Opowieść z osiedla - Łukasz Głowacki - ebook + książka
NOWOŚĆ

Opowieść z osiedla ebook

Głowacki Łukasz

4,2

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Czasem sąsiedzka znajomość może zmienić życie w istny koszmar.

 

Wojtek Śmieszek wynajmuje mieszkanie w bloku z wielkiej płyty. Już od pierwszych dni doświadcza niepokojących zdarzeń dziejących się w nowym miejscu zamieszkania. Szybko dociera do niego, że przeprowadzka nie była dobrą decyzją.

Pewnego wieczoru w sąsiedztwie dochodzi do wstrząsającej tragedii. Umiera ponury sąsiad, z którym Wojtek rozmawiał jako ostatni. Żeby dowiedzieć się, co było przyczyną strasznego wypadku, musimy cofnąć się w przeszłość, w której ukryta jest odpowiedź. Ale czy na pewno tam ją odnajdziemy? Rozwiązanie zagadki może okazać się bardziej zaskakujące, niż byśmy przypuszczali. Nasz bohater wplątuje się w historię, która wywraca jego spokojne życie do góry nogami, a towarzyszące temu okoliczności sprawiają, że zostaje zmuszony do ukrywania przytłaczającego sekretu.

 

Osiedle od lat rządzi się własnymi prawami. Między murami rodzą się pierwsze przyjaźnie, zakazana miłość, mroczne tajemnice i kłamstwa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 347

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (5 ocen)
4
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Arko86

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, wciągająca, bardzo dobra pozycja.
20
Antiochia1

Nie oderwiesz się od lektury

fajna
10
ania719

Nie polecam

Autor co dwa rozdziały zmieniał pomysł na książkę bo powstał z tego niezły bełkot
10

Popularność




Tego autora w Wydawnictwie WasPos

Defekt motyla

Opowieść z osiedla

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Łukasz Głowacki, 2025Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Wiśniewska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: AI

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: pngtree.com

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w Internecie

ISBN 978-83-8290-898-5

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

PODZIĘKOWANIA

ROZDZIAŁ 1

KLUCZ

Stanąłem przed drzwiami w kolorze antycznego dębu. Poczułem spore podekscytowanie, które wywołało delikatne łaskotanie w żołądku. Spojrzałem w lewo, następnie w prawo. Ani z jednej, ani z drugiej strony nie dochodził żaden, nawet najcichszy odgłos świadczący o tym, iż któryś z moich sąsiadów jest teraz u siebie. Być może przebywali wewnątrz swoich mieszkań, natomiast zachowywali się po prostu cicho. Zerknąłem na zegarek, zbliżała się trzecia po południu.

Uśmiechnąłem się. Przede mną kolejny etap życia.

Wyjąłem z kieszeni kurtki klucz, który wydał mi się znacznie cięższy niż w momencie, gdy dostałem go od właściciela. Wsadziłem go w zamek i przekręciłam raz w prawo. Nacisnąłem klamkę i zrozumiałem, że nie da rady jeszcze otworzyć drzwi, więc przekręciłem klucz drugi raz.

Znalazłem się wewnątrz. Usłyszałem nagle jakiś dziwny dźwięk, jakby delikatny pisk, odwróciłem się i rzuciłem szybkie spojrzenie na wejście, następnie na dużą, starą szafę w przedpokoju. Podszedłem do niej, myśląc przez chwilę, że czuję się, jakbym grał główną rolę w jakimś horrorze, w którym w takim momencie po otwarciu złowrogo zaskrzypią zawiasy, a na podłogę wypadnie martwe ciało jakiegoś studenta z poderżniętym gardłem… Ale tak się oczywiście nie stało. Szafa okazała się całkowicie pusta. Skąd mógł dochodzić ten cichy pisk? Pomyślałem o drzwiach, że to zapewne ich wina.

Uśmiechnąłem się po raz kolejny, przypominając sobie, że w weekend zrobię niezapomnianą parapetówkę. Zaproszę wszystkich przyjaciół i będziemy świętować do białego rana.

Wsadziłem dłoń do kieszeni dżinsowych spodni, wyjąłem z niej portfel, który rzuciłem na małą szafkę, znajdującą się pod zakurzonym lustrem wiszącym na ścianie w kolorze zgniłego fioletu. Cały czas miałem w głowie świadomość, że od teraz będę tutaj mieszkał – trzecie piętro, dwa pokoje, kuchnia, łazienka i przedpokój. Czterdzieści pięć metrów kwadratowych. Pomyślałem, że to początek czegoś nowego. Czegoś, co zmieni moje życie.

W tym momencie usłyszałem ciche stukanie dochodzące z dużego pokoju, poszedłem więc tam z ciekawości. Gdy wszedłem do środka, momentalnie ucichło. Być może sąsiad wbijał gwóźdź w ścianę. Nigdy wcześniej nie mieszkałem w bloku. Zrozumiałem szybko, że nie jestem przecież jedynym lokatorem budynku i muszę powoli przyzwyczajać się do tego typu sytuacji.

Zresztą nieważne.

Wyprowadziłem się w końcu od rodziców! Moi rówieśnicy zrobili to wcześniej ode mnie, ale w moim przypadku, tak jakoś wyszło, że nie miałem pieniędzy na wynajem. Gdy zarobiłem więcej gotówki, od razu zacząłem działać. Starzy pytali, po co mi takie duże lokum. Sam nie wiedziałem po co, ale uważałem, że to dobra decyzja. Tak czułem, gdy przejrzałem już wszystkie możliwe oferty.

Przypomniałem sobie o przywiezieniu jeszcze kilku niezbędnych rzeczy i to na tym powinienem się teraz skupić. Zajrzałem jeszcze szybko do łazienki, następnie do mniejszego pokoju i wyszedłem na balkon, żeby popatrzeć przez chwilę na widok, który od teraz będzie mnie witał codziennie rano. Stojąc i podziwiając park znajdujący się naprzeciwko bloku, usłyszałem dosyć głośne pukanie.

Wróciłem do salonu, zostawiając otwarte drzwi balkonowe, by mieszkanie się trochę przewietrzyło. Szybkim krokiem ruszyłem do przedpokoju, aby otworzyć osobie, która postanowiła mnie odwiedzić. Być może to któryś z sąsiadów? Miło by było poznać kogoś już pierwszego dnia. Spojrzałem przez wizjer – nikogo nie zauważyłem na korytarzu. Otworzyłem trochę skonsternowany tą sytuacją.

Klatka schodowa okazała się pusta.

Pomyślałem, że może ktoś robi sobie głupie żarty. Może jakieś dzieciaki wywęszyły, iż na trzecie piętro wprowadza się nowy sąsiad i postanowiły na powitanie zrobić mały dowcip, pukając i następnie się gdzieś chowając.

Zrobiłem krok w przód i stanąłem na wycieraczce. Wytężyłem słuch, ale nie usłyszałem żadnych dźwięków świadczących o tym, że ktoś znajdował się na korytarzu. Wydało mi się to trochę dziwne. Odwracając się, by wrócić do mieszkania, zauważyłem, że z tego całego zachwytu nie wyjąłem klucza i tkwił cały czas w zamku. Wyciągnąłem więc go, rozejrzałem się jeszcze raz po klatce schodowej i wróciłem do środka.

Zamknąłem po cichu drzwi. I nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale rzuciłem jeszcze raz okiem przez wizjer na przestrzeń znajdującą się po drugiej stronie – pusto. Wydedukowałem, że ten, kto do mnie zapukał, musiał się bardzo szybko zmyć albo zrobił to któryś z sąsiadów mieszkających na tym samym piętrze… Pomyślałem, że jak ich spotkam, to najwyżej o to zapytam.

Położyłem klucz na małej szafce pod zakurzonym lustrem i ruszyłem w kierunku balkonu, żeby już go zamknąć, gdy dotarło do mnie coś, co sprawiło, że zatrzymałem się po kilku krokach.

Na szafce nie było mojego portfela.

Odwróciłem się powoli i dostrzegłem, że leży obok szafki, na podłodze. Nie ukrywam, że poczułem lekki niepokój. Podszedłem i podniosłem portfel. Pamiętałem, że na pewno położyłem go wcześniej na blacie. Nie „położyłem” tylko „rzuciłem” go na szafkę, a to jednak spora różnica, więc mógł się na niej nie zatrzymać i najzwyczajniej w świecie spaść. Otworzyłem i sprawdziłem na wszelki wypadek zawartość – wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Zaśmiałem się głośno z własnego zachowania. Schowałem portfel do kieszeni.

Postanowiłem jednak nie zamykać balkonu, ponieważ nie będzie mnie tylko godzinę, góra półtorej. Niech się solidnie przewietrzy. Poza tym na dworze nie jest zimno. Uchyliłem jeszcze okno w kuchni, następnie opuściłem mieszkanie i zamknąłem drzwi na klucz.

Schodząc na dół, nie spotkałem żadnego sąsiada. Klatka była pusta i cicha, zza mijanych przeze mnie drzwi nie dobiegał żaden dźwięk, jakby oprócz mnie nikt więcej tutaj nie mieszkał.

***

Nie było mnie jednak dłużej, niż przypuszczałem, mianowicie ponad pięć godzin. Musiałem pozałatwiać kilka ważnych spraw. Zaczynało się już powoli ściemniać. Wchodząc na trzecie piętro, znów nikogo nie spotkałem.

Wetknąłem klucz w zamek i przekręciłem dwa razy w prawo, otworzyłem drzwi. Przeszło mi przez głowę, czy przypadkiem nie zamykałem ich wcześniej na dwa zamki, dolny i górny, ale po chwili zastanowienia, olałem sprawę. Wszedłem do lokalu, zapaliłem światło i rzuciłem dużą torbę sportową na podłogę. Postanowiłem, że rozpakuję ją następnego dnia, a teraz włączę sobie telewizję. Bez żadnego zainteresowania tym, co w niej nadawano, przełączałem obojętnie kanały. W końcu, patrząc na jakiś mdły i mało interesujący film, wyłączyłem odbiornik i usiadłem do laptopa, żeby powysyłać zaproszenia na parapetówkę. Napisałem do kilku osób, że zapraszam w sobotę do mojego pierwszego wynajętego mieszkania.

Przypomniałem sobie nagle, że zostawiłem wcześniej w drugim pokoju otwarty balkon. Ruszyłem więc czym prędzej, aby jak najszybciej go zamknąć. Wszedłem do salonu i stanąłem jak wryty – drzwi były zamknięte. Zdębiałem, nie dowierzając w to, co widzę.

Stałem nieruchomo przez kilkanaście sekund, kontemplując ten widok.

– Jakim cudem?! – krzyknąłem i zaśmiałem się głośno.

Przecież zostawiłem balkon otwarty, żeby mieszkanie się przewietrzyło. A może jednak go zamknąłem? Wydało mi się to trochę dziwne.

Wcześniej jakieś pukanie do drzwi, następnie portfel na podłodze, a teraz zamknięte drzwi balkonowe, które chyba powinny być otwarte. Chyba, ponieważ może jednak je zamknąłem. A może nie zamknąłem?

Zaśmiałem się jeszcze raz i wróciłem do laptopa.

Pooglądałem przez jakieś pół godziny filmiki na YouTubie i posłuchałem muzyki, a potem postanowiłem zmontować sobie na szybko kolację. Nie zrobiłem zbyt dużych zakupów, więc pozostało mi zjeść tego wieczoru parówki, które przygrzałem w mikrofalówce. Jedząc i maczając je w pikantnym keczupie, zastanawiałem się, czy na pewno zatrzasnąłem wcześniej ten cholerny balkon. Bo jeżeli nie, to w takim razie zamknął się sam? Może to wina przeciągu? Ale przecież tego dnia nawet nie było wiatru. Drzwi do mieszkania na pewno zamknąłem na klucz, więc nikt nie mógł wejść do środka. Pomyślałem, że może to duchy i uśmiechnąłem się, przeżuwając kolejny kawałek berlinki. Rozejrzałem się podejrzliwie po kuchni, jakbym jednak trochę uwierzył w to, co przed chwilą przeszło mi przez myśl.

Skończyłem kolację, wstałem od stołu, następnie wstawiłem do zlewu talerz i widelec. Nie chciało mi się ich myć. Wychodząc z kuchni, dokładnie w momencie, gdy podnosiłem rękę, by nacisnąć przycisk światła, usłyszałem za swoimi plecami wyjątkowo głośny trzask przepalającej się żarówki.

W kuchni zapadła ciemność.

Nie wiedziałem, czy w mieszkaniu znajdę gdzieś jakąś zapasową, a sam też nie pomyślałem, aby takową kupić, więc postanowiłem zająć się tym następnego dnia, jak się w końcu dobrze wyśpię. Ale też dziwna sprawa, akurat w momencie, gdy chciałem zgasić światło, przepaliła się żarówka. Może to jednak duchy? Duchy, które bezczelnie robią sobie ze mnie jaja? Poszedłem jeszcze do łazienki, żeby umyć zęby.Podczas tej czynności nie wydarzyło się nic specjalnego.

Wróciłem do pokoju, zajrzałem jeszcze do laptopa i ucieszyłem się na widok czterech potwierdzeń przybycia w sobotę na parapetówę. Położyłem się do łóżka i włączyłem znowu telewizor, żeby popatrzeć jeszcze na jakiś film. Leciał akurat horror o rodzinie, która wprowadziła się do nawiedzonego domu, w którym straszył i nękał ich jakiś złośliwy demon. Postanowiłem nie przełączać i obejrzeć do końca. Co jakiś czas oczy zamykały mi się na coraz dłużej, aż w końcu nie miałem sił ich w ogóle otwierać. Poczułem, że za chwilę zasnę.

Zanim odpłynąłem w objęcia Morfeusza, uświadomiłem sobie jeszcze, że tak naprawdę to nawet nie wiem, kto mieszkał tutaj przede mną.

***

Wiedziałem, że to sen, bardzo rzadko mi się to zdarza, ale tym razem byłem tego świadomy. Znalazłem się w jakimś opuszczonym pustostanie. Błądziłem po korytarzu, szukając wyjścia w otaczającej mnie ciemności, odczuwając z sekundy na sekundę coraz większą bezradność. W pewnym momencie poczułem, że się duszę. Brałem głębokie wdechy, ale to nic nie dawało, jakby moje płuca przestawały działać. Zacząłem biec przed siebie w akcie desperacji, czując, że jeżeli nie opuszczę tego miejsca, to po prostu się uduszę i umrę. Pragnąłem, jak najszybciej się obudzić, ponieważ miałem już serdecznie dosyć tego porąbanego koszmaru.

Zbudziło mnie bardzo głośne pukanie do drzwi.

Podniosłem głowę i spojrzałem na telewizor, który gapił się na mnie czarnym ekranem. Cóż, może go wyłączyłem, gdy już zasypiałem, a może tego jednak nie zrobiłem? Następnie rzuciłem okiem na dekoder wyświetlający godzinę – trzecia piętnaście. Co za debil może pukać do mnie o tej porze? A może ktoś potrzebuje pomocy?

Zerwałem się z łóżka.

Zawsze śpię prawie nago, w samych bokserkach, więc założyłem szybko moje domowe dresy, klapki i koszulkę, którą miałem wcześniej na sobie przez cały dzień. Następnie ruszyłem w kierunku drzwi. Jak pech, to pech – dosyć mocno uderzyłem najmniejszym palcem u stopy w tę małą szafkę, z której wcześniej spadł na podłogę mój portfel.

– Ałaaa! – zawyłem, czując ból, który na moment mnie niemal sparaliżował.

Ktoś zapukał znowu, dokładnie trzy razy, teraz jeszcze głośniej. Jakby chciał zrobić mi na złość.

Wziąłem kilka głębokich oddechów, by chociaż odrobinę przytłumić ból w małym palcu.

Nie patrząc nawet wcześniej przez wizjer, otworzyłem drzwi, żeby natychmiast dowiedzieć się, co i kogo sprowadza do mnie o tej porze. Po trzeciej w nocy. Może jednak to któryś z sąsiadów, bo niby kto inny?

Drzwi otworzyły się ciężej niż w dzień. Na dodatek złowieszczo zaskrzypiały, wywołując u mnie strach i niepewność. Na korytarzu nie paliło się światło. Poczułem się zdezorientowany.

Wyszedłem z mieszkania i po omacku odnalazłem ręką przycisk na ścianie. Nastała nikła jasność.

Nikogo nie było na klatce.

Macki strachu ogarnęły moje zmysły.

Rozejrzałem się i ruszyłem biegiem na czwarte piętro. Zatrzymałem się w połowie drogi i spojrzałem w górę – pusto.

– O co chodzi?! – powiedziałem dosyć głośno, tak że mój głos rozszedł się echem po całym korytarzu. – Ktoś sobie robi ze mnie jaja? Co to za głupie żarty?! Ludzie chcą spać!

Odpowiedziała mi głęboka i ponura cisza. Trwałem przez moment w bezruchu, aż po minucie znów zrobiło się ciemno.

Wróciłem powoli na swoje piętro. Stanąłem jeszcze przed otwartymi drzwiami do mieszkania, spojrzałem w lewo, następnie w prawo, podejrzewając, że to może któryś z moich sąsiadów do mnie pukał, po czym szybko się schował. Tylko po co miałby to w ogóle robić? Po co ktokolwiek miałby walić do mnie o tej porze i później się ukryć? Wzruszyłem bezradnie ramionami i wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi na dwa zamki, zerknąłem jeszcze szybko przez wizjer i wróciłem do łóżka.

Miałem nadzieję, że ponownie uda mi się zasnąć. Niestety, tak się nie stało. Do świtu nasłuchiwałem i patrzyłem w sufit.

Nie mam w zwyczaju pić codziennie kawy, natomiast tego poranka wręcz jej potrzebowałem. Z parującym kubkiem w ręku podszedłem do okna, żeby spojrzeć na park. Zdziwiło mnie, że nie ma tam żadnych ludzi. Po chwili kontemplacji dostrzegłem jednak jakiś ruch – spomiędzy drzew wyszła kobieta w czerwonej sukience, trzymała na smyczy psa. W pewnym stopniu ucieszył mnie ten widok, ponieważ nie widziałem tutaj jeszcze żadnego z sąsiadów. Chciałem już wyjść na balkon i krzyknąć do niej „dzień dobry!”, następnie zapytać, czy przypadkiem nie mieszka w tej samej klatce co ja. Upiłem łyk kawy i uśmiechnąłem się. Kobieta z psem, brunetka, mająca na oko gdzieś trzydzieści lat, szła spacerem w kierunku bloku, w którym mieszkam. Dyskretnie ją obserwując, poczekałem aż zniknęła za rogiem budynku i ruszyłem szybkim krokiem do przedpokoju. Uchyliłem drzwi wejściowe. Przez około dziesięć minut nasłuchiwałem uważnie. Miałem cichą nadzieję, że kobieta z psem wejdzie do mojej klatki. Tak się jednak nie stało. Dokończyłem pić kawę i westchnąłem zrezygnowany. Na wszelki wypadek zamknąłem drzwi na zamek.

Usłyszałem nagle cichy dźwięk dzwonka telefonu dobiegający z dużego pokoju. Ruszyłem, żeby jak najszybciej odebrać, rzucając po drodze krótkie, ale za to dosyć gniewne spojrzenie na tę wstrętną szafkę, w którą uderzyłem małym palcem podczas nocnej „przygody” z pukaniem do drzwi. Pomyślałem nawet, że wystawię ją w Internecie, żeby oddać komuś za darmo, a jeżeli nikt jej nie będzie chciał, co jest bardzo prawdopodobne, to wyląduje za jakieś dwa tygodnie na śmietniku.

Wszedłem do pokoju, postawiłem pusty kubek na stole i spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Uśmiechnąłem się, widząc, kto do mnie dzwoni. Poczułem falę napływającej radości i od razu odebrałem.

– Co tam?

– Hej, żyjesz? Masz chwilę? – Usłyszałem ciepły i przyjemnie łagodny głos Alicji.

– Tak, żyję – odpowiedziałem.

– Dopiero teraz przeczytałam twoje zaproszenie na parapetówę. Nie chciało mi się odpisywać, więc dzwonię.

– Okej. Będziesz w sobotę? – zapytałem, cały czas się uśmiechając.

– Oczywiście, że będę! Dzwonię właśnie po to, aby oficjalnie potwierdzić moje przybycie! Beze mnie parapetówka u ciebie przecież nie istnieje, dobrze o tym wiesz. – Alicja się zaśmiała. W tle usłyszałem szczeknięcie psa, jakby potwierdził to, co przed chwilą powiedziała.

– To super. Nie mogę się już doczekać, aż cię zobaczę. Rozejrzysz się po moim gniazdku.

– Jestem bardzo ciekawa, jak będziesz mieszkać. To znaczy jak już mieszkasz.

Ucieszyło mnie to, że mówi w taki sposób. Ucieszyło mnie, że jest ciekawa.

– W takim razie, do zobaczenia w sobotę.

– I nie masz mi nic więcej do powiedzenia? – W głosie Alicji pojawiło się delikatne rozczarowanie.

– Nie wiem, po prostu nie wiem, co mam więcej powiedzieć. Nie lubię rozmawiać przez telefon. – Zaśmiałem się sucho.

– A jak twoja kolejna książka? Napisałeś już coś?

Zapadła chwila ciszy.

– Napisałem pięćdziesiąt stron – odpowiedziałem. – Napisałbym więcej, ale przeprowadzka i tak dalej, na pewno rozumiesz.

– Tak, rozumiem, też przecież się przeprowadzałam, na dodatek trzy razy.

– Alicja, posłuchaj. Dzieją się w tym mieszkaniu dziwne rzeczy albo tak mi się tylko wydaje, nie wiem, może trochę przesadzam… Na pewno nie jestem jeszcze przyzwyczajony do odgłosów w bloku. Spędziłem tutaj dopiero pierwszą noc, a już miało tu miejsce osobliwe i trochę niepokojące zdarzenie.

– Co takiego się stało? – Głos Alicji sprawiał, iż robiło mi się coraz bardziej gorąco.

– Ktoś pukał do mnie po trzeciej w nocy. Pukał do drzwi, gdy spałem. Obudził mnie.

– To bardzo ciekawe. I kto to był? Jakiś sąsiad czy może jedna z twoich byłych dziewczyn? – Alicja znowu się zaśmiała.

– Nie wiem. Otworzyłem drzwi, żeby to sprawdzić, ale nikogo nie było na klatce – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

– Może ktoś sobie robił głupie żarty…

– Też tak pomyślałem. Okej, do soboty, pogadamy na spokojnie, jak już przyjdziesz. Dobrze wiesz, że nie lubię za bardzo prowadzić konwersacji przez telefon, ponieważ zaczynam robić się wtedy spięty.

– Tak, wiem i trochę mnie to śmieszy. Do zobaczenia w sobotę. Trzymaj się, Wojtek.

– Do zobaczenia. – Rozłączyłem się.

***

Siedząc na niezwykle brzydkiej i wyjątkowo zużytej kanapie, która miała zniknąć w ciągu kilku dni, usłyszałem głośny i przeciągły dźwięk domofonu, jakby ktoś specjalnie naciskał zbyt długo guzik, tylko po to, żeby mnie zdenerwować.

Sądziłem, że w końcu przestanie dzwonić, ale zawzięcie robił to dalej.

Najwidoczniej to znowu jakieś głupie żarty z nowego sąsiada, pomyślałem.

Podszedłem do drzwi i podniosłem słuchawkę.

– Słucham?!

Usłyszałem cichy, ale dosyć wyraźny śmiech, jakby ten, kto zadzwonił, oddalał się już od wejścia do klatki.

– Słucham?! – powtórzyłem.

Nikt nie odpowiedział, więc odwiesiłem słuchawkę. Zaczynało mnie to już trochę irytować. Wróciłem do pokoju. Usiadłem z powrotem na kanapie, włączyłem laptopa, żeby trochę popisać i znowu usłyszałem domofon. Wystrzeliłem jak z procy w kierunku drzwi.

– Posłuchaj, gówniarzu! Jeżeli jeszcze raz do mnie zadzwonisz, to zejdę na dół i pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś – wypluwałem słowa do słuchawki.

– Dzień dobry, ulotki, otworzy pan drzwi od klatki?

– Ulotki? Jakie ulotki? – zapytałem zmieszany.

– Otworzyliśmy nową pizzerię i chciałem tylko zostawić ulotki – odpowiedział mężczyzna stojący na dole. – To jak, otworzy pan? Prośba.

– Nie dzwoniłeś do mnie przed chwilą?

– O co panu chodzi? Nie dzwoniłem do pana, chcę tylko zostawić ulotki. – Po głosie dało się poznać, że to jakiś młody człowiek, który zapewne jest dostawcą pizzy. – Dzwoniłem też pod jedynkę, ale nikt nie odebrał…

– Dobrze, okej, już otwieram.

– Bardzo dziękuję.

Nacisnąłem przycisk otwierający drzwi na dole i znowu odwiesiłem słuchawkę. Wróciłem do dużego pokoju, żeby wreszcie w spokoju popisać. Po dwóch godzinach postanowiłem wyruszyć na miasto; pojechać do jakiegoś hipermarketu, aby zrobić porządne zakupy, następnie odwiedzić bar mleczny i zjeść gorący obiad. Uznając, że zakupy i obiad są bardzo dobrym pomysłem, wstałem, podszedłem do okna, uchyliłem je i postanowiłem tak zostawić. Uchyliłem też balkon, z tą różnicą, iż tym razem będę miał pewność, że go nie zamknąłem. Niech się przewietrzy. Za oknem świeciło słońce, było dosyć ciepło, więc na podkoszulek założyłem rozpiętą koszulę i podwinąłem rękawy. Popsikałem się ulubioną wodą toaletową, ponieważ lubię dobrze pachnieć. Założyłem trampki, wyszedłem z mieszkania i zamknąłem drzwi na dolny zamek.

Schodząc na dół, znowu nie spotkałem żadnego sąsiada.

Wyszedłem, zatrzymałem się na moment i zaczerpnąłem świeżego powietrza, poczułem zapach kończącej się wiosny. Z klatki po lewej stronie wyszła jakaś kobieta – niestety, nie ta, która wcześniej spacerowała z psem po parku. Przechodząc obok, spojrzała na mnie podejrzliwie. Uśmiechnąłem się do niej, i gdy to zrobiłem, kobieta przyśpieszyła kroku, jakby coś się jej we mnie nie spodobało. Zmarszczyłem brwi.

– Dzień dobry! – przywitałem się.

Kobieta, idąc coraz szybciej, spuściła wzrok na chodnik i nic nie odpowiedziała, jakby mnie nie usłyszała lub udawała, że nie słyszy.

– Dzień dobry! – powtórzyłem.

– Dzień… dzień dobry – odparła, rzucając na mnie krótkie i podejrzliwe spojrzenie.

– Jestem tutaj nowy – powiedziałem, myśląc przy tym, że uda mi się nawiązać jakąś rozmowę, chociażby z sąsiadką z klatki obok.

– Nie obchodzi mnie to – odpowiedziała lodowatym tonem, który sprawił, że poczułem, jakby temperatura spadła o kilkanaście stopni.

– Aha. – Zatkało mnie.

Kobieta szybkim tempem poszła dalej i zniknęła za rogiem budynku. Przez chwilę się zastanawiałem, dlaczego patrzyła na mnie tak podejrzliwie i dlaczego była taka niemiła. Wzruszyłem ramionami, przypominając sobie o zakupach, barze mlecznym i ciepłym obiedzie. Ruszyłem na parking, żeby odpalić samochód.

***

Zakupy poszły dosyć sprawnie, poszwendałem się pomiędzy alejkami, oglądając i wsadzając niezbędne produkty do wózka. Gdy poczułem, że jestem już wystarczająco głodny, poszedłem do kasy.

W barze mlecznym postałem w kolejce trochę dłużej, niż tego chciałem, ponieważ zbliżała się pora obiadowa, natomiast było warto – obiad smakował mi wyśmienicie. Wracając do mieszkania, słuchałem radia i myślałem nad napisaniem kolejnej sceny.

Zaparkowałem mojego czarnego mercedesa CLK 350 z dwa tysiące szóstego roku na osiedlowym parkingu, wyciągnąłem dwie torby zakupów z bagażnika i ruszyłem w kierunku mieszkania, mijając po drodze kilka nieznanych mi osób. Widziałem też ludzi wchodzących i wychodzących z innych klatek na osiedlu, natomiast do mojej nikt nie wchodził ani z niej nie wychodził, jakby naprawdę nikt oprócz mnie w niej nie mieszkał. Wszedłem do klatki schodowej i zatrzymałem się przy skrzynkach pocztowych; wziąłem jedną ulotkę zawierającą menu i numer telefonu do pizzerii. Wchodząc na trzecie piętro, nie spotkałem żadnego sąsiada.

Wsadziłem klucz do dolnego zamka i kiedy starałem się przekręcić go raz w prawo, dotarło do mnie, że nie da rady tego zrobić, czyli wychodzi na to, iż drzwi zostawiłem otwarte. Nacisnąłem klamkę i popchnąłem – zamknięte. Wsadziłem klucz do górnego zamka i przekręciłem go dwa razy w prawo.

Otworzyłem drzwi. Dziwna sprawa, mógłbym przysiąc, że zamknąłem je na dolny zamek, a nie na górny. Wszedłem do mieszkania i postawiłem zakupy w przedpokoju. Gdy już miałem zamknąć za sobą, usłyszałem, że ktoś na pierwszym piętrze wychodzi ze swojego lokum i zbiega szybko po schodach, otwiera i następnie trzaska za sobą głośno drzwiami od klatki. Pomyślałem, że są jednak tutaj jacyś ludzie. Zaniosłem zakupy do kuchni, postawiłem je na stole i uśmiechnąłem się, przypominając sobie, że na pewno zostawiłem otwarty balkon. Poszedłem do pokoju, żeby to sprawdzić, i okazało się, że drzwi balkonowe są nadal uchylone.

Niby wszystko okej, ale okno obok było zamknięte, a dobrze pamiętam, że je również zostawiłem uchylone.

Zaśmiałem się, jakby nie swoim śmiechem, podszedłem do drzwi balkonowych i je zamknąłem.

Spojrzałem się jeszcze raz na okno.

– Na pewno zostawiłem je uchylone… – powiedziałem cicho.

A może jednak je zamknąłem? Skoro jest zamknięte, to musiałem je zamknąć. A może podczas mojej nieobecności zrobił to ktoś inny? Pomyślałem, że zaczynam popadać w lekką paranoję.

Przebrałem się w dresy, wyszedłem z mieszkania, zamknąłem je tym razem na górny zamek i zszedłem do piwnicy po rower, który został przeze mnie przetransportowany w nowe miejsce zamieszkania jako pierwszy. Postanowiłem trochę pojeździć.

Byłem bardzo ciekawy, czy coś wydarzy się podczas drugiej nocy spędzonej przeze mnie w moich nowych czterech ścianach.

***

Pojeździłem rowerem ładne dwie godziny, oczyszczając przy tym umysł.

Wszedłem do klatki schodowej, zajrzałem do skrzynki pocztowej, w której nic nie było, i zacząłem sprowadzać rower do piwnicy.

Zatrzymałem się w połowie schodów, ponieważ dotarł do mnie cichy dźwięk kroków, dochodzący z prawej strony. Zszedłem na sam dół i zacząłem powoli iść w tamtym kierunku.

Zauważyłem mężczyznę, który zamykał na kłódkę swoją piwnicę. Gdy odwrócił się w moją stronę, spojrzał na mnie, a jego wzrok zdradzał, iż nie wie, co ma powiedzieć, był chyba zaskoczony moim widokiem.

– Dzień dobry – powiedziałem.

Mężczyzna, ponad pięćdziesięcioletni, obcięty na krótko, z siwymi włosami, zakolami i średniej wielkości strupem na prawej stronie czoła, który sugerował, że ktoś go pobił, przez chwilę milczał.

Stał w lekkim cieniu, więc wyglądał trochę niepokojąco. Miał na sobie stary, znoszony sweter, który wyglądał, jakby miał tyle samo lat, co jego właściciel. Albo nawet więcej.

– Dzień dobry – odpowiedział i po krótkiej chwili zrobił krok w przód.

– Jestem nowym lokatorem, mieszkam tutaj dopiero drugi dzień, cieszę się, że w końcu spotykam kogoś z sąsiadów – wytłumaczyłem.

Mężczyzna podszedł do mnie i wyciągnął rękę na przywitanie. Zauważyłem, że nie ma palca wskazującego.

– Ryszard Nowak – przedstawił się i spojrzał wymownie na swoją dłoń. – Kiedyś miałem problemy, dokładnie długi pieniężne. Niestety, przez to straciłem palec.

Uścisnąłem jego dłoń, która była szorstka niczym papier ścierny.

– Wojtek. Wojtek Śmieszek. Mieszkam na trzecim piętrze.

Facet patrzył na mnie przez moment bez słowa, z nadzwyczajnie ponurym wyrazem twarzy.

– Ja też mieszkam na trzecim piętrze – powiedział beznamiętnie.

– W porządku, w takim razie już wiem, że nie mieszkam tutaj sam. Jest pan pierwszą osobą, którą spotkałem w naszej klatce – odpowiedziałem, prowadząc powoli rower w kierunku mojej piwnicy, nie miałem ochoty z nim rozmawiać, na dodatek poczułem od niego dziwny, nieprzyjemny zapach, który sprawił, że czym prędzej chciałem się od tego człowieka oddalić.

– Ryszard. Mów mi po imieniu.

– Dobrze, Ryszard. Wybacz, ale muszę schować rower do piwnicy, trochę się śpieszę, pogadamy następnym razem. Ale naprawdę cieszę się, że w końcu kogoś spotkałem. – Chciałem natychmiast zakończyć tę krótką i niezręczną rozmowę.

Ryszard, mój nowo poznany sąsiad, zaczął wchodzić po schodach, kierując się do wyjścia z piwnicy. Przypomniałem sobie o nocnym pukaniu do moich drzwi i ruszyłem szybko za Ryszardem, żeby zapytać, czy może wie coś na ten temat.

– Ryszard, poczekaj! – zawołałem.

Mój sąsiad stanął na szczycie schodów i odwrócił się w moją stronę, rzucając pytające spojrzenie.

– Słuchaj… Dziwna sprawa, wczoraj po trzeciej w nocy ktoś do mnie pukał, wiesz może coś na ten temat? Może widziałeś lub słyszałeś coś podejrzanego? – zapytałem.

Ponury sąsiad przez chwilę się nie odzywał, jakby analizował pytanie, które mu zadałem, a następnie składał słowa, by sensownie odpowiedzieć.

– Ja już dawno spałem. Nic nie słyszałem i nie mam z tym nic wspólnego – odpowiedział bardzo poważnym tonem, jakby tłumaczył się na rozprawie sądowej.

Nie mogłem nawet stwierdzić lub chociażby mieć podejrzenie, że mój sąsiad kłamie, ponieważ wyraz jego twarzy nie zdradzał żadnych emocji.

– To naprawdę dziwne – powiedziałem.

– Tak, to naprawdę dziwne. Do zobaczenia. – Sąsiad pożegnał się ze mną, odwrócił na pięcie i wyszedł z piwnicy.

– Do zobaczenia! – rzuciłem głośno, by mnie dobrze usłyszał.

Pomyślałem, że chyba nigdy w życiu nie widziałem człowieka posiadającego tak smętne oblicze.

Na dodatek ten strup na czole i brak palca – powiedział, że stracił go przez długi.

Schowałem rower i wszedłem na trzecie piętro. Drzwi były zamknięte na dolny zamek.

Zacząłem grzebać w pamięci, odtwarzając procedurę opuszczania mieszkania i byłem prawie pewny, że użyłem górnego zamka. Wzruszyłem ramionami i spojrzałem najpierw w lewo, następnie w prawo, będąc ciekawym po której stronie mieszka mój nowo poznany sąsiad.

Wszedłem do mieszkania.

Zamknąłem za sobą drzwi na oba zamki. Tak na wszelki wypadek.

Poczułem, że robię się głodny. Pomyślałem, że po dwóch godzinach jazdy na rowerze przydałoby się odzyskać trochę spalonych kalorii. Uśmiechnąłem się na tę myśl. Lubię swoją wagę i nie chciałbym ani schudnąć, ani przytyć. Przypomniałem sobie o przyniesionej przeze mnie ulotce do nowo otwartej pizzerii.

Zadzwoniłem i poznałem po głosie, że odebrał ten sam młody chłopak, który dzwonił do mnie wcześniej domofonem w sprawie zostawienia ulotek. Zamówiłem średnią capriciosa.

– Jesteśmy tak do czterdziestu minut – powiedział zmęczonym głosem.

– Okej. Czekam.

W oczekiwaniu na pizzę, mając oczywiście nadzieję, że będzie smaczna, postanowiłem pogrzebać w sieci. Zaczytałem się w jakimś boleśnie słabym artykule, gdy usłyszałem dźwięk domofonu. Super! Pizza przyjechała szybciej, niż myślałem.

– Halo? Pizza? Już otwieram.

– Żadna pizza, śmieciu! – Usłyszałem szorstki głos.

– Słucham? O co chodzi? – zapytałem skonsternowany.

– O gówno!

– Słuchaj, bo zaraz tam zejdę – powiedziałem niepewnie.

– To sobie złaź! – odpowiedział drugi głos, ordynarny i ochrypły.

Na chwilę zamilkłem. Wiedziałem, że to jakieś dzieciaki, próbujące brzmieć jak ktoś starszy i groźniejszy.

– Nie lubimy tej klatki! – powiedział trzeci głos i wybuchnął śmiechem.

– O co wam chodzi? Coś wam zrobiłem? – Próbowałem dowiedzieć się, dlaczego do mnie dzwonią, zachowując przy tym zimną krew.

– Pierdol się! Tfu!

Dźwięk opluwanego domofonu wprawił mnie w złość.

– Schodzę! – krzyknąłem.

Śmiech oddalających się osób sprawił, że zdałem sobie sprawę, iż ich nawet nie dogonię. Zanim zejdę, będą już gdzieś daleko. Pomyślałem jeszcze o dosyć sporym prawdopodobieństwie, że sam nie dam im rady. Odwiesiłem słuchawkę i zacząłem się zastanawiać, o co mogło tym gówniarzom chodzić. Dlaczego dzwonili akurat do mnie, żeby mówić mi takie rzeczy przez domofon? Westchnąłem i wróciłem do pokoju. Byłem coraz bardziej głodny.

Po piętnastu minutach znów zadzwonił domofon. Tym razem był to dostawca pizzy. Wpuściłem go do klatki. Czekając przy drzwiach z portfelem w ręku, zmarszczyłem brwi, bo wydawało mi się, że wchodzi po schodach podejrzanie długo. Stojąc w całkowitej ciszy, usłyszałem nagle głośne pukanie, które sprawiło, że lekko podskoczyłem. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem szczupłego, młodego mężczyznę w okularach, trzymającego w ręku karton z pizzą.

– Dobry wieczór, trzydzieści złotych – powiedział dostawca.

– Dobry wieczór – odpowiedziałem, wyciągając z portfela pieniądze.

– To pan mi dzisiaj otworzył klatkę schodową.

– Tak, to ja. Przepraszam, że na początku na pana nakrzyczałem, jakieś dzieciaki robiły sobie głupie żarty i przed panem dzwoniły do mnie domofonem. Jestem tu nowy i w ogóle… – Wręczyłem chłopakowi pieniądze zawierające napiwek. Odebrałem karton z pizzą i poczułem, że jest jeszcze gorąca.

– I jak się panu mieszka? – Dostawca zerknął podejrzliwie w stronę mieszkania. Miał wyraz twarzy świadczący o tym, że gdyby nie ja, to wszedłby dalej z ciekawości, żeby się rozejrzeć. Na dodatek, wyglądał trochę tak, jakby wiedział o tym lokalu coś, czego ja nie wiem.

– Różnie – odparłem krótko.

Dostawca spojrzał na mnie w taki sposób, jakby nie zrozumiał, co do niego powiedziałem.

– Różnie – powtórzyłem i zaczynałem już zamykać drzwi. – Za wcześnie, żebym mógł powiedzieć coś więcej.

– Słyszałem, że kiedyś działy się w tej klatce dziwne rzeczy. Dobranoc.

– Jakie rzeczy? – zapytałem, wychylając głowę na zewnątrz.

– Różne! – odparł dostawca, zaśmiał się krótko i zbiegł na dół.

Zamknąłem drzwi na dwa zamki, odczekałem chwilę i spojrzałem jeszcze przez wizjer, żeby upewnić się, że nikogo nie ma na piętrze. Takie zachowanie było do mnie niepodobne.

Pizza okazała się dobra i ciepła, co mnie miło zaskoczyło. Po zjedzeniu przypomniałem sobie zagadkowe słowa chłopaka. Z ciekawości wygooglowałem adres mojego nowego miejsca zamieszkania, ale nie znalazłem żadnych informacji.

Zasnąłem tak szybko, jakbym wziął jakieś tabletki nasenne. Przeszło mi nawet przez myśl, że może dosypano mi czegoś do placka. Podczas tej nocy nie stało się nic, co mogłoby zakłócić mój odpoczynek. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie dziwny i niepokojący sen. Przyśniło mi się, że mój nowo poznany sąsiad wepchnął mnie do swojej piwnicy i następnie w niej zamknął. Powiedział, że będzie mnie więził do końca mojego życia, a jak już umrę, to zakopie mnie w lesie. Ściany oklejone zostały powyrywanymi stronami gazet z ubiegłego wieku. Przedstawiały informacje o przerażających rzeczach, które się wtedy wydarzyły. Waliłem pięściami i kopałem w drzwi zamknięte na kłódkę. Krzyczałem, żeby mnie wypuścił, ale w odpowiedzi słyszałem tylko szyderczy śmiech dochodzący z klatki schodowej. Czułem się bezradny i byłem pewny, że nie uda mi się nigdy wydostać.

Obudziłem się o piątej nad ranem z mocno bijącym sercem, spocony, jakbym przebiegł maraton. Nie udało mi się już zasnąć.

***

Nastał sobotni wieczór. Parapetówka udała się super. Z siedmiu osób, które do mnie przyszły, na noc zostały trzy – Jowita i Robert, którzy są parą od trzech lat, oraz Alicja. Reszta zaczęła się powoli wykruszać chwilę po północy, przytulając mnie na pożegnanie, kulturalnie dziękując za zaproszenie, gratulując i chwaląc moje pierwsze wynajęte mieszkanie. Ci najbardziej pijani zamówili Ubera, żeby porozwoził ich do domów.

Siedząc przy cicho włączonej muzyce, śmiejąc się i rozmawiając, po jakiejś godzinie usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

– Oho! Zaczyna się! – powiedziałem, rzucając spojrzenie w kierunku przedpokoju. Pomyślałem, że to powtórka z rozrywki, kolejne głupie żarty.

– To na pewno sąsiedzi… trochę zabalowaliśmy – stwierdził Robert.

– Albo policja – dodała Jowita i oboje z Robertem zaczęli się po cichu śmiać.

Podszedłem do drzwi, wyjrzałem przez wizjer i zauważyłem, że na klatce schodowej stoi mój nowo poznany sąsiad, czyli Ryszard Nowak.

Otworzyłem drzwi i wyszedłem na klatkę, stając przed moim sąsiadem na wycieraczce.

– Dobry wieczór – powiedziałem.

– Wojtek, zachowujecie się trochę za głośno. Mogę prosić, żebyście byli ciszej? – zapytał Ryszard, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

– Oczywiście – odparłem.

– Dziękuję.

Ryszard wyglądał na zmęczonego, jakby dopiero co wrócił po wyjątkowo ciężkiej zmianie i wyglądał starzej niż wtedy, gdy go spotkałem w piwnicy albo może sprawiał tylko takie wrażenie, ponieważ było już późno. Poczułem od niego znowu dziwny zapach. Prawdziwy smród. Zrobiłem krok w tył.

– Świętuję przeprowadzkę do nowego mieszkania, zrobiłem parapetówkę – powiedziałem trochę niewyraźnie, ponieważ miałem już lekko w czubie.

– Rozumiem, ale zachowujcie się trochę ciszej. – Ryszard uśmiechnął się do mnie.

– Dobrze, będziemy ciszej.

Zamknąłem drzwi, po kilku sekundach spojrzałem przez wizjer, by upewnić się jeszcze, że Ryszarda nie ma już na klatce, i wróciłem kulturalnie do gości.

Gdy wszedłem do pokoju, cała trójka od razu rzuciła na mnie pytające spojrzenia.

– Kto to był? – zapytała Alicja.

– Sąsiad… Ryszard – odpowiedziałem. Następnie odwróciłem się jeszcze w stronę przedpokoju, patrząc przez chwilę w tamtym kierunku, jakbym czekał, aż znowu ktoś zapuka do drzwi. Tak się jednak nie stało.

– Wygrałem! – powiedział głośno Robert.

– Oni się założyli – wyjaśniła Alicja. – Ale muszę przyznać, że ja też obstawiałam policję.

– Wygrałem – powtórzył Robert i pocałował Jowitę w policzek.

– O co się założyliście? – zapytałem, omiatając wzrokiem zakochaną parę.

– O KFC, niestety, przegrałam i muszę mu kupić kubełek – odpowiedziała Jowita, wskazując palcem swojego partnera.

Zaśmiałem się i pogratulowałem Robertowi wygranej.

– Musimy śmiać się trochę ciszej, najwyraźniej trochę nas słychać przez ścianę – powiedziałem po cichu, prawie szepcząc.

Robert spojrzał na mnie, mrużąc oczy, jakby nie dosłyszał lub nie do końca zrozumiał, co przed chwilą powiedziałem.

– Musimy śmiać się trochę ciszej – powtórzyłem. – Mój sąsiad mnie o to poprosił – dodałem, wypowiadając słowo „sąsiad” bardziej stanowczo i nieco głośniej.

Mój przyjaciel pokiwał głową na znak, że w końcu do niego wszystko dotarło. Robert ma jedną, bardzo wyraźną wadę, którą można dostrzec na zakrapianych alkoholem spotkaniach lub imprezach. Mianowicie, gdy wypije trochę za dużo, to nie do końca od razu rozumie, co się do niego mówi. Czasem informacje, które przekazuje się Robertowi trzeba wielokrotnie powtarzać, żeby w końcu do niego dotarły. Ale ogólnie jako człowiek, kumpel i przyjaciel jest całkiem spoko. Na dodatek można na niego liczyć. Przynajmniej w moim przypadku – gdy potrzebowałem pomocy, zawsze mi jej udzielił.

– Wojtek, a jak twoja książka? – zapytała nagle Jowita.

– Trochę napisałem… Gdyby nie przeprowadzka, zapewne byłoby tego już znacznie więcej – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

– Mam nadzieję, że powstaje bestseller – rzuciła Alicja.

Uśmiechnąłem się, ponieważ lubię, gdy ludzie pytają o moją twórczość.

Posiedzieliśmy jeszcze z godzinę, tym razem rozmawiając i śmiejąc się ciszej, żeby mój sąsiad nie miał nawet najmniejszego powodu, aby wyjść ze swojego mieszkania i zapukać do mnie po raz kolejny tej nocy. Następnie Jowita z Robertem poszli spać do małego pokoju, ja z Alicją zostaliśmy w dużym.

***

Przez kilka minut leżeliśmy obok siebie, niczym zmęczeni całodniowym zwiedzaniem turyści, dzielący ze sobą pokój na zagranicznej wycieczce. Patrząc w sufit, chciałem już się zapytać Alicji, czy śpi, gdy ona nagle odezwała się pierwsza.

– Mówiłeś przez telefon, że dzieją się w tym mieszkaniu dziwne rzeczy – powiedziała po cichu, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek nas usłyszał.

– Ano tak – wyszeptałem.

– Mówiłeś, że ktoś pukał do ciebie o trzeciej w nocy, dowiedziałeś się już, kto to był?

– Niestety, nie dowiedziałem się… Jak na razie zapytałem o to tylko jedną osobę, mojego sąsiada, Ryszarda.

Nie chciało mi się rozmawiać o dziwnych rzeczach, które działy się w moim mieszkaniu. Zaczynałem myśleć o czymś innym, mianowicie o Alicji, i o tym, że leży ze mną w jednym łóżku.

– A oprócz tego pukania, coś się jeszcze wydarzyło?

– Dziwni ludzie… zapewne jakieś wyrostki, dzwoniły domofonem, wyzwali mnie od śmieci, powiedzieli, że nie lubią tej klatki i na koniec bezczelnie opluli domofon – odpowiedziałem.

Alicja się zaśmiała.

– Naprawdę? Widziałeś tych wyrostków?

– Naprawdę. Nie, nie widziałem. Nie wiem, jak wyglądali, nie zszedłem nawet na dół, żeby to sprawdzić. Działy się też inne rzeczy, ale nie chce mi się teraz o tym gadać.

Przekręciłem się na lewy bok i uśmiechając się, spojrzałem na leżącą obok Alicję. Delikatne światło księżyca wpadające przez odsłonięte okno spowodowało, że widziałem jej ładną twarz – uśmiechała się niemal niezauważalnie. Alicja jest brunetką o dużych zielonych oczach, które sprawiają, że po dłuższej chwili patrzenia w nie, zaczynam się czuć trochę jak zahipnotyzowany.

– Nie jest ci za gorąco? Może otworzę okno? – zapytałem.

– Nie trzeba, dziękuję.

Przełamałem się i pocałowałem Alicję w policzek.

– Co robisz? – zapytała po cichu, lekko odsuwając głowę w bok.

Nie odpowiedziałem na pytanie. Następne moje pocałunki wędrowały po jej szyi – nie protestowała. Podczas tej nocy kochaliśmy się ze sobą pierwszy raz.

Obudziłem się przed dwunastą w południe. Z zamkniętymi oczami usiadłem na krawędzi łóżka i złapałem się jedną ręką za głowę, drugą położyłem na szafce nocnej w nadziei, że znajdę stojącą na niej plastikową butelkę z niegazowaną wodą mineralną. Niestety, drewniany blat okazał się całkowicie pusty. Bardzo powoli otworzyłem powieki, zrobiłem to, jakby w zwolnionym tempie, następnie odwróciłem głowę i zauważyłem, że łóżko również jest puste. Z kuchni dotarł do mnie cichy dźwięk lejącej się wody z kranu i odstawianych do wysuszenia szklanek. Mimo lekkiego bólu głowy, uśmiechnąłem się, podniosłem i stanąłem na środku pokoju. Poczułem przyjemny zapach jajecznicy.

Przechodząc przez przedpokój, omiotłem wzrokiem ścianę o barwie zgniłego fioletu i pomyślałem, że muszę w końcu wziąć się za przemalowanie jej na inny kolor. Minąłem własne odbicie w lustrze, następnie zatrzymałem się nagle, ponieważ przez moment wydawało mi się, iż mam tak podkrążone oczy, jakby rozlały się pod nimi siniaki po pobiciu. Zrobiłem krok w tył i spojrzałem na siebie jeszcze raz. Miałem lekkie wory pod oczami, ale nie takie, jakie mi się ukazały, gdy chwilę wcześniej zerknąłem na własne odbicie. Najwidoczniej musiało mi się przywidzieć. Patrzyłem na siebie jeszcze przez kilka sekund; pomyślałem, że muszę się ogarnąć i jak najszybciej powiesić nowe, ładniejsze lustro.

Wszedłem do kuchni i przywitałem się z Alicją delikatnym oraz szybkim pocałunkiem, ponieważ miałem świadomość, że zapach z moich ust może być w tej chwili nieprzyjemny lub wręcz odpychający dla drugiej osoby.

– Zjesz jajecznicę? – zapytała Alicja.

– Z wielką przyjemnością – odparłem z uśmiechem.

Mrugnąłem do niej i usiadłem przy stole. Za oknem świeciło słońce, niebo było bezchmurne i usłyszałem szczekanie jakiegoś psa. Przypomniałem sobie tę młodą kobietę w czerwonej sukience, którą widziałem ostatnio spacerującą po parku ze swoim czworonogiem. Zawsze czuję się lepiej, gdy jest ładna pogoda, więc niewyspanie i ból głowy zaczynały odchodzić w zapomnienie.

– Jowita i Robert wyszli chwilę po dziesiątej – powiedziała Alicja, stawiając przede mną talerz z gorącą jajecznicą.

Od razu wziąłem się za jedzenie.

Dziewczyna usiadła naprzeciwko mnie i również zaczęła jeść.

– Okej – odpowiedziałem z pełnymi ustami, dopiero po jakichś dwóch minutach, ponieważ jajecznica była tak dobra, że przez tę chwilę nie istniało dla mnie nic poza nią.

– Poprosili, żebym ci przekazała od nich podziękowania za udaną parapetówę.

– Okej – odpowiedziałem krótko, znowu z pełnymi ustami. – Bardzo mnie cieszy, że wszystkim domówka się podobała – dodałem po przełknięciu jedzenia.

Spojrzałem na Alicję i uniosłem brwi, miałem się właśnie zapytać, czy jej też się podobał wieczór spędzony u mnie, ale najwidoczniej to wyczytała z mojej twarzy. Odpowiedziała na pytanie, zanim zdążyłem je zadać, jakby czytała w moich myślach…

– Mnie też się podobało. – Dziewczyna się uśmiechnęła.

Po skończeniu śniadania siedzieliśmy przez chwilę bez słowa.

– O której wstałaś?

– Po dziewiątej, ponieważ chciałam sprawdzić, czy będzie się działo coś dziwnego… Ale nikt nie dzwonił domofonem ani nie pukał do drzwi. A tak poza tym, to co cię skłoniło, żeby przeprowadzić się do Słupska? – zapytała Alicja, wstając od stołu.

– To moja słodka tajemnica – odpowiedziałem i również wstałem. – Muszę umyć zęby, wykąpać się, ogólnie potrzebuję się ogarnąć – dodałem, wychodząc z kuchni.

– Już nie bądź taki tajemniczy! – W głosie Alicji usłyszałem autentyczne rozbawienie.

Przeprowadziłem się z Ustki do Słupska ze względu na nią, ale postanowiłem jej o tym nie mówić. Zresztą, sądziłem, że ona o tym wie lub przynajmniej tak podejrzewa. Chciałem też częściej widywać moich przyjaciół i sprawdzić, jak się mieszka w Słupsku.

***

Po doprowadzeniu się do porządku postanowiłem odprowadzić Alicję do domu. Była z tego powodu bardzo zadowolona. Pomyślałem też, że spacer dobrze nam zrobi. Ciągnęło mnie do wyjścia z mieszkania, gdyż pogoda za oknem prezentowała się niezwykle zachęcająco. Była druga połowa czerwca i przeczuwałem, że to lato będzie wyjątkowo upalne. Założyłem na siebie biały podkoszulek, rozpiętą koszulę, dżinsy i trampki. Na koniec podwinąłem jeszcze rękawy. Alicja pochwaliła ją – powiedziała, że jest „fajna”.

– Gotowy? – zapytała, stojąc przed lustrem i poprawiając włosy.

– Gotowy – odpowiedziałem, rzucając spojrzenie na jej odbicie.

– To idziemy.

– Pani przodem. – Otworzyłem przed nią drzwi.

Wyszła z mieszkania i zatrzymała się na korytarzu.

– Zobacz, spod twojej wycieraczki wystaje koperta. – Alicja schyliła się.

– Że co? – zapytałem zaskoczony. – Koperta?

– Tak, to koperta – powiedziała to bardziej do siebie niż do mnie.

Spojrzałem na wycieraczkę i, faktycznie, zauważyłem wystający kawałek białego papieru.

Alicja wyciągnęła ją ostrożnie z ciekawością w oczach. Nic na niej nie było napisane; żadnego adresu ani przyklejonego znaczka.

– W środku coś jest! – Delikatnie potrząsnęła znaleziskiem.

– Pokaż.

Podała mi ją i z powrotem weszła do mieszkania.

– Jest zaklejona – stwierdziłem.

– Otwórz! Ciekawe, co w niej jest!

Pomacałem tę tajemniczą, niezaadresowaną kopertę, i poczułem, że coś niedużego znajduje się w środku. Przez chwilę zastanawiałem się, czy w ogóle ją otwierać, ale ciekawość oczywiście wzięła górę.

W środku znajdował się mały, płaski klucz. Taki, jakich używa się do kłódek lub skrzynek na listy. Wyciągnąłem go i zajrzałem jeszcze raz do środka, żeby sprawdzić, czy nie ma tam jeszcze czegoś. Nie było. Uniosłem klucz na wysokość oczu i patrzyłem, zastanawiając się, po co i dlaczego ktoś wsadził go pod moją wycieraczkę. Zmarszczyłem brwi. Pomyślałem, że to bardzo dziwne.

– Klucz? Po co ktoś ci wsadził klucz pod wycieraczkę?

– Mówiłem, że tu dzieją się dziwne rzeczy – odpowiedziałem, wkładając go z powrotem do koperty. – Nie wiem, o co może chodzić, przecież dostałem wszystkie klucze. Od mieszkania, od piwnicy i od skrzynki na listy.

Wszedłem do dużego pokoju i położyłem znalezisko na środku stołu. Pomyślałem, że trzeba to jakoś wyjaśnić. Niby nic, przecież to tylko jakiś mały klucz, ale dlaczego znalazł się akurat pod moją wycieraczką?

– Chodźmy już! – Usłyszałem głos Alicji dobiegający z przedpokoju.

Wyrwałem się z zamyślenia i odwróciłem głowę w tamtym kierunku, następnie jeszcze na moment wróciłem spojrzeniem do koperty. Pokiwałem nad nią palcem, jakbym jej groził i wyszedłem z pokoju.

Znów puściłem Alicję przodem i rzuciłem okiem na jej jędrne pośladki, które teraz były opięte czarnymi dżinsami. Wyszliśmy w końcu z mieszkania. Zamknąłem drzwi na dolny i górny zamek.

– Boisz się, że ktoś się włamie? – Alicja prawie się zaśmiała.

– Nie zrozumiesz – odpowiedziałem stanowczo.

– Ciekawe, do czego jest ten klucz? Wiesz, to trochę takie tajemnicze. Ktoś zostawił ci klucz, żebyś coś nim otworzył, tylko co?

– Skąd taki pomysł, że będę nim cokolwiek otwierać? – Podniosłem wycieraczkę, żeby sprawdzić, czy nie ma pod nią czegoś jeszcze.

Nagle usłyszeliśmy z dołu dźwięk otwieranych drzwi, następnie kłótnię kobiety z mężczyzną, nie dało się zrozumieć słów, bo wyraźniej i głośniej rzucali tylko mocnymi bluzgami.Natomiast słychać było, że oboje są niebywale zdenerwowani. Kobieta wrzeszczała, jakby chciała przekleństwami zabić. Po chwili dotarło do nas echo zbiegania z parteru po schodach na sam dół, następnie trzaśnięcie drzwiami od klatki schodowej i na koniec jeszcze głośniejsze walnięcie drzwiami od mieszkania na parterze.

Alicja spojrzała na mnie pytająco. Ja tylko wzruszyłem ramionami.

Zeszliśmy schodami, nie komentując awantury. Na zewnątrz pogoda była wspaniała, aż chciało się żyć. Zauważyłem, że z klatki obok wychodzi kobieta. Po chwili dostrzegłem, że to ta sama, która kilka dni temu była dla mnie niemiła, gdy przywitałem się z nią i próbowałem nawiązać chociażby krótką rozmowę. Postanowiłem tym razem nie mówić nawet grzecznościowego „dzień dobry”. Kobieta, przechodząc obok nas, rzuciła mi krótkie, natomiast tak lodowate spojrzenie, że aż zrobiło mi się zimno. Gdy zniknęła za rogiem budynku, ruszyliśmy w swoją stronę, czyli w kierunku domu Alicji.

Idąc przez park znajdujący się w centrum miasta, mijaliśmy spacerujących i siedzących na ławkach młodych ludzi, którzy upajali się piękną pogodą ufundowaną przez rozpoczynające się lato.

Należeliśmy do tych młodych ludzi.

– I co zrobisz z tym kluczem? – Alicja przerwała milczenie, towarzyszące nam od kilku minut.

– Jeszcze nie wiem – odparłem. – Naprawdę nie wiem. Może popytam sąsiadów… Zadzwonię też do Roberta, zapytam go, czy jak wychodzili z Jowitą ode mnie z mieszkania, nie widzieli przypadkiem czegoś podejrzanego lub kogoś podejrzanego. Zadzwonię do niego później, możliwe, że jeszcze odpoczywa po imprezie. Poza tym nie lubię rozmawiać przez telefon. Nieważne czy to kolega, czy ktoś z rodziny… Po prostu nie lubię.

– Jak można tak bardzo nie lubić rozmawiać przez telefon?

– Normalnie. Można. Jestem tego żywym przykładem.

– Mam ochotę zjeść loda. – Alicja nagle zmieniła temat.

Zatrzymaliśmy się na moment obok pustej ławki.

– Ja też. – Uśmiechnąłem się. – Dawno nie jadłem lodów na świeżym powietrzu.

Poszliśmy do najbliższej lodziarni, w której wybraliśmy ulubione smaki: Alicja truskawkowy, ja pistacjowy. Lody zjedliśmy ze smakiem, przy stoliku znajdującym się przed lodziarnią. Następnie odprowadziłem Alicję do domu.

Wracając do siebie, myślałem o kluczu z koperty i o dziwnych rzeczach, które dzieją się w miejscu mojego zamieszkania. Tak naprawdę to nie miałem nawet ochoty wracać do moich czterech kątów. Była ładna pogoda, a ja, mimo parapetówki, czułem się jak nowo narodzony. Być może, była to zasługa Alicji i jej śniadania. Postanowiłem, że wejdę do mieszkania tylko na chwilę, założę dres, wezmę klucz od piwnicy, z której wyciągnę rower i zrobię sobie małą wycieczkę.