Painted Scars - Altaj Neva - ebook + książka
BESTSELLER

Painted Scars ebook

Altaj Neva

4,3

384 osoby interesują się tą książką

Opis

Nina

Czarujący, zniewalający i uwodzicielski.

Zimnokrwisty zabójca.

Taki właśnie jest pakhan rosyjskiej Bratvy.

Ale i tak go poślubiłam.

Musiałam. Taka była umowa.

Teraz udaję małżeński błogostan. A tak naprawdę drżę ze strachu i odliczam dni, kiedy będę mogła wyrwać się ze szponów tego bezwzględnego człowieka.

 

Roman

Dostaję wszystko, czego zapragnę.

A teraz chcę Niny – idealnie niedoskonałej małej manipulatorki.

To, jak skutecznie potrafi odgrywać szaleńczą miłość do mnie, sprawia, że pożądam tej intrygującej kobiety nawet bardziej.

Ona jeszcze o tym nie wie, ale nie pozwolę jej odejść.

Umowa jest nieaktualn

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 255

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (697 ocen)
392
160
96
33
16
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EwaWa82

Nie oderwiesz się od lektury

Może do mafijnego romansu jej daleko, a Roman to raczej grzeczny Alvaro, ale mi się książka podobała, lekka, przyjemna i pośmiać się można.
101
Agusiaja

Nie polecam

Autorka niestety kompletnie nie umie w mafię, to raczej taka "podwórkowa mafia". Płytkie dialogi, zero rozbudowania tego świata i postaci. Pisane jak przez nastolatkę.
136
Zaczytana_13

Całkiem niezła

No to zacznijmy od początku. Żeby nie owijać w bawełnę, tak zupełnie szczerze to ta książka nie jest idealna, ma kilka wad. Przede wszystkim jak dla mnie mało tu mafii w mafii, albo jak kto woli to taka mafia w wersji bardzo light. Biorąc się za tą książkę spodziewałam się pełnokrwistej rosyjskiej Bratvy, no a dostałam co dostałam. Gdybym miała coś doradzić, to lepiej do tej książki podejść z lekkim przymrożeniem oka 😉 Druga sprawa jest taka, że ta książka liczy sobie 300 stron, co w mojej ocenie jest niewystarczające aby odpowiednio rozwinąć wszystkie wątki, czy nawet pozwolić postaciom na lepszy ich rozwój, jak i ich relacji. Ja dla mnie mogłoby tu być co najmniej 150 stron więcej, bo akcja leciała w zatraszającym tempie, a 'związek' Romana i Niny ewoluował aż nazbyt szybko. Ale żeby nie było, mimo tych mankamentów, to ja się cieszę, że przeczytałam tą książkę 😁 Mimo tej szybkiej akcji, dobrze mi się czytało, bo autorka ma lekkie pióro, nie zarzuca czytelnika zbyt dużą ilośc...
60
madoka55

Nie oderwiesz się od lektury

Naprawdę dobrze się czytało. Połknięta w jeden wieczór
40
Olazd

Nie oderwiesz się od lektury

Fajny romans mafijny, polecam i czekam na kolejnych bohaterów.
52

Popularność




Copyright © for the text by Neva Altaj

Copyright © for this edition by Wydawnictwo KDW

Redakcja:

Katarzyna Mirończuk

Korekta:

Joanna Błakita

Korekta po składzie:

Alicja Szalska-Radomska | Studio Ale buk!

Skład i korekta techniczna:

Mateusz Cichosz | Studio Ale buk!

Opracowanie okładki, oprawa graficzna:

Justyna Knapik | fb.com/justyna.es.grafik

Projekt okładki oryginalnej i dyskretnego wydania:

Deranged Doctor www.derangeddoctordesign.com

ISBN: 978-83-975092-7-6

Wydanie I

Kontakt: [email protected]

IG: https://instagram.com/wydawnictwo_kdw/

FB: www.facebook.com/WydawnictwoKDW

www.wydawnictwokdw.com

Ostrzeżenie

Przed przy­stą­pie­niem do lek­tury pa­mię­taj, że książka za­wiera tre­ści, które mogą ne­ga­tyw­nie wpły­nąć na nie­któ­rych od­bior­ców. Są w niej wątki prze­mocy do­mo­wej, wzmianki o znę­ca­niu się oraz pla­styczne opisy prze­mocy i tor­tur (żadne z nich nie wy­stę­pują mię­dzy głów­nymi bo­ha­te­rami).

Słowo od Autorki

Drogi Czy­tel­niku, w książce po­ja­wia się kilka ro­syj­skich zwro­tów, za­łą­czam więc ich tłu­ma­cze­nia i parę słów wy­ja­śnień.

Pa­khan (пахан) – szef ro­syj­skiej ma­fii.

Bra­tva (братва) – ro­syj­ska zor­ga­ni­zo­wana grupa prze­stęp­cza lub ma­fia.

Ma­lysh (малыш) – okre­śle­nie uży­wane jako wy­raz sym­pa­tii za­miast słowa „dziecko”. Ten zwrot jest ro­dzaju mę­skiego, ale może być sto­so­wany jako neu­tralny płciowo. Ist­nieje rów­nież wer­sja żeń­ska, ma­ly­shka (малышка), któ­rej używa się wo­bec part­nerki (ko­biety).

Ku­kolka (куколка) – zdrob­nie­nie od słowa „ku­kla” (кукла) ozna­cza­ją­cego „lalkę”.

Mi­laya (милая) – okre­śle­nie uży­wane jako wy­raz sym­pa­tii za­miast „ko­cha­nie”.

Pi­ro­shki (пирожки) – małe wy­pieki wy­peł­nione drobno po­sie­ka­nym mię­sem, wa­rzy­wami lub owo­cami, które mogą być pie­czone lub sma­żone.

Mo­ro­zhe­noe (мороженое) – lody.

Uwaga dotycząca rosyjskich nazwisk

Więk­szość na­zwisk za­męż­nych Ro­sja­nek jest two­rzona po­przez do­da­nie li­tery „a” na końcu na­zwi­ska męża (np. Pe­trov, Pe­trova). Ro­sja­nie miesz­ka­jący za gra­nicą mogą się do­sto­so­wać do lo­kal­nych za­sad i za­równo mąż, jak i żona będą mieli na pra­wie jazdy i in­nych do­ku­men­tach tę samą koń­cówkę flek­syjną, aby unik­nąć nie­po­ro­zu­mień (Ro­man Pe­trov i Nina Pe­trov). Jed­nakże przez Ro­sjan żona na­dal bę­dzie na­zy­wana Niną Pe­trovą, nie­za­leż­nie od kraju, w któ­rym mieszka.

Prolog

ROMAN

Piiip. Piiip.

Czuję in­ten­sywny za­pach szpi­tala. Wy­gląda na to, że prze­ży­łem.

Pró­buję otwo­rzyć oczy, to się jed­nak nie udaje. Znie­czu­le­nie praw­do­po­dob­nie do­piero za­czyna dzia­łać. Przy­naj­mniej nie ma już bólu.

Gdzieś z le­wej strony do­cho­dzą mnie stłu­mione głosy i – choć brzmią zna­jomo – nie je­stem w sta­nie roz­po­znać żad­nego z nich.

Piiip.

– Czy on nas sły­szy?

– Nie. Zo­stał sil­nie odu­rzony le­kami.

Piiip.

– Bę­dzie żył?

– Tak. Nie­stety. Rany na klatce pier­sio­wej nie były aż tak po­ważne. Ład­nie go za­ła­tali.

– Za­wsze mo­żemy spró­bo­wać po­now­nie i zrzu­cić winę na Wło­chów.

– To zbyt ry­zy­kowne. Lu­dzie są lo­jalni wo­bec pa­khana. Je­śli pad­nie na mnie choć cień po­dej­rzeń, skoń­czę w le­sie.

Piiip.

– Cóż, może jest i druga strona me­dalu. Odła­mek roz­wa­lił mu ko­lano.

– Więc?

– Le­karz po­wie­dział, że nie bę­dzie już cho­dził. Je­śli tylko po­jawi się ktoś bar­dziej sprawny… Lu­dzie bez względu na to, jak bar­dzo są lo­jalni, ra­czej nie staną mu­rem za pa­kha­nem, który jeź­dzi na wózku in­wa­lidz­kim.

– Cóż, więc chyba jed­nak do­brze nam po­szło.

Sły­szę od­głos kilku kro­ków, na­stęp­nie trzask za­my­ka­nych drzwi.

Rozdział 1

ROMAN

Trzy miesiące później

Nar­ko­ty­ków ni­gdy dość.

Od­kła­dam kartkę z no­tat­kami na stertę pa­pie­rów na bla­cie i sku­piam uwagę na cy­frach wid­nie­ją­cych na ekra­nie lap­topa.

– Za­dzwoń do Sier­gieja. – Od­chy­lam się na wózku i spo­glą­dam na sie­dzą­cego po dru­giej stro­nie biurka Ma­xima. – Po­trze­buję go do zor­ga­ni­zo­wa­nia dwóch do­dat­ko­wych do­staw w tym mie­siącu.

– Wy­ne­go­cjo­wał już z Men­dozą od­po­wied­nie ilo­ści na ten kwar­tał. Nie je­stem pe­wien, czy Mek­sy­ka­nie będą w sta­nie to po­dwoić w tak krót­kim cza­sie.

– Da­dzą radę. A te­raz po­wiedz mi, o co, kurwa, cho­dzi, bo do­brze znam to spoj­rze­nie i wiem, że od­po­wiedź mi się nie spodoba.

– Sa­muel Grey zde­frau­do­wał trzy mi­liony do­la­rów z na­szych środ­ków.

Wzdy­cham i kręcę głową.

– Kim jest Sa­muel Grey, dla­czego miał do­stęp do tych pie­nię­dzy i jak tego do­ko­nał?

– Nasz po­śred­nik w ob­ro­cie nie­ru­cho­mo­ściami. Kasa była prze­zna­czona na za­kup dwóch ko­lej­nych dzia­łek w po­bliżu pół­noc­nego ma­ga­zynu. Grey wy­my­ślił, że może so­bie po­ży­czyć na­sze środki na ja­kąś in­we­sty­cję, która oka­zała się pi­ra­midą fi­nan­sową.

Jak wiel­kim idiotą ktoś musi być, żeby okraść Bra­tvę? Cza­sami za­dzi­wia mnie ludzka głu­pota.

– Da radę to spła­cić? – py­tam.

– Nie.

– Więc go za­bij. Dla przy­kładu.

– My­śla­łem o czymś in­nym. Lu­dzie za­czy­nają ga­dać, Ro­man. Po­trze­bu­jemy od­wró­ce­nia uwagi, i to szybko. Są­dzę, że Grey może to za­pew­nić.

– A o czym niby ga­dają?

Znam Ma­xima, od­kąd dwie de­kady temu za­czął pra­co­wać dla mo­jego ojca jako cyn­giel. Stary pa­khan ni­gdy nie po­tra­fił okre­ślić czy­je­goś po­ten­cjału. Zmar­no­wa­nie ko­goś tak zdol­nego jak ­Ma­xim po­przez przy­dzie­la­nie go do nie­istot­nych ak­cji było jed­nym z licz­nych błę­dów, które na­pra­wi­łem w chwili, gdy dwa­na­ście lat temu zo­sta­łem pa­kha­nem. Tuż po tym, jak za­bi­łem dra­nia.

– Że wciąż je­steś ka­wa­le­rem.

To już stary i okle­pany te­mat.

– Ale to nie wszystko, prawda? Co jesz­cze? – Prze­szy­wam Ma­xima wzro­kiem.

Nie pa­trzy mi w oczy, sku­pia spoj­rze­nie na czymś na ścia­nie, tuż za mną.

– Krążą plotki, że nie bę­dziesz w sta­nie dłu­żej kie­ro­wać Bra­tvą i ktoś inny zaj­mie twoje miej­sce. Ktoś bar­dziej… sprawny fi­zycz­nie.

– Po­dzie­lasz tę opi­nię?

– Nie ob­ra­żaj mnie, Ro­man. Wiesz, że za­wsze cię wspiera­łem i na­dal będę to ro­bił. Na­wet je­śli nie uwa­żam cię za naj­zdol­niej­szego pa­khana, ja­kiego Bra­tva wi­działa. Ale ukry­wasz się od trzech mie­sięcy. Nie do­glą­dasz żad­nego z na­szych klu­bów, a przed wy­bu­chem ro­bi­łeś to przy­naj­mniej raz w mie­siącu. I od dawna nie wi­dziano cię z żadną ko­bietą.

– Więc sta­tus mo­jego ży­cia sek­su­al­nego jest lep­szym wskaź­ni­kiem zdol­no­ści przy­wód­czych niż fakt, że w ciągu ostat­nich kilku mie­sięcy po­dwo­ili­śmy zy­ski? – rzu­cam sar­ka­stycz­nie.

– Lu­dzie po­trze­bują po­czu­cia sta­bil­no­ści. Wciąż pa­mię­tają, jak twój oj­ciec za­jął miej­sce po­przed­niego pa­khana i chaos, który po tym na­stą­pił. Bra­tva stra­ciła po­nad pięć­dzie­się­ciu człon­ków w we­wnętrz­nych po­tycz­kach, a biz­nes prak­tycz­nie legł w gru­zach – wy­ja­śnia Ma­xim. – Mu­szą wie­dzieć, że nie bę­dzie po­wtórki. Żona ozna­cza, że uro­dzi się spad­ko­bierca, któ­rego przy­go­tu­jesz do prze­ję­cia two­jej roli, gdy na­dej­dzie czas. Prze­ję­cia bez we­wnętrz­nej wojny i bez nie­po­trzeb­nych ofiar.

– Nie zwiążę się na całe ży­cie z przy­pad­kową ko­bietą tylko po to, by uspo­koić szem­ra­nie żoł­nie­rzy.

– Po­zwól, że coś ci po­każę. – Ma­xim wyj­muje te­le­fon i za­czyna scrol­lo­wać ekran. – Moja córka cho­dziła do szkoły z córką Sa­mu­ela. Nie były bli­skimi przy­ja­ciół­kami, ale czę­sto spę­dzały ra­zem czas i pa­mię­tam, jak po­ka­zy­wała mi na­grane przez sie­bie filmy. Po­pro­si­łem ją o prze­sła­nie mi jed­nego z nich ze­szłej nocy, gdy usły­sza­łem, co zro­bił Grey.

– Co wspól­nego mają na­gra­nia na­sto­la­tek z moją zdol­no­ścią do prze­wo­dze­nia Bra­tvie?

– Cóż, ona nie jest już na­sto­latką. Nina Grey z wy­róż­nie­niem ukoń­czyła stu­dia ar­ty­styczne w In­sty­tu­cie Sztuki w Chi­cago i zo­stała naj­bar­dziej roz­chwy­ty­waną młodą ar­tystką w kraju. Jej ob­razy są sprze­da­wane za gruby hajs.

– Więc co? Za­trud­nimy ją, aby na­ma­lo­wała nam por­tret ro­dzinny? – Ści­skam grzbiet nosa. – Masz le­d­wie pięć­dzie­siąt lat. Czyż­byś przed­wcze­śnie wcho­dził w okres star­czy?

– Nie za­trud­nimy jej do stwo­rze­nia ma­lo­wi­dła. Bę­dziemy ją szan­ta­żo­wać. Ży­cie ojca za pewną usługę.

– Jaką? – Z cie­ka­wo­ścią unio­słem brwi.

– Żeby za cie­bie wy­szła, Ro­man. Przy­naj­mniej tym­cza­sowo.

Pa­trzę na mo­jego za­stępcę przez kilka se­kund, a po­tem wy­bu­cham śmie­chem.

– Po­stra­da­łeś zmy­sły.

– Czyżby? – Krzy­żuje ręce i od­chyla się do tyłu. – A co po­wie­dział te­ra­peuta o two­jej no­dze?

– Oce­nia, że będę w sta­nie od­zy­skać około osiem­dzie­się­ciu pro­cent spraw­no­ści.

– Co to ozna­cza?

– W naj­gor­szym wy­padku kule. W naj­lep­szym la­skę. W obu ka­lec­two.

– Ro­zu­miem. O ja­kim cza­sie mó­wimy? Mie­siąc? – in­da­guje nie­ustę­pli­wie.

Pa­trzę mu pro­sto w oczy i za­ci­skam zęby.

– Co naj­mniej pół roku re­ha­bi­li­ta­cji.

– Cho­lera, Ro­man. – Unosi rękę i ści­ska skro­nie. – Nie mo­żemy cze­kać tak długo. Po­trze­bu­jemy cze­goś te­raz, ina­czej doj­dzie do za­mie­szek.

Wy­glą­dam przez okno i wzdy­cham. Ma­xim za­zwy­czaj za­wsze ma ra­cję.

– Mó­wisz, że albo sprawne nogi, albo żona? W naj­bliż­szym okre­sie nie będę w sta­nie cho­dzić.

– Więc do czasu, za­nim to na­stąpi, za­ła­twimy ci żonę.

– To nie­do­rzeczne. Nie mogę szan­ta­żo­wać ob­cej ko­biety, by uda­wała moją żonę przez sześć mie­sięcy. Zwłasz­cza ta­kiej, która nie zna na­szych re­aliów. Bę­dzie prze­ra­żona. Nikt tego nie kupi.

– Obej­rzyj to – mówi Ma­xim i wci­ska mi do ręki te­le­fon.

Wi­deo ma słabą ja­kość, praw­do­po­dob­nie dla­tego, że zo­stało za­re­je­stro­wane lata temu, ale oświe­tle­nie w uchwy­co­nym na fil­mie po­miesz­cze­niu jest do­bre i do­strze­gam wnę­trze po­koju z kil­koma na­sto­lat­kami sie­dzą­cymi w pół­kolu, ple­cami do ka­mery. Je­dyna osoba, któ­rej twarz wi­dać, to ciem­no­włosa dziew­czyna sie­dząca ze skrzy­żo­wa­nymi no­gami przed pu­blicz­no­ścią. Na­gry­wa­jący robi zbli­że­nie na jej rysy i ciemne oczy. Przez myśl prze­biega mi py­ta­nie, jak ona te­raz wy­gląda.

– Mo­żesz spa­ro­dio­wać pa­nią No­lan? – pyta ktoś sie­dzący w kręgu. – Gdy mówi o swo­ich ko­tach?

– Znowu? – ma­ru­dzi młoda Nina Grey. – A może ko­goś in­nego? Ja­kie­goś po­li­tyka?

Sły­chać zbio­rowy jęk nie­za­do­wo­le­nia i kilka na­sto­la­tek krzy­czy: „Pani No­lan!”.

Nina kręci głową, uśmie­cha się i za­myka oczy. Kiedy otwiera je kilka se­kund póź­niej i za­czyna mó­wić, zdu­miony przy­cią­gam te­le­fon bli­żej twa­rzy.

Nie zwra­cam uwagi na słowa. Je­stem cał­ko­wi­cie po­chło­nięty ob­ser­wo­wa­niem jej mi­miki, spo­sobu, w jaki prawa po­wieka lekko drży, gdy dziew­czyna prze­ma­wia, i tego, jak Nina ak­cen­tuje po­szcze­gólne wy­razy. Na­gle spra­wia wra­że­nie, jakby była zu­peł­nie inną osobą.

– Ile ona ma lat na tym fil­mie? – py­tam, nie od­ry­wa­jąc wzroku od ekranu.

– Czter­na­ście. Nie­sa­mo­wite, prawda?

Ktoś wy­krzy­kuje ko­lejne imię i wska­zuje na na­sto­latkę sie­dzącą na końcu kręgu. Panna Grey znowu za­myka oczy w sku­pie­niu, a na­stęp­nie roz­po­czyna nowy akt. Po­now­nie wciela się w zu­peł­nie inną po­stać, w trak­cie mó­wie­nia do­sto­so­wuje po­stawę, mi­mikę i ge­sty.

Ja­kaś dziew­czyna, zaj­mu­jąca miej­sce z boku, ob­ser­wuje ją bacz­nie, po czym par­ska i za­krywa twarz dło­nią. Nina od­wzo­ro­wuje każdy ruch w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach, na­wet spo­sób, w jaki tamta lekko unosi ra­miona, gdy wy­bu­cha śmie­chem. Chyba jesz­cze ni­gdy cze­goś ta­kiego nie wi­dzia­łem.

Spo­glą­dam na za­stępcę uśmie­cha­ją­cego się z sa­tys­fak­cją.

– Jak za­uwa­ży­łeś, nie po­winno być żad­nych pro­ble­mów z uda­wa­niem przez nią cze­go­kol­wiek i ko­go­kol­wiek.

– Mó­wisz po­waż­nie? – Na­dal uwa­żam, że ten jego po­mysł jest cał­ko­wi­cie ode­rwany od rze­czy­wi­sto­ści.

– Trudne czasy wy­ma­gają trud­nych de­cy­zji, Ro­man. Mu­simy wy­ci­szyć na­stroje i uciąć plotki. Trzeba to zro­bić te­raz.

– W ta­kim ra­zie niech bę­dzie żona. – Za­trza­skuję lap­topa, czym koń­czę pracę na dzi­siaj. – Cho­lera!

NINA

Kładę torbę na fo­telu i roz­glą­dam się po sa­lo­nie. Mi­nęły mie­siące, od­kąd tu by­łam, ale wy­gląda na to, że nic nie zo­stało zmie­nione. Te same białe za­słony i dy­wan, be­żowe me­ble, mdłe białe ściany.

Tyle bieli wy­gląda ste­ryl­nie. Za­wsze tym gar­dzi­łam. Nic dziw­nego, że pierw­sze za­ro­bione pie­nią­dze prze­zna­czy­łam na wy­na­ję­cie miesz­ka­nia i ucieczkę od tego po­nu­rego miej­sca.

– Je­stem! – krzy­czę.

Kilka se­kund póź­niej roz­lega się od­głos stu­ka­nia ob­ca­sami. Mama wy­cho­dzi z kuchni i pę­dzi w moją stronę. Zara Grey jest cał­ko­wi­tym prze­ci­wień­stwem mnie: wy­soka blon­dynka, z peł­nym ma­ki­ja­żem i w ide­al­nie wy­pra­so­wa­nej su­kience. Bia­łej, je­dwab­nej. Mam ochotę jęk­nąć.

– Spóź­ni­łaś się trzy go­dziny, mó­wi­łam ci… – urywa w po­ło­wie zda­nia. – Do­bry Boże, co ty ze sobą zro­bi­łaś?

– Mo­żesz być bar­dziej kon­kretna?

– Ta me­ta­lowa rzecz na no­sie – pry­cha z od­razą.

– To się na­zywa pier­cing, mamo.

– Lu­dzie ła­pią przez to różne cho­roby, Nina. Kiedy twój oj­ciec cię zo­ba­czy, do­sta­nie za­wału.

– Mam dwa­dzie­ścia cztery lata. Mogę ro­bić ze swoim cia­łem, co chcę. I nos prze­kłu­łam już dawno, po pro­stu zdej­muję kol­czyk, gdy tu przy­cho­dzę, że­byś mnie nie drę­czyła. Dzi­siaj za­po­mnia­łam.

– A dla­czego je­steś ubrana cała na czarno? Czy ktoś umarł?

Na pewno kilka mo­ich ko­mó­rek mó­zgo­wych.

– W tym mie­siącu je­stem w mrocz­nym na­stroju. – Wzru­szam ra­mio­nami.

Mama uwiel­bia ba­nały. My­ślę, że dzięki nim czuje się bar­dziej kom­for­towo, zwłasz­cza gdy ja prze­by­wam obok. Na­dal uważa, że wy­brana przeze mnie ka­riera jest trudna do za­ak­cep­to­wa­nia. Może by­łoby jej ła­twiej, gdy­bym ry­so­wała kom­po­zy­cje kwia­towe albo je­lonki. Roz­wa­żam, co po­wie­dzia­łaby o moim naj­now­szym dziele. Wciąż nad nim pra­cuję, ale w pla­nach brak za­równo kwia­tów, jak i je­lon­ków.

– Dla­czego mu­sisz być taka dziwna przez cały czas?

– Bo to działa na fa­ce­tów. – Uśmie­cham się prze­kor­nie. – Męż­czyźni uwiel­biają dziwne ko­biety.

– Nie je­stem tego taka pewna, ko­cha­nie.

Boże, ona na­wet nie ro­zu­mie mo­jego sar­ka­zmu.

– Tata dzwo­nił i mó­wił, że to pilne. Gdzie go znajdę?

– W ga­bi­ne­cie. Przez ostat­nie kilka dni był ja­kiś dziwny. My­ślę, że ma to coś wspól­nego z pracą, ale nie chce mi nic po­wie­dzieć. Wy­gląda, jakby się cze­goś bał.

Oj­ciec pra­cuje w branży nie­ru­cho­mo­ści. Nie­wiele jest rze­czy, które mo­głyby go prze­stra­szyć. Wcho­dzę do ko­ry­ta­rza po le­wej i pu­kam do drzwi ga­bi­netu. Nie mam naj­mniej­szego po­ję­cia, jak dra­stycz­nej zmia­nie ule­gnie moje ży­cie, gdy wejdę do środka.

***

Pół go­dziny póź­niej sie­dzę w fo­telu zaj­mu­ją­cym róg po­miesz­cze­nia i pa­trzę na ojca z otwar­tymi ustami.

– To ja­kiś żart?

– Nie. – Ner­wowo prze­cze­suje dło­nią si­wie­jące włosy.

– Do­bra, wy­ja­śnijmy to so­bie: ukra­dłeś pie­nią­dze Ro­sja­nom i je stra­ci­łeś, więc te­raz pro­sisz mnie, że­bym zo­stała żoną szefa ro­syj­skiej ma­fii.

– Ni­czego nie ukra­dłem, Nina – wzdy­cha. Ge­sty­ku­luje nie­cier­pli­wie, po czym wstaje i za­czyna cho­dzić w tę i z po­wro­tem. – Po pro­stu po­ży­czy­łem je na kilka dni, po­nie­waż po­trze­bo­wa­łem fun­du­szy na pewną trans­ak­cję. Ni­gdy bym nie przy­pusz­czał, że fa­cet jest oszu­stem lub że weź­mie pie­nią­dze i znik­nie.

– Po­ży­czy­łeś pie­nią­dze i nie mo­żesz ich spła­cić. Jak, do kurwy nę­dzy, za­an­ga­żo­wa­łeś się w ro­syj­ską ma­fię? Co ty so­bie, do cho­lery, my­śla­łeś, tato?

– Nie mów do mnie ta­kim to­nem! – Grozi mi pal­cem. – Je­stem twoim oj­cem!

– Na li­tość bo­ską, pro­sisz, że­bym po­ślu­biła prze­stępcę, by ura­to­wać ci ty­łek. Są­dzę, że mam prawo roz­ma­wiać z tobą wła­śnie w taki spo­sób, bio­rąc pod uwagę oko­licz­no­ści.

– Nina…

– Ocze­kują, że po­ślu­bię ich szefa? Tak na po­waż­nie?

– To tylko tym­cza­sowe mał­żeń­stwo. – Ma­cha ręką, jakby ba­ga­te­li­zo­wał tę kwe­stię.

– Ale dla­czego? Na pewno jest cała ple­jada chęt­nych có­rek ma­fii, które pra­gną po­ślu­bić sza­no­wa­nego gang­stera. To by­łoby speł­nie­nie ma­rzeń każ­dej z nich, prawda? Dla­czego ja?

– Nie po­wie­dzieli dla­czego. Ci lu­dzie się nie tłu­ma­czą. Mó­wią ci, co masz ro­bić, a je­śli tego nie zro­bisz, koń­czysz w trum­nie.

– Na­prawdę my­ślisz, że cię za­biją?

– Tak. To dziwne, że jesz­cze żyję. – Prze­rywa spa­cer po ga­bi­ne­cie i od­wraca się do mnie. – Je­śli nie speł­nisz ich żą­dań, będę mar­twy.

Biorę głę­boki wdech i wsu­wam palce we włosy. Ści­skam głowę, jakby to miało po­móc zna­leźć roz­wią­za­nie tej ca­łej sy­tu­acji, po­nie­waż nie za­mie­rzam ni­kogo po­ślu­bić, bez względu, czy to po­zo­ro­wane mał­żeń­stwo, czy nie.

– Musi być ja­kieś wyj­ście. Zgro­ma­dzi­łam tro­chę oszczęd­no­ści, może pięć­dzie­siąt ty­sięcy. Za mie­siąc mam na­stępną wy­stawę i po­win­nam być w sta­nie zdo­być ko­lejne dwa­dzie­ścia, je­śli zdo­łam skoń­czyć te pięt­na­ście prac i wszyst­kie się sprze­da­dzą. Ile pie­nię­dzy można do­stać za dom?

– Może osiem­dzie­siąt ty­sięcy. Albo dzie­więć­dzie­siąt, je­śli sprze­damy też me­ble. No i jesz­cze z dzie­sięć za sa­mo­chód.

– Do­brze. To daje nam około stu sie­dem­dzie­się­ciu ty­sięcy. Czy to wy­star­czy? Ile je­steś im wi­nien? – Pa­trzę na ojca z wy­cze­ki­wa­niem.

– Trzy mi­liony.

Mu­sia­łam źle usły­szeć, nie ma mowy, żeby wy­po­wie­dział słowa, które wła­śnie wy­brzmiały.

– Czy mo­żesz po­wtó­rzyć?

– Je­stem im wi­nien trzy mi­liony do­la­rów – mówi bar­dzo wy­raź­nie.

Pa­trzę z sze­roko otwar­tymi ustami.

– Do­bry Boże, tato!

Po­chy­lam się, kładę czoło na ko­la­nach i pró­buję uspo­koić od­dech. Nie je­stem ma­te­ria­łem na żonę, nikt przy zdro­wych zmy­słach nie za­ofe­ro­wałby trzech mi­lio­nów do­la­rów w za­mian za sześć mie­sięcy mał­żeń­stwa. Musi być ja­kiś ha­czyk.

– On ma dzie­więć­dzie­siąt lat, prawda? – mam­ro­czę.

– Nie wiem, w ja­kim wieku jest ich pa­khan, ale nie są­dzę, żeby miał dzie­więć­dzie­siąt.

– W ta­kim ra­zie osiem­dzie­siąt. Co za ulga. – Robi mi się nie­do­brze.

– Po­wie­dzieli, że to bę­dzie mał­żeń­stwo tylko z na­zwy. Nie bę­dziesz mu­siała… No wiesz.

– Sy­piać z nim? Skoro jest po osiem­dzie­siątce, to pew­nie nie może upra­wiać seksu. W ta­kim ra­zie świet­nie. Osiem­dzie­siąt brzmi okej.

– Tak mi przy­kro. Je­śli nie chcesz przez to prze­cho­dzić, w po­rządku. Coś wy­my­ślę.

Pro­stuję plecy i pa­trzę na ojca, który sie­dzi zgar­biony na krze­śle, z roz­czo­chra­nymi wło­sami i prze­krwio­nymi oczami. Na­gle wy­gląda tak staro i kru­cho.

– O ile nie za­mie­rzasz iść na po­li­cję, to nic wię­cej nie da się zro­bić, prawda? – py­tam.

– Wiesz, że nie mogę do­nieść na ro­syj­ską ma­fię. Za­bi­liby nas wszyst­kich.

Oczy­wi­ście, że by nas wy­mor­do­wali. Za­my­kam oczy i wzdy­cham.

– Do­brze, zro­bię to dla cie­bie.

Oj­ciec przy­gląda mi się przez kilka se­kund, po czym za­sła­nia twarz dłońmi i za­czyna pła­kać. Mnie też do oczu na­pły­wają łzy, ale to nie ma sensu.

– Przy­pusz­czam, że wkrótce zor­ga­ni­zują spo­tka­nie, na któ­rym omó­wimy szcze­góły.

– Już to zro­bili. Je­ste­śmy umó­wieni z pa­kha­nem. Za go­dzinę.

Pa­trzę na ojca z nie­do­wie­rza­niem.

– Do­sko­nale. Idę do ła­zienki zwy­mio­to­wać obiad i do zo­ba­cze­nia za pięć mi­nut przy drzwiach wej­ścio­wych.

Rozdział 2

ROMAN

Bar­manka przy­nosi mi drinka, sta­wia go na stole przede mną i nie pod­no­sząc wzroku, ucieka z po­wro­tem do kuchni. Roz­glą­dam się i za­uwa­żam da­jące po­nure wra­że­nie ob­rusy oraz nie­do­pa­so­wane krze­sła. To miej­sce to spe­luna. Zo­stało za­mknięte w ze­szłym mie­siącu, dla­tego wła­śnie je wy­bra­łem na spo­tka­nie. Ci­szę prze­rywa dźwięk dzwonka te­le­fonu.

– Są tu­taj – mówi Ma­xim ze swo­jego miej­sca za mną. – Przy­je­chała z oj­cem.

– Wpuść dziew­czynę. Oj­ciec zo­staje na ze­wnątrz.

Biorę łyk whi­sky i sku­piam wzrok na szkla­nych drzwiach po dru­giej stro­nie po­miesz­cze­nia. Roz­lega się pu­ka­nie i łysy osi­łek otwiera wej­ście, na­stęp­nie wpusz­cza Ninę do środka.

Z ja­kie­goś po­wodu są­dzi­łem, że bę­dzie wyż­sza. Jest drobna, ma nie­całe sto sześć­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu. Jej dłu­gie, kru­czo­czarne włosy sple­cione są w dwa grube war­ko­cze po bo­kach twa­rzy, a je­śliby po­mi­nąć oka­załe piersi, mo­głaby ucho­dzić za na­sto­latkę. Na­wet ubra­nie pa­suje do na­sto­latki – po­darte czarne dżinsy, ciemna bluza z kap­tu­rem i te fi­ku­śne czarne buty, które no­szą dzie­ciaki emo.

Za­my­kam na chwilę oczy i z nie­do­wie­rza­niem kręcę głową. To się nie uda. Pla­nuję po­wie­dzieć Ma­xi­mowi, żeby ją ode­słał, gdy dziew­czyna kie­ruje wzrok w moją stronę, a słowa za­mie­rają mi na ustach. Ma te same rysy, które wi­dzia­łem na fil­mie, ale jej po­liczki są bar­dziej okrą­głe, a twarz stra­ciła dzie­cięcy wy­gląd. Za­miast uro­czej na­sto­latki stoi przede mną nie­wia­ry­god­nie piękna ko­bieta, tak­su­jąca mnie wzro­kiem peł­nym mie­szanki gniewu i wście­kło­ści. Krzy­żuje spoj­rze­nie z moim, a ide­al­nie równą czarną brew unosi py­ta­jąco.

– Panno Grey – mó­wię i wska­zuję na pu­ste krze­sło po dru­giej stro­nie stołu. – Pro­szę do nas do­łą­czyć.

Cze­kam, aż się skuli, może wzdry­gnie, ale nie wy­gląda na ani tro­chę za­nie­po­ko­joną sy­tu­acją. Pod­cho­dzi, cały czas utrzy­mu­jąc kon­takt wzro­kowy. Nie zaj­muje miej­sca zgod­nie z po­le­ce­niem, tylko staje tuż przede mną i pa­trzy uważ­nie. Ob­ser­wuję jej twarz, cze­ka­jąc na re­ak­cję, gdy za­uważy wó­zek in­wa­lidzki. Brak re­ak­cji.

– Nie tego się spo­dzie­wa­łam, pa­nie Pe­trov – stwier­dza.

Mu­szę przy­znać, że dziew­czyna ma jaja.

– Jak to, panno Grey?

– Są­dzi­łam, że jest pan osiem­dzie­się­cio­lat­kiem – oznaj­mia, po czym za­ci­ska usta.

Czy rze­czy­wi­ście jest tak opa­no­wana i nie­wzru­szona, czy to ko­lejna z jej za­gry­wek? Je­śli gra, robi to do­sko­nale.

– Mam trzy­dzie­ści pięć lat. – Biorę łyk drinka. – Skoro już to wy­ja­śni­li­śmy, po­roz­ma­wiajmy o in­te­re­sach. Oj­ciec wy­ja­śnił ci, czego od cie­bie ocze­ku­jemy?

– Tak. I za­dam kilka py­tań. – Chwyta je­den z war­ko­czy i owija go wo­kół palca. W końcu nie jest tak zre­lak­so­wana, jak pró­buje się za­pre­zen­to­wać. – A po­nie­waż bę­dziemy to na­zy­wać trans­ak­cją biz­ne­sową, mam je­den wa­ru­nek.

– Nie jest pani upo­waż­niona do ne­go­cja­cji wa­run­ków, panno Grey, ale po­słu­chajmy.

– Dasz spo­kój mo­jemu ojcu. Ta trans­ak­cja po­zo­sta­nie mię­dzy nami. On nie wcho­dzi w grę.

– Po­my­ślę o tym. A te­raz wy­słu­chajmy py­tań.

– Po co ci fał­szywa żona?

– Nie twoja sprawa. A mał­żeń­stwo nie bę­dzie fał­szywe. ­Na­stępne py­ta­nie.

Zmru­żyła oczy, jed­nak od­pu­ściła.

– Co się sta­nie po sze­ściu mie­sią­cach?

– Do­sta­niesz pa­piery roz­wo­dowe i ru­szysz w swoją stronę.

– Jak za­ła­twimy sprawę ślubu? Po pro­stu pój­dziemy i pod­pi­szemy do­ku­menty?

Od­chy­lam się na krze­śle i pa­trzę na nią.

– Mu­simy wy­ja­śnić so­bie kilka rze­czy, panno Grey. Nie po­trze­buję żony tylko na pa­pie­rze. Je­śli kto­kol­wiek za­cznie po­dej­rze­wać, że nie je­ste­śmy sza­leń­czo za­ko­chani, a na­sze mał­żeń­stwo to fik­cja, twój oj­ciec bę­dzie tru­pem. A ty do niego do­łą­czysz.

Za­mru­gała i spoj­rzała na mnie z wy­raź­nym zmie­sza­niem na twa­rzy.

– Ocze­ku­jesz, że przez pół roku bę­dziemy miesz­kać ra­zem?

– Oczy­wi­ście. Jak ina­czej lu­dzie mie­liby uwie­rzyć w na­szą mi­łość? – Pre­zen­tuję jej sar­ka­styczny uśmiech.

Wy­gląda na to, że coś w końcu zdo­łało wy­pro­wa­dzić ją z rów­no­wagi, po­nie­waż po pro­stu stoi i w mil­cze­niu wpa­truje się we mnie sze­roko otwar­tymi oczami. Mam wra­że­nie, że nie­wiele rze­czy może spra­wić, że Nina Grey za­nie­mówi.

– W so­botę or­ga­ni­zo­wane jest przy­ję­cie – kon­ty­nu­uję. – Pój­dziesz na nie z oj­cem. Spo­tkamy się tam i bę­dziemy wy­glą­dać na za­ko­cha­nych. Tego wie­czoru za­biorę cię do domu i nie wyj­dziemy z mo­jego po­koju przez dwa dni.

– Czyli mam upra­wiać z tobą seks?

Mówi to spo­koj­nym gło­sem, jakby py­tała o po­godę, jed­nak w jej oczach do­strze­gam prze­ra­że­nie. Nikt inny z pew­no­ścią by tego nie za­uwa­żył, po­nie­waż z po­zoru wy­gląda na do­sko­nale opa­no­waną. Tylko że wzbu­dza­nie stra­chu w lu­dziach to coś, co ro­bię re­gu­lar­nie, i do­świad­cze­nie po­zwala mi wy­czu­wać emo­cje dziew­czyny. Jest prze­ra­żona.

– Nie – mó­wię, po czym po­sta­na­wiam ją tro­chę spro­wo­ko­wać. – Chyba że chcesz, oczy­wi­ście.

– Dzię­kuję za pro­po­zy­cję, pa­nie Pe­trov, ale mu­szę od­mó­wić. – Pusz­cza war­kocz i wkłada ręce do tyl­nych kie­szeni dżin­sów.

Spo­dzie­wa­łem się od­mowy, jed­nak z ja­kie­goś po­wodu od­po­wiedź Niny mnie za­sko­czyła.

– A co bę­dziemy ro­bić przez dwa dni w pań­skim po­koju?

– Je­śli cho­dzi o ofi­cjalną wer­sję, bę­dziemy upra­wiać mnó­stwo seksu. W rze­czy­wi­sto­ści mo­żesz ro­bić, co tylko ze­chcesz. – Ma­cham ręką w po­wie­trzu. – Oglą­dać Net­flixa. Roz­wią­zy­wać krzy­żówki. Nie ob­cho­dzi mnie to, ja i tak cały ten czas po­święcę na pracę.

– Cu­dow­nie. A co na­stąpi po tych dwóch dniach sek­su­al­nego ma­ra­tonu?

– Stracę dla cie­bie głowę. Wkrótce weź­miemy ślub, a po­tem bę­dziesz od­gry­wać rolę za­ko­cha­nej do sza­leń­stwa żony. – Wzru­szam ra­mio­nami. – To, czym się zaj­miesz oprócz tego, za­leży od cie­bie, o ile oczy­wi­ście nie wy­pad­niesz ze swo­jej roli.

– I? To wszystko?

– Tak.

– Na­prawdę są­dzisz, że ktoś uwie­rzy w tę… farsę? – pry­cha.

– Cóż, to za­leży od cie­bie, panno Grey. Stawką jest ży­cie two­jego ojca.

– A ty? Po­tra­fisz ode­grać swoją rolę?

– Jaką? – Za­cie­ka­wiony uno­szę brwi.

– Męż­czy­zny bez reszty za­uro­czo­nego żoną. Nie wy­glą­dasz na ta­kiego.

– My­ślę, że bę­dziesz mu­siała po­cze­kać i prze­ko­nać się sama – mó­wię z uśmie­chem. – Więc… Mamy umowę, panno Grey?

Nie­malże wi­dzę, jak zwoje w jej mó­zgu są roz­grzane od my­śle­nia. Roz­waża opcje, plusy i mi­nusy, de­spe­racko szu­ka­jąc wyj­ścia z sy­tu­acji. Ale ta­kiego nie ma i oboje o tym wiemy. Do­kład­nie wy­chwy­tuję mo­ment, w któ­rym go­dzi się ze swoim lo­sem – to tylko lek­kie za­ci­śnię­cie szczęk, gdy za­ci­ska zęby.

– Okej. Mamy umowę, pa­nie Pe­trov.

NINA

Wie­czór jest wy­jąt­kowo cie­pły, ale po wyj­ściu z re­stau­ra­cji na­dal czuję po­wiew chłodu. Oj­ciec chwyta mnie za ra­mię i po­spiesz­nie pro­wa­dzi do sa­mo­chodu. Po dro­dze za­daje py­ta­nia, ale nie mogę sku­pić do­sta­tecz­nej uwagi na jego sło­wach. Otwie­ram drzwi pa­sa­żera i wsia­dam. Nogi mi drżą. Wy­gląda na to, że ad­re­na­lina opa­dła i od­czu­wam tego skutki.

Ni­gdy się tak bar­dzo nie ba­łam jak wtedy, gdy wcho­dzi­łam do tej knajpy, roz­wa­ża­jąc, czy przy­pad­kiem nie zmie­nili zda­nia i nie po­sta­no­wili nas za­bić. Za­cho­wa­nie spo­koju i opa­no­wa­nia przed tym re­ki­nem wy­ma­gało ogrom­nej sa­mo­kon­troli. Kilka razy omal jej nie stra­ci­łam. Ale je­śliby choć przez chwilę po­my­ślał, że nie gram w tę grę na jego za­sa­dach, ja i oj­ciec by­li­by­śmy prak­tycz­nie mar­twi. Wó­zek in­wa­lidzki mnie nie zwiódł, już w chwili, gdy spoj­rza­łam mu w oczy, wie­dzia­łam, z kim mam do czy­nie­nia: z bez­dusz­nym jak ka­mień za­bójcą.

Ro­man Pe­trov. Za­kła­da­łam, że to ja­kiś star­szy fa­cet z piw­nym brzu­chem i wę­dru­jącą li­nią wło­sów. Dla­czego miałby zmu­szać ko­bietę do mał­żeń­stwa w taki spo­sób? Nie mo­głam się bar­dziej my­lić.

Pod­czas roz­mowy pil­no­wa­łam, by nie od­ry­wać od niego wzroku, cho­ciaż i tak rzu­ci­łam kilka spoj­rzeń wo­koło. Jest nie­sa­mo­wi­cie przy­stojny. Wi­dzia­łam to na­wet w sła­bym świe­tle. Nie mo­głam okre­ślić jego wzro­stu, po­nie­waż sie­dział, a ja sta­łam, ale na­sze głowy były prak­tycz­nie na tym sa­mym po­zio­mie. Mógł mieć co naj­mniej metr osiem­dzie­siąt. Nie jest to miłe, jed­nak ode­tchnę­łam z ulgą, że ko­rzy­sta z wózka in­wa­lidz­kiego. Prze­by­wa­nie w po­bliżu wy­so­kich męż­czyzn sta­nowi dla mnie pro­blem, a myśl o utknię­ciu z ta­kim przez sześć mie­sięcy spo­wo­do­wała bu­rzę pa­niki.

– Nina! – krzy­czy oj­ciec. – Czy ty w ogóle sły­szysz, co mó­wię? Co, do cho­lery, za­szło w środku? Pró­bo­wa­łem tam wejść, ale ban­dziory mnie nie wpu­ściły.

Biorę głę­boki wdech i ob­ser­wu­jąc sa­mo­chody mi­ja­jące nas na au­to­stra­dzie, za­czy­nam przed­sta­wiać ta­cie krótką wer­sję umowy, którą za­war­łam z sze­fem ro­syj­skiego pod­zie­mia. Zdra­dzam tylko jej pod­stawy, im mniej wie, tym le­piej.

– Ani słowa ma­mie – mó­wię, gdy do­cie­ramy pod dom. – I za­dbaj, by na przy­ję­ciu za­cho­wy­wać się tak, jak­byś ni­gdy nie spo­tkał Pe­trova. Po­wie­dział, że je­śli coś pój­dzie nie tak, zrywa umowę.

– Co to zna­czy?

– To, że je­żeli kto­kol­wiek, łącz­nie z mamą, bę­dzie po­dej­rze­wał, że nie je­stem sza­leń­czo za­ko­chana w tym su­kin­synu, to już po nas.