Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
328 osób interesuje się tą książką
Czy podpisałabyś pakt z demonem, by ocalić ukochanego?
Evelyn Frostwood mieszka z młodszą siostrą Sophie i ukochanym Calebem w małym domku odziedziczonym po rodzicach. Choć życie ich nie rozpieszcza, radzą sobie najlepiej, jak potrafią. Aż do dnia, w którym Caleb ulega tragicznemu wypadkowi. Lekarze nie dają nadziei.
Zdesperowana Evelyn trafia na portal DarkPaktNet, gdzie poznaje tajemniczego Konsultanta66… Demon z rozdroży oferuje jej prosty układ: on uratuje Caleba, a ona… odda coś znacznie cenniejszego niż pieniądze.
Ile jest w stanie poświęcić Evelyn dla szczęścia innych? Czy naprawdę wszystko ma swoją cenę? A co, jeśli mrok jest jedyną drogą do światła?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 97
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pakt z demonem
Klaudia Świerczewska
Wydawnictwo Inanna
Rozdział I
Evelyn
Rozdział II
Evelyn
Nota copyright
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Kraa! Kraa!
Cholerny kruk!
Miałam ochotę złapać coś ciężkiego i cisnąć tym czymś przez okno, byleby tylko pozbyć się tego ptaszyska. Nienawidziłam kruków, zawsze podejrzewałam je o wszystko, co najgorsze, szczególnie w obliczu takiej tragedii. Szpitalna sala była owiana widmem śmierci i ciemnością, mimo że jej ściany pomalowano na kolor zgniłej limonki. Czyżby projektant myślał, że ta niby-zieleń przyniesie nadzieję i ukojenie?
Pikanie maszyn wydawało się kpić ze mnie, a do tego skrzydlaty musiał upodobać sobie akurat to okno. Po każdym odgłosie, który wydobywał ze swojego krzywego dzioba, odwracałam się, by spojrzeć w jego czarne ślepia, które ledwie było widać. Jakbym zaraz miała zajrzeć do jego ptasiego móżdżku. Kilka razy rzucałam w jego kierunku wściekłe spojrzenie, jednak on nic sobie z tego nie robił. Warknęłam pod nosem coś niezrozumiałego nawet dla samej siebie i popatrzyłam na mojego chłopaka.
Połączenie od nieznanego numeru sprawiło, że wszystko we mnie zamarło. Nigdy nie dostawałam takich telefonów, szkołę Sophii miałam wpisaną, więc to nie byli oni. A gdy usłyszałam po drugiej stronie lekarza, poczułam się, jakby ktoś położył mi na klatce piersiowej głaz. Byłam wdzięczna losowi, że akurat miałam wolne i nie musiałam się w pracy tłumaczyć, dlaczego potrzebuję pilnie wyjść i nie wiem, kiedy wrócę.
Tyle razy prosiłam go, by darował sobie jeżdżenie na motocyklu, zwłaszcza gdy lał deszcz. Ale Caleb miał inne na to spojrzenie. Nazywał go swoją drugą miłością, kpił ze mnie, że jestem o niego zazdrosna.
Ja? Zazdrosna? O kupę żelastwa? Nigdy w życiu!
A jednak to on teraz leżał w szpitalu, połamany i nieprzytomny, a jego żelazna ukochana, w kawałkach, trafiła na policyjny parking w celu wyjaśnienia powodów wypadku. Ja nie potrzebowałam wyjaśnień, wiedziałam, że zawiniły nawierzchnia i prędkość. Nie słuchał mnie, najważniejszy zawsze byli on i jego marzenia.
– Jesteś po prostu kretynem. Tyle razy cię prosiłam… Cholera. Nie chcę więcej słyszeć o tej głupiej zabawce – warknęłam sama do siebie, bo wiedziałam, że Caleb i tak mnie pewnie nie słyszy. Wsunęłam dłoń we włosy i przeczesałam palcami kosmyki. Byłam wściekła, wyzywałam Caleba w myślach, a jednocześnie prosiłam, by mnie nie zostawiał. Usłyszałam za sobą chrząknięcie. Odwróciłam głowę i przeniosłam wzrok na lekarza, który stał w progu.
– Moglibyśmy porozmawiać? – spytał. Patrzył na mnie z troską w oczach. Nienawidziłam tego widoku. Troska, litość. Odkąd pamiętałam, musiałam radzić sobie sama, dbać nie tylko o siebie, ale i o młodszą siostrę, Sophie. Gdy o niej pomyślałam, zdałam sobie sprawę, że ona nie wie, gdzie jesteśmy i dlaczego nie ma nas jeszcze w domu. Wyszła rano do szkoły, a po powrocie zastała bałagan i leżącą na stole odręcznie napisaną karteczkę z informacją, że niedługo będę. Musiałam do niej jak najszybciej zadzwonić i zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze, jakoś się ułoży i sobie poradzimy.
Wszystko będzie dobrze. Jak zawsze.
Podniosłam głowę i zorientowałam się, że lekarz nadal czeka na moją odpowiedź. Kiwnęłam pospiesznie głową i wstałam z krzesełka, wciąż ściskałam dłoń mojego chłopaka.
– Zaraz wrócę – szepnęłam i ruszyłam za lekarzem. Szliśmy korytarzem, którego ściany były pomalowane na nieprzyjemny, zgniłozielony kolor. Na krzesłach siedzieli pacjenci ze swoimi najbliższymi i rozmawiali cicho na temat badań, pobytu i ewentualnego wypisu.
Młody mężczyzna zaprowadził mnie do swojego gabinetu i wskazał wolne krzesło przed biurkiem.
– Niech pani usiądzie – powiedział. Pokiwałam głową i zajęłam miejsce, a potem rozejrzałam się po gabinecie. W ciepłych kolorach, cały w drewnie przywodził mi na myśl bezpieczną przystań dziadka, który chronił swoje wnuki przed koszmarami w zaciszu swojego gabinetu. Wszystkie półki wypełniały książki o medycynie i innych dyscyplinach nauki, był nawet model ludzkiego szkieletu z odkrytą połową mózgu. Wróciłam spojrzeniem do mężczyzny w białym kitlu, któremu do dziadka było bardzo daleko. Wydawał się mniej więcej w moim wieku, może nieco starszy, ale na pewno nie miał więcej niż trzydzieści pięć lat.
– Pani Morgan…
– Panno Frostwood.
– Słucham? – Doktor zamrugał kilkukrotnie.
– Nazywam się Evelyn Frostwood. Jestem dziewczyną Caleba, znaczy pana Morgana – wyjaśniłam. Obserwowałam przy tym uważnie reakcję mojego rozmówcy. Ten na chwilę się skrzywił i zajrzał w papiery, żeby coś doczytać. Przygryzłam lekko dolną wargę w nadziei, że nie będzie to problem. Lekarz zaraz skinął głową i odchrząknął.
– Tak, przepraszam. Musiałem źle przeczytać. Panno Frostwood, jeśli chodzi o pana Morgana, to sprawa jest dość poważna. Pacjent doznał złamania kości piszczelowej w lewej nodze, złamania kości ramiennej prawej z przemieszczeniem, wstrząsu mózgu, stłuczenia płuc… Lista jest naprawdę długa. W zasadzie każda kostka w ciele pana Morgana jest pęknięta lub złamana, niektóre mniej, inne bardziej. Operacja pomogła tymczasowo, czeka go bardzo długa i kosztowna rehabilitacja, a i to nie gwarantuje powrotu do sprawności sprzed wypadku. Skutki tego wydarzenia będą odczuwalne już zawsze, a poza tym… – kontynuował, ale ja już się wyłączyłam.
Lista obrażeń Caleba ciągnęła się w nieskończoność, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Kosztowna rehabilitacja? Ledwie wystarczało nam na rachunki i sprawy bieżące, nie mówiąc już o Sophie, której byłam prawną opiekunką. Caleb nie zagrzał nigdzie miejsca dłużej niż przez miesiąc, a przerwy między jedną pracą a drugą czasem trwały nawet do sześciu miesięcy.
Co miałam zrobić? Sprzedać nerkę? A może wychodzić w nocy na ulicę i sprzedawać ciało, by w jakikolwiek sposób zdobyć dodatkowe środki? Wysłać mojego chłopaka na ulicę, by żebrał albo wziął się wreszcie do roboty?
A może… zostawić Caleba?
NIE!
Nie mogłam tak myśleć, był moim chłopakiem od liceum. Nie mogłam tak po prostu go zostawić i o nim zapomnieć. Musiałam mu jakoś pomóc, znaleźć jakikolwiek sposób. Przecież go kochałam.
Przymknęłam oczy. Starałam się oddychać powoli, głęboko.
Wstałam, nie spojrzawszy na lekarza. Kiwnęłam tylko głową i wzięłam swoją torebkę.
– Tak, dobrze. Dobrze. Będziemy… po prostu w kontakcie. Coś wymyślimy, muszę pomyśleć. Ja… powinnam już wracać do domu, do młodszej siostry. Czy Caleb…
– Do rana nic nie powinno się wydarzyć – udzielił odpowiedzi na moje niezadane pytanie mężczyzna. – Gdyby mnie nie było, zastanie pani innego lekarza, który będzie znał sytuację i na pewno pomoże w razie ewentualnych pytań.
– W porządku. Przyjadę… przyjadę rano. Do zobaczenia, doktorze – powiedziałam i opuściłam jego gabinet najszybciej, jak mogłam. Musiałam zajść jeszcze do sali Caleba, żeby zabrać swoją kurtkę. Starałam się na niego nie patrzeć. Krzątała się przy nim pielęgniarka. Wzięłam swoje rzeczy, rzuciłam szybkie pożegnanie i pognałam do wyjścia. Zaczynałam się dusić, smród lekarstw i środków dezynfekujących wgryzał się w gardło i nos. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem.
Wypadłam ze szpitala, łapczywie złapałam oddech. Silverbrook było spokojne, a teren przed szpitalem praktycznie pusty. Zamknęłam oczy. Starałam się uspokoić, oczyścić umysł, by bezpiecznie wrócić do domu. Czekała mnie jeszcze trudna rozmowa z siostrą, która przecież niczego nieświadoma siedziała w domu. Wyciągnęłam telefon i odblokowałam go, jednak nie zauważyłam żadnej nieodczytanej wiadomości. Nacisnęłam na ekranie zieloną słuchawkę i wybrałam numer do siostry. Na szczęście odebrała po drugim sygnale.
– Hej, Eve. Gdzie jesteś? Podgrzałam i zjadłam lasagne z wczoraj, zostały resztki w lodówce, lekcje prawie już odrobiłam, kończę matematykę. Ale nie mam czego wam przygotować. Kiedy wrócicie, może chociaż zrobię kanapki? – Siostra standardowo nawijała jak najęta, ale cieszyłam się, że przynajmniej zjadła i wszystko było dobrze.
– Hej, Sophie. Wracam. Nie przejmuj się, zjem kanapki, wystarczą mi. Porozmawiamy na spokojnie, gdy będę już w domu, w porządku?
– No jasne. Caleb też będzie? Zrobić wam herbatę albo kawę?
– Nie, dzięki. Poradzę sobie – zapewniłam ją, otworzywszy drzwi od samochodu. Pożegnałam się z siostrą, bo wiedziałam, że jeszcze chwila i się rozpłaczę, czym na pewno bym ją zestresowała. Miała zaledwie trzynaście lat, nie mogła słyszeć takich informacji przez telefon. Spojrzałam przed siebie i prawie przeklęłam pod nosem, kiedy zobaczyłam czarne ptaszysko. Jego ciemne ślepia wciąż wpatrywały się we mnie z kpiną. Śledził mnie czy co? Odwróciłam szybko głowę, żeby oszczędzić sobie tego widoku, i wyjechałam z parkingu.
Droga do domu minęła mi szybko i prawie nic z niej nie zapamiętałam. Miałam tylko nadzieję, że nie stworzyłam zagrożenia na drodze. Światło świeciło się w kuchni, więc Sophie na pewno odrabiała resztę lekcji. Zawsze lubiła tam przesiadywać. Nienawidziła spędzać czasu sama, nawet jeśli trudniej było jej się wtedy skupić. Uśmiechnęłam się lekko. Cieszyłam się, że chociaż ona została w moim życiu, gdy rodzice wyjechali i zapomnieli o istnieniu swoich córek. Liczyłam jedynie, że Caleb również z nami zostanie.
Samo wspomnienie o moim chłopaku sprawiło, że oczy wypełniły mi się łzami. Złapałam drżący oddech i wysiadłam z samochodu. Zamknęłam go po chwili i udałam się do domu. Musiałam być silna, to ja zawsze wszystkimi się opiekowałam i dbałam o ich zdrowie, fizyczne i psychiczne. Tym razem nie mogło być inaczej. Nie wybaczyłabym sobie tego, po prostu.
– Wróciłam! – zawołałam, ściągnąwszy kurtkę i buty. Odłożyłam torebkę na krzesło i przeszłam do kuchni. Sophie pochylała się nad zeszytem leżącym na stole, a jej blond włosy opadały po obu stronach jej twarzy. Na moje wejście podniosła głowę i posłała uśmiech w moim kierunku.
– Hej, fajnie, że jesteś! Skończyłam matematykę, normalnie cud! Kolega wytłumaczył mi to zadanie na przerwie, więc wystarczyło sobie przypomnieć, znaleźć rozdział w książce i bingo! Jestem z siebie dumna – oznajmiła z dumą, kiwnąwszy zdecydowanie głową. Podeszłam do niej i pocałowałam ją w czoło.
– Ja z ciebie też jestem dumna, naprawdę – zapewniłam ją i uśmiechnęłam się lekko.
– Wszystko w porządku? Gdzie byłaś? Wyglądasz na bardzo zmęczoną, a przecież dzisiaj miałaś wolne, obiecałaś, że będziesz odpoczywać – powiedziała i wstała z krzesła. – Stało się coś?
– Usiądź, dobrze? – poprosiłam i sama również usiadłam na krześle. Ujęłam jej dłonie i odetchnęłam. Przekazywanie takich informacji nie było łatwe.
– Caleb miał dzisiaj… wypadek na motocyklu. Poważny. Leży w szpitalu, ma sporo obrażeń. Czeka go kosztowna i długa rehabilitacja. Nie wiem, jak sobie poradzimy – powiedziałam cicho.
Czułam, że może źle postępuję, mówiąc jej, jak ciężko teraz nam będzie, ale z drugiej strony ona też musiała być tego świadoma. Nie chciałam, by na tym ucierpiała, dzieciaki już i tak nieraz potrafiły jej dokuczyć, że nie ma markowych ubrań czy trzeci dzień z rzędu nie kupuje śniadania w stołówce, tylko przynosi własne kanapki. W pierwszej kolejności zamierzałam sobie odjąć od ust, byle niczego jej nie zabrakło. Sophie przyglądała mi się z rosnącą w oczach rozpaczą. Uwielbiała Caleba, znała go od sześciu lat, gdy zaczęłam z nim być jako szesnastolatka. A odkąd rodzice zwiali z Silverbrook, czasem traktowała go jak starszego brata, a czasem jak ojca. Nie dziwiłam się jej, był z nami prawie połowę jej życia. A teraz zawisła nad nami informacja, że mogło go zabraknąć, ot tak. Nie byłyśmy na to gotowe.
Sophie wstała nagle i lekko wysunęła swoje dłonie z moich, po czym pobiegła do swojego pokoju. Odetchnęłam i ciężko oparłam się na krześle. Ten dzień był coraz gorszy, wysysał ze mnie szczęście i wszelkie siły niczym wampir. Zastanawiałam się, czy pójść do siostry i porozmawiać z nią, może zaproponować rozmowę ze szkolnym psychologiem? Szkoła powinna zapewnić takie wsparcie, prawda? Sama mogłam sobie z tym przecież nie poradzić. Gdy rozważałam wszystkie za i przeciw, usłyszałam jej kroki i dziwny odgłos uderzających o siebie malutkich przedmiotów.
– Nie mam dużo, zaledwie kilkanaście dolarów za wychodzenie z psami czy mycie okien u sąsiadów… Ale chyba gdzieś w skarbonce jest jeszcze sto dolców z moich urodzin – powiedziała Sophie i wyciągnęła w moją stronę różową świnkę-skarbonkę. Zamrugałam, jednocześnie zaskoczona i wzruszona, bo nie spodziewałam się, że przyniesie swoje zaoszczędzone pieniądze. Kwota zapewne była niewielka, ale w tej sytuacji liczył się każdy grosz. Uśmiechnęłam się czule na piękny gest siostry i przyciągnęłam ją do siebie, żeby mocno przytulić.
– Dzięki, maleńka. Ale zachowaj sobie te pieniądze, są twoje.
– Potrzebujesz ich.
– To prawda, ale nie zabiorę ich tobie. Znajdę sposób, by uratować Caleba, a wtedy ty zabierzesz naszą trójkę na lody. Co ty na to? – zaproponowałam. Sophie zastanowiła się chwilę, po czym z powagą kiwnęła głową.
– No dobrze. Mogę się na to zgodzić.
– Świetnie – pochwaliłam ją. – A teraz idź się spakować do szkoły, umyj się i do łóżka. To był ciężki dzień, też powinnaś odpocząć – dodałam. Sophie przytaknęła i przytuliła mnie.
– Ty też nie siedź za długo. Masz ogromne wory pod oczami, musisz odespać.
– Dzięki – zaśmiałam się, chociaż wiedziałam, że ma rację. Ostatniej nocy kiepsko spałam. Martwiłam się podniesieniem czynszu, a parę godzin po przebudzeniu mój świat legł w gruzach. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem pożegnałam siostrę, po czym uruchomiłam leżący na stoliku laptop. Miałam nadzieję znaleźć w internecie jakieś porady czy dodatkowe prace, jak na przykład składanie długopisów. Mogłam też chyba założyć jakąś zbiórkę?
Nim usiadłam na kanapie, wyciągnęłam z lodówki napoczętą butelkę czerwonego wina i postawiłam ją na blacie. Sięgnęłam do szafki po kieliszek i paczkę czekoladowych ciastek, by chociaż w ten sposób poprawić sobie humor. Przelałam trunek do szkła, a za oknem usłyszałam znajome krakanie. Spojrzałam przez szybę i zmrużyłam oczy. Byłam przekonana, że ptaszysko siedzące na parapecie to ten sam kruk, który prześladował mnie od szpitala. Wpatrywał się we mnie, co jakiś czas kręcił głową i otwierał dziób. Zirytowana zapukałam w szybę, próbowałam go przestraszyć, ale nawet nie zareagował. Jakby wiedział, że przez szybę nic mu nie zrobię.
– Niby skąd wie? Jak?! To głupie ptaszysko! Eve, na litość boską… – mruknęłam sama do siebie i po prostu zasłoniłam okno, by nie przejmować się jakimś krukiem. Z kieliszkiem wina i paczką ciastek usiadłam na kanapie. Laptop zdążył się już uruchomić, więc od razu włączyłam przeglądarkę i zaczęłam wpisywać konkretne frazy.
Rehabilitacja po kosztach.
Najtańsza rehabilitacja Silverbrook.
Zbiórka na leczenie po wypadku.
Konsekwencje braku rehabilitacji.
Ile kosztuje rehabilitacja?
Gdzie sprzedać nerkę?
– Nie no, to już ostateczna ostateczność – szepnęłam, po czym sięgnęłam po kieliszek z winem i upiłam łyk. Po przejrzeniu paru stron i wyliczeniu kosztów rehabilitacji byłam pewna, że nawet jeśli sprzedam nerkę, to pójdę siedzieć, więc stawka była zbyt wysoka. Przetarłam zmęczone oczy. Weszłam na kolejne forum zrzeszające bliskie osoby tych, którzy ucierpieli w wypadkach. Większość użytkowników była online i rozmawiała na ogólnym czacie.
Amalia89: Mojemu chłopakowi groziła amputacja, ale na szczęście spotkałam się z takim jednym i pomógł mi to załatwić, niemalże od ręki!
Graciaxoxo: Damaris czy Vexor?
Amalia89: Damaris. Mogłabym mu dać dosłownie pięć gwiazdek.
Cali00: Na ile się wycenił?
Amalia89: Dostałam sześć, więc w sumie nie jest źle. Słyszałam, że są i tacy, co to dają tylko jeden i weź wszystko załatw w tym czasie.
Adam222: Ja dostałem dziesięć. Ale już mi się powoli kończy, zostały mi… dwa? Jakoś tak. Kończę załatwiać wszystko, co trzeba, i czas zapłacić.
Amalia89: Wow, to nieźle ci wycenili! Zazdroszczę, ale sześć też brzmi dobrze. Zamierzam korzystać z tego, ile tylko mogę.
Graciaxoxo: Tylko kredytu nie bierz, bo później inni będą go spłacać, haha!
Amalia89: Haha, a wiesz, że przeszło mi to przez myśl?
Zamrugałam kilka razy i zmarszczyłam brwi, wpatrzona w ekran. Oni pisali jakimś żargonem, szyfrem, którego totalnie nie rozumiałam. Musiałam się dowiedzieć, o co chodzi, bo skoro jakiś Damaris pomógł tej całej Amalii, może i ja otrzymałabym pomoc? Nacisnęłam przycisk „ZAREJESTRUJ SIĘ” i wpisałam pospiesznie swoje dane. Chwilę później dostałam na maila wiadomość:
Witaj, Evelyn22!
Właśnie zalogowałaś się na portalu DarkpaktNet. Mamy nadzieję, że uda nam się pomóc tobie i twoim najbliższym. Pamiętaj, że na portalu jest kategoryczny zakaz używania słów odnoszących się do rzeczy świętych. Jeśli nie wierzysz, że wszystko można załatwić, jeśli tylko się tego pragnie, opuść DarkpaktNet, a konto dezaktywuje się samo w ciągu dwudziestu czterech godzin. Jeśli jednak potrzebujesz pomocy, opisz na głównej stronie swój problem. Nasi konsultanci odezwą się do ciebie, a pozostali użytkownicy na pewno doradzą kogoś odpowiedniego.
Udanych łowów!
Administrator DarkpaktNet
Przeczytałam treść maila chyba trzy razy, bo nie mogłam uwierzyć, że naprawdę otrzymałam coś takiego. Zamknęłam oczy na kilka sekund, lecz gdy je otworzyłam, wiadomość nadal wyświetlała się na ekranie. Wyłączyłam pocztę i przełączyłam się na portal. Co miałam do stracenia? Zalogowałam się i napisałam na forum głównym.
Evelyn22: Cześć. Mój chłopak uległ wypadkowi, czeka go kosztowna rehabilitacja, ma wiele złamań i innych obrażeń. Oczywiście nie stać mnie na to, a na jego rodzinę nie ma co liczyć. Kogo polecacie do pomocy?
Sięgnęłam po kieliszek z winem i napiłam się w oczekiwaniu na odpowiedź lub jakąkolwiek interakcję. Nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Amalia89: Bardzo mi przykro, trzymaj się, Evelyn22! Jeśli mam kogoś polecić, to zdecydowanie Damarisa. On zna się na rzeczy, można wyrwać dobre warunki umowy.
Adam222: Dużo zdrowia mu życzę. Ja rozmawiałem z Incarusem, dostałem, jak to powiedział, maks, na jaki mógł sobie pozwolić. Pewnie i tak ktoś się zaraz do ciebie odezwie. Jak coś, napisz jego imię, doradzimy, jeśli będziemy go znać lub chociaż kojarzyć.
Graciaxoxo: Niekoniecznie, konsultant może najpierw przedstawiać się samym nickiem. W razie czego pisz i pytaj! Postaramy się pomóc. Zdrowia dla chłopaka!
Te dwa wpisy niewiele mi powiedziały. Polecono mi kogoś, kogo i tak nie znałam. Pozostało mi tylko czekać na odzew konsultanta. Wstałam z kanapy i podeszłam do lodówki. Wzięłam z niej resztkę wina, którą zamierzałam dopić. Wróciłam na kanapę i przelałam alkohol do kieliszka, a chwilę później na ekranie laptopa wyskoczyło mi powiadomienie o wiadomości prywatnej na portalu DarkpaktNet. Przysunęłam laptopa do siebie i kliknęłam w ikonkę zamkniętej koperty. Od razu zostałam przekierowana do nowego okienka, gdzie czekała na mnie wiadomość od tajemniczego konsultanta.
Konsultant66: Witaj Evelyn22. Przeczytałem, że potrzebujesz pomocy. Jak wiele jesteś w stanie poświęcić, by twój chłopak wrócił do zdrowia?
Od razu z grubej rury. Zastanowiłam się nad pytaniem, a palce same uniosły się nad klawiaturą.
Evelyn22: Wszystko. Nie mam za wiele pieniędzy i kosztowności, ale zrobię wszystko, by mój chłopak wrócił do zdrowia.
Konsultant66: Bardzo dobrze, o takie odpowiedzi nam chodzi. Trzeba być pewnym swojej decyzji. Wyślę ci listę tego, co musisz zdobyć. Podam ci adres, pod który będziesz musiała przyjechać, oraz dokładną datę i godzinę. Omówimy wtedy warunki umowy.
Evelyn22: Warunki umowy? Jakiej umowy? Co zamierzasz? Jak niby chcesz mi pomóc? Chcesz mi pożyczyć kasę czy jesteś lekarzem i pomożesz mojemu chłopakowi?
Konsultant66: Tyle zbędnych pytań… Wszystkiego dowiesz się na spotkaniu. O ile przyjdziesz oczywiście. Pamiętaj o zabraniu zdjęcia, które przedstawia ciebie i twojego chłopaka, oraz symbolu twojej niewinności. Oprócz tego zabierz świece.
Evelyn22: Kiedy się spotkamy?
Konsultant66: Za dwa dni, o północy, na rozdrożu między Silverbrook a lasem. Parę godzin przed spotkaniem dostaniesz szczegóły.
Evelyn22: Dlaczego parę godziny przed?
Konsultant66: Jaką mam pewność, że się pojawisz? Żadnej. Wiele było takich, co chcieli, a ostatecznie się nie pojawili. Parę godzin przed. Mam nadzieję, że podałaś prawdziwy numer telefonu podczas rejestracji.
Konsultant66 rozłączył się.
Wpatrywałam się w ekran, nie bardzo rozumiejąc, co przed chwilą się wydarzyło. Obcy gość kazał mi się ze sobą spotkać za dwa dni, w środku nocy, z dziwnymi rzeczami… Ale w zamian mógł uratować mojego chłopaka. Byłam głupia, że brałam to pod uwagę, jednakże musiałam spróbować naprawdę wszystkiego, nawet tych najgłupszych rozwiązań. Dopiłam resztki alkoholu i wstałam z kanapy, żeby znaleźć zdjęcie z Calebem oraz coś, co mogło symbolizować moją niewinność.
– Niewinność zwykle kojarzy się kobiecie z dziewictwem… – powiedziałam na głos i przesunęłam palcami po włosach. Dziewictwo straciłam z Calebem, kiedy miałam nieco ponad siedemnaście lat. Doskonale pamiętałam ten dzień. Zrobiliśmy to w jego pokoju, który zajmował w mieszkaniu babci, a Caleb bardzo starannie się do tego przygotował. Naszykował świece i obiad, okazał się delikatny i mimo że szybko było po wszystkim, jego starania zrobiły na mnie wrażenie. W wazonie stał bukiet róż…
– Róże! – Zakryłam usta dłonią, by stłumić okrzyk. Na pamiątkę tamtej chwili między stronami jednej ze swoich książek schowałam płatki róży. Jeśli nie to miało być symbolem mojej niewinności, to naprawdę nie wiedziałam co.
Przeszłam pospiesznie do małej sypialni, którą dzieliłam z Calebem. Przy biurku pod oknem stał mały regał z książkami. Wyciągnęłam jedną z nich i przekartkowałam.
– Jest – szepnęłam i przesunęłam opuszkami palców po ususzonych płatkach. Odłożyłam książkę na miejsce, sięgnęłam po album i wybrałam pierwsze lepsze zdjęcie. Byliśmy na nim przytuleni do siebie nad brzegiem morza. Uśmiechnięci, szczęśliwi. Ja z rozwianymi brązowymi włosami i roześmianymi niebieskimi oczami. Caleb obejmował mnie w pasie i był równie radosny co ja. Jego zielone oczy, wpatrujące się w obiektyw z uczuciem, lśniły łobuzersko spod blond włosów. Szybkim ruchem wyciągnęłam fotografię z albumu i położyłam ją na biurku, tuż obok płatków róży. Pozostało tylko kupić świece.
Pakt z demonem
Copyright © Klaudia Świerczewska
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.
ebook ISBN 978-83-7995-854-2
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Agata Milewska |proAutor.pl
Korekta: Paulina Kalinowska | proAutor.pl
Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl
Skład i typografia: Bookiatryk.pl
Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-432 Bydgoszcz
www.inanna.pl
Książkę i ebook najtaniej kupisz w