Porwana przez Jokera. Obsesja - Queen Cara - ebook

Porwana przez Jokera. Obsesja ebook

Cara Queen

4,4

Opis

Książkę można czytać jako osobną niezależną powieść. 

Caroline Williams po wybudzeniu się ze śpiączki postanawia odkryć tożsamość śledzącego ją psychopaty.

Prześladowcą dziewczyny okazuje się być jeden z czołowych przedstawicieli potężnego rodu mafijnego, znanego na całym świecie od pokoleń, niebezpieczny gangster o złowrogo kojarzącym się pseudonimie Joker. Na domiar złego osiemnastolatka dowiaduje się o kłopotach finansowych w rodzinie i poważnej chorobie swojej najlepszej przyjaciółki, Isabeli, którą uratować może jedynie kosztowny zabieg.

Mężczyzna proponuje bohaterce układ – spłaci długi jej rodziców, sfinansuje operację przyjaciółki oraz znajdzie dla niej dawcę, jeśli Caroline zgodzi się porzucić całe swoje dotychczasowe życie i dobrowolnie z nim odejdzie.

Czy Cara przystanie na propozycję Jokera? Czy dziewczynę z oprawcą łączy coś więcej, niż się wydaje?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 825

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (8 ocen)
6
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Copyright © by Queen Cara, Poznań 2023

Copyright © by Wydawnictwo AlterNatywne, Poznań 2023

Wydanie I

ISBN: 978-83-68151-46-6

Grafika na okładce

Copyright © by Queen Cara, Poznań 2024

Redakcja

Dominika Ładycka

Pierwsza korekta

Agnieszka Muzyk

Druga korekta

Kinga Szelest

Skład

Agnieszka Pawłowska

www.WydawnictwoAlterNatywne.pl

Wydajemy Książki

Krystyna Płowiec-Niewolna

ul. Klasztorna 5/6 lok. 2

61-779 Poznań

@WydajemyKsiazki

@WydawnictwoAlterNatywne

Notatka od autorki

Na początku chciałam Wam bardzo podziękować, że zdecydowaliście się sięgnąć po ten tytuł, oraz wyjaśnić kilka kwestii.

„Porwana przez Jokera. Obsesja” jest drugą częścią z tej serii, ale została napisana w taki sposób, aby czytelnik mógł ją w pełni zrozumieć bez konieczności sięgania po część pierwszą – „Początek”. Wynika to ze specyficznego zakończenia poprzedniej książki. Do tego dochodzi fakt, iż tamtą powieść napisałam jako szesnastolatka, a mój styl pisania, jak też sama osobowość, uległy zmianie w ciągu tych kilku lat. Dlatego pragnę, by „Porwana przez Jokera. Obsesja” została oceniona indywidualnie. Pierwsza część w chwili obecnej jest dostępna jedynie jako ebook i prawdopodobnie nie zostanie dodrukowana. Mimo wszystko dla ułatwienia chcę przedstawić najważniejsze rzeczy.

Dlaczego Joker? Jest to zwykły pseudonim szefa mafii nadany założycielowi tej organizacji i przekazywany z pokolenia na pokolenie. Powstał z powodu złej sławy, jaką rodzina cieszyła się od początku istnienia. Słynęli ze szczególnej brutalności i braku przestrzegania jakichkolwiek zasad. Książka specjalnie nie posiada konkretnego czasu ani miejsca akcji, bowiem jest to świat alternatywny. Tam nie ma osoby, która nie słyszałaby o niebezpiecznym gangsterze. Joker jest królem w swoim fachu. Posiada wpływy na każdym kontynencie oraz wśród wielu służb, dzięki czemu jest niemal nietykalny. Każdy drży ze strachu przed jego władzą i zamiłowaniem do rozlewu krwi.

Od tego momentu mogą pojawić się spoilery odnośnie pierwszej części, więc jeśli ktoś z Was jej nie czytał, ale zamierza, to proszę w tej chwili przerwać lekturę niniejszej notatki.

Caroline Williams to osiemnastolatka, która dopiero skończyła szkołę średnią. W pewnym momencie odkryła, że jest śledzona przez zamaskowanego mężczyznę. Pojawiał się zarówno w miejscach publicznych, jak również pod jej domem. Nigdy z nim nie rozmawiała, ponieważ psychopata zjawiał się i znikał niczym duch. Pewnego wieczoru doszło do konfrontacji pomiędzy nimi podczas imprezy w klubie. Przestraszona osiemnastolatka wybiegła z niej wprost pod pędzący samochód. Wszystko, co działo się od tego momentu, było jedynie snem w trakcie śpiączki, o czym dowiadujemy się na sam koniec pierwszej części, gdy dziewczyna budzi się w szpitalu.

Bohaterka zastanawia się czy jej sen o porwaniu przez największego mafiosa na świecie był przypadkowy, czy może zwiastował to, co dopiero nadejdzie. Dodatkowo boryka się z traumą, bowiem jako czternastolatka doświadczyła próby gwałtu, przez co czuje paraliżujący strach wobec mężczyzn.

Uważam, że to już wszystkie najważniejsze rzeczy, które warto wiedzieć przed przystąpieniem do czytania. Reszta jest zbędna, gdyż była jedynie snem, zatem po wybudzeniu ze śpiączki historia zaczyna się od nowa.

Zachęcam Was do kontaktu poprzez media społecznościowe i życzę miłej lektury, Kochani

queen_cara02

Prolog

Stąpałam po szpitalnych płytkach, kierując się do swojej sali dużo pewniejszym krokiem niż poprzedniego dnia. Im więcej chodziłam, tym lepiej mi to szło, dlatego już od tygodnia mogłam obyć się bez pomocy.

– Usiądź już, przemęczasz się – nalegała Isabela, próbując mnie podtrzymać.

– Puść, proszę. Jeszcze tydzień, a będę mogła biegać po tych korytarzach. Tylko czekaj i patrz – odrzekłam, machając ręką, po czym usiadłam na swoim szpitalnym łóżku.

– Ja nic, tylko czekam i patrzę. – Zasiadła w fotelu, przewracając oczami.

– Zachowujesz się jak moja matka. Przecież nic poważnego mi się nie stało, mam jedynie drobny zanik mięśni. – Wysunęłam jedną z szuflad, by sprawdzić, czy zostało mi jeszcze trochę czekolady.

– Jakie nic?! Byłaś w śpiączce przez miesiąc, nawet nie wiesz, jak tu wszyscy umieraliśmy ze strachu – rzuciła z wyrzutem, na co jedynie westchnęłam.

Mój wzrok utknął na schowanej w szufladzie chuście z trupią czachą, którą po przebudzeniu dostałam od lekarza. Miałam tak wiele pytań związanych z właścicielem tej chusty, ale ani jednej odpowiedzi.

– Nadal nic? – Wyciągnęła ze schowka kawałek materiału.

– Każdy milczy. Lekarz powiedział tylko, że młody mężczyzna prosił, by mi to przekazać. Kiedy zapytałam o jego wygląd, odpowiedział, że go nie pamięta. – Westchnęłam ciężko, odchylając głowę.

– Przecież to oczywiste, że był nim psychopata. Po co ci jego opis? – zdziwiła się, przewracając szmaragdowymi oczami.

– Wiem, ale nie o to mi chodziło – mruknęłam, przygryzając wewnętrzną stronę policzka.

– Więc o co? – Opadła plecami na fotel.

– Chciałabym wiedzieć, czy jego opis będzie odpowiadał opisowi Jamesa, który zapamiętałam – wyjaśniłam cicho, zaczesując do tyłu długie włosy.

– A ty znowu to samo. Ta historia była tylko snem, zapomnij o nim. Psychopata to niebezpieczny kryminalista. Trwa realne życie, nie romans stworzony w twojej głowie. Jeśli chcesz faceta, znajdź kogoś normalnego. Siedzisz tutaj przez psychopatę, zatem powinnaś się cieszyć, że zniknął. Tego zaś najlepiej będzie się pozbyć. – Zgniotła w dłoni chustę.

– Nie jestem głupia, Isabelo. Wcale nie liczę na żaden romans, w dodatku z kimś takim. Mówisz teraz, jakbyś mnie nie znała. Dobrze wiesz, że zdarzało się już, że moje sny się sprawdzały bądź miały jakieś powiązanie z tym, co ma nadejść. Tym razem również wyczuwam intuicyjnie jakieś powiązanie i martwię się, bo każda rzecz w tym śnie była zwyczajnie popieprzona, dlatego wolałabym tego uniknąć. Prócz tego moje wspomnienia ze snu nie są pełne. Brakuje mi zakończenia, tak samo jak kilku innych aspektów. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam, jest zwrócenie mi wolności, potem pustka. Uwierz mi na słowo, że nie chciałabym, aby największy przestępca na świecie mnie uwięził. – Obroniłam się natychmiast.

– Czyli kieruje tobą jedynie ciekawość? – Spojrzała na mnie podejrzliwie.

– A niby co innego? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, śmiejąc się z jej wcześniejszych przypuszczeń. – Chcę jak najszybciej się z tym uporać i wieść spokojne studenckie życie.

– Według mnie to coraz bardziej wymyka się spod kontroli i powinnaś to zgłosić na policję. – Podała mi pamiątkę po prześladowcy.

– Gdyby chciał, mógłby mnie już dawno zabić, porwać czy zrobić cokolwiek innego. Zamiast tego uratował mi skórę i odwiózł do domu. Potem ze mną tańczył, po czym groził bronią. Ha, a na końcu dał liścik, w którym za to przeprosił. Tu nic nie ma sensu. O co może mu chodzić? Jaki ma motyw? – zastanawiałam się na głos.

– Wykończyć cię psychicznie, to jego cel – odparła pewnie przyjaciółka, zaczynając nerwowo tupać nogą.

– Po co? – Przymrużyłam oczy, doznając bólu głowy od natłoku pytań.

– Jak to po co? Bo jest psychopatą, proste – oburzyła się, posyłając mi zdziwione spojrzenie. – Mam wrażenie, że coś ci się przestawiło po tym zdarzeniu.

– Możliwe. – Zaśmiałam się, przenosząc wzrok na przyjaciółkę. – Dość o mnie. Nie wyglądasz zbyt dobrze. Wszystko z tobą w porządku? – Obserwowałam jej cienie pod oczami oraz smuklejszą buzię.

– Tak, po prostu ja też się przejmuję tą sytuacją – odparła od razu, posyłając mi delikatny uśmiech.

– Wiesz, że możesz się ze wszystkim do mnie zwrócić bez względu na czas i okoliczności. – Podniosłam się do pozycji siedzącej, by móc lepiej przyjrzeć się dziewczynie.

– Wiem, dzięki. Jest już późno, czas odwiedzin się skończył, więc zaraz mnie wyrzucą. Przyjdę jutro, pa. – Cmoknęła mnie w policzek na pożegnanie, po czym szybko wyszła z sali.

Spojrzałam na zegarek, uświadamiając sobie, że jest już po dwudziestej drugiej. Dopiero teraz odczułam senność, toteż ułożyłam się wygodniej w łóżku. Przymknęłam powieki i nie wiedząc kiedy, odleciałam do krainy snów.

W nocy budziłam się wielokrotnie. Za którymś razem westchnęłam z poirytowania i przeniosłam wzrok na materiał z trupią czachą leżący na stoliku obok, po czym wzięłam go do ręki. To z winy jej właściciela od dawna nie mogłam przespać spokojnie ani jednej nocy. Poczułam powiew chłodnego powietrza i zerknęłam ukradkiem w stronę otwartego na oścież okna. Moje zmysły od razu się wyostrzyły. Rozejrzałam się gwałtownie po sali, lecz nikogo w niej nie było. Postanowiłam czym prędzej wstać, by zamknąć okno.

– To moje, kocie. – Poczułam ciepły oddech tuż przy uchu.

– Jezu! – pisnęłam, odwracając się gwałtownie.

Spojrzałam ze strachem na zakrytą czarnym materiałem twarz psychopaty i momentalnie zamieniłam się w kamienny posąg. Skupiłam uwagę na jego ciemnych przenikliwych oczach, wstrzymując oddech, po czym bez namysłu uniosłam wolną dłoń w stronę jego chustki, chcąc ją zerwać, lecz intruz złapał mój nadgarstek.

– Twoja ciekawość może cię kiedyś wiele kosztować – rzekł ściszonym tonem, unosząc lekko brwi.

– Myślałam, że odpuściłeś. Dawno się nie pojawiałeś. – Zdobyłam się na odwagę, by coś powiedzieć.

– Miałem coś do załatwienia. Tęskniłaś? – Zaśmiał się, uwalniając moją rękę z uścisku.

„Te same oczy, ten sam głos, ten sam śmiech, ten sam dotyk” – wymieniałam w myślach, analizując każdy szczegół.

– Odsuń się, bo zawołam ochronę – zagroziłam, próbując się wydostać z jego pułapki.

– Jasne, wołaj. Skoro pragniesz ofiar, dam ci je. – Odszedł parę kroków, włożył ręce do kieszeni czarnych dresów i zaczął spacerować po pomieszczeniu.

„Ta sama postura” – pomyślałam, lustrując go wzrokiem.

– Chyba nie gapisz mi się na tyłek? – zadrwił, spoglądając na mnie przez ramię.

– Kim tak naprawdę jesteś? – zapytałam z powagą, gdyż nie było mi wcale do śmiechu.

– Twoim prześladowcą. – Bawił się ze mną.

– Powiedz chociaż, jak masz na imię. – Zbliżyłam się do drzwi na wypadek, gdybym musiała uciekać.

– Może być psychopata. – Wszedł na parapet. – Zatrzymaj ją, chyba ci się podoba. – Wskazał na trzymaną przeze mnie chustę, po czym, jak gdyby nigdy nic, wyszedł zwinnie przez okno.

Szybko się do niego zbliżyłam, by spojrzeć w dół i zobaczyć, jak brunet bez problemu schodzi po rynnie i w mgnieniu oka znika w mroku. Podświadomie chciałam go spotkać, by uzyskać odpowiedzi na moje pytania. Ostatecznie nic mi to nie dało. Wręcz przeciwnie, jego gra zabierała mi resztki sił i zdrowy rozsądek. Im dłużej trwała, tym bardziej stawiała mnie na przegranej pozycji. On zaś zdawał się dobrze bawić.

Rozdział 1

Wyszłam ze szpitala już jakiś czas temu i od tygodnia siedziałam bezczynnie w domu. Biłam się z myślami, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Rozsądek radził zgłosić sprawę na policję, a ciekawość nakłaniała do zbadania jej osobiście, co było niebezpieczne i głupie. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, od czego miałabym zacząć, chcąc doszukać się powiązań snu z rzeczywistością. Czułam, że popadam w paranoję, aczkolwiek intuicja nakazywała mi coś sprawdzić. Ciekawość wzięła górę, dlatego wparowałam do gabinetu rodziców, by przejrzeć wszystkie szuflady, szafki oraz pliki na komputerze. Niczego nadzwyczajnego tam nie znalazłam, zatem udałam się do siedziby ich firmy.

– Dzień dobry. – Recepcjonistka obdarzyła mnie uśmiechem, gdy weszłam do środka.

– Dzień dobry, są u siebie? – zapytałam z nadzieją, że ich nie zastanę.

– Trwa spotkanie, państwo będą za jakąś godzinę – odpowiedziała, sprawdzając grafik w laptopie.

– Nie szkodzi, przyszłam tylko coś odebrać – rzekłam, machając ręką.

– Poinformuję o pani obecności – oznajmiła, podnosząc słuchawkę telefonu.

Odwróciłam się na pięcie i w mgnieniu oka znalazłam się przy kobiecie, która gwałtownie odłożyła telefon. Pracownica obdarzyła mnie zdziwionym spojrzeniem, ja natomiast posłałam jej jedynie krzywy uśmiech.

– Zależy mi na zachowaniu dyskrecji. – Pochyliłam się w kierunku recepcjonistki.

– Mam obowiązek informować państwa o…

– Zrobisz dla mnie wyjątek – przerwałam jej, wyciągając z torebki kilka banknotów, które potajemnie wcisnęłam kobiecie do ręki.

– Muszę na chwilę wyjść do łazienki – mruknęła po namyśle, chowając pieniądze.

Odetchnęłam z ulgą, kierując się w stronę windy. Już za chwilę byłam na miejscu i bez zbędnego ociągania rozpoczęłam przeszukiwanie. Po otwarciu jednego z segregatorów coś przykuło moją uwagę, a mianowicie wezwanie do zapłaty wystosowane przez inną firmę. Gdy spojrzałam na kwotę, zrobiło mi się gorąco.

– Trzydzieści milionów?! – wykrzyknęłam zdumiona.

„Może nie trafiłam na interesy z mafią, ale to jest równie okropne, a może nawet gorsze” – pomyślałam ze zmartwieniem.

Czas leciał, a ja szukałam dalej nie wiadomo właściwie czego. W pewnej chwili usłyszałam odgłosy zbliżających się kroków i wpadłam w panikę. Rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu, bez namysłu zdecydowałam się ukryć w szafie.

– Mówiłem ci, że masz tu nie przychodzić. – Usłyszałam rozzłoszczony głos ojca.

– Wolisz, bym przychodził do waszego domu? Świetnie, wszystko poszłoby sprawniej. – Głos był zachrypnięty, lecz bardzo podobny do głosu mojego prześladowcy.

– Po prostu zniknij z naszego życia – wtrąciła równie zła mama.

– Mieliśmy umowę. – Gość zmienił ton na bardziej stanowczy.

– Wymuszoną! W dodatku zawartą lata temu z człowiekiem, który już nie żyje – wypaliła z frustracją.

– Czas dobiega końca. Z dobrej woli dałem wam go więcej. Zrobię, co muszę, bez względu na to, czy komuś się to podoba, czy nie – oznajmił pewnie.

– Ile chcesz? – zapytał ze zrezygnowaniem ojciec.

– Jesteście zadłużeni po uszy i dobrze wiecie, że nie jesteście w stanie tego spłacić. Poza tym moja zachcianka jest bezcenna, nie istnieje kwota, która mogłaby mnie zadowolić. Lepiej korzystajcie z ostatnich chwil. – Mężczyzna emanował pewnością siebie.

– Jeśli myślisz, że poddamy się bez walki, to się mylisz. – W tacie wzrastał gniew.

– Wynoś się stąd. Wystarczy jedno słowo i ochrona cię wyprowadzi – zagroziła mama, na co tajemniczy gość wybuchnął nieopanowanym śmiechem.

– Wystarczy jedno słowo i zgotuję wam tu rzeź stulecia, a na koniec cały budynek zrobi wielkie bum – odparł z ekscytacją, uderzając ręką prawdopodobnie o biurko.

– Jeśli cię wydamy…

– Oboje dobrze wiecie, że nie możecie nic zrobić.

Kłótnię przerwał odgłos pukania do drzwi.

– Przepraszam, ale są państwo potrzebni w sali trzeciej. – Głos recepcjonistki dotarł do moich uszu.

– Już idziemy, a ty wracaj do piekła, z którego wylazłeś – mruknął ojciec.

Za moment usłyszałam oddalające się kroki i odetchnęłam z ulgą, że dostałam szansę na ucieczkę. Otworzyłam delikatnie drzwi szafy, aby sprawdzić, czy teren jest czysty. W pobliżu nikogo nie było, dlatego opuściłam kryjówkę i po cichu wyszłam na korytarz. Tam dostrzegłam jedynie męskie plecy znikające za drzwiami windy. Przeklęłam pod nosem, rzuciwszy się biegiem w stronę schodów w celu dogonienia tajemniczego gościa. Po dotarciu na parter udałam się przed budynek, ale zobaczyłam tylko luksusowy samochód odjeżdżający z dużą prędkością.

– Alice, kim był ten mężczyzna? – Podeszłam szybkim krokiem do recepcji.

– Nie wiem, nie mam go w rejestrze spotkań – odpowiedziała, zerkając na ekran.

– Jak wyglądał? – wypytywałam, ciężko oddychając.

– Rzuciła mi się w oczy jedynie długa broda i ciemne włosy. Trudno powiedzieć, bo dość szybko wyszedł – mruknęła po zastanowieniu.

Stałam tak przez chwilę, myśląc nad tym, co właśnie się wydarzyło. Byłam prawie pewna, że tajemniczy gość był psychopatą, lecz potrzebowałam dowodu, aby potwierdzić swoją tezę. Pobiegłam natychmiast do pokoju ochrony.

– Pokażcie mi nagrania z ostatnich pięciu minut – rozkazałam, niemal wbiegając do środka. – Znajdźcie tego mężczyznę, który właśnie wyszedł.

– Nie wiem, o kim pani mówi, żaden mężczyzna w ciągu ostatniej godziny tu nie wchodził ani stąd nie wychodził – odparł jeden z ochroniarzy, spoglądając na resztę.

Zmarszczyłam brwi i zmierzyłam ich podejrzliwym wzrokiem, ponieważ ewidentnie kłamali.

– Co to ma znaczyć? Przecież sama widziałam. – Skrzyżowałam ręce na piersiach.

– Na pewno coś się pani przywidziało – oznajmił stanowczo.

– Przesuń się, mam dziś naprawdę zły dzień – warknęłam, odpychając mężczyznę na bok.

Obejrzałam nagrania, na których naprawdę nikogo takiego nie uchwycono, co wzbudziło we mnie niemały szok. Zanim wyszłam, rzuciłam mężczyznom nieufne spojrzenie. Sądziłam, że albo zostali przekupieni, albo zastraszeni, żebym niczego się od nich nie dowiedziała. Istniała też inna możliwość – ktoś zhakował kamery, a oni nic nie zauważyli.

„Nic tu po mnie. Nie mogę nikomu ufać. Muszę to wyjaśnić z rodzicami. Jak mogli ukrywać przede mną takie długi? Poczekam na nich w domu, takie rozmowy lepiej przeprowadzać na osobności” – myślałam.

Kiedy dotarłam na miejsce, zmusiłam się do zjedzenia obiadu, by nie opaść z sił, lecz trudno mi było cokolwiek przełknąć ze zmartwienia. Potem dłuższy czas siedziałam bezczynnie, próbując ułożyć sobie w głowie jakąkolwiek sensowną teorię, co zdawało mi się niemożliwe. Czekałam na powrót rodziców, ale wyraźnie im się nie spieszyło. Postanowiłam napisać wiadomość do mamy z pytaniem, o której wrócą, lecz w odpowiedzi dostałam informację, iż coś im wypadło, dlatego będą dopiero jutro. W pewnym sensie ulżyło mi, że dostałam więcej czasu na przemyślenie tego, co tak właściwie mam im powiedzieć.

Odebrałam telefon, który sprowadził mnie na ziemię.

– Hej, Jessica.

– Hej, stara. Słuchaj, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – oznajmiła pewnie.

– Darmowy pobyt w zakładzie psychiatrycznym? Chętnie skorzystam. – Zaczęłam spacerować po domu.

– Nie tym razem. Idziemy dziś we trzy na kolację i nie przyjmuję żadnej odmowy. Przyda ci się relaks w eleganckiej restauracji – wypaliła z zadowoleniem.

– Jess… Mam teraz trochę na głowie i chyba nie nadaję się do towarzystwa – odparłam, przecierając twarz dłonią.

– Nie przyjmuję żadnych wymówek. Masz się ładnie ubrać. Czekaj na nas, będziemy o osiemnastej, buziaki. – Rozłączyła się, nie dając mi szansy na wytłumaczenie.

Wypuściłam powoli powietrze z ust, analizując w głowie za i przeciw. Doszłam do wniosku, że odskocznia od problemów dobrze by mi zrobiła, ponieważ zaczynałam wariować, a poza tym lepsze to niż gapienie się w ścianę do następnego dnia. Spojrzałam na godzinę i poszłam do pokoju, by się przygotować. Gdy oglądałam w lustrze efekt, usłyszałam klakson samochodu, więc wyszłam na dwór i wsiadłam do pojazdu.

Cel naszej podróży nie znajdował się daleko, toteż sama droga nie trwała długo. Za parę chwil weszłyśmy do ekskluzywnej restauracji, rozglądając się za zarezerwowanym miejscem. W eleganckim pomieszczeniu przeważały odcienie kasztanowego brązu wraz z ciemnoczerwonymi dodatkami. Ciemne drewniane stoliczki pokryte bordowymi obrusami ze złotymi nićmi udekorowano czerwonymi różami w złotych wazonach, nieco przygaszone oświetlenie zaś dodawało całości uroku.

– Gdzie nasz stolik? – zapytałam, rozglądając się w poszukiwaniu tabliczki z naszymi nazwiskami.

– Tam – oznajmiła Isabela, ruszając w stronę stolika, przy którym siedziało trzech młodych mężczyzn.

Zatrzymałam się natychmiast, lustrując wzrokiem każdego z osobna, by za moment przenieść pytające spojrzenie na dziewczyny. Gdy obdarzyły mnie dziwnym uśmieszkiem, popatrzyłam na nie ze wściekłością, a nogi same zaczęły się cofać w kierunku wyjścia, lecz uniemożliwiła mi to stojąca za mną Jessica.

– Co to ma znaczyć? – szepnęłam zdenerwowana, kiedy przyjaciółka pchała mnie dyskretnie w stronę towarzystwa.

– Rozerwiesz się trochę – zachichotała cicho.

– Rozerwę to ja was na strzępy – warknęłam, gdy Isabela złapała mnie za nadgarstek, pomagając doprowadzić do celu. – Puśćcie mnie, wracam do domu – szepnęłam z narastającą złością.

– Spokojnie, są bardzo mili – odparła zielonooka szatynka widocznie zadowolona z obecnej sytuacji.

– Proszę, choć spróbuj nie robić scen – poprosiła stojąca za moimi plecami brunetka.

Czułam, jak krew zaczyna się we mnie gotować ze złości. Nienawidziłam tego typu oszustw. Obie dobrze mnie znały i wiedziały, że nie miałam ochoty na żadne romanse, lecz nie pierwszy raz wpędziły mnie w tarapaty. Mimo sprzeciwu znalazłam się przy stoliku, piorunując co chwilę spojrzeniem obie dziewczyny.

– Victor – przedstawił się pierwszy z mężczyzn, podając każdej dłoń.

Zmierzyłam wzrokiem ciemnego blondyna średniego wzrostu o zielonych tęczówkach oraz z charakterystycznym kolczykiem w łuku brwiowym.

– Caroline – przywitałam się, a zaraz po mnie reszta dziewcząt.

– Nathan – rzekł wysoki brunet z niebieskimi oczami i wytatuowanym rękawem, który odsłaniała podwinięta do łokci koszula.

Puścił do mnie oczko, ja zaś jedynie posłałam mu delikatny uśmiech, tłumiąc w sobie narastający gniew.

– Alan. – Wysoki blondyn o niebieskich oczach z promiennym wyrazem twarzy wyciągnął do mnie dłoń.

Powoli uścisnęłam jego rękę, nie przestając mu się przyglądać, ponieważ miałam wrażenie, że gdzieś go widziałam.

– Przepraszam, czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? – zapytałam niepewnie.

– Przykro mi, ale nie przypominam sobie takiej sytuacji – odparł z uśmiechem.

„Już wiem, był ogrodnikiem Jokera w moim śnie. Czyli jednak nie zwariowałam, a to znaczy, że wkrótce wydarzy się coś bardzo złego” – rozmyślałam w nagłym przypływie adrenaliny.

Po zapoznaniu się wszyscy zasiedliśmy do stolika. Miejsce naprzeciw mnie zajął Nathan, który uparcie mi się przyglądał, co tylko potęgowało moją frustrację.

– Czym się zajmujecie na co dzień? – zapytał Victor.

– Pomagam mamie w interesach. Poza tym trenuję siatkówkę. Mam zamiar iść gdzieś dalej w kierunku sportu – oznajmiła Jessica.

– Ja dość często wyjeżdżam, rzadko przebywam w domu. Prócz tańca, który wspólnie ćwiczymy, raczej nie mam hobby. – Szatynka się zaśmiała, wlepiając wzrok w Alana.

– No proszę, ja mam dwie lewe nogi. – Chłopak potarł nerwowo swoje blond włosy.

– A ty? – zwrócił się do mnie Nathan.

– Mam przerwę przed studiami. Planuję zostać psychologiem, bo świry wzbudzają we mnie ekscytację. Pomagam czasem rodzicom przy prowadzeniu firmy, walczącej obecnie z jakimś psycholem. Gdyby nie ich znajomości, miałabym już zapewne wyroki za dziecinne wybryki. Próbuję odnaleźć swojego prześladowcę, przez którego potrąciło mnie auto, wskutek czego niedawno wyszłam ze szpitala. Przyszłam tu, bo zostałam do tego zmuszona, a tak poza tym tańczę, czytam książki i pakuję się w kłopoty – odpowiedziałam, chcąc go odstraszyć.

Oczy wszystkich zostały skierowane w moją stronę, a ja oparłam brodę na dłoniach, uśmiechając się głupawo. Nagle mężczyźni zaczęli się śmiać, więc po chwili dołączyły do nich dziewczyny, udając, że był to zamierzony żart z mojej strony.

– Masz poczucie humoru – stwierdził rozweselony brunet.

– Nie, ja tylko chciałam, żebyście… – zaczęłam, lecz przyjaciółka nie pozwoliła mi dokończyć.

– Oj, ta nasza Caroline, jak zawsze musi sobie pożartować – rzekła Jessica, klepiąc mnie trochę za mocno po plecach ze wzrokiem, który mówił, abym zamilkła.

„Skoro chciałyście romansować, dlaczego zabrałyście mnie ze sobą?” – Przewróciłam oczami.

– A wy czym się zajmujecie? – zapytała Isabela, kopiąc mnie pod stołem.

– Jestem instruktorem pływania. Na co dzień pomagam ojcu w warsztacie – odparł Victor.

– Jestem w trakcie studiów medycznych. Nie mam zbyt dużo wolnego czasu, ale spędzam go na grze w koszykówkę. – Alan niemal nie odrywał wzroku od Isabeli.

– Gdy mam czas, trenuję wspinaczkę i podróżuję. Studiuję też architekturę – oznajmił Nathan, kierując te słowa w szczególności do mnie.

Nagle zjawił się kelner.

– Dobry wieczór, czego państwo sobie życzą?

Złożyliśmy zamówienia, które dość szybko zostały zrealizowane, dzięki czemu mogłam zająć się czymś innym niż uciekanie przed kontaktem wzrokowym z natrętem. Sądziłam, że teraz skupi uwagę na posiłku, lecz byłam w błędzie.

– Lepiej uważaj, Nathanie. Jeżeli będziesz tak na mnie patrzył, to się zakochasz – rzuciłam ostrzeżenie, patrząc mu prosto w oczy.

– A co, jeśli już za późno? – zapytał flirciarsko, pochylając się nieco w moją stronę.

– Nie igraj z ogniem, bo możesz się sparzyć. – Oblizałam palec i ścisnęłam knot świecy, gasząc mały płomyk.

– Już płonę, cóż więc mam do stracenia? – Zniżył ton, gdy wzięłam sztućce do ręki.

– Życie – oznajmiłam, przyciskając zaokrąglony czubek noża do jego koszuli w miejscu serca.

Spojrzał na sztuciec i zaśmiał się pod nosem, po czym niespodziewanie chwycił moją rękę, którą odruchowo wyrwałam. Odwróciłam wzrok, wracając zainteresowaniem do mojego kotleta na talerzu.

Kolację spędzaliśmy w dość miłej atmosferze, wszyscy wydawali się w porządku, lecz intencje Nathana mnie odstraszały. Obserwując pozostałe dwie pary, mogłam stwierdzić, iż dobrze się dogadywały. Gdy już myślałam, że będziemy się rozchodzić, dziewczyny popsuły moje plany.

– Caroline, wróć z Nathanem. Mnie odwozi Alan, a Jessicę Victor – szepnęła mi na ucho Isabela.

– Jak Victor może odwieźć Jessicę, skoro przyjechałyśmy tutaj jej samochodem? – odszepnęłam z oburzeniem.

– Nie wchodź w szczegóły, on o tym nie wie. – Mrugnęła do mnie okiem.

– Wiesz, w jakiej sytuacji mnie stawiasz? – uniosłam nieco ton głosu ze złością.

– Proszę, nie komplikuj nam tego, wynagrodzę… – Ucięła wypowiedź, łapiąc się za głowę.

– Wszystko w porządku? – Dotknęłam jej ramienia.

W odpowiedzi tylko spojrzała na mnie w dziwnie pusty sposób i nagle zachwiała się do tyłu.

– Isabelo! – krzyknęłam, próbując ją złapać.

Alan sprawnie chwycił dziewczynę, nie pozwalając, aby upadła. Ukucnąwszy, zaczął ją nawoływać oraz klepać po policzku, lecz ta nie reagowała.

– Boże! – pisnęła Jess, podbiegając do nas.

– Hej, obudź się! – panikowałam, potrząsając ramieniem nieprzytomnej.

– Dzwoń po pogotowie! – rozkazał Victorowi Alan.

Chłopak ułożył zielonooką na ziemi z zamiarem sprawdzenia pulsu i oddechu.

– Miewała już wcześniej omdlenia? – zapytał brunet, na co pokręciłam głową.

Wciąż próbowaliśmy ją ocucić, ale bezskutecznie. Na szczęście pomoc wkrótce się zjawiła. Ratownicy sprawnie ułożyli dziewczynę na noszach i wnieśli do karetki, po czym odjechali.

– Zawiozę cię do szpitala, jeśli chcesz – oznajmił Nathan.

– Nie chcę cię wykorzystywać – odparłam, próbując opanować drżenie rąk.

– Nie mam z tym problemu, jedźmy – nalegał, kładąc mi dłoń na plecach.

Przytaknęłam i ruszyłam za nim do samochodu, patrząc, jak Jessica wraz z Victorem wyjeżdżają na ulicę za ambulansem. Całą drogę siedziałam jak na szpilkach, martwiąc się o przyjaciółkę. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, w jakim jest stanie.

– Byłaś u niej? – zapytałam Jessicę, dostrzegając ją przed salą.

– Na razie nie można tam wchodzić – odpowiedziała, siadając na krzesełku.

Zaczęłam nerwowo spacerować po korytarzu. Po chwili zauważyłam idących w naszą stronę Victora i Alana. Jak tylko lekarz wyszedł z sali, od razu został przez nas okrążony.

– Spokojnie, stan pacjentki można uznać za stabilny – wyjaśnił doktor.

– Można ją odwiedzić? – zapytała Jess.

– Na krótko, potrzebuje wypoczynku. Jej organizm jest osłabiony. – Spojrzał w kartę, nim się oddalił.

Odetchnęłam z ulgą i bez zastanowienia wparowałam do sali, a wraz ze mną cała gromadka. Musieliśmy wyglądać jak stado zagubionych owiec.

– Wiesz, jakiego stracha nam napędziłaś? Za mało sypiasz i niezdrowo się odżywiasz, musisz o siebie zadbać – mówiłam, podchodząc do zdezorientowanej szatynki.

– Wybaczcie kłopot, nie musieliście tu wszyscy przyjeżdżać – odpowiedziała, śmiejąc się nerwowo.

– Za taki stres jesteś mi winna co najmniej dwa kolejne spotkania – rzekł Alan, uśmiechając się z wyraźną ulgą.

„Dwa spotkania to nic. Możesz ją poprosić nawet o rękę. Pewnie na to również by się zgodziła” – pomyślałam, dostrzegając malujący się na jej twarzy rumieniec.

– Isabelo, następnym razem mów wcześniej, gdy będziesz się źle czuła. – Jess chwyciła przyjaciółkę za rękę.

– Niemniej jednak była to dość ciekawa pierwsza randka – oznajmił Victor, chcąc rozluźnić atmosferę.

Zostaliśmy w sali jeszcze jakiś czas, upewniając się czy z Isabelą wszystko w porządku. Pierwszy pojechał Alan, potem Jessica z Victorem. Nathan mimo mojego sprzeciwu upierał się, aby odwieźć mnie do domu, aż w końcu się zgodziłam, choć niechętnie.

– Dziękuję za odwiezienie – powiedziałam z delikatnym uśmiechem, po czym wysiadłam z samochodu, chcąc czym prędzej się oddalić.

– Poczekaj! – zawołał, wybiegając za mną.

– Tak? – zapytałam, przeklinając w myślach.

– Nie dałaś mi swojego numeru, no i… chyba zasłużyłem na jakiś bonus. – Uśmiechnął się szeroko.

„Kopa poniżej pasa?” – pomyślałam, unosząc brew.

– Wybacz, ale mówiłam, że dziewczyny mnie zmusiły do spotkania. Zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Nie szukam chłopaka – wydusiłam, nie wiedząc, jak go kulturalnie spławić.

– Oj, przestań grać taką niedostępną. – Przewrócił oczami, łapiąc mnie w pasie.

– Nie dotykaj mnie – warknęłam, próbując go od siebie odepchnąć.

– Jeśli nie szukasz chłopaka na stałe, żaden problem – powiedział z rozbawieniem. – Nie daj się prosić, jesteś taka śliczna. – Próbował mnie pocałować.

– Nie! – krzyknęłam, starając się wyrwać.

Nagle mignęła mi przed oczami męska sylwetka. Postać ubrana w czerń z zarzuconym kapturem na głowę odciągnęła Nathana i uderzyła z pięści w twarz, w wyniku czego ten zachwiał się do tyłu i upadł.

– Powiedziała „nie”! – warknął zakapturzony.

– Co jest, kurwa? – Nathan się podniósł. – Kim jesteś?! – krzyknął, podchodząc do prześladowcy.

– Kimś, od kogo nieźle oberwiesz, jeśli się nie wyniesiesz. – Stał pewnie jak mur nie do zburzenia.

Nathan patrzył na niego przez moment, po czym prychnął pod nosem, z którego leciała krew, i zrobił krok w tył.

– Nie jest warta mojego zachodu.

– Właśnie, uciekaj! Tak bym ci dowaliła, że zaraz byś wrócił do tego szpitala! – krzyknęłam, zaciskając pięści, kiedy wsiadał do samochodu.

Gdy psychopata spojrzał na mnie przez ramię, szybko odwróciłam się i uciekłam do domu, po czym zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Oparłam się o nie plecami i wzięłam kilka głębokich oddechów. Po chwili wychyliłam się, aby zobaczyć przez najbliższe okno, czy dalej tam stoi, lecz nie mogłam stąd nic dojrzeć, więc podeszłam przy samej ścianie do okna. Wyjrzałam przez nie i gwałtownie odskoczyłam do tyłu, gdyż brunet stał po drugiej stronie szyby.

– Ciebie też tu nie chcę! – krzyknęłam, zasłaniając roletę.

Pobiegłam na górę do swojego pokoju i czuwałam ponad godzinę w ciemności, by nie mógł mnie dojrzeć z zewnątrz.

W końcu stwierdziłam, iż sobie poszedł, i skierowałam się do łazienki. Po prysznicu włożyłam halkę do spania i wskoczyłam do łózka. Jako że suchość w gardle nie pozwalała mi zasnąć, zeszłam do kuchni, aby napić się wody. Zauważyłam światła wjeżdżającego na posesję samochodu, lecz nie miałam teraz siły na rozmowę z rodzicami.

Otwierając drzwi swojej sypialni, poczułam przeciąg spowodowany otwartym oknem. Nim zdążyłam się rozejrzeć, jedna ręka oplotła mnie od tyłu wokół brzucha, druga zaś zakryła buzię, tłumiąc pisk. Zaczęłam się szamotać, ale nic mi to nie dało, przeciwnik był za silny.

– Bądź cicho, to cię puszczę. – Usłyszałam głos tuż przy uchu.

Pokiwałam głową, starając się unormować przyspieszony oddech. Wtedy oprawca poluzował uścisk z zamiarem wypuszczenia mnie.

– Mamo! – krzyknęłam, na co ten ponownie zakrył mi usta, warcząc coś pod nosem.

– Coś się stało?! – zawołała z dołu.

– Radzę ci grzecznie odesłać mamusię, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek zobaczyć ją żywą. – Wypuścił mnie ze swoich sideł.

Psychopata odbezpieczył broń, wcelowując pistolet prosto w drzwi, aby pokazać mi, że nie żartuje. Wiedziałam, iż był zdolny do morderstwa.

– Już nic! – odkrzyknęłam szybko.

– Na pewno? – Nacisnęła na klamkę, a brunet przybliżył się do wejścia.

– Nie wchodź, jestem naga! – pisnęłam spanikowana, patrząc błagalnie na chłopaka.

– Czego chciałaś? – zapytała zza drzwi.

– Żebyś zabiła pająka, ale już wyszedł przez okno. Nie przejmuj się tym, lepiej idź spać, bo musisz być zmęczona – odparłam, mówiąc pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

– No dobrze, dobranoc. – Oddaliła się.

Odetchnęłam z ulgą, po czym wyjrzałam dyskretnie na korytarz, by sprawdzić, czy teren jest czysty. Potem skupiłam uwagę na włamywaczu.

– Nie podchodź, zostań tam – rozkazałam, gdy zrobił krok w moją stronę.

Kiedy bezczelnie zmierzył mnie wzrokiem, spojrzałam na swoją jedwabną, króciutką halkę i z prędkością światła chwyciłam z łóżka koc, aby się nim owinąć.

– Na co się gapisz? – burknęłam, ten zaś jedynie wzruszył ramionami.

– To nie było zbyt mądre – odezwał się, wkładając ręce do przednich kieszeni czarnych luźnych spodni.

– Czego chcesz? – zapytałam, analizując każdy jego ruch.

– Co tak oschle? Może jakieś „dziękuję”? – Uniósł lekko brwi.

– Za co? – Oburzyłam się.

– Za uratowanie cię. Znowu – odparł, oglądając zdjęcia na moim biurku.

– Nie prosiłam cię o to – warknęłam, patrząc na niego przymrużonymi oczami.

– Flirtowałaś z nim – oznajmił, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.

– Słucham?! – podniosłam głos.

– „Lepiej uważaj, Nathanie. Jeżeli będziesz tak na mnie patrzył, to się zakochasz” czy jakoś tak. Sama go zachęcałaś – stwierdził jakby z wyrzutem.

– To nie był flirt, poza tym nie masz prawa się wtrącać. Cokolwiek sobie ubzdurałeś w swojej główce, wiedz, że nie należysz do żadnej części mojego życia. Jesteś świrem, który wymaga leczenia psychiatrycznego. Jakby tego było mało, jesteś mordercą. Powinnam cię zgłosić na policję, bo inaczej to ja będę miała problemy i pójdę siedzieć – wyrzuciłam.

– Wolałaś, by cię zgwałcił? – zapytał, mnie zaś na samo to słowo przeszedł wstrętny dreszcz. – Tak myślałem – prychnął, wysuwając jedną z szuflad, w której trzymałam perfumy. – Nie musisz się martwić, był zwykłym kryminalistą, wyświadczyłem policji przysługę. Nikt ciebie w to nie będzie mieszał, dowody zostały zatarte, nie miał też nikogo, kto zauważyłby jego zniknięcie. – Wąchał kolekcję perfum.

– Przestań grzebać w moich rzeczach, przez ciebie wyląduję w więzieniu, wynoś się stąd. – Narastała we mnie panika.

– Te są ładne. – Wskazał czarny flakonik.

– Zostaw to – fuknęłam ze złością.

– Więc chodź tu i mi zabierz. – Spojrzał na mnie, śmiejąc się pod nosem.

– Wezwę policję – zagroziłam, choć sama w to nie wierzyłam.

– Jasne, dzwoń. – Odstawił perfumy i usiadł na łóżku.

– Jeśli przyszedłeś tylko obejrzeć pokój, to możesz już pójść. – Jego pewność siebie doprowadzała mnie do wściekłości.

– Przyszedłem porozmawiać. Wiesz, że nie zauważasz naprawdę wielu rzeczy? – zapytał, opierając się łokciami o kolana.

– Czyżby? – burknęłam.

– W sumie to mi cię nawet szkoda – stwierdził po chwili namysłu.

– O co ci chodzi? – Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Starzy ci bankrutują, a przyjaciółka umiera, to dość smutne. – Bacznie mnie obserwował.

Poczułam, jakby uderzyło mnie w głowę coś bardzo ciężkiego. Miałam jednak nadzieję, że kłamie, próbując wciągnąć mnie w jakąś grę.

– O czym ty mówisz? – wydusiłam niepewnie.

– Isabela ma chore serce, które długo już nie pociągnie. Nie stać jej, niestety, na operację. Poza tym dawcy jakoś nie widać. Nie możesz jej pomóc ze względu na własne problemy finansowe, nawet jeśli pojawiłby się dawca. Jessice nigdy się nie przelewało, dlatego wszyscy jesteście bezsilni – oznajmił, wzruszając ramionami.

Wzięłam głęboki oddech i usiadłam na krześle, gdyż zrobiło mi się słabo po tym, co usłyszałam.

– Kłamiesz, prawda? – zapytałam z nadzieją, czując gulę w gardle.

– Nie mam powodu, by kłamać. Sama się jej zapytaj. – Położył się na łóżku.

– Nie wierzę ci. – Pokręciłam głową.

– Nie musisz, sama się wkrótce przekonasz – rzekł beznamiętnie.

– Dlaczego akurat ty mi o tym mówisz? – Nie rozumiałam jego gry.

– Bo tylko ja mogę ci pomóc. – Wstał.

– Jak? – zapytałam po chwili ciszy.

– Spłacę dług i sfinansuję operację. – Powoli się do mnie zbliżył.

– Skąd miałbyś wziąć tyle pieniędzy? I dlaczego miałabym wziąć pieniądze od kogoś takiego jak ty? – wydukałam, nie chcąc dopuszczać do siebie myśli, że to, o czym mówi, jest prawdą.

– Jedynie ja dam ci taką sumę. – Kucnął przede mną.

– Załóżmy, że zapłacisz za operację. Skąd weźmiesz dawcę? – Jego propozycja wydawała mi się bez sensu.

– Powiedzmy, że znam kogoś, kto zapewniłby zgodność genetyczną.

Wzdrygnęłam się na myśl o morderstwie.

– Spokojnie, ta osoba jest śmiertelnie chora, ponadto zgodziła się na zostanie dawcą organów, więc może to być jedyna szansa.

– Kim jesteś? – zapytałam, marszcząc mocno brwi.

– Kimś, kto chce ci pomóc. – Wlepił we mnie ciemne spojrzenie.

– Nie wierzę w twoją bezinteresowną pomoc. Pewnie masz w tym interes. Czego chcesz w zamian? – wypaliłam bez namysłu.

– Ciebie – oznajmił ze stoickim spokojem.

Wytrzeszczyłam oczy i gwałtownie wstałam z krzesła, aby odejść od niego jak najdalej.

– Żartujesz sobie? – zapytałam z niedowierzaniem, patrząc na niego jak na szaleńca.

– Nie – zaprzeczył, wstając. – Twoi bliscy będą wieść spokojne życie. Ty w zamian oddasz mi swoje – złożył propozycję.

– Czy ty siebie w ogóle słyszysz? Za nic w świecie nigdzie z tobą nie pójdę. Sama rozwiążę swoje problemy, o ile okażą się prawdziwe. Nie potrzebuję twojej pomocy ani tym bardziej twoich pieniędzy. Wynoś się stąd, nie chcę cię więcej oglądać – fuknęłam ze zdenerwowaniem.

– Jak sobie chcesz, ale już niedługo stracisz nawet ten dom, wylądujecie na ulicy bez środków do życia, po Isabeli zaś nie będzie już śladu, bo czas ucieka. Ona nie ma go zbyt dużo. Jeszcze sama do mnie przyjdziesz – odparł, kierując się w stronę okna.

Rozdział 2

Przez całą noc praktycznie nie zmrużyłam oka. Wciąż rozmyślałam nad tym, jak mogłabym wyjść z kryzysowej sytuacji. Rozważałam wprowadzenie w firmie nowego projektu, który przyniósłby dochody lub pożyczenie od kogoś pieniędzy, lecz nikt nie byłby w stanie pożyczyć takiej kwoty. Aby rozpocząć nowy projekt, potrzebowałam dużego wkładu oraz sporo czasu, którego rzeczywiście mogło brakować.

Głowiąc się nad tym, wstałam od stołu, by odłożyć kubek po kawie do zmywarki. Spojrzałam na zegar wskazujący jedenastą trzydzieści, co oznaczało, że musiałam wychodzić, dlatego chwyciłam kluczyki i poszłam do garażu. W ciągu dwudziestu minut byłam pod domem przyjaciółki, a im mniej czasu zostawało do rozmowy, tym bardziej się denerwowałam.

– Cześć, Bruno – przywitałam się ze skaczącym na mnie owczarkiem niemieckim.

Zatrzymałam się na chwilę, żeby pogłaskać pieska, który często bardziej słuchał się mnie niż swojej właścicielki. Nie jeden raz doprowadzało ją to do białej gorączki. Ruszyłam w stronę domu, a pies nieustannie zagradzał mi drogę, domagając się pieszczot. Kiedy wreszcie dotarłam do drzwi, moim oczom ukazała się Isabela. Zmierzyłam ją wzrokiem, analizując zachodzące w niej zmiany. Ewidentnie schudła oraz pojawiły jej się worki pod oczami, na co wcześniej nie zwracałam uwagi, gdyż byłam zbyt zajęta sobą.

– Cześć, kochana – wydusiłam, mocno ją przytulając.

– Hej, chodźmy do ogrodu – zaproponowała, spoglądając w bezchmurne niebo.

– Jasne – zgodziłam się, ruszając za nią.

– Bruno! – krzyknęła, gdy pies znów zagradzał drogę.

Podniosłam z ziemi niebieską piłeczkę, przykuwając uwagę futrzaka, który zaczął szczekać oraz radośnie podskakiwać.

– Aport! – Rzuciłam piłkę najdalej, jak mogłam, aby móc przejść spokojnie do ogrodu.

– Może kiedyś z tego wyrośnie – westchnęła, oglądając się za psem.

– Ma dopiero rok, z czasem się rozleniwi – zachichotałam, siadając na huśtawce.

– Mam nadzieję. Jego zapasy energii mnie wykańczają – odparła, zajmując miejsce obok mnie.

– Jak się czujesz? – zapytałam dziewczynę, próbując wyciągnąć psu piłeczkę z pyszczka, ale nie chciał jej oddać.

– Lepiej, dzięki – zapewniła, głaskając czworonoga po grzbiecie.

– A tak szczerze? – Wyciągnęłam zabawkę i ponownie ją rzuciłam.

– Lepiej. – Odepchnęła się nogami od ziemi.

– Źle wyglądasz… – mruknęłam, nie wiedząc, jak przejść do rzeczy.

– Mówię przecież, że jest w porządku. – Przewróciła oczami.

– Wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć bez względu na czas lub okoliczności – powtórzyłam już któryś raz.

– Wiem – mruknęła, przygryzając wargę.

– Isabelo, proszę, bądź ze mną szczera. Wczoraj… wczoraj ktoś mi powiedział, że jesteś chora. Czy to prawda? – Zdobyłam się na odwagę, by rozpocząć ten temat.

„Zaprzecz” – pomyślałam, zaciskając szczękę.

– Kto ci to powiedział? – zapytała, spuszczając głowę, wskutek czego jej twarz przysłoniły włosy.

– To nieistotne. – Czułam narastający niepokój.

– Kto ci to powiedział?! – powtórzyła nerwowo.

– Psychopata – odparłam zgodnie z prawdą.

– Powiedz mu, żeby nie wściubiał nosa w nieswoje sprawy – warknęła, zaciskając dłonie na łańcuchu od huśtawki.

– Czyli to prawda? – Czułam, że ta rozmowa idzie w złym kierunku.

– Miałaś nie wiedzieć! Nikt nie miał wiedzieć! – wykrzyknęła nagle, zastygając w bezruchu.

Poczułam okropny ciężar na klatce piersiowej i napływające do oczu łzy. Gula w gardle uniemożliwiała wydobycie głosu, niemy płacz zaś zaburzał prawidłowy oddech.

– Ty od razu próbowałabyś mi pomóc, zapłacić za operację, na którą mnie nie stać, a ja nie chcę niczyjej pomocy. Nawet nie mają nikogo, kto spełniałby wymogi – mówiła łamiącym się głosem.

Całe jej ciało drżało, gdy na spodnie skapywały pojedyncze łzy. Nie potrafiąc dłużej tego znieść, przytuliłam przyjaciółkę z całych sił.

– Ja umieram. – Płakała, chowając twarz w zgięciu mojej szyi.

Zacisnęłam mocno zęby, spojrzawszy zamglonym wzrokiem w niebo. Serce mi pękało. Płakałam jak małe dziecko, nie mogąc uwierzyć, że słowa prześladowcy okazały się prawdą. Przeklinałam się za to, iż wcześniej niczego nie zauważyłam.

– Jesteś taka głupia… znamy się całe życie, a ty wciąż nie chcesz na mnie polegać. Jak mogłaś mi nie powiedzieć? – Miałam jej to za złe.

– Myślałam, że jakoś się ułoży. – Wtuliła się mocniej.

Przez dłuższy czas żadna z nas się nie odzywała. Dałyśmy sobie chwilę na uspokojenie. Kiedy pierwszy szok trochę minął, odsunęłam się od niej z zamiarem dalszej rozmowy.

– Dlatego tak często ostatnio wyjeżdżałaś? – zapytałam, wycierając policzki.

– Tak, na badania do różnych klinik, ale każdy lekarz mówił to samo – prychnęła, kręcąc głową.

– Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Zapewniam cię, zostaniesz wyleczona – rzekłam stanowczo.

– Nie chcę być dla ciebie ciężarem – westchnęła głośno.

– Zamknij się – mruknęłam, przyciągając ją do siebie.

– Powinnam powiedzieć Jessice – stwierdziła po chwili ciszy. – Skąd psychopata o tym wiedział? – zapytała, na co wzruszyłam ramionami.

– Zadzwoń do niej. Poczujesz się lepiej, gdy będziesz miała to już za sobą – oznajmiłam, wypuszczając przyjaciółkę z objęć.

– Chyba masz rację. – Sięgnęła po telefon do kieszeni.

Jak jej doradziłam, tak zrobiła. Nie powiedziała od razu, o co chodzi, tylko poprosiła o przyjechanie na miejsce. Gdy byłyśmy już we trzy, zostałam świadkiem równie trudnej rozmowy. Obie z Jessicą wiedziałyśmy, że musimy być teraz dla Isabeli największym wsparciem. Nie wspominałam dziewczynom o tym, co proponował mi psychopata, ponieważ nie chciałam, aby o tym wiedziały. Miałyśmy teraz większe zmartwienie na głowie.

Zaczęło robić się ciemno, księżyc ukazywał powoli swe oblicze, dlatego postanowiłam wracać. Przyjechawszy do domu, usiadłam na kanapie, głowiąc się nad wszystkim po raz kolejny. Nie opuszczała mnie iskra nadziei na rozwiązanie tej sprawy w taki sposób, by pomoc psychopaty okazała się zbędna. Tupałam nerwowo nogą, kiedy każda minuta dłużyła się w nieskończoność, a cisza była wręcz ogłuszająca. Jedynie wskazówki zegara wydawały dźwięk w domu, który sprawiał teraz wrażenie strasznie pustego, smutnego miejsca.

Usłyszawszy warkot silnika, wyjrzałam przez okno i dostrzegłam samochód rodziców. Wzięłam głęboki oddech, po czym ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.

– Musimy porozmawiać – wypaliłam, gdy weszli do środka.

– Nie może to poczekać do jutra? Jest już późno – odparł tata, patrząc na zegarek.

– Nie. – Zdecydowałam się na konfrontację.

– Coś się stało? – Mama zmarszczyła brwi, przyglądając mi się uważnie.

– Wy mi powiedzcie – odpowiedziałam, przechodząc do salonu, aby nie rozmawiać w korytarzu.

– Mów jaśniej – ponaglił mnie ojciec.

– Wiem o wszystkim – wyznałam z trudem po chwili namysłu.

Rodzice spojrzeli na siebie porozumiewawczo, znacznie poważniejąc. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że jest naprawdę kiepsko.

– Sprecyzuj – rzekła mama, odkładając torebkę na stół.

– Wiem, że macie ogromne długi. – Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Skąd się dowiedziałaś? Grzebałaś w naszych rzeczach? – zapytał ojciec widocznie niezadowolony z tego faktu.

– Tak, grzebałam. A dlaczego? Bo o niczym mi nie mówicie! – zaczęłam krzyczeć, czując frustrację.

– To nie są twoje sprawy! – oznajmiła ze zdenerwowaniem mama.

– Jak to nie moje?! Mam chodzić na spotkania, pomagać w firmie, ale kiedy ona bankrutuje, to już przestaje być moją sprawą?! Jestem waszą córką, mam prawo wiedzieć! – upierałam się, energicznie gestykulując.

– Nie krzycz! – Ojciec potarł nerwowo brodę.

– Zawiedliście mnie. Nie z powodu jakiegoś niepowodzenia, lecz dlatego, że wykluczyliście mnie z tej sprawy – rzekłam z pretensją.

– Teraz przesadzasz. Sami do tego doprowadziliśmy i sami z tego wybrniemy. Dlaczego mielibyśmy mieszać cię do naszych kłopotów? – Mama wyrzuciła ręce do góry w geście irytacji.

– Chcę pomóc. Nie powinniście niczego przede mną ukrywać. Dlaczego najbliżsi traktują mnie jak kogoś obcego? – Nawiązałam do sytuacji Isabeli.

– Nikt cię tak nie traktuje, po prostu nie chcieliśmy cię martwić – wyjaśnił tata, wzdychając z rezygnacją.

– Martwicie mnie! Nie jestem już małą dziewczynką, przestałam nią być. Jestem dorosłą kobietą i chcę pomóc tym, którzy dbali o mnie całe życie. – Przetarłam twarz, próbując pozbierać myśli.

– Oj, kochanie. – Mama wzięła mnie w objęcia.

– Nie możesz pomóc, sami musimy się tym zająć – zapewnił tata łagodniejszym głosem.

– Jak? Co chcecie zrobić, by nie zbankrutować? – zapytałam, odsunąwszy się od mamy.

– Może spróbujemy zawrzeć z nimi umowę, przekonać jakoś do wycofania podania. – Ojciec szukał rozwiązania tej sytuacji.

– Nie ma sensu jej okłamywać, przecież już tego próbowaliśmy – wtrąciła mama, opierając ręce na biodrach.

– Może ja coś wskóram, jeśli wymyślę nowy projekt, który ich zainteresuje – zaproponowałam, nie wiedząc, co począć.

– To nie wyjdzie – odparła, kręcąc głową.

– Więc co teraz? – zapytałam podłamana.

– Załatwimy to jakoś. Lepiej idź się prześpij. Widać, że jesteś niewyspana.

– Tato… – Przewróciłam oczami.

– Idź, skarbie, nie przejmuj się tym. – Mama potarła moje ramiona z delikatnym uśmiechem, po czym chwyciła torebkę ze stołu, by następnie udać się na górę.

– Dobranoc. – Tato ruszył zaraz za nią, zostawiając mnie samą na środku salonu z mętlikiem w głowie.

Po pewnym czasie zdecydowałam się pójść do swojego pokoju, chociaż nie miałam zamiaru spać. Zmartwiona usiadłam na łóżku, a po chwili z zamyślenia wyrwał mnie dzwoniący telefon.

Odebrałam połączenie od Jessiki.

– Tak?

– Cara, mogłybyśmy się do ciebie przenieść? Jej młodszy brat nie daje nam żyć – mówiła błagalnym tonem. – Spadaj, gówniarzu. Nie będę więcej twoim konikiem, mój krzyż tego nie wytrzyma! – krzyknęła ze zdenerwowaniem.

– Głupia baba! – odgryzł się chłopczyk.

– Jeśli chcecie, zapraszam – zgodziłam się, wiedząc, że tak czy inaczej nie zasnęłabym dzisiejszej nocy.

– Do zobaczenia – odparła, po czym się rozłączyła.

Zaczęłam chodzić w kółko, gdyż natłok negatywnych myśli doprowadzał mnie do obłędu. Wyjrzałam przez okno i zdecydowałam, że poczekam na dworze, bo potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza.

Siedząc już na schodach przed domem, przeniosłam wzrok na rozgwieżdżone niebo. Wsłuchałam się w dźwięki wydawane przez świerszcze, które właśnie grały letni koncert. Przymknęłam oczy, wdychając tlen, lecz wzdrygnęłam się, kiedy poczułam coś mokrego na twarzy. Pierwsza kropla spłynęła po moim policzku niczym łza. Zaraz potem zaczął padać deszcz. Oddychałam głęboko, próbując zjednać się z naturą. Pozwoliłam kroplom przemoczyć moje ciało, jakbym chciała, by przenikły do duszy i ugasiły pożar żalu.

– Co ty robisz? Przeziębisz się – rzekła stojąca pod parasolem szatynka.

– Nie martw się, nic mi nie będzie. – Wstałam ze schodów.

Zaprowadziłam przyjaciółki do pokoju i podeszłam do szafy, ponieważ chciałam się ubrać w coś suchego. Następnie udałam się do kuchni, aby uszykować przekąski, z którymi wróciłam na górę.

Dziewczyny w tym czasie wygodnie się rozsiadły, zaczynając obgadywać nowo poznanych chłopaków. Słuchałam z rozbawieniem, jak Isabela planuje swoją przyszłość z Alanem. Skończyło się na tym, że dzwoniła do niego pod pierwszym lepszym pretekstem. Po rozmowie z blondynem ponarzekała jeszcze trochę na swojego psa oraz brata, twierdząc, że wiele ich łączy, po czym zasnęła.

– Myślisz cały czas o tym, prawda? – Jessica usiadła na parapecie.

– Staram się tego nie robić, lecz nie potrafię. – Podeszłam do niej, ciężko wzdychając.

Wyjrzałam przez okno. Błądząc spojrzeniem po ulicy, rozchyliłam delikatnie usta i złapałam Jess za nadgarstek, gdy dojrzałam psychopatę patrzącego prosto na nas. Stał oparty plecami o znak z rękami włożonymi do kieszeni czarnej bluzy oraz kapturem zarzuconym na głowę. Po dłuższej chwili chłopak wyjął dłoń, by mi pomachać. Obserwując go, wspominałam naszą rozmowę. Stałam w bezruchu jak manekin, kiedy brunet powoli znikał w mroku.

– Staje się coraz mniej dyskretny – zauważyła przyjaciółka.

„A ja coraz bardziej skłonna zgodzić się na jego propozycję” – pomyślałam.

– Chodźmy spać – zaproponowała, ziewając.

Przytaknęłam, idąc z przyjaciółką w stronę łóżka. Zmęczenie wygrało z natłokiem myśli, dzięki czemu wkrótce zasnęłam. Mój sen nie trwał jednak długo, gdyż obudził mnie hałas dobiegający z dołu. Zauważywszy brak przyjaciółki, zerwałam się na nogi.

– Jessica! Jessica, obudź się! – Potrząsnęłam śpiącą brunetką.

– Czego chcesz? – wymamrotała ledwo przytomna dziewczyna.

– Nie ma Isabeli. Chodź ze mną na dół. Coś tam słyszałam – poprosiłam, kierując się żwawym krokiem w stronę drzwi.

– Nie panikuj, pewnie wszystko jest w porządku – mruknęła, przekręcając się na drugi bok.

– Proszę – nalegałam, wychodząc z pokoju.

Nim udałam się na parter, sprawdziłam łazienkę, która okazała się pusta. Bez chwili zastanowienia zbiegłam po schodach w poszukiwaniu zielonookiej.

– Isabela? – Weszłam do kuchni, zauważając zapalone światło.

Rozejrzałam się i już miałam wychodzić, lecz zobaczyłam roztrzaskane szkło leżące za stołem, co przykuło moją uwagę. Zobaczyłam przyjaciółkę leżącą na podłodze oraz sporo krwi wypływającej z rozbitej głowy. Wydałam krzyk przerażenia i natychmiast ukucnęłam przy poszkodowanej, aby sprawdzić puls.

– Jessica! Mamo! Tato! – krzyczałam, chcąc sprowadzić pomoc.

Zaczęłam grzebać po kieszeniach, ponieważ zamierzałam wezwać pogotowie, lecz nie miałam przy sobie telefonu.

– Co się stało?! – Tata wbiegł do kuchni z kijem w ręku i wytrzeszczył oczy, dostrzegając szatynkę.

– Chyba upadła, uderzając o kant stołu – wyjaśniłam drżącym głosem.

– Już dzwonię po karetkę – oznajmił, sięgając po telefon.

– Ja pierdolę – przeklęła wbiegająca do kuchni brunetka.

– Matko Boska, co się dzieje? – Mama wparowała do pomieszczenia, wiążąc szlafrok.

– Powinnam była jej bardziej pilnować – stwierdziłam, wplątując dłonie we włosy.

– Przecież to nie twoja wina, czegoś takiego się nie przewidzi – odparła, podchodząc do nieprzytomnej, aby sprawdzić puls. – Nie jest dobrze.

– Pomoc wezwana, zaraz będą. Trzeba jeszcze powiadomić jej rodziców – wtrącił ojciec, szukając numerów.

– Po co ci ten kij? Odłóż go, bo jeszcze trzeba będzie wzywać drugą karetkę – skarciła męża, który posłał jej zdezorientowane spojrzenie.

Czekaliśmy w przerażeniu na pogotowie. Choć nie trwało to długo, dla mnie wydawało się wiecznością. Ratownicy sprawnie zabrali poszkodowaną, ja i Jessica zaś pobiegłyśmy do pokoju.

– Myślisz, że to pogorszy jej stan? – zapytała brunetka, dopinając spodnie.

– Nie pytaj mnie o to. – Wpadałam w większą panikę.

– Dobrze, że się obudziłaś, inaczej mogłoby się to skończyć gorzej. – Podążyła za mną.

– Na szczęście nie sypiam ostatnimi czasy zbyt dobrze. – Chwyciłam ze stołu torebkę oraz kluczyki od samochodu.

– Wydaje mi się, że czujesz na sobie dużą presję, jakby to wszystko od ciebie zależało – stwierdziła, wkładając buty.

„Bo, cholera, zależy ode mnie. Trzymam w rękach jej życie, ale nie potrafię w zamian oddać swojego” – stwierdziłam w myślach, zaciskając szczękę.

– O czymś mi nie mówisz – zauważyła, kiedy byłyśmy już w drodze.

Zacisnęłam pięści na kierownicy, przeklinając w myślach cały beznadziejny świat. Nie mogłam jej o tym powiedzieć. Ani jej, ani nikomu innemu. Dojechałyśmy do szpitala w ciszy. Podczas drogi wciąż czułam na sobie jej wzrok, tak jakby coś podejrzewała lub wiedziała więcej, niż się wydawało.

Zaparkowałam na szpitalnym parkingu i szybkim krokiem skierowałam się w stronę budynku. Tam wskazano mi korytarz oraz salę, do której aktualnie nie można było wchodzić. Po drodze spotkałyśmy zmartwionych rodziców Isabeli. Siedzieliśmy w absolutnej ciszy przez długi czas. W końcu jeden z lekarzy opuścił salę i udał się na rozmowę z rodzicami pacjentki.

My zostałyśmy pod drzwiami, czekając na jakieś wieści. Moja niecierpliwość jednak brała nad wszystkim górę, toteż ruszyłam w stronę gabinetu z zamiarem podsłuchania istotnych informacji.

– Operacja jest konieczna, trzeba ją przeprowadzić jak najszybciej. Nie chcę państwa martwić, lecz jej stan jest krytyczny.

Na słowa lekarza oniemiałam.

– Nie zebraliśmy jeszcze nawet połowy – odparła z płaczem matka.

– Przykro mi, ale pieniądze muszą być przelane na konto przed operacją. Najlepszym rozwiązaniem byłoby znalezienie dawcy w ciągu maksymalnie dwóch miesięcy. Na razie podaliśmy pacjentce środki nasenne, ponieważ potrzebuje dużo wypoczynku. Zostało to bardzo późno wykryte, więc sprawa jest poważna – oznajmił.

– Skąd mamy nagle wziąć taką sumę? – zapytał podłamany ojciec.

Weszłam do środka jak burza, gdyż zdecydowałam, że zrobię wszystko, co tylko mogę, aby uratować jej życie.

– Ja zapłacę – oznajmiłam, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

– Caroline… – szepnęła kobieta z wyczuwalną ulgą, jakby na to liczyła.

– Szpital dostanie pieniądze w ciągu tygodnia. Proszę tylko podać kwotę i numer konta.

– Dziękuję… Dziękuję ci. – Wstała, by mnie przytulić.

Miałam tylko nadzieję, że psychopata naprawdę miał te pieniądze i był w stanie załatwić dawcę jak najszybciej.

Zanim opuściłam szpital, odwiedziłam wraz z Jessicą naszą nieprzytomną przyjaciółkę, co było dla mnie prawdopodobnie pożegnaniem. Ucałowałam czoło pacjentki oraz wytarłam łzę, która kapnęła na jej policzek. Przyglądałam się nieprzytomnej przez moment, po czym wróciłam do samochodu.

Teraz myślałam tylko o tym, aby czym prędzej skontaktować się z psychopatą. Zastanawiało mnie również, w jaki sposób osoby z najbliższego otoczenia zareagują na moje zniknięcie, a także co miał na myśli, mówiąc „ciebie”. Po przemyśleniu doszłam do wniosku, że jeśli pójdę w nieco bardziej ustronne miejsce, zyskam większą szansę na spotkanie.

Wybrałam park, gdyż o tej porze nikogo nie powinno tam być. Pojechałam i zaczęłam spacerować, rozglądając się na boki w poszukiwaniu charakterystycznej postaci. Po jakimś czasie usiadłam na ławce, skupiając wzrok na wiewiórce, która dużymi, czarnymi oczkami przypatrywała mi się z gałęzi. Zwierzątko potrząsnęło swą rudą kitką, czyszcząc pyszczek. Podeszłam ostrożnie do drzewa, aby przyjrzeć się wiewiórce.

Nagle wyczułam czyjąś obecność za plecami, dlatego gwałtownie się odwróciłam, napotykając wyczekiwanego prześladowcę. Rozchyliłam delikatnie usta, aby coś powiedzieć, lecz zamknęłam je z powrotem.

– Ja… – Nie potrafiłam ułożyć w głowie jednego poprawnego zdania.

Brunet wpatrywał się we mnie ze stoickim spokojem, a czarny strój tylko podkreślał głębię jego ciemnych bystrych oczu.

– Zgadzam się – oznajmiłam po dłuższej chwili, zdobywając się na odwagę, choć z trudem przeszło mi to przez gardło.

– Zgadzasz się, nie wiedząc, na co ani na jakich warunkach. Oznajmiasz mi to w parku o czwartej nad ranem – rzekł z rozbawieniem, zbliżając się. – Nie boisz się, że coś może się wydarzyć? – zapytał, przygwożdżając mnie niespodziewanie do drzewa.

Zaczerpnęłam łapczywie powietrza, czując brak tchu ze zdenerwowania. Automatycznie zamknęłam oczy oraz odwróciłam głowę w bok. Zacisnęłam zęby, zaczynając dygotać, i odruchowo ułożyłam dłonie na klatce piersiowej przeciwnika z zamiarem odepchnięcia go od siebie.

– Boisz się – szepnął tuż przy moim uchu.

– Pomóż mi – wydusiłam z goryczą, spoglądając na niego błagalnie.

– Nie ma nic za darmo, kocie – odparł, łapiąc za moje nadgarstki, bym przestała na niego napierać.

– Sprecyzuj swoje żądanie – rozkazałam, próbując się wyswobodzić.

– Powierzysz mi swoje życie, będziesz należeć tylko do mnie i odejdziesz dobrowolnie bez żadnych scen. – Dał mi nieco przestrzeni.

„Więc jednak niewolnica” – pomyślałam z rozpaczą.

– Zrobię, co zechcesz, tylko nie pozwól jej umrzeć. – Zacisnęłam mocno szczękę, tłumiąc płacz.

– Nie wypowiadaj takich obietnic bezmyślnie, możesz potem bardzo tego żałować. – Ujął mój podbródek między dwa palce.

– Po prostu mi pomóż. – Odwróciłam głowę w bok, nie mogąc znieść jego dotyku.

– Zatem chodź ze mną. – Zrobił kilka kroków do tyłu i wyciągnął do mnie dłoń.

– Najpierw zapłacisz – postawiłam warunek, odsuwając się od drzewa, by w razie czego móc szybciej uciec. – Nie mam żadnej gwarancji, że mówisz prawdę.

Psychopata opuścił rękę, a następnie przyjrzał mi się w ciszy, myśląc prawdopodobnie nad kolejnym ruchem.

– Dobrze – rzekł, wyjmując telefon. – Kate, zrób ten przelew teraz – rozkazał surowo.

„Kate?” – pomyślałam, marszcząc brwi.

Odszedł parę metrów dalej, wciąż rozmawiając przez telefon, a ja nie mogłam uwierzyć w to, że sama się właśnie sprzedałam. Po zakończonej rozmowie ruszył żwawo w moim kierunku, wyciągając rękę, aby złapać mnie za nadgarstek. Przestraszyłam się i zrobiłam kilka kroków do tyłu z zamiarem ucieczki, ale ostatecznie skamieniałam.

– Czekaj! – pisnęłam, kiedy bez słowa mnie chwycił i zaczął za sobą ciągnąć.

– Transakcja zakończona, nie możesz mi rozkazywać – zachrypiał niskim głosem, powodując tym ciarki na plecach.

„Jestem przedmiotem, który kupiłeś?” – Poczułam żal, że wplątałam się w coś takiego bez możliwości odwrotu.

– Proszę, zaczekaj. – Szarpnęłam się, chcąc wyrwać z żelaznego ucisku.

– Co? – Odwrócił się gwałtownie w moją stronę.

– Daj mi tydzień. Tylko tydzień. Chcę wiedzieć, czy operacja się udała, a problemy zostały rozwiązane. Poza tym muszę się upewnić, że pieniądze znajdują się na koncie. – Próbowałam zebrać myśli.

„Sprzedałam się jak dziwka” – Nie dowierzałam.

– Zgoda, masz równo tydzień. Znajdę cię, gdziekolwiek się udasz, więc niczego nawet nie próbuj. – Spiorunował mnie lodowatym spojrzeniem.

– Co ze mną zrobisz? – Chciałam wiedzieć, w co się pakuję.

Brunet podszedł bliżej i nachylił się do mojego ucha, podnosząc lekko chustę, aby odkryć swoje usta.

– Co tylko zechcę – szepnął, muskając przy tym wargami moje ucho.

Wizja tego, czego ode mnie oczekiwał, była nie do zniesienia. Stałam jak wryta, nie wiedząc nawet, w którym momencie zostałam sama. Nie szlochałam, nie drżałam, nie wydawałam żadnych dźwięków, po prostu stałam nieruchomo, a fala łez oblewała moje policzki. Toczyłam ze sobą wewnętrzną wojnę, gdyż jedna strona mówiła, że tak właśnie musi być, a druga podpowiadała mi, abym z tego zrezygnowała w poszukiwaniu innego wyjścia.

„W co ja się wplątałam?” – pomyślałam zrozpaczona, ciągnąc się za włosy. – „Jak mam porzucić całe swoje życie, plany, rodzinę, przyjaciół i zwyczajnie oddać się w ręce psychopaty?”.

Rozdział 3

Do operacji został jeden dzień, a ja rwałam włosy z głowy na myśl o tym, co się ze mną stanie. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść, nie mogłam nawet normalnie oddychać, strasznie się bałam. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej mi było. Czułam, że działo się ze mną coś złego, chciałam po prostu stąd zniknąć.

Właśnie te wszystkie okropne czynniki wpłynęły na to, że siedziałam teraz w samochodzie przed komisariatem policji, walcząc ze sobą już dobre pół godziny. Czułam się poniekąd podle ze swoją decyzją, ale nie byłam w stanie dłużej znieść tej presji, nachodzenia mnie i strachu.

„Wzięłam od niego ogromną sumę, a teraz chcę go zgłosić na policję za nękanie. Zwyczajnie go wykorzystałam, lecz jeśli zostawię tak tę sprawę, zabierze mnie ze sobą siłą. Nie mogę na to pozwolić, nie wyobrażam sobie życia w ten sposób. Postępuję źle, ale nie mam innego wyjścia” – rozmyślałam.

Nabrałam sporo powietrza do płuc, opuszczając samochód. Następnie ruszyłam do komisariatu, rozglądając się w celu sprawdzenia, czy psychopaty nie ma w pobliżu.

Weszłam do środka i zaczekałam na swoją kolej. Zostałam poproszona do odpowiedniego pokoju, w którym zaczęłam zeznawać przeciwko swojemu prześladowcy. Opowiedziałam wszystko ze szczegółami od chwili, kiedy pierwszy raz go ujrzałam. Przekazałam policjantowi chustkę z trupią czachą wraz z listem jako dowód. Ominęłam tylko dwa szczegóły – przelew i morderstwo.

– Dlaczego przychodzi pani z tym tak późno? – zapytał policjant, patrząc w papiery.

– Bałam się, że będzie się na mnie mścił – odpowiedziałam, cały czas myśląc nad tym, czy dobrze zrobiłam.

– Dopóki go nie złapiemy, sprawa nie może ruszyć dalej. Przydzielimy pani ochronę, która z odpowiednią dyskrecją będzie pani pilnować. – Ofiarował mi to, na co liczyłam, dzięki czemu po wszelkich formalnościach mogłam wrócić do domu.

Nie mogłam zająć myśli niczym innym. Byłam przerażona, że psychopata mnie za to zabije, a jeśli nie, to zamkną mnie za oszustwo, ponieważ na koncie pojawiła się nagle ogromna suma. Żałowałam w tej chwili wszystkich swoich decyzji, zastanawiając się, czy miałam inne wyjście z tej sytuacji. Pragnęłam schować się w jakimś bunkrze.

– Byłaś u niej? – zapytała Jessica, siadając obok mnie na kanapie.

– Tak, byłam rano. Potem musiałam jeszcze coś załatwić. – Skrzywiłam się, czując, jak wali mi serce.

– Ja właśnie rozmawiałam z lekarzami. Mają ściągnąć znanego specjalistę. To naprawdę cud, że nagle pojawił się dawca. – Klasnęła z szerokim uśmiechem.

– To świetnie, widać wszystko zmierza w dobrym kierunku – mruknęłam, próbując opanować drżenie rąk.

– Martwisz się tylko jej zdrowiem czy czymś jeszcze? Dziwnie się ostatnio zachowujesz, powiedz mi, o co chodzi – rozkazała, dotykając mojego ramienia.

– To nic takiego – burknęłam, opadając plecami na oparcie kanapy.

– Tylko nie mów, że ty też jesteś na coś chora, inaczej przysięgam, iż strzelę sobie w łeb. – Spojrzała na mnie z przejęciem.

– Nie jestem chora. – Przewróciłam oczami.

– Więc co ci jest? Powiedz wreszcie – nalegała z widocznym poirytowaniem.

– Zgłosiłam psychopatę na policję. – Oparłam łokcie o kolana, wplątując dłonie we włosy ze spuszczoną głową.

Patrzyłam na swoje bose stopy w ciszy, żałując tej decyzji z całego serca. Jessica w tym czasie milczała jak grób, dlatego uniosłam głowę, aby spojrzeć na przyjaciółkę i zobaczyć jej reakcję.

– Coś ty zrobiła… – szepnęła, patrząc przed siebie w osłupieniu.

– Nie miałam wyjścia. Jego obecność stała się zbyt kłopotliwa. – Nie wiedziałam, jak się wytłumaczyć.

– Boże, coś ty narobiła – powtórzyła w taki sposób, jakby wiedziała o czymś jeszcze.

– Nie stanowi dla mnie zagrożenia, policja zapewniła mi ochronę – wyjaśniłam, chcąc ją uspokoić.

Nagle zerwała się na równe nogi, by następnie w pośpiechu skierować się do wyjścia.

– Hej, Jess! – Pobiegłam za nią. – Co jest? – Złapałam ją za ramię.

– Radzę ci to odkręcić. To, co zrobiłaś, naprawdę nie jest dobrym rozwiązaniem – zapewniła mnie z powagą, wkładając buty.

– O co ci chodzi? Czemu tak nagle wychodzisz? Zachowujesz się, jakbym to ja była tą złą – oznajmiłam z wyrzutem, marszcząc z niezrozumienia brwi.

– Proszę, odkręć to – rzekła, posyłając mi zmartwione spojrzenie, po czym zwyczajnie wyszła.

– Jessica! – krzyknęłam, nie rozumiejąc jej zachowania.

„Co to miało być?” – pomyślałam, stojąc w osłupieniu.

Powoli zamknęłam za nią drzwi i przeszłam z powrotem na kanapę. Zdziwiona mina ani na chwilę nie schodziła z mojej twarzy. Jessica zareagowała zbyt emocjonalnie, jakby coś ukrywała. Przez moment obstawiałam, że może być w coś zamieszana, lecz ze względu na naszą wieloletnią przyjaźń wyparłam tę możliwość.

– Caroline! – Usłyszałam niespodziewanie wołanie mamy.

– Co jest? – zapytałam, wstając z kanapy.

– Ja powinnam o to zapytać. – Pokazała mi telefon, na którego ekranie widniało potwierdzenie przelewu.

– No co? – Wzruszyłam ramionami, udając głupią.

– Skąd wzięłaś tyle pieniędzy?! – Tata wparował do salonu niczym burza.

– Pożyczyłam – wypaliłam bez namysłu.

– Tyle milionów?! Od kogo?! – krzyczała mama.

– Od kolegi – skłamałam z pozornym opanowaniem.

– Nie kłam, Caroline! Mów prawdę, to nie są żarty! – oznajmił zdenerwowany ojciec.

– Czy to ważne? Pieniądze były potrzebne, więc są. – Coraz bardziej panikowałam.

– Mów, dziecko! Wzięłaś je od wysokiego młodego mężczyzny?! – Mama uparcie dociekała prawdy.

Spojrzałam na nich ze zdziwieniem, ponieważ nie wspominałam im o psychopacie.