Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
1239 osób interesuje się tą książką
Drugi tom zagranicznej serii mafijnej!
Keir
Córka gubernatora wpakowała się w ogromne kłopoty. Jeżeli ją ochronię, jej ojciec stanie się moim dłużnikiem, nic nowego. A najlepszym sposobem, aby zapewnić jej bezpieczeństwo, jest zawarcie z nią małżeństwa.
Gdzie tkwi haczyk? Dziewczyna ma faceta, którego nie zamierza się pozbyć. Taka niechętna panna młoda to żaden problem, dla kogoś takiego jak ja.
Rowan
Jak to możliwe, że nadszedł czas, gdy reguły przestały mieć dla mnie znaczenie?
Robiłam wszystko, żeby uszczęśliwić swoich rodziców.
Ale gdy wytatuowany irlandzki gangster mający metr osiemdziesiąt wzrostu wkracza do naszego domu, całe moje życie zaczyna się walić jak domek z kart.
Właśnie obudziłam się z pierścionkiem wytatuowanym na palcu i zaczynam myśleć, że już nie ma szans, abym wróciła do tego, co było wcześniej.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 315
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Corrupted Union
Copyright © Jill Ramsower 2023
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Magdalena Mieczkowska
Korekta: Anna Grabowska, Magdalena Kłodowska, Iwona Wieczorek-Bartkowiak
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-285-7 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Epilog
Epilog bonusowy
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Rowan
Na ludzi od tysiącleci nikt nie polował, a jednak nasze DNA pamięta odległe czasy, gdy byliśmy ofiarami drapieżników. Instynkt przetrwania. Nawet gdy świadomy umysł nie wyczuwał zagrożenia, to zmysły o nim wiedziały.
Weźmy na przykład mrowienie niepokoju rozlewające się po moim karku, gdy weszłam do domu rodziców. Miało tam nikogo nie być. Mama i tata jeszcze nie wrócili. Światła były pogaszone. Nie licząc delikatnego mruczenia sprzętów kuchennych w świetlonym słońcem wnętrzu, w domu panowała zupełna cisza.
Zaczęłam przetrząsać lodówkę… i wtedy poczułam na grzbiecie palącą świadomość.
Ktoś za mną stał. Obserwował mnie.
Przez mój umysł przemknęły tysiące myśli. Rodzice nie skradaliby się w cieniu, przecież by się odezwali, więc to na pewno nie oni. Ochrona taty? Był gubernatorem Nowego Jorku, dlatego zawsze miał przy sobie ochroniarza. Czy ochroniarz mógł wrócić po coś do domu?
I zamiast to zabrać, postanowił cię śledzić?
Mało prawdopodobne. Znałam większość ekipy, z którą pracował tata, i to same porządne chłopaki. Kto więc mi zostaje? Kiedy weszłam, alarm wciąż był aktywny. Ta osoba znała kod lub wślizgnęła się tak, że go nie uruchomiła. Zatem? Był tylko jeden sposób, żeby się przekonać.
Tętno rozszalało mi się jeszcze bardziej.
Wzięłam mleko i zamknęłam lodówkę. Nie odwracając się, przesunęłam się w bok i sięgnęłam do górnej szafki po szklankę. W tym samym czasie drugą ręką wysunęłam szufladę z nożami i położyłam jeden z nich na blacie. Dopiero wtedy się odwróciłam.
Skąd zmysły wiedziały? Bo trafiły w punkt. Poczułam spory szacunek do ewolucji, choć w tej chwili moje myśli powinny były skupiać się raczej na czymś innym. Obcy mężczyzna opierający się o framugę drzwi po drugiej stronie pomieszczenia stanowił ucieleśnienie słowa „onieśmielający”. Przy jego muskularnej sylwetce wydawałam się malutka, a spod kołnierzyka jego koszulki wystawały tatuaże. Ale to nie wszystko. Jego postać emanowała spokojem i dzikością, jakby życzył sobie, by cały świat posłusznie legł u jego stóp, bo jeśli nie, to spali go do gołej ziemi.
Powinnam być przerażona. Normalna kobieta właśnie tak zareagowałaby w obliczu bezwzględnego drapieżnika. Ale ja nie byłam normalna. Bałam się w życiu tylko jednego, a ten mężczyzna nie był tym czymś.
– Zgubiłeś się? – zapytałam spokojnie.
Poczułam przypływ adrenaliny. To naturalna reakcja psychologiczna, której nie dało się powstrzymać, ale strach to coś zupełnie innego. Prawdziwy strach porównać można do lotnych piasków, tyle że zamiast piasku była smoła, która dusiła człowieka od wewnątrz. Znałam taki strach, ale teraz było mi do niego daleko.
Mężczyzna nieznacznie przechylił głowę. Może o jeden stopień, ale ja zauważyłam ten ruch i mogłabym przysiąc, że świadczył o zaciekawieniu intruza. Chyba go rozbawiłam.
To jego zaciekawienie jednak nie miało dla mnie znaczenia.
– Nie, po prostu czekam – odpowiedział w końcu. Jego głos był szorstki, lecz łagodny, jak pomruk głodnego tygrysa.
– Na ojca?
– Tak.
– Ludzie zazwyczaj umawiają się z wyprzedzeniem. I zasadniczo wolą pukać do drzwi, niż się włamywać.
– Ludzie zazwyczaj się boją, gdy spotykają nieznajomego we własnym domu. – Zaczął powoli podchodzić.
– Nie w moim domu. – Oparłam się łokciami o blat i zbliżyłam dłonie do noża tak, żeby nie ujawniać ukrytej broni.
– W domu twoich rodziców, ale niech ci będzie.
Kiedy się zbliżył, zauważyłam, że jego oczy miały turkusowy odcień. Był piękny jak na bandytę… Miał wyraźnie zarysowaną linię szczęki, gęste włosy barwy nadmorskiego piasku i rzadko spotykaną symetryczną twarz, której pozazdrościliby mu w Hollywood. Musiał wiedzieć, że włamanie było bezsensowne, bo z taką aparycją mógłby dostać się do samego Białego Domu. Dlaczego więc uznał, że chce dotrzeć do ojca w taki sposób?
– Jak masz na imię? – Ciekawość wzięła nade mną górę.
Kąciki jego ust drgnęły.
– Keir.
Ja mu się nie przedstawiłam, a on nie zapytał o moje imię. Odniosłam wrażenie, że wie, kim jestem.
– Skoro przyszedłeś do taty, to pewnie czegoś od niego chcesz. Wiesz więc, że to włamanie nie pomoże twojej sprawie. A jeżeli przyszedłeś go skrzywdzić, to na pewno wiesz, że zawsze ma przy sobie ochronę.
– Przyszedłem porozmawiać.
– O czym?
– O interesach.
Gaduła, rozumiem.
Dotarł do pokaźnej, marmurowej wyspy stojącej niecałe dwa metry ode mnie. Zacisnęłam zęby. Ten człowiek miał w sobie coś, co podsycało moją ciekawość, i wyczuwałam, że odwzajemniał to zainteresowanie. Irytowało mnie jednak, że muszę go ciągnąć za język. Czemu nie chciał po prostu powiedzieć, o co chodzi? Mój ojciec nie należał do szczególnie tajemniczych i nie dało się go kupić, więc o czym ten cały Keir chciał z nim pomówić, że musiał się tu zakradać jak w jakimś tanim filmie?
– Dlaczego się nie boisz? – zapytał wyraźnie ze spokojem. Stawiał krok za krokiem, zaczął okrążać wyspę.
– A mam się bać? Kręci cię to? – odparowałam z takim samym opanowaniem.
– Nie lubisz odpowiadać na pytania.
Krok.
– Ty też nie.
Krok.
Jego wzrok, barwny niczym Morze Karaibskie, przemykał po mojej twarzy, jakby zapamiętywał jej rysy. Poczułam się przez to niekomfortowo.
– Nie powinieneś podchodzić bliżej – ostrzegłam w końcu i być może mój głos minimalnie się przy tym zachwiał.
Krok.
– Dlaczego nie?
Był już niecałe dwa metry ode mnie. Z bliska wydawał się jeszcze większy. Miałam metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, więc też nie byłam malutka, mimo to on górował nade mną jak dąb. Musiał mieć przynajmniej metr dziewięćdziesiąt, może dziewięćdziesiąt pięć, ale nie chodziło tylko o wzrost. Był szeroki w barkach niczym zawodowy sportowiec, nabity wyrzeźbionymi mięśniami. Wyglądał, jakby miał około trzydziestu lat. Był pewny siebie. Wyrachowany. Śmiertelnie groźny. Drapieżnik czystej krwi.
Szybkim ruchem wyciągnęłam nóż zza pleców i złapałam go pewnie.
– Bo mam to i tego użyję.
Jego oczy jakby jeszcze bardziej pojaśniały.
– Ale po co miałabyś tego używać? – Przybliżył się jeszcze trochę.
– Żeby się bronić?
Kompletnie zignorował nóż i zbliżał się, dopóki ostrze nie dotknęło jego torsu.
– Wyciągasz broń, choć wcale nie zamierzasz jej użyć.
– Skąd pomysł, że nie zamierzam? – Szybko przystawiłam nóż do jego gardła i wbiłam czubek w skórę.
Nachylił się, a ostrze wycisnęło z niego kropelkę krwi.
– Stąd, że wciąż oddycham – mruknął.
Nie dostałam szansy, by odpowiedzieć.
W jednej chwili groziłam mu nożem, a już w drugiej on trzymał mnie za rękę, potem odwrócił przodem do lady i zmusił, żebym przystawiła sobie do gardła własny nóż. Całkowicie mnie unieruchomił. Jego ręce oplotły mnie jak stalowe wręgi, a jego lite jak skała ciało dociskało mnie do blatu. Byłam na jego łasce.
– Jeżeli nie używasz broni, to ryzykujesz, że przeciwnik użyje jej przeciwko tobie. – Jego usta znalazły się tak blisko mojego ucha, że każde ciche słowo było niczym pieszczota.
Przeszedł mnie dreszcz, który wywołał chaos w moich wnętrznościach. Uderzył we mnie piorun pożądania, co pokazuje, jak bardzo skomplikowane mogą być ludzkie emocje. Jak to możliwe, że ta sytuacja mnie kręciła? Nie, nie kręciła, na pewno mózg mi się zwiesił.
Ro, przecież on jest diabelnie seksowny!
I niebezpieczny!, odpowiedziałam sobie sama w myślach tonem rozkapryszonej panienki, byłam sobą zdegustowana.
– Nigdy nie twierdziłam, że umiem walczyć – powiedziałam zdenerwowana. – Po prostu nie zamierzałam uciekać z płaczem. – Trwałam w bezruchu, bo z jednej strony końcówka noża wbijała mi się w skórę, a z drugiej i tak nie było sensu z nim walczyć. Jeżeli sam nie postanowi mnie puścić, to niczego nie osiągnę.
Na zewnątrz byłam ostoją spokoju, ale w środku wypełniało mnie upajające uniesienie. Poczułam, jak moje ciało ożywa niczym potwór Frankensteina porażony pierwszym piorunem. Sytuacja była groźna. Nie powinnam się tym cieszyć, a jednak jakaś część mnie chciała złapać to uczucie obiema rękami i już go nie puszczać.
– Wydaje mi się, że niewiele rzeczy potrafi cię zmusić do płaczu – stwierdził z zadumą.
Ostrze powoli zsuwało się po mojej szyi i zatrzymało w punkcie, w którym puls był najmocniej wyczuwalny. Oddychałam coraz szybciej i płycej, przy każdym wdechu wciągałam coraz więcej jego oszałamiającego zapachu starej skóry i oleju samochodowego zamkniętego w aromacie drogich perfum. Dziwna kompozycja zapachów, a jednak idealnie się uzupełniały.
– Jestem pewna, że ty dałbyś radę, ale wolałabym, żebyś tego nie robił.
Z piersi Keira wydobył się pomruk zdradzający zaciekawienie. Następnie mężczyzna powoli przesunął dłoń, puścił moją i ostrożnie chwycił ostrze. Rozbroił mnie tak, jakby domagał się, bym skapitulowała sama, ale nie wymuszał mojej uległości. Nadal trzymałam nóż w ręce, więc mogłam nim pchnąć i pokaleczyć intruzowi palce. To, co robił, dawało jednak do zrozumienia, że nie przyszedł mnie skrzywdzić, więc instynktownie go posłuchałam i puściłam nóż.
Rzucił go na blat, a potem powoli mnie uwolnił i stanął między mną a nożem. Kiedy przestał mnie dotykać, poczułam zimne powietrze.
– Skoro nie chciałeś zrobić mi krzywdy, to po co w ogóle podchodziłeś? A może po prostu lubisz dręczyć ludzi?
Keir patrzył na mnie. Wykorzystałam więc sytuację i zrobiłam to samo, próbowałam rozgryźć stojącego naprzeciwko mężczyznę.
– Gdybym chciał cię dręczyć, zrobiłbym ci coś znacznie gorszego.
– Więc dlaczego?
Cisza.
– Bo mogłem.
Odwlekanie odpowiedzi było zagraniem taktycznym. Wyczułam, że wykorzystywał ten zabieg do wzmacniania kontroli nad sytuacją i narzucania tempa rozmowy.
Nie zamierzałam grać podług jego zasad.
– Nie. – Pokręciłam głową. – Zrobiłeś to, żeby mi pokazać, że możesz. A to nie to samo.
Kiwnął lekko głową.
– Więc masz swoją odpowiedź.
Może i tak, ale wszystkiego nie wyjaśniała. Ten mężczyzna był jakby spowity tajemniczością. Aż chciałam chwycić ten nóż, by rozciąć maskę Keira i zobaczyć, co jest pod nią.
Wkurzała mnie ta ciekawość.
Bo oznaczała większe zainteresowanie, a to przecież byłoby zupełnie jałowe. Keir ewidentnie żył w innym wszechświecie, zupełnie odrębnym od mojego… w jakimś szemranym, bezmyślnym i skazanym na zagładę uniwersum. Nie chciałam być jego częścią, więc nie powinnam się nim interesować.
– Myślę, że najlepiej by było, gdybyś zaczekał na zewnątrz – wypaliłam, krzyżując ręce na piersiach.
Zmrużone oczy Keira obracały mną jak kostką Rubika, jakby szukały rozwiązania. Nagle jednak przerwał mu odgłos otwieranych drzwi. Przenieśliśmy uwagę na wejście, ale nikt się nie pokazał. Niespodziewanie dotarło do mnie, że przybysze spodziewali się działającego alarmu, a przecież dezaktywowałam zabezpieczenia. Ochrona ojca uruchomiła zapewne jakiś protokół bezpieczeństwa.
– Tato, to ja! – zawołałam. – Jestem w kuchni!
W domu rozległy się stłumione głosy, a potem ukazał mi się tata.
– Hej, Ro! Nie spodziewaliśmy się ciebie… – Na widok naszego gościa przystanął w pół kroku.
– No, przepraszam, zapomniałam napisać. – Spojrzałam na Keira, który po prostu stanął obok mnie. – A to Keir. Przyszedł do ciebie.
Nie miałam czasu, żeby się zastanowić, co powiem tacie, gdy wróci. Mogłam rzucić się mu w ramiona i powiedzieć, że ten człowiek zakradł się do domu i czekał tu, gdy przyszłam, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiłam. Dlaczego? Żeby nie robić scen? Może. Żeby nie aresztowali Keira? To wydawało się bardziej prawdopodobną opcją, co tylko jeszcze bardziej podkręciło moje rozdrażnienie.
Tata ściągnął marynarkę i powiesił ją na taborecie w kuchni, ale nawet na moment nie oderwał oczu od Keira.
– Kochanie, pójdź może na górę, a ja zamienię dwa słowa z panem Byrne’em.
– Nie ma potrzeby, żeby wychodziła – oznajmił Keir, czym mnie zaskoczył. – Przyjechałem na przyjacielską pogawędkę, spędziłem z Rowan kilka chwil i mogę stwierdzić, że to, co mam do powiedzenia, nie nadszarpnie jej kobiecej wrażliwości. – Zerknął na mnie rozbawionym wzrokiem.
Dlaczego mnie prowokował? Gdzie ja wpadłam? Do jakiegoś odwróconego świata?
Podobało mi się, że szydził z archaicznej, męskiej potrzeby ochrony niewieściej niewinności, ale i tak wyprowadził mnie z równowagi. Zachowywał się tak, jakbyśmy się znali. Jak gdybyśmy doskonale się rozumieli i mogli pozwolić sobie na osobiste żarciki. Okej, nie wydałam go, ale to nie znaczyło, że nagle zostaliśmy przyjaciółmi.
Gdy zdałam sobie sprawę, że ojciec próbuje wyczytać z mimiki mojej twarzy, co zaszło między mną a Keirem, skupiłam się na tym, by zachować neutralną minę.
– Wrażliwość mojej córki to nie pańska sprawa. Dla pana ta dziewczyna nie istnieje.
Zaskoczyła mnie ostra reakcja taty. Był opiekuńczy, ale jako osoba publiczna bardzo rzadko pozwalał sobie na taką agresję.
By rozładować sytuację, nalałam sobie szklankę mleka, o którym zdążyłam już prawie zapomnieć, i modliłam się, żeby tata nie zauważył noża schowanego za innymi przyborami kuchennymi.
– Mama na spotkaniu? – zapytałam swobodnie.
– Owszem, ale lada moment będzie w domu, więc lepiej się streszczajmy. Co pana tu sprowadza? To szmat drogi od Moxy, panie Byrne.
Moxy? Co to jest Moxy? Zapisałam w pamięci, żeby później sprawdzić.
Stali naprzeciwko siebie, oddzieleni marmurową wyspą, a ja zajmowałam miejsce z boku, jakbym zamierzała sędziować ich pojedynek. Oczywiście w oddali czaił się szef ochrony taty, ale jego obecność niewiele zmieniała. Obaj byli gotowi na starcie.
– Widzę, że co nieco pan sprawdził – odezwał się Keir.
– Miałem przeczucie, że nie da się pan łatwo zbyć, choć już mówiłem, że nie jestem zainteresowany interesami z pańską… organizacją.
– Nawet nas pan nie wysłuchał, a już przekreślił. To bardzo nierozsądne. A podobno słynie pan z tego, że jest jednym z tych dobrych… rozważnych, otwartych.
– Niech pan mówi, z czym pan przyszedł. – Rozkaz ojca zawisł w powietrzu.
– Jest pan świadomy, że burmistrz lada dzień ogłosi, kto zastąpi odchodzącego na emeryturę komisarza policji. Człowiek, któremu planuje oddać to stanowisko, jest jeszcze bardziej skorumpowany niż sam burmistrz, co najlepiej o nim nie świadczy.
Ojciec skrzywił się posępnie i burknął:
– Wie pan równie dobrze jak ja, że gubernator nie ma wpływu na obsadę tego stanowiska.
– Alexander, no daj spokój. – Keir przekrzywił głowę. – Uczestniczysz w grze już wystarczająco długo, by znać zasady. To, że nominacja komisarza nie należy do twoich obowiązków, wcale nie oznacza, że nie masz na nią wpływu.
– Zbudowałem karierę na uczciwości. – Tata spiorunował go wzrokiem. – I nie zamierzam teraz tego marnować.
– Żeby wywrzeć wpływ, wcale nie trzeba przekraczać żadnych granic. Powiedzmy, że uzyskałeś bardzo poufną informację na temat burmistrza… Informację, którą on wolałby chronić przed mediami. Gdyby się o tym dowiedział, mógłby zechcieć jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję.
– To szantaż – rzucił groźnie tata.
– To polityka i dobrze o tym wiesz. – Keir przez całą rozmowę zachowywał niezmącony spokój, jakby gnębiła go skrajna nuda. Fascynująco się to oglądało.
– A pan przekazałby mi tę informację w zamian za pomoc we wsadzeniu na stanowisko komisarza kogo? Kogoś równie skorumpowanego, ale przychylniejszego pańskim poglądom?
Keir leciutko uniósł podbródek.
– Ze świecą szukać ludzi tak szlachetnych jak pan, ale to nie znaczy, że nie znajdziemy lepszego komisarza. Takiego, na którego obaj bylibyśmy w stanie przystać.
Tata pokręcił głową i zacisnął usta.
– Nie planuję narzucać swojej władzy burmistrzowi. Więc jeśli to wszystko… – Tata skrzyżował ręce na piersiach, odsunął się na bok i odsłonił drogę do wyjścia.
Sama mogłabym wyjaśnić Keirowi, że ojciec właśnie tak zareaguje. Miał nieskazitelne standardy moralne i właśnie między innymi dlatego tak ciężko pracowałam, żeby mu dorównać.
Keir pokręcił ze smutkiem głową, tak jakby chodziło mu wyłącznie o ty, by pomóc tacie.
– Nie mów, że cię nie ostrzegałem. – Przeniósł wzrok na mnie i powietrze wyleciało mi z płuc jak z przebitego balona.
– Czy to groźba?
Otrząsnęłam się z jarzma spojrzenia Keira i popatrzyłam na ojca. Jeszcze nigdy nie słyszałam w jego głosie takiej złości.
Keir uniósł ręce w geście kapitulacji.
– Chciałem tylko przypomnieć, że kiedy nowy komisarz zostanie już mianowany, będzie go o wiele trudniej usunąć. Formalności, biurokracja i tak dalej.
– To też nie mój problem.
– Nie przystoi tak mówić sławetnemu zbawcy miasta. – Keir nie zamierzał dać za wygraną, a ja nie byłam pewna, czy mi to imponuje, czy mnie drażni.
Tata zmierzył go ostrym wzrokiem. Powietrze nasyciło się duszącą siłą władzy. Żaden nie chciał ustąpić.
W końcu to Keir się wycofał, uśmiechnął się półgębkiem i powiedział:
– W takim razie już pójdę. – Spojrzał na mnie ostatni raz i ruszył do drzwi.
Kiedy patrzyłam, jak odchodzi, miałam wrażenie, że utknęłam na dryfującej łodzi i brzeg znika mi z oczu. Chciałam zawołać, żeby ze mną został, bo spodobało mi się wrażenie utraty tchu, które we mnie wzbudził. Ale wiedziałam, że takie tęsknoty były bezmyślne i nie służyły temu, na co pracowałam – były jak zjedzenie całej pizzy po tygodniu trzymania zdrowej diety… tyle że o wiele bardziej katastrofalne w skutkach. Człowiek pokroju Keira Byrne’a mógłby obrócić w perzynę dotychczasowy obraz mojego życia. Po co w ogóle o nim myślałam?
Potrząsnęłam głową, żeby wbić sobie do niej odrobinę rozumu, a potem podeszłam do taty i go objęłam.
– Przepraszam… – mruknęłam. – Nie powinnam była go wpuszczać.
– Dziwię się, że go wpuściłaś. Nie sprawia wrażenia miłego sąsiada.
Żartobliwie uniosłam brwi.
– Staram się nie osądzać ludzi po wyglądzie.
Tata parsknął i pocałował mnie w czoło.
– Dobrze cię widzieć, Ro. Ty zawsze umiesz poprawić mi dzień.
Szkoda, że te słowa nie napawały mnie radością, a jedynie zaciskały się na mojej klatce piersiowej jak imadło.
– A był zły?
– Nie, po prostu długi. Zostajesz na kolację?
Spojrzałam na niego z wyrachowaniem.
– To zależy. Co jecie?
– Wydaje mi się, że Melody zostawiła w piekarniku lasagne.
Oblizałam usta i przymknęłam oczy.
– Zgaduję, że to znaczy „tak”? – zapytał.
– Chyba jakoś wcisnę cię w swój harmonogram.
– Tak jakbyś przyjeżdżała taki kawał na darmo.
– To bolało! – Uśmiechnęłam się szeroko, ale wiedziałam, że ten uśmiech nie objął moich oczu, i nie pierwszy raz zastanawiałam się, czy rodzice to dostrzegają, czy też zapomnieli, jak wygląda prawdziwa radość.
Keir
– Już myślałam, że wpadłeś pod autobus. Bo inaczej dlaczego by cię tyle nie było, co? – Babcia ze strony ojca uniosła wysoko brew narysowaną kredką.
Staruszka poruszała się już z trudem, ale umysł wciąż miała jak brzytwa. Gdybym miał się kogoś w rodzinie bać, to właśnie jej. Wolałbym już rozczarować rodzoną matkę niż babunię Byrne. Moja matka, Brenna, była stanowcza, ale wyrozumiała, babcia natomiast dzierżyła władzę absolutną.
– Jaki tam autobus, babciu. Po prostu miałem opóźnienie. – Pocałowałem ją w policzek, czym zasłużyłem sobie na oporny uśmiech. Gdyby tylko wiedziała, jak się wszystko spieprzyło…
Wcale nie zapomniałem, na którą miałem być, i wcale nie spóźniłem się przez przypadek. Siedziałem w aucie pod domem gubernatora i zastanawiałem się, czy nie olać kolacji, żeby pośledzić Rowan Alexander.
Wiedziałem, że gubernator ma córkę, ale nie spodziewałem się, że na nią wpadnę. Czytałem o niej, kiedy szukałem informacji o jej ojcu. Miała dwadzieścia dwa lata. Duże pieniądze. Na każdym zdjęciu nieskazitelna twarz pokryta obfitym makijażem. Ciekawe, czy sypiała w tym dziadostwie. Prawdopodobnie należała do żeńskiego bractwa studenckiego i nikt niczego jej w życiu nie odmawiał. Kończyła ostatni rok politologii na NYU i z pewnością marzyła o tym, że pójdzie śladami tatusia.
Tak przynajmniej ją sobie wyobrażałem.
Ale byłem w błędzie.
Okazała się zupełnie inna, a ta rozbieżność z moim wyobrażeniem nie dawała mi spokoju. Kim była ta dziewczyna i dlaczego była tak… cholernie opanowana? Nie mogłem zignorować wrażenia, jakie zrobiła na mnie jej postawa. Znałem ten wymuszony spokój aż za dobrze. Na przestrzeni lat nieraz słyszałem, że jestem martwy w środku. Zbyt odklejony. Zbyt nieczuły. Wiedziałem, że to nieprawda. Miałem swoje powody, żeby tak się zachowywać, i właśnie dlatego byłem niezmiernie ciekawy, jakie ma ona.
Co sprawia, że kiedy wpada na dwukrotnie większego od siebie intruza, jest taka chłodna i nawet nie drży jej głos? W samochodzie poszperałem trochę więcej na jej temat, ale dowiedziałem się tylko tyle, że ma jakiegoś chłopaka cieniasa, który pewnie nawet nie wie, gdzie jest łechtaczka, a już na pewno żadnej nigdy nie widział.
Miałem ochotę pojechać za nią do domu i dowiedzieć się jak najwięcej, ale udało mi się powstrzymać, choć przyszło mi to z trudem. Czy schyliła głowę i pośpiesznie ruszyła chodnikiem, czy też kroczyła z wysoko zadartą brodą i wyzywała przechodniów, aby spojrzeli jej w oczy? Wzięła taksówkę czy cisnęła się z resztą miasta w metrze? Przed domem stał tylko czarny SUV jej ojca. Dlaczego nie nakazał jej skorzystać z usług szofera? Przecież było ich na to stać.
Cholera jasna, miałem tyle pytań i wiedziałem, że jeżeli tylko bym zaczekał, aż wyjdzie z trzypiętrowego domu rodziców na Upper East Side, to mógłbym ją śledzić i sporo bym się dowiedział. Przymus, żeby to zrobić, był niemal nienasycony. Niemal.
Gdyby nie fakt, że żeńska część rodziny Byrne’ów zaplanowała na dziś kolację u Paddy’ego i babci, to nawet bym ze sobą nie walczył i po prostu pojechał za Rowan. Zamiast tego zebrałem resztki swojej podartej samokontroli i pojechałem do dziadków. Gdybym się nie stawił, to nasłuchałbym się tyle, że aż by mi uszy zwiędły. Jadaliśmy wspólne kolacje tylko raz w miesiącu. Byłem najstarszym synem najstarszego syna, więc rodzina oczekiwała, że będę dawał przykład.
Babcia machnęła ręką w stronę kuchni.
– Dziewczyny już chyba gotowe. Możesz dziś usiąść przy mnie i opowiedzieć, co tam porabiasz.
Babcia i Paddy przyjechali tu z Dublina, gdy byli nastolatkami, i częściowo zachowali ojczysty akcent. Gdyby chcieli, to pewnie by się go pozbyli, ale byli dumnymi Irlandczykami i zapewne uznaliby sam pomysł za bluźnierstwo. I bardzo dobrze. Dźwięk jej zaśpiewu przywoływał miłe wspomnienia z tego domu.
Poprowadziła nas do salonu. Poszedłem za nią potulnie, bo bałem się kolejnej reprymendy. Paddy od dziesięcioleci kierował naszymi interesami, ale na czele rodziny stała babcia. Nikt się jej nie sprzeciwiał. Gdyby nie ona, to odraza, jaką czułem do spędów towarzyskich, przypuszczalnie utrzymałaby mnie z dala od tych rodzinnych imprez, ale u babuni nieobecność nie wchodziła w rachubę. Na szczęście wytrenowałem wszystkich naokoło, żeby zbyt wiele po mnie nie oczekiwali, jeśli chodzi o rozmowę.
Klan Byrne’ów rozrósł się do ponad trzydziestu osób, a mówimy tu tylko o potomkach Paddy’ego i babci. Paddy miał czterech braci i trzy siostry. Niegdyś bracia pracowali razem, w piątkę, ale dwaj zostali zabici, jeden wrócił za żoną do Irlandii, a ostatni trafił za kratki.
Nasza rodzina była więc jedynym filarem spuścizny Byrne’ów i jedną z niewielu irlandzkich rodzin, które przetrwały przetasowania w świecie zorganizowanej przestępczości w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Paddy miał łeb na karku. Zaadaptował się do sytuacji i nie dał rodzinie zatonąć. Teraz stanęliśmy u progu nowej epoki dobrobytu. Spadał na nas deszcz forsy, ale i tak uchodziliśmy za jedną ze słabszych organizacji półświatka.
Miało się to wkrótce zmienić.
Conner, mój kuzyn, przyjechał na kolację z młodą żoną – Włoszką Noemi. Ich małżeństwo umocniło bezprecedensowy sojusz między Irlandczykami i Włochami. Rok wcześniej Oran, najstarszy z wnuków Byrne’ów, ożenił się z dziewczyną od Donovanów, jednocząc w ten sposób resztki ich dogorywającego klanu z naszym. Następnym kluczowym ruchem było zapewnienie rodzinie lepszej kontroli nad organami ścigania i właśnie stąd moja wizyta u Evana Alexandra. Jeszcze kilka subtelnych ruchów i wszystkie gwiazdy stworzą doskonałą koniunkcję, a wtedy będziemy naprawdę nietykalni.
Nie potrafiłem wymyślić nic ważniejszego od zagwarantowania dobrego życia otaczającym mnie ludziom – rodzeństwu, kuzynostwu, ich dzieciom i następnym pokoleniom. Rodzina była dla mnie wszystkim, nawet jeżeli wolałem nie rozmawiać z jej członkami. Jednakże dla babci zmusiłem się do rozmowy pośród panującego przy stole chaosu.
Dom dziadków przestał nas już mieścić, ale oni nadal nie chcieli się stąd wyprowadzić, więc jakoś się wciskaliśmy. Dzieciaki siadały w kółkach na podłodze i jadły jak na pikniku, a dorośli zajmowali każde dostępne krzesło. Było głośno i ciasno, aż skóra mi cierpła. Zjadłem szybko, przeprosiłem i wyszedłem do ogrodu, żeby odetchnąć. Chwilę później dołączył do mnie ojciec.
– Jak poszła wizyta u Alexandra? – zapytał, a jego oddech zamienił się w chmurkę pary na rześkim powietrzu.
– Twardo się trzyma.
Zacisnął usta.
– Tego się spodziewałem.
Jimmy Byrne miał sześćdziesiąt dwa lata, robił się coraz starszy, ale już od dekady był faktyczną głową rodzinnych interesów. Radził sobie przez te lata dobrze i szanowałem jego spojrzenie na biznes, choć nie zawsze we wszystkim się zgadzaliśmy.
– Nadal uważam, że powinniśmy go podejść z innej strony. Nie jest z tych, którzy ugną się przed groźbami. Co prawda moglibyśmy podgryźć burmistrza, ale wtedy narobilibyśmy sobie kłopotów z Grekami. Mają go w kieszeni od lat.
Papcio się nachmurzył, jakby nad czymś dumał, i skrzyżował ręce na piersiach.
– Czasami lepiej zakraść się od tyłu, niż wpadać przez drzwi otwarte kopniakiem. – Spojrzał na mnie przenikliwie. – On ma córkę, wiesz?
– Alexander? Owszem, wiem – odpowiedziałem ostrożnie. Nie spodziewałem się niczego dobrego po tym, że ojciec o niej wspomniał.
Wzruszył ramionami.
– Potrzebujemy jakiegoś dojścia. Miejsca przy stole. Najlepiej byłoby więc po prostu zasiąść przy rodzinnym stole gubernatora, nie sądzisz?
Cholera. Nie byłem pewien, co gorsze: sugestia, że miałbym zacząć się uganiać za Rowan Alexander czy że mielibyśmy jej grozić. Szanse, na co się zdecyduje, były pół na pół. Porwanie byłoby działaniem bardziej bezpośrednim i w cholerę łatwiejszym. Biorąc pod uwagę, że dziewczyna była jedynaczką, wystarczyło, że odpowiednio wzmocniłbym groźbę, którą zdążyłem już zasygnalizować. Gubernator nie byłby zachwycony, ale w końcu by się ugiął. Ale małżeństwo? Na to się nie pisałem. Rowan okazała się bardziej intrygująca, niż sądziłem, ale to nie znaczyło, że chcę się z nią od razu żenić. Jezus Maria.
– Papciu, jesteśmy teraz na fali. Nie sądzę, żeby to było konieczne.
– Widziałeś ją? – nie odpuszczał.
– Widziałem, to jeszcze dzieciak – odparłem ostrzej, niż powinienem był.
Papcio zerknął na mnie i wzruszył ramionami, ale ja nie kupiłem tej jego udawanej obojętności.
– Może masz rację. Może będzie lepiej, jeśli Tor się z nią zapozna. Są bliżsi wiekiem.
Wiedziałem, że nie spodoba mi się jego odpowiedź.
Najmłodszy syn wujka Tully’ego był zawodowym bokserem. Ambitny, ale też bardzo gburowaty, delikatnie rzecz ujmując. Myśl, że mógłby startować do Rowan, wzbudziła we mnie jakiś irracjonalny gniew.
– Postaram się urobić Alexandra – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – Trzymaj Tora z daleka od tej sprawy.
Ojciec przyjrzał mi się bacznie.
– Ufam twojej ocenie sytuacji, synu. – Poklepał mnie po ramieniu i skinął głową. – Robi się kurewsko zimno. Wracam do środka.
– Zaraz przyjdę.
– Nie śpiesz się. – Zastukał knykciami w winylową elewację, a chwilę później trzasnęły za nim drzwi.
Wypuściłem obłok pary z głębi płuc, ale nie złagodziło to napięcia zgromadzonego w moich barkach i karku. Musiałem się napić. I to porządnie. Tylne drzwi ponownie się otworzyły, czyli znów miałem jakieś towarzystwo. Obejrzałem się i zobaczyłem za plecami żonę swojego kuzyna Orana.
– O, przepraszam. Nie wiedziałam, że ktoś tu jest.
– Możesz zostać – powiedziałem, choć chciała wrócić do środka. – Zmieścimy się oboje.
Caitlin była cudowną młodą kobietą. Cichą, ale spostrzegawczą, do tego była miła i często się uśmiechała, mimo że ten uśmiech nie sięgał jej oczu. Gdy pojawił się temat połączenia naszych rodzin poprzez małżeństwo, wysunięto nas z Oranem na kandydatów, bo byliśmy najstarszymi synami. Mój kuzyn szybko się zgłosił. Nie mógł się doczekać objęcia szefostwa w organizacji i chyba dobrze dogadywał się z żoną. Nie przejmowałem się tym aż do niedawnej śmierci Brody’ego, jego ojca. Wtedy zacząłem nabierać podejrzeń.
Tylko Oran wiedział o zmianie planów ojca tamtego dnia. Oczywiście to mógł być przypadek, że Albańczycy akurat wpadli na Brody’ego, gdy opuszczał klub, ale coś mi podpowiadało, że to wszystko była ustawka. Wspomniałem ojcu o swoich wątpliwościach, ale był tak pogrążony w żalu, że z miejsca je odrzucił. Nie chciał nawet dopuścić do myśli takiej możliwości. Minęły trzy miesiące, nie wróciliśmy do tematu. Tata być może nawet o tym zapomniał. Ale ja nie.
Caitlin objęła się w pasie i oparła o barierkę schodów.
– Nadal nie przywykłam, że zjeżdża tu się tyle osób. Muszę odetchnąć.
– Ja przywykłem, a i tak muszę odetchnąć.
Dziewczyna nie miała w życiu łatwo. Gdy była mała, straciła matkę, a niecałe pięć lat temu zabili jej ojca. Interesy rodziny Donovanów zaczęły podupadać, więc musiała się poświęcić i wejść w małżeństwo, które miało ocalić resztki ich biznesu, który nie był przyjemny, ale Caitlin radziła sobie z tym wszystkim w sposób naprawdę godny podziwu.
– Jak twój brat? – zapytałem.
Kiwnęła głową i na jej ustach pojawił się cień prawdziwego uśmiechu.
– Dobrze. Ciężko pracuje, jak zawsze.
– Tak? – Zachęcałem ją do wyznań. Liczyłem, że choć trochę zdradzi, co jej brat kombinuje. Interesowało mnie to, w jaki sposób na obecnym etapie Donovanowie zapewniają sobie przetrwanie.
– Tak, Oran jest bardzo pomocny, dzieli się z Flynnem kontaktami i udziela mu rad. Rysuje się przed nim świetlana przyszłość.
Ciekawe. Zdawało się, że Oran zaangażował się w ten sojusz, co było wątpliwe, biorąc pod uwagę to, że niecałe sześć miesięcy temu widziałem, jak kryje się po kątach w naszym klubie z inną kobietą. Wyglądało na to, że z każdym dniem – z takiego albo z innego powodu – miałem o kuzynie coraz gorsze zdanie.
– Miło słyszeć.
Uśmiechnęła się, zacisnęła zęby, żeby powstrzymać dreszcz z zimna. Zrzuciłem marynarkę i narzuciłem ją na jej ramiona.
– Przyda ci się, jeśli chcesz tu zostać dłużej.
– Ty wracasz do środka?
– Jeśli nie wrócę, to babcia wyjdzie mnie szukać – odparłem cierpko.
Caitlin zaśmiała się pod nosem.
– Też za chwilę wrócę.
Ścisnąłem ją za rękę.
– Nie ma pośpiechu.
Na jej miejscu też nie paliłoby mi się wracać do Orana. Miałem kurewsko podłe przeczucie, że między mną a nim zrobi się paskudnie. Prędzej czy później.
Rowan
– Nie wiedziałam, że jesteś tu od wczoraj. Mogliśmy przyjechać razem. – Szłam za Stetsonem po schodach wielkiej nowojorskiej kamienicy jego ojca i starałam się, aby w moim głosie nie było słychać rozdrażnienia.
Budynek nie stał pięć minut drogi od domu moich rodziców, więc przez dwa dni z rzędu musiałam kursować pomiędzy West Village a Upper East Side. Co prawda to tylko pół godziny, ale i tak zmarnowałam przez to sporą część weekendu.
– Wyszło w ostatniej chwili. Tata wrócił z wyjazdu i poprosił, żebym wpadł na kolację. Łatwiej było mi tutaj zostać. – Na szczycie schodów przystanął i wziął mnie w ramiona. – Ale cieszę się, że przyjechałaś. Ostatnio harmonogramy ciągle się nam rozjeżdżają.
Miał rację. Choć, szczerze mówiąc, żadne z nas jakoś szczególnie nie przykładało się do tego, by to zmienić. Znaliśmy się tak długo, że nasz związek różnił się od związków większości ludzi. Oficjalnie zaczęliśmy się spotykać dopiero rok temu i wcale nie wychodziliśmy z siebie, żeby spędzać razem każdą wolną chwilę. Znałam Stetsona od gimnazjum. Nasi ojcowie się przyjaźnią, więc od małego regularnie się spotykaliśmy. Związek wydawał się naturalnym rozwojem naszej relacji, a nasi ojcowie nie kryli się z nadzieją, że skończymy razem. Gdy powiedziałam tacie, że Stetson zaprosił mnie na randkę, jego uśmiech przemienił noc w dzień.
– Liczyłam na to, że się dziś pouczę, ale chyba mogę cię wcisnąć na kilka godzin rano, przed zajęciami. – Uśmiechnęłam się z pewną dozą nieśmiałości i spojrzałam na niego spod wachlarza rzęs.
Stetson był słodki, miał tę urodę chłopaka z sąsiedztwa – gęste, podkręcające się na końcówkach, jasnobrązowe włosy i piwne oczy z łobuzerskim błyskiem, który potrafił mnie zauroczyć. Był wysoki, szczupły i jak na swój wzrost zaskakująco wysportowany. Przez cztery lata liceum reprezentował szkołę, a teraz należał do klubu zawodników hokeja na trawie. Co jednak najważniejsze, czułam się przy nim swobodnie. Było nam łatwo. Oboje wiedzieliśmy, czego się po sobie spodziewać, i chyba nam to odpowiadało.
– Zawsze jesteś najlepsza na zajęciach – drażnił się ze mną. – Jeden wieczór cię nie zbawi. – Przytulił mnie raz jeszcze, a potem puścił i ruszyliśmy dalej korytarzem. – No daj spokój, Duke grają, dziś startują mecze przedsezonowe! – zawołał przez ramię.
Przystanęłam na moment i spojrzałam na swój strój, na którego wybór poświęciłam zbyt wiele czasu. Sweter z ciemnozielonego kaszmiru podkreślał moje piwne oczy, był krótszy, odsłaniał fragment brzucha nad bardzo obcisłymi dżinsami, tak że wyglądały, jakby ktoś je na mnie namalował. Stetson nawet nie zauważył.
Seks nie był fundamentem naszej relacji, ale od ostatniego razu minął już tydzień, więc liczyłam, że przyciągnę jego zainteresowanie. Po tym, jak wczoraj wpadłam na tego całego Keira, chodziłam dziwnie rozochocona. Do tego stopnia, że nie mogłam zasnąć, dopóki sobie nie ulżyłam i nie stłumiłam tego pulsowania między udami.
Adrenalina robi z ciałem dziwne rzeczy, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Innego logicznego wyjaśnienia nie było.
Otrząsnęłam się z tych wspomnień i poszłam za Stetsonem do szpanerskiego salonu telewizyjnego.
Trzypiętrowy budynek, włącznie z piwnicą, był wystawny pod każdym względem. Dom moich rodziców był równie stary jak ten, ale oni wprowadzili do swojego nowoczesne rozwiązania, dzięki którym stał się jasny, otwarty i przytulny. Ojciec Stetsona upierał się przy pozostawieniu w swoim pierwotnego ducha – surową atmosferę i tradycyjny wystrój. Na głównym poziomie podłogę stanowiła marmurowa posadzka w czarno-białą szachownicę, ściany zaś pokrywały boazerie z ciemnego drewna albo wielobarwne tapety. Sztukateria przy suficie była misternie zdobiona, armatura ostentacyjnie złota, a meble wyglądały, jakby pochodziły wprost z jakiegoś pałacu. Nie do końca wpisywał się w moją definicję słowa „domowy”.
Drugie piętro stanowiło królestwo Stetsona, więc było tam przynajmniej trochę nowocześniej. Miał do dyspozycji całą zachodnią część tego poziomu, to dlatego tak często wracał do domu. Z pewnością wolał zamożne Upper East Side od kampusu.