Porwana przez Jokera. Początek - Queen Cara - ebook
NOWOŚĆ

Porwana przez Jokera. Początek ebook

Cara Queen

2,3

316 osób interesuje się tą książką

Opis

Debiut literacki młodej polskiej autorki, stworzony w wieku szesnastu lat i wydany w wieku siedemnastu w 2019 roku.

Czy życie u boku najniebezpieczniejszego przestępcy może być bezpieczne? Czy to możliwe by pokochać swojego porywacza? 18-letnia Caroline zostaje uprowadzona. Rodzina jednak jej nie szuka, gdyż wiedzą, że dziewczyna zginęła w wypadku samochodowym. Ona jednak trafia w ręce bezwzględnego i nieuchwytnego Jokera… Przestępcy, który, nie jeden raz pokaże jej swoją najmroczniejszą naturę. Każdy dzień w pilnie strzeżonej willi to ból, strach, płacz, tęsknota za domem, ale także miłe chwile spędzone na zabawie i spełnianiu marzeń - tego wszystkiego doświadczy młodziutka Cara. Przystojny szef mafii wzbudza w dziewczynie strach, ale również czymś do siebie przyciąga. Okazuje się, że mężczyzna ma dwie twarze i… ma do niej ogromną słabość. Jest bezczelny, często okrutny, bezwzględny, jednak wciąż jej nie zabił, choć jest krnąbrna i nieposłuszna. Spełnia jej marzenia, ale wolności zwrócić nie chce. Czy to możliwe, że niebezpieczny psychopata czuje coś do dziewczyny? Czy wielki Joker ma jakiekolwiek uczucia? Czy nastolatce uda się kiedykolwiek wrócić do domu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 393

Rok wydania: 2019

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,3 (9 ocen)
2
0
1
2
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Glori1

Nie polecam

Większego absurdu jeszcze nie czytałam!Główna bohaterka po porwaniu przez psychopatę od razu przechodzi nad tym do porządku dziennego !Dobrnęłam tylko to sześćdziesiątej strony…
00
Baskle

Nie polecam

Literatura niskich lotów to mało powiedziane.
00
niktznanyy13

Nie polecam

O mój Boże, wspomnienie z kilkunastu lat wstecz, wtedy jeszcze jako fanfiction o Rezim XD
00



Queen Cara „Porwana przez Jokera – początek”

 

Copyright © by Queen Cara, 2019

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2019

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Wioletta Tomaszewska

Korekta: Marianna Umerle

Korekta i redakcja: Joanna Barbara Gębicka

Projekt okładki: Jakub Kleczkowski

Ilustracje na okładce: silentalex88 – stock.adobe.com

Skład: Jacek Antoniewski

Skład epub i mobi: Adam Brychcy

ISBN: 978-83-8119-501-0

 

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Prolog

Od dłuższego czasu czuję na sobie czyjś wzrok. Nie wiem, czy popadam w paranoję, czy naprawdę ktoś mnie śledzi. Chociaż… Nie, nie mogłam sobie tego ubzdurać! Widuję postać wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Twarzy nie udało mi się niestety ujrzeć, gdyż zawsze nosi na niej chustkę z trupią czachą, więc jedyne co widzę, to jego ciemne oczy, w dodatku z daleka. Często go dostrzegam, zwłaszcza wieczorem, ale kiedy tylko zrobię choćby krok w jego stronę, ten ulatnia się niczym dym.

Dobra, zacznę od początku. Nazywam się Caroline Williams, ale dla przyjaciół po prostu Cara. Dwa tygodnie temu obchodziłam swoje osiemnaste urodziny. Obecnie skończyłam liceum wraz z moimi przyjaciółkami jeszcze z czasów dzieciństwa, czyli Jessicą oraz Isabelą. Bardzo często z dziewczynami tworzyłam układy taneczne, by potem występować na różnych przedstawieniach oraz aukcjach charytatywnych w szkole, a także innych w miejscach. Dzięki temu spora liczba osób w okolicy nas kojarzy. Zdarzyło nam się nawet wygrać parę konkursów tanecznych. Kocham tańczyć i śpiewać, lecz oprócz tego mam jeszcze dużo innych zainteresowań. Ci, którzy nie znają mnie zbyt dobrze, często postrzegają mnie jako pustą lalkę Barbie, która boi się zrobić cokolwiek, by, nie daj Boże, nie złamać sobie paznokcia. Myślą tak tylko dlatego, że jestem córką biznesmena. Jednak pozory mogą mylić… Na szczęście potrafię dostosować się do otoczenia, kiedy jest to konieczne, czyli na przykład podczas spotkań biznesowych, na które często zabierają mnie rodzice, bym uczyła się co i jak. Nie jestem żadną pustą laleczką, ani takim aniołkiem, na jakiego mogę wyglądać. Wręcz przeciwnie – drzemie we mnie niezła diablica. Pomimo najlepszych wyników w nauce w całej szkole, zostałam z niej wyrzucona. Za co? Podpaliłam w nocy połowę budynku z powodu zakładu, przez co potem miałam problemy, ale tego nie żałuję, bo przecież nikomu nic się nie stało, a szalone wspomnienia zostały. Co jeszcze mogłabym dodać? Jestem osobą, która woli sama rozwiązywać swoje problemy i robi wszystko, aby sprawiać wrażenie nieugiętej oraz twardej, niepozwalającej się zranić kobiety. Jednak, tak jak każdy, mam słabe punkty.

– Zakochałam się! – krzyknęła rozmarzona Isabela, wyrzucając ręce do góry.

– Znowu to samo. – Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło.

– Który to już? – zapytałam sama siebie i spojrzałam w sufit. – Osiemnasty – stwierdziłam, licząc szybko w pamięci wszystkie miłości mojej przyjaciółki.

– Ale tym razem to jest miłość mojego życia! – zapewniła mnie, opuszczając ręce.

– Mówisz to za każdym razem – mruknęła znudzona Jessica, przewracając oczami.

– I za każdym razem miłość twojego życia odchodzi po maks trzech miesiącach – oznajmiłam, przykładając dłoń do serca oraz patrząc z rozmarzeniem przed siebie.

– Ugh, odczepcie się – mruknęła Isabela, niewysoka szatynka o zielonych jak szmaragdy oczach, krzywiąc się.

– No już, spokojnie – zaśmiałam się, chwytając dłoń zielonookiej.

– Wiesz co? Trzeba ci w końcu znaleźć faceta! – stwierdziła z entuzjazmem Isabela, a ja puściłam jej dłoń.

– Tak! – poparła ją Jessica, rozbudzając się nagle, przez co trąciła filiżankę kawy i prawie ją wylała.

Zeskanowałam wzrokiem przyjaciółki z podniesioną jedną brwią oraz lekko rozchylonymi ustami, po czym wybuchłam nieopanowanym śmiechem.

– Ile razy ja mam wam powtarzać? Nigdy, ale to przenigdy się nie zakocham. Miłość nie istnieje. Właściwie mogłabym ją porównać do choroby, ponieważ występuje przy niej pewnego rodzaju głuchota, ślepota, a także zmieniony tok myślenia. Najgorsza choroba jaka może być. Gdybym… Gdybym kiedyś w jakiś niemożliwy sposób zachorowała na to coś, to wy jesteście od tego, żeby dać mi w twarz i wrzeszczeć do ucha przez megafon, abym się ogarnęła – stwierdziłam, wciąż się śmiejąc.

– My miałybyśmy cię z tego wyciągnąć? – zapytała z niedowierzaniem. Jessica.

– My jeszcze dołożymy do ogniska twojej miłości, by płonęła i nigdy nie zgasła – zaśmiała się Isabela.

– No chyba was Bóg opuścił – odparłam z oburzeniem, usłyszawszy ich wypowiedzi.

– Nie sądzę – stwierdziła z uśmiechem Jessica, zakładając ręce za głowę i delikatnie przeczesując palcami ciemne włosy.

– Ja także – wtrąciła szatynka, a ja przewróciłam oczami z poirytowania.

Dziewczyny zaczęły o czymś zawzięcie plotkować, ja jednak całkowicie się wyłączyłam. Sunęłam wzrokiem po wystroju naszej ulubionej kawiarenki, w której często się spotykamy. Bardzo lubię te stoliczki z ciemnego drewna, ozdobione złotymi obrusami i wazonami pełnymi czerwonych róż. Klientów nigdy nie brakuje, a atmosfera jest bardzo przyjemna. Do tego ten unoszący się w powietrzu zapach kawy oraz ciast pobudza zmysły. Zdecydowanie chętnie tu przychodzę. Moje zamyślenie przerwał wibrujący telefon w torebce, którego od razu zaczęłam szukać. Po chwili go wyciągnęłam i przeczytałam SMS z nieznanego mi numeru:

„Mam nadzieję, że to o mnie tak myślisz”.

Serce mocniej mi zabiło, kiedy przeczytałam tę wiadomość, gdyż oznaczała ona, że ktoś mnie obserwuje i jest bardzo blisko.

Zaczęłam się rozglądać po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu podejrzanego, ale nie dostrzegłam nikogo takiego.

– Coś się stało? – zapytała Jessica, marszcząc brwi.

– On tu jest – wydusiłam, próbując opanować przyśpieszony oddech.

– Gdzie?! – krzyknęła Jessica, zaczynając się energicznie rozglądać. – No gdzie? Ja mu pokażę, niech tylko wyjdzie – zagroziła.

– Uspokój się! On może być niebezpieczny – stwierdziła szatynka, łapiąc dziewczynę za łokieć. – Patrz, Cara aż skamieniała – dodała, łapiąc mnie za ramiona.

Spojrzałam na nie, próbując udawać, iż mnie to nie rusza, ale tak naprawdę czułam strach. To okropne wiedzieć, że ktoś cię obserwuje, a ty nie wiesz kto, kiedy i gdzie oraz jakie ma zamiary. Chwyciłam telefon i zebrałam się na odwagę, aby mu odpisać: „Czego ode mnie chcesz?”.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź: „Twojej duszy”. – Zadzwoń do niego. Jeśli jest w pobliżu, może uda nam się go zdemaskować – stwierdziła Jessica, więc tak też zrobiłam.

Zadzwoniłam trzęsącymi się dłońmi i za chwilę usłyszałam: „Nie ma takiego numeru”.

„Ale jak to?” – pomyślałam.

Rozdział 1

Po tym co się stało, bałam się wyjść z kawiarni, ale nie mogłam tam siedzieć w nieskończoność, więc w końcu opuściłam budynek. Najchętniej zostałabym w domu już do końca życia, byleby tylko więcej nie musieć być w takiej sytuacji. Niestety, jest to niemożliwe, gdyż obiecałam dziewczynom, że pojedziemy dziś do wesołego miasteczka w sąsiednim mieście, a ja obietnic zawsze dotrzymuję. Mam tylko nadzieję, że obędzie się bez dodatkowych wrażeń. Przez to wszystko, nawet we własnym domu nie czuję się bezpieczna. Chyba oszaleję.

„Spokojnie… Wdech i wydech” – mówiłam sobie w duchu. Wstałam z wygodnego łóżka z zamiarem udania się do ła‑

zienki, by wyglądać jak człowiek. Zrzuciłam z siebie halkę i weszłam pod prysznic, a ciepła woda rozluźniła moje napięte mięśnie, spłukując ze mnie cały stres. Po prysznicu wytarłam się i owinęłam ręcznikiem, a następnie podeszłam do umywalki, aby umyć zęby oraz zrobić delikatny makijaż. Kiedy skończyłam, opuściłam pomieszczenie. Podeszłam do swojej dużej szafy z zamiarem wybrania dzisiejszego stroju. Postawiłam na białe, krótkie spodenki oraz bluzkę w takim samym kolorze, a do tego czarne buty na koturnach. Byłam gotowa, wystarczyło teraz tylko zadzwonić do dziewczyn. Wybrałam numer Isabeli, która odebrała po dwóch sygnałach.

– Hej, gotowa? – zapytałam, mimowolnie się uśmiechając.

– Tak, Jessica także – odparła z wyczuwalnym podekscytowaniem.

– Świetnie, więc podjadę po was – oznajmiłam, chwytając torebkę.

– W takim razie do zobaczenia! – pożegnała się i rozłączyła.

Zbiegając po schodach na parter, wrzuciłam telefon do torebki. Byłam sama w domu, ponieważ rodzice jak zwykle byli w pracy. Pospiesznie wyszłam z domu, po czym wsiadłam do auta zaparkowanego przed garażem. Uruchomiłam silnik i wyjechałam na ulicę, udając się najpierw po Jessicę. Nie mieszkała daleko, dlatego już po paru minutach siedziała ze mną w samochodzie. Minęło kolejnych kilka minut, a my byłyśmy już w komplecie.

– Jak się dzisiaj czujesz? – zapytała Isabela.

– Dobrze – skłamałam.

– A tak serio? – Jessica spojrzała na mnie podejrzliwie.

„Beznadziejnie” – pomyślałam, ale powiedziałam coś zupełnie innego:

– Bardzo dobrze. – Uśmiechnęłam się do przyjaciółki.

– Jak chcesz, ale dlaczego nie pójdziesz z tym na policję? – zapytała, siedząca z tyłu, Isabela.

– Jestem jedynaczką i jeśli ta informacja dotarłaby do rodziców, wtedy wynajęliby mi ochroniarzy, którzy krok w krok by za mną chodzili. Zero jakiejkolwiek prywatności. Nie, to nie dla mnie, ja chcę wolności. Zresztą, policja pewnie i tak by nic konkretnego z tym nie zrobiła – wyjaśniłam.

– Skąd wiesz? – upierała się przyjaciółka.

– Wiem i już, ok? – westchnęłam, chcąc zmienić temat. – Dobra, już się nie denerwuj – mruknęła brunetka.

Nie lubię takiego naciskania na mnie. Włączyłam radio, w którym akurat leciała nasza ulubiona piosenka, przez co na twarzy każdej z nas od razu pojawił się szeroki uśmiech. Wszystkie zaczęłyśmy głośno śpiewać lub raczej drzeć się niczym kot, któremu ktoś nadepnął na ogon. Przy tym oczywiście machałyśmy i nadmiernie gestykulowałyśmy rękoma, choć w moim przypadku była to jedna ręka ze względu na to, iż druga spoczywała cały czas na kierownicy. Zatrzymałam się na światłach, dzięki czemu mogłam jeszcze bardziej wczuć się w muzykę.

Spojrzałam w prawo i zorientowałam się, że jakiś stary dziadek nas bacznie obserwuje. Po chwili odwróciłam głowę, patrząc przed siebie ze skwaszoną miną i czując zażenowanie.

„Przedstawienie skończone, może pan jechać” – pomyślałam. Czekałam na zielone światło, jak na zmiłowanie, gdyż wciąż czułam na sobie wzrok mężczyzny obok. Kiedy zielony kolor wreszcie pojawił się na sygnalizatorze, wcisnęłam pedał gazu i wystartowałam, niczym w formule jeden.

– Cara… – mruknęła ze złością Isabela, która przeze mnie miała pomadkę na połowie twarzy.

Spojrzałam na nią przelotnie w lusterku, uśmiechając się niewinnie.

„Ups, niechcący” – powiedziałam w myślach.

Jessica spojrzała do tyłu i wybuchła nieopanowanym śmie‑

chem, co dodatkowo zirytowało biedną Isabelę. Sama także zaczęłam chichotać pod nosem. Podróż mijała nam w miłej atmosferze. Po jakiś dwóch godzinach wreszcie dotarłyśmy na miejsce. Zaparkowałam samochód i wyszłam z niego, rozglądając się. Uśmiechnęłam się szeroko, dostrzegając pewne atrakcje, którymi będę mogła pomęczyć przyjaciółkę.

– Ale wiesz, że idziesz ze mną na wszystko? – zapytałam z chytrym uśmieszkiem szatynkę.

– O, nie… – Spojrzała na mnie z przerażeniem.

– O, tak! – powiedziałyśmy razem z Jessicą, spoglądając na siebie z diabelskimi uśmieszkami na twarzach, po czym wybuchłyśmy śmiechem.

– Nienawidzę was – wymamrotała nadąsana Isabela. Posłałam dziewczynie całusa w powietrzu i ruszyłam do kasy, by kupić bilety, po czym weszłam ze swoją dwuosobową ekipą do wesołego miasteczka. Dobrze jest czasem poczuć się znów jak dziecko, którym, niestety, drugi raz nie da się zostać. Biegałyśmy od kolejki do kolejki, ciesząc się jak małe dziewczynki. Po jakimś czasie poszłyśmy zjeść obiad, zwłaszcza że nie zdążyłam nawet przygotować sobie śniadania. Co prawda były to fast‑foody, ale jednak to zawsze coś. Podczas tego jakże wartościowego posiłku, ustaliłyśmy, iż na diabelski młyn pójdziemy na sam koniec, aby podziwiać nocne widoki.

– Teraz na pewno nie wejdę już na żadną karuzelę, bo najpewniej zwymiotuję – jęknęła Isabela, bujając się na krzesełku.

– W porządku, na razie ci odpuszczę. – Zaśmiałam się, ostatecznie kończąc posiłek.

– O mój Boże! Ja chcę watę cukrową! – pisnęła z zachwytem Isabela, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę.

– Jeszcze pięć minut temu twierdziłaś, że już nic dzisiaj nie zjesz – oznajmiła Jessica, marszcząc brwi.

– Ale tak jakoś… – powiedziała rozmarzona przyjaciółka, patrząc gdzieś w dal. – Nagle nabrałam ochoty. – Zachichotała, nie spuszczając wzroku z pewnego punktu.

– Co? – szepnęłam i spojrzałam tam, gdzie uparcie wpatrywała się zamyślona szatynka. – O Boże – mruknęłam, załamując się psychicznie. – Serio? – zapytałam, wzdychając.

– A więc to przez niego zgłodniałaś. – Jessica zauważyła sprzedawcę waty cukrowej, który był nawet niczego sobie.

– Tak – przyznała Isabela i wstała z krzesełka, poprawiając włosy, po czym ruszyła na łowy.

„Czy ja naprawdę muszę to oglądać?” – zadałam sobie w myślach pytanie.

– Pokaż pazury! – zaśmiała się Jessica, a ja strzeliłam sobie z otwartej dłoni w czoło.

– Muszę tam iść, bo zrobi z siebie idiotkę. Dziewczyno ogarnij się, bo ja wiecznie żyć nie będę – mruknęłam, ciężko wzdychając oraz wstając z krzesełka.

Ruszyłam energicznym oraz pewnym siebie, typowym dla mnie, krokiem w stronę flirtującej przyjaciółki.

– Hej, gdzie ty mi się zgubiłaś? – zapytałam, uśmiechając się szeroko.

– Ja tylko rozmawiałam z Paulem – wyjaśniła z szerokim uśmiechem.

– Twoja koleżanka jest bardzo miła – stwierdził wysoki szatyn o szarych tęczówkach.

„Tak, bardzo miła i w dodatku głupia, będziecie do siebie pasować” – pomyślałam.

– Tak… – mruknęłam.

– A ty jesteś? – zapytał i wyciągnął rękę, zbliżając ją do mojej twarzy, aby odgarnąć mi niesforny kosmyk włosów za ucho.

Spojrzałam na jego rękę, a przed oczami mignął mi obraz tego, o czym usiłuję zapomnieć oraz tego, co mnie w pewnym stopniu zmieniło. Nabrałam gwałtownie powietrza do płuc i cofnęłam się, zapobiegając dotykowi. Moje serce wręcz boleśnie obijało się o klatkę piersiową, przez ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a w głowie miałam tylko jeden obraz. Jednego wieczoru, jednej nieznanej mi postaci.

– Niezainteresowana – wydusiłam, łapiąc Isabelę za rękę. Pociągnęłam ją za sobą z powrotem do siedzącej w barze Jessiki. Usiadłam na krzesełku, oparłam łokcie o stolik i wplotłam dłonie w swoje długie, gęste włosy, spuszczając głowę.

– Co ci się stało? Zbladłaś! – Jessica zaczęła mnie szturchać. „Wdech i wydech, uspokój się Caroline. Jego tu nie ma, nie zrobi mi krzywdy, którą niegdyś próbował wyrządzić. To tylko złe wspomnienia, nie ma się czego bać, nie jestem tu sama”.

– To nic… Tylko trochę źle się poczułam, ale już wszystko w porządku – zapewniłam przyjaciółki, spoglądając na ich wystraszone twarze, po czym uśmiechnęłam się lekko.

– Może wolisz już wrócić? – zapytała Isabela.

– Nie, już jest dobrze – upierałam się.

– Na pewno? – drążyła temat zaniepokojona brunetka. – Na sto procent. Więc? Na co teraz idziemy? – zapytałam z entuzjazmem, by przestały się niepotrzebnie zamartwiać.

Po krótkich negocjacjach zdecydowałyśmy, że pójdziemy na kolejkę górską. Czas płynął, a nasza przejażdżka diabelskim młynem była coraz bliżej. W pewnym momencie jednej z nas zaczął wibrować telefon.

– Halo… Obecnie nie ma mnie w domu… Rozumiem, będę najszybciej jak to tylko możliwe. – Jessica zakończyła rozmowę.

– Co się stało? – zapytałam.

– Muszę wracać, ale ty zostań, tak bardzo chciałaś się przejechać wieczorem na diabelskim młynie – oznajmiła.

– Ale niby jak wrócisz? – Zmarszczyłam brwi.

– Pociągiem – odparła, a ja zrobiłam wielkie oczy.

– Robi się ciemno, nie puszczę cię samej pociągiem – oznajmiłam stanowczo.

– Ja z nią wrócę, bo i tak jestem już zmęczona – wtrąciła Isabela.

– OK, ale pod warunkiem, że weźmiecie moje auto – postawiłam warunek, zaczynając szukać kluczy w torebce.

– Wtedy ty będziesz wracać sama pociągiem, wykluczone – zaoponowała Jessica.

– Spokojnie, mam w okolicy ciotkę, przenocuję u niej – skłamałam, wciskając kluczyki w ręce jednej z nich.

– Serio? – zapytała zatroskana szatynka.

– Tak, nie macie się o co martwić – zapewniłam je z uśmiechem.

– Skoro tak… To do jutra. – Isabela pożegnała się ze mną i za chwilę zrobiła to także Jessica.

Pomachałam dziewczynom na pożegnanie, po czym przeszłam w stronę lodziarni. Jakiś czas później na niebie widniały już gwiazdy oraz towarzyszący im srebrzysty księżyc, który dodatkowo wszystko oświetlał i dodawał krajobrazom uroku. Zdecydowałam, że to jest ten czas, więc udałam się na ostatnią atrakcję.

– Wow – wydusiłam, gdy byłam już na diabelskim młynie. Widok był piękny. Migoczące światełka w całym mieście sprawiały, że nie mogłam od nich oderwać wzroku. One mnie wręcz hipnotyzowały. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czułam strachu i nie myślałam o problemach. Patrząc na ten widok, odprężyłam się i całkowicie odleciałam w swój świat marzeń. Niestety, nic nie trwa wiecznie. Przejażdżka dobiegła końca, tak samo jak moje chwilowe poczucie błogości. Opuściłam diabelski młyn i skierowałam się w stronę wyjścia z wesołego miasteczka. Poprawiłam torebkę na ramieniu, która wciąż uparcie mi się zsuwała, maszerując w stronę dworca, znajdującego się trzy przecznice stąd. Wbiłam wzrok daleko przed siebie, odlatując myślami. Nagle poczułam szarpnięcie za ramię i zobaczyłam uciekającą postać wraz z moją torebką.

– Hej! – krzyknęłam.

Zaczęłam go gonić, jednak moje dzisiejsze obuwie wcale mi nie sprzyjało.

„Cholera. Na szczęście byłam dobra z WF‑u. Może to i głupie, ale mam tam wszystko! Jak ja niby wrócę do domu?” – zastanawiałam się, wciąż biegnąc.

Goniłam za nim dalej, nie pozwalając się pokonać butom na koturnach. Wbiegłam za nim w ślepą uliczkę, dzięki czemu nie miał gdzie dalej uciekać.

– Oddawaj – rozkazałam stanowczo, lekko dysząc.

Teraz miałam okazję, by mu się przyjrzeć. Był to blondyn średniego wzrostu o ciemnych tęczówkach, na oko jakieś dwadzieścia siedem lat.

– Jakaś ty uparta. – Zaśmiał się, mierząc mnie wzrokiem.

– Nie pomyślałaś, że może stać ci się krzywda? – zapytał z chytrym uśmieszkiem, zaczynając się zbliżać.

Wciągnęłam głęboko powietrze do płuc, po czym kopnęłam przeciwnika prosto w krocze.

– Ty dziwko! – syknął, zginając się wpół.

Chciałam podejść bliżej, by wyrwać mu swoją torebkę, ale wtedy popchnął mnie na ścianę tak, że przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Kiedy odzyskałam świadomość, ten stał już przede mną i dociskał mnie swoim ciałem do ściany.

– I co teraz zrobisz, co? – Zaśmiał się, przystawiając mi nóż do gardła.

Próbowałam się wydostać z jego sideł, szarpać, cokolwiek, ale nie mogłam. Moje oczy momentalnie zaszkliły się łzami, a serce boleśnie obijało się o klatkę piersiową. Wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, gdyż to znów się dzieje, znów ktoś chcę odebrać mi moją niewinność.

– Zostaw mnie! – wydarłam się, kiedy ten zaczął całować moją szyję.

Poczułam obrzydzenie i odruchy wymiotne, a jego dotyk wręcz palił moją skórę niczym żarzące się węgle.

– Pomocy! – krzyczałam w panice.

– Zamknij się – warknął, kładąc jedną dłoń na moich ustach, zaś drugą zaczął odpinać mi spodenki.

Łzy płynęły po mojej twarzy niczym strumienie, a ręce nieporadnie próbowały odepchnąć tego potwora. Nagle usłyszałam huk, przez co aż podskoczyłam. Demon próbujący wyrządzić mi krzywdę padł na ziemię jak długi. Szybko zapięłam spodenki, zaczynając się cofać w kąt, niczym przerażona dziewczynka. Spojrzałam na się leżące ciało, tłumiąc chcący się ze mnie wydostać krzyk przerażenia. Uniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka ubranego w czerń. Tego samego, który mnie prześladuje, w dodatku teraz z bronią w ręku. Z przerażenia dostałam zawrotów głowy wraz z dusznościami.

– Nie zrobię ci krzywdy – oznajmił niskim, lecz nieco ściszonym tonem.

– Z‑zostaw mnie – wyszeptałam przez płacz, trzęsąc się ze strachu.

– Spokojnie… – powiedział ciszej i schował broń, po czym zaczął się do mnie zbliżać.

Cofałam się, ale moje plecy w końcu napotkały przeszkodę, przez co nie miałam dokąd uciekać.

– Błagam, zostaw mnie – wypłakałam, kiedy uniósł dłoń chcąc dotknąć mojego policzka.

Drgnęłam, kiedy poczułam jego dotyk i zacisnęłam oczy. Przejechał opuszkami palców od mojego policzka, aż po szyję, na której za chwilę poczułam ukłucie. Nasze spojrzenia się spotkały, gdy otworzyłam oczy. Moje przerażone i pełne łez, a jego takie spokojne oraz bystre. Patrzył na mnie uważnie, nawet na chwilę nie odrywając wzroku. Ja jednak po chwili zaczęłam widzieć coraz mniej wyraźny obraz, który za moment zamienił się w ciemność.

Rozdział 2

Zaczęłam się budzić, choć nie miałam najmniejszej ochoty wstawać z łóżka, dlatego jedynie przekręciłam się na drugi bok, nie otwierając oczu. Miękki materac, pachnąca pościel i ciepło to wszystko, czego mi było aktualnie potrzeba. Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie koszmar, który mi się śnił.

„Szłam chodnikiem ciemną nocą” – przypominałam sobie.

– „Wtedy ktoś ukradł mi torebkę. Zaczęłam za nim biec… Zaraz… To nie był sen!”.

Otworzyłam oczy, gwałtownie przechodząc do pozycji siedzącej. Nabrałam więcej powietrza do płuc, łapiąc się za głowę, po czym zaczęłam się rozglądać po pokoju. Wszystko wyglądało tak, jak powinno… Ale przecież nic nie jest tak, jak być powinno. Spojrzałam na siebie, dochodząc do wniosku, że mam na sobie wczorajszy strój. Na szafce nocnej dostrzegłam swoją torebkę, więc po nią sięgnęłam, aby sprawdzić zawartość. Niczego nie brakowało. Uniosłam rękę, dotykając swojej szyi i poczułam coś. Zeskoczyłam z łóżka niczym poparzona, wręcz biegiem udając się do najbliższego lusterka, znajdującego się na drzwiach szafy. Na swojej szyi dostrzegłam mały ślad po ukłuciu.

– Psychopata – szepnęłam, przejeżdżając palcem po miejscu ukłucia.

„On mnie uratował” – pomyślałam. – „Uratował mnie przed tym demonem. Nie jestem niewdzięcznicą, dlatego doceniam to, że mi pomógł i przeze mnie… zabił go. Z mojej winy zginął człowiek. O Boże. Gdybym chociaż raz pomyślała rozsądnie albo odpuściła tę głupią torebkę… Mogłam od kogoś pożyczyć na bilet, ale nie, jak zawsze musiałam coś zepsuć. W ogóle jak ja się tu znalazłam? On mnie tu przywiózł? Nie wiem, co mam myśleć. Na chwilę obecną wiem kilka rzeczy: psychopata mnie cały czas śledzi, dlatego był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, uratował mnie, ale zastrzelił go z zimną krwią, co świadczy o tym, że jest bardzo niebezpieczny, uśpił mnie czymś i przywiózł do domu, lecz mnie nie skrzywdził. Teraz mogę być pewna, iż nie jestem bezpieczna nawet we własnym domu. Wie, gdzie mieszkam, więc na pewno może tu wejść, kiedy tylko zechce. Powinnam to zgłosić na policję”.

– Przeze mnie zginął człowiek – szepnęłam, patrząc na swoje odbicie w lustrze, a moje oczy zaszkliły się łzami.

Odwróciłam się plecami do lustra i opierając o nie, zsunęłam się na podłogę, zaciskając jednocześnie mokre od łez oczy. Zaczęłam cicho szlochać, zakrywając dłonią usta oraz pozwalając, by łzy płynęły po moich policzkach. Starałam się uspokoić z obawą, że ktoś może być w domu i mnie usłyszy, ale nie mogłam. Nagle do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi, przez co aż podskoczyłam.

„Spokojnie, psychopata nie dzwoniłby dzwonkiem” – stwierdziłam w myślach.

Szybko wytarłam łzy, wstając z podłogi, by otworzyć drzwi. Zeszłam ze schodów na parter i niepewnie podeszłam bliżej wizjera. Odetchnęłam z ulgą, kiedy po drugiej stronie ujrzałam dziewczyny. Szybko wpuściłam je do środka, starając się nie wzbudzać podejrzeń.

– Co się z tobą działo?! – zapytała zdenerwowana Jessica.

– Nie rozumiem. – Zmarszczyłam brwi.

– Nie odbierasz w ogóle telefonu! – wtrąciła równie zła Isabela.

– Spałam – oznajmiłam, krzyżując ręce pod klatką piersiową.

– Jest szesnasta, a ty jesteś rannym ptaszkiem. Nie oszu‑

kasz nas, za dobrze cię znamy – stwierdziła z poirytowaniem brunetka.

– Nie uwierzę w żadne nocowanie u wymyślonej ciotki – oznajmiła szatynka.

Odwróciłam się do obu tyłem, ponieważ czułam, że znów się zaraz rozpłaczę.

„Ta sytuacja mnie przerasta” – pomyślałam. – „Nie mogę zapomnieć o chcącym mnie skrzywdzić człowieku. Potworze, który sprawił, że czuję strach i niechęć do całej płci męskiej. Demonie, jaki doprowadził do tego, iż musiałam się leczyć psychicznie po dwóch próbach samobójczych. Okrutnika, stanowiącego główny powód mojego podejścia do życia, związków oraz miłości, które są dla mnie jedynie nieosiągalną iluzją. Wczoraj znów pojawił się kolejny demon, chcący mnie wykorzystać. Czuję się brudna w miejscach, których dotykał. Do tego wszystkiego dochodzi psychopata, po którym mogę się spodziewać wszystkiego. Może on także jest jedynie iluzją, a ja po prostu postradałam zmysły przez wieczne uczucie strachu? Jestem szalona? Nie…”.

– To nie moja wina – powiedziałam po chwili z gulą w gardle. – Co nie jest twoją winą? – Jessica stanęła przede mną. – On go zastrzelił, ja nic nie zrobiłam. – Zaczęłam płakać. – Boże, Cara, co się stało?! – krzyknęła z przerażeniem Isabela. – On chciał mnie skrzywdzić, zhańbić – wymamrotałam, płacząc. – Wtedy zjawił się on i go zastrzelił – dodałam zgodnie z prawdą.

– Kto? – zapytała przejęta Jessica.

– Psychopata, zabił go z zimną krwią, ale mnie ocalił… A potem przywiózł do domu – tłumaczyłam, czując poczucie winy.

– Wsiadłaś z nim do jednego samochodu?! – ponownie krzyknęła Isabela.

– Nie! – zaprzeczyłam – Nie jestem aż tak głupia. Uśpił mnie czymś, nie pamiętam, jak się tu znalazłam – wyjaśniłam.

– Chodź, usiądź – rozkazała brunetka, prowadząc mnie w stro nę kanapy.

Wykonałam jej polecenie, gdyż znów nogi powoli się pode mną uginały.

– Boję się, czuję się winna i nie wiem, co mam robić! – wyszlochałam, kryjąc twarz w dłoniach.

– Cara, nie masz się za co obwiniać. On go zabił, nie ty, nie masz z tym nic wspólnego – oznajmiła Isabela, siadając obok mnie.

– Powinnam to zgłosić na policję – stwierdziłam, odchylając głowę do tyłu.

– Nie – powiedziała po chwili, kucając przede mną, Jessica. – Skoro ten psychopata był w stanie zabić tamtego, to kto wie, co mógłby ci zrobić, jeśli byś go wydała – ostrzegła mnie.

– Więc co mam zrobić? – zapytałam bezsilnie. – Zapomnieć i udawać, że nic się nigdy nie stało – odparła Isabela.

– Łatwo powiedzieć – prychnęłam.

– Nie możesz zostawać sama, bo wtedy bardziej się będziesz zamartwiać. Musisz zrobić coś, by o tym zapomnieć – stwierdziła Jessica.

– Niby co? – zapytałam.

– Chodź z nami dziś wieczorem do klubu, rozerwiesz się trochę – zaproponowała szatynka.

– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. – Skrzywiłam się, kręcąc przecząco głową.

– No dawaj! Zapomnisz o problemach – przekonywała mnie przyjaciółka.

„To nie moja wina. To nie ja go zabiłam” – powtarzałam sobie w głowie.

– Nie jest ważne, ile będę się sprzeciwiać, wy nie odpuścicie… – stwierdziłam, wycierając łzy.

„Jestem idiotką. Człowiek przeze mnie zginął, a ja idę na imprezę z przyjaciółkami” – pomyślałam.

Dziewczyny wyszły, uprzednio oddając mi kluczyki do samochodu. Każda z nas potrzebowała teraz pięciu minut dla siebie, które trwają w rzeczywistości godzinę, ale cóż, takie jest życie kobiety. Starałam się wciąż nie myśleć o tym, co się stało, ale to było silniejsze ode mnie.

„Co ma być, to będzie, a ja muszę być silna i stawić czoła problemom, jestem w końcu Cara, nie pozwolę problemom przejąć nade mną kontroli. Nie tym razem” – tłumaczyłam sobie w duszy.

Stanęłam przed szafą, by wybrać sukienkę na dzisiejszy wieczór. Mała czarna zawsze się sprawdza, dlatego wybrałam ją oraz czarne szpilki pasujące do sukienki. Położyłam wybrany strój na łóżku i wyciągnęłam z szafy czystą bieliznę, po czym skierowałam się do łazienki. Kiedy już byłam wykąpana, wytarłam się dokładnie ręcznikiem. Opuściłam pomieszczenie i przeszłam w stronę łóżka. Założyłam wybrane wcześniej rzeczy, spoglądając z zadowoleniem w lustro. Usiadłam przy toaletce, aby zrobić makijaż. Wreszcie byłam gotowa. Chwyciłam jeszcze torebkę ze stolika, po czym zamówiłam sobie taksówkę, ponieważ nie będę potem wracać samochodem po alkoholu. Ruszyłam w stronę wyjścia, a wraz z każdym kolejnym krokiem w domu roznosił się stukot moich szpilek. Wyszłam przed dom, czekając na taksówkę, która wkrótce podjechała. Droga nie trwała na szczęście długo. Już po chwili stałam przed klubem. Zauważyłam czekające na mnie przyjaciółki, więc do nich podbiegłam.

– Nareszcie jesteś. – Uśmiechnęła się Isabela i mnie przytuliła.

– Tak, chodźmy już – westchnęłam.

– Nagle ci się śpieszy? – zapytała Jessica.

– Tak – mruknęłam.

Ruszyłam w stronę wejścia do klubu. Gdy weszłam do środka, głośna muzyka oraz duszne powietrze wręcz we mnie uderzyły. Podeszłyśmy do baru i zamówiłyśmy sobie drinki. Nie zamierzałam się upić, gdyż nie jestem z tych, które piją do upadłego, ale chciałam się nieco odstresować.

– I jak? Czujesz się choć trochę lepiej? – zapytała Jessica, a ja wzruszyłam ramionami, wypijając łyk swojego drinka.

– Wiem, co poprawi ci humor. – Isabela uśmiechnęła się chytrze.

Wstała z krzesełka barowego, podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę, ciągnąc w stronę tłumu tańczących osób. Nie sprzeciwiałam się, gdyż podczas tańca od zawsze myślałam jedynie o nim i niczym innym. Zaczęłyśmy tańczyć, kołysać się w rytm muzyki, a ja wczułam się w nią, całkowicie odlatując. Po chwili dołączyła do nas Jessica. Poruszałam się w rytm muzyki, nie myśląc o świecie dookoła. Nawet nie zauważyłam, kiedy uśmiech sam mi się pojawił na twarzy. Nie wiem dokładnie, ile tak tańczyłyśmy, ale chyba długo.

– Usiądźmy już, nogi mnie bolą – jęknęła zmęczona Isabela. Przytaknęłam i niechętnie opuściłam parkiet wraz z przyjaciółkami, powracając do baru. Zamówiłam kolejnego drinka, ponieważ chciało mi się pić. Plotkowałyśmy oraz piłyśmy, dzięki czemu czułam się odstresowana oraz weselsza.

– Zawsze chciałam być jednorożcem, biegnącym po tęczy – wyznała Isabela, chichocząc.

– Tak? Patrz, tęcza. – Zaśmiałam się, wskazując palcem w stronę światełek, wykorzystawszy nietrzeźwy stan dziewczyny, aby się z niej pośmiać.

– Gdzie?! – krzyknęła, rozglądając się.

– W dupie. – Uśmiechnęłam się diabelsko, głaszcząc kieliszek, a szatynka pokazała mi środkowy palec.

– Ja to bym wolała być pegazem i sobie latać między chmurami z waty cukrowej – oznajmiła Jessica, próbując trafić słomką do buzi.

– Wiecie co? Chyba wystarczy nam na dzisiaj – stwierdziłam, odstawiając drinka.

– E tam – Zaśmiała się Isabela, na co przewróciłam oczami.

– Chodźcie potańczyć – poprosiłam.

– Wybacz, ale chyba zwymiotuję, jeśli zrobię choć jeden obrót – mruknęła brunetka.

– A ty? – Spojrzałam znacząco na szatynkę, patrzącą z rozmarzeniem na swój kieliszek. – Em… Nie było pytania. – Zaśmiałam się.

Siedziałam dalej przy barze, ponieważ sama nie chciałam iść na parkiet. Wszystko dookoła trochę mi wirowało, przez co byłam mniej skupiona, lecz nie było u mnie problemu z kontaktowaniem.

– Zatańczysz ze mną? – Usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny, stojącego za mną.

„To tylko taniec, czyli nic złego. W dodatku skoro one nie chcą, to czemu nie” – pomyślałam.

– Jasne – zgodziłam się, odwracając się na krzesełku w jego stronę.

Nieznajomy chwycił moją dłoń i poprowadził mnie w stronę parkietu, nim zdążyłam na niego spojrzeć. Akurat teraz leciała wolniejsza piosenka, dlatego jedną rękę położył na moim biodrze, a drugą trzymał moją dłoń. Ja zaś położyłam swoją wolną dłoń na jego ramieniu. Migające światła uniemożliwiały mi przyjrzenie się partnerowi, ale wydawał mi się znajomy. Muszę przyznać, iż tańczył bardzo dobrze. Kiedy światła przestały migać tak intensywnie, wreszcie mogłam mu się przyjrzeć, lecz szybko tego pożałowałam. Ciemne ubranie, kaptur na głowie i ta chustka z trupią czachą.

„Psychopata” – rozbrzmiewało mi w głowie.

– To ty! Puść mnie! – rozkazałam stanowczo, chcąc się od niego uwolnić.

– Nie tak szybko. – Zaśmiał się, łapiąc za moje nadgarstki. Mój puls momentalnie przyśpieszył, a paniczny strach w mgnieniu oka powrócił.

– Dzięki za wczorajszą pomoc, ale nie musiałeś tego robić. Skoro wszystko jest jasne, to zostaw mnie w spokoju raz na zawsze – fuknęłam ze złością, choć tak naprawdę zaczynałam się trząść ze strachu.

– Taka krucha i delikatna… – Ścisnął moje nadgarstki mocniej, przez co się skrzywiłam. – A taka zadziorna – stwierdził nisko.

– Odpierdol się wreszcie – warknęłam.

– Grzeczniej – rozkazał, jeszcze bardziej wzmacniając uścisk, co spowodowało, że aż zacisnęłam zęby.

Patrzył mi prosto w oczy, ale jego wzrok był taki chłodny. Sposób w jaki patrzył, był przerażający, ale nie oczy same w sobie. Wręcz przeciwnie, były ładne, dosyć duże, błyszczące o ciemnych, brązowych tęczówkach, a do tego czarne, gęste rzęsy oraz brwi nadawały im uroku.

– Bo zacznę krzyczeć – zagroziłam, na co ten się zaśmiał. – Właściciel to mój znajomy, co trzeci człowiek, którego tu widzisz, pracuje dla mnie. Mógłbym cię tu i teraz zgwałcić czy zabić, a nikt by nawet nie kiwnął palcem – oznajmił, patrząc na mnie w taki sposób, że po plecach przeszły mi ciarki.

– Czego ode mnie chcesz? Co ja ci zrobiłam? – zapytałam, próbując się szarpać, ale ten ani drgnął. Był niewzruszony niczym skała.

„Cholera, jaki on jest silny” – pomyślałam.

– Wkrótce się przekonasz – oznajmił. – Do zobaczenia, kocie – powiedział, po czym lekko mnie popchnął w tłum, a kiedy się odwróciłam, jego już nie było.

Próbowałam opanować przyśpieszony oddech oraz serce boleśnie obijające się o klatkę piersiową, lecz było to trudne. Rozmasowałam obolałe nadgarstki w drodze do baru i oznajmiłam dziewczynom, że chcę już wracać.

„Nosisz broń i masz swoich ludzi. Kim ty do cholery jesteś?” – zadawałam sobie pytania.

Rozdział 3

Nie wspominałam nikomu o wczorajszej sytuacji w klubie. Nie chciałam nikogo martwić, gdyż nie jestem już małą dziewczynką i potrafię sama o siebie zadbać, a przynajmniej powinnam.

„To co się dzieje, to jakiś obłęd, przecież tak dłużej nie może być, bo inaczej chyba oszaleje oszaleję” – myślałam. – „Jak długo można żyć w ciągłym strachu? Koniec, jutro idę na policję, gorzej i tak już być nie może. Całą noc nie spałam przez tego psychopatę”.

Zeszłam powoli z łóżka i nie zmieniając stroju, skierowałam się na parter. W połowie drogi do moich uszu dotarły czyjeś głosy, co świadczyło o tym, że dzisiaj rodzice zostali w domu. Miła odmiana, choć doszłam do wniosku, iż będę musiała udawać przy nich szczęśliwą oraz rozpromienioną. Przekraczając próg jadalni, zmusiłam się do szerokiego uśmiechu, który miałam wyćwiczony do perfekcji.

– Cześć – przywitałam się, zajmując miejsce przy stole. – Witaj, skarbie, jak się spało? – zapytała uśmiechnięta mama.

„Okropnie” – odpowiedziałam w myślach.

– Dobrze – odparłam sięgając po naleśnika.

Mama zlustrowała mnie, patrząc podejrzanie, lecz ostatecznie przeniosła wzrok na mojego tatę. Każdy zawsze mówił, że jestem bardzo podobna do mamy. Ten sam anielski wyraz twarzy – w moim przypadku bardzo mylący. Jasna cera czy duże, piwne oczy, ozdobione długimi, gęstymi rzęsami, które wyglądają niczym doczepiane, to cechy wyglądu, jakie po niej odziedziczyłam. Podobny kształt twarzy, zarys kości policzkowych oraz zbliżone do siebie figury klepsydry. Najbardziej różnią nas włosy. Moje są długie, lekko kręcone, mające odcień średniego blondu, jej zaś krótkie, czarne oraz proste. Jestem także od niej odrobinę wyższa i do niskich dziewczyn się raczej nie zaliczam.

– Gdzie znów byłaś w nocy? – zapytał tata, odkładając gazetę na stół.

– Na imprezie z dziewczynami – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Znowu? – Uniósł jedną brew do góry, przyglądając mi się uważnie.

– Tak, znowu – odparłam, przekręcając głowę. – Ale nie martw się, szybko z domu nie wyjdę – dodałam.

„Czy możecie zamknąć mnie w piwnicy? Tam na pewno nikt mnie nie będzie obserwował. No, chyba że pająki. Znajdę czas, aby się z nimi zaprzyjaźnić, a kiedy nie będą się tego spodziewać, zabiję je jakimś kapciem. Plan idealny” – rozmyślałam.

– A jaki jest tego powód? – zapytała mama.

– Em… brzuch mnie boli i mam ochotę wszystkich zabić, wiesz, jak to jest. – Zaśmiałam się nerwowo, drapiąc się po głowie.

– Ech, kobiety – westchnął tata, po czym wypił łyk swojej porannej kawy.

– Mężczyźni – prychnęłam, patrząc na tatę przymrużonymi oczyma.

Tata to wysoki, postawny mężczyzna o nieco ciemniejszej karnacji, czarnych, lekko kręconych włosach oraz piwnych oczach. Wyraz jego twarzy jest raczej poważny, ale to nie oznacza, że nie potrafi się uśmiechać. Charakterystyczne u niego są jego wielkie dłonie.

W pewnym momencie do moich uszu dotarł dźwięk melodyjki telefonu ojca. Widocznie potencjalny rozmówca nie wprawiał go w dobry nastrój, bo szybko odebrał i powiedział:

– Halo… Mówiłem już, że się nie zgadzam! – Podniósł ton i wymienił z mamą porozumiewawcze spojrzenie. – Tego nie było w umowie! – Walnął pięścią w stół, a ja aż podskoczyłam.

– Caroline, może pojedziesz na jakiś czas do kuzynki i cioci, co? – Bardziej rozkazała niż zapytała mama.

– Ale dlaczego tak nagle? – zdziwiłam się.

„Akurat teraz, kiedy boję się opuszczać dom? Serio?” – jęknęłam w duszy.

– Pakuj się i jedź – rozkazał nerwowo tata, gdy zakończył rozmowę.

– Kto cię tak zdenerwował? Znów natrętni cudzoziemcy? – zapytałam, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie ostatniego zamieszania w firmie.

– Nie, po prostu idź i się pakuj – powtórzył rozkaz zdenerwowany tata.

– Nie jestem głupia, to oczywiste, że coś się stało, inaczej byście się tak nie zachowywali – stwierdziłam, krzyżując ręce pod klatką piersiową.

– Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? – warknął.

– Nie jestem małą dziewczynką, nie rozkazuj mi. Poza tym, skoro tak bardzo chcecie się mnie pozbyć, to mogę sobie na razie zamieszkać w hotelu, nie muszę jechać do ciotki – oznajmiłam, przewracając oczami.

– Lepiej, żebyś nie była sama – wtrąciła mama.

– No ale dlaczego? – wypytywałam.

– Dosyć, skoro każę ci się spakować i jechać do ciotki, to tak masz zrobić! – wrzasnął, a ja drgnęłam.

Prychnęłam, wstając od stołu oraz zarzucając włosami z ramienia na plecy. Poszłam na górę i dla świętego spokoju zaczęłam robić to, o co prosili rodzice. Nie wiedziałam, na jak długo wyjeżdżam, dlatego spakowałam więcej rzeczy. Kiedy skończyłam walkę z zapinaniem walizki, sama musiałam się uszykować. Wkrótce byłam już gotowa, więc ściągnęłam walizkę na parter i pożegnałam się z rodzicami. Wsiadłam do auta, po czym ustawiłam sobie GPS, wpisując adres cioci. Wyjechałam na drogę, zastanawiając się, co sprawiło, że tak nagle kazali mi wyjechać. Jednak z rozmyślań wyrwał mnie wibrujący telefon, na ekranie którego dostrzegłam SMS od Isabeli. Chciała się spotkać, a ja miałam czas, dlatego zawróciłam i pojechałam na wyznaczone miejsce spotkania. Zatrzymałam się na parkingu i wysiadłam z auta, kierując się do parku, gdyż pomyślałam, że idąc tamtędy, dotrę na miejsce spotkania szybciej. Nabrałam więcej powietrza do płuc, rozglądając się dookoła, ponieważ bardzo lubiłam naturę. Szłam przed siebie, pewnym krokiem, kiedy nagle poczułam oplatające mnie od tyłu ręce oraz kawałek śmierdzącego materiału na twarzy. Serce podeszło mi do gardła. Zaczęłam się szarpać, próbując krzyczeć, ale materiał wraz z dłonią jakiegoś mężczyzny tłumił każdy mój odgłos. Chciałam mu się wyrwać, uderzyć go, ale nie mogłam. Przeciwnik był zbyt silny. Siły powoli mnie opuszczały, nogi zaczęły się pode mną uginać, a oczy mimowolnie przymykać i wkrótce nie widziałam już nic prócz ciemności. Zemdlałam.

Mruknęłam cicho pod nosem, przebudzając się. Zmarszczyłam brwi i uniosłam dłoń, by przetrzeć nią twarz. Uchyliłam delikatnie powieki, lecz szybko je zamknęłam, przez drażniące mnie promienie słoneczne. Przetarłam ponownie oczy i znów podjęłam próbę otworzenia ich, tym razem skutecznie. Otworzyłam je szerzej ze zdziwienia, gdy ujrzałam migające drzewa, co oznaczało, że znajduję się w aucie jadącym z dużą prędkością. Nabrałam gwałtownie powietrza, czując przyśpieszony puls i wykręciłam głowę w bok, napotykając czyjeś spojrzenie.

– Co do… – mruknęłam z zdezorientowaniem.

Obok mnie siedział nieznany mi mężczyzna, ubrany w czarny garnitur. Miał delikatną brodę oraz łysą jak kolano głowę. Patrzył na mnie swoimi niebieskimi ślepiami niczym na swą ofiarę, przez co po plecach aż przeszły mi ciarki. Był ode mnie sporo starszy, a jego wyraz twarzy nie był ani trochę przyjemny. Przez chwilę pomyślałam, iż to może być psychopata, ale po ponownym spojrzeniu w oczy, stwierdziłam, że jest to ktoś zupełnie inny.

– Wreszcie się obudziłaś – powiedział nisko, przypatrując mi się uważnie.

– Kim ty jesteś?! – zapytałam, przysuwając się jak najbliżej drzwi. – Wypuść mnie stąd! – rozkazałam, będąc zdezorientowaną.

– Grzeczniej, dziwko, inaczej będziesz miała w sobie dodatkową dziurę – warknął, przystawiając mi pistolet do skroni.

Całe moje ciało aż zadrżało ze strachu, a w gardle pojawiła się gula.

„Cara, nie daj się zastraszać”. – Głos rozbrzmiewał w mojej głowie. – „Przecież jesteś twardą dziewczyną, poradzisz sobie ze wszystkim”.

– Chciałbyś – fuknęłam z udawaną odwagą, na co ten złapał mnie za gardło i przycisnął do szyby.

– Masz coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał, śmiejąc się pod nosem.

Nic nie odpowiedziałam, jedynie obdarzyłam go pełnym nienawiści spojrzeniem. Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu, a serce przyspieszyło jeszcze bardziej, wręcz łomocząc w klatce piersiowej. Mężczyzna po chwili mnie puścił, chowając broń, ja zaś zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, po czym zaczęłam kaszleć.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytałam, rozmasowując obolałe miejsce.

– Ja? Niczego, wykonuję jedynie swoje obowiązki – burknął, nawet na mnie nie patrząc.

– Kto jest twoim szefem? – zadałam kolejne pytanie.

– Joker – oznajmił, przenosząc na mnie wzrok.

Na to imię coś wewnątrz aż mnie zakłuło. Moje oczy powiększyły się chyba do rozmiarów piłki golfowej, szczęka znalazła się na podłodze, a mój mózg chwilowo się zawiesił. Zacisnęłam z nerwów dłonie w piąstki, wbijając sobie tym samym paznokcie w skórę.

– K‑kto? – wydukałam ledwo słyszalnie, a łysol, widząc moje przerażenie, zaczął się głośno śmiać.

„Największy mafiosa, gangster czy Bóg wie kto, na świecie, z którym sobie nie radzą żadne służby to ich szef?!” – myślałam. – „Nie, to są chyba jakieś żarty, błagam niech to będzie tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę”.

– Oj, czyżbyś się przestraszyła? – zakpił.

– Ja nie boję się nikogo i niczego – oznajmiłam, odwracając głowę w stronę okna.

– Tak, jasne. – Zaśmiał się, kręcąc głową.

– Czy ja… jestem wieziona do niego? – zapytam z gulą w gardle.

– A niby do kogo? Mojej matki? – prychnął.

„Niby po co wielkiemu Jokerowi zwykła dziewczyna? Zrobi ze mnie swoją dziwkę?” – zadawałam sobie pytania. – „Bo innej opcji nie widzę. Pewnie to jakiś stary, brzydki, nadęty, obleśny potwór. Taki ktoś miałby mnie choćby dotknąć? Panie, uchyl pan szybę, bo chyba zaraz zwymiotuję. Prędzej się zabiję, niż pozwolę komukolwiek się tknąć. Muszę zachować zimną krew, aby myśleć racjonalnie i wykorzystać jakąkolwiek szansę na ucieczkę. Rodzice oraz moje przyjaciółki na pewno wkrótce zgłoszą moje zaginięcie”.

– Nagle zamilkłaś. Boisz się i słusznie – stwierdził, ujmując mój podbródek między dwa palce z chytrym uśmieszkiem.

Poczułam wstręt, gdy mnie dotknął. Mógł mnie uderzyć, ale nie pozwolę, by mnie dotykał, kiedy tylko zechce. Nienawidzę męskiego dotyku.

– Pieprz się – warknęłam, odtrącając jego rękę.

– Słuchaj, szmato, do mnie masz odnosić się z szacunkiem – rozkazał. – Szkoda by było, gdyby taka ładna buźka została zeszpecona. – Zaśmiał się, wyjmując nóż.

„Muszę być ostrożna i nie dać ponieść się emocjom” – pomyślałam.

Już miałam coś powiedzieć, kiedy nagle zadzwonił jego telefon.

– Tak… Mam dziewczynę, ale strasznie mnie wkurza… Tak jest, proszę mi wybaczyć… Będziemy za kilka minut. – Zakończył rozmowę, lecz bardzo zbladł.

– Oj, czyżbyś się przestraszył? – zaśmiałam się z drwiącym uśmieszkiem, nie mogąc się powstrzymać.

Wiem, że jestem lekkomyślna, ale szlag mnie trafia, kiedy ktoś próbuje nade mną wywyższać.

– Masz szczęście, że Joker cię chce, inaczej byłabyś już trupem – burknął.

„Zaraz, stop” – pomyślałam. – „Po pierwsze: Joker mnie chce? Że co? A co ja jestem? Zabawka na sprzedaż? Po drugie, szczęściem bym tego raczej nie nazwała, wręcz przeciwnie, strasznym pechem. To jest mafia, mam przesrane. Nie mogę się unosić, czy mówić wszystkiego, co myślę, inaczej skończę źle. Problem w tym, że ja inaczej nie potrafię” – stwierdziłam w myślach.

– Jesteśmy – poinformował mnie i wyrwał tym samym z rozmyślań.

Spojrzałam przez szybę, podczas gdy moje serce wręcz boleśnie obijało się o klatkę piersiową. Po wyjechaniu z lasu, moim oczom ukazała się wielka willa z podobnie wielkim ogrodem. Wszystko było ogrodzone wysokim płotem, przez który bardzo trudno byłoby się przedostać. Podjechaliśmy pod konkretnych rozmiarów bramę, przy której stało ośmiu, bardzo dobrze zbudowanych, mężczyzn w czarnych strojach, uzbrojonych po zęby. Łysol uchylił szybę i powiedział coś do jednego z nich. Brama się otworzyła, a my wjechaliśmy na posesję ścieżką z kostki, ułożonej w przeróżne wzory. Ścieżka prowadziła przez ogród, aż pod samą willę. W ogrodzie znajdowały się różnorodne drzewka oraz kolorowe kwiaty, lecz największe wrażenie robiła spora fontanna usytuowana w centrum. Willa była trzypiętrowa. Posiadała liczne, wysokie okna i balkony, podtrzymywane zdobionymi kolumnami. kolorach fasada budynku była jasna. Całość wywarła na mnie ogromne wrażenie. Zapierało mi dech w piersiach, gdyż to wszystko wyglądało niczym królewski pałac z bajki. Rozejrzałam się bardziej szczegółowo, by zapoznać się z pozycjami ochroniarzy czy chociażby ich ilością. Kolejnych czterech stało przy wejściu do środka, ale także kilku spacerowało ścieżkami, między drzewami w ogrodzie.

„Nie mam nawet najmniejszych szans na ucieczkę. Zapewne nocą ochrona staje się jeszcze bardziej czujna czy nawet liczniejsza. Już po mnie, żywa z tego nie wyjdę”. – Usłyszałam głos podświadomości.

– Wysiadaj, tylko bez żadnych numerów – ostrzegł mnie.

„Jakich numerów? A co ja niby mogę zrobić tej bandzie goryli? Rozśmieszyć ich na śmierć?” – oburzyłam się w duszy.

Kiedy wysiadał, z kieszeni wypadł mu nóż, którym mi groził, więc bez chwili namysłu chwyciłam go i wsunęłam w rękaw bluzy. Wysiadłam z auta oraz ponownie rozejrzałam się dookoła, podziwiając architekturę. Ruszyłam niechętnie za mężczyzną w stronę dużych drzwi. Otworzył je i puścił mnie przodem, a ja, nieco się ociągając, weszłam do środka. Kiedy spojrzałam na wnętrze, moja szczęka ponownie znalazła się na ziemi. Podłoga została wykonana prawdopodobnie z kamienia kolorach odcieniach bieli, szarości oraz beżu. Prawie na całej jej powierzchni były ułożone różne wzory, które zrobiły na mnie duże wrażenie, a do tego lśniła niczym lustro, w którym można się przejrzeć. Ściany miały biały kolor, lecz nie wyglądały zwyczajnie, gdyż zostały udekorowane złotymi wzorami, pięknie komponującymi się z resztą. Ruszyłam dalej i znalazłam się w ogromnym holu. Na samym jego środku widniał okazały wzór na podłodze, a zaraz nad nim wielki żyrandol. Naprzeciwko wejścia, mnie czyli na wprost mnie, znajdowały się wielkie schody z tego samego kamienia ze zdobioną poręczą w złotym kolorze. W holu było dużo różnych drzwi oraz przejść, prowadzących gdzieś w głąb willi.

Zawsze myślałam, że porwane dziewczyny są trzymane w najgorszych dziurach, by je swobodnie bić, gwałcić i niszczyć psychicznie. Ja zaś trafiłam do pałacu. To tak, jakbym wygrała wakacje, tylko że będąc więźniem najniebezpieczniejszego człowieka na świecie.

– Kate! Zajmij się nią, ja mam inne obowiązki – oznajmił niemiło mój porywacz, po czym wyszedł.

„Idź i nie wracaj” – pomyślałam, patrząc przymrużonymi oczami w jego stronę.

Spojrzałam w bok i ujrzałam kroczącą w moim kierunku młodą dziewczynę. Była średniego wzrostu jasną blondynką o niebieskich oczach oraz niewinnie wyglądającej twarzy. Miała na sobie czarną ołówkową spódnicę przed kolana, szpilki w tym samym kolorze, a do tego białą, elegancką bluzkę.

– Cześć! – Rzuciła mi się na szyję.

Pomrugałam kilka razy, nie wykonując żadnego ruchu ze zdziwienia.

– Em… Hej – odpowiedziałam, kiedy mnie puściła.

– Wow, naprawdę jesteś śliczna. – Uśmiechnęła się szeroko, przyglądając mi się.

– Dzięki. – Zachichotałam. – Też cię porwali? – zapytałam, a blondynka się zaśmiała.

– Nie, jestem tu z własnej woli – oznajmiła.

– Serio? Wydajesz się… tak bardzo nie pasować do całego tego wizerunku mafii – stwierdziłam, ponownie się jej przyglądając.

– Cóż, pozory mylą. – Puściła do mnie oczko.

„Komu jak komu, ale mi tego nie musisz tłumaczyć” – odparłam w myślach.

– Czy to oznacza, że mam cię traktować jak wroga? – zapytałam, przybierając chłodny wyraz twarzy.

– Nie, skądże, wręcz przeciwnie, moja droga. Dam ci radę: chcesz uniknąć problemów? Słuchaj się szefa i nie denerwuj go, bo… będzie źle – odparła, wzdychając.

„Warto jest mieć tu kogoś, kto nie będzie potworem” – stwierdziłam w myślach.

– Dzięki, a tak w ogóle to jestem Caroline, ale mów mi Cara. – Wyciągnęłam do niej dłoń, uśmiechając się ciepło.

– Kate – przedstawiła się, ściskając moją dłoń. – Myślę, że się dogadamy. – Uśmiechnęła się szeroko.

– Mogę o coś zapytać? – zaczęłam niepewnie, a dziewczyna przytaknęła. – Jesteś jedną z jego… pań? – zapytałam.

– Nie jestem tu dla towarzystwa, ja tu pracuję na odpowiedzialnym stanowisku – wyjaśniła z rozbawieniem.

– Rozumiem, nie chciałam cię urazić. – Zaśmiałam się nerwowo.

– Nie uraziłaś. – Pokręciła przecząco głową.

– Jaki on jest? – zadałam kolejne pytanie z ciekawości. – Zaraz sama się przekonasz – oznajmiła.

– Teraz?! – pisnęłam, a serce znów zaczęło mi się boleśnie obijać o klatkę piersiową.

– Tak, chodź za mną – oznajmiła i ruszyła z gracją w stronę schodów.

Przez moment stałam jak słup soli, ale po chwili się ocknęłam i udałam za Kate. Mój oddech z nerwów stał się cięższy, a niepokój wzrastał z każdym kolejnym pokonanym stopniem schodów.

„Muszę być twarda” – wciąż powtarzałam w myślach. – To tutaj, jego biuro. – Wskazała na wielkie drzwi.

Jego biuro znajduje się na najwyższym piętrze budynku, na końcu jednego z trzech długich korytarzy.

– Naprawdę muszę? – zapytałam, patrząc na nią błagalnie.

– Obawiam się, że tak – odparła.

Miałam wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy, kiedy po zapukaniu do drzwi usłyszałam niskie: „Proszę”. Drżącymi dłońmi nacisnęłam klamkę i pchnęłam ciężkie drzwi. Weszłam do środka, zamykając je za sobą, lecz uczyniłam to z trudnością, gdyż ledwo stałam na nogach. Uniosłam wzrok, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Jasnobrązowe panele były równie lśniące, jak podłoga na parterze, zaś dekoracyjne panele ścienne utrzymane w jaśniejszych odcieniach szarości. Po prawej stronie stała biała kanapa, najprawdopodobniej ze skóry, a zaraz nad nią, na ścianie, wisiał obraz. Po lewej stronie znajdowała się bardzo duża, drewniana komoda z różnymi zdobieniami w podobnym kolorze do paneli podłogowych. Na środku pokoju leżał sporych rozmiarów jasny dywan, nad którym wisiał wielki żyrandol. Naprzeciwko mnie stało białe biurko, a na nim znajdował się laptop oraz jakieś papiery czy dokumenty. Przy biurku, od strony wewnętrznej, stał okazały, skórzany, wygodnie wyglądający fotel w czarnym kolorze, zaś po drugiej stronie, nieco mniejszy w odcieniu bieli. Zaraz za biurkiem dostrzegałam szklane drzwi prowadzące na balkon. Przy tych drzwiach stał odwrócony do mnie plecami, wysoki, szczupły mężczyzna z rękoma włożonymi do przednich kieszeni spodni. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami. Nawet przez ubranie było widać, iż jest on bardzo dobrze zbudowany.

– Proszę usiąść – odezwał się.

Przez chwilę znów stałam jak słup soli, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, lecz po kilku minutach zastanowienia zdecydowałam się nie przysparzać sobie kłopotów. Podeszłam powoli do biurka i zajęłam miejsce w białym fotelu, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę moje trzęsące się nogi. Z jednej strony miałam wrażenie, że jego głos jest mi znajomy, przez co zżerała mnie ciekawość. Miałam ochotę przyjrzeć mu się dokładniej, w końcu Joker to żywa legenda, choć taka, której nie chce się spotkać osobiście. Z drugiej strony, bałam się unieść wzrok i spojrzeć temu bestialskiemu człowiekowi w oczy. Panująca cisza stresowała mnie jeszcze bardziej, dlatego zebrałam się na odwagę, aby zabrać głos.

– Dlaczego ja? – zapytałam, próbując nie okazywać żadnych emocji, choć miałam ochotę się rozpłakać.

Moje oczy musiały zrobić się naprawdę wielkie, gdy uniosłam wzrok i spojrzałam na stojącego do mnie przodem Jokera. Z wrażenia moje usta same się lekko uchyliły, a z gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk. Myślałam, że będzie to jakiś odrażający dziadek, lecz rzeczywistość okazała się całkowicie inna. Mężczyzna stojący przede mną wydawał się niewiele starszy ode mnie, mogłabym mu dać maksymalnie dwadzieścia pięć lat. Miał krótkie, ciemne włosy postawione do góry na żel, ostre rysy twarzy i błyszczące, brązowe oczy z ciemną oprawą. Po raz pierwszy w życiu widok mężczyzny odebrał mi mowę, oczywiście nie licząc mojego spotkania z nauczycielem na dyskotece, kilka godzin po tym, jak ubłagałam mamę, by skłamała, że nie przychodzę do szkoły od dwóch tygodni z powodu zapalenia płuc.

„Jak on może być tak cholernie przystojny?” – pomyślałam.

– Każda zawsze pyta o to samo. – Westchnął, zajmując miejsce w fotelu naprzeciwko mnie, a jego donośny głos rozbrzmiał w całym pokoju. – Dlaczego ja? Co ja tu robię? Czego ode mnie chcesz? – wymieniał, przenosząc wzrok na mnie.

Poczułam się dziwnie, gdy obdarzył mnie swym ciemnym spojrzeniem tak, jakby chciał mnie nim przeniknąć. Zacisnęłam dłonie w piąstki z nerwów i utkwiłam wzrok w oknie za nim.

– Każdy chce znać odpowiedzi na dręczące go pytania – odparłam, próbując zachować spokój, ale dygoczące ciało mi to uniemożliwiało.

– Czasem prawda bywa zbyt trudna do zaakceptowania – oznajmił, pochylając się nieco w moją stronę.

„Dlaczego wydaje mi się taki znajomy? Ta barwa głosu, sylwetka, spojrzenie, czyżby… Nie, to niemożliwe” – rozmyślałam.

– Nie dla mnie – zapewniłam z chłodnym wyrazem twarzy.

– Czyżby? – zaśmiał się.

„Ten sam śmiech” – kodowałam w głowie.

Spojrzałam na niego i jeszcze raz przyjrzałam się jego ciemnym oczom.

– To byłeś ty, prawda? – zarzuciłam mu drżącym głosem, zebrawszy się na odwagę.

– Spostrzegawcza jesteś – stwierdził.

„Prześladował mnie sam Joker… Czy to jakaś ukryta kamera?” – pomyślałam.

– Dlaczego zatruwasz mi życie? – zapytałam, uciekając ponownie wzrokiem przed jego oczami, w które trudno było mi patrzeć.

– Dla rozrywki, kocie. Bawi mnie strach w oczach innych. – Zaśmiał się, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Nie jestem twoją zabawką – rzekłam z narastającą we mnie złością i spojrzałam z powrotem na niego.

– Doprawdy? – Uśmiechnął się chytrze. – Stając się zapłatą, zostałaś moją własnością – oznajmił, nie zmieniając wyrazu twarzy.