Bracia w hardcorze - Bogusz Czarny Piotrowski Lee - ebook
NOWOŚĆ

Bracia w hardcorze ebook

Bogusz Czarny Piotrowski Lee

4,0

Opis

Bracia w hardcorze” to dziesięć premierowych opowiadań mistrzów horroru ekstremalnego, w tym niekwestionowanej legendy gatunku, Edwarda Lee. Jaką tajemnicę skrywa pewien pastor i jego rodzina? Co będą musiały zrobić ekskluzywne callgirls, by zaspokoić wymagania najbardziej wymagających klientów? Czy kuracja odchudzająca w końcu przyniesie spodziewane efekty? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedzi w tej książce. Tylko dla czytelników pełnoletnich i o stalowych nerwach. Czytacie na własną odpowiedzialność. Zostaliście ostrzeżeni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 201

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (14 ocen)
7
4
0
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł: Bracia w hardcorze

Autorzy: Patryk Bogusz, Tomasz Czarny,

Edward Lee, Marcin Piotrowski

Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2023

Copyright © Patryk Bogusz, Tomasz Czarny, Edward Lee, Marcin Piotrowski, 2023

Dom Horroru,

ul. Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Przekład opowiadania Edwarda Lee: Tomasz Kotkowski

Redakcja i korekta: Paweł Kosztyło, Kamila Recław

Projekt okładki: Knock Terror

Skład i łamanie: Krzysztof Biliński

Wydanie I

Wrocław 2023

ISBN 978-83-67342-62-9

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

Ostrzeżenie

Ta książka zawiera sceny i tematy, które są obrzydliwe, bulwersujące i brutalne, dlatego też nie jest przeznaczona dla osób, które mogłyby się poczuć z tego powodu dotknięte. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Patryk BoguszNie patrz w lustro

„Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj”

William Shakespeare

1. Tylko On i kociaki

Przygotowania do filmu zajęły mu dwa tygodnie. Do ostatniej chwili wahał się, czy powinny to być szczeniaki, czy kociaki. Postawił na kotki. Wszyscy kochają kociątka, one są takie niewinne. Właśnie o tą niewinność chodziło. To miało przykuć uwagę. Wywołać emocje. Oburzenie. Nienawiść. Metoda rozwiązania również była ważna. Chciał czegoś wyjątkowego.

Kamerę internetową ustawił na stojaku w rogu pokoju. W kadrze umieścił łóżko i kawałek ściany. Skórzaną kanapę nakrył starym kocem z wzorem tygrysa. W komputerze, który był poza kadrem włączył rosyjski serial dokumentalny „Kriminalnaja Rossija”. Znalazł na torrentach wersję oryginalną, bez lektora. Nastawił pierwszy odcinek. Średnia głośność, miało być w tle, ale nie zagłuszać innych efektów dźwiękowych.

Założył czerwoną bluzę z kapturem, który naciągnął na głowę. Zadbał o to, żeby wystawały spod niego blond włosy, a tym samym w sposób naturalny zamaskowały twarz.

Dwa dni wcześniej zakupił dwa kociaki. Musiał po nie jechać na wieś. Chodził od domu do domu i w końcu trafił na zapijaczonego chłopa, który pochwalił się, że ostatnio mu kotka jednym miotem piątkę futrzaków załatwiła. Dał mu butelkę czystej i wybrał sobie dwa. Jeden był czarnej maści, a drugi szarej. Przypominały pluszowe zabawki, które mieściły się na dłoni. Przez całą podróż miauczały i trzęsły się ze strachu, a ludzie w autobusie rozczulali się nad tym, jak słodkie są te maleństwa. To tylko utwierdziło Łukasza, że dokonał słusznego wyboru.

Wziął kotki i postawił na łóżku. Upewnił się, że kamera wszystko rejestruje. Pochylił się nad nimi. Głaskał je i zabawiał, kociaki łapały za dłoń i przymilały się. Następnie sięgnął po foliową torbę, która leżała przy łóżku. Wsadził do niej oba kotki. Nie wiedział nawet jakiej są płci. Ten ciemnej maści próbował się opierać, ale zaraz się uspokoił, wystarczyło, że mężczyzna go pogłaskał po głowie. Zostawił je tak na chwilę i sięgnął po odkurzacz, który czekał przy łóżku na wykonanie zadania.

Wsadził kawałek rury do torebki. Kociaki obwąchiwały ją. Były ciekawe obcego ciała w torbie. Zawinął folię na rurze i złapał lewą ręką mocno ściskając, tak żeby nie było wlotu powietrza. Kotki miałczały zdenerwowane. O te efekty dźwiękowe mu chodziło. Uśmiechnął się, czego nie było widać w kadrze. Drugą ręką nacisnął na guzik w odkurzaczu. Maszyna zawyła. Nastawił ssanie na maksimum. Trwało to krócej niż przypuszczał. Pierwszy udusił się ten jasny, ciemny próbował walczyć, ale nie był w stanie rozerwać torby. Po minucie miał dwa sztywne kociaki. Otworzył torebkę i wyrzucił je na łóżko. Zdjął kamerę ze statywu i podszedł zrobić zbliżenie. Najazd na oczy, na wystający z pyszczka język. Tak film się kończył.

Zanim wrzucił film do sieci, obejrzał go jeszcze kilka razy. Upewnił się, że na żadnym ujęciu nie widać jego twarzy. Widoczny był tylko zarys zakryty włosami i kapturem. W programie do montażu podkręcił dźwięk odkurzacza. Kiedy maszyna ruszyła, aż przeszły go ciarki.

Dzieło zatytułował „Chłopak i dwa kociaki”. Wrzucił film do sieci. Pierwsze reakcje były już po pięciu minutach. Dostawał masowo łapki w dół i komentarze w stylu: „ty chory pojebie, zdychaj kurwo, zabijemy cię, już jesteś namierzony, co za zjeb”.

Zrobił sobie drinka i czytał każdy nowy komentarz. Dostał też kilka lajków, co mile go zaskoczyło. Założył pięć fikcyjnych kont, z których udostępniał filmik. Pomyślał, że to będzie pieprzony hit Internetu.

Wieczorem miał randkę. Facet zamówił go na dwudziestą drugą. Musiał się przygotować. Umył głowę i nałożył odżywkę. Zrobił sobie lewatywę. Był tak podniecony, że wykonał kilkanaście pompek i kilka podciągnięć na drążku. Ważył siedemdziesiąt pięć kilo przy metrze osiemdziesiąt osiem wzrostu, ale to były same mięśnie. Od roku stosował dietę wegetariańską. Jego jedyną słabością był alkohol. Nie wyobrażał sobie wieczoru bez kilku drinków. Cóż, nikt nie jest doskonały.

Kiedy nakładał puder na twarz, przyglądał się sobie. Mimo skończonych dwudziestu czterech lat, wciąż posiadał chłopięce rysy, dzięki którym w sklepie przy zakupie alkoholu pytano go o dowód.

Na swoim koncie męskiej prostytutki podał, że ma osiemnaście lat. Klienci często pisali z pytaniem czy ma mniej. Odpisywał, że siedemnaście, i że portal wymaga pełnoletności. Nakręcał ich tym. Każdy chciał zerżnąć takiego młodzieńca.

Przed wyjściem jeszcze raz sprawdził popularność filmu. To był hit. W ciągu kilku godzin tysiące odtworzeń i setki komentarzy. Wrzucił komentarz, że niedługo będzie nowa produkcja i dopisał „LOL”.

Zabrał kociaki z łóżka i wsadził je do zamrażalnika. Musiał przesunąć mrożoną pizzę i warzywa po chińsku. Zerknął na zegarek. Taksówka miała pojawić się za dziesięć minut. Zdążył jeszcze raz obejrzeć swoje dzieło.

Klient mieszkał w domu jednorodzinnym na Saskiej Kępie. Zanim wysiadł z taryfy, naciągnął na głowę kaptur. W tych willowych uliczkach była kamera na kamerze. Nie chciał być nagrany.

Drzwi otworzył mu potężny mężczyzna. Facet z wyglądu przypominał Jamesa Gandolfiniego. Łukasz ostatnio widział film z tym aktorem. „Ostatni Bastion”, ale nie zrobił na nim takiego wrażenia jak np. „Osiem milimetrów”. Facet był potężny i wyglądał na brutala. Zaprosił Łukasza do środka. Kazał mu zdjąć kaptur. Spytał czy chce drinka. Łukasz poprosił. Dostał whisky na lodzie. Poszli na górę do sypialni. To był pokój specjalnego przeznaczenia, właśnie na takie wieczory. Nie było tam szafy, ani żadnych mebli poza wielkim łóżkiem stojącym na środku. Okna przykrywały czarne kotary. Klient przedstawił się jako Grzegorz. Kiedy do niego dzwonił mówił, że nazywa się Marek. Klienci nie podawali swojego prawdziwego imienia, nic w tym dziwnego.

Łukasz przypomniał o stawce. Facet wyjął portfel z kieszeni i odliczył pięć stów, które Łukasz natychmiast schował. Klient kazał mu zdjąć spodnie i bluzkę, ale pozostać w gaciach. Wyciągnął tabakierę z koksem i wciągnął trochę z dłoni. Nie poczęstował Łukasza.

– Powiedz, że jesteś małą wstrętną dziwką i chcesz prawdziwego jebania – powiedział. Łukasz powtórzył jego słowa. Wtedy dostał w twarz. Silny cios zwalił go z nóg. Facet rzucił go na łóżko na brzuch. Usiadł mu na nogach i przycisnął twarz do materaca. Łukasz miał problemy z oddychaniem. Wiedział, co go czeka. Zrozumiał, że im więcej oporu będzie stawiał, tym będzie brutalniej. Jak go mocno pokiereszuje, to nie będzie mógł pracować. Starał się zachować spokój. Facet wolną ręką zerwał mu slipy z tyłka.

– Piękna dupcia, wybielony odbyt, tak jak lubię – powiedział i dał mu klapsa w pośladek. Klient zsunął z siebie spodnie.

– Proszę, użyj gumki – powiedział Łukasz łapiąc powietrze.

– Dziwka milczy – zacisnął chwyt na karku Łukasza. Chłopak poczuł, że klient mógłby z łatwością skręcić mu kark. Facet napluł sobie na wolną dłoń i rozsmarował ślinę po penisie. Wcisnął narząd na siłę. Łukasz czuł, jakby ktoś go rozrywał. Po chwili poleciała krew. Facet wykonał kilka mocnych pchnięć. Wyjął penisa i Łukasz poczuł nasienie lądujące na plecach. Mężczyzna w końcu go puścił. Naciągnął na siebie spodnie i wciągnął jeszcze trochę kokainy. Łukasz stoczył się z łóżka. Odbyt palił żywym ogniem. Chciał się ubrać, ale dostał kilka kolejnych uderzeń w twarz. Tym razem z otwartej dłoni.

– Jeszcze nie skończyliśmy.

Wykorzystał go jeszcze dwa razy. Obił mu nerki. Nie pozwolił się umyć, ale dorzucił trzy stówy ekstra i wezwał taksówkę. Łukasz ledwo wysiedział te dwadzieścia minut drogi do domu.

Wziął gorący prysznic. Nasypał lodu do torebki i położył ją pod tyłek, kiedy usiadł do komputera. Nie chciał na siebie patrzeć, brzydził się siebie. Nie zapalił nawet światła. Sprawdził ilość odtworzeń filmu i poprawił mu się humor. Znalazł w komentarzach link do grupy, która postanowiła go odnaleźć. Założył kolejne konto i dołączył do grupy. Napisał co chętnie zrobiłby temu psycholowi i zebrał sporo lajków. Zanim zasnął, wsłuchiwał się w płaczącego bachora. Sąsiadka mieszkająca nad nim urodziła miesiąc temu i dzieciak darł ryja co noc. Pomyślał o malcu w torebce i odkurzaczu. Z tą myślą zasnął.

Na drugi dzień nagrał film, na którym bawi się zamarzniętymi kotkami. Ustawił je na łóżku i przewracał. Głaskał i uderzał jednego o drugiego. Filmik trwał pięć minut i natychmiast zyskał popularność dorównującą pierwszemu dziełu.

Nie nadawał się do pracy. Facet zbyt mocno go poturbował, do tego wciąż pojawiały się krwawe plamienia z odbytu. Całe dnie spędzał przy komputerze. Wstawiał posty, zaangażował się w życie na grupie łowców. Ktoś ustalił, że film musiał być nagrywany w Rosji, bo w tle słychać było ten język. Dał komentarz, że to by się zgadzało, bo Rosjanie to ostre pojeby. Reszta przyklasnęła.

Następny film powstał bardzo szybko. Łukasz wracając z zakupów natknął się na małego kota, który chodził wokół śmietnika. Nie był dużo większy od tych, które leżały u niego w lodówce. Zabrał go do domu. Godzinę później obmyślił ujęcia. Przez okno łazienki wpadały promienie słońca. Idealne światło. Napuścił wody do wanny. Kotka przykleił taśmą klejącą do kija od mopa. Ustawił kamerę. Zbliżenie na przerażonego kociaka. Korciło go, żeby wydłubać mu te wielkie oczy, ale postanowił tego nie robić. To zepsułoby całą koncepcję filmu. Odstawił kamerę na stojak. Pomachał do kotka i zanurzył go w wodzie. Po chwili wyciągnął. Zwierzę jeszcze żyło. Zanurzył drugi raz i przytrzymał dłużej. Usłyszał płacz dziecka z góry. Zamknął oczy. Wyobraził sobie, że na kiju jest bachor. Docisnął kij do dna wanny. W końcu wyjął martwe zwierzę ociekające wodą. Pogłaskał je po głowie.

Wieczorem wrzucił film do sieci. Od razu napisał również post na grupie: „ten pojeb wrzucił kolejny film”. Pod postem wkleił link. Popijał wódkę z sokiem pomarańczowym i zaśmiewał się z fali komentarzy. Postanowił uruchomić kolejny punkt planu. Udostępnił konto jakiegoś wieśniaka z nadwagą, u którego na profilu można było znaleźć film z podpaleniem psa w klatce. Oczywiście Łukasz ustalił już dawno, że wieśniak nie był autorem filmu, tylko go udostępnił, ale pasował idealnie. Miał nawet na profilu kilka fot w bluzie z kapturem, które pasowały do zwyrodnialca z filmu „Jeden chłopak, dwa kotki”.

Łukasz zdobył zaufanie grupy. Był jednym z aktywniejszych członków. Kiedy skierował podejrzenia na buraka z Polski B, był przekonany o sukcesie pomysłu. Jedna z założycielek grupy nie była przekonana, wciąż podważała dowody, ale kiedy w końcu jeden z uczestników grupy ustalił, że odkurzacz użyty do zabójstwa kociaków jest polskiego producenta i występuje tylko na terenie Polski, to reszta łyknęła haczyk. Przeprowadzili lincz. Setki komentarzy, udostępnianie profilu.

W ciągu paru dni podali do informacji adres grubasa. Skończyła się zabawa. Wieśniak napisał, że przeprasza za wszystko, że ma już dość.

Tydzień później na jego koncie matka umieściła post o jego śmierci. Chłopak podciął sobie żyły. Łukasz wstawił post z gratulacjami. „Dzięki za ciężką robotę jaką odwaliliście. Psychol sobie zasłużył”. O dziwo, post nie zebrał lajków.

Tamtego dnia zadzwonił do matki. Płakała mu do słuchawki, dopytywała gdzie jest i czy wszystko w porządku. Powiedziała mu, że ostatnio oglądała ich ulubiony film czyli „Nagi instynkt” i tak bardzo za nim tęskniła. Prosiła go, żeby wrócił do domu.

– Mamo, nie mogę teraz wrócić. Mam kłopoty. Mówiłem ci. On mnie prześladuje. Gdzie się nie ruszę, on jest krok za mną. Wciąż mnie znajduje. Każe mi robić te wszystkie złe rzeczy. Musiałem nagrywać filmy do Internetu… Mamo on jest naprawdę niebezpieczny, nie mogę wrócić, nie mogę pozwolić żeby coś ci się stało. On cię skrzywdzi… Nie, nie przerywaj mi, on naprawdę to zrobi. Mnie już skrzywdził. Zgwałcił mnie i pobił. Doktor Kapanicki nic nie pomoże, nikt nie jest w stanie mi pomóc. On mówi, że mnie kocha, że chce być tylko ze mną. Dopóki trzymam cię od niego z dala, jesteś bezpieczna. Kiedyś wrócę, kiedy to wszystko się skończy – powiedział i rozłączył się. Wyjął kartę sim. Połamał ją i spuścił w toalecie.

W nocy nie mógł zasnąć. Przewracał się boku na bok. Dzieciak na górze wciąż płakał. Usiadł do komputera i otworzył galerię swoich zdjęć. Ponad dziesięć giga fotografii. Miał program do obróbki zdjęć, do fotomontażu i program skanujący strony w poszukiwaniu fot, na których są podobni do niego mężczyźni. Algorytm wyłapywał zbliżony wiek. Znajdował fajne zdjęcie i przeklejał na czyjeś ciało swoją głowę, albo wstawiał całego siebie.

Znalazł młodego mężczyznę z Australii, który miał zdjęcia polowań na rekiny. Natychmiast wkleił tam siebie. Fajnie wyszło. Wrzucił na swoje sześć kont, które prowadził jako Łukasz Model. Natychmiast posypały się lajki, ale nie tyle co pod jego filmami.

Szykował coś specjalnego. Dzieło życia. Znudziła go zabawa ze zwierzętami. Czas było pokazać im wszystkim, na co go stać.

Otworzył swój zeszyt ze scenopisami. Zapisywał każdy pomysł na film. Miał ich setki. Setki scen, które jeszcze nie zostały zrealizowane. Często były to wariacje scen z jego ulubionych filmów. Zapisał kolejne ujęcia i postanowił coś obejrzeć. Zrobił sobie kanapki z masłem orzechowym, do tego drinka i usiadł przed telewizorem. Zastanawiał się chwilę, ale w końcu wybór padł na American Psycho. Odpalił film na platformie filmowej. Pogłośnił telewizor, gdy zaczęła się piosenka New Order True Faith.

– Pieprzony kaszalot. Chcę cię zadźgać i taplać się w twojej krwi – powiedział razem z Patrickiem. Kiedy skończył oglądać film, już świtało. Poczuł zmęczenie. Wziął ciepłą kąpiel, a potem położył się do łóżka z potężną erekcją. Myślał o swoim nowym filmie.

2. Jeden szaleniec i jeden szpikulec do lodu

Wszystko zaczęło się od ogłoszenia. Łukasz zamieścił je na kilku portalach zrzeszających gejów.

„Szukam seksownego faceta, który chciałby zostać aktorem w prywatnym filmie, który zamierzam nakręcić. O zgłoszenia proszę przystojnych mężczyzn w wieku 18-35 lat. Kręcę ten film tylko dla własnych potrzeb, dla zabawy, więc nie będę w stanie nic ci zapłacić”. Nie oczekiwał na szybki odzew. Nie chciał się śpieszyć. Potrzebował kilku dni na przygotowanie scenografii, do tego miał pewne wymagania, co do kandydata.

Nie chciał żadnego pedała z nadwagą. To nie wchodziło w grę. Aktor musiał mieć seksowny, szczupły brzuszek, taki jak jego. Żadnych zwisających fałd, ani grubych owłosionych nóg.

W ciągu tygodnia dostał cztery odpowiedzi. Poprosił kandydatów o przesłanie zdjęć sylwetki i twarzy. Dwóch nie wyraziło zgody. Podesłali niewyraźne foty z zapikselowaną buzią. To nie wchodziło w grę. Nie zamierzał marnować czasu. Jeśli ktoś wstydzi się pokazać twarz, to znaczy, że po prostu ma coś do ukrycia. On nigdy nie wstydził się swojej buzi, bo był seksowny. Pierwszy raz, kiedy grał w filmie porno, również musiał dostarczyć całe portfolio, a nawet pójść na casting, gdzie był nagrywany. Finalnie, żeby dostać rolę zrobił loda facetowi od castingu.

Grał z kobietą. Niewielka rola, w której oddaje swe ciało szalonej nimfomance, która rżnie go wielkim, sztucznym kutasem. Ma ten film w swojej biblioteczce DVD i często go ogląda. Jego twarz, wykrzywione usta – wyszło naprawdę seksownie.

Zostało mu dwóch facetów do wyboru. Jeden miał trzydzieści lat, a drugi trzydzieści trzy. Był tym faktem trochę rozczarowany. Niby górna granica wynosiła trzydzieści pięć lat, ale w duchu liczył na jakiegoś słodkiego chłopaczka.

Zdecydował się na Arkadiusza. Niewysoki, ale dobrze zbudowany, o trochę orientalnych rysach i ciemnych włosach. Łukasz napisał do niego wiadomość, informując o terminie spotkania. Zaproponował, aby najpierw spotkali się w restauracji McDonald’s, gdzie będą mogli porozmawiać i lepiej się poznać, a następnie pojadą do niego na zdjęcia. Polecił mu też film ze swoim udziałem. Arkadiusz odpisał mu, że do tej pory raczej nie oglądał za bardzo porno, ale chętnie znajdzie i obejrzy film. Łukasza trochę to zdziwiło, że trzydziestotrzyletni mężczyzna nie oglądał do tej pory filmów erotycznych. Po kilku wiadomościach wyszło, że to jeden z tych kryptogejów, którzy próbują walczyć ze swoją orientacją i nie przyznają się do niej przed samym sobą. Arkadiusz wyznał mu, że dopiero od roku spotyka się z facetem, ale tamten go zdradził.

Wszyscy zdradzają. Nikomu nie można ufać. Łukasz wiedział o tym doskonale. Własna matka go zdradziła, zaprowadzając do psychiatry. Uwierzyła pieprzonym idiotom ze szkoły, a nie jemu. Olała zdanie własnego syna. Bardzo go to zabolało. Zawsze żył w dobrych stosunkach z matką. Właściwie to nie miał nikogo innego, ona zresztą też nie. Mieli tylko siebie. Co wieczór wspólnie oglądali filmy i wymieniali się poglądami.

Tak było do szkoły średniej. Później wynikła afera z nauczycielką informatyki. Pieprzona suka prześledziła historię przeglądanych stron. Zrobiła wydruki i pobiegła z tym do dyrekcji. Nie spodobały się jej filmy mondo, z egzekucji, filmy z narkomanami i dziwkami, które oglądał na stronie portalu Ogrish. Był dobrym informatykiem i zainstalował na komputerze szkolnym oprogramowanie do przeglądania Darknetu. Tam już były ostrzejsze filmy, ale ta pożal się Boże informatyczka nie miała o tym pojęcia.

Dali matce warunek, że albo zostaje usunięty ze szkoły, albo przynosi zaświadczenie od psychologa. Psycholog niestety uznał, że potrzebna jest też farmakologia i tak Łukasz wylądował u psychiatry. Własna matka potraktowała go jak jebanego czubka.

Zrobił sobie drinka i wyjął kotki z zamrażalnika. Położył je na biurku przy komputerze. Lubił na nie patrzeć. Wszedł na ogłoszenia o najem terminowy. Szybko znalazł kawalerkę na Pradze Południe. Zadzwonił do faceta i wynajął ją na weekend. Umówił się na piątek rano, na zapłatę i odbiór kluczy. Płacił tylko gotówką. Nie posiadał konta.

Następnego dnia wybrał się na zakupy do marketu budowlanego. Zakupił śrubokręt, piły ręczne do metalu i szlifierkę elektryczną. Do tego trochę folii malarskiej oraz srebrną farbę.

W salonie prasowym zamówił plakat z filmu „Casablanca”. Uwielbiał Humphreya Bogarta i uznał, że to będzie doskonały element scenografii. Za kasą stał młody i atrakcyjny chłopak, najprawdopodobniej student. Łukasz chciał z nim chwilę poflirtować, ale jakaś gruba baba za nim zaraz zaczęła chrząkać i zerkać na zegarek. Chłopak się spłoszył i zaprosił ją do kasy.

Nienawidził ludzi. Mdliło go na ich widok. W drodze powrotnej z galerii obmyślał tytuł dla filmu. „Jeden szaleniec, jeden szpikulec do lodu” uznał za najlepszy. Pozostało zrobić zapowiedź i podrzucić link na grupę tych oszołomów, którzy cały czas próbują go wyśledzić za zabójstwa kotów. Przez chwilę po samobójstwie tego wieśniaka, myślał że sobie odpuszczą, bo przycichli, a ilość członków zmalała do trzydziestu, ale ostatnio grupa się reaktywowała. Da im materiał do pracy.

Pomalował śrubokręt na srebrno. Wypił kilka drinków i włączył „Nagi instynkt”. Kilkukrotnie obejrzał scenę otwierająca film. Facet przywiązany do łózka, a na nim seksowna blondynka wyginającą się w łuk. Zatrzymywał film klatka po klatce analizując każdy szczegół.

Nad ranem wrzucił link do zwiastuna nowej produkcji. Umieścił stronę tytułową i ujęcia śrubokręta. Pod całość podłożył hit zespołu New Order True Faith. Był również fanem Joy Division, ale jednak elektroniczne dźwięki New Order bardziej do niego trafiły.

Do piątku praktycznie nie wychodził z domu. Szkicował ujęcia. Rozmyślał nad swoim dziełem. Na stronie szukającej go grupy znalazły się informacje o nim. Ktoś udostępnił jedne z jego kont z modelingu. Odnaleźli go, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Dopiero teraz zabawa się zacznie. To, że wiedzą jak wygląda, niczego nie zmienia.

Próbowali już namierzyć go po adresie IP, ale on był lepszy. Zhakował kilka adresów, nigdy go nie namierzą. Zadzwonił do mamy i powiedział jej, że ją kocha. Powiedział, że niedługo wyjedzie za granicę, ale ma już prawnika, który mu pomoże, który uwolni go od prześladowcy. Matka płakała i prosiła, żeby się z nią spotkał, chociaż na chwilę. Po głosie poznał, że była pijana. Powiedziała mu, że byli u niej jacyś ludzie, którzy mówili o nim straszne rzeczy, że zabija zwierzęta w Internecie.

Zacisnął knykcie. Ci desperaci poszli straszyć jego matkę. Pieprzeni faszyści. Powtórzył jej, że to nie on, że to wszystko sprawa tego faceta, jego prześladowcy. To groźny psychopata i on go do tego zmusił, sama przecież wie, jak on kocha zwierzęta. Dłużej nie mógł z nią rozmawiać. Rozłączył się. Kolejna karta została spuszczona w kiblu.

W piątek rano spakował zakupy do walizki, którą kupił okazyjnie rok wcześniej. Zamówił taksówkę i pojechał pod adres wynajętej kawalerki. Właściciel nieruchomości był w średnim wieku i strasznie się garbił. Pokazał mu mieszkanie. Jeden duży pokój z aneksem kuchennym i łazienką. Wszystko w nowoczesnym stylu. Duży telewizor i zestaw nagłaśniający. Przyda mu się. Opłacił mieszkanie do poniedziałku. Jedno co mu się nie spodobało to kamery na korytarzu, w windzie i w wejściu do budynku. Z drugiej strony to i tak nie miało znaczenia. Z czasem dowiedzą się kto nakręcił film. Inaczej całe przedsięwzięcie nie miałoby sensu. Nad łóżkiem zawiesił plakat z filmu „Casablanca”. Stanął naprzeciwko niego i złożył dłonie w kształt ekranu. Kadr wyglądał cholernie dobrze.

W łazience rozłożył folię i narzędzia. Srebrny śrubokręt schował pod materac łóżka. Wypił drinka, ale nie chciał przesadzić. Wolał wszystko robić na trzeźwo, to było dla niego ważne, żeby czuć wszystko każdym fragmentem ciała, żeby zostało w nim jak najwięcej wspomnień z tego wyjątkowego wieczoru.

Następnie wyregulował sobie brwi i obciął paznokcie. Wziął gorącą kąpiel i nałożył maseczkę błotną na twarz. Po kąpieli nabalsamował ciało i wykonał kilka póz przed lustrem. Zrobił kilkanaście pompek, żeby mięsnie spuchły. Wyglądał naprawdę seksownie.

Rozgniótł kilka tabletek, które dostał od doktora Kapanickiego. Leki, których nie brał. Zwiotczały mięsnie i powodowały senność. Odstawił je miesiące temu. Proszek wsypał do butelki Jacka Danielsa. Ustalił, że Arkadiusz uwielbia Burbon.

Byli umówieni na szesnastą, ale Łukasz był gotów do wyjścia o czternastej. Siedział i patrzył się w okno. Puścił muzykę. W kółko leciało True Faith z pendrive podłączonego do telewizora.

Spotkali się przed McDonaldem. Arkadiusz założył żółta bluzkę, w której wyglądał jak ptaszek Tweety. Tak się kojarzył Łukaszowi. Zdjęcia nie kłamały, był urokliwym facetem, trochę nieśmiałym i szybko złapali wspólny język. Łukasz zapłacił za dwa zestawy i szejki.

Kiedy dotarli do mieszkania, Arkadiusz poszedł do łazienki. Wyszedł dopytując czemu jest w niej rozłożona folia, ale Łukasz szybko wyjaśnił, ze planuje remont i właściwie ekipa przychodzi już w poniedziałek rano, a on jutro jedzie do rodziców. O leżący w wannie diaks i brzeszczoty nie zapytał. Łukasz szybko polał mu burbona. Arkadiusz pił jednego za drugim. Śmiali się i tańczyli. Całowali się, a Łukasz ustawił kamerę. Rozebrał Arkadiusza i skierował w stronę łóżka. Mężczyzna po lekach i alkoholu padł jak kłoda. Łukasz zasłonił rolety. Zapalił lampkę i sprawdził obraz w kamerze. Wszystko było w półmroku, ale widoczne. Było idealnie. Zasłonił twarz mężczyzny białą chustą. Przywiązał go za rękę do nogi łóżka. Użył sznura, który trzymał w domu na taką właśnie okazje. Usiadł na Arkadiuszu i bawił się jego penisem. Mężczyzna odurzony lekami zasnął. Penis był wiotki i nie nadawał się do współżycia, czego Łukasz przez chwilę żałował, bo chciał go dosiąść jak ta blond zdzira w „Nagim instynkcie”. Wyjął śrubokręt i przejechał nim po ogolonej klatce Arkadiusza. Po chwili wziął zamach i wbił narzędzie w prawą pierś. Musiał włożyć w to mnóstwo siły. Przerwał na chwilę kręcenie, podłączył szlifierkę w łazience i podostrzył śrubokręt. Kiedy wrócił, uruchomił kamerę i zadał kolejne ciosy. Tym razem narzędzie z łatwością wchodziło w ciało. Kilka razy trafił w żebra. Dźwięk zderzenie metalu z kością rozszedł się po pokoju. Arkadiusz krwawił mniej, niż się tego spodziewał. Na filmach przy każdym dźgnięciu jest mnóstwo krwi, a tu nie było jej dużo. Usiadł na Arkadiuszu okrakiem i dźgał jak popadło omijając tylko twarz. Przerwał, kiedy padł z sił. Tors mężczyzny wyglądał jak krwawe sito. Zszedł z niego i przewrócił ciało na plecy. Poklepał go po tyłku. Chciał go zerznąć, ale fiut mu nie stawał. Tak ogromnego podniecenia dostarczyło mu same zabójstwo, że nie był w stanie skupić się na stosunku seksualnym. Usiadł na ciele i imitował stosunek analny nie zdejmując swoich spodni. Napluł mu w tyłek i rozprowadził ślinę palcem po odbycie.

Zszedł z ciała i poszedł do łazienki. Przeciągnął folię bliżej łóżka i położył na niej szlifierkę. Na szczęście miał przedłużacz. Odpalił ją i obciął Arkadiuszowi lewą rękę. Ciął przy samym barku. Ręka pozostała zgięta w łokciu. Wziął ją i pokazał do kamery, następnie zaczął sobie nią masować krocze. Zgiął palce dłoni i imitował masturbację. Z rany po kończynie ciekła krew. Po chwili rzucił rękę w kąt. Wziął z wanny nóż. Przejechał nim po plecach ofiary. Przeciął skórę w kilku miejscach. Następnie poszedł do kuchni i znalazł w szufladzie sztućce. Wziął widelec i wbił go w lewy pośladek Arkadiusza. Odkroił kawałek mięsa. Kiepsko mu szło, bo mięso było strasznie poszarpane. Podniósł je na widelcu i odgryzł kawałek. Przeżuł i połknął.

Złapał za szlifierkę i obciął nogi. Jedna po drugiej. Ciął tuż pod pośladkami. Upaćkał się krwią, którą zlizał z ust. Nie panował nad sobą. To wszystko tak mocno go nakręciło. Pokazał do kamery obcięte nogi. Następnie złapał za butelkę Jacka Danielsa i wsadził jej szyjkę w odbyt Arkadiusza. Posuwał kadłub bez nóg przy pomocy butelki. Z każdym pchnięciem coraz większy kawałek szkła znikał w ciele. Nigdy wcześniej nie czuł się tak dobrze jak w tym momencie. Żadne z wcześniejszych doznań nie było tak intensywne. Kiedy skończył penetrację, zabrał się za odcięcie drugiej ręki. Usiadł na łóżku i patrzył na krwawy kadłubek. Przejechał dłonią po jego plecach, delikatnie jak po ciele kochanka.

Na koniec zabrał się za odcięcie głowy. Odłożył diaks, bo chciał żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Zrobił to brzeszczotem. Momentami skóra strasznie się ciągnęła. Może to ścięgna, nie wiedział, co było tego przyczyną, ale naprawdę się napracował. Wyłączył kamerę i zaniósł części ciała do wanny. Korpus spakował do walizki, wraz z zakrwawionym prześcieradłem i ciuchami. Walizkę zniósł na dół do altanki ze śmieciami. Ustawił ją przy jednym z koszy. Po powrocie do pokoju wziął butelkę wódki i położył się na zakrwawionym materacu. Wziął łyk trunku. Było mu tak dobrze. Ten film będzie hitem w sieci. Będą go oglądać jeszcze lata po jego śmierci. On nigdy nie zniknie. Jasne, że będą to usuwać, ale zawsze znajdą się kolejni widzowie, którzy będą chcieli obejrzeć jego dzieło. Jednych to obrzydzi, a drugich zafascynuje. Zadzwonił do mamy. Obudził ją. Nawet nie wiedział, że była już druga w nocy. Czas szybko leci, gdy człowiek dobrze się bawi. Powiedział jej, ze nakręcił swój pierwszy film i to będzie przebój. Kobieta nie chciała uwierzyć, dopytywała jaki film, jak to możliwe. Wytłumaczył jej, że to krótki metraż, ale każdy od czegoś zaczyna i będzie z niego dumna. Rozłączył się i wyrzucił telefon. Czas na zmianę aparatu. Wziął z wanny głowę Arkadiusza i położył obok siebie. Pogładził go po włosach i dał mu całusa, a potem po prostu zasnął.

Z rana przygotował dwie paczki. W jedną wsadził lewą stopę, którą dokładnie owinął folią, tak, żeby krew nie zmiękczyła kartonu. W drugą spakował lewą dłoń. Na pierwszej zapisał adres głównej siedziby partii rządzącej. Namalował nawet na pudełku czerwone serce, niech też coś mają pieprzeni faszyści. Drugą paczkę zaadresował do siedziby partii opozycyjnej. Również domalował serduszko. Chwilę się zastanawiał, ale w końcu postanowił dołączyć list, w którym obiecał, że to nie koniec, a dopiero początek jego dzieł.

Na lustrzanych drzwiach szafy napisał czerwonym markerem: „Jeśli nie podoba ci się odbicie. Nie patrz w lustro. Mam to gdzieś”. Spojrzał na swoje odbicie. Zemdliło go. Zwymiotował na stopy. Rozejrzał się po mieszkaniu. Wszędzie było pełno krwawych śladów, których nie zamierzał sprzątać. W poniedziałek wieczorem już nie będzie go w kraju. Rano opuści mieszkanie i nada paczki.

Wieczorem poszedł do pobliskiego sklepu i kupił sporo alkoholu. Zmontował film i wrzucił go do Internetu. W ciągu kilku minut filmik miał tysiące odtworzeń i komentarzy. Był w grze, która dopiero się zaczyna.

Historia została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które miały miejsce w Kanadzie w 2012 roku. Postać Łukasza została zainspirowana osobą Luki Rocco Magnotty, który obecnie odsiaduje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności za morderstwo Jun Lina.

Patryk BoguszŁowca

Gdy się krzywdzi człowieka, należy czynić to w ten sposób, aby nie trzeba było obawiać się zemsty

N. Machiavelli Książę

Nie lubię, gdy błagają o litość, wołają swoje matki, padają na kolana. Wolę zabijać delikatnie, z dystansu.

George V. Higgins Zabić jak to łatwo powiedzieć

Kręcił się pod szkołą dobrą godzinę. Nie mógł się zdecydować. Patrzył jak dzieciaki wchodziły i wychodziły. Żaden nie przykuł na dłużej jego uwagi. Liczył na coś wyjątkowego. Chciał prawdziwego anioła. Małego cherubina, który na chwilę uczyni życie znośnym. Nie mógł się skupić. Czuł się obserwowany. Przed szkołę wychodził cieć. Kutas palił szluga za szlugiem. Wywoływał niepotrzebny stres. Paranoja.

Cezary postanowił zrobić chyba setne kółko wokół budynku szkoły, kiedy w końcu zobaczył uroczego blondynka. Sportowe, dziurawe buty i za duże spodnie dresowe. Znoszona kurtka, stanowczo za cienka jak na ten wietrzny dzień. Sam zmarzł na kość. Mimo tego fiut pozostawał twardy jak skała. Przez lewą kieszeń gładził przyrodzenie palcami. Rozmasowywał bolesną erekcję. Blondynek szybko oddalił się od kolegów. Zaraz za szkołą skręcił w podwórko, które Cezary dobrze znał. Chłopiec przystanął i zapalił papierosa.

– Nie jesteś za młody na palenie? – zagaił Cezary. Dzieciak wystraszył się, ale gdy tylko zobaczył, kto do niego mówi, schował zapalniczkę i wypuścił dym. Cezary nie wyglądał na strasznego faceta. Dysponował miłą aparycją. Niski i drobny z poczciwą twarzą. Wzbudzał zaufanie.

– A co tobie do tego? Jesteś pies? – spytał. Mały zawadiaka. Takiego właśnie chciał.

– Nie jestem policjantem. Co tam palisz? Pewnie jakieś ruskie gówno.

– Ruskie czy polskie, taki sam syf– powiedział chłopiec i splunął pod nogi. Wciągnął powietrze i wypiął wątłą klatę.

– Do której chodzisz klasy? – spytał Cezary.

– A ty co? Zboczeniec jaki?

– Nie, tak po prostu chce pogadać – wyjął paczkę żółtych Davidoffów. Przykuł uwagę chłopca. – Chcesz? – wyciągnął ramkę w jego stronę. Chłopak zawahał się przez chwilę, ale nie często miał okazję do palenia takich papierosów. Poczęstował się, a swojego przygasił i niedopałek schował do paczki. – To teraz powiesz do której klasy chodzisz?

– Do B – odpowiedział.

– Pytałem raczej o wiek.

– Mam jedenaście lat – splunął.

– Jedenaście, to która to klasa? Piąta?

Kiwnął głową na tak.

– Hmm, ja też zacząłem palić w tym wieku.

– A ile masz lat?

– Czterdzieści – stwierdził Cezary.

– To smutne.

– Czemu?

– Bo niedługo umrzesz – rzucił chłopiec.

– Wszyscy kiedyś umrzemy – stwierdził Cezary. – Jak masz na imię?

– Krzysztof.

Zabrzmiało tak poważnie. Przez chwilę poczuł się jakby rozmawiał z dorosłym. Przez chwilę chłopiec zepsuł mu ubaw.

– Ja jestem Cezary, jak ten aktor – powiedział mężczyzna.

– Ten gruby czy chudy? – zapytał Krzyś.

– Jak jeden i drugi.

Dzieciak uśmiechnął się.

– Słuchaj Krzyś, będę z tobą szczery, zagadałem do ciebie nieprzypadkowo. Otóż mam mały problem i myślę, że mógłbyś mi pomóc, oczywiście nie za darmo.

– A za ile? – spytał chłopiec.

– A powiedzmy, że za stówę.

Chłopakowi zabłysły oczy. Przełknął ślinę.

– A co musiałbym zrobić?

– Nic wielkiego. Mam bratanka w twoim wieku i ma dziś urodziny, ale ja nie znam się na dzieciakach. Sam ich nie mam. I potrzebuję, żeby ktoś poszedł ze mną do sklepu z zabawkami i pomógł mi wybrać dla niego prezent.

– I jak ci pomogę to dasz mi stówę? – upewnił się Krzyś.

– Dokładnie.

– Po pierwsze: sklepy z zabawkami są dla lamusów. Proponuję konsolę, a jak już ma to fajną strzelankę na nią.

– Konsola mówisz? Na to nie wpadłem. Chyba jakąś ma. Ale gry moglibyśmy wybrać. To jak? podjedziemy?

– Autem?

– No tak, a co, chcesz iść w ten wiatr? Piździ jak w kieleckiem – powiedział. Wiedział z doświadczenia, że przekleństwo rzucone przy takim dzieciaku zadziała. Chłopak uzna go za równego gościa. – No w chwilę obrócimy. Tam zaparkowałem, zaraz za murkiem – wskazał w kierunku, gdzie zostawił ukochanego mercedesa Suva w odcieniu diamentowej bieli. Chłopak wahał się chwilę. Cezary wyjął z portfela pięć dych i wręczył Krzysiowi. Właśnie kupił jego młode życie.

– Połowa teraz, a połowa po zakupach, co ty na to? Mamy deal? – dopytał.

– Mamy – przytaknął i schował banknot do kieszeni, zanim facet się rozmyśli. Ruszyli w kierunku auta. Zaraz za murem, o błyszczącego mercedesa stał oparty potężny facet. Ponad metr dziewięćdziesiąt. Szeroki w barach i z ciemnymi włosami. Przypominał Cezaremu Michaela Madsena. Oczywiście Madsena z lat dziewięćdziesiątych, a nie z Kill Billa.

Cezary ledwo szedł przez erekcję, ale wiedział co musi teraz zrobić. Odwrócił się i zatrzymał przed chłopcem.

– Niestety jednak nic z tego, nigdzie nie pojedziemy. Tamten facet to ojciec mojego bratanka, nie wiem co tu robi, ale najwyżej on pomoże mi wybrać prezent – powiedział.

Krzyś zacisnął knykcie.

– Pięć dych możesz zatrzymać za fatygę – dodał Cezary.

– A drugie pięć dych?

– Spierdalaj gówniarzu.

Odwrócił się i podszedł do auta. Chłopak minął ich bez słowa.

– Opiera się pan o mój samochód – zauważył.

– Cezary Matuszewicz? – spytał Madsen.

– A kto pyta?

– Komenda Stołeczna Policji – sięgnął za blachę wiszącą na szyi. Wyjął ją zza koszuli i machnął legitymacją jak na filmach. – Podkomisarz Zabracki – przedstawił się.

Po erekcji zostało wspomnienie.

– Zaparkowałem na zakazie? Nie widziałem tu znaku? – zapytał Cezary.

– A ja za to widziałem ich dużo.

– Nie bardzo rozumiem.

– Zrozumiesz na komendzie. Jedziemy do fabryki – rzucił Zabracki.

– Na jakiej podstawie? O co panu chodzi?

– Słuchaj, wolisz po dobroci, czy mam wezwać chłopaków żeby cię trochę poszarpali?

– Mogę zapalić?

– Jaraj maleńki, jaraj.

Cezary zapalił. Podkomisarz odpiął kajdanki.

– Wysuń rączki – powiedział.

– Pojadę, to zupełnie niepotrzebne.

– Takie są procedury. Wysuń ręce, skuję cię z przodu. Nie dygaj.

– Naprawdę nie rozumiem, o co jestem podejrzany – tłumaczył się Cezary. W głębi duszy wiedział, że to koniec.

– Po prostu pojawiłeś się w złym miejscu o niewłaściwej porze. Chwilę temu doszło tu do przestępstwa, pasujesz do rysopisu, jedziemy na komendę, jeśli jesteś niewinny to sprawa zaraz się wyjaśni. Co tu więcej tłumaczyć? Dawaj te ręce, śmiało. Takie procedury.

Cezary wcisnął papierosa do ust i wysunął ręce przed siebie. Zabracki mocno ścisnął kajdanki. Aresztowany syknął z bólu i prawie wypluł papierosa. Podkomisarz zabrał go do forda fusion. Wyjął mu papierosa z ust i zapakował na tylne siedzenie. Cezary lubił samochody. Znał się na nich. Sam je sprzedawał. To maksymalnie dwuletnie auto. Cały w skórze. Bogata wersja.

Podkomisarz usiadł z przodu i grzebał coś przy schowku. Nie odpalił silnika.

– Fiu, fiu, nie wiedziałem, że teraz w psiarni tak się zarabia – rzucił zatrzymany.

– To służbowy – powiedział.

– To was wyposażyli. Doczekaliście dobrych czasów.

– Całkiem niezłych.

Podkomisarz odwrócił się. Cezary zauważył w jego ręku strzykawkę uzbrojoną w igłę, ale nie zdążył zareagować. Igła wbiła mu się w policzek i poczuł jak obca substancja wdarła się do organizmu. Najpierw go sparaliżowało. Potem zasnął. Zabraniecki uruchomił silnik. Z głośników grzmiało Love Shack w wersji Acid Drinkers.

* * *

Cezary odzyskał przytomność. Siedział nagi na metalowym krześle, przykuty za ręce i nogi. Wielkie, metalowe krzesło. Cholernie solidne. Przypominało tron. Było mu zimno od tego żelastwa. Sterczały mu sutki. W usta wciśnięto mu jakiś knebel dla palantów od sado maso. Uprowadzony przez policjanta. Zastanawiał się, czy czegoś nie złapał przez igłę.

Mdliło go, ale nie miał jak zwymiotować. Kiedy treść podeszła do gardła, połknął ją. Coś jak numer, który widział na filmiku. Pijany student rzygał do kufla z piwem i wypijał to, a potem znów zwracał i znów wypijał. Nie sądził, że kiedyś czegoś takiego doświadczy. A jednak. Życie bywa przewrotne.

Zastanawiał się, co będzie dalej, jak mocno facet jest w stanie go skrzywdzić. To pewnie ich jakiś psiarski numer, żeby przyznał się do dymania chłopców. Do dymania i ukręcania im łebków. Nic z tego. Wytrzyma to. Nie przyzna się. Odsiadka nie była dla niego. Zresztą, pies nie mógł mu zrobić niczego gorszego, od tego co spotkałoby go za murami.

W zakładach karnych nie lubili tych, którzy pieprzą dzieci. Chyba, że byłby jakimś znanym artystą. Wtedy wszystko byłoby okej. Zastanawiał się, na jak długo stracił przytomność. Nogi mu zdrętwiały. Nie nadawał się do niczego. Czuł wilgoć pod tyłkiem. Znaczy, że musiały puścić zwieracze.

Światło z opuszczonej lampy raziło go w oczy. Klosz przypominał nocnik. Tylko totalne bezguście mogło zamontować coś w tym stylu. Światło nie było mocne, ale dawało prosto po oczach. Widział tylko kawałek pomieszczenia, równie dobrze ten, co go porwał mógł stać za nim, gdzieś w cieniu i obserwować. Nie chciał panikować. To nie miało sensu. Nerwowe szarpanie rękoma spowoduje tylko bolesne obtarcia na przegubach. Skurwiel zapiął naprawdę ciasno te kajdanki. Próbował delikatnie zadzwonić obrączkami, żeby przywołać porywacza, ale nie wychodziło. Tupać też nie dał rady. O ile krzesło, na którym go przetrzymywano było zimne i twarde, to pod stopami wyczuł ciepło, jakie może dawać tylko drewniana podłoga. Miłe uczucie.

Nie wiedział, ile czasu spędził gapiąc się przed siebie, próbując cokolwiek wypatrzyć. W końcu, kiedy przysypiał, usłyszał dźwięk zasuwy. Słyszał, że ktoś wszedł. Podłoga skrzypiała, kroki stawały się coraz głośniejsze. Zobaczył potężną posturę kogoś, kto stanął w półmroku.

Porywacz przyglądał mu się. Mimo tego, że obiecał sobie nie panikować, nie szarpać kajdankami, instynkt okazał się silniejszy. Poobcierał przeguby do krwi. Kiedy poczuł ciepły płyn na wnętrzach dłoni przestał. Opadł z sił. Wściekł się na siebie, za ten żenujący pokaz.

Cholera, cokolwiek facet wobec niego zaplanował, to mógł to jeszcze powstrzymać. Wystarczyło dobrze odegrać rolę. Zdruzgotany i skruszony. Człowiek chory, nie panujący nad pokusami, a przecież jak pisał Bernard Shaw: Jedyny sposób, żeby uwolnić się od pokusy to jej ulec. Cezary znał się na grze. Na co dzień odgrywał kilka ról. W pracy: sprzedawca, fachowiec od aut; trochę pierdołowaty, sympatyczny lokator neurotyk przed sąsiadami, a także dobry, wyrozumiały i kochający mąż Aliny. Ostatecznie potwór, zboczeniec pieprzący dzieci.

Sam się w tym gubił. Czasem miał wrażenie, że żadna z tych ról nie jest tą prawdziwą, dominującą. A może te różne osobowości się w nim kłębiły? Oglądał taki film o facecie, który miał ponad dwadzieścia osobowości. Czasem tak właśnie się czuł. Ciekawe tylko, która osobowość ostatecznie wygra.

– Witaj w chatce miłości. Zapewne zorientowałeś się już, że nie jesteśmy na komendzie. Nie jestem też policjantem. A ty masz poważny problem, ale o tym za chwilę. Mogę wyjąć ci te gówno z ust, o ile nie będziesz mi przerywał, darł się i pluł, a skupisz się tylko na odpowiedziach, kiedy udzielę ci głosu. Czy możemy się tak umówić? Jeśli tak, kiwnij głową.

Cezary kiwnął. Porywacz podszedł do niego. To ten sam facet, który skuł go i wpakował do forda. Teraz ubrany w czarną koszulę z podwiniętymi rękawami. Jego przedramiona zdobiły tatuaże. Mnóstwo tatuaży. Cezary nie był w stanie ich rozszyfrować w takim zagęszczeniu. Kończyły się równo na przegubach, tak by na co dzień zasłaniał je rękaw koszuli.

Facet miał potężne ręce i umięśnione ramiona. Musiał sporo trenować.

Podkomisarz Zabracki stanął przed Cezarym i rozpiął skórzany pas z kneblem. Cezary poczuł żel antybakteryjny na jego rękach.

Przynajmniej wiedział, że jeśli facet był takim pedantem, to raczej nie zrobił mu zastrzyku brudną igłą. To też jakieś pocieszenie. Podejrzewał, że dostał coś w stylu Tisercinu. Na pewno używał środka, który można dostać w aptekach. Przynajmniej rozsądni porywacze tak robią, bo wtedy trudniej wpaść na ich trop. O ile oczywiście można mówić o porywaczu jako rozsądnym człowieku.

– Ile chcesz okupu? – spytał Cezary. Zadziwił go własny głos. Zachrypł. Zapewne się odwodnił, do tego w gardle wciąż paliły pozostałości po sokach trawiennych.

Porywacz uderzył go z otwartej. Trafił w ucho. Pisk i szum przeszył głowę Cezarego. Zamroczyło go. Nie mógł się skupić.

To kara. Przecież miał się nie odzywać. Pedant przestrzegał reguł. Ok, trzeba działać według jego zaleceń. Zacisnął zęby. Podniósł wzrok i zobaczył coś, co go poważnie zmartwiło. Jeszcze bardziej, niż sam fakt porwania i przykucia do krzesła. Zabrocki nie wyglądał na zirytowanego. Jego twarz nie zmieniła się, mimo wymierzenia ciosu. Cezary zrozumiał, że ma do czynienia z kimś, kto nie ulegał emocjom. Nie wzbudzi w nim litości. Jego szanse na wyrwanie się stąd w jednym kawałku drastycznie zmalały.

– Ustaliliśmy coś na początku. Ja mówię, a ty słuchasz. Kiwnij głową, jeśli się zgadzasz – powiedział porywacz.

Cezary kiwnął i opróżnił pęcherz. Fala uryny połączona z falą wstydu. Zrobił się czerwony na twarzy. Zabrocki nawet nie zwrócił na to uwagi. Nie takie rzeczy tu widział. Wyjął paczkę Marlboro i podpalił papierosa zapalniczką Zippo. Woń benzyny zmieszana z dymem dotarła do nozdrzy Cezarego. Porywacz wsadził mu papierosa w usta i sam odpalił następnego. Cezary był gotów całować za ten gest jego stopy.

– Wiesz czemu tu jesteś? – spytał Zabrocki.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział niewyraźnie. Nie mógł za mocno otworzyć ust, żeby nie wypadł z nich papieros.

– Na pewno wiesz. Nie zdziwiło cię wcale, czemu zatrzymuje cię policja. Ile razy byłeś aresztowany za molestowanie?

– Dwa razy.

Wzdrygnął się na samą myśl. Pieprzony pies. Jebany kowboj z kolczykiem w uchu i włosami zaczesanymi do tyłu na tonę brylantyny. Zawziął się na niego. Nie było szans na spokojne życie. Narobił mu dookoła syfu. Zepsuł opinię w pracy i wśród sąsiadów. Nic mu nie udowodnili, a dostał łatę pedofila i mordercy. Musiał zmienić nazwisko. Musiał zabrać Alinę z rodzinnego domu. Nie sąd cię skaże pedofilu. Był taki film dokumentalny. Piętno, które zostaje z tobą do końca dni. Nieważne, że był winny. Skazano go na publiczny ostracyzm bez grama dowodu. Wszystko co mieli, to insynuacje nieudolnego gliny alkoholika, który ostatecznie dostał sądowy zakaz zbliżania się do niego i Aliny. Ten pieprzony pies dał im cynk. Powiadomił kolegów w stolicy. Poprosił ich o pomoc.

– To dlatego uciekłeś do stolicy? Żeby policja dała ci spokój? – spytał Zabrocki.

– Ludzie potrafią być okrutni – powiedział.

– O tak, tu muszę się z tobą zgodzić. Ludzie potrafią być okrutni, potrafią być kurewsko okrutni. Są gorsi od zwierząt. Ja też jestem gorszy. Coś ci pokażę – powiedział porywacz i zniknął w ciemnościach pokoju. Wrócił po chwili z kopertą w rękach. Wyjął z niej zdjęcie i podstawił Cezaremu do obejrzenia.

To zdjęcie z miejsca zbrodni. Cezary doskonale je znał. Jego dziura w lasku. Jego kryjówka na bachory, kiedy były już bezużyteczne. Zobaczył małe chłopięce ciało, sine i poranione. Ubrudzone ziemią. Bez głowy. Bez dłoni. Wiedział jak je zostawiał. Czasem wracał na nie popatrzeć. Nie wiedział czemu. Po prostu potrzebował z nimi pobyć.

Wzdrygnął się. Postanowił grać.

– Ten chłopiec miał dziesięć lat – powiedział porywacz.

– To straszne, ale nie rozumiem czemu mi to pokazujesz?

– Bo popełniłeś błąd. Dopóki porywałeś i gwałciłeś dzieciaki z rodzin patologicznych, to było łatwo ci się wyłgać. Żadne z nich nie miało sił, ani możliwości, żeby dokonać zemsty. Zostali skazani na szukanie sprawiedliwości w sądzie, co wiadomo jak się kończy. Ten chłopiec był inny. To przez niego musiałeś uciekać. To przez niego aspirant Czajkowski nie dawał ci spokoju – powiedział.

Właśnie, Czajkowski. Tak, ta menda nazywała się Czajkowski.

– Z tego co mi wiadomo, to złapano sprawcę tej zbrodni – powiedział Cezary.

– Tak złapano. Faceta, którego im podesłałeś. Podrzuciłeś głowę chłopaka miejscowemu dziwakowi. Kłusownikowi ganiającemu po lasach za zwierzyną. Samotnikowi, o którym krążyły przeróżne opowieści. Pasował idealnie. W każdym razie, ten dzieciak miał na imię Tomek. Nie wiem czy wiedziałeś. Pytałeś ich o imię zanim ich zarżnąłeś?

– Nie wiem, do czego zmierzasz…

– Bardzo daleko. Do granic znanych człowiekowi, ale o tym później. Na twoim miejscu odpowiedziałbym na pytanie.

– Wiedziałem jak ma na imię. Było w akcie oskarżenia.

– Dowiedziałeś się zatem, że jego matka jest bardzo zamożną kobietą.

Matka Tomka była jakąś pseudo gwiazdą baletową. Gwiazdą międzynarodową. Gówniak na co dzień przebywał z nianią. Skąd miał o tym wiedzieć? Tylko raz w życiu widział balet. Romeo i Julia. Trwało dwie i pół godziny, a dopiero na samym końcu połapał się, który to frajer w rajtuzach robił za Romeo. Obiecał sobie nigdy więcej nie tracić czasu na te pedalskie przedstawienia.

– Wywinąłeś się przed sądem. Zmieniłeś nazwisko. Uciekłeś z Pomorza do Warszawy, ale ta kobieta przyrzekła sobie wydać wszystkie pieniądze, aby cię ukarać. Przyrzekła sobie, że wymierzy ci sprawiedliwość. I tu pojawiłem się ja – stwierdził porywacz.

– Jesteś opłaconym zbirem?

– Jestem twoim przeznaczeniem. Kurewsko dobrze brzmi, co? Jak z jakiegoś filmu – zniknął w ciemnościach. – Prawda jest taka, że kiedy poznałem całą sprawę, to zająłbym się nią nawet za darmo. Jesteś wyjątkową kanalią, a uwierz mi, że dużo ich spotkałem na swojej zawodowej drodze. Wiem, że to nieprofesjonalne i na ogół nie ulegam emocjom, ale dziś będę czerpał maksimum przyjemności z mojej pracy.

Zabrocki wrócił z nożycami do metalu w rękach. Nie śpieszył się. Obciął Cezaremu palec po palcu u prawej dłoni. Cezary z bólu przygryzł język. Krew zalała mu przełyk. Porywacz podniósł palec wskazujący i wcisnął go Cezaremu do ust i kazał gryźć. Obgryzać do kości. Za motywację służyły nożyce wycelowane w oczy pedofila. Cezary robił co mógł, ale połamał jedynki na własnym palcu.

Zabrocki zrobił dwie minuty przerwy, zanim zabrał się za drugą rękę. Dał mu czas, żeby ochłonął. Jak człowiek wpada w szok, to przestaje odczuwać ból. To reakcja obronna organizmu. Gdy ból jest w za dużym natężeniu, przestaje robić wrażenie. Trzeba zwolnić. Dać chwilę odpoczynku. Ciało myśli, że jest po wszystkim i znów zostaje zaskoczone.

– To dopiero początek. Chciałbym, żebyś o tym wiedział, dopóki jesteś w pełni przytomny. Nie wyjdziesz stąd. Zaznasz tyle bólu, ile tylko będzie możliwe. Uwierz mi, że znam się na tej robocie. I naprawdę ją lubię – powiedział porywacz i odpalił następnego papierosa.

Cezary płakał. Płakał jak Tomek, kiedy zorientował się, że nie wróci już do domu. Stracił przytomność, ale po chwili ją odzyskał. Zabrocki polał go wodą. Trzymał szlauch i lał lodowatą wodę prosto w pysk. Cezary prosił. W końcu zaczął się modlić, ale Boga tam nie było. Byli tylko oni dwaj. Po rękach przyszedł czas na stopy. Porywacz obcinał palec za palcem. Cezary prosił o litość, ale w zamian za to dostał kolejny palec do obgryzienia. Przez brak jedynek, wszystko trwało dwa razy dłużej. Obgryzł palucha do kości i wypluł mięso.

Następnie porywacz rozłożył skrzynkę z narzędziami. Młotek, gwoździe, obcęgi, pilnik. Zrobił użytek z tego ostatniego. Mimo, że Cezary zaciskał usta ile mógł, to Zabrocki bez problemu wcisnął narzędzie do jego ust. Następnie zabrał się za piłowanie zębów, które wypadły jeden po drugim. W międzyczasie oprawca musiał robić przerwy, bo Cezary dławił się swoimi wymiocinami.

– Proszę… błagam cię, jestem chory… muszę się leczyć… zabierz mnie do szpitala. Zabierz na komendę, ja wszystko powiem. Pomogę znaleźć zwłoki innych dzieci… – powiedział Cezary, kiedy przestał wypluwać z siebie żółć.

– Jak widzisz, znalazłem lekarstwo na twoją chorobę – stwierdził bezceremonialnie Zabrocki.

– Przecież nie możesz mnie zabić… chcę ujawnić miejsca ukrycia zwłok. Musisz mnie zabrać na komendę. To ważne dla rodzin tych dzieci…

– Teraz się przejmujesz ich rodzinami? Mam dla ciebie złą wiadomość: ja nic nie muszę. Nie jestem żadnym policjantem. Płacą mi za wyrywanie chwastów. Ja oczyszczam świat ze ścierwa. Sponsorują mnie skrzywdzeni ludzie, którzy nie mogli liczyć na prawo. Jednych wykańczam szybciej, a innych wolniej. Ty należysz do tej drugiej grupy – powiedział mężczyzna. Sięgnął po młotek i rozchylił mężczyźnie nogi.

– Proszę cię, nie rób tego… – powtarzał Czarek. Zaborski dawał mu się wygadać. Nie wzruszał go lament mordercy-pedofila. Pierwsze uderzenie należało do tych ostrzegawczych. Młotek trafił w penisa i kawałek prawego jądra. Na tyle słabo uderzył, że nie zgniótł nabiału. Drugie uderzenie było troszkę mocniejsze. Cezary znów poczuł przeszywający ból. Gdyby mógł wybrać, to z chęcią wróciłby do obcinania palców. Dwa kolejne uderzenia rozbiły bank. Jądra pedofila przelewały się w mosznie jako ciecz. Mężczyzna stracił przytomność. Zaborski zrobił przerwę. Zapalił papierosa i podkręcił muzykę. Przy drzwiach stała mała przenośna wieża na płyty cd. Totalny zabytek. Podczas pracy uwielbiał słuchać muzyki filmowej. Tym razem padło na ścieżkę dźwiękową z serialu Justified. Pełen relaks przy akompaniamencie country.

Drapieżnik podszedł do ofiary i zgasił mu papierosa na policzku. Mężczyzna nawet nie drgnął. Organizm został wyeksploatowany tak bardzo przez ból, że delikatne poparzenie nie zrobiło na nim wrażenia. Zaborski sięgnął po śrubokręt i włożył go w lewe ucho pedofila. Ten zawył jak rażony prądem.

– Nie śpimy zboku, jeszcze z tobą nie skończyłem – dodał, nim zadał następne ciosy młotkiem. Fiut Cezarego przypominał siny balon. Złapał za nożyce. Odciął zmaltretowany organ i wepchnął mężczyźnie w usta. Kazał przeżuwać, pod groźbą ponownej penetracji ucha śrubokrętem. Cezary pozbawiony zębów, miętosił własny narząd i płakał. Pierwszy raz w życiu, szczerze żałował tego co z nimi robił, z małymi chłopcami.

Po dwóch godzinach tortur, Zaborski podciął Cezaremu gardło i pozwolił się wykrwawić.

Pozbierał zęby i schował do plastykowego woreczka strunowego. Ług sodowy nie rozpuszczazębów. Przeszedł na tylną część pomieszczenia, którą zajmowały stojące metalowe beczki z ługiem. Posiadał spory zapas. Miał solidnego dostawcę. Bez rejestracji. Bez zbędnych pytań.

Otworzył pierwszą z brzegu. Głębiej stały pełne. Wodorotlenek sodu w odpowiednich proporcjach z wodą dawał miksturę, która radziła sobie ze zwłokami. Po dwudziestu czterech godzinach ciało wyglądało jak z gumy. Żadnych znaków charakterystycznych. W ciągu tygodnia zostawało z niego naprawdę niewiele.

Gdy z ciała powstawała galareta, wrzucał ją do dołu za domem. Obecnie dojrzewało pięć ciał. Cezary miał być szósty.

Założył maskę i gogle. Wrzucił ciało do beczki. Pozbierał członki i ułożył na samej górze. Ciało nie pozostawało całe w zanurzeniu, ale w miarę postępującego procesu będzie się zanurzać. Zakrył wieko.

Spłukał podłogę szlauchem. Zmył krew. Przez chwilę patrzył jak resztki spływają do odpływu. Następnie zabrał się za mycie narzędzi. Wrzucił je wszystkie do zlewu w drugiej części pomieszczenia. Zalał detergentami. Najlepiej zostawić je w płynie na noc.

Przy schodach zdjął robocze buty i zmienił na prywatne obuwie. Nowo zakupione brązowe kowbojki.

Poszedł do części mieszkalnej i wziął prysznic. Ciuchy wrzucił do pralki. Przebrał się w biały t-shirt i granatowe dżinsy, ułożył starannie fryzurę.

Założył na nos okulary zerówki. Podszedł do szafki z elektroniką i wyjął z niej jeden z telefonów. Same stare gruchoty. Skupował je na wagę. Nokia 3310, 3510i, Motorola V, Sony Ericsson. Wybrał Nokię 8210. Włożył w nią jedną z kart, które leżały obok spięte gumką. Wyjął z portfela kartkę z numerem. Napisał wiadomość: Sprawa załatwiona.

Kliknął wyślij. Mama Tomka mogła dziś świętować. Nigdy nie wysyłał chorych zdjęć czy innych poświadczeń wykonania roboty. Był profesjonalistą. Działał z polecenia, prawie jak agent ubezpieczeniowy.

Spojrzał na swojego Pateka. Dostał go jako Bonus od jednego z klientów. Postanowił odwiedzić swoją dziewczynę. Potrzebował chwili relaksu.

Rozbroił telefon. Kartę przełamał i spuścił w toalecie. Aparat zakopie w drodze powrotnej do miasta. Zastanowił się chwilę nad kurtką. W końcu wybrał brązową skórę. Do wyboru miał jeszcze czarną i granatową.

Wychodząc, włączył alarm. Stumetrowy domek nie robił wrażenia z zewnątrz. Trochę zapuszczony, wymagający odmalowania. Nie przykuwał uwagi.

Odkupił go lata temu od pewnego alkoholika. Był chłop i nie ma chłopa. Sczezł na raka trzustki. Dom pozostał. Remont przeprowadził tylko w środku. Z zewnątrz nic nie robił. Wyremontował piwnicę, która ciągnęła się pod całym domem, dając kolejne sto metrów do zagospodarowania.

Zaadoptował podziemia na potrzeby pracy. Zadbał o odpowiednie wygłuszenie. Najbliższy dom znajdował się dwieście metrów od niego. Sąsiedzi nigdy nie skarżyli się na hałasy.

Przekręcił kluczyk w stacyjce i zostawił pracę za sobą. Potrzebował kilku dni wolnego. Musiał dokończyć badania kręgosłupa. Podejrzewali przepuklinę. Efekt dźwigania ciężarów przez lata. Trójbój siłowy. Tylko przekroczył czterdziestkę i wszystko wyszło.

Zapomniał woreczka z zębami. Ujechał prawie dwadzieścia kilometrów. Nie chciało mu się wracać. Postanowił, że jutro wróci. Zatrzymał się w lesie. Wyjął z bagażnika podręczny szpadel z trzydziestocentymetrowym trzonkiem. Wykopał dołek. Włożył do niego telefon i zasypał ziemią. Czuł się dobrze. Zrobił coś dobrego dla świata i przy okazji zarobił krocie.

Nawet nie wiedział, że w balecie można tak zarobić. Na pewno nie w polskim, ale jak się wyjeżdża ze spektaklami do Stanów Zjednoczonych i Australii, to co innego.

Nastawił radio na wiadomości. Być może usłyszy coś o swojej nowej ofierze. Dopóki zło istnieje, będzie miał pełne ręce roboty.

Patryk BoguszGrubas

Na szkoleniu powiedzieli mi, żebym nie zrażał się odmową. Właściwie, to nawet powinienem się cieszyć, kiedy odmawiają, bo każde nie, przybliża mnie do sukcesu. Jak dla mnie to mocno naciągana teoria. Pamiętam doskonale jak w szkole średniej odmawiały mi koleżanki i to do niczego dobrego nie doprowadziło…

Alicja, Monika, Sylwia – żadna z nich nie chciała ze mną pójść, mimo, że dawały wszystkim. Wszystkim oprócz mnie. Moja nadwaga i pochodzenie skutecznie je odstraszały.

Pochodziłem z małej wioski o jakże adekwatnej nazwie: Żebraczka, w województwie lubelskim. Bieda aż piszczała. Do tego ojciec odszedł od nas kilka miesięcy po moich narodzinach. Zmajstrował mnie po pijaku. Zmajstrował z własną siostrą.

Wieści w takich miejscach szybko się rozchodzą. Tego nie dało się ukryć. Matka robiła co mogła, ale przylgnęła do mnie łata dziwoląga. Dziwolągi nie ruchają, chyba że z użyciem siły. Tak już jest.

Dlatego słowo nie, wywoływało we mnie przerażenie.

Na firmę Cash for Cash trafiłem przypadkiem, przez Instagram. Moja bogini, cudo w kobiecej skórze, Agnes, aktywnie obserwowała ich konto. Masa komentarzy, polubień itp. Nie podobało mi się, że w tych komentarzach spoufalała się z wicedyrektorem filmy, wychudzonym lanserem, fotografującym się przy sportowym aucie.

Agnes to moja sąsiadka. Mieszkała z sześcioletnim bękartem. Faceta brak. Przynajmniej takiego na stałe. Odwiedzali ją często różni faceci, kiedy posyłała bękarta na weekend do matki, ale kończyło się na seksie. Żaden nie zagrzał dłużej miejsca. Wiem to, bo jej pilnuje.

To ona powiedziała mi, że zaczyna nową pracę w Cash for Cash i może warto, żebym spróbował.

– Nie zrozum mnie źle, ale dobiegasz trzydziestki, a rozwozisz jedzenie. Chyba nie chcesz tak spędzić reszty życia, być looserem. Musisz przejąć stery, złapać byka za rogi – powiedziała.

– Ale ja się na tym nie znam. Nigdy niczego nie sprzedawałem, poza starymi grami w dzieciństwie, a i to słabo mi szło.

– Oni cię wszystkiego nauczą. Tylko trzeba chcieć. Ja też się na tym nie znam. Nie wiedziałam nawet co to jest te całe OZE – dodał.

Patrzyłem na jej piersi unoszące się wraz z oddechem. Stała w szlafroku na klatce i paliła papierosa. Na szyi dostrzegłem kropelki wody, które ściekły ze świeżo umytych włosów. Często tak się spotykaliśmy. Ja wracałem z pracy, śmierdzący fryturą i potem, a ona stała na korytarzu wymyta i pachnąca balsamem do ciała. Czasami przywoziłem jej zestaw: burger z frytkami, dodatkowo krążki cebulowe i sos barbecue. Oczywiście nie dla niej.

Agnes dbała o ciało. Nie zjadłaby takiego świństwa. Żarcie trafiało do bękarta.

Piegowaty gnojek. Pewnego dnia, Agnes będzie moja, a tego padalca się pozbędziemy. Ona też go nie cierpi. Wiem to, bo często słyszę jak na niego krzyczy. Dzieci to wrzód na dupie. Mama tak powtarzała i wiedziała, co mówi.

– Jesteś tu? Co ty na to? Spróbujesz? – spytała.

– Tak, wybacz. Zamyśliłem się nad tym co powiedziałaś. Nie chcę być looserem.

I’m a loser baby, so why don’t you kill me?1

Przypomniała mi się pewna piosenka, do której tańczyłem jak nastolatek. Hit na MTV. W zasadzie całe życie czułem się frajerem. Nie bardzo rozumiałem, czemu nagle teraz miałoby się to zmienić, ale skoro ona tak twierdziła…

– Mamo chodź, zaczyna się już – zawołał ją bękart. Wystawił ten ryży czerep.

– Już skarbie, zaraz wracam – powiedziała i zgasiła peta w doniczce w której nic nie rosło. Sama doniczka wypełniona ziemią z kiepami. Wynajmowałem tam mieszkanie od dwóch lat i od początku ta donica robiła za popielniczkę.

– Obserwujesz ich na insta, masz link w bio, aplikuj i działaj, częściej będziemy się widywać – zwróciła się do mnie. Mały gnojek czekał w drzwiach. Za chwilę zniknęła w mieszkaniu. Wziąłem kilka głębokich wdechów, próbując zatrzymać w nozdrzach jej zapach.

Tak zaczęła się moja przygoda ze zmianą życia.

* * *

Tej samej nocy przesłałem swoje zgłoszenie. Rozmyślałem o Agnes, o wspólnych zebraniach, lunchach i wyjazdach firmowych. Właśnie wizja tych wyjazdów najbardziej pobudziła moją wyobraźnię. W końcu zostanę z nią przez cała noc, bez bachora u boku.

A wtedy, po takim zacieśnieniu przyjaźni, zapewne zaprosi mnie do siebie na weekend zamiast jednego z tych nasterydowanych przygłupów. Niestety, jej gust, jeśli chodziło o mężczyzn, pozostawiał wiele do życzenia. Nie mogłem mieć do niej o to pretensji. Kobiety z reguły wybierają palantów.

Przejrzałem najnowsze relacje od Agnes. Wrzuciła rolkę z siłowni. Tak mnie pobudziła, że strzepałem konia dwa razy. W tle puściłem serial „Uwięzione”, ale ten w oryginalnej, hiszpańskiej wersji. Najbardziej działały na mnie Alba Flores i mimo swojego wieku Najwa Nimri. Za to główna bohaterka, ta słodziutka blondynka, wzbudzała we mnie śmiech, zamiast współczucia. Ta laska przez większość odcinków, które widziałem, chodziła z miną, jakby była opóźniona w rozwoju.

Wiem co mówię, bo mieliśmy przypadek debilizmu w rodzinie, który dotknął siostrę mamy.

Spierdolinę wytarłem dłonią o fotel. Wypiłem czteropak piwa, oglądając serial. Co chwila zerkałem na telefon, ale nie przyszło żadne powiadomienie. Polajkowałem relacje Agnes, tę z siłowni. Drugą, na której ogląda film z bękartem, pominąłem. Kiedyś wysłałem smutną minkę, ale zapytała mnie o to na drugi dzień. Musiałem skłamać, że widocznie wcisnąłem niechcący.

Przed snem wyjąłem z szafy pudełko z pamiątkami od Agnes. Właściwie to z rzeczami, które udało mi się zebrać podczas jej nieobecności. Zostawiała mi czasem klucze, jak wyjeżdżała na romantyczny weekend z jednym z kochanków, od którego wracała cała zapłakana.

Wybrałem jedne z majtek. Tym razem te różowe z koronkowym wykończeniem. Moje ulubione. Leżały u mnie od pół roku, a wciąż czułem z nich jej cipę. Położyłem się i przykryłem nimi twarz. To prawie tak, jakby ze mną spała. Byliśmy sobie tacy bliscy.

Przed snem wyobraziłem sobie, jak zabijam jej bachora. Jak walę go po głowie młotkiem, który kiedyś znalazłem pod jej łóżkiem. Uznałem, że pewnie trzyma go tam dla obrony. Pewnie na wszelki wypadek, gdyby któryś z kochanków okazał się za bardzo namiętny.

Mądra dziewczyna. Świat jest pełen psychopatów.

* * *

Na szkoleniu powiedzieli mi, żebym nie zrażał się odmową. Właściwie tyle z niego zapamiętałem. Powiedzieli, że mam chodzić od domu, do domu i tłumaczyć ludziom, że mają wziąć udział w dofinansowaniu do wymiany starych pieców. Mowa o kopciuchach. Że nic za to nie zapłacą i unikną kar, jakie już szykuje rząd dla tych nieposłusznych.

Wtedy podpadłem. Podniosłem rękę i zauważyłem, że to przecież mijanie się z prawdą, bo dofinansowania dotyczą tylko tych najmniej zarabiających.

– I właśnie o nich mówimy, idziesz do tych kiepsko zarabiających – stwierdził prowadzący. Zdjął okulary i zmarszczył czoło.

– Ale te kryteria to żart. Ja rozwożę jedzenie, a przekraczam dochód na osobę – powiedziałem. Kilka osób na sali mnie poparło.

– Słuchaj, tu nic nie ma za darmo, musisz zapierdalać, to nie miejsce dla leni. Ruszasz dupę i chodzisz od domu do domu. Zadziała statystyka. Czym rozwozisz te żarcie? – spytał.

– Samochodem.

– Ale, kurwa, jakim?

– Małym – odpowiedziałem.

Facet westchnął, a część osób zaczęło się śmiać, nie zrozumiałem dlaczego.

– Nie jesteś za bystry, co? – kontynuował.

– To zależy od dnia. Tak tłumaczyła mi to mama.

– Chodziło mi o markę samochodu.

– A to trzeba było tak od razu. Jeżdżę fordem – odpowiedziałem.

– Pewnie dziesięcioletnim.

Chciałbym. Moje mondeo skończyło dwadzieścia lat. Przytaknąłem.

– A chciałbyś jeździć Lamborghini?

– Nie.

Znowu śmiech. Tym razem nawet nasz trener się rozbawił.

– A czemu nie? – spytał.

– Bo dużo pali.

– A jakim byś chciał jeździć?

– Porsche – powiedziałem.

– To jak będziesz tu zapierdalać, to będziesz jeździć porsche, ale żeby to zrobić, koniec z szukaniem wymówek. Rozumiesz? Jedni maja wyniki, a inni wymówki. Sam zadecyduj, do których osób należysz. Jesteś ofermą czy zwycięzcą?

Nie wiedziałem kim jestem, ale nie powiedziałem im tego. Przeprosiłem za zamieszanie i poszedłem do łazienki. Przemyłem twarz zimną woda. Mama powtarzała mi, że w takiej sytuacji zimna woda i policzenie do dziesięciu pomaga.

Nie pomogło. Zacisnąłem prawą rękę w pięść i wyprowadziłem cios w lustro. Stłukło się, a kawałki szkła poleciały do umywalki. Złapałem za jedne z większych odprysków i już chciałem ruszyć w kierunku salki szkoleniowej, ale pomyślałem o Agnes. O tym jak bardzo bym ją zawiódł.

Ugryzłem ten kawałek. Resztę wrzuciłem do pisuaru. Po chwili krew wypełniła mi usta. Wyplułem ją wraz ze zmielonym szkłem. Ból i smak krwi pozwalały mi dojść do siebie,. zapanować nad złością.

Tego dnia już nie wróciłem na szkolenie. Poszedłem do baru Podkowa, który znajdował się pod blokiem, gdzie wynajmowałem suterenę. Zamówiłem dwa szoty czystej, które odkaziły rany. Mocno się pociąłem. Przez najbliższe dni, nie dam rady nic zjeść. Na taki wypadek trzymałem w lodówce zapas musów owocowych.

Zamówiłem whisky na lodzie i odliczałem minuty do spotkania z Agnes. Wiedziałem, że wyjdzie zapalić o siódmej, a potem dopiero po dziesiątej, kiedy gnom powinien już spać. Osuszyłem szklankę, a do siódmej pozostała godzina. Postanowiłem pokręcić się pod blokiem, bo szkoda mi było kasy na kolejne zamówienie.

Właściciel mocno się denerwował, kiedy ktoś mu zajmował miejsce w lokalu, nie zamawiając następnych drinków. Nie chciałem mu podpaść, bo ten bar był jak mój drugi dom. To właściwie jedyne miejsce poza pracą, do którego chodziłem. Posiadał kilka zalet.

Po pierwsze: znajdował się blisko domu, po drugie: nie przychodziło tam dużo kobiet, a zatem nikt się ze mnie nie śmiał i po trzecie: przychodzili tam faceci, którzy zdawali się być bardziej nieszczęśliwi niż ja.

Oczywiście ten brak kobiet trochę doskwierał, bo mimo, że na ogół wzbudzałem w nich śmiech czy obrzydzenie, to lubiłem na nie patrzeć. Kochałem ich zapach i jak każdy facet potrzebowałem cipy.

Mama, kiedyś łapiąc mnie na masturbacji i podglądaniu sąsiadki powiedziała, że jestem taki sam jak wszyscy faceci. Bezwstydne, bezmyślne stworzenie strzelające spermą. Pewnie miała rację.

Zabrała mnie wtedy, ciągnąc za ucho, pod drzwi wejściowe i zapukała. Nie pozwoliła podciągnąć spodni. Stałem tak z fiutkiem w garści. Po chwili otworzyła sąsiadka, której wdzięki podziwiałem przez okno.

Musiałem przeprosić za użycie jej ciała do zaspokojenia zachcianek. Kobieta tylko skwitowała to w ten sposób, że siusiak mi już nie urośnie jak tak będę trzepał po krzakach. Że to niby taka kara od Boga będzie.

W domu dostałem łomot.

Ale siusiak i tak urósł.

Od tamtego czasu moje życie erotyczne przypominało koszmar…

Trudno, zostawiam to wszystko za sobą. Odkąd poznałem Agnes, te wszystkie zdziry nie mają dla mnie znaczenia. Wiem, że łączy nas coś wyjątkowego. Agnes ze mną rozmawia. Nigdy nie okazała mi pogardy. Jest po prostu inna.

Moja królewna czekała na korytarzu. Przyglądała się jak walczę z drzwiami od klatki. Lokatorzy nie czuli się bezpiecznie i teraz na każdym piętrze, wstawiono dodatkowe drzwi. Nikt z klatki nie wejdzie na korytarz nie posiadając klucza. Mój nie wiedzieć czemu wciąż działał opornie.

Po chwili zlitowała się nade mną i otworzyła.

– Musisz zgłosić ten problem z kluczem do administracji – powiedziała.

– Tak, wybiorę się na dniach – rzuciłem.

– Jak było na szkoleniu? Został ci chyba jeszcze jeden dzień?

Szkolenie trwało trzy dni. Miałem dwa za sobą.

– Tak, jeszcze jutro i ruszam.

– To fajnie, jak chcesz to zabiorę cię pierwszego dnia ze sobą, zobaczysz co i jak. To na serio przyjemna praca – powiedziała.

Z jej wyglądem zapewne tak było. Nie wiem, czy jakiś facet odmówiłby spotkania tej piękności.

– Jasne, z przyjemnością.

– A co wyniosłeś z dzisiejszych zajęć?

– Że będę jeździł porsche – powiedziałem.