Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Tokio, początek lat 90., podinspektor Saeki, szef elitarnej pierwszej sekcji śledczej w Komendzie Metropolitalnej Policji, prowadzi sprawię zaginionych dziewczynek. Jedna z nich właśnie została znaleziona martwa. Presja mediów, by poznać prawdę i postępy śledztwa, rośnie. Saeki musi także wyjaśnić sprawę przecieku w służbach i zniwelować napięcia zaostrzające spekulacje wokół jego awansu. Nie jest mu łatwo, bo on też jest ojcem kilkulatki.
Matsumoto, pogrążony w rozpaczy ojciec ofiary, staje się łatwym celem dla internetowej sekty. Chwyta się jej obietnic, że za niewielką opłatą w postaci krwi i pieniędzy jego problemy zostaną rozwiązane.
Losy Saekiego i Matsumoto się krzyżują.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 363
Data ważności licencji: 1/29/2032
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: 慟哭
Dōkoku
Redaktorka inicjująca: Katarzyna Lipnicka-Kołtuniak
Redaktorka prowadząca: Aleksandra Janecka
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Irma Iwaszko
Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Beata Kozieł-Kulesza, Renata Kuk
Copyright © 1993 by Tokuro Nukui
Original Japanese edition published by Tokyo Sogensha Co., Ltd., Tokyo, Japan
Polish edition published by arrangement with Tokyo Sogensha Co., Ltd.
through C&W Agency, London and Japan Creative Agency Inc., Tokyo
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025
© for the Polish translation by Krzysztof Olszewski
ISBN 978-83-287-3715-0
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz
Oślepiające promienie słońca rozlewały swój blask tuż przed jego oczami. Powietrza nie poruszał nawet najlżejszy powiew wiatru, za to wypełniał je natarczywy śpiew cykad. Mężczyzna siedział na ławce i czuł, że jego ciało lepi się od potu, a koszulę ma całkiem mokrą. Wstrętne, upalne lato.
Mijała już prawie godzina, odkąd tu usiadł. Skwar panował taki, że nawet w cieniu trudno było wytrwać.
A jednak nie miał najmniejszego zamiaru ruszać się stamtąd. Mimo że doskonale wiedział, jak to bezlitośnie palące słońce szkodzi jego słabemu ciału – dopiero co opuścił przecież mury szpitala – zupełnie nie mógł zebrać się w sobie, by wstać z ławki i wrócić do domu.
Prześlizgiwał się wzrokiem po okolicy, nie zatrzymując się na niczym konkretnym. Jak w każdym miejskim parku, był tu niewielki plac zabaw z huśtawką, zjeżdżalnią i piaskownicą. Niestrudzone upałem dzieci biegały we wszystkie strony, przekrzykując się nawzajem. Towarzyszące im matki oddawały się leniwym pogawędkom, chroniąc się w cieniu.
Było to typowe wczesne letnie popołudnie, widok niczym z obrazka.
Jak można się było spodziewać, w dzień powszedni o tej porze poza dziećmi i ich matkami nie było nikogo. Mężczyźni zapewne byli w pracy. O ile właśnie nie stracili pracy jak ja – pomyślał.
Dalej bezwiednie omiatał wzrokiem ten sielski widok. Dwaj chłopcy i jedna dziewczynka, na oko w wieku wczesnoprzedszkolnym, budowali zamek w piaskownicy. Jeden chłopiec przynosił wodę w żółtym plastikowym wiaderku, dziewczynka trzymała w rączce łopatkę, ich kolega gołymi rękami pracowicie wznosił zamek z piasku.
Mężczyzna spojrzał w inną stronę. Dwaj chłopcy – chyba bracia – bujali się na huśtawkach. Starszy stał na swoim siedzisku, a młodszy siedział. Naturalnie starszemu szło lepiej, co najwyraźniej zawstydziło małego. Poczerwieniał na twarzy, usiłując rozpędzić huśtawkę ruchami nóg i potrząsaniem całego ciała w przód i w tył.
Było to typowe spokojne, wczesne popołudnie.
Po chwili do mężczyzny dotarło, że znowu pogrąża się w chaosie bezsensownych żalów i wspomnień.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że u kresu ciągnących się nieskończenie długo przemyśleń nic go nie czeka. Nicość. Nicość porażająca swoją głębią niczym bezdenna studnia.
Czuł, jakby w jego piersiach ziała dziura, bolesny prześwit, którego żaden lekarz nie był w stanie zaszyć. Mimo panującego na zewnątrz upalnego lata przez tę dziurę w klatce piersiowej przenikał go nieustannie mroźny podmuch.
– Niech ktoś coś z tym zrobi – wymamrotał.
Bezwiednie złapał się dłońmi za głowę, mocno zacisnął powieki, po czym z całej siły przycisnął dłoń do czoła. Głowę niemal rozrywał mu ciągły, pulsujący ból, przyczyny którego nie znał.
Ból to się nasilał, to słabł, jednak ciągle pulsował w jakimś zakamarku jego głowy. Lekarz powiedział mu, że bóle mają podłoże psychiczne i gdy tylko uda mu się uspokoić nerwy, sytuacja powinna się poprawić.
Cóż za cholerny konował! Nie mógł się powstrzymać, by nie zakląć. Ból nie odstępował go ani na sekundę. Może lepiej, gdyby doktorek powiedział, że ból pozostanie z nim już do końca życia?
Dziura to dziura i nic się z nią nie da zrobić. Gdy przez niewidzialną dziurę wiatr przenikał go na wskroś, czuł, jakby jego głowę miażdżono w niewidzialnym imadle.
– Pomóżcie mi, proszę – powtarzał machinalnie. – Jak tak dalej pójdzie, stanie się ze mną coś strasznego. Niech ktoś mi pomoże, póki jeszcze jest czas…
Wiedział jednak, że nie może liczyć na niczyje wsparcie. Że już do końca życia nikt nie poda mu pomocnej dłoni.
Wieść o tym, że z Narodowej Agencji Policji1 przyślą do nich inspektora celem przeprowadzenia kontroli, dotarła do uszu Saekiego już z samego rana. Rolą inspektorów z NAP było ujawnianie nieprawidłowości czy wręcz przestępstw popełnianych przez funkcjonariuszy policji. W ostatnich miesiącach co rusz wychodziły na jaw sensacje wprost nie do uwierzenia – a to nieobyczajne skandale z udziałem policjantów, a to nawet przypadki kradzieży, inspektorzy NAP pełnili zatem bardzo istotną funkcję.
Jeszcze kilka lat temu pewnie mało kto zdawał sobie sprawę z istnienia funkcjonariuszy piszących „insp. NAP” przed swoim nazwiskiem, jednak dzięki niedawnym działaniom Narodowa Agencja Policji wryła się w świadomość większości ludzi. Zwłaszcza ostatnio, wskutek coraz większej liczby drobiazgowych i szeroko nagłaśnianych wewnętrznych śledztw, rozpoznawalność NAP wzrosła do tego stopnia, że nawet kompletni ignoranci w tych sprawach nie mogli pozostawać obojętni.
Saeki wprawdzie nie miał sobie jak zwykle niczego do zarzucenia, jednakże nie zapałał entuzjazmem na wieść o wizycie inspektora. Mówiąc wprost, absolutnie nie miał ochoty się z nim widzieć. Nie chodziło mu bynajmniej o tych kilka literek na plakietce przed nazwiskiem inspektora – przyczyna tego, że aż zesztywniał na wiadomość o spotkaniu, była natury osobistej.
Saeki postanowił uczynić co tylko w jego mocy, aby przybyły inspektor nie wywęszył zbyt dużo pierwszego dnia, doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że wszystko może pójść niezgodnie z jego oczekiwaniami.
Właśnie wychodził z toalety, gdy Tsuneya Ishigami, podinspektor z wydziału kontroli wewnętrznej NAP, zawołał do niego gromkim głosem:
– Hej, bękarcie!
Saeki zesztywniał. W całej firmie tylko podinspektor Ishigami mówił mu wprost: „ty bękarcie”.
Odwrócił się bez słowa.
Tamten już sunął w jego kierunku ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do swojej gadziej twarzy.
– Ho, ho, kopę lat, podinspektorze Saeki. Jak tam fucha szefa pierwszej sekcji śledczej?
W tonie głosu Ishigamiego czuć było fałszywą uprzejmość. Saeki pomyślał, że Ishigami zdecydowanie pozwala sobie na zbyt wiele, zwracając się do niego przy wszystkich w tak poufały sposób. Z tyłu za inspektorem stał wysoki mężczyzna, który najwyraźniej przyjechał razem z nim.
– Niech pan idzie robić swoje, ja mam jeszcze coś do omówienia z podinspektorem Saekim – zwrócił się Ishigami do mężczyzny z tyłu.
– Okay – odpowiedział tamten i żwawym krokiem ruszył do windy.
– Ale ja nie mam o czym z panem rozmawiać – oświadczył twardo Saeki.
Doskonale wiedział, że jeśli w jego odmowie zabrzmi choć cień wątpliwości, tamten będzie go dociskał w nieskończoność.
– Ależ dlaczego jest pan tak nieuprzejmy, podinspektorze? Doskonale wiem, że moja funkcja nie cieszy się zbytnią popularnością w firmie, jednak…
Saeki powstrzymywał się ze wszystkich sił, by nie rzucić Ishigamiemu prosto w twarz: „Nie dam się nabrać na pana gierki. Wiem, że pan mnie nienawidzi”. Byłoby to zbyt szczeniackie z jego strony.
– To jednak niecodzienna sytuacja, że przysyłają nam inspektora z NAP. O co tym razem chodzi?
Ishigami uśmiechnął się kpiąco.
– Nie mógłbym swobodnie działać, gdybym zbyt dużo ujawnił w kwestii swoich obowiązków. Każdy jest ciekaw, gdzie tym razem zamierza węszyć inspektor.
– W sumie to nie muszę wiedzieć. Spytałem z czystej uprzejmości.
– Dobra, dobra. – Ishigami poklepał komisarza kilka razy po ramieniu. – Stare druhy z nas, tyle lat razem wspinamy się po szczeblach kariery. Może przestańmy się bóść rogami jak dwa barany i zostańmy przyjaciółmi. Co, bękarcie?
Zaraz, zaraz… Kto tu właściwie kogo chciał sprowokować? Saekiemu drgnął kącik oka. Tamten facet doskonale wiedział, jak bardzo irytowało go słowo „bękart”. Saeki był najzdolniejszym funkcjonariuszem ze swojego dream teamu. Podinspektor nie wątpił, że była to kwestia wyłącznie jego umiejętności, lecz ludzie z otoczenia najwyraźniej nie podzielali tej opinii. A osobą, która zdawała się w najmniejszym stopniu ze wszystkich dostrzegać talenty Saekiego, był właśnie podinspektor Ishigami. Według plotek krążących wśród ludzi, którzy nie zwykli rzucać słów na wiatr, Saeki miał wkrótce awansować na stanowisko młodszego inspektora policji. Wyprzedziłby wtedy starszego o dwa lata Ishigamiego. Gdyby nie Saeki, to właśnie Ishigami zostałby liderem elitarnej jednostki w policji, nic więc dziwnego, że Saeki był mu solą w oku…
– Zasadniczo nie wolno mi ujawniać żadnych informacji dotyczących spraw będących w toku, ale akurat pan, podinspektorze Saeki, nie powinien sobie niczym zaprzątać głowy. Właśnie wracam z wydziału ogólnego.
Wydział ogólny znajdował się na dziewiątym piętrze. W budynku komendy policji były windy średniego zasięgu, które dojeżdżały do dziewiątego piętra, oraz windy niskiego zasięgu, zatrzymujące się na piątym piętrze, gdzie mieścił się wydział kryminalny. Jeżeli Ishigami miał sprawę w wydziale ogólnym, nie powinien w ogóle pojawić się na piątym piętrze. Saeki błyskawicznie doszedł do wniosku, że ten gość specjalnie przyszedł, żeby się z nim zobaczyć. I żeby powiedzieć mu coś niemiłego.
Ishigami, nieświadomy, o czym myślał Saeki, kontynuował swobodnie:
– Miałem sprawę do załatwienia w kasie zapomogowo-pożyczkowej. Wdałem się tam w pewną awanturę.
Po co ten facet mi to w ogóle opowiada? – cisnęło się Saekiemu na usta.
– Krążą plotki, że wyciekła lista nazwisk policjantów – powiedział nagle Ishigami.
– Lista nazwisk policjantów? – Saeki nie krył irytacji.
Ishigami wybrał idealny moment, aby przejść do sedna.
– Tak. Istnieją poszlaki, że wyciekły kopie listy nazwisk funkcjonariuszy z Komendy Metropolitalnej Policji. Z uwagi na zasięg sprawy nie możemy pozostawić jej wyłącznie w gestii Komendy Metropolitalnej, dlatego właśnie przyjechaliśmy tutaj.
Saeki, milcząc, przypatrywał się Ishigamiemu.
– Ha, pewnie się pan zastanawia, jak do tego doszło. Ma pan to wypisane na twarzy, podinspektorze Saeki. Cóż, wyciek listy nazwisk to znacznie poważniejsza sprawa dla was niż dla nas. Zwłaszcza dla wydziału kryminalnego. Znaleźliście się teraz na celowniku paparazzich, będą tropić was dzień i noc. Jako szef pierwszej sekcji śledczej jest pan dla nich idealnym celem.
Saeki nie odpowiedział.
– Ale problem jest szerszy. Ludzie z czwartej sekcji śledczej i z prewencji nie będą mogli spać spokojnie, jeśli zostaną ujawnione ich adresy domowe. To poważna sprawa.
Nie musiał tego mówić. Saeki nie rozumiał tylko, jaki to ma związek z kasą zapomogowo-pożyczkową wydziału ogólnego.
– Chce pan spytać, dlaczego zamieszany jest w to wydział ogólny? To proste. Kto sprzedaje listę, ten na pewno ma kłopoty finansowe, bo przetrwonił kupę szmalu na hazard. Tacy ludzie z pewnością kiedyś pożyczyli pieniądze z kasy, dlatego właśnie poszedłem po listę. Jednak te zakute łby zaczęły coś mamrotać, że nie mogą mi jej pokazać. Ale co tam, nie dałem rady dzisiaj, to następnym razem mi się uda.
– Dlaczego pan mi to mówi? – wtrącił się w końcu Saeki.
– Hmm. – Ishigami parsknął przez nos i przybliżył twarz w znajomym geście. – Dlatego, że podążamy tą samą ścieżką kariery. Jestem przekonany, że to sprawka tych, którzy nie mają szansy na karierę w policji.
W policji przy zatrudnianiu pracowników rozróżnia się osoby z kwalifikacjami i bez kwalifikacji, czyli takie, przed którymi ścieżka kariery jest otwarta, i takie, dla których jest ona w zasadzie zamknięta. Karierę robią ci, którzy zdali egzamin na urzędnika państwowego pierwszego stopnia i stają się dzięki temu elitarnymi funkcjonariuszami policji. Każdego roku do pracy w Komendzie Metropolitalnej Policji przyjmowanych jest tylko około dwudziestu takich osób, a w całym kraju jest ich prawie pięćset. Po zatrudnieniu z miejsca otrzymują stopień podkomisarza, po ukończeniu akademii policyjnej i rozpoczęciu pracy w terenie awansują na komisarza, a następnie, po oddelegowaniu do lokalnej komendy policji, w wieku dwudziestu siedmiu, ośmiu lat zostają podinspektorami. Zwykłym policjantom zdobycie tego stopnia zajmuje dwadzieścia lat. Tak przy okazji, stopień podinspektora odpowiada randze komendanta powiatowej komendy policji. To daje do myślenia, jak błyskawicznie przebiega kariera tych funkcjonariuszy od momentu zatrudnienia.
Oczywiście te dwie ścieżki rekrutacji powodują rozmaite tarcia w obecnej strukturze policji i mają negatywny wpływ na funkcjonowanie organizacji. Doświadczeni policjanci muszą wykonywać polecenia żółtodziobów, co z pewnością nie jest dla nich przyjemne. Prawdopodobnie wielu z nich odczuwa głęboko skrywaną zazdrość, ale problem leży także w postawie funkcjonariuszy takich jak Ishigami, którzy traktują z góry tych, dla których ścieżka szybkiej kariery w policji jest niedostępna.
Saeki, który sam niejednokrotnie łapał się na tym, że w głębi duszy czuje się lepszy od innych policjantów, słuchał wynurzeń Ishigamiego z niejaką przykrością.
– Obecnie w policji metropolitalnej jest tylko kilku zawodowych policjantów, w tym ja. Spekulowanie, czy sprawca wycieku listy nazwisk jest zawodowym policjantem, czy nie, chyba nie ma sensu – zauważył Saeki.
Ishigami lekceważąco uniósł brwi i wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu.
– Problem nie dotyczy tylko tej sprawy. Chodzi o ogólny spadek moralności policjantów. Zwykle tak jest, że to osoby bez szans na karierę sprawiają kłopoty. Na przykład szef policji w prefekturze Kanagawa, który został oskarżony o molestowanie seksualne, to przecież jeden z tych wyniesionych na czyichś plecach. Osoby bez kariery to ludzie tak podli, że nie potrafią zachowywać się etycznie, jeśli nie trzyma się ich krótko. Życzyłbym sobie podniesienia wymogów moralnych dla tych wszystkich pospolitych funkcjonariuszy.
Ishigami mówił z taką pewnością siebie i tak głośno, że Saeki rozejrzał się mimowolnie. Gdyby ktoś przypadkiem usłyszał ich rozmowę, uznałby z pewnością, że Saeki, który przecież robi podobnie szybką karierę, podziela poglądy podinspektora z NAP. Tylko by mu to przysporzyło kłopotów.
– Pod tym względem jest pan bezpieczny, podinspektorze Saeki. Robi pan świetną karierę, należy pan w policji do elity elit. Nie bacząc na pańską przeszłość, akurat w rzeczonej sprawie mogę panu zaufać. Jeśli zaś nabrałby pan podejrzeń, że któryś z pańskich podwładnych dopuścił się czegoś takiego, proszę dać mi znać. – Ishigami wypowiedział te słowa lepkim, przymilnym tonem i odszedł wyraźnie zadowolony.
Saeki poczuł się tak, jakby ktoś splunął mu w twarz, a w ustach miał jeszcze przez długi czas nieprzyjemny posmak.
Słońce prażyło z niespotykaną siłą, jego agresywne promienie padały na ulice miasta. Asfalt się topił, a ciepło wydzielane przez klimatyzatory potęgowało jeszcze wszechobecny upał. Niezwykły jak na metropolię żar, który wraz z potem odbierał ludziom energię do życia.
– To szaleństwo, wszystko oszalało – mruknął pod nosem.
Upał w tym mieście ma w sobie coś z szaleństwa. Nie dziwota, że ludziom żyjącym w takich warunkach prędzej czy później na swój sposób odbija.
Krążył bez celu. Dobrze wiedział, że nie ma teraz żadnego miejsca, do którego musiałby się udać, ani żadnej pracy do wykonania. Chodził, ponieważ nie mógł znieść ciężaru pustki w swoim wnętrzu. Nie miało przy tym żadnego znaczenia, dokąd dotrze. A jednak nie mógł się zatrzymać, gdyż czuł, jak przez dziurę w jego klatce piersiowej przenika lodowaty wiatr.
Mimo że był dzień powszedni, na ulicach panował tłok. Większość to młodzi ludzie, prawdopodobnie studenci. Na twarzach wszystkich bez wyjątku malował się uśmiech. Mężczyźni otaczający grupką dwie lub trzy kobiety i rozmawiający z nimi wesoło. Kobiety z długimi włosami wsparte na ramionach swoich partnerów. Grupki licealistek tłoczące się po trzy w budkach telefonicznych, szturchające się nawzajem i zanoszące się wysokim, perlistym śmiechem.
Dlaczego oni są tacy radośni? – dręczyło go pytanie. Czy dla nich ten świat jest aż tak przyjemny? Czy w ich świecie nie ma cierpienia?
Czuł się jak obcy. Jak brudna, mała mysz, która zaplątała się wśród stada pięknych, białych królików. Tak właśnie się czuł.
Czym oni tak naprawdę różnią się ode mnie? Dlaczego tylko ja mam dziurę w sercu? Chciałby zatrzymać pierwszego lepszego przechodnia i zapytać go: „Nie masz dziury w sercu? Co to za dziura w moim sercu?”.
Niemal z nienawiścią w oczach rozglądał się po okolicy. Gdyby tylko napotkał czyjś wzrok, złapałby tego kogoś za ramię i wypytał, dlaczego tak się dzieje.
Spojrzał na przystanek autobusowy. Spojrzał na budkę telefoniczną. Wszyscy byli zamknięci we własnym świecie. Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi.
– Ty ośle! – wymamrotał do siebie.
Zatrzymał się i znów rozejrzał się uważnie. Ktokolwiek. Niech ktoś odpowie na moje pytanie!
Nagle poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Odwrócił się i zobaczył dziewczynę, na oko dwudziestoletnią, która patrzyła na niego. Nie odwróciła wzroku, gdy ich spojrzenia się spotkały. Co więcej, zdawało mu się, że uśmiechnęła się uroczo.
Czy ona uśmiecha się do mnie? Zaskoczony stał jak sparaliżowany.
Dziewczyna podeszła do niego zdecydowanym, szybkim krokiem. Próbował sobie przypomnieć, czy ją zna, ale w głowie miał tylko pustkę.
Zatrzymała się tuż przed nim. Miała na sobie czystą koszulę w paski, oba rękawy podwinęła do łokci, a guziki z przodu rozpięła. Wyraźnie dojrzał nadruk na koszulce, którą dziewczyna nosiła pod spodem. Zdziwiło go, że mimo takiego upału na jej ubraniu nie było znać śladu potu.
Dziewczyna uśmiechnęła się ponownie i nagle powiedziała:
– Chciałabym życzyć panu szczęścia.
Te słowa zupełnie zbiły go z tropu. Czegoś takiego się nie spodziewał.
– Mnie… szczęścia? – powtórzył po niej z trudem, jakby miał demencję.
Kobieta skinęła głową. Jej długie włosy delikatnie zafalowały.
– Tak, chciałabym się pomodlić o szczęście dla pana.
Jeśli miałby być szczery, to coś mu tutaj nie pasowało, coś budziło jego podejrzliwość. Jednak słowo „szczęście” brzmiało ożywczo.
Moje szczęście… Gdzie ono się podziało? Teraz jestem całkowitym zaprzeczeniem szczęścia. A mimo to ta dziewczyna prosi mnie, żebym pozwolił jej modlić się o moje szczęście. Choć jestem tak głęboko na dnie, ona chce się modlić o chwile szczęścia dla mnie. Czy może być coś bardziej śmiesznego?
Poczuł, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Pierwszy od dawna. Był zaskoczony, że wciąż potrafi się uśmiechać. Dobrze, skoro ta dziewczyna chce się za mnie modlić, to niech się modli.
Dziewczyna uznała jego uśmiech za aprobatę.
– Zgadza się pan? To proszę tutaj podejść.
Chwyciła go za oba ramiona i posadziła na barierce.
– Proszę się zrelaksować. Proszę przywołać w swoim sercu najpiękniejsze wspomnienia.
Dziewczyna wpatrywała się długo w jego oczy. Odwzajemnił jej spojrzenie, zaglądając w głębię jej czarnych oczu. Wtedy pomyślał: jakże one są przejrzyste.
Dziewczyna zbliżyła prawą dłoń do jego głowy, zamknęła oczy i zmarszczyła lekko brwi w skupieniu. Na jej czole pojawiły się urocze zmarszczki. Żarliwość dziewczyny wzbudziła w nim uczucie czci i z szacunkiem zamknął oczy.
Po jakiejś minucie nieruchomego siedzenia dziewczyna się odezwała:
– Dziękuję, to już wszystko.
Popatrzył na nią i znowu pierwsze, co dojrzał, to jej uśmiech.
– Dziękuję panu bardzo, już skończyłam.
Skłoniła głowę i wyglądało na to, że zamierza się oddalić. Niewiele myśląc, zapytał ją:
– Tylko tyle? To już naprawdę koniec?
Dziewczyna powoli przytaknęła.
– Tak, to już koniec, bardzo panu dziękuję.
Powiedziawszy to, odeszła pospiesznie, nie dając się już zatrzymać.
Został sam i ogarnęło go dziwne uczucie. Co to właściwie było? Co to ma znaczyć? Życzyła mu szczęścia, ale nic się nie zmieniło. Czy ta dziewczyna jest zadowolona? Czy on przez to stanie się szczęśliwy?
W zamęcie myśli kłębiących się teraz w jego głowie jedno było pewne – prawdziwie szczęśliwy uśmiech tamtej dziewczyny.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
1 Narodowa Agencja Policji (警察庁 Keisatsuchō, dalej w skrócie: NAP) to jedna z agencji rządowych, do której kompetencji należy nadzorowanie i kontrola pracy wszystkich 47 komend prefekturalnych. NAP nie prowadzi działań operacyjnych, jednak w sytuacji dużych klęsk żywiołowych czy zagrożenia bezpieczeństwa państwa może też koordynować działania policji w całym kraju (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza). [wróć]
