Pokój z widokiem na miłość - Ewa Ciwińsk-Roszak - ebook

Pokój z widokiem na miłość ebook

Ewa Ciwińsk-Roszak

4,5

Opis

Zuzanna wychodzi nocą na taras, gdy z tęsknoty za zmarłym mężem znów nie może zasnąć. Marek wygląda przez okno, by nabrać sił do nocnej pracy po całym dniu spędzonym na wychowywaniu trzyletnich synów. Spoglądając na siebie z oddali, nie dopuszczają do siebie myśli, że kiedyś mogliby patrzeć wspólnie w jednym kierunku… Napełniając płuca chłodnym nadmorskim powietrzem, czują, że zanim zaczną nowe życie, muszą się najpierw na nowo nauczyć oddychać. Czy los, który otworzył ich okna, pozwoli im także otworzyć serca?

Pokój z widokiem na miłość to czuła, przejmująca i pełna emocji opowieść o spotkaniu dwojga zranionych ludzi, których życie doświadczyło bólem straty najbliższych im osób. Początkowo zamknięci i nieufni wobec siebie, odkrywają, że dzielą te same uczucia i tęsknią za tym samym. Nie wiedzą jeszcze jednak, czy to wystarczy, by zamknąć najtrudniejszy etap życia i razem z nadzieją wejść w kolejny. W podjęciu decyzji pomóc im mogą tylko niesforne bliźniaki i mały pies, którzy od pierwszego spotkania nie mają żadnych wątpliwości, że w końcu nadeszła pora na wielkie zmiany. 

 

Powieść o miłości, żalu za utraconym szczęściem, tęsknocie, niesprawiedliwości losu, dobrych ludziach i nieskazitelnych relacjach między nimi, o świecie idealnych rozwiązań, pełnym empatii. Wszystko przesycone dobrem, które zawsze zwycięża.

Barbara Bursztynowicz

Gdy lektura dobiega końca, poczujesz, miły Czytelniku, że twoja codzienność jest naprawdę niezwykła. Że jesteś szczęściarzem. Może zanucisz tak jak ja: „Uparcie i skrycie, och, życie, kocham cię, kocham cię nad życie!”. Świat uśmiecha się do tych, którzy nie wahają się czasem nadludzkim wysiłkiem wyważyć drzwi! 

Katarzyna Pakosińska

 

 

 

Ewa Ciwińska-Roszak - absolwentka Akademii Ekonomicznej, żona, mama cudownych bliźniąt. Wielbicielka mocnej kawy i dobrej literatury. Pasjonatka amigurumi, czyli maskotek wykonanych na szydełku, którym poświęca każdą wolną chwilę. Kochająca polskie morze optymistka i romantyczka, kierująca się w życiu mottem, że „uśmiech kosztuje mniej od elektryczności a daje więcej światła”.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 371

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (25 ocen)
17
5
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MeggiS

Całkiem niezła

banalny język, czasem aż kłuje w oczy... poza tym lekka, łatwa. czasem taką trzeba
10
Readingcoffeecake

Nie oderwiesz się od lektury

"W życiu nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Ono samo pisze swoje scenariusze, które z reguły niewiele mają wspólnego z tym, co wcześniej planowaliśmy, czego chcieliśmy czy o czym marzyliśmy i w rzeczywistości różnie bywa." Zuza i Marek to bohaterowie książki "Pokój z widokiem na morze". Nie znają się, jednak ich losy są bardzo podobne. Ona pochowała ukochanego męża i nie może się z tym pogodzić. On, samotny ojciec bliźniaków, którego żona zmarła po porodzie. Oboje uważają, że nie zasługują już na szczęście i miłość. Twierdzą, że bezwzględny los na zawsze zabrał im to co dobre i piękne. Żyją z dnia na dzień wypełniając swoje obowiązki. Ich losy krzyżują się, gdy Zuza na prośbę swojej przyjaciółki jedzie do Kołobrzegu, aby zająć się jej schorowaną ciocią. W ten sposób zostaje sąsiadką Marka. Rodzi się między nimi przyjaźń ale czy dadzą sobie szansę na miłość? Przepiękna, wzruszająca historia! Wraz z bohaterami przeżywamy ich rozterki, żałobę jak i chwile szczęścia. Zuza i ...
10
gosiagaj

Nie oderwiesz się od lektury

Ta debiut z tego co czytałam:) Tak ciężko pogodzić się ze stratą pustką. Zacząć żyć na nowo pozwolić sobie na Przyjaźń może nową rodzinę Miłość ? :) wciąga Polecam :)
00
Martuska_777

Dobrze spędzony czas

„Pokój z widokiem na miłość” to przejmująca książka pełna emocji udzielających się czytelnikowi. Chociaż przeważają emocje z grupy tych ciężkich, to tych lżejszych też nie brakuje. Historia sama w sobie jest smutna, ale wyraźnie dająca nadzieję na poprawę tego stanu. I ta nadzieja, siłą rzeczy zaangażowała mnie w tę opowieść. Jak to przeważnie bywa w książkach z tego gatunku, akcja jest przewidywalna i taka nieśpieszna, a jednak do końca towarzyszyła mi nadzieja na ujrzenie tego upragnionego promyka. No i nie zabrakło zaskakujących wydarzeń, które podtrzymywały zainteresowanie. Wspomnę jeszcze o kilku drobiazgach, które miały wpływ na całościowy odbiór. Przez spory czas towarzyszył mi smutek i żal głównej bohaterki. Momentami czułam trochę przesyt tych odczuć i ich przegadanie. Takie trochę w kółko mielenie tego samego, tylko nieco innymi słowami. Zabrakło mi też nazw miejscowości. Wiadomo tylko, że główna akcja rozgrywa się w Kołobrzegu, ale gdzie wcześniej mieszkała Zuza? Ile mnie...
00
dziewczyna19822
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna!!!! Dlaczego już się skończyła???? Chcę jeszcze.
00

Popularność



Podobne


Dla mojego Męża – za miłość, szczęście i radość każdego dnia Dla moich cudownych Dzieci – za to, że dzięki nim codziennie spełniają się moje

Prolog

Po raz kolejny moim oczom ukazuje się najwspanialszy widok na świecie. Słońce, plaża, piasek, morze i czyste, błękitne niebo. W uszach rozbrzmiewa mi tylko znajomy, tak przeze mnie ukochany śpiew mew mieszający się z cudownym, uspokajającym szumem morza. Stoję jak zaczarowana i chłonę ten widok całą sobą, wszystkimi zmysłami, każdą najmniejszą cząstką mojego ciała. Chcę się nim nasycić, poczuć ten klimat, magię, niezwykłość tego miejsca. Wszystko tu jest takie znajome, przyjazne i wspaniałe. Cała ta atmosfera i ukochany mężczyzna u boku sprawiają, że czuję się tak cudownie, aż chce mi się skakać z radości. Jestem taka szczęśliwa…

On podchodzi na sam brzeg plaży, zanurza stopy w jeszcze bardzo zimnej wodzie. Powoli, krok po kroku, idę w jego stronę. Zauważam, że jest tak samo oczarowany tym widokiem jak ja… Staram się podążać za jego wzrokiem i dostrzec to, co on. Widzę, jak w pełnym skupieniu, tak bardzo zamyślony, wpatruje się w słońce chowające się pomaleńku gdzieś pośród fal. Nawet nie wiem, jak długo tutaj stoimy. Tuż obok siebie, ramię w ramię, splatając ze sobą nasze dłonie. Towarzyszą nam niebo, chłodny nadmorski wiatr i cichy szum fal mieniących się cudownymi kolorami w blasku zachodzącego słońca, uderzających delikatnie o piasek i obmywających co kilka sekund nasze stopy.

W pewnej chwili kątem oka dostrzegam, że powoli, z delikatnym uśmiechem, odwraca się w moją stronę. Gdy widzę jego zakochane, najbardziej błękitne w całym wszechświecie oczy, ogarnia mnie tak wiele ciepłych uczuć. Wstrzymuję oddech. Powietrze między nami zdaje się promieniować. Unoszę powoli twarz i uśmiecham się do niego z zamiarem wyszeptania…

Nie, nie mogę… Nie mogę, nie mogę, nie mogę… Nie mogę znów dać porwać się wspomnieniom… Ten kawałek tektury, który trzymam w ręku, a za chwilę właściwie jego brak, musi pozwolić mi zapomnieć, otrzeć łzy, oddychać. Musi pozwolić mi na nowo żyć.

Pudełko w mojej dłoni zawiera wszystko to, o czym chcę zapomnieć, choć nie jestem na tyle silna i odważna, aby się tego pozbyć. Każdorazowe natrafienie na nie i otwarcie go sprawia mi tak ogromny ból… Chociaż wszystkie przedmioty, które w nim zgromadziłam przez wiele lat, z pozoru są najzwyczajniejsze w świecie – stare pamiątki, listy do Ciebie, Kochany, jakieś drobiazgi i zdjęcia – to mimo tego każda znajdująca się tam rzecz przywołuje w pamięci najpiękniejsze wspomnienia, które budowały nasz wspólny świat pełen radości, miłości i szczęścia. Potem już niestety tylko mój świat pełen łez, smutku i bólu…

To pudełko zawiera wszystko to, o czym nie chcę, ale o czym w końcu muszę zapomnieć – najpiękniejsze wspomnienia wyjątkowych i cudownych chwil spędzonych z Tobą… Odwracam się w stronę falochronu i walcząc sama ze sobą, wyrzucam je tak daleko, jak to tylko możliwe. Nie, nie jest mi lżej. Boli tak samo mocno, ale powoli nabieram powietrza, czuję, jak dostaje się do płuc. Oddycham, żyję…

Część I

Rozdział I

Kolejny raz kalendarz nieubłaganie wskazuje dzień Twoich urodzin. Kolejny raz, stojąc zapłakana nad Twoim grobem, uświadamiam sobie, że Ciebie tutaj już nie ma. Że teraz śpisz sobie spokojnie snem wiecznym, odpoczywając po tak długiej wędrówce, jaką było Twoje życie. Zawsze kiedy tutaj staję, kiedy widzę Twoje imię i nazwisko wyryte na kamiennej tablicy, odczuwam ogromny ból.

Odszedłeś tak niespodziewanie. Przecież wyszedłeś tylko na krótki spacer z psem. Przecież miałeś się nim opiekować tylko dwa dni, do czasu mojego powrotu. Przecież za kilkanaście godzin miałam wrócić… Moje serce i rozum nadal nie wierzą, nie chcą przyjąć tego faktu do wiadomości.

Jak świat mógł mi Ciebie zabrać?

Ten dzień pamiętam do dziś. Wyrył się w mojej pamięci niczym teraz Twoje nazwisko na kamiennej płycie… Była godzina dwudziesta, kiedy odebrałam telefon. Potem pamiętam już tylko nieustannie płynące łzy, rozpacz, jakichś ludzi mocno ściskających moje ręce i wyrażających swoje głębokie współczucie. Mnóstwo ubranych na czarno postaci trzymających w dłoniach białe chusteczki. Tak wiele osób przyszło Ci towarzyszyć w ostatniej drodze, tak wielu ludzi Cię kochało…

Tego dnia, kiedy odszedłeś na zawsze, chciałam wrócić. Tak bardzo pragnęłam Cię zobaczyć, przytulić. Wiedziałam, byłam pewna, że ucieszysz się z niespodzianki. Coś mi jednak przeszkodziło, coś okazało się ważniejsze. Tak bardzo tego teraz żałuję. Do głowy mi wtedy nie przyszło, że to już moja jedyna i ostatnia szansa, żeby zobaczyć, jak się uśmiechasz, poczuć Twoje ciepło, usłyszeć Twój głos. Nie zdążyłam się z Tobą pożegnać, nie zdążyłam powiedzieć Ci, jak bardzo Cię kocham. Nie zdążyłam podziękować Ci za to, że byłam całym Twoim światem. Że tak bardzo mnie kochałeś. Że miałam dla kogo żyć.

Teraz już nie mogę. Rozmawiam z Tobą w myślach, a po moich policzkach spływają łzy. Jeszcze tak niedawno stałeś tutaj obok mnie, zapalając światełko wspomnienia na grobie swoich bliskich. Dziś taki sam znicz ja zapalam dla Ciebie. Jest to mój płomyk miłości do Ciebie. Taki sam, jaki płonie i będzie płonął w moim sercu, dopóki ono będzie bić.

Kiedy wracam myślami do swoich najpiękniejszych wspomnień, zawsze przed oczami pojawia mi się obraz porannych niedziel. Niemal czuję zapach Twojego kremu do golenia, którym tak pięknie pachniałeś. Słyszę Twój radosny śpiew, którym wtórowałeś artystom w radiu. Tak bardzo chciałabym choć na moment znów poczuć ten radosny klimat…

Rozdział 2

Kiedy zadzwonił budzik, miała wrażenie, że zasnęła zaledwie kilka chwil temu. Zza uchylonego okna dochodziły już do niej dźwięki powoli budzącego się dnia, a jednak nie miała najmniejszej ochoty wychodzić spod ciepłej kołdry oddzielającej ją wciąż od świata, stanowiącej bezpieczne schronienie. Nawet wpadające do środka, jeszcze ciepłe, choć już jesienne powietrze nie było w stanie otrzeźwić jej na tyle, by w końcu otworzyła oczy. Gdyby nie cichutko pochrapująca na swym posłaniu Kropka, nie wiadomo, czy potrafiłaby się na tyle zmobilizować, żeby codziennie rano wstać z tego łóżka. Musiała to jednak robić dla niej. Przecież Kropka miała tylko Zuzę, Zuza miała tylko Kropkę. Może gdyby nie straciła wtedy dziecka, wszystko wyglądałoby inaczej? Jakaś cząstka jej męża byłaby nadal przy niej…

W końcu jednak nadszedł moment, że musiała wziąć się w garść i opuścić swój kołdrowy pancerz. Czasu jak zwykle wystarczyło jej zaledwie na szybki prysznic i kawę wypitą gdzieś pomiędzy wszystkimi rutynowymi czynnościami. Jedynym, na co każdego poranka miała siłę, były spacery z Kropką. Jednak nawet ona nie chciała dzisiaj opuścić swojego kolorowego legowiska w psie łapki.

– Chodź, malutka, idziemy na spacerek. – Zuza wzięła ją ostrożnie na ręce i delikatnie wtuliła twarz w miękką sierść, chłonąc jej bliskość niczym gąbka. – No dalej, Kudłatku. Damy radę przeżyć kolejny dzień… Zazdroszczę ci, że niedługo wrócisz na swoje posłanie i będziesz mogła wylegiwać się do woli. Ja muszę za chwilę biec do biura, z którego codziennie mam ochotę uciec, kiedy tylko przekroczę jego próg. Mam wrażenie, że tam zły nastrój mają wszyscy bez wyjątku, a już szczególnie szef, który nieustannie ma o coś pretensje. Na domiar złego telefony nie przestają dzwonić, poczta mailowa raz po raz sygnalizuje nadejście kolejnych dokumentów, a interesantów, nawet mimo złej pogody, wciąż przybywa. Jeszcze tam nie jestem, a już zaczynam odliczać czas do godziny zero, w której w końcu będę mogła opuścić to okropne biuro i wrócić do cichego, ciepłego mieszkania, do ciebie.

Kiedy tylko wyszły z mieszkania, Zuza delikatnie postawiła pieska na jego ulubione miejsce, z którego zawsze zaczynały spacer, i obie szły sobie pomaleńku obok siebie. Mimo swojego młodego wieku Kropka nie mogła już biegać. Ona ten wypadek też odczuła bardzo dotkliwie. Długo dochodziła do siebie, ale nie poddała się, choć przeżyła wiele krytycznych momentów. Chyba wiedziała, że nie może zostawić Zuzy, że bez niej ta załamie się całkowicie. Kropka nie była już tym samym radosnym pieskiem, jej tylnej łapki mimo kilku operacji nie udało się uratować, jednak wciąż żyła, a jej pełne miłości oczka codziennie dawały swojej pani powód, aby przetrwać kolejny dzień… Ta urocza blondynka, mimo że dopiero za dwa miesiące miała skończyć dwadzieścia osiem lat, czuła się jak zmęczona życiem staruszka, dla której los nic już nie ma w swojej ofercie.

Zuza usłyszała odgłos znajomej melodii dobiegający z kieszeni jej ulubionej zielonej bluzy. Zanim popatrzyła na wyświetlacz, wiedziała, że to Kaśka, jej najlepsza przyjaciółka. Odebrała natychmiast, rozglądając się po pięknym, cudownie pachnącym zielenią, ale pustym jeszcze parku.

– Cześć, kochana!

– No hej! Mam dla ciebie pewną propozycję i muszę z tobą porozmawiać. Mogę wpaść po pracy?

– Pewnie, będę w domu jak zwykle, po szesnastej – odparła Zuza, już nie mogąc doczekać się tego spotkania, choć, znając Kaśkę, wiedziała, że propozycja przyjaciółki to na pewno kolejna rewolucja w jej życiu. Kasia była cudowną osobą, ale jej pomysły niestety nigdy nie wróżyły niczego dobrego.

– W takim razie jesteśmy umówione. Prosto z pracy przyjadę do ciebie. Muszę kończyć, do zobaczenia po południu…

Zanim Zuza zdążyła odpowiedzieć, przyjaciółki już nie było po drugiej stronie. Kasia wiele w życiu przeszła, teraz chyba próbowała nadrobić stracony czas. Ciągle dokądś się śpieszyła, nieustannie dokądś biegła, nigdzie nie zatrzymywała się na dłużej, a jej kalendarz wypełniony był prawdopodobnie co do sekundy. Zuza czasem odnosiła wrażenie, że Kasia próbowała żyć dwoma życiami – tym wcześniejszym, którym z powodu choroby nie zdążyła się wtedy nacieszyć, i tym teraźniejszym.

– Chodź, Kropeczko, czas wracać do domu – powiedziała do swojej drugiej przyjaciółki, która podczas całej rozmowy bacznie jej się przyglądała. Może i ona czuła swoim psim instynktem, że dla nich obu nadchodzą wielkie zmiany?

Rozdział 3

Kasia jak zwykle przyjechała spóźniona o prawie godzinę. Zuza znała ją już jednak tyle lat, że wcale jej to jakoś szczególnie nie zdziwiło. Wręcz nie przypominała sobie sytuacji, w której przyjaciółka gdziekolwiek i kiedykolwiek znalazłaby się o czasie. Z tego jej pośpiechu też nigdy nic dobrego nie wynikało… Zuza zdążyła już wyjść z Kropką na długi spacer, ugotować szybki obiad, a nawet wstawić ich ulubione ciasto cynamonowe do piekarnika, kiedy przez maleńkie kuchenne okno zobaczyła zbliżającego się zdezelowanego garbusa Kasi. Patrząc na ten samochód, miała nieodparte wrażenie, że jest on tak samo poobijany przez życie jak jego właścicielka. Przyjaciółka kochała go jednak niczym swoje dziecko, którego mimo usilnych starań jeszcze się nie doczekała. Za nic w świecie nie chciała swojego samochodu wymienić na nieco nowszy model. Ta śliczna, dwudziestokilkuletnia kobieta o włosach czarnych jak heban, w nieodłącznych dopasowanych sukienkach i na bardzo wysokich obcasach, wyglądała cudownie, kiedy wysiadała z tego wysłużonego już pioruna, jak go nazywała.

Przyjaźń Zuzy i Kasi rozpoczęła się tak naprawdę w momencie, kiedy świat tej pierwszej rozsypał się niczym zamek z piasku. Czuła się wtedy, jakby ktoś zamknął ją w szklanym pudełku, oddzielonym od reszty świata. Widziała z tego pudełka tych wszystkich ludzi, patrzyła, jak wyciągają do niej ręce, słuchała, jak do niej mówią, jak rozmawiają między sobą, ale nie była w stanie się do nich przedostać. Kasia była jedyną osobą, której udało się to szklane pudełko rozbić. Tylko ona jedna tak naprawdę nie robiła nic, nie próbowała na siłę przynosić ukojenia, pocieszać, wymyślać pokrzepiających słów i teorii. Wystarczył jej mocny, szczery uścisk, taki zwyczajny, bez słów. Stała się dla Zuzy magiczną gwiazdą, chroniącą ją przed ciemnością wtedy, kiedy ona sama uwierzyła, że dla niej światło już zgasło. Stworzyła jej ze swojego serca schronienie dokładnie w tym momencie, w którym ta potrzebowała tego najbardziej. Również wtedy, kiedy resztkami sił Zuza starała się chronić ostatnią nić łączącą ją jeszcze z Piotrem, i także wtedy, kiedy lekarz odarł ją z resztek nadziei, wypowiadając słowa, które na zawsze wyryły jej się w pamięci, niczym napis na nagrobku męża:

– Przykro mi, macica jest już pusta. Dziecka nie ma.

Zuza szybko otrząsnęła się z tych wspomnień. Nie chciała i bała się do nich wracać. Nawet w listach do Piotra, na których pisanie namówiła ją kiedyś znajoma pani psycholog, nie była w stanie jeszcze o tym opowiedzieć. On nie zdążył się dowiedzieć, że został tatą. Ona sama zorientowała się zbyt późno. Pogrążona w rozpaczy, nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że pod jej sercem zaczyna bić drugie, choć jeszcze tak maleńkie…

***

Popołudnie bardzo szybko upłynęło dziewczynom na rozmowach o wszystkim i niczym. Siedziały w salonie przy kolejnej już solidnej porcji ciasta, kiedy Kasia w końcu wykrztusiła z siebie, w jakiej sprawie chciała się spotkać. Długo to trwało, ale pewnie jak zawsze bała się poruszyć bolesny temat, żeby tama znowu nie puściła…

– Zuza, widzę, jak codziennie ze sobą walczysz, jak ciężko jest ci żyć w tym miejscu, w którym kiedyś byłaś tak bardzo szczęśliwa.

– Kasiu… – Zuza nawet nie chciała, żeby przyjaciółka kończyła.

– Posłuchaj… – Kasia się nie poddawała. – No dobra, może źle zaczęłam. Jak zawsze od wiadomej strony. Chodzi mi o to, że powinnaś zmienić otoczenie. Zastanawiałam się nad tym od pewnego czasu. Myślałam o jakichś krótkich wspólnych wakacjach, bo ja już też powinnam odpocząć od tych wszystkich badań, zastrzyków oraz terapii i zrobić sobie krótką przerwę, ale chyba los podesłał mi trochę inne rozwiązanie.

– Już się boję. – Rzeczywiście wyobraźnia podsuwała Zuzie chyba wszystkie możliwe scenariusze.

– Posłuchaj i nie przerywaj. – Kasia zaczęła gestykulować. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała.

– Wczoraj do mojej mamy zadzwoniła ciocia Róża.

– Cudowna pani z Pomorza? Pamiętam! Jak ona się czuje?

– Miałaś mi nie przerywać. – Kasia wyglądała na coraz bardziej zniecierpliwioną, nie mogąc przekazać tego, co tak usilnie próbowała od dłuższego czasu. – Cioteczka Róża coraz bardziej niedomaga. Choroba jest już tak zaawansowana, że ciocia każdego dnia jest w stanie zrobić mniej. Jeżeli nadal będzie postępować w takim tempie, niedługo nie będzie umiała wstać z wózka albo, co gorsza, z łóżka. Ona niestety doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego potrzebuje kogoś do pomocy. Jej okropny synalek, zamiast wracać z Anglii do domu i zaopiekować się matką, szuka dla niej pielęgniarki. A z kolei ciocia nawet nie chce słyszeć o jakimkolwiek przedstawicielu służby zdrowia w swoim domu. Dlatego pomyślałam, że ty…

– Co ja? – Zuza chyba jeszcze nie do końca rozumiała.

– No ty mogłabyś tam pojechać. – Kasia wzruszyła ramionami, jakby to było coś zupełnie oczywistego.

– Ja? Zwariowałaś!? Przecież to jest na drugim końcu Polski. Po pierwsze, ja się w ogóle nie znam na opiece nad ludźmi niepełnosprawnymi. Po drugie, przecież mam tutaj pracę, mieszkanie. A po trzecie, co z Kropką? – Zaczęła nerwowo bawić się serwetką w żółte słoneczniki.

– Oj, Zuza… Mieszkanie można wynająć, każdy dodatkowy grosz się przyda. Pracy i tak nie cierpisz, więc po prostu z niej zrezygnujesz albo na razie weźmiesz urlop bezpłatny, to się jeszcze zobaczy. – Kaśka już chyba wszystko miała przemyślane. – A do opieki chyba nikt nie nadaje się lepiej niż ty, bo nawet najbardziej wykwalifikowana pielęgniarka nie będzie lepsza od ciebie. Obie dobrze wiemy, o czym mówię.

– A Kropka?

– A Kropka, mając tam ogromny ogród, będzie dużo szczęśliwsza niż tutaj, w bloku. Ty też odżyjesz i zapomnisz. – Przygryzła wargę, bo chyba właśnie zrozumiała, co powiedziała.

– Kasia, co ty opowiadasz!? O czym zapomnę? O mężu, którego jakiś nietrzeźwy, naćpany małolat zabrał mi w jednej chwili? O dziecku, które też przez tego gnojka straciłam?

– Przepraszam. Nie to chciałam powiedzieć. Zuzia, nie gniewaj się, wiesz, że nie to miałam na myśli. Ale nie możesz tak żyć! Nie możesz, słyszysz? Minęło już tyle czasu, a ty nadal każdego dnia zabijasz sama siebie. – Kasia przytuliła przyjaciółkę, która szlochała coraz głośniej.

– Ja nie zapomnę, nie przestanę czuć, choćbym nawet poleciała na Księżyc. Wszystko mi o nim przypomina. Każda rzecz, każda sytuacja. Kilka dni temu spacerowałam z Kropką. Szłyśmy sobie spokojnie i nawet podziwiałam piękno nadchodzącej jesieni. Świeciło cudowne słoneczko, z drzew powoli opadały liście, tworząc kolorowy dywan, po którym aż chciało mi się spacerować. Chyba pierwszy raz od dawna poczułam coś takiego. I wiesz co? Nagle gdzieś w oddali spostrzegłam starsze małżeństwo… Z pozoru dwoje zwykłych, niczym niewyróżniających się ludzi, ale jakby się im przyjrzeć bliżej… Znam ich, odkąd tutaj zamieszkałam, dlatego wiem, że przeżyli ze sobą kilkadziesiąt lat. To jest wręcz niewiarygodne, ale są to ludzie, od których wciąż bije tak ogromna miłość i radość z tego, że mają siebie. Mimo że przeżyli ze sobą już prawie całe życie, to wciąż im siebie mało… On wychodzi z domu, ona, nie mogąc iść z nim, odprowadza go wzrokiem i przesyła mu całusa z okna ich wspólnej sypialni. Ona wiesza pranie, on podaje jej klamerki. Ona myje jedno okno, on obok myje drugie. Takich przykładów można by tutaj wymienić nieskończoną ilość. Zawsze razem, zawsze jedno blisko drugiego. Przeżyli ze sobą tyle lat, dosięgło ich pewnie wiele trudności i codziennych problemów, wychowali swoje dzieci, później wnuki i prawnuki, a jednak nadal bardzo się kochają… Widok dwojga zakochanych w sobie staruszków, choć tak bardzo zniszczonych już przez życie, ale nadal spacerujących ze sobą ręka w rękę, ramię w ramię, zawsze wzbudzał we mnie wielkie wzruszenie, wywoływał tyle pięknych uczuć… A teraz wiesz, co poczułam? Gdy tak przyglądałam się tym dwojgu ludziom, choć już niestety z wielką trudnością, ale jednak nadal spacerujących po swoim wypielęgnowanym ogrodzie, mocno trzymających się za ręce, poczułam tak cholerną złość. Żal! Chyba wszystkie możliwe, niestety niezbyt przyjemne emocje. Wstydzę się tego, bo ja taka nie jestem, nie byłam, nie chcę tak czuć, ale czuję. Widok tych dwojga ludzi na nowo uświadomił mi, że moje szczęście już minęło. Że ja już nigdy nie poczuję się bezpiecznie i nie będę cieszyć się taką swoją zwykłą, małą codziennością dzieloną na pół.

– Nie mów tak…

– Ale taka jest prawda. Chociaż, wiesz co? Czasem zamykam oczy i przez krótką chwilę mam wrażenie, że to, co się dzieje teraz, to tylko sen. Przecież za jakiś czas się przebudzę i zacznę żyć pełnią życia. Codziennie rano będę parzyć kawę w mojej pięknej, ciemnobrązowej kuchni, będę budzić Mateuszka do szkoły, a Julkę do przedszkola. Włożę dzieciom śliczne ubranka, które kilka dni wcześniej same sobie wybrały na wielkich zakupach. Miało być kilka praktycznych, ale tatuś kolejny raz nie potrafił im odmówić… Potem zrobię dzieciom i mężowi pyszne kanapki na drugie śniadanie, dokładnie takie, jakie lubią. Kiedy już uporam się z porannymi obowiązkami, włożę mój elegancki, mięciutki czarno-biały płaszcz, wsiądę do srebrnego suzuki i odwiozę dzieci, a w tym czasie mój mąż będzie brał prysznic. Z przedszkola pojadę do pracy, przywitam się z koleżankami w pokoju, siądę przy biurku i napiszę na komputerze na przykład plan kampanii reklamowej nowego smaku cappuccino… W przerwie obiadowej zadzwonię do mojego męża, ot tak, bez konkretnego powodu, żeby go tylko choć na moment usłyszeć… Po pracy odbiorę moje cudowne dzieciaczki ze szkoły i z przedszkola, po czym we troje pojedziemy do naszego ciepłego, pełnego miłości domu gotować pyszny obiad. W tym czasie wróci mój mąż, jak co dzień, przywita się ze mną buziakiem i powie, że bardzo za nami tęsknił… Na dźwięk głosu taty Julka wybiegnie ze swojego pokoju, niosąc pod pachą ulubionego misia i, jak na córeczkę tatusia przystało, przez długi czas nie będzie chciała się od niego oderwać. W tym samym czasie Mateuszek będzie mi opowiadał o trzeciej już w ciągu tego miesiąca wielkiej miłości z równoległej klasy. Zjemy razem obiad, odrobimy z dziećmi zadania domowe, potem może wybierzemy się wszyscy na spacer albo do kina… A może po prostu zostaniemy w domu i pogramy w chińczyka… Po kolacji poczytamy z dziećmi nowy tom książki o małym czarodzieju w okrągłych okularkach, ucałujemy maluchy na dobranoc i wreszcie będziemy mieli czas tylko dla siebie… Wtulimy się w siebie i przy kubku gorącej malinowej herbaty opowiemy sobie o wrażeniach, których przecież nazbierało się trochę przez cały dzień… Będziemy snuli plany na kolejne ferie zimowe, porozmawiamy o tym, jak wspaniałą Wigilię zorganizujemy w tym roku, albo po prostu będziemy cieszyć się sobą, pamiętając o tym, jak wielkie mieliśmy szczęście, że kiedyś, w piękny wiosenny dzień los postanowił skrzyżować nasze drogi. Potem zaśniemy w swoich ramionach z poczuciem, że mamy w życiu to, co najważniejsze. Że udało nam się stworzyć coś bezcennego. Wspaniałą, kochającą się rodzinę, której przecież tak bardzo kiedyś pragnęliśmy… Niby nic wielkiego, zwykły dzień, dla większości pewnie nawet nudny, a dla mnie to dzień wyjęty prosto z marzeń… Marzeń, które już niestety się nie spełnią. Ale dlaczego? Kasia, powiedz mi, dlaczego! Czy ja naprawdę chciałam tak wiele? Co ja takiego w życiu zrobiłam, że los mnie tak ukarał? Co ja, do cholery, takiego zrobiłam?!

Na te pytania Kasia też nie znała odpowiedzi. Zresztą nie tylko na te. W jej życiu podobnych pytań również było mnóstwo. Swoim zwyczajem wolała już nic nie dodawać. Wiedziała, że żadne słowa, a już na pewno żadne zapewnienia o tym, że jeszcze wszystko przed nią, że jeszcze kiedyś będzie dobrze i tego typu podobne wnioski, nie dadzą przyjaciółce tyle wsparcia, co po prostu to, że pozwoli jej się wypłakać i będzie ją tulić, dopóki ta się nie uspokoi.

***

Zanim jednak Zuza na nowo odzyskała równowagę, było już bardzo późno. Kasia, chcąc nie chcąc, musiała wracać do domu. Nie dokończyły jednak rozmowy na temat propozycji, która była powodem jej wizyty.

– Dobra, zróbmy tak, na dziś zostawimy już te wszystkie trudne tematy. Ty przemyśl sobie na spokojnie to, o czym wcześniej rozmawiałyśmy, i jutro wrócimy do tej sprawy. Zuza, uważam, że to jest naprawdę szansa od losu. Powinnaś z niej skorzystać. Ciocia Róża jest cudowną starszą panią, zresztą poznałaś ją kiedyś, więc wiesz. Jestem przekonana, że świetnie byście się dogadały i byłoby ci u niej dobrze. Korzyści byłyby obopólne. Jeżeli się tak zdarzy, że pobyt u niej nie będzie ci jednak odpowiadał, wsiądziesz do samochodu i kilka godzin później znów będziesz u siebie.

– Dobrze, pomyślę o tym.

– Obiecujesz?

– Tak, kochana. Obiecuję. – Zuza uśmiechnęła się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Płacz chyba dobrze jej zrobił. – Kropuś, a co ty o tym wszystkim myślisz? – zwróciła się do Kropki, która leżała obok stóp swojej pani, czując jej smutek wszystkimi psimi zmysłami. Dopiero kiedy usłyszała swoje imię, podniosła łebek, popatrzyła swoimi wielkimi oczkami, pełnymi równie wielkiej miłości, i zamerdała puszystym ogonkiem.

– Widzisz? Ona się chyba zgadza. – Kasia się zaśmiała. – Ja już lecę, dziewczyny, bo Krzyś zaraz zgłosi moje zaginięcie na policję. Zdzwonimy się jutro.

– Dziękuję ci za wszystko. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

– Na szczęście nie musisz się o tym przekonywać. Wiesz, że jestem. Zawsze i o każdej porze. – Kasia uściskała Zuzę. Po chwili z jej okien widać było już tylko światła garbusa znikającego za zakrętem.

Rozdział 4

Tej nocy Zuza długo nie mogła zasnąć. Gdzieś około trzeciej nad ranem się poddała. Poszła do kuchni i włączyła ekspres do kawy. Rozejrzała się po swoim, tak kiedyś uwielbianym mieszkaniu. Było malutkie, ledwo się w nim wszystko mieściło, ale za to na pewno nie brakowało w nim szczęścia i ogromnej miłości. O każdy, nawet najmniejszy szczegół, zadbali w nim razem. Chcieli, żeby naprawdę było takie „ich”, w każdym tego słowa znaczeniu.

Kiedy mieszkanie wypełniło się znajomym aromatem, wzięła kubek i wróciła do sypialni. Usiadła w fotelu naprzeciw ściany, z której spoglądały na nią dwie radosne i roześmiane twarze. Było tam mnóstwo fotografii zrobionych w innym, lepszym życiu – w maleńkim kościółku, w blasku ciepłych płomyków ustawionych na ołtarzu świec, wesoło migoczących na znak odniesionego właśnie zwycięstwa miłości. Ona – ubrana w przepiękną, białą suknię, chowająca szczęśliwą twarz za zasłoną śnieżnobiałego welonu, wyglądająca niczym księżniczka wyjęta prosto z baśniowej krainy. On – jej wyśniony książę odziany w klasyczną czerń, której jedynym dodatkiem były błyszczące z miłości oczy.

– I co ja mam zrobić, kochany? – zwróciła się do Piotra, choć przecież nie mógł jej odpowiedzieć.

Tęsknota znów powoli łapała Zuzę w swoje sidła. Czuła, że po raz kolejny zaczyna rozpadać się na kawałki. Nie chciała na to pozwolić, dlatego szybko sięgnęła po pióro, kartkę i zaczęła pisać…

Pamiętasz, Kochany, jak się poznaliśmy? Na samym początku naszej znajomości, choć byłam przekonana o dobroci Twojego serca, o miłości i szczerych zamiarach, to jednak bałam się do Ciebie zbliżyć „za bardzo”, zatracając się w tym uczuciu bez reszty. Bałam się, że serce, w którym zostało wiele niezabliźnionych jeszcze ran, znów zostanie w brutalny sposób zdeptane i kolejny raz boleśnie poranione. Łatwiej mi było zbudować dookoła siebie gruby mur, który trudno było przebić. W razie kolejnej nieudanej próby zbudowania wymarzonego związku pewnie nie bolałoby tak bardzo. Ale czy na pewno? Wiedziałam, że ten mur ma wiele wspólnego ze mną samą: z życiem, jakie do tej pory miałam, i z decyzjami, jakie kiedyś podejmowałam. Ilekroć Ty próbowałeś się przebić przez ten mur, ja wracałam myślami do przeszłości. Nie dawały mi spokoju echa wcześniejszego życia i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dopóki się z nimi nie uporam, nie będę umiała w pełni oddać Ci swojego serca i bezgranicznie zaufać. Mimo Twoich ciągłych zapewnień o miłości, o szczerości, wciąż podawałam w wątpliwość każdy Twój ruch, każde wypowiedziane słowo. Dlaczego? Kiedy? Jak? Czy na pewno? W głębi serca wiedziałam, że jestem dla Ciebie niesprawiedliwa, ale wcześniejsze doświadczenia pozostawiły po sobie nieodwracalne zmiany. Niezatarty ślad wciąż był zauważalny, a ja nieustannie zadawałam sobie te same pytania i wciąż od nowa zastanawiałam się, czy tym razem znów się nie pomylę. Czy warto zainwestować całą siebie w ten związek? Czy warto oddać Ci każdą cząstkę swojego życia? Czy mnie nie skrzywdzisz? Ale zadawałam sobie także pytanie dotyczące tego, jak bardzo mi na Tobie zależy. Na ile jesteś dla mnie ważny, żeby podjąć to ryzyko? Nie chciałam się pogodzić z odpowiedzią, dopuścić jej do świadomości i w pełni jej zaakceptować. Na to ostatnie pytanie bowiem była tylko jedna możliwa odpowiedź. Że jesteś ważny. Ogromnie. Potrzebowałam tylko klucza, by otworzyć drzwi do swojego serca tak, abyś mógł do niego wejść. To nie było jednak takie proste. Nie mogłam go znaleźć. Wszystkie pytania i wątpliwości natychmiast wracały, gdy tylko pojawiały się większe słowa, ważniejsze deklaracje, głębokie wyznania.

Po pewnym czasie to Ty znalazłeś długo poszukiwany klucz. Zupełnie niespodziewanie, bez najmniejszego ostrzeżenia, zrozumiałam, że już nie chcę dłużej się bronić przed tym uczuciem, przed Tobą, przede mną samą. Poczułam, że już nie chcę bez Ciebie żyć, że bez Ciebie brakuje mi powietrza. Pewne obawy pozostały, ale wiedziałam, że muszę spróbować Ci zaufać i zaryzykować swoje serce dla tej miłości.

W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że bez względu na to, co przygotował dla nas los, największym darem było dla mnie to, że mogłam Cię poznać i tak bardzo pokochać. A kochałam teraz całą sobą, każdą swoją najmniejszą cząsteczką, i już nie bałam się do tego głośno przyznać.

Kiedy nie było Cię w pobliżu, tęskniłam – za Twoim śmiechem, brzmieniem Twojego głosu, błyskotliwością, towarzystwem, długimi rozmowami. Tak bardzo tęskniłam za Tobą. Mimo tego nawet wtedy, kiedy byłeś daleko, zawsze czułam miłość, którą mnie obdarzyłeś, Twoje ciepło, oddanie, myśli będące tak blisko moich własnych…

Teraz nie miałam najmniejszych już wątpliwości – chciałam żyć z Tobą i dla Ciebie. W końcu byłam pewna tego, kim jesteś, jaki jesteś i przede wszystkim jak wiele dla mnie znaczysz. Kiedy o Tobie myślałam, natychmiast pojawiały się słowa „spokój” i „bezpieczeństwo”. Byłeś czułym, ciepłym, miłym, mądrym, kochającym człowiekiem. Mimo że nie od samego początku zdawałam sobie z tego sprawę, to w momencie naszego spotkania wprowadziłeś w moje życie ład, harmonię i niesamowite ciepło. Razem zaczęliśmy budować solidne i mocne podstawy wspólnego życia. Czułam, że od teraz pójdziemy przez życie wspólnie, ramię w ramię, ręka w rękę, w zgodnym tempie, aż do samego końca.

Dlaczego, Kochany, czas, który został nam dany, był tak krótki?

Przestała pisać, kiedy już zaczynało świtać, i w jednej chwili podjęła decyzję. Kasia miała rację. Musiała coś zrobić ze swoim życiem. Wtedy, w tamtym momencie, nawet przez myśl jej nie przeszło, jaką lawinę wydarzeń pociągnie za sobą ta jedna decyzja…

Rozdział 5

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Część I
Rozdział I
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47

Copyright © 2023 by Wydawnictwo eSPe

Redaktor prowadzący: Magdalena Kędzierska-Zaporowska

Korekta: Dorota Marcinkowska | Na Pomoc Tekstom

Redakcja techniczna: Paweł Kremer

Projekt okładki: Lena Wójcik

Konsultant ds. języka kaszubskiego: dr Dariusz Majkowski

Zdjęcie na okładce: Drobot Dean / stock.adobe.com;

Illuvis / pixabay.com

Wydanie I | Kraków 2014

ISBN: 978-83-8201-276-7

Zamawiaj nasze książki przez internet: boskieksiążki.pl

lub bezpośrednio w wydawnictwie:  603 957 111,

@ [email protected]

Katalog w pliku pdf dostępny jest do pobrania na stronie boskieksiążki.pl.

Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek