Krztyna ciepłego cienia - Katarzyna Koziorowska - ebook

Krztyna ciepłego cienia ebook

Koziorowska Katarzyna

0,0

Opis

Autorka tomiku powraca z porcją lekko obrazoburczych, trudnych w lekturze wierszy. Tym razem utwory dotyczą mrocznej strony miłości, przedstawiają jej przeróżne odcienie. Można jednak odszukać w tym tomiku nieco światła. Wiersze powinny spodobać się czytelnikom, którzy przepadają za niebanalnymi ujęciami najpiękniejszego z uczuć. Poetka przedstawia także pojęcie samotności, dzięki której miłość nie miałaby racji bytu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Katarzyna Anna Koziorowska

Krztyna ciepłego cienia

FotografRadosław Kamil Koziorowski

© Katarzyna Anna Koziorowska, 2022

© Radosław Kamil Koziorowski, fotografie, 2022

Autorka tomiku powraca z porcją lekko obrazoburczych, trudnych w lekturze wierszy. Tym razem utwory dotyczą mrocznej strony miłości, przedstawiają jej przeróżne odcienie. Można jednak odszukać w tym tomiku nieco światła. Wiersze powinny spodobać się czytelnikom, którzy przepadają za niebanalnymi ujęciami najpiękniejszego z uczuć. Poetka przedstawia także pojęcie samotności, dzięki której miłość nie miałaby racji bytu.

ISBN 978-83-8324-006-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Zziębnięta

Tak jak nocne niebo tęskni

za gwiazdami, tak brakuje mi

Twojego snu.

Tak jak zziębnięta dusza

tuli się do ciepłej macicy dłoni,

równie mocno potrzebuję

Twoich słów.

Zanim wskrzesisz w sobie

najpiękniejszy czas, podnieś serce,

pozwól poznać jego smak.

Zerwij dla mnie ostatnią gwiazdę

z Twojego nieba, podaruj

zakazany owoc — wciąż jeszcze

zielony i kwaśny.

Wołanie o pomoc

Zanim odsłonisz przede mną

niebo, które widzę na ścianie

tej celi, mój strach stanie się

bolesną pieszczotą,

wymierzoną wbrew wołaniu

o pomoc.

Bezpieczna przystań stała się

piekłem dla najpiękniejszych myśli,

dla złudzeń, za jakimi śmiało podążam,

jakich stale brakuje.

Ciężkie są Twoje łzy, cięższe

od zaginionych ciał niewinnych.

Wstań, pokaż mi naderwaną ścieżkę

życia, pokaż słowa

tak bardzo zbliżone do tych

najważniejszych.

Kolejny oddech

Zanim wytrącę Ci z ręki

ostatnią skwaśniałą łzę,

zanim dobry Bóg przebaczy nam

dobre uczynki, podziel się cieniem

świecy, podaruj mi ciszę

pośród tłumu.

Nie wybaczę Ci straconych snów,

nie pozbędę życia;

zbyt dużo za nie zapłaciłam.

Uciekaj, póki nie pochłonie Cię

przerwa w życiorysie.

Księżyc taktownie spogląda

w przestrzeń.

Nie chcę nazywać Cię

moim marzeniem; miłość przemija

równie prędko, jak kolejny oddech

przecieka nam przez palce.

Nieznane pobocza

Rozrzuć moje sny pośród

śpiewu tłumu,

podziel na połowę

wykrochmalone sumienie.

W naszych lepkich spojrzeniach

tańczą łzy, jakich nikt

się nie spodziewał.

Wciąż brnę poprzez

nieznane pobocza, rozkoszuję się

samotnością, którą wręczyłeś mi

z okazji pierwszego dnia

urodzin.

Moja dusza zaplątała się w słowa,

od dawna nieaktualne

w tym wszechświecie,

w tej ciemności.

Nie wiem, dlaczego unikasz

mojego serca, skoro pragnie

rozbłysnąć Twoim światłem?

Wyzbyci skrupułów

Wyzbyci skrupułów, pozbawieni cienia,

szukamy takich konstelacji,

co uśmierzą ból.

Wciąż kojarzysz mi się

z lękiem, który tak doskonale znam.

Piegowate słońce uśmiecha się

łaskawie do odbicia

w podmiejskiej kałuży.

Pękła we mnie nić namiętności,

rozpierzchły się cienie,

moi wierni przyjaciele.

A kiedy już obudzi się we mnie życie,

kiedy stanę na baczność,

oddech będzie pamiątką

po piękniejszej przyszłości,

po gwiazdach,

umarłych zbyt wcześnie.

Niczyje powietrze

Kiedy zmiennocieplna miłość

dotrze aż do serca,

kwiat jabłoni rozkwitnie

w Twych ustach.

Kiedy owoc naszych zmagań

stanie się niczyim powietrzem,

odejdą gwiazdy,

odejdzie kolejny świt.

Przepędź z przyszłości wspomnienia;

boję się ich bardziej

od samotności,

dobrze przyjmującej się

na łzach.

Piszę dla Ciebie ten list

otwarty, piszę dla Ciebie poemat

moją przekupioną ciszą.

Zanim nasycisz cień spojrzeniami

skazanych na lęk,

pęknie w Tobie dusza,

przeminie bezludny strach.

W moim lustrze

Zgasła kolejna gwiazda na niebie,

które widzisz na ścianie

świata.

Przepadł ostatni jasny cień,

zaginął bez wieści biały kwiat

Twojego serca.

Szukam wyjścia z duszy, lecz czas

zachłysnął się własnymi łzami.

Ciało, ciało nietrwałe

jak krztyna pocałunku,

wciąż sprzeciwia się życiu,

potrzebuje śmierci.

Upuściłam przypadkiem

ostatnie wyszeptane słowo,

znów zobaczyłam Cię

w moim lustrze.

Osierocona noc

Pragnę uwolnić się ze snu,

który zadedykowałeś

komuś jeszcze.

Chcę wydostać się z oddechu,

zapomnieć smutne bicie serca.

Słowa krwawią, brukając

śnieżnobiałą pierś wiatru,

wciąż nienaruszony cień.

Popraw kamień poduszki,

zanim nawiedzi Cię noc, osierocona

przez ostatni blask.

Moje dłonie potrzebują

Twojej skóry, dusza tęskni za

przypadkowym spełnieniem.

Zgasło niebo, ktoś zapalił światło

w piekle.

Kiedy wykradniesz

ostatnie tchnienie słońca,

wieczność stanie się wstępem.

Grzech śmiertelny

Pozwól mi zachować tę ciszę,

którą ukryję pośród lęków.

Pozwól mi zanurzyć się w bólu,

nikt go tu nie zna.

Układasz z pustych spojrzeń

czarno-biały witraż, sprzedajesz ciało

po okazyjnej cenie.

Cierniste ptaki odlatują

za margines nieba,

został mi po Tobie tylko

kojący uśmiech

strachu.

A kiedy już zamkną wszystkie drzwi,

kiedy wyważą okna — wstaniesz

jak ten sen, który kojarzy się tylko

z grzechem śmiertelnym.

Największy ból

Pozbądź się ciała, pozbądź duszy.

Światło, które nadejdzie znikąd,

będzie plamą

na czarnej skórze czasu.

Od chwili, która wybiła

zbyt wcześnie, niesie się echo,

niesie się strach.

Poczuj na własnych słowach

tę prawdę, o jaką wszyscy boimy się

poprosić.

Z płaszcza nocy odpadł

ostatni guzik gwiazdy, horyzont

stoczył poza granicę.

Zranione serca zadają

największy ból.

Szczęście jest tym, czym karmi się

nas w dzieciństwie.

Kręty czas

Wypływam na powierzchnię, światło

przybliża mnie do cienia.

Szkarłatne myśli kłębią się

pod kopułą czasu, ukrywają

w tunelu nienawiści.

Odkąd Bóg stał się podróbką,

zakwitły moje słowa, zazieleniły się

wspomnienia.

Znów kocham się

z Twoimi snami, próbuję dostrzec

wśród gwiazd tę, która rozjaśni

zaułki naszych serc,

zakątki zbyt ciasnych ciał.

Płonie mój język, w proch obraca

nowomowa.

Boję się wstać, czas jest ostatnio

niespodziewanie kręty.

Druga strona życia

W Twoich ustach rozkwita róża

najpiękniejszych słów.

Cisza wspina się na palce, zdejmuje

z ciała niepotrzebne łzy.

Zabłąkałam się między

wyrazami współczucia, zgubiłam

pobocze wiodące

na drugą stronę życia.

Ginie we mnie lęk, gaśnie namiętność,

jaką nie śmiesz się dzielić.

Rokroczna noc przynosi same

nienarodzone gwiazdy, sny, co nie dają

wytchnienia.

Kiedy uratuję ostatnią łzę

przed upadkiem, echo przetoczy się

po plecach.

Póki trwają wspomnienia

Idę poprzez

ubezwłasnowolnione sumienia,

poprzez bezdroża, gdzie czeka

Twój sen.

Trwam w ciemności, nie widzę

własnego oddechu.

Dźwigam na karku obłąkany zmierzch,

podziwiam swój poemat

na dnie podmiejskiej kałuży.

Wybuchł poranek, sypią się

niepotrzebne spojrzenia,

spadają w przepaść urojenia.

Oszukała mnie jeszcze jedna wieczność,

jeszcze jeden proroczy sen.

Zatańcz ze mną, póki trwają

w nas wspomnienia.

Nie chcę łkać na przekór

Twoja dwuznaczność obudziła

we mnie krzyk.

Spopielały oddech stał się

natchnieniem dla zbawienia.

Błyszczą łzy, mieni się cisza,

wykradziona spomiędzy warg.

Patrzę w przestrzeń Twojego serca,

widzę cienie przecięte na pół

smugami snu.

Nie chcę łkać na przekór

gwiazdom, na złość nowoczesnym mitom.

Jesteś ostatnim cudem świata,

balladą okradzioną

z nienawistnych pieszczot.

Chciałabym ujrzeć w Tobie

mój czas, ale szept wieczności

jest bolesny.

Odszukać czas

Chciałabym odszukać czas, ale

mętne jest spojrzenie

dzisiejszego nieba.

Chciałabym oszukać prawdę,

ale światło księżyca klei się

do rzęs.

Zakochana w nocach bez Ciebie,

tłamszę w sobie siłę, by szukać

dalej, by brnąć pod prąd krwi.

Smakuje mi Twój ostatni sen,

zdradzona z premedytacją cisza.

I nie ma już łask, nie ma wspomnień,

które zastąpiłyby ciepło, Twój upojny

posmak cynamonu i pomarańczy.

Kwitniesz, aby w przyszłości dać

mi zakazane owoce.

Ostrze słów

Krzykliwe jest ptactwo

dzisiejszego zmierzchu.

Przemija Twój kolejny dzień,

dusi się światło.

Nie chcę czekać na czas, jak zwykle

zbyt niecierpliwy, aby umrzeć.

Płonące kalendarze nie dają nic,

poza krawędzią języka,

ostrzem słów.

Nie chcę karać Cię za swoje grzechy,

obarczać winami,

które należą do mnie.

Złóż pokornie głaz głowy

w moje objęcia, złóż przypalone serce.

Zanim spłonie ostatni las,

cisza stanie się prologiem.

Po prostu iść

Twoje ciało obumiera, poddane

władzy duszy.

Lęk jest nie do pokonania

przez mrok.

Odkąd chmury zasnuły mój czas,

odkąd pękła rana ust,

będziemy szukać

takich gestów, takich czynów,

które zaprowadzą prosto

do poczekalni piekła.

Niech wiatr odrodzi się

z pierwszym dniem czekania,

niech ktoś pokorny

przekrzyczy chwile.

A gdy będzie już jasno,

gdy wypłyną łzy, kamień serca

opadnie na dno, skąd wydobędzie światło

tak potrzebne, aby gdzieś

po prostu iść,

po prostu zaczekać.

Miłość bez wytchnienia

Zamiast klęczeć w tłumie, stań

na baczność pośród samotności.

Zamiast tańczyć do utraty sił, stań

z boku i zapal papierosa.

Chciałabym śpiewać równie pięknie

jak wiatr w Twoich włosach,

marzyć tak, jakby Twój świat

należał też do moich snów.

Nie kłam, że spokój nastręcza się

ciszy, nie obiecuj, że zgaśnie

wkrótce ostatni cień.

Pozbawiona warg, mówię

w języku ludzkim.

Pomimo łzawych gwiazd na płótnie

nieba, pomimo czarnych niby noc

pocałunków, składam czas

w Twe dłonie, oddaję miłość

bez chwili wytchnienia.

Twoja skarga

Umarła ostatnia gwiazda

w tym tysiącleciu.

Ciemność pieści dusze, które

jeszcze tu pozostały.

Pragnę zastąpić ciszę Twym krzykiem,

ale brakuje mi słów.

Roztańczony poranek włamuje się

przez niedomknięte drzwi.

Zanim wskrzeszę ostatni płomień wiatru,

zanim przepędzę ostatni

wiosenny zmierzch,

będzie nam przykro

umierać razem, trzymając się

za serca, ufając ciałom.

I wstąpi we mnie szept, co przyniesie

Twoje imię, Twój niedokończony raj.

I już zawsze Twoja skarga

będzie moją.

Sen moim powietrzem

Moja nadzieja znów trafiła

pod niewłaściwy adres.

Świeżo zebrane pocałunki

zostawiają ślad na policzkach.

Pragniesz poczuć smak światła,

lecz wciąż brak Ci łez,

brak smutku.

Dotykasz z rozwagą moich uczuć,

czujesz gorzki smak.

Przedostaję się przez stracony czas,

ginę bez śladu światła

na ciszy.

Nie umieraj na złość marzeniom,

nie każ iść w stronę serca.

Zanim namaluję Twoje serce,

wczorajszy sen stanie się

moim powietrzem.

Szukam słów

Szukam słów skargi pośród

krzyku tłumu.

Epokę kosztowało mnie

odnalezienie Twojego czasu.

Znów patrzę pod światło,

melancholia obiera mnie

ze skórki.

Chciałam przekazać Ci mój

najwytworniejszy uśmiech,

zadedykować cień świecy

w oknie.

Zatrzaśnij za mną powiekę,

wyproś z duszy nadmiar dymu.

A kiedy ocknie się we mnie

dźwięk potłuczonych słów,

stanę na najwyższej z gór

i zaśpiewam Ci z całych sił wiatru.

Lepsze szczęście

Szerokokątna miłość

nie zna umiaru.

Obezwładnione gwiazdy nie czują

smaku nieba.

Chciałabym wzlecieć

ponad kurhany ludzkich spraw,

ale zmysły odmawiają posłuszeństwa.

Kwitnie w Tobie biały kwiat

nienawiści, myśli układają

w kolejności alfabetycznej.

Jesteś ciałem, którego potrzebuje

moja dusza.

Jesteś nowiną, którą przynosi

dziewiczy czas.

Potęga jutra nie sięga tutejszych

archipelagów.

Kłamstwa są kanwą dla

lepszego szczęścia.

Wskrzeszeni z bólu

Przerysowane są Twoje łzy.

Język przywarł do ściany.

Dusza sprowadza same złe chwile,

obłąkane smutki.

Nie rozbieraj mnie z łez, nie podawaj

na tacy oddechu, zanurzonego w ciszy.

Postaw jeszcze jeden krok

na przetłuszczonej skórze,

na słowach, w których się zatracam.

Na poboczu czeka

dobry Bóg, częstuje nas cukierkami.

Nie tańcz, póki parkiet

odmawia posłuszeństwa.

Pozwól Bogu, aby wskrzesił nas

z bólu, ze snów, do których nie należę.

Na stosie łez

Twój duch znów buszuje

pośród czarno-białych łąk.

Ciało ciągnie się niby cień.

Pokaż mi takie życie,

którego nie zna Bóg.

Ciężarne są ślady

pośród moich słów.

Myśli wciąż przyklejają się

do serca, czas staje na baczność,

wymierza cios.

Uważaj, zanim uronisz

ostatnią gwiazdę.

Ciężko jest szukać siebie

pośród szumu wrzosowisk,

pośród szeptów zasłuchanych

w ciszę traw.

Nie nadużywaj martwych słów,

niech ból spłonie

na stosie łez.

Kwaśny smak

Chciałabym spotkać samotność,

której owoce miałyby kwaśny smak.

Chciałabym uronić taką łzę,

z jaką będzie mi do twarzy.

Pośród niespełnionych snów

jest taki, na jaki wciąż czekam.

Zanim spiszę Twoją duszą

kolejny poemat, zanim ból stanie

na baczność — pozostanie nam jedynie

wzajemna odległość, ballada

o lepszej przeszłości.

Zasypiam, kołysana tchnieniem snu,

zapomnianym dawno szeptem.

Dopóki gra w nas życie,

dopóki śpiewa czas, staniemy się

częścią lepszej pamięci,

lepszego przywidzenia.

I zostanie tylko modlitwa,

nareszcie w pełni wysłuchana.

Chciwy poranek

Nie ma w nas takiego bólu,

który zazdrościłby słońcu.

Nie ma takiego szczęścia,

co można podzielić z prawdą.

Podoba mi się Twoje światło,

podoba czas, jakim otulasz

się niby sztucznym futrem.

Pękło ostatnie lustro, miłość

przeistoczyła w jutrzenkę.

Zanim wyślę Ci ostatni

w tym sezonie list pożegnalny,

cisza zgaśnie w Twoim sercu,

nienawiść zalęgnie

w plastikowych żyłach.

I kiedy Bóg odbierze nam mowę,

kiedy strach przepędzi nadzieję,

ocknę się o poranku, jakże

chciwym i wybrakowanym.

Perła słowa

Ktoś wykradł z mojego serca

kolejną gwiazdę.

Wdarł się do duszy

i zapomniał posprzątać.

Rodzi się wiekopomna chwila,

kiedy księżyc zachoruje

na bezsenność,

a my obierzemy ze skórki

pomarańczę słońca.