Żyć naprzód - Katarzyna Koziorowska - ebook

Żyć naprzód ebook

Koziorowska Katarzyna

0,0

Opis

Tematyka wierszy zawartych w tomiku dotyczy dylematów moralnych, z którymi borykają się ludzie dostrzegający poezję w otaczającym ich świecie. Autorka porusza takie wątki jak istota życia, sens śmierci, potęga miłości, ponura siła nienawiści. Poetka nie boi się nawiązywać do tematów, jakie na co dzień skwapliwie omijamy, jakich się wyrzekamy. Tomik został napisany również z myślą o tych, którzy nie potrafią dostrzec celowości świata i pragną zrozumieć sens swej obecności na tej planecie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 50

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Katarzyna Anna Koziorowska

Żyć naprzód

Projektant okładkiRadosław Kamil Koziorowski

© Katarzyna Anna Koziorowska, 2023

© Radosław Kamil Koziorowski, projekt okładki, 2023

Tematyka wierszy zawartych w tomiku dotyczy dylematów moralnych, z którymi borykają się ludzie dostrzegający poezję w otaczającym ich świecie. Autorka porusza takie wątki jak istota życia, sens śmierci, potęga miłości, ponura siła nienawiści. Poetka nie boi się nawiązywać do tematów, jakie na co dzień skwapliwie omijamy, jakich się wyrzekamy. Tomik został napisany również z myślą o tych, którzy nie potrafią dostrzec celowości świata i pragną zrozumieć sens swej obecności na tej planecie.

ISBN 978-83-8351-837-4

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Stać się słowami

Czy to, co przypomina światło, jest

również niewłaściwie rozpoczętym czasem?

Czy to, przed czym skwapliwie

uciekamy, kojarzy się z ciszą,

tylko przekrzyczaną przez sumienie?

Boję się ran, które może zadać mi

twój obosieczny język.

Uciekam przez nadzieją

na przeciwną stronę cienia,

pomiędzy myśli, które nie mają prawa

stać się słowami.

Zamyślona nad sensem wszechświata,

kocham się we wspomnieniach,

w twoich wyrokach, spisanych

zbyt pochopnie.

Poczujmy z całych sił

ten uroczysty wszechświat,

tę czarno-białą łąkę, gdzie zostawiliśmy

wczoraj niepowtarzalną teraźniejszość.

Zanim zgaśnie w nas noc, powitajmy

bezsenny poranek, pustkę

poczętą w imię miłości.

Będzie nam jak w raju,

pomiędzy gwiazdami, przed którymi

nie ma ucieczki.

Dotknij czule moich świętych ust,

zostaw na nich pieczęć

cytrynowego pocałunku, zapomnianych

zbyt pośpiesznie dni,

niepokojąco chwiejnych godzin.

Ku manowcom

Nie chcę, aby moja pustka

przypominała ci o mnie.

Nie chcę, żeby radość kojarzyła się

z pocieszeniem, w którego intencji

obawiam się modlić.

Wiem,

pewnego razu białe ptaki moich myśli

wzlecą ponad niebo,

ich serca zahaczą o czarne obłoki.

Nie doszukuj się

w moich wspomnieniach

tych paru chwil, dla jakich życie

śpiewa kołysankę.

Przybita chętnie do ściany, szukam drogi

powrotnej do okna.

Moje ciało przysiada na parapecie,

skąd ma idealny widok

na tutejszy raj.

Zanim odszukamy w sobie piętno,

zanim dopatrzymy się łzy

w oku — przeminiemy bez śladu

istnienia, bez krztyny litości,

dla której chciałabym zadedykować

mój jutrzejszy sen.

Nie chcę,

żeby życie roztrzaskało się o sumienie.

Nie zgadzam się, aby miłość należała

również do mnie.

Pozwól mi doświadczyć

twoich marnotrawnych zmysłów,

okłamanych zbyt pośpiesznie fantazji.

Wciąż grasz w tę samą grę,

droga nadal wiedzie ku manowcom.

Życie a teraźniejszość

Bezlitosna noc wkradła się

między nasze wyświechtane serca.

Jeszcze bardziej okrutny poranek

odnalazł w nas krztynę

płowej egzystencji.

Zakochana do bólu

w nieistniejącym świecie,

pogrążona w ciepłolubnej melancholii,

usiłuję rozpoznać w tobie

tego człowieka, którego odbicie

zastałam dziś w lustrze.

Nie, nie możemy dłużej kochać —

to zbyt pochopne,

zbyt niebezpieczne.

Chciałabym zobaczyć w twoich oczach

resztkę moich łez, ujrzeć blask

na czerstwych ustach.

Nie domagaj się ode mnie

kłamstwa, przyszłość przybędzie

nie w porę.

Czy zgodzisz się, żebym odnalazła

twoje sprzedane serce?

Czy byłbyś gotów odejść, żeby poczuć

na cienkiej skórze mój śmiech?

Pokonana przez własny strach,

kołyszę się w objęciach nieba,

rozkoszuję świtem, który wtargnął

do naszego królestwa.

Nie bądźmy zbyt łatwowierni — wystarczy

odrobina cierpliwości, żeby oswoić łzy,

pokonać odległość.

Odrodzona z niewłaściwego wszechświata,

szukam cię

pośród moich słów,

między życiem a teraźniejszością.

Od środka

Wszystko, co do bólu nieznośne,

nie przynosi prawdy,

nie przypomina porzuconego ciała.

Zakochałam się

w twoim śnie, w bolączkach,

na które nie warto czekać.

Poczujmy z całych sił

tę jedną jedyną samotność, tę głuszę,

która jest silniejsza

od zaginionego uśmiechu.

Nie przyznawajmy się do słów,

nie zasłużyły na uosobienie

w myślach.

Moje pragnienia, zbyt mocno

w sobie rozmarzone, prowadzą

w kierunku cienia, pomiędzy łzy,

uronione przez poranne niebo.

Zanim obudzisz się

z mojej tęsknoty,

zanim doświadczysz pełni spełnienia,

nie ograniczaj mnie do smutku,

nie przynoś martwego imienia.

Rozgoryczona napadami lojalności,

rozczarowana blaskiem

u twoich stóp — kołyszę się

leniwie w twoich wspomnieniach,

udowadniam przestrzeni,

że to, co naiwne, nie zawsze musi

zaczynać się od środka.

Trudno zaufać

Chciałam ukoić

twój pierworodny strach,

ale miłość — ta skończona psychopatka —

znów zwleka

z powrotem do domu.

Pochmurna tęcza nie przyznaje się

do tęsknoty, nie koliduje

z prawdą, której tak trudno

zaufać.

Tak ciężko się pogodzić

z milczącym czasem, tak trudno

uwieźć samotność,

czekającą potulnie na swoją kolej.

Obudź w nas

poczucie winy,

zapoznaj ze strachem, który wciąż

lawiruje między łapczywymi łzami.

Znów wymierzasz smutne spojrzenie

prosto w serce.

Obyczajowość bezsennego poranka

nie jest poszukiwaną cząstką,

nie jest bezcennym przewinieniem.

Wciąż nie wiem,

jak ograbić moje sumienie

z resztek duszy.

Chciałabym napisać tę autobiografię

od nowa, ale pieczołowity smutek

nie pozwala mi tęsknić,

nie pozwala wołać o pomoc.

Nie przyznawajmy się do wspomnień,

od których wszystko zależy.

Serce w piasek

Odkąd zrozumiałam, że twój smutek

zmierza w tę samą stronę,

moje łzy stały się prawdziwsze,

a sen — wytrwalszy.

Przegrałam kolejną rozmowę

ze współczesnym człowiekiem,

przegrałam samotność,

która należała się Bogu.

Niezaspokojona

przez nieprzychylne gwiazdy,

oddana do reszty twoim objęciom,

podryguję na zbyt cienkiej granicy,

chowam serce w piasek.

Rozgoryczona

przez naiwne przypływy radości,

tkwię pośród marnotrawnych proroctw,

rozglądam się

za zaginionym ciałem.

Moje serce, któremu rozkazano bić,

przegląda się w twojej duszy,

przypatruje myślom,

które ktoś przez przypadek porzucił.

Powracasz z moim niebem w ramionach,

z naiwną rozterką,

niewiarą w to, co posłuszne,

a co zdane na łaskę strachu.

Pobrzmiewa krzyk

Wszystko, co najpiękniejsze,

rozkwita w twoim imieniu.

To, z czym tak trudno się pogodzić,

jest tylko gwiazdą,

przypiętą do niewłaściwego nieba.

Odkąd ujrzałam twoje odbicie

w lustrze,

odkąd moje łzy nasyciły

wyschniętą glebę serca — uznaję

moją miłość za smutną przypadłość,

przygodę

bez trafnego zakończenia.

W szepcie wciąż pobrzmiewa krzyk,

nikt tutejszy się go nie spodziewał.

Zanim dostrzeżesz mnie

w duszy, moje ciało stanie się

czczą mrzonką,

lojalną w stosunku do świata,

zaabsorbowaną przez sędziwy wiatr.

Twoje serdeczne melancholie

rozkwitają w świetle samotności,

skrupulatne zagadki mnożą się szybciej

niż uwolnione marzenia.

Skrawki fantazji

Spodziewałam się

piękniejszego światła, lecz cisza

przybyła o właściwej porze.

Miłość, zakochana w sobie,

nie należy do tutejszych stron.

Rozpromieniona, zdradzona

przez własną nadzieję — płynę

pod prąd własnego wspomnienia,

pogrążam się w uśmiechu,

który serdecznie mi dedykujesz.

Zanim odzyskam wiarę

w proroctwo, moje łzy staną się

dostatecznie jasne, aby lśnić

jak pierworodne słońce.

Nie będzie w nas dość człowieczeństwa,

aby wykrzesać z oddechu

krztynę dobroci.

Otulam się twoimi ramionami

niby czułą pieszczotą,

kojarzysz mi się ze smutkiem,

jakiego trudno zapobiec.

Czy echo, którego namiastki

się nie doczekałeś, rozproszy się

pod powiekami nieba?

Rozpadam się na skrawki fantazji,

której piętno pozostanie

dożywotnią blizną.

Wskrzesi mnie twoja odległość,

twoja rychła przeszłość.

Umarł we mnie świat

To, co do niedawna przypominało

o naiwności, stało się dowodem,

że człowiek wciąż istnieje.

Wszystko, co nie kojarzyło się

z samotnością, zostało lękiem,

dla jakiego warto odejść w nieznane.

Odkryłam we śnie ten jeden cień,

który nie przypomina już ciszy,

nie koliduje ze łzami.

Powróć,

przynieś kilka pamiątkowych gwiazd,

parę zaprzepaszczonych sumień,

które nie czekają już na świt.

Chciałam, aby omijały mnie

serdeczne chwile, żeby miłość odnalazła

w moim sercu swój własny kąt.

Pomyliły mi się autobiografie,

przypadkowy czas odnalazł smutek

w ramionach tęsknoty.

Od dłuższego czasu poszukuję cię

w moich myślach, lecz obawy

nie pozwalają dobrowolnie lśnić.

Nie, nie mogę żyć,

kiedy umarł we mnie świat.

Nie potrafię obudzić się, odkąd życie

zmaga się z nawrotem śmierci.

Imię dla melancholii

Odnalazłam

pośród podekscytowanego szeptu

to jedno słowo, które nie pasuje

do żadnego zdania.

Odszukałam pasję, której żar

nasyca zziębnięte znaki zapytania.

Nie wiem, ilu godzin potrzeba,

aby nostalgia stała się kłamstwem,

gotowym odejść, kiedy szczęście

taktownie odwróci twarz.

Nie, to ktoś inny zadedykował ci

moje wspomnienia.

To nie ty odszukałeś imię

dla melancholii.

Nie wiem, od kiedy mój lęk

obrócił się w proch, z którego

nie zmartwychwstanie przyszłość.

Przez wiele epok czekałam

na uderzenie twojego serca,

na jeden czczy oddech — dusza

ukryła się w kącie, gdzie wciąż czuwa

moja przeszłość.

W sercu zadrżała trwoga — kolejny sen

nie będzie już nasz,

spod powiek umknie resztka pasji.

Podzieliłabym się z tobą

nadmiarem powietrza,

podarowałabym odległość tak rozległą,

że nie ogarną jej moje ramiona,

moje przepastne łzy.

Resztki zmarszczek

Odgarniam z twojego czoła

resztki zmarszczek.

Odnajduję w pociemniałych oczach

tę krztynę wiary, która zaprowadzi

nas na skraj teraźniejszości.

Wiem, moje zmysły

nie współgrają z rzeczywistością,

ciało sprzeciwia się życiu.

Dopóki nie rozkochasz mnie

w swoim złudzeniu,

moje pragnienia pozostaną

równie ważne jak sen, który obudził się

w niewłaściwej epoce.

Nie chcę zatracać się w szaleństwie,

nie chcę szukać zawzięcie

luki w życiorysie.

Czy twoja radość przyniesie

łyk świeżego świata?

Czy twoje zniechęcenie stanie

na przeszkodzie ku wolności?

Moje myśli, poukładane

w kolejności alfabetycznej, nie są już

tym samym światłem,

które tak doskonale znałeś.

Wciąż szukam cienia w duszy.

Nadal rozkoszuję się wiernością,

którą zadedykowała mi nadzieja.

Nie umiem wyobrazić sobie milczenia,

jakie zastąpi bicie twojego serca.

Obojętność na słowa przyniesie

jedynie smutek i pokrzepienie.

Ostatni podryg życia, zmyślony bezmiar.

Przyjemnie bezsenna

Uzależniona od szczęścia,

szukam cię pośród moich łez.

Rozebrana do naga

z ciała, czuję resztkami naiwności.

Zbliżasz się

do mojego własnego nieba,

pozostawiasz na sumieniu