Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Julia, Anita i Wiktoria zostają uprowadzone z nocnego klubu i uwięzione w budynku na pustkowiu. Zamieszany w sprawę barman pracujący w dyskotece ma na karku tatuaż – czerwonego skorpiona – który na co dzień ukrywa pod dłuższymi włosami. Identyczny tatuaż, i to w tym samym miejscu, ma porywacz Julii. Kobieta wspomina o nim ojcu podczas rozmowy telefonicznej na kilka chwil przed porwaniem. Ten jednak w wyniku natłoku wydarzeń zapomina o tym fakcie, który jak się z czasem okazuje, ma ogromne znaczenie dla sprawy.
Ponieważ postępy w śledztwie nie przynoszą efektów, bliscy dziewczyn postanawiają działać na własną rękę.
Dlaczego kobiety zostały porwane?
Czy zaangażowani w poszukiwania mężczyźni wpadną na ich ślad i historia będzie miała happy end?
Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem?
I czy wszyscy chcą tego samego, czyli odnalezienia zaginionych?
A może jest ktoś, komu zależy na zmyleniu tropów, by sprowadzić śledztwo na fałszywe tory?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 358
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
Piekło aniołaGdzie jesteś?
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Kamila Subzda, 2025Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta I: Aneta Krajewska
Korekta II : Magdalena Czmochowska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-880-0
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX
ROZDZIAŁ X
ROZDZIAŁ XI
ROZDZIAŁ XII
ROZDZIAŁ XIII
ROZDZIAŁ I
16 maja 2010, niedziela
Z trudem podniosła ciężkie powieki. Nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie jest i co konkretnie się wczoraj wydarzyło. Pamiętała, że była w pubie Palabra razem ze swoimi koleżankami, a później, nawet nie wiedziała dlaczego, została sama i poszła na drinka do baru.
Ból głowy był nie do zniesienia. Powodował, że obraz przed jej oczyma rozmazywał się, nie pozwalając na dokładne zbadanie pomieszczenia, do którego trafiła. Wiedziała, że chciało jej się pić. To była jedyna rzecz, której Wiktoria Strojna była świadoma i pewna.
– Napij się… – Usłyszała po chwili.
Chciała zobaczyć, kto do niej mówi, ale oprócz dwóch niewyraźnych kobiecych sylwetek nie była w stanie dostrzec niczego więcej. Jedna z kobiet delikatnie uniosła jej głowę, a druga, przyłożywszy butelkę z wodą do ust, próbowała napoić. Gest ten sprawił, że Wiktoria chociaż na moment poczuła się bezpiecznie.
– Spokojnie… Powoli… – Dotarło do niej, gdy zdała sobie sprawę, że zimna woda spływa po jej brodzie.
Wytarła ją dłonią, po czym ponownie, bardzo zachłannie, zaczęła wlewać w siebie kolejne porcje. Wyglądała i czuła się tak, jakby nie piła co najmniej parę dni, a w rzeczywistości były to zaledwie cztery godziny. Z każdym kolejnym łykiem kobieta jednak wydawała się coraz bardziej obecna i świadoma tego, co ma przed oczyma.
– Gdzie ja jestem? – zapytała, przecierając je kilkukrotnie.
Czynność ta sprawiła, że zaczęła powracać jej ostrość widzenia. Podniosła się z łóżka i ignorując zawroty głowy, uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu.
Warunki były dobre, a pokój duży. Mieścił trzy jednoosobowe łóżka, na których leżały duże, ubrane w białe poszewki poduszki oraz czysta, świeża pościel. Ściany były szare, a na jednej z nich wisiał telewizor. Leciał jakiś film i był on jej dobrze znany, ale nie potrafiła skojarzyć tytułu.
Gdy obróciła głowę, ujrzała wejście do łazienki. Przez uchylone drzwi zobaczyła białe płytki, którymi wyłożone zostało całe pomieszczenie, oraz kabinę prysznicową stojącą na samym końcu, pod ścianą.
Wodząc spojrzeniem po pokoju, dostrzegła, że okno zostało zabezpieczone od zewnątrz grubą, metalową kratą. To właśnie wtedy zrozumiała, że została uwięziona i że pomimo ludzkich warunków, które ktoś stworzył dla niej i dwóch pozostałych kobiet, ta sytuacja nie ma prawa skończyć się dobrze…
Przeszedł ją zimny dreszcz.
Poczuła, że zaraz zwymiotuje.
Ignorując słowa kobiety, która odpowiadała na jej pytanie, pospiesznie udała się do łazienki i zwróciła wszystko to, co przed chwilą wypiła. Czuła się fatalnie. Nie potrafiła zebrać myśli i wrócić nimi do wydarzeń dnia poprzedniego. Ostrożnie odkręciła wodę i przemyła nią twarz, a potem spojrzała na swojego odbicie w lustrze.
– Gdzie ja jestem…? – zapytała ponownie, nie odrywając wzroku od swojego oblicza, które w tym momencie przywodziło na myśl obraz osoby wypuszczonej z piekła albo takiej, która jest świadoma tego, że do piekła niedługo trafi.
– Lepiej? – Usłyszała pytanie dobiegające zza drzwi.
– Tak… Trochę tak… – wymamrotała, obracając głowę w stronę wyjścia.
Widziała już o wiele wyraźniej.
Jedna z kobiet podeszła do niej i ponownie podała butelkę z wodą.
– Powiecie mi, co się tutaj dzieje? – zapytała, biorąc napój do ręki.
W oczach obu dziewczyn malował się strach, który jeszcze bardziej potęgował przerażenie Wiktorii.
– Chodźmy do pokoju – powiedziała jedna z nich.
Była to wysoka, opalona i szczupła blondynka, której rysy twarzy były tak idealne i proporcjonalne, że aż trudno było uwierzyć w to, że mogłyby być dziełem natury. Obie kobiety ubrane były w czarne, bawełniane dresy identyczne z tymi, które Strojna ujrzała na łóżku, gdy się obudziła.
Pomimo noszenia tego samego odzienia ich wygląd bardzo się różnił. Reprezentowały dwa zupełnie odmienne typy urody.
Druga z nich – Anita Wysocka – była zdecydowanie niższa od blondynki i miała czarne, długie, kręcone włosy oraz jasną karnację. Podobnie jak ta pierwsza, która przedstawiła się Wiktorii jako Julka Wajs, należała do kobiet z tak zwanej „wyższej półki”. Zadbana, szczupła, z nieskazitelną cerą i zębami jak z reklamy pasty Colgate.
Pomimo sytuacji, która w nich wszystkich budziła ogromny strach i jeżyła włosy na głowie, dziewczyny wspierały się wzajemnie, dodając sobie otuchy. Nie wiedziały, co je czeka. Nie wiedziały, co przyniesie następny dzień, ale były pewne jednego – tego, że muszą się trzymać razem i podnosić na duchu tak długo i wytrwale, jak tylko będą w stanie to robić. Wiedziały, że nie mogą się poddać. Musiały walczyć i wierzyć w to, że wyjdą z tej sytuacji obronną ręką.
Wiktoria usiadła na jednym z łóżek i spojrzała na Julkę pytającym wzrokiem. Cały czas czekała na odpowiedź – chciała wiedzieć, gdzie jest.
– Same tego nie wiemy… – powiedziała Wajs, pocierając nerwowo skronie.
– Ale kto nas tutaj zamknął…? Dlaczego? – dopytywała się Wiktoria.
Pragnęła dowiedzieć się wszystkiego, ale nie potrafiła zebrać myśli, żeby zadać krążące w jej głowie pytania.
Strojna zamknęła oczy i przez chwilę próbowała przypomnieć sobie to, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Niestety, nie mogła się skupić. Wspomnienia pokryła gęsta mgła niepozwalająca na to, żeby choć najmniejszy przebłysk rozjaśnił jej pamięć.
– Długo tu jesteś? – wyszeptała, wbijając wzrok w Anitę.
– Dwa dni – odpowiedziała kobieta. – Znalazłam się tu jako pierwsza.
– A ty? – zapytała, przenosząc spojrzenie na Julkę.
– Ja jestem tu od wczoraj…
– Ale jak tu trafiłyście?
– Obie zostałyśmy porwane z pubu Palabra – powiedziała Anita Wysocka, spoglądając na Julkę Wajs tak, jakby szukała w niej potwierdzenia swoich słów.
– Ja też… – oznajmiła Wiki, wstając z łóżka. – Pamiętam, że moje koleżanki wyszły na chwilę… Chyba… chyba na fajkę, a ja zostałam sama przy barze. Piłam drinka… A później obudziłam się tutaj…
– Czyli nas wszystkie łączy jedno – podsumowała Wysocka. – Pub Palabra. Wszystkie tam byłyśmy, zanim znalazłyśmy się w tym więzieniu…
– Tak… – przytaknęła Strojna, podchodząc do okna.
Widok zupełnie nic jej nie mówił. Było to pustkowie – wysuszona od słońca trawa i uboga łąka, na której horyzoncie malował się jakiś szyld. Nie widziała, co jest na nim napisane, ale była pewna, że pierwsza litera hasła to duże, czarne A.
– W nocy świeci na czerwono – powiedziała Anita, podchodząc do Wiktorii.
– Co tam jest napisane? – zapytała kobieta, cały czas próbując odczytać hasło.
– Nie wiemy… – burknęła. – Też próbowałyśmy to rozszyfrować, ale nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Prawdę mówiąc, to i tak w niczym by nam nie pomogło… – skwitowała i odwróciwszy się na pięcie, powolnym krokiem podeszła do łóżka, na którym usiadła po turecku.
– Za nim musi być jakaś droga. Przecież nikt nie stawiałby szyldu na zupełnym pustkowiu – oznajmiła Wiktoria. – On musi być dobrze widoczny z trasy, która jest po jego drugiej stronie.
– Pewnie tak… – wtrąciła się Julia. – Ale co nam to daje?
– Nie wiem… – Strojna zamknęła oczy.
Myśli kłębiły się jej w głowie. Z każdą minutą zaczynała przypominać sobie coraz więcej i czuła, że mgła pokrywająca jej wspomnienia powoli opada, przywołując echa dnia poprzedniego.
Po chwili kobiety usłyszały cichy dźwięk wsuwanego klucza do zamka w drzwiach. Wiki poczuła, że oblewa ją zimny pot i na powrót robi jej się niedobrze.
– Pewnie przynieśli śniadanie – wyszeptała Julia, wbijając spojrzenie w stronę źródła dźwięku.
Miała rację.
W progu ujrzały mężczyznę trzymającego w dłoniach tacę, na której leżały trzy białe bułki z serem i stało kilka butelek wody mineralnej.
Wiki oderwała wzrok od postawnego faceta i przeniosła go na szepczącą coś pod nosem Anitę. Zauważyła na jej twarzy wyraźny niesmak, który sprawił, że wyglądała tak, jakby miała za moment zwymiotować. Na początku Strojna nie potrafiła zrozumieć żadnego ze słów wypowiadanych przez kobietę, ale z każdą kolejną sekundą stawały się one coraz wyraźniejsze i lepiej dla niej słyszalne.
– Ty chuju… Kurwa. Co to ma znaczyć? – mruczała pod nosem.
Energicznie wstała z łóżka i podbiegła do mężczyzny z zamiarem wymierzenia mu ciosu.
– Anita, uspokój się! – krzyknął koleś, rzucając tacę na podłogę. Złapał ją za dłonie i obrócił tyłem do siebie, krępując ruchy.
– Co to ma znaczyć?! – krzyczała.
Początkowo Julka i Wiki patrzyły na wszystko z boku, ale po chwili ruszyły koleżance na pomoc, rzucając się na mężczyznę z pięściami. Mimo ogromnej determinacji i chęci do walki nie miały żadnych szans. Do pomieszczenia wszedł kolejny facet, celując do nich z pistoletu.
– Siadajcie, kurwa! – krzyknął.
Zrobiły, co kazał.
Koleś, który wszedł do pomieszczenia jako pierwszy, poprawił dłonią czarne włosy, wygładził wymiętą bluzkę, a następnie włożył ręce do kieszeni jeansów i spojrzawszy na Anitę z góry, lekko się uśmiechnął.
– Zdziwiona? – zapytał.
– Co to ma znaczyć? – syknęła dziewczyna.
Uśmiech na jego pobladłej twarzy zdawał się poszerzać, odsłaniając białe, równe zęby. Ich kolor był nienaturalny, wręcz karykaturalny.
– Czyli zdziwiona… – skwitował.
– Dlaczego…? – zapytała, ale mężczyzna wszedł jej w zdanie, mówiąc:
– Dowiesz się dlaczego. Wszystko w swoim czasie…
– A co z Ingą? – dopytywała się, a łzy strumieniami lały się po jej policzkach.
– Zostałaś porwana, nie wiesz, co cię czeka, a martwisz się o Ingę?
– Tak…
– Jaka honorowa postawa. Jestem pełen podziwu… – powiedział, wyciągając dłonie z kieszeni.
– Mów, co z Ingą…!
– Spokojnie… Niedługo się dowiesz…
ROZDZIAŁ II
Trzy dni wcześniej…
Był czwartek, godzina siedemnasta. Anita Wysocka siedziała nad książkami, próbując przyswoić materiał z biochemii. Studentka drugiego roku medycyny na Akademii Medycznej Nauk Stosowanych w Kardobierzu kochała swój kierunek całym sercem. Biochemia była jednak jej piętą Achillesa.
Anita od dziecka wiedziała, że zostanie lekarzem. Już jako mała dziewczynka przyjmowała w swoim wyimaginowanym gabinecie pacjentów, którymi byli wszyscy członkowie rodziny oraz miśki walające się po jej pokoju. Zabawki poddawane były przez małą panią doktor przeróżnym badaniom i eksperymentom. Kilka z nich straciło oko, inne gubiły watę z rozprutego brzucha, a jeszcze inne zachodziły pleśnią od wody, którą podawała przez strzykawki z długimi igłami.
Z czasem, gdy stawała się coraz starsza, jej celem było dostanie się na medycynę, a że była niesamowicie uparta i ambitna, robiła wszystko, by zrealizować swoje pragnienia. Korepetycje z biologii, chemii oraz wiele nieprzespanych nocy, podczas których ślęczała nad książkami, przyniosły efekty, bo na wymarzone studia dostała się przy pierwszym podejściu. Wiedziała, że pomimo tego, iż biochemia jest jej słabym punktem, opanuje materiał i zaliczy go na piątkę. Nie dopuszczała do siebie innych możliwości.
Zrobię sobie herbatę… – pomyślała, wstając z krzesła, na którym przesiedziała już dobrych parę godzin.
Rozejrzała się po pokoju, żeby zlokalizować swój telefon, który przepadł gdzieś wśród wielu rozłożonych książek i miliona notatek.
– Gdzie on jest? – szeptała pod nosem, usłyszawszy wibrację komórki.
Podniosła kilka kartek, spod których dochodził dźwięk, i zobaczyła, że dobija się do niej Inga – przyjaciółka ze studiów. Nie namyślając się długo, odebrała połączenie.
− Tobie też tak opornie wchodzi ta biochemia? – zapytała Wysocka, pomijając jakiekolwiek przywitanie.
– Anita, daj spokój… – burknęła koleżanka.
Z Ingą poznała się dwa lata temu. Pomimo ogromnej różnicy temperamentów i poglądów na świat między dziewczynami od razu zaiskrzyło. Anita była subtelna, delikatna i cicha, a Inga była jej całkowitym przeciwieństwem. Szalona, zwariowana, głośna – to trzy cechy, które najlepiej opisywały jej temperamentny charakterek. Nie dawała sobie w kaszę dmuchać, potrafiła wykłócać się o swoje i była bardzo, ale to bardzo pewna siebie. Mówiła, że pewność tę zaszczepili w niej rodzice, którzy nigdy nie poddawali jej żadnej krytyce oraz ocenie – nawet, gdy robiła głupoty.
Często opowiadała o tym, jak kiedyś jako ośmioletnia dziewczynka pojechała z tatą na narty w góry. Wybiegła wtedy na stok, co jak wiadomo, było bardzo niebezpieczne i bezmyślne. A jej ojciec zamiast ją skarcić, powiedział, że super biega w tych ciężkich, narciarskich butach. Czy takie podejście było dobre? Anita często podkreślała, że według niej nie, ale Inga nic sobie z tego nie robiła, mówiąc, że gdy kiedyś zostanie matką, wychowa swoje dzieci w identyczny sposób.
− Przyjedź do mnie, pouczymy się razem – zaproponowała Wysocka.
– Nie, kochana… – odpowiedziała Inga. – Przyodziej jakąś odjazdową kiecę i zabieram cię na drinka.
– Nie bardzo…
– Co „nie bardzo”?
– Nie bardzo, bo muszę się uczyć. Ty zresztą też. W poniedziałek jest koło, chcę dostać piątkę.
– Błagam… Jeszcze ty…?
– Co jeszcze ja? – zapytała zdziwiona Anita.
– Jeszcze ty będziesz mnie dołować? – syknęła Inga, pocierając nerwowo skronie.
Wysocka już na początku rozmowy wyczuła, że głos jej przyjaciółki nie brzmi tak, jak zazwyczaj. Nie tryskała energią, nie była wesoła i nie rzuciła żadnym sucharem, co w jej przypadku było dość rzadkim zjawiskiem. Na początku Anita pomyślała, że to przez biochemię, którą miały wkuwać przez cały nadchodzący weekend, ale po ostatnim zdaniu zrozumiała, że to nie nauka jest przyczyną złego nastroju Ingi.
– Co się stało? – zapytała, wchodząc do kuchni.
– Kurwa, młoda… Nie pytaj… Po prostu wyjdź dzisiaj z domu i upij się ze mną w trupa – mruknęła dziewczyna, z trudem powstrzymując płacz.
– Nie… Nie odpuszczę. Mów, co się stało.
– To w takim razie zgaduj…
– Emil? – zapytała Anita, nalewając wody do czajnika.
– Bingo!
– Co zrobił? – dopytywała się zaciekawiona kobieta.
– Co zrobił? Myślę, że źle zadałaś pytanie. Powinno ono raczej brzmieć: co odjebał…?
– No co? Mów…
– A więc…
Anita musiała wyjść z kuchni, bo dźwięk gotującej się wody w czajniku zagłuszał słowa Ingi.
– A więc… widziałam go dzisiaj z inną…
– Z inną?
– No… Chyba mówię wyraźnie. Widziałam go dzisiaj z inną, kurwa… – Kobieta zaniosła się płaczem.
– Inga, uspokój się.
– Jak mam się uspokoić? Anita… On ją całował. Rozumiesz?
Wysocka na chwilę zaniemówiła. Nie dlatego, że była w szoku po tym, co usłyszała, ale dlatego, że słowa przyjaciółki potwierdziły to, o czym Anita mówiła jej od dawna. Nigdy nie lubiła Emila i gdy zaczęli się spotykać – a było to rok temu – nie widziała w nim faceta godnego jej przyjaciółki. Według Anity źle mu z oczu patrzyło i było w nim coś, co ją bardzo od niego odpychało. Nie lubiła jego sposobu bycia, mówienia, nawet jego spojrzenie doprowadzało dziewczynę do białej gorączki. Akceptowała go tylko ze względu na przyjaciółkę, ale nie ukrywała, jakie ma na jego temat zdanie.
– Nie powiesz „A nie mówiłam”? – zapytała zapłakana kobieta.
– Nie powiem… Uspokój się. On nie jest wart tego, żeby…
– Przestań! Przecież wiesz, że go kocham…
– Emil to kawał drania – zaczęła Anita. – Jesteś mądrą kobietą, ale w tym przypadku ta ślepa miłość odebrała ci rozum. Olej go, bo to nie jest typ dla ciebie.
– Wiem… Ale jest to bardzo trudne… – oświadczyła, ciągle płacząc.
– Dobra… Nie ma co się użalać. W dupie z tą biochemią, ty jesteś ważniejsza. Będę pod twoim blokiem o dwudziestej, więc bądź gotowa, okej?
– Jesteś kochana… Będę czekać.
– Tylko błagam… przestań już płakać.
– Postaram się – mruknęła Inga, po czym przerwała połączenie.
Anita odłożyła telefon na blat kuchenny, a następnie podeszła do okna i spojrzała w niebo. Była wściekła, ale nie pokazała tego swojej przyjaciółce. Miała pretensje do siebie, że pozwoliła Indze na wejście w ten związek pomimo tego, iż od samego początku czuła, że Emil to kawał drania, który nawet w najmniejszym stopniu nie był jej godzien. Dziwiło ją to, w kim jej najlepsza koleżanka ulokowała uczucia, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że miłość jest ślepa i że dopóki Inga na własnej skórze nie przekona się, jakiego chama pokochała, jej interwencja i sprzeciw nic nie dadzą, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej pogorszą sytuację.
Przed dziewiętnastą Wysocka zrobiła makijaż, wygrzebała z dna szafy granatową, obcisłą kieckę, włożyła czarne sandały z krwistoczerwoną podeszwą i wyszła z mieszkania. Pod blokiem czekała na nią taksówka.
– Malinowa piętnaście – powiedziała, gdy wsiadła do auta.
Nie jechali zbyt długo. Inga mieszkała zaledwie dwie przecznice dalej, dlatego Anita równie dobrze mogła przebyć tę drogę pieszo. Pewnie by tak zrobiła, gdyby miała na nogach wygodne adidasy zamiast dziesięciocentymetrowych szpilek.
Gdy dojechali pod blok, dziewczyna stała przed drzwiami wejściowymi do klatki schodowej. Nie wyglądała dobrze. Już na pierwszy rzut oka było widać, że przepłakała dobrych kilka godzin. Nawet mocny makijaż nie pomógł w zakamuflowaniu tego, że miała złamane serce i była w rozsypce.
Wsiadła do taksówki, z trudem powstrzymując płacz.
– Hej… – mruknęła Anita, spoglądając na nią smutnym wzrokiem.
– Hej.
– Jak się czu… – zaczęła Wysocka, ale przyjaciółka weszła jej w słowo, mówiąc:
– Nie mówmy o tym i błagam, nie patrz na mnie w taki sposób. Przecież nikt nie umarł….
Na krótką chwilę w samochodzie zapanowała cisza, którą przerwał taksówkarz, pytając:
– Dokąd jedziemy?
Kobiety wymieniły się spojrzeniami. Obie zdawały sobie sprawę, że w Kardobierzu, czyli mieście, w którym aktualnie mieszkały, w czwartek czynnych jest wiele dyskotek oraz pubów. Pod uwagę jednak brały tylko dwa kluby – Milano i Palabra. W tym pierwszym były zaledwie kilka razy i nie bardzo przypadł im do gustu. Niefajna obsługa, niefajna muzyka, niefajne, zbyt wysokie ceny – jednym słowem niefajny klub. Dlatego wybór dla obu kobiet był oczywisty.
– Do Palabry – powiedziały chórem.
– Oczywiście… – Mężczyzna ruszył.
Po niespełna dziesięciu minutach byli na miejscu. Anita zapłaciła taksówkarzowi, po czym wysiadły z auta i udały się w kierunku wejścia.
– Bardzo źle wyglądam? – zapytała Inga, wyciągając z torebki małe, okrągłe lusterko.
– Jesteś spuchnięta, widać, że płakałaś… Ale nie jest źle.
Kobieta na chwilę przystanęła, wbijając wzrok w swoje odbicie.
– Nie jest źle? – zapytała. – Wyglądam okropnie… Kurwa, w tym świetle wyglądam tak fatalnie, że aż chce mi się rzygać. Szybko, wchodzimy do środka, tam jest ciemno – oświadczyła, a potem prędkim krokiem weszła do klubu.
Nie miały zrobionej rezerwacji, ale w czwartki nie było tam tłumów, dlatego były pewne, że spokojnie znajdą miejsce do siedzenia, i nie myliły się. Tuż przy barze stało kilka pustych, czteroosobowych stolików.
Pub Palabra należał do największych w okolicy i znajdował się w centrum miasta, z tego powodu był często odwiedzany przez dziewczyny, szczególnie w weekendy.
Czerwona cegła na ścianach, betonowa podłoga, szary sufit – brzmiało to niezbyt przytulnie. Ciepłe, żółte światło, wydobywające się z lampek powieszonych nad każdym ze stolików, tworzyło jednak niepowtarzalny, przyjemny klimat. Samych stołów było sporo. Przy barze były czteroosobowe, a w centralnej części klubu kilka dużych, mieszczących większą liczbę osób.
Pod ścianami umieszczono loże z czerwonymi, skórzanymi kanapami, nad którymi wisiały czerwone żarówki potęgujące kolor siedzisk. Bar stał na samym końcu pomieszczenia. Jego blat był z ciemnego drewna, a podstawa z cegły, tak jak ściany.
Anita często mówiła, że powinni zmienić nazwę Palabra na Cegła, bo ta druga o wiele bardziej pasowałaby do tego miejsca.
Kobiety usiadły przy stoliku, a potem Wysocka wzięła w dłoń kartę drinków.
– Po co to czytasz? – zapytała ze zdziwieniem w głosie Inga.
– Nie wiem… Może mają coś nowego.
– Byłyśmy tu w zeszłym tygodniu. Wątpię, żeby przez te kilka dni poszerzyli ofertę… – ciągnęła dziewczyna. – Ale chuj z tym. Powiedz lepiej, jak wyglądam w tym świetle. Widać, że płakałam?
– Spójrz w lustro.
– Tutaj jest za ciemno. W tym małym gównie nic nie zobaczę. Ale idę po drinki. Przejrzę się w lustrze za barem – oświadczyła. – To co zawsze?
– Tak – odpowiedziała Wysocka, oparła plecy o krzesło i wyciągnęła komórkę z torebki.
Inga poszła złożyć zamówienie.
Przy barze stało kilku mężczyzn, ale ustąpili jej miejsca, widząc, jak usilnie próbuje przejrzeć się w lustrze.
– Piękna jesteś – powiedział jeden z nich, taksując kobietę wzrokiem.
– Pytam cię o zdanie? – odburknęła, siadając na wysokim hokerze, jednocześnie patrząc na swoje odbicie.
– Nie pytałaś, ale widzę…
– Nie obchodzi mnie, co widzisz… – przerwała mężczyźnie, który cały czas bacznie jej się przyglądał.
Mimo tego, że dziewczyna nie spojrzała na niego ani razu, kątem oka widziała, że ten nie spuszcza z niej wzroku.
– Nie gap się tak na mnie… – powiedziała wyraźnie poirytowana.
– Widzę, że nie masz humoru.
– Spostrzegawczy jesteś…
– Postawię ci drinka – zaproponował. – Może on ci go poprawi.
– Spierdalaj…
– Coś ty, kurwa, powiedziała?! – zapytał podniesionym głosem.
– Spierdalaj!
Słysząc to, Anita oderwała wzrok od telefonu i spojrzała w stronę baru. Zobaczyła, że mina kolesia, który początkowo był bardzo miły dla jej przyjaciółki, zmieniła się na taką, która nie wysyłała już zbyt przyjaznych sygnałów. Wstała z krzesła, a następnie szybkim krokiem podeszła do koleżanki.
– Co jest? – szepnęła zaniepokojona.
– Nic… – burknęła Inga. – Ktoś tutaj ma przerost formy nad treścią i ego tak duże, że nie ma w tym klubie dla niego miejsca – oznajmiła, przenosząc wzrok na mężczyznę.
Wyglądała tak, jakby zdała sobie sprawę, że zaczęła z niewłaściwą osobą.
Wysocka pomyślała, że jeśli koleżanka nie załagodzi sytuacji, to ten koleś będzie w stanie sprzedać jej prawego sierpowego. Jego spojrzenie przeraziło kobiety, a Inga pierwszy raz przez moment pożałowała, że ma tak niewyparzony język.
Głośno odchrząknęła, z trudem przełknęła ślinę i po chwili mruknęła cichym głosem.
– Przecież żartowałam…
Mężczyzna podszedł do niej na tyle blisko, że miała jego twarz kilka centymetrów przed sobą. Poczuła jego oddech i ostry zapach perfum. Cały czas patrzył jej głęboko w oczy, co sprawiło, że zrobiło jej się niedobrze i oblał ją zimny pot.
– Przepraszam za koleżankę – wtrąciła Anita, widząc, że nie ma z nim żartów.
Jeden z mężczyzn stojących obok podszedł do niego i odciągnął od kobiety.
– Kurwa… Daj spokój. Słyszałeś, że pani żartowała – powiedział, trzymając go za ramię.
– Żadna dziwka nie będzie mówiła do mnie „spierdalaj”!
Anita spojrzała na koleżankę, wiedząc już, że koleś właśnie rozpętał piekło. Mimo tego, że Inga się go bała, to postanowiła, iż nie pozwoli sobie na takie traktowanie.
– Słucham? – zapytała. – Jak mnie nazwałeś?
– Dziwką! – krzyknął z taką złością, że Wysocka poczuła, jak ugięły się pod nią kolana.
– Żaden mikrokutas nie będzie nazywał mnie dziwką! – oświadczyła podniesionym głosem, wzięła w dłoń drinka mężczyzny i chlusnęła mu nim w twarz.
– Ty suko! – krzyknął, próbując wyrwać się koledze.
Ten jednak trzymał go mocno – na tyle mocno, że nie był w stanie się oswobodzić.
– Puść mnie, kurwa! Jak ją dorwę…!
– Uspokój się – mówił do niego, ale on zdawał się tego nie słyszeć.
– Kurwa, niech tylko cię dorwę! – krzyczał. – Pożałujesz, dziwko!
Anita stała jak sparaliżowana. Akcja rozegrała się tak szybko, że nie nadążała z rejestracją tego, co się przed chwilą wydarzyło. Bardziej niż ten koleś przerażała ją mina koleżanki, która wydawała się zdeterminowana i nieskłonna do tego, by odpuścić.
– I co mi, kurwa, zrobisz?! Pobijesz mnie…?! – dopytywała się, wiedząc, że on nie ma szans wyrwać się koledze.
Dodawało jej to odwagi i budowało przekonanie, że wyjdzie z tej sytuacji obronną ręką.
– Inga… Daj spokój! Wychodzimy stąd… Szybko… – syknęła Anita.
– Nigdzie nie idę. Żaden fiut nie będzie mnie obrażał – burknęła.
Była jak mały chihuahua, który mimo swoich mikrogabarytów w duchu czuł się psem obronnym. Anita nie wiedziała, skąd w Indze taka zawziętość. Przecież gdyby ten koleś uwolnił się z uścisku, ona nie miałaby najmniejszych szans i dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
Nagle kobiety usłyszały trzask drzwi. Obróciły głowy w stronę dobiegającego dźwięku.
– Co się tu dzieje!?
Trzech ubranych na czarno mężczyzn wbiegło do klubu. Byli to ochroniarze, którzy odciągnęli mężczyznę na bezpieczną odległość, a następnie posadzili go na jednym z krzeseł.
– Co tak fikasz?! – zapytał jeden z nich, kierując wzrok na mokrego od drinka kolesia.
On nie spuszczał wzroku z Ingi i nie reagował na zadawane pytania. Dziewczyna odniosła wrażenie, że wykuwał w pamięci jej obraz, by przypadkiem nie pomylić jej z żadną inną, gdy będzie ją namierzał, by się zemścić. Mimo tego nie żałowała swoich czynów i czuła, że gdyby mogła rozegrać to spotkanie po raz drugi, to zrobiłaby to w ten sam sposób. Chwila strachu poszła w zapomnienie i teraz pozostały tylko pewność siebie oraz ego większe, niż miał ten koleś.
– Wychodzisz stąd – powiedział ochroniarz, łapiąc go pod ramię.
On, przekrzywiwszy głowę, lekko się uśmiechnął i patrząc Indze w oczy, rzekł:
– Pożałujesz tego… – Energicznym ruchem ręki wyrwał się ochroniarzowi, kiwnął dłonią na swoich kumpli, a potem wszyscy ruszyli w stronę wyjścia.
– Co ty robisz? Inga… Jesteś nienormalna? – zapytała Anita, odprowadzając ich przerażonym wzrokiem.
– Nie znasz mnie od dzisiaj… Jestem – potwierdziła. – Nie pozwolę na to, żeby jakiś kutas mnie obrażał! Nie pozwolę! – krzyknęła, widząc, jak mężczyźni opuszczają klub.
– Nie będę z tobą wychodzić, jak będziesz odwalała takie akcje. Widziałaś, że ten facet był w stanie cię zabić? Inga, do cholery, myśl!
– No to by mnie zabił. I tak straciłam sens życia…
– Co ty mówisz?
– Kurwa, Anita. Mój facet doprawia mi rogi. Czuję się z tym jak wymięta ścierka. Nie mam nic do stracenia… – mówiąc to, rozpłakała się.
– Chciałaś powiedzieć, twój były facet… – podkreśliła Anita. – Przecież to już koniec… Prawda?
– Tak…
Inga spojrzała na przyjaciółkę.
Jej usta odpowiedziały twierdząco, ale oczy wyraźnie temu zaprzeczały. Widziała w nich ból, tęsknotę i chęć przebaczenia, co jeszcze bardziej doprowadzało ją do obłędu.
– Musisz mi coś obiecać… – oświadczyła Anita, patrząc koleżance głęboko w oczy.
– Muszę?
– Tak, musisz… Inaczej zabieram się stąd…
Inga widziała, że Wysocka nie żartuje, dlatego pokornie spuściła głowę i ze smutkiem w głosie powiedziała:
– Dobra. Mam ci obiecać, że przestanę go kochać?
– Nie… Musisz mi obiecać, że nie zrobisz już więcej takich akcji. Nie rozumiesz, że to mogło się dla nas źle skończyć?
– Ale Anita, zrozum…
– Nie… Sorry, ale nie ogarniam. Obiecujesz?
– Tak – mruknęła cicho pod nosem.
– Głośniej… Nic nie słyszałam.
– Obiecuję ci i przepraszam. Poniosło mnie – powiedziała, przytulając przyjaciółkę.
– W takim razie koniec tematu. Mam nadzieję, że nic nam już nie grozi. Idź do stolika, a ja zamówię kilka pięćdziesiątek i jakiś sok. Na drinka już nie mam ochoty…
– Ja też – oświadczyła Inga, odwróciła się i odeszła.
Po niespełna minucie do Wysockiej podszedł barman, którego ominęła cała ta sytuacja. Spojrzał na nią wymownie, a następnie spokojnie położył dłonie na blat. Dziewczynie zrobiło się gorąco. Nie spodziewała się, że to akurat on będzie dzisiaj w pracy.
Przemo był bardzo przystojny. Bez wątpienia podobał się kobietom, a Anita nie była wyjątkiem. Od dawna miała na niego ochotę i czuła, że podobnie jest w drugą stronę. Niebieskooki szatyn o kręconych, sięgających ramion włosach. Jego tors okrywał obcisły t-shirt, podkreślający wyćwiczone na siłowni mięśnie. Facet marzenie… Jego spojrzenie sprawiło, że pod kobietą ugięły się kolana, a fakt, że przy barze stało kilka innych dziewczyn, a on skupił uwagę tylko na niej, spowodował, że cała zesztywniała i poczerwieniała na twarzy.
– Co podać? – zapytał, wbijając w nią hipnotyzujące spojrzenie.
− Osiem kolejek czystej – zaczęła niepewnie – i… sok pomarańczowy.
– Soplica, finlandia czy…?
– Nieważne. Daj to, co masz pod ręką… – przerwała mu.
Mężczyzna rozstawił kieliszki na tacy, a ona wpatrywała się uważnie w każdy jego ruch.
– Szybciej! – Usłyszeli po chwili głos Ingi siedzącej przy stoliku.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem, odstawiając butelkę wódki na półkę.
– Ktoś tu jest bardzo niecierpliwy – oznajmił, spoglądając na przyjaciółkę Anity.
– Na to wygląda… – odparła kobieta.
Nagle mężczyzna poczuł, jak komórka w kieszeni zaczyna wibrować.
Wyciągnął ją i spojrzał na wyświetlacz.
– Przepraszam na moment. Mam pilny telefon.
Wysocka tylko kiwnęła głową, podczas gdy Przemo stanął do niej tyłem i odebrał połączenie. Nie odzywał się, uważnie słuchając tego, co ktoś miał mu do powiedzenia. Po chwili ponownie spojrzał na Anitę, a później przeniósł wzrok na Ingę. Zmrużył oczy.
– Będzie, jak chcesz – powiedział. – Muszę kończyć, bo mam dużo pracy. – Odsunął komórkę od ucha i schował ją do kieszeni. – Interesy – oświadczył, sięgając po karton soku pomarańczowego. – Przelać?
– Nie, nie trzeba…
Kobieta położyła pieniądze na bar i nie czekając, aż Przemo wyda jej resztę, zabrała tacę i udała się w stronę swojego stolika.
– Ledwo tam stałam – oznajmiła Indze, stawiając alkohol na stół.
– Kurwa. Już myślałam, że specjalnie tak się ociągasz. A ja tu biedna czekam i umieram z pragnienia…
– Nie… Byłoby szybciej, ale dostał telefon i chwilę z kimś rozmawiał. Inga, jaki on jest piękny…
– Piękny to może być obraz na ścianie. On jest w chuj przystojny. Jak na niego patrzę, to zapominam o…
– Dobra, nie mów głośno tego imienia – przerwała jej kobieta. – Nie chcę o nim słyszeć. Po przygodzie, którą miałyśmy przed momentem, muszę psychicznie odpocząć, a temat twojego byłego mi w tym nie pomoże.
– Mnie też… – skwitowała Inga, podnosząc pierwszy kieliszek. – Za niespełnioną miłość!
– Za niespełnioną… – powtórzyła jej słowa Anita, po czym wypiły kolejkę.
Inga nie czuła się najlepiej. Była wyczerpana psychicznie i to uczucie chciała stłumić alkoholem. Wiedziała, że to właśnie on da jej pozorny spokój, którego tak bardzo potrzebowała, dlatego nie patrząc na swoją przyjaciółkę, pod pierwszy toast podciągnęła jeszcze dwie następne kolejki. Nawet nie zapiła ich sokiem.
– Upijesz się… – powiedziała Wysocka, widząc, co robi jej koleżanka.
– Po to właśnie piję…
– Nie mam zamiaru ciągnąć cię na plecach do domu.
– Może barman mnie pociągnie… – powiedziała, obracając twarz w jego kierunku.
Pomimo tego, że przy barze był dość spory ruch, Przemo co chwilę spoglądał w stronę dziewczyn. Nie umknęło to ich uwadze.
– Na którąś z nas leci – mruknęła Inga, podnosząc kolejny kieliszek.
– Może zwolnij… – zaproponowała Wysocka, widząc, że jej koleżanka wrzuciła piąty bieg.
– A może ty przyspiesz…
– Kurwa, Inga…
– No nie mogę. Wystarczy napić się trochę więcej wódki, żeby usłyszeć z twoich ust zakazane słowo… – Kobieta wybuchnęła śmiechem, który przerwał jej dzwonek telefonu.
Powoli wyciągnęła go z torebki i wbiła spojrzenie w wyświetlacz. Anita nie potrzebowała pytać o to, kto dzwoni, bo mina koleżanki powiedziała jej wszystko – oczy kobiety zaszkliły się, a twarz wyraźnie poczerwieniała. Wysocka odniosła wrażenie, że Inga przestała na moment oddychać, jakby chciała zatrzymać tym czas i na spokojnie zastanowić się, co zrobić.
Anita jednak wiedziała, że żadne wyjście z tej sytuacji nie będzie dobre dla jej koleżanki. Jeśli kobieta odrzuci połączenie od Emila, to najprawdopodobniej resztę wieczoru spędzi na zastanawianiu się, jak potoczyłaby się rozmowa, a jeśli odbierze, to istniało duże prawdopodobieństwo, że rozpęta wojnę.
Dziewczyna przeniosła wzrok na Wysocką i spojrzała na nią pytająco.
– Nie odbieraj… – powiedziała Anita, uznawszy, że jest to mniejsze zło.
– Chyba jednak muszę – zaoponowała Inga, odsuwając się na krześle od stołu. – Muszę, bo… bo to mi nie da spokoju. – Wstała, po czym nacisnęła przycisk, który dał jej przepustkę do świata kłamstwa i obłudy.
– Co? – zapytała.
Anita patrzyła na nią z niedowierzaniem. Zdawała sobie sprawę z tego, iż jej przyjaciółka zechce porozmawiać z Emilem, nie spodziewała się jednak, że to się stanie aż tak szybko.
– Wiem, co widziałaś, ale to… – zaczął mężczyzna.
– Ale to co? Kurwa, złudzenie? Fatamorgana?! – krzyknęła, wchodząc mu w zdanie.
– To ona mnie pocałowała, a ja…
– A ty nie jesteś niczemu winien, tak? – zapytała, czując, że zbiera jej się na płacz.
– Nie mówię, że nie jestem winien, ale daj mi chociaż szansę to wytłumaczyć. Jesteś w domu?
– Nie ma mnie…
– A gdzie jesteś?
Kobieta na chwilę zamilkła. Cały czas patrzyła na Anitę, a konkretniej w jej oczy – pełne niedowierzania, smutne, rozczarowane. Wiedziała, że gdyby w tym momencie zapytała Wysocką, co ma zrobić, ta bez zastanowienia kazałaby jej się rozłączyć. Głos rozsądku podpowiadał Indze to samo, ale serce szło w zupełnie innym kierunku.
– W klubie – odpowiedziała po dłuższym milczeniu.
– Którym?
– Palabra.
– Zaraz tam podjadę. Wyjdziesz? Tylko na chwilę… Proszę…
Inga przymknęła powieki, a po jej policzku popłynęła łza.
– Wyjdę… – szepnęła.
Wysocka pokręciła głową, wzięła głęboki wdech i nie wierząc w to, że jej przyjaciółka tak łatwo mu się poddała, odwróciła wzrok.
– W takim razie do zobaczenia – powiedział i przerwał połączenie.
Inga usiadła na krześle i jeszcze moment wpatrywała się w telefon, na którym widniało zdjęcie jej największej miłości. Jedyne, czego chciała, to odzyskać spokój i dojść prawdy. Oczywistym było, że kobieta pozna dzisiaj jakąś historię, ale czy ta z prawdą będzie miała coś wspólnego? Raczej nie…
– Muszę się z nim zobaczyć i proszę, nie rób mi wyrzutów – zaczęła.
– Przecież nic nie mówię. Rób, jak uważasz… – Anita ponownie spojrzała na koleżankę.
– Dlaczego musiałam zakochać się w takim dupku?
– Nie wiem… – syknęła Wysocka, a potem podniosła kieliszek i wypiła całą zawartość jednym haustem.
Inga położyła dłonie na stół i bez słowa wpatrywała się w przyjaciółkę, która też już milczała, uznawszy, że nie będzie się więcej wtrącać. To i tak nie miało najmniejszego sensu – jej rady koleżanka miała za nic. Emil przysłonił jej cały świat i wiedziała, że nie wygra z nim w żadnym starciu – nawet takim, w którym to on znajdował się na przegranej pozycji.
Po chwili kobiety ponownie usłyszały dzwonek telefonu. Obie spojrzały na wyświetlacz, na którym pojawiło się jego imię.
Indze zrobiło się słabo, lecz zignorowała to uczucie, postanawiając szybko odebrać.
– Już jestem… – Usłyszała.
– W takim razie idę…
Poczuła, jak oblewa ją zimny pot.
W środku, gdzieś głęboko w sercu wiedziała, że źle robi, wychodząc do Emila. Czuła się tak, jakby zdradziła Anitę – w końcu prawie siłą wyciągnęła ją z domu, podczas gdy ta miała zupełnie inne plany, a teraz tak po prostu ją zostawiła… Zostawiła dla niego…
Uzmysłowiwszy sobie, że wpadła po uszy w najgorsze bagno, z którego bardzo trudno będzie jej się wykaraskać, przetarła spocone czoło, a następnie powoli odsunęła krzesło i wstała. Chowając telefon do torebki, popatrzyła na Wysocką.
– Czekaj na mnie. Ja zaraz wrócę… Obiecuję – szepnęła drżącym głosem i nie czekając na jakikolwiek komentarz ze strony koleżanki, powolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
Anita odprowadziła ją wzrokiem, czując, że kobieta ma rację – zaraz wróci, ale… niestety nie sama.
Gdy Inga zniknęła jej z oczu, ta wyciągnęła komórkę z torebki. Tak naprawdę nie wiedziała po co, dlatego trzymając ją w dłoni, zaczęła powoli obracać, stukając rytmicznie o blat stołu. Co chwilę spoglądała w kierunku wyjścia, nerwowo przy tym pokasłując.
Mogłam zostać w domu – uznała w duchu. – Zaoszczędziłabym sobie nerwów i wkułabym biochemię… Co ta Inga ma w głowie?
– Mogę? – Usłyszała niski, męski głos, który niespodziewanie przerwał jej natłok myśli.
Obróciwszy głowę, zobaczyła przystojnego mężczyznę, trzymającego w dłoniach dwa pomarańczowe drinki.
– Jestem Borys – przedstawił się, siadając do stolika bez zaproszenia.
– Anita – burknęła, przyglądając mu się uważnie.
– Nie chcę być nachalny – zaczął – ale muszę przyznać, że bardzo mi się spodobałaś, dlatego pozwoliłem sobie postawić ci drinka.
– Mam co pić.
Borys uśmiechnął się pod nosem i postawił na stół dwie kwadratowe szklanki. Wysocka milczała, przyglądając mu się uważnie, a on delikatnie i powoli przesunął jedną z nich w jej stronę. Jak większość mężczyzn w barze był bardzo przystojny. Niebieskie oczy, lekki zarost i wysportowana sylwetka. Spodobał się Anicie – nie tak bardzo jak Przemo, ale wystarczająco, by go nie olać.
Schowawszy komórkę do torebki, oparła się o krzesło i dziwiąc się, że dręczący ją odruch kaszlu gdzieś przepadł, uniosła kąciki ust.
– Będziesz tak na mnie patrzył? – zapytała, przechylając głowę.
– A nie mogę?
Ponownie zerknęła w stronę wyjścia, po czym nerwowo przeniosła spojrzenie na mężczyznę.
– Czekasz na kogoś? – dopytywał się, widząc, jak ucieka wzrokiem.
– Na koleżankę.
– Czyli niedługo będzie nas tu więcej?
– Nas? – zapytała zdziwiona.
– Nas… Ja, ty i twoja koleżanka.
– Pojęcie „nas” w moim słowniku ma zupełnie inną definicję.
– Jaką? – zapytał, pochylając się ku dziewczynie.
– Ja i moja koleżanka. Ciebie w niej nie ma…
– Nie zgrywaj się. – Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. – Przecież wiem, że mnie stąd nie wygonisz… Podobam ci się. Widzę to…
Wysocka położyła dłonie na stół i powstrzymując uśmiech, pokręciła głową.
– Nie jest tak? – dopytywał się.
– Może jest – odparła i ponownie spojrzała w stronę wejścia do pubu.
Myślami cały czas była z Ingą. Chciała, żeby ta jak najszybciej wróciła – oczywiście sama, bo towarzystwa Emila po dzisiejszych stresujących wydarzeniach nie byłaby w stanie znieść.
– Wydajesz się zdenerwowana – oświadczył Borys. – Ale nie martw się, znam dobry sposób na pokonanie stresu…
– Nie martwię się… Ale rzeczywiście, masz rację. Jestem zdenerwowana.
– Czym?
Kobieta przez krótką chwilę zastanawiała się, czy podziękować mężczyźnie za towarzystwo. Widziała, że jest nią zainteresowany, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że to zainteresowanie wynika z faktu, iż chce zaciągnąć ją do łóżka – chodziło mu tylko o jedno. Myślał, by zawrócić jej w głowie, wzbudzić zaufanie, a później, gdy już będzie jadła mu z ręki, zaliczyć i odhaczyć kolejną, naiwną panienkę na swojej „liście podbojów”. Właśnie na takiego gościa jej wyglądał.
Ale mimo tego wcale jej to nie przeszkadzało i jego obecność – nie wiedzieć czemu – odpowiadała dziewczynie. O dziwo, czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie, a tego poczucia bezpieczeństwa w czwartek trzynastego maja bardzo potrzebowała.
Zostawić czy pogonić? – zastanawiała się w duchu, wpatrując się w niego.
– Więc? – zapytał, ponownie przerywając jej myśli.
– Co „więc”?
– Czym jesteś zdenerwowana?
Przekrzywiła głowę.
– Miałam tu dzisiaj, nieprzyjemną sytuację i do tego jeszcze moja przyjaciółka z tym swoim… – Przerwała.
Wiedziała, że jeśli zacznie temat Emila, to zdenerwuje się jeszcze bardziej, a negatywnych emocji miała już w nadmiarze.
– Jaką sytuację? – dopytywał się Borys.
– Inga… To znaczy moja koleżanka… ta, która przed chwilą wyszła, kłóciła się z jakimś kolesiem. Myślałam, że on nas tu pozabija…
– Czasem nie warto… – skwitował. – Lepiej odpuścić, bo takie kozakowanie może wiele kosztować. – Przerwał, po czym napił się drinka.
Gdy odstawił szkło na stół, skierował wzrok na szklankę Anity. Wyglądało to tak, jakby wzrokiem chciał ją unieść i siłą wlać jej zawartość do gardła dziewczyny. Ona to widziała. Wyczuła, że bardzo zależy mu na tym, aby w końcu się napiła.
– Chcesz mnie upić? – zapytała, zmieniając temat.
– Może… – Zmrużył oczy.
– Chcesz mnie upić i…
– Tak, chcę cię upić i wykorzystać seksualnie – powiedział, śmiejąc się przy tym głośno.
– Tak właśnie myślałam – podsumowała, biorąc w dłonie jedną z pięćdziesiątek, które wcześniej zamówiła.
– Napij się drinka, lepiej smakuje – przekonywał Borys, łapiąc ją za dłoń.
– Nie piję niczego od obcych.
Mężczyzna zamilkł, uważnie wpatrując się w kobietę, która jednym haustem wlała w siebie wódkę z przezroczystego kieliszka.
– Naprawdę? Wolisz to od pysznego aperolu?
– Nie.
– To na co czekasz? Pij…
– Nie ma takiej możliwości – powtórzyła, sięgając do torebki po swój telefon.
Korzystając z jej nieuwagi, Borys spojrzał na barmana, a następnie dyskretnie przymrużył oczy, dając mu jakiś znak. Ten najwyraźniej zrozumiał, o co chodzi, bo subtelnie skinął głową, nabierając głęboko powietrza w płuca.
– Nie ma jej już dziesięć minut – mruknęła pod nosem.
– Tej twojej koleżanki? – zapytał.
– Tak…
– Dlaczego wyszła?
– Bo przyjechał jej były i chciał pogadać… – Wysocka przerwała, widząc Przema podchodzącego do stolika.
Stanąwszy przy niej, skupił na sobie całą uwagę kobiety.
– Przepraszam, że przeszkadzam – zaczął – ale mam małe zamieszanie w zamówieniach. To miała być pizza czy dwie sałatki?
Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego wyraźnie zdumiona.
– Nie bardzo rozumiem – oświadczyła.
– Zamawiałaś pizzę czy sałatki? – ciągnął barman.
– Zamawiałam tylko pięćdziesiątki i sok.
Będąc pewnym, że Anita nie jest w stanie dostrzec jego ruchów, Borys wyciągnął białą kapsułkę z kieszeni, po czym całą jej zawartość wsypał do kieliszka stojącego najbliżej kobiety. Rozmieszał wszystko wykałaczką, którą również wyciągnął z kieszeni, i gdy był już przekonany, że Wysocka nie będzie w stanie niczego rozpoznać, oparł się o krzesło, rozglądając po sali. Był przekonany, iż nikt nie zauważył tego, co zrobił. Mimo to powoli niczym radar prześwietlił całe pomieszczenie.
Przemo przeniósł wzrok na niego i podrapał się po głowie.
– Może to pan zamawiał? – zapytał. – Mam zamówienie na stolik numer cztery… Tylko nie wiem jakie…
– Nie… Ja też niczego nie zamawiałem – oświadczył. – Musiałeś się pomylić…
– W takim razie przepraszam za zamieszanie. Rzeczywiście… dzisiaj mam trudny dzień, pewnie coś pokręciłem – powiedział i odszedł.
Anita wydawała się coraz bardziej zdenerwowana. Martwił ją fakt, że Ingi tak długo nie ma, i nie bardzo wiedziała, co ma z tym zrobić. Z jednej strony chciała wyjść przed pub i zobaczyć, co się z nią dzieje, ale z drugiej czuła – a może bardziej wiedziała, niż czuła – że nie powinna się wtrącać. Modliła się tylko o jedno – o to, żeby jej najlepsza przyjaciółka nie weszła tutaj z tym palantem, gdyż jego widoku w ten feralny wieczór nie byłaby w stanie znieść.
– Może wzniesiemy toast? – zapytał Borys.
– Za co tym razem?
– Za co tym razem? – zdziwił się.
– Tak…
– Nie przypominam sobie, żebyśmy…
– Już jeden toast dzisiaj piłam – przerwała mu kobieta.
– Aha… Za co?
– Za niespełnioną miłość – oświadczyła, poprawiając dłonią włosy.
– To teraz proponuję wznieść toast za naszą znajomość, która mam nadzieję, nie skończy się wraz z wyjściem z tego pubu.
– Za to mogę wypić – mruknęła, a następnie uniosła kieliszek, do którego kilka minut wcześniej Borys wsypał GHB, pigułkę gwałtu.
On uniósł swojego drinka i patrząc kobiecie głęboko w oczy, przyłożył szklankę do ust. Pił i uśmiechał się w duchu, widząc, jak kobieta pochłania wódkę naszprycowaną prochami. Już wiedział, że wygrał – już wiedział, że plan się powiódł.
Spojrzał na Przema i dyskretnie skinął głową. Ten, uśmiechnąwszy się szyderczo, wyciągnął komórkę z kieszeni, a potem wykonał telefon do szefa.
– Z czego się śmiejesz? – zapytała niczego nieświadoma Anita.
– Tylko się uśmiecham…
– Rozumiem… – Wzięła głęboki wdech i chciała coś jeszcze powiedzieć, ale mężczyzna przerwał jej, mówiąc:
– Po prostu cieszę się, że wypiłaś toast… Toast za to, żeby ta znajomość nie skończyła się tak szybko.
Kobieta pokiwała głową.
– Mogę cię o coś zapytać? – Wymownie spojrzała na mężczyznę.
– Pewnie.
– Ile masz lat?
Wybuchnął śmiechem.
– Co w tym śmiesznego?
– A tak interesująco się zapowiadało. Myślałem, że zmierzasz w kierunku ciekawszych kwestii.
– Po prostu stopniuję napięcie – skwitowała, czując, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Zamknęła na chwilę oczy i złapała się za kark.
– Coś nie tak? – zapytał.
– Sama nie wiem. Zrobiło mi się niedobrze. Chyba za dużo wypiłam…
– Zamówić ci wodę?
– Nie… Napiję się soku… – Podniosła karton, który raptownie wyślizgnął się jej z ręki i upadł na podłogę. – Cholera – mruknęła, widząc, jak wszystko zaczyna wirować w zwolnionym tempie.
Nie bardzo wiedziała, co się z nią dzieje, gdyż ilość alkoholu wypita tego pechowego wieczoru nie powinna zwalić jej z nóg. Pijąc, wiedziała, że poczuje haj – lekki haj, a nie miażdżące zmysły poczucie totalnej zagłady.
Spojrzała na Borysa. Jego twarz była niewyraźna, a słowa, które wypowiadał, dudniły jej w uszach, przybierając na sile z każdą upływającą sekundą. Próbowała się podnieść, ale nie potrafiła wstać. Nogi uginały się pod nią w kolanach i były jak z waty – miękkie, rozlazłe, niestworzone do tego, by iść.
– Chyba za dużo wypiłaś… – Usłyszała jak przez mgłę jego głos. – Pomogę ci.
Popatrzyła na mężczyznę.
Wydawało jej się, że dzieli ich kilka metrów, a przecież on był na wyciągnięcie ręki. Jej zmysły szalały, oszukiwały we wszystkim, co nimi odbierała. Dźwięki zamieniały się w echo, które głośno dudniło w jej głowie, obraz rozmazywał się, oddalając wszystko, co miała przed oczyma, a węch całkowicie przestał funkcjonować.
– Sama nie wiem… – wydusiła ledwo.
Wstał z krzesła i delikatnie złapawszy ją pod rękę, podniósł, opierając jej bezwładne ciało na sobie.
– Ale się wstawiła! – Usłyszał komentarz kobiety siedzącej dwa stoliki dalej.
Spojrzał w jej kierunku, wzruszając ramionami.
– Bywa – burknął.
Anita z każdą upływającą sekundą wydawała się coraz bardziej nieobecna i gdyby nie fakt, że cały ciężar jej ciała spoczywał na Borysie, to nie byłaby w stanie utrzymać pionu. On zaś, nie tracąc ani chwili, wziął kobietę na ręce i powoli, starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, opuścił klub…
16 maja 2010, niedziela
– Co tu się dzieje? Odpowiedz… – powiedziała Anita, patrząc przez łzy na mężczyznę.
– Nie domyślasz się?
– Powiedz mi…
On jednak nie miał zamiaru się tłumaczyć. Czekał, aż sama poukłada wszystko w całość, i po jej minie wnioskował, że już zaczyna rozumieć, dlaczego została uwięziona.
Wiktoria podeszła do Wysockiej, spoglądając jej głęboko w oczy.
– O co tutaj chodzi? – zapytała zdezorientowana.
– Znam go… – Anita ledwo wydusiła z siebie.
Strojna przeniosła wzrok na mężczyznę i popatrzyła na niego z wyraźnym niesmakiem. Wiedziała, że zaraz dowie się czegoś, co chociaż odrobinę rozjaśni jej tę sytuację.
– Już wiesz? – zapytał mężczyzna, podchodząc do Wysockiej.
– To przez zdarzenie w pubie?
– No… – odrzekł, a potem zaniósł się kaszlem.
Nie wyglądał dobrze. Mimo ciemnej karnacji był blady, a podkrążone oczy potęgowały wrażenie niezdrowego obrazu mężczyzny. Miał przekrwione białka, spuchniętą twarz i wydawał się zmęczony. Jego wargi były nabrzmiałe i zaczerwienione, a na czole widniały poprzeczne, głębokie bruzdy, po których spływały krople potu. Dłonie były obrzęknięte, a na skórze miał wysypkę w postaci krostek i pęcherzyków. Wyglądał na bardzo chorego.
Widział, że Anita nie jest w stanie mówić dalej, dlatego postanowił pokazać jej swoje ludzkie oblicze. Pomimo tego, że jeszcze kilka minut temu nie miał ochoty tłumaczyć się z niczego, to w tym momencie diametralnie zmienił swoją postawę. Mimo braku sił wynikającego z ogromnego zmęczenia i złego samopoczucia, zabrał głos.
– Gdyby nie fakt, że twoja koleżanka… – mężczyzna wybuchnął udawanym śmiechem, a potem odchrząknął i wypluł na podłogę gęstą flegmę – rozgniewała szefa, to pewnie ciebie nie byłoby tutaj. Ale zaczęła fikać, i to bardzo… Szkoda, że trafiła akurat na niego…
– Nie wierzę… Emil, jak mogłeś nam to zrobić?
– Same to sobie zrobiłyście. A konkretniej… Inga wam to zrobiła. Za jej niewyparzony jęzor obie płacicie dzisiaj cenę… Wysoką cenę… Uwierz mi, że najwyższą w waszym zasranym życiu…
Kobieta zaniosła się płaczem, bo dotarło do niej, że jest źle… Nie… Nie źle… Tragicznie. Zrozumiała, że ta sytuacja kończy jej dotychczasowe, szczęśliwe życie, ale nie miała pojęcia, czy jej przyjaciółce również kończy… A może już skończyła?
– Co z Ingą? – burknęła przez ściśnięte gardło.
– Inga… – zaczął niepewnie Emil. – Już pokutuje… – Zrobiło mu się słabo, ale nie dał tego po sobie poznać.
Kobieta poczuła, że zaraz zwymiotuje. Nie była w stanie powstrzymać odruchu, który bezlitośnie ściskał jej żołądek, powodując torsje wyrzucające na zewnątrz tylko żółć wymieszaną z odrobiną wody. Jedyne, co chciała teraz zrobić, to cofnąć czas. Chciała wrócić do momentu, w którym siedziała nad książkami, a jej wibrujący telefon zagłuszany był przez stertę notatek. Gdyby wtedy nie odebrała; gdyby wtedy nie poszła do pubu; gdyby nie była świadkiem tej okropnej sytuacji, z pewnością siedziałaby teraz w domu – bezpiecznym, przytulnym, wytęsknionym miejscu. Z jednej strony czuła ogromną wściekłość na Ingę, bo to przez nią się tutaj znalazła, a z drugiej strach… Strach o nią i o to, co się teraz z nią działo.
Julia podeszła do dziewczyn, po czym zwilżonym ręcznikiem zaczęła przemywać twarz Anity. Kobieta wyglądała okropnie. Pomimo tego, że wszystkie trzy tkwiły w bagnie po pachy, to właśnie Wysocka najgorzej to znosiła. Pewnie dlatego, że trafiła tu jako pierwsza albo że bardziej niż o swój los, drżała o los swojej przyjaciółki.
Anita żałowała w swoim życiu wielu rzeczy, popełniła mnóstwo błędów i z pokorą ponosiła ich konsekwencje, lecz tego, że w czwartek po południu odebrała telefon od Ingi, poszła z nią do klubu i pozwoliła na to, żeby kobieta weszła w pyskówkę z „szefem”, w tym momencie żałowała najbardziej…
– Proszę, powiedz mi, czy ona żyje…? – zapytała ponownie Emila, wbijając w niego zapłakane spojrzenie.
– Nie wiem… – oświadczył, kierując się w stronę wyjścia. – Zjedzcie śniadanie – dodał po chwili – musicie być silne i zdrowe… – Pociągnął za klamkę, powoli otwierając drzwi.
Towarzyszący mu mężczyzna podszedł do niego, schował za pas pistolet, którym kilka minut wcześniej groził kobietom, ostatni raz spojrzał na nie z wyraźną kpiną i wyszedł z pomieszczenia.
– Czekaj… – mruknęła Anita.