Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Wznowienie kolejnego tomu bestsellerowego cyklu o komisarzu Brunettim w nowym formacie i odświeżonej szacie graficznej!
Dobrze już znany miłośnikom powieści kryminalnych Donny Leon komisarz Guido Brunetti lubi, jak wiadomo, smacznie zjeść, nie znosi zaś wysiłku fizycznego. Tym razem jednak schudnie i będzie się musiał sporo nachodzić, nim wyjaśni kolejną zagadkę: serię podejrzanych zgonów w domach opieki prowadzonych przez zakonnice. Sprawa wydaje się nadzwyczaj zawiła i wymagająca od komisarza wielkiej subtelności: jego ciekawość będzie musiała być lekka jak puch, pytania zaś delikatne jak muśnięcia wąsów. Brunetti ma jednak dobrych sojuszników: sekretarkę szefa, przed którą żaden urząd, jeśli tylko jest skomputeryzowany, nie ma tajemnic; własną żonę, wenecką arystokratkę, a przy tym wojującą ateistkę, która zna na wyrywki pisma Ojców Kościoła; przebieglejszego od lisa przyjaciela, zwariowanego malarza, a przede wszystkim odważną i piękną eks-zakonnicę. Dzięki nim komisarzowi łatwiej będzie wykryć, kto jest prawdziwym zabójcą: garbaty kolekcjoner tabakierek, dewotka obstawiająca się zdjęciami kardynałów czy zakonnik, który kolekcjonuje rzadkie odmiany bzu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 322
Donaldowi McCallowi
È sempre bene
Il sospettare un poco, in questo mondo.
Odrobina podejrzliwości
na tym świecie nigdy nie zaszkodzi.
libretto opery Così fan tutte Mozarta
Rozdział 1
Brunetti siedział w fotelu, kontemplując swoje buty. Oparte na wyciągniętej dolnej szufladzie biurka, łypały na niego z jawnym wyrzutem, każdy czterema parami metalowych oczek okalających dziurki na sznurowadła. Przez ostatnie pół godziny komisarz sprawiedliwie dzielił czas i uwagę między drewnianą armadio stojącą przy ścianie na końcu gabinetu i własne obuwie. Kiedy róg szuflady zaczynał go uwierać w stopę, Brunetti odwrotnie krzyżował nogi; zmieniało to układ oczek, lecz nie łagodziło ani ich krytycznych spojrzeń, ani doskwierającej mu nudy.
Vice-questore Giuseppe Patta od dwóch tygodni przebywał w Tajlandii, dokąd wyjechał – jak żartowali pracownicy komendy – na drugi miesiąc miodowy, pozostawiając Brunettiemu wyłączny nadzór nad ściganiem przestępców w Wenecji. Wyglądało jednak na to, że wszyscy przestępcy – z wyjątkiem pospolitych kieszonkowców i drobnych włamywaczy – odlecieli z Pattą, gdyż w mieście nie wydarzyło się nic istotnego, odkąd wsiadł do samolotu wraz z małżonką, która niedawno zdecydowała się na powrót do wspólnego gniazdka, a zapewne i łoża, choć o tym akurat Brunetti wolał nie myśleć. Jedyną ciekawą kradzież odnotowano u jubilera na Campo San Maurizio. Przed dwoma dniami weszła do sklepu elegancko ubrana para z wózkiem dziecięcym; młody ojciec, kraśniejąc z dumy, oznajmił, że pragnie kupić żonie pierścionek z brylantem. Speszona, ale też zaróżowiona z dumy kobieta przymierzyła kilka, po czym – z trzykaratowym kamieniem na palcu – spytała, czy może wyjść ze sklepu, żeby obejrzeć swój potencjalny nabytek w świetle dziennym. Nastąpiło to, czego można było oczekiwać: wyszła, uśmiechnęła się promiennie, widząc, jak czysty brylant iskrzy się w słońcu, i szczęśliwa zamachała przez szybę do męża; ten wsunął głowę pod daszek wózka, żeby poprawić becik, po czym – posyłając właścicielowi nieśmiały uśmiech – dołączył do żony. Następnie oboje oddalili się pośpiesznie, zostawiając w sklepie wózek z plastikową lalką, tak ustawiony, żeby blokował drzwi i utrudniał pogoń.
Ale ta pomysłowa kradzież była wydarzeniem jednostkowym, nic więc dziwnego, że Brunetti się nudził. Poza tym czuł się trochę zagubiony, gdyż nie był pewien, co mu bardziej odpowiada: pozycja szefa i obowiązek przekopywania się przez góry papierów czy wolność, jaką się cieszył na swoim pośledniejszym stanowisku komisarza. Co prawda, teraz z tą wolnością też nie miałby co począć.
Uniósł głowę, kiedy rozległo się pukanie, po czym przywołał na twarz uśmiech, gdy drzwi się uchyliły i po raz pierwszy tego dnia zobaczył sekretarkę Patty, która najwyraźniej potraktowała wyjazd vice-questore jako przyzwolenie na rozpoczynanie pracy o dziesiątej, a nie o ósmej trzydzieści.
– Buon giorno, commissario – powiedziała signorina Elettra, rozciągając w uśmiechu pomalowane szminką usta.
Czerwień szminki i biel zębów natychmiast skojarzyły się Brunettiemu z kolorami gelato all’ amarena. W dodatku sekretarka miała na sobie bluzkę w szkarłatno-białe paski, potęgujące to wrażenie. Weszła do gabinetu i usunęła się na bok, żeby zrobić miejsce dla osoby, która jej towarzyszyła. Brunetti ujrzał obcą młodą kobietę w tandetnym, sztywnym kostiumie z szarego poliestru, ze spódnicą, na przekór aktualnej modzie, sięgającą niemal butów na płaskim obcasie. Zauważył jeszcze, że kobieta ściska niezręcznie w obu dłoniach torebkę z plastiku imitującego skórę. Po chwili skierował wzrok na sekretarkę.
– Commissario, ta pani chciałaby z panem mówić.
– Słucham – rzekł, ponownie przenosząc spojrzenie na obcą kobietę, niezbyt ciekaw, co ma mu do powiedzenia.
Ale potem uderzyła go gładkość jej policzka, a kiedy poruszyła głową, żeby rozejrzeć się po gabinecie, zwrócił uwagę na kształtne linie jej szczęki i szyi.
– Słucham – powtórzył, tym razem z większym zainteresowaniem.
Petentka wyczuła zmianę w jego tonie. Popatrzyła na komisarza z leciutkim uśmiechem, a wówczas jej twarz wydała mu się dziwnie znajoma, chociaż zarazem był pewien, że widzi tę kobietę po raz pierwszy w życiu. Przyszło mu do głowy, że może jest córką jednego z jego przyjaciół, a on, Brunetti, dopatruje się w jej twarzy wyłącznie jakiegoś rodzinnego podobieństwa.
– Tak, signorina? – spytał, podnosząc się i wskazując fotel po drugiej stronie biurka.
Kobieta rzuciła okiem na sekretarkę. Ta natychmiast posłała jej ciepły, przyjazny uśmiech, jakim zwykle starała się dodać otuchy zestresowanym interesantom, po czym oznajmiła, że musi wracać do pracy, i zostawiła ich samych.
Kobieta podeszła do fotela i usiadła, obciągając spódnicę, żeby jej nie wygnieść. Choć była szczupła, poruszała się bez wdzięku, jakby zawsze nosiła tylko solidne buty na płaskim obcasie.
Brunetti wiedział z doświadczenia, że w takich sytuacjach najlepiej nic nie mówić, tylko cierpliwie czekać, nadawszy twarzy wyraz spokoju i zainteresowania. Tak też zrobił, świadom, iż jego milczenie prędzej czy później skłoni osobę siedzącą naprzeciw do przerwania przedłużającej się ciszy. Czekając, zerknął na kobietę raz i drugi; próbował odgadnąć, dlaczego wydaje mu się znajoma. Może jest podobna do kogoś, kogo zna, a może pracuje w sklepie, który zdarzało mu się odwiedzać – czasami trudno kogoś skojarzyć, gdy się go widzi w zupełnie nowych okolicznościach. Pomyślał, że jeśli pracuje w sklepie, na pewno nie jest to żaden elegancki butik; świadczył o tym jej brzydki sztywny kostium, który wyszedł z mody przed dziesięciu laty, chłopięca fryzura, która w gruncie rzeczy sprowadzała się do krótko i byle jak obciętych włosów, oraz brak makijażu. Ale kiedy spojrzał na nieznajomą po raz trzeci, nagle zdał sobie sprawę, że jej strój stanowi poniekąd przebranie, którym stara się zamaskować urodę. Miała bowiem ciemne, szeroko rozstawione oczy, o rzęsach tak długich i gęstych, że nie potrzebowały tuszu. Wargi blade, ale pełne i ponętne. Na określenie kształtu jej prostego, wąskiego nosa potrafił znaleźć tylko jedno słowo: szlachetny. Krzywo obcięta grzywka przysłaniała czoło, szerokie i gładkie. Jednakże odkrycie, że siedząca przed nim kobieta jest piękna, w najmniejszym stopniu nie ułatwiło mu ustalenia jej tożsamości. Dlatego zaskoczyło go pytanie:
– Nie poznaje mnie pan, prawda, commissario?
Głos też brzmiał znajomo. Brunetti próbował sobie przypomnieć, gdzie go wcześniej słyszał, ale nie był w stanie; wiedział jedynie, że nie na komendzie ani nie w związku z którąkolwiek ze spraw, jakie prowadził.
– Nie, signorina. Bardzo mi przykro. Wiem tylko, że już panią widziałem, i daję głowę, że nie było to tutaj.
Uśmiechnął się przepraszająco, jakby liczył na jej wyrozumiałość; kłopoty z pamięcią to w końcu ludzka rzecz.
– Sądzę, że większość osób, z którymi styka się pan poza pracą, nie ma powodu tu bywać – powiedziała kobieta i odwzajemniła uśmiech, żeby wiedział, iż nie ma do niego pretensji.
– Rzeczywiście, niewielu moich przyjaciół przychodzi na komendę z własnej woli, a jeszcze żadnego nie trzeba było doprowadzać tu siłą. – Brunetti znów się uśmiechnął, chcąc pokazać, że nie traktuje swojego miejsca pracy ze śmiertelną powagą. – Na szczęście.
– Nigdy dotąd nie miałam do czynienia z policją.
Kobieta rozejrzała się po gabinecie, jakby w obawie, że może ją tu spotkać coś złego.
– Podobnie jak większość ludzi.
– Tak, chyba rzeczywiście – przyznała, po czym zerknęła na swoje dłonie i wymamrotała cicho: – Imadło lata.
– Słucham? – spytał Brunetti, zaskoczony tą nieoczekiwaną wypowiedzią; przemknęło mu przez myśl, że jego rozmówczyni jest niespełna rozumu.
– Immacolata. Znał mnie pan jako Suor’Immacolatę – powiedziała, unosząc głowę i posyłając mu ten sam łagodny uśmiech, który dotychczas widywał pod białym krochmalonym kornetem.
Wreszcie znał rozwiązanie zagadki; to, kim była, tłumaczyło również jej fryzurę, niemodny strój i ruchy pozbawione kobiecego wdzięku. Brunetti świadom był jej urody, odkąd ujrzał ją po raz pierwszy w prywatnym domu opieki, w którym od lat przebywała jego matka, ale śluby złożone przez Suor’Immacolatę oraz długi habit stanowiący ich widoczny dowód czyniły z niej tabu. Komisarz patrzył i reagował na nią nie jak mężczyzna, który chce nacieszyć oko widokiem atrakcyjnej kobiety, lecz jak esteta podziwiający piękny kwiat lub obraz. Dopiero teraz, wyzwolona z habitu i postrzegana bez obyczajowych uwarunkowań, jej uroda ujawniła mu się w pełni; niemodny strój i sztywność ruchów nie były w stanie niczego ukryć.
Suor’Immacolata zniknęła z domu opieki mniej więcej przed rokiem. Brunetti, poruszony rozpaczą matki, nieszczęśliwej z powodu nagłego odejścia osoby, która odnosiła się do niej najżyczliwiej z całego personelu, zdołał się dowiedzieć jedynie tyle, że młoda zakonnica została przeniesiona do innego ośrodka prowadzonego przez siostry. Teraz dziesiątki pytań cisnęły mu się na usta, ale odrzucił je wszystkie jako niewłaściwe. Najważniejsze, że miał ją przed sobą: sama na pewno wiele mu wyjaśni.
Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały sięnastępujące powieści Donny Leon:
ŚMIERĆ W LA FENICE
1998
2006 (seria kieszonkowa)
ŚMIERĆ NA OBCZYŹNIE
1999
STRÓJ NA ŚMIERĆ
1999
ŚMIERĆ I SĄD
1999
ACQUA ALTA
1999
2011 (seria kieszonkowa)
CICHO, WE ŚNIE
2001
2009 (seria kieszonkowa)
SZLACHETNY BLASK
2002
ZGUBNE ŚRODKI
2003
2007 (seria kieszonkowa)
ZNAJOMI NA STANOWISKACH
2004
2008 (seria kieszonkowa)
MORZE NIESZCZĘŚĆ
2005
2007 (seria kieszonkowa)
PERFIDNA GRA
2006 (seria kieszonkowa)
SŁOWO OFICERA
2007 (seria kieszonkowa)
FAŁSZYWY DOWÓD
2008 (seria kieszonkowa)
KREW Z KAMIENIA
2009 (seria kieszonkowa)
MĘTNE SZKŁO
2010 (seria kieszonkowa)
OKROPNA SPRAWIEDLIWOŚĆ
2010 (seria kieszonkowa)
DZIEWCZYNA Z JEGO SNÓW
2011 (seria kieszonkowa)
UKRYTE PIĘKNO
2012 (seria kieszonkowa)
KWESTIA WIARY
2013 (seria kieszonkowa)
PO NITCE DO KŁĘBKA
2014 (seria kieszonkowa)
DZIKA ZACHŁANNOŚĆ
2015 (seria kieszonkowa)
ZŁOTE JAJO
2016 (seria kieszonkowa)
GRA POZORÓW
2017 (seria kieszonkowa)
WODA WIECZNEJ MŁODOŚCI
2018 (seria kieszonkowa)
ZAUROCZENIE
2019 (seria kieszonkowa)
DOCZESNE SZCZĄTKI
2020 (seria kieszonkowa)
POKUSA PRZEBACZENIA
2021 (seria kieszonkowa)
ADOPCJA
2022 (seria kieszonkowa)
PIERWIASTKI ŚLADOWE
2023 (seria kieszonkowa)
ULOTNE PRAGNIENIA
2024
ŚMIERĆ W LA FENICE
2024