Plastikowe gwiazdy - Katarzyna Koziorowska - ebook

Plastikowe gwiazdy ebook

Koziorowska Katarzyna

0,0
6,06 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czasem warto się powstrzymać, aby zrozumieć sens pobliskich drogowskazów. Opłaca się zamyślić na odrobinę dłuższą chwilę, aby zobaczyć to, czego nie widzą krótkowzroczni, zapatrzeni w swoje ego. Świat znajduje się na granicy załamania nerwowego. Czy zdołamy wskrzesić w nas nieoswojone niebo? Niebo, które od dawna tkwi puste?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 23

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Katarzyna Anna Koziorowska

Plastikowe gwiazdy

FotografRadosław Kamil Koziorowski

© Katarzyna Anna Koziorowska, 2021

© Radosław Kamil Koziorowski, fotografie, 2021

Czasem warto się powstrzymać, aby zrozumieć sens pobliskich drogowskazów. Opłaca się zamyślić na odrobinę dłuższą chwilę, aby zobaczyć to, czego nie widzą krótkowzroczni, zapatrzeni w swoje ego. Świat znajduje się na granicy załamania nerwowego. Czy zdołamy wskrzesić w nas nieoswojone niebo? Niebo, które od dawna tkwi puste?

ISBN 978-83-8245-818-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

na złość trotuarom

twoje nieoswojone stopy

z nabożności

przymilają się

do mojego intymnego oddechu

kilka skradzionych haustów

uprzejma buńczuczność

malowniczych zakątków czyśćca

uwiera w węzły

światła

jesteśmy żeby kilka losów

zespoił (bez)bolesny rozum

idee sypiące się spomiędzy

traw o które nikt już nie dba

obolałych od ściskanych

pod powiekami

obojgu zamarzły

wydarte konstelacjom

archipelagi

przystrzyżone i przecięte

na pół

najłagodniejsze jest oczekiwanie

na ten jeden jedyny przedział

przeludniony

po ostatni akord

postradane zmysły

na złość trotuarom

przytłoczonym połaciami

kroków i ich mogił

pigułka wspólnej mowy

obracasz w ustach

pigułkę wspólnej mowy

nie znajdziesz

w almanachu chorób psychicznych

wypluwasz przyglądasz z niedaleka

poszarpanej linii

błąkasz po zagonach

naderwanych

zanim obudzisz we mnie urodę

jakiej się nie wyrzekasz

odnajdziesz przesyt

pozwól zrozumieć kierunek

światła

obcowanie zapożyczone

z niezdrowego snu

dotyk wcale nie boli

wiedziałeś od początku

ktoś porozdzielał progi

martwię się o hojność

w twoim przywidzeniu

półśmierci trudnej od nadmiaru

przemyślanymi narodzinami

pierś

oziębły kubek

po wczorajszej niedopitej kawie

opustoszała wrażliwość

w której nie mieści się

ani nieuchronność

utrapienie

wciąż uprawiam wiarę

pielęgnuję fantazję

co zimę

daje trujące ochłapy owoców

powraca moja otucha

jak skalista zbrukana ziemia

między włoskami brwi

skamle nienakarmiony grzech

jak ból snuje się między jawą

a skołtunieniem

jak powietrze tańczy

ostatni raz

do białego rana

serce wykluło się

z mojej niedopieczonej piersi

kurczaka

bez (do)myślników

Demiurg spóźnił się

na ostatnie namaszczenie

światłość wiekuista obumiera

w kiściach bzów

niepośpieszny pociąg

do rozkojarzonych zmysłów

kończy się dowcipem

rewolucją

zamykam w skorupce języka

odświętne wytworne sylaby

jakich porządku nie zastąpi

w potrzasku ramion

dogorywa ostateczny termin

przybycia wiosny

dźwigasz skojarzenia

niedoszłe rozkazy co kuleją

bez (do)myślników

odpowiedzi bez pytań

jesteś by podnosić

mój byt spowszedniały

kiedy nadaje się do niszczarki

natychmiastowej utylizacji

jesteś by przynieść posuchę

niespodziewanym atakom wykrzyknika

fanaberiom pytajnika

by rozdzielać dorastające melancholie

od idylli co też proszą

o drobny haust

światła

by pobliska nieobecność

oswajała rysy po brutalnym

przypadku losu

by przerwana w połowie

beztroska

stanowiła świadectwo trwania

tego samego świata

by izolacja co stuka

do uchylonych drzwi

zrzuciła z nieba trochę białego chleba

by nieposłuszne ścieżki

wreszcie przyniosły ulgę znoszonym

stopom

drogowskazom od jutra nieaktualnym

by uśmiech co skradły

bezpańskie anioły

wrócił kiedyś na moje

serce

by jutro porzucone jak stara zabawka

czasem przypominało

że nieopodal drepcze sobie Demiurg

by jeszcze jeden zaginiony kosmos

wplątał się między stada

odpowiedzi bez pytań