Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
„Bajania” to zbiór opowiadań grozy, w którym każdy miłośnik horroru znajdzie coś dla siebie. Beskidzki upiór pojawiający się wraz z halnym, wyprawa do świata japońskich demonów yōkai, mroczny western, inspirowana twórczością Stefana Grabińskiego opowieść o trzech wiedźmach czy weird fiction o krakowskim smogu to jedynie część tego, co Czytelnik znajdzie w tej pozycji.
Nie bój się…
To tylko strach!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 314
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł: Bajania
Copyright © by Michał Medwid, Lędziny 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved.
Redakcja i korekta: Anna Dzięgielewska
Projekt okładki i ilustracje: Łukasz Białek
Skład i łamanie: Krzysztof Biliński
Wydanie I
Wydawca: Planeta Czytelnika, Łódź 2024
planeta-czytelnika.pl
ISBN 978-83-67735-63-6
Dla Jaśka
Najsampierw cisza w eterze wyścielała wciąż nieistniejące zalążki tego, czym stał się Wszechświat. I w tej ciszy pojawiła się istota. Poczciwa, ciekawa tego, co ją otaczało, dobroduszna.
Wędrowała po ograniczonych rubieżach rzeczywistości, z zainteresowaniem przyglądając się temu, co morfowało, kształtowało się, nabierało plastyczności. Wkrótce jednak poczuła, że doskwiera jej samotność. Wtedy jeszcze nie rozumiała, czym jest to uczucie, wiedziała tylko, że czegoś jej brakowało.
Po długiej zadumie, podczas której zdążyły się uformować pierwsze skaliste, nadal plujące magmą skorupy planet, istota wpadła na interesujący pomysł. Postanowiła przeprowadzić eksperyment. Przygotowując się do jego realizacji, wciąż nie do końca wiedziała, co takiego zamierzała zrobić. Wiedziała natomiast, że kiedy tylko zacznie dzieło, ręce oraz wyobraźnia poprowadzą ją we właściwym kierunku.
I tak właśnie, z poczucia kosmicznej samotności, powstała pierwsza stacja radiowa, Kwant FM.
* * *
Dyskdżokej rozejrzał się z zadowoleniem. To, co stworzył, wydało mu się doskonałe. Być może z biegiem czasu nabierze dystansu, dostrzeże miejsca, w których warto dokonać poprawek. Niemniej na chwilę obecną nie potrafił opędzić się od wszechogarniającego poczucia dobrze spełnionego obowiązku.
Dotykał nieregularnych kształtów ścian wyłożonych pianką wyciszającą, bawił się konsoletą, segregował płytotekę, która zaledwie przed momentem jeszcze nie istniała. Usiadł w wygodnym, obrotowym fotelu o wysokim oparciu i ujął w dłoń mikrofon na stelażu. Zadumał się na moment, aby upewnić się, że to, co zamierzał zrobić, miało sens. Było właściwe. Następnie, nabrawszy pewności co do zamiarów, wcisnął czerwony przycisk opisany opalizującym „na żywo” i zaczął opowiadać.
Snuł bajeczną historię pierwszego miasteczka na świecie, które powołał do istnienia. Niewielkiej osady górniczej, wciśniętej między gęste lasy u podnóża gór. Nazwał je Dobrą Wolą. Zbudował słowami domy dla ludzi, którzy mieli zasiedlić miasteczko. Postawił miejsca pracy, szkoły oraz sklepy, gdzie miejscowi mogli zaopatrywać się w rzeczy potrzebne do przetrwania oraz zapewnienia sobie należytego komfortu. Opisał piękno natury. Wielka rzeka przecięła oto Dobrą Wolę, a jej dopływy oraz rzeczułki meandrowały przez osiedla bajecznymi serpentynami. Zagajniki obfitowały w zwierzęta przyjazne człowiekowi, a ptasi śpiew niósł się echem wśród świerków, buków i jesionów.
Nadszedł wreszcie czas, aby opowiedzieć historie ludzi, którymi dyskdżokej planował zasiedlić miasteczko. I tak oto z woli oraz dzięki jego słowom powstały istoty. Posłuszne rozkazom stworzyciela, działające jedynie, gdy nimi poruszał. Snuł zatem stwórca życia opowieści, głosił je przez radio, a słowa docierały do uszu ludzkich, wnikały w ciało, uruchamiały członki. Kiedy jednak dyskdżokej tracił zainteresowanie bądź pomijał w kosmicznej audycji kogoś, ten jakby przestawał istnieć. Zamierał w miejscu, stawał się pustą skorupą.
Przez długi czas podobna zabawa przynosiła pierwotnej istocie satysfakcję. Czuła się spełniona, mogąc tkać losy bezwolnych marionetek. Wreszcie jednak poczuła żal, czy też może współczucie. Wszak czyż jej dzieci nie miały prawa decydować o sobie? Podejmować przemyślane decyzje, działać podług własnego uznania?
Medytacje trwały wiele lat. Istota nie operowała pojęciem czasu nawet odrobinę zbliżonym do tego, który podarowała swym tworom. Tak zatem kolejne pokolenia ludzi przemijały, zastępowane coraz to nowymi, a dyskdżokej wciąż nie potrafił podjąć decyzji. Zamknięty w studiu, kręcąc się w fotelu, popijał czarną, słodką kawę i dumał.
Aż wreszcie utwierdził się w przekonaniu, że zamysł był słuszny. Nałożył przeto słuchawki, wyciszył muzykę i przemówił stwórczym głosem do mikrofonu:
– Drodzy słuchacze Kwant FM, od dziś w Dobrej Woli panują nowe reguły. Jeśli kiedyś zastanawiało was… Ale, co ja wygaduję? Naturalnie, że was to nie zastanawiało, bo do tej pory nie myśleliście samodzielnie. I to właśnie od teraz ulegnie zmianie. Do naszego sennego górskiego ustronia zawitała rewolucja. Niniejszym darowuję wam wolną wolę! Róbcie, co się wam żywnie podoba. Myślcie, o czym chcecie. Podróżujcie, dokąd was tylko nogi poniosą. Oczywiście w granicach istniejącej rzeczywistości.
Tłumy wyszły na ulice, gdzie po raz pierwszy interpretowały wszystko wokół. Niektórzy, skonfundowani, siadali, gdzie popadło, wodząc strwożonym wzrokiem po okolicy. Inni zaś, wręcz przeciwnie, pląsali wesoło, zaśmiewając się, ciesząc z wolności.
Nastąpiła era niczym nieskrępowanej eksploracji. Badano nie tylko świat, ale także, poprzez introspekcję, niektórzy dochodzili, a przynajmniej starali się dojść do sedna tego, czym byli. Ludzie odkrywali możliwości oraz ograniczenia rzeczywistości. Powstawały coraz to nowe miejsca pracy, zainteresowania, ale także limity czy lęki. Im bardziej i dłużej wpatrywali się wewnątrz siebie, tym więcej mroku dostrzegali. Potencjału na szerzenie ciemności. Znaleźli się wnet tacy, którym ta bardziej złowróżbna strona natury odpowiadała. Nie stanowili licznej grupy, jednak hałas, który czynili, był o wiele lepiej słyszalny.
Nie minęło wiele czasu, gdy do uszu dyskdżokeja dotarł ów nieznośny zgrzyt w tworach, które słowami powołał do życia. Przysłuchiwał się temu przez chwilę, po czym zatroskał się głęboko. Oto bowiem stanął przed dylematem, zwątpił w słuszność swych czynów. Czy nie lepiej było pozostawić spraw takimi, jakie były do tej pory? Sterować życiem marionetek, dyktować ich losy i tym samym chronić przed boleścią dualizmu ludzkiej natury? Dualizmu, który powstał niezależnie od woli czy zamysłu stworzyciela. Nim wszak nie kierowały wypaczone namiętności. Tak przynajmniej sądził.
Poważnie zatroskany uruchomił mikrofon, westchnął głęboko, a przez Dobrą Wolę przetoczył się ogłuszający huragan sprzężenia zwrotnego sprzętu, którym posługiwał się dyskdżokej. Ludzie zamarli zdjęci grozą, po raz pierwszy bowiem słyszeli swego stwórcę jako istoty samodzielne, zdolne do niezależnych myśli.
– Drodzy słuchacze Kwant FM, przywołuję was do porządku. Jako istoty zrodzone z miłości występujecie przeciwko swej naturze, gnębiąc swoich bliźnich oraz samych siebie. Korzystajcie z danego wam życia mądrze i odpowiedzialnie. Miłujcie się, uczcie od siebie nawzajem, szukajcie prawdy oraz zrozumienia. Przykro mi obserwować was zmagających się z trudami, które sami na siebie nakładacie.
Następnie dyskdżokej zamyślił się głęboko, usiłując zrozumieć, czy było coś jeszcze, czym mógłby pomóc swym tworom. Uznał jednak, że tyle na razie powinno im wystarczyć. Postanowił zatem zaparzyć kubek kawy i obserwować rozwój wypadków.
Tymczasem w Dobrej Woli zawrzało. Ludzie zebrali się na placu przed ratuszem, niemal całe miasteczko stawiło się na naprędce zwołanym walnym zgromadzeniu. Rozpoczęła się długa, męcząca debata, której efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania dyskdżokeja. Wyłoniono bowiem przywódców, mających za zadanie dociec prawdy na temat mistycznego głosu z nieba oraz nieustannie grającej muzyki, której źródła nie potrafiono ustalić. Samo w sobie nie stanowiło to niczego niebywałego, gdyby nie fakt, że na przedstawicieli społeczności wybrano osoby o najgorszym temperamencie. Byli to w głównej mierze agresywni mężczyźni o umysłach zapajęczynionych dewiacjami oraz samozwątpieniem. Okazało się, że właśnie ci – którzy w mniemaniu stwórcy posiadali najmniejsze predyspozycje ku temu, aby kierować życiem innych – najbardziej się do tego garnęli.
Dobrowolanie błyskawicznie powołali zespół naukowców i powierzyli im trudne zadanie inżynierii odwrotnej w celu zrozumienia tajników działania radia Kwant FM. Badacze łamali sobie głowy, usiłując odtworzyć urządzenie, którego nie tylko nie widzieli, ale nie bardzo rozumieli istotę jego działania. Ponaglani przez przywódców, poddawani solidnej dawce stresu, pracowali nieustannie. Dyskdżokej przyglądał się temu z rosnącym niepokojem i troską o dobrostan społeczności. Nie interweniował jednak w żaden sposób. Wystosował jeden komunikat przez radiowęzeł i na tym poprzestał. Ciekawy, co przedsięwezmą jego dzieci.
Ludzie zaś nie ustawali w próbach skonstruowania urządzenia, które pozwoliłoby im nawiązać kontakt z prastarym bytem. Pracowali w pocie czoła, łamiąc sobie głowy nad tajnikami technologii będącej wszak tajemnicą. Aż wreszcie, gdy wydawało się, że zadanie było niewykonalne, nastąpił przełom. Pewien fizyk teoretyczny dokonał odkrycia fal rozchodzących się po świecie. Na podstawie jego kalkulacji inżynierowie skonstruowali prototyp maszyny.
Całe miasto zebrało się, aby świadkować pierwszej próbie porozumienia się z dyskdżokejem. Uruchomiono prymitywny odbiornik, burmistrz Dobrej Woli włożył słuchawki, ścisnął w spotniałej dłoni mikrofon.
Tymczasem dyskdżokej z niedowierzaniem wpatrywał się w migającą na pomarańczowo diodę oznaczającą połączenie przychodzące. Z jednej strony czuł dumę, że jego twory osiągnęły w równie szybkim czasie podobny poziom rozwoju. Z drugiej jednak obawiał się następstw nawiązania kontaktu. Wyliczał potencjalne czarne scenariusze, które mogłyby z tego wyniknąć. Myślał, a światełko nieustannie mrugało.
Wreszcie uniósł słuchawkę odrobinę, po czym cisnął na widełki. Liczył na to, że zniechęci tym ludzi, nie spodziewał się, że podobny gest zaogni jedynie ich zapał. Na placu przed ratuszem bowiem zawrzało. Wiwatom nie było końca. Wszyscy odebrali zerwane połączenie jako niezbity dowód na istnienie siły wyższej, z którą przy odpowiednich warunkach była możliwość porozumienia. Naukowców odznaczono naprędce wymyślonymi orderami, w podzięce za wkład w rozwój ludzkości. Odbiornik zaś wstawiono do gabinetu burmistrza, w szklanej gablocie zamykanej na klucz, który od tamtej pory stał się symbolem pełnionego urzędu.
Kolejne lata wypełniały nieudane próby nawiązania kontaktu z kosmicznym dyskdżokejem, który z uporem godnym lepszej sprawy odrzucał wszystkie przychodzące połączenia. Rosła też frustracja, którą odczuwał. Nie podobała mu się pyszałkowatość jego własnych tworów. Zdawało mu się, że ich pewność siebie rosła z każdą próbą wejścia na te same fale co radio Kwant FM. To z kolei powodowało, że stwórca izolował się coraz bardziej. Nawarstwiał się w nim gniew oraz chęć ukarania śmiałków. Zastanawiał się, czy rozpocząć kolejną audycję, w której spróbowałby przywołać ludzi do porządku. Opowiedzieć im o tym, jak wygląda wizja świata, który stworzył. Świata, w którym nie było miejsca na dialog pomiędzy praistotą a jej dziećmi. Uznał jednak, że nie należy tego robić. Wszak obdarował twory wolną wolą, tym samym dając im możliwość decydowania o sobie.
I wtedy nastąpił przełom. Zespołowi naukowców współpracującemu z inżynierami udało się włamać do rdzenia radia dyskdżokeja. Odezwali się do niego bezpośrednio z głośników w studiu.
Stwórca drgnął zaskoczony. Przez moment przyglądał się urządzeniom z niedowierzaniem, po czym, zanim zdążył choćby pomyśleć o tym, co robi, wyrwał adapter z konsolety i cisnął o ścianę. To z kolei uruchomiło prawdziwą lawinę destrukcji. Dyskdżokej demolował studio z pozazdroszczenia godnym zapałem. Sypały się iskry, strzelały wyładowania elektryczne, pękał materiał.
Gdy z pomieszczenia nie zostało niemal nic, stworzyciel cofnął się o kilka kroków i dysząc ciężko, omiótł wzrokiem zniszczenia. Poczuł głęboki żal oraz smutek. Zatęsknił do czasów, w których puszczał bezwolnym kukłom muzykę, sterował ich poczynaniami. Być może podarowanie im wolnej woli było największym błędem, jaki popełnił. A być może taka właśnie była dola rodzica? Doczekać momentu, gdy dawniej bezbronne, bezwolne dziecko zbuntuje się, wystąpi przeciw ojcu. Zażąda więcej, niż ten jest w stanie podarować.
Dyskdżokej rzucił ostatnie spojrzenie na zdemolowane studio, po czym opuścił je na zawsze. Nigdy już nie wrócił, zostawiając Dobrowolan samym sobie. Czasem nęciło go, aby sprawdzić, co porabiali, czy nadal usiłowali nawiązać kontakt. Za każdym jednak razem powstrzymywał impuls. Wolał nie wiedzieć.
Tymczasem ludzie jeszcze przez długie lata starali się udoskonalić własne radio, aby wejść w pasmo Kwant FM. Im dłużej jednak trwała cisza w eterze, tym bardziej ich zapał stygł. Aż wreszcie przerwali całkiem. Radio wraz z kluczem stały się reliktami dawno minionych czasów, gdy człowiek usiłował nawiązać łączność ze stworzycielem. W końcu zaś opowieści te przeszły do kanonu legend, mitów opowiadanych w szkołach czy też stanowiących przedmiot badań antropologów. Ludzie zapomnieli, że istniał czas, gdy niemal nawiązali kontakt z bogiem. Że istniał czas, gdy bóg przerwał połączenie i zostawił ich samych.
Kto bowiem uwierzyłby w podobną historię?