Zaplątana w morderstwo - Milewska A.A. - ebook + książka
NOWOŚĆ

Zaplątana w morderstwo ebook

Milewska A.A.

4,5

18 osób interesuje się tą książką

Opis

Po pandemii w małym miasteczku, podczas miejskiego festynu zostaje zamordowany człowiek. Przestępca. Przypadkowo główna bohaterka, Magda Karska, zostaje wplątana w tą sprawę. Pojawia się na horyzoncie chłopak – potencjalna miłość oraz bandzior, który ostrzega Megi, żeby nie wsadzała nosa w nie swoje sprawy. Zwykła dziewczyna pracująca w sklepie z ciuchami, kochająca swoją przyjaciółkę, która uwielbia gotować, dziwnym zrządzeniem losu jest zamieszana w morderstwo coraz bardziej. Grozi jej niebezpieczeństwo. Przyjacielski policjant próbuje jej pomagać, ale nawet on nie wie, dlaczego tak się dzieje. Brutalne zabójstwo znajomej Megi jest wstrząsające. Chłopak, z którym się spotyka, ma konflikt z bandziorem, który z niewiadomego powodu kręci się koło dziewczyny. Jako wparcie pojawia się kolejna przyjaciółka z wyglądem anioła i duszą diabła. Podejrzliwy komisarz chętnie by wsadził Megi do więzienia za pomoc bandziorowi. Kto komu faktycznie pomaga? Kim jest morderca? Co grozi naszej bohaterce? Czy nauka strzelania z broni palnej i nauka rzucania nożami przydadzą jej się, kiedy nadejdzie czas konfrontacji z tym, który chce jej zrobić krzywdę? Czy seks z gorącym facetem jest naprawdę gorący? Czy wilk potrafi stać się grzecznym pieskiem? I dlaczego koty zdradzają swoją panią? Żeby poznać odpowiedzi, trzeba przeczytać całą książkę:)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 351

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (24 oceny)
19
2
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kurak7

Dobrze spędzony czas

Gwiazdkę odjęłam za patrzał itp. Serio, nie wiem czy to oryginalnie tak, czy to przy redagowaniu, ale co jak co, poprawna polszczyzna nie boli, za to jej brak przy czytaniu tak. Za to sama historia wciągająca.
kinzetka

Nie polecam

Produkt literaturopodobny. "Tą sprawę" - naprawdę? Dwie korekty i redakcja a tego nadal nie da się czytać. Odpuściłam.
20
Joankamk

Nie oderwiesz się od lektury

Dobrze się czyta. Czekam na c.d.
20
gosiaczek0805

Z braku laku…

Nie skończyłam. "Patrzała", "popatrzała" mnie skutecznie zniechęciły
21
Pyzunia555

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! Lekka, emocjonalna, tam gdzie trzeba bardzo mocna, tam gdzie trzeba jest ogień! Uwielbiam i nie mogę doczekać się drugiej części😍
21

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Copyright © by A.A. Milewska, Poznań 2023

Copyright © by Wydawnictwo AlterNatywne, Poznań 2023

Wydanie I

ISBN 978-83-68151-44-2

Grafika na okładce

Copyright © by 69, stock.adobe.com 2025

Redakcja

Ewelina Mędrala-Młyńska

Pierwsza korekta

Aleksandra Bernecka

Druga korekta

Agnieszka Muzyk

Skład

Agnieszka Pawłowska

www.WydawnictwoAlterNatywne.pl

Wydajemy Książki

Krystyna Płowiec-Niewolna

ul. Klasztorna 5/6 lok. 2

61-779 Poznań

@WydajemyKsiazki

@WydawnictwoAlterNatywne

Książkę dedykuję wszystkim silnym kobietom.

Specjalne podziękowania dla tych, którzy są ze mną od początku przygody: Dagmarze, Sylwii, bez której świat byłby smutniejszy, oraz mężowi Danielowi, który jest moim wsparciem, miłością, siłą i uśmiechem.

Konsultacja policyjna: młodszy aspirant na emeryturze Mariusz Brendowski.

Książka jest wyłącznie fikcją literacką, a wszelkie podobieństwo do zdarzeń, osób i miejsc jest przypadkowe.

„Dopóki mogę iść o własnych siłach, pójdę tam, gdzie zechcę”.

Paulo Coelho

1

Nareszcie! Nareszcie coś się dzieje! Po dwóch latach pandemii miasteczko ożyło. Koncert, impreza plenerowa, dmuchane zamki dla dzieci, stoiska z piwem, watą cukrową, goframi i szaszłykami... Występy gwiazd. Dla jednych ten wieczór zaczynał się na dobre, dla kogoś miał się skończyć na zawsze. Niektórzy w końcu czuli, że żyją. Ktoś w tłumie nie wiedział, że właśnie dziś umrze...

Oczywiście mnóstwo ludzi potępiało burmistrza za to, że wydaje pieniądze na imprezę, zamiast naprawiać chodniki i dołożyć do budżetu szpitala. Oczywiście chodniki do zrobienia są zawsze, w szpitalach pieniędzy brakuje non stop... Na imprezę przyszli ludzie z całego miasta, a najgłośniej się śmiali ci, którzy najbardziej krytykowali.

Tłum mężczyzn, kobiet i dzieci spragnionych koloru, światła, śmiechu, głośnej muzyki, zabawy, zimnego piwa i przypalonej kiełbaski z keczupem. Czerwiec zaczął się gorąco i intensywnie. Między śmiejącymi się ludźmi trzymającymi piwo w ręku przeciskały się szczupła blondynka z piękną wysoką brunetką.

– Pachnie watą cukrową, piwem, olejem i rozdeptaną ziemią – zauważyła blondynka. Wciągnęła powietrze nosem, rozciągając w uśmiechu pełne wargi.

– Wiesz, że mówisz to już drugi raz w ciągu dziesięciu minut?

Magda uśmiechnęła się do przyjaciółki. Miała na oczach ciemne okulary, ubrana zaś była w białą, lnianą, luźną koszulę z podwiniętymi rękawami i obcisłe jeansy oraz ulubione czerwone trampki. Popatrzała na Dorotę. Wysoka, opalona, z gęstymi, ciemnymi włosami, dużymi brązowymi oczami, śliczną buzią, w jedwabnej sukience, która fruwała ognistymi kolorami wokół długich nóg.

– Idziemy napić się piwa. Cały tydzień na to czekałam, odliczałam godziny, minuty i sekundy. Dziś miałam ochotę wypchnąć ostatnią klientkę za drzwi. Nawet deszcz nie przeszkodzi mi w zabawie. – Spojrzała ponad okularami na chmury na niebie, których przybywało coraz więcej.

Dorota uśmiechnęła się słodko.

– Mam nadzieję, że zacznie padać deszcz, wtedy będę mogła uciec do domu, zgarniając szarańczę, która gdzieś tu biega. Nie lubię takich imprez.

– Twoja szarańcza całkiem dobrze się bawi z tatusiem. A ty masz się bawić ze mną. Dwa piwa poproszę. – Magda wyciągnęła pieniądze i zapłaciła za napój w plastikowych kubkach.

– Masz, pij. – Wepchnęła kubek w rękę przyjaciółce.

– Nie cierpię piwa. Wygląda i smakuje jak siki. Tomek wypije.

– Pij, mówię. – Magda odwróciła się ze śmiechem do przyjaciółki i wpadła prosto w coś? W kogoś? Nie wiedziała, bo zderzenie było mocne, a ten ktoś nawet nie drgnął. Równie dobrze mogła uderzyć w stojące drzewo.

– O cholera, przepraszam.

Mokra plama pojawiła się na ciemnej koszulce jakiegoś faceta. To było nawet zabawne, jej świetny nastrój współgrał z oblaniem nieznajomego. „Przepraszam” zostało wypowiedziane ze śmiechem, który szybko zniknął z jej ust. Mężczyzna wyglądał naprawdę groźnie. Dobrze zbudowany, pod koszulką i kataną prężyły się mięśnie, lekki zarost, krótko przystrzyżone włosy, kwadratowa szczęka, wąskie usta, kamienna twarz, ciemne okulary. Przyglądał się jej.

– Cześć, Dorka. Twoja koleżanka nie powinna dzisiaj więcej pić – powiedział poważnie, cały czas przyglądając się bez uśmiechu Magdzie.

– Heeej. Wiesz, to nie tak, to dopiero pierwsze. Po prostu na ciebie wpadła. – Dorota uśmiechnęła się przepraszająco.

– Nic nie dzieje się tak po prostu. A ja teraz śmierdzę piwem. – Patrzał cały czas na Magdę, która tylko odrobinę się odsunęła. Nie chciała uciekać, chciała przeprosić, ale facet zaczynał ją drażnić.

– Och, przeprosiłam! Co mam jeszcze zrobić? Mogę ci wyprać koszulkę albo przynieść swoją, ale wątpię, czy się w nią zmieścisz. – Słychać było irytację w jej głosie, a między brwiami pojawiła się zmarszczka. – Jakbyś patrzał pod nogi, to byś na mnie nie wpadł. – Wysunęła wyzywająco podbródek.

Mężczyzna uśmiechnął się pierwszy raz. Odwrócił się do Doroty, ignorując Magdę.

– Miło cię widzieć, Dorka. Pięknie wyglądasz. Jak zawsze. – Pocałował ją w policzek i odszedł do chudego chłopaka w okularach z lekko zmierzwionymi, ciemnymi włosami, który przyglądał się całej sytuacji.

– Czy ja jestem niewidzialna? Halooo, tu Megi do Dorki. Facet na mnie wpadł i wylałam połowę piwa. Chciałam zauważyć, że też mam trochę na koszulce. Potraktował mnie jak gówniarę i poszedł. Co za gnój! Oczywiście jakiś twój wielbiciel. Czy ty masz samych wielbicieli? I co z moim piwem?

Dorota zaczęła śmiać się serdecznie. Kiedy Megi się złościła, wypowiadała mnóstwo słów, gestykulowała, miała złą minę, a jej oczy rzucały błyskawice. „Włoski temperament” – tak mówiła o sobie Magda.

– Masz, wypij moje. Ja i tak nie lubię tego paskudztwa. Ten gość to gangster. Niedawno wyszedł z więzienia. Nie znasz go?

– Czy ja wyglądam na gangsterkę? Nie zadaję się z takimi typami i nie wiem, dlaczego ty ich znasz. Ty w ogóle wszystkich znasz. To dziwne. Chociaż jakbym była taka śliczna, też pewnie każdy facet w mieście i poza nim by mnie znał.

Zaczęły iść w stronę sceny, na której artyści już stroili instrumenty.

– Akurat ten typ jest dosyć popularny. Mieszkaliśmy niedaleko siebie. Kolegowaliśmy się jako dzieciaki. To Rafał Wilk. Z jego siostrą chodziłam do klasy. Ona jest lalunią, on gangsterem. Kradł i przemycał samochody. Nie wiem dokładnie, czym się teraz zajmuje, trzymam się od tego z daleka. Trochę siedział w więzieniu. Zgarnęli go za jakąś głupotę, bo niczego poważniejszego nie umieli mu udowodnić. Jako sąsiad czasami nam pomagał w różnych rzeczach, był w porządku... Zresztą, na tamtym końcu miasta wszyscy trzymaliśmy się razem. Ale nasze drogi się rozeszły, kiedy się wyprowadziłam. Zawsze był bardzo miły.

– Tak, sama słodycz – powiedziała z przekąsem Magda, siorbiąc piwo i patrząc w kierunku, w którym odszedł Wilk. – Dupek. A ten chudy koleś?

– To Kamil. Z nim przyjaźni się najdłużej. Są jak bracia. Niewinny słodki facet, trochę fajtłapowaty. Zawsze tak wyglądał. Rodzice Wilka go przygarnęli, w sumie nie wiem nawet, jak to się stało, ale pewnego dnia po prostu się pojawił i z nimi został.

– Niewinni faceci nie przyjaźnią się z gangsterami. Niewinni faceci siedzą z niewinnymi dziewczynami na kanapie, przed telewizorem, zastanawiając się, jak im ukraść buziaka.

Dorota wybuchnęła perlistym śmiechem. Natychmiast paru mężczyzn odwróciło w ich strony głowy, kilku znajomych uśmiechnęło się, jakaś pani im pomachała. Magda uwielbiała swoją przyjaciółkę. Zawsze piękna, miła, spokojna i uśmiechnięta. Najbardziej jej zazdrościła nóg długich do nieba.

– No dobrze, czas na koncert – powiedziała, wrzucając plastikowy kubek do śmietnika, jakby był piłką do kosza. Spojrzała na wysychającą plamę po piwie na koszuli, na niebo, które zbierało deszczowe chmury na wieczór, schowała ciemne okulary do małej torebki, pokazując niebieskie przejrzyste oczy, uśmiechnęła do swojej nieskazitelnej przyjaciółki i zaczęła przeciskać przez tłum, bliżej sceny, mając w planie śpiewać na całe gardło i tańczyć. Jak tylko bardziej się ściemni, żeby nie było obciachu.

***

W tym czasie ktoś inny planował, jak zabić tego, który mu zawadzał. Tak długo na to czekał. Myślał. O tak, miał dużo czasu na przemyślenia. Samotny czas w innym miejscu, który na początku był karą, zmienił się w okres rosnącej nienawiści, choroby, która jak kropla drążyła skałę, aż wydrążyła dziurę. Tak, już wiedział, co chce zrobić, a kiedy usłyszał o imprezie i tłumie, poczuł, że to będzie idealny moment na ukaranie swojego znienawidzonego wroga. Musiał ponieść karę. Zapłacić za to, co mu zrobił. Nie mógł sobie pozwolić na takie traktowanie. Nigdy więcej. A dziś był idealny czas. Uśmiechnął się drapieżnym, lekko szalonym uśmiechem, rozglądając dookoła. Tak. Dziś jest doskonały czas na zemstę.

2

„Kryzysowa narzeczona” rozkręciła imprezę. Ludzie zbierali się pod sceną, niektórzy śpiewali, jakiś podpity facet tańczył z dziewczyną, niekoniecznie do rytmu. Zapadał zmrok. Magda zadowolona nagrywała telefonem występ. Muzyka dudniła gdzieś w głębi żeber. Robił się ścisk, ale trzymała się Doroty. Wypatrzyła w tłumie koleżankę ze szkoły, podchmielonego sąsiada, kilka klientek ze sklepu, ciotkę i panią z mięsnego. Dorota trzymała ją pod rękę.

– Mam kiepski widok, ten wysoki chłopak w czerwonej koszulce z przodu mi zasłania! – wykrzyczała do ucha przyjaciółce.

– Cóż... Mogłaś trochę urosnąć. Jakbyś stała w kolejce za wzrostem, a nie temperamentem, nie miałabyś teraz problemu. – Uśmiechnęła się. – Jak chcesz, możemy się przecisnąć na lewo.

Na lewo stał starszy podpity facet, od którego smrodek przepoconego ciała wymieszany z zapachem piwa docierał do dziewczyn.

– Nie, dzięki. Postoję tutaj. – Wyciągnęła szyję.

Perkusista dawał właśnie popis, wokalista pił wodę i odpoczywał. W powietrzu unosił się zapach potu, dymu papierosowego i zdeptanej trawy. Ktoś z prawej udawał, że gra na perkusji. Kawałek dalej podchmielona parka tańczyła jak szalona. Robiło się coraz ciemniej, a światła ze sceny nastrojowo oświetlały ludzi.

Wysoki facet, który zasłaniał widok, zaczął się wycofywać. Kiedy przechodził koło dziewczyn, nagle się zatrzymał.

– Magda?

– Artur! Kurczę, sto lat!

Artur przytulił dziewczynę. Był od niej o dobre dwadzieścia centymetrów wyższy. Zamknął ją w silnym uścisku. To dziwne, pomyślała, nigdy się nie przyjaźnili, a witają się jak starzy przyjaciele.

Pachniał perfumami, potem i piwem. Wysoki, ciemne włosy, słodka twarz, brązowe oczy. Zawsze był ładny. Starszy od Magdy o jakieś pięć lat, czarował niewinnym uśmiechem, który podobał się dziewczynom.

– Dorota, Artur. – Przedstawiła przyjaciółkę.

– Znamy się z widzenia.

Jasne. Kto by nie znał Dorki, pomyślała. Było głośno. Kiwnęła głową, żeby odeszli kawałek na bok.

Artur objął Magdę zbyt poufale, jak na jej gust, ale była impreza, on był pewnie lekko podpity, nie widzieli się piętnaście lat albo więcej... Nie odsunęła się, chociaż się lekko spięła.

– Co słychać? – zapytał. – Jak żyjesz?

Nie lubiła takich pytań. Co słychać gdzie? W domu? W pracy? U siostry? U ciotki? U kota? Jak ma żyć... Oddycha, chodzi, je ... Nie lubiła takich ogólników, uważała, że są bez sensu. Nigdy nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc wzruszyła ramionami i rzuciła to, co zawsze należało.

– Dzięki, wszystko dobrze. A u ciebie? – Naprawdę nienawidziła tych pustych pytań. – Dawno cię nie widziałam, myślałam, że jesteś gdzieś w Anglii.

– Taaak, byłem tam jakiś czas. W trakcie pandemii straciłem robotę i wróciłem. Jestem od paru miesięcy w mieście, rozkręcam firmę budowlaną, zaczynam się odnajdować. – Uśmiechnął się słodko. – A ty? Mąż, dzieci? Dobra praca?

Magda parsknęła.

– Mąż? Po co mi on – powiedziała rozbawiona. – Dzieci? Brrr. Praca? Lubię. Pracuję w butiku z ciuchami, mam dobrego szefa. Jest w porządku.

– A ty, Dorka?

– Ja full pakiet. Dwoje dzieci, mąż, praca na pełny etat w domu i czasem pomagam Magdzie w sklepie, jak sobie nie radzi.

Artur uśmiechnął się do Magdy.

– Cóż, skoro nie masz męża, może wyskoczymy kiedyś na kawę pogadać? Powspominać stare czasy? Może dasz mi swój numer telefonu?

To miłe, pomyślała. Dawno nie była na żadnej randce, Artur zawsze jej się podobał. Przystojna twarz, brązowe oczy, opalony, wysoki... Kurczę, czemu nie?

– Dobrze. Niech ci będzie. Daj telefon, to ci wklepię numer.

Wpisała i podpisała emotką z uśmiechem.

– Będziemy w kontakcie, tylko podpisz się, bo od obcych nie odbieram.

– Na pewno. Nie przeszkadzam, bawcie się. Super było cię spotkać. – Zmierzył ją od góry do dołu. – Napiszę. Pa. – I poszedł w swoją stronę.

Magda patrzała za nim. Bardzo wysoki i bardzo ładny. Hmmm.

– Co?! – Napotkała czujne oczy Doroty.

– Nic. Zupełnie nic. Fajny.

– No fajny, fajny. Zawsze był fajny. Zawsze mi się podobał. Mieszkaliśmy po sąsiedzku, przez płot. Duży dom, dużo dzieci, nie pamiętam, ile ich było. Pięcioro? Siedmioro? Przyjaźniłam się z jednym z jego braci, z innym chodziłam do klasy. Artur nigdy nie zwracał na mnie uwagi. Byłam dzieciakiem. Zawsze był taki śliczny. Wszystkie dziewczyny się za nim oglądały. I zawsze był taki chudy i wysoki. – Popatrzała w kierunku, w którym odszedł.

– Mhmm.

– No co?

– Nic. Dałaś mu numer. Sama wpisałaś. Uśmiechasz się. Nic. Zupełnie nic.

Magda spojrzała swoim sławnym zabójczym wzrokiem na Dorkę, ale oczy się do niej śmiały.

– To nic nie znaczy.

– Oczywiście, że nie. Absolutnie nic.

– Chodź, bo zaczynają grać mój numer. – Megi machnęła ręką.

Przecisnęły się bliżej sceny. Panował już mrok. Dorota pod rękę z Magdą. Wysoka piękność i mniejsza blondynka. Jedna myślała o przyjaciółce, że przydałby się w jej życiu dobry chłopak. Odkąd jakiś palant złamał jej serce dawno temu, stała się bardzo nieufna i ostrożna. Nie każdy też lubił jej szczerość i temperament. Nieważne, kiedy i z kim, zawsze mówiła to, co myśli. Największa wada i zaleta Magdy. Sporo osób, w tym facetów, nie lubiło tego. Ona uwielbiała.

Myśli Magdy krążyły wokół Artura. Słodki chłopak z dzieciństwa. Miło było się przytulić. Dziwnie, ale miło. Lubiła flirtować, czasem chodziła na randki, chociaż faceci bali się jej silnej osobowości, jej szczerości. Była twardą babką. Dawno temu otoczyła się grubym murem, przez który mało kto umiał się przebić. Lubiła swoje życie. Lubiła być niezależna, pewna siebie, uparta, odważna i prawdziwa. Przestała przejmować się ludźmi, nie zależało jej zbytnio na ich opinii. Uwielbiała wśród nich przebywać, ale trzymała dystans. Podobnie było z mężczyznami. Jeśli ktoś jej się nie podobał, dawała od razu odczuć, że ma spadać. Artur. To mogło być interesujące. Dobrze było przez chwilę poczuć się małą delikatną dziewczynką.

– A jeśli ma żonę i czworo dzieci? – wykrzyczała do ucha Dorocie.

– Na pewno nie. Kiedyś chyba kręcił się z siostrą Wilka.

– Żartujesz? – Otworzyła szeroko oczy. – Tego dupka?

– Taaak. Jego siostra jest śliczna. Lubi facetów, lubi pieniądze... Widziałam ich kilka razy razem.

– I co?

– A skąd mam wiedzieć? – Rozłożyła ręce. – Ale myślę, że nie jest żonaty i nie ma dzieci. Wiesz, zawsze możesz zapytać.

– O tak. Na pewno to zrobię. – Uśmiechnęła się do siebie.

Przy „Mniej niż zero” już śpiewała z tłumem. Darła się na całe gardło. Skakała. Nawet Dorota wydawała się świetnie bawić. Zrobiło się ciemno. Światła ze sceny fantastycznie rozświetlały mrok i uśmiechnięte twarze śpiewających ludzi, gitarzysta dawał popis na scenie, wokalista skakał i śpiewał. Po trzecim bisie, po którym Magda gwizdała na palcach, ukłonili się, a na scenę wszedł wysoki chudy blondyn, koło czterdziestki, w białej koszuli, z różami w ręku i zaczął dziękować zespołowi.

– A to kto?

– To? Burmistrz.

– Co?! – Magda była w szoku. – Od kiedy mamy takiego ładnego burmistrza?

– Od dwóch lat. – Dorota zaczęła się śmiać. – Ale ten pan jest zajęty. Ma narzeczoną i szykuje się ślub.

– Kurde, dlaczego ja nie widziałam nigdy tego gościa?

– Tak interesujesz się polityką.

– Fakt.

– Załatwiałam mamie papiery związane z domem. Kiedy robiła remont, trzeba było postarać się o różne pozwolenia, konserwatora zabytków i milion innych rzeczy. Byłam kilka razy w urzędzie, rozmawiałam z nim. Sympatyczny facet. Swój człowiek. Ma śliczną narzeczoną.

– Szczęściara. Zupełnie w moim typie.

– W twoim typie jest teraz Artur. Daj mu szansę.

– Zrobię to tylko dla ciebie. – Magda wyszczerzyła zęby.

– Jasne.

Po występie zaczął się pokaz laserowy, do którego muzykę włączał DJ. Spadły pierwsze krople deszczu. Ktoś stanął między nimi i głośno pocałował Dorotę.

– Jak się bawią moje ślicznoty?

– Dobrze. A szarańcza?

Magda spojrzała na trzyletnią, śliczną dziewczynkę z loczkami i brudną buzią na rękach faceta, która słodko spała, mimo hałasu i świateł.

– Natan już żegna się z kolegami, a Kalina ma dość. Będzie spała dwa dni. I dwie noce. – Mrugnął do żony. – Zaczyna kropić, mała odpłynęła. Chyba czas się zbierać.

– Też już mam dość. Jestem za stara na imprezy.

– Wiek to tylko cyferki w dowodzie – powiedziała Magda, patrząc na przyjaciółkę, która odgarniała mokre loczki z czoła córeczki.

– Tak, tak wiem. Ale ja i moje maleństwo potrzebujemy już iść do domku i spać. Megi, nie chcę zostawiać cię samej, ale...

– Żartujesz? Rozejrzyj się. – Rozłożyła ręce, jakby chciała objąć wszystkich ludzi i okręciła się dookoła. – Tu nikt nie jest sam. Tu są sami swoi.

– Tomek może po ciebie przyjechać, jak będziesz chciała wrócić do domu.

– Myślę, że Tomek ma inne plany na tę noc. – Mrugnęła z szelmowskim uśmiechem do męża Doroty. – Mogę was odprowadzić do auta.

Przecisnęły się między ochroniarzami a młodzieżą. Ludzie zaczynali się rozchodzić do domów i w stronę parkingu. Gwiazda wieczoru już skończyła występ, kolorowe lasery świeciły w ciemne niebo, muzyka dudniła w rytm światła, krople spadały na głowę. Magda chłonęła każdy dźwięk i każdy obraz. Była podekscytowana. Nie była typem imprezowiczki, ale dziś dokładnie tego pragnęła. Postanowiła, że zostanie do końca.

Patrzała, jak Dorota i Tomek idą objęci, a na ramieniu mężczyzny kiwała się śpiąca główka dziewczynki. Piękna kobieta, świetny facet i mały aniołek. Albo diabełek. Zależy, w jakim nastroju akurat była mała. Nie zazdrościła im tego. Lubiła swoje życie takim, jakie było.

Wpadała do ich małego, przytulnego domku jak do siebie. W kuchni Dorka ciągle pichciła coś pysznego, a w ogródku pachniały kolorowe kwiaty, pomidory i zioła.

Lubiła Tomka. Nie widział świata poza swoją żoną i dzieciakami. Stateczny, inteligentny, zabawny, dojrzały architekt. W okularach z ciemną oprawką wyglądał jak nauczyciel i nieraz lubiła o nim tak myśleć.

Kochała oboje i czuła się częścią ich rodziny. Pamiętała, jak szef przyjął Dorotę do pomocy, kiedy ona sobie nie radziła w sklepie. Za czasów dobrych utargów i dużej liczby klientów. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Znały się z widzenia – w takim małym mieście wszyscy się znają, ale po kilku pierwszych zdaniach już wiedziała, że będą przyjaciółkami na dobre i złe. Uważała ją za najśliczniejszą i najlepszą osobę, jaką spotkała w swoim życiu. Znała jej wady i zalety. Nigdy nie osądzała, nie krytykowała. Zawsze miały o czym rozmawiać. A gdy nic nie mówiła, wiedziała, że Dorka wie, o czym myśli. Porozumienie bez słów, inne charaktery i więź jak między siostrami. Uważała to za dar.

Kiedy poznała Tomka i kiedy ich syn zaczął ją traktować jak ciotkę, wiedziała, że zyskała rodzinę. Kalina ją trochę przerażała, ale małe dzieci zawsze ją niepokoiły. Jakoś się dogadywały.

Gdy dotarli do auta, już czekał na nich wysoki chłopak z za długimi nogami i rękami, czarną czupryną i okularami na nosie. Trzynastolatek. Jeszcze nie dorosły, ale już nie dziecko. Megi miała z nim świetny kontakt.

– Długo mam czekać? – zapytał, wyrzucając ręce w górę, jednocześnie szeroko się uśmiechając.

– A ty, młody, nie chcesz imprezować, tylko cię ciągnie do domu? – Magda zmierzwiła mu włosy.

Odepchnął jej rękę, ale się nadal szczerzył.

– Jutro nie ma szkoły, niedziela. Pamiętasz? Kalina śpi, a tata mi obiecał, że będę mógł dziś pograć na kompie, aż padnę.

– Naprawdę? – Dorota uśmiechnęła się do męża.

– Mam własne plany na ten wieczór. – Wziął żonę za rękę i pocałował szarmancko w dłoń.

– Bleeee – zaczął Natan.

– Idźcie sobie już, bo robi się mdło – skończyła Magda.

W tym momencie mała Kalinka otworzyła wielkie brązowe oczy i wypuściła z ręki balon, który trzymała mocno przez pół dnia. Balon niesiony podmuchem wiatru, zaczął lecieć między autami, prosto za ogrodzenie jakiegoś domu. Rozległ się głośny ryk dziecka. Natan już się zbierał do skoku, ale Magda go złapała za koszulkę.

– Zostaw. Ja go złapię. Pomóż rodzicom wpakować potworka do auta. Przyniosę go.

Z przyjemnością zaczęła uciekać od krzyku małej Kalinki. Zawsze ją dziwiło, jak taka słodka buzia może wydawać takie głośne, przerażające dźwięki. Cholerny balon leciał dalej... Musiała go złapać. Oddaliła się od parkingu i od imprezy. Gdzie on jest? Minęła grupkę roześmianej młodzieży, przebiegła przez ulicę. Za żywopłotem zobaczyła, jak coś kolorowego lśni na wietrze. Było już ciemno i oczywiście w tamtym miejscu nie świeciła latarnia. Oczywiście. Dobrze, że balon zaczepił sznurkiem o żywopłot. Złapała za kawałek ogrodzenia, wspięła się na palce i złapała sznurek.

– Mam cię – powiedziała do siebie. Kiedy miała już zejść na chodnik, usłyszała jakieś głosy.

Dalej, w cieniu, stała grupka facetów. Wytężyła wzrok. Wilka poznała od razu. Bez katany, prężył mięśnie. Jedną rękę miał pokrytą tatuażami. Drugi koleś elegancki, w dobrze skrojonym garniturze i białej koszuli, wyglądający jak włoski biznesmen, podwinął rękawy marynarki. Nie słyszała ich, ale widać było, że występuje jakaś mocna wymiana zdań. Czuć było emocje na kilometr. Nie miała ochoty podglądać, nie była wścibska, jednak nikogo oprócz niej nie było w pobliżu, a tam coś się działo. Miała nadzieję, że Wilk dostanie w pysk. Chociaż włoski elegancik był wyższy, nie miał takich mięśni. Przy Wilku jak cień stał chudy chłopak w okularach. Z jednej i drugiej strony po paru kolesi przyglądało się całej sytuacji. Nagle zrobiło się zamieszanie, a Wilk niespodziewanie szybko wyprowadził cios i walnął „Włocha” w szczękę. Tamten się zatoczył, obstawa natychmiast rzuciła się na pomoc, chudy chłopak stanął między nimi.

Kurde, nerd ma jaja, pomyślała Magda.

Kamil przycisnął rękę do klatki wściekłego Wilka, powstrzymując byka od natarcia na ofiarę. „Włoch” zatrzymał ręką swoich ludzi, potarł dłonią po szczęce, wypluł ślinę. Uśmiechnął się krzywo. Kamil zaczął uspokajać wszystkich. Nie słyszała, co powiedział, ale podziałało. Uderzony zaczął iść w stronę swojego auta, trzymając się za twarz. Usłyszała, jak Wilk krzyknął:

– Wiesz, że to nie koniec! Wrócimy do tego!

„Włoch”, nie obracając się, wystawił środkowy palec.

Gangster odwrócił się plecami w stronę Magdy. Szerokie bary, wąskie biodra, jakiś metr osiemdziesiąt wzrostu. Krótko ostrzyżone włosy ciemnoblond, wyćwiczone ramiona, tatuaż wzdłuż prawej ręki, który widziała wcześniej, kończył się gdzieś na szyi. Widziała, jak zgina i prostuje dłoń, którą uderzył przeciwnika. Deszcz delikatnie kropił, światło pobliskiej latarni rzucało cienie. Wiedziała, że powinna odejść, ale była ciekawa. Kamil powiedział coś na ucho do Wilka i podał mu katanę. Tamten pokiwał głową i poszedł w stronę reszty bandy. Kiedy Magda po cichu zeskoczyła na chodnik, podniosła głowę i napotkała oczy chudego chłopaka. Stał spokojnie z rękami w szerokich bojówkach, lekko się uśmiechnął, odwrócił i poszedł do kumpli.

– O cholera – zamruczała, złapała balon i pobiegła w stronę parkingu. – Kurde, po co ja tam lazłam? W sumie nic się nie stało. Jeden strzał w szczękę to nic. Okularnik może mnie nie widział. Może zobaczył tylko balon? Kurde. Na pewno mnie widział. Ale w zasadzie, co z tego? – Biegła w stronę auta Tomka z powiewającym na wietrze balonem i mamrotała do siebie.

– Ciotka, już myśleliśmy, że zabłądziłaś. – Natan wystawił głowę przez okno auta i odebrał balon dla siostry, która straciła nim zainteresowanie, bo teraz bawiła się misiem.

– Mały, ja nie błądzę w swoim mieście. Złapałam dziada. – Uśmiechnęła się do Doroty. – Bawcie się dobrze, ja zostaję do końca.

– Napisz SMS, jak wrócisz. Odczytam prędzej czy później. Weź taksówkę, uważaj na pijaków i... – Magda wepchnęła głowę przyjaciółki do auta.

– Dobrze, mamo, spadajcie do domu. Napiszę, wrócę cała i zdrowa, nikt mnie nie porwie, nie napadnie, nie zaczepi. Wypiję może jeszcze jedno piwo. I obiecuję być grzeczna. Paaa.

Dorota coś jeszcze chciała powiedzieć, ale Tomek odpalił auto, pomachał Magdzie i odjechał.

Dopiero minęła dwudziesta druga trzydzieści. Nigdy nie piła więcej niż dwa piwa. Postanowiła się pokręcić i znaleźć kogoś znajomego. Pokaz laserów się kończył, deszcz zastanawiał się, czy spaść na dobre. Nikomu to nie przeszkadzało. Starsi poszli spać, młodzi, głodni wrażeń, czekali na dyskotekę. Magda w wieku dwudziestu siedmiu lat uważała się za młodą, kiedy była zabawa, za poważną, kiedy była potrzeba. Przechodząc obok stoiska z goframi, zauważyła znajomą, którą bardzo chciała ominąć, ale w momencie, gdy myślała, jak uciec, ta akurat popatrzała prosto na nią.

– Och, Kasia. Cześć.

– Cześć, Magda! – zaszczebiotała. – Jak zabawa? Sama jesteś? Miałam wpaść do butiku po kieckę, ale mam tyle roboty, dzieci, mąż, w pracy zadyma, wiesz, jak jest. To znaczy pomijając dzieci. A właśnie, spotykasz się z kimś? Bo wiesz, zegar tyka.

No tak. Już wiem, czemu jej nie lubię. Dużo bezsensownego gadania i te głupie pytania. Stały zestaw każdego spotkania, pomyślała dziewczyna.

– Zegar zawsze tyka i nic na to nie poradzisz, że robimy się coraz starsze. Ile to już lat? Czterdzieści pięć czy pięćdziesiąt? – Magda wiedziała, gdzie wbić szpilę. Złośliwa satysfakcja pojawiła się w jej oczach. Koleżanka pracowała w urzędzie miasta i robiła wszystko, żeby być bardzo młodą i bardzo ważną. Z różnym skutkiem.

– No wiesz! Czuję się na zdecydowanie mniej. O, a oto mój szef. – Wyciągnęła rękę i chwyciła przechodzącego burmistrza. Wydawał się lekko zakłopotany, ale grzecznie się uśmiechnął.

– Właśnie opowiadam, jakiego mam świetnego zwierzchnika. Niedawno dostałam awans, bliżej współpracujemy. – Kaśka jak zwykle zaczęła paplać. Magdzie zrobiło się żal faceta. Wyglądał na zmęczonego i widać było, że chce czmychnąć. Tak samo jak ona.

– Świetna impreza, panie burmistrzu. Naprawdę dobrze się bawię.

Uśmiechnął się do niej, ukazując dołki w policzkach.

– Cóż, wszystko dla mieszkańców – odparł. Kiedy zaczął się delikatnie odsuwać, Kaśka złapała go mocniej pod rękę.

– Kochana, musisz nam koniecznie zrobić zdjęcie. Co to za impreza bez zdjęć? Ale nie wiem, gdzie jest mój mąż. On ma moją torebkę, a w niej telefon. – Wygięła mocno umalowane czerwone usta w podkówkę.

– Ja wam zrobię i ci wyślę. Nie ma problemu.

– Cudownie! – Kaśka wydawała się najszczęśliwszą osobą na świecie. Była niska, miała parę kilo za dużo, krótkie blond włosy sterczały, makijaż lekko już spływał. Magda wiedziała, że burmistrz czuje to samo, co ona. Chce zwiać. Wyciągnęła telefon i zaczęła robić zdjęcia, gdy koleżanka przytulała swojego szefa i śmiała się trochę za głośno.

– Dobrze. Jest kilka. Myślę, że możemy pozwolić panu burmistrzowi odejść. Na pewno ma obowiązki.

Mężczyzna spojrzał z wdzięcznością na Magdę.

– Tak, ja właśnie muszę...

– Bzdura! Nigdzie pana nie puszczę, dopóki nie zrobię wam ładnego zdjęcia! Musicie mieć chociaż jedno. Magda będzie mogła się pochwalić koleżankom!

Cóż. Magda podeszła bez słowa do mężczyzny, bo Kaśka wyrwała jej telefon i zaczęła robić zdjęcia, nakazując mniej lub bardziej się uśmiechnąć.

– Zaraz pana od niej uwolnię, zajmę ją najnowszymi plotkami i będzie pan miał czas, żeby uciec. Proszę wykorzystać ten moment, bo następnego może już nie być – powiedziała Magda po cichu, nie patrząc na towarzysza niedoli. Uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął do niej rękę.

– Sławomir Dobosz.

– Magda Karska. Niech się pan przygotuje do ewakuacji, zaraz odwrócę jej uwagę.

– Będę pani bardzo wdzięczny.

– Kasia, a mówiłam ci już o nowej kolekcji letniej? Przyszły niesamowite lny. Kolorowe sukienki, koszule, spodnie. Cudowne. Myślę, że w zielonej sukni będzie ci pięknie. Jest bardzo przewiewna.

Kobieta od razu złapała temat. Natychmiast zapomniała o zdjęciach. Burmistrz mrugnął do Magdy i czmychnął jak najszybciej.

– Zieleń, mówisz? A nie jestem zbyt blada? Myślę, że bardziej pasuje mi czerwień. Wiesz, trzeba dobierać strój do koloru skóry, do charakteru. Nie można tak od razu strzelać, że zieleń. Powinnaś to wiedzieć, skoro pracujesz w butiku – stwierdziła lekko urażonym tonem.

– Przyjdź do mnie w poniedziałek, poprzymierzasz sobie – szczebiotała. O tak, burmistrz będzie moim dłużnikiem, pomyślała. – Pooglądamy, co przyszło... Yyy, chyba twój mąż kiwał na ciebie ręką. Myślę, że chce ci powiedzieć coś bardzo ważnego.

Delikatnie wyjęła swój telefon z ręki kobiety i zaczęła się szybko wycofywać w stronę tańczącego tłumu.

– Ale... Ale widzimy się w poniedziałek! – krzyknęła Kaśka.

Magda pomachała i zniknęła między ludźmi. Uff... Odetchnęła z ulgą.

Deszcz zaczął padać mocniej. Krople spadały w rytm intensywnej muzyki. Niebo widoczne pomiędzy deszczowymi chmurami było już usłane gwiazdami. Kolorowe światła odbijały się ze sceny. Młodzież skakała, DJ puszczał znane kawałki.

Magda weszła między ludzi, zaczęła tańczyć i śpiewać. Och, jak bardzo jej tego brakowało. Muzyki, adrenaliny, ekscytacji, rozładowania energii. Jej biała koszula przemokła już trochę, z włosów lekko kapała woda. Odgarniała z czoła mokrą grzywkę. Uśmiechała się do grupki dziewczyn i pląsała po mokrej trawie.

Nikomu nie przeszkadzał deszcz. Powietrze zrobiło się lżejsze, a w tym miejscu tętniło życie. Wyjęła telefon i zaczęła powoli kręcić się dookoła i nagrywać tę chwilę. Było cudownie. Chciała zapamiętać ten moment. Kiedy z uśmiechem, lepką koszulą i spadającą na oczy, niesforną grzywką nagrywała ludzi, zobaczyła, że ktoś się jej przygląda. Opuściła rękę. Na chwilę zapomniała, gdzie jest. Między skaczącymi i tańczącymi ludźmi stała grupka mężczyzn. Jeden patrzał w jej stronę. Było ciemno, ale wiedziała, że jego wzrok skierowany jest właśnie na nią. Ciemna koszulka. Wytatuowany smok na całej prawej ręce, w której trzymał butelkę z piwem. Podniósł ją do góry w geście toastu i się do niej uśmiechnął. Oczy zaiskrzyły w ciemności. Chudy chłopak kiwał głową w rytm muzyki. Magda się odwróciła, czując na plecach jego wzrok, weszła głębiej w tłum. Kiedy się obejrzała, grupa już odeszła.

***

Przez chwilę wydawało mu się, że patrzy prosto na niego. O tak, podoba mu się. Piękna dziewczyna z niebieskimi oczami i cudownymi ustami. Uśmiechnął się trochę krzywym, szalonym uśmiechem. Nie powinna go już widzieć. Dowie się i rozwiąże ten problem. Najpierw musi zrealizować plan. Długo na to czekał. Złość, żal, szaleństwo błyskały w jego oczach razem ze światłami ze sceny. Teraz jest ten moment. Ściskał w lepkiej ręce ostry przedmiot. To będzie łatwe...

***

No dobrze. Zabawa trwa. Jeszcze chwilę. Trzeba trochę pożyć. Kiedy po kilkudziesięciu minutach impreza zaczęła się kończyć, zmęczona, trochę z żalem, pomyślała, że musi już wracać do domu. Jutro długo pośpi, może wpadnie do Dorki na jakieś żarcie. Opowie jej o incydencie z Wilkiem... Ale teraz nie będzie o niczym myśleć. Czas zbierać się do spania. Wyszła poza tłum, kierując się w stronę domu. Myśli Magdy wbrew jej woli krążyły po głowie.

W tej chwili ostatnie myśli wyparowywały z głowy pięknego faceta, który upadł na ziemię. Ludzie go omijali. Kto by przejmował się pijaczkiem na miejskiej, plenerowej imprezie? Niejeden już leżał. Od czasu do czasu ochrona zgarniała takich jegomości. Facet za dużo wypił, to wszystko. Odpocznie, poleży, zabiorą go rano. Nikt nie zauważył, że w ziemię właśnie wsiąka kałuża krwi. Nikt nie słyszał, kiedy wypowiadał ostatnie słowa. Nikt nie widział zdziwienia na jego twarzy. Nie poczuł, jak jego serce bije coraz wolniej, aż się zatrzymuje. Śmierć nadeszła po cichu. Dla jednych ta noc dopiero się zaczynała... Dla niego skończyła na zawsze.

3

Całą noc w głowie słyszała muzykę. W kamienicy panowała cisza, ale w uszach ciągle brzmiały kawałki grane przez DJ-a. Chciała dłużej pospać, jednak organizm przyzwyczajony do wstawania o ósmej rano już nie potrzebował budzika. Głośno ziewnęła.

Coś ciężkiego, grubego, puchatego i miękkiego przygniotło jej klatkę piersiową. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się prosto w zielone oczy swojego czarnego jak węgiel kota, który już zaczął mruczeć i ją udeptywać. Przypomniała sobie, jak parę lat temu znalazła zmarzniętą, chorą, małą czarną kuleczkę pod śmietnikiem w środku zimy. Nie chciała zwierząt w domu. Teraz nie wyobrażała sobie bez nich życia. Koty są uzależniające. Do czarnego Felixa dołączyła po paru tygodniach biało-ruda Figa. Dorka – matka wszystkich uciśnionych zwierząt – przekonała ją, że dwa koty lepiej się wychowują, ładniej bawią i nie są samotne, kiedy ona wychodzi na cały dzień do pracy. Teraz w tym małym mieszkanku było ich troje. Magda i dwa puchate stworzenia wpatrujące się w nią zielonymi oczami. Miziając jedną ręką mruczącego kota, a stopą trącając drugiego, uśmiechnęła się do siebie.

Uwielbiała swoje lokum. Odziedziczyła je po babci. Kochała dom na wsi, który był w rodzinie od czasów pradziadka, ale kiedy nikt nie miał już siły i czasu się nim zajmować, babcia przeprowadziła się do miasta, do małego mieszkania w kamienicy na obrzeżach. Gdy zmarła, wnuczka dostała ten lokal, a jej ojciec postanowił sprzedać stary dom pierwszemu lepszemu kupcowi... Niedługo potem oboje rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a spadek, który po nich został, pomógł jej urządzić mieszkanie, kupić małe auto i zachować oszczędności na czarną godzinę. Nie. Nie będzie o tym myśleć. To był bardzo trudny czas.

Przekręciła się, zwalając grubego kota na podłogę. Rozciągnęła się. Rozejrzała. Maleńka sypialnia z półkami pełnymi książek, storczykami na parapecie i dużą szafą wypchaną ciuchami i torebkami. Ściany w morskim odcieniu. Sama je malowała. Kochała kolory. Była z siebie bardzo dumna. Przeszła w piżamie do salonu z kuchnią, przedzielonego drewnianym blatem. Wstawiła wodę na kawę. Odsłoniła okna. Pierwsze promienie słońca wpadły do pomalowanego na żółto pomieszczenia. Duża miękka kanapa, wygodny fotel, na którym lubiła siedzieć, czytając książki, telewizor, kilka drewnianych mebli. Wysokie stołki barowe przy blacie. Obraz domu na wsi.

Kiedy zginęli rodzice, Magda została sama. Jej starsza siostra dawno temu przeprowadziła się do męża na drugi koniec Polski i miały słaby kontakt. Zawsze taki był. Anka namawiała ją, żeby do niej przyjechała, do dużego miasta pełnego możliwości. Ale ona nie chciała być piątym kołem u wozu. Kochała swoje miasto, swoją pracę i swoje mieszkanie.

Stała boso przy blacie ze zmrużonymi oczami i z uśmiechem na ustach. Parzyła sobie język pierwszym łykiem mocnej, słodkiej kawy. Biało-ruda Figa już ocierała się o nogi, domagając się śniadania. Pierwszego z wielu tego dnia. Kiedy nakładała jedzenie kotom, usłyszała dźwięk SMS-a. Pewnie Dorka, pomyślała. Wzięła do ręki telefon i o mało nie zachłysnęła się kawą, czytając treść.

„Cześć, piękna, zaczyna się ciepły dzień. Pomyślałem, że może wybrałabyś się ze mną wieczorem na lody albo kawę? Artur”.

Kurczę. Dawno nie była na randce. Chłopak jej się podobał od zawsze. Lekko spanikowana i już na pewno zupełnie obudzona, poszła do łazienki. Przepłukała twarz zimną wodą, ulizała trochę grzywkę, która jak zawsze rano sterczała nie w tę stronę, co trzeba. Spojrzała w duże lustro. Prosto w oczy. Nie uważała się za piękność. Włosy ciut poniżej ramion w kolorze blond, teraz rozjaśnione słońcem, pełne różowe usta, krzywy zgryz. Lekko zadarty nos. I piękne, przejrzyste błękitne oczy w kształcie migdałów. Je lubiła w sobie najbardziej. W zależności od światła wydawały się szare, niebieskie i zielone. Błyskały gniewem lub śmiały się do ludzi. Wypuściła głęboki oddech. Wzięła telefon i odpisała: „Ok”.

***

– No dobrze, to o której ta randka? Wiesz już, w co się ubierzesz?

Dorota kręciła się po kuchni, mieszając ręką jakieś ciasto. Gęste brązowe włosy spięła wysoko i nawet w zwykłych ciuchach w domu, w fartuszku i przy garach, wyglądała jak bogini.

– To chyba nie randka. Spotkanie na kawę. Albo lody...

– Jasne, spotkanie dorosłej kobiety z dorosłym mężczyzną, sam na sam... Hmmm. – Popukała różowym paznokciem w dolną wargę. – No, faktycznie nie brzmi jak randka.

Magda piła koktajl truskawkowy i skubała tost z domowym dżemem morelowym.

– W sumie mogłabym zabrać młodego na lody.

Natan pojawił się jak spod ziemi.

– Na lody? Idziemy? Super! Kiedy?

– Ciocia Magda nigdzie cię nie bierze. Idzie na randkę. Nie jesteś jej potrzebny, synek.

– Uuuu i będzie całowanie. – Natan wygiął usta i zaczął cmokać, Magda ze śmiechem rzuciła w niego kawałkiem tostu.

– Mogę zawsze wycałować ciebie. Chcesz? – Przekrzywiła głowę.

– Ohyda.

– Dorota, wiesz co, to nie jest głupi pomysł. – Magda wyprostowała się na krześle.

– Żeby mnie wycałować? – Chłopak zrobił dwa kroki do tyłu.

– Nie, głuptasie. Żeby cię zabrać na moją randkę. – Uśmiechnęła się do swojego pomysłu.

Dorota przestała mieszać w misce i spojrzała na syna.

– Chcesz przyzwoitkę?

– Hmm, jak będzie fajnie, to się nic nie stanie. Po prostu się trochę poznamy, pospacerujemy, zjemy lody... Ale jak będzie drętwo, to zawsze mogę z młodym mieć jakiś umówiony znak. Hasło, że musimy już spadać. Oczywiście nie z mojej winy. Szybko, koniecznie do domu. Wiesz, siku, kupa, jeść, pić, bolący brzuch...

Młody przewrócił oczami.

– Spoko. Coś się wymyśli. To kiedy idziemy na tę randkę? – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Czarne gęste włosy, modne okulary, długie chude nogi. Zebrał dużo cech po rodzicach. Magda pomyślała, że kiedyś będzie łamał dziewczynom serca.

– Z tobą zawsze. – Zerwała się z krzesła i zaczęła gonić chłopaka po ogródku, udając, że chce go pocałować, a młody uciekał, piszcząc i rozganiając koty wygrzewające się na słońcu.

– Mamo, buzi. – Mała Kalina wspięła się po nodze Doroty i ułożyła usteczka do całusa.

– Dobrze, aniołku, dostaniesz buzi, a potem pójdziemy spać. Megi, wyłącz piekarnik za dziesięć minut! – krzyknęła przez drzwi prowadzące do ogrodu, skąd dobiegały dzikie ryki. – Jak zapomnisz, to nie dostaniecie obiadu!

– Dobrze, nie zapomnę! – odkrzyknęła i złapała wierzgającego chłopaka, próbując go łaskotać pod żebrami.

Dorota pokręciła głową i powiedziała pod nosem:

– Dzieciaki. – Uśmiechnęła się do córki i poszła ululać ją na drzemkę.

***

Po pysznym obiedzie składającym się z soczystej pieczeni, szparagów, młodych ziemniaczków i deserze w postaci ciasta z truskawkami i kremem waniliowym, Dorota z Magdą poszły na huśtawkę, a Tomasz z Natanem gdzieś zniknęli, żeby uciec od sprzątania kuchni.

Duży ogród przed domem pysznił się kolorami. Róże, piwonie, orliki wyglądały z różnych stron, roztaczając słodki zapach. Dalej była nieduża szklarnia i parę grządek z warzywami. Kilka drzewek owocowych, krzewy z borówkami, maliny, zioła. Huśtawka, piaskownica dla dzieci, domek na drzewie. Idealne miejsce dla rodziny. Magda czuła się jak u siebie.

– Zawsze, jak patrzę na twój ogród, dom, dzieciaki, zadbanego, szczęśliwego męża, to zastanawiam się, skąd masz tyle siły i energii.

– Powiem ci, nie było łatwo. Budowa domu trochę trwała, ogród i dzieci to niekończąca się praca. A mój mężczyzna sam potrafi o siebie zadbać. Ale jeśli się coś kocha, to sprawia ci to przyjemność. Nie myślisz, że musisz coś zrobić. Nawet jak ci się nie chce, to robisz to z uśmiechem na ustach. – Popatrzała w stronę bawiącej się w piaskownicy córeczki. – A z odpowiednim partnerem życie jest łatwiejsze.

– Tak, wiem. – Magda złapała przechodzącego białego kota, położyła go sobie na kolanach i wtuliła nos w ciepłe futerko.

– No dobrze. Mów.

– Co?

– Przecież wiem. Coś ci leży na sercu. Mało opowiadałaś o wczorajszym wieczorze. Coś się stało. Znam cię. Specjalnie powiedziałam Tomkowi, żeby zabrał młodego po obiedzie do garażu. Opowiadaj.

Tak. Nie znały się bardzo długo, ale rozumiały bez słów. Rozpoznawały swoje nastroje i ufały sobie, jakby przyjaźniły się całe życie.

– Wczoraj, kiedy poszłam złapać ten balon... widziałam bójkę Wilka z jakimś facetem. Nie chciałam podglądać, ale jakoś tak wyszło. Wilk dał tamtemu w pysk i pogroził. I chyba wie, że to widziałam.

– Hmmm. Martwi cię to? W zasadzie nic takiego się nie stało. Faceci lubią walić się po gębach. – Zsunęła duże, ciemne okulary z nosa.

– Niby tak. Ale wyglądało to niezbyt miło. Widziałam, jak Wilk się wścieka. Ten chłopak, Kamil, ledwo go powstrzymał. Później w tłumie widziałam, że Wilk się na mnie gapił. A jak wracałam do domu, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Może mi się wydawało, ale wiesz, to uczucie, kiedy włoski na karku ci się jeżą i nie wiesz dlaczego.

Dorota wyprostowała się gwałtownie. Biały kot zwiał.

– Co?! Dlaczego nie zadzwoniłaś? Dlaczego nie wzięłaś taksówki? Mogłaś wysłać SMS!

– Jasne. Mogłam zadzwonić po kawalerię, policję, FBI i Kapitana Amerykę. – Magda parsknęła. – Przecież nic się nie stało, mnóstwo ludzi wracało do domów. Byli przede mną, za mną, dookoła mnie. Daj spokój. Jestem dużą dziewczynką.

– Tak, ale...

– Nie, nic się nie stało.

– Następnym razem nie zostawię cię samej.

– Taaaa – odparła przeciągle. Była zła na nadopiekuńczość Doroty, ale uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Na randkę dzisiaj też ze mną pójdziesz i będziesz pilnować, żebym wróciła cała i zdrowa? Ja, ty, Artur, Natan... To już cały tłum. – Popatrzała na nią znad okularów z różowymi szkiełkami, ze złośliwym uśmiechem i zatrzepotała rzęsami.

– Po prostu uważaj na siebie. – Dorota głośno wypuściła powietrze i opadła wygodnie na oparcie huśtawki.

– Zawsze uważam. Jedyne, co mnie niepokoiło, to ta bójka na festynie Wilka z „Włochem”.

– Z „Włochem”?

– No wiesz, facet z włoską urodą. Ulizane, gładkie, czarne włosy, ociosana twarz, dobry garnitur...

– Myślę, że nie masz co się martwić. Znam trochę Rafała. Kiedyś był wybuchowy, potem nauczył się kontrolować emocje. Wydaje mi się, że gdybyś mu przeszkadzała, powiedziałby ci o tym, zamiast gapić się na ciebie. Żebyś pilnowała własnego nosa albo coś w tym stylu. To zwykłe męskie zaczepki. Każdy z nich musi udowodnić, że jest większym macho. – Przewróciła dużymi brązowymi oczami.

– No, może masz rację. W sumie nic się nie stało.

Kiedy rozległ się dźwięk SMS-a, Kalina wstała z piaskownicy, wyciągnęła rączki do Magdy i powiedziała po prostu:

– Chcę bajki.

– Dać jej telefon? – zapytała Magda, czytając wiadomość, która brzmiała: „Jakbyś zapomniała, przypominam, o osiemnastej koło przystanku autobusowego”.

Dorota zajrzała przyjaciółce przez ramię i odczytała po cichu wiadomość. Uśmiechnęła się do siebie.

– Ale tylko na chwilkę – odpowiedziała na pytanie o bajki.

Magda oddała małej telefon, a Dorota posadziła ją sobie na kolanach.

– Hmmm, już wiesz, w co się ubierzesz?

– Oj, daj spokój... Oczywiście, że nie. – Wybuchnęła śmiechem. – Chyba już pójdę przejrzeć szafę, a ty postaraj się, żeby młody przyszedł do mnie czysty koło siedemnastej czterdzieści.

– Dobrze, idź. Wiesz, cieszę się, że wybierasz się na tę randkę. – Popatrzała na przyjaciółkę. Magda była ładna, zabawna, inteligentna. Brakowało jej fajnego faceta.

– W sumie ja też. I cieszę się, że zabieram młodego. – Wyszczerzyła zęby, pocałowała małą w różowy policzek, spojrzała Dorocie w oczy, puściła oczko i poszła.

– Wiesz, malutka, mam nadzieję, że ty jeszcze długo nie będziesz chodzić na randki.

– Landki.

– Taaak. Landki. – Wtuliła usta w ciemne loczki córeczki.

***

– Tyle ciuchów, a jak zwykle, kiedy potrzeba, nie wiem co założyć.

Magda poirytowana mamrotała do siebie. W sypialni na łóżku i podłodze walały się sukienki, koszulki i spodnie, które wydawały się nieodpowiednie na dzisiejszy wieczór. Przekleństwo i błogosławieństwo pracy w butiku z ciuchami. Ciągle dochodziło coś nowego do pękającej w szwach szafy. Ale randka to zupełnie inny poziom. Czy będzie ciepło? Czy zmarznie? Czerwcowe wieczory bywają chłodne. Czy jak się wystroi w sukienkę na lody, to nie przesadzi? Czy jak założy jeansy, to będzie zbyt zwyczajnie? Czy ma założyć jakieś ukochane trampki czy sandałki? A może znienawidzone seksowne obcasy? Złapała się za włosy i pociągnęła.

– Megi, ogarnij się, to pierwsza niezobowiązująca randka. W sumie lody. Opanuj się.

Koty już leżały na drogich sukienkach na podłodze i machały wesoło ogonami, rozrzucając futro na ciuchy. Feliks miał ochotę wejść do szafy.

– O nie, mój mały. – Wzięła pod pachę czarnego kota i zobaczyła to, czego szukała.

– Tak! – wykrzyknęła. Czarne lniane spodnie przed kostkę leżały na wysokości jej oczu. Do tego czarna koronkowa koszulka z głębokim dekoltem i biała rozpinana koszulka z rękawkami do łokcia. Plus białe trampki, maleńka złota torebka i może złoty pasek. – Jesteśmy uratowani. – Podniosła ze śmiechem kota, okręciła się z nim dookoła w samej bieliźnie. Feliks nie był zadowolony. Drugi kot zwiał. W końcu wiedziała, jak się ubierze. Kiedy już podkreśliła odpowiednio swoje piękne niebieskie oczy i ogarnęła rozpuszczone włosy i grzywkę, która była już trochę za długa, wyjrzała przez okno na ulicę. Słońce pięknie świeciło. Ludzie spacerowali całymi rodzinami – w końcu była niedziela. – Jakieś sportowe ciemne auto właśnie zaparkowało po drugiej stronie ulicy obok jej małego seata. Na dole zobaczyła podjeżdżającego Tomka z Natanem. Młody wyskoczył i pobiegł do kamienicy, a Tomek pomachał Magdzie przez uchylone okno samochodu.

***

– To może jak będziesz mocno kaszleć, to będzie znak, że mam coś wymyślić, żebyśmy natychmiast wracali do domu, bo facet okazał się dupkiem? – Natan świetnie się bawił w roli szpiega.

– Ale przecież już ustaliliśmy, że mam zapytać, czy nie jest ci zimno. A ty masz odpowiedzieć, że tak i chcesz już do domu. A jak będę się świetnie bawić i przypadkowo się zachłysnę i będę musiała kaszleć? Tobie nigdy nie jest zimno. I nie mów tak brzydko o innych. Nie znasz go.

Szli spacerem jak starzy przyjaciele, oboje dobrze się bawiąc. Chłopak był podekscytowany. Magda czuła lekką niepewność i ciekawość przed randką z kolegą, w którym się skrycie durzyła, kiedy miała kilkanaście lat.

– Wiesz, cieszę się, że ze mną idziesz. – Uśmiechnęła się ciepło przez ciemne okulary.

– Nie bój się, ciocia. Tylko głupek by cię nie chciał – powiedział poważnie Natan, patrząc na nią brązowymi oczami Doroty.

– Nie za mądry ty już jesteś? – Objęła chłopaka za ramię. – No dobrze, ostatnia szansa na sygnał. Wymyśl coś mądrego.

– Niech będzie pierwsza wersja. „Natanku, czy nie jest ci zimno”? A ja wtedy zacznę biadolić, może nawet szczękać zębami z zimna...