Piękna i bestialska - Triana Kristopher - ebook + książka

Piękna i bestialska ebook

Triana Kristopher

3,4

Opis

Kim White jest szalenie popularną cheerleaderką. Śliczna, zdrowa, a do tego pochodzi z bajecznie bogatej rodziny. Dostaje wszystko, czego mogłaby zapragnąć typowa szesnastolatka. I ma tego po dziurki w nosie.

W poszukiwaniu czegokolwiek, co wyrwałoby ją z natrętnych myśli o samobójstwie, postanawia stracić dziewictwo, skuszona powszechną opinią, że to zdarzenie, które odmienia życie. Ale Kim nie chce tego zrobić w ten sam sposób, w jaki robią to inne dziewczyny. Uwodzi jednego ze swoich nauczycieli w nadziei, że dla zabawy zrujnuje mu życie. W ten oto sposób Kim wpada w sadystyczną spiralę manipulacji, poświęcając całą swoją energię, by zniszczyć żywoty wszystkich wokół niej. Wkrótce jednak zwykłe wbijanie noży w plecy przestaje jej wystarczać, nurkuje więc jeszcze głębiej, w odmęty sabotażu, przemocy, a nawet morderstwa.

Kiedy Kim dowiaduje się, że jest w ciąży ze swoim nauczycielem, ogarnia ją nowe szaleństwo. Dociera do niej bowiem, że istnieje tylko jeden sposób, aby nasycić głód jej dzieciątka…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (40 ocen)
10
12
7
6
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Danutastrona394

Nie oderwiesz się od lektury

To moje pierwsze spotkanie z horrorem ekstremalnym. i bardzo udane. polecam strona.394
00
Klaudia966

Całkiem niezła

szok
00
waydack

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie napisane, wstrząsające stadium czystego zła, bohaterka jest bardziej przerażająca i odrażająca niż każdy jeden bohater ikonicznych horrorów. Paradoksalnie to nie sceny gore były najstraszniejsze lecz to w jaki sposób Kim White zatruwała życie niewinnym dobrym ludziom. Mam wrażenie że gdyby autor nie poszedł w horror ekstremalny ta powieść była by jeszcze lepsza.
00
kaxbe1972

Nie polecam

SZOK!!! Najbardziej porąbana opowieść jaką przeczytałem!!!
00
agibagi87

Nie oderwiesz się od lektury

Tylko dla znawców tęgi typu horrorów Polecam
00

Popularność




Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2021

Dom Horroru

Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Copyright © Kristopher Triana, Full Brutal, 2018

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Redakcja: Anna Grzeszczak

Projekt okładki: Strangely Twisted, Kornel Kwieciński

Skład i łamanie: Sandra Gatt Osińska

Wydanie I 

ISBN: 978-83-66518-89-6

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

Dla Babuni,która uwielbiała dobrą opowieść grozy

Mówi się czasem o „zwierzęcym” okrucieństwie ludzi, ale uważam, że wyrażając się w ten sposób, krzywdzi się niesprawiedliwie zwierzęta. Zwierzę nigdy nie potrafi być tak okrutne jak człowiek, tak artystycznie, tak po mistrzowsku, tak wyszukanie okrutne.— Fiodor Dostojewski

Przesadziłem, to na pewno.— Jeffrey Dahmer

CZĘŚĆ PIERWSZAPIĘKNA WPADKA

ROZDZIAŁ 1

Słyszałam, że utrata dziewictwa to poważna sprawa. Wszystkie dziewczyny w szkole, którym zerwano plombę, potwierdzały, że to doświadczenie całkowicie odmieniło ich życie.

A ja potrzebowałam zmiany.

Skostniała rutyna mojego świata znużyła mnie niemożebnie. Każdego dnia, od poniedziałku do piątku, wstawałam przed świtem, pindrzyłam się przed lustrem (dziewczyna musi wyglądać porządnie, w przeciwieństwie do flejtuchów uznawanych za płeć brzydką), odpuszczałam sobie śniadanie i ruszałam na przystanek. W autobusie wymieniałam się pozbawionymi sensu uwagami z innymi szesnastolatkami-androidami. Rozmawiałyśmy o muzyce, ciuchach, chłopcach i serialach Netfliksa. Dzieliłyśmy się opowieściami o tym, co ostatnio robiłyśmy, mimo że czytałyśmy już o tym na Facebooku i Instagramie. Potem wtrącano nas do ośmiogodzinnego więzienia zwanego szkołą średnią; do monotonnej, wyżymającej mózgi machiny, gdzie buciorami depcze się indywidualizm.

Kiedyś spędzałam po szkole całe godziny z moimi przyjaciółmi – moją ekipą – ale w ostatnim miesiącu ogarnęła mnie apatia. Nie chodziło wcale o to, że znienawidziłam ludzi. Czułam się po prostu szczęśliwsza, gdy nie było ich obok mnie. No, może nie szczęśliwsza, ale przynajmniej mniej żałosna. Zmęczyły mnie te same bachory i suki paplające o swoim pierdolonym makijażu, ubraniach i chłopakach, a także o pieprzeniu się z nimi. Jeśli zaś chodzi o facetów w moim życiu, to istnieli, owszem, ale nie znajdowałam dla nich żadnego zastosowania. Przypominali mi owłosione, skórzane wory wypełnione zbędnymi hormonami, wybekujące napędzane testosteronem kłamstwa i napinające swe nierozwinięte, nastoletnie ciała jak manekiny w sklepie sportowym.

Byłam szczupła i ładna. Dbałam o siebie – nawet bardzo – więc cieszyłam się zainteresowaniem płci przeciwnej. Uczyłam się znakomicie i krąg znajomych miałam całkiem imponujący. Ojciec zarabiał niewyobrażalne ilości pieniędzy, więc mieszkaliśmy w domu stanowczo za dużym jak na potrzeby dwojga ludzi; całe piętro należało do mnie, łącznie z prywatną łazienką, pokojem rozrywkowym, biurem i niewielką salą do jogi, którą urządziłam w gościnnej sypialni. Zapewniono mi byt, którego pozazdrościłaby mi każda dziewczyna w moim wieku.

I nienawidziłam tego aż do szpiku kości.

Wszystko wydawało mi się tak nieznośnie banalne. Moje durne, małe, amerykańskie życie, identyczne z milionami już przeżytych; do tego stopnia, że myślałam o nim jak o antyżyciu, jałowej powtórce z rozrywki dla tępych dzid, które nigdy nie odważyły się wykroczyć poza ramy nakreślone przez równieśników. Nawet koncepcja nastoletniego buntu przyprawiała mnie o chęć puszczenia bełta, bo i temu daleko było do novum. W jaki, kurwa, sposób miałabym wypowiedzieć wojnę konformizmowi? Poprzez ubieranie się w koszulki z zespołami albo mangą i słuchanie The Misfits? Czy to aż taka wielce oryginalna alternatywa do mojego kostiumu cheerleaderki i Beyoncé? Noszenie się na czarno jest dla słabeuszy, jaranie zielska dla leniwców, a imprezowanie dla tych, którzy boją się samotności. Jeśli pragnęłam zbuntować się na poważnie, musiałam trzymać się z daleka od wszelkich tego typu konwencji.

Nie zamierzałam jednak powstrzymywać się od seksu.

Nie, żeby ów temat interesował mnie jakoś szczególnie. Nigdy nie pozwoliłam chłopakowi, z którym się umówiłam, wykroczyć poza całowanie, bo nawet to nie wywoływało motyli w moim brzuchu. Pocałunki przypominały mi ciamkanie w ustach ślimaka – mokrego, wijącego się i nieco obleśnego. Nie byłam lesbą, ale chłopcy i tak mnie nie rajcowali. Umawiałam się z nimi tylko dlatego, że tak właśnie robiły nastolatki. Więziło mnie to, podobnie jak inne bzdety: szkoła, psiapsióły, cheerleading i w ogóle moje obsrane rodzinne miasteczko. Tkwiło we mnie coś aseksualnego. Szczerze mówiąc, nigdy nie myślałam za wiele o stosunkach płciowych – przynajmniej do dnia, kiedy zdecydowałam się stracić dziewictwo.

– To odmienia twoje życie – powiedziała Amy.

Wracałyśmy do domu z przystanku autobusowego, w słoneczny, choć chłodny marcowy dzień. Amy mieszkała za rogiem, więc bliskość, wiek oraz ogólny styl bycia uczyniły z nas „psiapsiółki” – i to najlepsze, według niej. Scementowała ów sentyment dwoma wisiorkami tworzącymi po złączeniu serduszko. Podarowała mi jeden w ramach gwiazdkowego prezentu, drugi zaś nosiła na swej smukłej, bladej szyi.

– Odmienia? W jaki sposób? – zapytałam.

Amy oswobodziła długie włosy z kucyka i napuszyła je dłonią, jakby podkreślała słowa fryzurą niczym w sekundę po wstaniu z łóżka.

– Po prostu stajesz się wtedy kobietą – odpowiedziała. – Twoje dzieciństwo kończy się w jednej chwili i nagle cały świat wygląda inaczej.

– Zyskujesz nową perspektywę?

– Powiedzmy. Trudno to wytłumaczyć komuś, kto tego nie poczuł.

Powstrzymałam się od stęknięcia. Wyrażała się zbyt ogólnikowo. Nie lubiłam rzucać się w wir jakiejkolwiek czynności, jeśli nie znałam szczegółów.

– Ale rozumiem, że to zmiana na lepsze?

Zerknęła na mnie, zszokowana, że tak mało do mnie dotarło.

– O Jezu, tak.

Minęło dosłownie kilka dni, odkąd Amy oddała się swojemu fagasowi, Brianowi, i wciąż nie potrafiła zamknąć jadaczki. Zdaje się, że dręczyła mnie przemyśleniami, bo uważała mnie za kumpelę numero uno, a przez to jedyną, której się zwierzyła. Nie chciała przecież, żeby laski nazywały ją zdzirą, nawet jeśli chodziła z Brianem od blisko czterech miesięcy – wieczność, jeśli wziąć pod uwagę staż większości nastoletnich par.

Trzymałam ręce w kieszeniach płaszcza i zdzierałam skórkę z paznokcia. Planowałam go zjeść, kiedy rozejdziemy się z Amy.

– A Brian? Czy on również zyskał nową perspektywę? – indagowałam.

Znów posłała mi dziwne spojrzenie.

– A bo ja wiem, Kim? To facet, c’nie? Wiesz, jak oni podchodzą do seksu, itepe.

Jednocześnie wiedziałam i nie. Nie w takim stopniu jak ona. Amy cieszyła się większą popularnością – a ja, w zasadzie, przyssałam się do niej jak pijawka i stałam się popularna czysto po koleżeńsku – i miała już wielu chłopaków. Moja atrakcyjność bladła przy olśniewającym pięknie Amy. Blondynka, a nie brunetka jak ja, o kremowej cerze i większych piersiach od moich. Jeśli porównać mnie do róży, ona kwitła jak cały ogród. Więc podczas gdy wokół mnie ogary tylko węszyły, na nią rzucały się jak na fruwające frisbee. Mimo to nie zazdrościłam Amy. W naszym duecie spełniała po prostu rolę starszej siostry. Dlatego zawsze zadawałam jej masę pytań.

– No tak – podjęłam – ale on też był prawiczkiem?

Amy zrobiła skwaszoną minę i odwróciła twarz. Zdenerwowałam ją.

– Co znowu? – zdziwiłam się.

– Nie pyta się o takie rzeczy.

– Dlaczego nie?

– Po prostu się nie pyta, okej? – Prychnęła.

– Okej. Sorka.

Ale nie było mi przykro. Lubiłam naciskać na Amy w ten sposób, szczególnie ze względu na naszą przyjaźń, bo dzięki niej uchodziło mi to płazem. Wybaczała mi przewinienia, przez które inne koleżanki wyrywałyby sobie włosy z głowy. Często uprawiałam pasywną agresję, rozkoszny sport, podobnie jak manipulacja, sarkazm i dwuznaczne sugestie. Nie wykluczałam z tych gierek swoich znajomych, choć nie zdawali sobie nawet sprawy, że się nimi bawię. Jeśli już, atakowałam ich z wyjątkowym okrucieństwem.

– A więc – zaczęła, uspokoiwszy się – planujesz pójść na całość z Derekiem?

Prychnęłam rozbawiona.

– To nic poważnego.

Derek kumplował się z Brianem i chadzaliśmy razem na podwójne randki. Potem zaprosił mnie do kina, co – jeśli chodzi o pierwsze randki – bardzo mi odpowiadało, bo nie musieliśmy ze sobą rozmawiać przez dwie godziny. Od tamtej pory umówiliśmy się jeszcze dwukrotnie – w miłej atmosferze, ale upewniłam się, że spotkania odbyły się w odpowiednim odstępie czasu, uczęszczałam też na jego pomeczowe imprezy, ale wyłącznie jako część większej grupy. Derek był całkiem przyzwoitym samcem – członkiem drużyny koszykarskiej, wysportowanym i zadbanym, z fajnym poczuciem humoru. Ot, najnowszy z szeregu merdających penisów, które napuszczała na mnie Amy, wiecznie starająca się robić za swatkę. Mnie o wiele bardziej przypominała alfonsa (nie to, żebym pozwoliła Derekowi na cokolwiek).

– To partia prima sort, Kim. I naprawdę cię lubi. Według Briana japa mu się nie zamyka, gdy ktoś wspomni twoje imię.

– To już zakrawa na stalking.

Przewróciła żartobliwie oczami.

– Ty to nie lubisz nikogo.

Amy zaśmiała się, nie wiedząc, że trafiła w dziesiątkę.

Szczęśliwie ojciec wrócił do domu później niż zwykle, bo straciłam poczucie czasu, oglądając darmowe pornosy w necie i przez to nie zabrałam się za obiad aż do osiemnastej. Była środa, więc przygotowałam moją specjalną lasagne, jak w każdą środę, kiedy nie wyjeżdżał akurat w delegację.

Przez ględzenie Amy myślałam o seksie całe popołudnie. W szkole uczyli nas o tym w ramach wychowania do życia w rodzinie; oczywiście zajęcia z edukacji seksualnej zaczynały się znacznie wcześniej, ale nam, w trzeciej liceum, urządzono przymusową powtórkę materiału, jako że hormony zaczynały buzować w naszych ciałach. Rozumiałam więc mechanikę stosunku, ale nie widziałam go nigdy na żywo, jedynie odgrywany w filmach. Zetknęłam się nieco z pornografią, ale przeważnie w ramach pełnej chichotów sesji przeglądania zdjęć nagich mężczyzn na „pidżama party”. Nie oglądałam dotąd nic hardkorowego.

Wyszukanie darmowych filmików okazało się zaskakująco łatwe. Większość stronek prezentowała nawet podział na kategorie: trójkąt, anal, obciąganie, macochy (co do chuja?), geje, Azjatki i wiele innych. Kliknęłam więc na nastolatki, zakładając, że to odpowiedni wybór dla kogoś w moim wieku. Rzecz jasna znaczyło to, że główna aktorka była nastolatką, a przynajmniej starała się wyglądać jak nastolatka (wiele z nich miało tatuaże i gigantyczne, silikonowe biusty, wskazujące na to, że licealne lata zostawiły daleko za sobą). Zaskoczyła mnie gwałtowność mężczyzn. Zero przymilania się czy delikatnego nacisku, jakie stosowali chłopcy, gdy chcieli mi wsunąć łapę pod spódnicę. Goście na ekranie brali, co uważali, że im się należy. Dziewczęta wydawały się chętne, fakt, ale nie uprawiały seksu – seks uprawiano na nich. Stosunek oscylował na granicy przemocy. Szybki, ostry, jak walka MMA, tyle że bardziej mokra i pokraczna. Obserwowanie genitaliów z bliska już samo w sobie mnie odrzucało, lecz kiedy patrzyłam, jak zderzają się i łączą ze sobą raz po raz, przyprawiało mnie o skrzywienie ust.

Czy ludzi seryjnie to rajcuje?

Zdecydowałam się przeszukać inne kategorie. Otworzyłam tę oznaczoną nazwą amatorzy i przejrzałam kilka klipów, uznając, że to pewnie seks dla początkujących, takich jak ja. Te filmy nagrali nie tyle początkujący kochankowie, co początkujący filmowcy. Większość z nich charakteryzowała się łagodniejszą treścią; nic więcej jak nagrania i fotki par, które zdecydowały się nakręcić pornola we własnym łóżku.

Na szczycie strony widniał banner z linkiem wypisanym niebieskimi literami.

Wstaw swoje wideo.

Widocznie fani strony sami dodawali zawartość do tej kategorii.

Oglądałam przez jakiś czas tych nieporadnych głupców, po czym przeniosłam się w ostrzejsze rejony, by nasycić ciekawość. Mężczyźni tryskali spermą na twarze kobiet, a ja zastanawiałam się, czemu ktokolwiek chciał brać w tym udział. Nie obrażało mnie to ani nie brzydziło; wydawało się po prostu dziwaczne i bezcelowe. To samo myślałam o wkładaniu języka w czyjś odbyt. Przewijałam, klikałam i przewracałam oczami. Nic nie wywoływało we mnie ani krzty podniecenia, póki nie kliknęłam na bondage.

Spodziewałam się, że otrzymam filmiki łagodnych, puchatych zabaw w wiązanie, w jakie małżeństwa wplątywały się desperacko, kiedy znudziło im się zwykłe pieprzenie. Spodziewałam się koronkowych pęt na kajdankach i opasek na oczy. To, co odkryłam, okazało się znacznie lepsze.

Zobaczyłam zarówno kobiety, jak i mężczyzn, poniżanych i wykorzystywanych. Zaciski, łańcuchy i winylowe ciuchy. Elektrody przyłożone do pośladków i spinacze do bielizny ściskające sutki. Kobiety nie tyle obciągały, co pozwalały się ruchać w gardło, czasem aż do porzygu. Tyłki zaś od biczowania robiły się różowe jak szynki. Przemoc fizyczna mnie zachęcała, ale to sposób, w jaki władcy odzierali swych niewolników z człowieczeństwa, sprawił, że wsunęłam dłoń w dżinsy. Zrobiło mi się mokro, kiedy obserwowałam kobietę podwieszoną nogami do sufitu, opluwaną przez dwóch mężczyzn. W ustach zamontowano jej metalową obręcz, by pozostawały otwarte, a oni charkali i pluli jej do gardła. Następnie wcisnęli jej w krtań oba swoje kutasy naraz. Kiedy po policzkach spłynął jej makijaż, nabrzmiała mi łechtaczka. Potarłam ją środkowym i serdecznym palcem, pstrykając, jak gdyby była terkotką uderzającą o szprychy roweru. Nigdy nie zajmowałam się masturbacją, bo nic nie ekscytowało mnie na tyle, by się podniecić. Jasne, dotykałam się już przedtem i sprawiało mi to przyjemność, ale nie myślałam wtedy o niczym erotycznym; ciekawiło mnie po prostu własne ciało. Teraz jednak karmiłam się autentycznym dreszczykiem za pośrednictwem monitora. Gdzieś tam, dawno temu, grupka ludzi zebrała się, by poniżyć drugiego człowieka i w ramach dalszego poniżenia zarejestrowali to na taśmie, by podzielić się z innymi. A teraz podróż tego nagrania przywiodła je wprost przed moje szeroko otwarte oczy. Cóż za niesamowita rozkosz…

Może w seksie kryło się jednak to coś?

Doszłam po całości. Ciałem targnął wstrząs, z ust wyrwał się wrzask. Mój pierwszy orgazm w życiu okazał się potężnym, zaskakującym przebudzeniem. Siedziałam tak przez chwilę w drgawkach, zszokowana tym, co właśnie się stało, co uczyniłam samej sobie. Moje krocze całkiem zamokło, więc ściągnęłam dżinsy i majtki, po czym ruszyłam do łazienki, by się obmyć. Następnie wyczyściłam historię przeglądarki i zabrałam się za obiad. Skończyłam, akurat gdy auto ojca wjechało na podjazd.

Otworzyłam drzwi, a on pocałował mnie w czoło i odwiesił klucze na haczyk. Pomogłam mu wyswobodzić się z płaszcza, wciąż czując zimowy chłód na jego ubraniach.

– Jak minął dzień, ojcze?

Skinął głową.

– Dobrze. Jak w szkole?

– W porządku.

Podobnie jak obiad, ta mała wymiana zdań stanowiła nasz rytuał, choć ten nie ograniczał się do śród. Nasze relacje przepełniała rutyna, co – szczerze mówiąc – bardzo mnie uspokajało. Biorąc pod uwagę śmierć matki ładnych siedem lat temu oraz fakt, że byłam jedynaczką, nasza więź stanowiła ważną oś życia, ale żadne z nas nie poświęcało temu zbyt wielkiej uwagi. Robiliśmy to, co zawsze, i nic więcej. Jego miłość działała jak mechanizm, powtarzalny proces bez wzlotów czy upadków, utrzymany na poziomie tak stałym jak ciągła linia na wykresie zmarłego człowieka. Jako córka odwdzięczałam mu się tym samym: przeciętnością.

Ruszył do szafy, żeby schować buty, a ja przeniosłam pełne talerze do jadalni, gdzie przygotowałam już stół. Nalał nam po kieliszku chardonnay. Zakupione przeze mnie wcześniej świeże kwiaty wstawiłam do wazonów. Świeczki w stroiku zostały zapalone. W domach większości ludzi podobne rzeczy przygotowywano na specjalne, tudzież romantyczne okazje. Ale my zawsze tak jadaliśmy; ot, kolejna część rutyny. Ojciec lubił celebrować posiłki, a ja również zdążyłam to polubić. Jadać powinno się w przyjemnej atmosferze.

– Praca domowa odrobiona? – zapytał, siadając.

– Oczywiście – skłamałam.

Zazwyczaj o tej porze miałam już to z głowy, ale zmarnowałam zbyt wiele czasu na zaspokajanie się. Planowałam dokończyć zadania przed snem, żeby nie zauważył, jak siedzę w swoim biurze.

– Brawo, Kim. Grzeczna z ciebie dziewczynka.

Ojciec nachylił się i wciągnął w nozdrza zapach lasagne, swojej ulubionej potrawy. Płomienie świec odbijały się w jego okularach. Wysoki, chudy, z przerzedzonymi włosami, odznaczał się powściągliwością, przez którą przebijała zarówno męskość, jak i pewna doza staroświeckości. Mimo że był biznesmenem, otaczała go aura dzikości i nieokrzesania, jak u oswojonego wilka. Wyprostował się w krześle i odkroił pierwszy kęs potrawy. Zerknęłam na jego twarz, czekając na aprobatę, a kiedy pokiwał głową, zabrałam się do jedzenia. Pilnowałam, żeby ojciec dobrze się odżywiał. I nie chodziło wcale o to, że mieszkałam z brutalem, który przywaliłby mi w papę, gdybym zaserwowała zimną kolację. Nie próbowałam go uszczęśliwiać ze strachu, a z szacunku. Nasz dom został zbudowany na fundamencie pewnych zasad. Przez lata spisaliśmy sobie w głowach własny kodeks postępowania i dostosowaliśmy się do zmian wymuszonych przez okrutny los. Jakkolwiek bym nie czuła się zmęczona monotonią swojego życia, monotonia moich stosunków z ojcem była kluczowym elementem. Stanowiła linę, którą los rzucił nam, gdy zapadaliśmy się w ruchomych piaskach.

ROZDZIAŁ 2

Następnego dnia wzięłam się na poważnie do roboty. Nie to, że musiałam się specjalnie wysilać – nie jako piękna młoda kobieta. Co to za problem dać się zaciągnąć do łóżka? Miałam pod ręką Dereka, jak również innych chłopców, z którymi się umawiałam, a którym na nic nie pozwoliłam. Wystarczyłby jeden telefon i sprawa załatwiona. Nie wspominając już o szkole pełnej domorosłych donżuanów; do wyboru, do koloru. Pakerzy, emo, kujoni i praktycznie każdy, komu zstąpiły jądra. Chłopaków ciągnie do seksu non stop i wyruchają nawet kompletnie obcą osobę, jeśli wygląda wystarczająco atrakcyjnie. Znalezienie partnera jest łatwe dla dziewczyny takiej jak ja – zbyt łatwe, tak po prawdzie. Chyba dlatego zdecydowałam, że nie wybiorę żadnego z nich. Stracenie cnoty z jednym z tych licealnych wzwodów tylko przedłużyłoby moją nudę. Dokładnie tak postępowały pozostałe dziewczyny. Nie zależało mi, żeby na siłę być inną. Ale zdecydowałam się na rozdziewiczenie, bo pragnęłam zmiany w życiu. Przeprowadzenie owej zmiany w kompletnie przewidywalny sposób mijałoby się z celem.

Jeśli chciałam osiągnąć pożądany efekt, należało podejść do tego kreatywnie.

Wpadłam na pomysł dopiero na piątej lekcyjnej. O ironio, zdarzyło się to w trakcie zajęć z wychowania do życia w rodzinie, podczas kolejnej prezentacji z edukacji seksualnej.

– Istnieje wiele sposobów zabezpieczania się – mówił pan Blakley. – Są pigułki i zastrzyki dla kobiet…

Paplał dalej, ale przestałam go słuchać, patrząc, jak spaceruje w tę i we w tę przed biurkiem. Pan Blakley należał do grona młodszych nauczycieli w szkole. Świeżo upieczony czterdziestolatek, przystojny jak na swój wiek; nie uderzająco, ale w konkretny i zadbany sposób. Emanował wręcz schludnością i porządkiem – budowa ciała, broda, postawa. Nie to, że uczennice do niego wzdychały, ale jeśli chodzi o naszych pedagogów, lepszy wybór nie istniał.

Siedząc tak i słuchając, jak opowiada o plemnikobójczych globulkach, wpadłam na pomysł, nagle i z pozbawioną wątpliwości jasnością umysłu. Oddanie wianka chłopakowi w moim wieku równało się z czystym banałem, ale szesnastolatka zdeflorowana przez dorosłego – a na dokładkę swojego nauczyciela – to nowatorski, drastyczny ruch. Tego potrzebowałam, by wejść na wyższy level: czegoś mrocznego i brudnego. Nie wymyśliłam sobie tego, by wywołać skandal, na złość ojcu, czy żeby zwrócić na siebie uwagę kogokolwiek, jak to czynią niegrzeczne dziewczynki. Nikomu bym o tym nie powiedziała, nawet Amy; nie ze wstydu, a dlatego, że nie zależało mi na dzieleniu się tym doświadczeniem. Nie próbowałam stać się jak inne dziewczyny, które miały za sobą pierwszy raz i na pewno nie szukałam sławy czy niesławy.

Życie po prostu zmęczyło mnie straszliwie.

A przelecenie nauczyciela wydawało się znakomitym remedium na chandrę.

Jeśli zerwanie plomby powinno zmienić moje życie i dać mi nowe spojrzenie na świat, to wykorzystanie w tym celu pana Blakleya powinno podkręcić głośność tej zmiany tak bardzo, aż sprzężenie zwrotne rozerwałoby mi neurony. Może dzięki temu wyciszyłabym czarne myśli krążące mi pod kopułą niczym karuzela nieszczęść; wymontowałabym ten przycisk „Mute” wciskany dzień za dniem, by pozbyć się snów na jawie, tych o samobójstwie i samookaleczeniu, o zdzieraniu z siebie skóry, by ją zjeść.

– Prezerwatywy najlepiej chronią przed niechcianą ciążą, a także przed chorobami przenoszonymi drogą płciową – kontynuował pan Blakley. – Pamiętajcie, że zawsze możecie się w nie zaopatrzyć za darmo w gabinecie pielęgniarki.

Kilka chichotów rozległo się z tyłu klasy, gdzie zasiadała banda rozrabiaków. Pan Blakley posłał im ostre spojrzenie i rozbawienie ucichło. Gdy patrzyłam, jak zwężają się jego oczy, przetoczyła się przeze mnie fala ciepła. Teraz, kiedy już mianowałam go na swojego rozdziewiczacza, fascynował mnie autorytet, którym cieszył się wśród uczniów. Potarłam udem o udo pod ławką, a moja spódniczka cheerleaderki w kratkę musnęła łagodnie skórę.

Uczeń dwa rzędy dalej podniósł rękę. Pan Blakley wskazał na niego.

– Także tego – zamamrotał – a co, jeśli nie lubię używać prezerwatyw?

Nie wyglądało na to, żeby błaznował. Jeśli już, korzystał z okazji, żeby pochwalić się i zasugerować wszystkim, że już to robił. Sądząc po jego wągrach, tanich ciuchach i byle jakiej fryzurze, podejrzewałam, że kłamie.

Pan Blakley nie dał się zbić z pantałyku.

– Cóż, Tommy, może wypróbuj inny rodzaj.

Powiedziawszy, co zamierzał powiedzieć, Tommy odchylił się w krześle i nie odzywał się aż do końca lekcji. Dzwonek zbliżał się nieubłaganie, a ja zastanawiałam się, jak podejść nauczyciela, kręcąc się w krześle i wyłamując palce pod blatem. Naoglądałam się pornosów, więc rozumiałam mniej więcej, czego pragną mężczyźni; bądź co bądź przemysł został niemal całkowicie dostosowany do nich – może nie bondage, przynajmniej nie dla większości, ale na pewno normalne ostre rypańsko. Kobiety w tych filmikach wyglądały na takie, które wiedzą, czego chcą, więc zakładałam, że ich popularność wskazuje na właściwe podejście.

Kiedy zajęcia dobiegły wreszcie końca, zaczęłam zbierać swoje książki w leniwym tempie, czekając, aż wyjdą inni uczniowie. Gdy sala opustoszała, namierzyłam wzrokiem pana Blakleya; siedział przy biurku i notował coś w kalendarzyku. Zarzuciłam torbę z książkami na ramię i ruszyłam ku niemu, kręcąc biodrami, w nadziei, że mój uniform cheerleaderki wywoła w nim podobną reakcję, co w chłopcach w moim wieku. Uniósł na mnie wzrok po kilku krokach i uśmiechnął się uprzejmie, póki nie zobaczył mojej miny.

Mogłabym zaczekać i stworzyć jakiś plan. Badać jego reakcje przez jakiś czas, kusić go, puszczać oczko na korytarzu, ocierać się o niego. Ale potrzeba, która się we mnie zrodziła, była zbyt świeża i wątpiłam, aby subtelne podejście okazało się skuteczniejsze od prostolinijnej seksualności, której nauczyły mnie internetowe filmy. Myślałam w szczególności o kategorii nastolatki i o tym, że dziewczyny posuwali zazwyczaj starsi partnerzy. Może wiązało się to z pragnieniem ponownego przeżycia młodości, a może z głęboko zakorzeniową chęcią, by dominować nad niewinnymi. Tak czy inaczej, nie bez powodu był to osobny gatunek pornografii i tę wiedzę zamierzałam wykorzystać.

Kiedy na mnie spojrzał, przygryzłam wargę, flirtując w sposób jednoznaczny. Widziałam, jak robi to Amy. Szczęka opadła mu na moment, ale prędko się opanował. A jednak w tej krótkiej chwili dostrzegłam podniecenie ukryte w jego oczach. Wiedziałam już wtedy, że go zdobędę, że wkrótce znajdzie się między moimi udami i swoim członkiem uniesie nas ku wyżynom. Moc mej zmysłowości, nadal całkiem świeża, wypełniła mnie całą, gdy pochyliłam się i wsparłam dłonie na jego biurku, eksponując jedno biodro, przekrzywiając głowę i zaczesując palcami włosy za ucho.

Pozwoliłam, by cisza trwała, aby to on musiał ją przerwać.

– Tak, Kim? – zapytał niskim głosem, ale bez jakiejkolwiek ekscytacji.

– Hej, panie Blakley – powiedziałam. – Chciałam podziękować za lekcje edukacji seksualnej. Naprawdę wiele z nich wynoszę.

Przełknął ślinę.

– Tak, cóż, cieszę się. Świetnie sobie radzisz na testach, jak zwykle. A zadania domowe…

– Mam pomysł na zadanie domowe – weszłam mu w słowo. – Myślę, że człowiek więcej uczy się z praktyki niż z teorii, nie uważa pan?

Twarz mu poczerwieniała, pociemniała. Miałam nadzieję, że nie posunęłam się za daleko na dzień dobry. Pan Blakley wyzwalał we mnie dziwne uczucia, ale nie mogłam się im poddać, bo natychmiast przypominałam sobie, że to mój nauczyciel i że może przysporzyć mi masy kłopotów, jeśli zapędzę go w kozi róg. Ostatnim, czego chciałam, to zagrozić swojej pozycji wzorowej, złotej uczennicy.

– W jakim sensie, Kim?

Teraz to ja przełknęłam ślinę. Przeszył mnie dreszcz: na wpół obawy, na wpół ekscytacji. Strach, w pewien sposób, pogłębił jedynie moje oczekiwanie. Poczułam się jak hazardzistka grająca va banque o miliony, kaskaderka gotowa do skoku przez płomienie na motocyklu.

– W takim sensie, że jestem dziewicą. – Skuliłam się nieco, nadal badając grunt.

Uniósł brwi i założył ramiona na piersi. Zupełnie jakby przywdziewał zbroję. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

– Wspaniale – uznał – to nic złego dla dziewczyny w twoim wieku.

Cholera, pomyślałam. Sama wdepnęłam w tę pułapkę.

– Ale – mówił dalej – gdy nadejdzie czas, będziesz wiedziała. Upewnij się tylko, że wybierzesz odpowiedniego chłopca.

Kryła się w tym ewidentna dwuznaczność. Albo chodziło mu o pierdolety pod tytułem „Zrób to z kimś, kogo kochasz”, albo sugerował, że on sam byłby najlepszym wyborem. Kończył się czas. Uczniowie lada moment zjawią się na kolejnych zajęciach. Zbliżyłam się bardziej, nachyliłam głowę i wyszeptałam:

– Panie Blakley, nie chcę, żeby wyruchał mnie chłopiec. Chcę mężczyzny.

Wciągnął głośno powietrze. Czerwień znów wstąpiła mu na policzki, a wzrok opadł na blat. Zanim odzyskał rezon, ruszyłam do drzwi. Zdawało się, że próbuje coś powiedzieć, bo podniósł się zza biurka, ale do środka wkroczyła grupka licealistów i prześlizgnęłam się między nimi na korytarz, zostawiwszy ziarenko, by wykiełkowało w umyśle pana Blakleya.

Tego popołudnia Amy zaprosiła mnie na wyjście do kina z Brianem i Derekiem, by zobaczyć ekranizację kolejnego komiksu. Filmy o superbohaterach mierziły mnie swoją bezsensownością i tępotą, ale uznałam, że wypad pozwoli mi zapomnieć o wymianie zdań z panem Blakleyem. Analizowałam ją obsesyjnie, przewijałam w głowie jak powtórkę programu w telewizorze. Pomimo pewności nadal wstrząsały mną nerwowe drgawki. Nic nie broniło mu zgłosić mojego zachowania do dyrektora, który z kolei poinformowałby ojca. To zniszczyłoby naszą rodzinną rutynę i wykoleiło moją szkolną opinię. Na dokładkę mogłabym zostać zawieszona – świadomość, która mnie przerażała. Wiedziałam, że jeśli nie doczekam się telefonu w ciągu kolejnych kilku godzin, niebezpieczeństwo minie. To będzie oznaczało, że pan Blakley nikomu nie wspomniał o incydencie – i że jest mną zainteresowany. Przetrwanie tego czasu będzie znacznie łatwiejsze wśród znajomych i odgłosów bitwy w kolejnym filmie Marvela.

Wróciłam do domu, przebrałam się w obcisłe czarne dżinsy i szary sweterek, założyłam naszyjnik po matce, po czym poprawiłam makijaż. Napisałam SMS-a do ojca z informacją, że wychodzę ze znajomymi. W czwartek tradycyjnie dojadaliśmy resztki, więc wrzuciłam niedzielne chili z indykiem do wolnowaru, żeby je ogrzać, posiekałam selera i wstawiłam go do lodówki, a potem postawiłam na blacie kuchennym butelkę wina oraz paczuszkę zbożowych krakersów. Następnie włożyłam płaszcz i przespacerowałam się do domu Amy.

Amy zawiozła nas swoją hondą civic – prezentem na „słodką szesnastkę”. Nadal unosiła się w niej woń nowego auta i Amy nie pozwalała nikomu jeść ani pić w środku. Zdradziła mi nawet, że zabraniała Brianowi seksu na tylnym siedzeniu; nie przeszkadzało jej to w innych samochodach, ale na własnej tapicerce owszem. Odpaliła album Ariany Grande, a ja wpatrzyłam się w tuje stojące na straży drogi niczym wartownicy. Znów wyszło słońce i zaczęłam żałować mijającej zimy. Wkrótce zrobi się ciepło i liście powrócą na gałęzie drzew, a ciepło nasyci powietrze i skazi wszystko. Liczyłam po cichu na jeszcze tydzień ponurego chłodu i niepogody; nie takiej pełnej śnieżnych dni idealnych na wyjście na sanki czy picie kakałka, a nieszczęsnych poranków, kiedy człowiek wychodzi z domu wprost w mokrą pulpę, nie jest w stanie otworzyć skutych lodem drzwi od auta, ślizga się na gołoledzi, mija załamany pod ciężarem opadów dach u sąsiada i jedzie ulicą wśród zasp tak wysokich, że przypominają szare barykady blokujące widoczność na zakrętcie.

– Jak tam? – zagadnęła Amy. – Cieszysz się, że zobaczysz swojego skarbeńka?

Zakrztusiłam się mentalnie.

– Derek to nie żaden skarbeniek. W zasadzie nie nazywaj nikogo moim skarbeńkiem.

Amy zachichotała.

– Człowiek nie może iść całe życie sam, Kim. Potrzebujesz kogoś, kto potraktuje cię jak dżentelmen i zaleje cię podarkami.

I zaleje też czymś innym, pomyślałam, wspominając kategorię wytrysk na twarz na stronach porno.

– Lubię być singielką – oznajmiłam.

– Nie chcesz się kiedyś ohajtać?

– Jezuniu, Amy, trochę za wcześnie na to, nie uważasz?

– Tak sobie gadam.

– A ty co, wyjdziesz za Briana?

– Nie wiem – odpowiedziała. – Kocham go, ale na pewno za nim nie szaleję.

Znów zachichotała, czym przyprawiła mnie o mdłości. Zacisnęłam kciuki, modląc się, by zawiodły jej hamulce i żebyśmy wjechały w tyłek innemu samochodowi, dachowały i wylądowały w rowie – i żeby ona została straszliwie pokiereszowana, a żebym ja wyszła z tego obronną ręką.

– Wszyscy powtarzają, że mamy tylko jedną młodość – powiedziałam. – Więc dorosłość spokojnie można wykorzystać na szukanie partnera.

I bycie nieszczęśliwym, jak każde małżeństwo, jakie znam.

– To jak długo planujesz zgrywać cnotkę-niewydymkę? – zapytała. – No wiesz, bo jeśli zamierzasz to zrobić, jak rozmawiałyśmy, to musisz sobie kogoś znaleźć. I to nie byle kogo. To powinno być wyjątkowe. Znaczące.

Znów wchodziła w buty starszej siostry, i to coraz śmielej. Czasem odnosiłam wrażenie, że wysłuchuję z jej strony kazań, których wygłaszanie zarezerwowane jest zazwyczaj dla rodziców.

– Wiem – odparłam, myśląc o panu Blakleyu. – To będzie znaczące.

Czekała, aż powiem coś więcej. Nie doczekała się.

Umówiłyśmy się z chłopakami w multipleksie. Grali akurat w cymbergaja i mimo że zauważyli nasze przybycie, nie przerwali rozgrywki. Brian był świeżo po wizycie u fryzjera i za każdym razem, gdy się poruszał, wiało od niego wodą kolońską. Wysportowany, nosił ocisłe ubrania, by upewnić się, że jego mięśnie są widoczne. Derek ubrał się ładniej niż zwykle, pewnie w próbie zaimponowania mi. Na ostatniej randce starał się bardzo: odsuwał mi krzesła, pomagał z płaszczem i otwierał przede mną drzwi, nawet jeśli sytuacja wydawała się niezręczna. Odbierałam jego szarmanckość jako przestarzałą i śmieszną i bawiła mnie, choć nie wspomniałam o tym ani słowem. Co za żałosny, pseudomilusińki ruch! Tak desperacki, że piorunem wysyłał delikwentów w odmęty friendzone. Lecz mimo że Derek udawał dżentelmena przez pierwszą połowę randki, w drugiej zawsze dostawał niespokojnych rączek. Nigdy nie pozwoliłam mu zajść dalej niż pod bluzkę, a i tak jego ręce radziły sobie z moimi piersiami wyjątkowo nieporadnie, bardziej ściskając niż pieszcząc i kompletnie ignorując sutki. Całowanie go przypominało przesuwanie językiem po ryżowym puddingu, nie wspominając już o towarzyszącej tejże czynności niechcianej erekcji wbijającej mi się w bok, jak kociak domagający się pieszczot. Nawet myśląc non stop o seksie, nie zamierzałam pozwolić Derekowi na cokolwiek. Nie wrócę z nim z kina ani nie usiądę z dala od innych, żeby mnie obmacał po ciemku. Plan potraktowania go z chłodem godnym Królowej Lodu podniecał mnie znacznie bardziej niż jakiekolwiek wspólne pieszczoty.

Poirytowana uwagą, jaką Brian poświęcał uderzaniu krążka zamiast zachwycać się jej outfitem, Amy zwróciła się w moją stronę.

– Chodź, idziemy po popcorn – powiedziała.

Miała ich w szachu. Po pierwsze, zostawiłybyśmy ich, by bawili się swoimi zabaweczkami, a po drugie, zapłaciłybyśmy za własne przekąski. To przypierało Briana do ściany, bo przeczyło skostniałemu przekonaniu, że koleś powinien płacić za wszystko, jeśli chciał cokolwiek ugrać.

Brian zatrzymał krążek.

– Zaraz, chwila.

Amy szła dalej. Potrafiła zgrywać zimną sukę, jeśli nie dostawała tego, czego pragnęła, i to natychmiast. To jedna z niewielu rzeczy, które szczerze mi się w niej podobały. Podążałam za nią i gdy dotarłyśmy do wystawki ze słodyczami, usłyszałyśmy, że chłopcy gonią za nami. Kiedy się z nami zrównali, próbowali zbagatelizować sytuację śmiechem, ale strach, że właśnie nasrali sobie w papiery, nadal błąkał się po ich obliczach.

– Chcieliśmy tylko dokończyć mecz – tłumaczył się Derek.

– Ale nie szkodzi – dorzucił Brian. – To nic ważnego.

– Świetnie. – Amy powróciła do swego radosnego tonu. – Kupisz mi coś na ząb?

– Jacha!

Brian wyszczerzył zęby. Rozbawiło mnie, z jaką łatwością zmanipulowała go Amy. Stał się podekscytowany i wdzięczny, że może na nią wydać pieniądze.

– Też ci coś kupić? – zapytał mnie Derek.

Osobiście grałam w zupełnie inną grę.

– Mam własne pieniądze.

– Na pewno? – Jakby uszło z niego powietrze. – Wiesz, to dla mnie żaden problem.

– Nie kłopocz się.

Wsunął ręce w kieszenie i przykleił uśmiech do twarzy. Przechylił nawet głowę, by ciemne włosy spynęły mu z czoła, przez co wyglądał znacznie przystojniej.

– Dobrze cię widzieć – oznajmił.

Oczywiście widywaliśmy się w szkole każdego dnia, ale Derek nie to miał na myśli. Zwalczyłam chęć, by zbyć go chłodnym komentarzem. Nie mogłam przesadzać z sukowatością. Derek zgrywał przyjemniaczka, ale był pakerem, nie nerdem. Nie znosiłby gównianego zachowania, gdyby w tym gównie nie kryła się złota bryłka nadziei, że w końcu sobie zamoczy.

– Nawzajem – skłamałam.

Zamówiliśmy popcorn, napoje i czekoladki, a Derek sprytnie zapłacił za moje, zanim wygrzebałam portfel. Pozwoliłam mu na to, ale nie okazałam wdzięczności. Niósł naszą tackę z colą i wiaderko popcornu, a jednak nadal udało mu się otworzyć przede mną drzwi, gdy dotarliśmy do odpowiedniej sali.

– Prawdziwy dżentelmen – pochwaliła Amy.

Szeroki uśmiech wypełnił swojską, amerykańską facjatę Dereka.

Udało mi się uśmiechnąć wyłącznie dlatego, że wyobraziłam sobie ich oboje związanych jak świnie. I mnie – szczającą im na gęby.

Film okazał się niesmacznym, odgrzewanym kotletem, a chłopcy łyknęli go jak pelikany. Amy zdawała się bawić równie wyśmienicie, ale dla niej wyjście do kina nie miało wiele wspólnego z kinematografią. Traktowała to towarzysko, jak typową rozrywkę białej, podmiejskiej nastolatki z solidnym kieszonkowym. A co ważniejsze, mogła pokazać się ludziom u boku swojego popularnego chłopaka i ekipy, w najnowszej kreacji i butach, tak by wpychać im w gardła swoją wyższość nawet poza murami szkoły.

Derek trzymał mnie za rękę przez jakiś czas i pozwoliłam mu na to, ale w końcu przekręciłam się w fotelu i się wyślizgnęłam. Później objął mnie ramieniem, ale przez układ siedzeń okazało się to niezręczne i mało wygodne, więc w końcu dał sobie siana.

Film się skończył i wychodząc z budynku, włączyłam z powrotem swój telefon. Czekając, aż załapie sieć, słuchałam, jak znajomi rozmawiają o kolorowym bezsensie, który właśnie obejrzeliśmy.

– To co? – zagadnął Brian. – Przenosimy imprezę na inną planszę?

W spojrzeniu Amy uchwyciłam figlarny błysk, jak gdyby zamierzała zgodzić się wejść w tę oczywistą pułapkę, żeby zmusić mnie i Dereka do intymności, w ramach żartu między naszą dwójką. Jak wiele dziewcząt, ustaliłyśmy kod postępowania na potrzeby takich sytuacji. Patrzyłyśmy sobie w oczy, jeśli jedna z nas zaczesała włosy za ucho, znaczyło to TAK, a jeśli mrugnęła trzykrotnie, znaczyło to NIE.

Zamrugałam wyraźnie, ale ta pizda założyła sobie kosmyk za ucho.

Mogła obciągnąć Brianowi, kiedy chciała. Tu chodziło o coś innego – o zmuszenie mnie, bym wylądowała w ramionach Dereka. Prawdopodobnie wyniknęło to z naszej dyskusji na temat seksu i poważnych związków, ale wiedziałam, że w lwiej części Amy po prostu życzyła sobie, by stworzyć z nas parę. By okazała się dobrą swatką. Chodziło o to, by się nie pomyliła.

Zdecydowałam się odpowiedzieć Brianowi i ją uprzedzić.

– Gdyby to był weekend, to jasne – zamarudziłam. – Ale jutro trzeba rano do budy, więc powinnyśmy wracać.

Ach, cóż za wspaniały zawód wypełnił ich mordki… Telefon wreszcie się uruchomił i zawibrował, informując o nowej wiadomości. Powrócił strach, że pan Blakley na mnie doniósł, więc odeszłam na bok, by odczytać SMS-a. Słyszałam, jak Brian próbuje nas przekonać do zmiany zdania, ale zignorowałam go.

Ojciec napisał: Bardzo dobry obiad. Odrobiłaś lekcje przed wyjściem?

Odpisałam mu natychmiast – kłamstwem, którego potrzebował. Odrobię lekcję przed pójściem spać.

– Tata mnie goni – powiedziałam na głos. – Gdyby to ode mnie zależało, poszłabym z wami, ale każe mi wracać do domu. Ech, ci rodzice…

Porażka dotarła wreszcie do chłopaków (ojcowie działają na nastolatków jak kryptonit na Supermana), ale wyczułam poirytowanie Amy. Dobrze znała moje relacje z ojcem i to, że pozwalał mi na wiele. Na dokładkę ledwo minęła dwudziesta. W tygodniu często wracałyśmy znacznie później. Wiedziała, że odstawiam szopkę, ale przynajmniej zrozumiała, że serio nie zamierzałam kontynuować randki, bo więcej nie naciskała. Zgrywała zimną sucz przed innymi, ale rzadko przede mną. W końcu byłyśmy „najlepszymi psiółkami”; siostrami, według niej, i uwielbiała tę świadomość. Stanowiło to część jej złudzeń idealnego życia rodem z obrazków Normana Rockwella. Poświęcała się temu, co uważała za naszą więź, dając mi dyspensę od swojego typowego egoizmu.

– Sorka, panowie – powiedziała Amy. – Innym razem.

Weszła w rolę kokietki z prawdziwą gracją. Nie zwaliła winy na mnie, ale zgodziła się po cichu na sojusz, tak że mogłyśmy posłać chłopcom buziaczki na pożegnanie, by zasiać ziarenko nadziei, a jednocześnie złamać im serca. Kiedy się rozchodziliśmy, Derek nachylił się, chcąc mnie pocałować po raz pierwszy tego wieczoru, a ja zaoferowałam mu policzek.

– Zadzwonię – zełgałam.

Wsiadłyśmy do hondy Amy i zostawiłyśmy ich na parkingu jak dwie smutne parówy, którymi byli. Spodziewałam się gniewnego wykładu ze strony przyjaciółki, ale wyglądała na wyluzowaną, nawet szczęśliwą.

– Czasem dobrze jest pozwolić im czekać – uznała.

– Oby Derek przyniósł sobie coś do czytania. Bo na mnie poczeka jeszcze długo.

Światła samochodu rozcinały ciemność, gdy wracałyśmy do domu. Pustka nocy zdawała się nawoływać mnie milczącymi obietnicami czegoś równie mrocznego, co wkrótce nadejdzie. Nie rozumiałam, co to będzie, kiedy nadejdzie i co należało zrobić, by to osiągnąć.

– Nie traktuj Dereka tak ostro – poprosiła Amy. – Nie chcę, żeby zrobiło się niezręcznie między mną a Brianem.

– Bez obaw.

– Znaczy wiesz, jeśli ci się nie podoba, to spoko, ale pamiętaj, że to najlepszy kumpel mojego chłopaka. Jest w naszej ekipie, więc nie zniknie z horyzontu. Nie zmuszę cię, żebyś się z nim umawiała, ale czaisz, nie zmień go w naszego wroga.

– Obiecuję.

Powiedziałam to w sposób sugerujący, że robię to wyłącznie dla niej, ale w rzeczywistości podobała mi się idea wolnego podtruwania tych resztek antyzwiązku z Derekiem. Ciekawiło mnie, jak bardzo uda mi się go udręczyć, odpowiednio wyważając tę huśtawkę nastrojów, na przemian zachęcając go i kompletnie ignorując. Jeśli myślał, że udaję trudną do zdobycia, mogłam rozłożyć go na części kawałek po kawałku. W odpowiednich warunkach pewnie nawet by się we mnie zakochał, tylko dlatego, że sama tak rzadko okazywałam mu uczucie. Już teraz mocno się we mnie zadurzył. Dając i zabierając, rozbudziłabym w nim obsesję. Oglądanie pornosów z gatunku bondage wznieciło we mnie chrapkę na poniżanie innych. Czemu więc nie zabrać by się za to na poważnie?