Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
37 osób interesuje się tą książką
Spokojny poranek na jednym z białostockich osiedli brutalnie przerywa samobójcza śmierć nastolatki. Ola Michalska miała wszystko – urodę, inteligencję, rodzinę i grono znajomych. Co zatem sprawiło, że zdecydowała się na tak drastyczny krok?
Drobiazgowe śledztwo wciąga komisarza Mirosława Grockiego w bagno lokalnej polityki. Natrafia w nim nie tylko na nić, wiążącą licealistkę z tajemniczą restauracją, ale też na człowieka, który może pomóc odkryć sekrety z przeszłości policjanta.
Gdzie leży granica między ambicją a żądzą władzy? Jaką cenę przyjdzie Grockiemu zapłacić za odkrycie prawdy? I czy motyw osobisty wystarczy, by usprawiedliwić każde działanie?
Powieść o granicach, których przesunięcie może kosztować życie. Niejedno.

Marcin Silwanow (ur. 1980 r.) – autor powieści i podcastów kryminalnych. Jego twórczość związana jest z rodzinnym Białymstokiem i Podlasiem. Od lat prowadzi biuro detektywistyczne a specjalizuje się w poszukiwaniach genealogicznych. Z uwagą spogląda w stronę stoicyzmu. Pasjonat zjawisk i rzeczy różnych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 426
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
MOTYW OSOBISTY
Copyright © by Marcin Silwanow 2025
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Niebieskie 2025
Redaktor inicjująca – Anna Rozenberg
Redaktor prowadzący – Michał Chudziński
Redakcja – Anna Rozenberg
Korekta – Przemysław Radzyński, Magdalena Białek
Okładka – Łukasz Pryczkat, pryczkat.com
Projekt typograficzny i skład – Łukasz Pryczkat, pryczkat.com
Zdjęcie autora – Michał Obrycki
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe, a imiona i nazwiska są fikcyjne.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie lub elektronicznie, ani odczytywana w środkach masowego przekazu bez zgody wydawcy. W przypadku cytowania należy podać źródło pochodzenia oraz obowiązuje zakaz zmiany treści. Dziękujemy za uszanowanie pracy autora i zespołu redakcyjnego.
Wydanie I
Kraków 2025
ISBN: 978-83-977429-3-2
Wydawnictwo Niebieskie Sp. z o.o.
www.wydawnictwoniebieskie.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
Moim dzieciom
Białystok, os. Zielone Wzgórza
– Mamo, tam leży jakaś pani. – Chłopiec odwrócił się i zawołał do matki, która przytrzymywała drzwi klatki schodowej.
Po chwili wyszła z nich kilkuletnia dziewczynka, prowadząc obok siebie rower. Wiatrak przymocowany do kierownicy zaczął się obracać, a kobieta z satysfakcją obserwowała, jak jej dziecko pewnie siada na siodełku, a potem odpycha się nogami i zaczyna jechać. Dopiero wtedy dotarły do niej słowa syna, który stał kilkanaście metrów dalej, na niewielkim trawniku przy ścianie bloku.
– Co ty mówisz? Kto leży?! – krzyknęła do chłopca, który w tym momencie zaczął biec w jej kierunku.
– Tam. Pani chyba śpi. – Malec wskazał ręką na krzewy rosnące pod oknami.
Kobieta spojrzała z niepokojem w kierunku córki, ale widząc, że dziewczynka zawróciła, zanim dojechała do ulicy, ruszyła w ślad za synem. Zdążyła jeszcze pomyśleć, że będzie musiała jakoś wytłumaczyć dzieciom, że niektórzy ludzie, jak wypiją za dużo alkoholu, robią różne niemądre rzeczy. Kiedy jednak zbliżyła się do miejsca, w którym wcześniej stał jej syn, zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak w obrazie, który widzi. Zwarta linia krzewów była przerwana na szerokości mniej więcej metra, jak oceniła. Spojrzała niżej. Długie blond włosy nie pozostawiały wątpliwości co do tego, że tym, co naruszyło wypielęgnowaną, równą ścianę roślinności, było ciało kobiety. Podobnie jak nienaturalne ułożenie kończyn nie pozostawiało wątpliwości, że ta kobieta nie spała.
– O Boże – powiedziała cicho i podeszła kilka kroków do przodu. – Ola… – Głos jej zadrżał, po czym nerwowo rozejrzała się wokół.
Chwilę potem przykucnęła nad leżącym u jej stóp ciałem i odgarnęła włosy okrywające nieruchomą twarz. Oczy dziewczyny były szeroko otwarte. Patrzyły gdzieś poza nią i miała wrażenie, że zastygł w nich strach.
– Czemu ta pani tu śpi?
Kobieta dopiero teraz zauważyła, że jej ośmioletni syn stoi z boku. Córka, nie zwracając na nich uwagi, zataczała koła rowerem.
– Ona nie śpi. Jest chora. Trzeba wezwać lekarza – oznajmiła i wyjęła z torebki telefon.
Zanim dyspozytor numeru alarmowego odezwał się w słuchawce, z klatki schodowej obok wyszło znajome małżeństwo. Kobieta dała im znak ręką, żeby podeszli, i choć sąsiad wymownie uniósł do góry nadgarstek, wskazując na zegarek, co miało oznaczać, że się spieszą, jego partnerka skręciła w stronę trawnika.
– Kasia, co jest? Co się… O kurwa. Mateusz, zobacz. Ona nie żyje?
Chłopiec stojący przy matce objął ją za nogi i zaczął płakać. Kobieta wykrzykiwała do telefonu, że potrzebna jest karetka, i to natychmiast, obserwując jednocześnie córkę, która z uśmiechem nadjeżdżała w ich kierunku. Po chwili głośny płacz dziewczynki odbił się echem od betonowych ścian otaczających ich bloków. Zapatrzona w matkę, nie zauważyła krawężnika.
– Mój wiatrak! – Sześciolatka przykucnęła przy wygiętej zabawce, a potem zaczęła się prostować, próbując unieść rower.
Nie zwracała uwagi na krople krwi wypływające spod zdartej skóry kolana.
*
Karetka pogotowia przyjechała niemal równocześnie z radiowozem. Grupa osób otaczających półkolem ciało nastolatki rozstąpiła się, żeby przepuścić ratowników, ale dopiero na widok policji ludzie odsunęli się o kilka metrów i zamilkli. Wyglądało to tak, jakby oczekiwali na jakiś nadzwyczajny wyczyn medyków lub funkcjonariuszy, mimo że sami zdążyli postawić już diagnozę oraz przeprowadzić wewnętrzne śledztwo. Sąsiedzi bez udziału lekarza stwierdzili zgon Aleksandry Michalskiej. Co do tego byli zgodni. Trudniej było w kwestii ustalenia przyczyn jej śmierci. Jedni uważali, że być może był to wypadek, a inni nie wykluczali udziału osób trzecich. Ktoś również sugerował, patrząc na nienaturalnie ułożone ciało dziewczyny, że było to samobójstwo i zmarła po prostu wyskoczyła z okna. W tej ostatniej teorii pojawiło się od razu kilka hipotez dotyczących tego, co mogło ją do tego popchnąć.
Ostatecznie za wiodące uznano dwie. Pierwsza dotyczyła nieszczęśliwej miłości, druga – bliżej nieokreślonych problemów osobistych. Obie wersje miały jednak część wspólną, którą można było streścić słowami: „Teraz młodzież załamuje się byle czym. Nie to, co kiedyś”.
Przybyli na miejsce policjanci szybko ustalili, że dziewczyna mieszkała na dziesiątym piętrze i uczyła się w trzeciej klasie liceum ogólnokształcącego. Jej rodzice prowadzą firmę, a poza tym sprawiają wrażenie zgodnego małżeństwa. Nikt nie słyszał, żeby kiedykolwiek się kłócili. Brat zmarłej studiuje zaocznie w Warszawie, gdzie pracuje, rozwożąc jedzenie z restauracji, i niezbyt często przyjeżdża do rodzinnego domu. Ostatnio był na Wielkanoc.
Poza tym Ola, bo tak mówili o niej sąsiedzi, nie zadawała się z podejrzanym towarzystwem, była pogodna, choć jednocześnie dość skryta. Nikt nie widział jej nigdy z papierosem, nie mówiąc już o alkoholu czy innych używkach. Może tylko czasem zbyt głośno słuchała muzyki, ale ostatecznie – która nastolatka tego nie robi?
Grocki zaklął, odkładając sztangę na uchwyt. Dawny uraz nadgarstka zaczął dawać mu się we znaki kilka tygodni temu, gdy zwiększył obciążenia w czasie ćwiczeń. Pierwszy raz zdarzyło się to nagle, kiedy wyprostowywał ramiona ze sztangą wzniesioną ponad klatką piersiową. W pewnym momencie prawy nadgarstek stracił napięcie, a ukłucie bólu było tak silne, że odruchowo rozluźnił uścisk dłoni. Trwało to chwilę, ale wystarczyło, żeby stalowy pręt zaczął spadać z impetem. Zaklął z bólu, nie mogąc wyhamować zbliżającego się ciężaru. Dopiero kiedy ochłonął i zaczął się zastanawiać nad przyczyną wypadku, przypomniał sobie o dawnym urazie nadgarstka.
Było to pięć czy sześć lat temu, kiedy biegnąc po rusztowaniach budowy, próbował zatrzymać uciekającego podejrzanego. Nie chcąc tracić czasu na schodzenie po drabinie, skoczył prosto w niewielką kałużę. Przeszacował wysokość i musiał podeprzeć się rękoma, żeby nie upaść, kiedy się poślizgnął. Siła uderzenia okazała się jednak zbyt duża. Kilka minut później w myślach prosił los, aby nie musiał strzelać, bo czuł, że brakuje mu siły w prawej dłoni, aby utrzymać broń nieruchomo. Na szczęście mężczyzna, którego gonił, musiał w trakcie biegu realnie ocenić swoje szanse, bo w pewnym momencie po prostu zatrzymał się i odwrócił do Mirka z uniesionymi wysoko rękami. Najwidoczniej nie zauważył niewielkich, kolistych ruchów wycelowanego w siebie pistoletu, w przeciwnym wypadku mógłby próbować uciec.
Po tym zdarzeniu Grocki poszedł do lekarza, ale zdjęcie rentgenowskie nie wykazało złamania. Mimo to ból w jego prawej dłoni pozostał. Bywało, że przyczajał się nawet na kilka miesięcy, by potem uderzyć w najmniej spodziewanym momencie.
Mirek masował obolały nadgarstek, gdy zadzwonił telefon. Podniósł się jednym ruchem z ławeczki, ale kiedy spróbował kciukiem prawej ręki odebrać połączenie, ból przeszedł pomiędzy palcami w kierunku łokcia.
– Słucham – syknął przez zęby.
– Mirek, nie wiesz, co z Witkiem? Miał być rano w robocie, a nie przyszedł. Telefonu też nie odbiera.
Grocki zbyt długo znał naczelnika Bajenę, żeby nie domyślać się, co za chwilę nastąpi. Nie pomylił się.
– Podjedź, jak możesz. Odbierzesz sobie w godzinach. Wieżowiec, kupa ludzi do rozpytania, a tego nygusa gdzieś wcięło.
– Może zachorował? – Mirek nie zareagował na prośbę szefa.
– W czerwcu?
– Ludzie nie chorują w czerwcu?
– Lepiej dla niego, żeby faktycznie był chory. To co, zapiszesz adres?
Grocki spojrzał na zegarek. Było dziesięć po ósmej. Zmianę zgodnie z planem miał zacząć o czternastej.
– Mów. Zapamiętam – odpowiedział.
Bajena podał numer bloku na ulicy Zielonogórskiej i się rozłączył. Mirek spojrzał na rozłożony sprzęt, potem dotknął bolącego nadgarstka i wyszedł do łazienki. Po dziesięciu minutach, z elastycznym bandażem na ręce, zamknął za sobą mieszkanie.
Dopalając papierosa, spojrzała na zegarek w telefonie. Za kilka minut miała się zacząć pierwsza lekcja, a na niej przekładana dwukrotnie klasówka z geografii. Ola zazwyczaj się nie spóźniała, dlatego Daria z rosnącą niecierpliwością rozglądała się wokół, wypatrując sylwetki najlepszej przyjaciółki. W końcu do niej zadzwoniła, ale telefon był wyłączony. Ruszyła szybkim krokiem do szkoły, a przed wejściem jeszcze raz obejrzała się za siebie, po czym wbiegła po schodach na piętro i stojąc już przed salą, zaczęła szukać wzrokiem Oli. Dźwięk dzwonka spowodował w niej ukłucie niepokoju, choć nie była pewna, czy wynikało to jedynie z obawy o przyjaciółkę, czy po trochu również ze strachu przed sprawdzianem. Kilka minut później, kiedy nauczycielka wyczytała nazwisko „Michalska”, spojrzała pytająco na Darię, a ona pokręciła głową, mówiąc cicho: „Nie ma”. W szkole wszyscy wiedzieli, że dziewczyny się przyjaźniły. Pod wieloma względami były do siebie podobne na tyle, że niektórzy brali je nawet za siostry.
Od pewnego czasu Daria zaobserwowała zmianę w zachowaniu koleżanki. Kiedyś spędzały ze sobą niemal całe weekendy, a obecnie Ola unikała tych spotkań, wymawiając się zmęczeniem albo brakiem ochoty. Podejrzenia o to, że z przyjaciółką dzieje się coś niepokojącego, przybrały na sile, kiedy kilkukrotnie przyłapała ją na kłamstwie. Zachodziła do niej, licząc, że jednak spędzą razem czas, a wtedy się okazywało, że Oli nie było w domu.
W końcu przemogła się i zapytała wprost, co się dzieje. Kiedy usłyszała odpowiedź, nie mogła w nią uwierzyć, a jednocześnie poczuła rodzaj ekscytacji. Okazało się, że jej najlepsza koleżanka od kilku miesięcy uprawiała seks za pieniądze. Darii to bardzo zaimponowało i tydzień temu uległa namowom Oli. Przeżyła swój pierwszy raz, a zaraz po nim kilka kolejnych, bo tej samej nocy do pokoju w budynku restauracji pod miastem, w którym została zamknięta, weszło jeszcze trzech mężczyzn. W efekcie około czwartej nad ranem miała więcej pieniędzy, niż jej matka zarabiała w ciągu miesiąca, ale z tego zdała sobie sprawę dopiero następnego dnia. Z tej nocy pamiętała tylko kilka pierwszych drinków, które wypiła dla rozluźnienia. Potem zanurzyła się w mrok, lepką ciemność, która nie przepuszczała światła. Z Olą spotkała się, dopiero kiedy impreza dobiegła końca. Było już jasno, gdy nieznany jej mężczyzna kazał im wsiąść do samochodu i odwiózł je na obrzeża miasta. Tam obie wysiadły i taksówką wróciły na osiedle, skąd rozeszły się do swoich domów.
Dzień wcześniej Daria powiedziała rodzicom, że spędzi noc u Oli, a Ola powiedziała swoim, że zanocuje u Darii. Proste kłamstwo, które nie wzbudzało podejrzeń, bo nastolatki często tak robiły.
Przed weekendem Ola zapytała, czy znów z nią pojedzie, ale Daria odmówiła. Nie żałowała tego, co zrobiła, ale też nie znajdowała motywacji, żeby to powtórzyć. Inna rzecz, że pamiętała z tamtej nocy jedynie krótkie fragmenty, których nie potrafiła umiejscowić względem siebie. Przypuszczała, że mógł jej zostać podany jakiś narkotyk, ale o to nie mogła mieć pretensji, bo z własnej woli zgodziła się na rolę seksworkerki. Poza tym pojawił się problem z pieniędzmi, które wtedy zarobiła. Gdyby chodziło o wydanie dwustu czy nawet pięciuset złotych na kosmetyki lub ubrania, potrafiłaby to jakoś ukryć. Nie miała jednak pomysłu, co mogłaby kupić za kilka tysięcy, aby rodzice tego nie zauważyli.
W piątek w szkole podzieliła się swoimi obawami z Olą, ale ona nie odpowiedziała. W niedzielę wieczorem przyjaciółka przyszła do niej i poprosiła o przechowanie kilku rzeczy. Podała jej przy tym nieduży pakunek, nie mówiąc, co jest w środku, ale dając wyraźnie do zrozumienia, że nie powinna do niego zaglądać. Gdy Ola wyszła, Daria zawahała się przez moment i otworzyła paczkę. Był w niej wyłączony telefon i pieniądze. Pięćdziesiąt tysięcy złotych. Dziewczyna zamarła na ten widok i w pierwszym odruchu zamierzała zadzwonić do przyjaciółki z prośbą, żeby zabrała od niej te rzeczy, ale po zastanowieniu się uznała, że w ten sposób wydałoby się, że zajrzała do paczki. Postanowiła zaczekać do następnego dnia i w szkole spróbować zagadnąć o to Olę. Na razie schowała pakunek głęboko pomiędzy ubraniami i wtedy po raz pierwszy przyszło jej do głowy, że Ola musi mieć jakieś problemy, a to, co sama robiła i do czego namówiła ją przed tygodniem, nie było jedynie sposobem na szybki zarobek.
W nocy prawie nie spała. Przed oczami na zmianę przesuwało się jej niewyraźne wspomnienie wydarzeń poprzedniego weekendu oraz zawartości otrzymanego pakunku. Dopiero teraz pomyślała o tym, że mogła zostać nagrana, a filmy mogą posłużyć jako element szantażu. Robiła sobie wyrzuty, że nie wpadła na to, zanim przystała na propozycję Oli. Wyobraźnia podpowiadała jej możliwe scenariusze tego, co mogło nastąpić, ale każdy kolejny był gorszy od poprzedniego. Z tymi myślami przetrwała bezsenną noc, licząc na to, że szczera rozmowa z Olą w szkole wyjaśni wszystko i ją uspokoi. Dlatego dziś rano tak niecierpliwie wyglądała koleżanki i z rosnącym niepokojem weszła sama do klasy.
7.06.2021 r.
Srebrna honda accord zatrzymała się przed przejazdem kolejowym. Chwilę później kierowca wyłączył światła, przejechał kilka metrów i zatrzymał się na torach, po czym wysiadł i podszedł do tylnych drzwi, które w tym momencie się otworzyły.
– Mam nadzieję, że gnojek się nie wybudzi – powiedział mężczyzna siedzący w aucie, patrząc niepewnie na potężną sylwetkę zajmującą niemal całą tylną kanapę, tak że on sam musiał jechać wciśnięty w boczne drzwi. Wiotkie, bezwładne ciało, pozbawione naturalnego napięcia, przypominało plastyczną masę rozlewającą się niczym slime w blaszanym pudełku.
– Dostał porządną dawkę. Obudzi się już u bozi. Dobra, wysiadaj i pakujemy chuja na przód.
Mężczyźni z trudem wydobyli ciało i przenieśli je, usadawiając za kierownicą. Potem jeden z nich przeciął scyzorykiem plastikową opaskę, uwalniając w ten sposób dłonie olbrzyma, które opadły pomiędzy nogi. Na prawej znajdował się gruby opatrunek, przez co wydawało się, że ramię zakończone jest białą bokserską rękawicą z bladoczerwonym deseniem w okolicy palców.
– O której ma być pociąg?
– Niedługo. Za kilka minut. – Kierowca spojrzał na podświetlaną tarczę zegarka. – Spokojnie, oby tylko żaden rolnik nie wybrał się na wieczorną przejażdżkę.
– Słyszałeś? Co to było? – zapytał mężczyzna, który wcześniej jechał z tyłu.
– Nic nie słyszałem. Nie panikuj. Zaraz będzie tu ktoś od nas. – Kierowca wydawał się opanowany, ale na wszelki wypadek dyskretnie przyjrzał się drodze po obu stronach przejazdu. – Z gnoja nic nie zostanie – dodał, uderzając dłonią w lateksowej rękawiczce w dach samochodu.
Niedługo potem obaj odwrócili się za siebie. Tym razem źródło dźwięku nie budziło wątpliwości. Po chwili obok nich zaparkował czarny SUV.
– Gotowe? – zapytał przez uchyloną szybę blondyn siedzący za kierownicą, a kiedy tamci potwierdzili, skinął głową, wskazując im, aby wsiedli do auta.
– Nie zaczekamy?
– Pojebało cię? Tu chcesz czekać? – Kierowca SUV-a uniósł głos. – Odjedziemy trochę, tak żeby słyszeć. To wystarczy – dodał, a kiedy obaj mężczyźni wsiedli do samochodu, szybko zawrócił na wąskiej drodze i ruszył z powrotem.
Po przejechaniu kilkuset metrów zjechał na łąkę. Z tego miejsca przejazd kolejowy nie był widoczny, ale powinni usłyszeć moment uderzenia lokomotywy w auto. Uchylili boczne szyby i w milczeniu oczekiwali na przyjazd pociągu.
Tego wieczoru wydarzyły się dwie sytuacje, których nie przewidział. Najpierw nastąpił na gałąź i jeden z mężczyzn usłyszał to, bo zaczął spoglądać w jego kierunku. Na jego szczęście nie wynikły z tego żadne komplikacje. Kolejny problem pojawił się, kiedy zobaczył auto Gabrysia. Zaczął się wtedy zastanawiać, czy powinien nagrywać, bo w poleceniu, które dostał, wyraźnie chodziło o zarejestrowanie tych, którzy przygotowywali samochód na przejeździe, a materiał ten, jak za każdym razem, służyć miał celom, jak to nazywał w myślach, pedagogicznym. Odtwarzając film, można było w prosty sposób zdyscyplinować uwiecznionych na nim sprawców. Ponadto takie nagranie sugestywnie oddziaływało na wyobraźnię tych, którzy wahali się co do składanych im propozycji współpracy. Nie otrzymał jednak instrukcji, co ma zrobić, gdy na miejscu pojawi się znajomy SUV. Po chwili zastanowienia na wszelki wypadek uruchomił nagrywanie i wycelował obiektyw kamery przed siebie. Kiedy Gabryś zabrał do samochodu tamtych dwóch i odjechał, zaczął odliczać czas do najważniejszego momentu tego wieczoru.
Odgłos nadjeżdżającego pociągu był słyszalny z daleka. Ręka mu zadrżała, gdy ścierające się ze sobą masy metalu wyrzuciły w przestrzeń ogłuszający zgrzyt.
– Cześć, Karol. – Mirek przywitał się z Adamskim, jednocześnie spoglądając w kierunku krzaków, przy których stał lekarz i ratownicy z karetki. – Co jest z Witkiem? Zachlał, że mnie tu ściągacie?
– Pewnie odpoczywa po weekendzie. Bajena jest tak nakręcony, że… zresztą idzie tu, to zaraz ci powie.
Grocki odwrócił się i chwilę później uścisnął dłoń naczelnika. Ten spojrzał na niego i powiedział, ściszając głos:
– Wiesz coś, co powinienem wiedzieć? Przybyłek nic ci nie mówił?
– Nic.
– To ja mu powiem. Niech się tylko gnojek mi pokaże.
– Zbyt wrażliwy się robisz. A bo to on jeden się zawieruszył? Każdemu takie coś się przytrafiło. Nie mogłeś ściągnąć kogoś innego?
– Nie ma kim pracować, Mirek. Część wydziału pobrała urlopy. W nocy i tak musiałem obudzić kilku chłopaków.
– A co się stało?
– Daj spokój, będzie syf. Na przejeździe pociąg rozpieprzył osobówkę. Problem w tym, że za kierownicą siedział były zastępca prezydenta miasta. Wygląda na to, że chłop miał już dość.
– Pewnie góra będzie cisnąć w tej sprawie – odpowiedział Grocki, odwracając się w kierunku zgromadzonych ludzi. – Dobra, trzeba się ruszyć. Społeczeństwo patrzy. Co tu mamy?
Bajena skinął na Adamskiego.
– Karol, powiedz, co wiemy. Ja się zbieram do rodziców dziewczyny. Mam nadzieję, że żaden sąsiad jeszcze do nich nie zadzwonił.
– Denatka to Aleksandra Michalska, mieszkała na ostatnim piętrze. – Adamski wskazał brodą na blok. Obaj unieśli głowy w kierunku otwartego okna pod dachem. – Uczennica liceum, dwoje rodziców i brat, który studiuje w Warszawie. Rodzina spokojna, żadnego mordobicia, żadnych niebieskich kart. Nikt nie słyszał, żeby mieli jakieś problemy, a na pewno nie takie, które rzucałyby się w oczy. Dziewczynę znalazła sąsiadka i o ile wiem, nikt nie widział momentu skoku. Lekarz na razie nie ma żadnych uwag.
– No dobra. To bierzemy jeszcze dwóch i idziemy pogadać z sąsiadami – zarządził Mirek. – Proponuję, żeby jedna dwójka zaczęła od góry, a druga od dołu.
Po godzinie ósmej bloki w mieście pustoszeją. W mieszkaniach pozostają głównie matki z dziećmi i emeryci. Zazwyczaj te osoby są również najlepiej poinformowane o życiu osobistym swoich sąsiadów. Jednak o Oli Michalskiej nikt nie wiedział specjalnie dużo. Tylko tyle, że choć bardzo ładna, nie widywano jej z chłopakami. Po sprawdzeniu trzech pierwszych pięter Mirek zatrzymał się i powiedział do Karola:
– Witek chyba wyczuł, że będzie dymanie po schodach, i dlatego się zawieruszył.
– Słyszałeś Bajenę. Tym razem młody może mieć problem.
– No może. Chociaż pewnie pogada, pogada i skończy się na niczym. Jak mu chłopak wywinie numer i pójdzie na zwolnienie, to już w ogóle nie będzie komu tyrać.
Policjanci wspięli się na następne piętro. Po kilkunastu minutach rozmów z kolejnymi sąsiadami dołączyła do nich dwójka śledczych schodząca z góry. Żaden z mieszkańców nie powiedział nic, co mogłoby wskazywać na motyw samobójstwa nastolatki.
Kiedy schodzili, Grocki szedł na końcu, zastanawiając się, który to już raz w swojej karierze komisarza wydziału zabójstw przyjeżdżał na miejsce znalezienia zwłok i ile trupów już widział. Nie wiedział, dlaczego akurat ta myśl przyszła mu teraz do głowy, ale ostatnio coraz częściej przyłapywał się na czymś w rodzaju podsumowań. Zazwyczaj tego rodzaju myśli pojawiały się w nocy, kiedy nie mógł zasnąć, a środki uspokajające jeszcze nie zaczęły działać.
Do niedawna był przekonany, że jego bezsenność ma związek z występowaniem określonego rodzaju wiatru, i nawet znalazł informacje o chorobie fenowej dającej objawy podobne do tych, których sam doświadczał. Nie mógł tylko w logiczny sposób wyjaśnić, dlaczego miałoby to dotyczyć jego, zważywszy na fakt, że na nizinach wiatr o charakterze fenu nie występował.
Został więc w końcu sam na sam z bezsennością i tabletkami relanium, których starał się z jednej strony nie nadużywać, z drugiej zaś nie zauważać, że ubywa ich z opakowania coraz szybciej. Pomagały mu one również w chwilach, w których dopadało go obezwładniające poczucie samotności. Mimo że od śmierci narzeczonej, Marty Łapińskiej, świadomie nie związał się z żadną kobietą, co pewien czas czuł wokół siebie pustkę, którą skutecznie wypełniały jedynie benzodiazepiny. Pytanie, które zadawał sobie teraz, idąc po schodach za grupą policjantów, było tym samym, które przyszło do niego poprzedniej nocy. Nie znał na nie odpowiedzi. Nie prowadził prywatnych statystyk, ale przez lata martwych ciał nazbierało się tyle, że gdyby ułożyć je w jednym miejscu, na pewno zapełniłyby ciasny pokój zajmowany przez niego w komendzie.
Kiedy wyobraził sobie tę scenę, spojrzał na idących przed sobą kolegów, czy któryś z nich nie patrzy na niego dziwnie, jakby było możliwe, że dostrzegli to, co zobaczył w myślach.
Przed blokiem nie było już teraz gapiów. Technik zakończył pracę przy zwłokach i stał obok kosza na śmieci, paląc papierosa. Prokurator wyraźnie zniecierpliwiony najprawdopodobniej zamierzał lada moment odjechać, bo zobaczywszy wychodzących z klatki schodowej policjantów, nie czekał, aż do niego podejdą, tylko wyszedł im naprzeciw.
Jedno krótkie zdanie wyjaśniło im, że jego obecność w tym miejscu to w najlepszym wypadku głupota, a w najgorszym – marnotrawienie pieniędzy podatników, przy czym jedno nie wykluczało drugiego. Oznaczało to, że dla niego sprawa była już wyjaśniona, a w równaniu, w którym jedną zmienną było otwarte okno, a drugą ciało nastolatki, wynik nie mógł być inny niż samobójstwo. Grocki spojrzał za oddalającym się mężczyzną z niechęcią i pomyślał o prokuratorze Andrzeju Stomie, któremu na miejscu zdarzenia nieraz musiał sam zwracać uwagę, żeby już jechał, bo zrobił, co mógł. Tego tutaj kojarzył, ale nigdy nie pracowali razem przy żadnej sprawie.
Jakiś odgłos spowodował, że wszyscy w jednym momencie spojrzeli w tym samym kierunku. Po chwili zza bloku wyszedł naczelnik Bajena, którego zaraz wyprzedzili idący szybkim krokiem wysoki mężczyzna i niemal tego samego wzrostu kobieta. Dźwięk, który zwrócił uwagę policjantów, okazał się płaczem. Potem nastąpiło to, co powodowało, że nawet najtwardsi, mimo tylu lat służby, odwracali głowę. Nie było bardziej dramatycznego widoku niż rodzic pochylający się nad swoim martwym dzieckiem.
*
– Trzeba będzie wejść do mieszkania. – Bajena zatrzymał się przed policjantami. – Mirek, pójdziesz?
– Pójdę – rzucił Grocki. Odwrócił się na chwilę w stronę, skąd dobiegał szloch wymieszany z chaotycznie wypowiadanymi słowami. – Kurwa, nie mogę sobie tego wyobrazić. Rano pewnie się ze sobą pożegnali jak gdyby nigdy nic, może umawiali się, co zjedzą na obiad, a teraz…
Nikt nie odpowiedział. Nie było słów, które w tym momencie nie wydawałyby się błahe.
Kilka minut później do windy wsiedli rodzice Oli Michalskiej z dwoma policjantami. Mirek i Adamski patrzyli na siebie zgodni co do tego, że była to najdłuższa podróż windą w ich życiu i gdyby mogli, poszliby pieszo na ostatnie piętro. W mieszkaniu kobieta zaczęła znów płakać.
Tym, co zwróciło uwagę policjantów, był porządek w pokoju nastolatki. Wyglądało to tak, jakby przed śmiercią wszystko w nim wysprzątała.
Kilkukrotnie już spotkali się z taką sytuacją, że osoby, które od dłuższego czasu planowały targnięcie się na własne życie, starały się w jakiś sposób uporządkować bieżące sprawy. Czasami dotyczyło to nagłego doprowadzenia do końca tego, co od dawna było odsuwane na dalszy tor, innym razem było to zwyczajne posegregowanie dokumentów. We wszystkich tych przypadkach Mirek nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ten porządek miał dla zmarłego szczególne znaczenie. Podobnie było też teraz.
Grocki, stojąc na środku pokoju nastolatki, patrzył na laptopa i telefon ułożone równo obok siebie na biurku. W tym momencie wybiegł myślami do przodu, zastanawiając się, co znajdzie w pamięci tych urządzeń. Jakie wiadomości, zdjęcia i historię przeglądarki odkryje. W wielu przypadkach w telefonach samobójców odnajdywał odpowiedź na pytanie o przyczynę ich śmierci. Przekonywał się wtedy, że internet więcej wie o ludziach niż ich bliscy.
– Panowie, chyba nie wierzycie, że to było samobójstwo? – Pytanie zadane nagle przez ojca dziewczyny brzmiało jak stwierdzenie.
Mirek spojrzał krótko na Adamskiego. Ten odwrócił głowę i popatrzył na szafkę z książkami.
– Na razie jest za wcześnie, aby cokolwiek powiedzieć. A pan co myśli? Że co się wydarzyło? – Grocki z ciekawością przyglądał się mężczyźnie.
Informatyk albo jakiś architekt, pomyślał, dopiero teraz zwracając uwagę na wygląd ojca dziewczyny. Wiek około pięćdziesiątki, choć uroda młodzieńcza. Do tego dłuższe włosy w pozornym nieładzie. Krótkie spodenki, T-shirt i sandały, a facet był w pracy, analizował dalej.Typ artysty, intelektualista, dokończył w myślach charakterystykę.
– Wie pan, o czym Ola mówiła dziś rano? – Mężczyzna miał taki wyraz twarzy, jakby na sali sądowej tuż przed ogłoszeniem wyroku skazującego wyciągnął dowód wskazujący jednoznacznie, że sprawca jest niewinny. – Powiedziała, że chciałaby pojechać w czasie wakacji na rekolekcje i rozmawiała już o tym z księdzem Kamilem. Rozumie pan? Ona planowała wakacje! Robiłaby to, gdyby zamierzała…? – Głos uwiązł mu w gardle.
Mirek nie odpowiedział, choć widział, że mężczyzna patrzy na niego wyczekująco. Dziesiątki razy słyszał podobne pytania i doskonale rozumiał, z czego one wynikały. Jednak nigdy nie odważył się powiedzieć tego, co myślał naprawdę. Tego, że każdy, nawet najbliżsi sobie ludzie, zachowuje wewnątrz przestrzeń, do której nikogo nie wpuszcza. Jest to miejsce, w którym mieszają się wyobrażenia o sobie i innych z pragnieniami, a wszystko to przegląda się w lustrze doświadczeń z przeszłości. Niektórzy po prostu nie wytrzymywali swojego widoku.
Grocki przerwał chwilowe rozmyślania, pokiwał głową i zwrócił się do obojga rodziców:
– Ja rozumiem państwa racje i wszystko to weźmiemy pod uwagę, ale proszę dać nam czas. Dopiero zaczynamy pracę.
– Czy było coś, co w ostatnim czasie zwróciło państwa uwagę w jej zachowaniu? – odezwał się Karol, rzucając krótkie spojrzenie na dwa małe obrazki wiszące obok siebie na ścianie. Na jednym była Maryja, a na drugim Jan Paweł II. – Cokolwiek, nawet jakiś drobiazg. Może coś się wydarzyło w szkole lub wśród znajomych?
Rodzice Aleksandry Michalskiej zgodnie i bez wahania zaprzeczyli, nie dając sobie czasu na zastanowienie.
– A wasz syn? Może coś wiedzieć? Miała z nim dobre relacje?
– Od Wielkanocy nie było go w domu – odpowiedziała po chwili kobieta. – Normalnie ze sobą żyli. Jak brat i siostra. Nawet jak wyjechał na studia, to rozmawiali prawie codziennie, Ola też jeździła do niego, do Warszawy.
– Rozumiem. A przyjaźniła się z kimś? – ciągnął Adamski.
– Nie miała wielu znajomych. Ona… jakby to powiedzieć… – Na twarzy ojca przez chwilę pojawił się uśmiech. – Ona mówiła, że jej rówieśnicy są zbyt dziecinni i nie nadaje z nimi na tych samych falach.
– No, a zakładając, że było tak, jak pan sugerował – tym razem odezwał się Grocki – kto by to mógł zrobić?
– Zakładając? – Ojciec uniósł brwi w zdziwieniu. – Zakładając? Przecież już mówiłem, że ona jeszcze dziś…
– I dlatego pytam. – Mirek wszedł mu w słowo. – Kto by mógł zrobić coś takiego? Musiałaby go wpuścić do mieszkania lub drzwi były otwarte. Obstawiam, że raczej nikt przypadkowy do niej nie wszedł, a w tej sytuacji zostaje tylko ktoś znajomy. Tym bardziej że było przed ósmą.
Małżonkowie spojrzeli po sobie, jakby zaskoczeni nie samym pytaniem, a tym, że zostało skierowane do nich.
– Trudno posądzać dziewczynę w jej wieku o posiadanie wrogów, ale może ktoś chciał uderzyć w was? – zapytał Mirek.
W tym czasie Adamski obejrzał laptopa i telefon Michalskiej, po czym zaczął zaglądać do szuflad w biurku.
– Nie. My jesteśmy zwykłymi ludźmi. Prowadzimy z żoną małą firmę zajmującą się projektami geodezyjnymi. To nie ta ranga biznesu, żebyśmy mogli mieć wrogów.
– Czasami nie chodzi o pieniądze – powiedział Karol, prostując się znad otwieranej przed chwilą szafki obok biurka. – Ważniejsza bywa chęć wyrównania rachunków albo nawet zazdrość.
– Nie, nie wydaje mi się, żeby ktoś miał się na nas zemścić – stwierdził mężczyzna, spoglądając pytająco na żonę, jakby chciał się upewnić, czy udzielił właściwej odpowiedzi.
– Będziemy wszystko sprawdzać. Na ten moment to tyle, weźmiemy tylko laptopa i telefon do analizy. – Grocki zrobił krok do przodu, ale nagle się zatrzymał. – Ola była chyba wierząca? – zapytał. – To dziś niezbyt popularne wśród młodych.
– Tak. – Tym razem odpowiedziała kobieta tonem głosu wskazującym na obronę. – To chyba nic złego? Wszyscy jesteśmy przywiązani do Kościoła.
– Oczywiście – odpowiedział Mirek, nie ciągnąc wątku.
*
– Też zwróciłeś uwagę na święte obrazki? – zagadnął Karol, kiedy schodzili po schodach. Wcześniej uzgodnili, że dla zdrowia zejdą z dziesiątego piętra, zamiast zjeżdżać windą.
– Tak. Widziałeś, żeby dziewczyna w jej wieku wieszała takie rzeczy na ścianie? Na marginesie, trochę mi się kłóci to samobójstwo z wiarą – odpowiedział Grocki, zastanawiając się, czy Adamski zada mu teraz pytanie. Zadał.
– Nie żebym się czepiał, ale gdzie ty widujesz ściany w pokojach nastolatek?
– Przestań, wiesz, o co mi chodzi.
– Tak się składa, że ja akurat mam w domu nastolatka. On niczego nie wiesza na ścianach. Ja w jego wieku miałem plakaty kapeli rockowych albo zdjęcia samochodów z gazet.
– Puszki też zbierałeś?
– Jak pojawiła się moda na puszki, to ja je opróżniałem, żebyś ty mógł postawić na szafie. Chodź, Mirek, szybciej, bo mi się jarać chce – powiedział Adamski i zaczął zbiegać na dół.
Kiedy wyszli na zewnątrz, zobaczyli Bajenę, który ruszył od razu w ich stronę, jakby czekał, kiedy pojawią się w drzwiach.
– Chłopaki, trzeba podjechać do szkoły, pogadać z dzieciakami z jej klasy. Może ktoś coś zauważył.
– Jasne. Witek się nie odezwał? – zapytał Mirek.
– Nawet mi o nim nie mów! – Naczelnik momentalnie się wściekł. – Kurwa, tyle razy szedłem mu na rękę i wyciągałem go, jak wdepnął w jakiś syf. Czy ja was naprawdę źle traktuję, żeby robić mi takie akcje?
– Nie nakręcaj się. Młodość musi się wyszumieć. – Karol się uśmiechnął, jednocześnie zaciągając papierosem.
– Młody to on był dziesięć lat temu – odpowiedział Bajena, kręcąc z niezadowoleniem głową. – Dobra, zbierajcie się do szkoły, zanim skończą się lekcje. Tu już nie ma nic do roboty.
*
Pół godziny później Karol i Mirek weszli do szerokiego holu w zabytkowym budynku liceum przy ulicy Warszawskiej. Zaraz za drzwiami przystanęli, przyglądając się wnętrzu i szerokim schodom, które wznosiły się naprzeciw nich.
– Jak w pałacu – skwitował krótko Grocki, po czym weszli na piętro do gabinetu dyrektora.
Po kilku minutach w asyście niskiego, łysiejącego, choć wciąż stosunkowo młodego mężczyzny poszli do sali, w której trwała lekcja języka polskiego. Prawie jednocześnie pojawił się tam również szkolny pedagog, który sprawiał wrażenie przestraszonego sytuacją. Uzgodniono, że uczniowie wyjdą na korytarz, a następnie będą pojedynczo wzywani do środka. Mirek dał znak, że mogą zaczynać, i do sali jako pierwszy wszedł wysoki, chudy blondyn z zadowolonym nie wiadomo z czego wyrazem twarzy. Kiedy usiadł, Adamski wyjaśnił mu krótko cel rozmowy, a kiedy wspomniał o śmierci Oli Michalskiej, obaj policjanci ze zdziwieniem zauważyli, że nie zrobiło to na nastolatku żadnego wrażenia. Potem padło pierwsze pytanie.
5.06.2021 r. – noc
– Mów, kurwa! – Nachylił się, krzycząc do ucha siedzącego na drewnianym krześle mężczyzny.
Widział, jak jego dłonie zaciskały się na udach, a paznokcie wbijały się w materiał spodni. Ramiona powyżej łokci miał przywiązane do tułowia, a sznur oplatał też oparcie.
– I tak mi powiesz. – Uśmiechnął się, unosząc kąciki ust, ale oczy pozostały nieruchome. – Wszyscy mówią. To tylko kwestia odpowiedniej dawki bólu, a my dopiero zaczynamy, wiesz? – zapytał i schylił się, podnosząc jakiś przedmiot spod ściany.
W piwnicy, w której się znajdowali, było jasno, mimo że wnętrze oświetlała tylko jedna żarówka, zwisająca z sufitu na kablu bez oprawki. Kiedy mężczyzna uniósł przed siebie sekator, sylwetka na krześle się poruszyła.
– Pojebało cię? Filmów się naoglądałeś? W dupę sobie wsadź te nożyczki.
Nie trzeba było wprawnego oka, żeby zauważyć brak spójności pomiędzy wypowiadanymi słowami a mową ciała. Szeroko rozwarte źrenice, palce zaciśnięte na udach, przyspieszony oddech. Były zastępca prezydenta Białegostoku, Albert Strug, bardzo chciałby móc się obronić, ale jedyne, co mu pozostało, to słowa.
– Wypuść mnie, a najlepiej sprowadź tu Sułtana, to jeszcze dam ci szansę, żebyś to wszystko odkręcił.
Mężczyzna się zbliżył, unosząc bez słowa sekator na wysokość jego oczu. Chwilę potem zadał cios. Żadne wyszukane uderzenie. Pięść zatrzymała się na lewym policzku, sprawiając, że głowa odskoczyła na bok, jakby była umocowana na sprężynie.
– Mów. Gdzie… to… jest? – W przerwach pomiędzy wyrazami słychać było uderzanie o siebie metalowych ostrzy. – Gdzie jest czerwony pendrive?
– Sprowadź go – syknął Strug spomiędzy opuchniętych ust, z których krew zaczęła ściekać na białą koszulę. – Sprowadź, kurwa, Sułtana, to nic ci się nie stanie.
– Ty to schowałeś czy dałeś tej małej kurewce?
– Ona nic nie wie.
– O proszę, jaki obrońca kobiet. – Mężczyzna zaśmiał się chropowatym głosem. – Prawdę mówili, że się w niej zakochałeś. Kto by pomyślał.
– Na pewno nie ty. Do myślenia trzeba mieć mózg, a nie zbiornik na metanabol.
Kolejny cios trafił w dokładnie to samo miejsce co poprzednio. Zgodnie z planem. Głowa znów odskoczyła jak gumowa piłka na sprężynie, ale tym razem opadła na klatkę piersiową. Chłód ostrza sekatora podłożonego pod brodę ożywił siedzącego na krześle.
– Ty naprawdę jesteś tak głupi czy tylko próbujesz zgrywać twardziela? Myślisz, że ja to żelastwo przyniosłem tylko po to, żeby zrobić przedstawienie? Na razie jeszcze rozmawiamy, ale jak już nie będziesz chciał ze mną gadać, najpierw zrobię ci zastrzyk, żeby cię trochę znieczulić, a potem coś ci odetnę. Co ty na to? Co miałbym ci uciąć jako pierwsze?
Strug popatrzył na swojego oprawcę, ale w jego spojrzeniu nie było już uprzedniej pewności siebie. Jakby dotarło do niego, że tamten nie planuje tylko go przestraszyć. Kiedy znów opuścił głowę na pierś, zauważył, że plama na jego koszuli przypominała ciemnoczerwony krawat. Wtedy uniósł wzrok i wolno powiedział:
– Spierdalaj.
Mężczyzna przechylił na bok głowę i popatrzył na Struga z niedowierzaniem. Potem odłożył sekator i z leżącej na stole niedużej walizki wyjął strzykawkę wypełnioną bezbarwną cieczą. Każdy gest wykonywał powoli, w skupieniu, jakby zabierał się do odprawiania jakiegoś rytuału. Wbił igłę w przedramię zastępcy prezydenta i wcisnął tłok strzykawki, obserwując uważnie jego twarz. Jeszcze zanim skończył, dostrzegł w oczach swojej ofiary ten rodzaj zobojętnienia, który jest charakterystyczny dla działania opiatów.
– Poszło szybciej, niż myślałem, ale sam tego chciałeś – powiedział, wyjmując z jego żyły igłę. Kropla krwi w tym momencie spłynęła z przedramienia. – Za chwilę będziesz w niebie. Dam ci dwie minuty pocieszenia. A potem zabiorę cię w drugą stronę. – Wskazał na leżący w pobliżu sekator.
Spoglądając co kilka sekund na Struga, mężczyzna zaczął wyjmować z walizki nieduże pakunki. Były w nich opatrunki i bandaże oraz chirurgiczne nici.
– Nie robiłem tego od studiów. Wybacz, jeśli zaboli – powiedział, nie patrząc, jaki efekt wywołają jego słowa. Nie wywołały żadnego. Silny środek narkotyczny zaczął działać.
Siedzący na krześle mężczyzna patrzył na trwające przed nim przygotowania, ale wydawało się, że nie rozumie, co one oznaczają. Wydał z siebie charczący dźwięk, dopiero gdy mocny uścisk unieruchomił jego prawą dłoń, a zaraz potem w stęchłym powietrzu piwnicy rozległ się ogłuszający ryk.
Palec wskazujący zanurzył się w roztworze soli, barwiąc go świeżą krwią. Igła i nić chirurgiczna przechodziły sprawnie przez naciągniętą skórę, a niedługo potem kikut został opleciony białym bandażem. Albert Strug łapał powietrze przez szeroko rozwarte usta, a krople potu na jego czole zatrzymały się ponad gęstą linią brwi. Stojący naprzeciw niego mężczyzna starannie układał rzeczy w walizce, a kiedy skończył, powiedział:
– Teraz cię zostawię. Kiedy wrócę, dobrze, żebyś pamiętał, gdzie schowałeś nagrania. Szkoda palców.
Wychodząc z pomieszczenia, zgasił światło. Niewielka dioda umieszczona pod sufitem wskazywała, że kamera zaczęła nagrywać. Dwa piętra wyżej w jednym z pokoi na ekranie telewizora pojawiła się szara sylwetka Alberta Struga skrępowanego sznurem. Poruszał na boki głową, jakby próbował cokolwiek dostrzec w ciemności.
Kiedy drzwi pokoju się otworzyły, nie odwracając wzroku od ekranu, Sułtan powiedział:
– Szkoda czasu. Pomęcz go jeszcze trochę, a potem zabierz tam, gdzie rozmawialiśmy.
Blondyn skinął głową i wyszedł na korytarz.
Grocki obracał w palcach długopis, obserwując wychodzącego z sali nastolatka. Skrzywił się na widok ciasno przylegających, czarnych spodni, sięgających nieco powyżej kostki. Odruchowo spojrzał na nogawki swoich dżinsów, o klasycznym, prostym kroju. Pokręcił głową i zwrócił się do pedagoga:
– Co im się stało, że każdy nosi za krótkie portki?
Zagadnięty mężczyzna najpierw nieznacznie się uśmiechnął, po czym, jakby zawstydzony swoją reakcją, przybrał poważny wyraz twarzy i odpowiedział:
– Moda, panie komisarzu. Po prostu moda. Za pańskich czasów było tak samo. Nie nosił pan długich włosów albo flanelowej koszuli?
– A wie pan, że nie? – Mirek odwrócił na chwilę wzrok.
Przypominał sobie samego siebie tak, jak to pamiętał z okresu liceum. Słuchał wtedy głównie polskiego rocka, chodził na koncerty, ale nigdy nie próbował ubiorem zbliżyć się do wyglądu swoich muzycznych idoli.
Wymianę uwag przerwało wejście kolejnego ucznia. Policjanci zadawali mu pytania, pedagog próbował nie okazywać znudzenia, przybierając zamyślony wyraz twarzy i walcząc z widoczną sennością, kiedy nagle słowa nastolatka zwróciły uwagę Grockiego.
– Poczekaj – powiedział na tyle głośno, że pedagog drgnął, wyrwany ze swoich rozmyślań. – Dlaczego o tym mówisz?
– No… – Młody człowiek się zaciął, wyraźnie zbity z tropu tonem wypowiedzi Mirka. – Pytał pan, jaka była i czy miała bliskich przyjaciół, to powiedziałem. Ona miała bliski kontakt tylko z Darią, ale ja tego nie rozumiałem. Nie wiem, co mogło połączyć dwie tak różne od siebie osoby.
– No tak, ale pytałem cię o to, dlaczego wspomniałeś, że była odjechana na punkcie wiary.
– Chodziliśmy razem na spotkania do takiego księdza i przy okazji sporo rozmawialiśmy, ale tylko tam. W szkole mówiła mi co najwyżej „cześć”, jakby się wstydziła naszej znajomości. No i na tych spotkaniach widziałem, że się otwierała, bo na co dzień nie była zbyt towarzyska.
– I dlatego powiedziałeś, że była odjechana? – dopytywał Grocki.
– Może źle to nazwałem. W każdym razie była bardziej religijna niż większość naszych rówieśników.
– Ale ty chyba też, skoro chodziłeś z nią na te spotkania?
– Tak. Może. Nie wiem. Chyba tak. – Chłopak był zmieszany, jakby krępowała go rozmowa na ten temat.
– Jak się nazywa ten ksiądz i w której parafii pracuje? – Pytanie Mirka zaskoczyło Adamskiego, który w tym momencie poprawił się na krześle.
– Kamil Barański. Pracuje w Świętym Wojciechu.
Mirek zapisał podane informacje w notesie, którego do tej pory nawet nie otworzył. Gdy uczeń wyszedł z sali, zwrócił się do pedagoga:
– Niech pan poprosi teraz Darię Stefaniak. Skoro to przyjaciółka, może będzie wiedziała coś więcej.
– Chłopak mówił prawdę. One trzymały się razem, choć faktycznie Ola była raczej zamknięta w sobie, a Daria jest przebojowa i… jakby to powiedzieć… Wyzywająca?
– W tym wieku to chyba nie jest szczególnie dziwne – wtrącił Adamski. – Mam dzieciaka w liceum, to wiem, czym młodzi żyją.
– No tak, można powiedzieć, że niektóre uczennice są… – pedagog znów się zawahał nad doborem właściwego określenia – są bardzo świadome własnej kobiecości i podkreślają to na przykład ubiorem. Daria jednak jest też dość wyzywająca w zachowaniu, w słowach. Może nie rzuca się to mocno w oczy, ale na pewno jest zauważalne.
– A Michalska? – zapytał Mirek.
– Ola była zupełnym przeciwieństwem Darii. Dziewczyna, sami panowie widzieli, raczej nieprzeciętnej urody, a jednocześnie ubierała się dość skromnie. Nie przesiadywała na przerwach z chłopakami. Mimo to z jakichś powodów obie świetnie się dogadywały.
– Rozumiem. No dobrze, zobaczmy, co nam powie. – Grocki wskazał podbródkiem na drzwi, dając pedagogowi znak, żeby wezwał nastolatkę na rozmowę.
Dziewczyna usiadła naprzeciw policjantów. Stopy wsunęła pod krzesło, a dłonie splotła na kolanach. Widać było, że paznokciami jednej dłoni skubała palce drugiej, patrząc przy tym pytająco na obecnych w sali mężczyzn.
– Słuchaj, twoi koledzy mówili, że byłaś bliską przyjaciółką Oli. Czy ostatnio coś cię zaniepokoiło w jej zachowaniu? Może zwierzała się z jakichś problemów? – Mirek uważnie przyglądał się nastolatce. Obserwował jej mimikę i gesty.
– Tak, to chyba każdy wiedział, że byłyśmy jak siostry. – Dziewczyna spojrzała na pedagoga, jakby szukając u niego potwierdzenia swoich słów. – Nie mam pojęcia, co się mogło stać. Dziś rano czekałam na nią przed szkołą i nawet dzwoniłam, ale się nie odezwała. Pamiętam, że w weekend miała się uczyć do klasówki na dziś. Poza tym nic. Nic nie zdradzało, że coś jest nie tak. Wiedziałabym.
– Wiedziałabyś – powtórzył Grocki, wykonując potakujący ruch głową. – Żadnego chłopaka, nic z tych rzeczy?
– Nie. Ona nie miała szczęścia do facetów.
– A rodzice? Jak się jej z nimi układało?
– Normalnie, jak ze starymi. Raz lepiej, raz gorzej. Nic nadzwyczajnego.
– Może o coś się pokłócili ostatnio? – Tym razem pytanie zadał Adamski.
– Raczej nie. Ona miała naprawdę spoko starych. Wyluzowani, choć kościółkowi. Kasy mieli dość, bo prowadzą swój biznes. My też myślałyśmy z Olką, żeby po szkole założyć coś swojego. Może coś z kosmetyką? Na studia nie ma dziś po co iść.
– Moje dzieci mówią to samo – odpowiedział Karol, uśmiechając się znacząco.
– I mają rację. Jakie tu mamy perspektywy w tym mieście? Jeszcze żeby to była Warszawa, to rozumiem. Ale tak to szkoda czasu i kasy na studia. Chyba że ktoś lubi żyć za najniższą krajową i nie ma własnych ambicji.
– Kiedy ostatnio z nią rozmawiałaś? – zapytał Grocki, patrząc z wyrzutem na Adamskiego, jakby miał mu za złe, że przez jego uwagi zbyt odbiegają od tematu i tracą czas.
– Wczoraj. My non stop ze sobą gadałyśmy. Przez telefon, na Messie. Mówiłam, jak siostry.
– I nic w jej zachowaniu nie wzbudziło w tobie niepokoju?
Dziewczyna zawzięcie skubała skórki przy paznokciach prawej ręki.
– Nie – odpowiedziała i niespodziewanie zaczęła kaszleć, zasłaniając dłońmi usta.
Mirek rozpoznał ten odruch. Miał odciągnąć uwagę od wypowiedzianego kłamstwa.
– Słuchaj, samobójstwo pod wpływem impulsu zdarza się bardzo rzadko. Zazwyczaj przyczyny gromadzą się w człowieku jak woda w szklance. Kropla po kropli, aż w końcu jest o tę jedną za dużo i zaczyna się wylewać. Najbliższe otoczenie często niczego nie zauważa i dopiero po fakcie zaczyna kojarzyć fakty, jakieś pojedyncze wydarzenia, zdania. Teraz jest właśnie po fakcie. – Grocki przerwał. Wahał się, czy nie powinien powiedzieć dziewczynie wprost, że nie wierzy w to, że niczego niepokojącego nie zauważyła, ale się powstrzymał.
Na ten rodzaj wywierania nacisku jeszcze przyjdzie czas, pomyślał.
Paznokcie dziewczyny zaczęły mocniej zahaczać o skórę palców.
– To była moja najlepsza przyjaciółka. – Opuściła wzrok i pokiwała głową, jakby w myślach zgodziła się sama ze sobą. Palcem wskazującym roztarła pojedynczą łzę, która popłynęła w kierunku jej ust. – Muszę się z tym przespać. Nie wiem, co odpowiedzieć. Coś musiało się stać.
Mirek uchwycił na sobie spojrzenie pedagoga i Adamskiego.
– Chociaż może… – powiedziała Daria, patrząc gdzieś ponad głowami siedzących przed nią policjantów – może coś było z tym kościołem, to znaczy ze spotkaniami, na które chodziła.
– To znaczy? – zapytał Mirek.
– Mnie te sprawy w ogóle nie kręcą i nie rozmawiałam o nich z Olą, ale dla niej to było naprawdę ważne. Ona miała takie duchowe rozkminki.
Grocki poczuł, jak rosnący w nim poziom zainteresowania momentalnie opadł. Po wstępie nastolatki spodziewał się jakiejś istotnej informacji, konkretu, że coś się wydarzyło, ale musiał obejść się jedynie chwilowym pobudzeniem ciekawości śledczego.
– Chyba nie do końca rozumiem, jaki według ciebie jest związek pomiędzy jej śmiercią a tym, że chodziła do kościoła.
– Nie wiem, czy jest związek, ale dla niej te spotkania były ważne. Ona miała skłonność do takich uduchowionych nawijek. Myślę, że jak ktoś zajmuje się takimi sprawami, to może ma jakiś problem ze sobą. Chyba nie umiem tego właściwie nazwać… – zaczęła tłumaczyć dziewczyna, ale Mirek jej przerwał:
– Teraz rozumiem. Dobrze, możesz iść. – Wskazał dłonią na drzwi. – Poproś następną osobę.
Kiedy tylko drzwi za Darią się zamknęły, Karol zwrócił się do Mirka:
– Słuchaj, mam nieodparte wrażenie, że tracimy tylko czas. Nie wchodźmy w gadki z młodymi, tylko raz, dwa, wiesz. Wiedzą albo nie wiedzą. I następny. Bo do jutra stąd nie wyjdziemy.
– A kto wstawiał teksty o swoich dzieciach? Spokojnie. Przecież widzisz, że pytam tylko tyle, ile jest konieczne. Ta dziewczyna mogła coś wiedzieć, więc chciałem z nią pogadać dłużej.
– Tak, ale czepiłeś się tego kościoła, jakby to miało jakieś znaczenie.
– Może ma – odpowiedział Grocki i odwrócił głowę w stronę drzwi.
Stanął w nich rudy, piegowaty chłopak, o wzroście koszykarza i poczciwej twarzy wojaka Szwejka, jak pomyślał na jego widok Mirek.
Po dwóch minutach rozmowy obaj policjanci niemal równocześnie odprawili nastolatka. Okazało się, że dołączył do klasy we wrześniu i jak dotąd nie zamienił słowa z Aleksandrą Michalską. Zdążył jeszcze dodać, że bardzo mu się podobała, ale nie miał odwagi do niej podejść, a kiedy zaczął uskarżać się na swoją sylwetkę, która według niego zniechęcała dziewczyny, stało się jasne, że nie powie niczego, co miałoby związek z jej śmiercią.
– A pan co myśli? – Grocki zwrócił się do pedagoga, kiedy ostatni uczeń wyszedł z sali. – Miał pan kontakt z Michalską?
– Sporadyczny. Tylko podczas pogadanek, które organizowałem dla całych klas. Osobiście nigdy nie rozmawialiśmy. W szkole raczej nie sprawiała problemów, ale to mówię tylko dlatego, że nie była gościem w moim gabinecie, a muszę przyznać, że nauczyciele dosyć chętnie odsyłają do mnie uczniów, z którymi sobie nie radzą. Nawet ich rozumiem, bo system… – Mężczyzna nie dokończył, widząc, że policjanci wstali z miejsc.
– Rozumiem – odpowiedział Grocki i ruszył w kierunku drzwi.
Za nim szedł Adamski, który wachlował się teczką. Grube krople potu spływały mu po twarzy, opadając na kołnierz koszulki polo.
– I jak ci się to wszystko widzi? – zapytał Mirek, wsiadając za kierownicę służbowego fiata.
– Nijak. Skoczyła i tyle. Nie ma co szukać drugiego dna. Słyszałeś, co mówiły małolaty. Normalna dziewczyna, trochę zamknięta w sobie. Czasami mam wrażenie, że angażujemy środki niewspółmierne do okoliczności.
Grocki nie odpowiedział. Patrzył w lewo, by znaleźć lukę pomiędzy samochodami jadącymi od strony ulicy Pałacowej. Nie zwracając uwagi, że zgasła zielona strzałka na sygnalizatorze, wcisnął pedał gazu i wjechał tuż przed czarnego dodge’a, którego kierowca zaczął w tym momencie coś wykrzykiwać w jego kierunku.
– Racja – powiedział. – Szkoda dziewczyny, ale faktycznie, wydaje się, że nic tu nie wskóramy, chociaż… – Nie dokończył, hamując, żeby wpuścić na pas samochód wyjeżdżający z zatoki autobusowej.
– Chociaż? – zapytał Karol.
– Może jednak powinniśmy pogadać z bratem Michalskiej?
– Po co? Mirek, chłopak od dwóch miesięcy siedzi w Warszawie. Co on może wiedzieć?
– Starzy wspomnieli, że rozmawiali ze sobą codziennie. – Grocki nie ustępował. Wdepnął mocno pedał gazu, próbując wcisnąć się w lukę pomiędzy samochodami wjeżdżającymi na rondo przy Pałacu Branickich.
– Nie wiem. – Adamski się skrzywił. – Jak chcesz, ale według mnie to on nic nie wie.
Mirek zwolnił, widząc kobietę i mężczyznę z trójką dzieci zbliżających się do przejścia dla pieszych. Przez głowę przeszła mu myśl, której pojawienia się nie mógł sam przed sobą wytłumaczyć. Przez moment zastanawiał się, jak wyglądałoby ich dalsze życie, gdyby doszło do wypadku, w którym samochód śmiertelnie potrąciłby jedno z tych dzieci. Spojrzał ukradkiem na Karola, jakby się obawiał, że mógł on odczytać jego myśli, ale kolega zajął się akurat ustawianiem radiowej stacji.
5.06.2021 r. – wieczór
Nina Strug odwieszała cienki, kamelowy płaszcz, kiedy jakiś kształt przesunął się po obrzeżach jej pola widzenia. Gdy spojrzała w tamtym kierunku, przez otwarte wejście do sklepu zobaczyła korytarz galerii handlowej i ludzi przesuwających się w obie strony, ale tego, co chwilę wcześniej zaledwie jej mignęło, nie zauważyła. Już miała wrócić do przeglądania kolejnych ubrań, uznawszy, że coś się jej przywidziało, kiedy kształt pojawił się znowu.
Tym razem była pewna, że rozpoznała go bezbłędnie. Kształtem tym była sylwetka wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, który przechodząc powoli korytarzem, w ostatniej chwili, zanim zniknął na dobre za ścianą sklepu, zerknął na nią, a napotkawszy jej spojrzenie, szybko odwrócił głowę.
Nina przypomniała sobie teraz sytuację, która miała miejsce na podziemnym parkingu, gdy wysiadała z auta. Srebrny opel przejechał niemal po jej stopach, a kiedy popatrzyła na kierowcę, ten w jednej chwili odwrócił głowę dokładnie w ten sam sposób. Nie była pewna, ale wydawało się jej, że w obu przypadkach widziała tego samego mężczyznę. Im bardziej wmawiała sobie, że był to przypadek, tym mocniej narastała w niej niepewność. Przeszło jej również przez myśl, że Albert wynajął prywatnego detektywa, aby ją śledził.
Od dość dawna w ich małżeństwie nie układało się na tyle, że rozwód byłby jedynie formalnym przypieczętowaniem rozpadu, który i tak postępował, bo obojgu przestało zależeć na tym, aby o siebie walczyć. Do tego jeszcze śmierć córki nadała jeden kierunek ich relacji: ku rozpadowi. Oboje słyszeli o związkach, w których utrata dziecka sprawiła, że rodzice się jednoczyli i wzajemnie mobilizowali do zmierzenia się z każdym kolejnym dniem.
Oni należeli jednak do drugiej grupy. Tej, w której ulgę przynosiło, nawet nieświadome, obarczanie winą partnera, co w konsekwencji zazwyczaj doprowadzało do rozstania. Choć żadne z nich nie mówiło głośno o rozwodzie, oboje wyczuwali, że będą musieli się z tym zmierzyć. Nina wolałaby uniknąć tego wszystkiego, co salę sądową zmieniało w bokserski ring. Liczyła się jednak z tym, że ego Alberta nie będzie skłonne do ustępstw, a tym samym zatrudnienie przez niego detektywa wydawało się całkiem realnym rozwiązaniem.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział 1
Rozdział 2
Epilog
Podziękowania
Okładka
Strona tytułowa
Prawa autorskie
Spis treści
Dedykacja
Meritum publikacji
