Painted Scars - Altaj Neva - ebook + książka
NOWOŚĆ

Painted Scars ebook

Altaj Neva

4,4

1133 osoby interesują się tą książką

Opis

Nina

Czarujący, zniewalający i uwodzicielski.

Zimnokrwisty zabójca.

Taki właśnie jest pakhan rosyjskiej Bratvy.

Ale i tak go poślubiłam.

Musiałam. Taka była umowa.

Teraz udaję małżeński błogostan. A tak naprawdę drżę ze strachu i odliczam dni, kiedy będę mogła wyrwać się ze szponów tego bezwzględnego człowieka.

 

Roman

Dostaję wszystko, czego zapragnę.

A teraz chcę Niny – idealnie niedoskonałej małej manipulatorki.

To, jak skutecznie potrafi odgrywać szaleńczą miłość do mnie, sprawia, że pożądam tej intrygującej kobiety nawet bardziej.

Ona jeszcze o tym nie wie, ale nie pozwolę jej odejść.

Umowa jest nieaktualn

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 255

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (31 ocen)
19
7
3
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Olazd

Nie oderwiesz się od lektury

Fajny romans mafijny, polecam i czekam na kolejnych bohaterów.
20
EwaWa82

Nie oderwiesz się od lektury

Może do mafijnego romansu jej daleko, a Roman to raczej grzeczny Alvaro, ale mi się książka podobała, lekka, przyjemna i pośmiać się można.
10
Agusiaja

Nie polecam

Autorka niestety kompletnie nie umie w mafię, to raczej taka "podwórkowa mafia". Płytkie dialogi, zero rozbudowania tego świata i postaci. Pisane jak przez nastolatkę.
11
Karolina127

Nie oderwiesz się od lektury

Wow naprawdę jedna z lepszych książek jakie ostatnio czytałam. Czekam na kolejnych bohaterów
00
Mkrynia65

Całkiem niezła

Nie jest najgorsza.
00


Podobne


Copyright © for the text by Neva Altaj

Copyright © for this edition by Wydawnictwo KDW

Redakcja:

Katarzyna Mirończuk

Korekta:

Joanna Błakita

Korekta po składzie:

Alicja Szalska-Radomska | Studio Ale buk!

Skład i korekta techniczna:

Mateusz Cichosz | Studio Ale buk!

Opracowanie okładki, oprawa graficzna:

Justyna Knapik | fb.com/justyna.es.grafik

Projekt okładki oryginalnej i dyskretnego wydania:

Deranged Doctor www.derangeddoctordesign.com

ISBN: 978-83-975092-7-6

Wydanie I

Kontakt: [email protected]

IG: https://instagram.com/wydawnictwo_kdw/

FB: www.facebook.com/WydawnictwoKDW

www.wydawnictwokdw.com

Ostrzeżenie

Przed przy­stą­pie­niem do lek­tury pa­mię­taj, że książka za­wiera tre­ści, które mogą ne­ga­tyw­nie wpły­nąć na nie­któ­rych od­bior­ców. Są w niej wątki prze­mocy do­mo­wej, wzmianki o znę­ca­niu się oraz pla­styczne opisy prze­mocy i tor­tur (żadne z nich nie wy­stę­pują mię­dzy głów­nymi bo­ha­te­rami).

Słowo od Autorki

Drogi Czy­tel­niku, w książce po­ja­wia się kilka ro­syj­skich zwro­tów, za­łą­czam więc ich tłu­ma­cze­nia i parę słów wy­ja­śnień.

Pa­khan (пахан) – szef ro­syj­skiej ma­fii.

Bra­tva (братва) – ro­syj­ska zor­ga­ni­zo­wana grupa prze­stęp­cza lub ma­fia.

Ma­lysh (малыш) – okre­śle­nie uży­wane jako wy­raz sym­pa­tii za­miast słowa „dziecko”. Ten zwrot jest ro­dzaju mę­skiego, ale może być sto­so­wany jako neu­tralny płciowo. Ist­nieje rów­nież wer­sja żeń­ska, ma­ly­shka (малышка), któ­rej używa się wo­bec part­nerki (ko­biety).

Ku­kolka (куколка) – zdrob­nie­nie od słowa „ku­kla” (кукла) ozna­cza­ją­cego „lalkę”.

Mi­laya (милая) – okre­śle­nie uży­wane jako wy­raz sym­pa­tii za­miast „ko­cha­nie”.

Pi­ro­shki (пирожки) – małe wy­pieki wy­peł­nione drobno po­sie­ka­nym mię­sem, wa­rzy­wami lub owo­cami, które mogą być pie­czone lub sma­żone.

Mo­ro­zhe­noe (мороженое) – lody.

Uwaga dotycząca rosyjskich nazwisk

Więk­szość na­zwisk za­męż­nych Ro­sja­nek jest two­rzona po­przez do­da­nie li­tery „a” na końcu na­zwi­ska męża (np. Pe­trov, Pe­trova). Ro­sja­nie miesz­ka­jący za gra­nicą mogą się do­sto­so­wać do lo­kal­nych za­sad i za­równo mąż, jak i żona będą mieli na pra­wie jazdy i in­nych do­ku­men­tach tę samą koń­cówkę flek­syjną, aby unik­nąć nie­po­ro­zu­mień (Ro­man Pe­trov i Nina Pe­trov). Jed­nakże przez Ro­sjan żona na­dal bę­dzie na­zy­wana Niną Pe­trovą, nie­za­leż­nie od kraju, w któ­rym mieszka.

Prolog

ROMAN

Piiip. Piiip.

Czuję in­ten­sywny za­pach szpi­tala. Wy­gląda na to, że prze­ży­łem.

Pró­buję otwo­rzyć oczy, to się jed­nak nie udaje. Znie­czu­le­nie praw­do­po­dob­nie do­piero za­czyna dzia­łać. Przy­naj­mniej nie ma już bólu.

Gdzieś z le­wej strony do­cho­dzą mnie stłu­mione głosy i – choć brzmią zna­jomo – nie je­stem w sta­nie roz­po­znać żad­nego z nich.

Piiip.

– Czy on nas sły­szy?

– Nie. Zo­stał sil­nie odu­rzony le­kami.

Piiip.

– Bę­dzie żył?

– Tak. Nie­stety. Rany na klatce pier­sio­wej nie były aż tak po­ważne. Ład­nie go za­ła­tali.

– Za­wsze mo­żemy spró­bo­wać po­now­nie i zrzu­cić winę na Wło­chów.

– To zbyt ry­zy­kowne. Lu­dzie są lo­jalni wo­bec pa­khana. Je­śli pad­nie na mnie choć cień po­dej­rzeń, skoń­czę w le­sie.

Piiip.

– Cóż, może jest i druga strona me­dalu. Odła­mek roz­wa­lił mu ko­lano.

– Więc?

– Le­karz po­wie­dział, że nie bę­dzie już cho­dził. Je­śli tylko po­jawi się ktoś bar­dziej sprawny… Lu­dzie bez względu na to, jak bar­dzo są lo­jalni, ra­czej nie staną mu­rem za pa­kha­nem, który jeź­dzi na wózku in­wa­lidz­kim.

– Cóż, więc chyba jed­nak do­brze nam po­szło.

Sły­szę od­głos kilku kro­ków, na­stęp­nie trzask za­my­ka­nych drzwi.

Rozdział 1

ROMAN

Trzy miesiące później

Nar­ko­ty­ków ni­gdy dość.

Od­kła­dam kartkę z no­tat­kami na stertę pa­pie­rów na bla­cie i sku­piam uwagę na cy­frach wid­nie­ją­cych na ekra­nie lap­topa.

– Za­dzwoń do Sier­gieja. – Od­chy­lam się na wózku i spo­glą­dam na sie­dzą­cego po dru­giej stro­nie biurka Ma­xima. – Po­trze­buję go do zor­ga­ni­zo­wa­nia dwóch do­dat­ko­wych do­staw w tym mie­siącu.

– Wy­ne­go­cjo­wał już z Men­dozą od­po­wied­nie ilo­ści na ten kwar­tał. Nie je­stem pe­wien, czy Mek­sy­ka­nie będą w sta­nie to po­dwoić w tak krót­kim cza­sie.

– Da­dzą radę. A te­raz po­wiedz mi, o co, kurwa, cho­dzi, bo do­brze znam to spoj­rze­nie i wiem, że od­po­wiedź mi się nie spodoba.

– Sa­muel Grey zde­frau­do­wał trzy mi­liony do­la­rów z na­szych środ­ków.

Wzdy­cham i kręcę głową.

– Kim jest Sa­muel Grey, dla­czego miał do­stęp do tych pie­nię­dzy i jak tego do­ko­nał?

– Nasz po­śred­nik w ob­ro­cie nie­ru­cho­mo­ściami. Kasa była prze­zna­czona na za­kup dwóch ko­lej­nych dzia­łek w po­bliżu pół­noc­nego ma­ga­zynu. Grey wy­my­ślił, że może so­bie po­ży­czyć na­sze środki na ja­kąś in­we­sty­cję, która oka­zała się pi­ra­midą fi­nan­sową.

Jak wiel­kim idiotą ktoś musi być, żeby okraść Bra­tvę? Cza­sami za­dzi­wia mnie ludzka głu­pota.

– Da radę to spła­cić? – py­tam.

– Nie.

– Więc go za­bij. Dla przy­kładu.

– My­śla­łem o czymś in­nym. Lu­dzie za­czy­nają ga­dać, Ro­man. Po­trze­bu­jemy od­wró­ce­nia uwagi, i to szybko. Są­dzę, że Grey może to za­pew­nić.

– A o czym niby ga­dają?

Znam Ma­xima, od­kąd dwie de­kady temu za­czął pra­co­wać dla mo­jego ojca jako cyn­giel. Stary pa­khan ni­gdy nie po­tra­fił okre­ślić czy­je­goś po­ten­cjału. Zmar­no­wa­nie ko­goś tak zdol­nego jak ­Ma­xim po­przez przy­dzie­la­nie go do nie­istot­nych ak­cji było jed­nym z licz­nych błę­dów, które na­pra­wi­łem w chwili, gdy dwa­na­ście lat temu zo­sta­łem pa­kha­nem. Tuż po tym, jak za­bi­łem dra­nia.

– Że wciąż je­steś ka­wa­le­rem.

To już stary i okle­pany te­mat.

– Ale to nie wszystko, prawda? Co jesz­cze? – Prze­szy­wam Ma­xima wzro­kiem.

Nie pa­trzy mi w oczy, sku­pia spoj­rze­nie na czymś na ścia­nie, tuż za mną.

– Krążą plotki, że nie bę­dziesz w sta­nie dłu­żej kie­ro­wać Bra­tvą i ktoś inny zaj­mie twoje miej­sce. Ktoś bar­dziej… sprawny fi­zycz­nie.

– Po­dzie­lasz tę opi­nię?

– Nie ob­ra­żaj mnie, Ro­man. Wiesz, że za­wsze cię wspiera­łem i na­dal będę to ro­bił. Na­wet je­śli nie uwa­żam cię za naj­zdol­niej­szego pa­khana, ja­kiego Bra­tva wi­działa. Ale ukry­wasz się od trzech mie­sięcy. Nie do­glą­dasz żad­nego z na­szych klu­bów, a przed wy­bu­chem ro­bi­łeś to przy­naj­mniej raz w mie­siącu. I od dawna nie wi­dziano cię z żadną ko­bietą.

– Więc sta­tus mo­jego ży­cia sek­su­al­nego jest lep­szym wskaź­ni­kiem zdol­no­ści przy­wód­czych niż fakt, że w ciągu ostat­nich kilku mie­sięcy po­dwo­ili­śmy zy­ski? – rzu­cam sar­ka­stycz­nie.

– Lu­dzie po­trze­bują po­czu­cia sta­bil­no­ści. Wciąż pa­mię­tają, jak twój oj­ciec za­jął miej­sce po­przed­niego pa­khana i chaos, który po tym na­stą­pił. Bra­tva stra­ciła po­nad pięć­dzie­się­ciu człon­ków w we­wnętrz­nych po­tycz­kach, a biz­nes prak­tycz­nie legł w gru­zach – wy­ja­śnia Ma­xim. – Mu­szą wie­dzieć, że nie bę­dzie po­wtórki. Żona ozna­cza, że uro­dzi się spad­ko­bierca, któ­rego przy­go­tu­jesz do prze­ję­cia two­jej roli, gdy na­dej­dzie czas. Prze­ję­cia bez we­wnętrz­nej wojny i bez nie­po­trzeb­nych ofiar.

– Nie zwiążę się na całe ży­cie z przy­pad­kową ko­bietą tylko po to, by uspo­koić szem­ra­nie żoł­nie­rzy.

– Po­zwól, że coś ci po­każę. – Ma­xim wyj­muje te­le­fon i za­czyna scrol­lo­wać ekran. – Moja córka cho­dziła do szkoły z córką Sa­mu­ela. Nie były bli­skimi przy­ja­ciół­kami, ale czę­sto spę­dzały ra­zem czas i pa­mię­tam, jak po­ka­zy­wała mi na­grane przez sie­bie filmy. Po­pro­si­łem ją o prze­sła­nie mi jed­nego z nich ze­szłej nocy, gdy usły­sza­łem, co zro­bił Grey.

– Co wspól­nego mają na­gra­nia na­sto­la­tek z moją zdol­no­ścią do prze­wo­dze­nia Bra­tvie?

– Cóż, ona nie jest już na­sto­latką. Nina Grey z wy­róż­nie­niem ukoń­czyła stu­dia ar­ty­styczne w In­sty­tu­cie Sztuki w Chi­cago i zo­stała naj­bar­dziej roz­chwy­ty­waną młodą ar­tystką w kraju. Jej ob­razy są sprze­da­wane za gruby hajs.

– Więc co? Za­trud­nimy ją, aby na­ma­lo­wała nam por­tret ro­dzinny? – Ści­skam grzbiet nosa. – Masz le­d­wie pięć­dzie­siąt lat. Czyż­byś przed­wcze­śnie wcho­dził w okres star­czy?

– Nie za­trud­nimy jej do stwo­rze­nia ma­lo­wi­dła. Bę­dziemy ją szan­ta­żo­wać. Ży­cie ojca za pewną usługę.

– Jaką? – Z cie­ka­wo­ścią unio­słem brwi.

– Żeby za cie­bie wy­szła, Ro­man. Przy­naj­mniej tym­cza­sowo.

Pa­trzę na mo­jego za­stępcę przez kilka se­kund, a po­tem wy­bu­cham śmie­chem.

– Po­stra­da­łeś zmy­sły.

– Czyżby? – Krzy­żuje ręce i od­chyla się do tyłu. – A co po­wie­dział te­ra­peuta o two­jej no­dze?

– Oce­nia, że będę w sta­nie od­zy­skać około osiem­dzie­się­ciu pro­cent spraw­no­ści.

– Co to ozna­cza?

– W naj­gor­szym wy­padku kule. W naj­lep­szym la­skę. W obu ka­lec­two.

– Ro­zu­miem. O ja­kim cza­sie mó­wimy? Mie­siąc? – in­da­guje nie­ustę­pli­wie.

Pa­trzę mu pro­sto w oczy i za­ci­skam zęby.

– Co naj­mniej pół roku re­ha­bi­li­ta­cji.

– Cho­lera, Ro­man. – Unosi rękę i ści­ska skro­nie. – Nie mo­żemy cze­kać tak długo. Po­trze­bu­jemy cze­goś te­raz, ina­czej doj­dzie do za­mie­szek.

Wy­glą­dam przez okno i wzdy­cham. Ma­xim za­zwy­czaj za­wsze ma ra­cję.

– Mó­wisz, że albo sprawne nogi, albo żona? W naj­bliż­szym okre­sie nie będę w sta­nie cho­dzić.

– Więc do czasu, za­nim to na­stąpi, za­ła­twimy ci żonę.

– To nie­do­rzeczne. Nie mogę szan­ta­żo­wać ob­cej ko­biety, by uda­wała moją żonę przez sześć mie­sięcy. Zwłasz­cza ta­kiej, która nie zna na­szych re­aliów. Bę­dzie prze­ra­żona. Nikt tego nie kupi.

– Obej­rzyj to – mówi Ma­xim i wci­ska mi do ręki te­le­fon.

Wi­deo ma słabą ja­kość, praw­do­po­dob­nie dla­tego, że zo­stało za­re­je­stro­wane lata temu, ale oświe­tle­nie w uchwy­co­nym na fil­mie po­miesz­cze­niu jest do­bre i do­strze­gam wnę­trze po­koju z kil­koma na­sto­lat­kami sie­dzą­cymi w pół­kolu, ple­cami do ka­mery. Je­dyna osoba, któ­rej twarz wi­dać, to ciem­no­włosa dziew­czyna sie­dząca ze skrzy­żo­wa­nymi no­gami przed pu­blicz­no­ścią. Na­gry­wa­jący robi zbli­że­nie na jej rysy i ciemne oczy. Przez myśl prze­biega mi py­ta­nie, jak ona te­raz wy­gląda.

– Mo­żesz spa­ro­dio­wać pa­nią No­lan? – pyta ktoś sie­dzący w kręgu. – Gdy mówi o swo­ich ko­tach?

– Znowu? – ma­ru­dzi młoda Nina Grey. – A może ko­goś in­nego? Ja­kie­goś po­li­tyka?

Sły­chać zbio­rowy jęk nie­za­do­wo­le­nia i kilka na­sto­la­tek krzy­czy: „Pani No­lan!”.

Nina kręci głową, uśmie­cha się i za­myka oczy. Kiedy otwiera je kilka se­kund póź­niej i za­czyna mó­wić, zdu­miony przy­cią­gam te­le­fon bli­żej twa­rzy.

Nie zwra­cam uwagi na słowa. Je­stem cał­ko­wi­cie po­chło­nięty ob­ser­wo­wa­niem jej mi­miki, spo­sobu, w jaki prawa po­wieka lekko drży, gdy dziew­czyna prze­ma­wia, i tego, jak Nina ak­cen­tuje po­szcze­gólne wy­razy. Na­gle spra­wia wra­że­nie, jakby była zu­peł­nie inną osobą.

– Ile ona ma lat na tym fil­mie? – py­tam, nie od­ry­wa­jąc wzroku od ekranu.

– Czter­na­ście. Nie­sa­mo­wite, prawda?

Ktoś wy­krzy­kuje ko­lejne imię i wska­zuje na na­sto­latkę sie­dzącą na końcu kręgu. Panna Grey znowu za­myka oczy w sku­pie­niu, a na­stęp­nie roz­po­czyna nowy akt. Po­now­nie wciela się w zu­peł­nie inną po­stać, w trak­cie mó­wie­nia do­sto­so­wuje po­stawę, mi­mikę i ge­sty.

Ja­kaś dziew­czyna, zaj­mu­jąca miej­sce z boku, ob­ser­wuje ją bacz­nie, po czym par­ska i za­krywa twarz dło­nią. Nina od­wzo­ro­wuje każdy ruch w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach, na­wet spo­sób, w jaki tamta lekko unosi ra­miona, gdy wy­bu­cha śmie­chem. Chyba jesz­cze ni­gdy cze­goś ta­kiego nie wi­dzia­łem.

Spo­glą­dam na za­stępcę uśmie­cha­ją­cego się z sa­tys­fak­cją.

– Jak za­uwa­ży­łeś, nie po­winno być żad­nych pro­ble­mów z uda­wa­niem przez nią cze­go­kol­wiek i ko­go­kol­wiek.

– Mó­wisz po­waż­nie? – Na­dal uwa­żam, że ten jego po­mysł jest cał­ko­wi­cie ode­rwany od rze­czy­wi­sto­ści.

– Trudne czasy wy­ma­gają trud­nych de­cy­zji, Ro­man. Mu­simy wy­ci­szyć na­stroje i uciąć plotki. Trzeba to zro­bić te­raz.

– W ta­kim ra­zie niech bę­dzie żona. – Za­trza­skuję lap­topa, czym koń­czę pracę na dzi­siaj. – Cho­lera!

NINA

Kładę torbę na fo­telu i roz­glą­dam się po sa­lo­nie. Mi­nęły mie­siące, od­kąd tu by­łam, ale wy­gląda na to, że nic nie zo­stało zmie­nione. Te same białe za­słony i dy­wan, be­żowe me­ble, mdłe białe ściany.

Tyle bieli wy­gląda ste­ryl­nie. Za­wsze tym gar­dzi­łam. Nic dziw­nego, że pierw­sze za­ro­bione pie­nią­dze prze­zna­czy­łam na wy­na­ję­cie miesz­ka­nia i ucieczkę od tego po­nu­rego miej­sca.

– Je­stem! – krzy­czę.

Kilka se­kund póź­niej roz­lega się od­głos stu­ka­nia ob­ca­sami. Mama wy­cho­dzi z kuchni i pę­dzi w moją stronę. Zara Grey jest cał­ko­wi­tym prze­ci­wień­stwem mnie: wy­soka blon­dynka, z peł­nym ma­ki­ja­żem i w ide­al­nie wy­pra­so­wa­nej su­kience. Bia­łej, je­dwab­nej. Mam ochotę jęk­nąć.

– Spóź­ni­łaś się trzy go­dziny, mó­wi­łam ci… – urywa w po­ło­wie zda­nia. – Do­bry Boże, co ty ze sobą zro­bi­łaś?

– Mo­żesz być bar­dziej kon­kretna?

– Ta me­ta­lowa rzecz na no­sie – pry­cha z od­razą.

– To się na­zywa pier­cing, mamo.

– Lu­dzie ła­pią przez to różne cho­roby, Nina. Kiedy twój oj­ciec cię zo­ba­czy, do­sta­nie za­wału.

– Mam dwa­dzie­ścia cztery lata. Mogę ro­bić ze swoim cia­łem, co chcę. I nos prze­kłu­łam już dawno, po pro­stu zdej­muję kol­czyk, gdy tu przy­cho­dzę, że­byś mnie nie drę­czyła. Dzi­siaj za­po­mnia­łam.

– A dla­czego je­steś ubrana cała na czarno? Czy ktoś umarł?

Na pewno kilka mo­ich ko­mó­rek mó­zgo­wych.

– W tym mie­siącu je­stem w mrocz­nym na­stroju. – Wzru­szam ra­mio­nami.

Mama uwiel­bia ba­nały. My­ślę, że dzięki nim czuje się bar­dziej kom­for­towo, zwłasz­cza gdy ja prze­by­wam obok. Na­dal uważa, że wy­brana przeze mnie ka­riera jest trudna do za­ak­cep­to­wa­nia. Może by­łoby jej ła­twiej, gdy­bym ry­so­wała kom­po­zy­cje kwia­towe albo je­lonki. Roz­wa­żam, co po­wie­dzia­łaby o moim naj­now­szym dziele. Wciąż nad nim pra­cuję, ale w pla­nach brak za­równo kwia­tów, jak i je­lon­ków.

– Dla­czego mu­sisz być taka dziwna przez cały czas?

– Bo to działa na fa­ce­tów. – Uśmie­cham się prze­kor­nie. – Męż­czyźni uwiel­biają dziwne ko­biety.

– Nie je­stem tego taka pewna, ko­cha­nie.

Boże, ona na­wet nie ro­zu­mie mo­jego sar­ka­zmu.

– Tata dzwo­nił i mó­wił, że to pilne. Gdzie go znajdę?

– W ga­bi­ne­cie. Przez ostat­nie kilka dni był ja­kiś dziwny. My­ślę, że ma to coś wspól­nego z pracą, ale nie chce mi nic po­wie­dzieć. Wy­gląda, jakby się cze­goś bał.

Oj­ciec pra­cuje w branży nie­ru­cho­mo­ści. Nie­wiele jest rze­czy, które mo­głyby go prze­stra­szyć. Wcho­dzę do ko­ry­ta­rza po le­wej i pu­kam do drzwi ga­bi­netu. Nie mam naj­mniej­szego po­ję­cia, jak dra­stycz­nej zmia­nie ule­gnie moje ży­cie, gdy wejdę do środka.

***

Pół go­dziny póź­niej sie­dzę w fo­telu zaj­mu­ją­cym róg po­miesz­cze­nia i pa­trzę na ojca z otwar­tymi ustami.

– To ja­kiś żart?

– Nie. – Ner­wowo prze­cze­suje dło­nią si­wie­jące włosy.

– Do­bra, wy­ja­śnijmy to so­bie: ukra­dłeś pie­nią­dze Ro­sja­nom i je stra­ci­łeś, więc te­raz pro­sisz mnie, że­bym zo­stała żoną szefa ro­syj­skiej ma­fii.

– Ni­czego nie ukra­dłem, Nina – wzdy­cha. Ge­sty­ku­luje nie­cier­pli­wie, po czym wstaje i za­czyna cho­dzić w tę i z po­wro­tem. – Po pro­stu po­ży­czy­łem je na kilka dni, po­nie­waż po­trze­bo­wa­łem fun­du­szy na pewną trans­ak­cję. Ni­gdy bym nie przy­pusz­czał, że fa­cet jest oszu­stem lub że weź­mie pie­nią­dze i znik­nie.

– Po­ży­czy­łeś pie­nią­dze i nie mo­żesz ich spła­cić. Jak, do kurwy nę­dzy, za­an­ga­żo­wa­łeś się w ro­syj­ską ma­fię? Co ty so­bie, do cho­lery, my­śla­łeś, tato?

– Nie mów do mnie ta­kim to­nem! – Grozi mi pal­cem. – Je­stem twoim oj­cem!

– Na li­tość bo­ską, pro­sisz, że­bym po­ślu­biła prze­stępcę, by ura­to­wać ci ty­łek. Są­dzę, że mam prawo roz­ma­wiać z tobą wła­śnie w taki spo­sób, bio­rąc pod uwagę oko­licz­no­ści.

– Nina…

– Ocze­kują, że po­ślu­bię ich szefa? Tak na po­waż­nie?

– To tylko tym­cza­sowe mał­żeń­stwo. – Ma­cha ręką, jakby ba­ga­te­li­zo­wał tę kwe­stię.

– Ale dla­czego? Na pewno jest cała ple­jada chęt­nych có­rek ma­fii, które pra­gną po­ślu­bić sza­no­wa­nego gang­stera. To by­łoby speł­nie­nie ma­rzeń każ­dej z nich, prawda? Dla­czego ja?

– Nie po­wie­dzieli dla­czego. Ci lu­dzie się nie tłu­ma­czą. Mó­wią ci, co masz ro­bić, a je­śli tego nie zro­bisz, koń­czysz w trum­nie.

– Na­prawdę my­ślisz, że cię za­biją?

– Tak. To dziwne, że jesz­cze żyję. – Prze­rywa spa­cer po ga­bi­ne­cie i od­wraca się do mnie. – Je­śli nie speł­nisz ich żą­dań, będę mar­twy.

Biorę głę­boki wdech i wsu­wam palce we włosy. Ści­skam głowę, jakby to miało po­móc zna­leźć roz­wią­za­nie tej ca­łej sy­tu­acji, po­nie­waż nie za­mie­rzam ni­kogo po­ślu­bić, bez względu, czy to po­zo­ro­wane mał­żeń­stwo, czy nie.

– Musi być ja­kieś wyj­ście. Zgro­ma­dzi­łam tro­chę oszczęd­no­ści, może pięć­dzie­siąt ty­sięcy. Za mie­siąc mam na­stępną wy­stawę i po­win­nam być w sta­nie zdo­być ko­lejne dwa­dzie­ścia, je­śli zdo­łam skoń­czyć te pięt­na­ście prac i wszyst­kie się sprze­da­dzą. Ile pie­nię­dzy można do­stać za dom?

– Może osiem­dzie­siąt ty­sięcy. Albo dzie­więć­dzie­siąt, je­śli sprze­damy też me­ble. No i jesz­cze z dzie­sięć za sa­mo­chód.

– Do­brze. To daje nam około stu sie­dem­dzie­się­ciu ty­sięcy. Czy to wy­star­czy? Ile je­steś im wi­nien? – Pa­trzę na ojca z wy­cze­ki­wa­niem.

– Trzy mi­liony.

Mu­sia­łam źle usły­szeć, nie ma mowy, żeby wy­po­wie­dział słowa, które wła­śnie wy­brzmiały.

– Czy mo­żesz po­wtó­rzyć?

– Je­stem im wi­nien trzy mi­liony do­la­rów – mówi bar­dzo wy­raź­nie.

Pa­trzę z sze­roko otwar­tymi ustami.

– Do­bry Boże, tato!

Po­chy­lam się, kładę czoło na ko­la­nach i pró­buję uspo­koić od­dech. Nie je­stem ma­te­ria­łem na żonę, nikt przy zdro­wych zmy­słach nie za­ofe­ro­wałby trzech mi­lio­nów do­la­rów w za­mian za sześć mie­sięcy mał­żeń­stwa. Musi być ja­kiś ha­czyk.

– On ma dzie­więć­dzie­siąt lat, prawda? – mam­ro­czę.

– Nie wiem, w ja­kim wieku jest ich pa­khan, ale nie są­dzę, żeby miał dzie­więć­dzie­siąt.

– W ta­kim ra­zie osiem­dzie­siąt. Co za ulga. – Robi mi się nie­do­brze.

– Po­wie­dzieli, że to bę­dzie mał­żeń­stwo tylko z na­zwy. Nie bę­dziesz mu­siała… No wiesz.

– Sy­piać z nim? Skoro jest po osiem­dzie­siątce, to pew­nie nie może upra­wiać seksu. W ta­kim ra­zie świet­nie. Osiem­dzie­siąt brzmi okej.

– Tak mi przy­kro. Je­śli nie chcesz przez to prze­cho­dzić, w po­rządku. Coś wy­my­ślę.

Pro­stuję plecy i pa­trzę na ojca, który sie­dzi zgar­biony na krze­śle, z roz­czo­chra­nymi wło­sami i prze­krwio­nymi oczami. Na­gle wy­gląda tak staro i kru­cho.

– O ile nie za­mie­rzasz iść na po­li­cję, to nic wię­cej nie da się zro­bić, prawda? – py­tam.

– Wiesz, że nie mogę do­nieść na ro­syj­ską ma­fię. Za­bi­liby nas wszyst­kich.

Oczy­wi­ście, że by nas wy­mor­do­wali. Za­my­kam oczy i wzdy­cham.

– Do­brze, zro­bię to dla cie­bie.

Oj­ciec przy­gląda mi się przez kilka se­kund, po czym za­sła­nia twarz dłońmi i za­czyna pła­kać. Mnie też do oczu na­pły­wają łzy, ale to nie ma sensu.

– Przy­pusz­czam, że wkrótce zor­ga­ni­zują spo­tka­nie, na któ­rym omó­wimy szcze­góły.

– Już to zro­bili. Je­ste­śmy umó­wieni z pa­kha­nem. Za go­dzinę.

Pa­trzę na ojca z nie­do­wie­rza­niem.

– Do­sko­nale. Idę do ła­zienki zwy­mio­to­wać obiad i do zo­ba­cze­nia za pięć mi­nut przy drzwiach wej­ścio­wych.

Rozdział 2

ROMAN

Bar­manka przy­nosi mi drinka, sta­wia go na stole przede mną i nie pod­no­sząc wzroku, ucieka z po­wro­tem do kuchni. Roz­glą­dam się i za­uwa­żam da­jące po­nure wra­że­nie ob­rusy oraz nie­do­pa­so­wane krze­sła. To miej­sce to spe­luna. Zo­stało za­mknięte w ze­szłym mie­siącu, dla­tego wła­śnie je wy­bra­łem na spo­tka­nie. Ci­szę prze­rywa dźwięk dzwonka te­le­fonu.

– Są tu­taj – mówi Ma­xim ze swo­jego miej­sca za mną. – Przy­je­chała z oj­cem.

– Wpuść dziew­czynę. Oj­ciec zo­staje na ze­wnątrz.

Biorę łyk whi­sky i sku­piam wzrok na szkla­nych drzwiach po dru­giej stro­nie po­miesz­cze­nia. Roz­lega się pu­ka­nie i łysy osi­łek otwiera wej­ście, na­stęp­nie wpusz­cza Ninę do środka.

Z ja­kie­goś po­wodu są­dzi­łem, że bę­dzie wyż­sza. Jest drobna, ma nie­całe sto sześć­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu. Jej dłu­gie, kru­czo­czarne włosy sple­cione są w dwa grube war­ko­cze po bo­kach twa­rzy, a je­śliby po­mi­nąć oka­załe piersi, mo­głaby ucho­dzić za na­sto­latkę. Na­wet ubra­nie pa­suje do na­sto­latki – po­darte czarne dżinsy, ciemna bluza z kap­tu­rem i te fi­ku­śne czarne buty, które no­szą dzie­ciaki emo.

Za­my­kam na chwilę oczy i z nie­do­wie­rza­niem kręcę głową. To się nie uda. Pla­nuję po­wie­dzieć Ma­xi­mowi, żeby ją ode­słał, gdy dziew­czyna kie­ruje wzrok w moją stronę, a słowa za­mie­rają mi na ustach. Ma te same rysy, które wi­dzia­łem na fil­mie, ale jej po­liczki są bar­dziej okrą­głe, a twarz stra­ciła dzie­cięcy wy­gląd. Za­miast uro­czej na­sto­latki stoi przede mną nie­wia­ry­god­nie piękna ko­bieta, tak­su­jąca mnie wzro­kiem peł­nym mie­szanki gniewu i wście­kło­ści. Krzy­żuje spoj­rze­nie z moim, a ide­al­nie równą czarną brew unosi py­ta­jąco.

– Panno Grey – mó­wię i wska­zuję na pu­ste krze­sło po dru­giej stro­nie stołu. – Pro­szę do nas do­łą­czyć.

Cze­kam, aż się skuli, może wzdry­gnie, ale nie wy­gląda na ani tro­chę za­nie­po­ko­joną sy­tu­acją. Pod­cho­dzi, cały czas utrzy­mu­jąc kon­takt wzro­kowy. Nie zaj­muje miej­sca zgod­nie z po­le­ce­niem, tylko staje tuż przede mną i pa­trzy uważ­nie. Ob­ser­wuję jej twarz, cze­ka­jąc na re­ak­cję, gdy za­uważy wó­zek in­wa­lidzki. Brak re­ak­cji.

– Nie tego się spo­dzie­wa­łam, pa­nie Pe­trov – stwier­dza.

Mu­szę przy­znać, że dziew­czyna ma jaja.

– Jak to, panno Grey?

– Są­dzi­łam, że jest pan osiem­dzie­się­cio­lat­kiem – oznaj­mia, po czym za­ci­ska usta.

Czy rze­czy­wi­ście jest tak opa­no­wana i nie­wzru­szona, czy to ko­lejna z jej za­gry­wek? Je­śli gra, robi to do­sko­nale.

– Mam trzy­dzie­ści pięć lat. – Biorę łyk drinka. – Skoro już to wy­ja­śni­li­śmy, po­roz­ma­wiajmy o in­te­re­sach. Oj­ciec wy­ja­śnił ci, czego od cie­bie ocze­ku­jemy?

– Tak. I za­dam kilka py­tań. – Chwyta je­den z war­ko­czy i owija go wo­kół palca. W końcu nie jest tak zre­lak­so­wana, jak pró­buje się za­pre­zen­to­wać. – A po­nie­waż bę­dziemy to na­zy­wać trans­ak­cją biz­ne­sową, mam je­den wa­ru­nek.

– Nie jest pani upo­waż­niona do ne­go­cja­cji wa­run­ków, panno Grey, ale po­słu­chajmy.

– Dasz spo­kój mo­jemu ojcu. Ta trans­ak­cja po­zo­sta­nie mię­dzy nami. On nie wcho­dzi w grę.

– Po­my­ślę o tym. A te­raz wy­słu­chajmy py­tań.

– Po co ci fał­szywa żona?

– Nie twoja sprawa. A mał­żeń­stwo nie bę­dzie fał­szywe. ­Na­stępne py­ta­nie.

Zmru­żyła oczy, jed­nak od­pu­ściła.

– Co się sta­nie po sze­ściu mie­sią­cach?

– Do­sta­niesz pa­piery roz­wo­dowe i ru­szysz w swoją stronę.

– Jak za­ła­twimy sprawę ślubu? Po pro­stu pój­dziemy i pod­pi­szemy do­ku­menty?

Od­chy­lam się na krze­śle i pa­trzę na nią.

– Mu­simy wy­ja­śnić so­bie kilka rze­czy, panno Grey. Nie po­trze­buję żony tylko na pa­pie­rze. Je­śli kto­kol­wiek za­cznie po­dej­rze­wać, że nie je­ste­śmy sza­leń­czo za­ko­chani, a na­sze mał­żeń­stwo to fik­cja, twój oj­ciec bę­dzie tru­pem. A ty do niego do­łą­czysz.

Za­mru­gała i spoj­rzała na mnie z wy­raź­nym zmie­sza­niem na twa­rzy.

– Ocze­ku­jesz, że przez pół roku bę­dziemy miesz­kać ra­zem?

– Oczy­wi­ście. Jak ina­czej lu­dzie mie­liby uwie­rzyć w na­szą mi­łość? – Pre­zen­tuję jej sar­ka­styczny uśmiech.

Wy­gląda na to, że coś w końcu zdo­łało wy­pro­wa­dzić ją z rów­no­wagi, po­nie­waż po pro­stu stoi i w mil­cze­niu wpa­truje się we mnie sze­roko otwar­tymi oczami. Mam wra­że­nie, że nie­wiele rze­czy może spra­wić, że Nina Grey za­nie­mówi.

– W so­botę or­ga­ni­zo­wane jest przy­ję­cie – kon­ty­nu­uję. – Pój­dziesz na nie z oj­cem. Spo­tkamy się tam i bę­dziemy wy­glą­dać na za­ko­cha­nych. Tego wie­czoru za­biorę cię do domu i nie wyj­dziemy z mo­jego po­koju przez dwa dni.

– Czyli mam upra­wiać z tobą seks?

Mówi to spo­koj­nym gło­sem, jakby py­tała o po­godę, jed­nak w jej oczach do­strze­gam prze­ra­że­nie. Nikt inny z pew­no­ścią by tego nie za­uwa­żył, po­nie­waż z po­zoru wy­gląda na do­sko­nale opa­no­waną. Tylko że wzbu­dza­nie stra­chu w lu­dziach to coś, co ro­bię re­gu­lar­nie, i do­świad­cze­nie po­zwala mi wy­czu­wać emo­cje dziew­czyny. Jest prze­ra­żona.

– Nie – mó­wię, po czym po­sta­na­wiam ją tro­chę spro­wo­ko­wać. – Chyba że chcesz, oczy­wi­ście.

– Dzię­kuję za pro­po­zy­cję, pa­nie Pe­trov, ale mu­szę od­mó­wić. – Pusz­cza war­kocz i wkłada ręce do tyl­nych kie­szeni dżin­sów.

Spo­dzie­wa­łem się od­mowy, jed­nak z ja­kie­goś po­wodu od­po­wiedź Niny mnie za­sko­czyła.

– A co bę­dziemy ro­bić przez dwa dni w pań­skim po­koju?

– Je­śli cho­dzi o ofi­cjalną wer­sję, bę­dziemy upra­wiać mnó­stwo seksu. W rze­czy­wi­sto­ści mo­żesz ro­bić, co tylko ze­chcesz. – Ma­cham ręką w po­wie­trzu. – Oglą­dać Net­flixa. Roz­wią­zy­wać krzy­żówki. Nie ob­cho­dzi mnie to, ja i tak cały ten czas po­święcę na pracę.

– Cu­dow­nie. A co na­stąpi po tych dwóch dniach sek­su­al­nego ma­ra­tonu?

– Stracę dla cie­bie głowę. Wkrótce weź­miemy ślub, a po­tem bę­dziesz od­gry­wać rolę za­ko­cha­nej do sza­leń­stwa żony. – Wzru­szam ra­mio­nami. – To, czym się zaj­miesz oprócz tego, za­leży od cie­bie, o ile oczy­wi­ście nie wy­pad­niesz ze swo­jej roli.

– I? To wszystko?

– Tak.

– Na­prawdę są­dzisz, że ktoś uwie­rzy w tę… farsę? – pry­cha.

– Cóż, to za­leży od cie­bie, panno Grey. Stawką jest ży­cie two­jego ojca.

– A ty? Po­tra­fisz ode­grać swoją rolę?

– Jaką? – Za­cie­ka­wiony uno­szę brwi.

– Męż­czy­zny bez reszty za­uro­czo­nego żoną. Nie wy­glą­dasz na ta­kiego.

– My­ślę, że bę­dziesz mu­siała po­cze­kać i prze­ko­nać się sama – mó­wię z uśmie­chem. – Więc… Mamy umowę, panno Grey?

Nie­malże wi­dzę, jak zwoje w jej mó­zgu są roz­grzane od my­śle­nia. Roz­waża opcje, plusy i mi­nusy, de­spe­racko szu­ka­jąc wyj­ścia z sy­tu­acji. Ale ta­kiego nie ma i oboje o tym wiemy. Do­kład­nie wy­chwy­tuję mo­ment, w któ­rym go­dzi się ze swoim lo­sem – to tylko lek­kie za­ci­śnię­cie szczęk, gdy za­ci­ska zęby.

– Okej. Mamy umowę, pa­nie Pe­trov.

NINA

Wie­czór jest wy­jąt­kowo cie­pły, ale po wyj­ściu z re­stau­ra­cji na­dal czuję po­wiew chłodu. Oj­ciec chwyta mnie za ra­mię i po­spiesz­nie pro­wa­dzi do sa­mo­chodu. Po dro­dze za­daje py­ta­nia, ale nie mogę sku­pić do­sta­tecz­nej uwagi na jego sło­wach. Otwie­ram drzwi pa­sa­żera i wsia­dam. Nogi mi drżą. Wy­gląda na to, że ad­re­na­lina opa­dła i od­czu­wam tego skutki.

Ni­gdy się tak bar­dzo nie ba­łam jak wtedy, gdy wcho­dzi­łam do tej knajpy, roz­wa­ża­jąc, czy przy­pad­kiem nie zmie­nili zda­nia i nie po­sta­no­wili nas za­bić. Za­cho­wa­nie spo­koju i opa­no­wa­nia przed tym re­ki­nem wy­ma­gało ogrom­nej sa­mo­kon­troli. Kilka razy omal jej nie stra­ci­łam. Ale je­śliby choć przez chwilę po­my­ślał, że nie gram w tę grę na jego za­sa­dach, ja i oj­ciec by­li­by­śmy prak­tycz­nie mar­twi. Wó­zek in­wa­lidzki mnie nie zwiódł, już w chwili, gdy spoj­rza­łam mu w oczy, wie­dzia­łam, z kim mam do czy­nie­nia: z bez­dusz­nym jak ka­mień za­bójcą.

Ro­man Pe­trov. Za­kła­da­łam, że to ja­kiś star­szy fa­cet z piw­nym brzu­chem i wę­dru­jącą li­nią wło­sów. Dla­czego miałby zmu­szać ko­bietę do mał­żeń­stwa w taki spo­sób? Nie mo­głam się bar­dziej my­lić.

Pod­czas roz­mowy pil­no­wa­łam, by nie od­ry­wać od niego wzroku, cho­ciaż i tak rzu­ci­łam kilka spoj­rzeń wo­koło. Jest nie­sa­mo­wi­cie przy­stojny. Wi­dzia­łam to na­wet w sła­bym świe­tle. Nie mo­głam okre­ślić jego wzro­stu, po­nie­waż sie­dział, a ja sta­łam, ale na­sze głowy były prak­tycz­nie na tym sa­mym po­zio­mie. Mógł mieć co naj­mniej metr osiem­dzie­siąt. Nie jest to miłe, jed­nak ode­tchnę­łam z ulgą, że ko­rzy­sta z wózka in­wa­lidz­kiego. Prze­by­wa­nie w po­bliżu wy­so­kich męż­czyzn sta­nowi dla mnie pro­blem, a myśl o utknię­ciu z ta­kim przez sześć mie­sięcy spo­wo­do­wała bu­rzę pa­niki.

– Nina! – krzy­czy oj­ciec. – Czy ty w ogóle sły­szysz, co mó­wię? Co, do cho­lery, za­szło w środku? Pró­bo­wa­łem tam wejść, ale ban­dziory mnie nie wpu­ściły.

Biorę głę­boki wdech i ob­ser­wu­jąc sa­mo­chody mi­ja­jące nas na au­to­stra­dzie, za­czy­nam przed­sta­wiać ta­cie krótką wer­sję umowy, którą za­war­łam z sze­fem ro­syj­skiego pod­zie­mia. Zdra­dzam tylko jej pod­stawy, im mniej wie, tym le­piej.

– Ani słowa ma­mie – mó­wię, gdy do­cie­ramy pod dom. – I za­dbaj, by na przy­ję­ciu za­cho­wy­wać się tak, jak­byś ni­gdy nie spo­tkał Pe­trova. Po­wie­dział, że je­śli coś pój­dzie nie tak, zrywa umowę.

– Co to zna­czy?

– To, że je­żeli kto­kol­wiek, łącz­nie z mamą, bę­dzie po­dej­rze­wał, że nie je­stem sza­leń­czo za­ko­chana w tym su­kin­synu, to już po nas.