Zmiana planów - Kaczmarczyk Marta - ebook
BESTSELLER

Zmiana planów ebook

Kaczmarczyk Marta

4,5

91 osób interesuje się tą książką

Opis

Trzydziestoletnia Zuzanna Sosnowska po ukończeniu studiów otwiera restaurację w Szczyrku. Pomimo że lokal cieszy się popularnością, dziewczyna nie do końca wierzy w sukces i w siebie. W jej dwuletnim związku nie dzieje się najlepiej. Od kiedy Adam, jej chłopak, stracił pracę, wydaje się, że bardziej interesuje go siedzenie na kanapie niż życie.
Na szczęście Zuza ma wierne przyjaciółki, które nie pozwalają jej się zamartwiać. Zabierają ją na wakacje i to nie byle gdzie, bo do samej Grecji, na wyspę Kos.
Już początek wyjazdu przysparza Zuzannie wielu wrażeń. Uwagę dziewczyn przykuwa nieznajomy mężczyzna, który wygląda jak młody bóg. Jednak oczywiście Zuza nie ma zamiaru wplątywać się w żadne wakacyjne romanse. W końcu jest zajęta.
Grecki bóg to Piotr Drzewiecki, założyciel jednej z największych firm deweloperskich w Polsce. Zuzanna od razu zwraca jego uwagę. Piotr planuje spędzić z nią kilka upojnych, niezobowiązujących chwil. Ale nic nie idzie po jego myśli.
Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 543

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (546 ocen)
377
102
40
21
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Marta5151

Nie oderwiesz się od lektury

No kuźwa!!!! Kto to widział, żeby tak skończyć książkę?????!!!!!!! I to mnie najbardziej wkurza! Fajnie napisać, wciągnąć w lekturę...a na koniec...łup!....czekaj sobie na ciąg dalszy🤦🤦🤦 Czytajcie! bardzo fajna😁
70
SandraAgnieszka

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemny, dojrzały romans, z fajnymi bohaterami i ciekawą akcją. Czekam na drugi tom!
50
oligatorka22

Nie polecam

powinno być ostrzeżenie że gówniane zakończenie
64
moniska0162

Z braku laku…

Na początku super wciąga nie powiem ale potem miałam wrażenie jakby akcja była rozwleczona na siłę i to zakończenie... Wielka szkoda bo z opisu zapowiadało się na super książkę.
MonikaKowalska1982

Nie oderwiesz się od lektury

Zaskakująca miła
10

Popularność




Copyright ©

Marta Kaczmarczyk

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Sandra Pętecka

Korekta:

Elżbieta Wołoszyńska-Wiśniewska

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-228-0

PROLOG

Lipiec

Zuza

Jesteśmy w łóżku. Przed chwilą się obudziłam. Jego ciepłe ciało ułożone jest tuż obok mojego, leżymy na łyżeczkę. Męskie, silne ramię obejmuje mnie w talii. Kochaliśmy się pół nocy, przez co jestem trochę obolała, ale gdy tylko czuję jego zapach, coś w moim brzuchu się skręca i znowu mam na niego ogromną ochotę. Czy ten mężczyzna kiedyś mi się znudzi?

Mój facet przeciąga się, wtula nos w moje włosy, a po sekundzie delikatnie całuje za uchem. Przyciąga mnie do siebie, a ja od razu wiem, że też jest gotowy do kolejnej rundy. Jego sztywny penis wbija się w moje pośladki.

– Dzień dobry, panowie – mówię niskim głosem.

– Nie moja wina, że wypinasz się od rana, prowokując go do działania.

– Przecież tylko grzecznie leżę! – Jeszcze bardziej wyginam ciało, napierając tyłkiem na jego erekcję.

Mruczy i obraca mnie na plecy.

– Ktoś tu jest niegrzeczny i chyba chce dostać klapsa.

– Dziś moje urodziny, więc poproszę prezent, a nie klapsa.

– Oboje dobrze wiemy, że parę klapsów będzie dla ciebie nagrodą.

Czerwienię się na samą myśl o naszych łóżkowych igraszkach. Lubimy ostrzejszy seks, choć długo nie potrafiłam przyznać się sama przed sobą, że kręcą mnie takie zabawy.

Zaczynamy się leniwie całować i tulić. Niech ten moment nigdy się nie kończy…

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Czerwiec, rok wcześniej

Zuza

Budzi mnie dzwonek telefonu.

– Zuzka! Udało się, mów mi pani doktor! – W słuchawce słyszę głośny pisk Lilki.

– Która, do cholery, jest godzina? – Spoglądam zaspanym wzrokiem na budzik. Po dziewiątej… No dobra, nigdy nie byłam rannym ptaszkiem.

– Już prawie dziesiąta, a ty dalej w łóżku? Nie żartuj. Wariatka! Słuchaj, o trzynastej widzimy się z Miśką na kawie. O której otwierasz Garnki? – ciągnie podekscytowana Lilka.

– W południe. Czekaj, ta twoja obrona była dzisiaj? Jak ci poszło? – pytam, powoli zaczynając kontaktować.

– No kurde, dzisiaj! Powtarzam, mów mi pani doktor.

– Lila, gratulacje! Przepraszam, wróciłam wczoraj z pracy koło pierwszej w nocy… Spotkajmy się w takim razie w Garnkach o trzynastej – potwierdzam nasze spotkanie w mojej małej knajpce, spełnieniu moich marzeń, mojej dumie, miejscu, w którym spędzałam większość czasu od sześciu lat.

– Dobra, pogadamy na miejscu, jak wrócisz do żywych. Do zobaczenia – rzuca moja przyjaciółka, po czym się rozłącza.

Ponownie zakopuję się w kołdrze, budzik mam ustawiony na dziesiątą, nikt i nic nie może odebrać mi tych trzydziestu minut snu.

Przed jedenastą wchodzę w końcu do kuchni, już po prysznicu, ogarnięta, gotowa na nowy dzień. W salonie na kanapie zalega Adam, jak zwykle. I zalega to odpowiednie słowo.

Od kiedy trzy miesiące temu stracił pracę, nie robi nic innego. Wstaje, je, przesiaduje przed telewizorem. Zaczynam martwić się, czy pilot nie przyrośnie mu do ręki. Na początku bardzo mu współczułam, pomogłam, ile tylko mogłam. Zaproponowałam, aby przeprowadził się do mnie, nie chciałam, by dokładał się do czynszu czy opłat. Mieszkanie kupiłam trzy lata temu. Nie jest duże, salon z otwartą kuchnią – moim królestwem, sypialnia, łazienka oraz przedpokój. Jasne i przytulne. Tak naprawdę spędzam tutaj mało czasu. Większość życia zajmuje mi praca.

Z Adamem spotykamy się od dwóch lat. Naprawiał mi auto po parkingowej stłuczce. Pracował w największym warsztacie samochodowym w okolicy, był w tym świetny. Na początku było między nami dobrze, a teraz… Mam w domu trzydziestolatka, którego dupa przyrosła do mojej kanapy i chyba nie zamierza się z niej za szybko ruszyć.

– Hej – zagaduję, bo nawet mnie nie zauważył.

– Hej – burczy, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Jadłeś śniadanie?

– Nie, ale chętnie coś zjem. Podasz tutaj? – pyta pod nosem.

Że co, kurwa!? Prawie wyrywa mi się na głos.

Nie dość, że od kilku miesięcy go utrzymuję, robię zakupy, daję dach nad głową, haruję po kilkanaście godzin na dobę, to jeszcze mam skakać dookoła niego ze śniadankiem? Do tego zamierzał jeść na mojej kremowej kanapie. Po moim trupie!

– A może ty byś coś przygotował? – zagajam trochę grzeczniej, niż w myślach, kotłujących się w mojej głowie. – Moglibyśmy nawet zjeść w łóżku – dodaję, zniżając głos i podchodząc do niego powoli. Po kąpieli założyłam na siebie tylko bieliznę, czarna koronka działa chyba na każdego faceta.

Kiedy podchodzę do tej cholernej kanapy, siadam ostrożnie obok Adama, zbliżam usta do jego ucha i delikatnie je muskam. Czego jak czego, ale urody nie mogę mu odmówić. Adam jest blondynem, choć zawsze wolałam brunetów, ma piękne niebieskie oczy, jest wysoki. Przez pracę fizyczną przy autach ma silne, umięśnione ramiona. Ostatnie miesiące przyprawiły go o lekki brzuszek, ale mam nadzieję, że jak wszystko wróci do normy, to zrzuci te parę kilogramów.

– Zuza, nie teraz… – mówi, uchylając się przed moim dotykiem. – Jestem zmęczony.

No i tu moje hamulce puszczają.

– Jaki ty, kurwa, jesteś? Zmęczony? Niby czym? Siedzisz tak od kilku miesięcy, nie robiąc nic. NIC! Nie sprzątniesz mieszkania, nie zrobisz zakupów. Przestałeś nawet szukać nowej pracy. Po prostu powiedz, że już ci się nie podobam.

– Daj spokój. Wiesz, że nie o to chodzi. Jestem przybity.

– To weź się za siebie! Zacznij szukać pracy, znajdź sobie jakieś zajęcie. Myślę, że to coś więcej niż tylko przybicie. Już w ogóle mnie nie dotykasz. Wiesz, kiedy ostatni raz uprawialiśmy seks? – Ja wiem, i to dokładnie. Sześć tygodni i pięć dni temu. Prawie siedem długich tygodni. Mieszkamy w jednym domu, śpimy w jednym łóżku, a nie ma między nami żadnej interakcji.

– Nie wiem, może dwa tygodnie temu. Nie było nastroju.

– Nastroju, powiadasz? Dobra, nie zamierzam się z tobą dalej kłócić. Ogarnij się, pogadamy wieczorem. Spróbuję wrócić wcześniej. Teraz muszę się zbierać.

Tak naprawdę nie muszę. Chcę wyjść, uciec z własnego mieszkania, przed własnym chłopakiem. Może zareagowałam trochę za ostro, ale to nie było jego pierwsze odrzucenie. Ciągle wymyśla wymówki, byle się tylko nie bzykać. Bo zmęczony, bo śpiący, bo za późno, bo go głowa boli. A co on, gospodyni domowa z lat pięćdziesiątych, że bólem głowy się wykręca?! Nie, to nie. Poradzę sobie na własną rękę, wieczorem, pod prysznicem.

***

Docieram do Garnków przed południem. Moje dziewczyny uwijają się w kuchni. Już od progu pachnie smakowitym jedzeniem.

– Witamy szefową! – krzyczy Ewka, moja ukochana prawa ręka. Pracujemy razem już od pięciu lat, jest ze mną prawie od początku.

– Dzień dobry – witają się Paula i Pati, które są w zespole mniej więcej od roku.

– Jak idzie? – pytam, patrząc, co jest już gotowe na otwarcie knajpki.

Mamy krótką, prostą kartę. Jest dużo wegańskich oraz wegetariańskich dań, do tego parę klasyków, fast food w zdrowej wersji plus oczywiście dania regionalne. W końcu jesteśmy w Szczyrku, więc góralski akcent musi być.

Otwierając to miejsce, nie chciałam kolejnej gospody z kwaśnicą, golonką czy oscypkiem. Chciałam, żeby było lekko, nowocześnie, ale mimo wszystko z szacunkiem do tradycji. Chyba się udało, skoro jestem na rynku już sześć lat. Otworzyłam Garnki od razu po studiach, choć wszyscy mi to odradzali. Na szczęście postawiłam na swoim i dzisiaj mogę odhaczyć sobie swój mały sukces.

– To co mam robić? – pytam, zawiązując fartuszek w kolorach różu oraz mięty, w naszych firmowych barwach.

Dziewczyny patrzą na mnie zdziwione.

– To chyba ty powinnaś nam mówić, co mamy robić – odpowiada Ewka.

– Widzę, że świetnie wam idzie. Nie chcę tego psuć.

Prawda jest taka, że nie muszę być w pracy codziennie. Ewka bardzo dobrze radzi sobie z zarządzaniem, pozostała część załogi jest zgrana, pracowita i profesjonalna. Nieskromnie powiem, że w dużej części to moja zasługa. Pierwsze tygodnie w Garnkach nie są przyjemne dla nowego pracownika.

Jestem wtedy wredną, czepialską suką. Wszystko musi być jak od linijki, dokładnie tak, jak ja chcę. Potrafię narzekać na sposób ułożenia sztućców, wydawania posiłków, zwrotów do klienta, a nawet powieszenia papieru toaletowego. Wiadomo, nie od ściany, tylko na zewnątrz. Każdy normalny człowiek to wie.

Dobra, przyznaję jestem pedantką. Ale często to moje porządnictwo się przydaje. Nigdy nie miałam reklamacji dań ani żadnych problemów z sanepidem. Dlatego kocham ten zespół, bo szanują moje natręctwa, pilnują szczegółów, nie narzekając.

Garnki oprócz świetnego, świeżego oraz oryginalnego jedzenia mają jeszcze jeden wielki atut, a wręcz atrakcję turystyczną, często opisywaną przez naszych gości na Google. Tak, nie ma co ukrywać, większość pochlebnych opinii pochodzi od pań. Artur, moje odkrycie, jest sprawcą całego tego pozytywnego zamieszania. Obecnie ma dwadzieścia pięć lat, pracę zaczął jakieś cztery lata temu, kiedy studiował jeszcze na AWF-ie. W czasie studiów pracował w Garnkach w weekendy, teraz jest nauczycielem WF-u w pobliskiej szkole, a wieczorami, w soboty i niedziele dorabia u mnie.

Kiedy przyszedł na rozmowę kwalifikacyjną, od razu wiedziałam, że muszę go zatrudnić. Wszedł uśmiechnięty, pozytywny, ale przede wszystkim śliczny. Wysoki, przystojny brunet o ciemnozielonych oczach i sylwetce greckiego boga. Oj tak, ta sylwetka. Model, chodzący ideał. Jest naszym najlepszym kelnerem. To, jakie napiwki dostaje, przechodzi ludzkie pojęcie. Moja ekipa ustaliła, że dzielimy je na koniec dnia po równo, na wszystkich z dniówki – no cóż.

Każda dziewczyna chce być z nim na zmianie. Nie dość, że dostaje duże napiwki, to jeszcze jest na co popatrzeć. Wiem, że to płytkie, ale nie powinien oceniać mnie nikt, kto nie widział Artura.

***

Równo o pierwszej otwierają się drzwi restauracji i do środka wpadają Lilka z Michaliną, dwie siostry, dwie wariatki, równocześnie moje dwie najlepsze przyjaciółki. Miśka była ze mną na roku, a jej młodsza siostra korzystała, imprezując razem z nami. Pochodzą ze świetnej, kochającej się rodziny. Państwo Korzeccy to cudowni ludzie, moi drudzy rodzice.

Mama jest prawnikiem, prowadzi swoją kancelarię. Michalina poszła w jej ślady, studiowała prawo i zarządzanie, jak ja. Nie wiem, jak to pogodziła z imprezami oraz tabunami facetów, które przewinęły się przez jej łóżko. Nie ma się co dziwić, ma prawie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, blond włosy do pasa i talię osy.

Tata dziewczyn jest kardiologiem. Lilka postanowiła kontynuować lekarską tradycję, dlatego też skończyła medycynę. Jest wulkanem energii, wiecznie ma dobry humor i zachowuje się, jakby zawsze była po minimum trzech drinkach. Jest niższa od siostry, ale nadal wyższa ode mnie, co nie jest trudne, przy moich stu pięćdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu. Lilka ma ciemne, falowane włosy do ramion, również jest śliczna.

– No witam panią doktor! – krzyczę, obejmując Liliannę.

Witamy się czule, po czym prowadzę je do stolika. Patrycja podaje nam kawę z ciastem.

– Na koszt firmy. – Moja pracownica się uśmiecha.

Wymieniamy się bieżącymi informacjami, młodsza panna Korzecka opowiada przebieg obrony. Szczebiocze jak najęta, jak to ona. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałam jej jako lekarki. Taka zakręcona osoba została lekarzem? Obłęd, ale wiem, że było to jej marzenie i na pewno będzie doskonałym specjalistą. Jak pójdzie na pediatrię, to z pewnością najlepiej będzie dogadywać się ze swoimi małymi pacjentami.

– No dobra, to, Lila, do brzegu, bo zapomnisz, po co tu jesteśmy – upomina ją w końcu Miśka.

– Chyba po to, żeby poplotkować i oblać sukces – mówię lekko zaintrygowana.

– To też – odpowiada szybko Lila. – Ale jest coś jeszcze. Nasi rodzice zrobili nam niespodziankę, wykupili pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu w Grecji, ruszamy za dwa tygodnie. Wyjazd trwa dziesięć dni, wszystko jest zapłacone, mamy apartament z trzema sypialniami, wyżywienie all inclusive, loty.

– Super! Bardzo się cieszę. To zrobili wam prezent. Mam wam podlewać kwiatki, przypilnować mieszkania? – pytam z entuzjazmem.

– Chyba nie wyłapałaś pewnego szczegółu – mówi powoli Michalina. – Trzy sypialnie… Pakuj się, jedziesz z nami!

– Ale ja…

– Wiemy, co powiesz. – Szybko przerywa mi Lila. – Masz pracę, nie zostawisz Adama, co z restauracją, blebleble. Więc ja już ci mówię. Zaczynając od Adama… – Na to imię się krzywi, nigdy za nim nie przepadała, a przez ostatnie wydarzenia stracił w jej oczach jeszcze bardziej. – Jest dużym chłopcem, więc sobie poradzi. Może, jak go na trochę zostawisz, doceni, co ma. Znalazł w końcu pracę, ruszył dupę z kanapy? – pyta, ale po mojej minie nie spodziewa się uzyskać odpowiedzi. – No właśnie. Trochę samodzielności się mu przyda. A restauracja? Kręci się sama, Ewa na pewno da radę. Masz dwa tygodnie, żeby wszystko przygotować. Są telefony, jakby się paliło. Wylatujemy w piątek, a wracamy w kolejną niedzielę.

– No, nie wiem – waham się. – Nie planowałam w tym roku wakacji. Mam teraz Adama na utrzymaniu, więc…

– Sosna, ty nie słuchasz! Wszystko jest opłacone. – Podnosi rękę, widząc, że chcę protestować. Użyła mojego przezwiska, które ciągnie się za mną od szkoły. Dzieci skróciły sobie moje nazwisko, Sosnowska. – Nie ma mowy. Wiem, co powiesz, ale rodzice nalegali. Jesteś jak ich trzecie dziecko. Ile imprez czy cateringów robiłaś im za pół ceny? No właśnie, dużo. Więc pozwól im się odwdzięczyć.

– Dopóki pracuję w kancelarii mamy, a Lilka nie zaczęła stażu, mamy jeszcze stosunkowy luz – dodaje Michalina. – Później możemy nie mieć już okazji na taki wyjazd.

– Dobra, chyba zwariowałam, ale zgadzam się, jedziemy! – krzyczę z entuzjazmem.

Lilka piszczy na całe gardło i mnie ściska.

– Hej, a gdzie dokładnie się wybieramy? – pytam z wielkim uśmiechem na ustach.

– Kos – chórem odpowiadają dziewczyny.

Zatem Kos.

ROZDZIAŁ DRUGI

Lipiec

Zuza

Adam, o dziwo, odwozi mnie na lotnisko. Moim autem, bo szkoda mu jego benzyny. Nie komentuję tego. Może te dziesięć dni osobno dobrze nam zrobi.

Kiedy powiedziałam mu o wyjeździe, miałam wrażenie, że nawet mu ulżyło. Miałam cichą nadzieję, że się wkurzy, zrobi mi awanturę, nakrzyczy, da karę, może klapsa albo dwa, zaciągnie do sypialni, rozbierze… Kurde, chyba zaczyna mi brakować seksu. Nie, nie kochaliśmy się przed wyjazdem. Po pierwsze miałam okres, po drugie jakoś nie było czasu. Już nawet odpuściłam temat, może teraz on za mną zatęskni.

Dziewczyny już stoją przed bramkami, Adam niesie moją torbę, cmoka w policzek, kiwa do dziewczyn i znika. Dołączam do kolejki czekającej na odprawę.

– Ale gorące pożegnanie – komentuje Lilka, jak to na nią przystało.

– Odpuść – gani ją siostra.

– Co odpuść, ten koleś to porażka, nie zasługuje na nią. Może poznamy na miejscu kogoś godnego przepędzenia Adasia z horyzontu – klepie Lila, pomimo znaczącego wzroku Miśki.

– Nie jadę tam na łowy, tylko odpocząć, naładować akumulatory, może poszukać kulinarnych inspiracji. – Trochę się rozmarzyłam.

– Żadnych garów! – mówi ostro Lila.

– Ja to bym coś upolowała – mruczy Michalina, unosząc znacząco brwi. – Nie bzykałam się od dwóch tygodni. No co, nie patrzcie tak na mnie.

– Dwa tygodnie, marzenie… – szepczę bardziej do siebie, niestety zbyt głośno. Dziewczyny od razu zaczynają wypytywać, co się dzieje. – Mamy z Adamem lekki przestój w tych sprawach. – Ich dopytujący wzrok każe mi kontynuować. – Ponad dwa miesiące.

– Co?! – krzyczą obie.

– Przecież ty masz dopiero trzydzieści lat, kobieto! – oburza się Lila i zaczyna podnosić głos. – Jesteś, piękna, mądra, seksowna, śpisz z gościem w jednym łóżku, a on się do ciebie nie dobiera od ponad dwóch miesięcy?!

Nagle wokół nas robi się cicho, wszyscy zamierają i mało dyskretnie zwracają na nas oczy. Czuję, jak moje policzki przybierają odcień purpury. Chcę się zapaść pod ziemię.

– Może głośniej, pan z przodu kolejki cię nie słyszał – burczy zmieszana Michalina.

– Słyszał, słyszał – mruczy ktoś z tłumu przed nami.

Wybuchamy śmiechem.

– Jestem za trzeźwa na podróż z wami – mówię, przełamując ciszę.

– Tak, po tych seksualnych rewelacjach zdecydowanie musimy się napić. – Mruga do mnie Lilka.

***

Na miejsce docieramy w piątek koło czternastej, z lotniska do hotelu przywozi nas autokar, ta trasa również szybko mija. Myślę, że to zasługa winka kupionego w strefie bezcłowej.

Hotel okazuje się spełnieniem marzeń. Państwo Korzeccy mają gest. Teren wokół jest bardzo rozległy, przypomina przepiękny, zadbany park. Oprócz głównego budynku znajduje się tu jeszcze kilka mniejszych.

Na recepcji przydzielono nam osobę z obsługi, ma zostać naszym opiekunem i przewodnikiem. Wita nas Diodor, ciemnooki przystojniak, który od razu zabiera nasze bagaże na wózek, po czym wskazuje kierunek zwiedzania ręką.

Michalinie aż iskrzą się oczy. Szczerzy się od ucha do ucha.

– Zamawiam – szepcze do nas, nie odrywając wzroku od biednej, niczego nieświadomej ofiary. Diodor jeszcze nie wie, co go czeka. Miśka jak się na kogoś uparła, to zazwyczaj się z nim przespała.

Idziemy spacerem przez teren hotelu. Nasz przewodnik opowiada o atrakcjach znajdujących się w kompleksie. Trzy budynki ustawione w centralnej części to restauracje, każda serwuje inną kuchnię. Jedna jest grecka, druga włoska, trzecia tematyczna – codziennie inny motyw przewodni.

Budynek w rogu to SPA – masaże, sauna, kryty basen. Miejsce, gdzie znajduje się recepcja, to budynek główny. Są tam sale konferencyjne, minidyskoteka, bar, sala zabaw dla dzieci. Tę część planuję omijać. Nie mam ochoty na rozmowy o małych, różowych bobasach. Zamierzam się dobrze bawić. Widząc, że hotel dysponuje pięcioma basenami, a przy każdym jest bar – wiem, że dobrą zabawę mam zapewnioną.

– Pięknie tu – wzdycham do dziewczyn. – Tak zielono, te drzewa, kwiaty, trawa…

Kocham zieleń, lubię ekologiczne rozwiązania, w domu hoduję prawdziwą dżunglę. Mam nadzieję, że moje kwiaty przeżyją te półtora tygodnia pod opieką Adama. Marzy mi się pies, najlepiej całe stado, ale przy moim trybie pracy nie mogłabym mu zapewnić wystarczającej ilości ruchu.

– Co ty masz z tą naturą, do cholery? – pyta Lilianna. – W poprzednim wcieleniu byłaś wiewiórką czy coś?

– Jesteśmy na miejscu – mówi po angielsku przewodnik, przerywając nasz śmiech.

Diodor prowadzi nas do apartamentu, piękne trzy sypianie, niewielki salon z aneksem kuchennym oraz trzy łazienki, każda ma swoją. Jesteśmy na czwartym, ostatnim, piętrze z cudownym widokiem na morze. W naszym hotelu zakwaterowane są tylko osoby dorosłe. Dla rodzin z dziećmi jest osobny budynek, umiejscowiony obok basenu ze zjeżdżalniami. Idealne rozwiązanie.

Kiedy podzieliłyśmy się pokojami, wzięłyśmy prysznic i przebrałyśmy się, była już czwarta po południu.

– To co, bar? – pyta podekscytowana Michasia.

– Ja to bym coś zjadła – mówię nieśmiało.

– Zuzka, ty i to twoje żarcie – śmieje się Lilka.

To prawda, lubię sobie pojeść. Na szczęście mam ekspresową przemianę materii, więc cały czas mieszczę się w rozmiar XS. Dziękuję rodzicom za te geny.

– Dobra, to kolacja plus drink? – proponuję kompromis.

– Dwa drinki. – Mruga Miśka.

– Góra osiem – dodaje pogodnie Lilka.

I tak zaczynamy nasze dziesięć dni błogiego lenistwa, wypoczynku, drinków oraz imprez.

I czegoś jeszcze. Choć wtedy jeszcze nie miałam o tym pojęcia.

ROZDZIAŁ TRZECI

Zuza

Pierwsze trzy dni upłynęły nam na opalaniu się na plaży, leżeniu obok basenu, jedzeniu i piciu. Dziś dziewczyny szaleją w basenach, a ja moczę tyłek w jacuzzi.

– Może czas najwyższy nauczyć się pływać – zagaduje podpływająca do mnie Michalina.

– Jeszcze mi życie miłe – prycham.

– Ty to jesteś takim typem sportowca. – Obie wybuchamy śmiechem.

Fakt, z aktywności fizycznej najbardziej lubię taniec oraz spacery. Nic ekstremalnego. Wszelkie sporty budzą we mnie strach. Owszem, jestem w formie, ale to przez ciągły ruch w pracy i brak czasu na regularne posiłki. Chodzę też na zumbę. Ale jakieś narty, pływanie czy inne biegi to już nie dla mnie.

– Czy wy widzicie to, co ja… – Michalina robi wielkie oczy, patrząc gdzieś w przestrzeń nad moją głową.

Lilka, która właśnie donosi kolejne mojito, obraca się, a po sekundzie otwiera szeroko usta. Miśka patrzy jak zaczarowana, więc i ja postanawiam spojrzeć, co wprawia moje przyjaciółki w takie osłupienie. Od razu wiem, co wywołało taką reakcję. A raczej kto. Młody grecki bóg.

Koleś nie wygląda jak prawdziwy człowiek. Prezentuje się tak dobrze, że nie może być realny, a jednak… Pomimo że ma na sobie koszulkę, jego zarysowane mięśnie na ramionach i brzuchu są doskonale widoczne. Jest wysoki, szczupły, ma piękne czarne, lśniące włosy. Oczy przysłaniają okulary przeciwsłoneczne. Na twarzy widać kilkudniowy ciemny zarost. Zwraca twarz w naszą stronę i oblizuje delikatnie usta. Miśka aż jęczy.

Mija nas, okrąża basen i wybiera leżak mniej więcej naprzeciwko. Dziewczyny lokują się obok mnie, a po chwili rozpoczyna się obserwacja. Wygląda na to, że facet jest sam, musiał przyjechać dopiero dzisiaj, bo wcześniej go nie widziałyśmy, a ciężko byłoby przeoczyć taki okaz.

– Jak myślicie, skąd jest? Włochy, Hiszpania? – zagaja Lilka.

– Tak bym obstawiała, patrząc na ciemną karnację czy te włosy – przytakuję.

Zaczynamy komentować zjawisko, które właśnie ściąga koszulkę, po czym rozkłada się na leżaku.

– Pewnie mieszka na siłowni, skoro tak wygląda.

– Przecież on wygląda jak ze Słonecznego Patrolu. Jak ten, jak mu szło? Jack albo Jason.

– Chodzący seks.

– Chyba mi pociekło.

– Chciałabym być tym olejkiem z filtrem.

– Myślę, że trzeba mu pomóc wysmarować plecy.

– Ja to bym mu coś innego wysmarowała.

Zapada chwila ciszy. Zauważam, że oczy wszystkich kobiet uciekają tam, gdzie nasze.

– Chyba zmienię Diodora na to cudo – mówi w końcu Michalina.

Z tego, co Michaśka mówiła, jeszcze do niczego między nimi nie doszło, ale urabia mocno gościa, aby jadł jej z ręki.

– Daj spokój, zostaw go dla Zuzy, niech zobaczy, jak wygląda prawdziwy facet – prycha z uśmiechem Lilka.

– Ja mam chłopaka, więc jeśli któraś z was ma ochotę, to proszę – odpowiadam, gapiąc się na nowego gościa hotelu.

– Masz Adama, a nie chłopaka. Chłopak powinien być dla ciebie wsparciem, partnerem i kochankiem, a nie pasożytem – ripostuje szybko Lila.

Nie komentuję jej słów. Wiem, że częściowo ma rację. Nie chodzi nawet o to, że Adam został moim utrzymankiem. Problemem jest jego stosunek do mnie. Totalnie mnie ignoruje. Nie czuję, że mogę na niego liczyć. Coś się między nami wypaliło. Mam cichą nadzieję, że ten wyjazd coś zmieni. Postanowiłam, że nie będę do niego dzwonić, zobaczę, kiedy sam się odezwie. Napisał raz, czy dotarłam i czy wszystko okej.

Nagle dzwoni mój telefon.

– O wilku mowa – mówię, widząc jego imię na wyświetlaczu. – Cześć, Adam – odbieram zadowolona, że chłopak jednak o mnie pamięta.

– Hej. Mamy jakieś zapasy papieru toaletowego? Rano wziąłem ostatnią rolkę z łazienki – wypala bez zbędnych wstępów.

Romantyzm XXI wieku. Mój piękny i zabawny kiedyś chłopak, któremu teraz do szczęścia potrzebna jest kanapa, telewizor oraz zapas papieru toaletowego.

– Jeśli nie ma w szafce nad pralką, to nie ma – burczę ponuro.

– Czekaj. – Słyszę jakieś szamotanie. – Nie, nie ma. To chyba będę musiał kupić. Zostawiłaś mi jakąś kasę na zakupy?

– Tak, w koszyku na stole w kuchni.

– Dzięki. To na razie. – Myślałam, że już się rozłączył. – A jak tam w ogóle u ciebie? Dobrze się bawisz?

– Tak, dzięki.

– To do usłyszenia.

I tyle. Rozmowa po trzech dniach mojej nieobecności kręciła się wokół rolki papieru toaletowego. Żadnego „tęsknię”, „kocham”, „wracaj”. Tylko, gdzie, kurwa, papier?! Muszę się jeszcze napić.

– To ja skoczę po kolejnego drinka – mówię do dziewczyn, które tylko spoglądają na nasze pełne szklanki. – Po prostu muszę się przejść, zaraz będę.

Zarzucam na siebie cienką białą sukienkę, żeby nie paradować ludziom pod nosem w różowym bikini, i ruszam do baru.

Wybieram ten znajdujący się najbliżej, po drugiej stronie basenu, za leżakami. Być może celowo decyduję się na trasę za plecami przystojniaka. Z bliska wygląda jeszcze lepiej. Aż mi się żołądek skręca na myśl, że kiedyś takie emocje budził we mnie Adam, a teraz? Papierowy maniak.

Dopadam do baru. Znajoma twarz szeroko się do mnie uśmiecha.

– To, co zawsze? – pyta po angielsku znajomy już barman, chociaż jesteśmy tu dopiero trzy dni. To chyba nie najlepiej o nas świadczy. Szczególnie, że wczoraj jakiś koleś zawołał do nas: „Hi, mojito girls!”. Czas zmienić bar.

– Nie, tym razem potrzebuję czegoś mocniejszego. Long Island Ice Tea, poproszę.

Chłopak odpowiada skinieniem głowy, uśmiechając się szeroko. Po chwili podaje mi szklankę z brązowym płynem. Upijam łyk. Drink jest strasznie mocny, ale tego mi było trzeba.

– Dziękuję – zagaduję barmana z uśmiechem. Zerkam na jego plakietkę. – Tony – dodaję.

Dopijam drinka przy barze, obserwując Tony’ego przy pracy. Chłopak jest świetny w tym, co robi. Wykonuje różne drinki bez mrugnięcia okiem, jeden za drugim, bez chwili namysłu. Jego kasztanowe włosy połyskują w słońcu. Szare oczy śmieją się do każdego klienta. Jest uroczy i uprzejmy.

Pomiędzy klientami zamieniamy kilka zdań. Okazuje się, że jest przyjezdny. Pochodzi z kontynentalnej części Grecji, jego rodzice osiedlili się pod Atenami trzydzieści lat wcześniej. Mama jest z Grecji, tata z Niemiec. Angielskiego nauczył się w pracy. Dorabia w sezonie, przyjeżdżając do hotelu. Na co dzień jeszcze się uczy. Jest młodziutki, ma dopiero dwadzieścia dwa lata. Dzieciak.

Kiedy kończę drugą alkoholową herbatkę, czuję, że obok mnie ktoś siada. Spoglądam w bok. To on. Nasz Słoneczny Patrol. Zamawia whisky z lodem. Gdy Tony stawia przed nim szklankę, bierze drinka do ręki i powoli zaczyna go sączyć. Staram się nie gapić na jego imponujące ciało. Na szczęście mam na sobie okulary przeciwsłoneczne, co pozwala choć trochę oszukać kierunek, w którym uciekają mi oczy.

Nawet gdy nie patrzę w jego stronę, to czuję jego obecność. Jakiś magnetyzm. Plus zapach… Męski, ciężki, obezwładniający, niesamowicie przyciągający. Czuję go aż w żołądku. Mimowolnie wyobrażam sobie, jak jego duże dłonie mnie dotykają. Błądzą po moim ciele. Są szorstkie, ale delikatne jednocześnie.

– Jeszcze jedna herbatka? – Z zamyślenia wyrywa mnie znajomy głos barmana.

– Nie, dziękuję, mam już chyba dość. – W duchu dziękuję za to przywołanie do rzeczywistości. Nie mogę uwierzyć, że sama obecność obcego faceta podnieca mnie tak bardzo. Dawno się tak nie czułam. Cholerna Miśka! To przez jej erotyczne aluzje, które skierowały moje myśli na jakieś dziwne tory.

Czas się ewakuować. Dość herbatek. Proszę jeszcze o wodę z lodem i ruszam do dziewczyn.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Piotr

Pozwalam sobie na tydzień wakacji. Przy moim trybie pracy ciężko się było wyrwać, ale wiem, że tego potrzebuję. Lubię Grecję. Zwiedziłem już kontynent oraz większość wysp. Zostały mi te mniejsze, dlatego tym razem padło na Kos.

Chcę zobaczyć na własne oczy najbardziej polecany i najdroższy hotel na wyspie. Mam nadzieję, że podpatrzę jakieś rozwiązania, znajdę inspirację, podpytam ludzi, co im się tutaj podoba.

Pierwsze wrażenia są pozytywne, choć jestem tu dopiero od rana. Świetnym rozwiązaniem jest rozsianie mniejszych budynków po parku oraz przypisanie każdemu innej funkcji. Bar przy każdym basenie, duży plus, dzieciaki z rodzicami w osobnym budynku, zajebiście duży plus. Dzieci nie kojarzą mi się najlepiej.

Moje myśli odpływają tam, gdzie nie powinny. Nie chcę znów o niej myśleć. Ani o niej, ani o dziecku. Minęło za dużo czasu, nie chcę znowu do tego wracać, rozgrzebywać starych ran.

Chyba czas na drinka. Ruszam do baru. Widzę, jak kilka lasek się za mną ogląda. Jestem świadomy, jak reaguje na mnie płeć przeciwna, niestety. Jak jeszcze dowiadują się, czym się zajmuję, to każda od razu rozkłada nogi. Dlatego unikam kobiet. To same komplikacje. Od czasu do czasu spotykam się z jakąś w wiadomym celu. Zawsze u niej, nigdy u mnie. Kilka spotkań, góra pięć. Potem wchodzą uczucia, a tego nie chcę.

Nie planuję mieć żony ani dzieci, więc nie szukam nikogo na stałe. Tak jest dobrze. Jestem po trzydziestce, jeśli przez dziesięć lat nie zmieniłem zdania, to już nie zmienię.

Staję przy barze koło niskiej blondynki. Już wcześniej zwróciła moją uwagę. Jest niewiarygodnie drobna. Sięga mi ledwo do ramienia. Fakt, mam prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, ale ona jest naprawdę bardzo niska. Mała, ale atrakcyjna. Ciemne blond włosy sięgają do połowy pleców. Układają się w duże fale. Pomimo że jest drobna, ma zgrabny tyłek oraz całkiem duży biust. Pełne usta i sympatyczny uśmiech. Generalnie, brałbym. Widziałem, że jest z koleżankami. Może zagadam, może zaliczę.

Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, odchodzi ze szklanką wody. Barman gapi się na nią ostentacyjnie. Pożera ją wzrokiem. Zbliża się do kolegi i mówi, że niezła z niej dupa i że ma ochotę na jej pełny tyłek.

Faceci to jednak świnie. Wszyscy. Przyznaję, bo i mi podobna myśl przetoczyła się po głowie. Jednak on aż się ślini na jej widok. Koleś przesadza.

Oglądam się za blondynką, jest już na leżakach. Słyszę, jak dziewczyna z ciemnymi włosami mówi po polsku, że już miały po nią iść. To Polki, to może ułatwić sprawę. Posłucham, popatrzę, na razie nie będę się chwalił, że jestem ich rodakiem. Blondynka zdjęła białą sukienkę. Zgrabna z niej laska, jak diabli. Szczupła, ale zaokrąglona gdzie trzeba. Zamierzam mieć ją na oku. Zerkam na barmana i widzę, że nie tylko ja mam ochotę na małą Polkę.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Zuza

Kiedy dołączam do dziewczyn, od razu zaczynają wypytywać, co tak wytrąciło mnie z równowagi. Dwie herbatki rozwiązały mi język, więc opowiadam im o rozmowie z Adamem, moim papierowym królem.

– Dobra, dziś idziemy na całość! – zarządza Lila. – Widziałam plakat przy recepcji, że wieczorem w ramach animacji dla gości jest disco night na plaży. Robimy się na bóstwo, wlewamy w siebie morze alkoholu i tańczymy do białego rana. Może będzie nawet karaoke. Damy czadu!

– Więc postanowione! – Szybko przyklaskuje jej Miśka, nie zostawiając mi wielkiego wyboru.

– Ale jutro miałyśmy wynająć auto, aby pozwiedzać wyspę – przypominam.

– To zmiana planów – odpowiada Michasia. – Dziś impreza, jutro SPA, w środę świętujemy twoje urodziny, w czwartek leczymy kaca po twoich urodzinach, więc na wycieczkę możemy jechać w piątek. Wtedy sobota zostaje nam na plażowanie i pożegnanie z wyspą.

– To brzmi jak plan. – Klaszcze w dłonie Lilka.

– Miałam nadzieję, że zapomnicie – mówię markotnie.

– O twoich urodzinach? Nie żartuj, nigdy w życiu – prycha Miśka. – Mamy już cały harmonogram.

Pomimo że w Garnkachczęsto robimy różne przyjęcia, co kocham, to unikam robienia własnych urodzin. Zawodowo zajmuję się organizacją imprez okolicznościowych i tak jak uwielbiam planować, kupować dodatki, przygotowywać dania, to nie lubię swoich imprez. Zawsze unikałam organizacji własnych urodzin, nie lubiłam być w centrum uwagi. Ale wiem, że dziewczyny nie odpuszczą. Więc nie zostaje mi nic innego, jak tylko się poddać i szykować do wyjścia.

Koło dwudziestej jesteśmy już gotowe. Dziewczyny wyglądają zjawiskowo. Lilka założyła małą czarną, Miśka mikroskopijną spódniczkę w kolorze butelkowej zieleni, do tego obcisły biały top z cekinami. Ja stawiam na cienką sukienkę na ramiączkach w stalowym kolorze. Sięga mi do połowy uda, jest dopasowana w talii, lekko rozkloszowana na dole. Kupiłam ją na dziale dziecięcym, ale to taki szczegół. Wszystkie lekko podkręcamy włosy, zgodnie z pomysłem Lilki, robimy makijaż i ruszamy w miasto, a raczej na plażę.

Muszę przyznać, że organizatorzy się postarali. Wyszło pięknie. Na piasku ustawiono małą drewnianą scenę, wokół jest mnóstwo mlecznych światełek, ludzie już się zbierają, ale na razie oblegli głównie bar, znajdujący się bliżej hotelu. W tle słychać grającą głośno muzykę. Za barem stoi dziś Tony z jakąś nową barmanką. Żeby nie chodzić dwa razy, od razu prosimy o trzy podwójne mojito. Rozkładamy się na brzegu morza, powoli zbliża się zachód, niebo staje się różowo-pomarańczowe. Ciepła, słona woda obmywa nam stopy, kiedy powoli sączymy drinki.

– Czego chcieć więcej… – mruczę rozmarzona.

– Alkoholu! – krzyczą dziewczyny razem, pokazując swoje puste szklanki.

– Ale najpierw na parkiet! – woła lekko już wstawiona Michasia, słysząc latynoskie rytmy.

Wbiegamy na ciepły piasek tuż pod sceną. DJ jest świetny, miesza współczesne hity z muzyką latynoską oraz przebojami z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Czyli w sumie muzyka mojej młodości. Kiedy w głośnikach rozbrzmiewa Spice Girls wszystkie dziewczyny wokół zaczynają piszczeć i wariować w rytm muzyki. Co jakiś czas robimy wycieczki po coś do picia, po czym wracamy do tanecznych szaleństw. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam.

Zapominam nawet o codziennym telefonie do Ewy. Przed wyjazdem ustaliłyśmy, że co wieczór będę dzwonić, ona zda mi relacje i wspólnie będziemy ustalać dalsze działania. Trudno, będzie musiała sama podjąć kilka decyzji. Ufam jej.

Po dwóch godzinach zabawy prowadzący proponuje karaoke. Tego się obawiałam… Dziewczyny oczywiście od razu poszły nas zapisać. Nawet nie zdradzają, jaką piosenkę dla nas wybrały. I zaczyna się. Pijani ludzie wychodzą na scenę, śpiewają piosenki ze swoich rodzinnych krajów lub międzynarodowe hity. Chociaż śpiewają, to za dużo powiedziane. Wydzierają się, strasznie fałszując.

Ja może dobrze gotuję, nieźle tańczę, ale śpiew to nie jest moja mocna strona. W przeciwieństwie do Miśki, która jest w tym prawdziwą gwiazdą.

W końcu DJ nas wywołuje. Kiedy widzę, jaki utwór wybrały moje przyjaciółki, zaczynam piszczeć jak nienormalna. Britney Spears – Oops!... I Did It Again wyświetla się na ekranie przed nami. To nasz hit, który zawsze pojawia się na imprezie prędzej czy później. Alkohol krążący w żyłach dodaje mi odwagi, kręci mi się w głowie, ale jest tak przyjemnie.

Zaczynamy śpiewać, kręcąc do tego biodrami, kołysząc się w rytm muzyki. Jak zawsze przy wspólnym śpiewie zaczynamy się wygłupiać, przytulać i ocierać o siebie. Pod sceną zbiera się niezły tłumek, głównie facetów. Od kiedy to są fanami Britney? Pewnie od momentu, kiedy zobaczyli Michalinę w minispódniczce wijącą się do rytmu. Po naszym występie wybuchają gromkie brawa i gwizdy. Jakiś facet krzyczy „bis”, reszta to podłapuje.

Michalinie nie trzeba dwa razy powtarzać. Ogłasza do mikrofonu, że teraz będzie po polsku, patriotycznie. Podchodzi do DJ-a, wpisuje w wyszukiwarkę kolejny hit. Obie z Lilką wiemy, co teraz nastąpi…

Opcje są trzy: Agnieszka lub Narcyz zespołu Łzy, bądź Jolka, Jolka, pamiętasz Budki Suflera. Nasz zespół ma stały repertuar.

Już po jednej nutce poznajemy utwór, padło na Narcyza. Miśka podchodzi, szepcząc do mnie, że to na cześć Adama. W sumie trochę pasuje. Jest mocno zapatrzony w siebie, słowo „dziękuję” ostatnio nie przechodzi mu przez gardło. Jedyne, co się nie zgadza, to krzyczenie „mało, mało”. Takie słowa już dawno nie padły z moich ust…

Po naszym spektakularnym występie postanawiamy iść do baru, chwilę odpocząć i się czegoś napić. Tony wita nas wielkim uśmiechem.

– Mojito, girls? – krzyczy już z daleka.

– Dla mnie sex… – mówię zdecydowanie, ale widząc znaczące spojrzenie barmana, kończę nazwę koktajlu – …on the Beach.

Dziewczyny proszą o to samo. Biorę łyk drinka, odwracam się i od razu zauważam ciemne oczy wpatrzone we mnie. To on, przystojniak z basenu. Pije coś, chyba whisky, bezczelnie się gapiąc. Kiedy nasz wzrok się krzyżuje, nawet nie udaje, że patrzy w innym kierunku, tylko lekko się uśmiecha i podnosi swojego drinka na znak toastu.

Mam tylko cichą nadzieję, że dopiero tu przyszedł, nie widział naszego występu.

– Idź, zagadaj! – krzyczy nagle Lilka.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Daj spokój, Zuza, facet jest śliczny. Idź, rozerwij się. Gapi się tu już dłuższą chwilę.

– Lila ma rację, idź! – dopinguje Michalina. – Zerwij z niego tę czarną koszulkę, wyliż go od stóp do głów, pozwól zrobić ze sobą, co tylko będzie chciał. Niech cię przeleci tak, żebyś jutro nie mogła siedzieć i nie pamiętała, jak masz na imię.

– Nie moja liga.

– Co ty pitolisz, stara? Ty się ostatnio widziałaś w lustrze? – oburza się Lilka. – Jesteś najbardziej kobieca z nas wszystkich. Żresz za dwóch, a jesteś chuda jak patyk, jeśli już gdzieś ci się odkłada to w dupie lub cyckach.

– Lila, ja jestem krasnalem, mam metr pięćdziesiąt w kapeluszu.

– Przynajmniej możesz włożyć szpilki i nie wyglądasz jak na szczudłach. – Mruga do mnie Miśka.

– Dziewczyny, uspokójcie się! – mówię stanowczo. – Nie jesteście zbyt subtelne, może nas usłyszeć.

– Tak czy inaczej, nie zrozumie. Mało tu Polaków, spotkałam dotąd tylko dwie rodziny. Ten Adonis wygląda na Włocha. Może jest z Sycylii. Wiesz, jaki oni mają temperament. Któraś z was w ogóle widziała, żeby się do kogoś odezwał, z kimś rozmawiał? – pyta Lila.

– Zamawiał koło mnie drinka, więc mówić umie i na pewno was słyszy – syczę znowu.

– Ale nie rozumie. Po jakiemu gadał? – dopytuje Lila.

– Liluś… – spoglądam na nią z politowaniem. – Whisky w każdym języku brzmi tak samo.

– Tak samo jak seks. Więc ogarnie, o co chodzi. Jak ty nie pójdziesz, to ja idę – mówi stanowczo Miśka.

W tym momencie najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego w życiu widziałam, wstaje, po czym się oddala. Czuję pustkę, bo gdzieś cicho liczyłam, że do nas podejdzie.

***

Piotr

Nie mogę dłużej słuchać tych dziewczyn. Na samą myśl, że ta mała miałaby zrobić to, co sugerują jej przyjaciółki, mój penis zaczyna się budzić.

„Niech cię przeleci tak, żebyś jutro nie mogła siedzieć”. Oj tak, mógłbym to zrobić, a nawet chciałem to zrobić. Od rana nie mogę przestać myśleć o tej dziewczynie. Zuza, znam chociaż imię. Nie jestem w stanie ocenić jej wieku, ale wygląda jak studentka. Muszę odejść, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Jutro postaram się złapać ją samą, może w końcu się rozdzielą. Nie rozumiem, czemu laski ciągle chodzą stadami, nawet do kibla.

Wracam do mojego pokoju, włączam laptopa, niestety muszę trochę popracować. Wykonuję kilka telefonów, wysyłam parę e-maili, ale i tak cały czas w myślach mam ją. Mógłbym właśnie mieć ją w łóżku, pieścić i jej dotykać, … Albo być z nią w wannie. Chyba muszę ochłonąć. Zimny prysznic dobrze by mi zrobił.

Jutro mam w planach do niej zagadać i zobaczymy, co z tego będzie. Widziałem, jak na mnie patrzyła. Na pewno wpadłem jej w oko. Szkoda, że nie jest tak śmiała, jak jej blond koleżanka. W szarej dopasowanej sukience wyglądała pięknie. Jest tak szczupła, że chyba mógłbym ją objąć w talii dwoma rękami. Potem moje dłonie zsunęłyby się na pełne pośladki…

Dobra, decyduję się na szybki prysznic, a później od razu do łóżka. Nie wiem, co mnie tak do niej ciągnie. Zwykle laski nie zaprzątają na długo moich myśli.

Oj, Piotr, chyba się starzejesz.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Zuza

W środku nocy słyszę, jak otwierają się drzwi do mojego pokoju. Nie pamiętam, jak tu dotarłam, chyba urwał mi się film. Ledwo otwieram oczy, próbując zebrać myśli. Nie założyłam piżamy, tylko położyłam się w bieliźnie.

Zerkam na uchylone drzwi, a tam zauważam jego. Stoi w moim pokoju, w środku nocy. Jest ubrany tak jak wieczorem. Czarna koszulka z krótkim rękawem, beżowe lniane, długie spodnie. Blask księżyca dochodzący z zewnątrz oświetla delikatnie jego idealną twarz. Jestem tak zaskoczona, że nie wiem, co powiedzieć.

W końcu robi ruch, zamyka za sobą drzwi, zbliża się do mnie powoli i siada na brzegu łóżka. Odzywa się niskim, seksownym głosem.

– Obserwowałem cię dzisiaj. Widziałem, jak zerkasz w moją stronę. Nie mogłem się powstrzymać, żeby tu nie przyjść.

Jednym ruchem przysuwa mnie do siebie, obejmując ramieniem moją talię. Silnym, męskim ramieniem. Nie wiem, co zrobić ani co powiedzieć. Tylko patrzę w jego ciemne oczy, ciężko oddychając.

Nagle zbliża swoje wargi do moich i całuje mnie namiętnie. Mimowolnie rozchylam usta, nasze języki się spotykają i pogłębiamy pocałunek. Jego ręce zaczynają sunąć po moim nagim ciele. Zbliżają się do talii, po czym wsuwają się pod pośladki. Jednym ruchem podnosi mnie i sadza sobie na kolanach, nie przestając całować. Oplatam go nogami w pasie i czuję jego twardy członek, uwierający mnie w udo.

Jego ręce cały czas badają moje ciało. Sprawnie odpina mi stanik, uwalniając piersi. Jedną ręką pieści mój biust, a drugą odsuwa koronkowe stringi.

Wiem, jak bardzo jestem wilgotna. Byłam już podniecona, gdy tylko go zobaczyłam. Szybko zdejmuję mu koszulkę, po czym dotykam go po całej klatce piersiowej. Jest w dotyku dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam. Męski, silny, umięśniony.

Szybkim ruchem obraca mnie i delikatnie kładzie na pościeli. Ciągnie za nogi tak, że mój tyłek leży na brzegu łóżka. Wstaje,a następnie przygląda mi się przez chwilę. Potem kładzie się na mnie, ponownie zaczynając namiętnie całować. Tak dawno nie czułam na sobie ciężaru mężczyzny.

Jego usta powoli schodzą na moją szyję, dekolt, biust. Zarost nieznacznie drażni skórę. Z mojej piersi wyrywają się lekkie pojękiwania. Pocałunkami schodzi coraz niżej. Powoli zsuwa mi majtki i rozchyla nogi. Ustami muska skórę na brzuchu oraz po wewnętrznej stronie ud. W końcu dociera do mojego najczulszego punktu i zaczyna pieścić językiem łechtaczkę. Doznania są tak intensywne!

Wiję się pod jego dotykiem, rękami ściskam prześcieradło, jęcząc coraz głośniej. Wiem, że długo nie wytrzymam tak szybkich ruchów.

Jego język przyspiesza, kręci się w kółko na łechtaczce, nagle wsuwa we mnie dwa palce i zaczyna nimi poruszać. Drugą dłonią odnajduje lewą pierś. Jego ruchy stają się coraz szybsze oraz gwałtowniejsze. Jestem na krawędzi, aż w końcu moje ciało przeszywa najintensywniejszy orgazm w moim życiu.

Zaczynam krzyczeć, siadając gwałtownie na łóżku. Rozglądam się po pokoju, by po paru sekundach zorientować się, że jestem sama. Nagle drzwi do mojej sypialni otwierają się z hukiem i wpada zaspana Michalina.

– Wszystko w porządku? Krzyczałaś.

– Tak, chyba tak… Chyba miałam… sen.

– Koszmar? Wszystko okej?

– Tak, wszystko w porządku, dzięki.

– To widzimy się rano.

Drzwi się zamykają, a ja w sumie nie wiem, co się przed chwilą stało. Miałam intensywny orgazm, to pewne. Ale przez sen? Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. To zupełnie nowe doświadczenie. Miłe. To pewnie przez alkohol, imprezę, brak seksu i przez niego. Próbuję to sobie jakoś wytłumaczyć. Jestem roztrzęsiona i… bardzo mokra. Nie wiem, jak mam teraz zasnąć, mając przed oczami jego głowę pomiędzy moimi nogami.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Zuza

Z pokoju wywlekamy się dopiero przed południem. Wciągamy na siebie stroje kąpielowe oraz letnie sukienki. Śniadanie już minęło, więc idziemy zjeść do greckiej restauracji. Nie wiem, czy będę w stanie coś przełknąć. Chcę jedynie wody. Dużo wody, morze wody.

Ostatecznie nakładam sobie trochę warzyw i owoców.

– Ty i ta twoja trawa – śmieje się Lilka. – Ile to już czasu jesz to, co je moje jedzenie?

Lilka jest typowym mięsożercą, dla niej posiłek bez mięsa nie istnieje.

– Pytasz, jak dawno temu przeszłam na jasną stronę mocy, zostając wegetarianką? To będzie już… osiem lat.

– Podziwiam cię, nie wiem, jak ty możesz funkcjonować. Ja bym była ciągle głodna.

– Tak ci się tylko wydaje. Jest tyle możliwości. Zobacz, ile razy jadłaś w Garnkach, a nawet nie wiedziałaś, że to było coś wege.

– No niby tak… ale jednak schabowy, to schabowy.

Do stolika dołącza Michalina z talerzem pełnym sałatki z fetą oraz grzankami.

– Co ci się śniło, skarbie? Krzyczałaś tak, że słyszałam cię w swojej sypialni.

– Ja… – Nie wiem, co powiedzieć, czuję, jak moje policzki stają się coraz bardziej czerwone. – Już nie pamiętam. Chcecie kawę?

– Coś kręcisz. Ale niech ci będzie. Dla mnie czarna.

– Dla mnie cappuccino – prosi Lilka.

Idę do ekspresu, biorę tacę i trzy filiżanki. Robię czarną kawę i czekam na cappuccino, kiedy do restauracji wchodzi mój kochanek ze snu. Wygląda bosko, dokładnie jak w nocy. Czarna koszulka plus szorty. Każda dziewczyna się za nim ogląda. Szybko robię trzecią kawę dla siebie, po czym pospiesznie wracam do przyjaciółek. Moje policzki płoną, nie mogę wymazać z pamięci obrazów z mojego erotycznego snu.

– Zuza, a może to nie był koszmar?

Z zamyślenia wyrywa mnie głos Michasi.

– Co?

– Jesteś cała czerwona, nerwowo wycierasz ręce, rozglądasz się, uciekając wzrokiem od naszego przystojniaka. Może to on cię odwiedził we śnie.

Aż tak łatwo mnie rozgryźć?! Chowam twarz w dłoniach, nie mogąc powstrzymać śmiechu.

– No proszę! Opowiadaj! – krzyczy radośnie Lilka.

Pod naciskami dziewczyn streszczam im krótko mój sen, unikając szczegółów. Płonę przy tym ze wstydu.

– No, kochana, to może był jakiś proroczy sen. – Michalina podnosi sugestywnie brwi.

– Raczej pijaczy. Dziś robimy detoks, zero procentów. Tylko woda.

– Z tym się akurat zgadzam, chyba czas przystopować – przytakuje Lilka. – Szczególnie, że jutro twoje urodziny, więc pewnie znowu zaszalejemy. Znasz plan na dziś?

– Nie, ale już się boję.

– Spokojnie. Na siedemnastą mamy umówione SPA. Masaż relaksacyjny, później godzina w strefie saun oraz jacuzzi, a następnie niespodzianka dla ciebie.

– Wspaniale. To teraz leżaki, książka, później coś zjemy i relaks?

– Idealnie. – Uśmiechnęła się Lila.

– Czy obrazicie się, jeśli was zostawię na godzinkę? – pyta Miśka.

Patrzymy na nią zdziwione.

– Nie obrazimy się, ale czy coś się stało? – Marszczę brwi z przejęcia.

– Nie, wszystko okej. Tylko mam wrażenie, że klimatyzacja w mojej sypialni źle działa. – Unosi brwi, po czym mruga do nas znacząco. – Wezwałam Diodora, żeby na to zerknął.

– Przez „to” masz na myśli swoją cipkę – śmieje się Lilka.

Michalina, jak przystało na poważną panią mecenas, wystawia język. Kończy kawę i zostawia nas same. Dopijamy cappuccino, po czym ruszamy na polowanie na leżaki w spokojnym, ocienionym miejscu. Muszę zadzwonić do Ewki, aby dowiedzieć się, co słychać w Garnkach.

***

Piotr

Jem lunch, obserwując małą blondyneczkę. Odgoniłem już dwie dziewczyny, które chciały mi towarzyszyć. Nie jestem zainteresowany. Mam już wymarzone towarzystwo, ale znowu nie jest sama. Prawie się podrywam z miejsca, kiedy jedna z jej przyjaciółek odchodzi. Liczę, że ta druga też za chwilę zniknie, ale niestety. Może później mi się poszczęści.

Idę popływać i trochę się odprężyć. Wybieram taki leżak, aby mieć Małą na oku. Czyta książkę, leżąc na brzuchu. Jej zgrabne pośladki lśnią w słońcu nasmarowane olejkiem przeciwsłonecznym. Odwiązuje górę bikini, więc jej piersi opierają się prawie nagie o ręcznik. Włosy rozsypują się na jednym ramieniu, na głowie ma błękitny kapelusz. Obiecujący obrazek.

W pewnym momencie podchodzi do niej barman. Ten, który ostatnio w niewybrednych słowach wyraził się na temat jej ciała i tego, co by z nim zrobił. Z tego, co wiem, to przy barach nie ma obsługi, trzeba się samemu pofatygować do lady po napoje. Koleś ewidentnie jej nadskakuje. Dziś pije chyba tylko wodę, po wczorajszym popisie dziewczyny zapewne mają dość.

Ten frajer, gdy odchodzi, prawie ślini się jej na tyłek, a ona niczego nie zauważa. Chyba nie zdaje sobie sprawy, jak działa na facetów. Jest taka filigranowa oraz zgrabna, ma piękne ciało. Miałem ochotę wyprowadzić ją wczoraj z błędu, kiedy powiedziała, że nie jest moją ligą. Zdecydowanie jest i to nie tylko moją. Jest przepiękna. Widziałem, jak mężczyźni wczoraj reagowali na nią i jej koleżanki. Dziewczyny zwracały na siebie bardzo dużą uwagę. Każda jest inna, każda atrakcyjna, ale Zuza ma w sobie coś, co mnie przyciąga.

Dlaczego ma tak niską samoocenę? Coś wydarzyło się w jej życiu, że nie wierzy w siebie. Chyba trzeba jej kogoś, kto pokaże, ile jest warta.

Mała gdzieś się wybiera. Zarzuca na siebie białą sukienkę i bierze telefon. Może to dobry moment, żeby zagadać. Teraz albo nigdy.

Zmierzam w jej kierunku i słyszę strzępki rozmowy: „jak interes”, „ilu klientów”, „zrobiłaś zamówienie”, „opłać tę fakturę”, „zajmę się tym po powrocie”.

Trochę zbija mnie to z tropu. Zuza wygląda na dwadzieścia, może dwadzieścia dwa lata, a prowadzi rozmowę jak jakaś bizneswoman. O co w tym chodzi? Zmieniam zdanie, ląduję w barze. Zamawiam wodę z lodem i cytryną, bo nie wiem, co o tym myśleć. Albo źle ją oceniłem, albo źle usłyszałem. Czy tak młoda dziewczyna może prowadzić firmę? Oprócz tego, że jest śliczna, to jeszcze przedsiębiorcza? Doświadczenie nauczyło mnie, że dziewczyny w tym wieku szukają raczej męża, najlepiej dobrze zarabiającego. Dlatego na początku znajomości nie chwalę się, czym się zajmuję.

Z moich rozważań wyrywa mnie barman zboczeniec, który kolejny raz komentuje wygląd Zuzy, tym razem po grecku. Ma pecha, bo znam trochę ten język. Nie jestem w nim biegły, tak jak w angielskim, francuskim czy włoskim, ale jestem w stanie wyłapać, co chodzi mu po głowie. Patrzę na niego wymownie. W końcu się zamyka i realizuje kolejne zamówienia.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Zuza

Wieczór upływa nam cudownie. Najpierw idziemy na późny obiad. Pada na włoską knajpę, każda wybiera sobie ulubiony makaron. Ja biorę klasyczny z sosem pomidorowym, Lilka carbonarę, a Miśka z kurczakiem i szpinakiem.

Potem wybieramy się na masaż. Dostajemy bieliznę oraz szlafroki do przebrania. Choć mówiąc bielizna, mocno naginam rzeczywistość. Są to mikrostringi plus dwa małe trójkąciki jako stanik. Do tego krótki szlafrok z cienkiej bawełny. Nasze ciuchy odkładamy złożone na półki, aby się nie pobrudziły.

Jesteśmy w jednym pomieszczeniu, obok siebie stoją trzy łóżka. Każda z nas dostaje swoją masażystkę. Ja wybieram masaż gorącymi kamieniami, nigdy wcześniej takiego nie próbowałam. Lila i Michasia stawiają na manualny masaż relaksacyjny. W tle słychać delikatną muzykę, w pomieszczeniu rozchodzi się piękny zapach pomarańczy z lawendą.

W międzyczasie trochę plotkujemy. Próbujemy wyciągnąć z Miśki szczegóły z jej popołudnia. Jej klimatyzacja działała bez zarzutu, jednak temperatura w sypialni podobno niebezpiecznie wzrosła. Diodor rzucił okiem na jej „klimatyzację”. Dwa razy.

– Też powinnaś się trochę zainteresować serwisem sprzętu – żartuje Miśka, zwracając się do mnie.

– Czemu czepiasz się mnie? A Lilka? Ona nie potrzebuje konserwacji sprzętu? – Dziewczyny zerkają na siebie znacząco.

– Laski, o co chodzi? Mówcie! – ponaglam je.

– Jest coś, o czym ci jeszcze nie powiedziałam – przyznaje cicho Lilka. – Ktoś się do mnie ostatnio odezwał. Dostałam wiadomość na moim profilu, zaczęliśmy trochę ze sobą pisać. Przed wyjazdem raz się spotkaliśmy.

– Dopiero teraz o tym mówisz!? Opowiadaj, wszystko, ze szczegółami!

– Na razie się nie chwaliłam, bo to ktoś kogo znasz… – Zawiesza głos Lilka, ale widząc moją konsternację dodaje – to twój Artur.

– Mój Artur?! W sensie mój kelner? Dlatego mi nie powiedziałaś? Bo spotykasz się z moim pracownikiem? Chyba zwariowałaś. Bardzo się cieszę. Artur jest świetny, uwielbiam go. Jak brata oczywiście. Jest pracowity, uczciwy i zabawny. Życzę wam jak najlepiej, kochana. Tylko mi go nie zabieraj, bo restauracja bez niego padnie. Stałe klientki nie przychodzą na kawę, tylko pogapić się na twojego nowego chłopaka.

– Przestań! I dzięki. Ulżyło mi. Nie wiem, czemu czekałam z tą informacją. Nie chciałam chyba, żeby nasza relacja wpłynęła na waszą pracę. Przepraszam, że nie powiedziałam od razu.

– Daj spokój, przyjaźnimy się, możemy sobie mówić wszystko. Kocham was, dziewczyny. Dziękuję za ten wyjazd, masaż i za wszystko.

– My też cię kochamy, jesteś naszą trzecią siostrą – dodaje z uśmiechem Miśka.

– Tą najmniej puszczalską – wtrąca Lila. – A jak Adam, odzywał się?

– Od czasu afery ze srajtaśmą dzwonił raz. Pytał jak u mnie, kiedy wracam i tyle.

– Może szykuje coś na twój powrót – sugeruje Michalina. – Jakąś większą niespodziankę?

Częściowo miała rację, ale wtedy jeszcze nie miałam o tym pojęcia. Choć raczej nie o taką niespodziankę jej chodziło.

***

Po masażu trafiamy do strefy saun i jacuzzi. Idziemy do sauny na podczerwień, mojej ulubionej. Siedzimy na ręcznikach. Pachnie drewnem, olejkami eterycznymi, wyczuwam chyba różę z cytryną. Po prawie pół godzinie, kiedy już się roztopiłyśmy i wypytałyśmy Lilkę o wszystkie szczegóły jej znajomości z Arturem, trzeba się schłodzić.

Miśka bierze nas za ręce, wyciąga z sauny, każe zamknąć oczy oraz odliczać od trzech. Przy zerze pociąga za linę, a na nas wylewa się całe wiadro lodowatej wody. Myślę, że nasz pisk słyszał cały ośrodek, jak nie cała wyspa. Ciało mnie piecze, jakby ktoś wbijał w nie małe igiełki. Boli, ale w taki przyjemny sposób.

Kolejne pół godziny spędzamy w jacuzzi z bezalkoholowym drinkiem w ręce. Dawno tak dobrze się nie czułam. Wychodzimy z jacuzzi, wycieramy się ręcznikami i zaczynamy zbierać się do pokoju.

– My idziemy, ty jeszcze zostajesz. – Misia puszcza do mnie oko.

– O czym ty mówisz?

– W prezencie od nas dostajesz zabieg „Wieczór bogini”.

– Wieczór kogo?

– Masaż twarzy, peeling całego ciała, maska na ciało, manicure.

– Dziewczyny, to za dużo… – zaczynam niepewnie.

– Nie dyskutuj! – ucina Lilka. – My idziemy wskoczyć w piżamki, wybierzemy na wieczór film, załatwimy wino albo szampana. Zabieg trwa półtorej godziny, będziemy czekać w pokoju. Zabierzemy twoje rzeczy, zostawiamy tylko telefon. Baw się dobrze.

Szybko mnie ściskają, po czym uciekają, nie czekając na moją odpowiedź.

Po chwili wchodzi kobieta, ta która wcześniej robiła mi masaż, i zaprasza do gabinetu obok. Nie mam wyboru, muszę się poddać.

Każą mi położyć się na fotelu, w tym czasie wchodzi jeszcze jedna pani i okazuje się, że to manicurzystka. Mam robione równocześnie paznokcie oraz peeling całego ciała.

Myślę, że poziom ekstazy osiągnął najwyższą możliwą wartość. Całe napięcie zeszło z mojego ciała. Nie myślę o niczym ani o nikim. Po prostu rozkoszuję się chwilą. Kiedy wychodzę z zabiegu, jestem wymasowana, wykremowana, z pięknymi paznokciami. Dochodzi już dziewiąta.

Mimo dość późnej godziny postanawiam przedzwonić do Ewy i zapytać, co u niej. Wymieniamy parę zdań i tak jak się spodziewałam, wszystko ma pod kontrolą. Złota dziewczyna. Kiedy już kończymy, dochodzę do głównego budynku, gdzie znajduje się recepcja. Nagle czuję delikatne klepnięcie w ramię, odwracam się i widzę znajomy uśmiech. To barman Tony. Pokazuję mu gestem, żeby chwilę poczekał, muszę pożegnać się z Ewcią.

– Hej, mojito girl! – zagaduje.

Zanim zdążę odpowiedzieć, ciągnie mnie za łokieć, chowając nas za rogiem budynku, gdzie nie dochodzi światło latarni ani księżyca. Wydaje mi się to dziwne, ale dopiero, gdy spoglądam mu w oczy, moje przerażenie rośnie. Już nie uśmiecha się tak, jak przed chwilą, tylko patrzy na mnie w zupełnie inny sposób. Obejmuje mnie i gwałtownie przyciąga do siebie. Udaje mi się tylko krzyknąć, zanim zasłania mi usta, po czym przypiera do ściany budynku.

Umieram ze strachu.

***

Piotr

Cały dzień chodzę zirytowany. Straciłem Zuzę z oczu zaraz po tym dziwnym telefonie z jej pracy czy innego miejsca, gdzie dzwoniła. Do wyjazdu zostało tylko parę dni, a ja nawet nie zamieniłem z nią słowa.

Wieczorem postanawiam pobiegać, żeby pozbyć się tego napięcia, nabrać dystansu. Wychodzę po siódmej, kiedy słońce już tak nie grzeje. Pobiegam wzdłuż plaży, podziwiając widoki. Myśli błądzą między domem, wakacjami, pracą a nią. Nie mogę pozbyć się z głowy jej niebieskich oczu. Biegam prawie dwie godziny, robi się już ciemno, więc czas najwyższy kierować się do pokoju. Może rano uda mi się upolować Małą.

Zahaczam jeszcze o bar, zamawiam wodę i od razu wypijam całą szklankę na raz. Proszę o jeszcze jedną, lecz w tym momencie widzę moją chodzącą obsesję. Idzie szybkim krokiem, rozmawiając przez telefon. Tylko w co ona jest, do cholery, ubrana! Jakaś biała szmata do połowy uda, włosy zwinięte w kok na czubku głowy. Może była na jakimś masażu. Laski lubią smarować się jakimiś lepkimi maziami oraz innym klejącym gównem.

Może teraz uda mi się ją złapać. Dobra, niech będzie teraz. Wstaję, ruszam pewnie w jej stronę i nagle zamieram, moje serce na moment przestaje bić, słyszę w uszach szum krwi, a ciśnienie skacze mi w jednej chwili. Ten koleś z baru, który się tak na nią gapił, zaciąga ją za budynek recepcji. Po kilku sekundach słyszę przenikliwy pisk. Potem następuje cisza. Głucha cisza.