Uwikłani w tańcu trojga - Marcin Zecmar - ebook

Uwikłani w tańcu trojga ebook

Marcin Zecmar

0,0

Opis

Opis książki

Miłość, która nie mieści się w schematach.
Pożądanie, które nie ma granic.
Prawda, której nie da się już cofnąć.

Lagos – malownicze portugalskie miasto, gdzie słońce nie daje wytchnienia, a pragnienia stają się niebezpieczne.
Karol i Agnieszka, para ustabilizowaną relacją, trafiają na Majkę – ekscentryczną dziewczynę z przeszłością, która zamienia ich wakacje w wir pożądania, sekretów i ryzykownych wyborów.

Gdy przyjemność zaczyna mieszać się z niebezpieczeństwem, a granice między zabawą a emocjonalnym uzależnieniem się zacierają, wszyscy troje muszą zadecydować, kim są – i czego tak naprawdę pragną.

Thriller psychologiczny z nutą erotyki, w którym namiętność miesza się z lękiem, a prawda może być najgroźniejszym z kochanków.


O autorze

Marcin Zecmar – debiutant, który nie boi się balansować na granicy tego, co przyjemne i niepokojące.
W Uwikłanych w łańcuch uległości łączy sensualność z napięciem, tworząc historie odważne, intensywne i szczere.
Pisze dla tych, którzy kochają emocje i nie szukają łatwych odpowiedzi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 314

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



UWIKŁANI

W

TAŃCU TROJGA

Marcin Zecmar

Energia Majki była wyjątkowa,

-jej ślad pozostawiłem w tej książce.

"Czy umysł może zapanować nad miłością i pożądaniem? Każdy, kto powie, że tak, nigdy nie kochał i nie pożądał naprawdę. A ci, którym było to dane, choćby na chwilę, nie zapomną tego uczucia nigdy – i zawsze będą pragnęli poczuć je ponownie."

Marcin Zecmar

Rozdział 1: Lotnisko i początki

Lotnisko Humberto Delgado w Lizbonie, wczesny poranek.Powietrze było gęste od zapachu gorącego espresso i słodkich pasteis de nata. Słońce dopiero zaczynało przedzierać się przez szklane ściany terminala, oblewając wnętrze miękkim złotym światłem.

Mężczyzna i kobieta przeciskali się przez tłum, ciągnąc za sobą bagaże. Po długim locie czuli zmęczenie, ale w ich ruchach była energia – ekscytacja związana z podróżą. Stanęli przed wysokim, minimalistycznym kontuarem wypożyczalni samochodów "Guerin Rent a Car".

Za ladą stał mężczyzna w średnim wieku z podwiniętymi rękawami koszuli i plakietką przypiętą do piersi. Przeczesał dłonią ciemne włosy i spojrzał na nich wyczekująco.

Karol odruchowo przeszedł na angielski –zdawał sobie sprawę, że w Portugalii angielski nie zawsze otwierał wszystkie drzwi, szczególnie poza dużymi miastami, ale lotnisko było wyjątkiem. Tutaj powinno pójść gładko.

— Do you speak English? — zapytał, opierając dłonie na kontuarze.

Pracownik kiwnął głową, uśmiechając się lekko.

— Yes, yes... a little. What can I do for you?

Karol sięgnął do kieszeni i wyciągnął paszport, podając go obsłudze.

— Mam rezerwację na samochód w klasie kompakt. Przylecieliśmy właśnie z Warszawy.

Pracownik zerknął na ekran, wpisał coś na klawiaturze i po chwili spojrzał na rozmówcę.

— Tak, widzę pańską rezerwację. Samochód już na pana czeka… Hyundai I20.

Karol uniósł brew.

— I20? Przecież to nie kompakt, tylko mniejszy model. Proszę wydać mi samochód zgodny z rezerwacją albo pojazd wyższej klasy, jak robią to szanujące się wypożyczalnie.

Mężczyzna po drugiej stronie kontuaru zmarszczył brwi i rzucił spojrzenie w stronę kolegi.

— Hmm… chwileczkę, sprawdzę.

Kobieta, dotąd cicha, oparła się biodrem o kontuar i uśmiechnęła z rozbawieniem.

— Naprawdę chcesz się wykłócać o samochód tuż po przylocie?

Wzruszył ramionami.

— To kwestia zasad.

Po chwili pracownik wrócił z kluczykiem.

— Dobra wiadomość! Opel Astra. Pasuje?

Karol przytaknął i w końcu lekko się uśmiechnął.

Pracownik, mimo wyraźnego zirytowania, próbował zachować profesjonalny ton. W końcu ich pobyt w Portugalii dopiero się zaczynał, a on miał jeszcze cały dzień obsługi klientów przed sobą.

— Rezerwacja na dwa tygodnie… — rzucił, spoglądając na ekran komputera. — Macie już państwo jakiś plan podróży? To wakacje czy biznes?

— Planujemy jechać teraz do Lagos, ale będziemy stamtąd podróżować do innych miejsc. Na pewno chcemy odwiedzić Porto — odpowiedział Karol, wsuwając paszport do kieszeni.

Pracownik uniósł brwi i kiwnął głową z uznaniem.

— Lagos? Doskonały wybór. Piękne plaże, cudowne klify. A Porto? Ze względu na objawienie zdecydowanie musi się znaleźć na państwa liście.

Chwilę jeszcze coś sprawdzał w systemie, po czym przesunął w ich stronę formularz i komplet dokumentów.

— Proszę, tutaj podpisy. Samochód jest prawie nowy, ma trzy miesiące. W idealnym stanie. Proszę obejrzeć, a jeśli coś zauważycie, wróćcie i dajcie znać. Choć przy pełnym ubezpieczeniu i tak nie ma się czym martwić.

— Jasne, dzięki — rzucił Karol, chwytając kluczyki.

Podziękowali i ruszyli we wskazanym kierunku, mijając kolejne stanowiska wypożyczalni i ciągnące się szeregi zaparkowanych aut. Za chwilę mieli rozpocząć swoją podróż.

Podróż z Lizbony do Lagos miała trwać około czterech godzin. Po opuszczeniu zgiełku miasta ich Opel Astra gładko sunął autostradą A2, wijącą się przez pagórkowate tereny południowej Portugalii. W porannym słońcu droga wydawała się niemal pusta – większość ruchu skupiała się bliżej stolicy, a tu, na trasie wiodącej w stronę Algarve, panował spokój.

Agnieszka przeciągnęła się na fotelu, leniwie zerkając za okno.

— Tak jak zawsze… nie spieszymy się, delektujemy miejscami — powiedziała, patrząc na Karola z lekkim uśmiechem.

— Po to tu jesteśmy — odparł, trzymając kierownicę jedną ręką. — Spędzimy kilka dni w Lagos, a jak nam się spodoba, to może nawet dłużej.

Droga prowadziła przez rozległe równiny Alentejo, regionu znanego z winnic, gajów oliwnych i samotnych dębów korkowych, które rzucały wydłużone cienie na złocistą ziemię. Co jakiś czas mijali małe, uśpione miasteczka – białe domy z niebieskimi okiennicami i pomarańczowymi dachówkami, w których życie zdawało się toczyć w niespiesznym tempie.

— Wiesz, moglibyśmy zatrzymać się na degustację wina — zaproponowała Agnieszka. — Alentejo podobno ma jedne z najlepszych winnic w Portugalii.

Karol zerknął na zegarek.

— Brzmi kusząco, ale chciałbym dotrzeć do Lagos przed obiadem. Może wracając, zrobimy postój w jakiejś winnicy?

— Dobry pomysł — przyznała, wracając do przeglądania mapy.

Po dwóch godzinach jazdy minęli zjazd na Évorę, jedno z najstarszych miast w Portugalii, znane z rzymskich ruin i gotyckiej katedry. Nieco dalej droga zaczęła piąć się łagodnie w górę, prowadząc ich ku Algarve.

Kiedy zjechali z autostrady i skierowali się w stronę wybrzeża, krajobraz diametralnie się zmienił. Rozległe pola ustąpiły miejsca surowym, wapiennym wzgórzom, a w powietrzu unosił się delikatny zapach eukaliptusa.

— Spójrz, Miradouro da Fóia — wskazała Agnieszka na tabliczkę prowadzącą na najwyższy punkt widokowy Algarve.

Karol zerknął na nią i uśmiechnął się.

— Chcesz się zatrzymać?

— A czemu nie? Przecież się nie spieszymy — odwzajemniając uśmiech.

Po krótkim podjeździe zaparkowali na niewielkim parkingu. Wysiedli i podeszli do barierki zabezpieczającej krawędź wzniesienia. Widok był imponujący – zielone wzgórza powoli opadały w kierunku oceanu, a w oddali lśniło słońce odbijające się od wód Atlantyku.

— To jest ten moment, kiedy człowiek uświadamia sobie, jak mały jest w porównaniu z naturą — powiedziała Agnieszka, wciągając głęboko powietrze.

Karol objął ją lekko ramieniem.

— I właśnie dlatego podróżujemy.

Przez kilka minut po prostu stali, chłonąc krajobraz. Zrobili kilka zdjęć, po czym wrócili do samochodu i ruszyli dalej w kierunku Lagos.

Gdy wczesnym popołudniem wjechali do miasta, słońce stało już wysoko na niebie, rozgrzewając wąskie uliczki. W oddali połyskiwała turkusowa woda Oceanu Atlantyckiego, a gwar turystów wypełniał centrum.

Agnieszka opuściła szybę i wciągnęła głęboko powietrze.

— Pachnie inaczej… bardziej słono.

— Witaj w Lagos — rzucił Karol, skręcając w stronę miejsca, gdzie mieli zarezerwowany apartament w starej dzielnicy Lagos.

Gdy tylko tam dotarli, postanowili się szybko odświeżyć i ruszyć w miasto głodni przygód i eksploracji, chcąc poczuć klimat miejsca, gdzie rozpoczął się nowy rozdział ich portugalskiej przygody

Lagos miało w sobie coś magnetycznego – tajemniczą atmosferę, staroświecki urok i zapach morza unoszący się w powietrzu. Każdy zakamarek zdawał się tętnić życiem, a jednocześnie skrywać własne sekrety, jakby miasto szeptało historie, których jeszcze nikt nie odkrył.

Po drodze mijali kolorowe budynki z drewnianymi okiennicami, zdobione w stylu kolonialnym, a nad nimi wznosiły się łagodne wzgórza otulone lekką mgłą. Dźwięki muzyki, śmiechy przechodniów i szum fal tworzyły niepowtarzalną melodię tego miejsca. Uśmiechnięta, chwyciła ukochanego za rękę i pociągnęła w stronę małej kawiarni, której stoliki ustawiono na zewnątrz.

– To jak widok z pocztówki – powiedziała, rozglądając się z zachwytem. – Czuję się, jakbym trafiła do innego świata.

Zaśmiał się cicho, rozluźniając ramiona, jakby naprawdę poczuł, że są w innym wymiarze.

– Lagos ma duszę – przyznał, wpatrując się w uliczki tętniące życiem.Gdy dotarli do kawiarni, w powietrzu unosił się aromat czekolady. Karol zamówił espresso, a Ona z zainteresowaniem przyglądała się sklepikom pełnym ręcznie robionych pamiątek, biżuterii i lokalnych dzieł sztuki. – Skoczę na chwilę do sklepu – oznajmiła, wskazując na wąską uliczkę z rzędem małych butików. – może znajdę coś wyjątkowego.Skinął głową, a Agnieszka oddalała się w stronę straganów pełnych kolorowej ceramiki, drewnianych figurek i starych pocztówek.Usiadł przy stoliku, opierając brodę na dłoni., zastanawiając się, co przyniosą im te wakacje. W końcu jego wzrok powędrował za Agnieszką. Była piękna – nie mogło być co do tego wątpliwości. Jej blond włosy lśniły w blasku zachodzącego słońca, a jasno niebieskie oczy miały w sobie coś nieuchwytnego, jakby kryły tajemnicę, do której tylko ona znała klucz.

Nie sposób było nie zwrócić uwagi na jej długie, zgrabne nogi, które zawsze przyciągały spojrzenia. Karol uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie, jak często żartował z tego powodu:

– Ty to masz za długie nogi. Nieważne, jak duże jest łóżko, twoje nogi zawsze wystają poza nie. Nawet kiedy śpisz, porozrzucasz je na wszystkie strony, jakby chciały uciec na kolejną przygodę.

Za każdym razem, gdy to mówił, oboje wybuchali śmiechem. Ten drobny żart stał się ich małym rytuałem, przypomnieniem codziennej bliskości i wspólnych chwil.

Ich związek był prawie idealny, ale Karol wiedział, że razem znaleźli coś wyjątkowego. Minęło sześć lat, odkąd się poznali. Dziś miał 46 lat, ona 40. Kiedyś wydawało mu się, że po czterdziestce życie staje się przewidywalne. Ona udowodniła mu, jak bardzo się mylił.

Na początku, gdy się poznali, myśleli nawet o dziecku. Ich rozmowy pełne były marzeń o tym, jakby to było, gdyby ich życie wypełniło się jeszcze jednym małym człowiekiem. Chcieli tego, czuli, że mają wystarczająco siły i miłości, by stworzyć rodzinę. Ale wkrótce pojawiły się wątpliwości – życie zawodowe, niepewności dotyczące ich kariery i plany podróży. Zbyt długo się wahali, odkładając decyzję na później. Teraz zdawali sobie sprawę, że ich dzieci już dorosły, a czas na tę decyzję minął.

Oboje mieli wysoki temperament, który w pełni realizowali we wzajemnych relacjach. Seks stał się dla nich czymś więcej niż tylko fizycznym zbliżeniem – traktowali go jak wspólną zabawę, pełną zmysłowego napięcia i wzajemnego nakręcania się. Każde ich spotkanie było intensywnym wymienianiem się energią, które wzmacniało ich więź. Często potrafili bawić się swoimi pragnieniami, rozpalając nawzajem swoje zmysły, czując się w tej grze coraz bardziej spełnieni i pożądani.

Karol uśmiechnął się lekko, zastanawiając się, jak to się stało, że to właśnie Agnieszka stała się tą jedyną, z którą dzielił wszystkie te chwile. Wiedział, że mimo upływu lat i różnych zakrętów w życiu, ich związek był prawdziwy. Byli szczęśliwi, naprawdę szczęśliwi. I choć czasami nie rozmawiali o wszystkim, ich milczenie było równie wygodne jak rozmowy, które prowadzili godzinami.

Wewnątrz sklepiku Agnieszka powoli przechadzała się między półkami, dotykając ceramiki i biżuterii. Zatrzymała się przy niewielkich ręcznie robionych drewnianych rzeźbach, gdy poczuła, że ktoś ją obserwuje. Obróciła się lekko, zauważając, że stojąca obok kobieta ma na sobie elegancki, ale nieco ekstrawagancki strój, a jej spojrzenie wydaje się pełne… nieco innej energii.

– Wybierasz coś, czy tylko podziwiasz? – zapytała kobieta, uśmiechając się tajemniczo, jakby to było spotkanie, które miało swój cel.

Agnieszka poczuła lekkie napięcie, ale jednocześnie coś w tej kobiecie przyciągało jej uwagę. Jej delikatny głos, pewność siebie, a jednocześnie pewien chłód, który zdawał się otaczać tę osobę, sprawił, że poczuła się jakby… obserwowana.

– Tylko podziwiam – odpowiedziała, unosząc kawałek ceramiki w dłoniach. – To wszystko jest naprawdę piękne.

– Lagos ma w sobie coś wyjątkowego – odparła kobieta z uśmiechem. – Zawsze przyciąga ludzi takich jak ty.

Agnieszka zdziwiła się, zastanawiając się, co dokładnie kobieta miała na myśli. Kobieta zmierzyła ją spojrzeniem, po czym po cichu dodała:

– Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę wyjątkowego, powinnaś zajrzeć na zaplecze. Mamy tam eksponaty, które... potrafią zachwycić nie tylko wzrok, ale i wyobraźnię.

Przez chwilę zawahała się, ale potem skinęła głową, czując, jak coś nieokreślonego zaczyna tlić się w jej wnętrzu. Kobieta uśmiechnęła się lekko i gestem wskazała przejście na zaplecze. Pomieszczenie było pełne starannie ustawionych przedmiotów – niektóre wyglądały na stare i bezcenne. W centralnym punkcie uwagę przyciągał stary zegar ścienny z misternie rzeźbioną obudową, której złocenia wciąż połyskiwały w przyćmionym świetle.

– Ten zegar... – wyszeptała Agnieszka, podchodząc bliżej. – Jest niezwykły. Wygląda, jakby zatrzymał czas.

– To jeden z moich ulubionych eksponatów – odpowiedziała kobieta, stając obok niej. – Podobno należał do portugalskiego żeglarza, który wyruszył w podróż, ale nigdy nie wrócił. Zegar zatrzymał się w chwili, gdy zniknął z radarów. Podobno wskazuje godzinę, o której jego serce przestało bić.

Agnieszka dotknęła delikatnie zdobionej powierzchni zegara, czując dreszcz na plecach. Historia była fascynująca i niepokojąca zarazem.

Tymczasem na zewnątrz Karol z niepokojem spojrzał na zegarek. Agnieszka znikała na dłużej, niż się spodziewał. Miała się rozejrzeć, a minęło już dobre piętnaście minut.

Postanowił ją odnaleźć. Uchylił drzwi sklepiku i zajrzał do środka.

Niewielkie, klimatyczne wnętrze pachniało lawendą i drewnem. Wąskie półki uginały się pod ciężarem kolorowych figurek, i innych regionalnych pamiątek – zupełnie nie moje klimaty pomyślał Karol. Jednak Agnieszki nigdzie nie było.

Zmarszczył brwi, zaskoczony.

— Agnieszka? — zawołał, ale odpowiedziała mu tylko cisza.

Wtedy zza jednej z półek wychyliła się starsza kobieta o ciemnych oczach i zmarszczonym, ale życzliwym obliczu. Musiała być właścicielką tego uroczego miejsca. Gdy tylko go zobaczyła, zaczęła energicznie gestykulować i mówić coś w szybkim, śpiewnym portugalskim.

— Ela... está atrás... com a outra senhora... na parte de trás da loja... — powiedziała, wskazując dłonią w kierunku drzwi na tyłach sklepu.

Karol nie zrozumiał ani słowa, ale domyślił się, że Agnieszka gdzieś tam jest. Rzucił kobiecie uprzejme "Obrigado" i ruszył w stronę wskazanego wejścia.

Gdy stanął przy uchylonych drzwiach, usłyszał znajomy głos.

— Ooo, Agnieszka znalazła koleżankę z Polski — zaśmiał się w myślach, gdy rozpoznał język rozmowy.

Agnieszka i jeszcze jedna kobieta rozmawiały po polsku. Ich głosy były ciche, ale wyraźnie pobudzone.

Zaciekawiony, Karol uchylił drzwi nieco szerzej. I wtedy zobaczył Agnieszkę z nieznajomą.

Agnieszka i nieznajoma kobieta stały przed starym, masywnym zegarem o zdobionej tarczy i wahadle. Atmosfera w pomieszczeniu tajemnicza, a półmrok dodawał wszystkiemu dramatyzmu.

– O, jesteś – powiedziała Agnieszka, uśmiechając się do niego z lekką nutą tajemniczości. Poznałam Polkę, która chyba musi mieszkać tutaj na stałe – dodała, wskazując na kobietę. – Wyjątkowa osoba, jak samo Lagos.

Kobieta zaśmiała się cicho, witając Karola serdecznie i powiedziała:

- Rzeczywiście mieszkam tutaj na stałe i jeszcze się nie przedstawiłam Majka jestem.

Agnieszka z uśmiechem i udawanym oficjalnym tonem rzekła:

- Agnieszka, a to mój ukochany Karol wskazując ukochanego.

– Miło mi, a co powiecie na wspólną kawę? W Lagos znajdziecie kilka miejsc, które mają niesamowity klimat. Może to będzie dobra okazja, żeby lepiej się poznać.

Agnieszka spojrzała na Karola z lekkim uśmiechem, po czym skinęła głową. Pomysł wydawał się świetny. W końcu nie codziennie spotyka się kogoś, kto tak dobrze mówi w ojczystym języku w Portugalii.

– Z chęcią! – odpowiedział Karol. Atmosfera tego miejsca zaczynała go wciągać. – Gdzie proponujesz?

Majka zaśmiała się, widząc, jak chłoną wszystko wokół.

– Chodźcie, pokażę wam moją ulubioną kawiarnię – odparła z uśmiechem, kierując ich w stronę jednego z wąskich zaułków. – Ma niesamowity widok na morze i świetną kawę. Na pewno wam się spodoba.

Słońce zaczęło powoli zniżać się ku horyzontowi, zabarwiając niebo ciepłymi odcieniami pomarańcza. Uliczki Lagos nabierały jeszcze bardziej malowniczego charakteru, a ich cienie wydłużały się na nierównej nawierzchni. W oddali słychać było cichy szum morza, nadający przestrzeni spokojny rytm.

Majka prowadziła ich przez brukowane uliczki, wciąż tętniące życiem, lecz niosące w sobie również nutę intymności. W końcu zatrzymali się przy niewielkiej kawiarni, której kamienne ściany zdobiły ręcznie malowane morskie motywy. W powietrzu unosił się aromat kawy i wanilii, a kilka osób leniwie popijało ją przy drewnianych stolikach.

– Właśnie tutaj – powiedziała Majka, wchodząc do środka i wskazując stolik przy oknie z widokiem na morze. – Zawsze tu przychodzę, kiedy potrzebuję chwili spokoju. Poza tym, kawa smakuje tu najlepiej.

Zamówili kawę i zasiedli przy oknie, ciesząc się ciepłem wnętrza i kojącym widokiem fal rozbijających się o brzeg. Rozmowa potoczyła się naturalnie, schodząc na temat podróży.

– My z Karolem uwielbiamy podróże – zaczęła Agnieszka, upijając łyk kawy. – Każdy wyjazd to nowe odkrycie. Szczerze mówiąc, najczęściej pozwalam Karolowi planować wszystko. On zawsze wie, dokąd jechać, gdzie się zatrzymać, jak poczuć prawdziwą duszę miejsca. Najważniejsze, że nigdzie się nie spieszymy.

Karol uśmiechnął się i spojrzał na Majkę, zauważając jej zaciekawienie.

– Tak, lubię być tym, który organizuje – przyznał, opierając się wygodnie na stole. – Lubię poznawać kulturę, ludzi, ich zwyczaje. Dla mnie podróże to nie wyścig. Trzeba pozwolić sobie na oddech, żeby naprawdę poczuć miejsce.

Majka słuchała ich uważnie, lecz jej myśli zaczęły płynąć w innym kierunku. Wpatrując się w Karola, dostrzegła w nim coś, czego nie zauważyła od razu. Nie był klasycznym przystojniakiem, nie miał idealnej figury – kilka kilogramów nadwagi wciąż było widoczne, mimo jego wzrostu. A jednak, im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej dostrzegała coś głębszego. Ogniki w jego oczach, ciepły, prawdziwy uśmiech, pewność siebie, która nie wynikała z wyglądu, lecz z czegoś bardziej autentycznego.

Mógł mieć około czterdziestu lat – nie był ani za młody, ani za stary. Jego twarz nosiła ślady dojrzałości, które dodawały mu magnetyzmu. Majka znała ten typ ludzi. Nie musieli być idealni, by przyciągać uwagę. Emanowała z nich wewnętrzna energia, której nie dało się podrobić.

Zanim jednak podzieliła się swoją myślą, spojrzała na Agnieszkę.

– Ciekawe… – zaczęła z lekkim uśmiechem. – Powiedz mi, Agnieszka, co sprawiło, że zdecydowałaś się być właśnie z nim? To było zaufanie od pierwszej chwili?

Agnieszka zawahała się na moment, spoglądając na Karola. Znała wagę tego pytania.

– Tak, zaufanie było pierwsze. Ale też to, że nie musiałam nikogo udawać. Karol pozwala mi być sobą. Zawsze z szacunkiem, zawsze z czułością. I to było coś, co poczułam od razu. Chyba to widać, że potrafi stworzyć taką atmosferę – dodała z uśmiechem.

Majka poczuła, że to dokładnie to, czego sama zawsze szukała w ludziach. Podjęła więc decyzję, by powiedzieć coś więcej.

Karol spojrzał na Majkę uważnie, jakby dopiero teraz naprawdę przyglądał się jej z bliska. Wyglądała na najwyżej trzydzieści pięć lat, choć miała w sobie coś ponadczasowego, co utrudniało dokładne określenie wieku. Ciemne włosy opadały na ramiona miękkimi falami, okalając jej twarz o delikatnych, ale wyrazistych rysach. Jej piwne oczy zdawały się skrywać tajemnice, a spojrzenie miało w sobie głębię, w której można było utonąć. Była niższa od Agnieszki, ale proporcjonalnie zbudowana, z ciałem, które przyciągało uwagę swoją naturalną harmonią. Jej piersi, choć niewielkie, były pełne, zaokrąglone w idealny sposób, tak że pod materiałem jej bluzki wydawały się obietnicą zmysłowości.

Kiedy się uśmiechnęła, jej usta przybrały kształt, który przyciągał wzrok – pełne, kuszące, jakby stworzone do tego, by kusić. Było w niej coś, co nie pozwalało oderwać od niej oczu, pewna nonszalancja zmieszana z subtelną kobiecością. Poruszała się z naturalną gracją, bez wysiłku, ale z wyczuwalnym wdziękiem, jakby każdy jej ruch był częścią niewidzialnego tańca.

– Wiesz, kiedy was obserwowałam, pomyślałam, że to nie przypadek – powiedziała, przesuwając spojrzeniem po Karolu i Agnieszce. – W waszym związku jest coś autentycznego, coś, co sprawia, że czujecie się ze sobą komfortowo. A oprócz tego, Karol… masz w sobie coś, co przyciąga ludzi. Twój uśmiech, ta radość, którą z siebie wydzielasz. To nie jest tylko wygląd, to coś znacznie głębszego.

Karol spojrzał na nią zaskoczony, ale zadowolony. Pochylił się lekko do przodu.

– Cieszę się, że to dostrzegłaś. Bo wiesz, na tym polega życie. Nie chodzi o to, co widzimy na zewnątrz, ale o to, co nosimy w sobie. To sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy.

Majka słuchała ich rozmowy z uśmiechem, czując, jak ciepło panujące w małej kawiarni zaczyna ją rozluźniać. Po chwili zapadła krótka cisza, jakby oboje dali jej przestrzeń do zebrania myśli.

– Więc tak się bawicie w organizowanie podróży? – zapytała z rozbawieniem, ale w jej głosie zabrzmiała też nuta pewności siebie. – Podróżujecie, poznajecie, nie spieszycie się… A co z tym, co najbardziej ekscytujące? Czy to przypadkiem nie dzieje się wtedy, kiedy znikacie za rogiem?

Majka uniosła brwi, patrząc na Karola z wyraźnym, a zarazem figlarnym błyskiem w oczach. Był to jej sposób na drobny żart, ale również początek gry, która miała stać się subtelnym flirtem i realizowaniem jej planu.

Karol, nieco zaskoczony tą nagłą zmianą tonu, uśmiechnął się szerzej, próbując odczytać jej intencje. Widział w jej spojrzeniu, że to nie było zwykłe pytanie – było czymś więcej.

– Hm, a co masz na myśli, Maju? – zapytał, starając się zachować powagę, chociaż w jego oczach pojawiła się iskra rozbawienia. – Chcesz wiedzieć, co tak naprawdę się dzieje, gdy my… "znikamy za rogiem"?

Agnieszka, obserwując ich wymianę spojrzeń, uśmiechnęła się szeroko. Widziała, że Majka zaczyna testować granice swojego zachowania w tej nowej, dziwnej grze. Znała Karola i siebie, by wiedzieć, że nie boi się wyzwań, szczególnie gdy chodzi o flirt.

Majka lekko pochyliła się do przodu, bawiąc się filiżanką kawy, jakby nieśmiało, a jednocześnie świadomie wciągając Karola w zabawę.

– No wiesz, nie chcę powiedzieć, że podróże to tylko chowanie się w cieniu tajemnicy – zaczęła tonem, który był zarazem zmysłowy i pewny siebie. – Ale czasami to, co dzieje się poza planem podróży, jest najbardziej ekscytujące. Chyba masz rację, Karolu, że nic nie jest przypadkowe.

Spojrzała na niego, widząc, jak jej słowa zaczynają wywoływać reakcję. Gra w flirt nabierała intensywności, ale nadal nie chodziło o nic konkretnego – tylko o grę samą w sobie, o chwilę beztroski, która sprawia, że człowiek czuje się żywy.

– Ale może to nie tylko podróże przyciągają, prawda? – dodała z zadziornym uśmiechem. – Czasem trzeba po prostu pozwolić sobie na chwilę szaleństwa, nie przejmować się zbytnio, nie szukać głębszych powodów… Co ty na to, Karolu? Jej ton był lekki, ale pełen ukrytego wyzwania. Patrzyła na niego wyczekująco, czekając na jego reakcję.

Karol zauważył jej spojrzenie i poczuł, że to już nie była tylko rozmowa o podróżach. Majka pokazywała mu zupełnie nową stronę siebie. W jego oczach pojawił się błysk fascynacji.

– Cóż, nigdy nie jestem przeciwny odrobinie szaleństwa – odpowiedział z uśmiechem. – I może masz rację… Czasami najlepiej pozwolić, by rzeczy działy się same, bez zbędnych pytań.

Majka poczuła, jak wzbiera w niej ekscytacja. Wiedziała, że znalazła odpowiedni moment, by poprowadzić grę na swój sposób.

Agnieszka, choć cały czas uczestniczyła w rozmowie, zaczęła dostrzegać, że to, co działo się między nimi, miało inny, bardziej elektryzujący ładunek. Zastanawiała się, dokąd może ich to zaprowadzić.

Majka spojrzała na Karola, jakby wyczekując jego kolejnego ruchu. Chciała zobaczyć, co się wydarzy, gdy oboje wejdą w tę grę z pełną świadomością.

Zbliżał się wieczór, wypełniając przestrzeń pomiędzy nimi przyjemnym, leniwym milczeniem. Agnieszka spojrzała na Karola, dostrzegając, że rozmowa powoli traciła energię, a zmęczenie dnia zaczynało dawać o sobie znać.

– Powinniśmy już wracać – powiedziała, zerkając na zegarek. – Jest już późno, a wciąż mamy kilka rzeczy do ogarnięcia.

Karol skinął głową, choć widział, że Majka nie jest jeszcze gotowa na rozstanie. Jej spojrzenie pełne zainteresowania sprawiało, że i on nie chciał jeszcze kończyć tego wieczoru. Mimo to czuł, że lepiej zakończyć spotkanie, zanim zrobi się zbyt intensywnie.

– Tak, to chyba najwyższy czas – odpowiedział spokojnie, z lekkim żalem w głosie.

– Ale może jeszcze jedno miejsce? Zanim się rozstaniemy...

Majka uśmiechnęła się tajemniczo.

– Jeśli znajdziecie jeszcze chwilę, mogę wam pokazać jedno z moich ulubionych miejsc w Lagos. Jestem pewna, że będziecie zachwyceni.

Agnieszka spojrzała na Karola, a ten, nieco zaskoczony, ale zainteresowany, kiwnął głową. Majka podniosła się z krzesła i machnęła ręką w stronę drzwi.

– To tylko rzut beretem stąd. Zapraszam was do Igreja de Santo António – powiedziała z tajemniczym uśmiechem. – Ciekawa historia, a przy okazji naprawdę piękne miejsce.

Karol i Agnieszka podnieśli się, a Majka poprowadziła ich przez wąskie uliczki Lagos, przepełnione dźwiękami ulicznych artystów i zapachem wieczornego powietrza. Kiedy dotarli do kościoła, jego zewnętrzna prostota kontrastowała z bogactwem detali, które później ujrzeli wewnątrz świątyni.

Majka otworzyła drzwi, a z ich wnętrza wyłonił się chłód i cisza. Wnętrze było pełne subtelnej elegancji – rzeźby świętych zdobiły ściany, a witraże łamały światło w kolorowe refleksy na posadzce.

– To kościół z XVIII wieku – zaczęła Majka, przechadzając się wśród ławek. – Zbudowany na cześć św. Antoniego, patrona miast i żeglarzy. Oczywiście, na przestrzeni lat był kilkakrotnie odnawiany, ale wciąż zachowuje swój pierwotny urok.

Agnieszka i Karol, choć przyzwyczajeni do zwiedzania wielu miejsc, zatrzymali się na chwilę, pozwalając sobie poczuć magiczną atmosferę tego miejsca. Majka wskazała na ołtarz główny.

– Zobaczcie to – powiedziała, pokazując na wspaniałą rzeźbę św. Antoniego. – To dzieło sztuki wyrzeźbione przez jednego z najznamienitszych artystów barokowych Portugalii. Jest jedną z głównych atrakcji tego kościoła.

Zatrzymali się przy ołtarzu, a Majka opowiadała dalej o pielgrzymkach żeglarzy modlących się tu o bezpieczny powrót. Opisała, jak ołtarz był kiedyś bogato zdobiony złotem, a liczne wota składane przez wiernych stanowiły świadectwo ich wdzięczności.

– Czasami, gdy wchodzi się tutaj, można poczuć, jakby wszystko wokół nabierało innego rytmu – dodała. – Czuć historię, czuć ludzi, którzy tu modlili się przez wieki.

Karol i Agnieszka stali chwilę w ciszy, wchłaniając piękno tego miejsca. Zapach kadzideł unosił się w powietrzu, mieszając się z chłodnym powiewem nocy.

– To niesamowite – powiedział Karol, podziwiając architektoniczne detale. – Nigdy nie pomyślałbym, że takie miejsce można znaleźć w tak małym mieście. Dziękujemy, że nam to pokazałaś, Majko.

Agnieszka uśmiechnęła się do Majki.

– Na pewno zapamiętamy to miejsce. Cudowne.

Po chwili wszyscy ruszyli w stronę wyjścia. Majka rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na kościół, jakby w duchu żegnając się z tym miejscem.

– A teraz już pora na nasz powrót – dodała, wychodząc na zewnątrz. – Chociaż… po takim dniu, kto wie, co może się jeszcze wydarzyć.

Z uśmiechem, ale i z nutą tajemnicy w oczach, prowadziła ich w stronę głównej ulicy. Noc w Lagos powoli wchodziła w swój rytm.

Po wyjściu z kościoła rozmowa znów nabrała bardziej osobistego charakteru. Nocne niebo rozświetlały jedynie słabe światła latarni, a cisza miasta wzmagała intymność chwili.

– Wiecie – zaczęła nagle Majka, jakby szukając odpowiednich słów – wiele osób przychodzi do takich miejsc, by poczuć się lepiej. Jakby w chwilach zwątpienia musieli przypomnieć sobie o Bogu, by znowu odnaleźć spokój. Ale... czasami mam wrażenie, że nawet w tych najświętszych chwilach nie potrafimy uciec od swoich słabości.

Agnieszka spojrzała na nią z zaciekawieniem, a on również uważnie ją obserwował. Majka kontynuowała:

– Wierzę, że gdzieś tam jest coś większego od nas, coś, co trzyma wszystko razem. Ale często zmagam się z tym, że mimo tej wiary, popełniam grzechy, których nie powinnam. I zawsze mam wyrzuty sumienia, ale... nie potrafię ich uniknąć.

Karol przystanął na moment, patrząc jej w oczy. Czuł, że Majka mówi nie tylko o wierze, ale o czymś, co ją dręczy.

– Wiesz – zaczął – chyba każdy z nas zmaga się z podobnymi pytaniami. My mamy bardzo podobne przekonania. Jesteśmy wierzący, ale nie zawsze potrafimy sobie poradzić z naszymi grzechami. Zawsze mamy poczucie winy, ale z drugiej strony... nie wiemy, dlaczego wciąż popełniamy te same błędy.

Agnieszka skinęła głową, włączając się do rozmowy:

– Czasami mam wrażenie, że to właśnie nasza ludzka natura... Chcemy postępować dobrze, kochać i żyć zgodnie z zasadami, ale coś w nas ciągle popycha nas w stronę tego, czego nie chcielibyśmy robić. I może to właśnie dlatego, że nigdy nie mamy pełnej kontroli nad sobą... zbyt często poddajemy się pokusom.

Zamilkła na chwilę, dając im szansę na przemyślenie tych słów. Cała ta rozmowa wydawała się niezwykle osobista, jakby podnosiła zasłonę codziennych ról i pozorów, by ukazać to, co w ludziach naprawdę się liczy.

– Tak, to chyba to – westchnęła Majka, opuszczając wzrok na ziemię. – Czasami czuję się, jakbym toczyła niekończącą się walkę z własnymi słabościami... Były momenty, kiedy naprawdę chciałam się zmienić, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Zawsze wracam do tego samego punktu. Jakby grzech, choć mam świadomość, że go popełniam, miał w sobie jakiś magnetyzm, którego nie potrafię zignorować.

Karol spojrzał na Agnieszkę, jakby szukając potwierdzenia, że oboje znają to uczucie.

– Właśnie – dodał. – To ta pokusa, która ciągle do nas wraca. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jej ulegamy, mimo że w głębi serca wiemy, że to, co robimy, nie jest w porządku. A kiedy już się zreflektujemy, często jest za późno.

Agnieszka popatrzyła na niego z pełnym zrozumienia wzrokiem, a potem cicho dodała:

– Może zamiast walczyć z tym, powinniśmy po prostu to zaakceptować. Nie możemy żyć w wiecznym strachu przed swoimi słabościami. Może klucz tkwi w tym, by je zrozumieć, zamiast usilnie je odrzucać, bo... one wcale nie znikną.

Majka uśmiechnęła się lekko, doceniając ich refleksję. Czuła, że ta rozmowa była jak otwarte okno, przez które można było spojrzeć na swoje lęki i pragnienia w pełnym świetle.

– Może masz rację – powiedziała cicho. – Może musimy zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy, z wszystkimi niedoskonałościami. W końcu to one czynią nas ludźmi. A życie to nieustanna droga – pełna upadków, ale też możliwości stawania się kimś lepszym.

Zapadła chwila ciszy, w której każde z nich przetrawiało te słowa. Mimo trudnego tematu wiary, grzechu i słabości, w ich sercach zagościła niespodziewana harmonia.

Po chwili ruszyli dalej, pozostawiając za sobą refleksyjny moment. Słowa wypowiedziane w ciszy nocy niosły w sobie ciężar, ale jednocześnie dawały ulgę. Nad nimi migotało niebo, jakby w odpowiedzi na ich rozmowę.

Po kilku minutach dotarli do eleganckiej, przestronnej willi otoczonej zadbanym ogrodem. Delikatne światła na tarasie rzucały ciepłą poświatę, podkreślając luksusowy charakter posesji.

– No proszę, piękne miejsce – rzucił Karol z uznaniem, spoglądając na fasadę budynku.

– Trochę za duże jak na jedną osobę – odpowiedziała Majka z lekkim uśmiechem, opierając się o furtkę. – Ale nie narzekam. Lubię przestrzeń.

Agnieszka przyjrzała się jej uważnie, zastanawiając się, kim dokładnie jest Majka i czym zajmuje się na co dzień. Choć była otwarta i rozmowna, wokół niej unosiła się aura tajemniczości.

– Dziękuję wam za ten wieczór – powiedziała Majka, przyglądając się im uważnie. – Fajnie było porozmawiać.

– Nam również – przyznała Agnieszka. – Czasami najlepiej spędza się czas w towarzystwie ludzi, których dopiero się poznaje.

Majka uśmiechnęła się, a potem, jakby od niechcenia, dodała:

– Jutro muszę załatwić kilka spraw za miastem, ale przy okazji mogę wam pokazać kilka urokliwych miejsc. W końcu wiem już, że lubicie poznawać nowe zakątki na własną rękę. – Majka uśmiechnęła się, wyciągając telefon z torebki.

Karol i Agnieszka spojrzeli po sobie, niemal od razu się zgadzając.

– Brzmi świetnie – odparł Karol. – O której się widzimy?

– Spotkajmy się o dziewiątej. Tutaj, przed moim domem. – Majka zatrzymała się na chwilę, patrząc na nich z lekkim uśmiechem. – Może, żeby było łatwiej, wymienimy się numerami? W razie czego będziemy mogli się złapać, gdyby coś się zmieniło.

– Dobry pomysł – powiedziała Agnieszka, wyciągając telefon i odblokowując ekran.

Szybko wymienili się numerami, a Majka, zapisując kontakt, dodała żartobliwie:

– Teraz nie macie wyjścia. Jak się spóźnicie, będę wydzwaniać do skutku.

– W porządku, obiecujemy być na czas – zaśmiał się Karol.

– Super, do zobaczenia – rzuciła Agnieszka, a Majka skinęła głową, odprowadzając ich wzrokiem, gdy zaczęli się oddalać.

Kiedy zniknęli za rogiem, uśmiech na jej twarzy powoli zgasł. Stała przez chwilę nieruchomo, wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą.

No dobra, robota zrobiona. Przesunęła językiem po wargach i uśmiechnęła się lekko. Mam ich. Kolejni złapani. Pewnie już jutro będą gotowi, by ich wciągnąć.

Robiła to od lat. I zawsze wychodziło jej to doskonale. Kolejne etapy planu były jasne, przećwiczone, niemal rutynowe.

Ale tym razem...tym razem czuła inaczej, coś się tliło.

Jeszcze daleko w tle, ukryte głęboko, niemal niezauważalne. Myśl, której nie chciała dopuścić. Coś, co starała się zignorować. Bo przecież znała zasady. Wiedziała, jak to działa.

Pewnym krokiem ruszyła przed siebie, nie zagłębiając się w ukryte myśli. Robota musi być wykonana.

Ich wynajęte mieszkanie znajdowało się zaledwie pięćset metrów dalej, ale droga prowadziła przez ciche, wąskie uliczki, które w nocnym świetle wydawały się jeszcze bardziej klimatyczne.

– Co o niej sądzisz? – zapytała Agnieszka, kiedy szli ramię w ramię.

Karol zamyślił się na chwilę, zanim odpowiedział:

– Jest intrygująca. Na pewno nieprzeciętna.

– Zdecydowanie – przytaknęła Agnieszka, uśmiechając się pod nosem. – Jutro może dowiemy się o niej czegoś więcej.

Z tym postanowieniem ruszyli dalej, delektując się spokojem nocy i ciepłym powietrzem niosącym zapach morza. Jutrzejszy dzień zapowiadał się jeszcze ciekawiej.

Rozdział 2: Zmiana planów

Następnego dnia przyszła wiadomość od Majki:

"Cześć! Przepraszam, ale coś mi wypadło. Odezwę się, jak tylko znajdę chwilę. Miłego dnia!"

Agnieszka spojrzała na niego z lekkim rozczarowaniem. Usiadła na brzegu łóżka, kręcąc głową.

– Wiesz, poznaliśmy ją dopiero wczoraj, ale... – zaczęła Agnieszka, patrząc przez okno na zatokę. – Nie miała żadnych zobowiązań wobec nas, to jasne. A jednak sama zaproponowała ten wyjazd. Mówiła o miejscach, które chce nam pokazać. A teraz, w ostatniej chwili, odwołuje spotkanie. Trochę to dziwne i jestem zawiedziona.

Karol wzruszył ramionami, choć w jego oczach również widać było zawód.

– Wydaje się fajna, ale prawda jest taka, że mało o niej wiemy. Może to coś ważnego. Jak się odezwie, to będzie super, a jeśli nie – trudno. Mamy całe wakacje przed sobą. Nie zamierzam się tym przejmować, znajdziemy nowe znajomości i nowe przygody.

– Masz rację. – Agnieszka westchnęła. – Chociaż nie ukrywam, że liczyłam na to, że pokaże nam coś, czego nie znajdziemy w przewodnikach.

– I jeszcze jest coś – dodał, wpatrując się w ekran telefonu. – To było tak nagłe. Jakby... coś się stało.

– Może. – wstała, uśmiechając się lekko. – Ale skoro mamy wolny dzień, chodźmy na plażę. Czasami najlepsze przygody zdarzają się, gdy się ich nie planuje.

Postanowili spędzić dzień na Praia do Camilo – urokliwej plaży w Lagos, słynącej z krystalicznie czystej wody i skalnych formacji. Schodząc po stromych schodach prowadzących na piasek, podziwiali złociste klify odbijające się w turkusowej wodzie.

Pod parasolem, obserwując szum oceanu, Agnieszka wróciła wspomnieniami do ich ostatnich wakacji w Tajlandii.

– Pamiętasz grudzień w Tajlandii? Jak wtedy szukaliśmy ukrytej plaży w Krabi? – zapytała, uśmiechając się na wspomnienie tamtej przygody.

– Jakbym mógł zapomnieć – odparł. – Szczególnie tego przewodnika, który przekonywał nas, że na końcu ścieżki czeka ukryty raj. Było warto.

– To był dobry czas. – westchnęła. – Trochę mi brakuje tamtej swobody. Myślisz, że tutaj też znajdziemy coś podobnego?

– Zobaczymy. Lagos ma swój urok. Może Majka jeszcze się odezwie i nas czymś zaskoczy.

Podczas spaceru po plaży spotkali parę z Wielkiej Brytanii. Rozmowy o podróżach przerodziły się w wspólne plany na wieczorną kolację w lokalnej tawernie w Marina de Lagos. Atmosfera sprzyjała takim znajomościom – swobodnym, lekkim, ale pełnym ciekawych historii.

Po krótkiej rozmowie postanowili jednak pójść dalej wzdłuż wybrzeża. Spacerowali powoli, rozmawiając o podróżach, które chcieliby jeszcze odbyć. Im dalej szli, tym mniej ludzi spotykali. W końcu dotarli do bardziej odludnego fragmentu plaży, gdzie klify tworzyły naturalne przejście. Wśród skał dostrzegli wyżłobiony przesmyk, który prowadził do niewielkiej jaskini, skrytej przed wzrokiem przypadkowych spacerowiczów.

Nagle chwyciła ukochanego za rękę, jej oczy błyszczały ekscytacją.

– Chodź! Musimy tam wejść! – zawołała z nieukrywaną radością, ciągnąc go w stronę przesmyku.

Dał się pociągnąć, uśmiechając się pod nosem. Zawsze była taka – ciekawa, pełna energii, wiecznie szukająca nowych wrażeń. Jej potrzeba odkrywania czegoś niezwykłego nigdy go nie dziwiła, ale zawsze fascynowała. To właśnie ta część jej osobowości sprawiała, że życie z nią było nieprzewidywalne i ekscytujące.

Przesmyk okazał się wąski, ale po kilku krokach otworzył się przed nimi widok, który zaparł im dech w piersiach. Znaleźli się w niewielkiej jaskini, której sufit tworzyły naturalne łuki skalne. Promienie słońca wpadały przez otwory w sklepieniu, oświetlając turkusową wodę i tworząc mozaikę świetlnych refleksów na ścianach. Woda była tak przejrzysta, że mogli dostrzec kamyki na jej dnie.

– Och, jak tu pięknie… – szepnęła, zatrzymując się w samym środku jaskini. – Przytul mnie.

Podszedł do niej powoli. Stanął za nią, objął ją ramionami, przytulił mocno, a jego podbródek oparł się na jej ramieniu. Oboje patrzyli w ciszy na spokojne fale wypełniające wnętrze jaskini. W tej chwili czuć było tylko ich oddechy i szum oceanu.

– Cieszę się, że tu jesteśmy – powiedział cicho. – To miejsce jest wyjątkowe. Tak jak ta chwila.

Agnieszka uśmiechnęła się lekko, odwracając głowę w jego stronę.

– I wiesz co? – zapytała szeptem. – To chyba nawet lepsze niż planowana wycieczka z Majką.

Uśmiechnął się, a jego uścisk stał się jeszcze pewniejszy. W tej jednej, spokojnej chwili wśród skał i szumu fal, zdawało się, że nic innego nie ma znaczenia.

Agnieszka trwała przez chwilę w jego ramionach, po czym powoli opuściła prawą dłoń w dół. Jej palce zaczęły delikatnie przesuwać się po materiale jego spodenek. Na początku robiła to subtelnie, prowokująco, jakby badając jego reakcję. Każdy lekki dotyk przeszywał go dreszczem, a ciepło jej dłoni potęgowało napięcie tej chwili. Kiedy Karola podniecenie wzrastało kontynuowała, jej dłoń wślizgnęła się do spodenek, i dotknęła go świadomie i pewnie, jednak powoli budując pożądanie.

Nagle odsunęła się od niego powoli, patrząc mu w oczy z figlarnym uśmiechem. Przeszła kilka kroków w stronę skalnej ściany, gdzie światło wpadające przez szczelinę tworzyło złocisty refleks na piasku.

– Chodź – rzuciła, unosząc rękę i przywołując go palcem.

Obserwował ją w milczeniu. Cała Agnieszka – zawsze szukająca czegoś nowego, niezwykłego, zawsze pragnąca przesuwać granice. Fascynowała go ta jej potrzeba odkrywania, ten nieprzewidywalny błysk w oczach. W głowie kłębiły mu się myśli: Zawsze chce więcej, zawsze pragnie chwil, które zostaną w pamięci. I właśnie to w niej uwielbiam.

Stanęła przed jedną ze skał,. Miejsce było wyjątkowe – promienie słońca wpadały przez otwór w skale, a spokojne fale odbijały światło na ścianach jaskini, malując je refleksami. Dźwięki z zewnątrz były stłumione, ale nie znikały całkowicie – z oddali, zaledwie trzydzieści metrów dalej, słychać było śmiech i rozmowy opalających się ludzi. To dodawało tej chwili dodatkowego napięcia.

Spojrzała na Karola. Jej wzrok był pewny, a uśmiech – pełen obietnic. Wiedziała, że mogą zostać zauważeni, a jednak właśnie to dodawało pikanterii całej sytuacji. Powoli uniosła ręce do ramion i zaczęła zdejmować górę stroju kąpielowego. Jej ruchy były świadome, powolne, jakby chciała przeciągnąć każdą sekundę tej chwili, promienie światła podkreśliły kształty jej sylwetki.

Karol z narastającym podnieceniem obserwował ją w ciszy. Każdy jej gest wydawał się perfekcyjnie przemyślany, prowokujący, ale pełen gracji. Agnieszka, nie spuszczając z niego wzroku, pochyliła się lekko, zsunęła dolną część stroju i odwróciła się do niego.– Jesteśmy ukryci, ale nie całkiem… – szepnęła. – Pomyśl, że ktoś może nas zobaczyć. Wiesz, jak to podnieca?

Jej głos rozbrzmiał w półmroku jaskini, łagodny, a zarazem przesycony obietnicą. Szum fal wypełnił ciszę między nimi, rytmiczny jak przyspieszony oddech. Karol zrobił krok w jej stronę, słysząc w uszach jedynie echo własnego bicia serca. Wiedział, że w tej chwili chce ja cała poczuć.

Agnieszka powoli odwróciła się, spoglądając na niego z błyskiem w oku. W lekkim rozkroku oparła dłonie o chłodną powierzchnię skały wypinając się prowokująco. Jej ruchy były świadome, zmysłowe – każde spojrzenie, każdy gest zdawał się mówić więcej niż słowa. Szum morza za ich plecami mieszał się z delikatnymi westchnieniami, które Agnieszka wypuszczała z ust, jakby nie potrafiła powstrzymać narastającego napięcia.

– Chcę cię poczuć... – wyszeptała tak cicho, że Karol ledwo dosłyszał jej słowa, a jednak zrozumiał ich znaczenie w pełni.

Podszedł do niej, ich ciała zetknęły się i już w niej był. Powietrze w jaskini było gęste od emocji. Z każdą chwilą dźwięki stawały się bardziej wyraziste – urywane oddechy, ciche westchnienia, niemal niesłyszalne szepty. Każdy ruch Agnieszki był powolny, prowokujący. Czuł jej bliskość, ciepło skóry, rytm jej oddechu, który stawał się coraz bardziej urywany.

Oparł dłoń na jej talii. Ich ciała poruszały się w rytmie, którego nie trzeba było ustalać słowami. Każde jej westchnienie, każdy cichy dźwięk unoszący się w jaskini, nadawał tej chwili głębię i intymność. Jej palce przesuwały się po skale, w odpowiedzi na każdy jego ruch. W powietrzu unosił się zapach słonej wody, zmieszany z ciepłem ich ciał.

– Tak, tak dobrze – szepnęła Agnieszka, a jej głos był cichym echem rozbrzmiewającym w skalnym wnętrzu.

Ich oddechy splatały się w tej ciasnej przestrzeni. Każdy dźwięk – westchnienie, cichy jęk, szelest ich ruchów – podkreślał wyjątkowość tej chwili. Byli tam tylko oni, ukryci, ale jednak widoczni, z niepokojącą świadomością, że w każdej chwili ktoś mógł ich dostrzec.

Czas wydawał się zatrzymać. Była to chwila, w której zmysły przejęły kontrolę, a świat na zewnątrz przestał istnieć. W tej jednej, pełnej napięcia przestrzeni liczyli się tylko oni – ich oddechy, szeptane słowa i delikatne dźwięki, które tworzyły najbardziej intymną melodię, która zaprowadziła ich do finalnego uniesienia.

Po chwili ciszy powoli odsunęła się od Karola. Oparła plecy o chłodną skałę, biorąc głęboki oddech. Jej policzki były zaróżowione, a w oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem – oboje byli rozluźnieni, jakby cała energia tej chwili właśnie się ulotniła.

– Myślisz, że ktoś nas słyszał? – zapytała półgłosem, poprawiając włosy.

Karol zaśmiał się cicho.

– Wiesz, z tą akustyką w jaskini… możliwe, że rozbawiliśmy pół plaży.

– No cóż –wzruszyła ramionami – przynajmniej nie będą się nudzić.

Wyszli zza skał, uważnie rozglądając się dookoła. Kilkadziesiąt metrów dalej wciąż opalali się ludzie, a szum rozmów i śmiechu zdawał się nie zdradzać, by ktokolwiek zwrócił uwagę na ich chwilę prywatności. Oboje spojrzeli na siebie, po czym wybuchnęli śmiechem.

– To było blisko – stwierdził. – Prawie jak scena z jakiegoś filmu. Może powinniśmy zacząć pisać scenariusz? W stylu Dalí’ego – surrealistyczne, nieoczywiste, a do tego... niezapomniane.

– Dalí? – Agnieszka uniosła brew. – No tak, twoje artystyczne zapędy. Ale podoba mi się ta myśl – dodała z uśmiechem. – Możemy nazwać to dzieło Ukryci w jaskini.

– Brzmi jak tytuł, który wzbudzi ciekawość – odparł, śmiejąc się.

Spacerując w stronę głównej plaży, czuli się lekko i swobodnie. Atmosfera między nimi była pełna żartów, drobnych docinków i wspólnego śmiechu. Ich myśli były gdzie indziej – dzień ten sprawił, że zapomnieli o Magdzie, przyjaciółce, którą poznali zaledwie wczoraj. Magdzie, która sama zaproponowała wspólne zwiedzanie, a potem niespodziewanie się wycofała.

– Ciekawe, czy się jeszcze odezwie – rzucił Karol, zerkając w stronę plaży.

– Może, a może nie – odpowiedziała. – W końcu mamy jeszcze całe wakacje przed sobą. I dziś wieczorem kolacja z tamtą parą. Myślę, że to będzie idealne zakończenie dnia.

– Zdecydowanie. –kiwnął głową. – Zwłaszcza po takim popołudniu.

Ich kroki powoli kierowały się w stronę miasta. Śmiech, żarty i wspomnienie tego, co wydarzyło się w jaskini, sprawiły, że ten dzień zapisze się w ich pamięci na długo.

Zatrzymali się jeszcze na orzeźwiające Campari soda, siedząc przy stoliku z widokiem na marinę, wspominali dzień.

– Wiesz, może Majka wie, co robi – powiedziała Agnieszka. – Może właśnie taki luźny dzień był nam potrzebny.

– Może. A jednak coś w tej sytuacji mnie intryguje – przyznał, patrząc na cichą taflę wody.

Spojrzała na niego pytająco, ale on tylko uśmiechnął się, podnosząc szklankę różowego płynu.

– Za nieplanowane dni i nieoczekiwane znajomości. –

Ich toast uniósł się nad szumem rozmów, przyjemnym dźwiękiem fal i obietnicą kolejnych, nieoczekiwanych przygód w Lagos.

Zakończyli dzień spacerem wzdłuż Avenida dos Descobrimentos, mijając lokalne bary i kawiarnie. Ich rozmowy toczyły się o przyszłych planach, marzeniach i wspomnieniach.

Wieczór nadszedł szybko. Karol i Agnieszka przyszli punktualnie do tawerny, ubrani swobodnie, ale stylowo. Karol poprawił kołnierzyk koszuli, zerkając na Agnieszkę, która z lekkim uśmiechem poprawiała włosy.

– Myślisz, że będzie ciekawie? – zapytała półgłosem.

– Myślę, że nie będziemy chcieli zostać długo – odparł. – Cały dzień na plaży i… – zawahał się, uśmiechając lekko – nasze popołudnie zabrało mi resztki energii.

Zaśmiała się cicho, wchodząc do środka.

Nowo poznana para już czekała przy stoliku. Przywitali się serdecznie, wymieniając uprzejmości. Tawerna pachniała świeżymi owocami morza i winem. Złożyli szybkie zamówienie – lekkie dania i białe wino. Rozmowy toczyły się naturalnie: o podróżach, ulubionych miejscach w Portugalii, a także planach na kolejne dni.

Mimo to Karol czuł, że czegoś brakuje. Wysłuchując opowieści nowych znajomych, zerkał od czasu do czasu w stronę wejścia, jakby kogoś wypatrywał. W myślach przewijały się obrazy – energiczna gestykulacja Majki, jej głośny śmiech, który ożywiał każdą rozmowę.

Hm… no niestety, to nie Majka – pomyślał. – Nowi znajomi są mili, naprawdę. Ale nie mają w sobie tego błysku. Brakuje im tej energii, którą Majka wprowadzała nawet w najprostsze rozmowy. Szkoda, że nie jest teraz z nami.

Agnieszka również wydawała się nieco zamyślona. Uśmiechała się, przytakiwała podczas rozmowy, ale Karol zauważył ten drobny gest – obracanie pierścionka na palcu, który zawsze wykonywała, gdy coś zaprzątało jej myśli.

Spojrzała na Karola i uśmiechnęła się lekko, jakby czytała mu w myślach.

– Też o niej myślisz? – zapytała cicho, nachylając się w jego stronę.

– Tak. Brakuje jej tutaj, prawda?

– Zdecydowanie.

W tym momencie telefon zawibrował na stole. Ekran rozświetlił się znajomym imieniem. Oboje spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.

Majka: Kochani, załatwiłam wszystko. Przepraszam za dzisiaj. Jeśli macie czas jutro, moja propozycja wycieczki jest nadal aktualna.

Agnieszka roześmiała się, zasłaniając usta dłonią.

– Jakby czytała w naszych myślach!

Karol spojrzał na ekran, uśmiechając się pod nosem.

– Zdecydowanie potrafi zaskoczyć w idealnym momencie.

Para z Wielkiej Brytanii przerwała rozmowę, spoglądając pytająco.

– Wszystko w porządku? – zapytali.

– Tak, tak – odparła Agnieszka, odkładając telefon. – Właśnie dostaliśmy zaproszenie na jutrzejszą przygodę.

– Wygląda na to, że jednak nie będziemy się nudzić – dodał Karol z uśmiechem.

Wieczór, który miał być jedynie formalnością, nabrał nowego znaczenia. Myśl o jutrzejszym dniu, wspólnej wycieczce i powrocie do planów z Majką przywróciła im energię. Poczuli, że prawdziwa przygoda dopiero się zaczyna.

Rozdział 3: Pierwsze tajemnice

Poranek był ciepły i słoneczny, a delikatny wiatr niósł zapach morza i rozgrzanej ziemi. Karol i Agnieszka dotarli pod willę Majki tuż przed dziewiątą. Agnieszka, jak zawsze pełna energii, miała na sobie lekką, letnią sukienkę, a Karol postawił na lnianą koszulę i szorty.

Gdy Majka wyszła z domu, od razu przyciągnęła uwagę. Miała na sobie brązowe kowbojki, krótkie dżinsowe szorty odsłaniające jej długie, opalone nogi i luźną koszulkę na ramiączkach, która zdawała się być niedbale zarzucona na ciało. Materiał delikatnie opadał, a szerokie wycięcia pod pachami odsłaniały gładką skórę i fragment piersi. Poprawiła włosy i uśmiechnęła się promiennie.

– Gotowi na przygodę? – rzuciła z ekscytacją.

– Jak najbardziej – odparła Agnieszka.

– No to jedziemy. Mam dla was same niespodzianki – powiedziała Majka, wskazując na swojego czarnego SUV-a.

Wsiedli do auta. Majka zajęła miejsce za kierownicą, Karol usiadł obok niej, a Agnieszka usadowiła się z tyłu. samochód ruszył, sunąc po porannych, jeszcze niezbyt zatłoczonych ulicach.

Karol, choć starał się skupić na widokach, co jakiś czas ukradkiem spoglądał na Majkę. Przy każdym ruchu kierownicy materiał jej koszulki lekko się przesuwał, odsłaniając coraz więcej. Gdy auto podskoczyło na nierównej drodze, na ułamek sekundy ujrzał jej pierś kołyszącą się swobodnie pod luźnym materiałem. Widok, na który każdy zdrowy facet zwróciłby uwagę.

Karol uśmiechnął się lekko pod nosem. W dawnych związkach takie spojrzenie musiałby ukrywać – albo kończyłoby się to znaczącym spojrzeniem partnerki, albo kuksańcem w bok. Pamiętał, jak trudno było udawać obojętność, jakby ludzkie instynkty były czymś wstydliwym. Teraz było inaczej. Przy Agnieszce nie musiał niczego ukrywać. Zrozumieli siebie nawzajem, odkrywając, że nie warto być zazdrosnym o naturalne odruchy.

Rozmawiali o tym wielokrotnie. Śmiali się, że są zdrowi, mają oczy i prawo, by podziwiać piękno innych. Agnieszka nieraz żartobliwie komentowała atrakcyjnych mężczyzn mijanych na ulicy. Karol wiedział, że to nic nie znaczy. Nie było w tym złośliwości ani ukrytego przekazu – ot, zwykłe docenienie tego, co miłe dla oka. To właśnie ta swoboda sprawiała, że ich relacja była inna. Prawdziwsza.

Czuł się dzięki temu lżejszy, pozbawiony zbędnych napięć. Wiedział, że z Agnieszką łączy go coś więcej – zaufanie, którego nie burzą takie drobiazgi. Spojrzenie na atrakcyjną osobę nie oznaczało braku szacunku czy zdrady. To było naturalne. Był człowiekiem. Ona była kobietą. Każde z nich ceniło piękno w różnych formach.

Zerknął w lusterko. Agnieszka siedziała z tyłu samochodu, zajęta własnymi myślami. Uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że gdyby zauważyła, na co przed chwilą patrzył, uniosłaby brew z tym swoim charakterystycznym uśmiechem i rzuciła: "Ładne, prawda? Też zauważyłam."

Ta lekkość między nimi była jak cichy układ, niewymuszona akceptacja. Zrozumiał, że dopiero teraz żył w związku, w którym niczego nie musiał ukrywać. Wreszcie był sobą.

Po kilku minutach Majka zjechała z głównej drogi i skierowała się na obrzeża miasta. Wkrótce zatrzymali się przed starym, niepozornym warsztatem samochodowym. Blaszana konstrukcja wyglądała na zaniedbaną, a wyblakły napis "Mecânica Auto Lobo" nad bramą sugerował, że miejsce lata świetności miało dawno za sobą.

– Coś się stało? – zapytała Agnieszka, unosząc brwi.

– Muszę coś załatwić zaraz wrócę– odpowiedziała swobodnie.

Wysiadła i z bagażnika wyjęła spora podróżna torbę. Podeszła do metalowej bramy i mocno uderzyła w nią pięścią.

Przez chwilę panowała cisza. Potem usłyszeli szczęk zamka i brama powoli się uchyliła. Majka wsunęła się do środka, zostawiając ich samych w aucie.

Karol i Agnieszka wymienili spojrzenia.

– Dziwne miejsce na przystanek – mruknął.

Agnieszka wzruszyła ramionami. – Może zna właściciela.

Minuty mijały, a Majka wciąż nie wracała. W końcu blaszane drzwi ponownie się otworzyły i wyszła w towarzystwie mechanika, który niósł torbę Majki, wydająca się teraz jakby cięższą– wrzucił ją z powrotem do bagażnika i odszedł nic nie mówiąc.. Majka, z nonszalancką pewnością siebie wróciła do auta również nie dając żadnych wyjaśnień.

Karol spojrzał na nią pytająco, ale Majka tylko lekko się uśmiechnęła.

– Możemy jechać dalej? – zapytała.

– Jasne – odpowiedziała Agnieszka, choć w jej głosie dało się wyczuć nutę ciekawości.

Majka ponownie włączyła silnik i wróciła na główną drogę.

– Dokąd teraz? – bo chyba niebyła jedna z atrakcji o jakich mówiłaś - zapytał z uśmiechem.

Majka spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się tajemniczo.

– Zabieram was do jednego z moich ulubionych miejsc. Ponta da Piedade – powiedziała. – Klify, jaskinie i niesamowite widoki. Zakochacie się w tym miejscu.

Agnieszka spojrzała przez okno na mijany krajobraz.

– Brzmi obiecująco.

Karol zerknął jeszcze raz na Majkę. Wiedział, że ten dzień dopiero się zaczyna, a napięcie, które rosło między nimi, stawało się coraz bardziej wyczuwalne.

Kiedy wysiedli z samochodu, ich oczom ukazał się jeden z najbardziej malowniczych widoków w tej części Algarve. Ponta da Piedade nie była zwykłym klifem – to było arcydzieło natury, wyrzeźbione przez wiatr i wodę.

Strome, złocisto-pomarańczowe skały opadały dramatycznie do turkusowego oceanu, tworząc labirynt grot i łuków skalnych, przez które przedzierały się promienie słońca. Woda była tak przejrzysta, że nawet z góry można było dostrzec ciemne cienie ryb sunących pod powierzchnią. Gdzieś w dole, między skałami, kołysały się małe łódki, wyglądające jak zabawki zagubione w bezkresnym błękicie Atlantyku.

Majka stanęła na skraju punktu widokowego, opierając dłonie na drewnianej barierce.

– Niesamowite, prawda? – powiedziała, odwracając głowę w ich stronę.

Karol przytaknął, przez chwilę zapominając nawet o Magdzie i jej grze. Uwielbiał takie miejsca – surowe, dzikie, gdzie człowiek czuł się malutki wobec potęgi natury.

Agnieszka podeszła bliżej i wzięła głęboki oddech, czując na twarzy ciepły, słony wiatr.

– Jak z jakiegoś filmu – szepnęła.

Majka zaśmiała się cicho.

– Turyści zazwyczaj tylko tu podjeżdżają, robią kilka zdjęć i jadą dalej. A tu można spędzić godziny, po prostu patrząc.

– I zapomnieć o całym świecie – dodał Karol, wciąż wpatrzony w horyzont.

Majka przekrzywiła głowę, jakby przez moment naprawdę zastanawiała się nad jego słowami.

– No właśnie… może czasem warto zapomnieć – powiedziała cicho, a potem uśmiechnęła się do niego tym swoim lekko tajemniczym uśmiechem.

Agnieszka widziała to doskonale. Widziała, jak Majka powoli, niemal niezauważalnie, rozsnuwa wokół nich swoją grę. I wiedziała jedno – tej nocy będą mieli z Karolem ciekawą rozmowę.

Po chwili jazdy wzdłuż wybrzeża Majka nagle skręciła z głównej drogi w boczną, niemal niewidoczną ścieżkę prowadzącą między wzgórzami.

– Majka, gdzie ty nas wozisz? – zaśmiała się Agnieszka, spoglądając na Karola, który wyglądał na nieco zaskoczonego.

– Spokojnie, nie porywam was – rzuciła z uśmiechem. – Znam tu pewne miejsce, cichą plażę, gdzie rzadko docierają turyści. Idealna na chwilę relaksu.

– Ale my nie mamy strojów kąpielowych – zauważył Karol, unosząc brwi.

Majka zerknęła na niego przez ramię i puściła mu oczko.

– A kto mówi, że są konieczne?

Agnieszka zaśmiała się, ale jej wzrok przez moment był czujny. Obserwowała Majkę, widząc, jak ta znowu powoli i sprytnie podkręca atmosferę.

Droga była wyboista, samochód lekko podskakiwał, a Majka, skupiona na prowadzeniu, nie przejmowała się tym, jak jej koszulka opadała na boki, odsłaniając jeszcze więcej niż wcześniej czego Karol korzystał wzbogacając swoje doznania poznawcze jej ciała. Tak by to określiła Agnieszka śmiejąc się z jego penetracji wzorkowej – pomyślał Karol

Po kilku minutach dotarli na miejsce. Przed nimi rozciągała się niewielka, piaszczysta zatoczka, otoczona wysokimi klifami. Woda była spokojna, turkusowa, a jedynym dźwiękiem był szum fal i cichy świergot ptaków gdzieś wysoko na skałach.

Majka wysiadła pierwsza, rozciągnęła się leniwie, a potem spojrzała na nich, nadal siedzących w aucie.

– No co jest? Chyba nie powiecie mi, że nie skusi was taka okazja? – rzuciła z figlarnym uśmiechem.

Karol i Agnieszka wymienili spojrzenia. To, jak Majka bawiła się całą sytuacją, było aż nadto widoczne.

– Ale serio, w czym my się mamy kąpać? – Agnieszka uniosła brwi, spoglądając na Majkę z lekkim rozbawieniem.

Majka oparła dłonie na biodrach, a potem z rozbawioną miną wzruszyła ramionami.

– Spokojnie, coś wymyślimy. Zaufajcie mi.

Po chwili, kiedy zatrzymali się na brzegu plaży, Majka uśmiechnęła się z triumfem. Jej spojrzenie było pewne siebie, a każdy jej ruch emanował swobodą. Wiatr rozwiewał jej włosy, a słońce podkreślało linię ramion.

Nie schylając się, zaczepiła jedną nogę o drugą, zgrabnym ruchem zsunęła kowbojkę, którą w powietrzu podrzuciła do góry, łapiąc ją z wprawą. Powtórzyła ten gest z drugim butem, który wylądował tuż obok pierwszego. Wszystko wykonała z lekkością, jakby od dawna planowała ten pokaz swobody.

Bez cienia wahania złapała brzeg koszulki i jednym płynnym ruchem uniosła ją ponad głowę. Tkanina przesuwała się , odsłaniając skórę muśniętą słońcem. Rzuciła koszulkę na piasek, a jej długie palce sięgnęły do guzika szortów. Powoli, z lekkim ruchem bioder, rozpięła go, pozwalając, by spodenki osunęły się wzdłuż jej ud. Poruszając lekko ciałem, sprawiła, że spadły na piasek, a ona została naga, wolna i pewna siebie.

Jej ciało lśniło w słońcu, drobne krople potu błyszczały na skórze – zupełnie jakby była częścią tej dzikiej, naturalnej scenerii. W ruchach Majki była naturalność, brak skrępowania, jakby plaża należała do niej, a ona była jej królową.

Agnieszka przez moment wstrzymała oddech. Patrzyła na Majkę z mieszaniną podziwu i lekkiego zaskoczenia. Potem, niemal nieświadomie, zrzuciła swoją lekką tunikę, pod którą miała tylko bieliznę. Chociaż przez moment poczuła lekkie skrępowanie, niemal natychmiast zastąpiła je ekscytacja i po chwili również była naga. Przestrzeń, woda i słońce miały sprawić, że poczuje się całkowicie wolna.

Uśmiechnęła się do Karola, jakby oczekując jego reakcji. Karol patrzył na obie kobiety, widząc w ich ruchach wolność, lekkość i siłę. W tej chwili plaża była ich miejscem – pełnym śmiechu, swobody i obietnicy nieoczekiwanych przygód.

Karol patrzył na obie kobiety, widząc, jak odsłaniają się w tej nieskrępowanej atmosferze. Majka złapała Agę za rękę ruszyły w stronę wody. Majka, pełna pewności siebie, zamachnęła ręką, a jej ciało odbiło się w słońcu w idealnej grze światła i cienia, a każda jej kropla wody wyglądała jak mały błysk w przestrzeni.

Karol, stojąc na brzegu, nie mógł oderwać wzroku od ich sylwetek. Zanim wszedł do wody, pozwolił, by ich kontury pod słońce zapadły w jego pamięci – piękno, które z każdą sekundą zdawało się bardziej intensywne.

Obie kobiety już były w wodzie. Majka odwróciła się i spojrzała na niego z pełnym prowokacyjnym uśmiechem.

– No dalej, Karol twoja kolej– powiedziała. – Nie chcesz chyba zostać na brzegu, prawda?

Agnieszka spojrzała na niego z ciekawością, czując, jak wzrasta napięcie. Woda była zimna, ale nie miało to znaczenia. Liczył się moment.

Karol, zrzucił z siebie ubrania i z jeszcze większą pewnością siebie, powoli wszedł do wody, a kiedy zbliżał się do nich, poczuł, jak przyjemnie rozluźnia ciało. Cała atmosfera była pełna ekscytacji, swobody i zabawy, a on wiedział, że to tylko początek ich wspólnej chwili.

Zabawna atmosfera w wodzie była już w pełnym rozkwicie, a Karol z Agnieszką zaczęli się dobrze bawić. Agnieszka, po tym jak została wyrzucona w powietrze, z pełnym entuzjazmem zanurzyła się w wodzie, śmiejąc się głośno. Karol, z szerokim uśmiechem, patrzył na nią, gotowy na kolejną rundę zabawy.

Majka, obserwując tę scenę, zaczęła podchodzić bliżej, nie kryjąc figlarnego uśmiechu.

– Nie zostaniecie mnie samej, prawda? – zapytała, podchodząc tuż obok Karola, który nie czekał długo, by się z nią zmierzyć.

Bez słowa złożył dłonie, opuścił je do wody, a ona z gracją pozwoliła mu wyrzucić się w powietrze.

– Właśnie o to chodzi! – krzyknęła, zamoczoną od stóp do głowy, patrząc na Karola, który był równie radosny, co ona.

Agnieszka, która stała obok, nie mogła powstrzymać się od śmiechu, widząc, jak Majka wznosi się wysoko w powietrze, a potem opada w wodę. Wzrok Karola i Agnieszki spotkał się na chwilę – ich wspólna zabawa, ich chwile w wodzie pełne energii i radości, były czymś, czego nie mieli dość.

Karol i Agnieszka wygłupiali się w płytkiej części morza, pryskając się wodą i śmiejąc. A Majka zaczęła odpływać w kierunku skał. Około trzydziestu metrów od brzegu nagle rozległ się jej krzyk.

– Pomocy! Zaplątałam się, nie mogę się uwolnić!

Karol natychmiast poderwał się, wychodząc z wody. W biegu sięgnął do kieszeni spodni i wyjął rozkładany nóż.

– Oj, jak dobrze, że zawsze go masz – powiedziała Agnieszka, patrząc na niego z mieszanką ulgi i podziwu.

Stała na brzegu, obserwując, jak Karol bez chwili zawahania dopływa do Majki. W jej głowie pojawiły się wspomnienia. Zawsze taki był – pomyślała. – Zawsze wiedział, co robić. Niezależnie od sytuacji. Nie raz już tego doświadczyła. Czasem w błahych sprawach – jak wtedy, gdy pomógł jej naprawić samochód na pustej drodze, podczas gdy ona była na granicy paniki. Innym razem w bardziej poważnych sytuacjach. Przypomniała sobie ten dzień, kiedy chłopak na ulicy wyrwał jej torebkę. Karol bez wahania rzucił się w pogoń. Odzyskał torebkę i wrócił do niej z tym spokojnym uśmiechem, który zawsze działał na nią kojąco. Wtedy uświadomiła sobie, że przy nim czuje się naprawdę bezpieczna.

Zawsze mogę na niego liczyć. To nie jest tylko pewność siebie – to intuicja, opanowanie. W sytuacjach, kiedy inni tracą głowę, on zachowuje spokój.

Czuła dumę. Dumę, że jest z kimś takim. Czasami żartowała, że Karol ma wbudowany kompas, który zawsze prowadzi go we właściwym kierunku. Teraz patrzyła, jak zanurkował, by pomóc Majce. Nie wahał się ani przez moment. Tak samo było wtedy… i za każdym razem.

Kiedy dopłynął do Majki, zobaczył, że jej noga zaplątała się w stare, gnijące sieci rybackie. Zanurkował bez wahania, a ostrze noża błyskawicznie przecięło sieć. Majka, czując wolność, wynurzyła się, łapiąc gwałtownie powietrze.

– Już dobrze, jesteś bezpieczna – powiedział, pomagając jej dopłynąć do brzegu.

Agnieszka patrzyła, jak wychodzą razem z wody. Tak, właśnie dlatego wiem, że mogę mu ufać. Właśnie dlatego wiem, że jest kimś, na kim zawsze można polegać.

Na plaży Majka opadła na piasek, dysząc ciężko.

– Dzięki… Gdyby nie ty… – wyszeptała.

– To nie ja. To mój nóż– zażartował, unosząc scyzoryk.

– Bohater! – roześmiała się Agnieszka. – Kto by pomyślał, że masz takie gadżety z sobą?

Majka spojrzała na niego z nowym błyskiem w oku.

– Każda przygoda ma swoje niespodzianki.

Ich śmiech rozbrzmiał na plaży, a dramatyczne wydarzenie stało się kolejnym wspomnieniem, które jeszcze bardziej splątało ich losy.

– Wiesz, pomyślałam, że może wieczorem wybierzemy się do winnicy, na spokojnie, bez pośpiechu – zaproponowała Majka, rzucając Karolowi przelotne spojrzenie. – Jeśli chcecie, oczywiście.

– To świetny pomysł – odpowiedział Karol, uśmiechając się do niej. – Spędzimy wieczór w miłym miejscu. Ale już bez żadnej kawy po drodze – dodał żartobliwym tonem.

- Zgadzasz się kochanie, zapytał patrząc na Agnieszkę?

- Jasne – odpowiedziała z tym samym zapałem ukochana.

Majka zaśmiała się, czując się lepiej. Po całym tym szaleństwie w wodzie ten spokój wydawał się tak naturalny. Jednak zaraz po tym, jak zmieniła bieg i samochód ruszył, usłyszeli sygnały karetki. Pierwszy dźwięk wzniósł się w ciszy, a chwilę później, obok nich, mignęła karetka na sygnale.

Po kilku minutach karetka zniknęła za zakrętem, a samochód ruszył dalej. Droga była prosta, a niebo wciąż błękitne, otulone przez słońce, które rozlewało się na asfalcie. Wkrótce dostrzegli, karetkę i samochód, który wyglądał jak po wybuchu. Majka, mimo że jechała bez pośpiechu, nieco zwolniła, patrząc na zarys rozbitego samochodu, który leżał na boku. Jego sylwetka wyglądała tragicznie –. Spod karoserii unosił się jeszcze dym, choć po chwili zaczynał się rozpraszać.

Majka zacisnęła wargi i na moment spojrzała na wrak, a jej twarz wydała się odrobinę spięta. Jakby dostrzegła coś, czego reszta nie mogła zauważyć. Było coś w jej oczach – jakby znała ten samochód. Zanim Karol zdążył zapytać, co się dzieje, ona już odwróciła wzrok, wracając do pełnej koncentracji na drodze.

–Ależ nieszczęście, lekko przyspieszając, choć nie spuszczała wzroku z drogi.– Tak, niestety. Czasami życie potrafi być nieprzewidywalne – powiedziała spokojnym, niemal mechanicznym tonem.

Karol jednak dostrzegł coś, co umknęło reszcie. Jej wyraz twarzy przez chwilę zdradzał więcej niż tylko współczucie.

– Jedźmy dalej – dodała, odwracając wzrok i ponownie koncentrując się na drodze.

Wkrótce samochód wrócił do zwykłej prędkości, a atmosfera w aucie stała się cięższa niż wcześniej. Majka, jakby chcąc zostawić ten moment za sobą, nie odezwała się już więcej. Karol nie nalegał, ale w jego głowie pojawiło się pytanie: co takiego dostrzegła w rozbitym samochodzie, że jej reakcja była tak wyraźna? Może nie chodziło tylko o wypadek? Czuł, że Majka skrywa historię, której jeszcze nie znał.

Bez przeszkód dojechali do Lagos, rozstali się i umówili na wieczór w winnicy.

Rozdział 4: Pierwsze problemy

Wieczór w Lagos miał w sobie coś wyjątkowego. Ciepłe powietrze niosło zapach winogron, a zachodzące słońce malowało niebo odcieniami pomarańczy i fioletu. Karol i Agnieszka siedzieli przy stole, popijając lokalne wino i czekając na Majkę. Atmosfera była lekka, rozmowa toczyła się płynnie, jakby czas zwolnił, pozwalając im cieszyć się chwilą.

– Naprawdę świetnie się bawiliśmy dziś nad wodą – powiedział, patrząc na Agnieszkę z uśmiechem. – To było jak powrót do dzieciństwa. Beztrosko, bez żadnych zmartwień.

Roześmiała się, przypominając sobie ich wspólną zabawę.

– Tak, było cudownie! Majka potrafi wciągnąć nas w swój spontaniczny nastrój. Sprawia, że każdy moment jest pełen przygody.

Karol skinął głową, myśląc o tym, jak fascynująca była ich przyjaciółka.

– Zdecydowanie. Wiesz, co mnie zastanawia? – zapytał, zerkając w stronę drogi, którą niedawno jechali. – Kiedy minęliśmy ten wypadek, miałem dziwne uczucie, że Majka zareagowała inaczej niż zwykle. Może to tylko moje wrażenie, ale wyglądała, jakby coś ją zaniepokoiło. A przecież nad wodą tryskała energią…

Agnieszka zamyśliła się przez chwilę, również przypominając sobie tamten moment.

– Tak, zauważyłam to. Najpierw była całkiem spokojna, ale potem, gdy przejeżdżaliśmy obok wraku, coś się w niej zmieniło. Może to przypadek, ale miałam wrażenie, że się zamyśliła. Jakby ten widok ją poruszył.

Karol zmarszczył brwi.

– Właśnie. Na początku myślałem, że była po prostu rozproszona, ale kiedy spojrzałem na nią, miała takie… zamyślone spojrzenie. Może zobaczyła coś, co przywołało wspomnienia? Coś mi w tym nie pasuje.

Agnieszka zastanowiła się, zerkając na niego.

– Może to tylko nasza wyobraźnia. Zawsze jesteśmy podejrzliwi, kiedy chodzi o nią – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Jak tylko ją znamy, jest pełna życia i uśmiechu. Może ten wypadek po prostu ją poruszył. Albo to tylko nasze domysły.

Wzruszył ramionami.

Agnieszka i Karol uśmiechnęli się, delektując się jej entuzjazmem, choć gdzieś w ich myślach wciąż czaił się moment z wypadkiem. Postanowili jednak nie psuć nastroju i skupić się na przyjemności wieczoru.

– Zgadza się! – powiedziała Agnieszka, wznosząc kieliszek. – A to dopiero początek! Jeszcze tyle przed nami!

– Może… ale było w tym coś dziwnego. Mimo wszystko nie ma co się martwić. Nie chcemy psuć tej świetnej atmosfery, prawda?

Agnieszka zaśmiała się i pokiwała głową.

– Oczywiście! Dziś nie ma miejsca na smutki ani domysły. Jesteśmy na wakacjach! Majka zaraz się zjawi, a my będziemy kontynuować zabawę.

Właśnie w tym momencie Majka pojawiła się na horyzoncie. Jej sylwetka wyłaniała się z ciepłego blasku zachodzącego słońca, a w oczach lśniła ta sama energia, którą emanowała przez cały dzień. Była uśmiechnięta, jakby nic nie mogło zakłócić jej nastroju.

– Cześć! – powiedziała, podchodząc do stołu. – Przepraszam za spóźnienie, musiałam coś jeszcze załatwić. Ale już jestem!

Karol i Agnieszka uśmiechnęli się szeroko, witając ją serdecznie.

– Czekaliśmy na ciebie! – powiedział Karol, podając jej kieliszek wina. – Muszę przyznać, że mieliśmy chwilę na przemyślenia, ale teraz możemy się w pełni zrelaksować.

Majka usiadła obok nich, jej uśmiech był promienny, ale Karol, choć próbował to zignorować, dostrzegł coś subtelnego w jej spojrzeniu – jakby jej myśli wciąż błądziły gdzieś daleko.

Mija kolejny dzień... – rozbrzmiał głos w jej głowie. Muszę w końcu zakończyć z nimi sprawę, tym bardziej, że Carlos pozbył kuriera…kolejnego!!! Biedak spłoną w samochodzie. Czas nagli.

Uśmiechała się, rozmawiała, gestykulowała z pozorną beztroską, ale w jej głowie panował chaos.

Są już prawie gotowi. Wystarczy jeden ruch. Tak robiłam zawsze. To moja rola. – ten sam, znany jej ton, chłodny i obojętny. Głos, który zawsze prowadził ją w podobnych sytuacjach.

Ale coś było inaczej.

Zrób to. Teraz. To twój moment. – głos znów próbował przejąć kontrolę. Jednak tym razem Majka czuła wewnętrzny opór.

Spojrzała na Agnieszkę, śmiejącą się z jakiegoś żartu Karola. Na ich swobodne gesty, naturalność, której tak dawno nie czuła.

To przecież tylko zabawa... tak? Nie są gotowi. Jeszcze nie teraz. – myśl w jej głowie zaczęła przybierać inny ton. Brzmiały bardziej jak wymówka niż plan.

A tak naprawdę… chciała, by ta chwila trwała dalej. Ciepło rozmowy, beztroski śmiech unoszący się w powietrzu.

Zaczynam się do nich przywiązywać. – przemknęło przez jej umysł. Nie tylko zawodowo.

Ale głos nie ustępował.

Nie zapominaj, kim jesteś. Zasady są jasne. Nie możesz się rozpraszać.

Majka przesunęła palcem po krawędzi kieliszka, jakby próbowała uciszyć chaos w swojej głowie. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, ale w oczach widać było cień czegoś, czego nie potrafiła jeszcze nazwać.

Nie teraz. Nie jeszcze. Może jutro. – powiedziała do siebie, a raczej próbowała przekonać głos, który wciąż szeptał w tle.

Oparła się wygodnie na krześle, słuchając opowieści Agnieszki. Jej śmiech brzmiał naturalnie, ale w myślach Majki wciąż trwała cicha walka.

Plan musi się powieść. Tak jak zawsze. Ale dlaczego tym razem brzmi to jak kłamstwo?

Majka uniosła swój kieliszek i uśmiechnęła się szeroko.

– Tak, przed nami jeszcze całe wakacje! Niech to będą dni pełne niezapomnianych chwil!

Cała trójka siedziała przy długim, drewnianym stole, zastawionym winem, dojrzewającymi serami i świeżymi figami. Majka, z wyrazem twarzy pełnym tajemniczości, często nawiązywała kontakt wzrokowy z Karolem. Jej spojrzenie było intensywne, a uśmiech subtelny, ale pełen obietnic.

Agnieszka, choć starała się angażować w rozmowę, nie mogła nie zauważyć, jak Majka koncentruje swoją uwagę głównie na Karolu. Jej palce delikatnie muskały jego dłoń przy podawaniu kieliszków, a każde muśnięcie wydawało się nieprzypadkowe. Jej gesty były przemyślane, jakby chciała wywołać w nim konkretne emocje.

– Wiesz, Karol – zaczęła Majka, jej głos miękki i ciepły – Portugalczycy mówią, że wino smakuje najlepiej, gdy pije się je we dwoje… albo troje. – Uśmiechnęła się figlarnie, a jej oczy zabłysły w świetle świec.

Agnieszka poczuła ukłucie zazdrości, ale jednocześnie nie mogła nie ulec fascynacji tym, jak Majka potrafiła przyciągnąć uwagę Karola. Jej spojrzenie ślizgało się między nimi, próbując odczytać, co się dzieje.

– Jak długo jesteś w Portugalii? – zapytała Agnieszka, obracając kieliszek w dłoni, starając się ukryć swoje emocje.

– Och, całe wieki – odpowiedziała Majka wymijająco, nie spuszczając wzroku z niego. – A jestem tutaj przede wszystkim tym, żeby dobrze się bawić.

Karol uniósł brwi, wyczuwając w jej słowach ukryty podtekst. Agnieszka posłała jej uważne spojrzenie, próbując zrozumieć, co kryje się za tymi słowami. Majka wciąż się uśmiechała, ale w jej oczach czaiło się coś więcej – coś, co wymykało się prostemu odczytaniu.

Atmosfera przy stole stawała się coraz bardziej napięta. Majka, świadoma swojej mocy przyciągania, kontynuowała subtelne gesty i spojrzenia, które zdawały się wyłącznie kierować do Karola. Agnieszka, mimo starań o zachowanie spokoju, nie mogła nie dostrzec, jak ich interakcje nabierają coraz bardziej intymnego charakteru, ale z czasem to napięcie ustąpiło.

Wieczór trwał, a rozmowy toczyły się w lekkim, ale pełnym podtekstów tonie. W powietrzu unosiło się coś nieuchwytnego – coś, czym Majka zdawała się sterować, prowadząc grę, w której Karol był głównym uczestnikiem.

W pewnym momencie Majka zaproponowała:

- Co powiedzie na kontumację wieczoru spacerując nad klify Ponta da Piedade. Zabierzemy nasze nie dopite wino, poprosimy o kubeczki i tam będziemy się rozkoszować szumem fal?

Zaakceptowali jej propozycje z entuzjazmem. Ciemność powoli pochłaniała wybrzeże, a latarnie przy Avenida dos Descobrimentos rzucały długie refleksy na spokojną taflę wody w marinie. Jednak wino im smakowało wyjątkowo w tej scenerii i szybko nie dopita butelka zabrana z restauracji się skończyła.

Majka przystanęła i spojrzała na Karola z błyskiem w oku.

– Może jeszcze po jednym? Na klify mamy dobre 30 minut spaceru, a nasza butelka już się osuszyła – zapytała, wskazując na pustą butelkę.

Agnieszka skinęła głową, a Majka uśmiechnęła się prowokacyjnie. Wysłały Karola do sklepu przy Praça Infante Dom Henrique po kolejną butelkę, a same zostały na promenadzie, wsłuchując się w szum fal uderzających o skały poniżej.

Agnieszka przez chwilę przyglądała się Magdzie w milczeniu, po czym uniosła brew i zapytała z wymuszoną nutą zazdrości:– Dlaczego flirtujesz z moim mężczyzną, myślisz ze ja tego nie widzę?

Majka uśmiechnęła się lekko, jakby pytanie wcale jej nie zaskoczyło.– Flirtuję, bo lubię, tak jak i Ty, nieprawdaż? – zapytała niewinnie. – Przecież to tylko zabawa, gra.- dopowiedziała