Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zobacz, do czego zdolny jest człowiek, który nie ma już nic do stracenia.
Tokio zalewa fala terroru. Muzułmańscy fundamentaliści przeprowadzają serię ataków na środki masowego transportu. Pośród chaosu tylko jeden człowiek waży się im wypowiedzieć otwartą wojnę. Ken'ichi to były przywódca gangu młodzieżowego, a zarazem ktoś, kto ma piekielnie dobry powód, by stać się uczestnikiem trawiącego miasto koszmaru. Dowiedziawszy się, że napastnicy są o krok od pojmania jego kuzynki, bez wahania wyrusza jej na pomoc. Nie wie, że swoim największym wrogiem okaże się on sam i nieokiełznany gniew, z jakim będzie musiał się zmierzyć, gdy cały jego świat stanie na głowie. Tymczasem w mrokach podziemnego przejazdu czai się coś jeszcze. Pradawny żywioł, u zarania dziejów ciśnięty w najgłębszą szczelinę szeolu...
Książka z serii Glimpses of Distant Worlds.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 442
Rok wydania: 2018
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– Pora wstawać, braciszku.
Unosząc powieki, dostrzegł jej zamknięte oczy. Całowała go. Znowu sobie z niego żartowała. Choć łączyły ich więzy krwi, pokrewieństwo nie było aż tak bliskie.
– Zwariowałaś? Jak wujek nas nakryje, zabije mnie.
– Tata? Przecież go znasz.
– Wiesz, jak bardzo cię kocha – przyłożył rękę do jej włosów – powinnaś je rozpuścić.
Odwzajemniła się łagodnym uśmiechem.
– Spóźnimy się na pociąg – odparła, wstając z łóżka.
– Jeszcze nie.
Ich usta ponownie zetknęły się, gdy ją objął. Ułożyła głowę na poduszce. Leżeli naprzeciw siebie.
– Dobrze, wieczorem.
– A gdyby świat miał się skończyć za godzinę?
Na chwilę jakby spoważniała.
– Głupek.
Radosna mina na powrót zagościła na jej twarzy.
– Cóż… wtedy nie zobaczysz mnie w rozpuszczonych włosach.
– To szantaż – zażartował.
– Ale motywacja jest prawdziwa. Ken’ichi, nie chcesz spróbować mojego bento?1
– Czyżby… – usiadł w łóżku.
– Co?
Kochała się z nim droczyć. Wiedziała, jak bardzo lubi jej kuchnię. W szczególności jedną potrawę.
– Takoyaki?
Uśmiechnęła się szerzej, zbliżając wskazujący palec ku wargom.
– Ta-jem-ni-ca.
– Nie wierzę – odwrócił wzrok, udając niezadowolenie – … chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa.
– Żebyś myślał tylko o jedzeniu. Od pierwszych godzin lekcyjnych. Nerwowo spoglądał na zegar, wiedząc, ile jeszcze musisz czekać.
Coś zaświtało jej w głowie. Nie mogła się powstrzymać.
– Wyobraź sobie, jak mijają pierwsze zajęcia. Ktoś chce z tobą rozmawiać, ale jesteś w transie. Mija przerwa, znowu lekcje i kolejna przerwa, tak w kółko. Wszystkie twoje myśli zapętlają się na zawartości pudełka. Tego samego, które przyszykowałam i już czeka w kuchni. Nie możesz się skupić. Lekceważysz nauczyciela i dostajesz karne zadanie… to akurat dobrze by ci zrobiło – zaśmiała się głośniej. – Myślisz tylko o jego zawartości, przestajesz podrywać koleżanki. Straszne, prawda?
– Właśnie.
– Chwila… Co powiedziałeś? – zarzuciła mu ręce na szyję. – Czy ja dobrze słyszałam? Podrywać koleżanki?
Poczuł dreszcz. Ilekroć chciała go wkręcić, zawsze dawał się nabrać. Miała do tego talent.
– …
Zebrał się na odwagę i popatrzył w jej kierunku. Miała kamienny wyraz twarzy.
– Hotaru? – miał nadzieję przerwać tę niezręczną ciszę. – Dlaczego milczysz?
Wybuchła śmiechem.
– W końcu będę psychologiem. To terapia. Te-ra-pia.
– Chyba szokowa – odetchnął – myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi.
– Zawał ci raczej nie grozi – jej dłonie powędrowały niżej – przynajmniej statystycznie.
– Nie wierzysz mi?
– Bardziej niż komukolwiek.
Znali się od piaskownicy. Byli kuzynami. On – milczący typ – rzadko rozmawiał z innymi dziećmi, nie lubił mówić bez potrzeby. Jednak przy niej się otwierał. Ona – taka już chyba była – zdawała się ani przez chwilę nie tracić uśmiechu z twarzy. Lata mijały, a dzięki ich bliskiej relacji Ken’ichi socjalizował się z otoczeniem. Cieszyła się, widząc, jak rozmawia z nowymi przyjaciółmi. Nabrał też pewności siebie.
Jednak rok temu coś się stało. Zdarzenie, które miało ogromny wpływ na jego postrzeganie świata. W wypadku samochodowym zginęli jego rodzice. Sam brał w nim udział. To wtedy zamieszkał z nią pod jednym dachem. Początki były ciężkie. Nie tylko wrócił do swojego dawnego „ja”. Przestał chodzić do szkoły i znikał na całe noce. Chodziły słuchy, że przewodził jakiemuś gangowi.
Nie wierzyła plotkom. Oczywiście umiał kierować motorem – jeden stał nawet w garażu – ale od czasu wypadku nie dotknął kierownicy. Przynajmniej tak sądziła. To wtedy postanowiła, że zostanie psychologiem. Robiła wszystko, by jakoś pomóc mu się z tym uporać.
Tak jak czas leczy rany, i ona mogła się znowu szczerze śmiać. Chociaż nabyte w owym czasie pokłady sarkazmu już z nim zostały, wiedziała, że jest lepiej. Zbliżyli się do siebie. Gdy to robiła – najpierw droczyła się z nim, by później wczuwać się w rytm bicia jego serca – miała wrażenie, że po długiej nieobecności nareszcie powrócił do świata żywych. Był tu z nią, obecny, i nie uciekał od rzeczywistości. Nie miał już takiej potrzeby.
– Pomyśl o tym jak o lekarstwie. Dręczyło cię, czy świat nie skończy się za godzinę, teraz masz powód, by wyczekiwać południa.
– Doprawdy? A co potem? W końcu skończy się i takoyaki, i przerwa.
– Coś wymyślimy.
Wychodząc z pokoju, obdarzyła go czułym spojrzeniem.
– Dopiero chciałeś mnie widzieć w rozpuszczonych włosach. Poza tym nie przypominam sobie, bym choć raz wspomniała, że znajdziesz dziś w bento takoyaki.
*
Gdy schodził na dół, znajdowała się już przy wyjściu. Kątem oka dostrzegł wujka czytającego w kuchni poranną gazetę. Jadł śniadanie.
Daichi-san był dobrze zbudowanym mężczyzną w średnim wieku. Miał krótkie czarne włosy. Na co dzień towarzyszyła mu poważna mina. Lubił proste, stonowane koszule i chodził pod krawatem. W pracy przywdziewał laboratoryjny fartuch. Kierował pionem badawczym w jednej z tokijskich firm farmaceutycznych. Chyba lubił swoją pracę. Jednak w domu rzadko o niej wspominał.
Jego żona, Michi-san, to kobieta drobnej postury. Zajmowała się domem. Była młodszą siostrą matki Ken’ichiego – dzieliła je różnica dwóch lat. To ona zaproponowała, aby siostrzeniec zamieszkał u nich po wypadku. Daichi-san nie miał nic przeciwko. Przymykał oko na wybryki rozżalonego stratą rodziców chłopaka.
– Kochanie, dobrze widzę czy mi się zdaje?
Dolawszy mu kawy, Michi zmierzwiła jego czuprynę. Robiła tak, jeszcze gdy byli nastolatkami, a on odpowiadał: Kiedyś się zemszczę.
Mężczyzna oderwał wzrok od czytanego artykułu. Zmierzył ją poważnym spojrzeniem.
– Jeszcze trochę i będziesz łysy – zażartowała z uśmiechem na twarzy. Mógł tego nie okazywać, ale w głębi ducha świetnie się bawił. Ostatecznie prowadził z nią tę osobliwą grę już od przeszło szesnastu lat.
Ken’ichi wsunął stopy do butów. Przyglądając się im wielokrotnie, dochodził do wniosku, że oto widzi ich córkę. Wiecznie uśmiechnięta, nie stroniła od przekomarzań – matczyna spuścizna wyciągnęła go z ramion desperacji. Choć to może zbyt łagodne określenie – walczyła o niego jak lwica, bez chwili wytchnienia i z niesłabnącą zaciekłością. Dopóki nie pogodził się z faktami i nie zaczął żyć dalej. Zastanawiał się, ile razy musiała przez niego płakać. W ukryciu, by nie widział, jak cierpi. Pewnej nocy zobaczył. Tak naprawdę wiedział już od dawna. Wmawiał sobie jednak, że to go nie dotyczy. Nie prosił, by wtrącała się do jego życia. Lubił ją, ale cóż mogła o nim wiedzieć? Ból, jaki się czuje po utracie rodziców. Nie znała go, swoich miała na dole. Wystarczyło otworzyć drzwi i zejść po schodach. Ale gdy ją ujrzał, bezradną i łkającą, coś w nim pękło. To doświadczenie finalnie pomogło mu się otrząsnąć.
Twarz pokerzystki – dziedzictwo ojca – nie służyła już ukryciu smutku. Tamta maska gdzieś przepadła, zastąpiła ją nowa. I wolał jej przeznaczenie.
– Ken’ichi-kun, nie zjesz czegoś?
– Dzięki, ciociu, poczekam na obiad.
Daichi-san uśmiechnął się pod nosem.
– Prędzej, spóźnimy się do szkoły… – Hotaru nerwowo przebierała nogami, ściskając w dłoniach pasek od torebki.
– Myślisz, że wstrzymaliby przez to lekcje?
– Zostałby bohaterem. Choć zarząd uczniowski mógłby mieć obiekcje – wtrąciła z kuchni Michi-san.
Zniecierpliwiona Hotaru wsparła pięści na grzbiecie Ken’ichiego. Pchnęła go ku wyjściu.
– Uważaj, żeby nie wyjść razem z drzwiami – nareszcie miał okazję odgryźć się za wcześniej.
– Wychodzimy! – Hotaru obejrzała się na zegar w przedpokoju.
– Uważajcie na siebie! – Michi usiadła przy stole. – Zgodzisz się na to?
Daichi odłożył gazetę. Zbliżywszy filiżankę do ust, wysączył łyk kawy.
– Powinniśmy zostawić sprawy ich własnemu biegowi.
– Jesteś pewny? – zanurzyła nóż w słoiku z dżemem. – Im dalej pozwolimy się temu rozwinąć, tym trudniej będzie później zapobiec.
Mężczyzna skinął głową w porozumiewawczym geście.
– Jeśli zajdzie taka potrzeba – kończąc to mówić, przesmarowała tost i wzięła kęs do ust.
– Pamiętasz, jak odbieraliśmy go ze szpitala?
– Do czego zmierzasz?
– Po prostu odpowiedz – wstał z siedzenia i podszedł do niej. Wskazując na krawat, dodał – Możesz mi z tym pomóc?
– Rok temu. Nie mogłam uwierzyć, że wyszedł z tego cało. Dalej nie mogę – odparła, wiążąc węzeł.
– Lekarze mówili, że wszystkiego był świadom. Rozumiesz? Musiał to oglądać. Zmarli gwałtownie na oczach piętnastoletniego syna. Choć wiek nie ma tutaj znaczenia. Jestem dwadzieścia lat starszy, a za nic nie chciałbym się znaleźć na jego miejscu. Nie potrafię powiedzieć, jak bym zareagował.
– Chyba nikt nie potrafi…
– Straciłaś siostrę. Tobie na pewno bliżej do zrozumienia niż mi. Ale masz rację… Nie wiem, co dokładnie między nimi zaszło. Tak samo jak oni nie domyślają się, że my wiemy. Jestem gotów wyrazić aprobatę; o ile zmądrzał.
– Dziękuję – skończywszy wiązać krawat, pocałowała go.
– Nie każę mu się z tym godzić. Odpowiedzialność nie wyklucza rozpamiętywania przeszłości. Ale jeśli naprawdę mu na niej zależy, będzie się musiał postarać. Fakt, iż skończył z nocnymi wypadami to dobry początek.
Poznała jego zdanie. Mogła odetchnąć z ulgą. Jeśli to miało przynieść szczęście ich córce, była gotowa zaryzykować. Ken’ichi nie był złym chłopcem, po prostu dużo przeszedł. Jej samej również brakowało siostry.
– Nie martw się, będzie dobrze – Daichi nie lubił, gdy coś ją trapiło.
– Wiem – przyłożyła rękę do szyi męża. Kciuk spoczął na ogolonym zeszłego wieczoru policzku.
– Gdyby przyprowadziła dziewczynę; nawiedzoną feministkę z wąsikiem; moglibyśmy porozmawiać o aborcji w trakcie kolacji. Dwa razy starszą, z utlenionymi włosami i kolczykiem w nosie. Dziwną fryzurą. Z dwojga złego przynajmniej nie miałaby jak zajść w ciążę. Zresztą dwie kobiety to nie tak obrzydliwe jak kobieta z mężczyzną… – spojrzał na nią z góry. Była niższa od niego.
Rozbawiona przeczesała dłonią jego włosy. Następnie obdarzyła go poważnym spojrzeniem i napomknęła:
– Wyłysiej.
– Uważaj, czego sobie życzysz. Jeszcze trochę, a tak na mnie wpłyniesz, że zrzucę czuprynę podświadomie. We śnie.
– Wyliniejesz jak bernardyn.
– Dlaczego jak bernardyn? – mimo iż przywykł do jej poczucia humoru, wciąż potrafiła go zaskoczyć.
– Ostatnio zaśliniłeś poduszkę w nocy. I lepiej, żebym się nie dowiedziała, o kim śniłeś…
Z ust Daichiego wydobył się głośny śmiech.
– Dobrze, kochanie – ucałował ją, wychodząc z kuchni – uszanuję twoje życzenie.
– Chwileczkę… – wsparła ręce na biodrach – Daichi! Wracaj tu… Wracaj tu natychmiast! Słyszysz?
Nie dając za wygraną, ruszyła za mężem. Złapała go w przedpokoju. Skierowany ku wyjściu, poprawiał marynarkę. Wyciągnęła rękę i już miała ją położyć na jego barku, gdy ten przeskoczył za nią i objął swymi silnymi męskimi ramionami.
– Nie powinnaś się denerwować, wiesz o tym – z ust Daichiego popłynęły łagodnie zabarwione słowa.
– Łatwo ci mówić.
– Wiesz, że to nieprawda. Jest moją córką – gładząc ciało żony, mężczyzna przesunął dłonie niżej – … choć nie jedyną.
– Kiedy im powiemy?
Przylegając do jej pleców, Daichi złożył palce na lekko wydętym podbrzuszu. Aby dostrzec, że nosiła w sobie dziecko, trzeba było się dobrze przyjrzeć.
– Poczekajmy. Oni też mają przed nami swoje tajemnice.
– Przynajmniej tak sądzą – zaśmiała się Michi z lekką nutą zakłopotania.
– Jeśli chcesz, mogę to zakończyć.
– Źle mnie zrozumiałeś. Jak każda matka martwię się, gdy jej dziecko wchodzi w ten wiek.
– Mówimy o Ken’ichim. To silny chłopak. Na pewno jej nie skrzywdzi. I nie pozwoli, żeby zrobił to ktoś inny.
– Wiem, Daichi. Wiem – zamykając oczy, poklepała go po ręce.
1 Rodzaj posiłku kuchni japońskiej, mający postać pojedynczej porcji na wynos, kupowanej w punktach gastronomicznych lub przygotowywanej w domu. Pakowany w odpowiednie pudełko.
Tokijskie piekło
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8147-207-4
© Mamnishi i Wydawnictwo Novae Res 2018
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczytjakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazuwymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Agnieszka Filosek
KOREKTA: Kinga Dolczewska
OKŁADKA: Joanna Michniewska
ILUSTRACJE: paintausea
KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl
WYDAWNICTWO NOVAE RES
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.