W sercu zemsty #2 - Katarzyna Lewandowicz - ebook

W sercu zemsty #2 ebook

Lewandowicz Katarzyna

5,0

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Drugi tom porywającej mafijnej trylogii – jeszcze mroczniejszy, bardziej osobisty i niebezpieczny.

 

Spojrzenie, które prześladowało Laurę w koszmarach, naprawdę istnieje. Należy do Massima Carusa, wujka Alessandra, człowieka odpowiedzialnego za śmierć jej rodziców. I wygląda na to, że nie powiedział on jeszcze ostatniego słowa.

 

Czy to dlatego Laura zniknęła bez śladu? Trafiła w ręce bezwzględnego potwora i od tej chwili każdy dzień to walka o przetrwanie? A może wybrała odejście, by odzyskać kontrolę nad własnym życiem? Może zniknęła, by stać się inną kobietą – twardą, bezlitosną i zdolną do zemsty?

 

Każdy scenariusz jest możliwy, a czas nie działa na jej korzyść.

 

Alessandro zrobi wszystko, aby odnaleźć Laurę. Nie spocznie, dopóki nie upewni się, że jest bezpieczna. Nawet jeśli to, co kiedyś ich łączyło, zostało pogrzebane pod warstwą kłamstw, bólu i żalu.

 

Ślady prowadzą w różnych kierunkach, ale żaden nie daje pewności, czy Laura żyje… a jeśli tak – jaką cenę zapłaciła, by przetrwać.

 

To nie tylko opowieść o zranieniu i uczuciu, które nie chce zgasnąć – to także historia zemsty czekającej na swój moment.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 470

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Patryszka1811

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna nie można się oderwać 💙
10



Copyright © by Katarzyna LewandowiczCopyright © by Wydawnictwo WasPos, 2026 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Magdalena Czmochowska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcia na okładce: Adobe Firefly

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-901-2

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Epilog

Podziękowania

Dla tych, którzy nie mieli wyboru i musieli być silniDla tych, którzy wiedzą, że czasem najtrudniejszym krokiem jest ten naprzódNiech ta historia będzie dla Was przypomnieniem, że czasem trzeba się rozpaść, by zbudować siebie na nowo

Mam cel i zrobię wszystko, żeby go osiągnąć.Gdy go spełnię, będę mogła ruszyć ze swoim życiem dalej.Nic dziwnego, że Laura uciekła i nie chciała mnie znać.Moim wujkiem był morderca jej rodziców i dziadka.

Prolog

Minęły całe trzy dni od zniknięcia Laury, a ja dalej nie miałem o niej żadnych wieści. Zebrałem więc wszystkich swoich najlepszych ludzi i ruszyłem do Rutigliano, gdzie mieściła się posiadłość stryja. Dwa dni temu wywiązałem się z umowy i przepisałem na niego lokale w Bari, Lecce, Taranto i Brindisi. Wtedy jeszcze wierzyłem, że nie maczał palców w zniknięciu mojego anioła. Im dłużej jednak pozostawałem bez choćby szczątkowych informacji, tym bardziej go podejrzewałem.

Kobieta dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Moi ludzie nie namierzyli jej ani w mieszkaniu w Bari, ani w domu cioci w San Matteo. Nikt nic nie wiedział też w szkole, w której uczyła muzyki. W żadnym z tych miejsc nie pokazała się ani na sekundę.

Do kuzynki Laury pojechałem osobiście. Zrobiłem to zaraz po rozmowie telefonicznej, w której przekazała mi, że na miejscu, z którego miała odebrać dziewczynę, tej tam nie było. Zajrzałem w każdy kąt w jej mieszkaniu, choć wiedziałem, że to daremne. Francesca wyglądała na zdruzgotaną.

Kurwa, świat mi się wtedy zawalił. Byłem pewny, że uciekła do swojej rodziny, bo niby gdzie miałaby się udać, jak nie do niej? Miała we Włoszech tylko ciocię i kuzynkę. A teraz być może znajdowała się w wielkim niebezpieczeństwie.

Nie opuściła kraju – tego jednego byłem pewny. Nie zarejestrowało jej żadne lotnisko, nie kupiła biletu. Choć zabrała ze sobą dokumenty, nie miała przy sobie pieniędzy. Jej portfel był niemal pusty, gdy zwracałem kobiecie torebkę. Kopertę z biletem do Polski oraz z gotówką zostawiła. To akurat można było wyjaśnić w prosty sposób. Uniosła się dumą, poczuła się skrzywdzona. Ale w samochodzie zostawiła wszystko inne, w tym swoją ukochaną wiolonczelę. Musiało spotkać ją coś złego, inaczej by jej nie porzuciła. Pragnąłem dowiedzieć się, co się stało z Laurą. Gdzie teraz była? Czy była cała?

Byłem gotów zajrzeć do każdego pieprzonego domu w całej Apulii. Do każdego jego zakamarka.

Wiedziałem, gdzie powinienem rozpocząć poszukiwania.

Zanim jednak wyruszyłem na konfrontację z Massimem, potrzebowałem dowodów. Nie znalazłem ich. Mężczyzna i jego synowie nie ruszali się z miejsca. Nie wybrali się nawet do przejętych restauracji. Przeczucie mówiło mi, że tylko wujek mógł maczać palce w zniknięciu Laury. Chciał ją dopaść. Chciał zemsty. Pragnął jej dopełnienia. Przed laty mu się nie udało. Musiał za wszelką cenę naprawić ten błąd. Znałem go, więc wiedziałem, że prędzej czy później wyciągnie swoje łapska po mojego anioła, choćby potem musiał ukrywać się przede mną do końca życia. Widziałem jego lodowate spojrzenie, gdy zobaczył Laurę u nas na tarasie, a w nim jasny przekaz – dopadnie ją tak czy siak.

Wyskoczyłem z wozu tuż po przekroczeniu bramy wjazdowej i zacząłem się wydzierać jak opętany. Byłem na skraju wytrzymałości. Od kilku dni w ogóle nie spałem, nie licząc tych krótkich drzemek w fotelu w gabinecie, które zawładnęły moim ciałem wbrew mojej woli.

– Gdzie ona jest!? Gdzie jest Laura!?

Wujek Massimo niemal natychmiast pojawił się na zewnątrz zaalarmowany zamieszaniem przed jego willą. Luźno zawiązany satynowy szlafrok w odcieniu ciemnego granatu i kapcie wyraźnie sugerowały, że nie spodziewał się gości.

– Co tutaj się dzieje? – zapytał z oburzeniem, a następnie zaciągnął się cygarem, które trzymał w ręce.

– Wiem, że ona tutaj jest!

– Kto? – Udawał, że nie miał pojęcia, o kogo mi chodziło.

– Dobrze wiesz, o kim mówię! – zagrzmiałem donośnie, głosem ociekającym pogardą.

Widok wujka, który zgrywał niewiniątko, spotęgował moje wkurwienie.

– Drogi bratanku, uspokój się. Po co te nerwy? Porozmawiajmy.

Wujek był oazą spokoju. Ruszyłem więc w jego stronę, pokazać mu, żeby ze mną nie igrał.

– Nie chcę rozmawiać! Chcę wiedzieć, gdzie jest Laura! Masz mi to powiedzieć w tej chwili!

– Z tego, co mówiłeś, odesłałeś ją. Czyżby jednak zabaweczka ci się zgubiła?

– Ona nie jest… Gadaj, gdzie ją przetrzymujesz!

Z trudem panowałem nad rękoma, które rwały się do gardła mężczyzny.

– Nie mam nic wspólnego z jej zniknięciem. Trzymam się z daleka od kłopotów tak, jak ci obiecałem.

Obaj wiedzieliśmy, że to ściema. Miał zamiar dobrać się do mojej dziewczyny przy pierwszej nadarzającej się sposobności. Taką miał właśnie teraz. Niewinna, bezbronna, sama podała mu się na tacy. Gdybym tylko miał możliwość dać jej nauczkę, nie wahałbym się. Zasłużyła na solidne lanie. Zdążyła już poznać mój świat i wiedziała, że z każdej strony czyha niebezpieczeństwo.

Zniknięcie Laury pokrzyżowało moje plany. Zamierzałem pierwszy dobrać się do tyłka Massima i pozbyć się go na dobre, żeby już nie zagrażał mojemu aniołowi. Chciałem tylko trochę odczekać, uśpić jego czujność. Teraz nie miałem wyjścia.

– Nie wierzę ci – powiedziałem i wyciągnąłem broń zza paska spodni. – Idziemy!

Massimo uniósł ręce w teatralnym geście. Nic sobie nie robił z tego, że celuję prosto w jego serce. Dałem znać moim ludziom, żeby szli za mną. Byli już w gotowości. Trzymali broń podobnie jak Tito, który cały czas stał obok. Nie podobało mu się to, co robię, ale w zasadzie nie miał nic do gadania. Nie spocznę, dopóki nie dowiem się, gdzie przebywa Laura i czy jest bezpieczna.

Weszliśmy do domu i skierowaliśmy się w prawo, w stronę piwnic. Wiedziałem, że właśnie tam znajduje się prawdziwe królestwo wujka. W salonie na kanapie dostrzegłem kuzyna, z którym ostatnio miałem na pieńku. Dochodził do siebie, choć purpura pewnie jeszcze długo utrzyma się na jego pięknej buźce. Chciałem uśmiechnąć się pod nosem, bo wujek spełnił mój warunek, ale w tych okolicznościach nie było mi ani trochę do śmiechu. Nie, gdy drżałem o Laurę i obawiałem się tego, co mogło ją spotkać.

– Siedź tam, gdzie siedzisz! – rozkazałem, posyłając Olivierowi wrogie spojrzenie.

Podniósł ręce z ociąganiem, a wtedy jego twarz przeszył grymas bólu. Musiał dostać niezły łomot. W salonie zostało część ludzi, a część rozeszła się po rezydencji, żeby przypilnować, by nikt nie zrobił czegoś głupiego.

– Nie wiem, po co ta cała szopka. Wiesz, bratanku, że nie jestem twoim wrogiem.

– Zamknij się! – uciszyłem go, wiedząc, do czego dążył. Grał na zwłokę.

Zeszliśmy do piwnicy, która ciągnęła się przez całą długość posiadłości. Kazałem Massimowi pójść przodem i otwierać drzwi do każdego pomieszczenia. Za mną szedł Tito, a za nim Dario. W powietrzu unosił się nieprzyjemny odór, który rozpoznałbym wszędzie. Podobny unosił się w mojej winiarni. Mieszanka krwi, fekaliów i strachu. Tutaj odór był jednak jakby ostrzejszy, ukazując bezlitosne okrucieństwo bestii, którą był mój krewny.

Pierwsze trzy pomieszczenia świeciły pustkami. Nie było w nich ani żadnych więźniów, ani śladów po ich obecności. W przeciwieństwie do czwartej celi, gdzie leżał zabrudzony materac, a tuż przy nim zwisające ze ściany łańcuchy. W piątej na środku stało krzesło, a pod ścianą znajdował się stół z narzędziami. Podobnie jak w mojej mordowni.

– Widzisz, nikogo tutaj nie ma. – Wuj rozłożył ręce.

– Idź dalej! Gdy tutaj skończymy, pojedziemy do Giglio. Jeżeli trzeba będzie, to pojedziemy do wszystkich lokali. I przetrząśniemy też każdy magazyn w Area Produttiva.

Wujek z ociąganiem zatrzymał się przy szóstych drzwiach, które były przy samym końcu. Jego drobne gesty go zdradzały – coś było nie tak. Za tymi drzwiami było coś, co chciał przed nami ukryć. Przycisnąłem spluwę do jego pleców, zmuszając, żeby sięgnął po klucz wiszący na ścianie na dużym metalowym kółku. Ociągał się nadal. Spojrzałem więc porozumiewawczo na Tita, a ten od razu mnie zastąpił. Wtedy wyrwałem klucz z ręki wujka.

Kiedy otworzyłem drzwi na oścież, od razu uderzył mnie smród. Jeszcze nigdy mieszanka krwi oraz moczu nie przyczyniła się do tego, że szczypały mnie oczy. Mimo tego bez namysłu wbiegłem do środka. Pod przeciwległą ścianą plecami do nas leżała na cienkim materacu skulona postać. W piwnicy panował mrok oświetlany jedynie światłem z korytarza, ale nie miałem wątpliwości, że to kobieta.

Wziąłem w ramiona zmarznięte ciało, ubrane jedynie w top i majtki. Kobieta na szczęście oddychała, choć płytko. Ledwo żyła.

Cała była w skrzepniętej krwi. Co ten bydlak jej zrobił?

Boże, spraw, żeby to nie była moja Laura!

Drżącymi rękami zacząłem odgarniać brązowe włosy z jej twarzy.

– Tito! Kurwa! Zapal jakieś światło! – zawołałem przerażony tym, co zaraz zobaczę.

Drobna kobieta została tak bardzo zmasakrowana, że w mroku trudno było rozpoznać jej rysy twarzy. Była spuchnięta, sina. Pod nosem zauważyłem dwie wyraźne strużki krwi, które mieszały się z krwią z innych ran.

Gdy w pomieszczeniu zrobiło się w końcu jasno, spojrzałem na kobietę trzymaną w ramionach i zawyłem rozpaczliwie.

Rozdział 1

Do swojej posiadłości wróciłem pokonany. Ten bydlak odebrał mi mojego anioła i już nic nigdy nie będzie takie samo. Dopiero teraz odczuwałem, co tak naprawdę straciłem. Laura była moim wszystkim, byłem kretynem, odsyłając ją. Była najlepszym, co mnie w życiu spotkało, a ja tak łatwo z niej zrezygnowałem. Dlaczego? Dlatego, że byłem bossem? Szefem pieprzonej mafii? Dlatego, że ona tutaj nie pasowała?! Dlatego, że była zbyt wrażliwa, zbyt słaba na to całe okrucieństwo, które mnie otaczało? Jako głowa rodziny to ja decydowałem i mogłem wszystko, a wybrałem źle.

Kurewsko źle.

Przyjechałem do domu pozbyć się ubrań naznaczonych krwią. Zbyt mocno przypominały mi o porażce. Musiałem się przebrać, choć w zasadzie było mi już wszystko jedno. Nie odczuwałem nic. Tylko pustkę. Ziejącą pustkę.

Moi ludzie czekali w gotowości na kolejne rozkazy. Mogłem zostawić wszystko w ich rękach, w rękach Tita. Ale nie, tę jedną rzecz musiałem załatwić sam. I załatwię. Choć nie wiadomo do jak złych czynów będę musiał się posunąć. Ten bydlak nie miał już prawa stąpać po tej ziemi.

Zakląłem pod nosem, kiedy do mojej sypialni zapukała Serena. Jeszcze zanim pozwoliłem jej wejść, poinformowała mnie, że przy bramie czeka kobieta, która żąda spotkania ze mną.

– Nie ma mnie dla nikogo! – warknąłem, czując przypływ irytacji, iż w takim momencie ktoś ma czelność mi przeszkadzać.

Chciałem być sam. Znajdowałem się na granicy wybuchu, który wcale nie był spowodowany złością. Mężczyźni też płaczą, prawda? Nawet ci najtwardsi.

– Ale ta kobieta powiedziała, że nie odjedzie, póki z nią nie porozmawiasz.

– Nie słyszałaś, co powiedziałem?!

Serena pokornie wycofała się na korytarz, a ja wskoczyłem pod prysznic. Spędziłem pod nim dosłownie dwie minuty, a następnie włożyłem swój standardowy zestaw ubrań, czyli czarne spodnie i koszulę.

Gdy byłem gotowy do wyjścia, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Opadłem na skraj łóżka i schowałem twarz w dłoniach. Wziąłem kilka głębszych oddechów. To nie był dobry czas, żeby się rozsypać.

Po raz kolejny rozległo się pukanie do drzwi.

– Co znowu?! – zawołałem, zrywając się na równe nogi.

– Ta kobieta kazała ci przekazać, że nazywa się Elena Bianchi – odezwała się wystraszonym głosem Serena.

Miała spuszczoną głowę i nawet nie weszła do środka w obawie, że znowu na nią naskoczę.

Kurwa! Ciocia Laury. Tylko jej mi tu teraz brakowało.

– Spław ją. Nie mam teraz czasu.

– Dobrze – zaczęła. – Ale…

Uniosła głowę i spojrzała na mnie. Po sekundzie wzięła wdech i dodała tak szybko, że ledwo ją rozumiałem.

– Ta kobieta wygląda na zdeterminowaną i mówi, że poczeka tyle, ile będzie konieczne.

Szlag! Nie uda mi się opuścić posiadłości niezauważonym.

– Niech strażnicy ją wpuszczą. Przyprowadź ją do mojego gabinetu.

Serena się skłoniła i oddaliła pospiesznie.

Czego ona mogła chcieć? Jeżeli informacji o Laurze, to nie byłem w stanie przekazać jej tych złych.

Udałem się prosto do gabinetu na spotkanie z kobietą, która była bardzo ważna dla mojej Laury. W czasie gdy jej siostrzenica zniknęła, załatwiała interesy na drugim końcu kraju. Przyjechała do swojej córki praktycznie od razu. Teraz będzie żądać wieści o Laurze. Kobiety takie jak Elena, czyli kobiety sukcesu, nie odpuszczają tak łatwo.

– Witaj, Eleno – przywitałem się z drobną kobietą o krótkiej platynowej fryzurze, kiedy pojawiła się w progu.

– Don Alessandro – odpowiedziała, kierując się w stronę fotela stojącego naprzeciwko mojego biurka.

Postanowiłem od razu przejść do rzeczy. Teraz liczył się czas.

– Jeszcze nie wiem, gdzie jest Laura – oznajmiłem bez emocji. – Cały czas jej szukam. Ale to tylko kwestia czasu, aż ją znajdę.

W tym przypadku nie minąłem się z prawdą. Laury nie było w domu wujka. Ani w klubie. Moi ludzie przetrząsali właśnie magazyny w Area Produttiva, które należały do naszych rodzin od dawien dawna. Niestety, znaleziona w piwnicy kobieta nie była moją ukochaną Larą. Była do niej bardzo podobna. Też brunetka. Też drobnej postury. Ale to nie była ona. Najwidoczniej wujek miał swój ulubiony typ urody.

Widok zmasakrowanej dziewczyny złamał mi serce. Dosłownie. Była pocięta na twarzy, ledwo żywa, ale to nie był mój anioł. Nie poczułem jednak ulgi z tego powodu. Uczucie rozczarowania i bezsilności było silniejsze ode mnie. W dalszym ciągu nie wiedziałem, gdzie znajduje się Laura, i czułem, że jeżeli niedługo czegoś się nie dowiem, to stracę zmysły.

Zerwałem się wtedy na równe nogi i doskoczyłem do wujka. Złapałem go za szlafrok i wymierzyłem mu cios w szczękę. Z satysfakcją patrzyłem, jak jego parszywa morda odskakuje w bok. Zażądałem, żeby powiedział mi, gdzie wywiózł Laurę, ale ten milczał. Miałem ochotę go rozszarpać, niczym rozszalałe, wściekłe zwierzę, ale nie mogłem tego zrobić. Był mi jeszcze potrzebny. Wiedziałem, że gdzieś ją przetrzymuje, i musiałem się dowiedzieć gdzie. Powoli kończyła mi się cierpliwość. Dlatego musiałem działać. Musiałem zrobić wszystko, żeby wyciągnąć z niego informacje.

– Nie przyjechałam tutaj, żeby zadręczać cię pytaniami. – Usłyszałem, a w głosie kobiety nie pobrzmiewała rozpacz, jak się spodziewałem.

– W takim razie słucham. Po co przyjechałaś, Eleno? Tylko, proszę, streszczaj się. Nie mogę pozwolić sobie na marnowanie cennego czasu.

– Właśnie dlatego tutaj jestem. Bo nie chcę go marnować. Możesz odwołać poszukiwania Laury – powiedziała tak, jakbyśmy rozmawiali o zwykłej drobnostce. Zaskakiwało mnie opanowanie tej kobiety.

– Jak to?!

– Laura jest bezpieczna.

Zaszumiało mi w uszach.

Moje serce zabiło szybciej, choć jeszcze nie rozumiało sensu tego jednego krótkiego zdania.

– Głuchy jesteś? Jest bezpieczna. Laura jest bezpieczna. Nic jej nie jest. – Ostatnie zdanie wypowiedziała wolniej, akcentując każdy wyraz.

Przetarłem twarz dłońmi, czując niesamowitą ulgę. Odchyliłem się, czując, jak schodzi ze mnie całe napięcie. Laura była bezpieczna. Mój anioł był bezpieczny. Nie wpadła w ręce tego psychola Massima.

Bezpieczna. Od dzisiaj to moje ulubione słowo.

Z wrażenia myślałem, że się rozpłynę.

– W tej chwili chcę wszystko wiedzieć – powiedziałem, gdy minął pierwszy szok. – Gdzie ona jest? Co się z nią dzieje? Dlaczego dopiero teraz dowiaduję się, że nic jej nie jest!?

– Prosiła mnie o to.

Kobieta jakby nie podzielała moich emocji. W innych okolicznościach podziwiałbym to, że jest taka opanowana i stanowcza.

– Prosiła cię o to!?

Nie dowierzałem.

Już prędzej uwierzyłbym w to, że ciotka zabroniła jej się do mnie zbliżać, niż że zrobiła to z własnej woli.

– Tak. Nie chce cię znać. Przyjechałam ci to przekazać.

– Gdzie ona jest!? – zapytałem, uderzając pięścią w blat. – Chcę z nią porozmawiać! Natychmiast. Nie wciskaj mi tu kitu.

– Nie powiem, gdzie ona jest. Prosiła mnie, żebym nic ci nie mówiła. Szanuję jej decyzję, więc i ty ją uszanuj.

– Nie wyjdziesz stąd, dopóki wszystkiego mi nie powiesz!

– Nie pisnę ani słowa. Nie boję się ciebie, Don Alessandro – odpowiedziała bez cienia zawahania. Ton jej głosu przybrał na ostrości. Była twardą kobietą, pewną siebie. Taką, z którą chętnie robi się interesy. – Choćbyś mnie torturował, choćbyś mi odciął rękę. Tak, zgadza się. Laura o wszystkim mi opowiedziała. Nie powiem ci, gdzie ona jest, choćbym miała zginąć. To w zasadzie nie jest dla mnie nowością. Dziadek Laury też był torturowany, a gdy do nas wrócił, nie było już dla niego ratunku. Laura już wie, że do jego śmierci przyczyniła się twoja rodzina. Przez długie lata ukrywałam przed nią prawdę odnośnie do Massima. Teraz już ją zna. Wie o wszystkim.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – powiedziałem zgodnie z prawdą. Wyglądało na to, że znam jedynie ułamek całej historii. Ten o wypadku.

– Zapytaj wujka.

– Czy to ma coś wspólnego z wypadkiem?

– Twoja rodzina odebrała mi już zbyt wiele. Ale na tym koniec. On nie dorwie Laury. Już ja tego dopilnuję. Jej mi nie odbierzecie – dodała, wstając.

– Powiedz mi, gdzie ona jest, Eleno. Zadbam, żeby nic jej nie groziło.

– Nie ufam ci, więc nie zawierzę jej życia tobie i twojej rodzinie – zaczęła, stukając palcem o blat biurka. – Mogę ci jedynie powiedzieć, że Laura ma się dobrze i pewnie właśnie kończy swoją podróż samolotem. Nawet jeżeli uda ci się namierzyć, dokąd poleciała, to nie dowiesz się, jaki będzie jej ostateczny cel podróży. Nigdy jej nie znajdziesz. To był jej wybór. Jej prośba.

Miałem ochotę prychnąć. Laura by tego nie zrobiła. Czuła coś do mnie… Poza tym była grzeczna i przyzwoita. Nie odeszłaby bez słowa.

Czy aby na pewno? Może nie znałem jej z tej strony? Miała prawo się odegrać. Sam zostawiłem ją bez słowa pożegnania.

– Chciałbym, żeby powiedziała mi to w twarz. Muszę na własne oczy zobaczyć, że nic jej nie jest, więc…

– Wszystko z nią dobrze! Ona jest silniejsza, niż wszyscy zakładają. Już raz sobie poradziła, więc poradzi sobie i tym razem. Jest silna tak samo, jak silna była jej matka, która uciekła od tego tyrana, jakim był i jest twój wujek. Laura nie chce cię znać, więc uszanuj jej decyzję. Nie chciała nawet, żebym tutaj przyjeżdżała, ale ją przekonałam. Miałeś prawo wiedzieć, mimo że na to nie zasługujesz!

W duchu przyznałem kobiecie rację.

– Więc zostaw ją w spokoju! – dodała równie ostro, co poprzednie zdanie.

– Będę trzymać się od niej z daleka – odpowiedziałem zrezygnowany. I rozczarowany.

Naprawdę nie chciała mnie znać? Zaczynało to do mnie docierać. Przecież zachowałem się jak kretyn, jak cham i kutas.

– Obiecaj mi to!

– Nie mogę ci tego obiecać.

Jakaś część mnie się buntowała.

– Jesteś jej to winny. Potraktowałeś ją gorzej niż…

– Zważaj na słowa! Laura była i jest dla mnie cholernie ważna. Zależy mi na jej szczęściu, więc dam jej spokój, o który prosi. Nie mogę jednak obiecać, że w razie zagrożenia będę trzymać się od niej z daleka.

– Obym tylko nie żałowała, że tutaj przyjechałam – powiedziała, wygładzając jasną garsonkę, i skierowała się w stronę drzwi.

– Chciałbym, żebyś coś jej przekazała.

Odwróciła się w moją stronę i zmierzyła mnie wzrokiem.

– Przeproś ją ode mnie – dodałem, nim zdążyła zaprotestować.

Szukała czegoś na mojej twarzy, ale chyba nie znalazła nic ciekawego, bo tylko cmoknęła i powiedziała:

– Mówiłam poważnie o zostawieniu jej w spokoju. Twoje przeprosiny na nic jej się zdadzą. Ostatni raz proszę, nie próbuj się z nią kontaktować.

Po moim trupie! Nie zostawię jej w spokoju. A przynajmniej dopóki nie dowiem się, gdzie jest i czy faktycznie jest bezpieczna. Na własnej skórze musiałem się o tym przekonać. Nie ufałem swojemu stryjowi.

Chciałem też prosto w twarz usłyszeć, że mam dać jej spokój. Na razie miałem zamiar uszanować jej prośbę, ale mogłem zmienić zdanie po tym, jak już ją znajdę, jak ją ujrzę. Może wcale nie miała się dobrze. Może miała złamane serce tak samo, jak ja.

Potraktowałem ją okropnie, odsyłając ją tak, jakby nic dla mnie nie znaczyła. Wtedy wierzyłem, że postępuję dobrze. Myliłem się. To jednak było najlepsze wyjście. Najlepsze w tamtej chwili. Laura musiała zniknąć przed pojawieniem się w posiadłości Silvii i najlepiej było uciąć naszą znajomość drastycznie. Nie mówię, że nie miałem ochoty wyjść, żeby się z nią pożegnać. Obserwowałem ją z korytarza prowadzącego do kuchni. Był z niego idealny widok na podjazd. Laura była zdezorientowana, gdy wychodziła na zewnątrz w towarzystwie mamy i ochroniarza. Widziałem smutek w jej pustych oczach.

Z relacji Jeremiego wiedziałem, że strasznie przeżyła opuszczenie posiadłości w tak nagłych okolicznościach. Mężczyzna dostał swoją nauczkę za spuszczenie jej z oka, a potem przekazał mi, że po drodze płakała i była bardzo przygnębiona. Nie przyjęła moich pieniędzy, ale wcale się nie dziwiłem. Przez to też mogła poczuć się dotknięta, choć nie miałem złych zamiarów. Z perspektywy czasu żałowałem, że to zrobiłem. Mogłem o nią zadbać zupełnie inaczej. Chciałem zapewnić jej wszystko, co najlepsze. Nie udało się. A na dodatek teraz była na mnie wściekła.

Kurwa! Zawaliłem!

Jakaś część mnie nie wierzyła w to, że Laura nie chce mnie znać. Zagnieździłem się w jej umyśle tak samo mocno jak ona w moim. Reagowała na każdy mój dotyk. Lgnęła do mnie, mimo że poznała moją drugą, okrutną twarz. Żałowałem, że tak potoczyły się sprawy. Cholernie tego żałowałem.

I tęskniłem za nią. Tak bardzo.

Rozdział 2

Po wyjściu Eleny potrzebowałem przetrawić naszą rozmowę, zostałem więc na trochę w gabinecie i zakazałem sobie przeszkadzać. Pierwszy raz w życiu targały mną tak sprzeczne odczucia. Przede wszystkim odczuwałem ulgę. Mieszała się ona jednak ze złością. Na siebie, na Laurę. No bo jak mogła tak po prostu zniknąć? Uciec mi? Przeciwstawić mi się?!

Moje rozterki przerwał telefon od Tita. Został w Rutigliano i pilnował wujka oraz jego rodziny. Niecierpliwił się moim spóźnieniem. Miało mnie nie być nie dłużej niż godzinę. Po powrocie zamierzałem wziąć wujka w obroty. Nim pojawiła się Elena, wymyślałem coraz to gorsze tortury, które na nim zastosuję. Teraz w dalszym ciągu chciałem zrobić mu krzywdę, ale już nie miałem powodu. Mogłem jedynie zemścić się za tę biedną dziewczynę, którą znaleźliśmy w jego piwnicy.

Niedługo po telefonie od przyjaciela wszedłem do domu Massima jak do siebie. Wszyscy posłusznie siedzieli w salonie. Wujek, moi trzej kuzynowie, jeden z nich w opłakanym stanie, i była nawet Beatrice, żona wujka. Wróciła z zakupów, sądząc po torbach, które leżały obok sofy. Na jej widok się skrzywiłem. Dobre lata miała już dawno za sobą. Kiedyś była piękną kobietą, teraz w ogóle siebie nie przypominała. Jej twarz zdeformowała się pod wpływem licznych zabiegów upiększających. Obecnie wyglądała jak napompowany balon.

– Alessandro, możesz mi wytłumaczyć, co tutaj się dzieje? – zapytała, gdy nasze spojrzenia się spotkały. – Co on znowu nawywijał?

Beatrice była żoną Massima jedynie z nazwy. Nie mieszała się w jego sprawy, pewnie nawet nie miała pojęcia, za kogo tak naprawdę wyszła. Żądała wyjaśnień tylko dlatego, że kłopoty męża zakłócały porządek jej dnia, który opierał się na szastaniu pieniędzmi. Zakupy, zabiegi, spotkania z pustymi przyjaciółkami – tak właśnie wyglądało jej życie.

– Nastąpiła drobna pomyłka. Już się zwijamy, ciociu – odpowiedziałem jak gdyby nigdy nic, a potem gwizdnąłem do swoich ludzi, dając im znać, że nic tu po nas.

Tito spojrzał na mnie, marszcząc czoło, posłałem mu więc twarde spojrzenie, z którym się nie dyskutuje. Posłusznie wyszedł za mną na zewnątrz, ale tam nie mógł się już powstrzymać od zadania pytania.

– Możesz mi, kurwa, powiedzieć, co robisz? Nie jedziemy do Giglio Nera?

– Nie. Nie ma już takiej potrzeby. Potem ci wszystko wyjaśnię – odparłem ściszonym głosem.

Wtedy do naszych uszu dobiegł głos wujka, który wyszedł za nami na plac przed willą.

– Znalazłeś tę swoją małą Poleczkę? Mówiłem, że jej nie porwałem – powiedział to takim tonem, jakby ubolewał z tego powodu.

– I oby tak zostało. Przypominam, żebyś trzymał się od niej z daleka – rzuciłem, odwracając się w jego stronę.

Stał w progu swojego domu z kolejnym cygarem w ręce. Pewnie jego ludzie zdążyli mu je podać. Uśmiechał się przebiegle. Wiedziałem, że nie odpuści. Nie on.

Mogłem mieć tylko nadzieję, że Laurze jednak uda się dobrze ukryć.

Gdy wsiadaliśmy do samochodu, przyjaciel zasypał mnie gradem pytań.

Opowiedziałem mu pokrótce o rozmowie z niespodziewanym gościem.

– Będę musiał na trochę wyjechać – dodałem na koniec.

Jadąc do Rutigliano, zdecydowałem o wyjeździe do Polski. Tam najprędzej wybrała się Laura. Tam ją znajdę. Jeżeli trzeba będzie, poruszę niebo i ziemię. Znalezienie jej w obcym mi kraju nie powinno stanowić problemu. Nie z moimi możliwościami i zapleczem finansowym.

– Co ty kombinujesz, stary?! Dziewczyna jest bezpieczna. Odpuść – rzucił rozjuszony moją decyzją.

– Nie mogę! – krzyknąłem, zaciskając mocniej dłoń na kierownicy.

– Możesz, a nawet musisz! Masz teraz inne sprawy na głowie.

W tym jednym musiałem się z nim zgodzić. To nie był dobry czas na wyjazd. Dominic dziwnie się ostatnio zachowywał. Wzbudzał moje podejrzenia głównie częstymi zniknięciami. W najbliższym czasie planowaliśmy także przerzut broni, nad którym powinienem czuwać. Ta transakcja miała być pierwszą tak dużą od dwóch lat. No i przede wszystkim trwały przygotowania do zaręczyn i ślubu mojego młodszego brata z Agnese Feretti.

Pablo z godnością przyjął moją niespodziewaną decyzję. Mówiąc o godności, miałem na myśli zero protestów. Nijak miało się to do tego, że Pablo obecnie mnie unikał i do tej pory nie odezwał się ani słowem. Próbowałem kilka razy rozpocząć rozmowę, ale obracał się na pięcie i znikał. Dobrze, że chociaż wykonywał swoje obowiązki. Miałem nadzieję, że zmądrzeje podczas jutrzejszej kolacji w mojej restauracji i że będzie umiał należycie się zachować. Nie potrzebowałem teraz żadnych dodatkowych dramatów.

Alan Feretti również nie odzywał się do mnie od dnia, w którym zmieniłem warunki umowy sojuszu między naszymi rodzinami. Po śmierci ojca miałem poślubić jego starszą córkę, Silvię, w celu finalizacji umowy zawartej przed laty, lecz ta postanowiła trochę namącić i zaczęła zadawać się z moim kuzynem. Zaszła z nim w ciążę, a wtedy Oliviero postanowił nie dopuścić do ślubu i nasłał na mnie swoich ludzi. Mieli mnie zabić, ale im się to nie udało.

Szczerze wątpiłem, żeby powodem jego ataku była Silvia. Ona była tylko środkiem do celu. Ale jakiego – tego jeszcze nie wiedziałem i w zasadzie już mnie to nie interesowało. Ważne, że jego ojciec o wszystkim się dowiedział i będzie miał go teraz na oku. Młody dostał nauczkę, którą zapamięta na długo. Aż przykro było patrzeć na jego purpurową gębę i rękę w ortezie.

Po powrocie do Monopoli udałem się do Caverny, mojej restauracji, w której nie byłem od kilku dni. Najpierw zawiadomiłem pracowników o jutrzejszych planach związanych z uroczystą kolacją, a potem zamknąłem się w biurze na tyłach lokalu i zadzwoniłem do Alana, żeby zaprosić go na kolację. Przyjął zaproszenie, nie sprzeciwiając się nagłemu terminowi. Przez chwilę miałem ochotę zapytać, jak Agnese zareagowała na wieść o ślubie, ale darowałem sobie. Nie miałem teraz czasu na pogawędki. Poza tym Alan musiał wiedzieć, że nasza relacja została nadszarpnięta. Wiedział o ciąży córki, a mimo to nie pisnął słowa. Powinien się cieszyć, że całkowicie nie zerwałem sojuszu.

Rozsiadłem się w fotelu i pogrążyłem w pracy. Czekało na mnie kilka pilnych spraw związanych z restauracją, które musiałem załatwić przed wylotem do Polski. Planowałem wyruszyć w drogę nazajutrz, zaraz po zaręczynach. Laura gdzieś tam była i zrobię wszystko, żeby szybko ją odnaleźć. Gdy ją zobaczę, będę wiedział, jak postąpić. Albo do niej podejdę, albo zostawię ją w spokoju, tak jak mnie o to prosiła.

Rozdział 3

– Nie możesz spać?

Podniosłem głowę i spojrzałem na mamę, która szła w moją stronę, owinięta długim swetrem. Był późny wieczór, myślałem, że wszyscy już śpią. Wszyscy z wyjątkiem ludzi, którzy mieli nocną zmianę i krążyli po posiadłości. I oprócz mnie. Tak, nie mogłem spać. A myślałem, że będzie zupełnie inaczej. Byłem w końcu w miarę spokojny o Laurę, no i dałem sobie wycisk w Fight, gdzie pojechałem prosto z restauracji. Sen jednak nie przychodził.

Skinąłem mamie głową.

– Czy to ma jakiś związek z dzisiejszą wizytą Eleny Bianchi? – spytała, siadając obok mnie na wiklinowej ławce.

Siedziałem na niej od dobrej godziny, sączyłem whisky i zastanawiałem się, co w tej chwili robi Laura. Gdzie była? Jak się czuła? Czy myślała o mnie choć trochę? Jej nieobecność była kurewsko nieznośna. Myślałem, że zasnę, gdy dowiem się, że jest cała i zdrowa. Chciałem zasnąć. Chciałem odciąć się od dręczących myśli. Zjadało mnie poczucie winy.

Tak bardzo wszystko zawaliłem!

Zapomniałem, że mama może znać ciocię Laury, skoro znała jej siostrę Alinę.

– Przyjechała powiedzieć mi, że Laura jest bezpieczna.

– Och, cudowna wiadomość. Nie cieszy cię?! – zawołała radośnie i z wyraźną ulgą w głosie.

– Cieszy. Bardzo mnie cieszy.

– Ale? – zapytała, a potem szybko sama sobie odpowiedziała. – Tęsknisz za nią.

Objęła mnie ramieniem i przyciągnęła do swojej piersi. Masowała moje ramiona, co sprawiło, że poczułem się jedynie odrobinę lepiej.

– No już, rozchmurz się, synku. Wszystko się ułoży. Teraz nic nie stoi wam na przeszkodzie…

– O czym ty mówisz, mamo!? – rzuciłem podniesionym głosem, prostując plecy. – Jesteśmy z różnych światów. Nasza znajomość była z góry skazana na porażkę.

– Absolutnie się z tobą nie zgadzam! – zareagowała gwałtownie, a potem wstała, żeby uklęknąć przede mną. – Laura to cudowna dziewczyna, która zrobi wszystko, żeby wpasować się w twój świat. Jestem o tym przekonana.

– Nie znasz jej. Jest zbyt wrażliwa.

– Najwidoczniej to ty jej nie znasz. Tak kobieta jest silniejsza, niż ci się wydaje.

Już druga osoba mi to dzisiaj mówiła. Dlaczego sam więc w to wątpiłem?

– Jesteś głupcem, wielkim głupcem, skoro chcesz pozwolić jej odejść – mówiła stanowczym tonem, ale wyczuć w nim można było też troskę.

Chciała dla mnie jak najlepiej. Zawsze chciała dla mnie czegoś więcej niż to, co było mi przeznaczone. Musiała się jednak godzić z tym, w jakiej rodzinie przyszło jej żyć.

– Jak to niby miałoby wyglądać? Widzisz Laurę tutaj, u boku szefa mafii? Mielibyśmy się pobrać i żyć długo i szczęśliwie?

– Nie każdy ma to szczęście, kochanie – powiedziała smutnym głosem. Jej słowa zabrzmiały tak, jakby było coś, o czym nikomu nie mówiła.

Podniosła się z klęczek i usiadła z powrotem koło mnie.

– Co masz na myśli? – zapytałem, odwracając się do niej.

Była zapatrzona w jakiś punkt w głębi ogrodu. Teraz już zyskałem pewność, że coś ukrywa.

– Zanim wyszłam za twojego ojca, spotykałam się z pewnym chłopcem. Poznaliśmy się w szkole. Przez kilka lat ukrywaliśmy nasz związek przed wszystkimi. Bardzo się kochaliśmy, ale wiedzieliśmy, że przyjdzie taki dzień, w którym będziemy musieli się rozstać. On był synem piekarza, a ja byłam dziewczyną z innych sfer. Od zawsze powtarzano mi, że wyjdę za kogoś zamożnego, za kogoś ważnego. I tak się stało. W chwili ogłoszenia zaręczyn z Leonardem mój Adriano wyjechał na drugi koniec kraju.

– Musiało być ci trudno.

– Było, ale potem urodziłam ciebie – powiedziała, gładząc mój policzek. Mama zawsze okazywała nam dużo czułości.

– Nie myślałaś, żeby po rozstaniu z ojcem odnowić kontakt z tym mężczyzną?

– Och, to nie wchodziło w grę. Nigdy nie wzięłam z twoim ojcem rozwodu. W tej rodzinie było to niedopuszczalne. Poza tym Adriano na pewno ułożył sobie życie. Musiał. Obiecaliśmy to sobie.

– Zasługujesz na szczęście, mamo – powiedziałem.

– Ty też – odpowiedziała, ujmując moją twarz w szczupłe dłonie. – Nie zmarnuj swojej szansy.

Dałem jej znać skinieniem głowy i przymknięciem powiek, że się nad tym zastanowię. Będę mieć na to dużo czasu, lecąc do Polski i szukając mojego anioła. Z drugiej strony miałem nadzieję, że ciotka nie ukryła dobrze swojej siostrzenicy i że szybko ją odnajdę.

Po krótkiej ciszy, podczas której wysłuchaliśmy się w odgłosy nocy, mama wstała, żeby wrócić do domu. Wcześniej ucałowała mnie w policzek.

– Hej – zatrzymałem ją. – Elena wspomniała też dzisiaj o swoim ojcu. Wiesz coś na temat jego śmierci? Podobno wujek go torturował.

Poprawiła szlafrok, a następnie usiadła z powrotem i opowiedziała mi o wszystkim, co wiedziała.

Rozdział 4

– O wszystkim wiedziałeś? Od początku znałeś całą prawdę, tak?

To były moje pierwsze słowa skierowane do wujka Andrzeja, nie licząc suchego powitania, gdy odbierał mnie z lotniska w Pradze. Zaatakowałam go zaraz po zajęciu miejsca w wynajętym samochodzie. Ciocia o wszystko zadbała. Zdobyła mój paszport, który został w mieszaniu w Bari, kupiła bilety, zaplanowała całą trasę powrotną do domu i nie tylko to. Mieliśmy po drodze przesiadać się kilka razy, zanim dotrzemy do Warszawy, ale miasto to miało być jedynie przystankiem w podróży. Kolejny powód do smutku, choć w zasadzie było mi wszystko jedno. Od kilku dni toczyłam walkę z zobojętnieniem. Sił dodawała mi motywacja, która rosła w miarę zbliżania się do Polski. Skrystalizował się w mojej głowie cel i nie spocznę, nim go nie osiągnę.

Wujek, którego nie widziałam od roku, spojrzał na mnie, robiąc dzióbek z ust. Pewnie zastanawiał się, co mi powiedzieć. Nigdy nie był dobry w poważnych rozmowach. Ta rola przypadła cioci Elenie, a potem Monice, jego żonie, z którą dobrze mi się układało. Wujek dość późno się ożenił. Byłam nastolatką i miałam wtedy swoje głupie teorie. Byłam przekonana, że znalazł sobie żonę tylko dlatego, żeby w naszym domu obecna była kobieta. Coraz trudniej było mu wychowywać mnie samemu. Ciocia Elena przylatywała do Polski z Francescą tylko od wielkiego dzwonu, a ja stawałam się małą kobietką i potrzebowałam wzoru. Nie tak od razu przekonałam się do Moniki. Początkowo traktowałam ją z rezerwą, wręcz unikałam. Później jednak kilka razy przyłapałam wujka i ciocię na ukradkowych pieszczotach. Zrozumiałam, że naprawdę się kochali.

– Po drodze jest stacja paliw, zamówimy kawę i wtedy porozmawiamy. Czeka nas długa droga.

– I długa rozmowa – powiedziałam, choć myślałam inaczej.

Chciałam jednak trochę odegrać się na wujku. Niech się postresuje. Niech ma za swoje.

Wierciłam się na fotelu, próbując znaleźć wygodną pozycję. W końcu odchyliłam lekko oparcie, włożyłam pod głowę zwiniętą bluzę i przymknęłam oczy. Nie zamierzałam nalegać na rozmowę; skoro powiedział, że porozmawiamy wkrótce, to tak się stanie. Wujek zawsze dotrzymywał słowa. W zasadzie chciałam znać tylko odpowiedź na zadane mu pytanie. Całą resztę już znałam. Ciocia wyznała mi prawdę.

Przymknęłam oczy i wróciłam do dnia, w którym porzuciłam samochód i udałam się piechotą w stronę Turi. Nie spotkałam się wtedy z kuzynką. Im bliżej celu się znajdowałam, tym większych nabierałam wątpliwości. Francesca była moim jedynym ratunkiem, ale u niej ludzie Don Alessandra z łatwością mogli mnie znaleźć. On sam miał przecież na głowie inne ważne sprawy – zaręczyny ze swoją piękną, zamożną dziewczyną. Okłamał mnie, powiedział, że nie ma nikogo. Ale była inna kobieta. Miał plan. Życie, do którego nigdy miałam nie należeć.

Jeszcze wtedy nie byłam świadoma tego, kim tak naprawdę jest. Miałam być ulotną chwilą, a ja dla niego byłam skłonna załamać kilka zasad, zaszaleć, otworzyć się, choć nigdy nie chciałam być tą drugą. Wiedział o tym.

A później wszystko potoczyło się zupełnie niespodziewanie i nieprawdopodobnie. Napadnięto nas, a Alessandro odsłonił swoją prawdziwą twarz, chłodną, kłamliwą i bezwzględną. Pokazał też, że z nim się nie zadziera. Porwał mnie, twierdząc, że chce zapewnić mi bezpieczeństwo, a potem… Potem, gdy między nami zaczęło dziać się coś pięknego, odesłał mnie. Tak po prostu, bez mrugnięcia okiem mnie odesłał. Od samego początku miał to zaplanowane.

Palant, łajdak, drań. Zimny drań. Wyrachowany. Arogancki dupek!

Na język cisnęły mi się jeszcze gorsze epitety. Od kilku dni tylko tak byłam w stanie nazywać go w myślach.

Wykorzystał mnie! Ostatni podryg wolności? A może nie byłam pierwszą i ostatnią, którą bajerował. Pewnie miał dziewczyn na pęczki. Ze swoją pozycją mógł w nich wręcz przebierać. Byłam więc dla niego nic nieznaczącą zabawką, którą wybrał sobie na chwilę. Ale mimo to nie pozwolił mi odejść na własnych warunkach. Nie pożegnał się. Odesłał mnie tak, jakby nigdy nie było nas. To do niego musiało należeć ostatnie słowo.

Ciekawe, ile z tego, co zaszło między nami, było prawdą?

Bolało. Tak strasznie bolało mnie całe wnętrze, a najbardziej rozszarpane na kawałki serce. Każdy oddech był jak rozdrapywanie rany. Czemu tak bardzo cierpiałam? Bo tak łatwo zniszczył to, co było między nami. Zniszczył to, jak się przy nim czułam. Już nie byłam kompletna, znowu byłam uszkodzona. Już nic nigdy nie będzie takie, jak być powinno.

Tylko jedna rzecz trzymała mnie przy życiu. Gdy to zrealizuję, będę mogła ruszyć dalej.

Wiedział już, że uciekłam, i na pewno wydał rozkazy swoim ludziom. Szukali mnie. Miałam mało czasu, ale jednego byłam pewna. Ostatni ruch będzie należeć do mnie.

Zmierzając w stronę Turi, zaczepiłam przypadkową osobę i poprosiłam o możliwość skorzystania z telefonu. Zadzwoniłam do cioci Eleny.

Ta na szczęście wiedziała już od swojej córki, co mnie spotkało. Wiedziała, że przebywam w posiadłości Carusów, ale nowe wieści – te o ucieczce i potrzebie pomocy – jeszcze do niej nie dotarły. Najwidoczniej Francesca nie zdążyła się z nią skontaktować. Pewnie dlatego, że była w drodze po mnie. Moja biedna. Żałowałam, że do niej zadzwoniłam. Nie powinnam martwić kobiety w zaawansowanej ciąży.

Rozmawiałam z ciocią tylko chwilę, nie było czasu na tłumaczenie. Zamówiła i opłaciła taksówkę, która zawiozła mnie do Noci, miejscowości oddalonej o paręnaście kilometrów od Turi. Załatwiła też rezerwację w hotelu na inne nazwisko niż moje. Na drugi dzień do mnie dołączyła, a po trzech dobach odwiozła mnie na lotnisko oddalone o wiele kilometrów poza granicami Apulii i wsadziła do samolotu do Pragi.

– Dzwoniłaś do Franceski? – zapytałam tuż po tym, jak wpadłam w jej ramiona.

Ciocia nakazała mi zaszyć się w pokoju, nikomu nie otwierać i z nikim się nie kontaktować, aż do jej przyjazdu. Tak też zrobiłam. Martwiłam się jednak o kuzynkę, która była w ósmym miesiącu ciąży.

– Spokojnie. O wszystkim już wie. Alessandro Caruso też się już z nią kontaktował.

Ta informacja sprawiła, że poczułam ukłucie w krwawiącym sercu.

– Na szczęście było to, zanim do niej oddzwoniłam, więc na pewno wypadła wiarygodnie.

– Biedna – powiedziałam przez zaciśnięte gardło.

– Nie martw się o nią. Nic jej nie będzie. Powinnaś się raczej martwić o siebie. Natychmiast mi wszystko opowiedz – poleciła głosem nieakceptującym sprzeciwu.

Znałam ten ton. Słyszałam go wiele razy. Ciotka nie należała do osób nadmiernie wylewnych. Twardo stąpała po ziemi, dlatego podobno tak dobrze radziła sobie w interesach.

– To chyba ja powinnam żądać wyjaśnień – powiedziałam twardo, przypominając sobie, że to, co od zawsze było mi wybijane z głowy, okazało się prawdą.

Mężczyzna z koszmarów istniał naprawdę. I co gorsza, był wujkiem Alessandra. To się po prostu nie mieściło w głowie.

Nie dość, że mnie oszukał, to jeszcze okazało się, że w jego żyłach płynie ta sama krew, co tego diabła wcielonego.

Usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę. Miałam sporo czasu. I o ile moje serce było w totalnej rozsypce, o tyle w głowie wszystko zaczynało mi się klarować. Rodzący się pomysł sprawiał, że odczuwałam paniczny strach.

– Widziałam go. Widziałam mężczyznę, który zepchnął nas z drogi. Nie wmówicie mi już, że była to jedynie moja wyobraźnia – zaczęłam głosem bliskim histerii.

– Dobrze. Dobrze. Wszystko ci powiem. Tylko uspokój się.

Zajęła miejsce obok mnie i położyła dłoń na moich.

– Jestem spokojna.

– Nie wiem tylko, czy jesteś gotowa usłyszeć…

– Przestań traktować mnie jak dziecko! – warknęłam jej niemal w twarz. – Przez ostatnie dni przeżyłam więcej niż przez całe swoje życie i jakoś daję radę. Mam się dobrze!

To nie do końca była prawda, ale ciocia nie musiała o tym wiedzieć.

– Dobrze, dobrze. Uspokój się. Może, zanim poznasz prawdę, opowiedz mi o ostatnich wydarzeniach.

Jej głos był już łagodniejszy. Pomasowała moje plecy, dodało mi to nieco otuchy, więc zaczęłam mówić. Nie minęła chwila, a słowa wypływały ze mnie jak rwący potok. Powiedziałam o tym, jak Alessandro na mnie wpadł w San Matteo, o naszej randce, o napadzie, o tym, jak zabrał mnie do swojej rezydencji, o tym, w jak okrutny sposób dowiedziałam się, kim jest niebieskooki Włoch. Nie szczędziłam szczegółów, które wryły mi się w pamięć po tym, co zobaczyłam w piwnicy. Było mi trudno o tym mówić, ale chciałam wyrzucić z siebie wszystko.

Później przeszłam do wyjazdu do Taranto, ale oszczędziłam cioci pikantnych szczegółów. Do tego akurat nie chciałam wracać pamięcią. Te wspomnienia bolały bardziej niż te okrutne i obrzydliwe. Na końcu przeszłam do dnia, w którym wróciliśmy do posiadłości. Dnia, który był jednym z najlepszych, a zarazem jednym z najgorszych. Wtedy bowiem dowiedziałam się, że moje koszmary nie brały się znikąd. Oczy bestii naprawdę istniały.

A osoba, która w ciągu paru dni stała się mi najbliższa, okazała się nieczułym kłamliwym draniem. I tchórzem.

Z każdym wypowiadanym słowem emocje znowu zaczęły przejmować nade mną kontrolę. Na końcu z moich oczu wydostały się dwie gorzkie łzy. Otarłam je i dokończyłam opowieść.

– Alessandro odesłał mnie z jednym ze swoich ludzi. Nie przyszedł się nawet pożegnać. Zdecydował za mnie.

– Uciekłaś mu i wtedy do mnie zadzwoniłaś, tak?

– Uciekłam, ale nim zadzwoniłam do ciebie, wróciłam do posiadłości.

– Ale po co?

– Teraz już sama nie wiem po co. Po prostu chciałam usłyszeć od niego, że to, co się między nami wydarzyło, nie było na serio. Niby to wiedziałam, ale…

– Och, kochanie. Od takich ludzi trzyma się z daleka. Pojechałaś tam i co? Udało ci się z nim porozmawiać?

Pokręciłam głową, czując gulę w gardle. Do oczu znowu napłynęły mi łzy. Powstrzymywałam płacz, odkąd ciocia weszła do pokoju hotelowego, ale teraz było to już chyba niemożliwe. Przytuliła mnie, widząc zbliżający się wybuch. Z oczu poleciały mi łzy wielkie jak grochy. Przeryczałam cały wczorajszy wieczór i całą noc. Nie sądziłam, że jestem jeszcze w stanie płakać.

Kiedy się uspokoiłam, ciocia wstała, żeby podać mi chusteczki i butelkę wody.

– Trafiłam akurat na przygotowania do jego zaręczyn. Nic o nich nie wiedziałam ani od niego, ani od reszty jego rodziny. Jego mama i szwagierka były dla mnie miłe. Dlaczego nie były ze mną szczere?

– Członkowie tej rodziny tak już mają. Żyją w swoim świecie i nie dopuszczają do niego nikogo obcego. Cieszę się, że do mnie zadzwoniłaś. Zrobię wszystko, żebyś już nigdy więcej nie musiała ich oglądać.

Potarłam czoło, zanim wyznałam, co chodziło mi po głowie.

– To niestety będzie konieczne.

– O czym ty mówisz?

– Mam zamiar zemścić się na wujku Alessandra! – W końcu powiedziałam te słowa na głos. Choć brzmiałam na zdeterminowaną, w środku trzęsłam się jak galareta.

– Głupstwa mówisz – odezwała się głosem takim, jakby mówiła do małego dziecka, które popisało się swoją dziecięcą fantazją.

Ciocia nie brała moich słów na poważnie, ale teraz, gdy je usłyszałam, nabrałam pewności siebie. Zrealizuję swoją misję.

– Ten człowiek zasłużył na konsekwencje swoich czynów. Wiem to, mimo iż nie znam jeszcze całej historii. Opowiedz mi ją teraz. Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Dlaczego ten bydlak zemścił się na mamie? Dlaczego pragnął zemsty tak bardzo, że nie miało dla niego znaczenia, że w samochodzie jesteśmy jeszcze ja i tata?

Ciocia wzięła głęboki wdech i już myślałam, że zacznie mówić, ale wypuściła tylko powietrze ze świstem, zgarbiła się, a potem podeszła do swojej torebki i wyciągnęła z niej paczkę papierosów. Nie wiedziałam, że pali. Tak naprawdę wielu rzeczy o niej nie widziałam.

– Muszę zapalić – rzuciła pospiesznie, po czym wyszła na balkon.

Dołączyłam do niej w chwili, gdy drżącą dłonią przykładała do ust długiego papierosa. Nigdy nie widziałam cioci w takim stanie. Zawsze opanowana, teraz była zdenerwowana i blada.

– To wszystko zaczęło się na chwilę przed narodzinami twojej mamy.

Miałam ochotę unieść brwi. Nie sądziłam, że początek historii sięgał tak daleko.

– Wejdźmy do środka – przerwała chwilowe milczenie. – Lepiej, żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy.

Zajęłyśmy miejsce przy stole. Moja cierpliwość się kończyła. Wiedziałam, że cioci pewnie trudno mówić o tamtych wspomnieniach, ale ja musiałam znać prawdę. Teraz. Natychmiast. Nie zamierzałam czekać ani sekundy dłużej.

– Byłam mała, gdy mój ojciec, a twój dziadek odszedł od mojej mamy do innej kobiety – zaczęła ze spuszczonym wzrokiem. Bawiła się paczką papierosów. – Poznał twoją babcię, założyli rodzinę. Twoja mama urodziła się dość szybko. Wtedy zaczęły się problemy. Nie wiem, jak to było, gdyż w tamtym czasie moja mama nie miała dobrych relacji z tatą i nie rozmawiała o nich ze mną. Tata odwiedzał mnie raz, czasem dwa razy w miesiącu. Później, gdy byłam starsza, zabierał mnie do siebie, ale zostawiał mnie pod opieką nowej żony, a sam gdzieś znikał.

Zawahała się na moment, jakby ważyła słowa. W pokoju zapanowała cisza, zakłócana jedynie szelestem folii z paczki papierosów.

Spojrzałam na ciocię, wyobrażając sobie małą dziewczynkę, która tęskni za tatą. Zrozumiałam, że jej beztroskie dzieciństwo też zostało naznaczone. Może dlatego tak dobrze mnie rozumiała i wspierała, kiedy zabrakło moich rodziców.

– Po latach dowiedziałam się, że znikał, żeby trwonić kasę. Było mu mało szczęścia, jakie go spotkało. Podobno zakochał się bez pamięci w twojej babci, a gdy na świat przyszła Alina, to dosłownie oszalał. Ale chciał więcej i więcej. Podróżował po świecie z nową rodziną. Gdy wracali, chadzali bez przerwy do eleganckich restauracji i na różne bankiety. Kupili dom z ogromnym basenem. Miał na to wszystko pieniądze, gdyż miał małą, ale dobrze prosperującą winiarnię. Jego wina zamawiały same największe szychy we Włoszech.

Głos cioci zrobił się spokojny, wręcz nabrał zadumy, jakby wyobraziła sobie świat, który mogła jedynie obserwować z boku. A potem został jej całkowicie odebrany i to, co teraz miała, musiała osiągnąć sama, bez niczyjej pomocy.

– W końcu jednak studnia się wyczerpała i tato zaczął zaciągać kredyty. Pożyczał, a potem nie miał z czego spłacać. Takie życie na krawędzi trwało wiele lat. Byłam częścią tego życia, fascynowało mnie, zwłaszcza winiarnia. Miałam nadzieję, że kiedyś ją odziedziczę – powiedziała smutno, zanim zrobiła krótką przerwę.

Tak się nie stało. Winiarni już nie było, jak można było się domyślić.

Nie wiedziałam, jak wyglądało dzieciństwo mamy.

Nigdy o tym nie rozmawiałam ani z nią, ani później z ciocią. Był to temat tabu.

– Byłam dorosła, kiedy zrozumiałam, że nic takiego się nie stanie. Zaczęłam pracować w winiarni dość szybko, więc z żalem obserwowałam, jak się rozpada. Tata zadłużał się, nie płacił pracownikom, więc ci odchodzili. Wtedy zrobił coś, co sprowadziło na niego śmierć, a potem też na Alinę i twojego tatę.

– Co takiego zrobił!? – zapytałam, gdyż ciocia przerwała.

Zapatrzyła się na widok za oknem.

– Co zrobił?! – powtórzyłam niecierpliwie.

Nie odpowiedziała. Wstała z kolejnym papierosem i zapaliła go w progu balkonu.

– Podpisał umowę ze starym Carusem – rzuciła po wypuszczeniu kłębu dymu z pomalowanych na bordowo ust.

– Czego dotyczyła ta umowa?

– Dziadek Alessandra zażądał ręki Aliny dla syna Massima. Leonardo, ojciec Alessandra, miał już rodzinę. W zamian obiecał spłacić wszystkie długi taty i pomóc w odbiciu się od dna w kwestii winiarni. Oferta nie do odrzucenia.

– Dziadek się na to zgodził, a mama nie miała nic do gadania, prawda?

– Niestety tak. Małżeństwa aranżowane w bogatych włoskich rodzinach były i są nadal bardzo popularne.

– Co było dalej? O ile dobrze mi się wydaje, do ślubu nie doszło?

– Dalej było już tylko gorzej. Dość szybko odbyły się zaręczyny, a po nich Massimo totalnie oszalał na punkcie twojej mamy. Był zaborczy i cały czas osaczał Alinę. Zjawiał się przy niej w najmniej spodziewanych okolicznościach. W szkole, na zakupach, pod jej domem. Bała się go. I miała ku temu słuszne powody. Kilka razy poskarżyła mi się, że narzeczony podniósł na nią rękę. Zresztą widziałam siniaki na jej rękach i buzi.

– Matko! Dlaczego dziadek się na to zgodził?

– Ja miałam męża i dziecko w drodze. A potem nie było już odwrotu. Zaręczyny się odbyły, a tych nie dało się tak po prostu zerwać. Nie w najpotężniejszej rodzinie w Apulii.

– No ale mama wyszła za tatę. Za Polaka. I pojawiłam się ja. Jestem tylko dwa lata młodsza od Fran. Jak to się stało?

– Twoja mama uciekła. Wyjechała do Polski i poznała twojego tatę niecały miesiąc później. Żyła w ciągłym strachu, w wynajętym mieszkaniu w Otwocku pod Warszawą. W nocy nie mogła spać, bojąc się, że Massimo przyjdzie po nią, aż w końcu kupiła alarm.

– Tata przyjechał jej go założyć – stwierdziłam bardziej, niż zapytałam.

Tata był monterem. Zakładał domofony, alarmy, kamery czy światła na podczerwień. Miał swoją małą firmę, którą po jego śmierci przejął wujek.

Ciocia uśmiechnęła się blado.

– Jan od razu wiedział, że coś jest nie tak. Nieczęsto ludzie zakładali alarmy w mieszkaniach w bloku. Zajrzał po jakimś czasie do Aliny, żeby wypytać, czy alarm dobrze działa. Zaprosiła go na kawę, a potem on się odwzajemnił. Kiedy twoja mama zyskała trochę zaufania, otworzyła się przed nim. Od tamtego czasu Jan zaglądał do niej coraz częściej, a potem zabrał ją ze sobą do domu w Łomiankach, gdzie mieszkał z rodzicami. Od początku ich do siebie ciągnęło, więc cichy, skromny ślub wzięli dość szybko, potem urodziłaś się ty i do czasu śmierci dziadka wiedliście szczęśliwe życie.

Bardzo szczęśliwe.

Codziennie patrzyłam na rodziców, którzy odnosili się do siebie z czułością i szacunkiem. Zdarzało mi się przyłapać tatę, stojącego w progu i przyglądającego się mamie, która ślęczała przy maszynie do szycia, nieświadoma tego, że jest obserwowana. Uśmiechał się i patrzył na nią z takim uwielbieniem, jakby spotkało go największe szczęście. A ja miałam szczęście, że miałam takich rodziców. I zawsze marzyłam, żeby być kochana i móc pokochać kogoś tak bardzo.

– Co działo się tutaj, gdy mama uciekła? – spytałam, gdyż ciocia wyglądała, jakby nie miała zamiaru kontynuować.

Po moim pytaniu się ożywiła.

– Massimo oczywiście wpadł w szał! Szukał Aliny po całych Włoszech, a potem w Polsce. Nie znalazł jej, gdyż nie posługiwała się włoskim nazwiskiem. Nie zamieszkała też w Małopolsce, skąd pochodziła twoja babcia. Dobrze się ukryła, a potem już Jan zadbał o jej bezpieczeństwo. Umowa nie doszła do skutku, więc ojciec musiał sprzedać winiarnię, żeby spłacić długi. Przez kilka lat nic się specjalnie nie działo. Massimo wziął ślub, który zorganizowany był dość prędko, żeby zamazać złe wrażenie pozostawione po ucieczce twojej mamy. Urodził mu się pierwszy syn, potem kolejny i kolejny. Po tym mu odwaliło. Porwał twojego dziadka – powiedziała z nieobecnym wzrokiem. – W zasadzie wtedy tylko to podejrzewaliśmy – dodała, wracając do mnie.

Chwilę później rozleciała się na kawałki.

– Tata zniknął tak nagle i odnalazł się tuż po twoich dwunastych urodzinach. Ktoś porzucił go na jakiejś wiejskiej drodze między Bari a Rutigliano. Był w ciężkim stanie. – Zakryła dłonią usta, przywołując tamten obraz. – Nie było z nim kontaktu. Był wycieńczony i…

Otarła spływającą po policzku łzę. Nigdy nie widziałam jej płaczącej. To, co wtedy przeżyła, musiało na niej odcisnąć wielkie piętno.

– Był torturowany – powiedziała mocniejszym głosem, starając się odgonić kryzys.

Nie mogłam tego tak spokojnie słuchać. Wstałam i podeszłam do okna, żeby ukryć łzy w oczach. Łzy i zaciśnięte pięści, które przyłożyłam do ust.

– Massimo przetrzymywał go wiele miesięcy. Po paru dniach ojciec zmarł. Zawiadomiłam Alinę. Sądziliśmy, że Carusowi nie udało się wyciągnąć z ojca żadnych informacji, ale dla bezpieczeństwa ustaliliśmy, że nie przyjedzie na pogrzeb. Pół roku później chowałam kolejne dwie bliskie mi osoby i odwiedzałam ciebie w szpitalu.

Otarłam łzy i zwróciłam się do cioci słabym głosem.

– Dlaczego wtedy przyjechaliśmy do Włoch? Rodzice musieli wiedzieć, że nie jest to bezpieczne.

Nie mogłam tego zrozumieć. Dlaczego zdecydowali się na taki krok?

– Przyjechali, nie mówiąc o tym nikomu. Wiedziała tylko twoja babcia ze strony taty. To miała być szybka wycieczka. Alina chciała odwiedzić grób ojca, a tobie chciała pokazać, gdzie się wychowała. Nie wiem, czemu Jan na to pozwolił. Nie wiem – mówiła z rozpaczą w głosie. – Mogli przecież odczekać jeszcze rok, dwa.

– Skąd Massimo wiedział…

– Myślę, że ojciec jednak coś mu zdradził. To jedyne wyjaśnienie. Musiał się dowiedzieć, że Alina założyła rodzinę. Poznał jej nazwisko. Ktoś musiał donieść mu, że przekroczyli granicę. Chciał się zemścić. Śmierć naszego ojca mu nie wystarczyła. Zresztą jemu nigdy nie było dość śmierci. To niebezpieczny człowiek. Dlatego pewnie pragnął zabić was wszystkich. Tylko czekał na okazję. Twoja mama kochała ojca, mimo iż strasznie ją zawiódł. Miała dobre serce. Chciała się pożegnać. Biedna, moja kochana. Strasznie żałuję, że nie dała wtedy znać. Pomogłabym jej wszystko zorganizować.

– Zapłaci. Za wszystko zapłaci – powiedziałam ze ściśniętą szczęką.

– Nie wiesz, dziecko, co mówisz – odezwała się z przerażeniem w oczach.

– Wiem!

– Och, Lauro. Rozumiem, że bardzo pragniesz zemsty, jak każdy w naszej rodzinie, ale musisz odpuścić. Z rodziną Carusów się nie zadziera. Dla nich zemsta jest dewizą życiową. Zemsta za zemstę. Wpadniesz w kłopoty, jeżeli będziesz czegoś próbować. Nie ujdziesz z życiem…

Dobrze pamiętałam, co oznacza tatuaż na dłoni Alessa. Teraz to także moje motto.

– Muszę wrócić do Polski – przerwałam cioci.

Nie obchodziły mnie jej protesty. Wiedziałam już, że na pomoc z jej strony nie mam co liczyć. Skoro tak stawiała sprawę, to nie pozna też moich planów, co do których zyskiwałam coraz większe przekonanie.

– Zadzwonisz do wujka i załatwisz z nim wszystko?

– Oczywiście. Za parę dni wszystko będzie gotowe do wyjazdu, ale wiesz, że nie możesz wrócić do Warszawy? Musimy znaleźć ci jakieś bezpieczne miejsce.

– Mama dała radę ukrywać się tyle lat, to i ja dam radę – odparłam pewnie.

Rozdział 5

Przebudziłam się, gdy zbliżaliśmy się do przejścia granicznego w Jakuszycach. Tutaj pierwszy raz mieliśmy przesiąść się do innego transportu. Taksówka miała zabrać nas na dworzec, skąd mieliśmy udać się w dalszą podróż. Na początku wszystkie środki ostrożności wydawały mi się przesadą, ale im więcej myślałam o historii, którą opowiedziała mi ciocia, oraz o tym, co sama przeżyłam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że są koniecznością.

Carusowie to bezwzględna rodzina. Alessandro mógł tylko kiwnąć palcem i wszystko dostawał. Budził respekt. Dopiero teraz docierało do mnie to, co widziałam w oczach innych. Na przykład wtedy w salonie tatuażu. Niby tatuażysta i właściciel zachowywali się tak, jakby byli kumplami, ale gdzieś w zakamarkach ich spojrzeń dostrzegałam obawę.

Jednak to nie niebieskookiego Włocha pokrytego tuszem obawiałam się najbardziej. Odesłał mnie. Jasne, mógł zmienić zdanie. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak zrobił. Zrobiłby to jednak dla swojej zachcianki. Dlatego wolałam zniknąć i mu to uniemożliwić. Bardziej jednak chciałam ulotnić się z powodu jego wujka.

Massimo mnie przerażał. Musiałam ukryć się do czasu, aż będę gotowa stanąć z nim twarzą w twarz. Ta myśl wywoływała dreszcze na całym ciele. Walczyłam z tym. Nie mogłam i nie chciałam być już kruchą dziewczyną.

– Wyspałaś się? – zapytał wujek, widząc, że zaczęłam się przeciągać.

Spanie na prowizorycznej poduszce zrobionej z bluzy nie należało do najwygodniejszych, ale o dziwo spało mi się lepiej niż w ciągu ostatnich dni. Nie planowałam zasypiać, ale podróż samolotem mnie wykończyła. Nie przepadałam za tym środkiem transportu. Poza tym w ostatnich dniach mało odpoczywałam. Dopiero będąc wiele kilometrów od mafijnej rodziny, odczułam ulgę, choć już chyba nigdy nie będę czuła się w pełni bezpieczna. Ale tak jak mama nie pozostanę bierna. Jej udało się dobrze ukryć. Póki była w Polsce…

– Odpowiesz teraz na moje pytanie? – zapytałam, trąc zaspane oczy.

– Zaraz będziemy na miejscu, to może poczekać.

– Wujku! To tylko jedno pytanie. Zresztą i tak znam na nie odpowiedź.

Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Skoro wiesz, to po co pytasz?

– Bo chciałam to usłyszeć od ciebie? Chcę dowiedzieć się dlaczego?

– Uznaliśmy z ciocią, że tak będzie dla ciebie lepiej. Wszyscy chcieliśmy odciąć się od bolesnej przeszłości. Wszyscy kogoś straciliśmy i chcieliśmy uchronić cię przed piętnem wiedzy, że twoich rodziców ktoś zabił.

– I próbował zabić mnie. Miałam prawo znać prawdę!

– Teraz to wiem. Żałuję, że nie można cofnąć czasu – powiedział, parkując na parkingu tuż przy przejściu granicznym. Potem odwrócił się do mnie i dodał: – Może teraz byłabyś silniejsza, bardziej odporna.

– Jestem silna! Nie róbcie ze mnie ofiary losu. Nie jestem nią i jeszcze wszystkim to udowodnię.

– Nie musisz nic udowadniać.

– Wujku, proszę, żebyś coś dla mnie zrobił. Musisz mi pomóc – zaczęłam od razu.

Nadarzył się idealny moment na przedstawienie mu mojego planu. Ciocia nie chciała nawet o nim słyszeć, więc wujek był moją ostatnią deską ratunku. Jeżeli odmówi, to będę zmuszona działać na własną rękę. Byłam zdeterminowana, ale bez pomocy mogło nie udać mi zrealizować planu tak, jak bym chciała.

– Razem z ciocią zapewnimy ci bezpieczeństwo. Wynajęliśmy ci mieszkanie w Szczytnie. Na razie na miesiąc. Potem na spokojnie pomyślimy, co dalej, ale musisz przygotować się na częste przeprowadzki.

– Nie! Nie zgadzam się na wasz plan. Wiem, że chcecie zapewnić mi bezpieczeństwo, ale ja nie chcę tak żyć. Mam inne plany i ty, wujku, mi w nich pomożesz – mówiłam stanowczo.

Ostatnie dwa dni, po wyjściu cioci Eleny, która musiała stwarzać pozory, że nie wie, gdzie jestem, spędziłam na dokładnym planowaniu przyszłych miesięcy. To, co zamierzałam, sprawiało, że mdliło mnie na samą myśl. Ale nie było innego rozwiązania. Nie było.

– Dlaczego czuję, że to, o co mnie poprosisz, bardzo mi się nie spodoba? Co ty kombinujesz, dziewczyno?

– Skontaktuj mnie z majorem, z panem Januszem – oznajmiłam pewnie.

– Po kiego grzyba mam cię z nim skontaktować!? – wybuchnął.