Jezioro śmierci - Zimowska Joanna - ebook

Jezioro śmierci ebook

Zimowska Joanna

0,0

Opis

W małym miasteczku Greenshvill odkryto zwłoki młodej kobiety, pięknej niczym lalka Barbie. Kim była i dlaczego została zabita? Czy to na pewno jedyna ofiara?

Detektyw Neil Carter ma swoją teorię, która prowadzi ją nie tylko przez miejsce ujawnienia zwłok ale również poprzez miejscowy dom spokojnej starości, opuszczoną chatę w lesie i zapomnianą fabrykę lalek…

Kim jest mężczyzna w tweedowej marynarce, którego kobieta notorycznie napotyka w odwiedzanych przez siebie miejscach?

Kto i po co podrzucił Neil starą zabawkę z wyrytymi inskrypcjami na plecach?

Gdzie przepadł 10-letni Michael?

I co ma z tym wszystkim wspólnego tragedia z lat osiemdziesiątych, która wydarzyła się na lokalnym jeziorze?

Jakie jeszcze tajemnice skrywa małe miasteczko...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 323

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Joanna Zimowska, 2024

Projekt okładki

Wiktor Tamborski

Redakcja

Dominika Surma

Korekta

Aleksandra Wrońska

Projekt typograficzny, skład i przygotowanie do druku

Wielogłoska Katarzyna Mróz-Jaskuła

Wydanie I, Śrem 2024

ISBN 987-83-969193-2-8

Książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Wszelkie udostępnianie osobom trzecim, upowszechnianie i upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom. 

Chcesz samodzielnie wydać książkę, ebook lub audiobook? Załóż konto

Tatusiowi

Rozdział 1

– Tamara Mills, lat dwadzieścia trzy. – Tymi słowami powitał mnie Liam Cross, policjant, który jako jeden z pierwszych pojawił się na miejscu ujawnienia zwłok. – Patolog już pojechał, ale nie miał wątpliwości, co było przyczyną zgonu.

Uniosłam wzrok na młodego mężczyznę i wpatrywałam się w jego błękitne oczy, czekając, aż powie mi to, co i tak już wiem.

– Na szyi miała ślady duszenia – powiedział bez ogródek. – Wszystko wskazuje na to, że mamy powtórkę z rozrywki.

Kiwnęłam głową, jednocześnie wracając myślami do zabójstwa Olivie Campbell i Stephanie Carter. Obie młode, piękne dziewczyny o figurach modelek, z długimi blond włosami wyglądały niczym laleczki Barbie. Obie zginęły w niemal identyczny sposób. Zostały podduszone, a następnie wrzucone do jeziora. Sprawca niezdarnie próbował ukryć prawdziwą przyczynę śmierci.

– Ofiara ma podobną urodę co tamte dwie dziewczyny – powiedział, na moment zawieszając głos.

Wyczułam, że już na tym etapie sprawa wywołuje u niego silne emocje. Liam Cross dopiero zaczynał przygodę detektywa, a ja miałam być tą, która wprowadzi go w tajniki tej pracy.

– Młoda, ładna blondynka z piękną sylwetką – dodał. – Jedyna zauważalna różnica to okres od momentu zabójstwa do wypłynięcia zwłok. Jezioro Ticaca bardzo szybko zwróciło Tamarę Mills.

Wiedziałam, że ta gra słów nie była przypadkowa, i domyślałam się, o co mu chodziło. Oby dzięki temu udało nam się odnaleźć sprawcę. Nie zniosę kolejnej martwej dziewczyny odnalezionej na plaży.

– Ciało znalazł mężczyzna spacerujący brzegiem jeziora – kontynuował Cross. – Możemy z nim porozmawiać, bo cały czas obserwuje nasze działania. – Okręcił się i wskazał mi miejsce, w którym czekał świadek.

Obróciłam się we wskazanym kierunku i ujrzałam około pięćdziesięcioletniego mężczyznę w ciemnobeżowych spodniach od garnituru i kraciastej koszuli wetkniętej głęboko za pas. Jego zaczeska unosiła się z każdym podmuchem wiatru. Pomyślałam, że wygląda jak stary kawaler, i nagle poczułam dziwną odrazę do tego mężczyzny. Dobrze, że Liam będzie mi towarzyszył, pomyślałam.

On tymczasem ciągnął dalej:

– Znalazł również jej torebkę z dokumentami.

Jeszcze przez moment wpatrywałam się w męską postać, która również nie spuszczała ze mnie wzroku. Poczułam dziwne dreszcze na ciele i zaczęłam się zastanawiać, czy rozmowa z owym mężczyzną jest nam w ogóle potrzebna.

– Świetna robota – powiedziałam, wywołując tym samym zaskoczenie na twarzy młodego detektywa. – I przepraszam, że musiałeś sam wypełnić te obowiązki. Donatella źle się poczuła i musiałam z nią posiedzieć. Niedługo mija kolejna rocznica śmierci jej córeczki i zawsze w tym okresie fatalnie się czuje.

Liam kiwnął głową, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że niekoniecznie musi znać historię mojej przyjaźni ze staruszką z Domu Opieki Seniora „Pożółkły liść” – Donatellą Malinsky. Poczułam, że oblewam się rumieńcem.

– Nic się nie stało – odparł szybko. – Technicy też już skończyli swoje czynności, więc wszystko będziesz miała w raporcie. – Zamilkł na chwilę i studiował moją twarz. – Ta trzecia zbrodnia… – urwał, jakby obawiał się własnych słów – …może sugerować, że mamy do czynienia z seryjnym zabójcą.

Kiwnęłam głową i rozejrzałam się po plaży. O tej porze roku w godzinach wieczornych zwykle bywała już pusta. Zimne, jesienne powietrze nie zachęcało mieszkańców Greenshvill do spacerów, a turystów było jak na lekarstwo. W gruncie rzeczy nie szukałam żywego ducha, lecz chciałam uniknąć odpowiedzi na sugestię Liama. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to wyglądało, i wiedziałam, że powinnam zgłosić to komendantowi.

– Pani detektyw – usłyszałam męski głos tuż nad swoim uchem. Otrząsnęłam się niczym pies z deszczowego spaceru. – Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć – dodał.

Odwróciłam się w stronę policjanta.

– Mężczyzna, który odkrył zwłoki Tamary Mills, prosi, by z nim pani porozmawiała. Mówi, że ma informacje, które pomogą złapać tego seryjnego mordercę.

– Tak powiedział? – Byłam zaskoczona, że użył właśnie tego określenia. Owszem, nie jest to jakieś tajemnicze zagadnienie, ale skoro go użył, to musiał też wiedzieć, w jakich przypadkach się je stosuje, a to oznaczało, że w jakiś sposób powiązał śmierć Olivie Campbell, Stephanie Carter oraz Tamary Mills. Czy mógł wiedzieć o śladach duszenia? Czy po prostu użył tego słowa bezwiednie? Być może interesował się kryminalnymi wydarzeniami Greenshvill. Tego nie wiedziałam, ale byłam pewna, że lokalna prasa nie rozpisywała się na temat śmierci młodych dziewcząt. Komendant zawsze dbał, by takie artykuły pojawiały się w prasie dopiero po zakończeniu śledztwa.

– Tak, pani detektyw – odparł mundurowy, którego nie kojarzyłam z imienia i nazwiska.

– Dziwne – dodałam półgłosem. – Dziękuję ci, już do niego idę. To znaczy idziemy. – Spojrzałam wymownie na mojego nowego partnera, który delikatnie kiwnął głową.

Pożegnaliśmy się z mundurowym i ruszyliśmy w kierunku naszego świadka.

Nogi grzęzły mi w piasku. Zerknęłam ukradkiem na Liama. Maszerował szybkim krokiem, jakby szedł chodnikiem, a nie plażą pełną wilgotnego piachu. W dodatku wydawał się bardzo skupiony, gdyż zabawnie marszczył czoło. Uśmiechnęłam się pod nosem.

Dotarliśmy do żółtej taśmy policyjnej, która oddzielała miejsce zbrodni od reszty plaży i deptaka. Liam uniósł ją wysoko, bym mogła swobodnie pod nią przejść. Zrobiło mi się miło, bo już dawno żaden mężczyzna nie potraktował mnie tak szarmancko. Co prawda jedynymi mężczyznami, jakimi się otaczałam, byli koledzy po fachu, a oni traktowali mnie jak równego sobie partnera, a nie kobietę. Po pracy nie miałam do czynienia z płcią przeciwną. Donatella wielokrotnie dokuczała mi z tego powodu, ale ja nie miałam ochoty chodzić na randki. Kiedyś miałam męża, lecz porzucił mnie, gdy się okazało, że nie mogę mieć dzieci. Najpierw wpadłam w depresję, a później w wir pracy, dzięki czemu nie miałam już zbyt wiele czasu na myślenie.

Stanęłam przed naszym obserwatorem. Dziwne uczucie obrzydzenia wezbrało na sile. Nie miałam w zwyczaju oceniać świadków, ale policyjny instynkt działał non stop, nie dało się go wyłączyć. Tym razem jednak moje odczucia zaskakiwały nawet mnie samą, ponieważ tu nie chodziło o jakieś podejrzenia, tylko o odrazę, jaką wzbudzał we mnie mężczyzna, którego na dobrą sprawę wcale nie znałam.

– Detektyw Liam Cross. – Mój partner przejął pałeczkę. Nie wiedziałam, czy zauważył, co się ze mną działo, czy nie, ale byłam mu wdzięczna, że rozpoczął rozmowę. – A to jest detektyw Neil Carter.

– Znaczy Corneilia Carter – chrząknęłam głośno, przypominając partnerowi, że zdecydowanie wolałam męsko brzmiące zdrobnienie swojego imienia”

Mężczyzna wyciągnął w moim kierunku dłoń, jednocześnie oblizując wargi. Poczułam niesmak, gdy moja ręka utonęła w jego uścisku. Szybko ją cofnęłam i, by nie wzbudzać podejrzeń, zadałam pytanie:

– Często pan spaceruje po plaży w taką pogodę? – Wymownie objęłam wzrokiem szarobure niebo.

Jego mina mówiła, że nie był przygotowany na taki początek rozmowy. Jeszcze chwilę trwał w zaskoczeniu, potem przerzucił wzrok na Liama, chrząknął i powiedział:

– Codziennie, pani detektyw.

Zobaczyłam jego pożółkłe zęby i znów zalała mnie fala obrzydzenia. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, dlaczego ten mężczyzna wzbudzał we mnie takie odczucia. Odruchowo zlustrowałam całą jego sylwetkę. Nie wyglądał na jakiegoś niechluja, ubranie może i było niemodne, ale czyste i uprasowane. A co do uzębienia, może po prostu nie miał funduszy na dentystę lub zwyczajnie bał się wizyty u stomatologa.

– Ale nie widziałem tutaj nigdy niczego podejrzanego – dorzucił.

Oderwałam wzrok od jego czarnych mokasynów i zobaczyłam, że wpatrywał się w Liama. Mój partner, w przeciwieństwie do mnie, słuchał go uważnie.

– Może nam pan opowiedzieć, jak pan znalazł ciało? – zapytał Liam.

Świadek kiwnął głową i skierował wzrok na Jezioro Ticaca.

– Mieszkam po drugiej stronie jeziora – zaczął. – Codziennie wybieram się na spacer jego skrajem. Gdy docieram do miasta, wchodzę na promenadę i robię zakupy, potem wracam autobusem do siebie. W niedzielę, gdy sklepy są zamknięte, zachodzę na kawę i ciasto do „Nathalie Cake”. Właścicielka jest bardzo miłą kobietą.

Zauważyłam, jak się zarumienił. Od razu pomyślałam, że był zakochany w tej kobiecie i że będziemy musieli koniecznie z nią porozmawiać. Co prawda nic nie wskazywało na to, by mężczyzna miał jakikolwiek udział w morderstwie Tamary, ale mimo wszystko chciałam go sprawdzić.

– Dziś nie zdążyłem dotrzeć na kawę – powiedział smutnym tonem i na moment spuścił głowę. – Właściwie miałem już wchodzić na promenadę, ale mój wzrok przykuła leżąca na plaży torebka. Jej zawartość leżała rozrzucona na piasku. Wyglądało to tak, jakby ktoś ją upuścił. Rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu właścicielki. To głupie – zaśmiał się lekko – ale pomyślałem sobie, że pobiegła się wykąpać.

Uniósł na nas wzrok, a ja poczułam, że chciał sprawdzić nasze reakcje na jego słowa. Liam nadal miał skupiony wyraz twarzy. Wiedziałam, że każdy początkujący detektyw tak wygląda, bo na początku wszystko wydaje się istotne. Dopiero z czasem i doświadczeniem zaczynamy wyłapywać te ważniejsze rzeczy.

– Wiem, to głupie – ponownie lekko się zaśmiał. – Przecież jest bardzo zimno, ale mało to wariatów na tym świecie? – Posłał nam uśmiech. – Nigdy bym nie wpadł na to, że doszło tu do tragedii.

Poczułam na sobie wzrok Liama. Spojrzałam w jego stronę. Wiedziałam, co chciał mi powiedzieć: dziewczyna nie zginęła na plaży.

– Nie dostrzegłem nigdzie właścicielki, ale zobaczyłem leżący kawałek dalej portfel – kontynuował swoją opowieść mężczyzna. – Podszedłem, by go podnieść, i wtedy zobaczyłem ciało.

– Dlaczego powiedział pan funkcjonariuszowi, że ma pan informacje, które pozwolą znaleźć sprawcę tego zabójstwa? – zapytałam wprost.

– Bo kiedy zobaczyłem, że dziewczyna jest martwa, odszedłem kilka kroków, by nie musieć jej oglądać. Zadzwoniłem na policję, a w ręku nadal miałem jej torebkę. Podszedł do mnie mężczyzna i powiedział, bym ją zostawił, bo to nie moje. Zapytałem go, skąd to wie. Zdenerwował się i próbował mi ją wyrwać, ale kopnąłem go w nogę, popchnąłem i zacząłem biec w kierunku promenady. Na szczęście nadjechał już radiowóz. Mężczyzna otrzepał się i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Zdążyłem zrobić mu zdjęcie, zanim policjanci wysiedli i do mnie podeszli.

– Czy przekazał pan to zdjęcie naszym technikom? – zapytał Liam.

– Nie, ponieważ nie wydawali się zainteresowani tym wątkiem.

Spojrzałam na partnera. Wyglądał na tak samo zaskoczonego jak ja. Znałam wszystkich w naszym biurze i wiedziałam, że są to sumienni ludzie. Nie bardzo chciało mi się wierzyć, że zignorowaliby tak ważny element w śledztwie.

– Czy może nam pan pokazać to zdjęcie? – zapytałam.

Mężczyzna zaczął poszukiwania od kieszenie od zewnętrznych kieszeni w koszuli, następnie wewnętrznych marynarki, a na samym końcu zajrzał do tych w spodniach. Gdy wyjął telefon z tylnej kieszeni, odetchnęłam z ulgą. Podał mi swoją przestarzałą komórkę jakiegoś zupełnie nieznanego mi producenta. Od razu wiedziałam, że jakość zdjęcia będzie fatalna, ale lepszy taki punkt zaczepienia niż żaden. Tym bardziej że w dwóch wcześniejszych sprawach utknęłam w martwym punkcie.

Poczułam, jak Liam pochylił się nade mną. Szybko otworzyłam aplikację ze zdjęciami.

– Jest na samym końcu – odezwał się świadek.

Przeskrolowałam stronę, nie zwracając uwagi na pozostałe fotografie. Kliknęłam w tę, która nas interesowała. Obraz pojawił się na całym ekranie maleńkiego wyświetlacza. I tak jak się spodziewałam, był fatalnej jakości. Co prawda można było zobaczyć na nim dość potężnego mężczyznę z przygarbioną sylwetką, ubranego w długi szaroniebieski prochowiec, którego wysoko postawiony kołnierz zasłaniał połowę twarzy. Powiększyłam jeszcze trochę obraz i dostrzegłam tylko zmrużone oczy o niekreślonym kolorze tęczówek.

– Mimo wszystko zabierzemy to do analizy – powiedziałam do Liama, który mi przytaknął.

– Chcą mi państwo zabrać telefon? – zapytał mężczyzna.

Nie wyczułam w jego głosie strachu, lecz podniecenie i ekscytację.

– Tylko na jeden, góra dwa dni – odparłam, chowając urządzenie do kieszeni mojego wełnianego płaszcza.

– No dobrze – odparł. – To niebywałe, by w naszym Greenshvill dochodziło do takich zbrodni.

Miałam ochotę zapytać, do jakich, ale poczułam, jak Liam delikatnie pociągnął mnie za płaszcz. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobił, ale odpuściłam.

– Dziękujemy za pomoc – powiedział mój partner, podając dłoń świadkowi na pożegnanie. – I do zobaczenia.

Ja również podałam mężczyźnie rękę i ruszyłam za Crossem, który szedł już w kierunku jeziora.

– Chciał cię sprowokować – powiedział, gdy wyrównałam z nim krok.

– Co? – Nie bardzo wiedziałam, o co mu chodziło.

– Ten tekst o Greenshvill i morderstwach to była prowokacja. Liczył, że wdasz się z nim w dyskusję i zdradzisz się z jakimś szczegółem. Uczyli nas tego na psychologii.

Spojrzałam na partnera. Patrzył uważnie przed siebie.

– Uważasz, że miał związek ze śmiercią Tamary Mills?

– Nie wiem, raczej nie – powiedział. – Ale jest co najmniej dziwny.

Uśmiechnęłam się do siebie. Coś mi się zdawało, że polubię się z moim uczniakiem.

Rozdział 2

Biegłam przez hol „Pożółkłego liścia” najszybciej, jak mogłam. Wiadomość od Camilli Lancy, opiekunki Donatelli, bardzo mnie zmartwiła. Z jej słów wynikało, że ze zdrowiem psychicznym mojej przyjaciółki było jeszcze gorzej niż w zeszłym roku. Zbliżała się kolejna rocznica tragicznej śmierci jej córeczki Katy.

Mała utonęła szesnastego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego roku w Jeziorze Ticaca. Wiedziałam tylko tyle, że pokłóciła się ze swoim bratem Michaelem o zabawkę. Co się dokładnie wydarzyło, tego nie wiedział nikt. Donatella dużo mówiła o Katy, ale tylko o tych momentach, kiedy dziewczynka jeszcze żyła. Syna wspominała rzadko. Podejrzewała, że mieszkał gdzieś w Greenshvill, ale nie utrzymywał z nią kontaktu. Donatella twierdziła, że miał do niej żal, iż tak mocno załamała się po stracie córki.

– Podaliśmy jej środki uspakajające – przywitała mnie Camille. – Zaraz pewnie zaśnie. Strasznie histeryzowała, nie mogłam zrozumieć, co mówi.

– W porządku – odparłam, zatrzymując się przed drzwiami pokoju mojej przyjaciółki. – Posiedzę z nią, aż uśnie.

– Dobrze. – Camille posłała mi dziękczynny uśmiech. – Cieszę się, że ma ciebie.

Odwzajemniłam uśmiech i delikatnie nacisnęłam klamkę. Drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem. Wsunęłam głowę do środka i zobaczyłam Donatellę leżącą na łóżku. Była przykryta kołdrą do wysokości pach. Dłonie złożyła na piersi. Twarz miała bladą. Wystraszyłam się, że umarła.

– Wejdź – powiedziała, nie otwierając oczu.

Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Podeszłam do małego, okrągłego stolika i wzięłam stojące przy nim krzesło. Postawiłam je tuż przy łóżku przyjaciółki i usiadłam. Ujęłam delikatnie pomarszczoną dłoń staruszki i ucałowałam ją. Na jej ustach pojawił się uśmiech.

– Wystraszyłaś nas – powiedziałam cicho.

– Camille przesadza – odparła i uniosła powieki.

Jej srebrzystoniebieskie oczy spoczęły na mojej twarzy.

– Co się właściwie stało? – zapytałam cicho.

Z jej piersi wydobyło się westchnienie.

– Chyba już sobie nie radzę, Neil – powiedziała.

Zobaczyłam, jak spod jej przymkniętych powiek spłynęła łza, jak bezszelestnie sunęła po starczej twarzy, by upaść na poduszkę i wtopić się w materiał poszewki. Nie musiałam pytać, z czym sobie nie radziła, bo dobrze wiedziałam, że mówiła o śmierć Katy.

– Możesz mi wszystko powiedzieć – odparłam szeptem. – Będzie ci lżej na sercu.

Zamrugała szybko.

– Nie musisz nosić w sobie tego ciężaru – dodałam, widząc jej wahanie.

Pokręciła przecząco głową. Z oczu spłynęła kolejna łza.

Poczułam, jak serce zacisnęło mi się w bolesnym skurczu. Było mi ciężko patrzeć, jak moja przyjaciółka walczy z przeszłością, jak te wszystkie minione wydarzenia dzień po dniu zabierają jej cząstkę siebie. Bardzo chciałam jej pomóc, ulżyć w tym cierpieniu, ale Donatella na to nie pozwalała. I to chyba sprawiało mi największy ból.

– Czuję, że to się niedługo skończy – powiedziała Donatella, a ja poczułam niepokój, bo nie wiedziałam, o czym mówiła. – Ale zanim to nastąpi, wydarzy się coś złego. Dużo zła.

– O czym ty mówisz? – wtrąciłam się. Przerażała mnie swoim gadaniem.

– Była u mnie Katy – podciągnęła się lekko. – Powiedziała, że zaniedbałam Michaela i on bardzo przez to cierpi.

Szybko zrozumiałam, że to, o czym mówiła, było jakąś marą senną czy też zwykłym nocnym śnieniem. Jednak czegokolwiek w nim doświadczyła, bardzo nią to wstrząsnęło. I byłam już pewna, że to ten sen wywołał szok, w który wpadła.

– Musisz go odnaleźć – dodała. Jej głos był mocny i stanowczy. Widziałam, że traktowała to poważnie. – Wydaje ci się, że postradałam zmysły? – zapytała.

– Nie, jak możesz tak myśleć – oburzyłam się. – Przecież wiesz, że wierzę w sny i przekaz, jaki ze sobą niosą.

– To dlaczego zamilkłaś, gdy powiedziałam o Michaelu?

– Po prostu mnie zaskoczyłaś. Tak mało o nim wspominałaś, a teraz chcesz, bym go odnalazła?

– Katy mówiła, że to bardzo ważne. Wiesz… – urwała na chwilę – wyrodna ze mnie matka.

– Nie mów tak. – Jeszcze mocniej ścisnęłam jej dłoń. – Jestem pewna, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś, by twoje dzieci były szczęśliwe.

– Nie, Neil. Porzuciłam Michaela, gdy był jeszcze dzieckiem. Tylko wyrodna matka może zrobić coś takiego.

– Och, nie mów tak. – Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. – Było ci ciężko po utracie córki, nie miałaś właściwej opieki i wsparcia. Ale to nie twoja wina.

– Przez tyle lat nie zrobiłam nic, by go odnaleźć, dowiedzieć się, jak żyje. Kto tak robi, Neil? Tylko wyrodna matka – powiedziała, po czym mocno się rozpłakała.

Próbowałam ją uspokoić, ale z marnym skutkiem. Odniosłam wrażenie, że nie słyszała moich zapewnień o tym, że była dobrą matką. Płacz, jaki ją ogarnął, przeniósł ją w zupełnie inny wymiar.

Usłyszałam głośne kroki i odgłosy rozmowy. Po chwili drzwi pokoju Donatelli Malinsky otwarły się z impetem i do środka wpadły Camille oraz dyrektorka ośrodka, Melanie Smith.

– Proszę zrobić zastrzyk, Camille – powiedziała ostrym tonem, po czym obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem. – Co tu się dzieje?

– Donatella miała zły sen – odparłam bez namysłu.

Kątem oka zobaczyłam delikatny uśmiech na twarzy mojej przyjaciółki. Ona też nie przepadała za surową i zimną jak głaz panią Smith. Zrozumiałam też, że Donatella chciała, by to, o czym rozmawiałyśmy, zostało między nami.

– Pani Donatella potrzebuje odpoczynku – powiedziała Smith. – Chciałabym, aby zakończyła już pani wizytę, panno Carter.

– Chciałabym zostać, dopóki moja przyjaciółka nie zaśnie – odparłam.

Melanie zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem i prychnęła niczym koń. Chyba nadal nie wierzyła, że między mną a Donatellą istnieje prawdziwa przyjaźń. Dzieliła nas spora różnica wieku, ale naprawdę świetnie się dogadywałyśmy. Ona była doświadczoną kobietą i potrafiła unieść moje policyjne zwierzenia, ja zaś byłam wierną i ciekawą kompanką w jej samotnym życiu.

– Proszę jej pozwolić – usłyszałam za plecami słaby głos powiernicy.

– Skoro sobie pani tego życzy – odparła Smith i wyszła z pokoju.

Camille natychmiast uczyniła to samo. Lubiłam ją, ale była bardzo zastraszona przez dyrektorkę. Bez mrugnięcia okiem wykonywała jej wszystkie polecenia. Nie wiedziałam, czy Melanie Smith wzbudzała aż taki respekt, czy zwyczajnie szantażowała czymś swoich podwładnych. Poczułam, że muszę kiedyś zgłębić ten temat. Być może w tym ośrodku zachodziły jakieś niedobre rzeczy, chociaż nie przypominałam sobie, by Donatella kiedykolwiek wspominała, że działa jej się tu krzywda.

– W szufladzie mam zdjęcie Michaela – powiedziała słabnącym głosem. – Weź je, może pomoże ci go odnaleźć. Powiem ci wszystko, co zdołam, zanim środki nasenne zaczną działać.

Kiwnęłam głową. Podeszłam do szuflady i otwarłam ją. Leżały tam pliki zdjęć. Wzięłam jeden w dłoń i zaczęłam przeglądać. Wszystkie były bardzo stare, jeszcze z czasów, gdy Donatella miała dwadzieścia kilka lat, a jej dzieci ledwo odrastały od ziemi. Byłam rozczarowana, bo wiedziałam, że zdjęcie ośmioletniego Michaela do niczego mi się nie przyda.

– Weź to, gdzie Michael ma na sobie krótkie portki, a z kieszeni wystaje mu proca – zaśmiała się lekko na to wspomnienie.

Uśmiechnęłam się i zaczęłam szukać wskazanej fotografii. Uderzyła mnie pewna myśl. Pierwszy raz Donatella wspomniała Michaela z takim ciepłem w głosie. Ponownie się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że nie była złą matką. Kochała syna tak samo mocno jak małą Katy, tylko jej śmierć okazała się zbyt przytłaczająca. Nie potrafiłam winić swojej przyjaciółki za to, że porzuciła syna. Właściwie nie było to porzucenie, ona po prostu nie radziła sobie z emocjami.

Znalazłam wskazaną fotografię. Pyzaty chłopiec uśmiechał się łobuzersko, patrząc prosto w obiektyw. Z kieszeni jego spodni faktycznie wystawała proca zrobiona z kawałka kija i szerokiej taśmy. Nie było szans, bym z takim zdjęciem odnalazła dorosłego dziś mężczyznę, ale Donatella nie musiała o tym wiedzieć.

Zasunęłam szufladę i odwróciłam się w kierunku leżącej na łóżku kobiety. Jej powieki opadły całkowicie, a głośny i miarowy oddech mówił, że właśnie usnęła. Podeszłam bliżej i przez krótką chwilę wpatrywałam się w naznaczoną głębokimi zmarszczkami twarz. Mój dziadek zawsze mawiał, że jedna zmarszczka to jedna troska, kto miał dużo zmarszczek, miał ciężkie życie. W tym przypadku jego powiedzenie sprawdzało się w stu procentach. Znałam Donatellę od kilku lat i wiedziałam, że doświadczyła największej tragedii, jaka tylko może spotkać człowieka – śmierć własnego dziecka.

Delikatnie dotknęłam jej policzka. Leki nasenne już działały, bo nawet nie drgnęła. Nachyliłam się i pocałowałam ją w czoło.

– Odnajdę twojego syna – powiedziałam cicho. – Odnajdę go i przyprowadzę, żebyście mogli się pogodzić i byś już dłużej nie cierpiała.

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam bezszelestnie.

Rozdział 3

Liam wydzwaniał do mnie co minutę. Wkładałam buty i kurtkę tak szybko, jak tylko mogłam, lecz dźwięk dzwoniącej komórki skutecznie mi to utrudniał. Gdy tylko rozpoczynała się wesoła melodyjka, skakałam jak oparzona i zerkałam na wyświetlacz.

– No już! – krzyknęłam w stronę drzwi wyjściowych, chociaż dobrze wiedziałam, że mój partner i tak nie usłyszy. – Może gdybyś nie dzwonił jak wariat, to już dawno byłabym gotowa – marudziłam pod nosem.

Z rozsznurowanymi butami na nogach zamknęłam mieszkanie i zbiegłam po schodach. Modliłam się w duchu, by nie stracić zębów przez rozwiązane sznurówki. Szybko dostrzegłam nasz służbowy samochód. Nie zważając na nic, przebiegłam przez ulicę i wpadłam do auta jak torpeda. Cross ruszył z piskiem opon, gdy tylko zamknęły się za mną drzwi. Widocznie to, co miał, naprawdę nie cierpiało zwłoki. Jakby słysząc moje myśli, powiedział:

– Jeden z pubów przy jeziorze ma nagranie, jak Tamarę Mills zaczepia jakiś facet. Podobno nagranie jest świetnej jakości – mówił, nie odrywając wzroku od jezdni. – Kelnerka mówiła też, że zaczepiał inne dziewczyny.

– Ale jak ta kelnerka do ciebie dotarła?

– Jeden z klientów powiedział jej o Tamarze.

– Nie bardzo rozumiem. Co jej powiedział?

Liam westchnął niczym rozżalony chłopiec, który musi posprzątać zabawki.

– Nie wiem, ale się domyślam, że po prostu chodziło o ciało dziewczyny. Wiesz, ta kelnerka też jest młoda i pewnie się wystraszyła, że jej coś grozi.

– Masz na myśli lokalne plotki? – Wolałam się upewnić i jednocześnie uspokoić to dziwne uczucie w sercu.

– Coś w tym stylu. To już kolejne ciało młodej dziewczyny w ciągu kilku ostatnich tygodni. – Jego głos przybrał niepokojący ton. – Ludzie już się doszukują seryjnych morderców. Nikt nie widzi, że w pubach, które są blisko jeziora, bawi się mnóstwo młodych dziewcząt. Alkohol, dobra zabawa, a potem kończy się to tragedią.

– Liam – wymówiłam jego imię, podkreślając pierwszą sylabę – u żadnej z ofiar nie wykryto śladu alkoholu czy narkotyków.

Spojrzał na mnie tak, jakby słyszał o tym pierwszy raz.

– Okej, chodzi mi po prostu o to, że młode dziewczęta takie są.

– Jakie?

Czułam, że mój głos zaczyna ujawniać pierwsze oznaki zdenerwowania. Owszem, słowa mojego partnera skutecznie podniosły mi ciśnienie krwi, jednak nie chciałam, by to wyczuł. Chciałam być dla niego świetnym szefem, stanowczym i opanowanym w każdej chwili. Miałam być wzorem, który z sentymentem będzie wspominał po wieloletnim stażu pracy. Tymczasem groziło mi, że wyjdzie ze mnie emocjonalna kobieca natura, którą bardzo w sobie lubiłam, ale nie w tym momencie.

– No wiesz, o co mi chodzi. – Znów prychnął jak małe dziecko.

– Nie, nie wiem – odparłam, jednocześnie czekając na kolejne głośne westchnięcie.

Tymczasem w samochodzie zapanowała cisza. Liam włączył kierunkowskaz i skręcił w prawo. Zobaczyłam ogromną taflę Jeziora Ticaca. Za moment będziemy na miejscu, a ja bardzo chciałam usłyszeć, jakie zdanie o nas, kobietach, ma współczesny młody mężczyzna.

Liam jeszcze przez chwilę udawał, że temat, który poruszyliśmy, tak naprawdę był nieistotny. Jednak gdy zobaczył moją nieprzejednaną minę, przewrócił oczami.

– Och, Neil, daj spokój. – Jego głowa opadła gwałtownie na ramię. Wiedział, że nie odpuszczę mu tej rozmowy. – Chodzi o to, że idzie taka na imprezę, poznaje kolesia i od razu myśli, że to, co przeżyli w tę jedną noc, to już miłość na całe życie. A przecież wiesz, że my tacy nie jesteśmy. Nie lubimy zobowiązań.

– Nie wiem, z jakimi kobietami masz do czynienia, ale zapewniam cię, że nie jest tak, jak mówisz. – Nie czekając na odpowiedź partnera, wysiadłam z auta.

Pojazd jeszcze był w ruchu, więc wylądowałam dłońmi na trawniku. Za plecami usłyszałam pisk hamulców, a po chwili głośnie trzaśnięcie drzwiami. Uniosłam głowę i ujrzałam nad sobą zatroskaną twarz Crossa.

– Nic ci nie jest? – zapytał, wyciągając ku mnie swoją dłoń.

– Nie, zawsze tak wysiadam z auta – odparłam szorstko.

– Co?

– Nieważne.

Otrzepałam dłonie z trawy i ruszyłam przed siebie.

– Hej, dokąd idziesz?! – Liam podbiegł do mnie. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się obraziłaś.

Kolejny męski tekst, który skutecznie mnie podjudzał.

– Nie, nie obraziłam się. Przyjechaliśmy tu w konkretnym celu, prawda?

– Tak, ale pub jest w drugą stronę – powiedział z miną zbitego psiaka.

Poczułam, jak fala wstydu zalewa mnie po raz kolejny.

– Przepraszam, nie zapytałam, o który pub chodzi.

Liam kiwnął głową i sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki. Wyjął z niej czarny notesik i szybko przewertował kartki.

– Pub nazywa się „Kwiat Nocy” i znajduje się na samym końcu alejki, tuż przy molo.

Obejrzałam się w poszukiwaniu wyrazistego neonu z nazwą podaną przez partnera. Nie wiedziałam dlaczego, ale pomyślałam, że lokal o takiej nazwie będzie nawoływał klientów krzykliwymi kolorami.

– Wiem, gdzie to jest – odezwał się Cross, bacznie mi się przyglądając.

– Okej – odparłam lekko i ruszyłam za mężczyzną.

Drogę do pubu pokonaliśmy w milczeniu. Nie przejmowałam się tym zanadto, gdyż znaliśmy się z Liamem od niedawna i nie mieliśmy jeszcze zbyt wielu tematów do rozmów. Śledztwo, które wspólnie prowadziliśmy, było dopiero w początkowej fazie, więc nie było o czym tu nawet gadać. Martwiło mnie trochę, że nie mieliśmy mocnego tropu i błądziliśmy jak nowicjusze, wolałam jednak nie dzielić się jeszcze z partnerem tymi spostrzeżeniami.

Gdy dotarliśmy pod drzwi lokalu, Liam puścił mnie przodem. Nie wiedziałam, czy próbował mnie udobruchać, czy zawsze był taki szarmancki. Zbyłam to milczeniem, nie chciałam wywoływać żadnych spięć pomiędzy nami. Nie wiedziałam przecież, jak długo będziemy stanowili jeden team.

Lokal ani trochę nie przypomniał tego, co wykreowała moja głowa po usłyszeniu nazwy. Wnętrze było stonowane i dość surowe, bez żadnego krzykliwego koloru. W dodatku pomieszczenie było niewielkie. Kilka stolików, tanie dekoracje oraz dość duży drewniany bar, za którym stał mężczyzna w średnim wieku i o przeciętnej urodzie. Za jego plecami uwijała się młoda blondynka. Po stroju wywnioskowałam, że to kelnerka. Wyglądało na to, że byli tu tylko we dwoje. Odruchowo rozejrzałam się w poszukiwaniu klientów, lecz nikogo nie dostrzegłam. Podeszliśmy z Liamem do kontuaru.

– Co dla państwa? – zapytał barman, prześlizgując się po nas wzrokiem. Chyba wziął nas za parę.

– Jesteśmy tu służbowo – odparł mój partner, pokazując mężczyźnie legitymację detektywa.

Barman zamilkł, a kelnerka strąciła pustą szklankę.

– Co ty wyprawiasz?! – fuknął na nią mężczyzna.

Dziewczyna zdenerwowała się jeszcze bardziej. Widziałam, jak drżały jej ręce, gdy podnosiła szkło, które na szczęście nie zbiło się przy upadku.

– Jesteśmy umówieni – postanowiłam przerwać tę nerwową sytuację.

– Dokładnie tak – wtrącił się Cross, wyjmując po raz kolejny swój notes. – Z Madison Harper, jest tutaj kelnerką.

Blondynka wbiła w nas wzrok. Jej bladoróżowe wargi rozchyliły się nieznacznie. W dłoni cały czas trzymała szklankę.

– A w jakiej sprawie? – zapytał barman, nie kryjąc nutki zainteresowania.

– Chodzi o pewnego mężczyznę, który rzekomo często do was zagląda i zaczepia młode dziewczyny. – Liam wyłożył kawę na ławę.

Nie byłam z tego zadowolona, ale cóż, nie uprzedziłam go, że tak się nie robi. Mogłam teraz jedynie liczyć, że sprawy ułożą się dla nas pomyślnie.

– Madison teraz nie ma – odezwała się blondynka, odstawiając szkło na blat. – Powiedziała mi, że państwo przyjdą. Jestem w temacie. – Spojrzała ostrożnie na barmana. – Nazywam się Laura Davis, mam dla was to nagranie.

– Świetnie! – Liam nie krył radości.

– Muszą państwo pójść ze mną na zaplecze. Mamy tam komputer, który zapisuje wszystkie nagrania z kamery. Szef pozwolił je udostępnić, gdy tylko Madison poruszyła ten temat.

– Czy pani kojarzy tego mężczyznę? – zapytałam, gdy ruszyliśmy za nią.

– Nie bardzo – odparła, a jej wypowiedź wydawała się szczera. – Widziałam go tu dwa, może trzy razy, i to bliżej lata, ale jestem w pubie raz w tygodniu. Studiuję, więc nie mam tyle czasu na pracę co Madison. Poza tym mieszkam z rodzicami, a dorabiam tylko, by mieć pieniądze na własne wydatki.

– Rozumiem – odparłam. – Czy was też zaczepiał?

– Mnie nie, ale Madison kilka razy próbował podrywać – odrzekła z nutą smutku w głosie. – Ona jest do tego przyzwyczajona, wie pani, jacy są podpici faceci.

Uśmiechnęłam się na dźwięk jej słów i wymownie spojrzałam na Liama. On tylko przewrócił oczami, lecz nie popsuło mi to humoru.

– Poza tym jest bardzo ładna – ciągnęła Laura. – Nie może się opędzić od chłopaków, ale nie jest nimi zainteresowana. Sama tak mówiła – dodała szybko. – A tamta historia tylko ją w tym utwierdziła.

– Jaka historia?

– Z tą dziewczyną z plaży.

– Czyli coś już do was dotarło? – wtrącił się Liam, a ja kopnęłam go w kostkę. O dziwo zbył to milczeniem.

– Tak, jeden z naszych stałych klientów opowiedział nam, co się wydarzyło. Był tu, kiedy ją zaczepiał tamten facet. Później znaleźli ją na plaży. Martwą.

– Jak się nazywa ten klient? – Liam już szykował swój notatnik.

– Niestety, nie znam go z imienia i nazwiska. Wiem tylko, że bardzo często do nas zagląda. To taki starszy, spokojny mężczyzna. Zazwyczaj zamawia kawę i kawałek ciasta, rzadziej kufel piwa.

– A Madison będzie znała jego dane?

– Raczej tak, często z nim rozmawia, gdy nie ma klientów.

Laura usadowiła się na ogromnym skórzanym fotelu obrotowym i uruchomiła komputer. Wklepała hasło i po chwili puściła nam film. Szybko się zorientowałam, że wszystko już na nas czekało. Nagranie nie było jednak tak fenomenalne, jak przekazała to Liamowi Madison. Zobaczyliśmy na nim, jak Tamara w swojej obcisłej różowej sukience próbuje wyjść z lokalu, lecz siedzący przy pierwszym stoliku mężczyzna łapie ją za rękę. Podniósł się i całym ciałem zastąpił jej drzwi. Kobieta próbowała uwolnić rękę, lecz wtedy napastnik chwycił ją w pasie obiema dłońmi i przyciągnął do siebie. Tamara okładała go po twarzy, lecz niewiele to dało. Odniosłam wrażenie, że gość świetnie się bawił jej strachem. Po chwili w obiektyw wbiegła ciemnowłosa dziewczyna. W pasie miała przewiązany bordowy fartuszek. Szybko się zorientowałam, że musiała to być Madison. Podbiegła do pary i szarpnęła mężczyznę za rękę. Obróciła się lekko twarzą w stronę kamery i zobaczyłam, jak jej usta poruszają się bezgłośnie. Zapewne obrzuciła mężczyznę obelgami. Wkrótce na scenę wkroczył barman i jakiś mężczyzna w tweedowej marynarce. Wydawał mi się znajomy, mimo że nie znałam żadnego faceta, który by się tak ubierał.

– Zatrzymaj na chwilę – wyrwało mi się z gardła.

Poczułam na sobie badawczy wzrok partnera. Laura zatrzymała nagranie, lecz nie mogłam dostrzec twarzy tweedowej marynarki.

– Czy coś się stało? – zapytała po chwili kelnerka.

– Czy ten mężczyzna to ten wasz stały klient? – Wskazałam palcem na pana w marynarce.

– Tak, zna go pani?

Poczułam na sobie zatroskany wzrok Liama i oczekujące spojrzenie kelnerki. Delikatnie pokręciłam głową.

– Nie, nie znam – odpowiedziałam. – Po prostu wydał mi się znajomy, ale teraz jestem pewna, że to było złudzenie.

Laura i Liam zgodnie zamilkli. Nie wiedziałam, na ile moje słowa były dla nich wiarygodne. Zaproponowałam, byśmy obejrzeli nagranie do końca. Kelnerka natychmiast włączyła film.

Zobaczyłam, jak nieznajomy uwolnił z uścisku naszą ofiarę i wyszedł. Chyba dostrzegłam na jego twarzy złość. Madison, barman i mężczyzna w marynarce otoczyli szczelnie przestraszoną dziewczynę. Dodatkowo młoda kelnerka położyła jej rękę na ramieniu i coś do niej mówiła. Zapewne próbowała uspokoić Tamarę. Po chwili barman odszedł, a Madison posadziła kobietę na krześle. Kucnęła przy jej kolanach, cały czas do niej mówiąc. W kamerze pojawił się barman ze szklanką wody. Tamara odebrała ją od niego i wypiła łapczywie. Atak mężczyzny musiał ją mocno wystraszyć.

– Musimy koniecznie porozmawiać z Madison – powiedziałam, nie odrywając wzroku od ekranu. W duszy liczyłam, że Tamara opowiedziała kelnerce wszystko, co zaszło między nią a tym mężczyzną.

– Madison będzie dopiero jutro – poinformowała nas Laura. – Jej mama źle się poczuła i musiała do niej pojechać, do New Jersey.

– Ma mój numer, więc przekaż jej, by się ze mną skontaktowała, gdy już będzie w Greenshvill. – Liam obdarował młodą kelnerkę przyjaznym uśmiechem. – Sama widzisz, jakie to ważne.

Dziewczyna zarumieniła się intensywnie.

– Potrzebujemy tego nagrania – odezwałam się zbyt szorstko. – Może uda się stworzyć jakiś portret pamięciowy tego mężczyzny.

– Dobrze, zgram to dla państwa na pendrive’a – odpowiedziała Laura i otworzyła jedną z szuflad. Wyjęła z niej maleńkie urządzenie z wydrukowanym na nim logo lokalu i wpięła w komputer.

Patrzyłam, jak przeniosła plik audio do pamięci pendrive’a. Po kilku sekundach cała operacja dobiegła końca. Dziewczyna wyjęła urządzenie i podała je Crossowi. Mój partner odebrał je bez słowa i włożył do wewnętrznej kieszeni kurtki. Przyglądałam się wszystkiemu w milczeniu i zaczynałam się zastanawiać, co jeszcze skrywała ta kieszeń i jak wiele rzeczy mógł w niej pomieścić Liam.

– To wszystko. – Cross podniósł się z krzesła i podał dłoń Laurze. – Bardzo dziękujemy za pomoc.

Dziewczyna znów oblała się rumieńcem, a ja przewróciłam oczami. Nie wiedziałam sama, w którym momencie mojego życia zaczęły mnie irytować młode dziewczęta. Ruszyłam powoli, z głową pełną myśli. Miałam nadzieję, że w młodości nie zachowywałam się tak infantylnie. Słyszałam, jak Cross szurał nogami, i poczułam, jak bardzo ten dźwięk mnie drażnił. W głowie natychmiast odezwał się głos mojej matki, mówiący, że to oznaka staropanieństwa, mimo że byłam mężatką przez trzy lata. Najchętniej znów przewróciłabym oczami, lecz bałam się, że mój młody partner weźmie mnie za wariatkę. Westchnęłam więc lekko i nie żegnając się z mijanym na środku sali barmanem, wyszłam na zewnątrz.

Uderzyło mnie zimne, lecz przyjemne powietrze bijące od strony jeziora. Wciągnęłam je pełną piersią.

– Chyba możemy to spotkanie zaliczyć do udanych – odezwał się Liam.

Otworzyłam oczy i skierowałam na niego swój wzrok. Musiałam stwierdzić, że bywał uroczy. Pewnie dlatego Laura rumieniła się na każde jego spojrzenie i słowo. Przypomniały mi się jego słowa, gdy jechaliśmy na to spotkanie z Madison, to o młodych dziewczynach, że „takie są”. Przez dłuższą chwilę studiowałam je w głowie. Może coś w tym było? Może Laura wzdychała teraz na wspomnienie Liama i tych wszystkich gestów, jakie jej okazał, bo właśnie taka była? Tęskniącą za zainteresowaniem chłopców młodą kobietą. Dla niej miłe pożegnanie to sygnał, że wpadła w oko policjantowi. Nie była jak Madison, która doświadczała takiego zainteresowania niemal każdego dnia.

– Słyszysz mnie, pani koleżanko? – Liam pomachał mi dłońmi przed oczami.

– Słyszę – odburknęłam, lecz w duchu zaśmiałam się z jego dziecinnego zachowania. – Tak, to było udane spotkanie. Myślę, że z tego może się wykluć jakiś konkretny trop.

– A gdy tylko Madison się z nami spotka, będzie jeszcze lepiej – dodał wesoło.

– Dlaczego nie powiedziałeś, że dziś jej nie będzie?

– Nie wiedziałem. – Rozłożył bezradnie ręce. – Ta choroba matki musiała wyjść tak nagle.

– Mam nadzieję, że to nie kłamstwo i że Madison nie próbuje w jakiś sposób wykręcić się z tego, czego się podjęła.

– Czemu miałaby to robić?

– Bo się przestraszyła? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. – Nie wiemy, kim jest ten mężczyzna, może się dowiedział, że Madison doniosła na niego swojemu szefowi i że współpracuje z policją.

– Nie sądzę, ona jest bardzo dzielna. Widziałaś, jak z nim walczyła?

Wyczułam jakąś dziwną radość w głosie partnera. Zerknęłam na niego i dostrzegłam rozpromienioną twarz. To mogło oznaczać tylko jedno – zauroczył się Madison. Miałam ochotę plasnąć się w czoło. Młodość bywa taka głupia.

– Co innego podjąć działanie, gdy wiesz, że jesteś w miejscu pełnym ludzi, a co innego, gdy wokół nie ma nikogo, kto by w razie czego pomógł – odezwałam się tonem surowej matki.

Wydął wargi i otworzył mi drzwi od auta. Wsiadłam bez słowa. Liam odpalił silnik, a ja kierowana jakimiś wyrzutami sumienia powiedziałam:

– Nie twierdzę, że Madison jest tchórzem. Zachowała się bardzo ładnie, ale nadal uważam, że człowiek zupełnie inaczej postępuje, gdy ma za sobą innych ludzi, a inaczej, gdy jest sam.

– Okej, nie mam z tym problemu. Mnie zaimponowała.

– Zauważyłam.

Rozdział 4

Wykręciłam numer do „Pożółkłego liścia” z nadzieją, że słuchawkę podniesie Camille Lancy. Chciałam jej powiedzieć, by otoczyła Donatellę szczególną opieką, wiedziałam bowiem, że nie będę mogła w najbliższym czasie jej odwiedzić. Czułam, że sprawa zabójstwa Tamary Mills oraz pozostałych dziewczyn ruszy z kopyta. W dodatku nie miałam żadnych wieści o Michaelu i to chyba najbardziej mnie stresowało.

– Hallo?

Usłyszałam znajomy głos i poczułam ogromną ulgę.

– Cześć, Camille, tu Neil Carter – powiedziałam wesoło.

– Cześć, Neil. Już cię przełączam do Donatelli.

– Zaczekaj. – Niemal krzyknęłam, a w słuchawce zapanowała długa cisza. – Właściwie to dzwonię do ciebie – urwałam na chwilę. Camille nadal milczała. – Chciałabym cię o coś prosić. – Nadal się nie odzywała, więc postanowiłam powiedzieć, o co mi chodzi. – Sprawa, którą aktualnie prowadzę, zabiera i zabierze mi w najbliższych dniach sporo czasu. Nie chcę, by Donatella się o mnie martwiła. Przekażesz jej to?

– Dlaczego sama jej tego nie powiesz? – odparła szorstkim tonem.

Tym razem to ja zamilkłam. Camille zadała dobre pytanie, a ja niestety nie znałam na nie odpowiedzi.

– Jesteś tam, Neil?

– Tak, przepraszam, ale nie mogę dłużej rozmawiać. Przekaż, proszę, mojej kochanej przyjaciółce przyczynę mojego milczenia.

– Jesteś pewna, że nie chcesz jej o tym sama powiedzieć? – Ton jej głosu stał się nieco cieplejszy.

– Chciałabym, ale… – urwałam na moment. – Ale obiecałam jej coś, gdy u niej byłam, i…

– Co takiego, Neil? Co jej obiecałaś?

Na moment się zawahałam. Czy powinnam mówić o tym Camille? Czy Donatella miałaby coś przeciwko temu? Wydawało mi się, że moja starsza przyjaciółka lubiła swoją opiekunkę, a i ja darzyłam ją sympatią za to, z jaką czułością podchodziła do Donatelli.

– Obiecałam, że odnajdę jej syna – rzuciłam na jednym wydechu. W słuchawce znów zapanowała cisza. Mogłam się tylko domyślać, jak Lancy potraktowała ten pomysł. – To dla niej bardzo ważne.

– To niedorzeczne – stwierdziła sucho. – Nasza instytucja od wielu lat próbuje się skontaktować z panem Malinskim. Bezskutecznie.

– Mam trochę inne możliwości – skwitowałam.

– Jak pani uważa. – Camille mlasnęła głośno, a ja wiedziałam, że to nie koniec jej wywodu. – Wydaje mi się, że poszukiwanie pana Malinsky’ego może przynieść więcej szkody niż pożytku. Zapewne i tak się okaże, że syn Donatelli od dawna nie żyje. Nie wiem, czy pani przyjaciółka zniesie taki ból. Tym bardziej że w ostatnim czasie nie jest w najlepszej kondycji.

– Coś się znów stało? – Poczułam, jak moje serce na moment się zatrzymało, by po chwili ruszyć niczym bolid na torze wyścigowym.

– Na szczęście nie, ale obie wiemy, że Donatella coraz gorzej znosi kolejne rocznice śmierci Katy – westchnęła. – A powinno być odwrotnie, każdy kolejny rok powinien ten ból łagodzić.

Nie mogłam się nie zgodzić z Camille. Czułam jednak, że ten narastający ból Donatelli związany był z jej własnym odejściem. Chociaż nie chciałam w ten sposób myśleć, to wiedziałam, że moja przyjaciółka była coraz starsza i że nadchodzący rok mógł być jej ostatnim. W jakiś sposób rozumiałam to, że chciała pozamykać wszystkie sprawy, lecz nie mogła tego zrobić, nie rozdrapując starych ran. Byłam chyba jedyną osobą, która wiedziała, jak bardzo trapiła ją myśl, że porzuciła własnego syna. I chociaż był to efekt nieradzenia sobie z żałobą, nie umiałam jej tego przetłumaczyć. Patrzenie na jej cierpienie wiele mnie kosztowało. Nie raz już pewnie o tym mówiłam i pewnie nie raz jeszcze wspomnę.

– Tak, wiem – odparłam cicho. – Może dobrze by było zorganizować dla niej jakiegoś psychologa?

– Psychologa! – prychnęła Camille. – A skąd na to wziąć pieniądze? Emerytura Donatelli jest niewielka, ledwo starcza na pokrycie podstawowych kosztów utrzymania w ośrodku.

– Nie wiedziałam – odparłam, czując, jak zalewa mnie fala smutku.

– Myślisz, że dlaczego Melanie Smith próbowała nawiązać kontakt z jej synem?

O tym nie pomyślałam. I zapewne długo bym jeszcze na to nie wpadła. Byłam przekonana, że próba odnalezienia Michaela wiązała się wyłącznie z polepszeniem samopoczucia podopiecznej, zapewnienia jej spokoju psychicznego na stare lata. Nie byłam jednak pewna, czy personel i sama szefowa „Pożółkłego liścia” znają całą historię mojej przyjaciółki. Wiedziałam od niej samej, że przez wiele długich lat nie dzieliła się z nikim swoimi wyrzutami sumienia i tęsknotą za synem.

– W takim razie postaram się znaleźć kogoś na własną rękę – odparłam.

– Dobrze – westchnęła Lancy. – Ale proszę się skontaktować w tej sprawie z panią Smith.

Poczułam, że tym razem opiekunka nie stoi po mojej stronie, i przez chwilę się zastanawiałam, kiedy i dlaczego tak się zmieniła.

– Oczywiście – odparłam. Na końcu języka miałam pytanie, które nurtowało mnie już kolejny raz, ale nie zadałam go. Odjęłam telefon od ucha i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

Rozdział 5

Wpadłam zdyszana do biura. Do umówionego spotkania z Madison Harper zostały zaledwie trzy minuty. Czułam, jak pot spływał mi po plecach. Zdjęłam wełniany płaszcz, który okazał się zbyt ciepły na szybką przebieżkę przez cztery przecznice. Usadowiłam się za swoim biurkiem i dopiero do mnie dotarło, że byłam sama. Wzrokiem przebiegłam po pomieszczeniu. Na wspólnym wieszaku dostrzegłam skórzaną kurtkę Crossa. Strasznie jej nie lubiłam, ponieważ była bardzo stara i śmierdząca. Prosiłam Liama, by jej nie wkładał do pracy, ale najwidoczniej narzekania starej baby niewiele go interesowały. Dziś jej widok przyniósł mi ulgę, bo to oznaczało, że mój partner był gdzieś w pobliżu.

Po chwili usłyszałam odgłosy damsko–męskiej rozmowy. Szybko rozpoznałam głos Liama, który stawał się głośniejszy i wyraźniejszy. Nim zdążyłam cokolwiek wyłapać z płynących słów, w drzwiach pojawiły się dwie postacie. Moją uwagę przykuła wysoka brunetka. Jej długie, rozpuszczone włosy kołysały się niczym wierzbowe witki na wietrze. Miała na sobie skórzaną ramoneskę, a pod nią obcisłą, krótką sukienkę. Wysokie zamszowe kozaki podkreślały zgrabne nogi.

Odwróciłam wzrok w kierunku mojego zachwyconego partnera, który stał obok tej piękności. Wiedziałam już, że to Madison Harper.

– O, jesteś już! – Entuzjazm Crossa był nazbyt duży i niezrozumiały. Domyśliłam się, że próbował zatuszować swój zachwyt nad długonogą brunetką. – To jest właśnie Madison Harper, a to moja szefowa, detektyw Corneilia Carter.

Podniosłam się z krzesła i wysunęłam przed siebie prawą rękę, by przywitać się z naszym gościem.

Młoda kobieta niepewnie przekroczyła próg naszego biura. Posłałam jej delikatny uśmiech. Podziałało, bo odpowiedziała takim samym gestem i pewniejszym krokiem zbliżyła się do mojego biurka. Nasze dłonie połączyły się w mocnym uścisku.

– Proszę usiąść – powiedziałam, wskazując drugą ręką krzesło.

Skinęła głową i puściła moją prawą dłoń.

– Czy życzy sobie pani coś do picia? – zapytałam, licząc, że się zgodzi na kawę lub chociaż szklankę wody. Chciałam zostać z nią sam na sam.

– Nie, dziękuję – odparła cichym tonem. – Chcę mieć to jak najszybciej za sobą.

Spuściła wzrok, a ja nie bardzo wiedziałam, dlaczego tak się stresowała. Nie była świadkiem zabójstwa, tylko niewielkiej szarpaniny w barze. Co prawda Tamara zginęła, lecz wszystko wydarzyło się poza miejscem, w którym pracowała Harper. W dodatku nie mieliśmy żadnej pewności, że mężczyzna z baru był odpowiedzialny za śmierć dziewczyny.

– W takim razie zaczynajmy – dodałam wesołym tonem, licząc, że doda jej to otuchy.

Liam dostawił krzesło i usadowił się po lewej stronie Madison. Posłałam mu pytające spojrzenie, na które odpowiedział dziwnym uśmiechem.

Westchnęłam i zadałam pierwsze pytanie:

– Co pani pamięta z tamtego dnia?

– Wszystko! – rzuciła natychmiast. – Nawet zapach tego ohydnego faceta. – Zmarszczyła czoło i brwi, a na jej ustach pojawił się grymas.

Zrozumiałam, że te wspomnienia nadal były żywe, zupełnie jakby wszystko wydarzyło się przed chwilą.

– Przystawiał się także i do mnie, ale szybko go spławiłam – powiedziała po chwili. – Widziałam, jak się oblizał, gdy Tamara weszła do lokalu. – Jej ciałem wstrząsnął mocny dreszcz.

Spojrzałam na Crossa, który delikatnie dotknął pleców dziewczyny.

– Przyszła sama czy z kimś? – zapytałam.

– Sama. Mówiła mi później, że była ze znajomą w jakimś klubie, ale wyszła, gdy koleżanka zaczęła się świetnie bawić bez niej. Weszła do nas na jakiegoś mocnego drinka. Chciała trochę wypić i wrócić do hotelu, w którym się zatrzymała. Zrozumiałam, że przyleciała do Greenshvill, by spotkać się z tą koleżanką. Miała spędzić tu kilka dni, ale była bardzo rozgoryczona zachowaniem przyjaciółki i chciała rano wrócić do siebie.

– A ten mężczyzna, który ją zaczepił? Zna go pani?

– Nie bardzo. Chyba był u nas już kilka razy, ale nie jestem pewna.

– Na nagraniu widać, jak pomaga pani pewien mężczyzna. – Poruszyłam się niepewnie na krześle. – Pani koleżanka powiedziała, że zna pani go z imienia i nazwiska.

Madison przez dłuższą chwilę ściągała brwi i wydawała się zamyślona. Chyba próbowała przypomnieć sobie, kto oprócz niej pomógł Tamarze Mills.

– Tak, zgadza się – odparła w końcu. – To pan Michael Bussi.

Zapisałam dane w swoim notesie. Tak, ja też miałam notes! Chyba jak każdy szanujący się detektyw. Tylko że ja nie notuję w nim wszystkiego tak jak mój uczeń, Liam Cross.

– Czy możesz nam coś więcej o nim powiedzieć?

– Niewiele – wzruszyła ramionami. – Czasem prowadzę z nim krótką rozmowę. Jest naszym stałym klientem. To bardzo spokojny i miły pan. Zdaje mi się, że jest kawalerem, ale nie jestem tego w stu procentach pewna. Mieszka gdzieś po drugiej stronie Jeziora Ticaca.

Na dźwięk tych słów moje serce zaczęło bić jak szalone. W głowie pojawiła się wariacka myśl: Michael Bussi mógł być synem Donatelli!

– Wszystko w porządku? – Z szalonych myśli wyrwał mnie głos Liama. – Strasznie zbladłaś – dodał, wpatrując się we mnie uważnie.

Poczułam też na sobie zaskoczone spojrzenie Madison.

– Nic mi nie jest – odparłam. – To tylko menopauza.

Moje słowa wywarły jeszcze większe wrażenie na tej dwójce młodych ludzi siedzących naprzeciw mnie. Palnęłam głupstwo, ale tylko to przyszło mi do głowy.

– Wróćmy do naszej rozmowy – dodałam, przerywając tę niezręczną ciszę. – Twoja koleżanka wspomniała, że to właśnie pan Bussi powiedział wam, że Tamarę znaleziono martwą na plaży.

– Zgadza się.

– Możesz o tym opowiedzieć?

– Tak, ale co to ma wspólnego z napaścią na tę dziewczynę w barze?

– To standardowe pytania w takim przypadku – skłamałam gładko. – Być może pan Bussi przekazał coś, co może naprowadzić nas na zabójcę pani Mills.

– Ale to chyba jasne, że zabił ją ten koleś z baru. – Spojrzała pytająco na Crossa.

– Nie do końca – odparł mój partner delikatnym głosem. Płynęły z niego łagodność i spokój, zupełnie jakby zwracał się do dziecka. – Nie możemy od razu przyjąć, że to właśnie on stoi za zabójstwem Tamary.

– No ale chyba nie sądzicie, że zrobił to pan Bussi? – W jej pytaniu pojawiła się nutka ironii.

Liam opuścił na chwilę głowę, a ja uśmiechnęłam się niezauważenie. Wiedziałam, o czym pomyślał, i to właśnie sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Prawidłowa dedukcja.

– Na tym etapie śledztwa nic niczego nie wyklucza – odparłam chłodno. – Musimy zbadać, czy pan Bussi mógł mieć jakiś związek z tym, co się wydarzyło na plaży. Opowiedz nam, proszę, jak przebiegała rozmowa na temat śmierci pani Mills.

Madison westchnęła lekko, podciągnęła małą torebkę Moschino ku piersiom, spojrzała na Crossa, a potem na mnie.

Kiwnęłam głową.

– Przyszedł do nas po dwóch dniach od zajścia. – Nieśmiało powiedziała. – Zapytał, czy słyszałyśmy, że ta dziewczyna nie żyje. Nic nie wiedziałyśmy, wtedy pan Bussi powiedział, byśmy na siebie uważały, gdyż nie jest to pierwszy przypadek śmierci młodej dziewczyny w tym roku i że sprawa jest podejrzana.

Poczułam, jak oblał mnie zimny pot. Bussi bardzo uważnie musiał śledzić rubrykę kryminalną naszego miasta i wyjątkowo trafnie kojarzyć fakty.

– Jak zareagowałaś na tę informację?

– W pierwszej chwili się przestraszyłam, ale później dodał, że zabójca poluje wyłącznie na blondynki. Ulżyło mi, ale i tak kupiłam gaz pieprzowy. – Oblała się rumieńcem.

– Bardzo dobrze. – Liam posłał jej ciepły uśmiech. – Przestępcy nie działają według jakiegoś klucza, nie ma czegoś takiego, że blondynki są bardziej narażone na napaści niż brunetki.

Owszem, jest, pomyślałam. Seryjny morderca. Wiedziałam, że Liam też miał taką wiedzę, przecież był po szkoleniu w ośrodku FBI w Quantico. Być może chciał odciągnąć Madison od toru myśli, na jaki mogła wpaść. Zainteresowanie zbrodniami w społeczeństwie rosło z każdym rokiem, tak przynajmniej mówiły jakieś statystyki, chociaż nie pamiętałam jakie.

– Czy to znaczy, że coś mi grozi? – zapytała dziewczyna, a ja wyczułam ogromny strach w jej głosie.

Niewiele zostało z tej walecznej kelnereczki, którą oglądaliśmy na nagraniu, pomyślałam.

Liam wyciągał ku niej swoją dłoń. Po chwili przyglądałam się, jak gładzi jej zewnętrzną stronę ręki. Nie odrywał od tej dziewczyny wzroku, a po twarzy błądził mu uśmiech.

– Nie sądzę – powiedział, odsuwając się nagle od Madison. – Najważniejsze, by rodzina Tamary Mills poczuła, że sprawiedliwość na tym świecie istnieje. Musimy szybko znaleźć mordercę i wsadzić go do więzienia.

Głowa Madison lekko drgnęła. Chyba przytaknęła na słowa policjanta, ale nie byłam pewna, co właściwie widziałam.

– Czy coś jeszcze ci się nasuwa? – zapytałam. – Co jeszcze mówił wam pan Bussi?

– Nic więcej. Na chwilę wróciliśmy jeszcze do tego incydentu. Podziękowałam mu za pomoc, a on pogratulował mi odwagi. Mówił, że w obecnych czasach panuje wielka znieczulica i ludzie niechętnie sobie pomagają.

– To prawda – odparłam. – Jeśli jeszcze coś sobie przypomnisz, to koniecznie daj nam znać.

– Masz mój numer, prawda? – wtrącił szybko Cross.

– Tak, jasne.

Harper podniosła się z krzesła, zarzuciła torebkę na ramię, poprawiła włosy i powoli ruszyła w kierunku drzwi.

– Odprowadzę cię! – Mój partner poderwał się niczym ptak do lotu, omal nie przewracając krzesła, na którym siedział. Rzucił mi szybkie spojrzenie, zupełnie jakby chciał sprawdzić moją reakcję.

Lecz mnie nie bardzo to interesowało. Myślami byłam przy Michaelu Bussim. Intuicja mówiła mi, że to syn Donatelli, ale umysł zaczynał powoli tę tezę obalać.

Wyjęłam z szuflady małego pendrive’a i podpięłam go do komputera. Gdy pamięć się otworzyła, kliknęłam na nagranie z baru. Przesunęłam film do momentu pojawienia się mężczyzny w tweedowej marynarce. Zatrzymałam i powiększyłam obraz. Przez moment przyglądałam się ziarnistej postaci i próbowałam znaleźć jakieś podobieństwo między mężczyzną na nagraniu a moją serdeczną przyjaciółką. Niestety, jakość obrazu była zbyt słaba. Postanowiłam poprosić o pomoc kolegów z pracy zajmujących się tymi wszystkimi informatycznymi cudami, o których ja, wiekowa już policjantka, nie miałam zielonego pojęcia.

– Podeślę wam wszystko w mejlu – powiedziałam, kończąc rozmowę z Tomem Wasilowem, specem w tej dziedzinie. – Sprawa ma status pilnej, więc jeśli się uda cokolwiek z tego wyciągnąć, natychmiast dzwoń.

– Dobrze, pani detektyw – odparł wesołym tonem i odłożył słuchawkę.

Zabrałam się do pisania wiadomości. Dołączyłam też swój numer komórkowy, tak na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że jednak go nie mają.

Liam długo nie wracał, więc postanowiłam, że też opuszczę nasze biuro wcześniej.