Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Hazard, długi i wyrzuty sumienia – to świat Eryka Dobrydnia. Kiedy pojawia się nowy właściciel kasyna, a wraz z nim bezlitosne żądanie natychmiastowej spłaty długów, życie starego pokerzysty zmienia się w desperacką walkę o przetrwanie. Groźby dotykają nie tylko jego samego, ale także dawno porzuconej rodziny, a przeszłość, której Eryk próbował się wyprzeć, powraca w pełnej sile. W obliczu tej sytuacji rozpoczyna najważniejszą rozgrywkę swojego życia. Finał tego rozdania na zawsze odmieni jego los. Każda karta, każdy ruch i każde słowo stają się częścią gry, w której stawką jest coś więcej niż pieniądze. Eryk zmuszony jest zmierzyć się nie tylko z bezwzględnym przeciwnikiem, ale także z własnymi słabościami, sumieniem i latami zaniedbań. Stary pokerzysta musi odzyskać kontrolę nad swoim życiem i dokonać wyborów, które zadecydują o jego przyszłości. Czy uda mu się wygrać ostatnie rozdanie życia, zanim jego świat rozpłynie się w ruinie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 230
Projekt okładki: Agnieszka Makowska
Redakcja: Katarzyna Zioła-Zemczak, Daria Raczkowiak
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak, Daria Raczkowiak
Łamanie i skład: Agnieszka Makowska
ISBN: 978-83-68129-24-3
Kraków, 2025
Wydawca
Wydawnictwo Orzeł Sp. z o. o.
ul. Dajwór 14/19, 31–052 Kraków
Wydanie I, 2025
Wydawnictwo nie odpowiada za żadne szkody wyrządzone osobom lub podmiotom, jako wynik bezpośredni lub pośredni korzystania, zastosowania bądź interpretacji treści książki.
Prawa autorskie zastrzeżone. Reprodukcja, kopiowanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystanie w publicznych wystąpieniach wymaga zezwolenia właściciela praw autorskich.
rozdział
Szach subiektywizmu… I
Szach subiektywizmu… II
Szach subiektywizmu… III
Szach subiektywizmu… IV
Szach subiektywizmu… V
Szach subiektywizmu… VI
Szach subiektywizmu… VII
Szach subiektywizmu… VIII
Szach subiektywizmu… IX
Szach subiektywizmu… X
Szach subiektywizmu… XI
Szach subiektywizmu… XII
Szach subiektywizmu… XIII
Szach subiektywizmu… XIV
Szach subiektywizmu… XV
Szach subiektywizmu… XVI
Szach subiektywizmu… XVII
… i mat teraźniejszości I
… i mat teraźniejszości II
… i mat teraźniejszości III
… i mat teraźniejszości IV
… i mat teraźniejszości V
… i mat teraźniejszości VI
… i mat teraźniejszości VII
… i mat teraźniejszości VIII
… i mat teraźniejszości IX
… i mat teraźniejszości X
… i mat teraźniejszości XI
… i mat teraźniejszości XII
… i mat teraźniejszości XIII
… i mat teraźniejszości XIV
… i mat teraźniejszości XV
...mi, której efekt końcowy może zaskoczyć samego inicjatora”.
Ivo Borecky
Ivo Borecky
Eryk Dobrydzień jest emerytowanym aktorem, który zrobił „karierę”, w produkcjach filmowych klasy C, a nierzadko i D. Pomimo wielkich ambicji zawodowych nigdy nie udało mu się przebić do czołówki branży, co, zwłaszcza w najlepszych latach zawodowej aktywności, wywołało emocjonalną huśtawkę, która wkrótce potem popchnęła go w szpony hazardu. Rudowłosy aktorzyna nie potrafił zapanować nad swoim życiem do tego stopnia, że jego żona niemal zaraz po urodzeniu córki, nie zwlekając ani dnia dłużej i nie dając się więcej mamić obietnicami poprawy, złożyła pozew rozwodowy. Odtwórca przeważnie drugoplanowych ról, a jednak uważający się za niedocenionego geniusza kina, nawet na sali sądowej nie podołał argumentom żony, która pomimo ciągle żywych emocjonalnych ran wywołanych jego postawą była gotowa przed obliczem sędziego dać mu jeszcze jedną, aczkolwiek ostatnią szansę na próbę pojednania, stawiając warunek dotyczący podjęcia leczenia uzależnienia od hazardu. Niestety i tym razem zadufany rudzielec nie znalazł w sobie nawet odrobiny pokory i w decydującej, jakby nie było, roli życia po raz enty, tyle że tym razem przed sądem, uwypuklił swój kiepski warsztat aktorski, grając rzekomą ofiarę pomówień ze strony niewiernej żony. Choć werdykt w takiej sytuacji mógł być tylko jeden, Eryk przez dłuższy czas nie zgadzał się z nim. Jednakże czas w końcu zrobił swoje.
Mijały lata, a on coraz bardziej staczał się na dno. Systematycznie wszystkie zarobione pieniądze „lokował” w pokerze, żyjąc odwieczną nadzieją na poprawę losu, tym samym zapominając o wartościach, które dość często odtwarzał, wcielając się w rolę chociażby księdza. Wszystkie znane mu zasady moralne traktował jako rekwizyty odegranych ról. Do tego stopnia, że pomimo możliwości kontaktowania się z własną córką, sam po pewnym czasie całkowicie z tego przywileju zrezygnował. Na tyle dobrze zadomowił się w lokalnym „podziemnym” kasynie, że sam właściciel dość często pozwalał mu grać na przysłowiowy zeszyt. Lata mijały, a szef tego zwodniczego przybytku poniekąd stał się jego najbliższą „rodziną”, aczkolwiek nadal skrupulatnie notował wszystkie jego finansowe upadki. W pewnym momencie zadłużenie urosło do takiej sumy, że jego dotychczasowe mieszkanie stało się dla niego wynajętym lokum. Ta irracjonalna sytuacja nie wybiła rudowłosego pokerowego szaleńca z transu, który nieprzerwanie przez kolejne lata szukał szczęścia w talii nierzadko znaczonych kart.
Bazowa refleksja jednak w końcu się pojawiła, aczkolwiek dopiero podczas odbioru pierwszej emerytury, i raczej wynikała z uświadomienia sobie poważnego zmniejszenia budżetu. Dopiero w drugiej jej fazie, w zakurzonym lustrze w przedpokoju pojawił się obraz posiwiałego i uzależnionego starca o zamulonym hazardem umyśle, który w końcu zdał sobie sprawę, że zarówno metaforycznie, jak i dosłownie, prawdopodobnie przegrał własne życie. Podniszczone zwierciadło ukazywało posępną minę zgorzkniałego, i co istotne, samotnego człowieka, którego miedziane, gęste kłaki już dawno pokrył życiowy kurz, tym samym dając do zrozumienia, że pokerowa nadzieja zabrała mu najlepsze lata. Dodatkowo świadomość, że lada moment będzie musiał oddać znaczną część emerytury na spłatę zadłużenia, sprawiła, że wpadł w jeszcze bardziej nostalgiczny nastrój.
Niemniej wie, że jest to nieuniknione, więc chcąc mieć to jak najszybciej za sobą, udaje się do swojego drugiego domu. Dzierżąc kilka zwiniętych banknotów w pomarszczonej dłoni, jak emocjonalne zombie przemierza zaniedbane ulice, prąc – choć nie tak prędko jak kiedyś, ale jednak – krok po kroku do przodu. Wkrótce dociera do osobistych bram piekieł za życia, jednak ‒ o dziwo ‒ nikt mu nie otwiera. Postanawia poczekać kilka minut i ponowić mechaniczną próbę zasygnalizowania przybycia. Niestety, powtórne starania i tym razem nie przynoszą oczekiwanego efektu, więc emerytowany artysta podrzędnego kina udaje się w drogę powrotną do mieszkania, głowiąc się nad za
Odpowiedź pojawia się następnego dnia, a to za sprawą trójki gentlemanów, którzy odwiedzają Eryka, oznajmiając mu, że dotychczasowy właściciel kasyna sprzedał je wraz z zeszytem, w którym prym dłużnika wiedzie właśnie on. Nad wyraz dobrze zbudowani mężczyźni w sposób wyjątkowo kulturalny zapraszają emeryta w gości kolejnego dnia. Mimo ogromnego zaskoczenia tym faktem, po chwili emeryt dość szybko się reflektuje i podejmuje starania w celu nawiązania dialogu, w którym najpewniej chciałby przedstawić swoją sytuację finansową. Natomiast dobrze ubrani panowie, aczkolwiek z wyraźnym kryminalnym tłem sylwetek, grzecznie odrzucają taką próbę, oświadczając, że nazajutrz będzie odpowiedni czas na rozmowę, po czym od razu opuszczają mieszkanie.
Rozstrojony emocjonalnie starzec osuwa się na wysłużony, lekko zdezelowany fotel, próbując uspokoić gonitwę myśli. Potencjalny scenariusz jutrzejszej rozmowy, rodzący się w jego głowie, nie nabiera jasnych barw, tym bardziej nie napawa zdruzgotanego umysłu zbytnim optymizmem. Druga, aczkolwiek chyba kluczowa życiowa refleksja bezwzględnie precyzuje aktualne położenie Eryka, który z każdą kolejną minutą jest tego coraz bardziej świadom. Konieczność spłaty zadłużenia beznamiętnie zaciska niematerialną pętlę na jego szyi, powodując stany lękowe. Prawie całą noc, niepewny swojej przyszłości, emeryt spędza na układaniu oświadczenia, które będzie chciał następnego dnia zaprezentować podczas wizyty u nowego właściciela kasyna.
Tak artystycznie opisany zarówno początek, jak i późniejsza część wielowątkowej sytuacji kreśli się w posiwiałej głowie podrzędnego aktora. Tylko czy słusznie…
Arcyważny dzień samotny mężczyzna rozpoczyna od kubka czarnej, kiepskiej jakości marketowej kawy, którą od wielu lat raczy swoje artystyczne podniebienie. Jednak tym razem oczekuje ponadprzeciętnego, pobudzającego szare komórki kofeinowego kopa, który zdoła wyciągnąć go z motywacyjnego dołka przed spotkaniem z nowym gospodarzem pokerowego przybytku. Zwłaszcza że przez prawie całą noc nie był w stanie uformować racjonalnej i kulturalnej odezwy, która zdołałaby go wybronić z finansowego impasu – de facto trwającej od lat spirali długu – na co od bardzo dawna przymykał oko poprzedni szef kasyna, notabene ściągając od niego wyłącznie symboliczne kwoty. Coś, co dotychczas było smutną i często niechcianą do zaakceptowania cykliczną czynnością, teraz staje się niemalże wyczekiwanym marzeniem, które emeryt, o ile tylko byłaby taka możliwość, brałby od razu w ciemno, bez zastanowienia. Natomiast, o czym doskonale wie, świadomość diametralnej zmiany postawy nie idzie w parze ze stanem faktycznym, którego właściwie absolutna niewiedza sprawia, iż w głowie zmęczonego życiem hazardzisty coraz częściej toczy się ponura myśl krążąca wokół śmierci. Taka wizja kiełkuje w umyśle zaniepokojonego sytuacją emeryta, który nieraz słyszał, jak kończy się niespłacenie w terminie zadłużenia.
Gdy w końcu stary, zakurzony, kuchenny zegar za pomocą analogowego mechanizmu zrównuje ze sobą dwie wyblakłe od słońca metalowe, bladoczarne wskazówki, których czas oznajmia, że nastała wyczekiwana pora, wówczas pomarszczony egzystencjalnymi pagórkami starzec opuszcza mieszkanie i udaje się na umówione spotkanie, naturalnie przez całą drogę rozmyślając nad swym losem, który jeszcze nigdy nie był aż tak niepewny jak właśnie teraz.
Wkrótce potem melduje się w świetnie mu znanym miejscu, do którego wrota uchyla jeden z trójki gentlemanów, wizytujących u niego dzień wcześniej. Uprzejmy osiłek grzecznie oznajmia, aby podążał za nim. Eryk przez kilka, aczkolwiek wydawać by się mogło niemiłosiernie dłużących się chwil, drepcze za ucywilizowanym mięśniakiem, aż do momentu, gdy otwierają się przed nim kolejne drzwi. Pomimo że spędził w tym budynku niemal całe swoje życie, pierwszy raz widzi pomieszczenie przed sobą, do którego wejścia gestem ręki i sympatycznym półuśmieszkiem zachęca go dobrze zbudowany odźwierny. Wbrew najczarniejszym myślom, które potęguje obraz przed oczami, zaprawiony w życiowej ruletce starzec przekracza próg ciemnego, nieoświetlonego wnętrza. Wnet drzwi zatrzaskują się za emerytem, który momentalnie odczuwa przerażenie, ale gdy ma już zamiar wołać o pomoc, pokój zostaje rozświetlony. Wracający z dalekiej emocjonalnej podróży karciany wojownik błyskawicznie chwyta pełną piersią olbrzymi uspokajający oddech. Następnie zmęczonymi ślipiami penetruje ceglany kantorek, w którym – oprócz szkolnego zestawu składającego się z ławki i krzesła, na których znajdują się nabazgrane korektorem przeróżne inicjały, najpewniej należące do byłych uczniów – wyłania się również obraz przestarzałego czarnego aparatu telefonicznego.
Lada moment uaktywnia się jazgotliwy dzwonek telefonu. Poirytowany okolicznościami emeryt lekceważy sygnał urządzenia i kontynuuje optyczne zwiedzanie pomieszczenia. Gdy telefon milknie, przesuwa się wizjer w stalowych drzwiach, przez który grzecznym tonem osiłek werbalnie instruuje Eryka, aby kolejnym razem odebrał telefon, po czym judaszowa zasuwa powraca na pierwotną pozycję. Poruszony starzec od razu bierze rady mięśniaka do siebie i bez zastanowienia zasiada przy biurku w oczekiwaniu na powtórny dźwięk. Mija sporo czasu, a telefon ciągle milczy. Ponadto dzisiejsze niewyspanie coraz mocniej daje o sobie znać. Prawa powieka raz po raz gwałtownie opada, aby dopiero po dłuższej chwili się unieść. Eryk zdaje sobie sprawę, że nie może, a przynajmniej nie powinien najpewniej stojącego za drzwiami mężczyzny pytać w kwestii telefonu. Toteż pomimo ogromnego znużenia stara się twardo dyżurować przy czarnym aparacie. Gdy głowa sennego starca niemal opada na ławkę, powtórnie rozbrzmiewa sygnał telefonu. Tym razem Eryk prawie w sekundę podnosi słuchawkę, po czym rzuca tradycyjne:
– Słucham.
Od razu podejmuje próbę zobrazowania swojej sytuacji finansowej, którą dość szybko przerywa tajemniczy rozmówca w bardzo dobitny sposób, a mianowicie… rozłączając połączenie, z czym nie do końca może się pogodzić mocno zestresowany emeryt. Próbuje wybierać zupełnie przypadkowe numery na aparacie, poniekąd licząc na reakcję po drugiej stronie. Jednak jedyne, co słyszy, to zgrzyt otwieranych drzwi i głos mięśniaka oznajmiającego, że na dziś rozmowa się zakończyła. Równocześnie symbolicznym gestem nakazuje emerytowi opuścić pomieszczenie. Eryk, nie chcąc jeszcze bardziej podpaść, czym prędzej grzecznie przytakuje, słysząc wszystkie wydawane przez osiłka instrukcje i po kilku chwilach znajduje się już na zewnątrz budynku. Rozdygotany okolicznościami oraz brakiem elementarnej wiedzy dotyczącej jego dalszego losu w pośpiechu udaje się do miejsca zamieszkania.
Następnego dnia Eryk, zgodnie z ustaleniami, powraca do budynku byłego już kasyna. Pomimo okropnego bólu głowy spowodowanego kolejną nieprzespaną nocą wkracza do ceglanego pokoju, w którym od razu zasiada przy łagodnie zakurzonym telefonie. Upływa zaledwie kilka chwil i aparat daje o sobie znać. Natychmiastowe podniesienie słuchawki przerywa irytujące dzwonienie. Wyraźnie zmęczony trwającymi od dwóch dni okolicznościami emeryt wydusza schrypniętym głosem klasyczne:
– Słucham.
Wyczekuje odpowiedzi, doskonale pamiętając, co się stało ostatnim razem, gdy podjął próbę wyjaśnienia swojej marnej sytuacji.
Chwilową pauzę, która być może była świadomą zagrywką, przerywa klocowaty, jakby skomputeryzowany ton głosu, kulturalnie rozpoczynając dialog:
– Dzień dobry, panie Eryku.
– Dzień dobry – odpiera zestresowany starzec, który mimo tego stara się utrzymać trzeźwość umysłu. Ten podpowiada, aby spokojnie pilnował kolejności wypowiedzi, stanowczo odradzając jakąkolwiek werbalną nachalność. Toteż w koordynacji – chyba pierwszy raz od kilkudziesięciu lat – ze swoim mózgiem karciany nieudacznik trzyma się planu. Oczekuje na rozwój konwersacji, co nie trwa długo, bo już po chwili tajemniczy głos przemawia:
– Jak pan dobrze wie, sytuacja, w której się pan znalazł, nie należy do najlepszych, aczkolwiek nie jest na tyle tragiczna, aby nie była do ustabilizowania. Zgadza się pan z moją opinią?
– Tak – odpiera krótko i pokornie czeka na rozwój dialogu. Zgodnie z przewidywaniem enigmatyczny głos kontynuuje wypowiedź:
– Doskonale. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak przejść do meritum. Mianowicie, mam dla pana propozycję spłaty długu. Tylko od razu uprzedzam, aby przed odpowiedzią dobrze się pan zastanowił, gdyż podjęta decyzja w emocjach lub też zbyt szybko może okazać się bardzo zwodnicza. Otóż w budynku, w którym się pan znajduje, nie będzie już dłużej kasyna. Z oczywistych przyczyn. To miejsce jest spalone. Niemniej jednak muszę je jakoś zagospodarować i przykryć ten niechlubny wizerunek. Dlatego postanowiłem, że przekształcę to miejsce w półamatorski lokal leczenia uzależnień. Aby brzmiało to wystarczająco poważnie, głównie skupimy się na kwestii hazardu. I tutaj dochodzimy do pana. Mianowicie, z racji tego, jak wygląda pana sytuacja, nie oszukujmy się, nie jest możliwe, aby pan spłacił jednorazowo swój dług. Dlatego będzie mógł go pan odpracować w tym właśnie ośrodku, poniekąd doskonale wpisując się w charakterystykę miejsca, bo nie czarujmy się – do niczego innego, co nie jest związane z hazardem, pan się nie nadaje.
W tej właśnie chwili do wieloletniego amatora mocnych wrażeń dociera, że stoi przed olbrzymim wyzwaniem, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę, iż racja leży po stronie tajemniczego rozmówcy, a brak możliwości zwrócenia długu stawia rzekomy wybór w kategorii bajek. Jednak, co najważniejsze, to fakt dotyczący jego uzależnienia, z którym najpewniej będzie musiał się zmierzyć. Nie wybiegając jednak w przód, grzecznie słucha, co ma jeszcze do powiedzenia jego intelektualny kat, który kilkusekundową, przemyślaną lukę puszcza w przeszłość, kontynuując:
– Rozumiem, że do tej pory wszystko jest jasne, a więc przejdę do kluczowej kwestii. Otóż może pan stanąć przed koniecznością spłaty długu w całości, jeśli złamie pan zasadę, jaką jest zakaz dalszego uprawiania hazardu. To jest chyba, jak najbardziej logiczne, że w takim miejscu nie może pracować aktywny hazardzista. Przecież nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek podejrzenia czy też inne wątpliwości dotyczące wiary w sens istnienia takiej placówki. Zresztą osobiście uważam, że nie powinno to stanowić większej przeszkody, zwłaszcza gdy weźmie pan pod uwagę swoją obecną sytuację. Aby grać, trzeba mieć za co, mówiąc wprost. Natomiast pragnę zaznaczyć, że to jest wyłącznie pana decyzja, jednak proszę pamiętać, że jeżeli doszłoby do złamania potencjalnej umowy, wówczas zobowiązany jest pan do spłaty całości zadłużenia w ciągu miesiąca. Oczywiście, znam przypadki, w których karcianym wikingom nie zależy na swoim życiu. Toteż jestem przygotowany na taką ewentualność. Wiem, że ma pan córkę, z którą, co prawda nie utrzymuje pan kontaktu, ale – jakby nie było – to pana córka. Z kolei ona ma już własną córkę, więc sam pan rozumie, jak wygląda sytuacja. Zrozumiał pan?
– Tak – odpowiada zachrypniętym i wyraźnie posmutniałym głosem, dobitnie zdając sobie sprawę z zastanych okoliczności. Dodatkowa, aczkolwiek bardzo osobliwa informacja na temat córki potęguje narastającą nostalgię. Jednak myśl zrezygnowania z kart wyrywa go z trzeźwości umysłu, snując zaskakującą teorię, której szanse na przedstawienie dostaje po tym, jak jego rozmówca zwraca się do niego:
– Ma pan jakieś pytania?
Wówczas zgorzkniały pokerowy fanatyk samoistnie recenzuje wypowiedź swojego rozmówcy i odważnie pyta: – O ile dobrze zrozumiałem, kasyno i ludzie z „zeszytu” zostaną przekwaterowani do innego miejsca? To może i ja mógłbym spróbować się odegrać?
Praktycznie od razu połączenie zostaje zakończone, co wywołuje niemałą konsternację Eryka. Niemal taki sam scenariusz rozgrywa się teraz, jak i dnia poprzedniego, gdy emeryt próbował wyjaśnić swoją sytuację. Natomiast w ostatniej fazie znacząco się zmienia, a mianowicie starzec opuszcza miejsce bez kolejnego słownego „zaproszenia”, co wywołuje znaczący wzrost zdenerwowania i lęku.
Czym prędzej wraca do wynajmowanego mieszkania i drepcząc w kółko, stara się znaleźć rozwiązanie niefortunnej sytuacji. Strach o życie z każdą kolejną minutą narasta. Po pewnym czasie, całkowicie niespodziewanie, jednak dla niego na całe szczęście, przypomina sobie o dawnym znajomym, który jest mu winien przysługę. Postanawia więc czym prędzej odwiedzić starego druha.
Wkrótce potem zagląda do lokalnego baru, w którym od wielu lat gościł się jego dawny przyjaciel. Ledwo przekroczywszy próg osiedlowej, gdańskiej speluny, rozpoznaje specyficznie piskliwy głos Mariana, który na jego widok śle powitalną wiązankę. To pewnie zasługa niespłaconego długu, który także Eryk ma u niego, jednak po kilku inwektywach w końcu serdecznie się witają. Bez zbędnych ceregieli stały bywalec tej mordowni nadzwyczaj „wylewnie” zwraca się z pytaniem do podenerwowanego emeryta:
– Ty stary luju, co ty tutaj robisz? Bo jeśli chcesz pożyczyć jakąś kasę, to możesz spadać.
– Nie chodzi mi o pieniądze – stanowczo odpiera, co zaskakuje lekko podchmielonego Mariana, który zdziwiony tym faktem, pyta:
– W takim razie czego chcesz?
– Potrzebuję informacji.
– To sobie wygoogluj – stwierdza kumpel szyderczo.
– Marian, nie przyszedłem tutaj stroić sobie żartów, tylko odebrać swój dług, więc, kurwa, skup się i mi pomóż. Jasne?
Posiwiały rudzielec w dość sprawny sposób odgryza się swojemu kumplowi, który równie szybko pojmuje aluzję dotyczącą sprawy honoru, jaką pozostaje spłata niematerialnego długu, więc błyskawicznie, zaprzestając drwin, pyta:
– Co chcesz wiedzieć? A raczej czego wolałbym, abyś nie próbował się dowiedzieć?
– Przestań mi tu pierdolić jakieś dwuznaczne, rzekomo intelektualne hasła, tylko powiedz mi, czy znasz gości, którzy odkupili od Bolka kasyno?
Zdeterminowany w ustaleniu pewnych faktów Eryk daje do zrozumienia dawnemu druhowi, że nie ma zamiaru tracić czasu na zawiłe gadki, tylko oczekuje konkretów. Marian, człowiek wielkiego serca i pojemnego alkoholowego baku, przełyka słowną zniewagę i widząc ofensywną – nie tylko pod względem werbalnym – postawę Eryka, przekazuje, co wie:
– Nie wiem, kto odkupił ten przeklęty budynek, ale wiem, kto zajmuje się ochroną nowego właściciela. To ludzie od Czarnego, więc jeśli masz z nimi jakiś problem, to lepiej spierdalaj, gdzie się tylko da. Z tymi ludźmi się nie dyskutuje.
Karciany weteran tylko przełyka bolesną informację i czysto teoretycznie pyta:
– A policja?
Wówczas otrzymuje mimiczną odpowiedź, której znaczenie nie pozostawia żadnych złudzeń. Zaraz po tym dziękuje Marianowi za pomoc i opuszcza pijacki lokal. Nie wiedząc, co ma zrobić i jak zrozumieć – wydawać by się mogło – apokaliptyczną względem siebie ostatnią wypowiedź tajemniczego, nowego właściciela kasyna, snuje się ulicami w centralnej części miasta, licząc, że może uda mu się znaleźć rozwiązanie swoich problemów, w które, jak się teraz okazało, może również wciągnąć własną córkę.
Krążąc do późnych godzin po mieście, niemal na sam koniec intelektualnej wycieczki stawia sobie za cel odnalezienie i ostrzeżenie córki przed potencjalnym niebezpieczeństwem.
Kolejnego dnia, rozdrażniony, a zarazem zmartwiony do granic możliwości, obiera adres, pod którym kiedyś mieszkała jego była żona.
Wkrótce potem znajduje się pod drzwiami wyraźnie zaniedbanego domu, który już na pierwszy rzut oka wydaje się opuszczony. Mimo tego posiwiały rudzielec drżącą ręką puka w wysłużone, drewniane drzwi. W oczekiwaniu na efekt, który wydaje się przesądzony, zastanawia się, gdzie powinien się udać, aby otrzymać potrzebne mu informacje. Pomimo upływu kilku minut od momentu zasygnalizowania swojej obecności nadal czujnie trwa przed wejściem, sam do końca nie wiedząc, czy dać sobie jeszcze chwilę, czy może już oddalić się z miejsca. Gdy w końcu rozsądek wygrywa z płonną nadzieją, robi krok w tył i wówczas wpada na trójkę dobrze mu znanych gentlemanów. Niemal w jednej sekundzie blednie i przybiera wygląd żywego trupa, jednocześnie nie mogąc nic z siebie wydusić. Natomiast jeden z kryminalnego trio stonowanym tonem głosu zwraca się do niego, mówiąc: – Panie Eryku, proszę udać się z nami.
W ten czas skołowany emeryt dość szybko przypomina sobie, co jego dawny przyjaciel mówił o otaczających go właśnie ludziach, jednak zdając sobie sprawę z położenia, wie, że żadne krzyki i wołanie o pomoc nic tu nie pomogą. Toteż poddaje się mimo wszystko grzecznej sugestii osiłka i drętwym krokiem drepcze za nim, a po chwili wsiada do czarnej limuzyny.
Sparaliżowany do szpiku kości starzec nie odzywa się nawet półsłowem. Wyłącznie w zadumie kontempluje okoliczności, a jego nad wyraz wybujała wyobraźnia co rusz daje o sobie znać, kreśląc same najgorsze i najczarniejsze scenariusze dotyczące potencjalnego zakończenia jego – i tak marnego – żywota. Gdy docierają przed budynek dawnego kasyna, przez myśl trwającą dosłownie ułamek sekundy przedziera się odważna wizja podjęcia próby ucieczki, która równie szybko, jak się pojawiła, tak i znika. Po chwili Eryk podąża za mięśniakiem do pomieszczenia, w którym ku jego zaskoczeniu „czeka” odebrane już połączenie. Słysząc rumor zamykanych przez osiłka drzwi, chwyta za leżącą na stoliku słuchawkę, po czym drżącym głosem niepewnie wypowiada:
– Halo…
– Dzień dobry, panie Eryku.
Momentalnie słyszy ciężki, niemal mechaniczny głos, na który reaguje również kulturalnym zwrotem:
– Dzień dobry.
Wyczekuje, co ma mu do powiedzenia nowy właściciel budynku, który od razu przechodzi do sedna „spotkania”, mówiąc:
– Panie Eryku, mam nadzieję, że zdał sobie pan już sprawę z sensu naszej ostatniej rozmowy. Liczę na to, że jest już pan bardziej świadomy swojego położenia i więcej o takich absurdalnych pomysłach nie usłyszę.
Niemniej nadal pozostaje kwestia pana decyzji i tutaj moje pytanie. Czy zdecydował się pan, co zamierza zrobić? Na wszelki wypadek przypomnę: mianowicie, albo zgadza się pan na moją propozycję i pomaga pan w powstającym tutaj ośrodku, albo w ciągu miesiąca oddaje pan zaciągnięty wcześniej dług.
Eryk, pomimo iż każda z dwóch opcji wydaje się totalną abstrakcją, odczuwa ulgę, że nie jest w żaden sposób zastraszany czy zbesztany za ostatnie niefortunne pytanie. Toteż postanawia to wykorzystać i zadać śmiałe pytanie:
– A czy mogę jeszcze chwilę to przemyśleć? Pytam, ponieważ nie chciałbym podjąć decyzji, z której mógłbym się nie wywiązać.
– Oczywiście. Tylko, jeśli myśli pan, że zdoła uciec czy zrobić coś innego, to raczej po dzisiejszym dniu zdaje sobie pan sprawę, że jest to niemożliwe.
Tajemniczy rozmówca daje do zrozumienia Erykowi, że jeśli zajdzie taka potrzeba, zostanie wszędzie odnaleziony. Na co, chcąc wybrnąć z niejasnej sytuacji, emeryt odpiera:
– Nie miałem zamiaru uciekać, tylko po otrzymaniu od pana informacji dotyczącej mojej córki, chciałem ją po prostu odwiedzić…
– Pana córka mieszka na ulicy Sadowej 29A. Natomiast w to, co pan chciał zrobić, ja nie wnikam. Trzymam się faktów.
Kolejna wiadomość nawiązująca do córki daje emerytowi dużo do myślenia – zarówno w kwestii wiedzy enigmatycznego rozmówcy, jak i potencjalnych kroków, które mogłyby zostać wobec niego podjęte, gdyby chciał się ulotnić, ostrzegając wcześniej swoją córkę. Taka myśl od razu kształtuje zupełnie inny tok rozumowania, więc jeszcze bardziej zaniepokojony tą sytuacją karciany weteran raz jeszcze stara się uwiarygodnić potrzebny czas i oznajmia:
– Nie widziałem córki od lat, z czego nie jestem dumny. Prawdę mówiąc, przez cały ten czas wypychałem tę świadomość poza głowę, jednak gdy pan o niej wspomniał, to coś we mnie pękło. I pomimo że wiem, ile minęło czasu i jak wygląda sytuacja, to chciałbym ją zobaczyć. Nawet z daleka.
– Jak już wspomniałem, nie wnikam w to, co pan chciał, czy chce. Niemniej, jeśli to ma panu w czymkolwiek pomóc, zna pan już adres córki.
– Liczę, że myśl o córce da mi wystarczająco dużo siły, abym mógł przetrwać ten ciężki czas, który najpewniej mnie czeka.
Eryk wygłasza nadzwyczaj osobistą i pełną nadziei tezę, która chyba nie robi wrażenia na jego rozmówcy, ponieważ w dość szybki sposób ją puentuje:
– Powodzenia i do usłyszenia za trzy dni, bo tyle ma pan czasu na podjęcie decyzji. Do widzenia.
Po czym kończy połączenie telefoniczne. Lada moment otwierają się wrota ceglanego kantorka, z którego zamyślony starzec zostaje wyprowadzony aż na zewnątrz budynku.
Bijąc się z myślami, co powinien zrobić – czy jeszcze zaczekać, czy też nie – w końcu z uwagi na krótki termin odpowiedzi decyduje się pójść pod wskazany przez nowego właściciela adres własnej córki.
Kilkanaście minut później stoi przed kutym ogrodzeniem ogromnej posesji, od której luksus bije z daleka. Wówczas w rudo-siwym łbie rodzi się wyrafinowany plan. Nie czekając, kilkukrotnie wciska przycisk domofonu. Kilka chwil upływa, gdy w wywołanym do rozmowy urządzeniu odzywa się kobiecy głos:
– Słucham.
Pomimo dużego stresu i chyba jeszcze większego wstydu życiowy pokerowy przegry odpowiada:
– Dzień dobry, czy zastałem może Izę?
– Przy słuchawce. O co chodzi?
Z jednej strony rozradowany tym faktem, a z drugiej rozdarty emocjonalnie Eryk mimo wszystko decyduje się realizować wymyślony przed chwilą plan rozwiązania swoich problemów. Tak więc posmutniałym głosem mówi:
– Czy możemy porozmawiać w cztery oczy, a nie przez domofon?
– Proszę chwilkę poczekać. Zaraz do pana wyjdę.
– Dziękuję.
W oczekiwaniu na własną córkę marny aktorzyna zastanawia się, czy zdoła ją przekonać do udzielenia sobie pomocy, ponieważ, zdając sobie sprawę ze swojej słabości do kart, w chwili obecnej nie wyobraża sobie swojej osoby w ośrodku. Może jeszcze przed dotarciem w obecne miejsce poważnie zastanawiał się nad rozważeniem takiej opcji, ale nie teraz. Zwłaszcza gdy dostrzegł olbrzymi potencjał.
Co rusz spoglądając w kierunku ogromnego domu, po pewnym czasie nad wyraz już zniecierpliwiony dostrzega w końcu wyłaniającą się postać. Zadbana, średniego wzrostu blondynka w średnim wieku kroczy w jego kierunku. Z każdym jej kolejnym krokiem zgorzkniały emeryt odczuwa coraz większy stres związany ze spotkaniem oraz – co gorsza – wzrastający poziom wstydu. Jeszcze przed chwilą tak pewny wprowadzenia swojego niecnego planu w życie stary pokerzysta teraz całkowicie kapituluje i w ostatniej chwili ucieka. Najpewniej presja spotkania i związane z nią samoistnie nasuwające się fundamentalne pytania dotyczące obecnego kształtu ich „relacji” sprawiły, że nie zdołał udźwignąć tak dużego emocjonalnego obciążenia. Również możliwość otrzymania potencjalnej pomocy nie wpłynęła na przebieg okoliczności i nie przebiła się przez bramy narastającej psychicznej mordęgi. Schowany za rogiem metalowego muru okalającego ogromną posesję co kilka sekund wychyla się, aby sprawdzić, gdzie znajduje się jego córka. Gdy upewnia się, że może spokojnym krokiem się oddalić, obiera kierunek na pijacką mordownię, w której ma zamiar odnaleźć Mariana.
W drodze do baru cały czas towarzyszą mu mieszane uczucia względem obrazu, który ujrzał za sprawą postaci własnej córki. Awers wyłania myśl sugerującą, że rozwód z jej matką najpewniej uchronił ją od życia, które sam teraz wiedzie – de facto na rzecz luksusu, którym się teraz otacza. Z kolei rewers uwypukla szmat czasu, który względem córki stracił. Kontemplacja nad życiową, i niestety ponurą, nutą rzeczywistości potęguje nieubłaganie upływający czas, który został do podjęcia ważnej, jak nie najważniejszej decyzji w swojej zapyziałej egzystencji.
Po dotarciu i przekroczeniu osiedlowej pijalni jednym rzutem oka namierza swego dawnego przyjaciela, więc po zaledwie kilku chwilach zasiada tuż przy nim, oznajmiając:
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Wiedziałem, że tak będzie. Jak już raz się pojawisz, to będziesz co chwilę przyłaził. Stary, ja nie mam zamiaru mieszać się w twojej karciane problemy.
Marian od razu daje do zrozumienia, że ich długo trwająca przyjacielska relacja już dawno temu zardzewiała i nie ma najmniejszej ochoty wplątywać się w niejasne życiowe sytuacje. Z kolei posiwiały emeryt nie zamierza tak łatwo odpuścić, więc szybko ripostuje deklarację osiedlowego pijaczka, mówiąc:
– Przestań pierdolić bzdury. No chyba że mam ci przypomnieć – jeśli twój zajebany piwskiem łeb zapomniał – kto kiedyś uratował ci życie, gdy nabroiłeś.
Marian tylko gniewnie kiwa głową i przełykając haniebną zagrywkę karcianego przegrywa, oziębłym głosem pyta:
– Czego chcesz?
– No widzisz, a nie można było tak od razu? Wpakowałem się w niezłe szambo, ale nie zamierzam ci mówić, co i jak.
Wówczas poirytowany pijaczek szyderczo wtrąca:
– A ja nie zamierzałbym tego słuchać. Przejdź do sedna, a nie kręć się wokoło, jak byś zobaczył w kartach pokera królewskiego. A nie, sorry, bo przecież od wielu już lat wiadomo, że taki układ znasz tylko z karcianej definicji.
– Normalnie bym się zaśmiał, ale nie mam ochoty szczerzyć protezy, która poniekąd jest więcej warta niż twoja pijacka morda.
Eryk nie pozostaje dłużny, jednak Marian również nie zamierza odpuścić, więc wysuwa kolejną propozycję:
– Posłuchaj mnie, stary strzępie: albo gadasz, czego chcesz, albo spieprzaj do swojego drugiego, a być może i nawet pierwszego domu, jakim od lat pozostaje szulernia.
– Nie gorączkuj się tak, bo ci żyłka pęknie. Podroczyłbym się jeszcze z tobą, ale nie mam ani czasu, ani ochoty. Tak więc: interesuje mnie postać nowego właściciela budynku po Bolku. I teraz już całkiem poważnie proszę cię, abyś spróbował się czegoś na ten temat dowiedzieć.
– Po cholerę ci to? Przecież mówiłem ostatnio, abyś trzymał się od tego tematu z dala.
– Ja bym bardzo chciał, ale wierz mi, że nie mogę – stwierdza podenerwowany emeryt, który z drugim starcem – po wymianie początkowych, nadzwyczaj impulsywnych „grzeczności” – przechodzi, jak gdyby nigdy nic, do konstruktywnej rozmowy. Na poważne stwierdzenie aktywnego hazardzisty Marian reaguje, pytając:
– Co odwaliłeś? Albo nie – nic lepiej nie mów. Nie chcę wiedzieć. Spróbuję ci pomóc, bo jestem ci to winien, ale więcej mnie nie drażnij.
– Dzięki. To kiedy mogę wpaść i zapytać?
– Najpierw powiedz, co cię najbardziej interesuje. Przecież nie mogę latać po mieście i pytać o ludzi Czarnego, bo długo by to nie potrwało. Muszę wiedzieć, na czym mam się skupić.
