok. Jednocześnie trzęsę się z zimna.
– A więc o co ci chodzi, rudzielcu? Nie musiałaś odwiedzać mnie w Stanach ani ściągać tutaj. Czego ci brakuje? Podobno masz cudownego męża i najwspanialszego na świecie kochanka. Po co ci jeszcze mój kutas i mój chujowy charakter?
– Czujesz się oszukany? Rozczarowany?
Nie odpowiada. Odpowiedź jest oczywista.
– Kiedy się spotkamy, powinieneś używać prezerwatyw – informuję go.
– Co za zmiana tematu – mówi Tristan drwiąco.
– Oboje mamy innych partnerów. Prezerwatywa jest po prostu dowodem rozsądku – upieram się.
– Nie mam innej partnerki – mówi niezbyt wyraźnie.
Marszczę czoło z niedowierzaniem.
– Co? Słucham? – poprawiam się. – Przestań. Nie musisz mnie zwodzić. Zupełnie mi na tym nie zależy.
Tristan zdaje się żałować tego wyznania.
– Masz ekstremalne potrzeby – zauważam. – Nie wierzę ci.
Wydaje zniecierpliwiony odgłos, jakby chciał powiedzieć: „wszystko jedno”.
– Jestem tym zmęczony.
Parskam śmiechem.
– Gdybym przyjechała, przeleciałbyś mnie na wszystkie znane ludziom sposoby – zwracam mu uwagę.
– Na twoją prośbę.
– Tristanie, jesteś zwierzęciem seksualnym. Masz nie tylko ogromne fizycznie możliwości. Ale też specyficzne potrzeby kontroli. I przemocy. To jest na pewno taki koktajl, bez którego… nie czułbyś się sobą.
– Powiedziałem przed chwilą: jestem tym zmęczony.
Dlaczego tak mówisz?, myślę rozgoryczona. Nie chcę widzieć w nim ludzkich odruchów ani emocji. Mój plan tego nie zakłada.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie sypiasz z innymi kobietami?
– Nie z konkretną kobietą. I nie więcej niż raz – odzywa się Tristan. W jego głosie wciąż słyszę cień dyskomfortu. – Ale i to przestaje spełniać swoją funkcję.
Widzieliśmy się… spaliśmy ze sobą półtora miesiąca temu. Wiem, co widziałam. Co z nim wtedy przeżyłam.
– Twoim „funkcjom” niczego nie brakuje.
– Nie mam na myśli zdolności erekcji, Isolde.
– Proszę, nie mów, że masz na myśli duchową sferę seksu, bo w to nie uwierzę. Płacisz im? – Nie umiem powstrzymać się od tego pytania.
– Nie. Ale warunki takiego spotkania są oczywiste.
– One są uległe?
Zaczynam szybko iść w stronę King Residence, bo mżawka zmienia się w zacinający deszcz.
– Przecież znasz odpowiedź. Tylko to mnie interesuje.