Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
427 osób interesuje się tą książką
Szukasz zmysłowego romansu, z dużą ilością zwrotów akcji?
Historii, której nie puścisz do samego końca?
Książki z wątkiem kryminału?
"Król Ciemności" to propozycja idealna dla Ciebie!
W styczniową noc, Kamal postanawia udać się z przyjaciółką do klubu, aby hucznie zakończyć przerwę semestralną. Jednak ślad po dziewczynie znika, natomiast na drodze głównej bohaterki staje tajemniczy mężczyzna. Jego wygląd może równać się samemu aniołowi, choć aura która go otacza została stworzona przez samego diabła.
Co takiego skrywa nieznajomy?
Jesteście ciekawi jak wygląda świat oczami Lucyfera?
Poznajcie także jego wersję wydarzeń.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 406
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Diabeł,
to najpiękniejsza istota chodząca po świecie żywych i umarłych.
To upadły ulubieniec Stworzyciela.
To wiara błądząca w ciemnościach, wśród zabłąkanych dusz.
Diabeł to nadzieja, do której ucieka się wielu.
To anioł, lecz mroczny i pożądliwy.
To Poranna Gwiazda, dająca upadłym płomień do walki.
Bóg dał nam życie, ale światem rządzi Diabeł.
1. Imprezowe Szaleństwo
Kamal
Włochy, styczeń 2023
Muzyka rozlegała się po okolicy, zmieszana z gwarem oraz śmiechem przechodniów. Podziwiałam młodzież, która chodziła sobie na luzie z nagimi plecami czy ramionami. Trzęsąc się jak sroka na mrozie, ogarnęłam okolicę wzrokiem w poszukiwaniu przyjaciółki.
Ani śladu po dziewczynie.
Choć na dworze panowały cztery stopnie, to zimny wiatr niósł tnącą w odkrytą skórę bryzę. Pośpiesznie wyciągnęłam telefon z kopertowej torebki, przestępując z nogi na nogę. Ubrałam tego wieczoru kusą sukienkę, która zakrywała ledwie połowę moich ud.
Obserwując uważnie obie strony chodnika biegnącego wzdłuż parku, wybrałam numer przyjaciółki.
— Hej, hej! — Od razu rozległ się delikatny i miły dla ucha głos.– Jeśli cię lubię, to oddzwonię, jeśli nie, to chyba sam rozumiesz. Po usłyszeniu sygnału zostaw wiadomość, pip. — Moja przyjaciółka grabiła sobie tą skrzynką głosową.
— Bahar, choć raz mogłabyś odebrać ten pieprzony telefon! Po co go masz, skoro go nie odbierasz? Przyspawam ci ten telefon do ręki, obiecuję ci to! — Miałam ochotę udusić kumpelę, lecz z drugiej strony — kto by mnie wtedy denerwował?
Zezłoszczona półgodzinnym spóźnieniem Bahar, rozejrzałam się jeszcze raz po okolicy. Policzki zaczynały mnie coraz bardziej piec, jakby coś trawiło je żywym ogniem. To doznanie wywoływało dziwnie przyjemny ból, który niwelował powiew wiatru.
Serce z niewyjaśnionych przyczyn łomotało mi w piersi, jakby przeszło w stan paniki. Wewnętrznie odczuwałam strach, choć nie miałam do tego żadnych powodów. Stałam w parku, gdzie ciągle przechodzili ludzie — głównie młodzi, nastolatkowie oraz osoby może w moim wieku.
Mimo wszystko niepokój zawładnął moim ciałem, sercem oraz umysłem. Może chodziło o Bahar? A co, jeśli miała wypadek?
Spięta odchrząknęłam, przeczesując rozpuszczone włosy palcami drżącej ręki.
Co się działo do cholery?
Strach trawił moją duszę od środka, co wywoływało koszmarny dyskomfort.
— Koleżanka cię wystawiła. — Na brzmienie obcego głosu zamarłam w bezruchu.
Dźwięczny, melodyjny — porównywalny do śpiewu anioła, a zarazem kuszący i mrożący krew w żyłach niczym u samej syreny. Władza, dominacja oraz nieustępliwość kipiały z niego, ociekając barytonem.
Czas jakby zatrzymał się na moment, abym mogła odwrócić twarz w stronę źródła istnej melodii.
Moje serce biło w szalonym tempie, kiedy szukałam wzrokiem nieznajomego.
Dopiero po dłuższej chwili, gdy mój wzrok przyzwyczaił się do mroku, ujrzałam mężczyznę. Wyglądał na poważnego. Patrzył na mnie bez cienia nawet uśmiechu, który rozjaśniłby tę marmurową twarz. Wyglądał jak głaz nieruszony przez czas.
Nonszalancko oparty o pień potężnego drzewa, dopalał swojego papierosa.
Wypuszczając chmurę dymu ze swoich ust, odbił się od dębu, wykonał parę kroków do przodu. Kiedy stanął na wybrukowanym chodniku, rzucił peta na ziemię i zadeptał go podeszwą lakierowanego buta.
— Coś w ten deseń. — Tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
W tym facecie było coś, co kazało człowiekowi uciekać, a zarazem mimowolnie przyciągało do niego jak magnes. Jakby każda cząstka jego ciała chwytała cię niewidzialnymi mackami, otulając nimi twoją wątłą postawę. Spojrzenie przewiercało na wskroś duszę, mówiąc: wiem, jakie są twoje najmroczniejsze pragnienia.
Ciężko przełykając ślinę, zamrugałam kilka razy, czując z nerwów pieczenie pod powiekami. Z nadmiaru stresu obraz zaszedł mi chwilową mgłą.
— Bardzo nieładnie z jej strony — mruczał niczym domowy kot, choć gdzieś w oddali wyraźnie dało się wyczuć ostrzegawcze warknięcie czegoś, co oswojone zdecydowanie nie było.
W dosłownie jednej chwili mroźne dreszcze pokryły moją skórę, jednocześnie rozgrzewając wnętrze. Coś niesamowitego a zarazem niepokojącego. Nieświadomie zaczęłam drżeć, na co szybko otuliłam się szczelnie ramionami.
— A co to pana interesuje? — Czarnowłosy mógł na moje oko mieć trzydzieści parę lat, co czyniło z niego niewiele starszego ode mnie, mimo wszystko zwróciłam się do niego na “pan”.
Intuicja kazała mi uciekać, a mimo to tkwiłam w miejscu.
Wtem stanął przede mną z lekko przechyloną na bok głową, wpatrując się bezceremonialnie w moje oczy. Facet miał z metr dziewięćdziesiąt, przez co czułam się maciupka pod jego spojrzeniem — taka mała, jak mrówka.
— Nic, zupełnie nic. — Wolnym krokiem obszedł moją osobę, oplątując wokół swojego palca kosmyk moich włosów.
Czułam się sparaliżowana od jego obecności.
Od mężczyzny biło strasznym chłodem, aczkolwiek magnetyzm, jaki wytwarzał wokół siebie, wiercił mi coraz większą dziurę w brzuchu. Nawet nie zauważyłam, jak zaczęłam przestępować powoli z nogi na nogę, ocierając o siebie wewnętrzną stronę ud. Powoli i zmysłowo.
Co do cholery?
Dopiero do mnie to dotarło.
Natychmiastowo zaprzestałam wykonywania tej czynności, łapiąc spory haust powietrza. Momentalnie do mojego nosa dotarł zapach tytoniu, męskiego żelu pod prysznic o woni mięty oraz akordy drzewne z perfum i …
Siarkę?
Zaskoczona zmarszczyłam brwi, zerkając na nieznajomego kątem oka.
— Jeszcze się zobaczymy. — Stanął przede mną, uśmiechając się diabolicznie.
Białe, równe zęby z odrobinę wystającymi kłami błysnęły w ciemności. Oczy rozpalił złoty żar, tląc się niczym ogień.
Mój umysł zaczął wątpić w moją poczytalność.
— Do zobaczenia, gattino1. — Ukłonił się lekko z tym przebiegłym lśnieniem w mrocznych tęczówkach.
Przerażał mnie, a zarazem fascynował.
Cały czas mając wrośnięte nogi w ziemię, patrzyłam jak odchodzi w stronę ciemnej uliczki. Wraz z każdym krokiem zatapiał się w mroku, aż w końcu zniknął, rozmywając się jak kamfora.
Dopiero wtedy wrócił do mnie oddech.
Dopiero wtedy moje serce zaczęło bić.
Czując potworny ucisk w głowie, złapałam się za skroń, widząc jak świat wirował mi przed oczami. Przez nadmiar emocji musiałam na miękkich nogach podejść do pobliskiej ławki, aby usiąść.
Choć żar trawił moje wnętrze, to ciało pokrył lodowaty dreszcz, mrożący także krew w żyłach.
— Co to było? — Spuściłam głowę, przymykając na moment powieki.
Strach przemieszał się w jednej chwili z ekscytacją. Niepewność splątała się z podnieceniem. Bojowa gotowość do ataku skotłowała się z dozą nieznanej mi uległości.
Pokręciłam głową, po czym spojrzałam na wyświetlacz telefonu, unosząc brwi.. Niestety panowały tam pustki — zero powiadomień czy nieodebranych połączeń. Wyprana z jakichkolwiek emocji zacisnęłam palce na szczycie nosa, głęboko oddychając.
Ten facet kusił każdą swoją cząstką — nawet swoim niskim niczym u samego diabła głosem. Nie wierzyłam w istnienie Lucyfera, dolinę Hinnom, karmę oraz jej trzydzieści osiem piekieł. Jednak na widok tego mężczyzny, te wszystkie złe demony mogłyby się pokłonić.
— Ogarnij się — Wstałam na równe nogi, ostatni raz rozglądając się za przyjaciółką. Nadal nie było widać żadnego śladu po dziewczynie.
To miał być nasz ostatni dzień we Włoszech i jeśli tak pragnęła go zakończyć, to trudno. Przyleciałam do rodzinnego kraju, aby wyszaleć się podczas przerwy świątecznej, a nie się zamartwiać. Chciałam zapamiętać ten wieczór na długo — w końcu planowałam wrócić tu dopiero na wakacje. Studia wyciągały ze mnie sporą ilość energii, więc jej braki musiałam jakoś uzupełnić.
Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę klubu, skąd nadal dobiegała głośna muzyka. Budynek znajdował się niedaleko, przez co już z krańca parku mogłam dojrzeć ogromny neonowy napis „Peccatori”. W języku włoskim znaczy to grzesznik — cóż za wpasowanie się w klimat.
Ruszyłam chodnikiem, śmiejąc się z ironii, jaką zaserwowało mi życie — spotykam faceta, który mógłby równać się z samym diabłem i szłam do klubu o nazwie Grzesznik.
Wsłuchiwałam się w coraz głośniejsze dźwięki muzyki, kłótni, gwizdów przemieszanych z cichnącym odgłosem stukania o beton moich czerwonych szpilek, aż przystanęłam przed budynkiem.
Wznosił się dumnie wysoko ku niebu, mieniąc się czerwonymi światłami w blasku ciemnej nocy. Szyby weneckie niewiele zdradzały, ukrywając starannie wnętrze lokalu.
Kolejka przesuwała się bardzo powoli, a na dodatek odgłosy oburzonego tłumu nie zwiastowały nic dobrego. Zaciekawiona, co wywołało sprzeciw ludzi, wychyliłam się nieco zza grupki jakichś młodych dorosłych, starając się dostrzec cokolwiek.
Z trudem ujrzałam jakiś dwóch typów ubranych w skóropodobne płaszcze sięgające im aż do kostek. Na nosach, pomimo panującej ciemności mieli założone okulary przeciwsłoneczne, zaś ich ręce okalały rękawice z odkrytymi palcami. Jeden z facetów rozmawiał z bramkarzem klubu, natomiast drugi przekazywał mu jakąś kopertę z czerwoną pieczęcią.
— Uważaj. — Jakieś szarpnięcie przywróciło mnie na ziemię, wywołując ból w trąconym barku.
— Sam uważaj jak leziesz — warknęłam na naprutego typa, który ledwo utrzymywał się na własnych nogach. Cuchnęło od niego alkoholem oraz wymiocinami.
Gdy powróciłam wzrokiem do bramkarza, to tych dwóch goryli już nie zastałam. Pewnie dzięki łapówce dostali się szybciej do środka.
Cóż… Nie każdy mógł sobie na coś takiego pozwolić.
Stojąc i marznąc od ponad kwadransa, pomyślałam o opuszczeniu kolejki i powrocie po prostu do domu. Z drugiej strony tyle się już jednak naczekałam, że te dziesięć osób przede mną to był pryszcz.
Mocniej opatuliłam się kurtką, drżąc z zimna. Co jakiś czas w moich myślach gościł widok nieznajomego z parku i mimo wszelkich starań, nie mogłam wyrzucić go z pamięci.
Mijały minuty, aż w końcu udało mi się dostać do bramki. Tam musiałam się jednak wykłócić z ochroniarzami i udowodnić im, że miałam dwadzieścia pięć lat. Nie wierzyli mi i nawet oskarżyli o podrobienie dowodu. Koniec końców wpuścili mnie, lecz ostrzegli, że będą mieć mnie na oku.
Poirytowana nareszcie weszłam do klubu i przemierzyłam korytarz wyłożony jasnoczerwonym dywanem. Wszędzie unosił się smród tytoniu oraz potu. Muzyka grała tak głośno, że moje serce rezonowało wraz z jej rytmem.
Przechodząc obok szatni, gdzie siedział jakiś młody chłopaczek z nogami opartymi o ladę, postanowiłam przejść dalej i nie zostawiać odzieży wierzchniej. Kurtka z ekologicznej skóry idealnie pasowała do mojego stroju i mogła pełnić funkcję ozdobnej narzuty.
Mijając zatłoczony korytarz, próbowałam dostać się do sali głównej, przy okazji nikogo nie tratując. Stanąwszy na pierwszym stopniu przestronnego pomieszczenia, wypełnionego po brzegi ludźmi, zostałam oślepiona na moment biało-czerwonymi światłami z reflektorów scenicznych. Mrużąc oczy, spojrzałam w stronę podestu, gdzie DJ zapuszczał kolejne utwory, ociekające erotycznym akompaniamentem. Tancerki w skąpych strojach tańczyły tuż za nim, eksponując swoje wdzięki.
Nie czekając dłużej, udałam się w stronę baru, gdzie spędziłam chyba pół godziny w oczekiwaniu aż któryś z barmanów mnie dostrzeże lub usłyszy.
— Co dla pani? — Młody chłopak starał się przekrzyczeć muzykę. Praktycznie nic nie słysząc, pochyliłam się w jego stronę, opierając się łokciami o marmurowy blat.
Od razu zrozumiał moją mowę ciała, powtarzając pytanie.
— Calvados — poprosiłam, chcąc napić się czegoś mocniejszego niż woda czy sok. Pragnęłam zabić te wszystkie negatywne uczucia, jakie panoszyły się w moim umyśle.
Zaczęłam jednak powoli, stopniowo, aby nie ryzykować upicia się do nieprzytomności.
Ta… Moje stopniowo skończyło się na trzech kieliszkach Calvadosa, dwóch brandy oraz pięciu kolejkach koniaku.
Zdecydowanie lepiej poczułam się po procentach, a mój humor natychmiastowo zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Jak na kobietę posiadałam dość silną głowę, lecz po takiej ilości alkoholu świat powoli zaczął mi wirować przed oczami. Musząc się odrobinę otrzeźwić, udałam się na parkiet.
Znajdując sobie miejsce pośród roztańczonych par, zamknęłam powieki wsłuchując się w rytm muzyki. Dzięki drinkom nie miałam już na plecach ciążącego poczucia wstydu, porzucenia, rozgoryczenia i całego tego syfu, za to w moich żyłach gotowała się krew. Napędzały mnie procenty, zmieszane z najgorszymi, aczkolwiek przytłumionymi emocjami, jakie tylko mógł odczuwać człowiek.
Poruszałam biodrami w rytm melodii, zaczęłam wodzić rękoma po ciele, odchylając odrobinę głowę do tyłu. Muzyka i bicie serca — tylko to się liczyło.
Wtem moje policzki zaczęły piec przyjemnie od środka, natomiast skóra zapłonęła ogniem. Zdecydowanie alkohol rozgrzał każde zakończenie nerwowe, wywołując we mnie błogi stan. Czując palenie w każdym skrawku ciała, zaczęłam łapać coraz większe hausty powietrza, które swoją drogą zdecydowanie zgęstniało. W ustach zapanowała susza, sięgająca mojego gardła. Musiałam zwolnić z tymi procentami.
Mając nieodparte wrażenie obserwowania, otworzyłam powieki i wtedy poczułam czyjś dotyk na mojej talii. Stanowczy, silny i nieustępliwy.
Łapczywie złapałam oddech, zaciągając się znajomą mieszanką zapachów. Ta woń miała mnie prześladować do końca życia — mięta oraz akordy drzewne. Sparaliżowało mnie.
— Cóż za zbieg okoliczności. — Ciepły oddech musnął skórę na moim rozgrzanym policzku, zaś kuszący szept odbił się echem w moim podbrzuszu. Czubek nosa mężczyzny otarł się o moje włosy, wywołując przyjemny dreszcz na plecach.
Nieśmiało odwróciłam się do nieznajomego i napotkałam jego marmurową twarz, oświetlaną co jakiś czas przez światła reflektorów. Wyglądał zjawisko.
Mając go na wyciągnięcie ręki, mogłam przyjrzeć się jego szerokiej, mocno zarysowej szczęce. Błyszczącym oczom, które wyglądały jak bezdenna otchłań, otulona gęstym wachlarzem czarnych rzęs. Z fascynacją podziwiałam te pełne, jasnoczerwone usta, nieokalane nawet cieniem zarostu.
— Mówiłem, że się jeszcze zobaczymy. — Przybliżył twarz do mojej, mrucząc mi do ucha niby zwykłe słowa, lecz brzmiały one jak czysta muzyka. Uwodziły i otumaniały.
Pragnęło się ich słuchać w nieskończoność.
— Przecież nawet nie zaprzeczyłam. — Głos łamał mi się pod naporem męskich, dużych dłoni wodzących nieśpiesznie pod moją kurtką. Smukłe, długie palce odnalazły zamek sukienki, zaczynający się między łopatkami.
Nerwowy śmiech opuścił moje gardło, co wyraźnie wykrzywiło jego kąciki ust w gorzkim uśmiechu.
— Może ty nie, lecz te oliwkowe oczy zdradziły coś innego. — Wolną dłonią ujął moją brodę, sunąc kciukiem delikatnie po skórze.
Każdy skrawek muśnięty przez opuszki nieznajomego piekielnie parzył. Wywoływało to ból, a zarazem dawało nieziemską przyjemność. Druga dłoń mężczyzny zjechała wzdłuż mojego kręgosłupa, natomiast oczy badały każdy milimetr mojej rozanielonej twarzy. Procenty zdecydowanie działały na moją niekorzyść.
— Taka drobna, bezbronna — zachwycał się, otumaniając mnie swoim melodyjnym głosem. Pomimo dudniącej muzyki słyszałam doskonale, co mówił, tak jakby mój słuch wyostrzył się tylko dla niego.
Ręką natychmiastowo złapał złączenie mojego karku z czaszką, mocno przytrzymując je, abym nie mogła się ruszyć. Uścisk był silny oraz stanowczy.
— Co ty tu robisz tak samotnie, aniołku? — prowokował mnie, odnajdując wolną dłonią krawędź sukienki.
Palce nieznajomego zahaczyły o koronkowy wzorek pończochy, wodząc między jej silikonowym brzegiem a moją skórą. Aż zakotłowało się w moim żołądku. Mięśnie zwiotczały przez dotyk nieznajomego.
— Czekam na kogoś. — Poddawałam się urokowi nieznajomemu, bezskutecznie walcząc o swoją wolną wolę. Zabierał mi ją, kawałek po kawałku. Czułam się taka słaba i wątła w jego obecności. Walczyłam z całych sił, jakie mi jeszcze pozostały.
Wtem wyprostowałam głowę, którą nadal trzymał.
Tracąc stabilność w kolanach, złapałam się jego barczystych ramion. Wolno przejechałam po bicepsach, które napięły się od delikatnych muśnięć moich palców. Mięśnie niczym stal rozpościerały się pod moimi dłońmi.
— Na koleżankę? — Zbliżył twarz, przygryzając tą świetnie skrojoną wargę i posyłając mi zniewalający uśmiech.
— Na ciebie. — Moje oczy natychmiast rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Jakim cudem coś takiego opuściło moje usta?!
Przecież to nie była prawda! Czekałam na Bahar!
Spanikowałam.
On natomiast nadal uśmiechał się szelmowsko, a w jego czarnych tęczówkach ujrzałam żarzący się płomień triumfu.
— Odważnie, kociaku — zamruczał dziko, przyciągając moje ciało zdecydowanie zbyt blisko swojego. — Jednak ostrzegam cię… Nie prowokuj diabła — poinformował wraz z cichym warkotem, który opuścił jego gardło, wywołując u mnie ciarki.
— A co jeśli nie wierzę w diabła? — spytałam kokieteryjnie, choć nie planowałam tak zabrzmieć.
— Przysięgam ci, że sprawię iż w niego uwierzysz — zapewnił wyraźnie pewny siebie, tak jakby naprawdę składał mi wieczystą obietnicę.
Pragnęłam odsunąć się od niego, a jednocześnie chciałam objąć go za szyję i zatopić palce w tych gęstych włosach, wyglądających na jedwabiście miękkie.
Nim zdążyłam zarejestrować wszystko to, co działo się między nami, on zaczął wodzić dłońmi po moim ciele, zjeżdżając do pośladków. Pewnie i mocno ścisnął je w swoich dużych dłoniach, przez co lekko uniosłam się do góry, przeżywając chwilową przyjemność. Cichy jęk opuścił moje gardło, wprawiając mnie w zawstydzenie. Przecież otaczali nas ludzie, którzy mimo wszystko wyglądali na obojętnych względem naszego frywolnego zachowania.
Podniecenie zawrzało mi w żyłach.
Rejestrując każdy jego najmniejszy ruch, zobaczyłam jak twarz mężczyzny zbliża się do mojej — ostrożnie, tak jakbym miała się zaraz rozpłynąć w tych silnych ramionach. Wyraźnie zadowolony okrążył mój czubek nosa swoim, po czym pocałował moją górną wargę.
Smak tytoniu oraz mięty zmieszał się z naszymi oddechami. Zassałam łapczywie powietrze, odnosząc wrażenie muskania zimnego marmuru, zmieszanego z miękkością waty cukrowej. Niespieszenie przywarł do moich warg — słodko, melodyjnie, a jednocześnie demonicznie.
Kiedy objął swoimi ustami dolną wargę, zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą. Nikt jeszcze nie sprawił mi takiej przyjemności tą drobną pieszczotą. Rozpływałam się pod nim niczym masło.
Kiedy koniuszek jego języka połechtał moją wargę, otworzyłam usta, wychodząc mu naprzeciw. Delikatnie smakowałam go, mając wrażenie, że wszystko dookoła zamilkło.
Napięcie między nami wzrosło do tego stopnia, że zapomniałam o otaczającym nas świecie. Zachłannie oplotłam jego szyję rękoma, wplatając palce jednej ręki w te krucze włosy. Tak, jak przypuszczałam — mogły równać się z samym aksamitem.
Ciężko oddychając, pogłębiliśmy pieszczotę, mocniej przywierając do siebie. Powoli brakowało mi tchu, przez co zaczęłam trudniej oddychać, a powietrze stało się ciężkie niczym ołów. Paliło żywcem moje płuca.
Pocałunki, choć agresywne, niosły w sobie mnóstwo ukojenia dla moich zszarganych emocji. Wiercąc się w objęciach nieznajomego z narastającego pożądania, poczułam na swoim brzuchu jego stwardniałą erekcję. Mimowolnie zapragnęłam go, choć totalnie nic o nim nie wiedziałam. To było do mnie niepodobne.
Ten facet spod ciemnej gwiazdy pragnął mnie. Tu i teraz.
Mnie!
Kiedy jego ręka znalazła się jednak na wnętrzu mojego uda, drażniąc koronkowy pas pończochy, obudził się u mnie instynkt samozachowawczy. Co ja robiłam?!
Czując sunące w górę mojej nogi palce, starałam się coś wymyślić. Musiałam się z tego jakoś wymiksować. Mocno zaciskając uda, odepchnęłam go od siebie, nadal mając wrażenie pieczenia na swoich ustach po tych namiętnych pocałunkach.
Nieznajomy wydawał się tak samo zdezorientowany tym wszystkim, co ja.
— Mama cię nie uczyła, że jemy najpierw danie główne, a później deser? — Oblizałam wargi, mając na nich nadal smak tego dzikiego mężczyzny. Ostatni raz uśmiechnęłam się do niego i pobiegłam w popłochu w głąb tłumu, zostawiając go samego.
Wiedziałam jedno na pewno — musiałam uciec od tego typa jak najdalej. Działał na mnie jak narkotyk, otumaniający moje wszystkie zmysły. Nie mogłam dopuścić go do siebie.
Choć chwile spędzone na parkiecie niesamowicie mnie podnieciły, to musiałam wziąć nogi za pas.
Zebrałam w pośpiechu swoje rzeczy pozostawione przy barze i skierowałam się do bocznego wyjścia. Przeciskałam się przez grupki nieznanych mi ludzi, już nie zważając na fakt, czy kogoś przypadkiem nie staranuję.
Złapałam za metalową klamkę i ostatni raz rozejrzałam się po klubie. Spoglądając na taras widokowy, zobaczyłam go i te czarne oczy — szukał mnie. Nagle on także mnie dostrzegł, wskazując dwóm gorylom ruchem brody miejsce, w którym stałam.
Domyśliłam się, że miałam poważne problemy — nikt normalny nie chadzał do klubu z własną ochroną i to jeszcze z tak napakowaną. Jego strażnicy od razu ruszyli w stronę parteru, zapewne mając w planach mnie złapać.
Skoro ich wysłał, to musiał mieć konkretny cel.
Natychmiast pomyślałam o mafii oraz ich niesławnej otoczce. Większość rodzin gangsterskich nie zajmowała się czystymi biznesami. Woleli zyskiwać fortunę na ludzkim nieszczęściu — w tym na handlu różnego rodzaju.
O nie! Nie miałam zamiaru stać się żywym towarem..
Biorąc nogi za pas, pognałam korytarzem czerwonym od świateł i rzuciłam się do kolejnych metalowych drzwi. Wypadłam nimi jak torpeda, uderzając niechcący jakąś kobietę. Na szczęście była tak zalana, że po upadku nawet nie wstała z ziemi. Miałam tylko nadzieję, że na serio straciła przytomność, a nie przypadkiem ją zabiłam.
— Hej! — Zagwizdałam palcami na taksówkę, która właśnie podjechała. Wymieniając się miejscami z jakąś parą, podałam kierowcy adres mojego lokum.
Z dudniącym sercem poczułam jak samochód ruszył przed siebie, natomiast po zerknięciu w tylną szybę ujrzałam jego po raz ostatni. Wyleciał wraz z dwojgiem swoich ludzi na ulicę, rozglądając się dookoła.
Nim zniknęliśmy za budynkami miasta, nieznajomy zerknął w stronę taksówki. On już wiedział. Nie miałam pojęcia skąd, ale przeczuwałam, że ten facet wiedział, iż to ja siedziałam w odjeżdżającym samochodzie.
Cóż to była za noc.
1 gattino. (po wł. kociak)
2. Co to było?
Po zapłaceniu taksówkarzowi udałam się w stronę domu moich rodziców. Cichaczem weszłam do środka, starając się nikogo nie obudzić.
Na palcach przemknęłam przez korytarz, zdejmując z nóg szpilki. Wszędzie panowała ciemność oraz głucha cisza, przerywana wyłącznie tykaniem zegara wiszącego w salonie. Wtem coś otarło się o moją nogę, przez co prawie się wywróciłam.
— Mailo! — warknęłam pod nosem zezłoszczona, dostrzegając białe futerko kociaka.
Kochałam tę przylepę, lecz nie ułatwiała mi przejścia do łazienki.
Moi rodzice równie mocno co ja uwielbiali zwierzęta. Łącznie posiadali trójkę pupili — kocura Mailo, kotkę Diabolinę oraz psa Rocco. Ten ostatni cudem dożywał swoich lat, gdyż do najmłodszych już nie należał.
— Chodź tu. — Wzięłam Mailo na ręce i powędrowałam razem z nim do łazienki.
Zatrzasnęłam się. Zrzuciłam sukienkę oraz bieliznę, po czym wyjęłam z torebki telefon i wybrałam ponownie numer do przyjaciółki, która przez ten cały czas nie dawała znaku życia. Na serio zaczynałam się poważnie o nią martwić. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywała — zawsze wysyłała chociaż pustego SMS–a, który miał sugerować, że żyje. Wybrałam więc ponownie numer do dziewczyny i usłyszałam kolejny raz jej głos ustawiony na pocztę głosową.
Nim woda wypełniła wannę, wystukałam wiadomość do przyjaciółki, czy wszystko w porządku.
Odłożywszy telefon na półkę, weszłam do uszykowanej kąpieli, roztaczającej w całym pomieszczeniu słodki zapach wanilii oraz czekolady. Wmasowując kolistymi ruchami żel pod prysznic w swoje ciało, przypomniałam sobie o nieznajomym. Choć starałam się o nim nie myśleć, to ciągle krążył w ciemnych zakamarkach mojej podświadomości.
— Widzisz, Mailo — mruknęłam do kota, siedzącego wygodnie na kupce z czystymi ręcznikami. Pupil zdawał się jednak być niewzruszony moimi słowami, z pogardą wpatrując się w kapiącą z kranu wodę.
Jak tylko woda ostygła, wyszłam z wanny i ubrałam się w koszulę nocną.
— Czas spać — rzuciłam do czworonożnego przyjaciela, przechodząc do sypialni. Po raz ostatni sprawdziłam też pocztę, lecz wszystko milczało. Począwszy od telefonu, po wiadomości oraz social media.
Usadowiłam się wygodnie pod ciepłą kołdrą, zamknęłam powieki, starając się zasnąć. Jednak spoczynek nie nadchodził, przez co wierciłam się najpierw w jedną stronę, a później w drugą. Chyba wystraszyłam kota swoimi ruchami, gdyż ten postanowił wybiec w popłochu z mojego pokoju.
Wtem, coś czającego się w mroku korytarza przykuło moją uwagę. Zaskoczona uniosłam się do pionu, podpierając się łokciami o materac. Wytężając wzrok, zamarłam w bezruchu, uświadamiając sobie kto stał za otwartymi drzwiami sypialni.
— Jak dostałeś się do środka? — Rozejrzałam się dookoła z przyśpieszonym oddechem. Nieznajomy wykonał kilka kroków do przodu, wyłaniając się całkowicie z ciemności.
Serce łomotało mi w piersi, boleśnie obijało się o żebra, wywołując tym przyjemne mrowienie na całym ciele. Ciężko łapałam oddech, po czym przełknęłam zgęstniałą ślinę i ostrożnie się cofnęłam.
Mężczyzna położył wpierw duże dłonie na pościeli, obejmując mnie dzikim spojrzeniem. Jego czarne tęczówki połyskiwały chciwym z pożądania blaskiem, wywracając mój żołądek do góry nogami. Czułam narastającą frustrację, kiedy zauważyłam, jak niespiesznie wdrapał się na łóżko i kroczył ku mnie na czworakach.
— Co ty robisz? — wydyszałam z trudnością przez płytki oddech.
Klatka piersiowa opadała mi i unosiła się szybko, starając się dorównać łomotowi serca.
— Ciii… — szepnął melodyjnym głosem, przysuwając swoją nieskalaną twarz do mojej. Czubek nosa nieznajomego otarł się o mój, co wywołało u niego szeroki uśmiech, w którym białe zęby błysnęły w ciemnościach.
Przerażenie i ekscytacja płynęły w moich żyłach, niosąc ze sobą rozkoszne dreszcze, muskające każde zakończenie nerwowe mojego ciała.
Otumaniający zapach rozgrzał atmosferę w pokoju. Ciśnienie wzrosło natychmiast, napierając na nasze sylwetki.
Kiedy opuszki palców nieznajomego dotknęły mojej twarzy, zadrżałam mimowolnie, zamykając powieki. Powoli i zmysłowo wodził palcami po moim nosie, zahaczając o lekko rozwarte usta. Zdecydowanym ruchem rozchylił mi nogi, wchodząc między nie.
— Czego pragniesz aniołku? — zamruczał wprost do mojego ucha, przygryzając jego płatek. Stłumiłam z trudem cichy jęk, prawie upadając plecami na poduszki przez nagły szok wywołany pieszczotą.
Leniwie przejechał czubkiem języka po linii żuchwy, całując ją co jakiś czas. Mokre ślady parzyły moją skórę, zabierając mi cenny oddech. Ciche, wręcz błagalne skomlenie wymsknęło mi się z ust i wyraźnie zadowoliło mojego nocnego kochanka.
Choć sumienie krzyczało i biło na alarm o zagrożeniu, to zaślepiona fascynacją do tego faceta zbyłam rozum.
Niecierpliwa oraz złakniona jego słodyczy, uniosłam się wyżej, wpijając się w te marmurowe usta. Natychmiast przystąpił do kąsania mojej wargi, niwelując piekący ból czubkiem języka. Rozpalona do granic możliwości wplątałam palce w jego miękkie włosy, lekko za nie ciągnąc.
Bezwiednie opadłam na poduszki, czując błądzące po moim ciele dłonie. Żar każdego muśnięcia gotował we mnie krew, przyprawiając o przyjemne spazmy.
Pocałunki przeniosły się z mojej szczęki na szyję, przyjemnie rezonując czułością w moim podbrzuszu. Uwodzona dotykiem natychmiastowo zrobiłam się wilgotna, stając się gotowa do przyjęcia go.
Dłonie mężczyzny nieśpiesznie wsunęły się pod materiał mojej koszuli nocnej i jednym ruchem ściągnęły ją ze mnie.
W tamtej chwili wstyd dla mnie nie istniał. Napędzała mnie tylko żądza posiadania tego przystojnego nieznajomego. Nerwowo oraz chaotycznie zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli, pragnąc jak najszybciej zerwać ją z niego.
Kiedy w końcu mi się to udało, ujrzałam pięknie wyrzeźbione ciało. Twarde mięśnie wyraźnie rysowały się pod marmurową, nieco zaczerwienioną skórą.
Wyginając się przez pocałunki składane na moim brzuchu, zacisnęłam mocno palce zlodowaciałych dłoni na prześcieradle i szarpałam za materiał.
— Boże! — krzyknęłam, zamykając mocno powieki, czując na swoich nagich piersiach szorstkość rąk nieznajomego.
— Tylko nie on. — Śmiech wydobył się z gardła szatyna, który następnie lekko przygryzł nabrzmiały sutek. — Będziesz wołać moje imię — zapewnił głośno, mrucząc w moją skórę i liżąc językiem brodawkę.
Nim dotarło do mnie to, co się dzieje, usłyszałam upadający na podłogę pasek od spodni. Zniecierpliwiona, rozpalona i spragniona uniosłam odrobinę głowę do góry, jednak szybko zostałam przez kochanka z powrotem powalona na pościel. Cała drżąc, ponownie zasmakowałam jego ust. Czułam smukłe palce kochanka na mojej kobiecości, wolno ocierały się o nią, a dwa z nich co jakiś czas wchodziły w nią.
— Jesteś… — Ciężki jęk przemieszany z płytkim oddechem dotarł do moich uszu, odbijając się echem w brzuchu. — Moja… — Wraz z tym słowem wszedł we mnie penisem, wydzierając z moich ust krzyk przyjemności. Poczułam go w całości, gdy wypełnił moje wnętrze, ocierając się o każdy milimetr mojego łona.
Ubezwłasnowolniona od naporu skrajnych doznań mocno przytuliłam się do gorącego ciała mężczyzny, rysując paznokciami po jego plecach. Wolne oraz pełne ruchy nabrzmiałego od erekcji członka przyjemnie pocierały o moje wnętrze, rozluźniając tym każdy mięsień.
— Moja — zawarczał władczo, gryząc mnie po szyi, przyspieszając swoje ruchy. Kąsanie stało się brutalniejsze, bardziej napastliwe. Moje jęki mieszały się z jego syczeniem, zwiastując zbliżającą się rozkosz.
— Dojdź dla mnie, aniołku! — Wykonał głębsze pchnięcia, masując i ugniatając jedną z moich piersi.
— Lucyferze! — stęknęłam rozpaczliwie, wyginając się pod nim z rozkoszy.
Nagle wstałam do pionu, łapiąc jak topielec haust powietrza. Oddychając ociężale natychmiast złapałam się za klatkę piersiową, zapalając zarazem lampkę nocną.
Czując potworną suchość w ustach, oblizałam wargi i usiadłam na krawędzi łóżka. Dostrzegłam na sobie koszulę nocną, zaczesałam włosy do tyłu. Moje dłonie drżały niczym u narkomanki na odwyku.
Co to było do cholery?
Zdenerwowana ukryłam twarz w dłoniach, rozumiejąc, że musiało mi się jednak przysnąć.
— To tylko sen — gadałam sama do siebie, aby się odrobinę uspokoić. Pierwszy raz w życiu przyśniło mi się coś takiego i to tak intensywnego. Normalnie czułam obecność nieznajomego na swoim ciele, tak samo, jak jego oddech czy każdy ruch.
— Lucyfer! — Parsknęłam histerycznym śmiechem. Jakim prawem diabeł mieszał się w moje mary?! Zresztą pseudo pan piekła nie istniał i tylko moja podświadomość płatała mi figle.
Uspokajając oddech, sięgnęłam po telefon ładujący się na mojej szafce nocnej. Bateria dobiła do pełna, więc rozłączyłam sprzęt, zerkając na wyświetlacz — 03:33
— Hmm… — zamruczałam pod nosem, nadal nie posiadając żadnej wiadomości zwrotnej od Bahar. Pomimo późnej pory postanowiłam zadzwonić do niej ponownie, owiana złymi przeczuciami.
Znowu ta przeklęta skrzynka głosowa.
Powróciwszy do łóżka, okryłam się po samą szyję kołdrą, zerkając w stronę otwartych drzwi. Rozum płatał mi figle, wyczuwając w ciemnościach czyjąś obecność. Postanowiłam nie gasić światła, czując się jak małe dziecko, któremu przyśnił się koszmar. Z nieznanych mi względów ogarnął mnie strach, trawiący serce — kawałek po kawałku. Ciężko przełykając ślinę, podciągnęłam pierzynę pod samą brodę, wpatrując się tępym wzrokiem w nicość. Aż do wschodu słońca siedziałam w niewyjaśnionym i niczym nieuzasadnionym stanie paniki, zasnęłam dopiero przy pierwszych promieniach słońca.
Niestety długo nie podrzemałam, gdyż coś mokrego zaczęło tykać mnie co jakiś czas w nagie ramię.
— Co, Rocco? — Otworzyłam niemrawo jedną powiekę, powoli przyzwyczajając zmęczony wzrok do ostrego światła. Jak tylko odzyskałam zdolność widzenia, szczęśliwa mordka rottweilera znalazła się tuż pod moim nosem.
Pies szczęśliwie zaszczekał, jasno dając znać, abym w końcu zwlokła swój tyłek z łóżka i poszła z nim na spacer.
— Idź z mamą — wymamrotałam sennie do pupila, wyciągając spod kołdry dłoń i głaszcząc nią psiaka między uszami. Ten mimo wszystko uparcie wpatrywał we mnie te ciemnobrązowe ślepia, siedząc przy łóżku z wystawionym na bok jęzorem.
— Już wstaję — jęknęłam, wyślizgując się spod ciepłego posłania i położyłam bose stopy na puchatym dywanie.
Przeciągnęłam się, ponownie zerknęłam na telefon, który wskazywał ósmą rano. Wiadomości od Bahar nadal nie było.
Od razu weszłam na media społecznościowe dziewczyny, lecz nic nie dodała z poprzedniego wieczoru. Coś tu mi nie pasowało. Pośpiesznie otworzyłam messengera i wysłałam do niej kolejną wiadomość.
08:05
Kamal do Bahar: Wszystko dobrze??? Proszę, odezwij się. Martwię się…
Po naciśnięciu ikonki z samolotem podeszłam do szafy i wybrałam z niej czarne legginsy oraz wełniany golf sięgający do połowy uda. Pogoda z tego, co zdążyłam zauważyć nie rozpieszczała, a na studia wolałam wrócić bez przeziębienia.
Wyszłam z pokoju i pognałam do łazienki, zbiegając na parter po drewnianych schodach. Od razu dotarł do mojego nosa zapach świeżo mielonej kawy oraz pyszna woń smażonego bekonu. Otumaniona aromatem wetknęłam głowę do kuchni, gdzie mama krzątała się w wyśmienitym humorze. Miała na sobie niebieski szlafrok, puchate kapcie oraz różowy czepek przytrzymujący jej burzę loków. Smażyła dla nas wszystkich naleśniki.
— Wyspana? — Nawet nie miałam pojęcia, jakim cudem wiedziała o mojej obecności. Z szerokim uśmiechem odwróciła się do mnie twarzą, obdarowując ciepłym spojrzeniem seledynowych oczu.
— Niekoniecznie — westchnęłam przeciągle, podchodząc do niej bliżej. Czując psychiczny ciężar na ramionach, przytuliłam się mocno do pleców rodzicielki. Ta od razu odnalazła moje złączone dłonie, gładząc je delikatnie po wierzchu.
— Co się dzieje? — Od razu wyczuła, że coś mnie gnębiło. Nie potrzebowała do tego żadnych słów.
— Bahar się nie odzywa od wczoraj i trochę mnie to martwi. O trzynastej mamy samolot powrotny, a po niej zaginął ślad — wyznałam, nie widząc sensu dłużej tego ukrywać.
— Znajdzie się. Pewnie gdzieś ostro zabalowała. — Poklepała mnie po dłoni, drugą przewracając skwierczący na patelni bekon.
— Wyjdę z Rocco na spacer a jak wrócę, to pogadamy — rzekłam zaniepokojona, dostrzegając stojącego przy nas psiaka, który wlepiał we mnie maślane oczy. — Chodź! — Klasnęłam w dłonie, maszerując do toalety, by umyć zęby i jako tako rozczesać włosy. Następnie zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, w której byłam w klubie i wyszłam z domu.
Na dworze panował chłód, lecz przez słońce dało się jakoś wytrzymać. W porównaniu do pogody w Cambridge, ta we Włoszech była zdecydowanie przyjemniejsza dzięki południowemu położeniu kraju.
Przechadzając się szarym chodnikiem, podziwiałam okolicę — robiłam to za każdym razem. Strasznie brakowało mi klimatu Scilli — nadmorskiej miejscowości, tworzącej sam czubek geograficznego buta Włoch.
Wdychałam oceaniczną bryzę, wsłuchiwałam się w śpiew ptaków oraz skrzek mew, uspokajałam skołatane myśli. Rocco grzecznie maszerował, obwąchując hydranty oraz okoliczne krzewy. Docierając na koniec osiedla, przeszłam do głównej drogi, gdzie panował zdecydowanie większy ruch.
Mijając przechodniów, oglądałam wystawione ubrania oraz biżuterię w miejscowych sklepach. Zaciekawiona jedną z sukienek zerknęłam w szybę, gdzie ujrzałam czyjeś odbicie. Szybko odwróciłam się za siebie, lecz prócz roześmianych ludzi nikogo podejrzanego nie zobaczyłam. Zrezygnowana potrząsnęłam głową, uznając, iż ogarnęły mój umysł jakieś omamy. Dostawałam jakichś paranoi.
— Dla pani świeżutkie rybki, okazyjna cena! — Jakiś starszy pan zagadał do mnie, prezentując dłońmi spory wachlarz porozkładanych i wypatroszonych ryb.
— Dziękuję. — Zaprzeczyłam ruchem głowy, dostrzegając maślane oczy Rocco, który by rybką nie pogardził.
Przemierzałam promenadę biegnącą na wzniesieniu przy plaży, aż przystanęłam na moment. Uwielbiałam podziwiać obijające się o pobliskie skały fale, tworzące góry. Ten widok mnie uspokajał.
Zamknęłam na moment powieki i wsłuchiwałam się w każdy dźwięk, pragnąc zapamiętać go na całe pół roku. Właśnie tyle pozostało mi do ukończenia studiów na wydziale sztuki i technologii w Massachusetts Institute of Technology mieszczący się w Cambridge.
Choć Stany miały swój urok, to moje serce należało jednak do Włoch. To tu się urodziłam i wychowałam, lecz USA wzywało mnie do ukończenia edukacji na jednej z najlepszych uczelni oraz do pracy. Od ponad roku współpracowałam z architektem wnętrz.
Nie był to szczyt moich marzeń, aczkolwiek trzeba było się jakoś utrzymać. Mimo wszystko ładnie to wszystko brzmiało tylko na papierze. W rzeczywistości nic nie miałam do gadania w sprawie aranżacji wnętrz. Szef wykorzystywał moją osobę do najgorszej roboty. Życie…
Po otwarciu powiek spojrzałam na wzburzone fale, nad którymi latały frywolnie ptaki. Wyglądały na takie wolne, szczęśliwe — zupełne przeciwieństwo mnie. Czułam się przez większość swojego życia jak w klatce.
Odkąd tylko pamiętam, wiecznie poszukiwałam siebie — tego kim byłam. W połowie Włoszka — mama pochodziła z czystej linii tego pokolenia, zaś tata — hindus, który przypłynął do tego kraju w poszukiwaniu pracy.
Moja uroda łączyła te dwa typy narodowości w jedno.
Kolejny problem, jaki się z tym łączył, to wiara. Jedna strona rodziny wierzyła w Kościół Katolicki, natomiast druga flanka oddawała cześć licznym bóstwom. Stąd też mój brak wiary w cokolwiek innego niż ja sama.
Dodatkowo babcia — matka mojego ojca, która swoją drogą z nimi nadal mieszkała — pragnęła wyswatać mnie z obcym facetem. Nawet go w życiu na oczy nie widziałam!
Na domiar złego moja kariera nie malowała się w złotych barwach. Parzyłam kawki i sprzątałam po swoim szefie, wysłuchując najrozmaitszych seksistowskich uwag, tylko po to, aby opłacić czesne na uczelni.
Sama chciałam pójść do zwykłej, publicznej szkoły, lecz rodzice uparcie postawili na swoim. Tym samym zmusili mnie do wyjazdu z kraju. Tylko Bahar była moją bratnią duszą. Traktowałam ją jak rodzoną siostrę, która, choć nienawidziła sztuki, złożyła papiery na tę samą akademię. W odróżnieniu do mojej rodziny, Bahar nie musiała martwić się finansami. Mogła pozwolić sobie na studiowanie bez konieczności otrzymania dyplomu.
Śmiała się, że jedyny plus uczęszczania na zajęcia artystyczne to przystojni modele.
Bahar choć wywodziła się z bardzo restrykcyjnego kraju — Iraku, a dokładniej z historycznych regionów Persji — to wcale nie przywiązywała wagi do tamtejszej kultury. Wielokrotnie malowaliśmy na zajęciach akty, z czego niezmiernie się cieszyła.
Dziewczyna, tak jak ja, miała zdolności manualne, lecz sama do końca nie wiedziała, co chciała robić w życiu. Wybrała więc wspólną drogę, która łączyła naszą przyjaźń.
A teraz nie dawała nawet znaku życia.
Zmartwiona wyjęłam telefon z kieszeni kurtki, nadal widząc brak jakichkolwiek nieodebranych połączeń czy wiadomości.
— Bahar, odpisz… — mruknęłam pod nosem, mając ochotę cisnąć telefonem w piasek. To jednak nic by nie zmieniło.– Wracamy, Rocco. — Psiak patrzył gdzieś w dal promenady, przez co szarpnęłam go mocniej za smycz. Niechętnie poderwał zadek z betonu i wrócił razem ze mną w stronę mieszkania rodziców.
Marzyłam, aby kiedyś wybudować własny dom nad skalnym brzegiem oceanu, aby móc z własnego tarasu rozkoszować się widokiem wody oraz plaży.
Jak tylko weszliśmy w tłum ludzi na głównej drodze, poczułam na sobie czyjś wzrok. Palił mnie w plecy, wywołując pieczenie moich uszu oraz policzków. Doznanie zdawało się tak natarczywe, że aż bolało.
Przestraszona odwróciłam głowę za siebie, lecz wyglądało na to, że nikt nie był ani trochę zainteresowany moją osobą. Przez tę sytuację w klubie dostawałam urojeń. Przyspieszając kroku, zapragnęłam znaleźć się w bezpiecznym mieszkaniu rodziców.
— Już jestem! — krzyknęłam, czując tę niesamowitą woń szykowanego śniadania, które zapewne już na mnie czekało. Natychmiastowo zrzuciłam z siebie adidasy i wbiegłam radośnie do kuchni, lecz mój entuzjazm szybko oklapł na widok zapłakanej mamy Bahar.
— Coś się stało, prawda? — Przełknęłam ciężko ślinę, doznając dziwnego wrażenia, jakby moje serce zatrzymało się na moment.
— Bahar nie wróciła do domu. Miałam nadzieję, że zastanę ją u was — kobieta spojrzała na mnie z załzawionymi oczami.– Odzywała się do ciebie? — Kobieta otarła policzki z łez.
— Niestety nie mam z nią kontaktu od wczoraj. Ostatnią wiadomość, jaką mi wysłała to ta sprzed osiemnastej. Dwie godziny później planowałyśmy się spotkać w parku — ominęłam kwestię klubu, lecz jeśli Bahar zaginęła, to prędzej czy później musiałabym wyznać prawdę.
Rodzice mojej przyjaciółki, szczególnie ojciec, nie uznawali takich miejsc jak kluby — a szczególnie ten konkretny.
— Przykro mi Fer. — Moja mama wyciągnęła dłoń w stronę znajomej, chcąc ją jakoś pocieszyć.
— Trzeba zgłosić to na policję, niech zaczną jej szukać — stwierdziłam, odpinając smycz Rocco, który podszedł obwąchać rodzicielkę mojej przyjaciółki.
— Udam się tam wraz z mężem. Oby nic się jej nie stało — szepnęła ze ściśniętym gardłem, wstając od stołu. — Przepraszam, że przeszkodziłam i dziękuję za gościnę — dodała pośpiesznie, uciekając wzrokiem wszędzie, byleby na żadną z nas nie spojrzeć.
— Jeśli się czegoś dowiemy, to skontaktujemy się z wami. — Mama odprowadziła Persyjkę do drzwi, myśląc nad czymś intensywnie.
— Byłabym wam bardzo wdzięczna — wyznała kobieta, opuszczając nasze progi w dość raptownym pośpiechu.
Zaintrygowało, a zarazem zaniepokoiło mnie jej zachowanie.
— Biedna Fer. — Mamuśka westchnęła, zamykając frontowe drzwi na klucz.– Nawet sobie nie wyobrażam jaki ból musi znosić. Nie mam pojęcia, jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji. — Pogładziła mnie po policzku, patrząc zatroskanym wzrokiem w moje oczy.
— Mam nadzieję, że Bahar jest cała i zdrowa. — Roztarłam dłońmi gęsią skórkę, która pomimo grubego golfu pokryła moje ciało.
— Chodź na śniadanie. Zapewne zaraz obudzi się twój tata i dołączy do nas — ponagliła mama, lekko popychając mnie w stronę kuchni, gdzie czekało na mnie pyszne jedzenie. Jednak jak ja mogłam w takiej chwili myśleć o czymkolwiek innym niż o mojej przyjaciółce? A co jeśli groziło jej śmiertelne niebezpieczeństwo?
Nie mówiono o tym głośno, lecz we Włoszech często dochodziło do uprowadzeń, a nawet do handlu żywym towarem. Mówiąc „żywy towar” miałam na myśli ludzi, w większości przypadków stanowiły go kobiety. Mężczyzn rzadziej porywano. Zazwyczaj wykorzystywano ich wyłącznie do nielegalnego wycięcia organów.
Niestety Włochy były pod pantoflem rodzin mafijnych, choć każdy wolał udawać, że o tym nie wie.
Oby Bahar nie wplątała się w romans z żadnym z nich, gdyż mogłoby się to dla niej bardzo źle skończyć.
Zasiadając do stołu, spojrzałam na talerz podany mi pod sam nos przez mamę.
— Dzień dobry, moje piękne panie. — Tatusiek wszedł do kuchni, przeciągając się niczym kot w samym progu pomieszczenia. Następnie podszedł do mamy, aby przywitać się z nią długim oraz czułym buziakiem w usta, zaś mnie poczochrał po głowie. — Czemu moje damy są takie przygnębione? — zapytał, nie rozumiejąc, dlaczego każda z nas snuła się po kuchni niczym cień.
— Bahar zaginęła. — Jako pierwsza przemówiła mama, co ścięło mojego ojca z nóg. Podpierając się rękoma o blat mebla, aż usiadł z wrażenia na krześle.
— Ale jak? — spytał, patrząc raz na mnie, raz na swoją żonę zdezorientowanym wzrokiem.
— Nie daje znaku życia od wczoraj. — Wskazała na mnie dłonią, więc pośpiesznie wyjaśniłam tacie całą sytuację.
— Powinnam zostać tutaj i pomóc w poszukiwaniach — oznajmiłam poważnym głosem, chcąc odnaleźć moją przyjaciółkę.
— Nie kochanie, ty musisz wracać do Stanów. — Twardy głos ojca od razu zniszczył mi plany. — Będziemy cię informować na bieżąco o całej sprawie. Lecisz do szkoły i to nie podlega dyskusji.
3. Spotkanie z diabłem i jego demonami
Lucyfer
Poirytowanie, to drobne uczucie, jakie w tamtym czasie miotało moim wnętrzem.
Przekraczając próg komnaty, rozpiąłem guzik marynarki i zrzuciłem ją z ramion. Cisnąwszy materiałem na ozdobną kanapę, podszedłem do drewnianego barku.
Nadal miałem jej obraz w swojej głowie — widok kobiety z klubu. Zatruwał moje myśli niczym rozlewająca się trucizna.
Zaciskając mocniej szczękę, chwyciłem za kryształową szklankę i wypełniłem ją bursztynowym płynem.
Patrząc w zamyśleniu na jeden punkt przed sobą, oparłem dłoń o blat, upijając łyk tego świństwa. Choć nieprzyjemnie piekło w gardło, to skutecznie zabijało natarczywe myśli, wraz z kotłującymi się uczuciami.
Idealne ciało. Piękne, długie nogi w tych cholernych, czerwonych szpilkach. Jeszcze to pieprzone, dziwne przyciąganie.
Jednym haustem opróżniłem zawartość szklanki, odstawiłem ją z impetem na czarne szkło stołu. Nadal trzymając kieliszek w dłoni, oblizałem usta, czując na języku gorycz trunku.
Cisza otaczała mnie ze wszystkich stron, rozproszona wyłącznie trzaskami palącego się drewna w murowanym z szarej cegły kominku. Przełknąłem ślinę, wykrzywiając twarz w rozgoryczeniu. Westchnąłem przeciągle.
Moja marna egzystencja nie miała żadnego sensu.
Nic nie czułem, aż dotąd. Jakby…
Nie, to niemożliwe.
Zamknąłem powieki, mocno zaciskając palce oplatające szkło. Napór mojej skóry stał się tak silny, że szklanka pękła na kilka kawałeczków, sypiąc się na blat.
Ciężko oddychając, przechyliłem głowę na bok, opierając ręce o krawędź mebla.
Zapragnąłem znów ją ujrzeć. Chociaż na moment.
Nieśpiesznie podszedłem do okna piętrzącego się od podłogi, aż po sufit, gdzie wszystko zdobiła biała rama, dekoracyjnie wygięta na górze w łuk. Architektura mojej posiadłości została dopracowana w każdym, najdrobniejszym detalu.
Gdyby nie było kiczu, nie byłoby wielkiej sztuki. Gdyby nie było grzechu, nie byłoby i życia.
Wszystko to, co mnie otaczało, musiało kipieć perfekcjonizmem oraz przepychem.
Zacisnąwszy palce w pięści, oparłem łokieć o zimny, kamienny mur, spoglądając hen w ciemność.
— Gdzie jesteś? — mruknąłem cicho, szukając w najmroczniejszych zakamarkach swojej duszy najświeższego wspomnienia kobiety.
Widziałem ją — uciekającą w popłochu. Czułem jej strach, który docierał do mnie już z kilometra. Siedziała w tej pieprzonej taksówce, bo pozwoliłem jej zbiec.
Kłykcie na dłoniach naprężyły boleśnie skórę od ścisku palców. Zamknąłem mocniej powieki, szukając mojego zakazanego owocu. Błądziłem pośród śniących dusz, szukając tylko jednej — tej najbardziej zlęknionej. Nieświadomie przerażonej.
Któż by się nie bał spotkania oko w oko z diabłem?
Nie mogąc wytropić ptaszyny, wpadałem w coraz większy obłęd własnych obsesji. Musiała gdzieś być, do cholery.
Nerwowo przeczesałem włosy, w końcu trafiając do podświadomości pięknej nieznajomej. Stojąc w ciemnościach jej mieszkania niczym zjawa, ujrzałem najprawdziwsze dzieło sztuki — wiercącą się w łóżku, w skąpej halce. Błądziła na granicy snu i jawy.
Istniało ryzyko, że zobaczy mnie, lecz niech mnie diabli wezmą…
Musiałem. Chociaż ten jeden raz.
Zrobiłem krok i nagle ten futrzak, leżący obok kobiety, jak oparzony zerwał się na mój widok. Zjeżony zwiał z pokoju, mijając mnie z wygiętym grzbietem.
Podziwiając piękno emanujące od ciała nieznajomej, wykonałem krok i wtedy ona uniosła się na łokciach. Jej twarz emanowała strachem, który dotarł do każdego zakończenia nerwowego w moim ciele. Palił mnie, wypełniając upojeniem.
Przerażenie to coś, co kochałem widzieć w oczach tych nędznych ludzi.
— Jak dostałeś się do środka? — zapytała drżącym głosem, napełnionym strachem oraz fascynacją. Oj, tak maleńka. Wiem, jak na ciebie działam.
W końcu wyłoniłem się z ciemności, nie zważając już na stan jej snu. Mogła mnie ujrzeć. Pieprzyłem to.
Jebać ukrywanie się przed ludzkimi istotami.
Liczyła się moja żądza, a ja pragnąłem jej.
Znajdując się przy krawędzi łóżka, położyłem szeroko rozpostarte dłonie na bokach swojego ciała. Nieśpiesznie wdrapałem się na materac, czując, jak uginał się pod moim ciężarem.
Na wszystkie kręgi piekła — moje myśli huczały z podniecenia.
Była idealna w każdym calu. Głos jak u anioła — czysty, miękki, delikatny, zmysłowy. Istna muzyka dla uszu.
Ciało jak u bogini, jak u pani Piekła. Kształtna i ponętna, zgrabna i pełna.
Natychmiast podniecenie zawrzało w moich żyłach, wywołując u mnie silną erekcję.
— Co ty robisz? — Pełne i malinowe usta kusiły, tak samo jak w klubie. Tak bardzo chciałem poczuć ponownie ich smak.
Gdyby mi wtedy nie uciekła…
Choć oczy były niczym zwierciadło jej czystej duszy, którą pragnąłem posiąść, to szybko unosząca się klatka piersiowa przyciągała spojrzenie.
— Cii… — szepnąłem, przysuwając swoją twarz nieco bliżej do tego anielskiego lica. Czułem na sobie jej przyśpieszony i urywany oddech. Mimowolnie uśmiechnąłem się chciwie i przebiegle.
Zabójcza mieszanka napędzała krew tej kruchej istoty — strach i ekscytacja. Dusza dziewczyny pragnęła uciec ode mnie jak najdalej, natomiast ciało niczym magnez rwało się ku mojej osobie.
Słodki zapach wanilii oraz czekolady podrażnił przyjemnie mój nos. Niczym ćpun zaciągnąłem się tą mieszanką, pragnąc zapamiętać ją na długo.
Niewielki pokoik wypełniła duchota naelektryzowana pożądaniem.
Wyciągnąłem rękę, pragnąc ponownie dotknąć tego anioła. Znając rozmiar mej siły, najdelikatniej jak tylko potrafiłem, musnąłem jej malutki, zadarty nosek, przejechałem po lekko rozwartych ustach. Niestety była jak mara. Ona czuła każdy mój dotyk, lecz ja nie czułem jej.
Frustracja pragnęła rozsadzić mnie od środka.
Jednak nie mogłem dłużej czekać. Zachłanność mną zawładnęła.
Zdecydowanym i pewnym ruchem rozchyliłem zgrabne nogi kobiety, wchodząc między nie.
— Czego pragniesz, aniołku? — wymruczałem do jej ucha, przygryzając jego płatek.
Niestety przez wtargnięcie do jej snu, nie miałem prawa ponownego posmakowania choćby skrawka dziewczyny. Taka słodka…
Tak grzesznie, niczym zakazany owoc.
Stłumiony jęk brunetki rozległ się w pokoju, rezonując w moim kroczu. Mój penis nabrzmiał, napierając na materiał spodni. Ze wszystkich sił starałem się hamować, lecz pokusa była taka potężna. Leniwie przejechałem czubkiem języka po żuchwie dziewczyny, co jakiś czas składając pocałunki na rozgrzanej skórze. Coraz trudniej przychodziło jej oddychanie. Satysfakcja ogarnęła rozbite kawałki mojej zbrukanej duszy.
Ciche, błagalne skomlenie gotowało mi krew w żyłach, przez co z coraz większym trudem panowałem nad sobą. Aż trzęsło mym wnętrzem niczym wulkanem przed erupcją. Napięte mięśnie drżały, żądając upojenia.
Ku mojemu własnemu zaskoczeniu kobieta uniosła się, mocno wpijając w moje usta. Mmm, lubiłem dominujące damy.
Od razu przypomniałem sobie jak smakowała — tak słodko, jak miód. Nie mogąc dłużej trzymać na wodzy pożądania, przystąpiłem do ataku na jej pełne wargi. Kąsałem zadziornie każdy ich skrawek, niwelując ból muśnięciem języka. Wtem smukłe palce dziewczyny wplątały się w moje włosy.
Przez swą naturę, miałem cierpieć! Nie mogłem w jej śnie poczuć nic, co przyniosłoby mi pieprzone ukojenie!
Tylko w realnym życiu mogłem wszystko odczuwać jak człowiek, lecz wtedy na pewno bym ją skrzywdził.
Byłem potworem.
Mimo wszystko pragnąłem pójść o krok dalej. Moje dłonie nerwowo zaczęły błądzić po kształtach nieznajomej, badając każdy skrawek jej ciała. Od nadmiaru przyjemności opadła na poduszki, oddając mi władzę.
Kochałem to — dzierżyć w swych rękach władzę. Móc wszystko kontrolować.
Natychmiastowo przeniosłem pocałunki z delikatnej buzi, na smukłą szyję. Nie dając rady sam ze sobą, złapałem za materiał halki, jednym ruchem zdzierając ją z ciała brunetki. Moim oczom ukazał się piekielnie cudny widok.
Pełne, krągłe piersi z twardymi od podniecenia, różowymi sutkami. Płaski brzuch z perfekcyjnym wcięciem w talii. Szczupłe ramiona oraz te wystające obojczyki. Pulsowanie w moim kroczu nasiliło się, upominając się boleśnie o spełnienie.
Drobne dłonie aniołka dorwały się do guzików mojej koszuli, pragnąc jak najszybciej zerwać ze mnie ubranie. Nie zamierzałem jej w tym przeszkadzać. Kręciło mnie to.
W końcu zrzuciła ze mnie biały materiał, podziwiając wyrzeźbioną sylwetkę. Żeby ona tylko wiedziała, jak wyglądałem naprawdę…
Odpychając od siebie tę myśl, pochyliłem się nad brzuchem kobiety, składając na nim pocałunki. Wiła się pode mną jak wąż od fali doznań.
— Boże! — Szarpnęła za prześcieradło, kiedy przystąpiłem do ugniatania i masowania tych jędrnych piersi, kciukiem drażniąc twardy sutek. Dostrzegając to, uśmiechnąłem się triumfalnie, karmiąc tym widokiem swoje ego.
— Tylko nie on. — Choć śmiech opuścił moje usta, to na dźwięk tego imienia zagotowałem się w środku. Nie chciałem, aby mój pseudo tatuś pchał się z łapami do mojego świata. To ja nim rządziłem i wara każdemu od mojego tronu.
Swoje usta przeniosłem na piersi dziewczyny, przygryzając brodawkę.
— Będziesz wołać moje imię. — Ponownie przygryzłem sutek najdelikatniej jak potrafiłem. Nie chciałem jej skrzywdzić.
Nie mogłem już dłużej wytrzymać, więc pośpiesznie rozpiąłem pasek od spodni. Zdjąłem je, upadły na posadzkę z głośnym uderzeniem sprzączki o podłogę.
Nieznajoma uniosła się na moment, lecz szybko powaliłem ją z powrotem na poduszki. Pragnąłem jej teraz, w tej chwili.
Ponownie przystąpiliśmy do pocałunków, podczas których zjechałem dłonią do jej łona. Delikatnie masowałem łechtaczkę kolistymi ruchami, pocierając ją powoli. Co chwila wsuwałem dwa palce w jej cipkę, choć nie mogłem nawet poczuć jak stała się wilgotna.
Jasna cholera!
Zacisnąłem mocniej mięśnie szczęki, plując sobie w brodę, że nic nie odczuwałem.
— Jesteś … — Mój oddech stał się cięższy od pożądania sięgającego zenitu, któremu nie mogłem dać żadnego upustu. — Moja! — Desperacko wszedłem w nią penisem, wydzierając z jej pełnych ust krzyk przyjemności.
Widziałem na twarzy dziewczyny wymalowaną rozkosz, która dziwnie koiła moją duszę.
Dziwne…
Zawsze liczyły się tylko moje przyjemności, a nie tych marnych istot.
Poruszając się w niej, podziwiałem tę piękną twarz, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Taka delikatna i krucha wiła się pode mną w spazmach ekstazy spełnienia.
Łagodniałem na ten widok.
— Moja — zawarczałem władczo, czując, że tracę kontrolę. Musiałem ją odzyskać. Pragnąc się z nią połączyć i doprowadzić na szczyt przyjemności, zacząłem kąsać jej szyję.
Choć nie odczuwałem fizycznej rozkoszy, to psychicznie wizualizowałem doznania. Nasze jęki mieszały się ze sobą.
— Dojdź dla mnie, aniołku. — Tak bardzo pragnąłem ujrzeć, jak osiąga stan ekstazy. Żeby zwiększyć doznania pięknej nieznajomej, zacząłem masować dłonią jedną z jej piersi.
— Lucyferze… — Ktoś wszedł do mojej komnaty w tym samym czasie kiedy ona wykrzyczała moje imię.
Wkurwiony przerwaniem mi w najlepszym momencie, otworzyłem oczy.
— Czego?! — warknąłem, odwracając się w stronę uchylonych drzwi.
Od razu ujrzałem Kazzak, która stała oparta o potężną klamkę wrót.
— Jakiś typ przychodzi w sprawie reklamacji paktu — wypowiedziała te słowa z sarkastycznym śmiechem, przewracając swoimi pomarańczowymi ślepiami.
— Zawołaj Mefistofelesa, to on paktuje z ludźmi — burknąłem, zaciskając mocno mięśnie szczęki, wykonując parę kroków do przodu.
Westchnęła sfrustrowana, unosząc oczyska ku górze.
— Nie ma go, a ten gościu chce się widzieć z panem nas wszystkich. — Jad wylewał się z głosu demona.
Wziąłem głęboki oddech, uspokajając nerwy. Ten kretyn zawsze musiał coś spierdolić!
— Zaraz do niego wyjdę — oświadczyłem z machnięciem dłoni.– Zabierzcie go do podziemi — rozkazałem stanowczo.
Kazzak od razu wyszła z komnaty, zostawiając mnie samego.
Ostatni raz przypomniałem sobie obraz mojego aniołka, niestety już nie mogąc odnaleźć jego mar sennych. Pewnie musiała się obudzić.
Wściekły uderzyłem dłonią w mur, rozkruszając tym jego narożnik. Kamień posypał się na posadzkę, rozpylając w powietrzu odrobinę pyłu. Przeczesując dłonią włosy, podszedłem do lustra. Nie było ono jednak takie zwykłe — tylko ono, jako jedyne ze wszystkich, ujawniało nawet śmiertelnym moje prawdziwe oblicze. Oblicze, które mroziło krew w żyłach żywym oraz umarłym.
Potężne cielsko, pokryte czerwono-czarną skórą, poparzoną gorącą smołą oraz ogniem. Wysoka oraz muskularna sylwetka budziła swymi rozmiarami grozę. Ogromne, nieupierzone skrzydła potrafiły w swej rozpiętości osiągnąć spory kaliber. Rogi sterczące ze zdeformowanej czaszki pięły się ku górze, zawijając się do środka tak, aby tworzyć śmiertelną broń. Mimo biblijnych opowiastek nie posiadałem kopyt oraz ogona. To fałsz i ugodzenie w moje piękno.
Piękno, które mi odebrano.
Nienawidziłem tego przeklętego lustra, lecz za każdym razem, po każdym zbiciu, ono na nowo sklejało swoje kawałki.
Tym razem nie marnowałem energii na ponowne rozwalenie tego dziadostwa.
Przełknąwszy gorycz swojej marnej egzystencji, udałem się do podziemi okazałej posiadłości.
Kroczyłem dumnie pośród ciemności rozżarzonych ogniem z pochodni wiszących na ścianach, zbiegłem po metalowych, krętych schodach. Z każdym stopniem schodziłem w coraz głębsze kondygnacje. Kiedy znalazłem się poniżej głębokości miastowych tuneli ściekowych, poczułem od razu smród stęchlizny, wilgoci oraz siarki. Diaboliczne śmiechy oraz wrzaski przecinały ciszę jak nóż, roznosząc się echem po tunelu.
Stanąwszy w progu korytarza, ujrzałem demony biegające w podekscytowaniu wokół przerażonego mężczyzny. Śmierdziało od niego strachem.
— Rozejść się — warknąłem, natychmiastowo przeganiając chmarę wygłodniałych bestii.
Człowiek o wątłej posturze spojrzał w moje ślepia, zamierając w bezruchu. Już wiedziałem, że ten niegodziwiec ujrzał moje prawdziwe oblicze, tak samo, jak moich demonów.
Albowiem ten, który paktuje z diabłem, jest w stanie dojrzeć prawdę.
— Lucyfer? — Szept ugrzązł w gardle wyniszczonego od prochów i alkoholu człowieka. Cuchnęło od niego na kilometr.
Serio ojcze? I to właśnie ich umiłowałeś bardziej ode mnie?! Kląłem w myślach, zaciskając szpony w pięści.
— Panie ciemności. — Powoli klęknął na kolana, drżąc z rozpaczy. Nie trudno było się domyślić, czego chciał. Ludzkie pragnienia to jakaś porażka, są płytkie i bez żadnych wartości. Zazwyczaj prosili o pieniądze, sławę lub seks.
Otoczyłem nieśpiesznie szczura, który skulił się pod moim spojrzeniem.
— Czego chcesz? — syknąłem zniecierpliwiony, pochylając się nad tą marną istotą.
— Przyszedłem cię błagać o pomoc, panie. — Wystraszony uniósł na mnie spojrzenie swych zamglonych oczu, szukając na mojej ohydnej twarzy jakichkolwiek znaków łaski.
Otrzymał ją.
— Czego pragniesz? — Zbliżyłem twarz do uniżonego stworzenia, oddychającego głośniej niż lokomotywa.
— Mefistofeles żąda zapłaty, a ja nie jestem na to gotowy. — Krótki, lecz donośny śmiech wypełnił lochy.
— Paktujesz wpierw z mym bratem, po czym przychodzisz do mnie płaszczyć się, abym uratował cię od zapłaty? Mefistofeles nie poinformował cię o kosztach swoich usług? — Drań miał smykałkę do interesów, jednak to zawsze ja musiałem sprzątać po nim brudy.
— Nie określił czego będzie oczekiwał w zamian — wydukał człowiek, drżąc z przerażenia na posadzce.
— Wy głupcy — wycedziłem przez zaciśnięte zęby, chwytając idiotę za włosy. Jednym pociągnięciem postawiłem go na równe nogi, szarpiąc za kołtuny. — Czemu nigdy nie pytacie się o cenę? — warknąłem, czując pod skórą buzującą krew, która napędzana wściekłością oraz adrenaliną zaczęła płonąć ogniem.
— Bo myślałem, że będę musiał odpokutować dopiero po śmierci — wydusił od razu, łapiąc mój nadgarstek w swoje drobne ręce. Nienawidziłem ludzkiego dotyku.
Natychmiastowo odepchnąłem go, przez co upadł na posadzkę.
— Bo myślałem. — Starałem się przedrzeźniać jego głos, łypiąc na niego ślepiami. — Wam, ludziom, myślenie raczej idzie marnie. — Przykucnąłem, przednim łapskiem opierając się o zimny kamień.
Matowe szpony błysnęły czernią w łunie otaczających nas płomieni.
— Śmierć, śmierć, śmierć — powtarzały demony pełzające po ścianach, tuż za moimi plecami.
— Zamilknąć — rozkazałem stanowczo, uciszając te szkarady.
Tylko czyhały, aby pożreć duszę nędznika. Rzucały się na wszystko, co choć trochę iskrzyło się dobrem.
— Jesteście tacy durni i tępi! — Zbulwersowany wykrzywiłem ryj w obrzydzeniu.– Mefistofeles zabierze ci zawsze to, co jest dla ciebie najważniejsze — szepnąłem, a następnie przełknąłem ciężko ślinę.
Mój brat doskonale potrafił zaobserwować, na czym zależało najbardziej jego kontrahentowi.
— Ja nie chcę umierać — zaskomlał niczym pies, płacząc ze strachu.
— Jestem tym duchem, który zawsze przeczy! I bardzo słusznie, bo wszelkie istnienie zasługuje wyłącznie na zniszczenie! — Głosy demonów zabrzmiały za moimi plecami, na co uniosłem oczy ku osmolonemu sufitowi. — Najlepiej żyłoby się w pustym świecie, więc to, co grzechem zwiecie, rozkładem, złem po prostu, dnem i dołem, moim właśnie jest żywiołem. — Nauczyły się te tępaki wierszyka Mefistofelesa i go powtarzały.
Durne…
— Powiedziałem zamilknąć do jasnej cholery! — ryknąłem i wnet wszystkie utrapione dusze rozbiegły się po podziemnych tunelach, znikając w ciemnościach.
Ciężko sapiąc, patrzyłem w stronę mroku, rozganiając te gnidy.
— Błagam cię! — Nędznik podpełznął do mnie niczym robak, kładąc swoje dłonie na mych stopach. — Jesteś moją jedyną nadzieją — załkał kiedy wysunąłem nogi spod jego dotyku.
— Zawsze przychodzicie do mnie, gdy nie widzicie już żadnej nadziei — prychnąłem rozżalony, czując się jak jebany święty Mikołaj.
— Proszę — skomlał dalej.
— Nie mieszam się w sprawy mojego brata. Podpisałeś z nim cyrograf? Otrzymałeś, to o co prosiłeś? Tak, a więc teraz musisz za to uczciwie zapłacić, chociaż… — Pokręciłem przecząco łbem. — Chociaż Mefistofeles nie należy do uczciwych kontrahentów. — Przejechałem szponami po twarzy, wiedząc co stanie się z tym człowiekiem. Jego dusza już nigdy nie miała zaznać spokoju.
— Błagam! — krzyczał zrozpaczony, patrząc, jak odchodzę w mrok tuneli.
— Przyszedłeś do paszczy lwa, więc tu zostaniesz, jednak radzę ci znaleźć dobrą kryjówkę. — Nie miałem zamiaru wyprowadzać go z podziemi. Natomiast bardzo wątpliwe było, aby sam odnalazł wyjście z lochów tej posiadłości.
— Nie… Nie! — wrzeszczał wniebogłosy, jakby obdzierali go żywcem ze skóry.
Obawiałem się jednak, że to, co mój brat z nim uczyni będzie dużo gorsze. Mefisto nie należał do uczciwych, empatycznych czy współczujących istot. Czasami miałem wrażenie, że był dużo gorszy niż ja.
Opuszczając podziemia, wyszedłem na korytarz w głównym holu. Przesunąłem ogromny obraz, który zasłaniał przejście i udałem się z powrotem do swojej komnaty na piętrze.
Nienawidziłem ludzi, Boga, świata oraz samego siebie.
Zmęczony przekroczyłem próg sypialni i od razu ujrzałem Kazzak rozłożoną na moim łożu. Była jedną z nielicznych demonic, które miały rozum, ale co się dziwić… Należała do mnie. Nie wybierałem do swojego orszaku pustych sługusów.
— Czego tu szukasz? — warknąłem niezbyt zachwycony z obecności demona. Przewróciwszy się na brzuch, pomachała w powietrzu swoimi czarnymi, długimi nogami. Całe jej ciało strawił płomień, zostawiając gdzieniegdzie poodrywane połacie skóry.
— Czekam na swojego pana — zawarczała, unosząc się na kolana i sunąc powoli po pościeli.
Zirytowany westchnąłem.
— Jesteś dla mnie odrażająca Kazzak, wiec nie oczekuj ode mnie czegokolwiek. — Przewróciłem oczami, podchodząc do barku.
Na trzeźwo nie dało się żyć.
— No tak! — fuknęła, od razu podnosząc się z łóżka.
Zacznie się, za raz… Dwa…
— Tylko te pieprzone cnotki niewydymki, stworzone przez twojego tatusia cię interesują! — Demon stanął w bojowej pozycji, choć wiedziałem, że nie zdobędzie się na walkę ze mną.
Nie miała szans i zdawała sobie z tego sprawę.
Nie z samym archaniołem.
— Kocham piękno, a ty — wskazałem na nią butelką z whisky– jesteś odrażająca — stwierdziłem zgodnie z prawdą.
Brzydziłem się kłamstwem, choć oskarżano mnie o bycie królem w tej dziedzinie. Cóż za kpina!
— Bo ty jesteś, kurwa, piękny! — Wraz z tymi słowami wyszła z komnaty, trzaskając za sobą drzwiami.
Przełknąłem ciężko ślinę, upijając łyk piekącego w przełyk trunku. Oblizałem usta, unosząc wzrok na szklaną taflę za barkiem, w której ujrzałem twarz przystojnego mężczyzny. Zobaczyłem obraz najpiękniejszej istoty, jaka chodziła po ziemi od zarania dziejów. Jednak Kazzak miała rację — tak, jak demony byłem paskudny. Na zewnątrz, jak i w środku, o czym przypominało mi lustro stojące przy wnęce ściennej.
Choć nienawidziłem go z całego serca, to zarazem mogłem nazwać je najcenniejszą rzeczą, jaką posiadałem. Musiałem strzec jego tajemnicy jak oka w głowie, nawet przed moimi własnymi braćmi oraz siostrą.
Wypijając do końca alkohol z kryształowej szklanki, spojrzałem w połyskującą taflę. Nie potrafiłem zdzierżyć własnego widoku, a zarazem tak ciężko było mi oderwać od siebie wzrok. Nienawidziłem się, a zarazem kochałem najbardziej na świecie.
Zagubiony we własnych emocjach, zamknąłem powieki, mocno je zaciskając. Palcami ująłem szczyt nosa, starając się uspokoić rozszalałe nerwy, które buzowały tuż pod moją skórą.
Ten cholerny ogień nienawiści płonął jak żywa pochodnia, której nie dało się w żaden sposób ugasić. Choćbym nie wiadomo co czynił, to ciągle to dziadostwo trzymało się mnie tak kurczowo, jakby zostało przyspawane.
Pragnąłem nie czuć nienawiści, lecz odczuwałem ją nawet w stosunku do samego siebie.
Tylko jeden raz od tysięcy lat, to paskudztwo zniknęło na moment. Dosłownie na kilka chwil. Zniknęło, gdy trzymałem ją w ramionach i żarliwie całowałem jej cudowne usta. Kiedy pieściłem jej ciało, mocno tuląc kruszynę do siebie.
Mimowolnie złączyłem usta w wąską linię, opierając plecy o zimny mur. Wszystko, co mnie otaczało było zimne…
Zrozpaczony, miałem ochotę wyć z powodu wewnętrznego cierpienia, które rozszarpywało mnie. Wydając jęk desperacji ze swojego gardła, zjechałem po ścianie w dół, siadając na posadzce.
Tylko Ona zabierała ból i mrok.
Ona rozpalała wszystko wokoło, jednocześnie gasząc ten piekielny ogień w mojej duszy.
Tylko, dlaczego tak się działo?
Copyright © Sandra Gościniak
Wydanie I
20.06.2025
ISBN 978-83-8414-359-9
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt okładki: Sandra Gościniak
Przygotowanie e-booka: D.B. Foryś www.dbforys.pl