Zbrodnia i rubin - Helena Dixon - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Zbrodnia i rubin ebook i audiobook

Helena Dixon

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

162 osoby interesują się tą książką

Opis

Pokój z widokiem na… zbrodnię

 

Kitty Underhay musi niespodziewanie przejąć stery rodzinnego hotelu w południowej Anglii.
Dziewczyna jest przekonana, że dni spędzone w tętniącym życiem nadmorskim kurorcie będą wypełnione przygotowaniami do balu maskowego i oczekiwaniem na przyjazd piosenkarki jazzowej z Chicago.

Kiedy jednak ktoś zaczyna się włamywać do hotelowych pokoi, a w mieście roznoszą się plotki o skradzionym rubinie, Kitty znajduje się w samym środku niebezpiecznych wydarzeń. Hotel rozbrzmiewający jazzem i sala spowita dymem cygar stają się sceną dla zbrodni, której echa sięgają głęboko w przeszłość.

Z pomocą kapitana Matthew Bryanta, nowego ochraniarza, Kitty musi ocalić nie tylko reputację hotelu,
ale i życie swoich gości. Czy w jednym z pokoi czai się morderca? I co łączy tajemniczy klejnot z zagadkową przeszłością dziewczyny?

Zbrodnia i rubin otwiera pełną klasy i napięcia serię kryminalną, której akcja rozgrywa się w latach 30. XX wieku w eleganckich wnętrzach hoteli, zamków i sal balowych.

Doskonała powieść dla wielbicieli Agathy Christie, retro kryminałów, klimatycznych zagadek i niebanalnych bohaterek. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 51 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Kamil Pruban

Oceny
4,2 (5 ocen)
3
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mayra19

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam !
00
Grazka1955

Dobrze spędzony czas

Polecam
00
Bietkailolek

Z braku laku…

Naiwne
00
SylwiaS1983

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, wciąga od pierwszych stron
00



Helena Dixon

Zbrodnia i rubin

Tłumaczenie:

Emilia Niedzieska

Zbrodnię i rubin dedykuję mojej rodzinie –

mężowi Davidowi, córkom Robyn, Corinne i Alannah, rodzicom, bratu, szwagierce oraz teściowej. Wszyscy oni wspierali mnie

i nadal to robią na wszelkie możliwe sposoby; bez nich ta książka by nie powstała.

Torbay Herald

10 czerwca 1916, Dartmouth, Anglia

Wyznaczono nagrodę za informacje dotyczące zaginięcia jednej z mieszkanek Dartmouth, matki sześcioletniej dziewczynki, pani Elowed Underhay. Dwudziestosiedmioletnia pani Underhay była widziana po raz ostatni dwa tygodnie temu na stacji Kingswear. Przypuszcza się, że wyjechała stamtąd odwiedzić przyjaciół niedaleko Londynu. Od tamtej pory nie ma z nią kontaktu. Jej rodzina i przyjaciele są zaniepokojeni. W chwili zaginięcia nic nie świadczyło o tym, aby miała obniżony nastrój bądź jakiekolwiek problemy finansowe. Pani Underhay ma pięć stóp i dwa cale* wzrostu, blond włosy i niebieskie oczy, ubrana była w różowy podróżny kostium, szary kapelusz i rękawiczki. Wszelkie informacje prosimy zgłaszać pani Treadwell, hotel Delfin, Dartmouth.

Rozdział1

Dartmouth, rok 1933

Kitty Underhay pełniła dyżur w recepcji hotelu swojej babci. Za obrotowymi drzwiami trwało rześkie, słoneczne popołudnie. W holu czuć było zapach wosku pszczelego i lawendy, w powietrzu unosiły się drobinki kurzu.

– Dziś rano wyłowili ciało z rzeki – szepnęła Cora, przesuwając ściereczką do kurzu po recepcyjnym blacie. Starsza kobieta rozejrzała się po holu, aby sprawdzić, czy w pobliżu nie ma żadnych gości, i podjęła opowieść. – Cudzoziemiec, podobno Holender. Chyba jakieś porachunki. Posterunkowy powiedział, że rozwalili mu głowę.

– Cora, naprawdę. – Kitty spojrzała na swoją pracownicę. – Jesteś niemożliwa.

Cora uwielbiała plotki, a w Dartmouth, małym, sennym miasteczku nad rzeką, tego typu morderstwo było co najmniej niezwykłe. Sensacyjna wiadomość sprawiła, że okrągła dojrzała twarz kobiety krzątającej się wokół recepcji promieniała radością.

– Policja przeszukuje brzeg przy dolnym terminalu promowym. Pan Farjeon znalazł ciało w wodzie, kiedy poszedł otworzyć kiosk. Mówi, że myślał, że to zdechły pies, więc wziął długi kij i wtedy zobaczył pokrytą wodorostami twarz, która patrzyła na niego szklistymi oczami. – Krępa sylwetka pokojówki zadrżała na tę myśl.

Kiedy Cora już zaczęła, trudno było ją powstrzymać. Kitty westchnęła, ale musiała przyznać, że jej ciekawość została rozbudzona, choć nie co do wszystkich szczegółów. Jak w każdym mieście z dużą liczbą urlopowiczów i statków zawijających do portu można było się spodziewać pewnych problemów, zwłaszcza mając akademię marynarki wojennej na wzgórzu na obrzeżach miasta. Mimo to morderstwo, szczególnie kogoś zamiejscowego, było rzeczywiście prawdziwą sensacją.

– Nie można ufać obcokrajowcom. – Cora zacisnęła usta i starła wyimaginowany brud przed księgą gości. – Słyszałam też, że… – Cokolwiek miała jeszcze dodać, nie zostało wypowiedziane, ponieważ do recepcji weszła babcia Kitty, drobna i elegancka w tweedowym kostiumie, jedwabnej bluzce i perłach.

– Sądzę, że blat jest już wystarczająco czysty, Coro. Dziękuję. A ty, Kitty, proszę, skup się na swoich obowiązkach. Musisz się wykazać większą czujnością, gdy pracujesz w recepcji. Ludzie oczekują wysokich standardów w hotelu Delfin.

Cora schowała ściereczkę do kieszeni wykrochmalonego białego fartucha i pospiesznie się oddaliła, wyraźnie urażona tym, że nie dano jej dokończyć opowieści. Kitty nie mogła się zdecydować, czy się roześmiać, czy westchnąć, gdy odrywała wzrok od poruszenia panującego nad rzeką niedaleko hotelu. Zastanawiała się, ilu gości znajdowało się na drugim końcu nabrzeża i obserwowało działania policji.

– Przepraszam, babciu.

Nobliwa dama uniosła idealnie wypielęgnowaną brew.

– Chciałabym, żebyś nie odpływała myślami. Martwię się, że nie poradzisz sobie z zarządzaniem hotelem, kiedy będę w Szkocji. A Cora i to jej plotkowanie też niczemu nie służy. Człowiek powinien czuć się bezpiecznie we własnym domu. – Starsza kobieta z czułością przejechała dłonią po ciemnozielonej skórzanej księdze gości leżącej na wypolerowanym dębowym blacie recepcji.

– Babciu, pracuję z tobą, odkąd urosłam na tyle, aby wiedzieć, jak posłużyć się ściereczką do kurzu. Nie ma się czym martwić. Jestem pewna, że policja szybko złapie sprawcę. – Kitty starała się nie okazywać frustracji w głosie. Mieszkała w hotelu, od kiedy była kilkuletnią dziewczynką. Wykonywała praktycznie każde zadanie, jakie jej babcia uznała za odpowiednie, od sprzątania po pracę w kuchni, ale ta nadal traktowała ją jak dziecko, do tego nieudolne. Delfin może i był najlepszym hotelem w niewielkim kurorcie nad rzeką w hrabstwie Devon, ale miała całkowitą pewność, że poradzi sobie ze wszystkim pod nieobecność babci. Jeśli chodzi o wiadomość o morderstwie tuż pod ich nosem, cóż, było to niepokojące, ale nie miało z nimi nic wspólnego.

– Wiem, kochanie, ale prowadzenie hotelu to mnóstwo pracy i odpowiedzialności jak na jedną osobę. Nigdy nie wiadomo, jaki problem może się pojawić, zwłaszcza na początku sezonu letniego. Wszystko może pójść nie tak, począwszy od tego, że szef kuchni nagle postanowi odejść, po pościelowe braki. Jest też mnóstwo rezerwacji. Że też Livvy musiała mieć ten wypadek akurat teraz. Nie mogła wybrać bardziej niedogodnego momentu; łatwej byłoby jej pomóc, gdyby nie upierała się mieszkać w tak niecywilizowanym miejscu. – Elegantka zmarszczyła brwi i poprawiła estetyczny sznur pereł oplatający jej szyję.

– Ciocia Livvy cię potrzebuje. Nic mi nie będzie. Zadbam o wszystko, jak należy. Wrócisz ze Szkocji, zanim się obejrzysz. – Kitty przywołała na twarz najjaśniejszy i najbardziej profesjonalny uśmiech. To nie była wina Livvy, że poślizgnęła się i upadła na schodach, łamiąc kostkę i ramię.

– Hmm. Wysłałabym cię do niej, ale skoro zorganizowałaś już ten nowomodny jazz z tą Amerykanką, musisz tu zostać i mieć na to wszystko oko.

– Mamy duże szczęście, że udało nam się zaprosić pannę Delaware na otwarcie sezonu. Zrobiła furorę w londyńskim klubie The Cat’s Miaow. Ten rodzaj muzyki jest teraz w modzie. Po części dlatego mamy tylu gości.

– Mam tylko nadzieję, że nie przyciągnie niewłaściwej klienteli. Informacje o morderstwie w okolicy nie sprzyjają interesom. Ten bal maskowy, który planujesz na zakończenie jej występów, również będzie wymagał sporo pracy.

Babcia wciąż nie była przekonana, zwłaszcza do amerykańskiego zespołu i jazzowej wokalistki, których Kitty zarezerwowała na pierwsze dwa tygodnie sezonu. Wpadła na pomysł, aby urozmaicić letni program rozrywkowy Delfina, zamiast angażować tych samych co zwykle lokalnych wykonawców, którzy występowali po kolei we wszystkich okolicznych hotelach. Zacisnęła zęby, zdeterminowana udowodnić, że obawy babci są bezpodstawne.

Na szczęście przez obramowane ciemnym dębowym drewnem szklane drzwi obrotowe weszła jedna z przyjaciółek starszej pani i Kitty mogła spokojnie zająć się swoją pracą. Jednak gdy kilka minut później pojawiły się kolejne dwie znajome babci i skierowały się do jej pokoi, Kitty zaczęła podejrzewać, że coś się szykuje.

Jej obawy potwierdziły się wraz z przybyciem pani Craven, drobnej, krzepkiej kobiety ze stalowosiwymi lokami, w awangardowym filcowym kapeluszu i z lisim futrem narzuconym na ramiona. Na jej twarzy malowała się determinacja.

– Kitty, moja droga, jak się miewa twoja biedna babcia? – Jej donośny głos rozniósł się po holu.

– Ma się bardzo dobrze, dziękuję. – Ze wszystkich przyjaciółek babci pani Craven wzbudzała w Kitty najmniej sympatii. Była burmistrzem miasta, zasiadała w zarządach wszystkich stowarzyszeń obywatelskich oraz komitetów charytatywnych i stała na czele damskiej drużyny golfa. W jakiś sposób zawsze sprawiała, że Kitty czuła się jak coś, co srebrnowłosa dama zeskrobała z podeszwy swojego buta.

– Nie jestem pewna. Livvy nigdy nie zawodzi, jeśli chodzi o pakowanie się w tarapaty. Zawsze, już jako dziewczynka, miała pecha i ciągle coś jej się przytrafiało. Lekkomyślna ryzykantka – stwierdziła pani Craven. Zdjęła rękawiczki i wrzuciła je do torebki. – Zakładam, że twoja babcia jest w swoim salonie?

– Tak, chyba właśnie zadzwoniła po herbatę. – Kitty z trudem próbowała wyobrazić sobie ciotkę jako lekkomyślną ryzykantkę. Livvy niedawno skończyła siedemdziesiąt cztery lata.

– Mam nadzieję, że jesteś oparciem dla swojej biednej babci, zważywszy na jej wszystkie zmartwienia. Ten wypadek to takie typowe dla Livvy, zawsze myśli tylko o sobie. Zupełnie jak twoja matka. – Pani Craven odeszła, zanim Kitty zdążyła odpowiedzieć, na szczęście dla przybyłej, ponieważ na końcu języka miała kilka bardzo niegrzecznych słów.

– Proszę, panno Kitty. Zdaje się, że potrzebuje panienka filiżanki herbaty. – Cora pojawiła się ponownie i położyła tacę z herbatą na małej szafce w biurze za recepcją. – Przyniosłam też herbatniki.

– Dziękuję, Coro. – Kitty uśmiechnęła się do pokojówki, gotowa puścić w niepamięć jej wcześniejsze plotkowanie. Cora pracowała w hotelu, odkąd Kitty była dzieckiem. Jej pulchne ciało wypełniało estetyczny czarny uniform i biały fartuch, siwiejące włosy miała upięte w schludny kok schowany pod białym czepkiem, a ona sama była niepoprawnie wścibska. Babcia Kitty przymykała oko na jej tupet, ponieważ kobieta dobrze wykonywała swoje obowiązki, poza tym wiedziała, że sytuacja w domu Cory nie przedstawia się zbyt radośnie.

– Widziałam, jak wchodziła ta stara wiedźma, Craven. Ciekawe, jak często będziemy ją widywać, kiedy panienki babcia wyjedzie do Szkocji – zastanawiała się Cora, bezwiednie bawiąc się filiżanką.

– Wolę o tym nie myśleć. Babcia zwołała na dziś wszystkie „dziewczyny”, więc spodziewam się, że będą wpadać, aby mieć oko na wszystko, bez wątpienia także na mnie. Zwłaszcza po tym, co się stało dzisiaj. – Kitty się skrzywiła. Zbyt dobrze znała swoją babcię i jej przyjaciółki.

– Przepraszam. – Grzeczny męski głos przerwał ich rozmowę. – Kazano mi tu przyjść i zapytać o panią Treadwell.

Cora rozpłynęła się na widok mężczyzny w recepcji.

Był gładko ogolony, wysoki i postawny, około trzydziestki; miał przetartą na łokciach marynarkę, w dłoni trzymał małą, zniszczoną skórzaną torbę. Nie pasował do pokroju typowej klienteli ich hotelu ani do kogoś, z kim właścicielka mogłaby się umówić na spotkanie.

Kitty zawahała się, niepewna, czy powinna przerywać babci poranne spotkanie z przyjaciółkami.

– Panienko? Czy to jest hotel Delfin? – Niebieskie oczy mężczyzny zdawały się błyszczeć z rozbawienia spowodowanego jej zakłopotaniem.

– Tak, proszę pana, oczywiście. Moja babcia kazała panu tu przyjść?

Uśmiech nieznajomego poszerzył się, uwidaczniając dołeczek w prawym policzku.

– Tak, pani Treadwell mnie oczekuje.

Kitty szybko przypomniała sobie wyuczone zasady profesjonalnej obsługi klienta.

– Już do niej dzwonię. – Podniosła słuchawkę i drżącym palcem wybrała numer wewnętrzny do apartamentu babci. – Jak się pan nazywa?

– Matthew, Matthew Bryant.

Babcia odebrała po drugim sygnale.

– Babciu, w recepcji jest pan Matthew Bryant. Mówi, że był z tobą umówiony. – Zauważyła, że usta nieznajomego drgnęły, gdy zaakcentowała „pan” przed jego imieniem i nazwiskiem.

– Doskonale, czekam na niego. Poproś Corę, aby zaprowadziła pana Bryanta do mojego pokoju.

Z milionem kłębiących się w głowie pytań bez odpowiedzi Kitty ostrożnie odłożyła słuchawkę na widełki. Babcia ewidentnie coś planowała. Intuicja Kitty podpowiadała, że to coś jej się nie spodoba. Ostatnio działo się wiele dziwnych rzeczy. Żadna z nich nie była zbyt znacząca, ale mimo wszystko budziły niepokój, a babcia nie chciała o nich rozmawiać.

– Zadzwonię po kogoś, kto pana do niej zaprowadzi. – Już miała nacisnąć mały mosiężny dzwonek wzywający portierów, gdy pojawiła się Cora. Kitty zastanawiała się, ile pokojówka usłyszała. Nie mogła być daleko od recepcji, bez wątpienia starała się ich podsłuchać. Nic nie cieszyło jej bardziej niż to, że była pierwszą, która coś wiedziała.

– Coro, czy mogłabyś zaprowadzić pana Bryanta do pokoju babci?

Mężczyzna podniósł skórzaną torbę.

– Miło mi panią poznać… – pochylił się, by przyjrzeć się dyskretnej złotej plakietce przypiętej do klapy jej uniformu – …panno Kitty Underhay.

Jej policzki zapłonęły gorącem, gdy dostrzegła rozbawienie w oczach mężczyzny, wywołane zakłopotaniem, jakie wzbudziło jego zuchwałe zachowanie.

– Proszę za mną, proszę pana. – Cora ruszyła w kierunku schodów, a mężczyzna podążył za nią.

Na szczęście w holu nie było już gości, więc Kitty skorzystała z okazji i wypiła łyk herbaty, którą zostawiła dla niej Cora. Chociaż napój był prawie zimny, pomógł jej ukoić nerwy. Zastanawiała się, kim był Matthew Bryant i co go łączyło z babcią.

Dopiła resztkę letniego naparu, wzdrygając się lekko. Delikatne drżenie palców, które pojawiło się wraz z wejściem nieznajomego, sprawiło, że porcelana zazgrzytała, gdy Kitty odstawiła filiżankę na spodek. Nie była pewna, dlaczego jego obecność tak na nią wpłynęła, ale zdecydowanie zakłóciła jej zwykły spokój.

Spojrzała na wiosenne słońce na zewnątrz. W dni takie jak dzisiejszy wiekowy budynek wydawał się zamykać ją w sobie, dusząc i przyszpilając do starych murów niczym bezradną ćmę. Był prawie tak stary jak samo Dartmouth, zbudowany w szesnastym wieku i przekazywany w rodzinie Kitty z pokolenia na pokolenie, odkąd mieściła się w nim niewielka tawerna. Obecnie był to duży hotel obsługujący stale rosnącą liczbę turystów. Budynek z muru pruskiego mieścił się nad rzeką, niedaleko górnego portu promowego, w odległości krótkiego spaceru od zatoki Warfleet i czternastowiecznego zamku Dartmouth.

Promienie słońca odbijały się w wodzie, zamek stał na straży u ujścia rzeki, ludzie cieszyli się pięknym dniem. Tymczasem ona tkwiła w środku, uwięziona przez swoje dziedzictwo, codziennie wykonując te same przyziemne czynności.

– Lepiej się tego pozbędę, panienko, zanim pani Treadwell to zauważy i obie będziemy miały kłopoty. – Cora weszła do biura i zabrała tacę i filiżankę po herbacie.

– Dziękuję. Zaprowadziłaś tego pana do babci?

Cora odpowiedziała w typowy dla siebie sposób:

– Tak, panienko. I próbowałam wybadać, dlaczego tu przyszedł, bo jestem pewna, że już go kiedyś widziałam, ale zamknął się w sobie jak małż. – Potrząsnęła głową z zakłopotanym wyrazem twarzy. – Przykro mi, panienko, ale niczego się nie dowiedziałam.

Skrępowany Matt poprawił się na fotelu obitym perkalem w różany wzór, podczas gdy pół tuzina par oczu wpatrywało się w jego twarz.

– Jeszcze herbaty, kapitanie Bryant? – Pani Treadwell podniosła srebrny czajniczek i gestem wskazała na jego w połowie opróżnioną filiżankę.

– Nie, dziękuję i wolałbym po prostu „panie Bryant”. Wojna już dawno się skończyła i moja służba dobiegła końca. – Ostrożnie odstawił filiżankę na spodek znajdujący się na lakierowanym na wysoki połysk mahoniowym stoliku.

Pani Treadwell postawiła imbryczek z powrotem na tacy i złożyła ręce na kolanach.

– Słusznie. Zdaję sobie sprawę, że moja propozycja jest nieco oryginalna, ale ponieważ jutro wyjeżdżam do Szkocji, czas mnie nagli, a moją główną troską jest dobro Kitty. Tym bardziej że dziś rano w pobliżu naszego hotelu doszło do morderstwa.

Matt przeczesał dłonią włosy. Żałował, że nie pomyślał o założeniu lepszego garnituru i krawata. Lepsze ubranie posłużyłoby mu za pewnego rodzaju zbroję chroniącą go przed panią Treadwell i jej towarzyszkami. W przeszłości stawiał czoła wielu niebezpieczeństwom, ale ta grupa staruszek była nieporównywalnie bardziej przerażająca. Zwłaszcza dama z futrzaną etolą i świdrującym spojrzeniem, siedząca na fotelu niczym królowa na tronie. Pozostałe dwie panie zajęły sofę, a pani Treadwell krzesło z prostym oparciem, skąd nadzorowała tacę z herbatą.

– Co pani wnuczka sądzi o tym pomyśle?

Usta starszej kobiety się zwęziły.

– Wolałabym, aby Kitty nie znała prawdziwego powodu pańskiej wizyty. Nie chcę jej niepokoić.

– Ale gdyby wiedziała, że grozi jej jakieś niebezpieczeństwo, byłaby bardziej czujna.

Pozostałe kobiety wymieniły spojrzenia.

– Nie.

Matt westchnął i spróbował ponownie.

– Czy zgłosiła pani swoje obawy na policję?

Jego pytanie wywołało w pokoju serię na wpół stłumionych nerwowych pomruków.

– Niestety, działanie naszej policji pozostawia wiele do życzenia. Posterunek w Dartmouth jest bardzo mały i ma pod sobą duży obszar. Zgłosiłam moje obawy inspektorowi, ale dopóki coś się nie wydarzy, niewiele mogą zrobić. Poza tym muszę dbać o reputację hotelu Delfin – odrzekła pani Treadwell, marszcząc czoło.

– Na pewno nie może mi pani udzielić więcej informacji? – Wiedział, że kobieta coś przed nim ukrywa. Szczegóły, jakie podała przed jego przybyciem, wydawały się dość niejasne. Pani Treadwell była starą znajomą jego rodziców. Dopiero nalegania ojca, aby przyjął to zlecenie, sprowadziły go do niewielkiego kurortu nad rzeką w hrabstwie Devon. Odkąd kilka miesięcy temu zrezygnował z pracy w rządzie, snuł się bez celu, a więc podejrzewał, że jego ojciec uznał propozycję pani Treadwell za doskonały pomysł na zajęcie mu czymś głowy.

Starsza kobieta westchnęła, wstała z krzesła i przeszła przez pokój. Otworzyła wieczko mahoniowej szkatułki stojącej na biurku i wyjęła z niej cienki plik kartek.

– Proszę, to wszystko, co mam. Zależy mi przede wszystkim na tym, aby Kitty była bezpieczna, a hotel chroniony. Nie jestem pewna, kim jest ta osoba ani co chce osiągnąć. – Podała kartki Mattowi.

Jego spojrzenie napotkało jej.

– Podejrzewa pani kto to, prawda?

Kobieta zerwała kontakt wzrokowy, potwierdzając jego przypuszczenia, że wie o wiele więcej, niż mu powiedziała.

– Tak. – Odwróciła się, podeszła do wysokiego okna wykuszowego i spojrzała na rzekę.

Matt zerknął na kartki w swojej dłoni; maszynowa czcionka na tanim białym papierze, wszystkie wiadomości niepodpisane i mniej więcej tej samej treści. Żadnych kopert, znaczków czy innych wskazówek, kto mógł je napisać.

Wracam, żeby odebrać to, co należy do mnie.

– Jak pani myśli, kto to może być?

Plecy starszej kobiety zesztywniały, a jej dłoń lekko drżała, gdy wyciągnęła ją, by poprawić brzeg aksamitnej ciemnozielonej zasłony okalającej okno.

– Osoba, która pierwsza przyszła mi do głowy, nie żyje.

Matta przeszedł dreszcz, w kręgu kobiet rozległo się słabo słyszalne sapnięcie.

– Czyli kto? – Jego myśli automatycznie powędrowały do drobnej dziewczyny z krótko przyciętymi włosami w kolorze popielatego blondu w recepcji na dole. To musiało mieć z nią coś wspólnego.

– Moja córka, Elowed, matka Kitty.

Rozdział2

Chłodna późnowiosenna bryza znad rzeki owiała cienki jedwabny materiał bluzki Kitty, gdy dziewczyna wyszła z hotelu. Chmury przemykały po jasnoniebieskim niebie, światło słoneczne migotało na wodzie. Zatrzymała się na rogu i przez chwilę się zastanawiała, czy powinna wrócić po żakiet. Melodyjny dźwięk ratuszowego zegara przypomniał jej, że musi się pospieszyć, jeśli chce załatwić wszystkie sprawy podczas przerwy na lunch i przed zamknięciem poczty.

Ignorując zimno, skręciła w boczną uliczkę prowadzącą do rzeki. Na poczcie prawdopodobnie będzie dużo ludzi, a miała kilka przesyłek, które musiały zostać dziś wysłane. Na wąskiej uliczce z wysokimi osiemnastowiecznymi budynkami tłoczyli się turyści zmierzający do głównej ulicy handlowej. Prom z Kingswear właśnie dobił do brzegu: wylewali się z niego mieszkańcy i turyści, a także wartki strumień pojazdów, mieszanina automobili i wozów, zderzak w zderzak, kierowała się ku sercu miasteczka.

Kitty szła w stronę poczty. Im bardziej zbliżała się do centrum, tym trudniej było jej przedrzeć się przez ludzi otaczających ją na wąskim brukowanym chodniku. Kiedy napierający tłum sprawił, że zachwiały się trzymane w jej ręku paczki, Kitty szybkim ruchem chwyciła je, aby nie wylądowały na ziemi.

W tym samym momencie ktoś mocno pchnął ją w bok, straciła równowagę i została zepchnięta na jezdnię. Paczki rozsypały się wokół jej stóp, choć próbowała temu zapobiec. Kiedy upadła, rozległ się ryk klaksonu. Spojrzała w górę i napotkała wzrok przerażonego handlarza węglem siedzącego za kierownicą ciemnozielonej ciężarówki, która znalazła się zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy. Skamieniała, nie była zdolna się ruszyć, a wtedy silne ramię chwyciło ją i odciągnęło w bezpieczne miejsce na chodniku.

Kitty patrzyła z tłukącym się w piersi sercem w ciemnoniebieskie oczy swojego wybawcy.

– Lepiej nie wbiegać pod auta, a tym bardziej nie siedzieć na środku ulicy. – Matthew Bryant wpatrywał się w nią, wciąż trzymając ją za ramię.

– Ja… nie wiem, co się stało.

Matt puścił ją i skoczył na jezdnię, by zabrać jej paczki, zanim ciężarówka z węglem ruszy dalej.

– Na szczęście nic się nie zgniotło.

– Ani ja. – Próbowała się roześmiać, ale ku jej przerażeniu śmiech zabrzmiał bardziej jak szloch.

Matt podał Kitty zebrane z ulicy paczki i przyjrzał się jej twarzy. Wyglądała na roztrzęsioną.

– Chodźmy stąd, napijemy się herbaty.

Zanim zdążyła zaprotestować, wziął ją do jednej z licznych herbaciarni na ulicy. W głębi, obok drzwi prowadzących do kuchni, było wolne miejsce dla dwóch osób.

– Dziękuję. Nie wiem, co się tam stało. – Usiadła przy małym politurowanym stoliku i z niedowierzaniem wpatrywała się w dziurę w pończosze na kolanie. Musiała obetrzeć nogę przy upadku. Lepka krew sącząca się przez delikatny jedwab w cielistym kolorze i świadomość, że była o włos od nieszczęścia, przyprawiły ją o mdłości.

– Proszę napić się wody, wygląda pani, jakby miała zaraz zemdleć.

Nawet nie zauważyła, kiedy wziął szklankę z wodą od jednej z kelnerek w służbowym mundurku. Woda zakołysała się w szklance, gdy Kitty podniosła ją do ust.

– Trzęsą mi się ręce.

Kąciki jego ust uniosły się w ledwie dostrzegalnym uśmiechu.

– Nie dziwię się. Niewiele brakowało. Jak to się stało, że wylądowała pani na jezdni?

Kitty pokręciła głową i spróbowała zebrać myśli.

– Nie wiem. Szłam wysłać paczki, a jak pan widział, na chodniku było tłoczno od turystów. Musiał przypłynąć prom o pierwszej. Ktoś na mnie wpadł i prawie wszystko upuściłam. – Przerwała i wypiła kolejny łyk wody. – To dziwne, ale mam wrażenie, jakby ktoś mnie popchnął. Wtedy straciłam równowagę i wypadłam na jezdnię.

– Dobrze, że przechodziłem obok. – W jego głosie słychać było zaniepokojenie.

Powoli skinęła głową.

– Tak, to byłby dość paskudny wypadek. – Zaczynała czuć się lepiej, gdy siedziała w przytulnej herbaciarni i nic jej nie groziło. To był z pewnością szczęśliwy zbieg okoliczności, że pan Bryant znalazł się tam i ją uratował. Zadrżała na myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie przybiegł jej z pomocą.

Matt ponownie przywołał kelnerkę i zamówił dzbanek herbaty, a także kilka kanapek, ignorując protesty Kitty i jej propozycję zapłaty.

– Jest pani pewna, że to był wypadek? – zapytał, gdy kelnerka wróciła z ich zamówieniem.

Kitty zmarszczyła brwi.

– Dlaczego miałabym nie być pewna? – To było dziwne pytanie. Przecież nikt celowo nie próbowałby wepchnąć jej pod auto. Tyle że zdecydowanie czuła mocne pchnięcie.

Wzruszył ramionami.

– Proszę zapomnieć o tym, co powiedziałem. Zajmuję się kwestiami bezpieczeństwa, więc przypuszczam, że po prostu dała o sobie znać moja podejrzliwość.

– Czy to dlatego spotkał się pan z moją babcią, panie Bryant? Żeby porozmawiać o bezpieczeństwie? – Z ulgą zauważyła, że jej ręce przestały się trząść, gdy nalewała herbatę do porcelanowych filiżanek w delikatne kwiatowe wzory, które kelnerka postawiła przed nimi.

Wydawało jej się, że dostrzegła przebłysk czegoś w wyrazie jego twarzy, zanim odpowiedział. Zniecierpliwienie? Irytację? Nie była pewna.

– Może mówmy sobie po imieniu. I tak między innymi po to się spotkaliśmy. Twoja babcia zatrudniła mnie do ochrony hotelu. Wkrótce wyjeżdża, więc martwi się, że zostawia cię samą i wszystko będzie na twojej głowie.

Oburzenie musiało być widoczne na jej twarzy, ponieważ podniósł rękę, aby powstrzymać protesty cisnące się jej na usta.

– Nie chodzi o to, że uważa, że nie jesteś w stanie zarządzać hotelem, po prostu ostatnio słyszała od innych hotelarzy o kilku niepokojących incydentach, a ponieważ sezon dopiero się zaczyna, chciała zorganizować widoczny odstraszacz dla ewentualnych włamywaczy i innych niepożądanych osób. Myślę, że niedawne morderstwo zwiększyło jej obawy.

– I tym odstraszaczem jesteś zapewne ty.

Skinął głową i uśmiechnął się do niej. Na jego policzku pojawił się mały dołeczek, dzięki któremu przez moment wyglądał bardzo chłopięco.

Kitty ugryzła kanapkę.

– Babcia nie wspominała mi o żadnych incydentach. – Może i o niczym nie mówiła, ale ostatnio, jeszcze przed znalezieniem ciała w rzece, faktycznie wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy.

Matt ponownie wzruszył ramionami i sięgnął po filiżankę. Delikatna porcelana znalazła się w jego dużej dłoni.

– Pewnie nie chciała cię martwić.

Kitty nie była przekonana. Prawdopodobnie taką historyjkę sprzedała mu jej babcia, co wcale nie znaczyło, że tak było naprawdę.

Matt dokończył herbatę. Nie był pewien, czy Kitty uwierzyła w wyjaśnienie odnośnie do powodu jego zatrudnienia. To był czysty przypadek, że znalazł się kilka kroków za nią, kiedy się przewróciła. Na chodniku panował ścisk. Znajdował się wystarczająco blisko, aby ją uratować, ale zbyt daleko, by stwierdzić, czy została celowo popchnięta, a jeśli tak – kto to zrobił.

Tak czy inaczej, przynajmniej na jej twarz powróciły kolory. Kiedy weszli do herbaciarni, była upiornie blada.

– Powinnam wracać do hotelu, mam dziś dużo pracy. Poza tym muszę zanieść te paczki na pocztę. – Kitty przyłożyła serwetkę do kącików ust.

– Jeśli chcesz, zaniosę je za ciebie, szedłem w stronę poczty. – Zamierzał sprawdzić, czy w paczkach było coś, co osoba, która pchnęła Kitty, chciałaby zdobyć.

Najpierw pomyślał, że odmówi, ale po chwili przesunęła po stole stos brązowych przesyłek.

– Dziękuję. Później oddam ci pieniądze. Naprawdę muszę wracać i doprowadzić się do porządku, zanim babcia zauważy, w jakim stanie są moje pończochy. – Skrzywiła się, patrząc na brzydkie otarcie na kolanie.

– Dasz radę wrócić sama?

Rzuciła mu spojrzenie, którego – jak podejrzewał – nauczyła się od swojej budzącej respekt babci.

– Myślę, że sobie poradzę.

– W takim razie do zobaczenia jutro. – Płacąc rachunek za lunch, patrzył, jak odchodzi. Kiedy został poproszony, aby pomóc pani Treadwell, pomyślał, że do jego obowiązków będzie należało zwyczajne niańczenie raczej roztrzepanej młodej osóbki podczas nieobecności jej babci. Że przynajmniej będzie miał jakieś zajęcie, a jednocześnie zastanowi się, co zrobić ze swoim życiem. Kitty jednak nie wyglądała na nieodpowiedzialną. Obawy starszej kobiety o  wnuczkę i hotel uznał za nieuzasadnione.

Opowieść pani Treadwell o matce Kitty, Elowed, i jej tajemniczym zniknięciu w 1916 roku nieco nim wstrząsnęła, ale nie wiedział, jak można by to powiązać z dziwnymi listami. Chyba że ktoś chciał wykorzystać tę historię na swoją korzyść.

Szybko przyjrzał się paczkom, które Kitty zostawiła na stole. Wnioskując z rozmiaru i kształtu, wszystkie zawierały broszury reklamowe, nic na tyle ważnego, aby ktoś za wszelką cenę starał się uniemożliwić dziewczynie dotarcie na pocztę. Pozostawało więc założyć, że był to zwyczajny wypadek albo że ktoś chciał skrzywdzić Kitty. Szybko odrzucił tę pierwszą możliwość. Kitty zdecydowanie poczuła, że ktoś ją popchnął, co oznaczało, że Matt musiał potraktować panią Treadwell i jej teorię znacznie poważniej. Nawet jeśli wskazywała na kobietę, która prawdopodobnie nie żyła.

Zabrał ze stołu paczki i zaniósł je na pocztę. Następnie ruszył wąskimi uliczkami w kierunku rzeki. Nie był pewien, czy zdecydować się na tę pracę. Po odejściu z wojska i rezygnacji ze stanowiska w rządzie nie wiedział, co ze sobą zrobić. Po tym wszystkim, co przeszedł podczas wojny i później, sugestia ojca, aby przyjął krótkoterminową posadę w pięknym, spokojnym miejscu, wydawała się dobrym pomysłem.

Zyskałby czas na podjęcie decyzji, co chce robić dalej. Czas na to, aby w końcu zostawić przeszłość za sobą i zacząć nowe życie, z dala od miejsc i ludzi, którzy wciąż przypominali mu o wszystkim, co stracił. Choć był zajęty pracą, skupiony na problemach innych, upływający czas wciąż nie wypełnił pustki w jego sercu. Matt stanął na brzegu rzeki, zapalił papierosa i spojrzał na wodę. Drzewa na drugim brzegu jaśniały obietnicą nowych liści, a hiacynty i pierwiosnki wyglądały z niesfornych kępek trawy pod nimi. W trzcinach ledwo widoczna grupka puszystych żółto-brązowych kaczątek płynęła wokół matki. Matt wciągnął głęboko powietrze i starał się nie myśleć o tym, jakie to niesprawiedliwe, że Edith i mała Betty nie mogą tego zobaczyć.

Kitty wróciła do hotelu i pospieszyła do swojego pokoju, aby zdjąć podarte pończochy i przemyć kolano. Pokój znajdował się na trzecim, ostatnim piętrze, na samym poddaszu. Sufit był pochyły i chropowaty, z biegnącymi wzdłuż niego drewnianymi belkami. Wystrój pomieszczenia składał się z mieszanki starych, ciemnych wiktoriańskich mebli, które zostały po modernizacji hotelu. Ciemnoróżowa satynowa pościel na podwójnym łóżku dodawała wnętrzu radosnego kobiecego akcentu i współgrała ze stojącą na komodzie różą w kryształowym wazonie. Pani Treadwell była rozczarowana, gdy Kitty odmówiła pokoju sąsiadującego z jej apartamentem, ale wnuczka wolała mieszkać na poddaszu, zyskując prywatność i spokój. Na tym piętrze znajdowały się tylko składziki na różne rzeczy i kilka pustych sypialni używanych okazjonalnie przez personel. Poza tym miała widok na rzekę, pola uprawne i porośnięte drzewami wzgórza, a także na ujście rzeki niedaleko zamku.

Kitty otworzyła drzwi i rzuciła torebkę na łóżko, po czym popędziła do łazienki. Dopiero gdy wyszła z niej i wysunęła szufladę komody, aby wyjąć czyste pończochy, poczuła, że coś jest nie tak.

Włoski na karku stanęły jej dęba, gdy rozejrzała się po pokoju. Wiedziała, że ktoś tu był, i nie miała na myśli pokojówek. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zostawiła. Zmarszczyła brwi i spojrzała w dół, do otwartej szuflady. Pończochy leżały starannie ułożone, ale na wierzchu znajdowała się para, którą zawsze chowała na dnie. Trzymała je na specjalne okazje, ponieważ były zbyt delikatne i drogie, aby nosić je na co dzień.

Zdenerwowana wysunęła kolejną szufladę. Rzeczy były równo ułożone, ale zdecydowanie inaczej. Ulubiona satynowa piżama znajdowała się w głębi, a te przypalone żelazkiem na wierzchu. Sprawdziła szkatułkę z biżuterią. Nie posiadała nic cennego, ale tych kilka przedmiotów miało dla niej ogromne znaczenie sentymentalne.

Srebrny sekretnik, który dostała od matki, wciąż tam był, podobnie jak pierścionek z szafirem od ciotki Livvy. Zdjęcie matki nadal znajdowało się w srebrnej ramce. Ktoś jednak przeszukał pokój. Ale kto? I dlaczego? Na pewno nie węszyła tutaj babcia. Zadręczałaby Kitty pytaniami, gdyby chciała się czegoś dowiedzieć, ale nigdy nie grzebałaby w jej rzeczach.

Kiedy mały zegar z kukułką wybił pełną godzinę, Kitty aż zakręciło się w głowie. Zdjęła kapelusz i zmieniła pończochy, po czym wyszła z pokoju, a następie przekręciła w zamku klucz i dwa razy się upewniła, że faktycznie zamknęła drzwi. Musiała się dowiedzieć, czy ktoś nie wziął od Mickeya, hotelowej złotej rączki, zapasowego klucza do jej pokoju. Myśl, że jakaś nieznana osoba przeszukiwała jej osobiste rzeczy, była przerażająca. Być może niedawne wydarzenia wpłynęły na nią bardziej, niż myślała, bo dotąd czuła się tutaj bezpiecznie. Ale zwłoki mężczyzny niedaleko ich hotelu, wypadek z ciężarówką i ktoś obcy grzebiący w jej rzeczach – to wszystko sprawiło, że nagle zaczęła się bać.

Najwyraźniej babcia miała rację, zatrudniając pana Bryanta; być może ostatecznie dodatkowa ochrona nie była takim złym pomysłem. W Delfinie działo się coś przerażającego.

Rozdział3

Odkrycie, że ktoś był w jej pokoju i grzebał w szufladach, sprawiło, że Kitty stała się nerwowa i niespokojna. Skóra jej cierpła na myśl, że ktoś dotykał jej rzeczy osobistych. Na ich widok, starannie odłożonych na miejsce, poczuła się wymiętolona i brudna. Dlaczego ktoś grzebał w jej rzeczach? Zrozumiałaby, gdyby chodziło o kradzież, ale nic nie zginęło.

Zapasowe klucze do wszystkich pokoi – w tym do jej pokoju, apartamentu babci i różnych składzików – wisiały na tablicy w kantorku Mickeya. On sam siedział przy biurku z gazetą i rozłożonymi przed sobą kanapkami. Był niskim, krzepkim mężczyzną w podeszłym wieku, któremu wojna zabrała obu synów. Zawsze starał się być dla niej bardzo miły. W dzieciństwie pozwalał jej się przyglądać, jak wykonuje różne prace konserwacyjne.

Z popielniczki na biurku unosił się papierosowy dym.

Mickey spojrzał w górę i natychmiast się podniósł, gdy zapukała we framugę otwartych drzwi.

– Coś potrzeba, panienko Kitty?

– Nie, zastanawiałam się tylko, czy ktoś był u mnie w ciągu ostatnich kilku godzin. – Zobaczyła, że klucz do jej pokoju wisi na haczyku na tablicy na przeciwległej ścianie.

Mickey podrapał się po głowie.

– Nie wydaje mi się, panienko, pokojówki były tam wczoraj, żeby posprzątać, a dziś wcześnie rano, żeby pościelić łóżko i zostawić czyste ręczniki. W zasadzie nie ruszałem się stąd od rana, na kilka minut wyszedłem tylko pomóc Corze przy dostawie. Dlaczego panienka pyta? Coś się stało?

Kitty zmusiła się do uśmiechu.

– Nie, wszystko jest w porządku. Słyszałam, że w niektórych okolicznych hotelach i pensjonatach doszło do serii włamań. Babcia zatrudniła pana Bryanta do ochrony. Ale mimo to zamykaj, proszę, swój kantorek na klucz, gdy wychodzisz, tak na wszelki wypadek.

Starszy mężczyzna uniósł brwi.

– Dobrze, panienko, będę miał się na baczności.

– Dziękuję, Mickey.

Zostawiła go, by dokończył lunch. Nie wiedziała, co robić dalej. Czy powinna podzielić się swoimi obawami z babcią? Czy raczej porozmawiać o tym z panem Bryantem – Mattem – skoro najwyraźniej to on był teraz odpowiedzialny za bezpieczeństwo w hotelu?

Kitty zastanawiała się nad tym, siadając przy biurku w małym, wyłożonym drewnianymi panelami biurze za recepcją. Być może rozwiązanie nasunie się samo, gdy przygotuje grafik personelu na następne sześć tygodni. Ale pomimo największych starań, gdy zamknęła teczkę z dokumentami, odłożyła pióro z powrotem na stojak i zakończyła swoją zmianę, nadal bolała ją głowa, a cała ta sprawa nie dawała jej spokoju.

Pani Treadwell spodziewała się wnuczki na kolacji o siódmej. Miała jeszcze kilka spraw do załatwienia przed wyjazdem do Szkocji. Kitty planowała zapytać o Matthew Bryanta i o to, dlaczego został zatrudniony. Zwykle wiedziała z wyprzedzeniem, że potrzebny będzie dodatkowy personel, i brała udział w rozmowach kwalifikacyjnych. Coś było nie tak i zamierzała dowiedzieć się więcej.

Ból głowy przeszedł w tępe pulsowanie w lewej skroni, gdy przebrała się w prostą czarną suknię i poszła do babci.

– Coś blada jesteś, moja droga. Dobrze się czujesz? – Starsza pani przywitała ją pocałunkiem w policzek i kieliszkiem wytrawnego sherry.

– Po prostu boli mnie głowa. Na pewno niebawem przejdzie. – Kitty ściągnęła brwi na widok sherry. Część rytuału przed kolacją. Babcia zawsze podkreślała, że odrobina czegoś mocniejszego poprawia apetyt i wspomaga trawienie. Kitty nie była tego taka pewna, ale łyknęła posłusznie, aby ją zadowolić. Wolałaby koktajl.

Pukanie do drzwi oznajmiło, że przybył wózek z kolacją. Apetyczny zapach grillowanego łososia wydostał się spod misternie zdobionych srebrnych pokryw, gdy Kitty zajęła miejsce przy babci. Dębowy stół, który należał kiedyś do jej pradziadka, został ustawiony w szerokim wykuszu, skąd roztaczał się widok na rzekę w wieczornej scenerii. Łańcuch pomarańczowo-żółtych żarówek wyznaczał brzeg rzeki – spore ulepszenie w stosunku do dawnych lamp gazowych. Niektóre łodzie były oświetlone i czekały na tych, którzy chcieliby się wybrać w pierwszy wieczorny rejs w sezonie, wzdłuż rzeki spacerowało kilka par.

Pani Treadwell usiadła przy stole i kelner podał minestrone, po czym wyszedł, by mogły zjeść w spokoju.

– W porze lunchu wpadłam na pana Bryanta. – Kitty rozłożyła białą lnianą serwetkę na kolanach i sięgnęła po łyżkę. – Powiedział mi, że zatrudniłaś go, aby zadbał o bezpieczeństwo w naszym hotelu, i że kilka innych pensjonatów miało jakieś problemy.

– I? – zapytała starsza dama.

– Zaskoczyło mnie, że nie wspomniałaś nic o zatrudnieniu kogoś nowego, choć to dopiero początek sezonu, i że się martwisz. – Kitty nabrała łyżką zupę i czekała na odpowiedź babci.

– Matthew jest synem mojego starego przyjaciela, generała Bryanta. Ma duże doświadczenie w kwestii bezpieczeństwa. Po wojnie pracował dla rządu, ale niedawno zrezygnował ze stanowiska. Myślałam, że to idealne rozwiązanie, biorąc pod uwagę, że do mojego wyjazdu pozostało tak niewiele czasu.

– Byłoby miło, gdybyś jednak wspomniała o nim albo o swoich obawach związanych z bezpieczeństwem. – Kitty wiedziała, że jej komentarz brzmi jak skarga obrażonego dziecka, ale był uzasadniony. W końcu miały prowadzić hotel wspólnie.

– Nie wydało mi się to czymś aż tak ważnym, moja droga. To tylko drobne kradzieże, trochę niegroźnego chuligaństwa. Oczywiście, biorąc pod uwagę morderstwo tego biedaka znalezionego dziś rano w rzece, wygląda na to, że podjęłam słuszną decyzję. A tak przy okazji, dałam Mattowi wolny pokój na twoim piętrze. – Starsza pani położyła łyżkę na pustym talerzu i otarła kąciki ust serwetką, pozostawiając na niej czerwone ślady szminki.

Ból głowy Kitty przybrał na sile.

– Babciu, myślałam, że uzgodniłyśmy, że te pokoje będą używane jako składziki na różne rzeczy.

– Cóż, kochanie, musi gdzieś spać, zresztą to tylko tymczasowa posada. Spodziewam się, że z czasem znajdzie sobie coś innego. Jego rodzice chcieliby, żeby się ustatkował. – Pani Treadwell zebrała talerze po zupie i odstawiła je na wózek. Następnie podniosła srebrne klosze, pod którymi znajdowało się drugie danie, i wróciła do stołu. Kitty po cichu policzyła do trzech, wpatrując się w postawiony przed nią talerz z łososiem i sałatką.

Kiedy skończyła dwadzieścia jeden lat, nalegała na pokój na ostatnim piętrze, gdzie nikt nie naruszałby jej prywatności. Teraz Matthew Bryant będzie mieszkał zaledwie kilka drzwi od jej pokoju, na drugim końcu korytarza. Ta myśl wydawała się więcej niż odrobinę niepokojąca. W jego drwiącym błysku w oczach, gdy spojrzał na nią w herbaciarni, było coś, co zaburzyło jej spokój.

Babcia Kitty przekierowała rozmowę na zbliżającą się podróż do Szkocji i resztę kolacji kobiety spędziły na ustalaniu ostatnich szczegółów. Gdy talerze zostały uprzątnięte, a taca z kawą znalazła się na niskim stoliku przed kominkiem, przeniosły się na sofę.

– Co ci się stało w nogę? – Starsza pani pochyliła się i wpatrywała w opatrunek na kolanie wnuczki.

– Niegroźny wypadek w porze lunchu. W drodze na pocztę ktoś na mnie wpadł i miałam bliskie spotkanie z ciężarówką. Na szczęście pan Bryant był w pobliżu i mi pomógł. Niezdara ze mnie, całkowicie zniszczyłam sobie pończochy. – Kitty próbowała się roześmiać, aby nie martwić babci.

Pani Treadwell nie uśmiechnęła się.

– Kitty, proszę, uważaj na siebie. Mam wystarczająco dużo zmartwień z Livvy.

– Nic mi nie jest, babciu, naprawdę, to był jeden z tych niegroźnych wypadków, jakie czasem się zdarzają. – Żałowała, że w ogóle o tym wspomniała. Powinna była wymyślić jakąś wymówkę. Z drugiej strony, gdyby babcia wpadła dziś na Matthew, mógłby jej powiedzieć, co się stało, więc tak czy inaczej wyszłoby źle.

– Hmm, dobrze się stało, że Matt tam był.

Policzki Kitty rozgrzały się do czerwoności, gdy przypomniała sobie siłę jego uścisku, kiedy odciągał ją w bezpieczne miejsce, i to iskrzenie między nimi podczas tego krótkiego kontaktu fizycznego.

– Tak, przypuszczam, że tak.

Obie kobiety popijały kawę w ciszy, jaka nastała.

Pani Treadwell w końcu westchnęła.

– Martwię się, że wyjeżdżam i zostawiam cię samą. Wiem, że masz mnie za nadopiekuńczą i marudną staruszkę, ale zostałyście mi tylko ty i Livvy. Kiedy człowiek się starzeje, to chyba naturalne, że myśli o najgorszych rzeczach, jakie mogą mu się przydarzyć. Poza tym ta amerykańska piosenkarka jazzowa, cóż, to nie to samo co angażowanie jednego z naszych lokalnych artystów, będziesz miała znacznie więcej pracy.

Kitty przełknęła ślinę. Nigdy wcześniej nie dostrzegła u babci takiej miny: mieszanki strachu i zmartwienia widocznej w drobnych zmarszczkach wokół oczu i ust.

– Obiecuję, że zadbam o wszystko, jak należy, babciu. A panna Delaware zapewni nam wspaniały początek sezonu. Pokoje są już zarezerwowane, a bilety na bal sprzedają się jak świeże bułeczki. Sama mówiłaś, że hotel powinien tętnić życiem. – Wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń babci w uspokajającym geście. Palce starszej kobiety wydały się kruche i zimne, przez co serce Kitty przeszył lodowaty strach.

– Kiedy twoja matka zaginęła, jeszcze dobitniej uświadomiłam sobie, że wszystko może się zmienić w mgnieniu oka. Ostatnio często o niej myślę.

– Wiem, babciu. – Zastanawiała się, co takiego sprawiło, że nagle pomyślała o Elowed. Choć starsza pani czasami doprowadzała wnuczkę do rozpaczy, Kitty bardzo ją kochała i była wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobiła, zwłaszcza za wychowanie.

Ona także ostatnio dużo myślała o swojej matce. Pani Treadwell wydała fortunę, próbując odnaleźć córkę – niestety bez powodzenia. Kitty rosła i obchodziła kolejne urodziny bez matki; nie było z nią żadnego kontaktu, nie otrzymały od niej żadnej wiadomości, więc doszły do wniosku, że Elowed nie żyje. Prywatny detektyw wynajęty przez babcię Kitty wyciągnął ten sam wniosek, podał nawet szczegóły na temat tego, co jego zdaniem mogło się wydarzyć. Były to jednak tylko domysły, ponieważ nie przedstawił na to najmniejszego choćby dowodu.

Elowed zniknęła, gdy Kitty miała sześć lat. Przyjechała do hotelu Delfin z Londynu razem z córką, została przez kilka miesięcy, a potem wyparowała z powierzchni ziemi. Kitty często zastanawiała się, jak wyglądało jej wcześniejsze życie. Pozostały jej tylko mgliste wspomnienia o brązowym budynku ze schodami i parku. Nie miała pojęcia, gdzie mógł być jej ojciec, w ogóle go nie pamiętała. Nazwisko w akcie urodzenia nic nie wyjaśniło, a babcia twierdziła, że wie o nim tylko tyle, że prawdopodobnie wyjechał do Ameryki.

Kitty dopiła resztkę kawy.

– Idę na górę skończyć czytać książkę, którą zaczęłam wczoraj. Dorothy L. Sayers. Musiałam ją zostawić na jakiś czas. – Odstawiła filiżankę na tacę.

– Nie wiem, jak można lubić te okropne powieści kryminalne, jest w nich tyle przemocy. Ja chyba też położę się wcześniej. Jutro czeka mnie długa podróż. – Głos nestorki był ledwie słyszalny, jakby myślami znajdowała się gdzie indziej.

Kitty pochyliła się i pocałowała ją w policzek, rozkoszując się znajomym różanym zapachem ulubionych perfum babci.

– A tak przy okazji, byłaś wcześniej po coś w moim pokoju?

Starsza kobieta zmarszczyła czoło.

– Nie, dlaczego pytasz?

– To nic takiego. Po prostu pomyślałam, że może szukałaś torby podróżnej. – Wzruszyła ramionami na znak, że rzeczywiście nie chodziło jej o nic ważnego. – Dobranoc, babciu, do jutra.

Matt udał się do pani Treadwell zaraz po otrzymaniu od niej wiadomości.

– Proszę mi powiedzieć, co przydarzyło się Kitty w porze lunchu – nakazała, gdy tylko wszedł do jej pokoju.

Usiadł na sofie naprzeciwko niej i opowiedział o incydencie z ciężarówką. Na widok pustych filiżanek na znajdującej się przed nim tacy domyślił się, że Kitty dopiero co wyszła. Jego pracodawczyni zbladła, gdy opowiedział jej swoją wersję, zgodnie z którą ktoś mógł celowo popchnąć Kitty.

– Nie podoba mi się to. Ani trochę mi się to nie podoba. Jutro muszę wyjechać i martwi mnie, że Kitty nie jest bezpieczna.

– W tej chwili najlepsze, co może pani zrobić, to powierzyć opiekę nad nią mnie. Naprawdę nie wie pani, kto mógł to zrobić i kto wysyła te listy?

Pokręciła głową w odpowiedzi na pytanie, ale uciekła wzrokiem przed jego spojrzeniem.

– Nie mam pojęcia. W nocy leżę w łóżku i nie potrafię zasnąć, głowiąc się, o co może w tym chodzić. Kitty jest dla mnie najważniejsza, odkąd Elowed zniknęła bez śladu. Choć nie było mi łatwo, pogodziłam się z tym, że moja córka najprawdopodobniej nie żyje. A nawet gdyby żyła, nie widzę powodu, dla którego miałaby wysyłać te listy, zamiast przyjechać.

Matt odchylił się do tyłu. Widział, że kobieta naprawdę jest zmartwiona, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś przed nim ukrywa.

– Dziękuję za wszystkie informacje dotyczące listów. Zacząłem je przeglądać w poszukiwaniu jakichś wskazówek.

Pani Treadwell skinęła głową. Zmarszczki na czole świadczyły o tym, że wciąż była zaniepokojona, i sprawiły, że wyglądała na sporo starszą niż ostatnio.

– Jest jeszcze jedna rzecz. Kitty zapytała mnie, czy szukałam czegoś w jej pokoju. Obróciła to w żart, ale i tak się tym przejęłam. Dlaczego uważa, że mogłam to zrobić?

– Myśli pani, że ktoś obcy mógł wejść do jej pokoju? – To było niepokojące. Oznaczało, że ktokolwiek stał za tymi dziwnymi wydarzeniami, może swobodnie poruszać się po hotelu i rzeczywiście chodzi mu o Kitty.

– Jej pytanie wydało mi się dziwne. Przecież wie, że Mickey, nasza złota rączka, ma zapasowe klucze w swoim kantorku.

Matt przeanalizował te informacje w myślach.

– Dobrze, że mój pokój jest na tym samym piętrze. Przynajmniej w razie problemów będę pod ręką. Tam na górze Kitty jest odizolowana od reszty.

Starsza pani uśmiechnęła się po raz pierwszy, odkąd zaczęli rozmawiać.

– Dziękuję. Chociaż obawiam się, że moja wnuczka ma inne zdanie na temat tego, że został pan jej sąsiadem.

Powieść Zbrodnia i rubin jest fikcją literacką. Odniesienia do prawdziwych osób, wydarzeń, miejsc, organizacji mają na celu jedynie stworzenie pozorów autentyczności. Pozostałe postacie, wydarzenia, dialogi są wytworem wyobraźni i skutkiem zamysłu literackiego autorki.

Originally published under the title Murder at the Dolphin Hotel

Copyright © 2019 Helena Dixon

All rights reserved

Published in Great Britain in 2019 by Bookouture, an imprint of Storyfire Ltd.

Copyright for this edition © Wydawnictwo WAM, 2025

Opieka redakcyjna: Agnieszka Ćwieląg-Pieculewicz

Redakcja: Agnieszka Zielińska

Korekta: Maria Armata, Sylwia Kajdana

Projekt okładki: Ania Jamróz

ISBN EPUB 978-83-277-4588-0

ISBN MOBI 978-83-277-4589-7

MANDO

ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200

www.mando.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: [email protected]

Opracowanie ebooka: Katarzyna Rek