Moja tratwa - Julia Wierzbicka - ebook

Moja tratwa ebook

Julia Wierzbicka

3,0

Opis

Owiana mroczną tajemnicą historia trojga przyjaciół. Chociaż Nel, Oliwia i Aleks są od siebie zupełnie różni i borykają się z odmiennymi problemami, to są też nierozłączni od wielu lat. Relacje między licealistami komplikują się, gdy do miasteczka przyjeżdża Maks.

Wraz z upływem czasu życie nastolatków diametralnie się zmienia. Dlaczego śmierć zabiera bohaterów po kolei? Co się dzieje w miasteczku nad Kryształowym Jeziorem?

Szalejące hormony i niekontrolowane emocje tylko utrudniają wszystkim zmierzenie się z takimi przeżyciami jak pierwsza miłość, odrzucenie, konflikty, samotność, cierpienie, kłamstwa i niezrozumienie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 199

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
HaniaGonet

Dobrze spędzony czas

Spoko. Bardzo zaskakujący koniec, w życiu bym go nie przewidziała.
00

Popularność




Rozdział 1

Tęczowe pro­mie­nie odbi­jane przez zawie­szony przy oknie łapacz słońca sub­tel­nie roz­świe­tlały sypial­nię. Było to pomiesz­cze­nie godne współ­cze­snej księż­niczki. Okna oka­lały zasłony w kwiaty, dopa­so­wane kolo­ry­stycz­nie do jasno­ró­żo­wych ścian. W pokoju stały szara rzeź­biona szafa i biurko. Regał przy ścia­nie był pełen ksią­żek, głów­nie mrocz­nej twór­czo­ści Ste­phena Kinga. Nad pia­ni­nem wisiały zdję­cia wła­ści­cielki pokoju z podróży, nauki jazdy kon­nej i spo­tkań z przy­ja­ciółmi. Na środku znaj­do­wało się duże łóżko, a w nim spała jesz­cze Nel – wysoka osiem­na­sto­let­nia dziew­czyna o por­ce­la­no­wej cerze i z róża­nymi policz­kami. Miała lekko falo­wane, dłu­gie włosy koloru, który jest opi­sy­wany jako cze­ko­la­dowy blond, ale można go nazwać po pro­stu jasnym brą­zem.

Kiedy budzik zagrał przy­jemną melo­dię, Nel otwo­rzyła duże sza­fi­rowe oczy. Był wto­rek pierw­szego wrze­śnia. Miała przed sobą pierw­szy dzień ostat­niej klasy liceum. Nel była dobrą uczen­nicą, zwłasz­cza z przed­mio­tów huma­ni­stycz­nych. Nie mogła docze­kać się nowego roku szkol­nego. Jak zawsze towa­rzy­szył jej też dreszcz nie­po­koju, czuła, że nad­cho­dzący czas przy­nie­sie wiele zmian… jed­nak ni­gdy nie zga­dłaby, że nowo­ści, które nadejdą będą aż tak dra­styczne.

Wzięła głę­boki wdech, wstała i od razu pode­szła do wiszą­cego na ścia­nie kalen­da­rza, aby zakre­ślić w nim odpo­wied­nią datę. Jesz­cze zaspana poszła pod prysz­nic, po czym zaj­rzała do szafy, aby wybrać odpo­wiedni strój. Zde­cy­do­wała się na brą­zową spód­niczkę i białą koszulę, a na plecy narzu­ciła pasu­jący swe­ter i zwią­zała z przodu jego rękawy.

Nel zawsze dbała o sie­bie, lubiła ład­nie wyglą­dać. Usia­dła przy toa­letce i zaczęła robić deli­katny maki­jaż. Na twarz nało­żyła tro­chę pod­kładu, a pędz­lem mie­nią­cym się od dro­bi­nek różu musnęła policzki. Chwy­ciła do ręki tusz, po uży­ciu któ­rego jej rzęsy się­gały prak­tycz­nie do brwi, a na koniec poma­lo­wała usta błysz­czy­kiem. Zało­żyła swoje ulu­bione kol­czyki perełki, bez któ­rych nie ruszała się z domu. Poper­fu­mo­wała się zapa­chem z nutami róży i peonii, po czym poszła do kuchni. Przy stole sie­działa już gotowa do wyj­ścia mama, Iza­bella. Była piękną, szczu­płą kobietą ze smut­kiem odbi­ja­ją­cym się w ciem­no­nie­bie­skich oczach. Jej pro­ste blond włosy w odcie­niu bursz­ty­no­wym się­gały do ramion. Z zawodu była adwo­ka­tem, więc opi­su­jąc ją jed­nym zda­niem – zawsze ele­gancko ubrana oraz wie­dząca, co i kiedy powie­dzieć.

Prawda była taka, że cudow­nie pre­zen­tu­jąca się mała rodzina miała też nie­stety sporo pro­ble­mów. Nel miesz­kała z mamą sama. Jej star­szy brat Wik­tor, który nie­dawno skoń­czył liceum, na początku waka­cji wyje­chał z domu, co bar­dzo smu­ciło mamę, bo chciała zawsze mieć dzieci jak naj­bli­żej sie­bie. Wcze­śniej ich trójka była bar­dzo zżyta, zwłasz­cza Nel z Iza­bellą. Nel uwa­żała, że każdy ma tylko jedną osobę, do któ­rej jest naj­moc­niej przy­wią­zany. Gdy była młod­sza, to nazy­wała ją tra­twą. Dzięki niej się żyje, a bez niej tonie. Jest ona naj­więk­szym, nie­od­łącz­nym wspar­ciem. Dla Nel tą osobą była mama.

Moż­liwe, że ich tak bli­ska i silna rela­cja była spo­wo­do­wana sło­wami Iza­belli, która zawsze powta­rzała, że świat jest złym miej­scem i tylko ona chce dla Nel jak naj­le­piej. Swoje stwier­dze­nia o wro­go­ści innych opie­rała na wła­snych prze­ży­ciach. Zwłasz­cza na związku z Ada­mem, ojcem jej dzieci. Nel i Wik­tor ni­gdy nie mogli pole­gać na swoim tacie, prak­tycz­nie nie mieli z nim kon­taktu. Wcale na to nie narze­kali, wręcz prze­ciw­nie, cie­szyło ich to. Ojciec wywo­ły­wał w nich naj­okrop­niej­sze wspo­mnie­nia i zacho­wa­nia.

Nel nie lubiła śnia­dań. Ni­gdy rano nie była głodna, ale skoro mama przy­go­to­wała jej już kanapki, to usia­dła przy stole i zaczęła jeść, popi­ja­jąc czarną her­batą z mio­dem.

– Pierw­szy dzień ostat­niego roku szkol­nego to spore wyda­rze­nie, musisz być naje­dzona… Stre­su­jesz się? – spy­tała mama.

– Tro­chę – wes­tchnęła Nel.

– Nel, pamię­taj, pro­szę, że to jest ważny czas. Bądź sku­piona i ucz się. – Iza­bella wygło­siła typową poucza­jącą prze­mowę.

Nel spoj­rzała na zega­rek i zdała sobie sprawę, że zaraz się spóźni, a jej przy­ja­ciel z pew­no­ścią już na nią czeka przed domem. Szybko poże­gnała się z mamą, obej­mu­jąc ją. Zało­żyła brą­zowe trampki, zawią­zała pośpiesz­nie sznu­rówki i wybie­gła z domu. Przy wej­ściu stał Aleks, szczu­pły bru­net o brą­zo­wych oczach, podłuż­nej twa­rzy i wzro­ście zbli­żo­nym do Nel. Jego włosy były ide­al­nie zacze­sane do góry. Miał na sobie koszulkę z koł­nie­rzy­kiem. Aleks był naj­lep­szym przy­ja­cielem Nel, znali się od dzie­ciń­stwa. Był młod­szy od niej, ale jako nad wyraz zdolne dziecko poszedł do pod­sta­wówki wcze­śniej niż rówie­śnicy i tra­fił do tej samej klasy co Nel. Przy­ja­ciele miesz­kali w domach naprze­ciwko sie­bie i każ­dego ranka szli razem do szkoły. W ich mia­steczku pra­wie wszy­scy się znali, ale nikt nie doga­dy­wał się tak dobrze jak oni. Mama Nel bar­dzo lubiła Aleksa, kie­dyś przy­jaź­niła się z jego ojcem. Wik­tor przed wyjaz­dem był bli­skim kolegą brata Aleksa, grali razem w szkol­nej dru­ży­nie piłki noż­nej.

– Hej, prze­pra­szam, już jestem! – krzyk­nęła Nel, bie­gnąc.

– Nic się nie stało – odpo­wie­dział Aleks. – Ostat­nia klasa… Jesz­cze tro­chę i skoń­czymy liceum, jesteś w sta­nie w to uwie­rzyć?

– Nie! – zaśmiała się Nel.

– A tak w ogóle to zamie­rzam się prze­pi­sać na fran­cu­ski i nawet zaczą­łem się już uczyć. Wiesz, nauczy­ciele na pierw­szych lek­cjach zawsze pytają, co robi­li­śmy w waka­cje, więc przy­go­to­wa­łem krótką wypo­wiedź. Tylko nie­stety nie do końca wiem, czy popraw­nie to wyma­wiam. Ty jesteś świetna z fran­cu­skiego, mogła­byś prze­czy­tać na głos to, co napi­sa­łem?

– Świetna to chyba tro­chę za dużo powie­dziane, ale dobra, daj, spró­buję. – Nel wzięła od Aleksa kartkę i zaczęła czy­tać. – Je suis arrivé à l’ hotel1…

– Chwila, co to jest „lotel”? – prze­rwał jej Aleks.

– To hotel, nie czy­tasz tego „h” we fran­cu­skim.

– Naprawdę? Tak sobie myślę, że może lepiej będzie, jak zostanę na nie­miec­kim…

Szkoła była nie­da­leko, więc roz­mowę koń­czyli, już wcho­dząc do niej. Zabyt­kowy budy­nek szkolny był dość duży i prze­strzenny, w środku miał uro­kliwy i szla­chetny wystrój. Zaokrą­glone spore okna wpusz­czały dużo słońca, oświe­tla­jąc jasne ściany.

Obok wej­ścia znaj­do­wało się sto­isko, a za jego ladą sie­działa nie­zbyt wysoka dziew­czyna w jean­sach i blu­zie. Miała piwne oczy, ciemne krę­cone włosy z czer­wo­nymi pasem­kami i kol­czyk w nosie. Była to Oli­wia, przy­ja­ciółka Nel i Aleksa. Na pierw­szy rzut oka wyda­wało się, że dziew­czyny są swoim zupeł­nym prze­ci­wień­stwem. Tym­cza­sem Nel, choć wyglą­dała na wraż­liwą i deli­katną, była silna, aser­tywna, przy tym umiała wszystko i wszyst­kich sobie pod­po­rząd­ko­wać. Za to Oli­wia z tro­chę groź­nym wyglą­dem miała naj­czul­sze serce.

– Oli­wia! A co to? – spy­tała Nel, patrząc na sto­isko.

– Wsta­łam dzi­siaj rano, na szybko zro­bi­łam baner i teraz zbie­ram pie­nią­dze dla cho­rych dzieci… A wła­ści­wie stoję i cze­kam, aż ktoś tutaj podej­dzie – wytłu­ma­czyła Oli­wia.

– O, to dopiero pro­duk­tywny dzień – stwier­dził Aleks.

– Cze­kaj, może jak z Alek­sem wrzu­cimy tro­chę kasy, to inni też zaczną – powie­działa Nel.

– To na pewno, ludzie mają men­tal­ność tłumu – dodał Aleks i wło­żył bank­noty do meta­lo­wej puszki.

– Dzięki za wspar­cie.

– Pierw­sza matma. Oli­wia, idziesz z nami? – spy­tał Aleks.

– Nie, przyjdę póź­niej. Zostało sie­dem minut prze­rwy, może ktoś jesz­cze coś wpłaci.

– Jesteś anio­łem. Za dobra na ten świat. – Nel się uśmiech­nęła.

Przy­ja­ciele pode­szli do sto­ją­cych w rów­nym rzę­dzie jasno­zie­lo­nych sza­fek, tak się skła­dało, że ich były dokład­nie obok sie­bie. Scho­wali książki potrzebne na póź­niej­sze lek­cje i udali się w stronę sali od mate­ma­tyki. Po kilku minu­tach doszła do nich Oli­wia z łatwą do zauwa­że­nia smutną miną.

– Coś się stało? – spy­tała sie­dząca w dwu­oso­bo­wej ławce Nel.

– Póź­niej ci powiem – szep­nęła Oli­wia, dosia­da­jąc się do przy­ja­ciółki.

Aleks zajął miej­sce przed dziew­czy­nami, a po chwili do środka wszedł wesoły, młody nauczy­ciel, pan Wró­bel. Ni­gdy nie ubie­rał się jak typowy nudny mate­ma­tyk. Tego dnia miał na sobie różową koszulę z muchą i jasno­zie­lone spodnie.

– Witam, klaso, mam nadzieję, że waka­cje minęły wam wspa­niale… Ciszę przyj­muję jako „tak”. Dobrze, nie ma co dalej leniu­cho­wać, zaczy­namy ciężką pracę, bo ten rok to nie żarty. Spraw­dzimy dzi­siaj waszą wie­dzę i to, czy przez te dwa mie­siące wasze mózgi zostały we wła­ści­wym miej­scu. Napi­sze­cie kart­kówkę!

Słowa nie­za­do­wo­le­nia i zasko­cze­nia roz­nio­sły się po całej sali, ale nauczy­ciel, nie zwa­ża­jąc na nie, zaczął roz­da­wać kartki. Nel nie była orłem z mate­ma­tyki, więc od razu się zestre­so­wała, a jej ręce się pociły. Oli­wia nie przej­mo­wała się oce­nami, więc po pro­stu pod­pi­sała się i podała Wró­blowi pustą kartkę. Wie­działa, że i tak niczego nie napi­sze, a z zało­że­nia nie zaprzą­tała sobie głowy takimi nie­po­wo­dze­niami, skoro na świe­cie działo się tyle waż­niej­szych spraw. Za to koni­kiem Aleksa były przed­mioty ści­słe, więc taka kart­kówka nie spra­wiała mu naj­mniej­szego pro­blemu i od razu umiał wypeł­nić każde zada­nie. Pierw­sze trzy pole­ce­nia były zamknięte i trzeba było wybrać pra­wi­dłową odpo­wiedź, ale dwa pozo­stałe nale­żało roz­wią­zać samemu. Kiedy tylko nauczy­ciel odwró­cił się, aby zapi­sać coś na tablicy, Nel lekko kop­nęła nogę krze­sła Aleksa. On, nie wyda­jąc żad­nego dźwięku, ostroż­nie odchy­lił się do tyłu.

– Co masz w dru­gim? – szep­nęła Nel.

– Be – wyszep­tał Aleks.

– A w trze­cim?

– Ce.

– Dzięki.

Nel zapi­sała te odpo­wie­dzi, a Aleks wró­cił do pisa­nia kart­kówki. Następne były zada­nia otwarte i tu nic ani nikt nie mógł ura­to­wać Nel. Jedno zada­nie umiała w poło­wie i zapi­sała swoje obli­cze­nia. Gdy już zaczy­nała rozu­mieć ostat­nie pole­ce­nie, nauczy­ciel krzyk­nął, że koniec czasu, i ruszył ze zbie­ra­niem prac. Nel była zała­mana, oparła twarz na dło­niach i myślała, co zro­bić, żeby ten pierw­szy dzień nie zakoń­czył się porażką. Przez resztę godziny lek­cyj­nej nie mogła się sku­pić. Tylko ner­wowo machała nogą, szu­ka­jąc w gło­wie wyj­ścia z tej sytu­acji.

Pod­czas gdy ucznio­wie wycho­dzili na prze­rwę, Nel pode­szła do biurka nauczy­ciela.

– Dzień dobry jesz­cze raz… Pro­szę pana, ja chcia­łam powie­dzieć…

– Cho­dzi o kart­kówkę? – prze­rwał jej nauczy­ciel.

– Tak, dokład­nie. Bar­dzo mi zależy na dobrych oce­nach i ja po pro­stu nie zdą­ży­łam się jesz­cze wdro­żyć w ten cały mate­ma­tyczny tok myśle­nia, a mama by była okrop­nie wście­kła, gdyby się dowie­działa, że pierw­szego dnia… – chciała wyja­śnić Nel, ale Wró­bel znowu zaczął mówić, zanim ona skoń­czyła.

– Nie przej­muj się, nie będzie z tego ocen. Tak sobie chcia­łem was postra­szyć, no idź już, szyb­ciutko! – pokrzy­ki­wał nauczy­ciel, wypro­wa­dza­jąc Nel z klasy.

– Dzię­kuję – powie­działa zdzi­wiona Nel do zamknię­tych już przez Wró­bla drzwi, ale przy­naj­mniej prze­stała się mar­twić.

– O czym roz­ma­wia­łaś z Wró­blem? – spy­tała Oli­wia, która stała przed salą.

– O tej kart­kówce. Nie będzie z niej ocen.

– Jak to? – zdzi­wił się Aleks, który pod­szedł do dziew­czyn. – O nie, a tak dobrze mi poszła.

– Teraz dwie godziny histo­rii. Pój­dziemy po nich coś zjeść na prze­rwie? – zapro­po­no­wała Oli­wia.

Wszy­scy się zgo­dzili i skie­ro­wali do klasy.

Gdy tylko prze­kro­czyli próg sali, pode­szła do nich wysoka nauczy­cielka histo­rii, pani Kamiń­ska.

– Nel, mam nadzieję, że przez waka­cje nie próż­no­wa­łaś, ale to opo­wiesz mi póź­niej. Idź już na miej­sce, bo zaraz dzwo­nek. Liczę na cie­bie w tym roku.

Nel się uśmiech­nęła i usia­dła w ławce. Przez całą lek­cję uważ­nie słu­chała i robiła notatki, ale w jej gło­wie nie­ustan­nie krą­żyły słowa nauczy­cieli oraz mamy tłu­ma­czące, jaki to ważny rok. Czuła pre­sję, przez co była już zmę­czona tym dniem. Na szczę­ście wszystko ma swój koniec i tak też było z histo­rią. Zgod­nie z pla­nem przy­ja­ciele od razu udali się do sto­łówki.

Oli­wia i Aleks usie­dli przy sto­liku, a Nel poszła do skle­piku kupić prze­ką­ski.

– Aleks, jak w końcu jeste­śmy sami, to mogę cię o to zapy­tać. Kiedy zamie­rzasz jej powie­dzieć? – spy­tała Oli­wia.

– O czym ty mówisz?

– Bła­gam cię, ile jesz­cze mam patrzeć, jak robisz maślane oczy do Nel?

– Oli­wia, ciszej. Co, jak cię usły­szy?!

– Może i byłoby lepiej… Dobra, Aleks, nie pani­kuj, tylko weź się w garść.

– Co za dzień! – wes­tchnęła sia­da­jąca do sto­lika Nel i otwo­rzyła sok.

– Weź, to dopiero pierw­szy dzień, a ja już potrze­buję jakiejś prze­rwy – odpo­wie­działa Oli­wia, prze­żu­wa­jąc kanapkę.

– Może pój­dziemy gdzieś po szkole? – zapro­po­no­wała Nel.

– Świetny pomysł! – Oli­wia szturch­nęła Aleksa w ramię i uśmiech­nęła się do niego, bo wie­działa, że to oka­zja, aby powie­dział Nel, co do niej czuje.

– To może do kina? Co wy na to, dziew­czyny?

– O tak! Na pewno grają jakiś hor­ror… – ucie­szyła się Nel.

– Ostat­nio byłem w kinie z kole­gami i wie­cie, że bilety podro­żały pra­wie dwu­krot­nie? – wtrą­cił Aleks.

– Dla­czego? – zdzi­wiła się Nel.

– Nie mam poję­cia. Prze­cież i tak mają mało widzów.

Nel zauwa­żyła, że Oli­wia rap­tow­nie posmut­niała.

– Oli­wia? Wszystko w porządku? Cho­dzi o zbiórkę? Za mało ludzi wpła­ciło pie­nią­dze?

– Zna­czy… Tak, wczo­raj szłam do sklepu i zoba­czy­łam bied­nego chłopca na wózku. Jakoś tak mnie to zła­pało za serce, dla­tego posta­no­wi­łam zbie­rać kasę.

– Wiem, jest dużo cier­pie­nia i zła na świe­cie… Ale wydaje mi się, że jesteś smutna też z innego powodu. – Nel czuła, że przy­ja­ciółka nie jest z nią do końca szczera.

– Masz rację… Koń­czą się oszczęd­no­ści, które rodzice zosta­wili po swo­jej śmierci. Nie wiem, co mam zro­bić. Cioci nie będzie stać, żeby za wszystko pła­cić, a ktoś musi utrzy­mać mnie i Lili. Prze­cież jest moją młod­szą sio­strą. Co mam jej powie­dzieć?

– Oli­wia, tak mi przy­kro – wes­tchnął Aleks.

– Chyba muszę zna­leźć jakąś pracę – stwier­dziła Oli­wia.

– Coś wymy­ślimy, pomo­żemy ci. Możesz na nas liczyć. – Nel zła­pała ją za rękę.

Oli­wia lekko się roz­ch­mu­rzyła.

Tata Oli­wii był woj­sko­wym, więc czę­sto nie było go w domu. Mama była ste­war­desą, co rów­nież ozna­czało, że więk­szość dni spę­dzała w samo­lo­cie lub za gra­nicą. Z tego powodu Oli­wia musiała szybko doj­rzeć. Prak­tycz­nie cały czas zaj­mo­wała się swoją młod­szą sio­strą Lili. Codzien­nie przy­cho­dziła do nich cio­cia, która miesz­kała nie­da­leko, by spraw­dzić, czy dobrze sobie radzą. Gdy Oli­wia miała czter­na­ście lat, jej rodzice zgi­nęli w wypadku samo­cho­do­wym. Mimo pomocy cioci, z którą wtedy już dziew­czynki zamiesz­kały, i wspar­cia przy­ja­ciół Oli­wia musiała sama radzić sobie ze wszyst­kim. Z każ­dym dniem sta­rała się żyć nor­mal­nie i chciała być szczę­śliw­sza, robiła to przede wszyst­kim dla Lili, która była dla niej naj­waż­niej­sza.

Ojciec Oli­wii był bar­dzo prze­zorny. Trzy­mał w domu broń i na wszelki wypa­dek nauczył korzy­stać z niej rodzinę. Kiedy tylko jego córki się uro­dziły, zaczął gro­ma­dzić oszczęd­no­ści. Uzbie­rał sporą sumę, za którą Oli­wia i jej sio­stra dotych­czas żyły. Nie­stety ta kwota powoli się koń­czyła.

Po bio­lo­gii i fizyce ucznio­wie mogli w końcu opu­ścić szkołę. Oli­wia scho­wała puszkę z pie­niędzmi w szafce i grupa przy­ja­ciół wyru­szyła do kina.

– Aleks, a o czym jest ten hor­ror? – spy­tała Nel.

– Chyba o gru­pie mło­dych ludzi w lesie i mor­dercy.

– O, brzmi jak „Pią­tek trzy­na­stego”. Pamię­ta­cie, prawda? To kla­syk, oglą­da­li­śmy go razem – przy­po­mniała Nel, ale nie docze­kała się odpo­wie­dzi.

Przy­ja­ciele nie odwza­jem­niali raczej miło­ści, którą Nel darzyła straszne pro­duk­cje.

Aleks odwró­cił głowę w drugą stronę i zauwa­żył w pobliżu pojazd poli­cyjny. Sie­dzący w środku funk­cjo­na­riu­sze jedli, oglą­da­jąc fil­mik na tele­fo­nie.

– Tacy wła­śnie ludzie chro­nią miesz­kań­ców naszego mia­steczka. Zawsze, kiedy ich mijam, albo jedzą, albo śpią – wyrzu­cił swoją fru­stra­cje Aleks.

– To prawda. Sąsiad mówił mi, że jakiś czas temu dziw­nie zgniły mu rośliny na grząd­kach i zgło­sił to na poli­cję, bo podej­rze­wał, że to jego była żona czymś je potrak­to­wała. A poli­cjanci nawet nie przy­je­chali, tylko od razu stwier­dzili, że mój sąsiad źle je pie­lę­gno­wał – powie­działa Oli­wia.

Aleks wes­tchnął gło­śno i pokrę­cił głową z poiry­to­wa­nia.

– O, patrz­cie, jaki duży ślub. – Nel zauwa­żyła tłum przed pobli­skim kościo­łem.

– Nie uwa­ża­cie, że to bez sensu? – zapy­tała Oli­wia. – Na ślu­bach powinny być tylko naj­bliż­sze osoby, a nie jakieś obce, to nie o to w tym cho­dzi. Tak samo na pogrze­bach – powie­działa sta­now­czo.

Nel i Aleks spoj­rzeli na sie­bie tro­chę zdzi­wieni odpo­wie­dzią przy­ja­ciółki i wszy­scy zaczęli się śmiać.

– A na którą godzinę my idziemy do tego kina? – spy­tała Oli­wia.

– Na równo pięt­na­stą – odparł Aleks.

– A jest? – usta­lała Oli­wia.

– Równo pięt­na­sta – powie­dział zasko­czony Aleks po spoj­rze­niu na zega­rek.

– To chodźmy, szybko. – Oli­wia zaczęła biec.

– O nie, tylko nie bie­ga­nie – narze­kała Nel.

– Chodź! – zachę­cił ją Aleks i zła­pał za rękę.

Mimo wysiłku i pośpie­chu uśmiech nie scho­dził im z twa­rzy.

W końcu ujrzeli budy­nek nie­wiel­kiego, ale kli­ma­tycz­nego kina. Wnę­trze było utrzy­mane w gra­na­to­wej kolo­ry­styce, a na sufi­cie wisiały małe lam­peczki, które wyglą­dały jak migo­czące gwiazdy. Szybko weszli do środka i zoba­czyli, że nikt nie stoi przy ladzie, gdzie nale­żało kupić bilety. Rozej­rzeli się dookoła i dalej nie widzieli żad­nego pra­cow­nika.

– Bie­gniemy? – spy­tała cicho Oli­wia.

– Że co? Że tak bez biletu? – prze­stra­szył się Aleks, który zazwy­czaj nie łamał zasad.

Nel chwy­ciła jego dłoń i we trójkę ruszyli w stronę sali kino­wej.

Wtedy usły­szeli krzyk.

– Hej! Stój­cie, co wy robi­cie? – powie­dział gło­śno, nie­wiele star­szy od grupy przy­ja­ciół, pra­cow­nik kina z gry­ma­sem na twa­rzy i każ­dym pasmem wło­sów w inną stronę.

– My tylko… – zaczął nie­pew­nie Aleks.

– Chcie­li­śmy poszu­kać pra­cow­nika, bo zamie­rza­li­śmy kupić bilety, a nikogo nie było, aby mógł nas obsłu­żyć – dopo­wie­działa sta­now­czo Nel.

– Nie wmó­wi­cie mi takich bzdur. Chcie­li­ście wkraść się na salę – mówił pra­cow­nik.

– Chyba nie powinno być tak, że przy ladzie nikt nie pra­cuje, tylko sobie pan odszedł, a reszty osób też nie ma – cią­gnęła Nel.

– Nie ma żad­nej reszty, jestem tu sam. I nie pan, bez prze­sady, Daniel jestem. Dobra, chodź­cie już kupić te bilety.

Dziew­czyny zaśmiały się pod nosem na widok Aleksa, który stał ze spusz­czoną głową i z poczu­ciem winy wyma­lo­wa­nym na twa­rzy. Wszy­scy pode­szli do lady.

– Coś do jedze­nia? – zapro­po­no­wał Daniel.

– Tak, popro­simy trzy cole, dwa razy popcorn i nachosy – odpo­wie­dział Aleks.

– Jaki sos? Serowy czy salsa?

– Serowy i tro­chę salsy – zde­cy­do­wała Nel.

Chło­pak sto­jący za ladą prze­wró­cił oczami.

– Mogą być te miej­sca? Jeden, dwa, trzy, rząd E – usta­lał pra­cow­nik kina.

Wszy­scy mu przy­tak­nęli.

– To będzie sto pięć zło­tych.

– Ja zapłacę – zapro­po­no­wał Aleks.

– Nie, prze­stań, ja zapłacę za sie­bie. – Nel podała pie­nią­dze.

– Dobra, jak chcesz, to przy­naj­mniej za Oli­wię – ode­zwał się cicho Aleks, a Oli­wia podzię­ko­wała, ale było widać, że jest tym tro­chę skrę­po­wana.

Już zaczęli iść w kie­runku sali, kiedy Nel wpa­dła na pewien pomysł i cof­nęła się parę kro­ków.

– Prze­pra­szam, Daniel, tak? Wspo­mi­na­łeś, że pra­cu­jesz tu sam. Szu­kasz może kogoś do pomocy?

– A co? W sumie głu­pio pytam, chcia­łaś się wkraść bez biletu, to pew­nie nie masz kasy. – Daniel szy­der­czo się uśmiech­nął.

– Bar­dzo zabawne. Aku­rat szu­kam pracy nie dla sie­bie, ale dla Oli­wii. Ona jest ide­alną kan­dy­datką, jest rze­telna i ludzie ją lubią.

– Spy­tam szefa, ale raczej się zgo­dzi, bo aku­rat szu­kamy pra­cow­nika. Niech Oli­wia napi­sze mi tu swój numer tele­fonu, to zadzwo­nię, jak będę miał osta­teczną odpo­wiedź.

– Świet­nie, dzięki… Daniel.

– Nel, słu­chaj, ta praca, dzię­kuję, naprawdę. – Szczę­śliwa Oli­wia zapi­sała na kartce swój numer i podała pra­cow­ni­kowi kina.

– Nie ma sprawy. Chodźmy już, bo jeste­śmy spóź­nieni – powie­działa Nel.

Przy­ja­ciele weszli do sali kino­wej, która ku ich zdzi­wie­niu była pra­wie pusta. Z zado­wo­le­niem zauwa­żyli, że jesz­cze trwają reklamy, i zajęli swoje miej­sca w wygod­nych czer­wo­nych fote­lach. Parę minut póź­niej roz­po­czął się film, a sala powoli się zapeł­niała. Dość szybko oka­zało się, że nie był to hor­ror wyso­kich lotów i bar­dziej roz­śmie­szał, niż stra­szył. Cho­ciaż nie każ­dego, bo w momen­tach, kiedy Nel z Oli­wią śmiały się do roz­puku, a osoby z tyłu je uci­szały, Aleks prze­ra­żony pod­ska­ki­wał w swoim fotelu.

Od razu po wyj­ściu z kina grupa przy­ja­ciół zaczęła komen­to­wać film.

– A pamię­ta­cie, jak temu mor­dercy wtedy wypadł nóż? – pytała roze­śmiana Oli­wia.

– Tak, to było dobre, albo jak zgi­nęła ta dziew­czyna? Naj­bar­dziej idio­tyczna śmierć, jaką widzia­łam, a tro­chę hor­ro­rów już obej­rza­łam – mówiła wesoło Nel.

– No nie wiem, dla mnie to było tro­chę straszne – odburk­nął Aleks.

Nagle do Oli­wii zadzwo­nił tele­fon.

– Cze­kaj­cie, sio­stra do mnie dzwoni… Halo… Dobrze, nie martw się, zaraz będę – zapew­niła sio­strę Oli­wia i roz­łą­czyła się, po czym poin­for­mo­wała przy­ja­ciół: – Muszę już iść, cio­cia znowu nie wró­ciła, a robi się ciemno i Lili boi się być sama w domu. Więc do jutra!

Oli­wia przy­tu­liła na poże­gna­nie Nel i jesz­cze raz jej podzię­ko­wała. Póź­niej pode­szła do Aleksa i dys­kret­nie prze­ka­zała mu na ucho:

– Będzie­cie teraz wra­cali sami, zrób coś. Cześć.

Chło­pak spoj­rzał na nią zakło­po­tany, a ona ruszyła w stronę swo­jego domu, który był poło­żony w zupeł­nie innej czę­ści mia­sta.

Aleks i Nel szli powoli i wymie­niali wra­że­nia po sean­sie, a gdy zbli­żali się już do domów, chło­pak zmie­nił temat roz­mowy.

– Nel… – zaczął i głos mu się zała­mał.

– Tak?

– Pomy­śla­łem sobie… Może… poro­bimy coś jutro… razem.

– Codzien­nie robimy pra­wie wszystko razem.

– No tak, ale… coś innego. Może…

– Wiem, co możemy zro­bić! Chciał­byś mi wytłu­ma­czyć nowy temat z mate­ma­tyki?

– Tak! Zna­czy… czemu nie, nie ma sprawy.

– Dzięki, to do zoba­cze­nia jutro – powie­działa Nel i kiw­nęła mu na poże­gna­nie.

Zre­zy­gno­wany Aleks chwilę patrzył na odcho­dzącą przy­ja­ciółkę. Był przy­gnę­biony, że nie jest w sta­nie ośmie­lić się i wyznać Nel, co do niej czuje. Chło­pak wes­tchnął gło­śno, po czym wol­nym kro­kiem skrę­cił w prawo do swo­jego domu.

Rozdział 2

Następ­nego dnia Nel otwo­rzyła oczy przed melo­dią budzika. Wcze­śniej­sza pobudka była spo­wo­do­wana krzy­kami mamy, która kłó­ciła się z kimś przez tele­fon. Nel pró­bo­wała pod­słu­chać słowa Iza­belli, ale była zbyt daleko, żeby wyraź­nie je usły­szeć. Nasto­latka zakre­śliła drugi dzień szkolny w kalen­da­rzu. Po umy­ciu się dobrała sta­ran­nie sty­li­za­cję i uzu­peł­niła ją per­ło­wymi kol­czy­kami. Spoj­rzała na tele­fon i zoba­czyła wia­do­mość od Aleksa. Napi­sał, że wyszedł wcze­śniej do szkoły, aby spo­tkać się z kole­gami z kółka sza­cho­wego. Nel skie­ro­wała się do kuchni. Przy stole sie­działa jej mama ewi­dent­nie czymś zde­ner­wo­wana.

– Mamo, coś się stało? – spy­tała Nel.

– Jak zwy­kle potwier­dzają się moje słowa, że ludzie są bez­na­dziejni… Ale nie­istotne. Wła­śnie wycho­dzę, więc zrób sobie coś do jedze­nia i ucz się pil­nie – odpo­wie­działa mama i na poże­gna­nie poca­ło­wała córkę w głowę.

Nel wsy­pała sobie płatki i zalała je mle­kiem. Grze­biąc w misce, zasta­na­wiała się, czy w kłótni mamy cho­dziło o pro­blemy w pracy czy jakieś sprawy pry­watne, o któ­rych nie chciała mówić. Po paru łyż­kach stwier­dziła, że nie jest już głodna, i zaczęła zbie­rać się do wyj­ścia. Pośpiesz­nie wzięła spa­ko­wany ple­cak, zamknęła drzwi, zało­żyła słu­chawki i włą­czyła muzykę. Widok na zewnątrz był codzienny, ale i miły dla oka. Droga naj­pierw pro­wa­dziła przez wypie­lę­gno­wane osie­dle usta­wio­nych rów­no­le­gle domów. Pra­wie każdy miał ciem­no­szary dach, jasno­be­żowy front oraz wykła­daną kamie­niami dróżkę, którą można było dojść do kwia­to­wego ogródka z ide­al­nie przy­strzy­żoną trawą. Następny odci­nek trasy pro­wa­dził przez dość zie­lone, lecz mniej zadbane cen­trum mia­steczka. Po obu stro­nach ulicy rosły drzewa, two­rząc uro­kliwą alejkę. Tem­pe­ra­tura na tę porę roku była wyma­rzona, więc samotny spa­cer do szkoły oka­zał się cał­kiem przy­jemny.

Nel po wej­ściu do budynku szkol­nego od razu zauwa­żyła Aleksa odpo­czy­wa­ją­cego na skó­rza­nej kana­pie, więc się do niego dosia­dła.

– Cześć, Aleks, jak tam spo­tka­nie sza­chowe?

– O, Nel, w porządku… Wiesz, tak sobie pomy­śla­łem, że…

– Cześć, kochani, co za wspa­niały dzień – prze­rwała mu Oli­wia, która wła­śnie przy­szła z puszką pie­nię­dzy zebra­nych na cel cha­ry­ta­tywny, i usia­dła mię­dzy nimi.

– Ktoś tu ma zna­ko­mity humor – zauwa­żyła Nel.

– A, zga­dza się, od rana mam same suk­cesy. Po pierw­sze, Daniel zadzwo­nił do mnie i dzi­siaj zaczy­nam swój pierw­szy dzień pracy w kinie, po dru­gie, cio­cia po wielu bła­ga­niach oddała mi swój stary samo­chód i mogę teraz tre­no­wać w nim jazdę. Kolejna sprawa: zebra­łam sporo kasy dla cho­rych dzieci. Po pro­stu mam nowy spo­sób: staję przed drzwiami szkoły i pro­szę wcho­dzą­cych nauczy­cieli o wpłatę, a im głu­pio jest mi odmó­wić. Ostat­nia miła sytu­acja jest taka, że widzia­łam Maję! – opo­wia­dała pro­mie­nie­jąca Oli­wia.

– Gra­tu­luję i bar­dzo się cie­szę, ale naprawdę, Oli­wia, naprawdę? Maja…? Chyba nie chcesz mi powie­dzieć, że znowu wraca ta twoja obse­syjna miłość do niej. – W gło­sie Nel sły­chać było rezy­gna­cję.

– Oj, no wiem, ale jak dzi­siaj ją zoba­czy­łam, to od razu mia­łam nogi jak z waty – roz­ma­rzyła się Oli­wia.

– Nie rozu­miem tego feno­menu. Co ty w niej widzisz? – spy­tała Nel.

– Bez­sen­sowne pyta­nie. Jak to co? Może i ni­gdy z nią dłu­żej nie roz­ma­wia­łam, ale jestem prze­ko­nana, że jest prze­miłą osobą. Poza tym wystar­czy tylko spoj­rzeć na jej cudowne rude włosy. Jesteś jakaś ślepa, Nel. Aleks na sto pro­cent się ze mną zga­dza… Prawda, Aleks? – mówiła wymu­sza­jąco Oli­wia.

– Zna­czy… Wydaje mi się, że jest w miarę ładna – wykrztu­sił skrę­po­wany wzro­kiem dziew­czyn Aleks.

– Dobra, Oli­wia, skoro Maja ci się tak podoba, to prze­pro­wadź z nią jaką­kol­wiek roz­mowę – stwier­dziła Nel.

– Wła­śnie, Oli­wia! Zrób coś, tłu­ma­czy­łaś mi prze­cież, jakie to pro­ste – dodał Aleks, sar­ka­stycz­nie się uśmie­cha­jąc.

– Jeju, ona tam stoi… I patrzy w naszym kie­runku! Tak? Zobacz, Nel, na co ona patrzy? Na mnie? – Pod­eks­cy­to­wana Oli­wia ści­skała puszkę z pie­niędzmi.

Nel rzu­ciła okiem na rudo­włosą dziew­czynę.

– Chyba nie – odpo­wie­działa zmie­szana Nel, gdy uświa­do­miła sobie, że Maja patrzy na Aleksa.

Nagle zadzwo­nił dzwo­nek i przy­ja­ciele poszli po książki. Z pra­wej strony szafki Nel swoją szafkę miał Aleks, a ta z lewej była pusta, tak przy­naj­mniej było dotych­czas. Nie­ocze­ki­wa­nie zaczął ją otwie­rać nie­zna­jomy chło­pak, wysoki blon­dyn ze szma­rag­do­wymi oczami, który miał lekko dłuż­sze, falo­wane włosy. Ubrany był w luźne spodnie i ciem­no­szarą koszulkę, a na rękach nosił rze­my­kowe bran­so­letki. Odwró­cił się w kie­runku Nel.

– Wygląda na to, że mamy obok sie­bie szafki. Maks jestem.

– Nel, miło mi cię poznać.

– Jestem nowy, wczo­raj nie mogłem przyjść, więc to mój pierw­szy dzień tutaj. Wiesz może, gdzie jest sala dwa­dzie­ścia sie­dem? Mam tam teraz lek­cję.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Przy­je­cha­łem do hotelu (fr.) [wróć]