Krąg - Tyczyńska Monika - ebook + audiobook + książka

Krąg ebook i audiobook

Tyczyńska Monika

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Mateusz Pater traci rodziców w wypadku. Powrót do rodzinnego miasteczka otwiera niezabliźnione rany w jego sercu, a starzy znajomi wydają się dziwnie podejrzani. Zło zaczyna zacieśniać kręgi...

Mateusz Pater wraca w rodzinne strony. Na miejscu dowiaduje się o tajemniczym zaginięciu dawnego przyjaciela. Rozpoczynając poszukiwania, natrafia na wzmiankę o organizacji, na której czele stoi wpływowy i bardzo niebezpieczny człowiek. Gdy jego krewny zostaje postrzelony, już wie, że ma do czynienia z ludźmi, którzy nie cofną się przed niczym. Zastraszenia, skorumpowanie, znikanie niewygodnych świadków – to codzienność sennego miasteczka, w którym nikt nie chce niczego wyjawić.

Czy Mateuszowi uda się rozwikłać zagadkę zaginięcia przyjaciela, nie tracąc przy tym własnego życia? Czy jest gotowy, by zmierzyć się z przerażającą prawdą, którą krok po kroku zaczyna odkrywać? Ilu młodych ludzi musi poświęcić życie, by Krąg się nasycił? I czy jest coś, co może zatrzymać spiralę zła?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 603

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 18 godz. 19 min

Lektor: Donata Cieślik

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SowiDwor

Z braku laku…

może i książka niezła jednak lektor dramat. jak katarynka
00

Popularność




Copyright © by W. L. Białe Pióro

Copyright © by Natalia Tyczyńska

Projekt okładki: Mateusz Gurdak

Skład i łamanie: WLBP

Korekta: Aga Dubicka, Aleksandra Zok-Smoła

Redakcja: Agnieszka Kazała

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie II, Warszawa 2023

Książce patronuje:

Zaczytany Książkoholik – blog

ISBN: 978-83-66945-42-5

Podziękowania

Chciałabym podziękować przede wszystkim mojej Rodzinie – za wiarę i wsparcie, którymi mnie obdarzyli, a także za okazaną mi pomoc.

W szczególności jestem wdzięczna mojej ŚP. Mamie, bez której prawdopodobnie nigdy nie ukończyłabym tej książki. Jej wiara we mnie dodała mi sił i to dzięki Niej ja sama uwierzyłam w siebie. To Ona pokazała mi, jak się nie poddawać i pomimo przeciwności dążyć do tego, o czym marzę. To Jej dedykuję tę książkę.

Podziękowania należą się również Ewelinie oraz Oliwce, które przez cały proces tworzenia książki były ze mną, służyły radą oraz motywowały.

Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego,

że osiągnięcie go wymaga czasu.

Czas i tak upłynie.

H. Jackson Brown Jr.

PROLOG

Słońce już zachodziło. Na niebie pojawiły się czerwone i pomarańczowe pasy, oświetlając wszystko wokół. Rozejrzał się. Oprócz niego na polanie nie było nikogo. To go nie zdziwiło. Rzadko kiedy przychodzili tu ludzie. Wiedzieli, co kryje się za ścianą lasu, ale woleli nie ryzykować. Owszem, znalazło się paru śmiałków, jednak ich późniejsze życie zmieniało się diametralnie. Jedni zeszli na złą drogę i odsiadywali wyroki w więzieniach, niektórzy wyjechali z miasta, inni zaś nigdy już z lasu nie wrócili. Opowiadano różne historie związane z tym miejscem, jednak większość mijała się z prawdą. Oczywiście ci, którzy za tym stali, maczali w tym palce. Mieszali ludziom w głowach, opowiadali głupoty, w które tamci wierzyli.

– Wszystko, co podają media, jest prawdą – powiedziała nawet jedna z sąsiadek, nie zdając sobie sprawy, że media także można wykorzystać do rozpowszechniania kłamstw albo do ukrywania prawdy, kierując podejrzenia na inną, najczęściej zmyśloną historię.

Z zamyślenia wyrwał go widok, jaki ujrzał przed sobą. Był na miejscu. Przed nim pojawiły się wysokie kamienie ułożone na kształt okręgu. Widział je wcześniej. Wiedział, że błędem było tu przychodzić, jednak nie miał wyboru. Musiał to zrobić z zemsty, z chęci wyjawienia prawdy. Zatrzymał się przed trzema kamieniami. Te ułożeniem przypominały drzwi: dwa po boku i jeden na górze. Podszedł kilka kroków i rozejrzał się. Wszystkie kamienie miały po trzy metry wysokości. Ludzie, którzy je ułożyli, musieli się naprawdę przy tym napracować i ściągnąć kilka maszyn do ich przenoszenia. Naprzeciwko niego, w środku kręgu leżał wielki kamień. Różnił się od innych. Miał kształt rombu z lekko wyrównanym bokiem z prawej strony. Był grubszy niż pozostałe. U jego podstawy zauważył przedmiot. Ruszył w tamtą stronę. Przykucnął, aby go podnieść, zdając sobie sprawę, że to bluza. Aż za dobrze wiedział, do kogo należy. Wstrzymał oddech i wtedy usłyszał czyjeś kroki. Między dwoma wielkimi kamieniami znajdującymi się nieco po lewej stronie kamiennego rombu stała wysoka postać. Nie widział jej oblicza, ale jednego był pewien: oto stanął twarzą w twarz ze swoim wrogiem.

Długo czekał na to spotkanie. Teraz chciałby się zemścić za wszystko, co ten mu zrobił, wiedział jednak, że jest na przegranej pozycji. To była pułapka. Zwabili go, ale nie miał wyboru. Jeśliby nie przyszedł, kto inny by za to zapłacił. Nie mógł pozwolić, aby tknęli jego rodzinę czy przyjaciół. Na pewno mężczyzna nie był sam, ale skoro mają go zabić, to zabierze ze sobą tylu, ilu zdoła. Wyprostował się i odwrócił w stronę przybyłego. Był gotów się z nim zmierzyć, ale tego, co za chwilę miał ujrzeć, w ogóle się nie spodziewał.

Mężczyzna wyszedł z cienia, a jego twarz oświetliły promienie zachodzącego słońca. Uśmiechnął się, widząc zaskoczoną minę rywala.

– Witaj, Mateuszu.

1Wprowadzenie

Nikola siedziała w samochodzie wraz ze swoim rodzeństwem. Jechali już dłuższy czas. Patrząc przez okno, zanurzyła się w swoich myślach. Dlaczego musiała wyjechać? – zadawała sobie to pytanie. Wiedziała, że tam, dokąd się udaje, ciekawscy ludzie będą zadawali krępujące pytania. Jak mogła opowiedzieć to wszystko w skrócie? Zapatrzona w widok za oknem zaczęła układać sobie w głowie swoją historię aż do dnia ich dzisiejszego wyjazdu:

Moja historia rozpoczyna się od przyjazdu nad morze – zaczęła w swoich myślach. – Moi rodzice przechodzili kryzys małżeński, ich terapeuta doradził im, aby spróbowali „żyć od nowa”. Po kilku dniach rozważyli jego propozycję i postanowili wyjechać na kilka tygodni do domu, w którym się poznali, a który należał do babci Gabrieli. Ona była matką mojego ojca. Zapisała mu ten dom w testamencie. Od kilku lat nie zaglądaliśmy tam. Nie wiedziałam, czy coś się tam zmieniło, czy też nie. Na miejscu miałam się spotkać z Wiktorem. Kiedyś chodziliśmy ze sobą prawie dwa lata, jednak kiedy zaczęłam się tu rzadziej pojawiać, a w końcu wcale, nasze stosunki uległy zmianie. Widywaliśmy się raz na kilka tygodni, kiedy on przyjeżdżał do mnie. Później nie odzywał się przez dobrych kilkanaście tygodni. Odnowiliśmy kontakt cztery miesiące temu, gdy napisałam mu o swoim przyjeździe.

Gdy zamieszkaliśmy w naszym nowym domu, moja siostra Laura, była zachwycona, nie mówiąc o moim młodszym bracie – Oskarze. Między nimi był tylko rok różnicy. Prawdę mówiąc, Oskar i mój starszy brat, Mateusz, są dziećmi mojej ciotki – Magdy Pater, która wraz ze swym mężem – wujkiem Nikolasem, zginęła w wypadku samochodowym siedem lat temu, kiedy Mateusz miał siedemnaście lat, a Oskar niecałe trzy. Moja mama Sara zaopiekowała się nimi. Nigdy nie odczułam tego, że nie są moim prawdziwym rodzeństwem. Jedyne, co nas różni, to nazwiska. Nasze to Mayer, natomiast ich to Pater. Ludzi zazwyczaj najbardziej ciekawi właśnie to – jak to jest, że część rodzeństwa i moi rodzice nazywają się Mayer, a Mateusz i Oskar – Pater. Jednak między nami jest silna więź, więc nikt nawet by nie przypuszczał, nie domyślił się, jaka jest prawda. Oczywiście, nie znając naszych różnych nazwisk. Cóż, zapomniałam wspomnieć, że może moja więź nie jest tak silna z Mateuszem. – Spojrzała na niego. Był wysokim mężczyzną o ciemnych włosach. – Jego twarz zawsze kojarzyła mi się z niewyrażającym żadnych uczuć posągiem. Po tamtym wydarzeniu zawsze już taką miał. Czasami wyglądało to tak, jakby bał się okazać jakiekolwiek uczucia, jakby było w tym coś złego. Trzy lata po śmierci ciotki mało mówił, a kiedy chciałam mu pomóc, patrzył na mnie gniewnym wzrokiem. Owszem, w trudnych chwilach zawsze przy mnie był, lecz gdy problem się kończył, jego serdeczność także. – Spojrzała z powrotem na okno.

W końcu samochód się zatrzymał. Laura i Oskar z radosnym śmiechem od razu popędzili na podwórko. Ociągała się trochę, nadal niezadowolona z tego pomysłu. Nikola spojrzała na słońce. Było w zenicie. Poczuła ciepłe powietrze na swojej twarzy. Wzięła torbę i zamknęła drzwi samochodu. Matt (wszyscy znajomi tak się do niego zwracali) minął ją, mrucząc coś pod nosem. Najwyraźniej i jemu ten pomysł nie przypadł do gustu. Przeszli przez podwórko, zatrzymując się na schodach przed wejściem do domu i czekając, aż tato otworzy drzwi. Kiedy usłyszeli trzask zamka, Laura i Oskar wbiegli do domu, popychając resztę domowników oraz robiąc niesamowity harmider. Od razu pobiegli na górę wybierać pokoje. Reszta udała się za nimi.

Nikola wybrała dość niewielki, ale z widokiem na morze. Rozejrzała się po pokoju. Niewiele się zmieniło, odkąd stąd wyjechali. Po lewej stronie znajdowało się łóżko. Pod oknem nadal stał szeroki kufer obłożony kocami, tak by mogła usiąść i godzinami wpatrywać się w piękno tego miejsca. Naprzeciwko łóżka po prawej stronie ustawiono dębowy stolik i dwa pasujące do niego krzesła. Ponad nim znajdowało się drugie okno z widokiem na podjazd. Róg nadal zajmowała starodawna szafa.

Wyjęła z torby laptop. Nagle na dole usłyszała parę głosów. Zmarszczyła brwi, nasłuchując. Kojarzyła te głosy.

– Nikola! – krzyknęła z dołu jej mama. Zbiegła po schodach. W salonie siedzieli nowo przybyli goście. Grzegorz, Alicja i oczywiście Karol Kojder. Kiedy spojrzała na ostatnią twarz, jej uśmiech przybrał na sile.

– Karol! – wykrzyknęła, rzucając mu się na szyję. – Zmieniłeś się – powiedziała, kiedy w końcu ją puścił, odstawiając na ziemię. Był wysportowany i silny, nie takiego go zapamiętała. Lata ćwiczeń zrobiły swoje. Był wyższy od niej, a oczy miał piwne.

– Ty też, w końcu je zapuściłaś – powiedział, biorąc kosmyk jej włosów do ręki.

Uśmiechnęli się do siebie. Zawsze lubiła jego towarzystwo. Był inny niż wszyscy. Był przyjacielem, o jakim zawsze marzyła. W każdej sytuacji mogła na niego liczyć, bez względu na to, czy się w coś wpakowała, czy po prostu musiała się komuś wyżalić. Zawsze dodawał jej otuchy.

Przeniosła wzrok na innych gości i zaczęła się z nimi witać. Kiedy wszyscy zasiedli przy stole, ponownie spojrzała na Karola. Kiedyś nawet zaczęło łączyć ich coś więcej. Cóż, z jej strony było to później niż z jego, ale i tak nic z tego nie wyszło, gdyż pojawił się Wiktor. Był niższy od Karola, a jego jasnobrązowe włosy lśniły w promieniach słońca. Zamyśliła się, przypominając sobie dzień, w którym go poznała – jego niebieskie oczy patrzyły na nią z taką czułością, że w końcu zapomniała o Karolu. Skrzywdziła go. Wiedziała, co czuł do niej, a jednak postąpiła z nim tak podle. Natomiast tego, co czuła do Wiktora, nigdy nie poczułaby do niego. Nawet gdyby bardzo się starała. W jej sercu był najlepszym przyjacielem, może trochę więcej niż przyjacielem, ale nie była to miłość, jaką darzyła Wiktora.

– Nikola, ależ wyrosłaś! – powiedziała Alicja, wyrywając ją z zadumy. Uśmiechnęła się do niej. – Opowiadajcie, co słychać? Tak was dawno nie widziałam – dodała.

Mama Karola. Była osobą bardzo pogodną, nigdy na nic nie narzekała. Lubiła wszystkim pomagać, a najbardziej – zajmować się małymi dziećmi. Wprost je uwielbiała. Dawid i Grzegorz Kojder przyjaźnili się od dziecka. Chodzili razem do szkoły. Teraz przy stole wspominali te czasy, kiedy jako dzieci wygłupiali się, robiąc innym kawały. W końcu Karol dał znak Nikoli, żeby wyszła z nim na zewnątrz. Kierując się w stronę plaży, na początku rozmawiali o wyjeździe i jej powrocie tutaj. Wiedziała, że ten przyjazd dał mu nadzieję, żeby została tu znowu na stałe.

– Zostaniesz na dłużej? – zapytał.

– Nie, tylko na kilka tygodni, może miesięcy. Do czasu, aż rodzicom minie kryzys.

– Och – wyrwało mu się i posmutniał.

– Ale popatrz na to z innej strony, będę tu aż kilka tygodni – powiedziała, uśmiechając się. Na chwilę odwzajemnił uśmiech, ale potem spoważniał.

– To miejsce jest o wiele lepsze i piękniejsze od twojego domu w tamtym mieście. Tu masz wszystko, czego można zapragnąć: woda, piękne widoki… – Wskazał krajobraz dookoła nich. – Może jednak zmienicie zdanie i zostaniecie tu na stałe? – powiedział z nadzieją w głosie.

– Może – odpowiedziała mu, chociaż wiedziała, że i tak kiedyś tam wrócą.

Rozmawiali przez dłuższy czas o pogodzie, o tym, co się tu zmieniło po jej wyjeździe. Później rozmowa zeszła na inne tematy, których ona nie chciała poruszać. Przynajmniej na razie.

– Mogę cię o coś zapytać? – rzekł, znowu poważniejąc.

– Pewnie. – Zerknęła na niego, ale nie patrzył jej w oczy.

– Czy… czy Wiktor do ciebie pisał… przez ten czas… no wiesz… kiedy wyjechałaś? – Zaczął się jąkać.

– Tak. – Zerknęła na niego. – Od czterech miesięcy znowu ze sobą rozmawiamy – dodała, a Karol patrzył na nią z zaciekawieniem. Wiedziała dokładnie, co mu chodzi po głowie.

– Więc nie rozmawialiście przez… – Zamilkł, pozwalając jej odpowiedzieć.

– Przez kilka dobrych miesięcy – odparła, a on wyraźnie się uśmiechnął. Gdy zauważył, że teraz ona mu się przygląda, starał się ukryć swoją radość, jednak nie bardzo mu to wychodziło.

– Więc nie jesteście już parą? – zadał pytanie z nadzieją w głosie. Wtedy zdała sobie sprawę, że jego uczucie najwyraźniej nie minęło.

– Nie, nie jesteśmy. Odkąd wyjechałam, zaczęło się między nami psuć. – Rozchmurzył się, jakby powiedziała coś zabawnego.

– Co cię tak bawi? – Zirytowało ją jego zachowanie.

– Nic, nic. Mów dalej – zachęcił, próbując zachować powagę.

– Jak już mówiłam, niecałe pół roku po tym, gdy się wyprowadziłam, zaczęło się naprawdę psuć. Nasze godzinne rozmowy często kończyły się kłótniami lub sprzeczkami o byle co. Potem, kiedy zachowywaliśmy się jedynie jak przyjaciele, nagle zerwał kontakt na kilka miesięcy, nawet przestał do mnie przyjeżdżać. – Spuściła wzrok i zamilkła na chwilę.

– Jak to przyjeżdżać? – zdziwił się. – Odwiedzał cię tam? Jak często? – Na jego twarzy ponownie zauważyła powagę bez cienia uśmiechu, który wcześniej tak długo gościł na jego twarzy.

– Tak, ale tylko czasami, wręcz można by powiedzieć, że rzadko.

– Wspomniałaś, że nie odzywał się przez kilka miesięcy.

– Zgadza się. – Westchnęła. – To było prawie rok temu. – Zauważyła, że zwolnił kroku.

– Rok? – powtórzył, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem.

– Prawie. To było gdzieś w sierpniu lub we wrześniu. Tak, na początku września – dodała, przykładając palec do ust i mrużąc oczy, próbując przypomnieć sobie dokładną datę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Karola obok niej nie ma. Zdziwiona stanęła i rozejrzała się. Stał trzy metry za nią. Zauważyła, że jest poważny, wręcz zdenerwowany.

– Wszystko w porządku? – zapytała, zaskoczona jego reakcją.

– Tak – odrzekł po chwili, nie patrząc na nią. – Jak długo to trwało?

Wpatrywała się w niego chwilę, po czym powiedziała:

– Sześć, może siedem miesięcy. W marcu zaczęliśmy znowu pisać. – Przyjrzała mu się ponownie. W jego oczach coś błysnęło, a całe ciało zesztywniało. Widać w nich było gniew i zaniepokojenie. Nie rozumiała tego. Wyciągnęła rękę i złapała go za ramię.

– Karol? – Zdała sobie sprawę, że ma zaciśnięte pięści. Przestraszyła się. Nigdy nie widziała go w takim stanie – Karol, co się dzieje? – zapytała, a w jej głosie było słychać niepokój.

Widząc, jakie uczucia nią targają, spróbował się uśmiechnąć, jednak jego ciało zdradzało to, co czuł w środku. Chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę drogi prowadzącej do jej domu.

– Chodź, robi się późno – ponaglił, jednak nie ruszyła się z miejsca. Wyrwała mu się i zaplotła ręce na klatce piersiowej. Spojrzał na nią zdziwiony.

– O co chodzi, Nikola?

– Dobrze wiesz. Dlaczego tak zareagowałeś?

– Coś ci się wydawało. – Chciał uniknąć odpowiedzi.

– Nie. Wiem, co widziałam. Nagle stałeś się dziwny. Chcę wiedzieć, dlaczego moje słowa tak tobą wstrząsnęły.

– To nic, naprawdę. – Kiedy zmrużyła oczy, wciąż się w niego wpatrując, złapał jej obie ręce i głęboko zajrzał w jej źrenice. – Po prostu nie myślałem, że nadal się spotykacie. To wszystko, a teraz chodź, bo zaraz zrobi się ciemno.

Wiedziała, że nie chodziło o zazdrość. Za jego zachowaniem kryło się coś jeszcze, czuła, że coś przed nią ukrywa. Zdając sobie sprawę, że i tak nic od niego nie wyciągnie, niechętnie zgodziła się na powrót do domu. Całą drogę szli w milczeniu. Karol patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem, był głęboko zamyślony, a ona głowiła się, o co mu chodziło. Dlaczego informacja o Wiktorze tak go poruszyła? Co jakiś czas ściskał jej dłoń, aby po chwili znów rozluźnić uścisk, zapewne przypominając sobie, że zaraz zmiażdży jej palce. Targały nim gwałtowne uczucia i za wszelką cenę starał się to przed nią ukryć, jednak nie bardzo mu to wychodziło.

Dotarli do domu, kiedy rodzice Karola żegnali się już z jej rodziną. Dołączyli do nich. Wszystkie obecne tu osoby były zadowolone i uśmiechnięte, oprócz jednej osoby, która wydawała się pozostawać w tym domu jedynie ciałem, bo jej myśli krążyły zupełnie gdzie indziej. Sara zamknęła za nimi drzwi i zabrała się za sprzątanie. Dawid siedział na kanapie i rozmawiał z resztą jej rodzeństwa. Kiedy zaczęła zbierać talerze ze stołu, ojciec podjął temat pewnego pożaru:

– To musiało być straszne – pokręcił głową – cała rodzina… – Westchnął ciężko i poprawił się na kanapie.

– O czym mówicie? – zapytała, zabierając ze stołu ostatnie naczynie.

– O pożarze – odpowiedział Mateusz, siadając w fotelu naprzeciwko wuja – ale jednego nie rozumiem – zwrócił się do niego, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy – dlaczego nikt im nie pomógł? Przecież sąsiedzi na pewno musieli widzieć płonący dom. Owszem, był bardziej na odludziu, ale dymu i płomieni nie da się przecież nie zauważyć – stwierdził.

– To prawda – przytaknął mu Dawid. – Z tego, co wspomniał Grzegorz, był tam jeden świadek.

– Kto? – zapytała, wracając z kuchni, i przysiadła na oparciu fotela.

– Ksiądz – odparł. – Ale nie chciał o tym mówić. Po chwili zbiegli się inni ludzie, lecz było już za późno. Dom Sadowskich spłonął. Damian ponoć ciężko to przeżył. Biedny chłopak.

– Damian? – zdziwił się Mateusz. – A co on ma z tym wspólnego? Z tego, co wiem, nie utrzymywali ze sobą bliskich kontaktów.

– On… – Ojciec na chwilkę zamilkł. Wziął głęboki wdech i ciągnął: – Podobno był u nich tamtego wieczora, parę godzin później nastąpiła ta tragedia. Natan, brat Patryka, zginął wraz z całą rodziną. Damian przez kilka dni chodził zły, jakby cały świat nagle sprzysiągł się przeciw niemu. Na początku wygadywał niestworzone historie, więc Patryk wziął go do psychologa. Po paru wizytach chłopak przestał mówić zarówno o wypadku, jak i o swoich teoriach.

– Co masz na myśli? Jakich teoriach? – dopytywał zaciekawiony Mateusz, nachylając się ku opowiadającemu.

– Podobno, kiedy stał wśród tłumu gapiów, krzyczał, że „oni to zrobili”, a potem w kółko powtarzał, że to nie był wypadek, jak ustaliła policja. Według nich to było zwarcie w instalacji – wyjaśnił. – Płomienie szybko się rozprzestrzeniły, zagradzając im drogę ucieczki. Kwestia kilku minut. Zanim dojechały straż i karetka, było po wszystkim.

– Ale wizyta u psychologa pomogła Damianowi? –dociekała Nikola. – Doszedł do siebie, więc to chyba najważniejsze.

– Nie do końca – wtrącił Dawid. – Owszem, przestał twierdzić, że to nie był wypadek, nawet przyznał, że wszyscy mieli rację, a on był w szoku, dlatego wygadywał takie rzeczy. Jednak ci, którzy go znają, wiedzieli, że wcale tak nie jest. Zaczął zamykać się w pokoju, przestał spotykać się ze znajomymi, był mniej rozmowny. Owszem, oglądał telewizję, śmiał się, jednak to wszystko było sztuczne. Jakby robił to na pokaz. Patryk był zatroskany. Nie wiedział, jak mu pomóc. Grzegorz po tym zdarzeniu często ich odwiedzał. Martwił się o niego, sądził, że dalej to przeżywa.

– Kiedy dokładnie to się stało? – zapytał Mateusz.

– Rok temu, może trochę ponad. Tak mi powiedział Grzegorz.

– No, dosyć już tych pogaduszek, pomóżcie mi sprzątać. Jutro rano trzeba dokończyć rozpakowywanie! – zawołała Sara, wchodząc do pokoju.

Wszyscy wstali, by pomóc w sprzątaniu, a potem rozeszli się do własnych pokoi. Mateusz udał się do swojego, znajdującego się na piętrze naprzeciwko tego, który zajmowała Nikola, i od razu zamknął za sobą drzwi. Przebrał się i położył na łóżku, rozmyślając. Damian był kiedyś jego dobrym kolegą, ale nic mu nie wspomniał o tym wypadku. W sumie to od ponad trzech lat prawie do siebie nie pisali, aż w końcu na dobre stracili kontakt. Spojrzał na komórkę leżącą na biurku po prawej stronie łóżka. Kiedyś próbował się do niego dodzwonić, lecz usłyszał jedynie, że nie ma takiego numeru. Zamknął oczy i zasnął.

Nazajutrz po śniadaniu wszyscy przystąpili do porządkowania przywiezionych rzeczy. Mateusz przyniósł resztę bagaży z garażu. Sara i Dawid zajęli się rozpakowywaniem pakunków i dekorowaniem salonu. Reszta rozeszła się, zabierając pudła z wypisanymi na nich swoimi imionami. Zajęło im to kilka godzin. Kiedy wreszcie skończyli, ich pokoje wyglądały lepiej niż wcześniej. Figurki, lampki i inne rzeczy ożywiły wnętrza. Dawid porozwieszał w salonie obrazy, a Sara w kuchni wypakowała garnki i różnego rodzaju sprzęty. Laura i Oskar wybiegli przed dom, by pobujać się na huśtawce. Dawid podszedł do okna, przez chwilę obserwował, jak świetnie się razem bawią. Cieszył się, że są ze sobą tak blisko. Pochował wszystkie puste kartony do garażu i ruszył do kuchni, by pomóc żonie w pomieszczeniu, w którym pachniało bardzo aromatycznie. Nikola nakryła do stołu w jadalni. Do obiadu przyniosła dwa soki.

Po sytej uczcie wszyscy znów zajęli się własnymi sprawami. Mateusz z Nikolą układali naczynia w zmywarce, gdy do kuchni wbiegli Laura i Oskar.

– Matt, Nikola, pobawcie się z nami! – zawołał uradowany chłopiec. Od czasu przeprowadzki tutaj wprost tryskali energią i nieustannie chcieli się bawić.

– A w co chcecie się bawić? – zapytała z entuzjazmem.

– Zagrajmy w kosza! – zawołała Laura, a jej siostra uśmiechnęła się.

– Dobrze, zaraz do was przyjdę – odpowiedziała, nadal się śmiejąc.

– A ty, Mateusz? – zapytała z nadzieją dziewczynka.

– Nie – odparł szorstko. Nikoli uśmiech zszedł z twarzy.

– Dlaczego? – Laura posmutniała.

– Bo mi się nie chce – odburknął.

– Ale… – zaczął Oskar, naiwnie myśląc, że może jemu brat nie odmówi.

– Nie wkurzaj mnie! – Mężczyzna lekko podniósł głos.

– Mateusz! – skarciła go Nikola. – Idźcie na zewnątrz, zaraz do was przyjdę – dodała nieco łagodniej, zwracając się do rodzeństwa.

Nim dzieciaki wybiegły na podwórze, Nikola zdążyła zauważyć, że w oczach młodszej siostry pojawiły się łzy. Mateusz, jakby nic sobie z tego nie robiąc, otworzył lodówkę w poszukiwaniu schłodzonej wody. Spojrzała na niego z wyrzutem.

– Co to, do cholery, było? – Gniew w jej głosie był wyraźny.

– Co? – zapytał jakby od niechcenia. Zdenerwowana Nikola zatrzasnęła mu lodówkę przed nosem.

– Nie udawaj, Matt! Laura o mało co się nie rozpłakała.

– No i?

– No i?! – powtórzyła z niedowierzaniem. – Mateusz, to twoje rodzeństwo, nie możesz ich tak traktować. Oni jedynie zapytali, czy się z nimi pobawisz. Nie zrobili niczego, czym zasłużyliby sobie na taką szorstką odpowiedź.

– Powiedziałem im, że nie – stwierdził, najwyraźniej nie rozumiejąc, o co tyle szumu, po czym napił się wody.

– Ale w jaki sposób! Nic złego ci nie zrobili. Ja już dawno przyzwyczaiłam się do twoich humorów, ale ich dalej to boli. Co roku jest to samo! – krzyknęła i wyszła z kuchni, kierując się w stronę schodów. Mateusz odłożył butelkę i ruszył za nią. Po chwili dogonił ją, złapał za ramię i brutalnie odwróciwszy do siebie, warknął:

– Co to miało znaczyć? – Widać było, że teraz był naprawdę rozgniewany.

Nikola była pewna, że doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego zachowania tak samo, jak wiedział, że jej rodzice przymykają na to oko. Nikt mu dotąd nie powiedział nic wprost, lecz najwidoczniej przyszła na to pora.

– Dobrze wiesz. Za każdym razem zachowujesz się tak samo – wyrzuciła z siebie, wyrywając rękę z jego uścisku. – Kiedy zbliża się rocznica ich śmierci, świrujesz! Rozumiem, że przeżyłeś piekło, ale na litość boską, twój brat jest o wiele młodszy, a ty jesteś dla niego przykładem, nie rozumiesz tego, że go ranisz?

– Nic nie wiesz o piekle – powiedział, opanowując to, co się w nim gotowało. Wyminął ją i zaczął wchodzić po schodach.

– Tak! Jak zwykle! Uciekaj! Tylko to potrafisz, prawda?! – zawołała za nim. Po chwili usłyszała trzask.

Mateusz z impetem zamknął drzwi i zaczął przechadzać się nerwowo po pokoju tam i z powrotem. Jak ona mogła coś takiego powiedzieć? Przeżył piekło i ona nigdy tego nie zrozumie! Podszedł do okna i spojrzał na swoje rodzeństwo. Laura i Oskar siedzieli na ziemi. Jego młodsza, przybrana siostra siedziała skulona, zakrywając twarz dłońmi. Prawdopodobnie ukrywała płynące po policzkach łzy. Oskar próbował ją rozweselić, robiąc głupie miny, co w końcu musiało poskutkować, bo zaczęli się gonić. Czując wyrzuty sumienia, głośno westchnął. Odwrócił się plecami do okna i oparł o parapet. Z drugiej strony, Nikola miała rację. Ranił swoich bliskich, a w szczególności tę dwójkę. Czasu się nie cofnie, wiedział o tym. Jego rodzice nie wrócą. Trudno było się z tym pogodzić, nawet teraz, po tylu latach. Sara zauważyła u niego poprawę, powiedziała mu to dwa lata temu, ale i tak przychodziły takie dni jak ten, gdy wszystko wracało. Bycie niemiłym nie przynosiło mu ulgi, ale czasami nie mógł się powstrzymać. Winił wszystkich dookoła za to, co się stało, wiedząc, że są Bogu ducha winni. Jednak teraz miał nową rodzinę, która znosiła jego humory, nic mu nigdy nie mówiąc. Powinien być im wdzięczny za to, że przyjęli go pod swój dach i wychowują jak własnego syna. Z zamyślenia wyrwało go pukanie.

– Proszę – powiedział. W drzwiach stanęła Nikola.

– Mogę? – zapytała skrępowana.

– Jasne – odparł łagodnym tonem, podchodząc do krzesła przy biurku.

– Mateusz, przyszłam cię przeprosić, ja… – zamilkła, szukając odpowiednich słów – nie chciałam cię urazić. Wiem, że to dla ciebie trudny okres i powinnam cię wspierać – dodała. Czuła się winna za to, co przed chwilą wykrzyczała.

– Nie, Nikola – przerwał jej. – Z jednym miałaś rację, nie powinienem ich ranić. Jako starszy brat powinienem się inaczej zachowywać.

– Oskar miał wtedy niecałe trzy lata, a ty siedemnaście. Pamiętałeś rodziców. Bawiłeś się z nimi. Rozmawiałeś. Byłeś na pogrzebie, to był dla ciebie o wiele większy cios niż dla niego. On był za mały, aby to zrozumieć.

– Tak, ale to nie zmienia faktu, że ciotka i wuj się nami zajęli, pomogli nam, a ja, zamiast być wdzięczny, zachowuję się jak jakiś…

– Dupek? – dokończyła za niego, Mateusz spojrzał na nią i uśmiechnął się.

– Tak, dupek. Więc między nami wszystko gra? – zapytał, podchodząc do niej.

– Tak, ale wiesz, co ja myślę? – Zerknęła na stojące tuż przy szafie nierozpakowane pudło.

– Co?

– Że tak naprawdę nie chciałeś z nami zagrać, bo bałeś się, że cię pokonam.

– Ha! – Prychnął. – Ze mną w kosza nie masz szans! – powiedział, wyjmując z kartonu piłkę do kosza.

– Tak myślisz? – droczyła się, wyrywając mu ją z ręki. Wybiegła z pokoju. Pokonawszy schody, ruszyła do wyjścia. Po chwili wpadła wprost na niewielkie boisko w kształcie kwadratu, gdzie po lewej stronie znajdował się kosz. Był to prezent od dziadka dla ich ojca, kiedy był jeszcze mały. Gdy znalazła się na betonie, zaczęła kozłować i rzuciła piłkę w stronę kosza. Mateusz znienacka wyskoczył do góry i uniemożliwił jej trafienie do celu.

– Pudło! – krzyknął, mijając ją.

Zaczęli grać. Wkrótce dołączyli do nich także Oskar i Laura. Sara i Dawid wyszli na zewnątrz. Usiedli przy drewnianym stoliku na tarasie, z przyjemnością przyglądając się czwórce rodzeństwa.

– Myślisz, że za rok będzie lepiej? – odezwał się po chwili Dawid, wyrywając żonę z zadumy.

– Mam taką nadzieję, martwię się o niego. Oskar nawet ich nie pamięta, natomiast Mateusz przeżył z nimi wiele lat, dlatego jemu trudniej jest się z tym pogodzić.

– To prawda, jednak jego zachowanie… – zaczął szorstko, kręcąc głową.

– Dawid, proszę, nie zaczynaj – powiedziała łagodnie, jednak ton jej głosu zdradzał, że nie ma zamiaru znowu wysłuchiwać jego kazań. – Wiem, że przysporzył nam wtedy wielu kłopotów, ale nie możemy go za to winić. To przecież nie jego wina, że los tak ich potraktował. Był młody, załamał się, nie potrafił sobie z tym poradzić. Zresztą dla nas wszystkich był to ogromny cios. Najważniejsze, że widać u niego poprawę, przypomnij sobie, jak wyglądały dwa tygodnie przed rocznicą ich śmierci jeszcze trzy lata temu. Zachowywał się znacznie gorzej, spójrz na niego teraz. – Wskazała ręką boisko, na którym nadal trwała rozgrywka. – Bawi się ze swoim rodzeństwem, zaczyna zdawać sobie sprawę, że gniewem niczego nie załatwi. W tym trudnym okresie jest się w stanie uśmiechać i to jest dla mnie najważniejsze. Już dawno go takiego nie widziałam.

– Od czasu, kiedy rozstał się z Kamilą – dodał, śmiejąc się.

– Jak możesz, dziewczyna wcale nie była taka zła. Przeżyła ich rozstanie. Jej rodzice za bardzo się w to wtrącali.

– Ale najwidoczniej Mateusz poczuł ulgę, zrywając z nią.

– Nie mów tak. Kochał ją.

– Ja jej nie lubiłem. Za bardzo mu się narzucała i była wścibska – stwierdził, upijając łyk piwa.

– Zupełnie jak ty, kiedy cię poznałam – odpowiedziała, dogryzając mu i uśmiechając się pod nosem na widok jego zszokowanej miny, gdy on prawie oblał się piwem.

– Wcale taki nie byłem – żachnął się.

– Grałeś macho, którym nie byłeś. Pamiętasz tę szkolną dyskotekę? Szedłeś do mnie z dwiema szklankami soku, a gdy na ciebie spojrzałam, potknąłeś się i wylałeś całą zawartość na panią Nowak od biologii. – Zaśmiała się, przypominając sobie tamtą sytuację.

– To akurat było zamierzone – obruszył się, co Sarę jeszcze bardziej rozśmieszyło. – Wymierzyłem co do centymetra ten upadek. Chciałem, by wyglądał jak najbardziej realistycznie. Chciałem cię rozśmieszyć. Mój plan wypalił, bo podeszłaś do mnie. – Usatysfakcjonowany wycelował w nią palec.

– Sprawdzić, czy nic ci się nie stało. – Roześmiała się na głos.

– To był tylko pretekst, żeby do mnie zagadać – stwierdził, a Sara przytuliła się do męża.

Po skończonej grze Mateusz wrócił do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i oparł się o ścianę, gdy rozdzwonił się jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz. To Karol.

– Halo? – odezwał się do słuchawki.

– Cześć, Matt. Wszystko już rozpakowane?

– Tak, na szczęście. Właśnie miałem zamiar posłuchać muzyki.

– Wszystko gra? – zapytał nagle Karol.

– Tak, czemu pytasz? – odparł, zdziwiony pytaniem.

– Masz taki dziwny głos.

Mateusz westchnął.

– Nic wielkiego, po prostu zbliża się rocznica i sam rozumiesz.

– Tak, racja, przepraszam, nie chciałem… – W głosie Karola słychać było zakłopotanie.

– Nic się nie dzieje, zapomnij o tym. Co u ciebie? –zagadnął, chcąc zmienić temat. Nie miał ochoty rozmawiać o rocznicy śmierci swoich rodziców. Już dzisiaj dał popis swoim zachowaniem. Nie chciał, by znowu wezbrał w nim gniew.

– Słuchaj, mam dla ciebie propozycję – zaczął. – Tak sobie pomyślałem, że może chciałbyś coś zarobić?

– To znaczy?

– Wiesz, że jestem ratownikiem na basenie?

– Żartujesz! – przerwał mu Mateusz. – Ty narażający własne życie, aby uratować obcą osobę? – Zaczął się śmiać. – Już to widzę!

– Przymknij się! – odpowiedział Karol, także się śmiejąc. – Mój kolega, Jarek, wyjeżdża na kilka miesięcy za granicę.

– I po co mi to mówisz? Co to ma ze mną wspólnego?

– Ktoś musi go zastąpić. Rozmawiałem z szefem, zaoferowałem mu ciebie, powiedziałem, że chodziliśmy razem do klasy, a także na zawody pływackie.

– Karol, wiesz, że za jakiś czas stąd wyjadę.

– No tak, ale może do tego czasu mógłbyś go zastąpić?

– No nie wiem, nie mam doświadczenia.

– A kursy?

– Nie były z ratownictwa.

– Pływać umiesz, resztą się nie martw. Porozmawiam z szefem, poza tym może zostaniecie tu na dłużej, kto wie.

– Wątpię.

– Daj spokój, Mateusz, pieniądze ci się przydają, poza tym to tylko trzy lub cztery razy w tygodniu po kilka godzin.

– No dobra, niech ci będzie.

– Za tydzień mój szef wraca z urlopu, wtedy umówię was na spotkanie i obgadacie wszystko dokładnie, zgoda? Do tego czasu mógłbyś wpaść na pływalnię, zapoznam cię z chłopakami, co ty na to?

– Może wpadnę.

Rozmawiali jeszcze chwilę, wspominając stare czasy, kiedy to razem chodzili do szkoły i gdy Mateusz tu mieszkał. Po śmierci jego rodziców dom sprzedano. Edgar Dragan kupił ten dom dla swojego syna – Wiktora. On także był w wieku Mateusza i Karola. Dosyć często się ze sobą spotykali, jednak Wiktor nigdy nie należał do najbliższego grona ich przyjaciół.

2. Co się tu dzieje?

Ktoś zapukał do drzwi jego pokoju. W progu pojawił się młodszy brat.

– Mogę?

– Pewnie. O co chodzi? – Odłożył komórkę na stolik nocny.

– Poszedłbyś z nami na plażę? Mama powiedziała, że mogę iść z Laurą, jeżeli ty pójdziesz z nami.

– A Nikola?

– Pojechała do sklepu.

– Dobra, możemy iść.

– Super! – zawołał uradowany Oskar i wybiegł z pokoju.

Mateusz wstał, podszedł do okna. Było jeszcze jasno. Krótki spacer dobrze mu zrobi. Wziął bluzę, na wszelki wypadek, gdyby wrócili późnym wieczorem. Miał już wychodzić, gdy jego komórka zaczęła dzwonić. Podszedł do stolika, spoglądając na ekran. Wyświetlił mu się prywatny numer. Odebrał.

– Słucham. – Nikt nie zgłosił. – Halo? – powtórzył, słysząc czyjś oddech.

– Matt? – Usłyszał męski głos.

– Kto mówi?

– Mateusz. Dobrze, że wróciłeś. – W głosie po drugiej stronie słychać było ulgę.

– Damian? – wyszeptał zaskoczony. – To ty? – Nagle coś zaczęło szumieć i mężczyzna się rozłączył.

– Mateusz, chodź! – Dobiegł go głos brata, który wraz z siostrą czekał na dole. Właśnie wciągali na siebie swetry.

Stał na środku pokoju, wpatrując się w ekran komórki. Miał nadzieję, że mężczyzna zadzwoni ponownie. Tak się jednak nie stało. Telefon milczał. Zaniepokoił go głos przyjaciela. Był inny.

– Mateusz! – zawołał Oskar.

– Tak, wiem. Już idę – odpowiedział, chowając telefon do kieszeni spodni.

Zszedł na dół. Ruszyli na dwór, kierując się w stronę drogi wiodącej na plażę. Szli dłuższą chwilę wąską ścieżką wijącą się pośród starych drzew. Rodzeństwo zaczęło się ścigać. Pater, idąc za nimi, rozmyślał o dziwnym telefonie. Nie był pewny, ale podejrzewał, że głos tego mężczyzny należał do jego dawnego przyjaciela – Damiana. Nie widział się z nim już kilka lat, nie licząc tych kilku razy, kiedy spotkali się zaraz po jego wyjeździe. Kiedyś Karol, Damian i on byli najlepszymi przyjaciółmi, spotykali się codziennie po szkole. Po wypadku samochodowym rodziców przeniósł się do ciotki i odizolował od wszystkich, nawet od Karola, jednak Nikola utrzymywała z nim kontakt. Z Damianem ostatni raz rozmawiał jakieś trzy, może cztery lata temu.

Szli już dłuższy czas. Kierowali się w stronę skały, która kiedyś stanowiła miejsce ich spotkań. Była dość wysoka, miała kilka metrów, a w jej środku była dziura, która wyglądała jak tunel prowadzący na drugą stronę plaży. Kiedy byli już niedaleko, zobaczyli mężczyznę. Stał twarzą do morza, z rękami włożonymi do kieszeni spodni. Słysząc krzyki bawiących się dzieci, spojrzał w ich stronę.

– Matt?

– Karol! – zawołał Mateusz. Laura i Oskar podbiegli w jego stronę, żeby się przywitać. Po chwili uścisnęli sobie dłonie.

– Nie sądziłem, że cię tu zobaczę – przyznał Karol. – Nic mi nie wspomniałeś w rozmowie.

– Wiem, wyszło spontanicznie – wyjaśnił. – Zaraz po naszej rozmowie Oskar poprosił mnie, abym tu z nimi przyszedł – wytłumaczył. – Nic się tu nie zmieniło – dodał, rozglądając się.

– To prawda – przyznał Karol.

Pater dostrzegł pień niedaleko wzgórza. Podszedł do niego i na nim usiadł. Karol, opierając się o skałę, przyglądał się, jak rodzeństwo jego kolegi bawi się w piasku.

– Wiesz, brakuje mi tu czegoś – odezwał się nagle, przyglądając się tafli wody.

– To znaczy? – Matt spojrzał na niego pytająco.

– Naszych wybryków.

– Teraz kto inny zajął nasze miejsce, tylko spójrz. – Mateusz roześmiał się i przyglądał, jak jego rodzeństwo chlapie się wzajemnie wodą. Dłuższą chwilę przypominali sobie ich kawały i zabawy, jakie wymyślali, kiedy przychodzili tu po szkole.

Słońce powoli zachodziło i zrobiło się trochę chłodno. Jednak nawet tego nie poczuli, wciąż zajęci przypominaniem sobie dawnych czasów.

– Zawsze możemy to powtórzyć – zauważył Karol.

– Bez Damiana to nie to samo, we trójkę byliśmy niepokonani – zaśmiał się Mateusz, rzucając przed siebie niewielki kamyk. Spojrzał na kolegę. Kojder nie spieszył się, by pociągnąć temat, jakby samo wspomnienie sprawiało mu ból. Uśmiech Mateusza przygasł na chwilę.

– Tak, to prawda. – Karol nieobecnym wzrokiem wodził po bawiących się dzieciach. – Jeśli zaraz im czegoś nie powiesz, wrócą do domu cali mokrzy – powiedział, zmieniając temat. Mateusza trochę zdziwiła ta reakcja. Dopóki nie wymówił imienia Damiana, kolega z chęcią wspominał ich wybryki, dobrze się przy tym bawiąc. Do tego jeszcze ton jego głosu… Zmrużył oczy, przenosząc wzrok na rodzeństwo.

– Oskar! Laura! Przestańcie się chlapać! – upomniał ich. – Ciotka da mi popalić, jak zobaczy was w takim stanie! – Kiedy rodzeństwo odeszło od wody, zwrócił się ponownie do stojącego obok mężczyzny:

– Co u Damiana? – zapytał, a jego pytanie najwyraźniej zaskoczyło Karola.

– C… co? – wyjąkał.

Mateusz wyczuł jego zdenerwowanie.

– Co u Damiana? – powtórzył, chociaż doskonale wiedział, że tamten usłyszał je za pierwszym razem.

– Nie wiem – przyznał Karol po chwili wahania i spuścił głowę.

– Jak to: nie wiesz? – dopytywał zaskoczony. Poprawił się na pniu, tak by lepiej widzieć twarz kolegi.

– Od ponad roku tutaj nie przychodzi.

– Dlaczego?

– Nie wiem. Dzwonił do mnie kilka razy dziennie, odkąd wyjechałeś. Z czasem nasz kontakt ograniczył się do jednego telefonu na miesiąc. W końcu kilka miesięcy temu przestaliśmy ze sobą rozmawiać.

– Nie rozumiem – przyznał szczerze Mateusz, kręcąc głową. – Dlaczego urwał kontakt? Mieszkacie w jednym mieście. To do niego niepodobne – dziwił się. Karol nie wydawał się tak bardzo wstrząśnięty, ale wciąż na niego nie patrzył. „Może już się z tym pogodził?”, przemknęło mu przez myśl. Wyczuł, że przyjaciel coś przed nim ukrywa.

– Zapewne wyjechał – powiedział, wzruszając ramionami. Chciał go sprowokować.

– Może – odparł wymijająco Karol.

– Na pewno nie – zapewnił go Mateusz, cały czas obserwując jego reakcję.

– Skąd ta pewność? – Kojder zawahał się. Uśmiechnął się sztucznie, aby ukryć swoje zdenerwowanie, jednak przyjaciel znał go aż za dobrze.

– Bo dzwonił do mnie. – Uśmiech Karola znikł tak szybko, jak się pojawił. Wpatrywał się w Mateusza. Był zdenerwowany i zszokowany. Przez chwilę milczał, jakby starał się poukładać sobie coś w głowie.

– Co? Kiedy? – Zdołał z siebie wydusić.

– Dziesięć minut przed moim wyjściem z domu – powiedział spokojnie Matt. – Dowiedziałem się, że został uznany za zaginionego. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – dodał z wyrzutem.

– O której to było godzinie? – Zbył jego pytanie. Nie opierał się już o skałę. Stał nad nim, wpatrując się w niego i oczekując odpowiedzi.

– Nie wiem. – Mateusz zastanowił się. – Chyba… o siedemnastej – odparł zmieszany nagłą stanowczością kolegi.

– Co mówił? – Przyjaciel stał się wręcz natarczywy. – Jesteś pewny, że to był on?

– Tak mi się wydaje – zawahał się.

– Tak czy nie? – dopytywał stanowczo Karol, chcąc uzyskać konkretną odpowiedź.

– Karol, dziwnie się zachowujesz, nie rozumiem.

– Po prostu odpowiedz – przerwał mu ostro. Przez chwilę wpatrywali się w siebie.

– Dawno nie rozmawialiśmy – powiedział Mateusz po krótkiej chwili – jednak jestem prawie pewien, że to był on. Zresztą wiedział, że wróciłem.

– Wiedział? – W głosie Karola słychać było niedowierzanie. Złapał go za bluzę na ramieniu.

– Tak. Powiedział coś w stylu: „Matt dobrze, że wróciłeś”, potem coś nas rozłączyło. Karol? – zapytał, widząc minę kolegi. Wydawało mu się, że zbladł. – Dobrze się czujesz?

– Muszę już iść.

– Co? – Zaskoczony Mateusz wstał.

– Muszę wracać do domu, przypomniałem sobie, że mam coś załatwić.

– O tej porze? – zdziwił się, lecz przyjaciel był już parę metrów przed nim. – Karol?! – Zawołał jeszcze za nim, ale nie doczekał się żadnej reakcji. Przyjaciel nie zatrzymał się, nie odwrócił. Stał chwilę wpatrzony w miejsce, w którym moment wcześniej stracił go z oczu.

– Mateusz? – Poczuł, że ktoś ciągnie go za rękaw od bluzy. Spojrzał w dół. To była Laura. – Pokłóciliście się? – zapytała, a w jej głosie było słychać tę samą nutę, jaką zawsze miała ciotka Sara, kiedy zrobił coś głupiego i oczywiście zapewne było to z jego winy. Trochę zdenerwowało go to, ale postarał się opanować emocje. Westchnął głośno.

– Nie, nie pokłóciliśmy się – odpowiedział, nie patrząc na nią, wciąż starał się wstrzymać w sobie gniew. Nawet jego mała przybrana siostra uważała, że jeśli coś się złego dzieje, to zawsze jest jego wina. Odpędził od siebie te myśli, czując, że zaciska pięści.

– Więc dlaczego Karol tak szybko odszedł?

– Musiał wracać do domu, przypomniał sobie, że ma coś do załatwienia.

– Aha. – Laura odetchnęła z ulgą. Mateusz doskonale wiedział, jaki kamień spadł jej z serca. – Możemy już wracać do domu?

– Tak, idźcie pierwsi, będę tuż za wami – powiedział, gdy jego siostra pobiegła do Oskara i ruszyli w stronę ścieżki prowadzącej do ich domu. Obydwoje głośno się śmiali. Mateusz stał jeszcze chwilę, zaciskając pięści z taką siłą, że poczuł wbijające się w skórę paznokcie. Wziął kilka głębokich wdechów i ruszył za rodzeństwem. Po chwili ich dogonił. Włożył ręce do kieszeni, zastanawiając się nad tajemniczym zachowaniem Karola. Nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie. Kiedy dotarli do domu, stanął na chwilę przed szklanymi drzwiami prowadzącymi do salonu, gdzie reszta rodziny siedziała przy kolacji, wesoło rozmawiając. Miał nadzieję, że ominie go spotkanie z nimi. Oskar otworzył drzwi i wbiegł do środka. Sara powitała ich radośnie, po czym skierowała się do kuchni, aby przynieść im kolację. Gdy wszedł do salonu, zobaczył, że przynosi z kuchni trzy talerze.

– Dziękuję, ciociu, ale nie jestem głodny – powiedział, wymuszając uśmiech.

– Daj spokój, Mateusz, po takim spacerze na pewno zgłodnieliście. – Położyła talerze na stole.

– Tak! Ja chcę lody! – zawołała Laura, widząc pojemnik z waniliowo-czekoladową, zimną słodyczą. Sara uśmiechnęła się, widząc, jak Laura i Oskar nakładają sobie po ogromnej porcji.

– Najpierw zjecie kanapki, potem lody – upomniała ich. – Mateusz, na pewno nie chcesz nic jeść? – zapytała ponownie, spoglądając w jego stronę.

– Pójdę się położyć. Jestem trochę zmęczony – odparł, odwzajemniając uśmiech, po czym skierował się w stronę wyjścia z salonu. Chciał jak najszybciej dostać się do swojego pokoju. Kiedy był już prawie w progu, brat odezwał się z pełną buzią:

– Matt pokłócił się z Karolem. – W pomieszczeniu nastała cisza. Chociaż stał do nich tyłem, wiedział, jakie musieli mieć miny. Niechętnie się odwrócił.

– Nie pokłóciliśmy się, Oskar – wyjaśnił bratu, starając się ukryć narastający w nim gniew.

– To dlaczego tak szybko odszedł? – zapytał ponownie, przeżuwając kolejny kęs kanapki.

– Już wam mówiłem, że musiał załatwić pilnie jedną sprawę. – Nie patrzył już na swoje rodzeństwo. Na nowo wezbrał w nim gniew, gdy zobaczył, jak Sara z Dawidem wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. – No tak, mogłem się tego spodziewać! – Ta nagła zmiana jego tonu przykuła uwagę wszystkich.

– Posłuchaj, chłopcze – zaczął Dawid, wiedząc, co się może zaraz wydarzyć, jednak Mateusz mu przerwał:

– Nie! To ty posłuchaj. Myślisz, że nie widziałem waszego spojrzenia i nie wiem, o co wam chodzi?! Jak zwykle uważacie, że to moja wina, tak? Tylko tym razem was rozczaruję, bo nie pokłóciłem się Karolem!

– Mateusz, chcieliśmy tylko… – zaczęła Sara, a w jej głosie było słychać nutkę politowania. Nie znosił tego, nie potrzebował litości.

– Nie, nie chcieliście. Wyście już założyli, że to moja wina. – Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Doskonale zdawał sobie sprawę, że teraz będzie rozmowa o jego zachowaniu, że jednak mu się nie polepszyło. „Trzeba coś z tym zrobić, jakoś mu pomóc”, słyszał w głowie głos ciotki. Wszedł do swojego pokoju, zamknął drzwi na klucz. Zaczął się nerwowo przechadzać, starając się uspokoić. Najpierw sprawa z jego przyjacielem, teraz kłótnia z ciotką i wujem. Jednak najbardziej nie dawała mu spokoju sprawa z Damianem. Dlaczego się rozłączył? Przystanął, opierając się ramieniem o framugę okna. Znów zobaczył przed oczami twarz wuja. Gniew wziął nad nim górę. W takim stanie nie mógł niczego przemyśleć. Musiał się uspokoić. Podszedł do biurka, wyjął z szuflady słuchawki i podłączył je do telefonu. Położył się na łóżku, włączył cicho muzykę i zamknął oczy. Po chwili w pokoju rozległo się pukanie. Podniósł głowę, zdejmując słuchawki.

– Mateusz? – Usłyszał głos ciotki. Pociągnęła za klamkę. Drzwi były zamknięte. Odetchnął z ulgą, nałożył z powrotem słuchawki i podgłośnił muzykę, tak aby nie słyszeć pukania do drzwi. Położył głowę na poduszkach i zamknął oczy.

3. Wróg

Następnego dnia rano wstał dosyć późno. Ubrał się i ruszył na dół. Na schodach zwolnił, usłyszał głosy w salonie. Po chwili wahania wszedł do pomieszczenia, w którym ujrzał mężczyznę.

– Mateusz, skarbie, pamiętasz Edgara? – Sara gestem dłoni nakazała mu wejść.

– Tak – przytaknął, podchodząc do gościa i ściskając jego dłoń. – Jak mógłbym zapomnieć? – Był ojcem jego kolegi, Wiktora, a także jego trenerem. Kiedyś bywał częstym gościem w jego rodzinnym domu. Później, kiedy się przeprowadzali, odkupił od nich dom.

– Urosłeś. Dobrze cię znowu widzieć – powiedział Edgar, poklepując go po plecach. Był wysokim mężczyzną o ciemnych oczach i brązowych włosach. Miał czterdzieści trzy lata i wyglądał bardzo dobrze. Pod koszulą odznaczały się mięśnie. „Nadal ćwiczył”, pomyślał. Pamiętał, jak nieraz uczył jego i Wiktora rożnych ciosów. Jego głównym zainteresowaniem był boks. Miał na koncie kilka nagród. Maria, matka Wiktora, była od niego kilka lat starsza. Urodziła syna w wieku dwudziestu trzech lat, jej obecny mąż miał wtedy zaledwie dziewiętnaście. Edgar nie chciał brać ślubu. Po dwóch latach rozstali się, by ponownie spotkać się cztery lata później i po zaledwie kilku miesiącach się pobrać. Obecnie przebywała za granicą.

– Widzę, że już się zadomowiliście? – powiedział, siadając na kanapie, z której miał widok na blat łączący kuchnię z salonem.

– Tak, zostało już tylko kilka drobiazgów – odpowiedziała Sara, siadając naprzeciwko. Dawid zajął miejsce na kanapie tuż obok niego.

– Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? – zaproponowała Sara.

– Z chęcią. Herbaty. Dziękuję. – Odwzajemnił uśmiech.

Mateusz usiadł w fotelu po jego lewej stronie. Już zapomniał, jaki przenikliwy potrafił być wzrok tego człowieka. Nawet kiedy się uśmiechał, w jego oczach było coś chłodnego. Nigdy nie krzyczał na Wiktora. Wystarczyło samo spojrzenie i stanowczy głos, aby człowieka przeszły ciarki.

– Kiedy nas odwiedzisz, Mateusz? – zapytał, wyrywając go z zadumy.

– Nie wiem – przyznał szczerze.

– Jest trochę zmęczony, przechodzi trudny okres – powiedział znacząco Dawid, a Edgar odwrócił się w jego stronę.

– Och. – Najwyraźniej zrozumiał, że chodzi o rocznicę śmierci jego rodziców.

– Wcale nie – zaprzeczył Mateusz stanowczym tonem, zły, że ktoś wypowiada się o jego uczuciach tak, jakby go nie było w tym pomieszczeniu. – Przyjdę w najbliższym czasie. – Nagle jego telefon zaczął dzwonić. Wyjął go z kieszeni i zerknął na ekran.

– Cześć, Karol.

– Cześć – zawahał się. – Mam pytanie.

– Mów. Śmiało – zachęcił go.

– Kiedy rozmawiałeś z Damianem, czy były jakieś szumy lub zakłócenia?

– Szumy? – powtórzył, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi jego koledze.

– Tak.

– Na początku nie było żadnych szumów, dopiero po kilku sekundach. Coś jakby na chwilę przerwało rozmowę.

– Jesteś pewny?

– Tak.

– A to były… coś jakby szumy na przykład pochodzące od ulicy albo…

– Nie – przerwał mu. – Bardziej przypominało szumy w radioodbiorniku, gdy szukasz stacji i żadnej nie możesz złapać. Jakby miał koło siebie krótkofalówkę. Kiedy zaczęło szumieć, Damian się rozłączył. – Gdy wymienił to imię, Edgar spuścił wzrok z Dawida i przeniósł go na blat łączący salon z kuchnią, za którym krzątała się Sara. Jednak jego wzrok był nieobecny, raz ukradkiem spojrzał na Mateusza.

– Używał radia – wyszeptał Karol. – Kontaktował się z kimś przez krótkofalówkę – mówił jakby sam do siebie.

– Co?

– Dzięki, Matt. – Po tych słowach przyjaciel się rozłączył.

Zdziwiony krótką i dziwną rozmową Mateusz schował telefon z powrotem do kieszeni.

Sara podała herbatę. Jedną z czterech filiżanek postawiła przed Edgarem.

– Coś się stało? – zapytała, zwracając się do siostrzeńca.

– Nic.

– Dzwonił Karol? – zapytał Dawid.

– Tak.

– Wybacz, że zapytam – wtrącił Dragan – ale wywnioskowałem z twojej konwersacji, że rozmawiałeś z Damianem? – Mateusz spojrzał na Edgara, który lekko się uśmiechał, jednak on miał wrażenie, że był to raczej wymuszony grymas. Chwilę się wahał, po czym odpowiedział:

– Tak, czemu pan pyta?

– Och, daj spokój, Matt, już przestałeś mi mówić po imieniu? A jeśli chodzi o moje wcześniejsze pytanie, po prostu się o niego martwię. – Nie zabrzmiało to szczerze.

– Jak my wszyscy – odparł Dawid. – Myślę, że powinieneś zgłosić to policji i jego rodzicom, na pewno przyda im się kilka nowych informacji.

– Nic mi nie powiedział.

– Przecież mówiłeś, że z nim rozmawiałeś – wypomniał Dawid.

– To prawda, ale coś nas rozłączyło.

– Nie oddzwoniłeś? – dopytywał Edgar, świdrował Mateusza wzrokiem. Jego spokój wydawał mu się podejrzany.

– Nie, bo dzwonił z zastrzeżonego.

– Kiedy z nim rozmawiałeś? – drążył.

Mateusz prychnął z niedowierzania.

– To jakieś przesłuchanie?! – warknął.

– Nie – odparł spokojnie Edgar. Za to jego wzrok stał się chłodniejszy.

– Dlaczego to takie ważne?

– Po prostu odpowiedz mu na pytanie.

Chłopak spojrzał na Dawida, a potem z powrotem na Edgara. Nastała pełna napięcia chwila ciszy, którą przerwała Sara:

– Mateusz, mogę cię prosić na słówko? – Spojrzała na niego porozumiewawczo. – Mateusz! – powtórzyła donośniej, widząc, że między nim a Edgarem rośnie dziwne napięcie. Pater wstał i ruszył za ciotką. Kiedy wyszli z salonu, Sara zatrzymała się i odwróciła do niego. Na jej twarzy malował się gniew.

– Co to miało być?! – powiedziała stanowczym szeptem, tak, aby ich rozmowy nie było słychać w salonie. Nie miał zamiaru ukrywać swojego zdenerwowania, więc nie odpowiedział jej szeptem.

– Nic nie zrobiłem.

– Nic?! – powtórzyła z niedowierzaniem. – A ta wymiana zdań między wami? Zadał ci tylko pytanie, a ty na niego od razu naskoczyłeś. Nie wiem, co się ostatnio z tobą dzieje!

– Powiedziałem mu tyle, ile chciałem, reszta nie powinna go interesować. Nie jest jego ojcem, więc to nie jego sprawa.

– Pytał z ciekawości.

– To nie jest zwykła ciekawość.

– Martwi się o niego i powinieneś to uszanować – nadal szeptała.

– Daj spokój – powiedział i podszedł do blatu kuchennego, który znajdował się po jego prawej stronie. Na jego powierzchni leżał niewielki talerz z jabłkami. Wyciągnął rękę i sięgnął po jedno z nich. Zanim włożył je do ust, Sara wyrwała mu je z ręki i z hukiem odłożyła je z powrotem na talerz.

– Nie ignoruj mnie! – Była zła.

– Nie robię tego.

– Edgar jest naszym gościem, okaż chociaż jemu trochę szacunku i go przeproś.

– Za co?! – Teraz to on poczuł napływający gniew. Nie miał za co przepraszać, to Edgar wtrącał się w nie swoje sprawy.

– Za swoje zachowanie.

– Nie mam za co go przepraszać, o czym i kiedy rozmawiałem z Damianem, to tylko i wyłącznie moja sprawa. – Odwrócił się i wyszedł z kuchni, od razu kierując się w stronę przedsionka. Jego wnętrze pokryte było jasnobrązową boazerią. Po lewej stronie stała niewielka szafka z dwiema głębokimi szufladami, w których poukładane były czapki, szaliki oraz pantofle dla gości. Po drugiej stronie wisiały kurtki. Mateusz sięgnął po swoją. Na zewnątrz nie było ładnie i zapowiadało się na deszcz. Wyszedł, nawet nie pożegnawszy się z kimkolwiek. Sara nadal stała w kuchni, próbując się uspokoić. Wzięła głęboki oddech i wróciła do salonu.

– Wybacz, nie wiem, co w niego wstąpiło – powiedziała przepraszającym tonem.

– Nic nie szkodzi. Nie przejmuj się, Saro – powiedział łagodnie Edgar, widząc jej zmieszanie. Nachylił się w jej stronę i położył swoją dłoń na jej dłoni. – Bardziej martwię się o ciebie. Chłopak powinien cię bardziej szanować. – Podniosła na niego wzrok. – Przepraszam, ale częściowo było słychać waszą kłótnię – wyjaśnił. Zakłopotana Sara spuściła głowę, lekko się rumieniąc. – Posłuchaj, nie chcę się wtrącać, ale może chłopak powinien z kimś porozmawiać.

– Rozmawiamy z nim, ale to nic nie daje – wtrącił Dawid.

– Nie o was mi chodzi, ale o psychologa lub nawet psychiatrę. – Sara i Dawid wymienili spojrzenia. – Nie chodzi mi o to, że jest wariatem, broń Boże – dodał, unosząc ręce – jednak myślę, że Mateusz może mieć depresję. Może nie bardzo rozwiniętą, ale powinien z kimś na ten temat porozmawiać, z kimś, kto może mu pomóc i zna się na tym. Jeśli będziecie chcieli, mam znajomego, który się tym zajmuje. Parę kilometrów stąd ma szpital. To dość niedaleko, więc możecie go odwiedzać codziennie. Terapia trwa kilka tygodni, potem wróci do domu i gwarantuję wam, że będzie o wiele lepiej.

– Sama nie wiem – zastanawiała się Sara. – Psychiatra to nie jest dobry pomysł.

– To nie taki zakład, o jakim myślisz, to jest dwupiętrowy budynek. Będzie miał tam własny pokój, jak w hotelu.

– Zastanowimy się nad tym – odpowiedział Dawid, urywając temat.

Mateusz wrócił do domu późnym wieczorem. Zamknął za sobą drzwi i udał się na górę. Zdjął kurtkę, powiesił na oparciu krzesła i włączył laptop. Zaczął przeglądać zdjęcia z dzieciństwa, kiedy jeszcze żyli jego rodzice. Oglądając kilka filmików, śmiał się, przypominając sobie różne wesołe wydarzenia, z drugiej strony jego serce krwawiło, zdawał sobie sprawę, że ich już tu nie ma. Tęsknił za nimi. Chciałby cofnąć czas do tego feralnego dnia. Powstrzymać ich, aby nie wychodzili z domu. Może wtedy nie doszłoby do wypadku, a oni byliby teraz z nim. Nie wiedział, ile czasu spędził, oglądając zdjęcia, w końcu zasnął przy klawiaturze. W pokoju było ciemno. Jedynie światło z monitora oświetlało go śpiącego przy biurku. Po pewnym czasie obudziła go dwusekundowa melodyjka. Na monitorze ukazał się dymek z informacją o nieprzeczytanej wiadomości. Otworzył oczy. Światło monitora początkowo go raziło. Nie wiedział, ile godzin przespał. Spojrzał na elektroniczny zegarek leżący po jego prawej stronie. Była druga w nocy. Przetarł oczy, starając się przyzwyczaić do bijącego od monitora jasnego światła. Zerknął na wiadomość.

– Cześć, Mateusz – Wyprostował się i przyjrzał ikonce nadawcy.

– Karol? – zdziwił się, bo jego przyjaciel nie lubił portali społecznościowych. Wolał zadzwonić. Nie przypuszczał, że w końcu się przekona, jaki internet bywa przydatny.

– Musimy się spotkać. – Wyświetliła się kolejna wiadomość.

– O której? – odpisał.

– Teraz.

– Teraz? – Ponownie spojrzał na zegarek. – Karol, jest druga w nocy.

– Muszę ci coś powiedzieć.

– Zgoda, spotkajmy się tam, gdzie zawsze, za dwadzieścia minut.

Wyłączył laptop i zaczął się zbierać. Otworzył drzwi od swojego pokoju i cicho zszedł na dół. Zajrzał do kuchni, wziął ze sobą wodę i wyszedł na zewnątrz. Wsiadł do samochodu, od razu kierując się w stronę drogi prowadzącej na plażę. Po kilku minutach jazdy wjechał w boczną drogę, by się po chwili zatrzymać. Wysiadając z samochodu, rozglądał się. Panował mrok. Z powrotem otworzył drzwiczki i zapalił światła postojowe. Żałował, że nie zabrał ze sobą latarki. Zaczął iść między drzewami wąską ścieżką, która prowadziła na plażę, oświetlał sobie drogę komórką. Niewiele osób tędy chodziło. Po chwili zboczył z drogi, by udać się do umówionego miejsca. Gdy poczuł lekki powiew wiatru na swej skórze, zapiął kurtkę. Drzewa kołysały się na wietrze. Było ich coraz mniej, aż w końcu, wyszedłszy z lasu, usłyszał jedynie szum wody. Wyjrzał zza drzew, znalazł się na niezbyt stromym zboczu. Niecałe trzy metry pod nim był piasek. Powoli ześlizgnął się i skierował w lewo. Jego oczom ukazało się miejsce, gdzie zawsze spotykali się z Damianem i Karolem. Usiadł na skale i zerknął na zegarek. Jego przyjaciel powinien być tu lada chwila. Siedział wpatrzony w taflę wody i rozmyślał o przeszłości: o rodzicach, bracie i Damianie. Chłód zaczął mu coraz bardziej doskwierać. Spojrzał ponownie na zegarek. Było dziesięć po trzeciej. Karol powinien tu być czterdzieści minut temu. „Może zmienił zdanie?”, pomyślał Matt. Jednak dałby mu znać. Wyjął telefon komórkowy i zadzwonił do niego. Poczekał jeszcze dziesięć minut i ponownie do niego zadzwonił. Jego komórka milczała. Miał dość tego czekania. Skoro nie zjawił się do tej pory, to już nie ma sensu dłużej czekać. Zdenerwowany wrócił do samochodu. Jeśli się rozmyślił, mógł mu chociaż dać znać, że nie przyjdzie. Niepotrzebnie tu przyjeżdżał. Zapalił silnik i ostro wycofał. Zdenerwowany wrócił do domu i od razu położył się spać.

Następnego ranka obudził go młodszy brat.

– Wstawaj! – krzyknął, zaczynając nim potrząsać.

– Co? – spytał zaspany.

– Wstawaj, śpiochu.

– Która godzina? – Przetarł oczy.

– Dziewiąta. Mogę pograć na twoim laptopie?

– Nie masz innego? – Schował głowę w poduszkę.

– Ty masz najlepszy, poza tym wiesz przecież, że jesteś moim najukochańszym bratem.

– Nikola nie chce dać ci swojego? – przerwał mu Mateusz, uśmiechając się.

– Tak, oglądają z Laurą jakąś komedię – dodał, robiąc smutną minę.

– Już ja znam te twoje sztuczki – rzekł, tym razem kładąc się na plecach. – Włącz sobie.

– Dzięki. – Uradowany Oskar usiadł przy biurku. – Jak było na wycieczce?

– Jakiej wycieczce? – Wstał z łóżka i podszedł do szafy, która stała po przeciwległej stronie pokoju.

– Nocnej – odpowiedział Oskar, patrząc na ekran monitora. Mateusz zamarł z koszulą w ręku. Był pewien, że wszyscy spali. Dźwięki gry ucichły. Oskar spojrzał na brata, który stał tyłem do niego. – Przepraszam.

– Za co?

– Za to, że jesteś zły na mnie.

– Nie, skądże, nie jestem. Po prostu zaskoczyłeś mnie, myślałem, że spałeś – odparł, wyciągając kolejne ciuchy.

– Bo spałem. – Odwrócił się zaskoczony.

– Więc skąd wiesz? – zapytał, jednak odpowiedzi już się spodziewał. Przewrócił oczami. – Które z nich? – zapytał, ponownie odwracając się do szafy i szukając spodni.

– Tata. Słyszałem, jak rozmawiali w kuchni. Wstał w nocy do ubikacji, akurat jak odjeżdżałeś. Zastanawiali się, dokąd pojechałeś.

– Sara jest pewnie zła.

– Nie, mama nic o tym nie wie. – Mateusz ponownie odwrócił się w jego stronę.

– Przecież mówiłeś, że słyszałeś, jak o tym rozmawiali.

– Tata stwierdził, że nie będzie mówił o tym mamie, bo nie chce jej denerwować. – Upił łyk jego wody.

– Więc z kim Dawid o tym rozmawiał? – dopytywał.

– Poprawka: rozmawia.

– Z kim? – powtórzył stanowczo.

– Z ojcem Wiktora – odpowiedział Oskar, a Pater zaniemówił. – Matt? Jesteś zły, prawda? Nie mów im, że ja ci to powiedziałem, wtedy dowiedzą się, że podsłuchiwałem.

– Oskar, spokojnie – powiedział Mateusz, podchodząc do niego i kucając tak, aby być mniej więcej z nim na równi. – Nie powiem, nie martw się. Nikt się o tym nie dowie. W porządku? – Rozczochrał mu włosy na głowie.

– Tak, a powiesz mi, gdzie wczoraj byłeś? – Chłopiec uśmiechnął się.

– Sam zgadnij, detektywie. – Zaśmiał się, wstając.

– Powiedz.

– Pod jednym warunkiem! – Wystawił palec wskazujący.

– Jakim?

– Jeśli następnym razem podsłuchasz rozmowę na mój temat, w szczególności jeśli będzie w niej uczestniczył Edgar, od razu mi powiesz, zgoda?

– Tak. Więc gdzie byłeś?

– U Karola.

– Czemu tak późno? – dopytywał maluch.

– Wracaj do gry. – Mateusz skierował się w stronę drzwi do łazienki, która była przyłączona do jego pokoju. Była niewielka, ale jemu to wystarczyło. Po chwili z niej wyszedł i udał się na dół do kuchni. Zanim do niej wszedł, spojrzał na salon. Nikogo tam nie było. Zdziwił się. Przysiągłby, że schodząc, słyszał rozmowy. Otworzył jedną z narożnych kuchennych szafek i wyjął sobie talerz. Położył go na blacie i podszedł do lodówki, wyjmując mleko. – Jezu! – krzyknął na widok Edgara, który wyłonił się zza zamykanych drzwiczek.

– Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.

– Czego chcesz? – zapytał ostro.

– Matt, chciałem cię przeprosić za tamtą rozmowę. Miałeś rację, nie powinienem był cię naciskać. Martwiłem się, chciałem się jedynie dowiedzieć, czy z Damianem wszystko w porządku. Nie miałem nic złego na myśli.

– Masz rację, jesteś zbyt ciekawski – odparował Mateusz, a Edgar uśmiechnął się sarkastycznie.

– A ty zbyt pyskaty – odburknął, przyglądając się, jak chłopak odkłada mleko na kuchenny stół.

– Dlaczego tak cię on interesuje? – zapytał Mateusz, zabierając z ekspresu kubek z kawą.

– Już ci mówiłem, że się o niego martwię. Znasz mnie nie od dziś, nie rozumiem twojej nagłej wrogości. – Oparł się prawą ręką o stół.

– Nie lubię, kiedy ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy. – Zerknął na niego.

– Uważasz, że martwienie się o kogoś jest czymś złym? – zapytał. – A, no tak, zapomniałem. – Głęboko westchnął, a Mateusz przestał przygotowywać śniadanie i spojrzał na niego pytająco.

– O czym zapomniałeś? – Jego ton ponownie stał się ostrzejszy.

– O tym, że nie rozumiesz, jak to jest, kiedy ktoś się o ciebie martwi, choć wujostwo robi to przez cały czas.

– Nie muszą się martwić, bo nie daję im do tego powodów. – Stanął przodem do niego.

– Twojego wczorajszego nocnego wypadu do nich nie zaliczasz? – Dragan uśmiechnął się złośliwie.

– Do widzenia Edg… – przerwał – panu.

Patrzyli na siebie w milczeniu. Mężczyzna postanowił ustąpić. Wychodząc, wziął do ręki jabłko i po raz ostatni rzucił chłopakowi lodowate spojrzenie. Mateusz usiadł na krześle w kuchni. Nie zjadł całego śniadania, wciąż rozmyślając o rozmowie z ojcem Wiktora. Trochę przesadził ze swoją reakcją, jednak w mężczyźnie było coś, co go niepokoiło. Jego spojrzenie, ton głosu. Zawsze taki był, jednak ostatnio dziwnie go to drażniło. Kiedyś wcale mu nie przeszkadzało, że Edgar był taki tajemniczy. Jego zadziwiający spokój i zimna krew, wręcz przeciwnie, imponowało mu to. Może za bardzo na niego naskoczył, w końcu Dragan przyszedł go przeprosić za swoje zachowanie. Przypomniał sobie, jak wspomniał o jego nocnym wypadzie. Dawid namieszał mu w głowie. Niepotrzebnie rozmawiał o takich sprawach z obcymi. Pewnie także opowiedział o jego wybrykach po wypadku rodziców i teraz także Edgar miał o nim złe zdanie. Kiedyś zawsze mógł na niego liczyć. Zwłaszcza na treningach niejednokrotnie rozmawiali. Może powinien do niego zadzwonić. Nagle otworzyły się drzwi. W progu stanął Dawid.

– Cześć. Ale gorąco na dworze. – Poszedł do kuchni, by wziąć z lodówki zimną wodę. – Byłbym zapomniał, mam ci to wręczyć – powiedział, podając mu jakąś kartkę.

– Co to jest?

– Przeczytaj. – Była to wejściówka na trzy miesiące do klubu Edgara, w którym nadal uczył boksu. – Chciał ci sam ją dać, jednak powiedział, że zdążył się tylko z tobą przywitać i ktoś do niego zadzwonił. – Mateusz wiedział, że to było kłamstwo. Najwyraźniej Edgar nie wspomniał Dawidowi o ich sprzeczce. Jeszcze raz spojrzał na wejściówkę.

– Wychodzę na chwilę. – Na te słowa Dawid zawrócił do kuchni.

– Gdzie jedziesz? – zapytał niby od niechcenia, jednak w jego tonie głosu słychać było nutkę niepokoju. Z jednym Edgar mógł mieć rację, jego przyszywani rodzice naprawdę się o niego martwili. Uśmiechnął się na tę myśl. Tak, martwili się, żeby znowu nie przyniósł im wstydu.

– Do Edgara, podziękuję mu za wejściówkę. Wrócę za dwie godziny.

Po dwudziestu minutach dojechał do klubu. Zaparkował przed wejściem i wszedł do środka. Rozejrzał się. Wnętrze nabrało uroku. Dobudowano jedną salę. Odnowiono całość oraz powiększono parking. Ściany były pomalowane na różne kolory, a z żadnej z nich nie sypał się już tynk. Jedna duża sala została podzielona na dwie. W jednej ćwiczyli boks, druga zaś służyła jako siłownia. Tuż za nimi znajdowała się kolejna. Po przeciwległej stronie były dwie szatnie i dwie łazienki. Matt przeszedł dalej wąskim korytarzem, aż doszedł do trzeciej sali, bardziej na uboczu, do której zapewne dostęp mieli tylko nieliczni. Nie była tak zadbana, jak tamte dwie, Mattowi jednak podobała się najbardziej. Przypomniał sobie stare czasy, kiedy na ringu ćwiczył z kolegami, najczęściej z Jackiem, Damianem, Wiktorem i jego ojcem. Rozejrzał się. Po lewej stronie znajdowały się zwykłe, podłużne ławki. Ściany miały kolor biało-zielony. Po przeciwległej stronie znajdował się ring, na którym kiedyś ćwiczył. Tuż obok stał stolik z wodą i pojedynczym krzesłem, przy którym zasiadał Edgar, obserwując swoich uczniów. Z jednej strony salę oświetlały promienie padające z dużego okna, jednak pomimo słońca i światła padającego z lamp w pomieszczeniu było dosyć ponuro. Po prawej stronie były drzwi, za którymi znajdował się gabinet Edgara.

– Cóż za niespodzianka. – Na dźwięk głosu zaskoczony Mateusz odwrócił się. Do sali wszedł Dragan. – Nie myślałem, że tak szybko skorzystasz z mojej oferty – powiedział sarkastycznie. – Cóż, pomyliłem się – dodał. Wyminął go i skierował się w stronę gabinetu.

– Edgar! – zawołał. – Zaczekaj!

– Przestałeś mówić mi per pan? – Zerknął na niego przez ramię. – Mam się cieszyć czy niepokoić?

– Nie przyszedłem się dalej sprzeczać, tylko – spuścił na chwilę wzrok – przeprosić za moje poranne zachowanie. – Nie wiedząc czemu, poczuł ukłucie w sercu, może wyrzuty, że to powiedział.

– Obydwu nas trochę poniosło – odparł mężczyzna, zapraszając go do swojego gabinetu.

Był niewielki. Naprzeciwko drzwi znajdowało się podłużne biurko, a tuż za nim meblościanka, na której ułożono puchary i inne nagrody, oprawione w ramki dyplomy i podziękowania. Na dwóch wąskich ścianach po jego lewej i prawej stronie porozwieszana była reszta dyplomów i zdjęć z zawodów. Edgar zajął miejsce za biurkiem, a Mateuszowi wskazał ręką dwuosobową czarną sofę znajdującą się nieco na lewo od wejścia.