Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
57 osób interesuje się tą książką
Kiedy gra toczy się o życie, nie ma miejsca na zasady.
Magda Karska – zwyczajna dziewczyna z małego miasteczka – po raz kolejny staje w samym środku niebezpiecznej intrygi. Wystarczy jeden telefon od zrozpaczonej przyjaciółki, by rzuciła wszystko i wyruszyła na ratunek porwanej siostrze. Ale tam, gdzie inni widzą strach, Magda widzi zagadkę. A ciekawość bywa śmiertelna.
Z pozoru niewinne kłamstwo przeradza się w bezlitosny wyścig z czasem.
Na jej tropie są ludzie, którzy nie znają litości – a prawda, do której próbuje dotrzeć, ma swoją cenę.
Wilk i Marek, gotowi złamać każde prawo, łączą siły z poszukiwanym przestępcą – czarującym i diabelnie niebezpiecznym – by odnaleźć Magdę, zanim wróg uciszy ją na zawsze
Ile można poświęcić, by uratować jedną osobę?
Czy miłość przetrwa tam, gdzie króluje śmierć?
Czy dobro zdoła pokonać zło, które nie ma sumienia?
W świecie, gdzie każdy ma coś do ukrycia, a każdy ruch może być ostatnim, granica między ofiarą a oprawcą zaciera się szybciej, niż bije serce.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 286
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zaplątana w porwanie
A. A. Milewska
Copyright © A.A. Milewska, 2025
Copyright © Wydawnictwo Brda, 2025
Redakcja i korekta: Karolina Jałkiewicz
Konsultacja policyjna: mł.asp. w stanie spoczynku Mariusz Brendowski.
Projekt okładki oraz skład i łamanie: Joanna & Grzegorz Japoł - LUNA Design Studio
ISBN: 978-83-68425-40-6
ISBN Ebook: 978-83-68425-47-5
Wydawca:Scriptor Sp z.o.o.ul. Białogardzka 14/4985-808 Bydgoszcz
Drukarnia: OSDW Azymut
Książka jest fikcją literacką, a wszelkie podobieństwo do zdarzeń, osób i miejsc jest przypadkowe.
www.wydawnictwobrda.pl
Książkę dedykuję mężczyznom. Zwłaszcza tym, którzy walczą o swoje kobiety.
Oraz Red Girl
Szczególne podziękowania dla tych, którzy we mnie wierzyli i zawsze wspierali – moich przyjaciół oraz męża, który wskoczyłby za mną w ogień, byleby nie parzyło.
Dusza zakwitnie nawet w ciemności,
Gdy otoczona jest ciepłem.
Dobrych myśli.
Ukryta w literach
1.
Gorący sierpniowy dzień dobiegał końca. Słońce uprzykrzające dziś ludziom życie postanowiło schować się trochę niżej i dać szansę letniemu wietrzykowi. Wieczory zaczynały przychodzić wcześniej, a mieszkańcy z chęcią wychodzili na ulice. Przy stoliku na zewnątrz jednej z kawiarni oferującej kremowe ciasta, kawę, zimne napoje i lody, siedziały dwie przyjaciółki. Blondynka w ciemnych okularach i ze spiętymi do góry włosami delektowała się zimną lemoniadą z wysokiej, smukłej szklanki. Miała na sobie krótkie, czarne spodenki, uwidaczniające morską opaleniznę, białe sandałki z cieniutkimi paskami i rażąco pomarańczową koszulkę na grubych ramiączkach.
– Cały dzień myślałam o zimnej lemoniadzie i lodach miętowych. – Uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Dorka, ubrana w długą zwiewną sukienkę w zielonych kolorach, jak zawsze przykuwała uwagę przechodzących mężczyzn. Pełne usta, opalona skóra, zawsze wyglądająca doskonale, i długie do nieba nogi, teraz wygodnie wyciągnięte w modnych, złotych klapeczkach. Gęste, ciemnobrązowe włosy za ramiona dziś były rozpuszczone.
– A ja o tym, żeby podrzucić małą do babci i wyrwać się z domu. Kocham swoje dzieci nad życie, ale dziś chciałam się ich pozbyć. Na bardzo długo – oznajmiła, zanurzając smukłą łyżeczkę w pucharku z lodami.
– Moje koty są bardzo grzeczne. Wymień te małe potworki na więcej kotów. – Niebieskie, przejrzyste oczy patrzyły znad okularów na przyjaciółkę z rozbawieniem.
– Gdyby to było takie proste – westchnęła Dorota. – Chociaż kotów też już więcej nie zmieszczę. W tej chwili mam trzy swoje domowe, dwa dochodzące i sąsiadka chce mi podrzucić małą znajdę. Mam za dużą słabość do futrzaków.
– Do wszystkich, kochanie.
– À propos słabości i zwierząt – Dorka uśmiechnęła się do Magdy – jak dogaduje się nasz zły Wilk z twoimi kotami?
– Zdrajcy za bardzo go lubią. A on przynosi im ciągle zabawki i kocie smaczki. Co dzień nadeptuję bosą stopą na jakąś myszkę albo piłeczkę, którą turlają po mieszkaniu.
Magda upiła łyk lemoniady. Na myśl o Wilku robiło jej się ciepło na sercu. Od jakichś dwóch miesięcy miała chłopaka – lekko nieokrzesanego i gburowatego. W dodatku małomównego, robiącego zawsze wszystko po swojemu i niebezpiecznego. Takiego, który ma niejedno za uszami. Jednym słowem – fantastycznego.
– Jak się teraz mówi? – Zastanowiła się na głos. – „Mam chłopaka” brzmi trochę jak z podstawówki. Przyjaciela? To słowo pasuje do twojego męża albo Marka, ale nie Wilka. Faceta? To głupie. Od razu widzę dresiarza w siateczkowej koszulce.
Dorota się roześmiała. Mężczyzna siedzący przy stoliku naprzeciwko wlepił w nią spojrzenie. Mniej dyskretnie niż wcześniej.
– Partner życiowy. To brzmi ładnie – skomentowała.
Magda obserwowała z satysfakcją, jak gość dostaje burę od kobiety, z którą przyszedł do kawiarni i kuli głowę między ramiona, jakby miał za chwilę oberwać torebką.
– Ale trochę poważnie. Nie wiem, czy życiowy. Nie zastanawiam się, nie analizuję, nie myślę, co będzie. Cieszę się chwilą. Rafał zdecydowanie jest… inny. Od tych, z którymi się spotykałam, od tych, których znam. Uratował mnie przed Arturem, zabrał na cudowne wakacje razem z wami. Nie pytam o jego przeszłość. Nie chcę go osądzać. A przyszłość… cóż. Jest dobrze tak, jak jest. Teraz. Dziś. I, mam nadzieję, jutro. Poznajemy się. To interesujący czas.
Dorota przypomniała sobie chłopaka, który w czerwcu zamordował dwie osoby i próbował zabić Magdę. To był trudny okres. Ten, który miał być dla Megi i wydawał się ideałem, okazał się mordercą, tchórzem i kłamcą. Facet ze złą opinią bandziora okazał się świetnym, dobrym człowiekiem. A jej przyjaciółka promienieje. I to było najważniejsze. Położywszy rękę na kawiarnianym stoliku, uścisnęła dłoń Magdy.
– Jesteś szczęśliwa. Widzę to, znam cię. Widziałam was razem nad morzem. Znam Wilka od dawna, ale nie od tej strony. Wpatruje się w ciebie jak w obrazek. Czy już było wielkie słowo na ,,k”?
Rozmowę przerwał dźwięk telefonu Doroty. Kobieta spojrzała na wyświetlacz i zmarszczyła brwi. Przycisnęła czerwoną słuchawkę i wrzuciła telefon do dużej torby.
– Nie. Żadne z nas nie powiedziało ,,kocham” – kontynuowała Magda. – Wiesz, że nie nadużywam tego słowa. Wydaje mi się, że on też nie jest nauczony. To niezbyt wylewny człowiek – przerwała na chwilę, widząc lekką irytację na twarzy przyjaciółki. – Wszystko w porządku?
– Tak. – Dorota machnęła lekceważąco ręką. – Wiesz co, wydaje mi się, że kiedy nadejdzie moment na wyznanie, to będzie zupełnie prawdziwe. Mój Tomasz mówi kocham po dziesięć razy dziennie, ale u niego to zupełnie normalne. I to też jest prawdziwe. Każdy jest inny. – Uśmiechnęła się na myśl o mężu.
Telefon ponownie zadzwonił. Dorota spojrzała na wyświetlacz i po raz kolejny nacisnęła czerwoną słuchawkę.
– Dorka, co jest?
– Kamila – westchnęła ze złością. – Narobiła jakichś długów ze swoim nowym ukochanym i prosiła mnie o pożyczkę. Wiesz, jaka ona jest. Nigdy nie oddaje. A ja nie jestem bankiem! Nie stać mnie na rozdawanie pieniędzy siostrze, która po pierwsze, nigdy ich nie odda, po drugie za parę miesięcy sytuacja się powtórzy. Wychowywała nas jedna matka, a jesteśmy tak różne. Ona ciągle wpada w kłopoty. Jest chwila spokoju i wszyscy są szczęśliwi, po czym znowu zaczyna się ta sama historia. Albo potrzebuje pieniędzy, albo rzucił ją kolejny fagas, albo potrzebuje spłacić faceta. Ciągle to samo. Wydzwania do mnie od wczoraj. Po kilku rozmowach, w których zostałam wyzwana, błagana i brana pod włos najróżniejszymi sztuczkami, przestałam odbierać. Nie mam na to siły, czasu ani chęci.
– Przykro mi. Naprawdę. Ja z Anką dzwonimy do siebie raz w miesiącu albo rzadziej, ale tylko dlatego, że tak wypada.
– Wypadają zęby na starość – rzuciła mechanicznie Dorota.
– Co? – Magda uśmiechnęła się od ucha do ucha. – To mój tekst i mój sarkazm. Ej, nie zamieniaj się we mnie! Nie oddam ci Wilka.
– Po co mi twój Wilk? Mam swojego ogiera. I szarańczę.
– À propos szarańczy. – Magda kiwnęła głową, wskazując za Dorotę.
Wysoki, szczupły trzynastoletni chłopak z czarną czupryną i w modnych okularach podbiegł do ich stolika, chwycił szklankę z lemoniadą ciotki i wypił jednym haustem.
– Ej! Odczep się od mojej lemoniady!
– Tata ci zaraz odkupi. – Młody przysunął sobie krzesełko do stolika.
– Synek, co ty tu robisz?
– Skończyliśmy remont domku na drzewie i postanowiliśmy iść na lody. Wstąpiliśmy do babci, żeby zabrać małą.
Dorota pogłaskała syna po gęstych włosach.
– Dobrze, że dbasz o siostrę, chociaż chciałam mieć chwilę sam na sam z ciocią Magdą.
– Żeby gadać o całowaniu i innych obrzydlistwach. – Przewrócił oczami.
– Ej! – Magda szturchnęła chłopaka w ramię, ale młody wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Przeszkadza ci to?
Natan się zamyślił.
– W sumie to nie. Wilk jest spoko, ale widziałem, jak się kleicie do siebie, kiedy byliśmy na wakacjach.
– Jeszcze raz. Przeszkadza ci to? – Kobieta obserwowała syna przyjaciółki. Kochała go jak swojego. Świetnie się dogadywali, byli przyjaciółmi. Liczyła się z jego opinią.
– Mama mówi, że najważniejsze, że jesteś szczęśliwa…
– Synek. – Dorota chciała uciszyć syna.
– Poczekaj, niech mówi.
Natan spojrzał niepewnie na mamę i uśmiechnął się do ciotki.
– Widzę, że tak jest. A Rafał to super gość. Ma takie fajne fury i umie tyle różnych rzeczy. Na przykład nauczył mnie…
Magda zakryła ręką usta młodemu. Dorota patrzyła na nich podejrzliwie.
– Masz portfel, idź, wybierz jakieś lody dla siebie i Kaliny, bo właśnie nadchodzi z tatą. Mnie weź, proszę, lemoniadę. – Magda spławiła młodego, bojąc się, że wypapla coś, po czym oboje będą mieli kłopoty.
Chłopiec podszedł do siostrzyczki, wziął ją za rękę i weszli do środka kawiarni wybrać lody.
– Wrócimy jeszcze do tego – mruknęła Dorota.
– Do czego wrócicie? – Tomasz, mąż Dorki, podszedł i mocno pocałował żonę w usta.
– Muszę porozmawiać z naszym synem o pewnej sprawie.
Mężczyzna, który ich obserwował, rozdziawił usta, jakby łapał powietrze. Magda, przyglądając się mu, pomyślała, że jeszcze trochę i z nadmiaru wrażeń dostanie zawału. A ona nie zamierza go reanimować. Jego towarzyszka chyba myślała o tym samym, bo gwałtownie odsunęła się od stolika i, mierząc Dorkę od góry do dołu, poszła w swoją stronę. Facet rzucił pieniądze na tacę i pobiegł za partnerką.
„Miłość” – westchnęła w myślach Megi.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu przyjaciółki.
Tomasz objął żonę.
– Chyba go wyciszę – zirytowała się Dorota.
Natan przyniósł lemoniadę i pucharek lodów dla taty i wrócił do środka wybrać coś dla siebie i siostry.
– Jak tam nasz ulubieniec? Czemu go tutaj z nami nie ma? Powinien już skończyć robotę w hotelu na dziś. – Tomasz uśmiechnął się do Megi.
Miał czarne włosy, podobnie jak syn, i okulary w grubych, ciemnych oprawkach. Był wysoki, szczupły i miły. Wyglądał jak nauczyciel. Świetny architekt. Doradzał Rafałowi przy przebudowie starej szkoły na hotel. Polubili się.
– Nie wiem. Dzwonił, że ma jakieś problemy z płytkami i musi wyjechać dziś z miasta. Wraca jutro. Nie pilnuję go, mój Wilk nie chodzi na smyczy. – Jej błękitne oczy uśmiechały się ciepło do przyjaciół.
– Smycz nie jest taka zła, prawda, kochanie? – Tomek spojrzał na żonę.
Dorota wymierzyła mężowi kuksańca, ale ten tylko mocno ją przytulił. Natan przybiegł z pucharkiem lodów i małą szczebioczącą siostrzyczką, która chciała być teraz w centrum uwagi. „Przed chwilą było tak spokojnie” – pomyślała Magda.„A teraz jest rodzinny harmider”. Była częścią tej rodziny i świetnie się z nimi bawiła.
W innym miejscu inna dziewczyna już nie bawiła się tak dobrze. Porwane rajstopy, poszarpana koszulka, rozmazany makijaż. Łzy spływały z dużych, brązowych oczu. Pełne usta były rozcięte od uderzenia. Siniak pod okiem zaczął nabierać kolorów. Ręce i nogi miała przywiązane do krzesła. Znajdowała się w ciemnym pokoju. Naprzeciw niej ustawiono kamerę i lampę oświetlającą poobijaną twarz.
– Gadaj. Masz swoje pięć minut. I zrób to jak należy.
Mężczyzna stojący za kamerą włączył nagrywanie. Na palcu błysnął złoty sygnet. Taki sam kształt miał coraz bardziej fioletowy siniak dziewczyny.
2.
Nigdy wcześniej nie interesowała się bronią. Wiedziała oczywiście, że istnieje, że jest niebezpieczna, ale jakoś specjalnie się nad nią nie zastanawiała. Teraz trzymała w dłoniach zgrabną dwudziestkę dwójkę, umiała załadować naboje do magazynka, przeładować i wiedziała, gdzie ma celować oraz w które miejsce ma patrzeć, żeby trafić. Czuła lekkie szarpanie i słyszała zadziwiająco głośny huk przy wystrzałach, pomimo słuchawek ochronnych. Uścisk miała już pewny, serce spokojne, jednak nadal było dla niej niezwykłe to, że taką zabawką – śmiertelną w nieodpowiednich rękach – można komuś odebrać życie. Sama na szczęście nie musiała jej nigdy używać, ale lubiła wieczorami przyjeżdżać swoim małym seatem do opuszczonej strzelnicy w lesie za miastem.
Dookoła wysokie sosny rzucały przyjemny cień, pachniało leśnym runem i żywicą. Stanowisko strzeleckie składało się z kilku drewnianych blatów przedzielonych ściankami. Stanęła przy jednym z nich. Na blacie położyła słuchawki. Wzięła tarczę strzelecką i przyczepiła do palika naprzeciw stanowiska. Dwudziestkę dwójkę nosiła w kaburze przyczepionej do paska spodni z tyłu lub (kiedy była w sukience, tak jak dzisiaj) w torebce, również w kaburze. Pomyślała, że koniecznie musi wyrobić sobie pozwolenie na broń.
Podeszła do stanowiska, wyciągnęła pistolet i amunicję. Załadowała pełny magazynek. Uśmiechnęła się do tarczy. Ciemne okulary zakrywały niebieskie oczy, krótka biała sukienka wirowała nad opalonymi kolanami, a trampki chroniły stopy przed ślizganiem się podczas strzelania. Dziewczyna włożyła nauszniki, wyciągnęła ręce, na których wisiały kolorowe bransoletki, wycelowała i strzeliła. Nie spieszyła się. Nikt jej przecież nie poganiał. Ważne było skupić się na celu. Szło jejjuż całkiem dobrze. Pewnie gdyby musiała użyć broni szybko, bez zastanawiania się, nie byłaby taka dokładna. Ale teraz, gdy trenowała, udawało jej się celować blisko środka tarczy. Rzucanie nożami nie dawało jej takiej satysfakcji.
Słońce już zachodziło. W drugiej połowie sierpnia w dzień grzało mocniej, ale za to chowało się szybciej, a drzewa w lasku dawały przyjemny cień. Załadowała kolejny magazynek, w miarę zadowolona ze swoich strzałów, i zaczęła na nowo. Skupić się, wyciszyć, wyrównać oddech, wyraźnie widzieć cel, nacisnąć spust, nie zamykając przy tym oczu. I powtórka.
Taką właśnie zobaczył ją Wilk. Miał ciężki dzień. Prace w hotelu ostatnio się komplikowały i przeciągały. Najpierw okazało się, że musi zmienić projekt, bo stara szkoła, którą remontował, ukrywała piwnicę. Nie było jej w oryginalnych planach budynku, ale fantastycznie nadawała się na siłownię. Potem zaczął się problem z oknami. Kiedy już mieli je wstawiać, okazało się, że ktoś źle policzył i brakuje trzech, na które będzie musiał dłużej czekać. Później zawalił płytkarz, który miał zająć się łazienkami. Rano wyszło na jaw, że zwiał z kochanką do Niemiec, nie uprzedzając nikogo o swoich zamiarach. Rafał sam musiał szukać umówionych dostawców, żeby dowiedzieć się, co już zamówiono i kiedy zostanie dostarczone na budowę. Drobiazgi, ale każdy drobiazg wytrącał go z równowagi i opóźniał prace. A on bardzo nie lubił opóźnień ani fuszerki. Więc zakasywał rękawy i dwoił się, i troił, aby zastąpić pracownika albo załatwić za niego różne sprawy.
Miał już knajpę w mieście, świetnie prosperującą. ,,Dobra intryga” działała jak w zegarku. Nie uczestniczył jednak przy jej remontowaniu – był wtedy w więzieniu i przekazywał instrukcje, a kiedy wyszedł, mógł się zająć już tylko wyposażeniem.
Przy przebudowie starej szkoły na hotel nie chciał opuścić ani jednego dnia. To było jego dzieło, jego wizja, jego marzenie. Budynek świetnie się do tego nadawał. Dawno temu chodził tu do podstawówki. Teraz miał plan zrobić hotel pierwszej klasy z nowoczesną siłownią, basenem z saunami, świetnym barem, pysznym jedzeniem oraz wszystkimi udogodnieniami. I, pomimo że ostatnio wszystko szło pod górkę, uwielbiał tam być i pracować. Nie tylko wydawać polecenia, ale też wykonywać prace fizyczne. Umiał zrobić wiele rzeczy sam i chętnie pomagał w najdrobniejszych i najbardziej żmudnych pracach.
Dziś był zły, zmęczony, brudny i spocony. A ona wyglądała świeżo, lekko i pachnąco. I pociągająco. W białej, krótkiej sukience na opalonym ciele strzelała do tarczy z pistoletu, który jej podarował jakiś czas temu. Uśmiechnął się. Pociągało go jej ciało. Złote włosy, miękkie usta, mocne dłonie, zgrabne nogi, jędrne piersi i te cudowne niebieskie oczy zmieniające kolor w zależności od światła, które na nie padało, bądź emocji, które odczuwała. Ale jeszcze bardziej pociągał go jej umysł. Zabawna, odważna, inteligentna. Lekko dziwna, ale samodzielna i niezwykła.
Kiedy wpadła na niego na festynie w czerwcu, najpierw zatonął w jej oczach. Widząc, jak się bawi i śmieje, sam chciał się uśmiechać. Gdy odrobinę ją poznał, zapragnął więcej. A za każdym odkrytym szczegółem kryło się coś jeszcze. Teraz należała do niego.
Wiedział, że go nie widzi i nie słyszy, więc wolał nie narażać się nieprzewidywalnej kobiecie z naładowaną bronią w ręce. Podszedł tak, żeby zauważyła go kątem oka. Zadziałało. Odwróciła głowę i się uśmiechnęła, po czym wycelowała w tarczę i oddała ostatnie trzy szybkie strzały, prawie w sam środek.
– Widzę, że idzie ci coraz lepiej. – Patrzył na nią przez ciemne okulary.
Zawsze czuła jego wzrok na sobie, pomimo że nie widziała jego szarych oczu.
– Miałam świetnego nauczyciela. – Uśmiechnęła się, odłożyła broń i podeszła do niego. Objęła ramionami spocony kark swojego chłopaka i przycisnęła usta do jego ust. – Tęskniłam za tobą – wymruczała.
– O tak, ja za tobą też. – Oddał pocałunek i przycisnął ją do blatu, na którym leżał pistolet.
Magda lekko się odsunęła i uniosła obie brwi.
– Aż tak się stęskniłeś? Czy to pistolet wbija mi się w bok?
Roześmiał się. Kolorowy, wytatuowany smok wzdłuż prawej ręki zatańczył w ostatnich promieniach słońca, kiedy zdjął jej okulary.
– Miałem bardzo trudny i nerwowy dzień. Muszę go jakoś… odreagować. – Skubnął zębami płatek jej ucha.
Magda wytrzeszczyła oczy i próbowała odsunąć napierającego, widocznie rozochoconego mężczyznę.
– Ale że tutaj? Zwariowałeś?
Równie dobrze mogłaby próbować przesunąć czołg. Rafał niezrażony już całował jej szyję. Uniósł dziewczynę i posadził na blacie, sam wygodnie umoszczając się między jej opalonymi nogami.
– Czemu nie? Zapomnij się ze mną na chwilę, blondi – wyszeptał jej do ucha, wędrując dłonią pod sukienkę.
Magda złapała go za rękę.
– Poczekaj.
Zatrzymał się i spojrzał jej w oczy, w których ujrzał strach połączony z pożądaniem.
– A jak nas ktoś zobaczy? Jak ktoś przyjedzie?
Rafał rozejrzał się i wzruszył ramionami.
– Jedynie kto nas może podglądać, to wiewiórki i sarenki. Może się czegoś nauczą. Jestem bardzo stęskniony i mogę zrobić to tak, że nawet nie zauważysz – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – To jak, mała? Tchórzysz? – Wiedział, że kiedy rzuci jej wyzwanie, dziewczyna się temu nie oprze.
Uśmiechnęła się, wiedząc, że to podstęp.
– Ale pamiętaj. Jak nas ktoś zobaczy, to cię zabiję.
– Takie słowa w takim miejscu mogą być niebezpieczne. – Odsunął dalej pistolet i okulary, żeby nie przeszkadzały mu w uczcie.
Na groźnej twarzy miał trzydniowy, szorstki zarost. Stalowe oczy wpatrywały się w Megi. Jednym szarpnięciem zerwał z niej koronkowe majtki.
– Och! – wykrztusiła.
– Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Wziął ją na blacie strzelniczym, wśród świerków i leśnej ciszy. Tylko zmysłowe krzyki Magdy odbijały się echem. A on nie mógł się nią nasycić. Mimo że należał tylko do niej, a ona tylko do niego. Serce, umysł i ciało.
Dziś postanowili zostać na noc w jej domu. Zamówili jedzenie z jego restauracji w takiej ilości, że można było napychać się do rana. Rafał poszedł pod prysznic, a Magda karmiła koty smaczkami i rozstawiała talerze i sztućce.
Nie mieszkali razem. Każde miało swoje mieszkanie, które oboje lubili. Ale mieli swoje rzeczy u siebie nawzajem. Każde miało swoje życie, pracę i przyjaciół, a kiedy tylko mogli, spędzali czas razem. Wieczorami opowiadali sobie, jak spędzili dzień, wychodzili do restauracji albo zamawiali jedzenie do domu, tak jak dziś.
Magda wiedziała, co czuje do tego mężczyzny, jednak bała się mówić o tym głośno. Pasowali do siebie pod różnymi względami. Obawiała się, że jeśli ubierze to w słowa, czar pryśnie. Albo jeśli pierwsza wyzna miłość, okaże się, że on nie czuje tego samego. Już kiedyś to przeżyła. Nauczka na całe życie. Chociaż tamten chłopak nie dorastał Wilkowi do pięt.
– Marzenia na jawie?
Rafał stał oparty o framugę drzwi, owinięty ręcznikiem w pasie. Mięśnie lśniły po prysznicu. Podobnie jak wytatuowany w połowie szerokiej klatki piersiowej zielono-czerwony smok, który zaczynał się w okolicach szyi i kończył na dłoni. Megi spojrzała na swojego mężczyznę. Kwadratowa szczęka, krótkie włosy i lekki zarost, wąskie usta i szare oczy, które wpatrywały się w nią intensywnie, jakby znały jej myśli. O tak. Jemu ciężko było dorównać. Dziewczyna się uśmiechnęła.
– Zastanawiam się, jak to jest, że jesteśmy tacy różni, a jednak do siebie pasujemy. – Przekrzywiła głowę, napawając się widokiem partnera w swoim małym mieszkaniu.
Rafał podrapał się po brodzie i podniósł z ziemi ocierającego się o nogi biało-rudego kota.
– To proste. Twoje koty mnie lubią, a ty lubisz tych, których lubią twoje koty. Więc takim pokrętnym sposobem wszyscy się lubimy. Jedna wielka, szczęśliwa futrzana rodzina. – Postawił kota na blacie i delikatnie pocałował dziewczynę. Oboje czuli, że w powietrzu wisi wielkie słowo na ,,k”.
– Zwal kota na podłogę, bo będziesz miał kłaki w jedzeniu. Pachnie cudnie.
– Mhm… Ty pachniesz lepiej.
Magda się roześmiała. Pogłaskała go po policzku, po czym wręczyła mu wino i korkociąg.
– Jedzmy, bo umieram z głodu. Ktoś wytrząsnął ze mnie całą energię.
Kiedy po pysznej kolacji leżeli przytuleni, z kotami rozciągniętymi w nogach łóżka, Rafał pomyślał, że tak mogłoby wyglądać jego życie. Może to trochę za wcześnie, jednak on lubił ryzyko. Zwłaszcza z tą dziewczyną. A miał ich trochę. Pięknych, szalonych, zabawnych, seksownych, mrocznych. Magda miała w sobie wszystko, czego pragnął i potrzebował.
– Powiedz – zaczął ostrożnie – wiem, że lubisz swoje mieszkanie, ale nie chciałabyś wprowadzić się do mnie?
Dziewczyna zastanawiała się chwilę. Leżała wtulona, otoczona jego ramieniem, czuła się bezpieczna i kochana. Była we właściwym miejscu.
– Lubię to mieszkanie. Jest małe, ale jest moje. Nie zrozum mnie źle, twoje też jest w porządku. Większe, wygodne, dobrze urządzone. Jest pani Aniela, za którą przepadam, jednak to nie należy do mnie. Chodzi mi o to, że moje urządzałam sama. Każdą ścianę malowałam sama, wybierałam farby, meble, dodatki. O wszystkim decydowałam, ustawiałam, dopasowywałam. I sprawiało mi to radość. – Popatrzyła na niego. W ciemności zobaczyła lśniące oczy. – Zupełnie tak jak ty w swoim hotelu. To twoje dziecko. Od początku do końca.
– Wiem, o czym mówisz – odparł, głaszcząc ją delikatnie po plecach.
– To mieszkanie dostałam po babci. Kiedyś myślałam, że dom na wsi zostanie w mojej rodzinie i być może tam zamieszkam. Wszystko się zmieniło. Poszło nie tak, jak powinno.
Rafał pocałował ją w czoło i mocniej przytulił.
– Opowiedz mi o nim.
– O domu na wsi?
– Tak. Jako bajkę na dobranoc.
Uśmiechnęła się i wtuliła w ciepłe ciało Rafała. Zamknęła oczy. Przywróciła obrazy, zapachy i wspomnienia.
– To taki duży dom na wzgórzu. Za miastem jest mała wioska. Mniej więcej na środku, na wzgórzu, stoi dom. Częściowo z kamienia, częściowo murowany. Część z kamienia to niskie, chłodne pomieszczenia z małymi oknami. Drugą część stanowi obora, do której wchodzi się z domu, oraz pokoje nad nią. To są nowsze pomieszczenia. Murowane ściany, drewniane podłogi. To łączy się z korytarzem i maleńkimi pokoikami po drugiej stronie na piętrze. Są też dwa strychy, a z obory jest tajne przejście, którym możesz wejść do dużej, drewnianej szopy. Po drugiej stronie stoi wielka stodoła. Uwielbiałam ten dom. Pełen pustych pomieszczeń, kurzu, narzędzi. Ponoć pradziadek ukradł jakieś złote monety i osiedlił się tam.
– A więc płynie w tobie złodziejska krew?
Magda pocałowała chłopaka w najbliższe ustom miejsce i kontynuowała opowieść.
– Jak byłam mała, przetrząsnęłam większość pomieszczeń w poszukiwaniu tych monet. Czekałam, aż babcia pójdzie do sąsiadki lub do sklepu, i przeszukiwałam liczne zakamarki. Czułam się jak Indiana Jones. Ale to tylko legenda. Bajka dla takich małych, ciekawskich dziewczynek. Pradziadek był po prostu zaradnym i pracowitym człowiekiem, który sam się wszystkiego dorobił. Więc nie rób sobie nadziei na pokrewne dusze.
Rafał roześmiał się i mocniej przytulił dziewczynę. Zamknął oczy. Widział to, co ona opowiada.
– Dookoła są łąki, drzewa owocowe, po których się wspinałam, pole, na którym babcia za młodu sadziła warzywa. Kiedyś po horyzont wszystko należało do mojej rodziny. Nie zostało nic. Babcia nie dała rady zajmować się tym po śmierci dziadka, a ojca tam chyba nigdy specjalnie nie ciągnęło. Wszystko przepadło w obce ręce, a mi zostały tylko wspomnienia. Od śmierci rodziców nie byłam w tamtych okolicach. Zbyt dużo smutnych wspomnień.
Magda zasnęła z uśmiechem na ustach, mając przed oczami dom na wsi, w którym bawiła się jako mała dziewczynka i do którego tęskniła jako dorosła kobieta.
Wilk wpatrywał się w sufit. Chłonął każde słowo. Wiedział, że będzie chciał dokładnie przyjrzeć się temu miejscu.
Po szóstej rano dziewczynę obudził uporczywy dźwięk telefonu. Zła chwyciła za komórkę. Poduszka obok była już pusta, Rafał poszedł na budowę. Na stoliku, obok telefonu, leżała karteczka z napisem: ,,Zjedz śniadanie. Jeśli koty mówią, że nic dziś nie żarły, to kłamią”. Uśmiechnęła się i spojrzała na telefon, który miała ochotę wyrzucić przez okno. Dorka. Od razu odebrała.
– Co się dzieje? – Usiadła na łóżku. Jeśli przyjaciółka budziła ją o tej porze, musiało stać się coś ważnego.
– Magda, przepraszam. Miałam nie dzwonić, ale nie wiem, co robić. – Głos Doroty był wyraźnie zdenerwowany.
Megi zaczęła szukać spodni.
– Mów. Zaraz do ciebie przyjadę.
Zapadła chwilowa cisza, jakby Dorka się wahała.
– Przyjedź, proszę. To nie rozmowa na telefon. – Rozłączyła się.
Magda zmarszczyła brwi. Stało się coś niedobrego. Szybko umyła twarz, wciągnęła podkoszulek i złapała jabłko. Dziesięć minut później była u Doroty. Przyjaciółka wpuściła ją do domu bez słowa. Weszły do małego pokoju, w którym Megi spała, kiedy zostawała na noc. Dorota się nie odzywała, było widać, że jest wzburzona. Magda czuła napięcie w powietrzu. Zamknęła drzwi do pokoju.
– Dzieci jeszcze śpią, a Tomek jest w pracy. – Kobieta chodziła nerwowo po małym pokoju, ściskając w dłoni telefon. Spojrzała na przyjaciółkę. Wiedziała, że może jej zaufać. Usiadła obok niej na łóżku.
– Nie wiem, co robić – wyszeptała. – Najpierw pomyślałam, że to głupi żart. Potem do mnie dotarło, że to się dzieje naprawdę. – Duże, przestraszone oczy wpatrywały się w telefon. Włączyła go i podała Magdzie.
– Odtwórz wiadomość od Kamili.
Megi bez słowa odtworzyła wiadomość. Na telefon przesłano film. Na nim siostra Dorki, Kamila. Przywiązana do krzesła. Magdzie serce podeszło do gardła. Pamiętała, jak to jest być bezradną w stosunku do człowieka, który chce zrobić krzywdę. Pamiętała to przerażenie i niemoc.
Dziewczyna na nagraniu miała urwane ramiączko od koszulki i sporego siniaka na nagim ramieniu. Łzy pozostawiły czarny ślad od tuszu do rzęs na bladej, wystraszonej twarzy. Pod spuchniętym okiem widniał fioletowy siniak, a różowa szminka była rozmazana krwawą stróżką z rozciętych ust. Kamila spojrzała ze strachem w kamerę i, jąkając się i szlochając, przekazała wiadomość.
– Pół miliona polskich złotych to cena za moje życie. Jeśli pójdziesz na policję, już nigdy mnie nie zobaczysz. Jeżeli kogokolwiek powiadomisz, oni zrobią mi krzywdę. Masz czas do końca tygodnia. W piątek dostaniesz instrukcje, co dalej. Proszę! Błagam! Pomóż mi!
Gdy dziewczyna zaczęła płakać, rozległ się krzyk. Ktoś ją uderzył, kamera się wyłączyła. Magda siedziała z telefonem w garści, zagryzając zęby. Spojrzała na przerażoną przyjaciółkę.
– Przecież ja nie mam takich pieniędzy! Nawet gdybym wzięła pożyczkę, to nikt nie da mi tak dużej kwoty. Może gdybym sprzedała dom, ale to wszystko przecież trwa dłużej. Magda… – Łzy potoczyły się po jej twarzy.
– Marek. Jedyne, co mi przychodzi do głowy. To zwykły glina, ale pomoże jako przyjaciel.
– Nie mogę jej narażać. Nie mogę nikomu o tym mówić.
– Więc nie powiesz. Zrobię to ja. Po cichu. Tak, żeby nikt się nie dowiedział. Musisz powiedzieć Tomkowi. Ja powiem Markowi.
Dziewczyny usłyszały hałas. Natan się obudził i schodził z piętra do kuchni.
– Dzieci nie mogą się o niczym dowiedzieć. Wymyśl powód, dla którego tu jesteś. Natan miał iść dzisiaj z Kaliną do babci – wyszeptała Dorota, pospiesznie wycierając oczy i wyszła z uśmiechem przywitać syna.
Magda w tym czasie szybko przesłała sobie tę wiadomość na telefon. Na wszelki wypadek. Żeby nie zaginęła.
Natan wpadł do pokoju.
– Co ty tu robisz o tej porze?
– Może przyszłam na śniadanie? – Uśmiechnęła się, pamiętając, że to bardzo sprytny chłopak.
– Nie ściemniaj. Za wcześnie.
– Masz rację. Ale nie mogę ci powiedzieć, co tu robię. To tajemnica.
Młody obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Czuł, że ciotka jest zdenerwowana.
– Pokłóciłaś się z Rafałem?
– Daj spokój. – Machnęła ręką, jakby odganiała natrętną muchę. – Moje życie nie kręci się tylko wokół niego – powiedziała stanowczo.
– Nie martw się, musicie się dotrzeć. Mama mówi, że początki zawsze są ciężkie.
Magda się uśmiechnęła. Chłopak chyba to łyknął. Przytuliła go mocno.
– Jesteś mądrym facetem, wiesz?
– No pewnie. Jak będzie trzeba, skopię tyłek twojemu. – Odwzajemnił uśmiech i wyszedł na śniadanie.
Magda popatrzyła na swój telefon. Może Rafał będzie mógł pomóc? Na pewno. Ale najpierw Marek. Napisała mu SMS-a, żeby przyjechał za godzinę do Dorki, że to pilne.
Dorota ogarnęła dzieci i wypchnęła je do babci. Kręciła się po kuchni, nie umiała znaleźć sobie ani miejsca, ani zajęcia. Było przed dziewiątą. Magda piła mocną kawę i zjadła jajko na miękko. Nie odzywała się. W ubikacji jeszcze raz odtworzyła filmik. Nawet nie chciała myśleć, co czuje przerażona dziewczyna. I co czuje Dorota.
Kamila (młodsza siostra, piękna i niezbyt mądra) ciągle pakowała się w kłopoty, a jej życie obracało się wokół mężczyzn i pieniędzy. Magda pomyślała, że tym razem wpadła w gówno po uszy i wciągnęła w to swoją siostrę. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, miały już ustalone, kogo wtajemniczą i co powiedzą.
Dorota wpuściła przyjaciela do domu. Marek Mada – sprytny posterunkowy z przyjazną buzią, czujnymi, łagodnymi oczami i burzą nieokiełznanych blond włosów. Zaprzyjaźnili się niedawno i wiedzieli, że mogą mu ufać. Marek wyczuł, że sprawa jest poważna. Przywitał się z Megi i usiadł przy stole. Dorka postawiła przed nim kubek gorącej kawy, za który był wdzięczny.
– Mówcie.
– Musisz nam najpierw przysiąc, że jesteś tu prywatnie. Że nie pójdziesz z tym na policję.
Chłopak upił spory łyk, zastanawiając się, co zrobić.
– Pod warunkiem, że nikogo nie zabiłyście. Spróbuję pomóc, ale nie mogę łamać prawa.
– Nie. Na szczęście żadna z nas nie popełniła przestępstwa.
– W porządku.
Magda spojrzała na Dorkę. To ona powinna o wszystkim opowiedzieć. Przyjaciółka usiadła, podała telefon posterunkowemu i włączyła nagranie. Marek przyglądał się bez słowa. Skończył i włączył jeszcze raz, nic nie mówiąc. Potem znowu. Magda widziała, że przygląda się szczegółom, próbuje coś wychwycić, analizuje.
– Skąd pomysł na pół miliona? Jesteś zamożna? – odezwał się po chwili rzeczowym tonem.
– Nie. Mamy oszczędności, ale nie aż takie. Tomasz ma dobrze prosperującą firmę, ale nawet on nie zarabia takich kokosów. Jakiś czas temu założyliśmy konta oszczędnościowe naszym dzieciom, jest tam sporo gotówki. My tam odkładamy, teściowie sporo się dorzucili, moja matka… Jednak to są pieniądze nie do ruszenia. Nikt o nich nie wie.
– Gdybyście je wybrali i stanęli na głowie, dałabyś radę uzbierać taką kwotę?
– Tak, ale nie zrobię tego. Nie mogę.
– Poczekaj. Nie proszę cię o to. – Marek położył dłoń na ręku Doroty, żeby ją uspokoić. – Ktoś, kto podał taką sumę, musiał wiedzieć, że was na to stać. Że możecie tyle uzbierać. Bez sensu podawać jako żądanie kwotę, której nigdy nie uzbierasz.
Zapadła cisza. Słowa Marka powoli docierały do dziewczyn.
– Kamila wiedziała o tym, że odkładasz dla dzieci? – Magda spojrzała na przyjaciółkę.
– Nie wiem. Może. Na pewno nie wiedziała, ile tam jest. Zmusili ją, żeby powiedziała, ile możemy uzbierać?
– Tak, to możliwe. Kazali cię wycenić.
– Przecież to są pieniądze dzieci! Co ja mam zrobić? Nie chcę, żeby ją skrzywdzili.
– Posłuchaj. Wiem, że mówili, żeby nie mówić o tym policji… Zawsze tak mówią. Jednak uważam, że powinnaś to zgłosić. Nikt inny ci nie pomoże.
– Tak mówisz? – Magda wpatrywała się w Marka, wiedząc, kogo sama poprosi o pomoc.
– No tak, Wilk może coś zrobić ze swojej strony. – Odgadł, o kim pomyślała. – Jednak to nie jego działka, okupy, porwania. To obce miasto, obcy ludzie.
– Ale zna trochę ludzi po ciemnej stronie mocy.
– Tak jak policja.
– Tylko z policją nikt nie będzie chciał gadać. Ograniczają was przepisy, a ludzie na mieście nie lubią donosić ani zwierzać się stróżom prawa. A jak tylko ktoś się dowie, że węszycie, zrobią Kamili krzywdę. Widziałeś nagranie? To nie było udawane. Strach i obrażenia były prawdziwe.
– Punkt dla ciebie. Słuchaj – zwrócił się do Doroty – wiesz, gdzie była ostatnio twoja siostra?
– Tak, wiem.
– Więc ja bym zaczął w tym miejscu. Musisz jechać do tego miasta i porozmawiać z kimś z policji. Znaleźć mieszkanie, w którym ostatnio przebywała, jej faceta, przyjaciół. Może ktoś coś widział, coś wie na ten temat. Ja postaram się dowiedzieć, z kim najlepiej byłoby porozmawiać. A po drodze zorganizuj jakieś pieniądze. Jakiekolwiek. Mogą ją utrzymać przy życiu i pozwolić nam gromadzić środki. Mamy czas do piątku.
– Słyszałeś, co powiedziała? Jeśli się dowiedzą, że rozmawiam z policją, zrobią jej krzywdę.
– Więc się nie dowiedzą.
– Muszę powiedzieć Tomkowi. I co z dziećmi? Natan zaraz coś zauważy.
– Zróbcie sobie rodzinny wyjazd. Wiesz, hotel, spa, atrakcje dla dzieci, najlepiej z opiekunką. Taka wycieczka na zakończenie wakacji. Masz dwa tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego.
– I tydzień na ocalenie siostry.
– Jadę z tobą. – Magda nie mogła postąpić inaczej.
– Megi, nie mogę cię w to wplątywać. Masz pracę, swoje życie. Nie mogę.
– To już postanowione. Marek dowie się, z kim można tam bezpiecznie porozmawiać, a ja pogadam z Rafałem. On coś wymyśli. Zaraz zadzwonię do szefa, że potrzebuję tydzień urlopu. Kiedy powinniśmy wyjechać? – Spojrzała na Marka.
– Jak najszybciej. Czas działa na naszą niekorzyść. Spróbuję uruchomić kontakty tak, żeby nie zaszkodzić twojej siostrze. Wiem, co robię. Zaufaj mi. – Spojrzał na przyjaciółkę.
– Ufam.
– To dobrze. Nie mogę wyjechać teraz z wami, ale będę cały czas na linii. I dobrze, jeśli będziesz miała przy sobie Magdę i Wilka. Każda pomoc się przyda.
– Dobrze. Dzwonię do Tomka.
Dorota zadzwoniła do męża, mówiąc tylko to, co niezbędne. Miał się pojawić w ciągu godziny. Ten czas postanowiła spędzić na pakowanie ciuchów. Chętnie zostawiłaby dzieci u swojej mamy, ale Kalina jest na to za mała, a Natan nie będzie chciał zostać sam z babcią. Muszą porozmawiać z Tomkiem, jak to zrobić, żeby dzieci niczego nie podejrzewały i żeby można było działać. Musi uratować swoją młodszą siostrę.
Otworzyła szafę i wyciągnęła walizki.
Marek zaczął szukać w kontaktach kogoś, kto mógłby być przydatny. Nie był długo policjantem, ale miał kilku znajomych tu i tam, a oni mieli swoich znajomych. Zawsze można kogoś sprawdzić, dowiedzieć się, poznać opinię. Zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby pomóc.
Megi zadzwoniła do szefa. Nie był zbytnio zadowolony z tak nagłego obrotu sprawy, ale dziewczyna była długoletnim pracownikiem, dbającym o jego interes i zarabiającym dla niego dobre pieniądze. Kiedy powiedziała, że to sprawa życia i śmierci (co w zasadzie było prawdą), więcej nie wypytywał. Żałował, że Dorka nie może jej zastąpić, jednak umysł biznesmena już obmyślał, co zrobić, żeby sklep był nadal otwarty i przynosił zyski podczas nieobecności Magdy.
Teraz czas porozmawiać z Wilkiem. Po trzecim włączeniu się poczty głosowej zrezygnowała. Weszła na górę i zobaczyła przyjaciółkę, która stała, patrząc się w otwartą szafę.
– W porządku?
Po policzkach Doroty potoczyły się łzy.
– Kiedy byłyśmy małe, byłyśmy nierozłączne, robiłyśmy wszystko razem. Bardzo się kochałyśmy. Dopóki Kamila nie poczuła zapachu pieniędzy i nie zaczęła wykorzystywać dla nich swojego uroku. Ale to wciąż moja siostra.
Magda podeszła i przytuliła się do przyjaciółki.
– Wiem, kochanie, wiem. Spakuj się, musimy działać szybko. Słyszałaś, co mówił Marek. Czas działa na naszą i jej niekorzyść. Pojadę się spakować i niedługo wrócę, dobrze?
Dorota kiwnęła głową. Magda pożegnała się z Markiem i pojechała do domu. Pomyślała, że posterunkowy będzie musiał zadbać o jej koty. Spróbowała jeszcze raz dodzwonić się do Wilka. Po piątym sygnale odebrał zdenerwowany.
– Przepraszam cię, ale teraz nie mogę. Na piętrze pękła rura i zalewa nam pomieszczenie.
– Zadzwoń, jak będziesz mógł. – Rozłączyła się.
Rafał oddzwoni. Ma teraz swoje ważne sprawy, a ona ma swoje.
Spakowała walizkę, na dno wkładając dwudziestkę dwójkę i kilka pudełek amunicji. Nigdy nie traciła zimnej krwi. Wiedziała, że musi być blisko Doroty i zrobi wszystko, żeby jej pomóc.
3.
W ciągu godziny Magda spakowała swoje rzeczy, wytuliła swoje koty, Figę i Feliksa, i napisała na kartce, jak należy je karmić i o nie dbać.
Wilk milczał. Wiedziała, że ostatnio ma ciężki okres w hotelu. Na budowie ciągle się coś komplikuje. Zastanawiała się, czy do niego pojechać, ale odkąd musiała uciekać w tym miejscu przed psychopatą, który chciał ją zabić, jakoś nie miała ani ochoty, ani odwagi się tam pojawiać. Gdy tylko będzie mógł, oddzwoni do niej. Na pewno. Rozejrzała się po mieszkaniu. Muszą uratować tę dziewczynę. Zamknęła drzwi i poszła do auta.
W tym czasie Dorota zdążyła spakować siebie i dzieciaki. Musiała zająć czymś ręce i umysł. W jej domu był policjant. Przyjaciel. Słyszała, jak rozmawia ze znajomymi przez telefon. Wypytuje tak, żeby nie zaszkodzić jej siostrze. Kiedy przyjechał Tomasz, powiedzieli mu, o co chodzi. Miał własną firmę, był sam sobie szefem, więc mógł decydować, kiedy i ile wolnego weźmie, chociaż nie było to łatwe zadanie.
Zadzwonili do mamy Dorki, żeby ją uprzedzić o niespodziance dla dzieci, wspólnym tygodniu w hotelu z basenem i atrakcjami dla całych rodzin. Gdy zeszli na dół z walizkami, Magda rozmawiała z Markiem. Na ich widok zamilkli.
– No dobrze. Szkoda czasu, zbierajmy się. – Dziewczyna wstała od stołu.
– Ty – pokazała palcem na Marka – masz klucz do mojego mieszkania. Zajmij się kotami, jak Wilk do mnie dołączy.
Policjant wziął klucze i przytulił Megi.
– Nie rób nic głupiego.
– Ja? Nigdy.
Magda wyszła. Dorota z Tomkiem chwilę porozmawiali z posterunkowym. Obiecali być w stałym kontakcie. Kobieta żałowała, że chłopak nie może pojechać z nimi. To głos rozsądku. Dobry, inteligentny, sprytny glina. Miała nadzieję, że Rafał szybko się odezwie. Każda pomoc jest ważna.
– Nadal nie oddzwonił? – Spojrzała na stojącą przy aucie Megi.
– Odezwie się. Wiesz, że możesz na niego liczyć. Tak jak na mnie. – Uścisnęła przyjaciółkę i wsiadła do swojego seata. – Nie jedźcie za szybko, będę zaraz za wami. I nie hamujcie zbyt gwałtownie. Szkoda mi podrapać nowy samochód.
Pojechali po zdziwione niespodzianką dzieci. Mama Dorki patrzyła na nich podejrzliwie, ale cieszyła się radością wnuków. Dorota bardzo się hamowała, żeby nie zacząć przy niej płakać i nie zdradzić, że jej młodsza córka ma poważne kłopoty.
Natan uparł się jechać z ciotką. Może to nawet lepiej. Będą mogli spokojnie z Tomkiem porozmawiać. Kalina jest za mała, żeby mogła pojąć, o czym mówią. W przeciwieństwie do brata, który niełatwo daje się oszukiwać.
– Ale frajda! Myślałem, że już nigdzie nie pojedziemy na wakacje w tym roku! Byliśmy przecież nad morzem – szczebiotał wyraźnie podekscytowany chłopak.
Magda skupiała się na drodze. Starała się nie myśleć o kilometrach, które musi pokonać. Rzadko kiedy jeździła dalej niż po mieście. Nawet lubiła prowadzić samochód, ale była fatalnym kierowcą.
– Niespodzianki są super.
– Tak. I super, że ty z nami będziesz. Wilk też przyjedzie? – Spojrzał na nią bystrymi oczami swojej matki.
– Jasne. Ma problem na budowie, ale szybko do nas dołączy. – Miała taką nadzieję. Potrzebowała go.
– Między wami wszystko w porządku?
– Tak. Lubisz go, co?
– Jest spoko. Ale jak ty przestaniesz go lubić, to ja też – oświadczył stanowczo.
Magda uwielbiała tego smarkacza.
– Dobra, jestem za. A teraz poszukaj nam jakiejś fajnej muzy. Przed nami trzy, cztery godziny jazdy.
Miała nadzieję, że nie obedrze nigdzie swojego auta ani nie spowoduje żadnej stłuczki.
– Kurczę, mogłem wziąć coś do jedzenia.
– Na pewno się zatrzymamy gdzieś po drodze, nie umrzesz z głodu. W mojej torebce są cukierki czekoladowe.
Młody zaczął grzebać w torebce.
– Same babskie rzeczy. Perfumy, jakieś mazidła, książka. – Przetrząsał dużą torbę Megi. – Ej, nie masz tam gnata?
Dziewczyna się roześmiała.
– Nie. Gnat jest gdzie indziej.
Po godzinie jazdy zatrzymali się na stacji paliw, kupili przekąski oraz picie dla dzieci i ruszyli w dalszą drogę. Ustalili, że Dorota z rodziną pojadą do hotelu z atrakcjami dla rodzin. Tam, gdzie mogli je zostawić w bawialni pod opieką wykwalifikowanego personelu. Magda nie bardzo chciała siedzieć w takim miejscu. Taka liczba dzieci w jednym miejscu ją przerażała.Znalazła spokojny, cichy hotelik niedaleko. Wynajęła pokój dwuosobowy. Bardzo chciała, żeby ta druga osoba w końcu do niej oddzwoniła i dotarła. Oby jak najszybciej.
Rafał wkurzony opanował w końcu kryzys na budowie. Nie chciał szukać winnego, który uszkodził rurę kanalizacyjną, bo mógłby wyładować na nim swoją złość. Pokój numer piętnaście, bliski wykończenia, w tej chwili był zalany wodą. A pod nim na suficie utworzyła się już mokra plama. Zaklął. Pracownicy schodzili mu z drogi. To nic. Wszystko da się naprawić. Przypomniał sobie o telefonie od Magdy. Poklepał się po kieszeniach. Na pewno leżał gdzieś w zalanym pokoju. Idąc w tamtym kierunku, usłyszał szept jednego pracownika próbującego uspokoić innego, bełkoczącego. O nie. Tego za wiele! Nie będzie tolerował pijaków na swojej budowie. Wszedł do pomieszczenia, w którym byli panowie. Jeden młody, wystraszony, drugi starszy, ledwo stojący na nogach, z zaciętą miną.
– Pokazał się właściciel – rzucił z pogardą. – Ta rura była stara i sama pękła, ledwo ją dotknąłem – wybełkotał.
Rafał zacisnął pięści. No tak. Znalazł się winny.
– Właściciel, który każe ci zabierać swoje rzeczy i wynosić się do domu. Wróć, jak wytrzeźwiejesz. Wtedy porozmawiamy.
– Nie będę z tobą rozmawiał. – Pijany facet odepchnął kolegę i podszedł koślawym krokiem do Wilka. – Wszyscy wiedzą, kim jesteś, na czym się dorobiłeś. Nie będziesz mi rozkazywał. Zwalniam się.
– Nigdy nie ukrywałem, kim jestem. Wiesz, gdzie są drzwi. Nie trzymam nikogo na siłę.
Rafał miał już odejść, ale facet złapał go za ramię, odwrócił i wymierzył cios. Pięść pijaczyny o centymetry minęła twarz Wilka. Kiedy ten tylko uśmiechnął się drapieżnie, drugi pracownik zamarł.
– Chcesz się zmierzyć? Tylko na to czekam.
Pijaczyna się zamierzył, ale szef się uchylił i sam zadał cios prosto w szczękę mężczyzny. Głowa odskoczyła mu do tyłu jak na sprężynie, zatoczył się zdziwiony i padł jak długi.
– Zabierz to ścierwo z mojego terenu. Jak wrócisz, przyjdź do mnie, proszę – powiedział spokojnie do młodego, chociaż emocje buzowały pod skórą.
Na budowie nagle zrobiło się głośno. Wszyscy zaczęli stukać, wiercić, biegać. Każdy z bojaźnią i szacunkiem wykonywał swoje obowiązki. Rafał znalazł lodówkę, wyciągnął zimną puszkę coli i przyłożył ją do dłoni. Uderzenie nie było mocne, ale czuł, jak w tym miejscu skóra pulsuje. Usłyszał dźwięk swojego telefonu. Poszedł na górę. Zanim go znalazł, przestał już dzwonić. Zobaczył kilka połączeń od Magdy. Zmarszczył brwi. Oddzwonił, ale usłyszał głuchy sygnał. Zadzwonił do Dorki. To samo. Po tym doszedł do wniosku, że muszą mieć kłopoty. Wybrał numer Marka.
– Jak potrzebujesz ratunku, to polecam numer dziewięć dziewięć siedem – rozległ się głos po drugiej stronie. Panowie się lubili, jednak dogryzki pozostały ich stałym rytuałem.
– Tamci idioci nie będą wiedzieli, co się dzieje z moją dziewczyną.
– Zadzwoń do niej, to się dowiesz.
– No tak, ty też jesteś idiotą. Gdybyś nie był, wiedziałbyś, że najwidoczniej nie mogę się do niej dodzwonić. A mam dziwne przeczucie, że dzieje się coś niedobrego.
– Złapałeś wilczy trop?
– Można tak powiedzieć.
– Jesteś na budowie?
– Tak.
– Zaraz u ciebie będę. Jestem na mieście, czekaj.
– A niby gdzie miałbym stąd iść, baranie?
Rafał się rozłączył. Miał złe przeczucia.
Magda z Dorotą i Tomaszem umówili się w knajpie niedaleko hotelu Megi. Była to nieduża restauracja z beżowymi ścianami, drewnianymi stołami i krzesłami, długim barem z ciemnego drewna i starodawną szafą grającą. Oferowała domowe obiady, trochę przekąsek i piwo beczkowe. Kelnerka w krótkich, czarnych włosach z fioletowych pasemkami sprawnie obsługiwała kilku klientów. Kiedy podeszła do ich stolika, wyrecytowała dania dnia oraz te, które sama poleca, i z uśmiechem odeszła nabić zamówienie. W knajpie było dosyć głośno, ale oni siedzieli w kącie, mogli więc swobodnie porozmawiać.
– Dowiedziałaś się, gdzie mieszkała do tej pory twoja siostra? – Magda obserwowała dwóch policjantów, którzy odebrali torbę z jedzeniem i wyszli.
– Mniej więcej. Mama mi opowiadała o domu w bogatej dzielnicy, którą od reszty miasta oddzielał park. Kamila chwaliła się jej, że mieszka w willi z murowanym ogrodzeniem, wielkim, zadbanym trawnikiem, na którym są marmurowe żaby, i że ma widok z okna na parkowe róże.
– Obejrzeliśmy mapę miasta i jest tylko jedna taka dzielnica. Jakieś dwanaście domów. Nie ma dużo do sprawdzenia. – Tomasz podziękował kelnerce za sztućce.
– Nie możemy sami zacząć szukać, bo ktoś może się dowiedzieć. Musimy poczekać, co powie Marek. – Magda miała ochotę już tam powęszyć.
– Nie mogę czekać, muszę coś zrobić. Cokolwiek – jęknęła zdenerwowana Dorota.
– Kochanie – Tomasz objął żonę ramieniem – musimy być bardzo ostrożni.
– Wiem – westchnęła. – Ale czekanie mnie dobija.
Magda zauważyła wóz policyjny przejeżdżający obok knajpy.
– Za dużo tu glin – mruknęła pod nosem.
Kelnerka przyniosła zupę.
– Dlaczego kręci się tu tylu policjantów? – spytała kelnerkę.
– To ich bar. Komisariat jest w pobliżu, często zamawiają jedzenie, a po służbie przychodzą na piwo. A państwo przejazdem?
– Na wakacjach z dzieciakami.
Kobieta się uśmiechnęła.
– To życzę miłego wypoczynku. Proszę do nas zachodzić, mamy pyszne domowe jedzenie. Jak będę potrzebna, proszę zawołać. Smacznego.
– No ładnie. Gliniarski bar.
– Rafał się odzywał? – Dorota mieszała łyżką w zupie.
– Nie. – Magda wyciągnęła telefon z torebki. – Cholera, był wyciszony. Rafał dzwonił. Czekajcie, wyjdę na zewnątrz, zaraz wracam.
Wyszła przed sklep i odeszła na bok. Zobaczyła tylne wyjście z restauracji, śmietnik z resztkami i blaszany garaż. Nikogo nie było. Wilk odezwał się po pierwszym sygnale.
– W coś ty się znowu wpakowała?!
Zaskoczył ją tym warknięciem. Nie zawsze się zgadzali,ale przecież nie szukała sobie problemów specjalnie mu na złość. Zmarszczyła brwi.
– Gdybyś odebrał telefon wcześniej, to byś się dowiedział rano.
– Kotku, nie jestem na każde twoje skinienie i nie latam z telefonem w ręce. Miałem poważne komplikacje w hotelu.
– A ja jestem dużą dziewczynką, która nie musi się ciebie pytać o pozwolenie, czy może pomóc przyjaciółce, kotku. O nic nie muszę się ciebie pytać. Ani prosić. Jeśli będziesz chciał i mógł, pomożesz nam. Jeśli nie, jakoś sobie poradzimy.
Oho. Rafał wyczuł, że Megi aż się gotuje. Sam był wściekły, bo musiał zostawić budowę. Bardziej go jednak irytowało to, że jest daleko od swojej przyciągającej kłopoty dziewczyny. A z tego co mówił Marek, były one paskudne.
– Jeśli uważasz, że nie chcę wam pomóc, to za mało mnie znasz. Właśnie do ciebie jadę.
– Rób, co chcesz.
– Zawsze robię, co chcę. Nie pakuj się w żadne gówno, poczekaj z tym na mnie.
– Kamila nie może czekać na ciebie. Na nikogo. Porywacze też nie.
W słuchawce zaległa cisza.
– Obiecaj.
– Cholera, postaram się. Na razie.
Rozłączyła się. Naskoczył na nią, to jego wina, że była niemiła. Oczywiście, że jego. Gbur.
