Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
139 osób interesuje się tą książką
Eleanor „Ellie” Merritt dorastała w domu pełnym zasad i zakazów – bez makijażu, bez krótkich spódniczek, bez miejsca na własne decyzje i marzenia. Dopiero dzięki przyjaciołom dziewczyna odkrywa smak wolności, a jedno przyjęcie i spotkanie z chłopakiem jak ze snów sprawiają, że jej życie nagle wywraca się do góry nogami.
W święta Bożego Narodzenia, gdy świat zdaje się walić Eleanor na głowę, zaczyna ona otrzymywać tajemniczy kalendarz adwentowy. Każde kolejne okienko prowadzi ją do pytań, odpowiedzi i… uczuć, których się nie spodziewała. Czy za zagadkowymi wiadomościami kryje się ktoś z jej otoczenia, czy może nieznajomy, który odmieni jej serce?
„Kalendarz Adwentowy” to pełna emocji i świątecznej magii opowieść o nadziei i przyjaźni, a także o miłości, która potrafi pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie.
Nowelka z Kolekcji świątecznej Inanny
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 133
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kalendarz adwentowy
Klaudia Świerczewska
Wydawnictwo Inanna
Rozdział I
Rozdział II
NOTA COPYRIGHT
📖 Informacja o wersji demo
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Eleanor, dzieciństwo
Święta Bożego Narodzenia
Silent night, holy night
All is calm, all is bright
Ze starego, rodzinnego gramofonu płynął zapętlony głos Franka Sinatry, śpiewającego Cichą Noc. Moi rodzice nie wyobrażali sobie świąt bez tej konkretnej kolędy wykonanej właśnie przez Sinatrę. Mama krzątała się jeszcze w kuchni, by dopracować swoje dania, a ja z tatą ubieraliśmy choinkę. Tak wyglądała nasza tradycja i nie było mowy o odstępstwach. Wszystko musiało być idealne i gotowe na przyjście naszych gości.
W całym domu dominowały złoto i bordo, na stole błyszczały srebrne sztućce i eleganckie talerze, które mama wyciągała tylko na święta. Odrobina kurzu czy jakiekolwiek inne zanieczyszczenie były nie do pomyślenia.
– Wszystko musi być perfekcyjne – powtarzał ojciec, poprawiający sobie krawat. Kiwnęłam głową, pociągnąwszy nieco w dół czerwony materiał mojej sukienki.
– Eleanor, błagam. Przestań ciągnąć tę sukienkę, zaraz ją całą pognieciesz – upomniała mnie mama, niosąca miskę pełną purée ziemniaczanego. Westchnęłam cicho i zeskoczyłam ze stołka stojącego przy choince.
– Ale ona mnie gryzie – szepnęłam. Starałam się tak ułożyć materiał, by jak najmniej dotykał mojej skóry.
– Włożyłaś pod spód koszulkę, tak jak prosiłam?
– Tak. – Kiwnęłam głową i odrzuciłam do tyłu warkoczyki. Ojciec spojrzał na mnie, zawiesiwszy na choince kolejną bombkę, po czym przeniósł wzrok na swoją żonę.
– To ta nowa sukienka?
– Oczywiście. Przecież nie może dwa lata z rzędu mieć na sobie tej samej. Poza tym, z tamtej wyrosła. Chodź, włożysz koszulkę, wtedy powinno być lepiej. I rajstopy. Tylko ich nie pobrudź! Kupiłam ci białe – zaznaczyła mama, wyciągająca do mnie rękę. Złapałam ją i razem poszłyśmy na górę, by dopełnić mój ubiór.
Po usłyszeniu kilku przypomnień, bym nie ubrudziła rajstop, wróciłyśmy na dół. Uśmiechnęłam się do taty i zakręciłam się wokół własnej osi, by mógł obejrzeć moją kreację.
– Tato, tato, jak ci się podobam? – spytałam, uśmiechnąwszy się delikatnie. Ojciec kiwnął głową z aprobatą i lekko uniósł kącik ust.
– Bardzo ładnie i elegancko. Za chwilę przyjdą nasi goście. Margaret, czy wszystkie dania są już przyniesione? – spytał ojciec, wyciągając z kredensu szklane kieliszki.
– Oczywiście, Richardzie. Jedynie ciasta zostały w kuchni, na nie przyjdzie jeszcze czas.
– Tak, to prawda.
Rodzice zajęli się rozmową i kończeniem przygotowań, a ja wdrapałam się na obity materiałem parapet. Zauroczona obserwowałam nasze osiedle, składające się z samych domków jednorodzinnych, których ogrody były dziś przyozdobione milionami lampek. Szczególnie wieczorem wyglądało to jak żywcem wyjęte z jakiejś bajki, a padający z nieba śnieg tylko dodawał temu wszystkiemu uroku. Z uśmiechem patrzyłam na bałwanka, którego udało mi się ulepić dwa dni wcześniej z pomocą mojego przyjaciela.
Eliotta Sawyera znałam od zawsze, był dwa lata starszy ode mnie i wiedział o mnie wszystko. Nasi rodzice również się przyjaźnili, więc spędzaliśmy w szóstkę różne święta, uroczystości czy jubileusze. Także teraz czekaliśmy właśnie na nich.
– Mamo, a czy będziemy mogli dzisiaj odpakować prezenty? – spytałam, zerknąwszy przelotnie na podarki zapakowane w kolorowy papier i schowane pod choinką. Nigdy nie odpakowywałam prezentów z rana, bo czekaliśmy z tym do kolacji, na naszych gości. Gdy kolacja się przeciągała, otwierałam je dopiero dwudziestego szóstego grudnia. Bo przecież nie prezenty były najważniejsze.
– Zobaczymy, o której skończy się kolacja. – Mama odpowiedziała tak, jak się spodziewałam, poprawiwszy serwetki, chociaż te leżały idealnie. Nim zdążyłam poprosić ją, bym tym razem mogła to zrobić tak, jak wszystkie inne dzieci, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
– Już są, są! – zawołałam i zeskoczyłam z parapetu.
– Eleanor, nie zachowuj się w ten sposób – upomniała mnie mama. Postarałam się więc poskromić moją dziecięcą radość, ale serce miałam wypełnione niewyobrażalnym szczęściem. Chociaż widywaliśmy się z Eliottem w szkole i poza nią, to święta w jego towarzystwie były jeszcze bardziej magiczne niż te codzienne spotkania.
Mój ojciec podszedł spokojnym krokiem do drzwi, u jego boku szła dostojnie mama, a ja wpatrywałam się w nich i jednocześnie zastanawiałam, dlaczego u nas wszystko musiało być zawsze jak od linijki. W tygodniu praca i nauka, wspólne posiłki, niczego nie odkładaliśmy na później. W soboty wielkie sprzątanie w domu, by nie było widać najmniejszego brudu, i niedzielne msze. Nawet grypa nie mogła nas powstrzymać. A święta? Chociaż magiczne i piękne, rodzice musieli pokazać, jak wielkim zaszczytem jest możliwość spędzenia ze znajomymi Bożego Narodzenia.
Chwilami było mi troszkę wstyd…
– Dobry wieczór, Danielu, Lilyanne, Eliotcie. – Mój tata jak zawsze przywitał sztywno gości i wprowadził ich do środka. Państwo Sawyerowie albo tego nie zauważali, albo nie chcieli, by cokolwiek popsuło im święta i przyjaźń z moimi rodzicami. Niezmiennie uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do życia, również tym razem nie skomentowali chłodnego przyjęcia.
– Witajcie, kochani. Przynieśliśmy sałatkę i oczywiście, prezenty od Mikołaja. Był u nas rano i przyniósł wam coś. – Pan Daniel uniósł wór z podarkami i wskazał na miskę w dłoniach swojej żony. Mama kiwnęła głową i przejęła naczynie, a tata pomógł naszym gościom zdjąć płaszcze. Dopiero wtedy podbiegłam do przyjaciela i rzuciłam mu się na szyję.
– Eliott!
– Ellie! – Uwielbiałam zdrobnienie, jakie wymyślił dla mnie Eliott. Tylko on go używał. Rodzice kilkukrotnie upominali mojego przyjaciela, by zwracał się do mnie moim pełnym imieniem, ale on zupełnie się tym nie przejmował. Któregoś wieczoru podsłuchałam, jak pani Lily prosi rodziców, by zgodzili się na to zdrobnienie, i ci w końcu odpuścili. Chociaż dla niego zrobili wyjątek.
– Chodźcie, siadamy do stołu, żeby nic nie ostygło, wszystko jest gorące – powiedziała moja mama, zachęcając wszystkich, by spoczęli. Eliott złapał mnie za rękę i razem zajęliśmy swoje wyznaczone miejsca. Rodzice nawet postawili przy talerzach winietki. Nim jednak ktokolwiek sięgnął po jedzenie, tata złożył ręce do modlitwy, a my poszliśmy za jego przykładem. Modlitwy w naszym domu były codziennością.
– Dziękujemy ci, Boże, za ten posiłek i możliwość dzisiejszego spotkania w gronie rodziny i przyjaciół. Pozwól nam w dalszym zdrowiu świętować narodziny twego syna. Amen.
– Amen – powtórzyliśmy za nim. Tata sięgnął po ogromny nóż i zaczął kroić mięso, by potem nałożyć każdemu po kawałku. Państwo Sawyerowie i moi rodzice pogrążyli się w rozmowie, która mnie i Eliotta nie obchodziła ani trochę. Zajadaliśmy się przysmakami, mieliśmy swój świat i swoje tematy.
– Dostałeś już jakiś prezent w domu? – spytałam z ciekawością, bo wiedziałam, że on otwierał swój podarunek rano. Eliott kiwnął głową i uśmiechnął się.
– Tak. Taki duuuuży zestaw kredek, jest tam masa kolorów! – Eliott przeciągnął samogłoski dla podkreślenia wielkości rzeczonego kompletu. – Będę mógł rysować, co tylko będę chciał – oznajmił podekscytowany, sięgnąwszy po szklankę z sokiem.
– Super! Będę mogła je czasem pożyczyć?
– No pewnie. Przyjdziemy jutro i przyniosę je ze sobą. Będziemy rysować, co tylko sobie wyobrazimy. Lwy, tygrysy, morza, oceany, kosmos – wymieniał Eliott. Zastanowiłam się chwilę, dokańczając swoje purée.
– Ja bym chciała narysować zamek na drzewie. I nas w środku. Byśmy tam sobie razem żyli, spokojnie i bez żadnych zmartwień – powiedziałam z lekkim uśmiechem. Chciałam dodać, że przede wszystkim bez rodziców, ale chociaż byli pogrążeni w rozmowie, wiedziałam, że mama lub tata mogli usłyszeć moje słowa. A później nie miałabym szans na wytłumaczenie się. W domu panowała żelazna zasada: szanuj rodziców. I szanowałam ich, bardzo kochałam i zawsze słuchałam. Ale czasami ich reguły bardzo były nieprzyjemne.
– A ty już coś dostałaś? – zapytał Eliott, czym wyrwał mnie z moich rozmyślań. Pokręciłam głową i wskazałam na prezenty pod choinką.
– Wszystko jest tutaj. Poprosiłam mamę, żeby pozwoliła nam otworzyć je dzisiaj, ale powiedziała, że zobaczymy, o której skończy się kolacja. Jak zawsze. – Ostatnie słowa wyszeptałam, by tylko Eliott je usłyszał.
– Dla nas w sumie się skończyła. Nic więcej nie zjem – powiedział Eliott i wzruszył ramionami. Zgodziłam się z nim, bo również byłam najedzona, ale wiedziałam, że dorośli potrafią spędzić przy stole długie godziny. Mimo to postanowiłam spróbować.
Złapałam mamę za rękaw sukienki, a ona spojrzała na mnie spokojnie.
– Co się stało, Eleanor?
– Czy moglibyśmy z Eliottem otworzyć swoje prezenty? Najedliśmy się już.
– Na pewno? – spytała, na co oboje kiwnęliśmy głowami.
– No dobrze, niech wam będzie. Możecie otworzyć swoje prezenty. Ale jak będzie deser i zawołamy was do stołu, to macie przyjść – zaznaczyła, uniósłszy palec wskazujący. Uśmiechnęłam się szeroko.
– Oczywiście! – Niemal pisnęłam z radości. Złapałam przyjaciela za dłoń i pobiegliśmy do choinki. Mimo dominujących złotych i bordowych bombek tata zgodził się powiesić kolorowe lampki mieniące się tęczowymi barwami. Udało mi się też przemycić kilka ozdób od babci, na co mama przymknęła oko.
– Czasami są nieidealni i świetni – szepnęłam do przyjaciela i pokazałam mu bombki wiszące z tyłu, na dole. Eliott kiwnął głową i uśmiechnął się, po czym pokazał mi, żebyśmy usiedli przy choince. Zaczęliśmy ostrożnie przeglądać prezenty, szukaliśmy tych z naszymi imionami.
– Tutaj jest dla ciebie… I tutaj. – Eliott podał moje prezenty i uśmiechnął się do mnie uroczo. Odwzajemniłam uśmiech, sięgnąwszy po prezent z jego imieniem.
– To jest twój. I… taki drobiazg jeszcze – szepnęłam i podałam mały zwitek papieru.
– O, dziękuję. – Oczy Eliotta rozbłysły, gdy wręczyłam mu najmniejszy prezent. I to właśnie ten zaczął odpakowywać w pierwszej kolejności. Pod kolorowym papierem ukryłam medal z napisem NAJLEPSZY PRZYJACIEL NA ŚWIECIE oraz własnoręcznie zrobioną bransoletkę z niebieskich i zielonych sznureczków.
– Twoje ulubione kolory – powiedziałam nieśmiało, przyglądając mu się.
– To… To piękne! Najpiękniejsze prezenty, jakie dostałem – powiedział z uśmiechem i od razu założył bransoletkę. Wpatrywał się w nią jak zaczarowany. – Też coś mam dla ciebie – wyznał i wyciągnął z kieszeni breloczek z małą, fioletową gwiazdką.
– Sam robiłem napis – przyznał się, pokazawszy na wyryte na gwiazdce nasze inicjały. Uśmiechnęłam się szeroko i natychmiast przytuliłam gwiazdkę do piersi.
– Jest idealny – powiedziałam. – Jak dostanę klucze od domu, to go do nich przypnę. A wcześniej… będę trzymała w szkatułce ze skarbami. Dziękuję ci, Eliott.
– Ja też dziękuję, Ellie. To co… Otwieramy resztę prezentów? – zaproponował, na co odpowiedziałam mu skinięciem głową. Dostałam lalkę i ogromny zestaw kredek, a Eliott nową piłkę nożną, ale oboje najbardziej cieszyliśmy się z tych prezentów, które daliśmy sobie wzajemnie.
Między kolacją a ciastem mój tata przyniósł wielki kawałek papieru, byśmy mieli na czym rysować, i położył go na podłodze.
– Proponuję kieliszek czerwonego wina – powiedział do zgromadzonych przy stole dorosłych. Spojrzałam na przyjaciela, po czym uśmiechnęłam się lekko i położyłam na części kartki.
– Chyba dzisiaj będziecie u nas spać – zgadłam. Eliott popatrzył w stronę stołu i pokiwał głową.
– Pewnie tak. Mama nie lubi wracać ze mną pod opieką, gdy oboje napiją się wina.
– Zrobimy bazę na podłodze w moim pokoju? – zaproponowałam, co spotkało się z jego entuzjazmem.
– No jasne!
Eleanor, 17 lat
Marzec
Pod koniec roku wypadały moje osiemnaste urodziny i wtedy wszystko miało się zmienić. A przynajmniej tak sobie powtarzałam. Planowałam, że na jakiś czas wprowadzę się do Eliotta, który sam mi to zaproponował, znajdę pracę i coś wynajmę. Ale w końcu będę wolna, bez przymusu życia z ciągłymi zakazami i nakazami.
Miałam wrażenie, że moi rodzice z wiekiem robili się coraz bardziej religijni, a przy tym ograniczali mnie na każdej możliwej płaszczyźnie. Byłam jedyną w klasie dziewczyną, która nie chodziła na żadne urodziny czy imprezy, nosiła tylko długie spódnice albo spodnie, mogła zapomnieć o odkrytych ramionach i rozpuszczonych włosach.
Kolczyki? Po jednym w uchu i wystarczy!
Makijaż? No chyba nie chciałam wyglądać jak jakaś ladacznica z ulicy, prawda?!
Tatuaże? Przecież to zaproszenie dla szatana!
Pomalowane paznokcie? Nawet odżywka nie wchodziła w grę! Zadbane paznokcie to krótkie, czyste i bez koloru.
Odmowa uczestniczenia we mszy świętej z powodu gorączki? Ksiądz przyjdzie do domu, załatwimy to!
Książki z romansem i sceną erotyczną albo z magią? Spalić!
Mój pokój nadal przypominał sypialnię ośmiolatki: chociaż wolny od pluszowych jednorożców, był przesłodzony z tymi swoimi pomalowanymi na różowo ścianami, koronkami, kwiatkami i falbankami. Nie mogłam nawet powiesić plakatu ulubionego zespołu, ponieważ składał się on z samych mężczyzn. Zresztą nawet gdyby były tam kobiety, musiałyby nosić golfy i długie spódnice. W szkole nikt nie zwracał na mnie uwagi, za co byłam niezwykle wdzięczna losowi i mojej przyjaciółce, Jasmine Hartley, która potrafiła każdego ustawić do pionu.
Jasmine była moim totalnym przeciwieństwem – krótkie topy czy koszulki na ramiączkach, spodenki i spódniczki maksymalnie do połowy uda, ufarbowane na niebiesko kosmyki włosów, makijaż i pomalowane paznokcie. Nie wyglądała wulgarnie, była niczym kolorowy ptak, który postanowił zaopiekować się małym, szarym wróblem. Nawet przypominałam takiego wróbla, biorąc pod uwagę moje szarobrązowe włosy i zgaszone, zielone oczy. Gdy na początku naszej znajomości ktoś próbował mnie obrazić, od razu stawała w mojej obronie, więc wkrótce wszystkim przeszła na to ochota. Przez pewien czas miałam też w szkole Eliotta, ale przez to, że był starszy, musiał w końcu opuścić szkolne mury. Mimo to odwiedzał mnie często, wymienialiśmy miliony SMS-ów i rozmawialiśmy godzinami przez telefon. Kiedy przedstawiłam mu Jasmine, natychmiast się polubili i często gadaliśmy we trójkę.
– Heeej, laska – przywitała się ze mną Jasmine, gdy odebrałam od niej telefon. Przeciągała samogłoski zupełnie jak Eliott, co uwielbiałam zarówno u niego, jak i u niej.
– No cześć, co tam?
– Słuchaj, wiem, że to może być trudne do ogarnięcia, ale jestem w stanie jakoś ci w tym pomóc.
– Zaczynam się bać – przyznałam.
– Cicho. Twój crush, niesamowity Theo Whitaker… – dosłownie widziałam w myślach, jak przy jego imieniu i nazwisku moja przyjaciółka przewraca oczami – … ma urodziny i robi z tej okazji imprezę. Zaprasza normalnie wszystkich ze szkoły. Jeśli chcesz mieć u niego jakieś szanse, musisz tam być.
Theo Whitaker był osiemnastoletnim licealnym bogiem. Ten wysoki blondyn z lekkim zarysem mięśni z powodu rozpoczęcia treningów na siłowni i z niebieskimi oczami stał się obiektem westchnień wszystkich uczennic i chyba jednej czwartej nauczycielek.
Wróć, prawie wszystkich uczennic.
Jasmine była jego sąsiadką, znała go podobno od dziecka i odkąd ją poznałam, nazywała go wkurzającym wrzodem na tyłku.
– Halo, Ziemia do Ellie, odpłynęłaś na cudowną do porzygu wyspę Whitaker. – Głos mojej przyjaciółki niemal beształ mnie od góry do dołu.
– Przepraszam. Jas, dobrze wiesz, że rodzice nie puszczą mnie na imprezę. Nie mogłam przyjść nawet na twoje urodziny na dłużej niż trzy godziny. Zawinęłam do domu szybciej, niż przyszli następni goście.
– Wiem, pamiętam, dlatego powiemy twoim rodzicom, że impreza zaczyna się później niż w rzeczywistości. Dzięki temu zyskamy na czasie. Poza tym podkreślimy, że z ocenami wywindowałaś się na pierwsze miejsce wśród uczniów szkoły, co przecież jest prawdą, i należy ci się za to jakaś nagroda.
– Moi rodzice odpowiedzą na to, że uczę się przecież dla siebie – mruknęłam.
– Co jest absolutną nieprawdą i wiemy o tym doskonale. Ale mniejsza o to. Będę u ciebie, przekonam ich. I ubierz się na imprezę tak, jak oni ci każą. Przebierzesz się u mnie, gwarantuję, że nie poznasz się w lustrze – obiecała moja przyjaciółka.
– Jas, ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
– Proszę cię tylko o zaufanie. O nic więcej. Jak nie wypali, to mam inną myśl.
– Ile ty ich masz? – spytałam ostrożnie.
– Mnóstwo, ale na razie nic ci nie zdradzę. Wpadnę jutro.
– Przecież jutro jest niedziela, będziemy w kościele – zaprotestowałam.
– Ale nie przez cały dzień. Zaufaj mi, będzie dobrze.
***
Niedziela
Czy się denerwowałam? To mało powiedziane! Byłam przerażona, bo wiedziałam, do czego zdolna jest moja przyjaciółka. Rodzice nigdy nie poznali jej oficjalnie, ponieważ przypuszczałam, że by jej nie zaakceptowali, a i Jasmine nie wyrywała się jakoś specjalnie do wspólnych z nimi obiadków. W kościele starałam się być skupiona i nie odwracać się na każdy dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi, bo mogłam tym ściągnąć na siebie uwagę rodziców. Nie dość, że zadawaliby mnóstwo pytań, czemu jestem tak bardzo rozkojarzona, to jeszcze wściekliby się, że zamiast skoncentrować się na mszy, myślę o niebieskich migdałach. Jednak przez całą godzinę ani się nie pojawiła, ani do mnie nie napisała, że już jest, czeka albo co tam miała w planach. Chwilę przed czternastą opuściliśmy z rodzicami mury kościoła.
– Piękne kazanie dziś wygłosił ojciec Mark. – Mama złożyła ręce jak do modlitwy, a ja cicho odetchnęłam i potulnie kiwnęłam głową. Z tego wszystkiego nawet nie wiedziałam, o czym była mowa.
– Zgadza się, moja droga. No, ale chodźmy już. Czas na obiad – powiedział tata i zaoferował mojej mamie ramię, a ona ochoczo je ujęła. Nie pozostało mi nic innego, jak ruszyć za nimi, jednocześnie zachodząc w głowę, gdzie podziała się moja przyjaciółka i jakie to pomysły narodziły się w jej głowie.
– Przepraszam, dzień dobry – usłyszałam za plecami i omal się nie przewróciłam. To była Jasmine! Odwróciłam się pospiesznie, by narzucić na nią sweterek, jaki miałam na sobie… i oniemiałam.
Jasmine stała przede mną w tak zaczesanych w idealną kitkę włosach, by ukryć niebieskie kosmyki. Była w długiej spódnicy, w którą wpuściła białą koszulkę, a na nią narzuciła sweterek. Bez grama makijażu, nawet wyciągnęła dwa kolczyki z prawego ucha i została przy jednym. Uśmiechała się tak niewinnie, że równie dobrze mogłabym uwierzyć, że pół godziny temu śpiewała w kościelnym chórze.
– Możemy w czymś pomóc, drogie dziecko? – spytała moja mama.
– Właściwie to tak. Nazywam się Jasmine Hartley i jestem przyjaciółką państwa córki. Miałabym do państwa prośbę. Mogłabym zająć chwilkę? – Jej głos był delikatny, spokojny i zupełnie niepodobny do normalnego tonu. Byłam w szoku, że potrafi go tak modulować.
– Oczywiście. O co chodzi?
– Mój przyjaciel z dzieciństwa, Theo, niedługo ma urodziny i robi przyjęcie dla znajomych. Zaprosił również mnie i powiedział, że mogę zabrać ze sobą kogoś bliskiego, bo będzie tam trochę jego znajomych, a ja nikogo nie znam. I byłoby mi raźniej, gdyby Eleanor mogła pójść tam ze mną. Żeby się państwo nie martwili, że będzie wracała wieczorem bądź w nocy sama, porozmawiam z moimi rodzicami i poproszę, by mogła u mnie przenocować. Oczywiście przed przyjęciem zjemy coś u mnie i następnego dnia odprowadzę ją do domu po śniadaniu, bo rodzice nie pozwolą, by wyszła od nas z pustym żołądkiem – przedstawiła swój plan w taki sposób, że sama miałam ochotę puścić z nią swoje dziecko, którego oczywiście nie miałam. Rodzice wymienili spojrzenia, a potem popatrzyli na Jasmine.
– A co z alkoholem? – spytał tata.
– Panie Merritt, jesteśmy niepełnoletnie. Nawet nie powąchamy alkoholu, to byłoby skrajnie nieodpowiedzialne – zapewniła. Przygryzłam delikatnie dolną wargę, bo nie wiedziałam, czy mojej przyjaciółce uda się namówić moich rodziców.
– No dobrze, ale potrzebowalibyśmy numeru…
– Do moich rodziców? – Jasmine przerwała mojej mamie. – Oczywiście, tylko powiem im, że przekażę państwu numer. Rozdawanie numeru bez zgody jego właściciela też jest bardzo nieodpowiedzialne.
Niesamowite. Byłam w szoku, widząc zachowanie swojej przyjaciółki, i najwyraźniej nie tylko mnie ono zaskoczyło. Moi rodzice zdawali się wierzyć w każde jej słowo, a przecież widzieli ją pierwszy raz. Widocznie strój, który miała na sobie, i sposób mówienia przekonały ich.
– No dobrze – powiedziała moja mama. – Wydajesz się bardzo rozsądną dziewczyną, idealną przyjaciółką dla naszej córki. Wierzymy, że zaopiekujesz się nią podczas tej imprezy. I myślę, że możemy zrobić wyjątek w tej sytuacji i pozwolić wam na wyjście. Zgadzasz się ze mną, kochanie? – Mama spojrzała na tatę, a ten kiwnął głową.
– Tak. Sądzę, że ten jeden raz możemy postawić na pełne zaufanie. Uważam, że z tak odpowiedzialną przyjaciółką nie spotka cię krzywda, Eleanor. Gdyby jednak coś się działo, prosimy o telefon, zainterweniujemy, przyjedziemy po was.
– Oczywiście – zgodziła się Jasmine.
– Gdzie odbędzie się ta impreza? – spytał mój tata.
– W domu Theo, tuż obok mojego. Oczywiście zapiszę państwu adres.
– Wyśmienicie. Może chciałabyś wpaść dzisiaj do nas na obiad? – zaproponował tata, a mnie prawie opadła szczęka. Jasmine lekko się skłoniła.
– Dziękuję państwu za zaproszenie, jednak rodzice czekają na mnie w domu z obiadem. Nie mogli się dziś pojawić na mszy, ponieważ mama gorzej się poczuła. Obiecałam, że od razu po spotkaniu w kościele wrócę do domu. Jeszcze raz dziękuję za zgodę i za zaproszenie. Do zobaczenia i miłego dnia państwu życzę. Do zobaczenia w szkole, Eleanor. – Jasmine pomachała mi i spokojnie oddaliła się w kierunku swojego domu. Wciąż oszołomiona, wracałam z rodzicami z kościoła.
– I takie przyjaciółki powinnaś mieć. Dlaczego wcześniej jej nie poznaliśmy? Przemiła dziewczyna i taka dobrze wychowana, ułożona – zachwycała się moja mama, a ja potwierdziłam jej słowa skinięciem głowy.
– Tak, prawda. Jest najlepsza – powiedziałam cicho. Nie mogłam się wprost doczekać naszej rozmowy, gdy tylko znajdę się w swoich czterech ścianach.
Kalendarz adwentowy
Copyright © Klaudia Świerczewska
Copyright © for cover arts by Feodora_21; Lana Marcy - Adobe Stock | Adobe Stock
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.
ebook ISBN 978-83-7995-882-5
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Paulina Kalinowska | proAutor.pl
Korekta: Agata Nowak | proAutor.pl
Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl
Skład i typografia: Bookiatryk.pl
Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-432 Bydgoszcz
www.inanna.pl
Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl
To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.
Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.
Konwersja i przygotowanie ebooka Bookiatryk.pl
