Marco. Saga Kastilo - Anna S. Kornaus - ebook
NOWOŚĆ

Marco. Saga Kastilo ebook

Anna S. Kornaus

4,3

109 osób interesuje się tą książką

Opis

Marco Kastilo, syn przywódcy nowojorskiej mafii, nie zna litości dla wrogów, a tym bardziej zdrajców. W ich szeregach dochodzi jednak do zdrady, która przyczynia się do ogromnych strat, ale też śmierci jednego z ludzi – przyjaciela, którego Marco chce pomścić.

 

Vanessa Young to młoda kobieta, spokojna i uporządkowana. Gdy znika jej brat, a ona sama zostaje porwana przez Marca, całe jej życie wywraca się do góry nogami. To, co wydaje się najgorszym, dopiero ma ją spotkać.

 

Drogi tych dwojga zostają połączone w brutalny sposób, mimo to różnice, które ich dzielą, nie przeszkadzają w rodzącym się między nimi uczuciu. Gdy jednak w grę wchodzą chęć władzy i dominacja, wszystkie chwyty są dozwolone. Co może się zdarzyć, kiedy rodzeni bracia stają do walki o władzę? A przede wszystkim: do jakich czynów będą zdolni, by to osiągnąć?

 

Mafijne porachunki, braterskie konflikty, zazdrość i intryga to tylko część tego, co znajdziemy w książce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 283

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (209 ocen)
125
46
18
12
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zuzazuza31

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam jest zajebista 😋😁 I mam nadzieję że długo nie będę musiała czekać na kolejną część!!!
50
JoannaBura

Nie oderwiesz się od lektury

historia, która wciąga od pierwszych stron.nie mogę doczekać się dalszych losów głównych bohaterów.polecam serdecznie ♥️
40
DangeL

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
40
piotrekpruchnicki1981

Nie oderwiesz się od lektury

Przeczytana jednym tchem ale to zakończenie... Nie tego się spodziewałam
40
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam
40

Popularność



Podobne


Copyright © by Anna S. Kornaus, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © Volodymyr TVERDOKHLIB/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-479-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Epilog

Podziękowania

Dla mojego męża, który wspierał mnie od samego początku powstawania tej książki

Życie bez miłości to czarodziejska latarnia bez światła.

Johann Wolfgang Goethe

Prolog

5 miesięcy wcześniej

Jest siódma rano, na zewnątrz silny wiatr i duże opady deszczu, tak witał mnie ten dzień. Ojciec wezwał mnie dziś do siebie na zebranie naszego oddziału. Sprawa jest naprawdę ważna i trzeba załatwić ją szybko. Dostawa koki nie powiodła się, a to dlatego, że mamy kreta w naszych szeregach. Ktoś był na tyle odważny, że sprzedał policji informację o przewidywanej dostawie i wbił nam nóż w plecy. Naprawdę idiota zadarł z moim ojcem, Cesarem Kastilem, głową mafii, a tym samym z nami wszystkimi.

Ubieram się szybko i wsiadam do swojego ukochanego astona martina. Pędzę z zawrotną prędkością przez ulice Nowego Jorku, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Udaje mi się szybko wydostać z miasta i docieram do Morristown. Rodzinna posiadłość jest ogromna i tylko mój ojciec mógł pozwolić sobie na taki przepych. Uwielbiał pokazywać władzę, nawet dom musiał wzbudzać respekt. Minąwszy bramę, wjechałem na długi podjazd prowadzący do parkingu aleją drzew.

Jestem na miejscu i widzę, że sporo osób dotarło przede mną, w końcu parking jest zapełniony przez cztery czarne mercedesy. Parkuję i wysiadam z auta, które wyróżnia się na tle innych. Odpalam papierosa, zaciągam się dymem i rozmyślam nad tym, jak do tego wszystkiego mogło dojść. Jestem zły, ale w sumie to za mało powiedziane, bo tak naprawdę jestem wkurwiony i pałam chęcią mordu. Nie mogę się doczekać, aż dorwiemy tego skurwiela, wtedy dowie się, co to znaczy rodzina Kastilo – nie tylko sprzedał, ale również ruszył jednego z nas. Tylko Cesare, ja i mój brat wiemy o konsekwencjach nieudanej dostawy. Straciliśmy najlepszego człowieka, a zarazem prawą rękę ojca – dostarczono nam przesyłkę, z której jasno wynikało, że to dopiero początek. Głowa naszego przyjaciela wysłana w kartonie pełnym krwi, co za chory skurwiel.

Z zamyślenia wyrywa mnie ryk silnika parkowanego porsche. Tak, to mój młodszy imprezowy braciszek Antonio zjawił się na spotkanie.

– Proszę, proszę, kto w końcu zaszczycił nas swoją obecnością. Znudziły ci się imprezki? – witam brata z uśmieszkiem.

– Nie żartuj, dobrze wiesz, że to poważna sprawa. Musimy być w tym razem, bo może się to dla nas źle skończyć – odpiera Antonio.

– Kurwa, wiem.

Muszę mu przyznać rację, nie możemy sobie pozwolić na zlekceważenie wroga. Kolejny raz zaciągam się papierosem. Nie mamy czasu na pogaduszki, nasze role w rodzinie są proste – on zarządza naszymi klubami nocnymi, a ja jestem dwudziestoośmioletnim capo, następcą Don Cesarego, tym od torturowania i bezwzględnych egzekucji.

Udajemy się do gabinetu ojca, nasza posiadłość jest naprawdę ogromna, więc chwilę nam to zajmuje, mimo że od dzieciaka znamy każdy kąt. W końcu docieramy przed drzwi gabinetu i pukamy. Słyszymy, że mamy wejść. W środku czuć śmierć, która ma nadejść, uwielbiam to, przecież, jak mówią, jestem diabłem w ludzkiej skórze.

Don Cesare siedzi na swoim fotelu za mahoniowym biurkiem, obok niego najbardziej zaufany doradca, Norberto Cavalli, oraz najważniejsi ludzie, którzy pilnują interesów w mieście. Moją uwagę przykuwa facet w ciemnym garniturze siedzący na środku gabinetu, nie znam go, chociaż wydaje mi się znajomy. Widać, że prawie sra ze strachu.

– Jesteśmy wszyscy, możemy zaczynać – mówi Don Cesare, a wszyscy zgodnie kiwają głowami. – Doskonale wiecie, że ostatnie sprawy dotyczące dostawy towaru wymknęły nam się spod kontroli. Ktoś doniósł na policję o miejscu i godzinie przerzutu. Musicie starannie zbadać te okoliczności i wskazać osoby, które mogą być za to odpowiedzialne.

Doskonale wiem, że gdyby ktokolwiek coś wiedział, to od razu by nas poinformował. Nieznajomy facet zaczyna się wiercić na krześle. Dziwi mnie, co tutaj robi.

– Dziś jest z nami Josh Young – oznajmia Cesare i spogląda na nieznajomego.

A więc tak się nazywa, ale co on, do cholery, tu robi? Czemu ojciec wtajemnicza go w nasze sprawy?

– To nasz człowiek, który dbał o przerzut towaru, był podwładnym Taylora; kiedy dotarł z nim na miejsce, po chwili gliny zrobiły nalot.

Ojciec dziwnie patrzy na Josha, znam to spojrzenie i zdaję sobie sprawę, że zaraz rozpęta się piekło. W końcu stało się jasne, kim jest; słyszałem o nim, ale nigdy go nie widziałem. Jest mało znaczącym pionkiem, który ma dobrze wykonywać swoją robotę.

– Jak ci się, kurwa, udało uciec przed nalotem? Wiedziałeś o tym? – ryczy Alfonso, jeden z naszych.

– Usłyszałem w oddali radiowozy, więc ostrzegłem wszystkich i zacząłem uciekać. Schowałem się w rowie i czekałem, aż sytuacja się uspokoi, a gliny się zawiną.

Marne wytłumaczenie, jego oddech jest coraz płytszy, co pokazuje jego zdenerwowanie. Widzę wzburzenie wśród wszystkich zebranych, coś tu nie pasuje.

– Jasne, i siedziałeś w tym pieprzonym rowie parę godzin, aż się zmyją, ale pierdolisz. – Alfonso nie wytrzymuje, podchodzi do Josha i chwyciwszy go za szyję, poddusza. – Mów, co wiesz, chyba że ci życie niemiłe.

Cesare wstaje i każe Alfonsowi się uspokoić, usiąść na miejscu. Josh haustem łapie tlen, spogląda na ojca, który stoi i kontynuuje, ale ten jakby nie słyszał.

– Don, naprawdę nie kłamię, wiesz, że jestem wobec was lojalny, nigdy bym was nie zdradził.

Nie chcę w to wierzyć i widzę, że ojciec też mu nie wierzy. Coś mi się w nim nie podoba. A ojciec wie więcej, niż nam mówi.

– Powiedz nam, tu zgromadzonym, jak było tamtego wieczoru; każdy szczegół nam się przyda w szukaniu winnego – odpiera ojciec i siada z powrotem na fotelu.

Dziwi mnie jego opanowanie, gdyż zauważam mięsień drgający na jego policzku. Wszyscy wokół ze spokojem patrzą na Josha i czekają na wyjaśnienia.

– Jechałem, jak kazałeś, w wskazane miejsce razem z Taylorem i całym towarem. Wszystko było w porządku, przysięgam. Dojechaliśmy do magazynu, tam czekali już na nas ludzie. Zaczęliśmy wyciągać towar i przekładać do skrzynek, żeby przewieźć dalej. No i usłyszałem radiowozy. Mówiłem wszystkim, żeby zostawić towar i uciekać, ale Taylor i reszta nie posłuchali, więc sam zacząłem uciekać.

Ciekawe, koleś mnie coraz bardziej drażni; sprawdzam, czy mam broń przy sobie. Jest tam, gdzie zawsze, za paskiem spodni. Słucham dalej.

– Po paru godzinach, jak się uspokoiło i glin nie było, poszedłem do magazynu. Tam nic nie było, wszystko wzięli. Widziałem tylko tę krew na betonie.

Po tych słowach coś się we mnie gotuje, nie panuję nad sobą; w dwóch krokach przemierzam dystans między mną a Joshem. Spoglądam mu w oczy, wyciągam broń i celuję prosto w nogę. Odbezpieczam broń i strzelam. Pada, łapie się za nogę i wyje z bólu.

– O jakiej krwi mówisz? Bo tak się składa, że mam, kurwa, raporty policyjne i nie ma tam o niej ani słowa.

Nikt nie wie, ale zapłaciliśmy za te raporty, żeby wiedzieć, czy tam zginął nasz przyjaciel Taylor.

– Musi być tam wzmianka o krwi, przysięgam przecież zmasakrowali go, dostaliście dowód – mówi niezrozumiałe, zwijając się przy tym z bólu.

Te słowa mnie mrożą, wiem, że go zabiję.

Ojciec wstaje, a Antonio podbiega i łapie mnie za rękę. Wszyscy zgromadzeni zaczynają pytać, o co chodzi, ale ja się wyłączam, nie słucham ich. Mam przed sobą zdrajcę. Nasza trójka doskonale o tym wie, ojciec musiał to wiedzieć wcześniej i dlatego zaprosił go na spotkanie.

Między mną a Joshem pojawia się ojciec.

– Marco, opanuj się, to dom naszej rodziny, nie możesz go tu zabić ze względu na matkę. Trzeba wyciągnąć z niego informacje. I ty, Marco, się nim zajmiesz, jesteś w tym najlepszy.

Kiwam głową, nie mogę sprzeciwić się Don Cesarowi.

Wszyscy są w szoku i patrzą na to, co się dzieje.

– A ty, Josh – Cesare odwraca się do Josha – byłeś na tyle głupi, że sam się wygadałeś. Wiesz, z kim zadarłeś, myślałeś, że będę mieć litość dla ciebie i dla niej. Myślisz, że udało ci się mnie oszukać. Czy ona była tego warta, co, Josh?

– Błagam, don, wybacz mi oni mnie szantażowali; błagam, chciałem ją chronić – prosi ojca o litość Josh.

Patrzę na niego z pogardą i już snuję plany, co będę z nim robić.

– Dobrze wiem, Josh, na kim ci tak bardzo zależy. Chciałeś ją ochronić, ale przed nami jej nie ochronisz.

– Boże, tylko nie ona, powiem wam wszystko, ale nic jej nie róbcie.

Stoję i przyglądam się, jak Josh płaszczy się przed Don Cesarem, na którego twarzy widnieje złowieszczy uśmiech. Rana Josha coraz bardziej krwawi, a ten mimo to błaga o litość dla niej. Ciekawe, kim ona jest. Nie mogę już wytrzymać i uderzam go w głowę pistoletem, a on traci przytomność.

– Weźcie to ścierwo do piwnicy magazynu. Opatrzcie go, żeby nie zdechł, bo czeka go większa zabawa – informuję Antonia i Alfonsa.

Patrzę, jak wciągają go na prześcieradło, żeby potem wynieść.

– Teraz musimy dowiedzieć się, kto mu to zlecił, co zdradził o nas i najważniejsze, jaką wtykę mają w policji, skoro cała jest pod naszym wpływem, a mimo to zrobili nalot. Ty, Marco… – mówi Cesare, kiedy wynoszą Josha. – Wyciągnij z niego wszystkie informacje, a później zajmiesz się jego dziwką; tu, w kopercie, masz wiadomości o niej.

Mam świadomość, że on wiedział już wszystko przed spotkaniem.

– Z wielką chęcią to uczynię, ojcze – oznajmiam i nie słucham niczego więcej.

Zalewa mnie chęć mordu, nie mogę doczekać się torturowania Josha. A tą dziwką zajmę się później. Chowam kopertę do kieszeni i ruszam za chłopakami, którzy wynoszą Josha. Nigdy nie igra się z diabłem…

Rozdział 1

Vanessa

Potrzebuję dużej dawki kofeiny, żeby się obudzić. Trudno mi, ale muszę w końcu wstać z łóżka i iść do pracy.

Zwlekam się i przebieram z mojej ulubionej szarej piżamy w niebieski T-shirt i jeansy. Przemierzam swój niewielki, ale przytulny pokój i udaję się do łazienki przynależącej do mojego pokoju. Nigdy nie spodziewałabym się, że będę mieć takie luksusy, ale cóż, życie płata figle. Patrzę na swoje odbicie w lustrze – nie wyglądam źle, lecz muszę zapanować nad moimi niesfornymi długimi ciemnymi włosami. Myję zęby, przeczesuję włosy i wiążę je w luźny kok. Od razu lepiej, jeszcze brązowa kreska na oku, troszkę tuszu i gotowe. Schodzę po schodach na dół do kuchni. Spotykam w niej Anę, moją mamę, to jej królestwo, odkąd tu mieszkamy. Duża wszechstronna kuchnia z wyspą, o której zawsze marzyła. Odkąd znalazła szczęście u boku Denisa, ma wszystko, czego tylko zechce, a ja cieszę się jej szczęściem.

– Cześć, mamo. – Daję jej buziaka w policzek i włączam ekspres.

– Cześć, kochanie, jak minęła noc?

– Dobrze, mamo, czekałam na was, ale było tak późno, że zasnęłam. Wiadomo coś, co z Joshem?

– Byliśmy z tatą pod jego mieszkaniem, niestety zamknięte, a w oknach nie było widać światła. Spotkaliśmy sąsiada, ale mówił, że od miesięcy go nie widział.

Widzę, że jest smutna i zmartwiona, ale przecież to nie pierwszy raz, jak mój braciszek wykręca taki numer.

– Nie martw się, na pewno się odezwie, już wielokrotnie były takie sytuacje.

Biorę kubek z kawą i siadam przy wyspie. Nie wiem, co mogę zrobić, aby pocieszyć mamę.

– Przecież sam mówił, że ma delegacje i może go chwilkę nie być.

– To czemu nie odbiera telefonów? Jeżeli nie odbiera ode mnie, to mógłby chociaż odebrać od taty. Martwię się o niego.

– Zobaczysz, mamo, że jeszcze się odezwie.

– Mam nadzieję, Vanesso. Chcesz tosty na śniadanie? Wiesz, kawa na pusty żołądek nie jest zdrowa.

Znów wchodzi w swój tryb zdrowego odżywiania.

– Nie, dziękuję, kawa wystarczy, później kupię sobie coś na mieście. Gdyby Josh się odezwał, daj znać.

– Oczywiście, kochanie, zjedz coś pożywnego. Kocham cię.

– Ja ciebie też, mamo.

Upijam ostatni łyk kawy, całuję mamę na pożegnanie i idę do wyjścia.

Wkładam swoje czarne converse’y, biorę kluczyki do mojego sfatygowanego forda i wychodzę na zewnątrz. Słońce już pięknie świeci, co napawa mnie optymizmem. Przechodzę chodnikiem koło pięknych róż, jak zwykle muszę je powąchać, to już taki mój codzienny rytuał. Uwielbiam róże i myślę, że dlatego jest ich tyle w ogrodzie. Patrzę na moje autko – starego białego forda fusion; Denis wiele razy proponował, że kupi mi nowy samochód, ale nie chcę go wykorzystywać, powinnam sama zarobić na siebie i swoje potrzeby.

Wsiadam do auta, odpalam silnik i włączam radio, leci akurat moja ulubiona piosenka Ariany Grande 7 Rings. Wycofuję z parkingu i wjeżdżam na ulicę. Kieruję się do centrum Nowego Jorku, gdzie pracuję z koleżanką w sklepie spożywczym Zabar’s. Muzyka napawa mnie optymizmem i myślę, że ten dzień będzie naprawdę dobry.

Docieram na miejsce, gdzie przebieram się w biały uniform do pracy i po sczytaniu karty rozpoczynam pracę. Na początku czeka mnie wykładanie towaru na półki, jest to ciężka praca, ale ja się tego nie boję. Lubię to zajęcie, mimo że nie jest to szczyt moich marzeń. Czuję satysfakcję z tego, że sama na siebie zarabiam i nie proszę rodziców o pieniądze. Mam nadzieję, że kiedyś zamienię etat w sklepie na coś lepszego, ale obecnie to wszystko, czego potrzebuję.

Zabieram się do pracy, a nie do myślenia.

W czwartej alejce wykładam puszki kukurydzy, sięgam po kolejną, kiedy ktoś nagle wpada na mnie i straciwszy równowagę, uderzam tyłkiem o podłogę. A ten dzień tak dobrze się zaczął. Patrzę zszokowana na faceta, który jest ubrany cały na czarno, na pewno jest młody i nie wygląda na skruszonego. Szybko taksuje mnie wzrokiem i odchodzi. No nie, nawet nie przeprosił i nie pomógł mi wstać, Boże, co za ludzie.

Podbiega do mnie moja koleżanka, Susan, która zauważyła całe zajście.

– Vanessa, nic ci nie jest? Co to w ogóle było? Ale cham! – Oburzona pomaga mi wstać.

– Tyłek mnie trochę boli, ale na szczęście nic nie rozbiłam. Co za dziwny człowiek, nawet nie próbował mi pomóc.

– Dziwny to mało powiedziane, chyba jakiś terminator, ha, ha.

Zaczynamy się śmiać. Cóż, w pracy mamy styczność z różnymi osobami.

– Susan, może po pracy wybierzemy się do Cental Parku na hot dogi, poplotkujemy?

– Jasne, chętnie zaczerpnę troszkę świeżego powietrza i zobaczę ciasteczka biegające po Central Parku. Teraz wracam do pracy, bo szef nas zabije.

– A ty tylko o ciasteczkach… Oczywiście, czekaj na mnie przed wyjściem z Zabar’s.

Uśmiecha się i obie wracamy do swoich obowiązków.

Reszta dnia mija mi w spokoju. Po rozłożeniu towaru myję jeszcze wszystkie okna w sklepie, gdyż kurz i brud na szybach już od dawna się o to proszą. Zmęczona, ale szczęśliwa kończę dzień pracy.

Susan czeka na mnie przed wyjściem z Zabar’s. Uśmiecha się od ucha do ucha.

Jest moją najlepszą koleżanką od czasów szkoły, nigdy nie miałyśmy przed sobą żadnych sekretów.

Często jej zazdroszczę, bo jest piękną kobietą – wysoka, szczupła blondynka, długie nogi, mały biust, zawsze miała duże powodzenie u mężczyzn. Jest przede wszystkim odważna, przebojowa i niczego się nie boi, może dlatego jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, bo ja jestem jej przeciwieństwem w dosłownym słowa znaczeniu.

– Już jestem, przepraszam, że czekasz, ale musiałam skończyć myć te okropnie brudne szyby.

– Spoko, Vanessa, sama przed chwilą wyszłam. To co, idziemy?

– Jasne. Chodź, muszę się zrelaksować, w domu same nerwy, znów przez Josha.

Zaczynamy iść tłocznymi ulicami Nowego Jorku w stronę Cental Parku.

– Twój braciszek znowu coś wymyślił?

– Niestety, nie daje znaku życia, rodzice się zamartwiają, szukają go. Domyślam się, że pewnie znów dobrze się bawi naszym kosztem. Do mnie też się nie odzywa, a to dziwne, zawsze mamy z sobą kontakt. Mówi mi o wszystkim.

– Jak zwykle, ale najważniejsze, że ty masz spokój. Ileż może cię obarczać swoimi problemami? Zawsze wiedziałaś więcej niż rodzice – stwierdza Susan, ona też go bardzo dobrze zna.

Wkraczamy na ulicę prowadzącą prosto do parku, ciągle rozmawiając. Lubię te nasze spotkania, przy Susan mogę się otworzyć i szczerze wygadać.

– Tak, zawsze mówił mi znacznie więcej, niż powinien był, ale nigdy nie zachowywał się tak dziwnie jak ostatnio. Parę razy nawet przyniósł mi kwiaty na poprawę humoru, ciągle mówił do mnie „kochanie”. Wariat, ha, ha.

– Domyślam się, według mnie Josh już dawno zaczął przekraczać granice, które powinny być między bratem a siostrą.

– Oj, Susan, nie przesadzaj.

Śmieję się z tego, bo Susan jak zwykle wyolbrzymia. Owszem, Josh zachowuje się dziwnie, ale zawsze traktuje mnie jak siostrę.

Docieramy do wejścia do parku i od razu się relaksuję. Tyle tu zieleni, że człowiek sam się uśmiecha. Jest to miła odmiana od widoku wieżowców i betonu; nigdy nie czułam się dobrze w wielkich miastach, a teraz w takim żyłam. Podchodzimy do budki z hot dogami kupujemy dwa, a do tego colę light. Po otrzymaniu zamówienia idziemy usiąść na trawie i delektujemy się chwilą.

– Vanessa, potrzebujesz faceta – wypala Susan, a ja niemal się krztuszę – nie możesz być wieczną dziewicą.

– Susan, sama wiesz, jakie mam przekonania. Znajdę odpowiedniego faceta, to wtedy pogadamy. Ty lepiej powiedz, jak twój nowy facet.

– Mój Scott wyśmienicie, w końcu i ja znalazłam drugą połówkę, przynajmniej tak myślę. – Susan się śmieje. – A ty, cnotko, nie myśl, że ominie cię ten temat. Mam dla ciebie kandydata, to przyjaciel Scotta, spodoba ci się, jest megaciacho. W weekend idziemy na podwójną randkę, już potwierdziłam. Jutro lecimy do Victoria’s Secret, kupimy jakąś seksowną bieliznę.

– Serio mówisz?! Błagam, powiedz, że to nieprawda.

Czuję się zażenowana, nie chcę tego.

– Prawda, musisz wreszcie się rozerwać i znaleźć sobie faceta! Użyć życia i seksu. Błagam, Vanessa, masz dwadzieścia trzy lata i nic, zero, nawet kaktus na pustyni by usechł bez wody, a ty?!

Uznaję, że powinnam odpuścić; jak Susan się na coś uprze, to tak ma być.

Chwilę milczymy, patrząc, jak ludzie odpoczywają, łapiąc promienie słoneczne. Później rozmawiamy jeszcze o różnych błahostkach, takich jak ubrania, fryzury czy makijaż. Nie wiemy, kiedy minęły już prawie dwie godziny. Stwierdzamy, że pora już iść, muszę jeszcze wrócić do samochodu, więc czeka nas droga powrotna.

Wychodzimy z parku i podążamy wzdłuż ulicy, milczę, myśląc, jak uniknąć podwójnej randki. Naprawdę nie mam najmniejszej ochoty na swatanie Susan. Może powiem, że się rozchorowałam, ale pewnie nie uwierzy. Ech, muszę coś wymyślić. Stajemy przed przejściem, czekając na zielone światło. Mieszamy się z tłumem. Włącza się zielone światło, zatem śmiało wkraczamy na ulicę. Susan dużo szybciej niż ja pokonuje pasy, lawirując między ludźmi. Ja jak zwykle staram się na nikogo nie wpaść, więc idę z boku i doganiam Susan. Wydaje mi się, że czuję na sobie czyjeś spojrzenie, ale w końcu tylu ludzi mijam…

– Vanessa, możesz mnie podrzucić do domu? Jest już późno, a wiesz, mieszkam na szemranej ulicy. – Mruga do mnie.

– Jasne, kochana, dla ciebie wszystko. – Śmieję się.

– Szkoda, że mój facet tak nie mówi. – Susan też wybucha śmiechem.

Jesteśmy już na miejscu, wsiadamy do mojego autka i ruszamy do domu Susan. Dzwoni jej chłopak, więc musi odebrać i nie mamy czasu, żeby porozmawiać. Zazdroszczę jej, też chciałabym kogoś mieć, spędzać z nim wolne chwile, dzielić troski i szczęścia; ach, chyba jestem romantyczką. Dojeżdżam pod blok, Susan nadal rozmawia, zatem macha mi ręką i posyła buziaka, wysiadając. Czekam, aż zniknie w klatce, i odjeżdżam. Dziwię się jej, że mieszka w tej niebezpiecznej okolicy, przecież stać ją na coś lepszego.

Droga do domu zajmuje mi jakieś pół godzinki, ale nie spieszę się mimo mojego zmęczenia. Mijam ulice i ludzi, którzy jak zwykle gdzieś się spieszą, choć jest późna pora. Docieram. Dziś jestem zmęczona całym dniem pracy, ale też martwię się o Josha, dlatego rezygnuję z codziennego biegania wieczorem na rzecz łóżka, miski lodów i ulubionego serialu. Tego chyba dziś potrzebuję – wyłączenia myślenia i relaksu.

Otwieram pusty dom, rodzice jak zwykle w poniedziałki są na kursie tańca. Ściągam converse’y i udaję się do kuchni. W zamrażarce znajduję lody waniliowe – moje ulubione – biorę łyżkę i idę do pokoju. Lody stawiam na szafce obok łóżka. Sięgam po piżamę i idę pod prysznic. Strumień gorącej wody i mydło waniliowe obmywają moje ciało, relaksuję się – tak, to tego potrzebowałam. Wychodzę spod prysznica, wkładam ulubioną piżamę i wskakuję pod kołdrę. Biorę pilot, włączam ulubiony serial, sięgam po lody i zajadam. Po jakimś czasie słyszę dzwonek telefonu, zerkam na ekran i widzę numer zastrzeżony. Nie odbieram, nikt nie będzie mi przeszkadzał jakimiś ofertami. Mimo wszystko ten numer jeszcze kilkakrotnie dzwoni – nie wytrzymuję i odbieram.

– Vanessa Young, słucham?

– Kochanie, to ja, Josh. Posłuchaj mnie, robota nie wypaliła, mam wielkie kłopoty, przez to się nie odzywałem. Znajomi pomogli mi uciec z pewnego miejsca. Na razie nie mogę wrócić do mieszkania, póki tamci mnie szukają. Musisz uważać na siebie, nawet nie wiesz, do czego są zdolni. Jesteś dla mnie wszystkim. Błagam, uważaj na siebie. Nie szukajcie mnie, odezwę się.

I tyle, później słyszę tylko sygnał przerwanego połączenia. Zamieram z telefonem w ręce. Co to ma znaczyć? Czy to jakiś żart? W co wpakował się Josh?

Rozdział 2

Vanessa

Nie mogę dojść do siebie po tym telefonie. Co się dzieje z Joshem? Nic z tego nie rozumiem, ale jestem pewna, że teraz nie zasnę. Nie jestem w stanie oglądać serialu ani tym bardziej czegoś przełknąć. Postanawiam czekać na rodziców, żeby jak najszybciej ich o tym poinformować. Muszą się zastanowić, co teraz zrobić, ponieważ nie wygląda to na typowy wypad Josha. Zwykle wyjeżdżał na parę tygodni, by imprezować pod pretekstem pracy. Wtedy też się do nas nie odzywał; no, może od czasu do czasu z bezsensownymi pretensjami, że do niego wydzwaniamy.

Przebudza mnie huk rozbijanego szkła. Miałam czekać, ale najwidoczniej zasnęłam ze zmęczenia. Wstaję i postanawiam sprawdzić, co się dzieje. Wychodzę z pokoju i widzę, że na dole cały dom jest oświetlony. Słychać śmiech rodziców – kamień z serca. Wchodzę do kuchni i dostrzegam rozbity talerz oraz szklankę z kryształu. A więc przez to ten huk.

– Czemu nie śpisz? Obudziliśmy cię pewnie naszym małym wypadkiem – mówi Denis.

– Tak, ale w sumie czekałam na was. Muszę wam coś powiedzieć. Josh dziś do mnie zadzwonił i był to bardzo dziwny telefon.

– Co?! Odezwał się! Boże, mów wszystko! – Mama z przejęcia podbiega do mnie i przytrzymuje mnie za ręce troszkę mocniej, niż powinna.

Zauważam zmarszczki pojawiające się na jej twarzy ze zmartwienia.

– Mamo, wiem niewiele, ale chyba ma poważne kłopoty, mówił, że zadarł z jakimiś ludźmi, że ktoś go szuka, że muszę uważać. Musimy zgłosić to na policję!

Mama zamiera, jej twarz staje się blada, jej ręce opadają wzdłuż ciała. Denis otwiera oczy, bierze telefon do ręki i patrzy na mamę.

– Ano, kochanie, usiądź, bo zemdlejesz, trzeba działać, zadzwonię teraz na policję. A ty, Vanesso, przypomnij sobie wszystko, co mówił Josh, każdy szczegół może być ważny.

Dobrze pamiętam, co mi mówił.

Siadam obok mamy i razem czekamy na przyjazd policji. Denis co chwila gdzieś dzwoni, widać jego zdenerwowanie. Po półgodzinie policja zjawia się w domu. Jeden z funkcjonariuszy mnie przesłuchuje, wypytuje się o wszystko i zapisuje moje zeznania. Sprawdzają mój telefon, w którym niczego nie znajdują, ponieważ Josh dzwonił z zastrzeżonego numeru. Może uda się im go namierzyć; jeżeli jeszcze się ze mną skontaktuje, mam ich od razu informować. Po tym kończy się moje przesłuchanie, policjant ujmuje mnie za ramię i uśmiecha się.

– Nic ci nie grozi, twój brat najwidoczniej był pijany i majaczył. Jesteś pod najlepszą opieką. – Puszcza mi oczko i odchodzi do rodziców.

Widzę, że funkcjonariusze rozmawiają jeszcze chwilę z rodzicami. Jestem spokojniejsza, teraz na pewno Josh się znajdzie. Denis zawsze o nas dbał, odkąd pamiętam, więc tak, ten mężczyzna ma rację, jestem pod dobrą opieką.

Policja odjeżdża, a my chwilę jeszcze spędzamy razem. Ja zaparzyłam mamie herbatkę na uspokojenie. Widzę jej zmęczenie, więc proszę Denisa, żeby zaprowadził ją do sypialni. Postanawiam umyć kubki po herbacie, jutro chyba wezmę wolne w pracy i pobędę z mamą. Słyszę, jak tata schodzi po schodach, odwracam się do niego, wycieram mokre naczynia, a następnie ręce.

– Vanesso – zaczyna Denis – niczego się nie obawiajcie, nic wam nie grozi. Wróćcie do normalnego życia, ja znajdę Josha. – Całuje mnie w czoło, jak zawsze gdy mnie pociesza. – Teraz uciekaj spać, ja muszę jeszcze zadzwonić.

Uśmiecham się do niego i idę do siebie.

Tak jak planowałam, biorę parę dni wolnego, żeby pobyć z mamą. Widzę, że z dnia na dzień jest w coraz lepszej kondycji. Tata ją wspiera i uspokaja. Policja znalazła trop Josha, tak że za niedługo zawita z powrotem w domu.

Susan oczywiście nie daje za wygraną i teraz jeszcze bardziej upiera się, że potrzebne mi jest wyjście i szaleństwo. W sumie może i ma rację. Dlatego robimy sobie babski dzień. Idziemy do sklepu z bielizną, gdzie Susan kupuje oczywiście najbardziej seksowny komplet bielizny dla siebie i mnie. Odwiedzamy naszą ulubioną kawiarnię, gdzie serwują najlepsze serniki na świecie i latte. Czas zlatuje nam na plotkowaniu o kandydacie na mojego faceta. Susan jest nim zachwycona. Chłopak pracuje w jednym z najlepszych klubów w mieście o nazwie Dark. Nigdy tam nie byłam, ponieważ wejście tam ma wyłącznie śmietanka Nowego Jorku i dostanie się do tego lokalu przez takiego szaraczka jak ja graniczy z cudem. Teraz dzięki Travisowi mamy dostąpić zaszczytu zabawy w Dark.

Kolejne dni mijają na pracy, ponieważ w końcu musiałam do niej iść, żeby zarobić więcej kasy. Zostaję nawet po godzinach i wracam bardzo późno do domu – przez te dni istnieje dla mnie tylko praca i sen, dlatego cieszę się na sobotę.

***

Nadeszła sobota, to dzień randki. Otwieram szafę i zastanawiam się, co na siebie włożyć, idziemy w końcu do najlepszego klubu. Moim oczom ukazuje się niewielka kolekcja sukienek. Klasyczna mała czarna nie pasuje na dziś, a z kolei zwiewna letnia sukienka w kolorze fuksji raczej pasuje na spacer niż do klubu. Przekładam dalej wieszaki w poszukiwaniu czegokolwiek wystrzałowego i jak na zawołanie znajduje sukienkę, którą kupiła mi mama, a do tego ani razu jej nie włożyłam, bo ma metkę. Złota sukienka na cienkich ramiączkach idealnie pasuje na dzisiejsze wyjście.

Po szybkim prysznicu zabieram się do makijażu i fryzury. Mam na to godzinę, bo o siódmej mają po mnie przyjechać. Włosy kręcę w loki, następnie przeczesuję je palcami i pozostawiam rozpuszczone. Nakładam złoty brokatowy cień na powieki, do tego ulubiony czarny eyeliner i tusz. Postanawiam nawilżyć ciało ulubionym balsamem waniliowym. Pozostaje mi tylko włożyć nową bieliznę, sukienkę i buty.

Przeglądam się w lustrze, efekt mnie zadowala. Włosy lekko opadają wzdłuż ramion, sukienka do połowy uda wygląda jak moja druga skóra, jej lekkie frędzelki poruszają się przy każdym ruchu. Do tego niewysokie sandałki i czarna kopertówka. Słyszę klakson samochodu więc już są. Zbiegam po schodach i wychodzę przed dom. Z auta wysiadają Susan ze Scottem i oczywiście Travis.

– Cześć, kochana – ściska mnie na przywitanie – obróć się, niech no się napatrzę, oj, Travis, masz szczęście, Vanessa wygląda jak milion dolarów.

– Susan, błagam cię.

Travis się uśmiecha, ja się rumienię. Witam się ze Scottem, który przedstawia mi kolegę. Susan miała rację, to niezłe ciacho. Jest wysoki i dobrze zbudowany, ma krótkie blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany jest w garnitur idealnie opinający jego sylwetkę. Cieszę się, że włożyłam tę sukienkę, bo nie będę odstawać od nich wyglądem. Susan wybrała czerwoną sukienkę, a Scott spodnie i koszulę z podwiniętymi rękawami. Droga do klubu mija nam na luźnej rozmowie pełnej swobodnych żartów. Okazuje się, że mam wiele wspólnych tematów z moim dzisiejszym partnerem. Zaczynam go lubić. Gdy docieramy na miejsce Travis otwiera mi drzwi i podaje rękę. Moim oczom ukazuje się wielka kolejka do wejścia, przy którym stoi dwóch napakowanych ochroniarzy.

– Vanesso, chodź, my wchodzimy bez kolejki – mówi mój towarzysz i wita się z jednym z ochroniarzy. – Cześć, Alex, ta piękna kobieta i znajomi są ze mną.

Alex kiwa głową i otwiera nam drzwi do klubu, skąd dobiega głośna muzyka.

Dark wzbudza we mnie zachwyt, a z drugiej strony aż onieśmiela nadmiarem przepychu. To nie jest zwykły klub, tutaj od wejścia uderza w nas poczucie luksusu, pieniędzy i dominacji. Klub skąpany jest w czerni i złocie, na suficie przy drzwiach wisi piękna, kryształowa lampa, a dookoła na ścianach rzeźbione lustra. Dalej znajduje się marmurowy parkiet, na którym tańczą rozgrzani ludzie, na jego środku umiejscowieni są DJ-e. Dookoła tego wszystkiego rozciągają się bary serwujące najrozmaitsze drinki. Obserwuję to z zachwytem, a Travis przyciąga mnie do siebie.

– Jak ci się podoba? – szepcze mi do ucha.

– Wspaniały. – Uśmiecham się szeroko.

– Chodźcie, idziemy na nasze miejsca.

Między barami wchodzimy po schodach do sekcji VIP. Tutaj dźwięk jest wyciszony. Zauważam dużo eleganckich osób popijających drinki i wesoło rozmawiających. Sala skąpana jest w przygaszonym świetle, siedzimy na skórzanych sofach, dzięki przeszklonym ścianom można stąd obserwować cały parkiet. Znajduje się tutaj kryształowy bar, naprawdę jest lepiej niż na dole.

– Chłopcy, wy idźcie zamówić nam drinki, a my spojrzymy na tańczący tłum. Chodź, Vanessa.

Przybliżamy się do szyb, patrzymy na klub z góry. Teraz wydaje się jeszcze większy i bardziej luksusowy. Bywalcy Dark to sami bogacze, widać to po zachowaniu, wyglądzie czy ubiorze. Nie dziwię się, że nigdy nie udało nam się tutaj wejść – za wysokie progi.

Zauważam, że ktoś stoi niedaleko Susan i patrzy na mnie. Ukradkiem na niego spoglądam. To, że jest przystojny, to mało powiedziane – ciemne włosy w nieładzie, czarna koszula i spodnie. Na ręce rozciąga się tatuaż, niestety w większości jest zakryty koszulą. Nie mogę mu się dobrze przyjrzeć, ponieważ gdy zauważa, że na niego patrzę, dopija drinka i wychodzi z pomieszczenia.

– Ziemia do Vanessy, na co lub na kogo tak patrzysz?!

– Na nic, Susan, chodź do chłopaków.

Czekają już na nas z drinkami rozparci na sofach. Biorę mojego i upijam łyk.

– Travis, cudowny klub, masz naprawdę świetne miejsce pracy, jesteś szczęściarzem.

– Fakt, jestem szczęściarzem, bo jesteś tutaj ze mną.

Oczywiście muszę się zarumienić.

– Dziękuję, obawiałam się tej podwójnej randki, ale jesteś naprawdę fajny, polubiłam cię.

– A ja ciebie, piękna.

Kątem oka widzę, jak Susan wskazuje na nas i szepcze coś na ucho Scottowi. Na pewno myśli, że coś zaiskrzyło między nami. Popijamy już drugiego drinka, śmiejemy się i gawędzimy o codzienności.

– Piękna, chodź zatańczymy. – Bierze mnie za rękę i udajemy się na parkiet.

Od razu uderza we mnie głośna muzyka. Alkohol we krwi robi swoje i daję się ponieść muzyce.

Przyciągam Travisa do siebie i zaczynamy tańczyć. Widzę, że jest spięty i patrzy w stronę sali VIP. Wędruję za jego wzrokiem i widzę tego samego mężczyznę, któremu się przyglądałam. Stał i patrzył na parkiet.

Postanawiam się nim nie przejmować i wiję się w rytm muzyki. Dołącza do mnie Susan, szalejemy na parkiecie z przerwami na drinki lub toaletę. Nie wiem, ile czasu mija, ale Susan ze Scottem zbierają się już do domu.

– Kochana, zaszalej z tym ciasteczkiem, widzę, że lepicie się do siebie – mówi Susan na odchodne.

– Nic z tego, kochana, on może być dobrym przyjacielem, nic więcej.

– Nie pieprz, Vanessa, ha, ha, to znaczy, pieprz się z ciasteczkiem. – Zanosi się śmiechem.

– Przestań, lepiej się już zbieraj i zajmij swoim facetem. – Posyłam jej buziaka i wracam do Travisa.

Tańczymy jeszcze chwilę z przerwami na rozmowy. Naprawdę miło spędzam wieczór w towarzystwie Travisa, jakbym znała go już od dawna. Szybko znaleźliśmy wspólny język, lecz mimo że jest przystojny i uroczy nie będzie nikim więcej niż przyjacielem. Widzę, że Travis coraz częściej zerka na zegarek.

– Możesz mnie podrzucić już do domu? Jest późno i czuję się troszkę zmęczona.

– Jasne, nie ma problemu, chodź, auto mam na tyłach za klubem.

– Super, ale czekaj, ty piłeś, więc nie możesz prowadzić!

– Spokojnie, piękna, nie martw się, wypiłem jednego drinka, i to parę godzin temu. W moim organizmie nie ma już po nim śladu.

– Dobrze, więc chodźmy.

Bierze mnie za rękę. Lawirując między ludźmi, docieramy do wyjścia z klubu. Owiewa mnie chłodne powietrze. Rzeczywiście wyszliśmy na tyły lokalu. Przechodzimy w głąb uliczki, gdzie zauważam piękny czarny samochód. Nie znam się na markach, ale musiał kosztować majątek. Aż dziwne, że kogoś, kto pracuje w klubie, stać na tak drogie auto.

– Musisz nieźle zarabiać.

Śmieję się, ale mój śmiech nie trwa długo, ponieważ z auta ktoś wysiada i zbliża się powoli w naszą stronę. Jestem zdziwiona, myślałam, że to jego samochód, bo przecież nie ma tutaj innego, a miał mnie odwieźć.

Zatrzymujemy się i Travis puszcza moją rękę. Patrzę na niego pytającym wzrokiem, ale on nawet na mnie nie spogląda.

– O co tu chodzi? Co się dzieje, Travis?

– Przepraszam, piękna.

Tylko tyle mi mówi, a ja ze strachu czuję gęsią skórkę na ciele.

Patrzę w stronę zbliżającej się do nas postaci. Dostrzegam w niej mężczyznę, którego obserwowałam przy szybie w strefie dla VIP-ów. Podchodzi do mnie, bije od niego przerażająca aura. Gdyby nie te okoliczności, to śmiałabym twierdzić, że jest najprzystojniejszym facetem, który stąpa po tej ziemi. Jego oczy są szare, nigdy takich nie widziałam, bo mimo ich piękna są zimne, jakby wyprute z emocji. Kości policzkowe wyraźnie zarysowane, usta proszące, by je pocałować, teraz układają się w złowrogi uśmiech. Włosy ma ciemne, w nieładzie, dłuższe z przodu. To wszystko mnie zaczyna przerażać, to on obserwował mnie w klubie. Zaczyna wzbierać we mnie panika, mimo to nie mogę ruszyć się z miejsca.

– Dzięki, Travis, dobrze wykonałeś swoją robotę, możesz iść – odzywa się mężczyzna.

– Jasne, szefie.

Odchodzi, a ja czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła, w oczach zbierają się łzy.

Nie mogę tutaj zostać, on nie może mnie tu samej zostawić. Odwracam się szybko i próbuję iść za Travisem. Nie zdążam zrobić paru kroków i czuję mocne szarpnięcie za rękę. Wydaję z siebie krzyk, ale Travis nawet nie zawraca, nie reaguje, tylko znika z powrotem w klubie.

Odwracam się do nieznajomego mężczyzny i zamieram. Widzę przed oczami lufę pistoletu skierowaną w moją stronę. Na twarzy mężczyzny nadal widać złośliwy uśmiech. Zaczynam mieć problemy ze złapaniem oddechu, nie potrafię powstrzymać łez, które spływają strugami po moich policzkach. Cała się trzęsę ze strachu i niewiedzy, nie wiem, czy z zimna czy przerażenia.

– Witaj w piekle, laleczko – mówi, zbliżając się do mnie.

Lęk i panika ogarniają moje ciało. Z całych sił próbuję złapać oddech. Ostatnie, co widzę, to chłód szarych oczu, potem ogarnia mnie ciemność…

Rozdział 3

Vanessa

Budzę się jak ze złego snu, tak, to musiał być sen, to nie działo się naprawdę. Powoli otwieram oczy, w pomieszczeniu prawie świta. Nie jest to mój pokój, więc to wszystko jednak jest rzeczywistością. Żyję, nie zabił mnie. Szybko sprawdzam, czy mam na sobie swoje ubrania; kiedy się upewniam, że wszystko jest na swoim miejscu, wzdycham z ulgą. Siadam na wielkim łożu, naprzeciwko mnie widzę ogromną szybę. Podchodzę do niej, moim oczom ukazuje się panorama miasta skąpanego w światłach lamp. Zauważam, że znajduję się bardzo wysoko, może jest to jakieś trzydzieste piętro.

Słyszę głośne chrząknięcie i szybko się odwracam. Zauważam go, jest rozparty na fotelu naprzeciwko łóżka ze szklanką whisky.

– W końcu się obudziłaś. – Słyszę zniecierpliwienie w jego głosie.

– Kim jesteś? Czego chcesz ode mnie? Gdzie jesteśmy? – zadaję pytania jedno po drugim i oczekuję odpowiedzi.

– Lepiej usiądź, nie chcemy przecież, żebyś znowu straciła przytomność, laleczko.

Zrezygnowana siadam na brzegu łóżka i kieruję swój wzrok na mężczyznę. Haustem wypija resztę bursztynowego płynu. Szklankę pozostawia na stoliku obok fotela, na którym zauważam broń. Nie cofam się ani nie uciekam, to i tak nie ma sensu, bo nawet nie mam pojęcia, gdzie przebywam. Jestem zdana na faceta, o którym nic nie wiem.

– Jestem Marco Kastilo, tak się składa, że muszę znaleźć twojego ukochanego przyrodniego braciszka, bo nam spierdolił.

Teraz rozumiem, Josh uciekł przed nim. Patrzę na niego z przerażeniem i słucham dalej.

– A ty, laleczko, mi w tym pomożesz.

Skąd on wie, że Josh to mój przyrodni brat?

Denis adoptował mnie i uznał za własną córkę, gdy byłam jeszcze malutka.

Wie o tym tylko nasza czwórka. Od zawsze utrzymywane było to w tajemnicy, a pytania o biologicznego ojca wywoływały niepotrzebne awantury. Tak więc odpuściłam ten temat. A teraz ten, jak mu tam, Marco bez problemu dowiaduje się o tym i żąda mojej pomocy, żeby złapać Josha.

Staje przede mną, emanując władzą, podnosi rękę i sięga do moich włosów, zaplata sobie pojedynczy kosmyk na palce, po czym zniża się do mojej twarzy.

– Skąd wiesz, że jest moim przyrodnim bratem? Czemu mnie nie zabiłeś? – pytam, ale on nie zamierza odpowiedzieć.

Czuję jego oddech na policzku.

– Zadajesz za dużo pytań. – Zaciąga się moim zapachem. – Nie dziwię się, że ten śmieć chciał cię ochronić.

Z osobliwym wyrazem twarzy odwraca się ode mnie, wkłada ręce do kieszeni spodni i patrzy przez okno.

– Proszę cię, powiedz mi, o co chodzi, czego ode mnie chcesz? – pytam ściszonym głosem.

– Vanesso, Josh to zdrajca, zabił wielu ludzi. Tylko tyle możesz wiedzieć. – Jest zamyślony. – Jesteś moim środkiem do celu, którym jest Josh. Wiem, że tylko z tobą się kontaktował.

– To nieprawda, Josh nie byłby w stanie zrobić tak okropnych rzeczy! – Podbiegam do niego i staję twarzą w twarz, to, co on wygaduje, to jakieś brednie.

– Gówno wiesz, laleczko!

Widzę jego zacięty wyraz twarzy.

– A teraz słuchaj, bo nie będę się powtarzał, przeprowadzisz się do mnie, oficjalnie staniesz się moją kobietą. – Przyciąga mnie do siebie.

Czuję dziwny prąd przebiegający po moim ciele. Widzę, jak w jego zachowaniu zachodzi zmiana, łagodnieje, a jego oczy płoną pożądaniem.

– Gdy ta informacja dojdzie do braciszka, na pewno się odezwie, będzie szukał z tobą kontaktu. Wtedy mi go wystawisz.

– Nikt nie uwierzy w to, że jesteśmy razem! To niedorzeczne, z dnia na dzień wyprowadzę się z domu, moi rodzice będą coś podejrzewać. Błagam, boję się ciebie, wypuść mnie i zostaw w spokoju, proszę… – łkam.

– Denis na wszystko się zgodził, rano jedziemy po twoje rzeczy. – Palcem wyciera łzy z mojego policzka. – Może jestem złym człowiekiem, ale ty nie masz się czego obawiać, nie skrzywdzę cię, bella.

– Jak to, Denis wie?

Moje ramiona opadają.

Czy ja w ogóle nie znam ludzi, z którymi dotychczas żyłam i którym ufałam?

– Nie wszyscy są tacy, jak myślisz, powinnaś już o tym wiedzieć. Bądź grzeczną dziewczynką i rób, co ci każę. Nie zmuszaj mnie do zrobienia rzeczy, których nie chcę.

Mam mętlik w głowie, nie mogę pozbierać myśli. Dlaczego moje życie w jednej minucie się tak skomplikowało?

– Czemu ja?

Słysząc to pytanie, puszcza mnie, jego twarz przybiera zimną maskę. Nie odpowiada.

– Idź się prześpij, za parę godzin przyjdę po ciebie.

Dzwoni jego telefon, a on, nie patrząc na mnie, wychodzi, odbierając.

Stoję w miejscu, w którym mnie zostawił. Przeżyłam, mimo iż celował do mnie z broni. Czy jestem przy nim bezpieczna? Nie wiem. Wierzę jednak, że mnie nie skrzywdzi. Gdyby miał to zrobić, pewnie już bym nie żyła.

Zadaję sobie jednak pytanie, czemu tata zgodził się na to, żebym zamieszkała z Markiem. Jak wytłumaczę to swojej mamie?

Zaczyna mnie boleć głowa, kładę się więc pod miękką pościelą. Przykładam głowę do poduszki, pozwalam sobie na chwilę odpoczynku, dużo kosztował mnie ten wieczór. Jestem skołowana. Tak wiele niewiadomych. Leżę i patrzę w sufit, zastanawiając się, jak teraz będzie wyglądać moje życie.

– Wstawaj, masz marynarkę, włóż na sukienkę i chodź na śniadanie. – Budzi mnie męski głos.

Od razu wiem, że to on. Ubrany jest w granatową bawełnianą koszulę i sportowe czarne spodnie. Sięgam po marynarkę, zarzucam na siebie i udaję się za nim.

– Dziękuję, nie jestem głodna.

Nie jestem w stanie nic przełknąć, a on nie namawia mnie, abym cokolwiek zjadła. Przechodzimy przez korytarz w stronę windy. Marco cały czas mnie obserwuje, jakbym miała uciec, tylko nie wiem dokąd. Zjeżdżamy na parking podziemny, na którym znajduje się dużo luksusowych samochodów. Wsiadamy do czarnego mercedesa, to chyba jego ulubiony kolor, bo cały środek również jest w tym kolorze, nie licząc pojedynczych srebrnych elementów. Odpala silnik i ruszamy w kierunku mojego domu.

– Czy możesz… – próbuję zadać mu pytanie, ale mi przerywa:

– Nie, nie mogę cię zostawić w spokoju; im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. Denis o wszystkim wie i na wszystko się zgadza, twoja matka myśli, że ukrywałaś ten związek, aby jej dodatkowo nie martwić, i niech tak zostanie.

Serce mi krwawi, najbliższa osoba rzuca mnie w ramiona obcego mężczyzny, a zawsze obiecywał mnie chronić. Traktuję go jak prawdziwego tatę, którego nigdy nie miałam okazji poznać. Do tego ta sytuacja z Susan… Czy ona też wiedziała o tym wszystkim? Patrzę w szybę i nie wierzę w to, co mnie spotkało. Wygląda to na głupi żart lub film, a nie moje życie. Na dodatek mężczyzna obok mnie jest przerażający, ale równocześnie przystojny i pociągający. Nie zrobił mi krzywdy, kiedy miał okazję, ale przywitał mnie w piekle, cokolwiek ma to oznaczać.

– Jesteśmy na miejscu. Zachowuj się jak zakochana, nie chcemy, żeby komuś coś się stało.

Zrozumiałam aż zbyt dobrze. Z niechęcią wysiadam z auta, gdy Marco otwiera mi drzwi. Wolałabym, żeby to wszystko nie miało miejsca.

Zauważam, że rodzice już czekają, mama szczęśliwa macha do nas.

Moje serce pęka z bólu.

– Witajcie, kochani, wchodźcie, wchodźcie.

Uśmiecham się, widząc mamę taką wesołą; całuję ją w policzek, a na tatę patrzę z błaganiem o pomoc.

– Jaki ty szarmancki.

Zauważam kątem oka, jak Marco całuję ją w rękę.

– Wiedziałam, że moja córka ma dobry gust. Zapraszam na herbatkę. – Klaszcze z radości.

Marco obejmuje mnie w pasie, a ja lekko się wzdrygam na ten niespodziewany dotyk. Mam nadzieję, że mama tego nie zauważyła. Udajemy się do salonu – na stoliku rozstawione są już filiżanki i ciasto, Denis z Aną siadają na szarej sofie, dzięki czemu ja z Markiem zajmujemy miejsca na fotelach w odcieniu fuksji.

– Powiedzcie mi teraz, czemu ukrywaliście wasz związek i dowiadujemy się o nim dopiero teraz, gdy chcesz się przeprowadzić, córciu? – dopytuje się mama.

Nim jednak zdążę się odezwać, robi to za mnie Marco.

– Przez ostatnie miesiące sytuacja z pani synem była trudna, nadal nie wiadomo, gdzie się znajduje – wymownie patrzy na tatę – nie chcieliśmy przysparzać kolejnych problemów. Dłużej jednak nie mogę czekać, kocham Vanessę i chcę ją mieć przy sobie. – Uśmiecha się do mnie zdradziecko.

Co za kłamca.

– Rozumiem, to był i nadal jest trudny czas dla nas. Mimo to cieszę się waszym szczęściem. A ty, Vanessa, wstydź się, ukrywać tak wspaniałego mężczyznę.

Uśmiecham się do mamy, bo cóż innego mam zrobić? Przepraszam wszystkich i idę na górę się spakować. Wychodząc po schodach, słyszę śmiech mojej mamy, oczywiście Marco ją oczarował. Sama byłabym pod jego urokiem, gdyby nie okoliczności. Nie zamierzam zabierać ze sobą wielu rzeczy, tylko te niezbędne. Sięgam więc po moją torbę i pakuję do niej kilka bluzek, jeansy, sweter oraz bieliznę, no i oczywiście ukochaną piżamę. Ostatni raz patrzę na swój pokój i wychodzę. Mam nadzieję, że ten koszmar szybko się skończy. Schodząc na dół, spotykam Denisa.

– Córeczko, może teraz nic nie rozumiesz, ale z czasem… – Zamyśla się. – Rób, co musisz, żeby chronić mego syna. Nie zadzieraj z Kastilem, to przyszły don mafii.

I teraz wszystko stało się jasne, wszystko dla syna, chroni go moim kosztem. Sprzedaje mnie mafii, nie pytając nawet, jak się czuje ani czy nic mi się nie stało. Na Boga, przecież to mafioso, ich świat jest brutalny i bezwzględny, a Denis mnie tam posyła. Nie próbuje mnie nawet przed nim obronić. Dla taty pewnie nigdy nic nie znaczyłam, nie poznaję go – mam przed sobą obcego człowieka.

– A co ze mną?

– Ciebie ochroni twój…

Nie zdąża dokończyć, gdyż zjawia się „mój ukochany”. Zauważam, że Denis się spina, a Marco mierzy go zabójczym wzrokiem.

– Laleczko, masz wszystko? Daj mi tę torbę.

– Tak, mam wszystko, możemy jechać.

Nie patrzę nawet na tatę; czy w ogóle mogę go jeszcze tak nazywać? To nie jest mężczyzna, który mnie wychował.

– Jestem taka szczęśliwa, Marco to cudowny chłopak, prawda? – zwraca się do Denisa mama.

– Tak, kochanie, oczywiście – warczy ojciec.

– Mamuś, kocham cię, odezwę się niedługo.

– Dobrze, skarbie, dbaj o nią, Marco.

Ściskam ją mocno i odwracam się, by nie zobaczyła moich łez czających się w kącikach oczu. Wychodząc z domu, Marco mnie obejmuje i prowadzi, nie bronię się, jestem zbyt załamana. Chyba to zauważa, bo patrzy na mnie z czułością, a może tylko tak mi się wydaje. Otwiera mi drzwi samochodu jak prawdziwy dżentelmen, a ja siadam wygodnie w tym luksusowym aucie i pozwalam łzom płynąć.

– Nie płacz, laleczko. – Muska dłonią moją twarz, czym mnie zaskakuje.

W tej samej chwili dzwoni jego telefon, a on momentalnie zmienia wyraz twarzy i wrzuca moją torbę na tylne siedzenie.

– Tak, ojcze, wszystko zgodnie z planem, dzięki niej DimitrijVolkov będzie jadł nam z ręki…

Tyle udaje mi się usłyszeć, zanim Marco odchodzi od auta.

Rozdział 4

Vanessa

Wchodzimy do apartamentu, który od teraz jest moim nowym domem. Znajduję się w pięknym, nowoczesnym budynku. Mieszkanie Marca jest nowoczesne i bardzo ładnie urządzone – podłoga wyłożona jest białym marmurem, zarówno w korytarzu, jak i w salonie, do którego mnie zaprowadził. Na ścianach w jasnych kolorach wiszą różne abstrakcyjne obrazy oraz bardzo duży telewizor. Na środku salonu mieści się niski drewniany stół, dookoła którego stoją czarne skórzane sofy.

– Rozgość się, zaraz porozmawiamy, ale najpierw coś zjesz.

Rzuca moją torbę na sofę i udaje się do kuchni, gdzie widzę, jak krząta się starsza pani.

Marco wita się z nią czule, a kiedy coś do niej mówi, kobieta od razu kieruje swój wzrok na mnie i uśmiecha się. Odwracam spojrzenie w stronę okna.

– Moja gosposia zaraz poda ci jedzenie i kawę – mówi, siadając naprzeciwko mnie – naszą sypialnie już znasz, możesz korzystać ze wszystkich pomieszczeń w apartamencie.

– Jak to: naszą sypialnię? Nie możemy spać osobno? – pytam, chociaż znam odpowiedź, to nie ja tu stawiam warunki.

– Będziemy dzielić sypialnię, chyba że czegoś się obawiasz, może siebie? – Nachyla się z tym swoim uśmiechem.

W tym momencie wchodzi gosposia, podaje mi pysznie pachnące pancakes polane syropem klonowym. Od razu zaczyna mi burczeć w brzuchu z głodu.

– Witaj, mam na imię Maria. – Porywa mnie w swoje ramiona. – Jak miło zobaczyć, że mój chłopiec ma swoją kobietę. Jedz, złociutka, zaraz wam przyniosę kawę.

– Nie chcę dzielić z tobą sypialni – mówię, gdy odchodzi.

– Ale będziesz i to nie podlega dyskusji. Pamiętaj, że teraz jesteś moją kobietą i musisz się odpowiednio zachowywać. Nie będę tolerować żadnych wybryków. Od dziś będziesz mieć ochronę, bez której masz się nigdzie nie ruszać.

– A co, jeśli nie chcę tego robić? Nie chcę tu być. Po co ta cała szopka?

Widzę, jak jego nastrój momentalnie się zmienia, teraz już się nie uśmiecha.

– Laleczko, ty chyba nie rozumiesz, ty możesz nie chcieć, ale będziesz robić wszystko, żeby przyprowadzić mi pieprzonego Josha. Chyba nie chcesz, żeby komuś coś się stało?

– Nie, nie chcę – mówię, zabierając się do jedzenia, co przychodzi mi z trudem.

Muszę odnaleźć się w tej sytuacji, być twarda.

– W najbliższą sobotę będziesz mi towarzyszyć na przyjęciu biznesowym w domu Volkova. Dzięki temu każdy będzie wiedział, że należysz do mnie.

– Na przyjęciu mafii? – wypalam bez zastanowienia.

– Tak, dobrze cię tatuś poinformował. Szkoda tylko, że nie jesteś dla niego tak ważna jak syn.

Nie mogę temu zaprzeczyć, gdyż ma całkowitą rację. Kończąc posiłek, przyglądam się Marcowi.

Wygląda młodo, zaczyna mnie interesować, mimo że wywołuje we mnie strach.

– Przyślę do ciebie ochroniarza, teraz idź się kąpać i przebrać, Maria pokaże ci apartament. Jeżeli Josh się do ciebie odezwie, masz mnie informować. Wychodzę, w telefonie masz mój numer.

Przecież nie podawał mi swojego numeru. Szybko sprawdzam w kontaktach i rzeczywiście, znajduję go. Patrzę na Marca zdziwiona, a on puszcza mi oczko i wychodzi. Moje życie zwariowało.

– Panienko, chodź, jesteś zmęczona, przygotowałam ci kąpiel. Odświeżysz się i przebierzesz.

Uśmiecham się do starszej kobiety, w końcu to nie jej wina. Udaję się za nią, szukając na sofie mojej torby z rzeczami. Maria to zauważa.

– Twój bagaż jest w sypialni, rozpakowałam go. Chodź.

– Dziękuję, ale sama mogłam to zrobić, nie trzeba było.

Posyła mi szczery uśmiech i otwiera drzwi sypialni, którą faktycznie już znam.

W świetle dnia wygląda smutno, wszystko skąpane w czarno-szarych barwach. Idealnie pasuje do właściciela. Na środku wielkie łoże z czarną satynową pościelą i szarymi poduszkami. Myślałam, że to ja mam wielkie łóżko, ale to jest jeszcze większe. Naprzeciwko niego stolik oraz szary fotel.

– Panienko, tutaj jest garderoba, a tutaj drzwi do łazienki. – Wskazuje na drzwi na ścianie po mojej prawej stronie i odchodzi.

Otwieram jedne z nich, trafiam do garderoby, gdzie na paru wieszakach są moje rzeczy, reszta należy do Marca. Biorę ubrania, bieliznę i udaję się do łazienki. Jest ogromna, a pierwsze, co mnie uderza, to jaśminowy zapach unoszący się z przygotowanej kąpieli. Jestem zdziwiona, ponieważ w łazience, tak jak w sypialni, cała ściana jest przeszklona. Na jej tle znajduje się bajeczna wanna. Odwracam się, a moim oczom ukazuje się wielkie lustro z dwoma umywalkami i prysznic.

Nie zastanawiając się, biorę przyjemną kąpiel. Opieram głowę, patrząc na piękne niebo za oknem, które wydaje się na wyciągnięcie ręki. Po długiej kąpieli ubieram się i postanawiam zwiedzić apartament. Znajduję się tutaj jeszcze siłownia wyposażona w najnowszy sprzęt do ćwiczeń, gabinet Marca i kuchnia w której krząta się Maria.

– Odpoczęłaś? – zapytała.

– Tak, dziękuję, dzięki tobie czuję się tutaj bardzo dobrze.

– Cieszę się, dziecinko, jesteś pierwszą kobietą, którą Marco przyprowadził do tego domu. Musisz wiele dla niego znaczyć.

Gdyby tylko wiedziała, dlaczego tutaj jestem.

– Chodź, przedstawię ci twojego ochroniarza, czeka na ciebie w salonie.

Od razu mój wzrok wędruje w tamtą stronę. Nie musi mnie przedstawiać, bo go znam. Jest ostatnią osobą, której bym się spodziewała. Mimo tego jednak nie daję niczego po sobie poznać i idę za kobietą.

– Słońce, to jest twój ochroniarz. Pilnuj naszej księżniczki.

To powiedziawszy, gosposia znika.

Patrzę pustym wzrokiem w mężczyznę, który mnie oszukał, którego, jak się okazuje, nie znam.

– Cześć, Vanesso – mówi, na jego twarzy maluje się lekkie zmieszanie.

– Cześć, Scott, czy może twoje imię to też kłamstwo?

– Tak mam na imię. Teraz będę się tobą opiekował, stanę się twoim cieniem.

– Naprawdę? Ty mi mówisz o opiece? A co zrobiliście z Travisem? Jak mogliście mnie tak oszukać? Susan o tym wie? Może ona też brała w tym udział!

– Uspokój się. Susan o niczym nie wie i niech tak pozostanie. Nie utrudniaj tego.

– Ja mam nie utrudniać? Żartujesz sobie ze mnie.

– Nie masz tutaj nic do powiedzenia, będę cię chronił, takie mam polecenie.

– Uważałam cię za przyjaciela! Jak mogłeś?

– Zrozumiesz po pewnym czasie, Vanesso, i jeszcze za to podziękujesz.

Czuję się bezsilna, odwracam się na pięcie, nie potrafię z nim rozmawiać. Ufałam mu, a on mnie perfidnie wystawił. Nie ma sumienia; z jednej strony podstępnie przekazał mnie w ręce mafiosa, a z drugiej będzie mnie chronił. Hipokryta. Udaję się do sypialni, siadam na podłodze obok okna i opieram głowę o szybę. Najbliższe mi osoby mnie zdradziły, nie mam nikogo poza mamą. Stałam się marionetką w rękach bezdusznych ludzi, a moje życie w jednej chwili okazało się wielkim kłamstwem. Jestem zdana na łaskę faceta, o którym niewiele wiem, na pewno jest niebezpieczny, ale też momentami czuły. Człowiek zagadka.