Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Emocje nie kłamią. Ludzie – wręcz przeciwnie.
Dla Cecylii Wagner ludzie są przeźroczyści. Studentka z łatwością wyczuwa i identyfikuje emocje – nawet te skrywane w najmroczniejszych zakamarkach duszy. To prawdziwy dar… choć czasem również przekleństwo.
Gdy niedaleko jej mieszkania ginie kilku bezdomnych, Cecylia od razu wie, że to nie przypadek. Policja rozkłada ręce, ale ona – wraz z grupą ekscentrycznych, choć piekielnie zdolnych przyjaciół – rusza tropem zbrodni.
Cecylia wykorzystuje osobliwe pomysły, młodzieńczą brawurę i niecodzienne poczucie humoru, co pozwala jej chwytać przestępców oraz zapobiegać przekrętom, co spędza sen z powiek lokalnym stróżom prawa.
Każda sprawa odsłania przed nią coraz mroczniejsze warstwy ludzkiej natury. Na szczęście, nie ma dla niej emocji, których nie potrafiłaby rozszyfrować… ani zagadek nie do rozwikłania.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 444
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Elżbieta Barczyk
Ktoś tu ściemnia
Tłum powoli się rozchodził. Ludzie wracali do swoich zajęć. Do rodzin, pracy, życia. Niektórzy rzucili jeszcze przelotnie okiem na ciało w czarnym worku i krzątających się policjantów, szybko tracąc zainteresowanie.
Tylko jedna osoba stała bez ruchu, ze zmarszczonym czołem spoglądając na miejsce, które stało się niemym świadkiem śmierci. Była to młoda kobieta, miała nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, ubrana w bojówki i szeroką bluzę z kapturem. Plecak i związane w dwa warkocze włosy sprawiały, że wyglądała na dużo młodszą.
Gdy pracujący na miejscu policjanci zakończyli zabezpieczanie dowodów i załadowali zwłoki, aby przewieźć je do prosektorium, kobieta odprowadziła ich wzrokiem. Dopiero kiedy odjechali, ruszyła w swoją stronę.
Celia, bo tak ją nazywali rodzina i przyjaciele, weszła do mieszkania, które cztery lata temu stało się jej domem, i energicznie postawiła na kuchennym blacie torbę z zakupami.
Usłyszawszy hałas, z niewielkiego, sąsiadującego z kuchnią pokoju wyszedł starszy mężczyzna. Miał gęste włosy, przyprószone siwizną, i bystre spojrzenie. Poruszał się ostrożnie, podpierając się laską.
– Co się stało? – zapytał.
– Kolejne morderstwo – odpowiedziała dziewczyna.
– Znowu bezdomny – stwierdził.
– Tak. Ten sam typ. Mężczyzna po pięćdziesiątce.
– To już trzeci – zauważył. – Co policja…
– Nie traktują chyba tej sprawy zbyt poważnie. Tak samo jak dwóch poprzednich.
– Policja ma dużo na głowie – powiedział, próbując uspokoić wzburzoną dziewczynę.
– Każde ludzkie życie ma wartość. Nawet bezdomnego. Nie powinni bagatelizować tej sprawy tylko dlatego, że dotyczy ludzi z marginesu. – Celia nadal nie potrafiła zapanować nad szalejącymi emocjami.
– Celio! Spokojnie. Zrób kilka głębokich wdechów.
Mężczyzna wiedział, że zdenerwowanie młodej kobiety nie wynikało ani z jej altruistycznej postawy, chociaż bardzo troszczyła się o wszystkie żywe istoty, ani z niechęci do stróżów prawa, których uważała za opieszałych i nadużywających władzy. Ta nerwowość była efektem niezwykłej wrażliwości na ludzkie uczucia i emocje, które przenikały ją ze zdwojoną siłą, sprawiając, że świat innych stawał się jej osobistym ciężarem.
– Co pan by zrobił, komisarzu? – zapytała po chwili ciszy.
– Jestem już na emeryturze – zauważył.
– Niech pan zachowa tę bajeczkę dla kogoś innego. Czy naprawdę pan myśli, że te trzy śmierci nie są ze sobą powiązane?
– Dobrze wiesz, co myślę, ale nie mam wpływu na to, co uważa policja.
– A nie mógłby pan zadzwonić i zapytać? – drążyła z nadzieją w głosie.
– Myślisz, że ot tak, zdradzą mi szczegóły śledztwa?
– Myślę, że trochę pan siebie nie docenia. Na pewno znajdzie pan jakiś sposób, aby się czegoś dowiedzieć.
– Odpocznij – odezwał się cicho.
– A obiad? – zdziwiła się.
– Dam sobie radę – zapewnił ją.
Nie mógł znieść widoku dziewczyny w takim stanie. Miała trupio bladą twarz, kropelki potu na skroniach i drżące wargi. Przyglądała się miejscu zbrodni z daleka i sprawiała wrażenie, jakby wróciła z samego środka piekła.
Dlatego nie mógł dopuścić, aby ta sprawa dłużej zaprzątała jej głowę. Celia była przekonana, że wszystkie trzy ofiary zostały zamordowane przez tego samego sprawcę. A on był skłonny jej uwierzyć. Już raz, wiele lat temu, zaryzykował dla niej swoją karierę. Uwierzył niewiarygodnym i niesprawdzonym słowom piętnastolatki. Mógł stracić wszystko, ale ryzyko się opłaciło.
Tym razem nie miał tak wiele do stracenia. Wrócił do pokoju po telefon i odszukał numer Rafała, z którym nie kontaktował się od ponad pięciu lat.
– Czesław? – usłyszał w słuchawce zdziwiony głos. – A niech mnie kule biją! Myślałem, że po przejściu na emeryturę zapomniałeś o starych kumplach!
– O innych być może tak, ale o tobie zawsze będę pamiętał. Byłeś najlepszym partnerem, jakiego miałem – odpowiedział na to radosne powitanie.
Przez ponad trzydzieści lat pracy w policji miał wielu partnerów. Od zupełnych gołowąsów poprzez krętaczy czy łapówkarzy aż po zahartowanych w tej robocie doświadczonych gliniarzy. Cynicznych, nieugiętych, czasem opryskliwych. Nie chciał się do tego przyznać, ale pod koniec swojej pełnej wzlotów i upadków kariery sam też się taki stał.
Nie skłamał, mówiąc, że z Rafałem pracowało mu się najlepiej. Często się nie zgadzali i mieli różne podejścia do życia i pracy, ale może właśnie dzięki temu bardzo dobrze się uzupełniali. Byli jak idealnie pasujące do siebie puzzle.
– Słyszałem, że zostałeś szefem – odezwał się po chwili.
– Tak się złożyło – odpowiedział gliniarz.
– Pasuje ci to – przyznał starszy mężczyzna. – Jestem przekonany, że na pewno doskonale sobie poradzisz.
– Ty także byłbyś świetny w tej roli – stwierdził Rafał. – Góra bardzo cię ceniła. Dziwi mnie, że nigdy ci tego nie zaproponowali.
– Zaproponowali – sprostował Czesław. – I to więcej niż raz, ale siedzenie za biurkiem to nie moja bajka. Wolałem pracę w terenie.
– No tak. Cały ty. Podejrzewam, że nie dzwonisz po to, aby powspominać stare czasy.
– Mimo że teraz przekładasz papierki, nie straciłeś policyjnego nosa – odrzekł Czesław.
– O co chodzi?
– W okolicy mojego mieszkania doszło do trzech zgonów…
– Bezdomni – przerwał mu Rafał. – Mężczyźni koło pięćdziesiątki. Co chcesz wiedzieć?
– Czy twoi ludzie prowadzą śledztwo? – zapytał go wprost.
– Nie mamy podstaw, aby wszcząć dochodzenie. Skłaniamy się do uznania tego za nieszczęśliwe wypadki.
– Dlaczego tak uważacie?
– Sekcja zwłok nie wykazała udziału osób trzecich. Za to w ich organizmach było duże stężenie alkoholu. Przypuszczalnie upili się, stracili równowagę i spadli. Dlaczego interesujesz się tą sprawą?
– Do tych zgonów doszło w niedużych odstępach czasu, w tym samym miejscu. Cała okolica o tym huczy. Ludzie są zaniepokojeni.
– To możesz ich uspokoić, że nie ma się czym martwić. Wiem, że media i portale społecznościowe snują teorie na temat seryjnego mordercy, ale są one wyssane z palca. Nic nie wskazuje na to, aby tak było.
– Rozumiem. Nie wiem tylko, czy takie zapewnienie uspokoi moich sąsiadów – wyraził swój niepokój Czesław.
– Będę trzymał rękę na pulsie. I zarządzę, aby co kilka godzin przejechał tamtędy patrol policji. Może być?
– Tak lepiej. Dzięki.
– Nie ma za co. Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, dzwoń.
Były gliniarz skończył rozmowę z byłym partnerem wesołym tonem i z lekkim uśmiechem, który jednak zniknął z jego twarzy, gdy tylko odłożył telefon, ustępując miejsca grymasowi i zmarszczonym brwiom.
Dziewczyna nie mogła się mylić. Nie wyglądało też na to, aby policja bagatelizowała tę sprawę. W takim razie pozostało mu tylko jedno. Musiał wziąć sprawy we własne ręce.
***
Były policjant stał przed drzwiami, za którymi pół godziny wcześniej zniknęła młoda kobieta. Zapukał i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka.
Celia siedziała w fotelu, skrywając twarz w dłoniach. Na dźwięk otwieranych drzwi podniosła głowę.
– Rozmawiałem z moim byłym partnerem – odezwał się Czesław, siadając na wolnym krześle.
– Co powiedział?
– Niedawno został naczelnikiem wydziału kryminalnego, więc jest najlepiej zorientowany – odparł bez związku. – Policja nie zbagatelizowała tej sprawy, po prostu nie mają dowodów na to, że popełniono przestępstwo. Prawdopodobnie uznają to za nieszczęśliwe wypadki.
– To znaczy?
– Nie ma dowodów, nie ma zbrodni. Dobrze wiesz, że tak to działa. – Widząc rozczarowanie na twarzy kobiety, dodał szybko: – Dlatego musimy dostarczyć im dowodów.
– W jaki sposób?
– Po kolei. Wiem, że to nie będzie dla ciebie łatwe, ale chciałbym, abyś przypomniała sobie to, co czułaś niedaleko placu budowy.
Plac niedawno przerwanej budowy był miejscem, gdzie odnaleziono zwłoki trójki bezdomnych mężczyzn. Odkąd przerwano prace, nie kręcił się tam nikt poza amatorami dawania sobie w żyłę i ludźmi szukającymi meliny lub miejsca do spania.
– Mimo że od śmierci tego mężczyzny upłynęło kilka godzin – mówiła cicho i powoli Celia – czułam ogromną nienawiść i gniew. Te uczucia nie były jednak skierowane do ogółu, tylko… – Urwała. – tak jakby koncentrowały się na jednej osobie – dokończyła niepewnie.
– Na zmarłym? – zapytał.
– Nie wydaje mi się. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale osoba, której emocje tam wyczułam, nie kierowała swojej nienawiści w stronę zmarłego mężczyzny. Nie rozumiem tego.
– A ja tak! – Czesław po latach znów poczuł się w swoim żywiole. – Sprawca, kimkolwiek jest, nie wybrał tych ofiar przypadkowo. Myślę, że przypominają mu kogoś z jego przeszłości. Te emocje, o których wspomniałaś, gniew, nienawiść, odczuwa w stosunku do tamtej osoby.
– To tak zwane przeniesienie, mam rację? Z jakiegoś powodu nie może zabić tego, kogo chce, dlatego wybiera ludzi podobnych do obiektu swojej nienawiści. Wyglądem, charakterem lub wiekiem.
– Wiele na to wskazuje. Stwierdziłaś, że nie czuje nienawiści do swoich ofiar. One są tylko zamiennikiem. Kimś, na kim może wyładować swoją frustrację.
– Wierzy mi pan? – zapytała zdziwiona. – Nie mogę podać żadnych konkretów. Nie wiem, kto ani dlaczego to robi. Nie mam nawet pewności, czy dobrze to wszystko zrozumiałam.
– Wierzę ci – oświadczył. – Osiem lat temu też nie miałaś dowodów, a ja ci uwierzyłem. Nie wiem, dlaczego akurat teraz uruchomiła się ta twoja nadwrażliwa empatia, czy jak nazywa się ta twoja zdolność, ale nie sądzę, aby intuicja cię zawiodła.
– To, co pan powiedział, zabrzmiało tak, jakbym była zwykłą osobą, a nie dziwadłem.
– Bo jesteś zwykłą dziewczyną. Najzwyklejszą na świecie – zapewnił ją. – Jesteś tylko wrażliwsza od innych. Jest jeszcze jeden powód, dla którego to robię – zmienił temat.
– Jaki? – zainteresowała się.
– Na emeryturze jest cholernie nudno – wyjaśnił Czesław z szelmowskim uśmiechem na twarzy, który sprawił, że wyglądał na dużo młodszego.
***
Powoli przecisnęła się przez dziurę w ogrodzeniu i weszła do środka. Nie była przekonana do tego pomysłu, zgodziła się bardzo niechętnie. Na wszelki wypadek, aby nikt jej nie rozpoznał, zarzuciła na głowę kaptur. W uchu miała bezprzewodową słuchawkę, a w ręku telefon. Cały czas była w kontakcie z emerytowanym policjantem.
– Jestem na miejscu – odezwała się, gdy dotarła do niedokończonego budynku.
– Nikt cię nie widział? – dobiegł ze słuchawki mocny męski głos.
– Nie sądzę. Starałam się być ostrożna. Powie mi pan jeszcze raz, po co tu przyszłam?
– Znaleźć jakieś ślady albo dowody – wyjaśnił.
– Nisko pan ceni swoich byłych kumpli z policji. Jestem pewna, że dokładnie przetrząsnęli to miejsce.
– Nie zaszkodzi jednak rozejrzeć się tu jeszcze raz.
Nie chciała z nim dłużej dyskutować, bo Czesław miał rację. Policja nie jest nieomylna i jeśli od początku zakładali, że śmierć bezdomnego była nieszczęśliwym wypadkiem, mogli coś przeoczyć.
– Czego mam szukać? – zapytała.
– Zwracaj uwagę na wszystko, co wydaje ci się dziwne lub nie na miejscu.
Ta rada jak na razie na niewiele się zdała. Ani na terenie budowy, ani w obrębie niedokończonego budynku nie znalazła niczego, co by tutaj nie pasowało. Na drugim piętrze budynku odkryła ślady ludzkiej obecności. Nie było to jednak dziwne, bo to właśnie stamtąd prawdopodobnie spadł denat. Kilka pustych butelek po alkoholu i prowizoryczne posłanie świadczyły o tym, że mężczyzna tu pomieszkiwał.
Postanowiła przyjrzeć się rzeczom zmarłego. Nie oczekiwała, że znajdzie coś interesującego, ale nieoczekiwanie coś przykuło jej uwagę.
– Nie wiem, czy to ważne, ale chyba coś znalazłam – powiedziała.
– Co takiego?
– Niedopałki papierosów – wyjaśniła.
– Co wydaje ci się takie niezwykłe? – zainteresował się. – Zmarły mógł je wypalić.
– Są suche – odpowiedziała. – Wszystkie rzeczy tego mężczyzny są mokre, ale nie te niedopałki.
– Dwa dni temu nad miastem przeszła potężna burza – przypomniał były gliniarz. – A w tym budynku nie ma szczelnego dachu – dodał. – A więc musiały się tam znaleźć później.
– Co mam z nimi zrobić?
– Zabezpieczyć – nakazał zdecydowanie. – Pokazywałem ci jak.
Celia wyjęła z kieszeni gumowe rękawiczki i pozbierała niedopałki papierosów, po czym włożyła je do plastikowego woreczka.
– Jest tu jeszcze pudełko zapałek – powiedziała i podniosła je z ziemi. – Suche – dodała.
– Zabierz je – zadecydował – i wracaj już. W domu postanowimy, co dalej.
Dziewczyna przyjrzała się niewielkiemu pudełeczku, na którym widniało jaskrawe logo, wsadziła je do kolejnego woreczka i schowała do kieszeni bluzy.
Następnie, zgodnie z sugestią komisarza, opuściła plac budowy, aby jak najszybciej wrócić do domu.
Nie czuła się dobrze w tym miejscu. Nawet jeśli od chwili, gdy ciało zmarłego mężczyzny zostało zabrane, nikogo tutaj nie było, nadal było pełne negatywnych emocji.
***
Celia zapukała do mieszkania piętro wyżej. Po powrocie do domu wspólnie z Czesławem ustalili, że jaskrawe logo na pudełku zapałek to nazwa nocnego klubu. Niestety, nie udało im się znaleźć żadnych przydatnych informacji na jego temat, dlatego dziewczyna udała się po pomoc do eksperta.
Zapukała jeszcze raz i po chwili drzwi się otworzyły.
– Cecylka! – Mężczyzna, który je otworzył, ucieszył się na jej widok. – Co cię sprowadza?
Młoda kobieta wzdrygnęła się. Nie lubiła, kiedy ludzie zwracali się do niej tym zdrobnieniem. Cecylia dostała imię po prababci i chociaż nie było takie złe, uważała je za staromodne. Dlatego wolała, jak mówiono na nią Celia.
Były jednak takie osoby, jak jej sąsiad z góry, Fabian, które wszystko robiły po swojemu. Wiele razy prosiła go, aby nie używał tego dziwacznie brzmiącego zdrobnienia, ale nie chciał słuchać. Uważał je za urocze, jednak dziewczyna od dawna wiedziała, że ten facet ma spaczony gust.
– Potrzebuję przysługi – odparła.
– Pewnie. O co chodzi, mała?
Dziewczyna wyjęła z kieszeni woreczek z pudełkiem zapałek i pokazała go mężczyźnie.
– Możesz mi coś powiedzieć o tym klubie? – zapytała.
Fabian wziął do ręki zapałki i przyjrzał się jaskrawemu napisowi.
– Co chcesz wiedzieć?
Celia uśmiechnęła się. Trafiła w dobre miejsce. Fabian pracował jako bramkarz w klubie, a że nie przepadał za stabilizacją, to często zmieniał miejsca pracy. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że mężczyzna „zaliczył” wszystkie nocne kluby w mieście, a może nawet w całym województwie.
– Co to za miejsce?
– Jeśli chcesz tam iść, to tylko w moim towarzystwie – oświadczył. – Młoda, ładna kobieta powinna trzymać się z daleka od tego miejsca.
– Dlaczego? Robią tam jakieś szemrane interesy? – zainteresowała się.
– Nie – zaprzeczył. – W ogóle nie powinnaś kręcić się po nocnych klubach – przestrzegł ją. – Zamiast tego powinnaś skupić się na nauce.
– Dzięki, mamo – rzuciła z cynicznym uśmiechem. – A teraz poważnie. Opowiesz mi o tym klubie?
– Czemu on cię interesuje?
– Właściwie to komisarz… – Dziewczyna zrzuciła winę na byłego policjanta.
– Co, staremu pierdzielowi nudzi się na emeryturze? – roześmiał się Fabian.
– Można tak powiedzieć. Pomożesz? – poprosiła.
– Nie wiem zbyt wiele, ale to klub z najwyższej półki. Kilka razy stałem tam na bramce i żebyś ty widziała, jakimi furami podjeżdżali na parking…
– Czyli dla wpływowych i nadzianych? – wtrąciła.
– Tak słyszałem. Byle leszcz z ulicy nie ma tam czego szukać.
– Dziękuję. To mi wystarczy. – Dziewczyna odebrała od mężczyzny zapałki i schowała do kieszeni.
– Chciałbym ci więcej pomóc, ale to nie moja liga.
– W porządku. I tak bardzo dużo mi pomogłeś.
– Powiesz mi, o co tak naprawdę chodzi?
– Teraz nie mogę, ale gdy sprawa się rozwiąże, będziesz pierwszy – zapewniła go.
– Skoro tak, to zmykaj już, dzieciaku. I uważaj na siebie – rzucił i zamknął drzwi.
Cecylii nie pozostało nic innego, jak wrócić do mieszkania. Musiała omówić z komisarzem to, czego się dowiedziała, i zaplanować dalsze kroki.
***
Od pół godziny obserwowała wejście do komendy policji. Cały czas jednak kręcili się przy nim funkcjonariusze w mundurach. Nie była w stanie wejść tak, aby nikt jej nie zauważył.
Wspólnie z komisarzem zadecydowali, że to, co Celia znalazła w niedokończonym domu, powinno zostać przekazane policji. Gliniarze dysponowali odpowiednim sprzętem, aby dokładnie zbadać niedopałki i zapałki pod kątem ewentualnych odcisków palców lub DNA.
Od samego początku dziewczyna nie zamierzała sama rozwiązać tej sprawy. Nie miała do tego ani chęci, ani umiejętności. Nawet kierowana przez najlepszego, chociaż byłego, gliniarza, jakiego znała, nie była w stanie zrobić nic więcej.
Czesław być może sam szybko uporałby się z tą tajemniczą sprawą, ale od kiedy trzy lata temu doznał rozległego udaru, rzadko wychodził z domu. Od tamtego czasu musiał poruszać się o lasce, a dla zwykle energicznego mężczyzny taka sytuacja była nie do zniesienia. W końcu pogodził się z tym, że laska będzie mu towarzyszyć zawsze, i przyzwyczaił się do problemów z mobilnością, ale na początku było mu ciężko.
Do zapałek i niedopałków papierosów dołączyli list, w którym spisali wszystko, czego się dowiedzieli i co podejrzewali.
Celia nie wiedziała, czy policjanci potraktują takie dowody poważnie, czy nie uznają tego za głupi żart, ale musiała zaryzykować. Nie mogła po prostu zjawić się na komisariacie i powiedzieć prawdy, bo nikt by jej nie uwierzył. Bardziej prawdopodobne było, że uznaliby ją za wariatkę albo kogoś, kto desperacko szuka uwagi i chwilowej sławy. Mogliby uznać jej słowa za młodzieńczy wybryk lub realizację szalonego zakładu.
Nie potrafiła wyjaśnić, skąd wie, że doszło do morderstw. Nikogo nie przekona tym, że potrafi wyczuć skrajne i ekstremalne emocje pozostawione na miejscu przestępstwa, bo sama dobrze wiedziała, jak absurdalnie to brzmi.
Co więcej, nie miała żadnego dowodu na potwierdzenie swoich słów. Czesław jej uwierzył, ale on był jedyną osobą, która wiedziała, że dziewczyna nie kłamie. Nie rozpowiadała o swojej zdolności na prawo i lewo. Trzymała głęboko w sercu ten sekret, bo bała się, że ludzie potraktują ją tak jak jej własna rodzina. Jak nieszkodliwą świruskę, której poprzestawiało się w głowie kilka klepek.
Po długim oczekiwaniu i ukrywaniu się w pobliżu wejścia szczęście się do niej uśmiechnęło. W holu komendy doszło do przepychanki i awantury z udziałem zatrzymanego, który jak podejrzewała, był pod wpływem jakichś środków.
Aresztant zachowywał się niezwykle agresywnie. Ciągle się wyrywał, krzyczał i atakował eskortujących go policjantów. Ci, nie mając wyjścia, wezwali na pomoc kolegów.
To była chwila, na którą czekała. Niezauważona przez nikogo, bo uwaga gliniarzy skupiona była na mężczyźnie, weszła do środka, mocno naciągając na twarz kaptur bluzy.
Dzięki Czesławowi wiedziała, gdzie mniej więcej rozlokowane są kamery, i starała się je ominąć. Nie chciała zwrócić na siebie uwagi policji.
Podeszła do kontuaru, za którym zwykle przebywał dyżurny gliniarz, lecz tym razem miejsce było puste. Położyła na nim dużą szarą kopertę zaadresowaną do naczelnika wydziału kryminalnego. I wyszła, zanim ktokolwiek zdążył ją zauważyć i zatrzymać.
***
Podinspektor Rafał Wojtas trzymał w dłoni szarą kopertę ze swoim nazwiskiem wypisanym drukowanymi literami, przyglądając się jej podejrzliwie.
– Nie wiecie, kto ją przyniósł? – zapytał swoich ludzi.
– Nie – odpowiedział mu dyżurny. – W holu zrobiło się zamieszanie. Jeden klient bardzo się awanturował. Ktoś musiał wykorzystać ten moment.
– Na monitoringu mignęła postać w jeansach i bluzie z kapturem, ale nie jesteśmy w stanie go zidentyfikować – dopowiedział inny gliniarz.
– Jego? Myślicie, że to mężczyzna?
– Trudno powiedzieć – przyznał policjant – ale wiele na to wskazuje.
– Może szef powinien otworzyć? – zasugerował aspirant Kuś, prowadzący sprawę zmarłych bezdomnych.
Podinspektor ostrożnie wysypał zawartość koperty na biurko. Poza szczelnie owiniętymi w foliowe woreczki niedopałkami papierosów i zapałkami była tam kartka, na której ktoś starannie napisał kilka zdań.
Wojtas najpierw zajął się listem. Rozłożył papier i zaczął czytać. Im dłużej się na nim skupiał, tym mocniej zaciskał wargi. Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka wskazująca na niezadowolenie i irytację.
– O co chodzi, szefie? – zainteresował się aspirant. – Co tam jest napisane?
– Ktoś bardzo uprzejmie poinformował mnie, że policja popełnia duży błąd, uważając śmierć tych trzech bezdomnych za nieszczęśliwe wypadki.
– Nie stwierdziliśmy udziału osób trzecich – zauważył Kuś.
– Wiem o tym, ale ta osoba, podpisana jako „C”, jest innego zdania. Te niedopałki i zapałki są dowodem na to, że ktoś był na miejscu zbrodni po tej gwałtownej burzy, a więc mniej więcej w czasie, gdy zmarł ten mężczyzna.
– To absurd! – oburzył się aspirant. – Przeszukaliśmy budynek i niczego podejrzanego nie znaleźliśmy…
– Dokładnie go przeszukaliście?
– To wyglądało na wypadek, więc… – zaczął, ale urwał zawstydzony i odwrócił wzrok.
– Opinia publiczna bardzo interesuje się tą sprawą – zauważył podinspektor. – Dałem ci ją, bo myślałem, że z tak prostym śledztwem bez problemu sobie poradzisz, ale najwidoczniej się myliłem.
– Szefie, ja…
Rafał uciszył go gestem. Bez względu na to, czy ktoś celowo próbował zdyskredytować organy ścigania, czy rzeczywiście dali plamę, nie przetrząsając skrupulatnie placu budowy, nie miało to teraz znaczenia. Policja od dawna miała kiepskie notowania, a medialna nagonka była teraz ostatnią rzeczą, której potrzebował. Dlatego nie mógł pozwolić sobie ani swoim ludziom na żadne uchybienia.
Przypomniał sobie rozmowę z byłym partnerem. Na początku nie przywiązywał do tego zbyt wielkiej wagi. Uznał, że Czesław nudzi się na emeryturze i dlatego interesuje się zgonami, które miały miejsce w jego okolicy. A co, jeśli stary gliniarz zadzwonił tylko po to, aby zapytać o postępy w śledztwie, a gdy zorientował się, że nic nie mają, sam zaczął działać?
Rafał nie mógł wykluczyć takiej ewentualności. Znał Czesława bardzo dobrze. W końcu przed ponad dziesięć lat był on człowiekiem, któremu bezgranicznie ufał. Gdy prowadzili skomplikowane czy niebezpieczne śledztwa, bez wahania pozwalał mu chronić swoje plecy.
– Oddajcie kopertę i jej zawartość do analizy – zadecydował. – Pogońcie tych leni z laboratorium. Chcę wyników na wczoraj. A ty – zwrócił się do aspiranta – wrócisz na miejsce zbrodni i przeczeszesz je dokładnie.
– Wierzy szef w to, co tu jest napisane? – zdziwił się policjant. – Może to zwykły żart.
– A jak prasa dobierze się nam do tyłka, też będziesz mówił, że to żart?
– To tylko…
– Tylko co? Bezdomni, więc nie warto się starać? Chcesz, abym odebrał ci tę sprawę? – Podinspektor był coraz bardziej zirytowany zachowaniem swojego podwładnego.
– Nie – burknął pod nosem aspirant.
– A więc do roboty!
***
Czesław już od dłuższego czasu siedział przy kuchennym stole, bębniąc palcami o blat i patrząc przez okno. Sprawiał wrażenie pogrążonego w myślach.
– O czym pan myśli? – zapytała dziewczyna, siadając naprzeciwko.
– Śmierć tych bezdomnych i nieuchwytny zabójca nie dają mi spokoju – odpowiedział.
– Zrobiłam tak, jak pan prosił. Przekazałam policji list i to, co znalazłam na miejscu zbrodni. To za mało?
– Nie – zaprzeczył. – To bardzo dużo, ale nie wiem, jak zareagowali gliniarze…
– Podejrzewa pan, że nie przejęli się tym. Uznali to za żart albo prowokację – domyśliła się.
– Z własnego doświadczenia wiem, że policjanci nie lubią, jak cywile wtrącają im się do śledztwa.
– Jakiego śledztwa? – zdziwiła się Celia. – Sam pan mówił, że prawdopodobnie nie będzie żadnego dochodzenia.
– Nawet jeśli, to ta sprawa chyba nadal jest otwarta. Poddadzą się, dopiero gdy nie znajdą żadnych dowodów. Wtedy ją zamkną.
– Nie możemy do tego dopuścić. Jak zakończą dochodzenie, to będzie koniec! – rozemocjonowała się. – Nie złapią go, a on nadal będzie krzywdził innych.
– Powiedziałaś „on”. Myślisz, że to mężczyzna?
– Tak mi się tylko powiedziało. Po emocjach nie potrafię rozpoznać płci, ale wydaje mi się, że mężczyzna bardziej pasuje.
– Też tak sądzę – zgodził się z nią. – Muszę znowu o coś cię poprosić.
– To ja pana w to wciągnęłam. Nie musi pan o nic prosić. O co chodzi?
– Chciałbym, abyś jeszcze raz wróciła na plac budowy – powiedział po chwili były gliniarz.
– Po co? Mam szukać nowych dowodów? – zdziwiła się.
– Nie sądzę, abyś znalazła coś więcej.
– To dlaczego znowu mam tam iść? – zapytała. – Nie lubię tego miejsca.
– Sam bym tam poszedł, ale z tym – powiedział, poklepując opartą o stół laskę – nie dam rady.
– Jeśli chce pan wzbudzić we mnie litość, to się panu nie uda. Nie odpowiedział mi pan, komisarzu. Czemu mam tam iść?
– Myślę, że sprawca może tam wrócić.
– Uważa pan, że jest tak głupi i wróci na miejsce zbrodni? Ja bym się bała wykrycia.
– Jeśli śledzi doniesienia prasowe, to wie, że policja nie ma żadnego tropu. Zginęły trzy osoby, a gliniarze nie wytypowali podejrzanego. Może poczuć się bezkarny.
– Udało mu się trzy razy, więc uda się i czwarty? – zastanawiała się głośno. – Musiałby być bardzo pewny siebie.
– I arogancki – dodał Czesław. – Nie byłby pierwszy. Wielu morderców, zwłaszcza tych, którzy przez lata unikali zdemaskowania, z biegiem czasu poczuło się zbyt pewnie. Uważali, że policja nigdy nie trafi na ich ślad. I zaczęli popełniać błędy.
– Myśli pan, że tutaj będzie tak samo?
– Mam taką nadzieję – przyznał cicho.
– Jeśli tak bardzo wierzy pan w to, że morderca wróci, aby kontynuować swoje dzieło, to nie powinnam tam iść.
– Nic ci się nie stanie. Nie jesteś jego celem – stwierdził.
– Podziwiam pana optymizm – odparła sarkastycznie.
– Obiecuję, że nic złego ci się nie stanie – zapewnił ją. – Pozwól mi tylko wymyślić odpowiedni plan.
Celia pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Nie miała prawa narzekać. To przez nią w starszym panu odżył policyjny instynkt. Sama także chciała złapać człowieka, który z zimną krwią morduje niewinnych ludzi.
Nie była przesadnie odważna ani wysportowana, dlatego miała nadzieję, że emerytowany śledczy wpadnie na pomysł, który nie narazi jej na zbyt duże niebezpieczeństwo.
***
To był zły pomysł. Wiedziała o tym od samego początku, ale komisarza nie dało się przekonać. Odżyło w nim zamiłowanie do łapania wszelkiej maści przestępców, więc nie zamierzał odpuścić.
Niestety, było tak, jak podejrzewała. Stary gliniarz nie wymyślił niczego, co zagwarantowałoby, że jej pobyt na miejscu zbrodni będzie bezpieczny.
Początkowo chciał, aby zabrała ze sobą Fabiana. Był z niego kawał chłopa, więc mógłby się przydać, ale ten plan szybko wziął w łeb. Sąsiad z góry wyjechał na, jak to sam określił, „gościnne występy” do innego miasta. Zamierzał zatrzymać się u kuzyna, bo nie chciał jeździć w tę i z powrotem.
Ani Czesław, ani tym bardziej Celia nie znali nikogo, kto nadawałby się do tego zadania. Nie chcieli mówić o tym innym, aby nie siać niepotrzebnej paniki. Ludzie już i tak byli zaniepokojeni. A milczenie policji, która zbywała wszystkie pytania krótkim: „Śledztwo jest w toku”, nie poprawiało sytuacji.
Dziewczyna musiała więc radzić sobie sama. Na całe szczęście wymogła na emerytowanym policjancie obietnicę, że pozostaną cały czas w kontakcie i że nie będzie musiała zostać tam na noc. Opuszczony, pozbawiony elektryczności plac budowy w ciemnościach nocy był dość przerażający.
Cecylia wymyśliła dobrą przykrywkę dla częstych wizyt w tym miejscu. Tylko na wszelki wypadek, ale gdyby jednak kogoś to zainteresowało, miała mówić, że przygotowuje projekt na uczelnię. Ze zbolałą miną oznajmi, że ma bardzo wymagającego wykładowcę, który wyciska z nich siódme poty i zmusza do biegania po mieście, aby ich projekty zawierały autentyczne, a nie zmyślone dane.
Już od paru godzin kręciła się po placu budowy, skrzętnie notując w zeszycie wszystko, co jej wpadło do głowy. Zeszyt był pełen bazgrołów i pojedynczych słów, ale to uwiarygodniało jej obecność w tym miejscu. Planowała porozglądać się jeszcze trochę i wracać do domu. Niedługo miało zacząć się ściemniać, a do tego jej małe śledztwo nie przyniosło żadnych rezultatów.
Miejsce było całkowicie opuszczone. Wcześniej można było tu spotkać bezdomnych, ale teraz jakby ich wywiało. Musieli się przestraszyć, że na budowie giną ludzie, i postanowili omijać ją z daleka.
To był czynnik, którego Czesław nie wziął pod uwagę. A może doskonale wiedział, że tak będzie, i specjalnie wysłał tutaj dziewczynę, aby potwierdzić swoje przypuszczenia.
A skoro tak, to Celia nie miała już tu czego szukać. Nie było już bezdomnych, więc było bardzo mało prawdopodobne, aby morderca się tutaj zjawił. Dziewczyna podejrzewała, że obserwuje plac budowy w poszukiwaniu odpowiedniego celu, ale jeśli go tu nie znajdzie, może poszukać gdzieś indziej. A wtedy wszystkie ich starania wezmą w łeb. Chyba że uda im się przekonać policję do kontynuowania śledztwa.
Pomyślała o tym w złą godzinę. W chwili, gdy zamierzała już opuścić plac budowy przez dziurę w ogrodzeniu, usłyszała za sobą szybkie kroki i krzyk:
– Stać! Policja!
Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę około trzydziestki z odznaką przypiętą do pasa, który mierzył do niej z broni. Nie wiedziała, czy zareagował odruchowo, czy dlatego, że nie spodziewał się nikogo tutaj zastać, ale postanowiła go nie prowokować i potulnie wykonywać wszystkie jego polecenia. Wolała nie ryzykować, bo ręka trzymająca pistolet niebezpiecznie mu drżała.
***
Nie chciał kolejny raz przyjeżdżać na ten opuszczony plac budowy. Był przekonany, że i tak niczego tutaj nie znajdzie, ale nie mógł zignorować rozkazu szefa. Przeklinanie na cały świat i złorzeczenie pod nosem – tylko na to mógł sobie pozwolić.
Aspirant uważał „dowody” przesłane do firmy za oszustwo. Ktoś zadał sobie jednak bardzo wiele trudu, aby uwiarygodnić krążącą po mieście historię o seryjnym mordercy bezdomnych. Były to bujdy wyssane z palca, w które on nie zamierzał wierzyć.
Niechętnie powrócił myślami do rozmowy w gabinecie naczelnika. Podinspektor otrzymał wyniki analizy, na które czekał z utęsknieniem, i wezwał go, aby się nimi podzielić.
– Mów, co ustaliłeś – poprosił obecnego w pokoju technika kryminalistyki Wojtas.
– Zacznę od koperty – odezwał się, a widząc ponaglające skinienie szefa, kontynuował: – Nie ma na niej żadnych odcisków palców. Taką kopertę można dostać na każdej poczcie – dodał.
– Przejdź dalej – poprosił Rafał.
– Zbadałem jej zawartość. List czysty, napisany drukowanymi literami. Ktoś dobrze się do tego przygotował. Musiał wiedzieć, że dzięki temu będzie trudniej zbadać charakter pisma.
– Mógł wiedzieć, jak się przeprowadza takie badania – wtrącił szef.
– Tego nie wykluczam. Na niedopałkach papierosów – mówił dalej – znalazłem ślady śliny. Udało mi się wyodrębnić DNA. Należało do zmarłego i jeszcze jednej osoby, ale nie mamy jej w bazie.
– A zapałki?
– Na pudełku były odciski palców, ale nie należały one do bezdomnego.
– Czy myślisz, że te przedmioty rzeczywiście pochodzą z miejsca przestępstwa? – zapytał podinspektor.
– Nie mam wątpliwości. Na pudełku zapałek odkryłem śladowe ilości pyłu, który jest taki sam jak ten na placu budowy. I zapałki, i niedopałki są suche – zauważył. – Musiały więc się tam znaleźć po tej burzy sprzed kilku dni.
– Dziękuję ci. Możesz odejść.
Po tych rewelacjach na nic się zdały wszelkie protesty aspiranta. Naczelnik nakazał mu węszyć i choćby miał wykopać go spod ziemi, miał znaleźć tego, kto zostawił swoje ślady na tych rzeczach. Bez względu na to, czy był zamieszany w śmierć bezdomnego, czy też nie.
Dlatego aspirant uznał, że zacznie od miejsca, gdzie te przedmioty zostały znalezione. Nie spodziewał się kogokolwiek tu zastać. Chciał po prostu mieć to z głowy.
Bardzo się zdziwił, gdy po dotarciu na miejsce zobaczył kręcącą się po budowie postać w jeansach i ciemnej bluzie. W dłoni trzymała coś, co przypominało zeszyt lub notes.
W tej chwili nie zastanawiał się, kim jest ta osoba. Przebywała na miejscu zbrodni, a więc nawet jeśli nie miała nic wspólnego z tym, co się tutaj wydarzyło, mógł ją zatrzymać za nielegalne wtargnięcie, niszczenie dowodów, a nawet utrudnianie śledztwa.
Zaskoczony, wyciągnął broń i krzyknął standardową formułkę. Gdy postać powoli odwróciła się w jego stronę, zorientował się, że ma do czynienia z młodą kobietą.
***
Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji, ale z dwojga złego lepiej, że spotkała gliniarza niż mordercę.
Celia spokojnie siedziała w pokoju przesłuchań, czekając, aż aspirant zacznie zadawać pytania. Nie była zdenerwowana ani przerażona. Nie zrobiła nic złego i nie miała się czego obawiać. Poza tym komisarz wiedział, gdzie jest, i pewnie szybko się tutaj zjawi.
Nie czuła negatywnych emocji ze strony przesłuchującego ją policjanta, bo to je, jako najsilniejsze, wyczuwała najpierw. Raczej tylko niechęć i urazę. Dziewczyna nie wiedziała, do kogo mężczyzna je żywi, ale dobrze je ukrywał i nie miał zamiaru dawać upustu swoim uczuciom.
– Co pani tam robiła? – zapytał, rozpoczynając tym samym oficjalne przesłuchanie.
– Czekałam na mordercę – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Aspirant rzucił jej długie, oceniające spojrzenie, ale powstrzymał się od uwag.
– Pożartowaliśmy, a teraz na poważnie. Co pani tam robiła? – powtórzył.
Nie dał wiary jej słowom, ale wcale się temu nie dziwiła. Dopiero gdy powiedziała to na głos, uzmysłowiła sobie, jak dziwacznie brzmiało.
– Studiuję urbanistykę – wyjaśniła – i miałam do zrobienia projekt z zagospodarowania przestrzennego. Tutaj – dodała, wskazując na notes – są moje notatki.
– I wybrała pani akurat to opuszczone miejsce. – Był sceptyczny.
– Jest niedaleko mojego domu.
– Jak pani tam weszła? – drążył dalej.
– W ogrodzeniu jest dziura. Każdy może przez nią przejść.
– Mam uwierzyć, że przypadkiem znalazła się pani w miejscu, gdzie doszło do trzech podejrzanych śmierci. Proszę mnie nie rozśmieszać. To mocno naciągane i nie trzyma się kupy. Okłamywanie mnie nic pani nie da, bo i tak dowiem się prawdy.
Ta rozmowa coraz bardziej go irytowała. Miał wrażenie, że dziewczyna dobrze się bawi, wodząc go za nos. To, co mówiła, brzmiało jak wyuczona kwestia.
Pracował w policji dopiero pięć lat. I chociaż szybko awansował, nie miał tak zwanego policyjnego nosa jak jego starsi stażem koledzy i koleżanki. Jednak powoli nabierał wprawy.
– Jak powiedziałam prawdę, nie uwierzył mi pan. Jak skłamałam, także. Jakiej odpowiedzi pan ode mnie oczekuje? – zapytała Celia, patrząc mu prosto w oczy.
– To… – Dalszą wypowiedź przerwało pukanie w szybę po drugiej stronie lustra weneckiego.
Wymamrotał: „Przepraszam na chwilę”, i poszedł do niewielkiego pomieszczenia znajdującego się obok pokoju przesłuchań. W środku zastał swojego szefa, naczelnika Wojtasa, i mężczyznę po pięćdziesiątce, którego nie znał.
– Komisarz Czesław Janicki – przedstawił go Rafał. – Prawdziwa legenda tej komendy. Nie miałeś okazji go poznać, bo odszedł na emeryturę, zanim zacząłeś tu pracować. A to aspirant Dawid Kuś, prowadzi sprawę śmierci bezdomnych.
– Morderstw bezdomnych – poprawił go komisarz.
– To jest Celia, tak? – Podinspektor wskazał na dziewczynę za lustrem, która znudzona, bębniła palcami o blat stołu. – Wyrosła na piękną kobietę – dodał bez związku. – Jesteś pewien, że to morderstwa, a nie nieszczęśliwe wypadki? – zapytał swojego byłego partnera.
– Ona jest pewna. – Czesław skinął głową w kierunku kobiety.
– Nie bałeś się zaryzykować dla niej kariery, dlatego wysłucham tego, co macie do powiedzenia – oznajmił.
– Szefie, ale… – próbował wtrącić się do rozmowy Dawid.
– Porozmawiamy w moim gabinecie.
***
Podinspektor Wojtas patrzył w milczeniu na nieoczekiwanych gości. Na byłego partnera i towarzyszącą mu młodą kobietę. Wrócił na krótko myślami do tamtego dnia, osiem lat temu, gdy na komendę przybiegła młodziutka, roztrzęsiona dziewczyna. To, co mówiła, było tak nieprawdopodobne, że nikt nie chciał jej uwierzyć. Uznali, że młoda jest nadwrażliwa i coś jej się ubzdurało.
Czesław nigdy mu nie powiedział, co skłoniło go do tego, aby dać wiarę niepotwierdzonym i pełnym luk opowieściom tego dziecka. Czy była to zawodowa intuicja, dreszczyk ryzyka, a może po prostu zrobiło mu się jej żal? Bez względu na to, czym się kierował, podjął słuszną decyzję.
Wyglądało na to, że teraz także wierzył we wszystko, co mówiła Celia. Rafał nie wiedział, na czym dokładnie polegał dar dziewczyny, ale skoro komisarz jej ufał, to on postanowił zrobić to samo. Dopiero gdy dowie się, co mają mu do przekazania, podejmie decyzję, w jakim kierunku prowadzić śledztwo.
– To ty przysłałeś mi ten list – domyślił się Rafał.
– Znaleźliśmy te rzeczy niedaleko koczowiska bezdomnych i uznałem, że mogą ci się przydać.
– Nie podrzuciłeś ich tam po to, aby zainteresować mnie tą sprawą, prawda?
– Znamy się tyle lat. Naprawdę myślisz, że mógłbym podrzucić dowody? – zapytał komisarz. – Proszę. – Wyjął z kieszeni kartkę i podał mu ją.
– Co to jest?
– Na zapałkach jest wpadające w oczy logo pewnego ekskluzywnego klubu. Tutaj masz jego nazwę i adres.
– Co to za miejsce? – zainteresował się Rafał.
– Nie wiem, ale bezdomnego nie byłoby na nie stać. Wątpię również, aby znał kogoś, kto bywa w takich miejscach – wyjaśnił emerytowany komisarz.
– Sprawdzimy to. Co jeszcze wiecie?
– Celio – zwrócił się do dziewczyny Czesław – opowiedz, co czułaś.
– Nienawiść – odpowiedziała. – Jest pełen gniewu i nienawiści…
– Co to za brednie? – wtrącił się Dawid. – Bawisz się w jakiegoś psychologa? – zadrwił.
– Ucisz się! – warknął naczelnik.
– Nie mam pewności, ale podejrzewam, że zmarli byli tylko zamiennikiem – odezwał się były gliniarz. – Morderca nie może dopaść tego, na kim najbardziej mu zależy, wybiera więc osoby do niego podobne.
– Nie czuje nienawiści do ofiar, ale do tego, kim są – dodała Celia. – Bezdomnymi w średnim wieku, niestroniącymi od alkoholu.
– Zbadałeś DNA i odciski? – zapytał komisarz.
– Tak, ale nie ma dopasowania.
– Przepuść DNA przez policyjną bazę i poszukaj podobnego.
– Masz na myśli… – Podinspektor domyślił się, o co chodzi jego byłemu partnerowi.
– Znajdź osobę, którą chce zabić, a znajdziesz mordercę.
– To, że jest bezdomny, nie znaczy, że będzie w naszej bazie.
– Co ci szkodzi spróbować – kusił Czesław. – Chyba że masz inny pomysł?
– A co mi tam – odpowiedział Wojtas, ignorując zszokowaną minę swojego podwładnego.
– Świetnie! – Komisarz podniósł się z fotela. – Nie będziemy ci zajmować więcej czasu. Jeśli odkryjemy coś nowego, dam ci znać – zapewnił go.
– Nie zamierzasz porzucić tej sprawy?
– A ty kiedykolwiek porzuciłeś raz rozpoczęte śledztwo? – Były policjant uśmiechnął się lekko. – Proszę, przyjrzyj się jeszcze raz zebranym dowodom i złap go, zanim znowu kogoś zabije.
– Zrobię, co w mojej mocy. Masz na to moje słowo, ale ja też mam prośbę.
– Jaką?
– Jeśli pierwszy do niego dotrzesz, nie konfrontuj się z nim sam – poprosił.
– Zgoda. Zresztą w moim stanie niewiele już mogę zdziałać – obiecał Czesław, po czym razem z Celią opuścili gabinet podinspektora.
– Szef naprawdę im wierzy? – zapytał aspirant.
– Dziewczyna nie kłamie! – oświadczył z mocą Wojtas. – A Janicki wiele razy podczas służby uratował mi tyłek. Nikomu nie ufam tak jak jemu. Zrób to, co powiedział. Nie interesuje mnie, ilu ludzi będziesz musiał do tego zaangażować, ale chcę wyników w ciągu dwóch dni.
***
Trzy dni później Czesław i Celia ponownie zjawili się na komendzie. Tym razem jednak przybyli tam po krótkim telefonie od podinspektora Wojtasa. Gliniarz nie rozgadywał się. Rzucił krótko: „Dorwaliśmy go”, i poprosił, aby przyjechali.
Rafał z niecierpliwością oczekiwał ich przybycia.
– Jesteście wreszcie! – Ucieszył się na ich widok.
– O co chodzi? – zainteresował się komisarz. – To wspaniale, że dorwałeś mordercę, ale nie musiałeś z tego powodu wzywać nas tutaj.
– Chciałbym, aby Celia go zidentyfikowała – powiedział bez zbędnego przedłużania podinspektor.
– Nigdy go nie widziałam – oświadczyła dziewczyna. – Nie mam pojęcia, jak wygląda. Jak mam go zidentyfikować?
– Po emocjach? – myślał na głos Wojtas. – Jest dość spokojny, ale wykonuje dużo nerwowych ruchów – dodał.
– Nigdy czegoś takiego nie próbowałam – wyjaśniła. – Chodzi panu o to, abym potwierdziła, że emocje, których pozostałości wyczułam na miejscu zbrodni, należą do tej osoby? – upewniła się.
– Dokładnie o to mi chodzi.
– Wie pan, że nie będzie mógł wykorzystać tego przeciwko niemu. Moich słów nie można traktować jako dowodu i bardzo łatwo podważyć ich wiarygodność.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Jeśli martwisz się o to, że zostaniesz w to wciągnięta, to możesz być spokojna. Niczego takiego nie zrobię.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwała, ale postanowiła nie kontynuować tej rozmowy. Razem z byłym policjantem poszła za Rafałem do pokoju za lustrem weneckim, aby przyjrzeć się podejrzanemu.
Od razu wyczuła rozszalałe emocje. Czuła je bardzo wyraźnie, mimo że od mężczyzny oddzielała ją gruba ściana.
Ten człowiek tylko udawał opanowanego, a w środku kłębiły się jego negatywne emocje. Nienawiść, gniew, uraza. Całe to miejsce było nimi przesiąknięte.
Gdyby emocje i uczucia miały moc zabijania, życie straciliby wszyscy policjanci pracujący na tej komendzie. Uraza, jaką żywił zatrzymany mężczyzna do stróżów prawa, miała w sobie mordercze intencje.
Dziewczyna zachwiała się i oparła dłonią o zimną ścianę. Zbladła, a na jej skroniach i czole pojawiły się kropelki potu.
– To on – wyszeptała.
– Jesteś pewna? – zapytał Wojtas. – Może powinnaś podejść bliżej.
– Tutaj wystarczy.
Emocje, które uderzyły w nią z niezwykłą intensywnością, były tak silne i nieprzyjemne, że dziewczyna z trudem utrzymywała się na nogach. Mimo że to nie ona doświadczała tych skrajnie negatywnych emocji, czuła, jakby były jej własnymi.
– Celia? Co się dzieje? – zaniepokoił się Czesław.
– Muszę stąd wyjść. Niech mnie pan stąd zabierze – poprosiła szeptem.
– Dostałeś swoje potwierdzenie. Pójdziemy już. – Komisarz przytulił dziewczynę i powoli skierował się do wyjścia.
Podinspektor, widząc, że młoda kobieta jest w złym stanie, eskortował ich na zewnątrz. A następnie uprzejmie wezwał taksówkę i wspólnie z nimi poczekał na jej przybycie.
Czekając na przyjazd samochodu, pokrótce streścił swojemu byłemu partnerowi wyniki śledztwa.
Czesław był na właściwym tropie. Zatrzymany mężczyzna pochodził z dobrze sytuowanej rodziny. Jego ojciec był bogatym, poważanym przedsiębiorcą. Do czasu, aż powinęła mu się noga. Wystarczyło kilka nietrafionych inwestycji, aby stracił wszystko, na co pracował latami. A to doprowadziło do tego, że zaczął pić i w końcu wylądował na ulicy.
Jego syn, morderca trzech bezdomnych, bardzo ciężko pracował na to, aby odzyskać pozycję, która, jak uważał, słusznie mu się należała. Odniósł ogromny sukces, ale jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Człowiek, który był winny całego zła, jakie go w życiu spotkało. Ten, który zniszczył mu życie. Postanowił się zemścić i pomścić wyolbrzymione krzywdy, ale jego ojciec już od dawna nie żył. Dlatego skupił swoją uwagę na osobach w podobnej do niego sytuacji życiowej. Nadużywających alkoholu mężczyznach po pięćdziesiątce, żyjących na ulicy.
***
Jeszcze tego samego dnia w największych portalach internetowych, mediach i prasie pojawiła się informacja o schwytaniu zabójcy bezdomnych.
W oświadczeniu przesłanym przez biuro prasowe policji można było przeczytać między innymi o tym, że policja prowadziła zakrojone na szeroką skalę śledztwo. Badający tę sprawę śledczy celowo rozpowszechnili informacje, jakoby trzy tajemnicze zgony były nieszczęśliwymi wypadkami, a nie sprytnie zaplanowanymi morderstwami. Miało to na celu zmylenie poszukiwanego i skłonienie go do popełnienia błędu, dzięki czemu tak szybko udało im się go złapać.
Stróże prawa, przypisując sobie wszystkie zasługi, dali ludziom do zrozumienia, że nad miastem czuwa sztab świetnie wyszkolonych fachowców, dla których najważniejsze jest bezpieczeństwo mieszkańców.
W oświadczeniu nie było ani słowa o udziale cywilów. Czytające to osoby nie dowiedziały się, że gdyby nie determinacja dwójki ludzi, schorowanego byłego gliniarza i młodej dziewczyny posiadającej specyficzny dar, policja umorzyłaby śledztwo, a morderca nadal szalałby na wolności, powiększając grono swoich ofiar.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Ktoś tu ściemnia
ISBN: 978-83-8373-970-0
© Elżbieta Barczyk i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Agata Sawicka-Korgol
KOREKTA: Aleksandra Płotka
OKŁADKA: Magdalena Czmochowska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek