Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Do Dziewiczego Zamku, rezydencji ministerialnej, zamieszkałego przez cenionego i szanowanego ministra i jego piękną córkę przyjeżdża z oświadczynami młody, przystojny hrabia Rainer. Po nieudanej, nieszczęśliwej miłości 37-letni już hrabia postanawia umocnić przez małżeństwo swój majorat, żeniąc się z piękną Jostą, córką ministra, którą zna i lubi od dziecka. "Dobry, kochany wujaszek" staje się nagle mężem Josty. Zanim miłość małżeńska między dwojgiem w pełni rozkwitnie, uczucie ich przejdzie trudne i niebezpieczne próby. Są to przede wszystkim intrygi pięknej wdowy, Gerlindy, zakochanej w Rainerze, skryta miłość do Josty młodszego brata Rainera. Książka wzrusza, miłość wyciska łzy z oczu czytelnika, a przede wszystkim wprowadza w świat niemieckiej arystokracji, gdzie szczególnie żądza bogactwa popycha do kłamstw, intryg. Są tu niezwykłe zbiegi okoliczności jak w klasycznym romansie, ale o tym opowiedzą już karty książki.
[Opis wydawnictwa]
Książka dostępna w zasobach:
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 220
Rok wydania: 1991
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czerwone Róże
Jadwiga Courths-Mahlere
Czerwone Róże
AKAPIT
Katowice 1991
Adaptacja i redakcja tekstu
ANNA LUBASIOWA
Redakcja techniczna
LECH DOBRZAŃSKI
Projekt graficzny okładki i strony tytułowej
MAREK MOSIŃSKI
Wydanie pierwsze powojenne, P.P.U. AKAPIT Sp. z o.o. Katowice 1991
Nakład: 105 000+150 egz. Ark. druk. 11,0. Ark. wyd. 11,5
Papier offset, kl. III, 70 g, rola 61 cm
Rzeszowskie Zakłady Graficzne
Rzeszów, ul. płk. Lisa-Kuli 19
Zam. 1320/91
Josta von Waldow skierowała swój elegancki powóz, który przed kilkoma dniami dostała od ojca na urodziny, przez szeroki wjazd do ogrodu. Powozik zatoczył się po wysypanej żwirem drodze pod portal „Dziewiczego Zameczku”, którego nazwa pochodziła stąd, że zamieszkiwały go niegdyś niezamężne księżniczki domu panującego. Ale od wielu lat nie było ani jednej niezamężnej księżniczki i zameczek od długiego już czasu stał pusty. Sprzeciwiało się to praktycznemu zmysłowi panującego księcia, i przemyśliwał często, na jaki cel przeznaczyć tę piękną siedzibę.
Pewnego dnia usłyszał, że jeden z jego ministrów, którego bardzo cenił, zachwycał się tą cudną budową zameczku w stylu barokowym, a że dotychczasowa siedziba ministra mieściła się w domu, który miał ulec zburzeniu, przeto książę nie namyślając się długo, oddał „Dziewiczy Zameczek” na użytek ministra. Od trzech lat już rezydował minister w zamku.
Jego Ekscelencja von Waldow ucieszył się bardzo tą zmianą siedziby, a jeszcze więcej jego małżonka i córka. Prędko zabrano się do przeprowadzki, ale niestety tylko ojciec i córka wzięli w tym udział. Pani von Waldow zachorowała, zanim jeszcze ukończono remont zameczku, i wkrótce zmarła.
Josta miała wtedy osiemnaście lat. Teraz liczyła lat dwadzieścia jeden i pełniła rolę pani domu ministra.
Wchodząc do przybranego kwiatami holu Josta zapytała służącego:
– Czy ojczulek w domu?
– Tak jest, jaśnie panienko. Jego Ekscelencja ma gościa, pana hrabiego Ramberga.
Po młodej, pięknej twarzy Josty przemknął wesoły uśmiech. Jej ciemne, cudnego kształtu i pełne wyrazu oczy rozbłysły nagle.
– Kiedy pan hrabia przybył? – zapytała.
– Przed kwadransem.
– Gdzie są panowie?
– W gabinecie Jego Ekscelencji.
Josta podziękowała służącemu skinieniem głowy.
Przy dużym biurku pod oknem siedzieli dwaj panowie naprzeciwko siebie.
Starszym z nich był Jego Ekscelencja pan minister, okazały mężczyzna w wieku powyżej pięćdziesięciu lat, o mądrej, energicznej twarzy, szpakowatych włosach i wąsach. Młodszy pan, hrabia Rainer Ramberg, miał już też przeszło trzydzieści lat. Był wysmukły, arystokratycznej postaci, o energicznej, pełnej wyrazu twarzy. Oblicze jego mówiło o tym, że hrabia Rainer Ramberg musiał niejedno w życiu przezwyciężyć. Nie potrzebował żadnego zarostu, aby uwydatnić swoją męskość. Szczególną uwagę zwracały na siebie głęboko osadzone szare oczy, które dziwnie jasno odbijały od mocno opalonej twarzy, i które, jak w tej chwili, umiały spoglądać czule i przyjaźnie.
Kiedy Josta stanęła na progu, hrabia Rainer Ramberg podniósł się szybko i wyszedł jej naprzeciw.
Josta z uśmiechem wyciągnęła do niego obydwie ręce:
– Witam cię, wuju Rainerze!
– Jak się masz, moja droga, mała Josto!
Josta żartobliwie przysunęła swoje ramię do ramienia hrabiego:
– Ciągle jeszcze mała? Czy rzeczywiście taka jestem? – zapytała, wyprężając dumnie postać.
Hrabia uśmiechnął się:
– Póki jeszcze spoglądasz ku mnie w górę, mam prawo nazywać cię maleńką. A może sobie tego nie życzysz? – zapytał.
– O nie! W rzeczywistości miło mi jest być twoją małą Jostą. Kiedy mnie tak nazywasz, brzmi to tak serdecznie! Nie chciałabym wcale, żebyś się do mnie zwracał inaczej. A teraz ucałuję tylko ojczulka i już znikam. Macie obydwaj takie poważne miny, jak gdybyście obradowali nad sprawami państwa – rzekła z uśmiechem, całując serdecznie ojca.
– Trzpiot! – rzekł uśmiechając się minister.
Josta pogłaskała go po policzkach.
– Nie gniewaj się, ojcze! Słońce tak cudnie świeci!
– Jak daleko wyjeżdżałaś?
– Aż do bażantarni. Cudna była ta jazda przez majowy, zielony las. Tylko, że strasznie dużo w nim ludzi. Wiesz, ojczulku, przyjemnie byłoby teraz znajdować się w naszym starym, drogim Waldowie. Tam w lesie panuje cisza, jak w świątyni. Czy będziesz mógł wziąć teraz urlop na kilka tygodni?
– Na razie nie ma co o tym myśleć. Może w lipcu, wcześniej w żaden sposób nie.
Josta westchnęła.
– To jeszcze długo! Gdy widzę wuja Rainera, zaraz przypomina mi się Waldow. Kiedy jesteśmy w Waldowie, odwiedza nas częściej.
– To było dawniej, Josto, kiedy mieszkałem w Schellingen. Wtedy, gdy chciałem, w godzinę byłem w Waldowie. A chciałem często! Teraz przeniosłem się jednak do Rambergu – rzekł hrabia.
– Tak, tak, zupełnie zapomniałam o tym. Ale jednak kiedy będziemy z ojczulkiem w Waldowie, to musisz znów wrócić do Schellingen.
– Czy pragniesz tego? – zapytał hrabia Ramberg.
– Naturalnie! Ty i Waldow jesteście dla mnie nierozerwalną całością. Tak, naprawdę miałam cię dla siebie tylko w Waldowie. Tu w tej siedzibie odwiedzasz nas tylko dorywczo. Szkoda, że nie możemy stale mieszkać w Waldowie.
– O, czyżby ci się już tu sprzykrzyło?
Josta wzruszyła ramionami.
– Czy uwierzysz, że spośród tych wszystkich ludzi, z którymi musimy przestawać, nie znajdzie się ani jeden człowiek, z którym bym tak chętnie obcowała, jak z tobą. Wszystko, co się tu słyszy i mówi, to puste i bezduszne frazesy. Wolę życie na wsi. Ale niestety, ojczulek jest tylko biednym baronem, a Waldow skurczyło się do rozmiarów małego folwarku. Przynosi zaledwie tyle, że można się najeść do syta. I dlatego uważam pensję ministerialną ojczulka za niezbędną, gdyż zaspokaja ona pozostałe nasze potrzeby życiowe. Wzięłam więc na siebie z godnością los córki ministra. No, a teraz nie chcę was dłużej sobą zajmować, idę się przebrać. Powiedz mi tylko jeszcze, wujaszku, jak długo zostajesz w rezydencji?
– Prawdopodobnie tylko kilka dni.
– Czy zatrzymałeś się w pałacu Ramberg? Właśnie przed chwilą przejeżdżałam tamtędy i widziałam wszystkie okna zamknięte i żaluzje pospuszczane.
– Przyjechałem bez uprzedzenia. Nie spodziewano się mnie wcale. Ale mieszkam tam.
– O, to jutro, kiedy będę przejeżdżała tamtędy, uradują mnie pootwierane okna!
Z wesołym, jasnym śmiechem wybiegła Josta z pokoju.
Obydwaj panowie przez chwilę spoglądali za nią. Potem spojrzeli na siebie, a minister rzekł, uśmiechając się:
– Widzisz, Rainerze, sercem została jeszcze prawdziwym dzieckiem, mimo pełnych dwudziestu jeden lat i mimo, że od trzech lat spełnia rolę pani domu, z której się świetnie wywiązuje tak w gospodarstwie, jak i w towarzystwie. A kiedy się dowie, co cię dziś do nas sprowadza, będzie zdumiona. Ja sam czuję się zaskoczony twymi oświadczynami.
Hrabia Ramberg odetchnął głęboko:
– To znaczy, że musisz się zastanowić, Magnusie? Nie dałeś mi odpowiedzi na moją prośbę. Wejście Josty przeszkodziło temu.
– Mój drogi Rainerze, jak wypadnie moja odpowiedź, to dla ciebie nie ulega wątpliwości. Możesz zaofiarować kobiecie wszystko, czego może zapragnąć. Twoje nazwisko jest jednym z najlepszych w kraju, jesteś bogaty, posiadasz wspaniały majorat, nie licząc już Schellingen, które samo przez się jest pięknym majątkiem. A po śmierci twego kuzyna Rocha, po którym odziedziczyłeś majorat, stałeś się najświetniejszą partią w kraju. Najważniejsze zaś jest to, że znam twój nieskazitelny charakter, twoje zalety, jakie rzadko który człowiek posiada, słowem, nie mam ci nic do zarzucenia i nie mam nic przeciwko twoim oświadczynom. Ale pozostaje jeszcze pytanie, czy Josta zechce zostać twoją żoną. Twoje oświadczyny zaskoczą ją, jak i mnie zaskoczyły i wprawią w zdumienie. A jakie będzie jej postanowienie, tego nie wiem. Na pewno nigdy nie pomyślała o tym, że znajdzie się kiedyś w takiej sytuacji.
– Szczerze mówiąc, Magnusie, i ja dawniej nie myślałem o tym, że zwrócę się do Josty z tym pytaniem. Ty wiesz lepiej, niż ktokolwiek inny, co przeszedłem. Przez te wszystkie lata, odpychałem od siebie myśl o małżeństwie. Ale dalej tak być nie może. Mam trzydzieści osiem lat, a serce moje tak się uspokoiło, że z całą pewnością mogę pomyśleć o małżeństwie. A teraz, kiedy się stałem panem majoratu na Rambergu, jestem zobowiązany założyć rodzinę.
– To jest zupełnie naturalne i zrozumiałe, Rainerze, i cieszy mnie twoje postanowienie. Dowodzi ono, że skończyłeś już z tą starą historią.
– Całkowicie, Magnusie! W przeciwnym razie nie starałbym się o Jostę. Nie mogę powiedzieć, że zaofiaruję jej wielką, namiętną miłość. Do takiej miłości jest się zdolnym tylko raz w życiu, a ja mam już to poza sobą. Ale Josta jest mi droga i bliska memu sercu, i żadna inna kobieta nie ma dla mnie tej wartości, co ona. Mówię ci to wszystko otwarcie. Ale równie dobrze, jak ty, wiem, że Josta widziała we mnie zawsze tylko wujka Rainera. Jestem też starszy od niej o siedemnaście lat. Jest to mimo wszystko wielka różnica wieku. A dalej rzecz najważniejsza: nie wiem, czy serce Josty jest jeszcze wolne. Powiedz mi szczerze, czy uczucia Josty nie skłaniają się do innego mężczyzny, powiedz mi to przez wzgląd nie tylko na naszą dawną znajomość, ale i przyjaźń, o której mnie zawsze zapewniałeś.
Minister skinął głową:
– Tak, Rainerze! Zawsze cię lubiłem! Ale twoim wiernym przyjacielem stałem się w tej godzinie, kiedy z polecenia mojego księcia pana zadałem głęboką ranę twemu sercu.
Hrabia Ramberg odparł jednak:
– Nie ty zadałeś mi tę ranę, ani też książę. Nikt tego nie uczynił, tylko sam los: przeznaczenie kazało mi zrezygnować. Ale zostawmy to. Wszystkie te walki i cierpienia są poza mną. Powiedz mi teraz szczerze, czy serce Josty jest wolne?
Minister uśmiechnął się.
– O ile ja wiem – tak. Co prawda niełatwą jest sztuką przejrzeć serce dziewczęce. Kobiety umieją swoje uczucia kryć głęboko. Ale serce Josty stało dotychczas przede mną otworem, obdarza mnie ona największym zaufaniem i na pewno zauważyłbym, gdyby coś kryła przede mną. O ile więc mogę zaufać swoim oczom, serce Josty jest jeszcze wolne. Ale czy przyjmie twoje oświadczyny, tego ci oczywiście powiedzieć nie mogę. Ty sam musisz się upewnić, czy zechce ona w wujku Rainerze widzieć swego męża. Mojej zgody możesz być pewien, nie potrzebuję ci też mówić, że uważałbym za wielkie szczęście dla Josty, gdyby wyszła za ciebie. Zanim jednak zadasz jej sam to pytanie, muszę ci jeszcze zrobić pewne odkrycie.
– Mów, Magnusie – poprosił hrabia.
– To, co ci teraz powiem, niech zostanie między nami. Josta niech o tym nic nie wie. Niech się tego dowie po mojej śmierci. Przyrzekasz mi zachować milczenie!
– Daję ci na to słowo honoru!
– Dziękuję ci. A więc wysłuchaj mnie – Josta nie jest moją córką.
Hrabia cofnął się zdumiony.
– Nie jest twoją córką?
– Nie kryje się w tym nic romantycznego. Josta jest córką mego młodszego brata Jerzego. Był on żonaty z baronówną Halden i żył z nią tylko rok. Umarła, wydając na świat Jostę. Jerzy przyniósł Jostę do mojej żony. W tym czasie my uzyskaliśmy smutną pewność, że zostaniemy bezdzietni wskutek operacji, której musiała się moja małżonka poddać. Żona moja, która kochała nadzwyczaj dzieci, oddała się wychowaniu Josty z prawdziwie macierzyńską czułością. Brat mój był oficerem, niezbyt bogatym. Zanim minął rok od śmierci jego żony, zakochał się do szaleństwa w młodej śpiewaczce. Jerzy porzucił dla niej swój zawód i poślubił ją, mimo że robiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, aby go od tego zamiaru odwieść. Jednocześnie z zawiadomieniem o ślubie, otrzymałem od niego pożegnalny list. Wyjechał z żoną do Ameryki, gdzie dostała świetny angaż. Już wcześniej uznał wszelkie nasze prawa do Josty. Nie widziałem go więcej. Po dwóch latach przysłała mi jego żona, która tam występowała pod panieńskim nazwiskiem, drukowaną wzmiankę o moim bracie, z której dowiedziałem się, że padł w pojedynku z pewnym szlachcicem, który w towarzystwie podawał w wątpliwość cnotę jego żony. Kazałem sobie urzędowo potwierdzić wiadomość o śmierci brata. O wdowie po nim nie słyszałem nic więcej. Jostę adoptowaliśmy. Ażeby zachować w naszym stosunku zupełną swobodę i nie dopuścić nigdy uczucia obcości nie powiedzieliśmy Joście, że nie jest naszą córką. Po co ją tym niepokoić? Ale ty musisz o tym wiedzieć, jeśli zabiegasz o jej rękę. Do mego testamentu, który czyni Jostę moją jedyną spadkobierczynią, dołączony jest list, w którym ja sam donoszę jej o tym.
Hrabia Ramberg przysłuchiwał się uważnie. Był zdumiony wiadomością, że Josta nie jest córką ministra, gdyż często był świadkiem objawów ogromnej czułości obojga małżonków dla dziewczyny. Odkrycie to w niczym jednak nie wpłynęło na jego postanowienie.
Westchnąwszy głęboko, rzekł:
– Jestem zaskoczony tą wiadomością, drogi Magnusie. Doprawdy, wydaje mi się niemożliwością, że Josta nie jest twoją córką. Tak tkliwego stosunku między rodzicami i dzieckiem nie zdarzyło mi się jeszcze widzieć. Ale ponieważ Josta jest z urodzenia baronówną von Waldow, przeto nie cofam mojej prośby.
Minister wyciągnął doń rękę:
– A więc wszystko już zostało wyjaśnione. Reszta zależy od Josty. Każę ją zawołać.
Minister nacisnął dzwonek na biurku. Służący zjawił się na progu.
– Poproś panienkę do zielonego salonu.
Służący wyszedł, i minister zwrócił się do hrabiego Ramberga:
– Tak, drogi mój Rainerze. Udaj się też do zielonego salonu. Pomów z Jostą bez świadków. Ja załatwię sobie tymczasem niektóre pilniejsze sprawy. Potem opowiesz mi o rezultacie twojej rozmowy z Jostą.
Dwaj panowie rozeszli się, uścisnąwszy sobie dłonie.
Hrabia Ramberg udał się do znanego mu zielonego salonu i oczekiwaniu stanął przy oknie.
* * *
Josta po opuszczeniu ojca i hrabiego udała się w wesołym nastroju do swojego pokoju. Oczy jej błyszczały z zadowolenia, że wuj Rainer przyjechał. Podczas całego jej dzieciństwa wuj Rainer był uosobieniem wszystkiego, co miłe, dobre i piękne. Do niego odnosiła się jej dziecięca przyjaźń, wokoło niego snuły się jej pierwsze niewyraźne marzenia dziewczęce. Kiedy czytała o walecznych rycerzach, w wyobraźni jej przybierali oni postać i rysy wujka Rainera. Kiedy podrosła, miejsce marzeń dziewczęcych zajęło świadome uczucie wielkiej czci i serdecznej przyjaźni. W duchu porównywała wszystkich mężczyzn, którzy się do niej zbliżali, z wujem Rainerem i żaden nie podobał jej się tak, jak on.
Dlatego też niezbyt była niezadowolona, kiedy nagle po niespodziewanej śmierci kuzyna Rocha został panem majoratu na Rambergu, gdyż opuścił Schellingen, które jego matka wniosła w posagu, a które sąsiadowało z Waldowem. Hrabia Roch był ostatnim dziedzicem majoratu, a pozostawił tylko wdowę, młodą, niezwykle piękną hrabinę Gerlindę.
Dochodami z majątku Schellingen dzielił się hrabia Rainer ze swoim bratem Henningiem, który był oficerem i mieszkał w Berlinie. Josta znała też hrabiego Henninga, ale nie widziała go już od sześciu lat. W jej wyobraźni istniał on tylko jako brat wuja Rainera i taką tylko przedstawiał dla niej wartość.
Josta, popatrzywszy chwilę przez okno, zadzwoniła na pokojówkę i kazała się przebrać.
– Chcę włożyć białą suknię, Anno – rzekła, uśmiechając się do swoich myśli.
Wuj Rainer podczas ostatniej bytności powiedział jej:
– Powinnaś zawsze nosić białe suknie, Josto.
I na jego cześć postanowiła się ubierać na biało.
Po chwili była gotowa i stanęła przed lustrem, przypinając do paska ciemną gałązkę bzu.
Niedługo przeglądała się w lustrze, gdyż nie była próżna i wcale nie miała świadomości, jak jest piękna.
W chwili, kiedy opuszczała buduar, stanął przed nią służący i zameldował, że Jego Ekscelencja prosi ją do zielonego salonu.
Kiedy tam weszła, hrabia Ramberg stał wciąż jeszcze przy oknie i spoglądał poprzez koronkowe firanki w dal. Usłyszawszy jej kroki, odwrócił się szybko i poszedł jej naprzeciw.
– Nie ma tu ojczulka? – zapytała Josta spokojnie.
– Czy jesteś niezadowolona, że mnie tu samego zastałaś?
Josta roześmiała się:
– Ależ co ci na myśl przychodzi, wuju Rainerze! Ogromnie się cieszę, kiedy cię mam dla siebie. Zjesz z nami obiad?
– Chętnie, jeżeli mnie nie wypędzisz – hrabia westchnął i rzekł z niepokojem w głosie; – Nie wiem, Josto, czy za kilka minut nie każesz mi iść precz.
Josta zdziwiona potrząsnęła głową. Spojrzała na niego pytająco:
– Co to ma znaczyć? W ogóle, nie wiem, co się stało, ale wyglądasz jakoś dziwnie, powiedziałabym uroczyście. Co ci się stało?
– Masz rację, Josto, jestem dziś naprawdę w uroczystym nastroju i jestem też nieco niespokojny. Przyszedłem dziś, żeby ci zadać dużej wagi pytanie. A teraz, kiedy chcę to uczynić, przychodzi mi nagle na myśl, że ty właściwie wyśmiejesz mnie, po prostu wyśmiejesz, zamiast mi dać jakąkolwiek odpowiedź.
– Wyśmiać? Kiedy ty zadasz mi pytanie w ważnej sprawie? Jakżebym mogła! Więc mówże prędko, o co chodzi?
Hrabia wyprostował się zdecydowany i spojrzał na nią mocnym wzrokiem: – Josto, czy chcesz zostać moją żoną?
Josta zadrżała, a jej policzki pokryły się nagle bladością. Jej wielkie, piękne oczy spojrzały z bacznym niepokojem na niego. Mimo woli cofnęła się o krok.
– Wuju Rainerze, nie powinieneś żartować w ten sposób! – rzekła stłumionym głosem.
– Nie żartuję, Josto – odrzekł hrabia cicho z lekkim urazem w głosie.
Josta stała nieruchomo, a przez ciało jej przebiegł dreszcz. Ale w duszy jej i sercu rozbrzmiały nagle jakieś dziwne melodie i dźwięki, jak gdyby otwarły się w niej nowe źródła życia.
– Wuju Rainerze – odezwała się znowu na wpół głośno, wahająco, jak gdyby nie rozumiała, czego od niej chciał i jakby ją przestraszyło jego żądanie.
W obliczu hrabiego nie drgnął ani jeden mięsień, chociaż w tej chwili daleki był od spokoju. Ale umiał panować nad sobą:
– To jest jeszcze gorsze, niż gdybyś się śmiała, Josto. Przeraziło cię to, że twój stary wuj Rainer zuchwale zamierza przykuć twoją młodość do siebie.
Josta spojrzała na niego bezradnie.
– Jestem przerażona, jestem... nie, gdzież bym mogła o tym myśleć! Ty i ja... ach, wuju Rainerze, jestem przecież takim głupim stworzeniem w porównaniu z tobą!
– A więc, muszę dla ciebie zostać wujem Rainerem, nie możesz się zdecydować nazwać mnie inaczej?
Josta zarumieniła się, a jej długie, jedwabiste rzęsy ułożyły się jak ciemne półksiężyce na płonących policzkach. Zawsze marzyła o tym i uważała to sobie za największe szczęście móc być ciągle razem z wujem Rainerem. A teraz wystarczyłoby jej tylko powiedzieć „tak” i byłaby z dnia na dzień, z godziny na godzinę przy nim i nigdy się już z nim nie rozstawała.
Ta świadomość przenikała ją gorącym uczuciem szczęścia. Ale instynktownie ukryła przed nim w dumnej wstydliwości rozbłysłe oczy i opuściła je ku ziemi.
Hrabia czekał długo na odpowiedź, wreszcie rzekł cicho:
– Więc żadnej odpowiedzi? To znaczy, że każesz mi iść sobie, odpychasz mnie od siebie, prawda?
Josta szybko sięgnęła po jego dłoń:
– Nie, zostań – powiedziała błagalnym szeptem, tak, że ledwie mógł zrozumieć.
Nie patrzyła przy tym na niego i nie widziała jego nagle rozbłysłego wzroku.
– Jako twój narzeczony, Josto?
Josta podniosła wzrok na jego spokojne oblicze i rzekła niepewnie i niezdecydowanie: – Ach, ja nie wiem... To przyszło tak niespodzianie. Nigdy o tym nie pomyślałam.
– Więc powiedz mi przynajmniej, czy twoje serce jest jeszcze wolne, czy nie kochasz innego.
Josta energicznie potrząsnęła głową:
– Nie, nie kocham nikogo prócz...
Zatrzymała się: „Prócz ciebie”, chciała powiedzieć. Ale nie chciało jej to przejść przez gardło.
– Nikogo, prócz ojczulka – dokończyła nagle.
Hrabia przyciągnął ją do siebie:
– A czy mnie wcale, ani troszeczkę nie lubisz, mała Josto? – zapytał miękko, wzruszony jej bezradnością.
Josta oddychała szybko i gwałtownie:
– Przecież wiesz, że ciebie lubiłam zawsze.
– Więc pytam się jeszcze raz... czy chcesz zostać moją żoną?
Jej ciemne oczy spojrzały w jego oczy poważnie i pytająco:
– Dlaczego zadajesz mi to pytanie, wu...?
Nie, wujaszkiem nie mogła go już teraz nazywać! Nie potrafiła już wymówić tego słowa i po raz pierwszy zrobiła spostrzeżenie, że hrabia jest o wiele za młody na wuja tak dorosłej panny.
– Dlaczego cię proszę, żebyś została moją żoną? – powtórzył hrabia szybko. – Gdyż nie znam innej kobiety, którą bym bardziej niż ciebie pragnął mieć przy sobie!
Zdawało jej się, że słowa te brzmią zbyt chłodno, jak na oświadczyny, a nie zauważyła, że hrabia specjalnie wysilał się na ten spokój, żeby jej nie przestraszyć.
– Czy możesz się zdobyć na to, by zostać moją żoną, czy też odpalony muszę odejść ze smutkiem? – zapytał hrabia jeszcze raz.
– Czy bardzo byś się smucił? – zapytała gwałtownie.
– Tak, bardzo – rzekł hrabia z powagą i czuł przy tym, że powiedział prawdę, mimo że nie kochał Josty.
– Za nic w świecie nie chciałabym cię zasmucić – rzekła Josta cicho.
– Więc zgadzasz się?
Słyszała radosne brzmienie jego głosu i widziała, jak jego oczy czule i błagalnie, choć nie z tym wyrazem, jakiego nieświadomie pragnęła, szukały jej wzroku.
Przez chwilę wahała się jeszcze, ale jakby w obawie zmiany decyzji, rzekła raptownie:
– Tak, jeżeli ty tego pragniesz... to i ja się zgadzam.
Hrabia najpierw podniósł jej dłoń do ust, potem objął jej kibić ramieniem, chcąc ją pocałować w usta. Ale Josta, jak gdyby w instynktownej obronie, pochyliła głowę i wargi jego musnęły tylko jej czoło.
Miało się niejasne uczucie, jak gdyby chciała uniknąć tego pocałunku. Oblicze hrabiego drgnęło nieco. Zauważył, że wymyka mu się, i to wywołało w nim jakiś dziwny niepokój.
– Dziękuję ci serdecznie za zaufanie, moja droga, mała Josto. Bałem się, że mi dasz kosza – rzekł wzruszony.
Zanim Josta zdołała odpowiedzieć, wszedł minister i spojrzał na obydwoje pytająco. Josta podbiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona, jakby szukała obrony przed sobą samą.
– Ojcze – kochany ojczulku!
Minister ponad jej głową zamienił spojrzenie z hrabią Rambergiem. Ten skinął twierdząco głową. Wtedy minister uścisnął mocno córkę w ramionach.
– Moje kochane dziecko! – rzekł wzruszony.
– Josta dała mi swoje słowo. Bądź mi więc wiernym ojcem, jak wiernym byłeś mi dotychczas przyjacielem i daj nam swoje błogosławieństwo, poprosił hrabia Rainer z powagą.
W milczeniu złożył minister ręce, a potem rzekł wzruszonym głosem:
– Niech was Bóg błogosławi i obdarzy was spokojem i szczęściem.
Josta zapragnęła choć przez kilka chwil być sama. Pocałowała ojca, i bąknąwszy przeproszenie, wyszła szybko z pokoju.
Kolana jej drżały, nie mogła pójść dalej i padła w przyległym pokoju na fotel. Przycisnąwszy ręce do serca, Josta siedziała, wsłuchując się w siebie, gdy nagle do jej uszu dobiegły słowa dwóch panów.
Nie przypuszczali oni, że Josta znajduje się w przyległym pokoju. Myśleli, że udała się do swego pokoju. Josta stała się więc świadkiem ich rozmowy, gdyż nie była zdolna wstać i odejść.
Najpierw odezwał się jej ojciec:
– Nie potrzebuję ci chyba mówić, drogi Rainerze, jak się czuję szczęśliwy, że moja córka będzie miała ciebie za męża. Chociaż powiedziałeś mi szczerze, że nie kochasz Josty namiętnie, chociaż wiem, że tylko z bólem oderwałeś swoje serce od kobiety, która posiadła twoją wielką, gorącą miłość, to jednak pewien jestem, że będziesz moją Jostę zawsze szanował i cenił, że otoczysz ją czułą opieką. Także Josta nie obdarza cię zapewne gwałtownym uczuciem, ale czyż małżeństwa, oparte na obopólnym szacunku i sympatii, nie są najharmonijniejsze i najszczęśliwsze? Mam nadzieję, że i wy będziecie ze sobą szczęśliwi.
– Tego życzę sobie i pragnę także! – odparł hrabia Ramberg z powagą: – i będę czynił co tylko będzie w mej mocy, żeby Josta nigdy nie musiała żałować, że oddała mi swoją rękę.
Josta słyszała każde słowo. Siedziała, jak przygwożdżona. Słowa hrabiego wydały jej się tak strasznie spokojne. Nie wiedziała, że zmusza się do zachowania spokoju w rozmowie z jej ojcem, jak i z nią.
Josta słyszała tylko w jego słowach zimny spokój, a najbardziej uderzyło ją to, czego się z tej rozmowy dowiedziała, że serce Rainera należy do innej kobiety, kobiety, od której się oderwał z wielkim bólem.
Josta zadrżała jak od chłodu, serce sprawiało jej ból, a w jej oczach błysnął tęskny smutek, jakiego nigdy przedtem nie zaznała.
Pomyślała też, że za chwilę dwaj panowie spostrzegą ją tutaj. Podniosła się z wysiłkiem, wyszła na korytarz i udała się do swego pokoju. Kiedy się tam znalazła, rzuciła się na fotel i przycisnęła obydwie dłonie do twarzy. Siedziała tak przez długą chwilę, wsłuchując się w siebie i doszła do przekonania, że kochała Rainera od dawna, tylko, że nie zdawała sobie z tego sprawy. I że dlatego właśnie wszyscy mężczyźni byli jej obojętni i nie podobali się jej, gdyż stale porównywała ich z nim i tęskniła tylko za jego obecnością.
„Nie, nie mogę zostać jego żoną, z tą świadomością, że ja go kocham, a on odwzajemnia mi się takim chłodnym spokojem! Jak potrafię to znieść, jak potrafię żyć obok niego z tą świadomością, że jego serce należy do innej? Nie, tego nie potrafię!”
I chciała zbiec na dół i poprosić go, żeby zwrócił jej w zbytnim pośpiechu dane przyrzeczenie, chciała mu powiedzieć, że ona nie może zostać jego żoną. Ale zanim doszła do drzwi swego pokoju, stanęła odrętwiała i nie mogła iść naprzód.
„Jeżeli mu to powiem, pójdzie sobie i może już nigdy nie wróci. I poślubi wkrótce inną kobietę, która będzie zadowolona z tego, co jej może zaofiarować, z tego, co inna, którą kochał, pozostawiła”.
A myśl, że mógłby poślubić inną, była dla niej tak straszna, tak nie do zniesienia, że mogłaby wszystko inne ścierpieć, byle nie to.
Padła znowu na fotel i złożyła ręce jak do modlitwy.
– Może mnie jednak kiedyś pokocha, tak jak pragnęłabym być przez niego kochana – szepnęła.
Josta przetarła ręką oczy i podniosła się.
Z wolna opuściła swój pokój. Musiała powrócić do ojca i do narzeczonego. Nie chciała, żeby się niepokoili jej długą nieobecnością.
Kiedy znów przestąpiła próg zielonego salonu, była już spokojna i zrównoważona. Po raz pierwszy ukazała się oczom ojca i hrabiego Ramberga inna, aniżeli była w rzeczywistości. Dumnie i spokojnie spoglądały jej oczy, a głos jej brzmiał czysto i dźwięcznie.
Przez ten czas panowie omówili sprawę zaręczyn i oznaczyli termin ślubu. Wybrali na tę uroczystość dzień dziesiąty lipca i zapytali Jostę, czy jej to odpowiada. Josta zgodziła się spokojnie, chociaż przeraziła ją myśl, że tak krótki czas dzieli ją od tego dnia.
Hrabia Ramberg zajął się narzeczoną ze zwykłym swym wdziękiem, który zniewalał wszystkich, i próbował ją trochę rozruszać.
Obiad minął w niczym nie zakłóconym spokoju. Kiedy się skończył, minister został odwołany do swoich spraw, a hrabia Ramberg szykował się do odjazdu. Gdy się żegnał z Jostą, chwyciła go nagle nieprzeparta ochota uściskania jej. Porwał ją w ramiona i zanim się spostrzegła, wycisnął na jej ustach gorący pocałunek. Przez chwilę leżała odrętwiała na jego piersi i miała ochotę krzyknąć, kiedy uczuła jego wargi na swoich.
„Robi to tylko z obowiązku”, pomyślała.
„Przestraszyłem ją”, pomyślał hrabia, i robił sobie wyrzuty, że nie mógł się opanować i zadowolić pocałunkiem w dłoń.
Josta instynktownie stanęła u boku ojca. Kiedy hrabia Ramberg pożegnał się, minister objął Jostę ramieniem.
– Wydajesz mi się, moje dziecko, strasznie poważna i przygnębiona. Czy ze szczerym sercem przyjęłaś oświadczyny Rainera? – zapytał.
Josta przytuliła twarz do piersi ojca. Jakże chętnie ulżyłaby swej duszy i wyspowiadała się przed nim! Ale tego, co czuła i co się w niej działo, nie powiedziałaby nawet matce, a cóż dopiero ojcu.
– Smutno mi tylko, kochany ojczulku, bo cię już tak niedługo opuszczę – rzekła.
Minister pogłaskał ją po głowie.
– Takie są koleje życia, moje drogie dziecko. Myślę, że dobry zrobiłaś wybór i że zaznasz u boku Rainera cichego, pewnego szczęścia.
Josta skinęła tylko głową, gdyż mówić nie mogła. Młoda jej dusza pragnęła czegoś więcej, jak „cichego, pewnego szczęścia”,o którym mówił jej ojciec.
Kiedy Josta udała się wieczorem na spoczynek do swego pokoju, usiadła jeszcze na chwilę przy biureczku. Wyjęła pamiętnik, w którym opisywała swoje przeżycia od dnia śmierci matki. Przyzwyczaiła się powierzać mu wszystko, z czym dawniej udawała się do matki, i coraz więcej i więcej uczuwała potrzebę spisywania tego, o czym myślała i co przeżywała.
Przewracała kartki pamiętnika i gdzieniegdzie odczytywała niektóre zdania. A na każdej stroniczce odnajdywała słowa: „wuj Rainer”. Tak, dusza jej tkwiła już od dawna przy nim, imię jego wciąż samo wypływało spod pióra. Przejrzała wszystkie zapisane kartki, a kiedy natrafiła na czystą, wzięła pióro do ręki i zaczęła pisać: