Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To miał być łatwy skok. Ale upiorna gra dopiero się zaczyna...
Grupa doświadczonych włamywaczy otrzymuje nowe zlecenie. Tym razem wszystko ma pójść gładko – dom na odludziu, bez wścibskich sąsiadów, właściciele na wakacjach za granicą. Do tego stawka, która znacznie przewyższa oczekiwania.
Gdy Albert, Staszek, Witek i Romek docierają na miejsce, nie wiedzą jeszcze, na co się zgodzili. Skok przebiega bez problemu... aż do chwili, gdy w jednej z sypialni odkrywają śpiącą, nagą blondynkę – i nie jest to właścicielka domu.
Z każdą godziną sytuacja wymyka się spod kontroli. Rzeczy i ludzie znikają, do drzwi puka nieproszony gość, a to, co skrywa piwnica, zmienia noc w koszmar.
Dom, który miał być łatwym celem, okazuje się śmiertelną pułapką. Spirala przerażenia nakręca się z każdą chwilą, a gra, która się zaczyna, toczy się nie o łup… lecz o życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 288
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tomasz Tomaszewski
Włamanie
Wszystko w życiu ma swoją cenę,
a jeśli chcesz coś mieć, musisz być gotowy ją zapłacić.
Pablo Escobar
Nie możesz wybrać, żeby nie płacić ceny,
możesz tylko wybrać, jaką cenę zapłacisz.
Jordan B. Peterson
Czarny samochód osobowy zatrzymał się na przestronnym parkingu przed pubem. Trzydziestodziewięcioletni blondyn, siedzący za kierownicą, nie miał najmniejszego problemu ze znalezieniem wolnego miejsca. Odnowiony kilka lat temu budynek, zlokalizowany na przedmieściach Krakowa, pełnił niegdyś funkcję magazynu, zadbano więc o sporą powierzchnię placu przed nim, a obecnie pokaźna przestrzeń służyła jako parking dla przyjezdnych. W dodatku dochodziła dopiero dziewiętnasta, a nawet w piątkowe wczesne wieczory klub nie gościł jeszcze wielu klientów. Tłoczno robiło się trochę później.
Z bmw wysiadło czterech mężczyzn, ubranych dość podobnie. Każdy z nich miał na sobie kolorowy T-shirt i niebieskie dżinsy. Kierowca spojrzał wymownie na kolegów. Znali się od wielu lat, nie miał zatem potrzeby przypominać im celu ich wizyty ani tego, jak mają się zachowywać. Ufali mu i mieli ku temu solidne podstawy. Nigdy ich nie zawiódł, a zlecenia, które otrzymywał, były na tyle korzystne finansowo, że warto było się trzymać jego planów. Gdy więc kilka dni temu wspomniał, że skontaktował się z nim Aleksander w sprawie kolejnej akcji, postanowili bez zastanowienia ponownie połączyć siły. Zazwyczaj to on omawiał wszystko ze zleceniodawcą, ale tym razem Aleksander nalegał, by pojawili się na spotkaniu w komplecie. W Pubie u Jana miał na nich czekać mężczyzna zainteresowany ich usługami.
Aleksander był kluczową postacią w ich świecie — łącznikiem między nimi a klientami, którzy chcieli coś zdobyć, najczęściej w sposób daleki od legalności. Miał dar do wyszukiwania intratnych zleceń i negocjowania szczegółów tak, by każda ze stron była zadowolona. Był też człowiekiem potrafiącym zdobyć zaufanie tych, którzy go wynajmowali, i niejednokrotnie zapewniał ich grupie ochronę przed problemami z prawem.
Szef grupy poznał mężczyznę kilka lat temu podczas zamkniętego spotkania zorganizowanego przez lokalnego biznesmena, znanego z kontaktów z wpływowymi ludźmi. Wśród zaproszonych byli politycy, przedsiębiorcy i osoby z półświatka szukające sposobów na współpracę. Aleksander, wtedy około czterdziestki, wyróżniał się spośród obecnych swoją nienaganną prezencją: elegancko skrojonym garniturem, zadbaną sylwetką i pewnym siebie, ale nie przesadnie nachalnym sposobem bycia. Jego siwiejące skronie i spokojny, głęboki głos nadawały mu aurę człowieka doświadczonego i godnego zaufania. Z pozoru zwykły uczestnik, szybko zwrócił na siebie uwagę elokwencją i wiedzą o tym, jak załatwiać sprawy, które inni uznawali za niemożliwe. To on pomógł szefowi grupy znaleźć pierwszego poważnego klienta, co otworzyło im drogę do większych zleceń. Od tamtej pory współpracowali regularnie, a Aleksander stał się ich niezastąpionym pośrednikiem w świecie wielkich interesów i dużych pieniędzy.
Przechodząc przez parking, mężczyźni nie zwracali uwagi na otoczenie. Grupy małolatów palących papierosy i wciągających dragi nie były przedmiotem ich zainteresowania. Nie odwrócili wzroku również w stronę kilku skąpo ubranych dziwek, które proponowały im chwilę relaksu. Nie byli stałymi bywalcami tej imprezowni, nie wiedzieli więc, że lokal przyciąga zarówno studentów, jak i szemrane towarzystwo dawnej stolicy Polski. Piękna czerwcowa pogoda sprawiała, że ludzie chętnie przebywali na zewnątrz, zapewne czekając na moment, gdy w knajpie zacznie dziać się coś interesującego.
Wnętrze pubu przypominało amerykańską restaurację, może nawet zostało specjalnie urządzone na jankeską modłę. Drewniane stoły z ławami ciągnęły się przez cały lokal, a telewizory rozmieszczone w różnych miejscach transmitowały wydarzenia sportowe, przyciągając wzrok wielu gości. Eklektyczny wystrój, z pamiątkami sportowymi wiszącymi na ścianach, tworzył poczucie swobodnej, niemal kolekcjonerskiej atmosfery.
Bar obsługiwała atrakcyjna kobieta z niezliczoną ilością tatuaży na rękach, a półki za nią uginały się pod ciężarem różnorodnych butelek. W tle rozbrzmiewały rozmowy, a na stołach dało się zauważyć typowe przekąski Ameryki Północnej – skrzydełka, nachos, frytki – spożywane z entuzjazmem. W powietrzu unosiła się mieszanka zapachów – od grillowanych burgerów po chmiel z piwa. Atmosfera sprzyjała towarzyskości i rozluźnieniu. Kelnerzy w jednolitych strojach krzątali się po dużej sali. Za nią znajdowało się drugie pomieszczenie, gdzie odbywały się dyskoteki. Jednak ze względu na wczesną godzinę nikt jeszcze nie tańczył ani nie szukał towarzystwa. W głównej części pomieszczenia rozbrzmiewała rockowa muzyka, choć nie na tyle głośno, by uniemożliwiać konwersację. Pogrążeni w rozmowach, kosztujący drinki, śmiejący się i sprawiający wrażenie zrelaksowanych stanowili większość gości.
Lider grupy rozejrzał się po lokalu. Ten zwykle tętniący życiem w nocnych godzinach pub, mieszczący się w jednopiętrowym, murowanym gmachu, teraz nie przypominał swego pierwotnego przeznaczenia – magazynu garażowych bram. Widać było, że ktoś włożył wiele wysiłku, aby nadać temu miejscu wyjątkowy klimat. Niewątpliwie odpowiednia aranżacja wnętrza, profesjonalna obsługa oraz atrakcyjne ceny trunków sprawiały, że mimo wczesnej pory tego piątkowego wieczoru wiele miejsc zostało już zajętych. Mężczyzna szybko zauważył, że średnia wieku goszczących tutaj osób przekracza czterdzieści lat. Przypuszczał, że młodsze pokolenie dołączy do zabawy później, gdy rozpoczną się tańce. Jego wzrok padł na dalszą część sali, gdzie miał czekać na nich facet, dla którego się tutaj przywlekli. Niemal natychmiast go dostrzegł.
Człowiek siedzący przy ścianie, choć nie wyróżniał się w tłumie, był ubrany z większą starannością niż pozostali goście. Elegancka biała koszula z kołnierzykiem założona pod szarą marynarkę oraz siwe włosy wskazywały, że jest starszy niż trzydziestokilkulatkowie, którzy przybyli z nim na spotkanie. Miał sześćdziesiąt dwa lata. W dłoni trzymał duży kufel pełen piwa, z którego sączył małe łyki. Na ich widok uśmiechnął się serdecznie i postawił browar na blacie stołu.
Grupa podeszła do stolika i zasiadła. Albert, przywódca tria, usiadł naprzeciwko siwego zleceniodawcy, podobnie jak Staszek i Witek. Romek zajął miejsce obok eleganckiego dżentelmena.
– Cieszę się, że jesteście – powiedział z entuzjazmem mężczyzna, wyciągając dłoń na powitanie. – Punktualność to cenna cecha.
– Jesteśmy profesjonalistami – odparł Albert, a wszyscy przywitali się z nowo poznanym człowiekiem, który miał im dać zarobić.
Lider nie bawił się w żadne konwenanse i szybko przeszedł z rozmówcą na „ty”.
– Skoro rekomenduje cię Aleksander, od razu mówię, że tylko z jego powodu zdecydowałem się przybyć tutaj z moją ekipą. Zazwyczaj ustalam szczegóły zleceń osobiście, a następnie przekazuję je swojemu zespołowi. Czy mogę wiedzieć, dlaczego nalegałeś na obecność nas wszystkich?
Zleceniodawca przyglądał się uważnie Albertowi. Bujna blond czupryna i dłuższe włosy nadawały mu nieco artystyczny, buntowniczy wygląd. Rysy twarzy miał wyraźne – ostry nos, mocno zaznaczone kości policzkowe i pełne usta tworzyły obraz mężczyzny o silnym charakterze i determinacji. Niebieskie, przenikliwe oczy wydawały się badać każdy detal otoczenia. Na jego twarzy pojawił się pewny siebie, lekko ironiczny uśmiech, często mylący osoby próbujące go rozgryźć. W jego spojrzeniu siwy człowiek dostrzegł mieszankę charyzmy i tajemniczości.
– Powiedzmy, że chciałem zaoszczędzić ci niepotrzebnego mielenia języka. – Zleceniodawca wydawał się rozluźniony. Cały czas się uśmiechał. – Zależy mi również, aby upewnić się, że wszyscy tutaj obecni zaakceptujecie zlecenie.
Do stolika podszedł młody kelner o przyjaznym wyrazie twarzy. Czarne włosy miał starannie ułożone, a biała koszula i czarny fartuch kontrastowały z ciepłym wnętrzem pubu. W ręku trzymał notes i długopis, gotów do zapisania zamówień, a jego uważne spojrzenie sprawiało wrażenie człowieka, który całkowicie poświęcił się swoim gościom. Grzecznie spytał o preferencje dotyczące napojów.
– Piwo dla wszystkich, na mój rachunek – zadeklarował inicjator spotkania, zanim ktokolwiek zdążył wypowiedzieć swoje życzenie.
– Dla mnie woda, proszę. – Albert rzucił znaczące spojrzenie w stronę siwego mężczyzny. – Dziś prowadzę.
Ten skinął głową z uznaniem, a kelner pospiesznie oddalił się w kierunku baru.
– Profesjonalista w każdym calu – stwierdził.
– O jakim zadaniu mowa? – Albert chciał przejść do konkretów. Miał wieloletnie doświadczenie w tego rodzaju rozmowach, zamierzał więc unikać zbędnych dygresji, które zwykle nie prowadziły do celu.
– Najpierw chciałbym wysłuchać każdego z was. – Zleceniodawca nie miał zamiaru szybko przejść do sedna sprawy. – Chcę wiedzieć, w czym się specjalizujecie. Poznać wasze indywidualne skills.
– Serio? – zdziwił się Albert, unosząc brwi. – Rekomendacja od Aleksandra to za mało?
– Prezesa Narodowego Banku Polskiego rekomendował sam lider rządzącej partii, a mimo to mamy najwyższą inflację od dekad – ripostował zleceniodawca. – Nie interesują mnie pochlebstwa kogoś, kogo znam. Ważne jest dla mnie, co każdy z was ma do powiedzenia. To jakiś problem?
– Problemy są mi obce jak pingwinom wakacje na Saharze. – Albert również potrafił być błyskotliwy. – Ale nie przyszliśmy tutaj rozmawiać o stanie naszego państwa. Za dobrze płatną robotę chętnie opowiemy nawet o naszych pierwszych razach. Pasuje?
– Wasze trunki. – Mężczyzna zwrócił uwagę na kelnera, który niespodziewanie pojawił się przy stole, rozdając napoje, po czym z uśmiechem życzył smacznego i się oddalił.
– Powiedz coś o sobie – zachęcił zleceniodawca, zwracając się do Staszka.
– Specjalizuję się w systemach alarmowych. – Trzydziestotrzyletni brunet wyróżniał się wśród kolegów swoimi bujnymi włosami i żółtym T-shirtem. Intensywne, przenikliwe spojrzenie koncentrowało się na rozmówcy i zdradzało zdolność skupienia i analityczny umysł. Staszek sprawiał wrażenie osoby pewnej siebie i pełnej życia. Szerokie ramiona podkreślały fizyczną sprawność, a ciepły uśmiech potrafił intrygować. – Mogę wyłączyć niemal każdy system w krótkim czasie. Niektórzy uważają, że jestem w tym naprawdę dobry.
– A co mówią pozostali? – dopytał zleceniodawca, przypatrując się Staszkowi.
– Twierdzą, że nie znają lepszego ode mnie. – Fachowiec od alarmów uśmiechnął się dumnie. Zdawał sobie sprawę ze swoich nieprzeciętnych umiejętności.
– A ty? – zainteresował się siwy mężczyzna, zwracając się do Witka.
– Otwieram sejfy. – Szorstki głos trzydziestojednoletniego szatyna emanował pewnością siebie. Krótko przystrzyżone włosy nadawały mu schludny wygląd. Ciemne oczy błyszczały inteligencją i sprytem, niezbędnym w jego fachu. Postura Witka w połączeniu ze zdecydowanym głosem tworzyła wizerunek człowieka, który wie, co robi, i nie obawia się wyzwań. – Jeśli potrzebujesz dostępu do czegoś zamkniętego, dobrze trafiłeś.
– Dobrze to trafiła księgowa z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej z Pcimia – odparł wesoło siwy mężczyzna, popijając piwo. – Teraz została prezesem zarządu Energi. Trafiła jak w totka, ale nie miało to żadnego związku ze szczęściem ani rachunkiem prawdopodobieństwa, tylko z koleżeństwem prezesa Orlenu. Ja potrzebuję pewności i gwarancji, a nie szczęśliwego trafu czy koneksji. Zapytam zatem o prostą rzecz. Otworzysz każdy sejf?
– Do tej pory otworzyłem każdy, z jakim miałem do czynienia – zapewnił Witek. – Nie widzę powodu, dla którego coś może się zmienić.
– A co z tobą? – Zleceniodawca spojrzał na Romka.
– Jestem hakerem. – Łysy trzydziestopięciolatek miał najbardziej melodyjny, przyjemny dla ucha głos z całej ekipy. Był spokojnym człowiekiem. Niewątpliwie w cyfrowym świecie czuł się jak ryba w wodzie. W jego oczach siwy mężczyzna ujrzał ciekawość i pasję do hakowania. – Potrafię naprawdę wiele.
– Twój największy sukces?
– Kibicowałem znanej partii w ostatnich wyborach, aby zdobyli większość parlamentarną, i się udało – zażartował Romek, odnosząc się do pytania, po którym poczuł się jak uczeń wywołany do tablicy. Zirytowało go, więc postanowił odpowiedzieć w swoim stylu.
– Czemu akurat im? – dopytał facet, zupełnie niewzruszony sfrustrowanym hakerem. Ciekawiło go nawet, jaką odpowiedź usłyszy.
– Złodziej trzyma stronę innego złodzieja. To nasz kodeks honorowy – odparł Romek z przymrużeniem oka, sięgając po swoje piwo.
Siwy się zamyślił, po czym rzekł poważnym tonem:
– Mam nadzieję, że, inaczej niż dla polityków, honor ma dla waszej grupy znaczenie.
– Zapewniam cię, że kiedy atakowałem rosyjskie strony internetowe, robiłem to z honorowymi intencjami, wspierając Ukrainę – odpowiedział Romek. – Moim największym osiągnięciem było jednak włamanie do komputera dyrektora liceum, który uprzykrzał mi życie. Ujawniłem jego sekrety, co niestety odbiło się również na sekretarce, ale najważniejsze, że dyrektor szybko stracił pracę.
– A ty, szefie? – Mężczyzna w marynarce zwrócił się do Alberta.
– Serio? – zdziwił się lider zespołu. Wydawało mu się niepotrzebne, aby musiał się reklamować.
– Serio.
– Jestem koordynatorem mojej ekipy, szukam dla nas odpowiednich zleceń – odrzekł Albert, z lekką irytacją w głosie, jakby samo wyjaśnienie roli było dla niego krępujące. – A ty zapewne jesteś specjalistą od polityki. Widzę, że orientujesz się w tym temacie dość dobrze… – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
– Polityka to bagno – rzucił zleceniodawca. – Ale trzeba być w temacie, wiedzieć, kto jest większym chujem od innego skurwysyna, który kradnie pieniądze z naszych portfeli. Posłowie robią to samo, co wy, tylko że legalnie, i jeszcze się tym chwalą. Wy działacie incognito i za to was cenię.
– Widzę, że ciągle politykujesz – zauważył Albert.
– Może dlatego, że politycy znają wielu ludzi, podobnie jak ja – odparł mężczyzna.
– Więc powiedz, w czym jesteś dobry – zachęcił go lider grupy. – My już powiedzieliśmy o sobie kilka zdań.
– Znam ludzi, właściwych ludzi. – Siwy uśmiechnął się tajemniczo. – To sprawia, że mogę zlecić wam zadanie: łatwe, przyjemne i finansowo atrakcyjne.
Gdy rozbrzmiał koncertowy utwór You Can’t Stop Us Havasiego, przywódca włamywaczy poczuł zadowolenie. Uwielbiał ten kawałek, a pozytywne brzmienie, płynące od pianisty, gitarzysty i perkusisty, napawało go optymizmem. Czuł, że to dobry omen na przyszłość, wróżący kolejne zyski. Część klientów, słysząc początek utworu, entuzjastycznie zaczęła bić brawo, doceniając wybór muzyki.
– Jaka to będzie akcja? – Albert ponownie skierował rozmowę na konkrety, a siedzący naprzeciwko mężczyzna, zdając sobie sprawę, że nadszedł czas na ujawnienie szczegółów, sięgnął do marynarki i wyjął zdjęcie. Położył je na stole.
Włamywacze spojrzeli na kolorową fotografię, ściągając brwi w zdziwieniu.
– Mamy ukraść obraz? – zaciekawił się Staszek.
– Z muzeum czy może z jakiejś prywatnej kolekcji bogacza? – dodał Romek.
– Jaka jest jego wartość? – Albert skupił się na aspektach materialnych.
– Zapłacę wam więcej, niż jest wart, byle tylko znalazł się w moich rękach. – Siwy facet uśmiechnął się serdecznie, obserwując reakcję ekipy Alberta.
– Nie rozumiem – przyznał szef włamywaczy.
– Kilka lat temu rozwiodłem się z żoną. – Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas bólu. – Podzieliliśmy majątek, jej przypadł dom i wszystkie ruchomości z wyjątkiem obrazów, które otrzymaliśmy od mojej rodziny. Koniecznie jednak chciała zatrzymać jedno malowidło. Zgodziłem się. Nie potrzebowałem problemów i kłótni. Zdjęcie, na które patrzycie, przedstawia akwarelę, która jest prezentem, jaki otrzymałem od moich dziadków jeszcze przed ślubem. Obecnie obraz wisi w domu letniskowym jej kochasia. Chata, do której się włamiecie, znajduje się na totalnym zadupiu. Moja eks i jej nowy partner spędzają tam niektóre weekendy, czasami kilka dni w święta, a okazjonalnie nawet organizują imprezę dla znajomych.
– Skoro tak bardzo chcesz go odzyskać, musi być cenny – zauważył Albert.
– Niestety, jego wartość nie jest wielka – wyjaśnił poważnie zleceniodawca. – To dzieło Sotera Jaxy-Małachowskiego. Piękny pejzaż, ale wyceniany na nie więcej niż trzydzieści tysięcy złotych. Tyle mogłoby się za niego uzyskać na aukcji.
– Mamy włamać się do twojej żony dla takiej kwoty? – Witek był zszokowany. Już od kilku lat jako zgrany zespół pobierali wyższe stawki za swoje usługi, ciesząc się dobrą reputacją.
– Byłej żony – poprawił go zleceniodawca.
– Mam wrażenie, że stroisz sobie z nas żarty. – Albert nie krył irytacji. Zastanawiał się, jakim cudem Aleksander mógł zająć jego uwagę tak błahą sprawą, skoro nie zajmowali się drobiazgami.
– Nie, to nie jest żart – zapewnił ich mężczyzna, dla którego się tutaj spotkali. – Żartem nie jest też sto tysięcy złotych, które wam zapłacę za biżuterię ukrytą w sejfie. Dodatkowo, jeśli obraz trafi do mnie nienaruszony, otrzymacie jeszcze jego pełną wartość, czyli trzydzieści tysięcy.
W tym momencie do lokalu weszła grupa roześmianych młodych kobiet. Romek, siedzący na wprost wejścia, zauważył, że są już lekko wstawione, a ich skąpe stroje jasno sugerowały, że przyszły nie tylko po to, by tańczyć. Jedna z nich pomachała do mężczyzn na drugim końcu sali, którzy wydawali się na nie czekać. Dziewczyny skierowały się w ich stronę, a haker stracił nimi zainteresowanie.
– Wcześniej rozmawialiśmy o honorze – kontynuował siwy. – Ten obraz to moja rodzinna pamiątka. Chcę go odzyskać. Błyskotki są dodatkiem, który ma dopełnić gorycz kobiety, z którą nie chcę mieć już nic wspólnego. Możecie zabrać, co tylko wpadnie wam w oko. Kradzież obrazu i biżuterii ma jej dać do zrozumienia, że ja za tym stoję. W noc włamania będę za granicą, zapewnię sobie alibi, ale ona i tak będzie mnie podejrzewać o zorganizowanie tej akcji.
– Tak bardzo zależy ci, aby poczuła, że się zemściłeś? – zapytał Albert, pełen podziwu dla zleceniodawcy.
– Gdyby było inaczej, nie rozmawiałbym teraz z wami. – Mężczyzna spoważniał. Nie uśmiechnął się choćby kącikiem ust. – Sprawicie, że ją upokorzę.
– Spełnimy twoje życzenie. – Albert skinął głową na znak zgody. – Odzyskasz swoją akwarelę i biżuterię.
– To właśnie chciałem usłyszeć. – Zleceniodawca wyraził zadowolenie. – Moja była w przyszłym tygodniu wylatuje ze swoim partnerem do Azji, więc nikt nie będzie wam przeszkadzał.
– Czyli nikt nie zajmuje się tym domem, gdy jej nie ma? – Albert chciał się upewnić co do kilku kwestii. – Nie zostawia nikomu kluczy na czas swojej nieobecności?
– Nikogo tam nie będzie. – Siwy był pewny swoich słów. – Osoba odpowiedzialna za dom pojawia się tam raz w tygodniu, zawsze w środy rano…
– Skąd masz taką pewność? Rozstaliście się przecież kilka lat temu, więc twoja była…
– Tak jak mówiłem, znam pewnych ludzi. – Mężczyzna przerwał Albertowi. – Mam gwarancję, że dom będzie pusty. Pojedziecie w miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Chata położona jest przy lesie, oddalona od innych zabudowań. W okolicy są tylko domy do wynajęcia, ale znajdują się naprawdę daleko od miejsca, do którego się udacie.
– A na posesji są kamery? – spytał Romek.
– Na domu zainstalowane są cztery kamery – odpowiedział zleceniodawca. – Moja była żona może śledzić obraz online przez aplikację w telefonie. Rejestrator przechowuje nagrania przez dwa tygodnie. W okolicy nie ma zasięgu, ale pojawia się kilkaset metrów przed posesją. Liczę, że kamery i alarm wzywający firmę ochroniarską nie sprawią wam problemu. Wewnątrz chaty nie ma kamer. Sejf jest nowoczesny, elektroniczny, ale myślę, że szybko sobie z nim poradzisz… – Rzucił wymowne spojrzenie w stronę Witka. – Zadanie powinno być dla was łatwe.
– Skoro tyle oferujesz nam za biżuterię, musi być bardzo cenna. Dlaczego twoja była żona trzyma ją w opuszczonym domu? – Albert chciał rozwiać swoje wątpliwości.
– O tym właśnie chciałem wam powiedzieć. – Mężczyzna łyknął piwa. – Nie będę wchodził w szczegóły, ale moja była żona nabyła te klejnoty w niezupełnie legalny sposób. Straci obraz i biżuterię, ale nie zgłosi kradzieży, bo nie ujawni swoich tajemnic. Przed wami jedno z łatwiejszych zadań, nie musicie się obawiać konsekwencji. O włamaniu będziecie wiedzieć tylko wy, ja i moja była. Aleksandra nie liczę.
Czwórka mężczyzn uśmiechnęła się porozumiewawczo, a zleceniodawca poczuł pewność, że wybrani przez niego złodzieje skutecznie wykonają powierzone zadanie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Polecamy również:
Włamanie
ISBN: 978-83-8423-058-9
© Tomasz Tomaszewski i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Jędrzej Szulga
KOREKTA: Paulina Górska
OKŁADKA: Oliwia Błaszczyk
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
