Cipher - Isabella Maldonado - ebook + audiobook + książka

Cipher ebook i audiobook

Maldonado Isabella

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Thriller bestseller „Wall Street Journal”, którego autorka ukończyła FBI National Academy w Quantico i dowodziła jednostką specjalną. Jej książki sprzedają się w milionach egzemplarzy i zdobywają liczne nagrody. Zostały przetłumaczone na 22 języki.

MALDONADO to pisarka, którą warto obserwować. Gdy czytasz jej książki, nie masz wątpliwości, że jej wiedza płynie z praktyki.

„Publishers Weekly”

Thriller Szyfr zajął odpowiednio drugie i trzecie miejsce na listach bestsellerów Kindle Store Amazon.co.uk oraz Amazon.com! Powieść została zekranizowana przez Amazon Studio. W główną rolę – Niny Guerrery – wcieliła się znakomita Jennifer Lopez.

Nina Guerrera w wieku szesnastu lat wymknęła się z rąk seryjnego mordercy. Jedenaście lat później staje się rozpoznawalna, gdy nagranie wideo z jej starcia z napastnikiem zostaje udostępnione w sieci, i zyskuje rzeszę fanów, którzy podziwiają jej odwagę oraz siłę. Ogląda je także porywacz Niny i ponownie obiera ją za cel. Kobieta szybko zdaje sobie sprawę, że tylko ona – jedyna osoba, która go poznała – może powstrzymać ten koszmar.

Ocalona przed brutalną zbrodnią, konfrontuje się ze swoimi lękami, polując na seryjnego mordercę. Jest tu wszystko: analiza kryminalistyczna, brutalna akcja i twarda bohaterka, która stawia czoła ostatniemu mężczyźnie na ziemi, którego chce ponownie spotkać.

„Kirkus Reviews”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 374

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 0 min

Lektor: Zofia Zoń

Oceny
4,2 (54 oceny)
25
21
5
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lost70

Nie oderwiesz się od lektury

Co za książka! Świetna, trzymająca w napięciu. polecam
10
bigagus

Nie oderwiesz się od lektury

Dobrze się czyta, choć w sumie na końcu można przewidzieć co się zdarzy. Polecam
00
Szawieta

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, wciągająca i jednocześnie trzymająca w napięciu książka :)
00
biegunka

Dobrze spędzony czas

dobry początek serii, mam nadzieję, że kolejne tomy nie obniżą poziomu
00
Mike781

Dobrze spędzony czas

Mam ochotę na ciąg dalszy. Polecam
00

Popularność




Rozdział 1

Dzie­sięć lat wcze­śniej Sąd Okrę­gowy do spraw Nie­let­nich i Rodzin­nych hrab­stwa Fair­fax, stan Wir­gi­nia

Nina Espe­ranza spoj­rzała na męż­czy­znę, w któ­rego rękach spo­czy­wał jej los. Sędzia Albert McIn­tyre w mil­cze­niu przej­rzał załą­czone doku­menty. Dziew­czyna powstrzy­mała się od potrzą­sa­nia nogą pod dłu­gim, dębo­wym sto­łem i przy­brała – a przy­naj­mniej taką miała nadzieję – łagodny wyraz twa­rzy. Papiery zostały zło­żone, a zezna­nia dobie­gły końca. Pora już tylko na orze­cze­nie.

Sędzia skoń­czył czy­tać i przyj­rzał się dziew­czy­nie, zanim roz­po­czął prze­mowę.

– Jestem gotowy zaak­cep­to­wać wnio­sek, ale zanim to zro­bię, muszę mieć pew­ność, że jesteś świa­doma kon­se­kwen­cji tej decy­zji. Od tego orze­cze­nia nie ma odwo­ła­nia, więc od tej chwili będziesz w pełni odpo­wie­dzialna za swoje czyny i umowy, które zawrzesz.

Cal Withers, kura­tor pro­ce­sowy Niny, wsu­nął palec za koł­nierz koszuli.

– Dziew­czyna jest tego świa­doma, Wysoki Sądzie.

Withers był praw­ni­kiem wyzna­czo­nym przez sąd do repre­zen­to­wa­nia Niny, która jako sie­dem­na­sto­latka nie mogła sama zło­żyć wnio­sku. Siwe włosy, głę­bo­kie zmarszczki i opa­no­wa­nie Withersa świad­czyły o doświad­cze­niu, a znę­kany wyraz twa­rzy dawał do zro­zu­mie­nia, że przez wiele lat zma­gał się z nie­prze­wi­dy­wal­nym i nie zawsze spra­wie­dli­wym sys­te­mem sądow­nic­twa.

Sędzia zer­k­nął na Withersa, zanim ponow­nie zwró­cił się do dziew­czyny, któ­rej życie miało zmie­nić się o sto osiem­dzie­siąt stopni.

– Rozu­miem, dla­czego wno­sisz o usa­mo­dziel­nie­nie. Szcze­gól­nie bio­rąc pod uwagę twoją obecną sytu­ację.

Kilka osób, któ­rym pozwo­lono uczest­ni­czyć w zamknię­tej roz­pra­wie, zaszu­rało krze­słami, ale Nina sie­działa w bez­ru­chu. Po tym, co się wyda­rzyło, przy­rze­kła sobie, że nie wróci do sys­temu. Gdyby sędzia orzekł na jej nie­ko­rzyść, znowu by ucie­kła. Ale tym razem nikt by jej nie zna­lazł, aż do dnia jej osiem­na­stych uro­dzin.

– Udo­wod­ni­łaś, że potra­fisz o sie­bie zadbać – kon­ty­nu­ował sędzia McIn­tyre. – Tylko co zamie­rzasz teraz zro­bić? Masz jakieś plany na przy­szłość?

Withers nie dał jej szansy na odpo­wiedź.

– Wysoki Sądzie, w doku­men­ta­cji, którą zło­ży­li­śmy, znaj­duje się wstępna akcep­ta­cja przy­ję­cia mojej klientki na Uni­wer­sy­tet Geo­rge’a Masona. Nina otrzy­mała rów­nież sty­pen­dium i dota­cję pie­niężną, dzięki któ­rej opłaci cze­sne, a do tego pra­cuje na pół etatu i zamieszka w aka­de­miku, gdzie…

Sędzia uniósł dłoń pozna­czoną star­czymi pla­mami.

– Chciał­bym usły­szeć, co w tym tema­cie ma do powie­dze­nia ta młoda dama.

Withers pró­bo­wał inter­we­nio­wać wła­śnie dla­tego, żeby jej oszczę­dzić tej chwili. Przed roz­prawą Nina odbyła roz­mowę z nim i opie­kunką spo­łeczną. Jeśli sędzia zapyta o jej plany na przy­szłość, dora­dzili jej, by wygło­siła wzru­sza­jącą prze­mowę, że chcia­łaby zostać pie­lę­gniarką, przed­szko­lanką albo dołą­czyć do Kor­pusu Pokoju. Ogól­nie rzecz bio­rąc, nie mijało się to tak bar­dzo z prawdą. Rze­czy­wi­ście zasta­na­wiała się nad tymi opcjami. Przez jakąś nano­se­kundę. Póź­niej zdała sobie sprawę, co chce robić w życiu. Tylko czy sędzia zaak­cep­tuje jej wybór?

Withers trą­cił ją w nogę pod sto­łem. Dosko­nale wie­działa, czego od niej ocze­ki­wał, ale ona z zasady ni­gdy nie robiła tego, co według innych powinna robić. Pew­nie dla­tego odbi­jała się od jed­nej rodziny zastęp­czej do dru­giej.

Wypro­sto­wała się i zde­cy­do­wała, że powie prawdę.

– Idę na sądow­nic­two karne na Uni­wer­sy­te­cie Geo­rge’a Masona. Po uzy­ska­niu dyplomu dołą­czę do wydziału poli­cji, zostanę detek­ty­wem i przez resztę życia będę wsa­dzała za kratki potwory, które znę­cają się nad dziećmi.

Withers prze­je­chał dło­nią po twa­rzy. Opie­kunka spo­łeczna pokrę­ciła głową.

Nina zigno­ro­wała ich reak­cje i sku­piła wzrok na sędzim.

– Czy to satys­fak­cjo­nu­jąca odpo­wiedź, pro­szę pana?

Sędzia McIn­tyre zmru­żył oczy.

– Kon­ty­nu­ujesz tera­pię?

– Tak, pro­szę pana.

– Panno Espe­ranza, oko­licz­no­ści zmu­siły panią do sta­nia się nie­za­leżną osobą w bar­dzo mło­dym wieku – powie­dział sędzia McIn­tyre. – Ale musi pani pozwo­lić sobie pomóc, jeśli zaj­dzie taka potrzeba. Pro­szę o tym pamię­tać.

Na sali roz­praw zapa­dła cisza. Każda para oczu była zwró­cona na sędziego. Wszy­scy cze­kali na ogło­sze­nie wyroku.

Dziew­czyna miała nerwy napięte do gra­nic moż­li­wo­ści. Czy swoją wypo­wie­dzią spra­wiła, że sędzia zwąt­pił, czy naprawdę pora­dzi sobie z tym, co ją spo­tkało? Wstrzy­mała oddech.

Po cza­sie, który wyda­wał się wiecz­no­ścią, głę­boki głos sędziego prze­rwał ciszę.

– Wyra­żam zgodę.

Nina gło­śno wypu­ściła powie­trze.

– Pozo­staje jesz­cze jedna kwe­stia. – Uśmiech znik­nął z jej twa­rzy, a sędzia kon­ty­nu­ował wypo­wiedź ponu­rym tonem. – Wnio­sek o zmianę nazwi­ska. – Uniósł poświad­czony nota­rial­nie doku­ment. – Chcesz zmie­nić nazwi­sko z Nina Espe­ranza na Nina Guer­rera. W doku­men­cie jest napi­sane, że wolisz wybrać nowe nazwi­sko, a nie uży­wać przy­dzie­lo­nego. Mogła­byś to zro­bić po ukoń­cze­niu osiem­na­stego roku życia. Po co ten pośpiech?

Withers zabrał głos:

– Wysoki Sądzie, obecne nazwi­sko zostało nadane mojej klientce przez jej pierw­szą opie­kunkę spo­łeczną, kiedy oka­zało się, że adop­cja… – praw­nik rzu­cił dziew­czy­nie pełne współ­czu­cia spoj­rze­nie – nie doj­dzie do skutku.

Nina zer­k­nęła na swoje złą­czone dło­nie. Jako dziecko nie była dziew­czynką ze sprę­ży­stymi blond lokami i jasno­nie­bie­skimi oczami. Nie miała por­ce­la­no­wej cery ani różo­wych policz­ków. Opie­kunka spo­łeczna nie opi­sy­wała jej jako słod­kiej czy nie­śmia­łej. Kie­dyś przy­pad­kowo usły­szała, jak kobieta okre­śla ją mia­nem zawzię­tej i nie­ustę­pli­wej. Wtedy nie do końca rozu­miała zna­cze­nie tych słów, ale dosko­nale zda­wała sobie sprawę, że te cechy – wraz z ciem­nymi wło­sami, brą­zo­wymi oczami i opa­loną skórą – odróż­niały ją od reszty dziew­czy­nek. Od tych, które zostały adop­to­wane.

Głos Withersa prze­rwał nie­zręczną ciszę.

– Dziew­czyna nie miała nic do powie­dze­nia w tej spra­wie i wie­rzy, że wyj­ście spod kura­teli stanu Wir­gi­nia to naj­lep­sza oka­zja, żeby zmie­nić nazwi­sko na takie, które w pełni odzwier­cie­dli obraną przez nią drogę.

Sędzia zer­k­nął na Ninę i uniósł krza­cza­ste brwi.

– Nową drogę?

Dziew­czyna spoj­rzała mu pro­sto w oczy.

– Zna pan hisz­pań­ski?

– Nie.

Wzięła głę­boki oddech. Cał­ko­wita szcze­rość była naj­lep­szym moż­li­wym wybo­rem.

– Odna­la­złam swoją pierw­szą opie­kunkę spo­łeczną.

Sędzia przy­brał poważny wyraz twa­rzy.

– Zdaję sobie sprawę z… oko­licz­no­ści.

Oko­licz­no­ści. Bez­duszne poję­cie, które miało chro­nić jej uczu­cia. Sędzia praw­do­po­dob­nie sta­rał się być miły, ale aku­rat tam­tych wyda­rzeń nie da się wybie­lić.

Została pozo­sta­wiona na śmierć w kon­te­ne­rze na śmieci, kiedy miała mie­siąc.

Nina prze­łknęła gło­śno ślinę i kon­ty­nu­owała.

– Nazywa się Myrna Gon­za­les. Wyznała, że na początku mówili na mnie dziecko Jane Doe, ale ona wolała coś bar­dziej odpo­wied­niego etnicz­nie, więc dała mi na imię Nina, od hisz­pań­skiego „niña”, czyli dziew­czynka. Miała nadzieję, że czeka mnie szczę­śliwe zakoń­cze­nie i zostanę zaadop­to­wana przez kocha­jącą rodzinę. Stąd nazwi­sko Espe­ranza, czyli „nadzieja”. – W gar­dle uro­sła jej gula, więc z tru­dem wypo­wie­działa ostat­nie słowa. – Z tym szczę­śli­wym zakoń­cze­niem nie­stety nie wyszło.

– Nie – rzekł sędzia McIn­tyre. – Zde­cy­do­wa­nie nie.

Nie trak­to­wał jej pro­tek­cjo­nal­nie. Doce­niała to.

– A skąd ta Guer­rera? – Naprawdę chciał wie­dzieć.

– Po hisz­pań­sku „guer­rero” zna­czy wojow­nik, a koń­cówka „a” ozna­cza, że cho­dzi o rodzaj żeń­ski.

Sędzia zasta­no­wił się chwilę nad sło­wami dziew­czyny. Po kilku sekun­dach jego oczy roz­bły­sły.

– Wojow­niczka.

Dziew­czyna przy­tak­nęła.

– Porzu­ci­łam już nadzieję – powie­działa cicho, po czym unio­sła głowę. – Od teraz wal­czę.

Rozdział 2

Obec­nie Park Lake Acco­tink, Spring­field, Wir­gi­nia

Ryan Scha­ef­fer poha­mo­wał swój entu­zjazm. Musiał się sku­pić na zada­niu. Tyle pie­czo­ło­wi­tych przy­go­to­wań dopro­wa­dziło do tej chwili. Pro­mie­nie popo­łu­dnio­wego słońca prze­bi­jały się przez gęste korony drzew, rzu­ca­jąc smugi świa­tła na ścieżkę znaj­du­jącą się poni­żej. Cie­pły, jesienny wiatr zasze­le­ścił liśćmi krze­wów, a słaby zapach aza­lii na moment stłu­mił ostry odór potu, który wydzie­lał naj­lep­szy przy­ja­ciel Ryana.

Zippo uniósł głowę zza zaro­śli, żeby spoj­rzeć na bie­gaczkę.

– Bie­gnie.

Przy­ło­żył lor­netkę do oczu i sku­pił wzrok na ścieżce poło­żo­nej nie­da­leko brzegu jeziora Acco­tink.

– Ma na sobie jasno­nie­bie­ską koszulkę na ramiączka.

– Daj popa­trzeć. – Ryan wyrwał lor­netkę z rąk Zippo, a kolega rzu­cił mu wią­zankę prze­kleństw. – Och, tak. – Puls Ryana przy­spie­szył, kiedy w końcu obraz stał się wyraź­niej­szy. – Nie­zła laska.

Krótko przy­cięte, ciemne włosy bie­gaczki były mokre od potu, ale sek­sowne, podob­nie jak span­dex przy­wie­ra­jący do jej wyspor­to­wa­nego ciała. Ryan obser­wo­wał, jak kobieta ryt­micz­nym kro­kiem zbliża się do ich kry­jówki. Krew zago­to­wała mu się w żyłach.

– Jest drobna – powie­dział Zippo. – Nie waży wię­cej niż pięć­dzie­siąt kilo. Nie powinna sta­wiać więk­szego oporu. – Trą­cił Ryana kości­stym łok­ciem. – Dla cie­bie to bułka z masłem.

Ryan, uczeń ostat­niej klasy w liceum East Spring­field, już prze­rósł ojca. Cztery lata gry w fut­bol ame­ry­kań­ski nauczyły go sku­tecz­nie powa­lać bie­gną­cego czło­wieka. Zippo miał rację – prze­wró­ciłby tę kobietę bez wysiłku. Wspól­nie przy­cho­dzili do parku każ­dego dnia po tre­ningu i polo­wali. Dzi­siaj zna­leźli dosko­nałą… jak okre­ślił to Zippo? Ofiarę. Oni są łow­cami, a ona ich ofiarą.

Ryan zer­k­nął na kolegę.

– Nie stchó­rzysz, prawda?

Zippo zła­pał się za kro­cze.

– Chło­pie, wszystko gotowe.

Ryan kiw­nął głową.

– Już?

Zippo poka­zał tele­fon na kartę, który kupił w zeszłym tygo­dniu.

– Tak jest.

Ryan zrobi to pierw­szy, a Zippo będzie trans­mi­to­wał wszystko na żywo. Przy­siągł, że poli­cjanci ich nie namie­rzą. Ryan zała­twił dwie komi­niarki, żeby szybko mogli się zamie­nić, kiedy on już z nią skoń­czy.

Uniósł kciuk w górę. To będzie nie­sa­mo­wite. Ponow­nie przy­tknął lor­netkę do oczu.

– Dobie­gnie tu w trzy­dzie­ści sekund. Powin­ni­śmy zejść na pozy­cje.

Obaj nacią­gnęli komi­niarki. Zippo przy­kuc­nął i uniósł tele­fon do wol­nej prze­strzeni mię­dzy krze­wami.

Ryan przy­brał postawę linio­wego w miej­scu, gdzie listo­wie było naj­gęst­sze. Kobieta dostrzeże go dopiero wtedy, gdy będzie już dla niej za późno. Teraz obser­wo­wał, jak się zbliża. Spe­cjal­nie usta­wili się na końcu ścieżki, żeby ofiara dotarła do nich zmę­czona, ale to nie miało zna­cze­nia. Kobieta była nie­duża. Z bli­ska jej brą­zowe oczy wyda­wały się ogromne na drob­nej twa­rzy. Ryan sprawi, że zro­bią się jesz­cze więk­sze. Jego ciało drżało z pod­nie­ce­nia, ale sku­pił się i spo­koj­nie cze­kał.

Tuż po tym, jak prze­bie­gła obok niego, rzu­cił się do ataku i z całej siły ude­rzył ją ramie­niem w plecy.

Kobieta upa­dła twa­rzą do ziemi obok ścieżki. Chło­pak pozba­wił ją tchu, ale po chwili zdał sobie sprawę, że za kilka sekund ona odzy­ska świa­do­mość na tyle, żeby krzy­czeć.

Nie mógł na to pozwo­lić.

Już miała obró­cić się na plecy, gdy Ryan przy­gniótł ją potęż­nym cia­łem. Usły­szał, jak powie­trze ucho­dzi jej z płuc i wie­dział, że kupił sobie dodat­kowe kilka sekund ciszy.

Nie był gotowy, że będzie sta­wiała opór. Tra­fiła go w nos spodem dłoni. Zawył i odrzu­cił jej rękę. Kiedy pró­bo­wał chwy­cić ramiona kobiety, tra­fiła go kola­nem w kro­cze. Zaci­snął zęby, powstrzy­mu­jąc się od ześli­zgnię­cia się z niej i zgię­cia wpół.

Coś sobie uświa­do­mił. Jeśli szybko nie odzy­ska kon­troli, ta wal­nięta laska złoi mu tyłek. Przy­trzy­mał jej nogi udami i się­gnął do nad­garst­ków. Były tak szczu­płe, że mógł z łatwo­ścią pochwy­cić oba jedną dło­nią. Udało mu się zła­pać tylko jeden, a gdy się­gał po drugi, poczuł palący ból w deli­kat­nym miej­scu przy żuchwie, tuż pod płat­kiem ucha.

Odrzu­cił głowę i nie napie­rał już na kobietę całym cię­ża­rem ciała. Kątem oka dostrzegł, że ona trzyma w dłoni jakiś czarny przed­miot. Dźgnęła go? Nie widział krwi. Wciąż trzy­ma­jąc jej nad­gar­stek, odwi­nął się, żeby ude­rzyć ją w twarz, ale kosz­marny ból powró­cił, spra­wia­jąc, że poczuł każdy nerw powy­żej bar­ków. Kobieta upar­cie wbi­jała w jego ciało czarny przed­miot.

Nie potra­fił się sku­pić. Ni­gdy w życiu nie czuł więk­szego bólu. Przy­tła­czał go, unie­ru­cha­miał i para­li­żo­wał.

Gdzie jest Zippo? Reszt­kami trzeź­wego umy­słu zdał sobie sprawę, że potrze­buje pomocy do obez­wład­nie­nia kobiety połowę mniej­szej od sie­bie. W co on się, do cho­lery, wpa­ko­wał. Zer­k­nął na lewo i zoba­czył tył sza­rej koszulki ucie­ka­ją­cego Zippo. Zabije tę gnidę przy pierw­szej nada­rza­ją­cej się oka­zji. Pul­so­wa­nie ner­wów odro­binę ustą­piło i chło­pak usły­szał, że kobieta coś do niego mówi.

Jej ogromne, brą­zowe oczy były zwę­żone.

– Jak się nazy­wasz?

Inten­sywny ból nie pozwa­lał w pełni zebrać myśli. Ryan mógł sku­pić się tylko na jed­nym.

– To boli.

– Tak? – Doci­snęła przed­miot, a Ryanowi zama­zał się obraz przed oczami. – Wzru­szy­łam się. Mam dla cie­bie pewną radę. Nie ata­kuj kobiet w parku.

Mógł jedy­nie słabo zapro­te­sto­wać.

– Ja nie… To był tylko żart. Nic na poważ­nie.

– Daruj sobie. – Kobieta wykrzy­wiła usta. – Jesteś aresz­to­wany.

Do Ryana dotarło, że jego świe­tlana przy­szłość wła­śnie obró­ciła się w gruzy. Jesz­cze pięć minut temu miał pójść do col­lege’u dzięki sty­pen­dium spor­to­wemu, a teraz będzie co naj­wy­żej grał w kosza na wię­zien­nym placu.

Jego załza­wione oczy napo­tkały jej pewne spoj­rze­nie.

– Jesteś poli­cjantką?

– Agentka spe­cjalna Nina Guer­rera – kobieta zni­żyła głos. – FBI.

Rozdział 3

Następny dzień Biuro tere­nowe FBI, Waszyng­ton

Nina usia­dła na brzegu krze­sła w pocze­kalni przed gabi­ne­tem głów­no­do­wo­dzą­cego agenta spe­cjal­nego Toma Inger­solla, który pół godziny temu zamknął się w środku z agen­tem spe­cjal­nym Ale­xem Con­ne­rem, jej bez­po­śred­nim prze­ło­żo­nym.

Kiedy przy­szła do pracy tego ranka, w recep­cji dowie­działa się, że Con­ner kazał jej natych­miast sta­wić się w biu­rze szefa ope­ra­cji. W ciągu dwóch lat pracy w Waszyng­to­nie – jej pierw­szy przy­dział po dołą­cze­niu do FBI – Inger­soll ani razu nie wezwał jej na dywa­nik. To na pewno miało coś wspól­nego z jej wczo­raj­szym bie­ga­niem w parku. Setki razy odtwa­rzała w gło­wie ciąg wyda­rzeń i na­dal nie wie­działa, co zro­biła źle.

Deli­kat­nie dotknęła boku i wykrzy­wiła twarz z bólu. Czyżby zła­mała któ­reś żebro, gdy tam­ten chło­pak zwa­lił się na jej drobne ciało? Każdy mię­sień pło­nął od zde­rze­nia z napast­ni­kiem. Funk­cjo­na­riusz lokal­nej poli­cji wezwał karetkę, ale Nina mach­nię­ciem ręki zigno­ro­wała ratow­ni­ków medycz­nych, więc skie­ro­wali uwagę na jej napast­nika, upew­nia­jąc się, czy nie odniósł trwa­łych obra­żeń. Agentka odmó­wiła prze­trans­por­to­wa­nia do szpi­tala i resztę wie­czoru spę­dziła, skła­da­jąc zezna­nia swoim byłym kole­gom z komi­sa­riatu w hrab­stwie Fair­fax. Teraz zasta­na­wiała się, czy prze­świe­tle­nie na izbie przy­jęć nie wyszłoby jej na lep­sze.

Con­ner otwo­rzył drzwi, prze­ry­wa­jąc jej roz­my­śla­nia.

– Możesz wejść.

Nina wstała i weszła do biura z pew­nym wyra­zem twa­rzy. Przy­wi­tała się z Inger­sol­lem ski­nie­niem głowy, po czym usia­dła na jed­nym z dwóch krze­seł sto­ją­cych przed jego biur­kiem.

– Zanie­po­ko­iła mnie infor­ma­cja o tym, co wyda­rzyło się wczo­raj w parku – zaczął Inger­soll. – Cie­szę się, że nic ci nie jest.

– Wszystko w porządku, sir. Dzię­kuję.

Con­ner zajął miej­sce obok niej.

– Według poli­cyj­nego raportu do obrony przed napast­ni­kiem uży­łaś dłu­go­pisu tak­tycz­nego.

Agen­tów zachę­cano, żeby nosili broń rów­nież po służ­bie, ale pod­czas upra­wia­nia jog­gingu sta­no­wiła wyzwa­nie. Nina nie mogła bie­gać z pisto­le­tem pod pachą, bo na pewno ktoś zadzwo­niłby na poli­cję, a jej obci­sły, spor­towy strój nie pozwa­lał na ukry­cie go. Bio­rąc pod uwagę ogra­ni­czone moż­li­wo­ści, nie­wiel­kie urzą­dze­nie, które można cały czas trzy­mać w dłoni, to naj­lep­sze roz­wią­za­nie.

Nina wycią­gnęła dłu­go­pis z kie­szeni kurtki.

– Zawsze biorę ze sobą coś do obrony, gdy wycho­dzę pobie­gać.

Con­ner wziął od niej dłu­go­pis, obró­cił cylin­der i wysu­nął koń­cówkę.

– Zga­dzam się, że… czło­wiek prze­by­wa­jący w gęstym lesie powi­nien sto­so­wać środki zapo­bie­gaw­cze.

Nina była pewna, że chciał powie­dzieć „samotna kobieta”, ale na szczę­ście się powstrzy­mał, zanim czu­bek jego buta w roz­mia­rze czter­dzie­ści cztery wylą­do­wałby w jego ustach.

Inger­soll wziął przed­miot od Con­nera i dokład­nie mu się przyj­rzał.

– Nie należy do stan­dar­do­wego wypo­sa­że­nia.

– Nosi­łam go ze sobą jesz­cze jako kra­węż­nik. Raz uży­łam kar­bi­do­wej koń­cówki, żeby wybić okno w pło­ną­cym samo­cho­dzie. Pomo­głam kie­rowcy wydo­stać się na zewnątrz. – Wzru­szyła ramio­nami. – Poręczna i uży­teczna rzecz.

Czarna obu­dowa ze stopu alu­mi­nium, cho­ciaż odro­binę grub­sza niż w nor­mal­nym dłu­go­pi­sie kul­ko­wym, wciąż wyda­wała się nie­winna, ale we wpraw­nych dło­niach gadżet budził prze­ra­że­nie.

– Prze­czy­ta­łem w rapor­cie, że uży­łaś metody naci­sku kąta żuchwy – powie­dział Inger­soll, odda­jąc jej przed­miot.

Wspo­mniany manewr zmu­szał prze­ciw­nika do ule­gło­ści i nie wyma­gał zasto­so­wa­nia dużej siły. Nina przy­ci­snęła czub­kiem dłu­go­pisu odpo­wiedni punkt za linią żuchwy, tuż przy płatku ucha, spra­wia­jąc, że napast­nik poczuł strasz­liwy ból, który pora­żał nerw zębowy dolny. Potem rzu­cała pro­ste i krót­kie komendy. Mózg chło­paka, prze­cią­żony bodź­cami z recep­to­rów bólu, nie byłby w sta­nie prze­two­rzyć skom­pli­ko­wa­nych instruk­cji. Kiedy się pod­po­rząd­ko­wał, przy­trzy­mała go chwy­tem kon­tro­lo­wa­nym i pocze­kała, aż przy­pad­kowy prze­cho­dzień wezwie poli­cję. Pod­czas ataku znisz­cze­niu uległ tele­fon Niny.

Inger­soll pod­niósł doku­ment z biurka i zgrab­nie zmie­nił temat.

– To kopia raportu spo­rzą­dzo­nego przez poli­cję hrab­stwa Fair­fax z tam­tego zaj­ścia. – Otwo­rzył teczkę. – Śle­dzi­łaś sprawę w tele­wi­zji albo w inter­ne­cie?

Nina zer­kała to na Inger­solla, to na Con­nera.

– Napast­nik znisz­czył mój tele­fon, a dziś rano nie włą­cza­łam tele­wi­zora. O co cho­dzi?

Inger­soll spoj­rzał na papiery, które trzy­mał w dłoni.

– Ryan Scha­ef­fer nie pra­co­wał sam pod­czas ataku na cie­bie.

– Funk­cjo­na­riu­sze prze­ka­zali mi, że miał wspól­nika – odpo­wie­działa agentka. – Namie­rzyli faceta po tym, jak Scha­ef­fer go wydał.

Szef prze­wró­cił kolejną stronę.

– A zda­jesz sobie sprawę, że ten wspól­nik trans­mi­to­wał całe zaj­ście na żywo, zanim uciekł?

Ninie opa­dła szczęka.

– Nie.

Inger­soll uśmiech­nął się krzywo.

– Jak by to powie­działa moja córka, jesteś na cza­sie.

Miała wra­że­nie, jakby weszła do teatru po prze­rwie i pró­bo­wała poła­pać się w fabule.

– Zaraz. Jak to?

Ode­zwał się Con­ner.

– Ktoś zmon­to­wał nagra­nie i pod­ło­żył ścieżkę dźwię­kową z filmu Won­der Woman. – Deli­kat­nie pokrę­cił głową. – Wła­śnie wtedy stał się vira­lem.

– Naprawdę go nie widzia­łaś? – Inger­soll był zasko­czony.

– Pole­ci­łeś mi natych­miast sta­wić się tutaj. – Nina sze­roko roz­ło­żyła ramiona. – Nie mia­łam oka­zji wymie­nić tele­fonu ani zaj­rzeć do swo­jego biura.

– Koleś, który dodał muzykę, zor­ga­ni­zo­wał kon­kurs na ziden­ty­fi­ko­wa­nie kobiety z nagra­nia – zaczął Inger­soll. – Dziś rano komuś się to w końcu udało. Dzien­ni­ka­rze bom­bar­dują naszego rzecz­nika pra­so­wego tele­fo­nami z prośbą o komen­tarz dyrek­tora.

Ninie zakrę­ciło się w gło­wie. Dyrek­tor Fede­ral­nego Biura Śled­czego, pod któ­rym słu­żyło trzy­dzie­ści osiem tysięcy ludzi, miał wypo­wie­dzieć się w jej spra­wie.

– Matko święta.

– Ale nie dla­tego cię wezwa­li­śmy – kon­ty­nu­ował Inger­soll.

Spoj­rzała na niego, nie potra­fiąc sobie wyobra­zić, co waż­niej­szego mogło się wyda­rzyć.

– Zeszłej nocy mor­derca zosta­wił na miej­scu zbrodni krótką wia­do­mość, w zaułku na M Street. Mamy powody podej­rze­wać, że doty­czy cie­bie.

Ninę prze­szedł dreszcz.

– Jakim znowu miej­scu zbrodni?

Inger­soll powstrzy­mał dal­sze pyta­nia, uno­sząc dłoń.

– Naj­pierw muszę zwe­ry­fi­ko­wać kilka rze­czy. – Uniósł brwi. – Dzie­sięć lat temu ofi­cjal­nie zmie­ni­łaś nazwi­sko z Espe­ranza na Guer­rera?

Ponow­nie zakrę­ciło się jej w gło­wie.

– To była część pro­cesu usa­mo­dziel­nia­nia. Mia­łam sie­dem­na­ście lat.

Inger­soll i Con­ner wymie­nili poro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nia. Wygląda na to, że wła­śnie potwier­dziła ich domy­sły. Sfru­stro­wana spo­glą­dała to na jed­nego, to na dru­giego i rów­nież unio­sła brwi, ocze­ku­jąc odpo­wie­dzi.

– Rozu­miem, że to pry­watna sprawa – ode­zwał się Inger­soll – ale ma bez­po­średni zwią­zek z tym, co będziemy oma­wiać.

– Akta z sądu do spraw nie­let­nich są utaj­nione – dodał Con­ner. – Jeste­śmy w trak­cie zała­twia­nia pozwo­le­nia, ale naj­pierw wolimy usły­szeć tę histo­rię od cie­bie. Zło­ży­łaś wnio­sek o usa­mo­dziel­nie­nie po tym, jak ucie­kłaś z rodziny zastęp­czej?

– Zga­dza się. – Nina obli­zała suche wargi.

– I po tym, jak cię… porwano? – Tym razem Inger­soll nie spoj­rzał jej w oczy.

Wie­dział. Nina zaci­snęła dło­nie na kola­nach. Oboje wie­dzieli, przez co prze­szła.

– Mia­łam szes­na­ście lat. – Sta­rała się odpo­wia­dać chłodno, bez emo­cji, mimo że wspo­mi­nała o naj­bar­dziej wstrzą­sa­ją­cych wyda­rze­niach ze swo­jego życia. – Ucie­kłam z ośrodka opie­kuń­czego i żyłam na ulicy. W środku nocy pod­je­chał jakiś męż­czy­zna, zatrzy­mał się, wcią­gnął mnie na tył fur­go­netki i zwią­zał.

Nie powie­działa, co było potem. Spę­dziła wiele godzin z oprawcą, ale prze­cież jej prze­ło­żeni dosko­nale o tym wie­dzieli. W pokoju pano­wała napięta atmos­fera.

– Rano udało mi się uciec. – Szybko zakoń­czyła opo­wieść, po czym zwró­ciła się do Inger­solla. – Czemu to teraz takie ważne?

– Zeszłej nocy w Geo­r­ge­town zamor­do­wano szes­na­sto­latkę – powie­dział przy­ci­szo­nym gło­sem. – Ucie­kła z rodziny zastęp­czej. Jej ciało porzu­cono w kon­te­ne­rze na śmieci. – Jego ostat­nie słowa były ledwo sły­szalne.

Con­ner prze­jął ini­cja­tywę.

– Sprawa tra­fiła do poli­cji miej­skiej. Tech­nicy zna­leźli w ustach dziew­czyny kartkę w pla­sti­ko­wej torebce.

Nina wyobra­ziła sobie miej­sce zbrodni i od dawna skry­wany ból nie­mal prze­jął nad nią kon­trolę. Zga­sło młode życie, a potwór gra­so­wał po uli­cach, szu­ka­jąc kolej­nej ofiary.

Inger­soll wycią­gnął z teczki kolejny papier.

– Wia­do­mość napi­sano na stan­dar­do­wym papie­rze ksero. – Wyjął oku­lary z kie­szonki koszuli i wsu­nął je na nos. Potem zer­k­nął na kartkę i odchrząk­nął.

Serce Niny waliło jak sza­lone, gdy czy­tał na głos wia­do­mość.

– „Po latach poszu­ki­wań myśla­łem, że już ni­gdy nie odzy­skam nadziei. Ale dzi­siaj wszystko się zmie­niło. Teraz nazywa sie­bie wojow­niczką, ale dla mnie zawsze będzie… tą, która ucie­kła”.

Inger­soll uniósł głowę i w końcu spoj­rzał agentce w oczy.

– Trzy spa­cje poni­żej są jesz­cze dwa słowa napi­sane wiel­kimi lite­rami.

Cier­pli­wie cze­kała, aż Inger­soll je prze­czyta.

– „DO TERAZ”.

Rozdział 4

Otę­piała Nina drżącą ręką wzięła kartkę od Inger­solla i prze­bie­gła wzro­kiem wia­do­mość. Wie­działa, że jest skie­ro­wana do niej.

W jed­nej chwili zna­la­zła się z powro­tem w ciem­nej, dusz­nej fur­go­netce. Miała zakle­jone taśmą usta, żeby nie mogła krzy­czeć.

Świa­doma, że prze­ło­żeni uważ­nie się jej przy­glą­dają, poru­szyła szczęką, jakby chciała polu­zo­wać taśmę i zadała jedyne pyta­nie, które miało w tej chwili zna­cze­nie.

– Zła­pali go?

– Żad­nych podej­rza­nych w aresz­cie – odpo­wie­dział Con­ner. – I żad­nych poszlak.

Przez lata bała się, że ten moment nadej­dzie. Prze­ko­ny­wała samą sie­bie, że potwór nie żyje, ale nie mogła się już dłu­żej oszu­ki­wać. Naj­gor­szy kosz­mar stał się rze­czy­wi­sto­ścią.

Wstrzą­śnięta, zwró­ciła się do Inger­solla.

– Jak doszli­ście do tego, że wia­do­mość jest o mnie? Mor­derca nie wspo­mina mojego imie­nia. W każ­dym razie nie bez­po­śred­nio.

– Twoje nazwi­sko wypły­nęło z Trze­ciej Jed­nostki Ana­lizy Beha­wio­ral­nej.

W mil­cze­niu prze­twa­rzała infor­ma­cje. W Jed­nost­kach Ana­lizy Beha­wio­ral­nej pra­co­wali naj­lepsi pro­fi­le­rzy FBI. Łowcy umy­słów. Jed­nostka ozna­czona nume­rem trzy spe­cja­li­zo­wała się w prze­stęp­stwach prze­ciwko dzie­ciom.

– Jeden z agen­tów, który tam pra­cuje… dys­po­nuje wie­dzą na temat two­jej sprawy – dodał Inger­soll, ostroż­nie dobie­ra­jąc słowa.

– Jakim cudem ktoś połą­czył kropki? – zasta­na­wiała się, pró­bu­jąc roz­gryźć, o któ­rym agen­cie mowa. – Prze­cież to nie­roz­wią­zana sprawa porwa­nia sprzed jede­na­stu lat.

Rok przed jej usa­mo­dziel­nie­niem.

Inger­soll odwró­cił wzrok i podra­pał się po karku.

– Mówimy o Jef­fie Wadzie.

Nina na moment zamknęła oczy, pró­bu­jąc zablo­ko­wać obrazy gro­ma­dzące się w jej gło­wie. Agent spe­cjalny Jeff Wade. Nazwi­sko, któ­rego miała nadzieję już ni­gdy wię­cej nie usły­szeć.

– Myśla­łam, że na dobre opu­ścił jed­nostkę.

Wade’a prze­nie­siono do Aka­de­mii, po tym, jak spar­ta­czył sprawę z pro­fi­lem mor­dercy i zgi­nęła dziew­czyna – przy­naj­mniej tak twier­dził adwo­kat repre­zen­tu­jący rodzinę Chan­dry Brown, ofiary. Chan­dra zgło­siła na komi­sa­ria­cie lokal­nej poli­cji, że prze­śla­duje ją jakiś męż­czy­zna. Jej zezna­nia prze­słano do FBI, ponie­waż oko­licz­no­ści przy­po­mi­nały nie­roz­wią­zaną sprawę mor­der­stwa sprzed kilku mie­sięcy, popeł­nio­nego na tere­nie sąsied­niej jurys­dyk­cji, a w zasa­dzie serii mor­derstw na nasto­let­nich dziew­czynach, nad któ­rymi pra­co­wał Wade. Przyj­rzał się zgło­sze­niu Chan­dry, zde­cy­do­wał, że nie ma nic wspól­nego z mor­der­stwami i ode­słał sprawę z powro­tem do lokal­nej poli­cji. Dwa­dzie­ścia cztery godziny póź­niej Chan­dra już nie żyła. Osta­tecz­nie oka­zało się, że jej zabój­stwo było powią­zane ze śledz­twem.

Ponie­waż Wade miał repu­ta­cję naj­lep­szego pro­fi­lera w FBI, fede­ral­nym nie­źle się obe­rwało. Rodzina Chan­dry kil­ka­krot­nie sta­wała przed kame­rami – w towa­rzy­stwie adwo­kata – i wprost oskar­żała stró­żów prawa. Wade wziął „urlop” i prze­ka­zał sprawę innemu pra­cow­ni­kowi Jed­nostki Ana­lizy Beha­wio­ral­nej, ale zastrzegł sobie prawo do ponow­nego przy­działu po powro­cie. Plotka gło­siła, że legen­darny dok­tor Wade po dwu­dzie­stu latach ści­ga­nia mor­der­ców dzieci w końcu się ugiął, lecz naj­wy­raź­niej oka­zało się to nie­prawdą.

– Jego pobyt w Aka­de­mii trwał zale­d­wie pół roku – odrzekł Con­ner.

Inger­soll przez chwilę się nie odzy­wał, pew­nie wspo­mi­na­jąc publiczny upa­dek Wade’a, po czym wró­cił do oma­wia­nia obec­nej sytu­acji.

– Z powodu dzi­wacz­nego wydźwięku wia­do­mo­ści, wydział zabójstw wpi­sał dane do ViCAP-u, żeby spraw­dzić, czy inne agen­cje pro­wa­dzą śledz­twa w podob­nych spra­wach. Tak Wade tra­fił na raport.

– Całe FBI widziało już nagra­nie z twoim udzia­łem, więc przy­szłaś mu do głowy – dodał Con­ner.

Oczy­wi­ście, że to Wade połą­czył kropki. Powie­dzieć, że znał jej prze­szłość, to nic nie powie­dzieć. To przez niego pra­wie poże­gnała się z marze­niami o karie­rze agentki.

Z tego, co wie­działa, żaden kan­dy­dat nie prze­szedł tak szcze­gó­ło­wej wery­fi­ka­cji pod­czas pro­cesu apli­ka­cyj­nego. Po bada­niu wario­gra­fem, które wyka­zało, że Nina mogła podać nie­praw­dziwe infor­ma­cje doty­czące swo­jej prze­szło­ści, do akcji wkro­czyła asy­stentka dyrek­tora, Shawna Jack­son, i zadzwo­niła do dok­tora Wade’a, pro­sząc go o opi­nię. Kobieta była jedną z nie­wielu osób w FBI, które pod­le­gały bez­po­śred­nio dyrek­to­rowi. Nor­mal­nie tak wysoko posta­wiona osoba nie anga­żo­wa­łaby się w pro­ces wery­fi­ka­cji apli­kanta, ale Shawna miała w tym inte­res, bio­rąc pod uwagę, że to ona rekru­to­wała Ninę do Fede­ral­nego Biura Śled­czego.

Po zapo­zna­niu się z wyni­kami bada­nia wario­gra­fem i rapor­tem osób prze­pro­wa­dza­ją­cych roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną Wade wezwał Ninę do biura. Zażą­dał wyja­śnień, dla­czego skła­dała kie­dyś wnio­sek o usa­mo­dziel­nie­nie i skąd wybór wła­śnie takiego nowego nazwi­ska. I nie poczuł satys­fak­cji, dopóki nie znisz­czył budo­wa­nej przez nią latami strefy kom­fortu.

Zmu­sił ją do ponow­nego prze­ży­wa­nia cza­sów, kiedy star­sze dzie­ciaki znę­cały się nad nią, bo zawsze była łatwą ofiarą ze względu na drobną figurę. Musiała z naj­mniej­szymi szcze­gó­łami opo­wie­dzieć o porwa­niu, zerwać ochronny strup w swoim umy­śle, by ta histo­ria mogła wypły­nąć z niej niczym krew. Pod­czas gdy ona wyzna­wała, jak się czuła, kiedy pory­wacz gasił papie­rosa na jej skó­rze, Wade cały czas gapił się na nią i zapi­sy­wał coś w notat­niku.

Słu­chał w ciszy, nie zdra­dza­jąc żad­nych emo­cji, i ją oce­niał, kiedy ona mówiła szar­pana spa­zmami. Ponie­waż Wade miał za zada­nie spraw­dzić, czy pró­bo­wała ukryć coś ze swo­jej prze­szło­ści w trak­cie bada­nia wario­gra­fem, odnio­sła wra­że­nie, że dok­tor tylko czeka, aż pusz­czą jej nerwy i zacznie pła­kać, krzy­czeć lub rzuci się na niego. Wej­rzał w jej duszę i odkrył naj­głę­biej skry­wane sekrety.

W końcu orzekł, że nie pró­bo­wała nikogo oszu­kać, tylko wyparła nie­które szcze­góły trau­ma­tycz­nych wyda­rzeń. W jej wspo­mnie­niach znaj­do­wały się mroczne luki, tyka­jąca bomba zega­rowa, która z pew­no­ścią wybuch­nie w odpo­wied­nim momen­cie. Jedy­nie dzięki inter­wen­cji asy­stentki dyrek­tora, Shaw­nie Jack­son, raport nie unie­moż­li­wił Ninie przy­ję­cia do Aka­de­mii, a ona od pierw­szego dnia pra­co­wała cię­żej niż inni, chcąc udo­wod­nić, że dok­tor Jef­frey Wade pomy­lił się po raz drugi w swo­jej karie­rze i że był świę­tosz­ko­wa­tym dup­kiem.

– Usta­lamy szcze­góły two­jej bez­po­śred­niej współ­pracy z Wade’em – wyja­śnił Inger­soll.

Poczuła nie­mal nie­kon­tro­lo­waną potrzebę wyj­ścia z biura, powrotu do domu, do łóżka i nadziei, że kiedy się obu­dzi, wszystko to okaże się jedy­nie sen­nym kosz­ma­rem.

– Oczy­wi­ście pod przy­krywką – dodał Con­ner. – Nikt nie może się o tym dowie­dzieć. Wade wyru­szył do Geo­r­ge­town z Quan­tico i jakieś pół godziny temu poja­wił się na miej­scu. Dołą­czysz tam do niego.

Ocze­ki­wali od niej, że będzie pra­co­wała z czło­wie­kiem, który z rów­nie bez­względną sku­tecz­no­ścią co pato­log prze­pro­wa­dza­jący autop­sję doko­nał jej wni­kli­wej ana­lizy i uwa­żał, że nie powinna zostać agentką Fede­ral­nego Biura Śled­czego. Jakaś część Niny chciała odmó­wić. Nikt nie miałby jej tego za złe.

Mimo to zacho­wała kamienny wyraz twa­rzy. Za nic nie zdra­dzi swoim prze­ło­żo­nym, ile będzie ją kosz­to­wała ta współ­praca.

– Biorę auto i jadę na miej­sce zbrodni.

Rozdział 5

Nina poka­zała odznakę funk­cjo­na­riu­szowi sto­ją­cemu przy taśmie poli­cyj­nej.

Ten rzu­cił okiem na doku­ment.

– Ktoś tu się spóź­nił na przy­ję­cie.

Od świtu minęło już tro­chę czasu, więc na miej­scu zbrodni pozo­stało tylko kilka osób.

– Dzi­siaj robię za czwar­tego pał­ka­rza. – Nina prze­szła pod żółtą taśmą roz­wie­szoną wokół zaułka.

Jeden z wozów tech­nicz­nych stał zapar­ko­wany przy kra­węż­niku. Jego maskow­nica znaj­do­wała się naprze­ciwko kon­te­nera na śmieci pokry­tego graf­fiti. Nina sku­piła wzrok na grupce ludzi wpa­tru­ją­cych się w mie­rzący pół­tora metra para­wan. Nie­któ­rzy mieli na sobie mun­dury poli­cyjne, inni białe kom­bi­ne­zony, inni po pro­stu mary­narki.

Bez pro­blemu odna­la­zła wzro­kiem Wade’a. Wysoki męż­czy­zna stał ubrany w gra­na­tową kurtkę z żół­tym napi­sem FBI. Kiedy odwró­cił się do niej, zoba­czyła ponury wzrok czło­wieka, który widział w życiu zde­cy­do­wa­nie za dużo. Świ­dro­wał ją sta­lo­wo­sza­rymi oczami, podob­nie jak dwa lata temu pod­czas ich ostat­niego spo­tka­nia.

Pode­szła do niego i wycią­gnęła dłoń na powi­ta­nie. Może i kon­tro­lo­wał jej dostęp do sprawy, ale na pewno nie pozwoli mu kon­tro­lo­wać sie­bie.

– Dzień dobry, dok­to­rze Wade.

Wie­działa, że w więk­szo­ści ludzie, któ­rzy zadali sobie trud i ponie­śli koszty edu­ka­cji, aby uzy­skać ten tytuł, chcieli, aby go uwzględ­niano.

– Mów mi Wade. – Chro­po­waty głos paso­wał do ponu­rej miny.

Ninę zasko­czył jego mocny uścisk i odci­ski na dło­niach. Chciał, żeby zwra­cała się do niego po nazwi­sku, dzięki czemu zacho­wają zawo­dowy dystans. Nawet lepiej.

– Guer­rera – odpo­wie­działa.

Wade kiw­nął głową w stronę męż­czy­zny sto­ją­cego po lewej.

– To detek­tyw Mike Stan­ton z wydziału zabójstw sto­łecz­nej poli­cji.

Stan­ton uniósł dłoń.

– Jeśli poczu­jesz się nie­kom­for­towo, masz dać mi znać – zwró­cił się do niej szep­tem Wade.

Nina spoj­rzała mu w oczy.

– Tak zro­bię.

Pro­blem pole­gał na tym, że już czuła się nie­kom­for­towo.

– Nie ma tu miej­sca na wraż­li­wość – rzekł Wade, szybko prze­cho­dząc do meri­tum sprawy. – Koń­czy nam się czas. Potrze­bu­jemy two­jej oceny na cito.

Odwró­ciła się do para­wanu nie tylko, żeby przyj­rzeć się miej­scu zbrodni, ale rów­nież żeby unik­nąć wzroku Wade’a.

– W takim razie biorę się do roboty.

Detek­tyw Stan­ton sta­nął jej na dro­dze.

– Zanim spoj­rzysz na ciało, możesz opi­sać wóz, któ­rego… – Prze­stą­pił na drugą nogę. Wyraź­nie czuł zaże­no­wa­nie. – …użył w twoim przy­padku?

Sen­sowne pyta­nie. Jeśli sprawca dosto­so­wał samo­chód do porwań, mógł z niego korzy­stać przez wiele lat.

– Nie­bie­ski ford eco­no­line. – Widząc jego zacie­ka­wione spoj­rze­nie, dodała: – Roz­po­zna­łam model ze zdjęć, które poli­cja poka­zała mi po incy­den­cie.

Incy­dent. Celowo użyła tak banal­nego słowa.

Stan­ton lekko ski­nął głową.

– Coś jesz­cze?

– Zwy­czajna fur­go­netka. Nie rzu­cała się w oczy, przy­naj­mniej z zewnątrz. – Nina prze­łknęła ślinę, bo zaschło jej w gar­dle. – W środku było mnó­stwo miej­sca, pozbył się nawet wykła­dziny. Poło­żył czarne panele winy­lowe, żeby zasło­nić meta­lową posadzkę. Zwią­zał mi nad­garstki za ple­cami. I kostki.

Wade i Stan­ton stali w ciszy. Po chwili Nina zro­zu­miała, że cze­kają na ciąg dal­szy.

– Z tyłu były dwa nie­duże okrą­głe okna. – Uło­żyła dło­nie w kształt i wiel­kość obia­do­wego tale­rza. – Zama­lo­wał je czar­nym spre­jem.

Stan­ton chciał wie­dzieć wię­cej.

– Jak otwie­rały się tylne drzwi?

– Na boki. Kiedy wrzu­cił mnie do środka, naj­pierw zamknął lewe skrzy­dło, a póź­niej prawe.

– Ta infor­ma­cja nie zna­la­zła się w rapor­cie – zauwa­żył Wade.

– Mam w gło­wie mnó­stwo takich szcze­gó­łów. – Nina wzru­szyła ramio­nami. – Wtedy nikt mnie o to nie pytał, ale więk­szość pamię­tam dosko­nale.

Wade uniósł siwe brwi.

– Więk­szość?

Wymie­nili spoj­rze­nia. Praw­do­po­dob­nie dla­tego o mało nie przy­jęli jej do Aka­de­mii, ale nie miała zamiaru prze­pra­szać.

– Pew­nych rze­czy nie pamię­tam. A może chcia­łam o nich zapo­mnieć.

Odwró­ciła się do Stan­tona i kon­ty­nu­owała opis fur­go­netki.

– Sil­nik pra­co­wał cicho. Żad­nego rzę­że­nia, strze­la­nia z rury ani niczego, co przy­cią­ga­łoby uwagę. – Się­gnęła do głę­bin pamięci, pró­bu­jąc przy­po­mnieć sobie wię­cej szcze­gó­łów. – Jecha­li­śmy jakieś pół godziny. Szo­ferkę od reszty pojazdu oddzie­lała prze­groda, więc musiał obejść auto, żeby otwo­rzyć tylne drzwi.

– Co widzia­łaś? – zapy­tał Wade.

Potwora w ludz­kiej skó­rze.

– Praw­do­po­dob­nie zapar­ko­wał w lesie – odpo­wie­działa. – Słońce jesz­cze nie wze­szło, dla­tego widzia­łam jedy­nie korony drzew, nic wię­cej.

Detek­tyw Stan­ton wycią­gnął tele­fon, odwró­cił się i zaczął z kimś szybko roz­ma­wiać pół­gło­sem. Pomy­ślała, że prosi o spraw­dze­nie pojaz­dów pasu­ją­cych do poda­nego przez nią opisu. Nikłe szanse, ale warto spró­bo­wać.

– Dobra – powie­dział Wade. – Oglę­dziny skoń­czone. Cze­ka­li­śmy z cia­łem na twój przy­jazd.

Obszedł para­wan zasła­nia­jący miej­sce zbrodni. Nina ruszyła za nim i szybko zro­zu­miała, dla­czego je osło­nili. Dłu­gie, czarne włosy dziew­czyny roz­rzu­cone na brud­nym chod­niku stro­nie były skle­jone po pra­wej zaschniętą krwią. Leżała na ple­cach, a jej nagie ciało zostało nie­przy­zwo­icie wysta­wione na widok publiczny.

Nina nachy­liła się, by spoj­rzeć w mętne brą­zowe oczy dziew­czyny, patrzące na nią nie­wi­dzą­cym wzro­kiem. Przyj­rzała się dokład­nie bla­dej twa­rzy i na gór­nej war­dze zauwa­żyła resztki srebr­nej taśmy.

Sto­jący za Niną Wade krótko pod­su­mo­wał to, co wie­dzą.

– Zna­lazł ją pomoc­nik kel­nera pra­cu­jący w restau­ra­cji po dru­giej stro­nie zaułka. Około trze­ciej nad ranem wyrzu­cał śmieci i zoba­czył ciało w kon­te­ne­rze. Pomy­ślał, że dziew­czyna może jesz­cze żyje, więc ją wycią­gnął. Zerwał taśmę z jej ust, ale zorien­to­wał się, że wydała już ostat­nie tchnie­nie.

Detek­tyw Stan­ton skoń­czył roz­ma­wiać przez tele­fon.

– Sprawca umie­ścił pla­sti­kową torebkę z wia­do­mo­ścią, zanim zakleił ofie­rze usta. Praw­do­po­dob­nie chciał mieć pew­ność, że nie wypad­nie.

Nina zgo­dziła się z nim. Wia­do­mość była dla sprawcy prio­ry­te­tem. Nagle przy­szła jej do głowy prze­ra­ża­jąca myśl. Zwró­ciła się do Stan­tona.

– Czy któ­ryś z tech­ni­ków odwra­cał ciało?

Stan­ton zer­k­nął na Wade’a, zanim odpo­wie­dział.

– Tak, jakieś pół godziny przed twoim przy­jaz­dem. Teraz leży tak, jak ją zna­leź­li­śmy.

Nina dokład­nie prze­ana­li­zo­wała to, czego do tej pory się dowie­działa, zesta­wia­jąc miej­sce zbrodni z prze­zna­czoną dla niej tajem­ni­czą notatką. Mor­derca musiał wie­dzieć, że FBI wcią­gnie ją w to śledz­two i wysłał jej wia­do­mość.

– Po latach poszu­ki­wań myśla­łem, że już ni­gdy nie odzy­skam nadziei – wymam­ro­tała pod nosem i prze­krę­ciła głowę, żeby przyj­rzeć się ciału pod innym kątem. – Ale dzi­siaj wszystko się zmie­niło – zakoń­czyła i zer­k­nęła na Wade’a. – Odzy­skał nadzieję, ale w jakim sen­sie?

Wade spoj­rzał na nią pyta­ją­cym wzro­kiem.

– Ty mi powiedz.

Oczy­wi­ście, że jej nie pomoże, przy­naj­mniej do czasu, aż usły­szy jej opi­nię. Odwró­ciła się od obu męż­czyzn i ponow­nie nachy­liła nad cia­łem. Co jesz­cze sprawca zro­bił tej bied­nej dziew­czy­nie? Jej uwagę przy­cią­gnął błysk metalu. Gwał­tow­nie wcią­gnęła powie­trze.

– Wszystko w porządku, Guer­rera? – zapy­tał Wade zanie­po­ko­jo­nym gło­sem.

– Wisio­rek. – Tylko tyle mogła z sie­bie wydu­sić. Mor­derca po raz kolejny udo­wod­nił, że ma nad nią kon­trolę.

Na brud­nym chod­niku tuż obok splą­ta­nych wło­sów dziew­czyny leżał wisio­rek w kształ­cie rombu, a długi srebrny łań­cu­szek był owi­nięty wokół szyi ofiary. W dniu porwa­nia Nina miała na sobie taki sam naszyj­nik. Kolejny rzut oka na pla­sti­kowe kora­liki ukła­da­jące się kon­cen­trycz­nie w wie­lo­barwny wzór rombu tylko potwier­dził jej podej­rze­nia.

Powstrzy­mała łzy napły­wa­jące do oczu.

– Ten wisio­rek nale­żał do mnie – szep­nęła.

– Jesteś pewna? – ode­zwał się Stan­ton.

– Zro­bi­łam go na lek­cji pla­styki, kiedy mia­łam pięt­na­ście lat. To sta­ro­dawny wzór. Nazywa się Ojo de Dios. – Wypro­sto­wała się i wska­zała na wisio­rek. – Oko Boga.

Stan­ton przy­wo­łał jed­nego z tech­ni­ków.

– Zrób wię­cej zdjęć naszyj­nika i prze­ślij je na mój tele­fon.

Nina odwró­ciła się, uda­jąc zain­te­re­so­wa­nie tym, co znaj­duje się po dru­giej stro­nie ciała, żeby dać sobie tro­chę czasu na zebra­nie myśli. Nie chciała patrzeć Wade’owi w oczy, dopóki nie odzy­ska przy­naj­mniej pozor­nego spo­koju. Sprawa była o wiele trud­niej­sza, niż się spo­dzie­wała.

– Chcesz wody? – zapy­tał Wade łagod­nym tonem. – Mam jakąś butelkę.

– Nie, w porządku. – Kolejne kłam­stwo. Zda­wała sobie sprawę, że Wade mógł ją przej­rzeć, ale miała to gdzieś. Sku­piła się na fak­tach, docho­dząc do jedy­nego słusz­nego wnio­sku.

– Sprawca odtwa­rza czas spę­dzony ze mną.

Stan­ton ode­rwał wzrok od tech­nika.

– Co masz na myśli?

Nina skrzy­żo­wała ramiona.

– Ile ran dziew­czyna ma na ple­cach?

– Jak…

Wade nie pozwo­lił Stan­to­nowi skoń­czyć.

– Dwa­dzie­ścia sie­dem.

Tyle, ile miała Nina. Jakim cudem ten potwór zapa­mię­tał dokładną liczbę blizn? Nie był ich sprawcą, ale bez wąt­pie­nia był nimi zafa­scy­no­wany. Opa­no­wała drże­nie, kiedy poczuła, jak pory­wacz opusz­kiem palca sunie wzdłuż jej krę­go­słupa i po wypu­kło­ściach ran.

– Poza bli­znami dziew­czyna ma na ple­cach trzy ślady po popa­rze­niach, prawda? – zapy­tała.

Wade nie odpo­wie­dział.

To był test. Wciąż spraw­dzał, czy Nina przyda się pod­czas śledz­twa. Spoj­rzała mu w oczy i kon­ty­nu­owała.

– Popa­rze­nia po gasze­niu papie­ro­sów ukła­da­jące się w kształt trój­kąta. Takie, jakie zro­bił mnie.

Odwró­ciła się i przyj­rzała każ­demu skraw­kowi ziemi.

– Muszę szu­kać dalej. Może znajdę coś jesz­cze.

Jej wzrok powę­dro­wał w stronę kon­te­nera ozdo­bio­nego miej­ską sztuką. W lewym dol­nym rogu powgnia­ta­nego metalu widać było cztery rzędy cyfr i liter nama­lo­wane jaskra­wo­nie­bie­skim spre­jem. W gór­nym rzę­dzie wid­niał napis „4NG”, z dwu­krop­kiem na końcu. Coś ją zain­try­go­wało. Uklęk­nęła i zmru­żyła oczy.

Kolana Wade’a zatrzesz­czały, kiedy kuc­nął obok niej.

– Farba wygląda na świeżą.

– Pamię­tam, że nosił latek­sowe ręka­wiczki w tym kolo­rze – powie­działa.

Wade uniósł scep­tycz­nie brwi.

– Myślisz, że komu­ni­kuje się z nami szy­frem?

– Zosta­wił wia­do­mość i naszyj­nik, zde­cy­do­wa­nie tak. Obie rze­czy były prze­zna­czone dla mnie. – Prze­chy­liła głowę. – Co, jeśli 4NG ozna­cza „Dla Niny Guer­rery”? Potem jest dwu­kro­pek, jakby chciał zasu­ge­ro­wać, że reszta zna­ków to ukryta wia­do­mość.

Pochy­lili się bar­dziej. W następ­nym rzę­dzie nama­lo­wano osiem, pięt­na­ście, szes­na­ście i pięć, w kolej­nym dzie­więć i dzie­więt­na­ście, a w ostat­nim cztery, pięć, jeden i ponow­nie cztery.

– Zawsze umiesz­czał wia­do­mo­ści przy ciele, jakby chciał być pewien, że je znaj­dziemy. – Wade mach­nął dło­nią w stronę kon­te­nera. – To nie pasuje do sche­matu. Pomi­ja­jąc kolor, przy­po­mina typowe graf­fiti, któ­rych tu pełno. Skąd miałby mieć pew­ność, że zwró­cimy na nie uwagę?

– I szcze­rze powie­dziaw­szy, nie zwró­ci­li­śmy – rzu­cił Stan­ton, ponow­nie przy­wo­łu­jąc do sie­bie tech­nika.

Nina wyczu­wała w gło­sie detek­tywa lek­kie roz­go­ry­cze­nie, gdy naka­zy­wał tech­ni­kowi sfo­to­gra­fo­wać każdy cen­ty­metr zaułka.

Wade wstał.

– Cho­lera – mruk­nął pod nosem.

Nina rów­nież wstała, a Wade wycią­gnął tele­fon z kie­szeni.

– Co?

Zigno­ro­wał ją, wystu­ku­jąc kciu­kiem coś na urzą­dze­niu. Po chwili zer­k­nął na nama­lo­wane cyfry i liczby i znów na tele­fon.

– Sukin­syn.

Miała ochotę chwy­cić go za poły płasz­cza i nim potrzą­snąć.

– O co cho­dzi, Wade?

W końcu odpo­wie­dział.

– To wia­do­mość napi­sana pro­stym szy­frem pod­sta­wie­nio­wym. Bar­dzo pro­stym. Ale na pewno od niego.

– Jak brzmi?

– Nadzieja umarła.

– Jasna cho­lera – powie­dział Stan­ton. – Zauwa­ży­łem coś po przy­by­ciu na miej­sce, agentko Guer­rera, ale nie chcia­łem nic mówić, na wypa­dek gdy­bym nad­in­ter­pre­to­wał fakty.

– Mia­no­wi­cie?

– Spójrz na nią. – Stan­ton wska­zał ciało. – Jest do cie­bie podobna.

Nina wstała i przyj­rzała się dziew­czy­nie, pró­bu­jąc zacho­wać bez­stron­ność. Fili­gra­nowa Laty­no­ska. Tak jak ona. Stan­ton miał rację. Może nie zauwa­żyła tego od razu, ponie­waż patrzyła na mar­twe ciało kogoś młod­szego i cał­ko­wi­cie sobie obcego.

– Ofiara ma dłu­gie włosy – zauwa­żył Wade. – Skró­ciłby je, gdyby chciał upodob­nić dziew­czynę do Guer­rery.

– Nie – zaprze­czyła Nina. – Nie zro­biłby tego. W dniu porwa­nia mia­łam włosy podob­nej dłu­go­ści. – Podała kolejny szcze­gół wyda­rzeń z tam­tej nocy, cały czas wpa­tru­jąc się w ciało. – Wcią­gnął mnie do fur­go­netki, chwy­ta­jąc za kucyk.

Po wyj­ściu ze szpi­tala wró­ciła do ośrodka opie­kuń­czego i stała pod prysz­ni­cem, dopóki woda nie zro­biła się lodo­wata. Potem gapiła się w lustro, a kro­ple spa­da­jące z mokrych wło­sów mie­szały się ze łzami. W despe­ra­cji chwy­ciła wil­gotne loki i bez­li­to­śnie ści­nała je nożycz­kami kuchen­nymi. Do dziś nosi krótko ostrzy­żone włosy.

– To może jest po wszyst­kim – ode­zwał się Stan­ton, a Nina wró­ciła myślami do teraź­niej­szo­ści. – Czuł, że nie jest w sta­nie zabić agentki FBI, więc wybrał inną ofiarę. Histo­ria zato­czyła koło.

– Natkną­łem się już wcze­śniej na tego rodzaju uro­je­nia – powie­dział Wade, krę­cąc głową. – Tu nie cho­dzi o mor­der­stwo. To obse­sja. – Spoj­rzał Ninie w oczy. – A zabójca dopiero się roz­kręca.

Rozdział 6

Miesz­ka­nia Her­mosa Vista Spring­field, stan Wir­gi­nia

Nina wycią­gnęła enchi­ladę z pie­kar­nika. Spraw­dziła brą­zo­wo­zło­ci­sty, bul­go­czący ser na brze­gach, po czym zer­k­nęła przez ramię na Shawnę Jack­son.

– Nie było cię tam. Jestem prze­ko­nana, że Wade nie chce mnie w śledz­twie. Zacho­wy­wał się bar­dzo powścią­gli­wie. Kiedy zauwa­ży­łam napis na kon­te­ne­rze, nie chciał uwie­rzyć, że ma coś wspól­nego ze sprawą, dopóki sam nie roz­wią­zał szy­fru.

– Teraz jesteś dla niego tylko narzę­dziem, ale masz szansę to zmie­nić. – Shawna sie­działa przy nie­wiel­kim stole ze szkla­nym bla­tem w cia­snej kuchni w miesz­ka­niu Niny.

Miesz­ka­nie znaj­du­jące się na ostat­nim pię­trze trzy­pię­tro­wego budynku w zamiesz­ka­nej przez Laty­no­sów czę­ści dziel­nicy Spring­field-Fran­co­nia przy­po­mi­nało te, które agenci nie­ru­cho­mo­ści okre­ślają mia­nem „skrom­nego” i „przy­tul­nego”. Podob­nie jak sprzą­taczki, kucha­rze i ogrod­nicy, czyli więk­szość miesz­kań­ców bloku, Nina wybrała życie w czter­dzie­sto­let­nim roz­pa­da­ją­cym się budynku, chcąc mieć szybki dojazd do sto­licy.

Posta­wiła naczy­nie żaro­od­porne na ręka­wicy kuchen­nej na bla­cie, żeby osty­gło.

– Jakim cudem byłaś w sta­nie pra­co­wać z nim codzien­nie?

Przez krótką chwilę w ciem­no­brą­zo­wych oczach Shawny poja­wił się smu­tek.

– Nie zawsze tak było. Kie­dyś był cie­pły. I opie­kuń­czy.

Nina usia­dła po dru­giej stro­nie stołu.

– To zna­czy przed sprawą Chan­dry Brown.

– Zanim Biuro Śled­cze wyprało go z uczuć.

– W tam­tym cza­sie zaj­mo­wa­łaś sta­no­wi­sko asy­stentki dyrek­tora. Mogłaś mu pomóc.

– Asy­stentka dyrek­tora to nie dyrek­tor. Zro­bi­łam, co w mojej mocy, kiedy… – Shawna zawa­hała się, szu­ka­jąc odpo­wied­niego słowa.

– …się zała­mał – dokoń­czyła Nina.

Shawna zmarsz­czyła brwi.

– Cza­sem agenci trak­tują sie­bie samych gorzej niż kry­mi­na­li­stów. Wade obwi­niał się za śmierć Chan­dry.

– Z tego, co wiem, nie uwie­rzył jej, gdy zgło­siła, że ktoś ją śle­dzi. Mógł zro­bić wię­cej, może nawet zapo­biec…

– Gadasz jak pismaki.

– Ponie­waż mnie też obe­rwało się ryko­sze­tem przez jego złą ocenę sytu­acji – wyja­śniła Nina. – Nie rozu­miem, dla­czego go bro­ni­łaś.

Shawna wes­tchnęła prze­cią­gle.

– Nie zda­jesz sobie sprawy z wielu rze­czy. Dla­tego wpa­dłam do cie­bie. Musimy poga­dać. – Spoj­rzała zna­cząco na agentkę. – Poza zasię­giem wścib­skich oczu.

Nina pamię­tała to spoj­rze­nie men­torki, kiedy trzy lata temu, przy tym samym stole, rekru­to­wała ją do FBI. Pierw­szy raz spo­tkały się jesz­cze wcze­śniej. Nina miała wtedy szes­na­ście lat, a Shawna pra­co­wała w Jed­no­stce Ana­lizy Beha­wio­ral­nej.

Poli­cja hrab­stwa Fair­fax skon­tak­to­wała się z FBI, żeby wspól­nie stwo­rzyć pro­fil męż­czy­zny, który upro­wa­dził Ninę. Do Quan­tico było tylko pół godziny drogi, więc Shawna pod­jęła ten nie­zwy­kły krok, żeby poroz­ma­wiać z dziew­czyną oso­bi­ście. Na Ninie nikt wcze­śniej nie zro­bił takiego wra­że­nia, jak wysoka, ele­gancka i opa­no­wana agentka Biura Śled­czego. Natych­miast zła­pały dobry kon­takt.

Shawna co jakiś czas odzy­wała się do Niny, kiedy stało się jasne, że w śledz­twie nie doj­dzie do żad­nych aresz­to­wań. Zanie­po­ko­jona fak­tem, że pory­wacz wciąż jest na wol­no­ści, dzięki pro­gra­mowi Służby Ochrony Praw Dziecka, posta­rała się, żeby nowe nazwi­sko i adres Niny nie poja­wiły się w rapor­cie koń­co­wym pod­czas zamknię­cia sprawy. Nina jako osoba usa­mo­dziel­niona w świe­tle prawa była doro­sła i nie musiała spo­dzie­wać się wizyt pra­cow­ni­ków socjal­nych, a jej dane nie wid­niały już w moż­li­wych do zha­ko­wa­nia bazach danych. Zmiana nazwi­ska odbyła się za zamknię­tymi drzwiami sądu dla nie­let­nich i w sym­bo­liczny spo­sób pozwo­liła dziew­czy­nie zosta­wić prze­szłość za sobą.

Pro­fe­sjo­na­lizm Shawny i oka­zane przez nią współ­czu­cie zain­spi­ro­wało dziew­czynę do pod­ję­cia pracy w poli­cji. Pod­czas gdy Nina speł­niała się jako funk­cjo­na­riuszka, Shawna wspi­nała się po szcze­blach kariery w FBI, przez cały czas słu­żąc przy­szłej agentce radą i wspar­ciem, dzięki czemu znacz­nie przy­spie­szyła jej prze­mianę z ofiary w stróża prawa.

– Czyli nie wpa­dłaś tylko na pyszne żar­cie? – zapy­tała Nina.

Shawna nie połknęła haczyka.

– Muszę powie­dzieć ci coś o Wadzie. Coś, o czym ni­gdy nie zamie­rza­łam z tobą roz­ma­wiać, ale skoro masz z nim pra­co­wać…

Dzwo­nek do drzwi.

Chcąc jak naj­szyb­ciej pozbyć się nie­pro­szo­nego gościa, Nina od razu dopa­dła do drzwi.

– Hola, m’ija. – W progu stała pani Gomez, sąsiadka z naprze­ciwka, trzy­ma­jąc w dło­niach cera­miczną tacę, oraz jej sie­dem­na­sto­let­nia adop­to­wana córka Bianca. – Pew­nie nic nie jadłaś, więc przy­nio­słam ci tro­chę cia­sta mlecz­nego.

Pani Gomez stale mar­twiła się, że Nina nie dojada i co chwila przy­no­siła jej domowe posiłki lub prze­ką­ski. Poza tym agentka przy­naj­mniej trzy razy w tygo­dniu gościła u sie­bie Biancę, ponie­waż dziew­czyna czę­sto miała dość swo­jego przy­bra­nego rodzeń­stwa.

Nina wie­działa, że nie ma sensu odma­wiać, więc ode­brała tacę od sąsiadki.

– Gra­cias.

– Och, widzę, że masz gościa – powie­działa pani Gomez. – W takim razie nie będę ci się narzu­cała ze swo­imi pro­ble­mami.

Mhm, na pewno.

– O co cho­dzi, pani Gomez?

Kobieta posłała jej zakło­po­tany uśmiech.

– Chcia­łam zro­bić empa­na­das, ale mam zepsutą kuchenkę.

Zmę­czona waha­niem adop­cyj­nej matki Bianca wci­snęła się przed nią i prze­szła do rze­czy.

– Musisz zadzwo­nić do Jaimego. – Unio­sła prze­kłute brwi. – Nas olewa, ale do cie­bie przy­bie­gnie z wywie­szo­nym jęzo­rem.

Nina wes­tchnęła i sze­rzej otwo­rzyła drzwi.

– Wejdź­cie.

Pani Gomez skie­ro­wała się do kuchni, posta­wiła tacę z cia­stem na bla­cie, po czym sta­nęła w wycze­ku­ją­cej pozie ze sple­cio­nymi dłońmi, gdy Nina wybie­rała numer do nad­zorcy budynku.

Jaime ode­brał po pierw­szym sygnale.

– Que pasa, Nina?

– Hola, Jaime. Jest pro­blem z… – Pani Gomez ener­gicz­nie poma­chała rękami i pokrę­ciła głową. – Z czymś, co trzeba napra­wić. Wpad­niesz?

– Będę za dwie minuty, bonita.

Nina prze­wró­ciła oczami, roz­łą­czyła się i powie­działa do sąsiadki:

– Będzie zły, że zała­twiam to za was. Drugi raz nie da się nabrać.

– Dzwo­ni­łam do niego dwa dni temu – odparła pani Gomez. – Ile można żyć na jedze­niu z mikro­fali. – Wykrzy­wiła usta, jakby mówiła o czymś tru­ją­cym. Pew­nie tak to trak­to­wała.

– Hej – rzu­ciła Bianca, roz­glą­da­jąc się wokół, żeby lepiej przyj­rzeć się Shaw­nie. – Nie widzia­łam cię już w tele­wi­zji, czy coś?

– Shawna Jack­son – odpo­wie­działa kobieta, wsta­jąc. – Rze­czy­wi­ście wczo­raj wie­czo­rem byłam w wia­do­mo­ściach.

Shawna ode­szła z FBI pół roku temu, a Nina zda­wała sobie sprawę, że to wielka strata dla Biura. Agenci prze­cho­dzili na eme­ry­turę w wieku pięć­dzie­się­ciu sied­miu lat, cho­ciaż ist­niała moż­li­wość prze­dłu­że­nia służby do sześć­dzie­sią­tego roku życia. Pięć­dzie­się­cio­dwu­let­nia Shawna dostrze­gła szansę na zmianę ścieżki kariery i z niej sko­rzy­stała. Wielu byłych pra­cow­ni­ków FBI zatrud­niało się póź­niej jako kon­sul­tanci lub eks­perci do spraw bez­pie­czeń­stwa, ponie­waż ich umie­jęt­no­ści były nie­oce­nione. Kilku zaś miało to nie­zwy­kłe połą­cze­nie talentu i cha­ry­zmy, które spra­wiało, że kra­jowe pro­gramy infor­ma­cyjne zapra­szały ich jako eks­per­tów.

Parę mie­sięcy temu, po serii wypad­ków, w któ­rych biali poli­cjanci strze­lali do nie­uzbro­jo­nych Afro­ame­ry­ka­nów, Shawnę zalały pro­po­zy­cje wywia­dów. Naj­wyż­sza rangą Afro­ame­ry­kanka w histo­rii FBI dzięki doświad­cze­niu w pro­wa­dze­niu spraw doty­czą­cych łama­nia prawa oby­wa­tel­skiego była trak­to­wana jak auto­ry­tet w tej dzie­dzi­nie. Nie­dawno została zatrud­niona jako star­szy kon­sul­tant przez jeden z naj­waż­niej­szych ser­wi­sów infor­ma­cyj­nych.

Pani Gomez popę­dziła uści­snąć Shaw­nie dłoń.

– Na żywo jest pani jesz­cze pięk­niej­sza.

Zanim Shawna zdą­żyła odpo­wie­dzieć, roz­le­gło się gło­śne puka­nie. Nina zaci­snęła zęby i otwo­rzyła drzwi.

– Hola bonita – przy­wi­tał się Jaime oto­czony chmurą zapa­chu old spice’a. – W czym pro­blem?

Nina zamru­gała, by powstrzy­mać napły­wa­jące łzy, będące skut­kiem szczy­pią­cych w oczy opa­rów męskiej wody toa­le­to­wej.

– Cho­dzi o kuchenkę.

Nad­zorca zmarsz­czył brwi.

– Wszyst­kie pal­niki czy tylko jeden?

– Musisz zapy­tać panią Gomez.

Patrzyła, jak Jaime roz­gląda się po kuchni. W końcu pojął, o co cho­dzi.

Bianca poma­chała mu pal­cem.

– Hola, Jaime.

Nad­zorca odwró­cił się do Niny z nie­za­do­wo­loną miną.

– Nie­faj­nie, bonita. Nie­faj­nie.

Bianca dosko­czyła do niego.

– Ina­czej nie napra­wił­byś naszej kuchenki. Pod­grze­wa­ły­śmy jedze­nie w mikro­fali, Jaime. Wyobraź to sobie – obni­żyła głos, żeby nadać sytu­acji więk­szej powagi. – Bur­ri­tos z super­mar­ketu. Z mikro­fali. – Unio­sła dwa palce. – Przez bite dwa dni.

Jaime wykrzy­wił usta.

– Ech, no dobra.

Podą­żył za kobie­tami do wyj­ścia, mam­ro­cząc pod nosem coś jakby: „pin­che kuchenka”.

Nina zamknęła za nimi drzwi i zoba­czyła, że Shawna pró­buje powstrzy­mać śmiech.

– Masz uro­czych sąsia­dów.

– Nie widzia­łaś nawet połowy tego, do czego są zdolni. Są jak jedna wielka dys­funk­cyjna rodzina.

– Wła­śnie mi to powie­dzia­łaś. Wiesz, że stać cię na ele­ganc­kie miesz­ka­nie na przed­mie­ściach? – Otwo­rzyła sze­rzej oczy i dodała szybko: – Bez urazy.

Teraz to Nina nie była w sta­nie powstrzy­mać śmie­chu.

– Spo­koj­nie, mnie się tu podoba. Dora­sta­łam w takich miej­scach.

Nie wspo­mniała, że wybrała miesz­ka­nie w laty­no­skiej czę­ści, żeby pozo­stać w kon­tak­cie z tą spo­łecz­no­ścią. Odbi­ja­jąc się od jed­nego domu do dru­giego w okre­sie dora­sta­nia, cza­sami czuła się ode­rwana od swo­jego dzie­dzic­twa. Aby zre­kom­pen­so­wać sobie stratę rodziny, uczyła się w szkole hisz­pań­skiego i spę­dzała czas z Gwa­te­mal­czy­kami, Por­to­ry­kań­czy­kami, Sal­wa­dor­czy­kami, Peru­wiań­czy­kami, Mek­sy­ka­nami i Kolum­bij­czy­kami, któ­rzy w tam­tym cza­sie sta­no­wili więk­szość laty­no­skiej popu­la­cji na tere­nie dys­tryktu.

Po wpro­wa­dze­niu się Niny do obec­nego miesz­ka­nia pocho­dząca z Chile pani Gomez cza­sami zacho­wy­wała się wobec niej jak matka zastęp­cza. Nauczyła ją goto­wać i prze­ka­zała jej swoją wie­dzę o chi­lij­skim winie, które według niej biło na głowę „to fran­cu­skie coś”. Nina była gotowa zało­żyć się o mie­sięczne wyna­gro­dze­nie, że pani Gomez ni­gdy nie pró­bo­wała fran­cu­skiego wina.

Kro­jąc zapie­kankę, powró­ciła do roz­mowy na wcze­śniej­szy temat.

– Przy­szłaś poga­dać o Jef­freyu Wadzie?

Shawna spo­waż­niała.

– Kiedy prze­cho­dzi­łaś pro­ces rekru­ta­cji, jego wła­śnie wyda­lili z Jed­nostki Ana­lizy.

Deli­kat­nie powie­dziane. Jedni twier­dzili, że wpadł w alko­ho­lizm, dru­dzy, że stra­cił pra­wie pięt­na­ście kilo­gra­mów, a jesz­cze inni, że spę­dził część „waka­cji” w domu opieki spo­łecz­nej. Nina nie wie­działa, ile z tego jest prawdą, ale rysa na jego repu­ta­cji była głę­boka i trwała.

Shawna patrzyła przed sie­bie pogrą­żona w myślach, ale Nina czuła, że ten impas zaraz zosta­nie prze­rwany. Nie chcąc prze­szka­dzać byłej prze­ło­żo­nej w roz­my­śla­niach, nało­żyła pach­nącą potrawę na dwa tale­rze i posta­wiła je na stole.

W końcu Shawna się ode­zwała.

– Jest jesz­cze jeden powód, dla któ­rego nie popie­rał zatrud­nie­nia cie­bie. Jako jedna z nie­wielu osób znam całą histo­rię.

Nina ciężko opa­dła na krze­sło. Towa­rzy­szyło jej prze­czu­cie, że usły­szy coś szo­ku­ją­cego.

– Wade miał młod­szą sio­strę – powie­działa Shawna. – Zagi­nęła, gdy miała czter­na­ście lat. Poli­cja zna­la­zła ją po kilku dniach. Fizycz­nie nic jej nie było, ale…

Nina spoj­rzała na swoje dło­nie. Zawsze zasta­na­wiało ją, dla­czego Wade wybrał pracę w dosyć nowej sek­cji do spraw zbrodni prze­ciw dzie­ciom w Jed­no­stce Ana­lizy. Teraz przy­naj­mniej poznała odpo­wiedź.

– Co stało się z jego sio­strą?

– Kiedy miała dwa­dzie­ścia lat, przedaw­ko­wała leki. – Shawna pokrę­ciła głową. – Według Wade’a po tym, co się wyda­rzyło, już ni­gdy nie była tą samą osobą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki