Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość ma wiele twarzy, otwórz się na jej głos i odkryj je wszystkie
Ambitna i pracowita Zuza zdobywa wymarzoną posadę korektorki w prestiżowym poznańskim wydawnictwie. Po trudnych doświadczeniach życiowych nauczyła się jednak podchodzić do wszystkiego z chłodnym dystansem i bez zbędnego entuzjazmu, więc właśnie w takim nastawieniu przekracza próg nowego miejsca pracy.
Tam poznaje Natalię, charyzmatyczną i władczą szefową, która budzi w niej nie tylko fascynację, ale i głębokie pożądanie. Choć Natalia obiecała sobie, że nigdy nie zaangażuje się w romantyczne relacje z pracownikami, również odczuwa to samo, nieodparte przyciąganie. Między kobietami rodzi się namiętność, która stawia ich relację przed wieloma próbami.
Barwne postacie i pikantne sceny przeplatane humorystycznymi dialogami sprawiają, że od tej historii trudno się oderwać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 211
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Valfreya
It's not my cup of tea
To nie moja bajka
– Fuck…
To są moje pierwsze słowa, które cisną mi się na usta zaraz po przebudzeniu. Pierwszy dzień w nowej pracy. Wymarzonej pracy? Niekoniecznie. Tyle lat nauki, aby po wieloletniej orce w gastronomii zacząć pracować w swoim wyuczonym zawodzie. Korektorka tekstów w niszowej, ale cenionej poznańskiej redakcji. Duża firma mieszcząca się w ogromnym gmachu w centrum miasta. Przez ostatnie miesiące przerobiłam wiele redakcji i tylko ona zwróciła moją uwagę. Głównie tym, że nie obawiają się pisać o sprawach, o których ludzie boją się nawet pomyśleć. I nie za bardzo wchodzą w sprawy polityczne, co mi akurat odpowiada, bo jest tego wszędzie za dużo w ostatnich latach. O czym piszą? Aborcja, eutanazja, seks, pieniądze, moda, LGBT. Ogólnie takie pipiripi do kawy. Ale piszą dość ciekawie i przynajmniej mają swoje zdanie, które nie ulega presji społecznej. Nie jest to szczyt moich marzeń, jednak jak na pierwszą pracę w zawodzie, szczególnie kiedy się ma dwadzieścia siedem lat, to zawsze coś.
– Kurwa.
Kolejne słowa pani korektor po spojrzeniu na zegar wiszący na ścianie. Spóźnię się jak nic. Powinnam była wstać godzinę temu, aby zrobić się na bóstwo, a obecnie zostało mi tyle czasu, co na szybki prysznic, makijaż i sprint na przystanek autobusowy. Zrywam się z łóżka i biegnę do łazienki. Wynajmuję dwupokojowe mieszkanko na obrzeżach miasta, więc czeka mnie nie lada przeprawa. Mam auto, ale świeci się w nim tyle kontrolek, że boję się, że wybuchnie gdzieś po drodze. Ciągle brakuje mi czasu, by się tym zająć. Gdy ciepły strumień wody spływa po moim ciele, czuję ulgę. Przegięłam w tym tygodniu z ćwiczeniami na siłowni. Trochę, aby nie myśleć, i trochę, aby wziąć się za siebie. Trzy miesiące temu rozstałam się z chłopakiem, w sumie bez jakichś afer, ale czas i emocje, które włożyłam w ten związek, trochę bolą. Paweł. Typ faceta szukającego partnerki, która zastąpi jego mamę i zmęczoną rękę. Nie był zły. Ale odklejony. Kompletnie, typowy lekkoduch. Irytowało mnie to w nim strasznie. Chociaż seks był bardzo ok i chyba dlatego wytrwałam w tym związku dwa lata. Poszedł w swoją stronę, wyjechał za granicę i niech mu się wiedzie jak najlepiej. Za ten seks chociażby.
– O mój Boże.
Nieogolone nogi. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Wieczorem po tej siłowni odebrało mi kompletnie siłę i padłam z telefonem w ręku. Dwa wyjścia: albo zmienić koncepcję ubioru z sukienki na spodnie, koszulę i marynarkę, albo wziąć się za koszenie goleni. A jest co golić. Trzy miesiące bez seksu robią swoje. Pamiętam, jak w liceum śmiałam się z nauczycielki matematyki, której włosy wystawały z rajstop. Dzisiaj ją w pełni rozumiem. Ona miała lat pięćdziesiąt, ja dwadzieścia siedem – przypominam. I właśnie ten fakt mnie mobilizuje do depilacji i pozostania przy opcji sukienki.
Zdążyłam. Jadę już podmiejskim i próbuję „wyguglować” naczelniczkę redakcji. Jakoś do tej pory nie za bardzo się tym interesowałam, bo – jak wiadomo – pracując w tak ogromnej firmie, raczej niewiele ma się bezpośredniego kontaktu z tak zwaną Górą. Jednak wczoraj dostałam maila z redakcji, że czeka mnie spotkanie z szefową, a potem szereg szkoleń. Od BHP po nie wiadomo co jeszcze. Jak ona tam miała… Natalia… Nowak. „Nowaków jak psów”. Po wynikach wyszukiwania zgadzam się z tym powiedzonkiem mojego dziadka. Mam konto na Instagramie. Najwiarygodniejsze źródło informacji tych czasów. Nie żeby informacje były prawdziwe, ale zdjęcia nigdy nie kłamią. No może nie nigdy – przeważnie. Powiedzmy.
– Szlag.
Znalazłam. Nie można nawet o niej powiedzieć, że jest po prostu piękna. Jest nieprawdopodobna, aż zbliżam zdjęcie i przyglądam się wnikliwie pikselom z nadzieją, że znajdę dowód podrasowania zdjęcia Photoshopem. Ale nie, nie ma szans. Brunetka, długie włosy, wysoka, szczupła i te oczy. Ciemne i takie pewne siebie. Na każdym zdjęciu tak samo pewne i lekko rozbawione spojrzenie. Typ kobiety, o której od razu przy pierwszym spotkaniu pomyślisz „suka”. Zazwyczaj te „suki” okazują się całkiem miłymi osobami i ich aparycja mija się z rzeczywistością. Tak, sama siebie pocieszam. Nie no, ktoś na takim stanowisku musi być miły. Chyba. Przeglądam galerię dalej. Dużo tego. Prowadzi aktywne życie. I ciekawe. Siłownia, narty, basen, wycieczki i imprezy. Mnóstwo imprez. Od firmowych po prywatne. Jakby zestawić jej konto z moim, to ja nie mam życia – dwa zdjęcia z lasu na grzybach i dwa z McDonalda. Parada atrakcji. Mam cichą nadzieję, że szefowe nie prześwietlają swoich przyszłych pracowników w ten sposób, co pracownicy pracodawców. Na pewno nie, bobym nie dostała angażu w tej redakcji, tylko propozycję pracy w Maku. Muszę skasować konto. Kurde, jak można być tak pięknym, sławnym i bogatym jednocześnie? Nie mówię, żebym ja była jakaś szpetna, ale w porównaniu z Natalią zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać…
Jestem pod budynkiem redakcji. Patrzę na przyszłe miejsce mojej pracy. Robi wrażenie. Dookoła kręci się bardzo dużo elegancko ubranych ludzi. Wszyscy są tacy ładni i pachnący. A ja? Czy ja tu pasuję? Dyskretnie próbuję powąchać swoją prawą pachę. Nie śmierdzę – to już coś, bo z tymi podróżami autobusami różnie bywa. Zawsze mam wrażenie, że moje ciuchy przesiąkają tymi wszystkimi, niekoniecznie przyjemnymi, zapachami.
Wchodzę pewnym krokiem do budynku, wita mnie ochrona, sprawdza dokumenty, wyciąga jakieś listy obecności, stawia „ptaszka” przy moim nazwisku na jednej z nich, a ja się podpisuję obok i koniec. A raczej początek. Mój pierwszy dzień w nowej pracy. Już wiem, że kupione wczoraj piwko wejdzie wieczorem, jak trzeba. To teraz gdzie? Patrzę na tablicę. Miałam zgłosić się z dokumentami do kadr, następnie dowiem się, co dalej. Słyszę, jak burczy mi w brzuchu. I nie tylko ja, bo pan w windzie stojący obok posyła mi spojrzenie pełne współczucia. Widać, że jestem tu nowa?
– To z nerwów.
Mówię chyba bardziej sama do siebie niż do niego. Właściwie nawet nie miałam czasu się zdenerwować. Wszystko od rana w biegu. W autobusie prowadziłam śledztwo, więc droga minęła bardzo szybko. Nie miałam czasu zjeść śniadania, gdyż suknia na wieszaku czekała na gładką skórę moich nóg. Piąte piętro – poinformował kobiecy głos windy. Moje piętro. Mijam towarzysza wspólnej podróży windą, uśmiecham się i wychodzę. Na korytarzu jest mnóstwo ludzi. Wszyscy poruszają się w pośpiechu. Jaki ten świat jest zaganiany, nic dziwnego, że ja za nim nie nadążam. Kadry… Gdzie one są? Pokój 121. Tylko w którą stronę tego labiryntu mam uderzyć? Już wyobrażam sobie uśmiech na twarzy mojej przyjaciółki Kasi, która zawsze ma polewkę z mojego braku orientacji w terenie. Przecież ja tu będę błądzić codziennie rano. Muszę sprawdzić, czy przy wejściu nie mają jakiejś rozpiski, co, gdzie i jak. Albo jutro wezmę mazak i sobie zaznaczę trasę gdzieś na ścianach. Zawsze lubiłam zabawy w „podchody”. Z tą myślą wchodzę wprost w bystre oko kamery. Yhym, czyli jednak będę musiała nauczyć się tego budynku na pamięć. Dobra, jest pokój 121. Całkiem sprawnie mi poszło jak na pierwszy raz. I wybrałam dobrą stronę za pierwszym razem. No niebywałe. Delikatnie pukam do drzwi i niepewnym krokiem wchodzę do pomieszczenia.
– Dzień dobry, nazywam się Zuzanna Kaliszczuk. – Tak, to właśnie ja. – Byłam umówiona na spotkanie o godzinie dziewiątej z panią Natalią Nowak.
– Dzień dobry! Czekałyśmy na panią. Niestety, w obecnej chwili pani Natalia jest na pilnym spotkaniu z prawnikami, więc zacznie pani od szkoleń, a rozmowę z panią Natalią ustawiłyśmy po szkoleniach, zaraz przed porą lunchu.
– Rozumiem. W takim razie gdzie mam się teraz udać?
Podchodzi do mnie ładna blondynka z miłym uśmiechem.
– Cześć, Zuza! Jestem Ania, sekretarka i prawa ręka pani Natalii w tym grajdołku. Chodź ze mną do pomieszczenia socjalnego, tam ci wszystko wytłumaczę. Co, gdzie i w jakiej kolejności będziesz dzisiaj robiła. Czekałam tu na ciebie i już zaczynałam się martwić, że zrezygnowałaś.
– Dlaczego? Przecież się nie spóźniłam.
– Owszem, ale wszyscy nowicjusze zazwyczaj są u nas z godzinę przed czasem, aby się na pewno nie spóźnić.
– Rozumiem.
Szczerze, to nie rozumiem. Po jakiego być godzinę wcześniej przed umówioną godziną spotkania? Ja zawsze jestem pięć–dziesięć minut przed czasem i uważam, że to jest ok. Ania prowadzi mnie labiryntem korytarzy do pomieszczenia socjalnego i już wiem, że przez pierwszy miesiąc nie napiję się tutaj kawy, bo do niego nie trafię…
– Chodź, przejdziemy się schodami, bo winda jest stale zapchana.
– Ok.
Tak, namieszaj mi jeszcze schodami – dwa miesiące bez kawy. Będę musiała jeździć z termosem, bo bez kofeiny jestem trup. Piję bardzo dużo kawy i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Kiedyś był duet – papieros i kawa, ale pierwszego uzależnienia po dość długim boju udało mi się pozbyć. Z drugiego nie zamierzam rezygnować, chociażbym miała jeździć z termosem przez pół roku.
– Jesteśmy na miejscu. Napijesz się może kawy? Ja koniecznie, bo bez niej nie potrafię funkcjonować.
– Chętnie, dziękuję.
Przyjaciółko ty moja, już wiem, że się polubimy. Swoją drogą jest bardzo miła ta prawa ręka pani Natalii, oby i sama pani Natalia była w porządku. Prowadząc autobusowe śledztwo, natknęłam się na parę dziwnych i niekoniecznie pochlebnych opinii na jej temat. Ale wiadomo, jak to jest. Chociażby się zesrać ze starań, to i tak znajdą się tacy, którzy cię objadą w komentarzach.
– Z mlekiem?
To pytanie wyrwało mnie z rozmyślań.
– Tak, i bez cukru poproszę.
– O, to dokładnie tak jak ja – odpowiedziała z uśmiechem Ania, czym już stuprocentowo przypieczętowała naszą długoletnią przyjaźń. Może to jakaś moja zaginiona krewna? Taki zbieg okoliczności? Niemożliwe. Oczywiście śmieję się sama do siebie ze swojego obłąkanego toku myślenia. Siadamy przy wolnym stoliku pod ścianą. Muszę przyznać, że jest tu bardzo miło. Wszyscy się uśmiechają, rozmawiają ze sobą i sobie żartują. Szczerze, jak wspominam swoje pomieszczenia socjalne w różnych miejscach pracy, to w większości nie było nawet gdzie usiąść, żeby zjeść w spokoju jakikolwiek posiłek. A tutaj taki wypas. Jest nawet wewnętrzna kuchnia i różne opcje posiłków do wyboru. I maszyny z szybkimi przekąskami. Super, przynajmniej nie będę chodziła głodna. Oczywiście dopiero od czasu, aż zapamiętam drogę na stołówkę, która mieści się zaraz obok pomieszczenia socjalnego, co też jest spoko, bo nie musisz kupować kawy w bufecie, tylko możesz – tak jak my w tej chwili – usiąść sobie spokojnie z własnym, zaparzonym, aromatycznym napojem. Podoba mi się to. No to nawijaj, Anka, co dzisiaj działamy. A ona, jakby usłyszała moje myśli, rusza ze swoim monologiem.
– Zacznę od tego, że cieszę się, że dołączyłaś do naszego zespołu. My będziemy ze sobą dość blisko współpracowały, bo będziesz miała pokój obok mojego.
No mówiłam. Na bank to jest coś więcej niż zwykły zbieg okoliczności.
– No to super, mam nadzieję, że nasza współpraca będzie miła i owocna.
– Na pewno, na pewno – odpowiedziała z uśmiechem moja odnaleziona rodzina. Chyba zbyt entuzjastycznie zareagowałam na tę informację o współpracy, bo jakoś nie wygląda, jakby ona pałała takim samym entuzjazmem co ja. Ale ona jeszcze nie zna naszej tajemnicy pokrewieństwa, to pewnie dlatego. A tak na poważnie, to muszę dwa razy pomyśleć, zanim coś powiem. Tak będzie bezpieczniej dla mojej startującej kariery.
– Szczerze, to czeka cię dzisiaj trudny dzień. Mnóstwo szkoleń i to głównie online. Ale na pocieszenie będzie dużo kawy i ciastek, tak że jakoś to przeżyjesz. Nie wiem, czy uda mi się dograć na dzisiaj rozmowę z szefową, bo podobno jakaś niezła afera wyszła. Jakieś oskarżenia, pozwy, więc nie wiem, kiedy szefowa wróci. No i w jakim będzie humorze po tym wszystkim, bo wychodząc z biura, nie była w dobrym, mówiąc ładnie.
– A mówiąc nieładnie?
Tak, znowu powiedziałam, zanim pomyślałam. To dlatego, że przy Ani jakoś tak człowiek czuje się dość naturalnie. Nie jest sztywna, wręcz wyluzowana. Dużo się uśmiecha, żartuje i ogólnie strasznie miło się z nią rozmawia.
– Wkur… – nie kończy brzydkiego wyrazu.
– Aaa, rozumiem.
Nie spodziewałam się tak prostej, a zarazem niezbyt dobrej dla mnie odpowiedzi, bo faktycznie może lepiej byłoby przełożyć to spotkanie. Dzwoni telefon Ani.
– Słucham? Wróciła?
Dłuższa chwila milczenia. Ze skupieniem słucha rozmówcy po drugiej stronie słuchawki. W tym samym czasie spogląda mi w oczy i kręci głową. Oj, niedobrze.
– Dobra, idę do niej. Zaraz zobaczymy, co tam się wydarzyło. Dam znać. Pa!
Wpatruje się przez moment w ekran telefonu, coś pisze i po chwili milczenia znowu patrzy mi w oczy. Ten wzrok wyraża współczucie.
– Wróciła.
Tylko tyle? Tyle to już sama wyczytałam z przebiegu rozmowy telefonicznej. Na szczęście Anka rozwija swoją skromną wypowiedź.
– Nie jest dobrze… Spotkanie najwidoczniej bardzo wyprowadziło ją z równowagi. Dostało się już paru osobom na górze i muszę tam iść opanować sytuację.
Wstaje od stolika i już ma odchodzić. Jednak zatrzymuje się i spogląda na mnie przez ramię.
– Pytała o ciebie. Jak ustalę z nią godzinę spotkania, zadzwonię. Mam twój numer w papierach. Dopij kawę i wróć, proszę, do kadr, tam dziewczyny powiedzą ci, gdzie masz się udać na pierwsze szkolenie. Ja spróbuję jakoś ją uspokoić. Ma jeszcze dwa umówione spotkania przed tobą, więc jest trochę czasu. I nadziei.
– Jaka ona jest? – Pytanie samo wyrwało się z moich ust.
– Natalka? Jest super, ale nie ma łatwego życia. Ona ma swoją wizję redakcji, a jej tata swoją. On jest głównym prezesem i właścicielem. Ma ogromne wymagania, którym trudno sprostać. Nawet własnej córce. Zwłaszcza jej właściwie. Nie przejmuj się, zanim dojdzie do waszego spotkania, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ciśnienie z niej trochę zeszło. Idę po sałatkę i mocną kawę dla niej. To na pewno pomoże. Na razie!
– Pa.
Odpowiadam bardziej do siebie niż do niej, bo Anka w pośpiechu znika za drzwiami pomieszczenia socjalnego. No pięknie… Z drugiej strony, nie ma co się martwić na zapas. Przecież nie jestem tu niczym związana. Jeśli coś mi się nie spodoba, to spadam. Tyle. Dopijam kawę i idę do kadr. Kurwa, którędy ona mnie prowadziła?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
It's not my cup of tea. To nie moja bajka
ISBN: 978-83-8373-566-5
© Valfreya i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Magdalena Czarnecka
KOREKTA: Emilia Kapłan
OKŁADKA: Valfreya
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek