Uprzedzenie - Krzysztof Arkadiusz Rędzio - ebook
NOWOŚĆ

Uprzedzenie ebook

Krzysztof Arkadiusz Rędzio

0,0

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Wejść do podziemi może każdy. Nie wszyscy je opuszczają.

W jednym z mrocznych zaułków Podziemnej Trasy Turystycznej w Sandomierzu zostają odnalezione zwłoki Oksany Pyłypczuk, młodej Ukrainki i członkini wspólnoty świadków Jehowy.

Do śledztwa przystępują komisarz Grzegorz Mielnicki oraz jego ambitny asystent, sierżant Łukasz Leśniewski. Sprawa szybko przestaje być jednak rutynowym dochodzeniem – tropy się mnożą, a kłamstwa nawarstwiają.

W świecie pełnym uprzedzeń trudno rozstrzygnąć, co jest prawdą. Tam, gdzie nie dociera światło dnia, łatwo ją przeoczyć. Niektórzy ukrywają ją obsesyjnie, a nawet są gotowi zabić raz jeszcze, byle tylko nie wyszła na jaw.
Policjanci muszą mieć więc oczy szeroko otwarte – morderca jest znacznie bliżej, niż im się wydaje.


Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Krzysztof Arkadiusz Rędzio

Uprzedzenie

Wszelka zbieżność osób oraz wydarzeń jest przypadkowa.

Rozdział I

Sobota, 21 września 2024 r.

Około godziny dziewiętnastej trzydzieści

Syknął z bólu. Krople krwi skapywały intensywnie na chodnik, zostawiając na nim ciemnobordowe ślady. Spojrzał na swą dłoń. Skaleczył ją o fragment zbrojenia wystający z betonowego muru Cmentarza Katedralnego. O tej porze bramy nekropolii były już zamknięte, ale wiedział, że ucieczka tędy stanowi istotny skrót w drodze na komendę. Jak nigdy dotąd czuł realne zagrożenie. Przystanął na moment i odwrócił się, aby spojrzeć, czy zjawa nadal za nim podąża. Nie wierzył w bajki, chociaż sam je na co dzień opowiadał. Przeczuwał, że ktoś zamierza się go pozbyć. Nie rozumiał tylko dlaczego. „Ducha zakonnika” nigdzie nie dostrzegł. Nie uspokoiło go to. Miał zaskakująco sprawne kończyny, jednak jego wzrok nie był już jego mocną stroną i mężczyzna nie mógł na nim polegać, szczególnie gdy panował zmrok.

Był pewien, że ktoś za nim kroczy, i raczej nie był to zwykły spacerowicz. Człowiek o siwej brodzie, ubrany w sutannę z zaciągniętym na głowę kapturem przywodził na myśl legendarnego batiuszkę. Przysiągłby, że ów starzec zaledwie kilka minut temu szedł za nim słabo oświetlonymi uliczkami w parku, toczka w toczkę naśladując jego trasę. Wiedział zatem, że nie może ani na moment uśpić swej czujności. Wytężając wszystkie zmysły i oszczędzając siły, powoli kierował się ku przeciwnemu ogrodzeniu cmentarza.

Panowała zupełna cisza. Ptaki na drzewach dawno zamilkły, ruch na ulicach był niemalże zerowy. Miasto już spało. To wyraźnie odróżniało je od Krakowa, wieki temu tak często doń porównywanego. Ponownie przystanął, żeby uważnie się rozejrzeć. Dokoła nie było żywej duszy. Martwił go ten spokój. „Czyżby cisza przed burzą? Pracuję może ponad normę, ale omamów chyba jeszcze nie mam”, pomyślał.

To był odpowiedni moment, aby zadzwonić na policję, ale mężczyzna nie był zbyt biegły w obsłudze telefonu. Wybranie numeru pochłonęłoby do reszty jego uwagę, usypiając zmysły, a siedziba stróżów prawa była już przecież tak niedaleko. Ciągle się rozglądając, podjął decyzję o zgłoszeniu tego incydentu osobiście. Zbyt wielu filmów się naoglądał i czuł, że chwila niepełnego skupienia poświęcona na wyjęcie urządzenia i wystukanie nawet kilku cyfr może kosztować go życie. Pewnym krokiem ruszył prosto przed siebie.

Po chwili jego uszu dobiegł trzask, jakby ktoś nastąpił nogą na leżący na ziemi fragment gałęzi, doprowadzając do jego złamania. Ten ktoś musiał być całkiem niedaleko. Mężczyzna ponownie się odwrócił. Niczego i nikogo nie zauważył, ale dałby sobie głowę uciąć, że się nie przesłyszał. Szybko otrzeźwił umysł i zrozumiał, że nie może teraz ani na moment się dekoncentrować, szczególnie gdy komenda jest już o rzut beretem. Budynek ten był teraz dla niego niczym oaza, do której dąży zagubiony pośrodku pustyni tułacz.

Po chwili kontynuował marsz. W obliczu zagrożenia wykrzesał z siebie resztki sił i ponownie udało mu się przeskoczyć ogrodzenie. Tym razem był bardziej ostrożny i nie zranił się o nadgryziony zębem czasu mur. Śmiało można powiedzieć, że nadal był sprawniejszy niż niejeden trzydziestolatek z pokolenia milenialsów. Kondycję zawdzięczał zapewne przeszłości – jako były funkcjonariusz milicji miał niejako zakodowane w głowie, aby nadal dbać o tężyznę fizyczną. Zresztą przydawała mu się ona także w obecnej pracy.

Znów się za siebie obejrzał. W blasku księżyca starał się dostrzec odbijającą światło trupiosiną twarz. Nic takiego nie zobaczył. Spojrzał na lampę nieopodal. Zauważył na niej kamerę miejskiego monitoringu. Z jednej strony widok ten nieco go uspokoił, z drugiej uzmysłowił sobie, iż człowiek, który za nim podąża, jest przecież przebrany i ewentualne uchwycenie przez elektroniczne oko Wielkiego Brata raczej go nie odstraszy. W końcu, jak to się mówi, najciemniej jest pod latarnią…

Był coraz bliżej celu, a jednocześnie czuł, jakby podświadomie, że napastnik jest niemal o krok za nim. Drobne hałasy dochodziły jego uszu coraz częściej i coraz wyraźniej. Rosnące wzdłuż drogi wiekowe dęby o grubych pniach nie ułatwiały sytuacji. Za każdym z nich mógł czaić się napastnik. Pomimo wyraźnego już zmęczenia mężczyzna przyśpieszył kroku. Po chwili wydało mu się, że wokół znów zapanował nieskazitelny spokój. Po raz kolejny pomyślał o przysłowiowej ciszy przed burzą. Napastnik nagle odpuścił? Nie mógł w to uwierzyć.

Komenda znajdowała się w odległości zaledwie kilkuset metrów, a obrys jej dachu wyłaniał się już zza znajdujących się po sąsiedzku budynków sądu rejonowego i starostwa powiatowego. Czyżby bandzior wystraszył się bliskości policji? Jako były milicjant mężczyzna wiedział, że w takiej sytuacji nie może dać się zwieść pozorom i musi zachować czujność do samego końca.

Parking o tej godzinie był niemalże pusty. Zaparkowane na nim były jedynie dwie służbowe furgonetki, zwane potocznie sukami. Rozejrzał się dokoła. Nikogo nie zauważył. Uspokoił się. Przekonany, że teraz już nic mu nie grozi, skierował się pewnym krokiem ku wejściu do obiektu…

Rozdział II

Wtorek, 24 września 2024 r.

Około godziny piętnastej

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Uprzedzenie

ISBN: 978-83-8373-949-6

© Krzysztof Arkadiusz Rędzio i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Magdalena Wołoszyn-Cępa

KOREKTA: Agata Ogórek

OKŁADKA: Wiola Pierzgalska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek