Śmiertelna cisza - Elżbieta Czarnecka - ebook

Śmiertelna cisza ebook

Elżbieta Czarnecka

3,0

Opis

„Niektóre tajemnice powinny pozostać w rzece. Ale nie wszystkie.”

W małym mazowieckim miasteczku czas płynie wolno, a mieszkańcy trzymają się razem. Kiedy jednak nad brzegiem rzeki zostaje odnalezione ciało szanowanego obywatela, cisza, która do tej pory była oznaką spokoju, zmienia się w coś złowrogiego.

Do prowadzenia śledztwa zostaje skierowana komisarz Lena Szmidt — warszawska policjantka, która w tym zapomnianym przez Boga miejscu szybko orientuje się, że nikt nie mówi jej całej prawdy. Morderstwo może mieć związek z tragicznym zaginięciem sprzed ponad dwóch dekad, które wciąż owiane jest zmową milczenia.

Z każdym kolejnym dniem Lena odkrywa, że im mniejsze miasteczko, tym większe tajemnice. A prawda leży gdzieś na dnie — być może rzeki, być może sumienia.

Klimatyczny, duszny thriller z niepokojącą atmosferą, mrocznymi sekretami i zakończeniem, które zostaje w głowie na długo.

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 54

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
1
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
smiecmon

Nie polecam

Niedorzeczna. Chyba pisana na czas.
00
Greg44

Nie oderwiesz się od lektury

za krótka
00



Prolog

Czerwcowa noc 2000 roku. Powietrze nad Wisłą było gęste od wilgoci i zapachu trzciny. Trójka nastolatków przemierzała wąską, piaszczystą ścieżkę biegnącą wzdłuż rzeki. Śmiech i szepty mieszały się z cykaniem świerszczy, gdy szli blisko siebie, próbując zachować ciszę, choć emocje buzowały w ich żyłach. Była to Ania, drobna szesnastolatka o jasnych włosach, jej najlepsza przyjaciółka Kasia, wysoka i odważna, oraz Marek, dziewiętnastoletni chłopak Kasi, który tej nocy dołączył do nich ukradkiem.

— Jesteś pewna, że powinniśmy to robić? — szepnął Marek, rozglądając się niespokojnie wokół. W oddali majaczyły światła miasteczka, ale tu, przy rzece, panował półmrok. Wysoka trzcina szumiała cicho na wietrze, jakby ostrzegała przed niebezpieczeństwem.

— Przestań, nic nam nie będzie — odparła Kasia pewnym szeptem, choć i ona zerkała przez ramię. — Po prostu chcę zobaczyć to miejsce. Tyle lat krążą o nim legendy…

Ania milczała, idąc tuż za przyjaciółmi. Coś ściskało ją w żołądku. Z początku pomysł nocnej wyprawy nad Wisłę wydawał się ekscytujący, ale teraz, gdy otaczała ich ciemność, była pełna złych przeczuć. Spojrzała na plecy Kasi, zastanawiając się, czy i ona to czuje.

Nagle Marek uniósł rękę, dając znak, by się zatrzymali. Wszyscy zastygli w bezruchu. — Słyszeliście? — wyszeptał. Gdzieś przed nimi, za ścianą trzcin, zdawało się, że dobiegł ich jakiś dźwięk – trzask łamanej gałęzi lub czyjeś kroki.

Serce Ani zabiło mocniej. Wymienili z Kasią spłoszone spojrzenie. — Może to wiatr — próbowała uspokoić ich Kasia, ale w jej głosie zabrzmiała nutka niepewności. Marek zacisnął dłonie w pięści. — Zostańcie tutaj — polecił i powoli ruszył naprzód, odgarniając trzciny.

Dziewczyny zostały same w ciemności, nasłuchując. Ania czuła, jak trzęsą jej się kolana. Chciała zawołać Marka, poprosić, by wrócił, ale głos uwiązł jej w gardle. Kasia objęła ją ramieniem. — Spokojnie — szepnęła, choć i ona oddychała szybko.

Minęła chwila, może dwie, najdłuższe w ich życiu. Nagle z trzcin dobiegł stłumiony okrzyk Marka.

— Marek?! — Kasia puściła Anię i wykonała krok naprzód. — Marek, co się dzieje? — zawołała cicho.

Brak odpowiedzi. Tylko szept wiatru wśród trzcin. Ania poczuła, że serce podeszło jej do gardła. Nie czekając, ruszyła za Kasią, która zdecydowanym ruchem rozgarniała wysoką trawę. Wbiegły między łodygi, przedzierając się w stronę, skąd dochodził krzyk.

Gdy dotarły nad sam brzeg Wisły, niebo rozjaśniła nagle błyskawica. W jej świetle zobaczyły Marka stojącego nad wodą. Odwrócony do nich plecami, wydawał się walczyć z kimś o wiele od siebie większym. Kasia krzyknęła imię chłopaka i rzuciła się biegiem w jego stronę. Ania stała przez ułamek sekundy sparaliżowana strachem. Wtedy usłyszała głos – niski, dudniący ponad szumem wiatru.

— Wracajcie… — Głos ten wydawał się znajomy, ale pełen grozy. — Natychmiast wracajcie!

Błyskawica zgasła, pozostawiając znów ciemność. Rozległ się plusk wody i rozpaczliwy krzyk Kasi. Ania rzuciła się naprzód, lecz potknęła się o wystający korzeń i upadła na kolana. W tej samej chwili poczuła silne szarpnięcie za ramię. Ktoś stał tuż nad nią.

W ciemności dostrzegła tylko zarys sylwetki. — Cichutko… — szepnął tamten głos, nim Ania zdążyła krzyknąć. Chwilę później poczuła ostry ból z tyłu głowy i świat zawirował, a potem zalała go nieprzenikniona czerń.

Rozdział 1

Komisarz Lena Szmidt, wysoka, szczupła trzydziestoparolatka o ciemnych włosach upiętych w ciasny kok, wysiadła z policyjnej nieoznakowanej skody, czując, jak poranny chłód przenika przez jej cienki płaszcz. Przed nią rozpościerał się znajomy widok – łagodna linia Wisły, obramowana pasmem trzcin i wierzb pochylonych nad wodą. Minęło wiele lat, odkąd ostatni raz była w rodzinnych stronach, ale rzeka pozostała taka sama: spokojna, niemal nieruchoma na pierwszy rzut oka, niosąca jednak w swoim nurcie niejedną tajemnicę.

Na brzegu krzątało się już kilku policjantów z lokalnej komendy. Błyski niebieskich świateł odbijały się w wodzie. Lena ruszyła w ich stronę pewnym krokiem, starając się nie okazywać wewnętrznego napięcia. Już z daleka dostrzegła na piasku biały parawan zasłaniający ciało.

— Dzień dobry, pani komisarz — przywitał ją młody, jasnowłosy aspirant w wyprasowanym mundurze, o lekko zestresowanym wyrazie twarzy, podchodząc pospiesznie. Na identyfikatorze widniało nazwisko Nowak. Aspirant Piotr Nowak — przedstawił się, choć Lena już wcześniej otrzymała jego dane w raporcie telefonicznym. Skinęła głową.

— Co mamy? — zapytała rzeczowo, idąc za Nowakiem w kierunku miejsca zdarzenia.

— Zwłoki mężczyzny, około pięćdziesiątki — zaczął Nowak, odczytując z notesu. — Znalazł je około szóstej rano pan Zygmunt Kaleta, miejscowy rybak. Leżały na brzegu, częściowo zanurzone w wodzie. Najpierw myślał, że to manekin albo topielec, ale kiedy zobaczył krew, zadzwonił na 112.

Lena zatrzymała się przy parawanie. Na piasku widać było odciśnięte ślady wielu stóp – ratowników medycznych, policjantów, świadków. Pochyliła się, by wejść za osłonę. Leżące na plecach ciało przykryto folią termiczną.

— Ofiara to… — kontynuował aspirant, ale Lena uniosła rękę, dając znak, że nie musi kończyć. Ona już wiedziała. Spojrzała na bladą twarz martwego mężczyzny i poczuła ścisk w żołądku.

— Andrzej Kamiński — powiedziała cicho, rozpoznając nauczyciela historii, który uczył w tutejszym liceum od lat. Znała go z widzenia jeszcze z czasów swojej młodości. Kamiński leżał bez życia, a kosmyk jego siwych włosów przykleił mu się do czoła mokrego od wody. Na skroni widniała głęboka rana.

— Zidentyfikowali go uczniowie, którzy przyszli tuż po tym rybaku — wyjaśnił Nowak. — Znali go ze szkoły. Był lubianym nauczycielem…

Lena wyprostowała się, pozwalając, by technicy zajęli się zabezpieczeniem ciała. Rozejrzała się wokół. Poranek dopiero wstawał, mgiełka unosiła się nad wodą, niosąc ze sobą ciężki, wilgotny zapach rzeki i butwiejących roślin. W trzcinach pobrzmiewało brzęczenie owadów, przerywane skrzekiem przepłoszonej kaczki. Miejsce było na uboczu, kilkaset metrów od najbliższych zabudowań. — Co on tu robił o świcie? — pomyślała głośno.

Nowak odchrząknął. — Na razie nie wiemy. Telefon ofiary znaleźliśmy w kieszeni kurtki, niestety zamoczony, może uda się go uruchomić po wysuszeniu. Portfel był na miejscu, pieniądze w środku, dokumenty też. To chyba wyklucza motyw rabunkowy.

Lena skinęła głową. Zerknęła jeszcze raz na nieruchomą sylwetkę nauczyciela. — Wygląda na to, że ktoś uderzył go w głowę — zauważyła. — Co na to lekarz?

— Wstępnie? Jeden silny cios tępym narzędziem w okolicę skroni. Możliwe, że stracił przytomność, wpadł do wody i... — aspirant zawahał się.

— I się utopił — dokończyła za niego Lena, czując gorzki smak w ustach. To by tłumaczyło mokre ubranie i włosy ofiary. Jednak nawet jeśli przyczyną śmierci było utonięcie, ktoś musiał go wcześniej zaatakować.

Komisarz Szmidt rozejrzała się ponownie. Kilka metrów dalej technik pochylał się nad czymś wśród trzcin. — Coś znaleźli?

Nowak skinął głową. — Tak, kawałek zakrwawionego drewna. Wygląda jak fragment wiosła albo kij. Możliwe narzędzie zbrodni. Zabezpieczamy też ślady butów na brzegu, choć niestety jest ich sporo...

Lena zerknęła na mokry piasek. Rzeczywiście, kilka różnych odcisków stóp krzyżowało się wokół. Trudno będzie wyodrębnić ślady sprawcy w tym galimatiasie, zwłaszcza że rzeka mogła zmyć część dowodów. Poczuła narastającą frustrację, ale stłumiła ją. — Zabezpieczcie wszystko, co się da — poleciła spokojnie.