Corrupted Chaos. Tarnished Empire. Tom 3 - Rose Shain - ebook

Corrupted Chaos. Tarnished Empire. Tom 3 ebook

Rose Shain

0,0

Opis

Co zrobić, kiedy najgorszy wróg jest również twoim szefem?

Izzy Hardy po przymusowym zakończeniu kariery dla rządu pracuje w dziale technicznym korporacji Stonewood Enterprises. Od dziewięciu lat jest czysta, ale nigdy nie opuszcza gardy i nie traci kontroli – tylko dzięki niej trzyma się z dala od kobiety, którą niegdyś była. Cade to miliarder, geniusz technologiczny i członek rodziny mafijnej, która praktycznie rządzi światem. A także szef Izzy.

Tych dwoje nieustannie ze sobą rywalizuje. Przy każdym spotkaniu ich gorąca nienawiść w połączeniu z niezaprzeczalną chemią wybucha płomieniem tak wielkim, że w końcu musi spalić ich na popiół. Co się wydarzy, kiedy utkną razem w jednym domku podczas służbowego wyjazdu? Czy linia namalowana farbą w poprzek łóżka będzie wystarczającą barierą, aby uchronić serce Izzy przed kolejnym złamaniem?

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18 +

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 398

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ostrzeżenie na temat zawartości

Jako czytelniczka uwielbiam niespodzianki, które czekają na mnie w każdej książce. Chciałabym jednak dać moim czytelnikom szansę na zapoznanie się ze wszystkimi wrażliwymi treściami, które u siebie poruszam. Ich pełen wykaz można znaleźć na stronie: https://www.shainrose.com/content-warnings.

Prolog

Izzy

– Pocałowałaś go?

Niski, zachrypnięty głos dobiegł zza rogu domu moich rodziców. Cholera. Na ten dźwięk żołądek mi się ścisnął, serce zatrzymało, a myśli rozproszyły w milion różnych kierunków. Wzdrygnęłam się, zamknęłam oczy i skupiłam się na zapachu płonącego drewna w tę zimną jesienną noc. Ogień trzaskał pośrodku okręgu utworzonego z drewnianych krzeseł ogrodowych.

Może jeśli nadal nie będę się ruszać, mężczyzna zniknie.

Czy słyszał całą naszą rozmowę?

Jeszcze przed chwilą nie mogłam przestać dokuczać mojemu bratu, który ciągle narzekał, że jego najlepszy przyjaciel Dante, a mój były szef, ożenił się z naszą siostrą. Powiedziałam mu więc, żeby się z tym pogodził, bo z nas dwojga to raczej ja powinnam płakać. Pocałowałam kiedyś Dantego, jeszcze zanim wyznał miłość i oświadczył się mojej bliźniaczce Delilah.

Nawarzyłam sobie piwa, co nie?

Kiedy jednak obserwowałam ich przytulonych do siebie przy ognisku, nie czułam już bólu serca. Dante patrzył na nią tak, jak nigdy nie spojrzałby na mnie. Byłyśmy z Lilah niemal identyczne – te same pofalowane brązowe włosy, rysy twarzy, nawet kształty – a jednak nigdy nie kochałby mnie nawet w części tak jak jej. Gdy wyznałam Dantemu, że od wielu lat coś do niego czuję, wiedziałam, że zostanę odrzucona, bo to oni byli dla siebie stworzeni.

Po roku życia ze złamanym sercem zaakceptowałam to. Nic nie mówiłam, bo cieszyłam się szczęściem mojej siostry. Bo wiedziałam, że moja miłość do Dantego była chaotyczna i poza kontrolą. Bo chciałam spokoju i nie zamierzałam martwić rodziny. Przez rok zakopywałam się w pracy i byłam świadkiem ich związku, żeby w końcu zacząć nowy rozdział.

I udało mi się, ale Cade Armanelli, największy dupek, jakiego w życiu spotkałam, miał o tym nigdy nie usłyszeć. Tajemnica powinna zostać w gronie rodziny i bliskich przyjaciół. Cade nie należał do żadnego z tych kręgów. We trójkę, razem z Dantem, byliśmy tajnymi pracownikami rządowymi, a jego kuzyn zawsze odnosił się do mnie z pogardą i brakiem szacunku. Ten człowiek wierzył tylko w siebie i uważał, że utrudniamy mu wykonywanie pracy.

Kiedy Cade wyszedł z cienia, obróciłam się, żeby na niego spojrzeć. Zignorowałam pytanie o pocałunek.

– Jezu, skąd się tu wziąłeś?

Ostre rysy jego twarzy sprawiały, że wewnątrz wszystko mi się ściskało. Żaden haker pracujący dla rządu nie powinien tak wyglądać. Szyję i dłonie Cade’a pokrywały tatuaże, wynurzały się też spod kołnierzyka i mankietów garnituru. Miał silną szczękę jak u greckiego boga, a ciemne loki sprawiały wrażenie wystylizowanych, choć byłam pewna, że układały się tak naturalnie. Żadna z tych kwestii nie miała jednak znaczenia w zestawieniu ze świdrującym ciemnym spojrzeniem, które sprawiało, że zamierałam. Dawniej Cade dostrzegał we mnie wszystko, jakbym była krystalicznie czystą wodą bez żadnej głębi. Tego wieczora przyglądał mi się jednak, jakbym stała się oceanem, w którego najciemniejszej toni kryje się tajemnica. Tym spojrzeniem – pełnym uwagi, osaczającym – mógłby udręczyć nawet anioła.

– Podglądałeś nas? – wyszeptałam.

Spodziewałam się tego po nim. Cade był dalekim kuzynem Dantego i zawsze wiedział o wszystkim, co działo się w jego rodzinie. Poza tym potrafił zdobyć każdą informację, w końcu uchodził za najlepszego hakera na świecie. Szanowałam go za to, onieśmielona, a jednocześnie nim gardziłam. Kiedy jeszcze razem pracowaliśmy w tajnej jednostce, prychał, gdy ktoś próbował go o czymś poinformować, jakby już od dawna zdawał sobie z tego sprawę, jakby był wszechwiedzący.

Później przeniosłam się jednak do działu bezpieczeństwa danych, z dala od tajnej pracy, i przekonałam się, że nie muszę już użerać się z Cade’em. Zawsze pracował sam, mimo że był szefem grupy odpowiedzialnej za cyberbezpieczeństwo w Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego. Nie potrzebował niczyjej pomocy i nie pojawiał się w biurze, żeby o nią prosić.

– Zawsze obserwuję, Izzy – ostrzegł mnie Cade.

Jego złowieszcze spojrzenie było tak samo szorstkie jak głos. Zawsze mnie obserwuje? Nie wymagałam, żeby nade mną czuwał albo zachowywał się, jakbym nie umiała sama o siebie zadbać. Byłam pewna, że właśnie to miał na myśli, bo powiedział mi to wprost już raz czy dwa. Wtedy stwierdził, że nie nadaję się do pracy w bezpieczeństwie danych czy ogólnie do pracy dla rządu.

Moje ciało rozgrzało się jednak na to wyznanie, jakby w jednej chwili pobudził mnie i rozwścieczył, mówiąc, że wciąż mnie obserwuje. To niedorzeczne. Śmieszne. Prychnęłam na niego i podniosłam patyk, żeby upiec nad ogniem piankę. Moja mama kupiła ich chyba z tysiąc, wiedząc, że szóstka jej dzieci wraca do miasta, żeby się spotkać.

Kiedy podszedł do ognia, czterej moi bracia usiedli, jakby ich wewnętrzne radary wysłały im ostrzeżenie. W końcu zaakceptowali Dantego, ale nadal trudno im było zaufać komukolwiek innemu o nazwisku Armanelli. Cade to brat jednego z najpotężniejszych na świecie bossów włoskiej mafii, a jego umiejętności hakerskie czyniły go jeszcze groźniejszym. Mimo to nikt, nawet Armanelli, nie powstrzymałby moich braci, gdyby coś zagrażało ich młodszym siostrom.

Ogień trzaskał, a jego blask tańczył na całym ciele Cade’a, oświetlając idealne kształty.

– Dante, Delilah. Samolot jest już gotowy.

Przyszedł po nich. Nie do mnie. Nie wiem, czemu mnie to zaskoczyło i trochę ugodziło w moje ego.

– Dzisiaj? – W głosie siostry usłyszałam szok, ale i nadzieję.

Dante musiał zaplanować dla nich wakacje z pomocą Cade’a. To miało sens, biorąc pod uwagę, że to on zarządzał rodzinnym odrzutowcem. Z tego, co wiedziałam, równie dobrze mógłby to być samolot prezydencki, skoro gość pojawiał się w wiadomościach, kiedy mówiono o utrzymaniu państwowego cyberbezpieczeństwa.

Gdy siostra sprzątała naczynia ze stołu, wstałam tak szybko, że strzeliło mi w kolanach. Podeszłam, żeby jej pomóc, a potem poszłam za nią z częścią naczyń przez gęstą trawę do domu naszych rodziców, utrzymanego w ranczerskim stylu. Wzburzonym szeptem zwróciłam się do Delilah, starając się przebić przez muzykę klasyczną, którą mama zawsze puszczała w kuchni.

– Nie mogę uwierzyć, że Cade pojawił się tak po prostu na ognisku.

– Dante chyba po niego zadzwonił. – Delilah wzruszyła ramionami, zdezorientowana moją frustracją.

Sama nie wiedziałam, o co mi dokładnie chodzi. Może o to, z jaką pewnością siebie powiedział, że mnie obserwuje, jakby trzeba było mnie pilnować. Pewnie zareagowałam tak też dlatego, że za każdym razem, gdy widziałam Cade’a, poruszał we mnie coś, czego nie powinien. Muszę być jak spokojne jezioro, ale kiedy on pojawia się w pobliżu, targa mną wściekły oceaniczny sztorm, a fale rozbijają się o brzegi.

Pokręciłam głową, kładąc dłoń na zużytym kwarcowym blacie.

– Zachowuje się jak moja niańka, bo nadal pracuję dla rządu.

Nie potrzebowałam nikogo, kto ciągle patrzyłby mi na ręce i sprawdzał, czy czegoś nie zepsuję. Przez te wszystkie lata wielokrotnie udowodniłam swoją wartość. Teraz trafiłam do cyberbezpieczeństwa i zamierzam iść w tym kierunku. Zapisałam się nawet na kursy, żeby podnieść swoje kwalifikacje.

– Umiem o siebie zadbać – dodałam.

– Pewnie chce się upewnić, że nic ci nie grozi, w końcu jesteście przyjaciółmi. – Lilah wzruszyła ramionami i włożyła kolejny talerz do zlewu.

– Znajomymi – sprostowałam, marszcząc nos i poprawiając elektryzujące się włosy. – Na pewno nie przyjaciółmi.

Lilah rzuciła na mnie okiem, jakby wątpiła w mój zdrowy rozsądek. Może powiedziałam ostatnie słowa nieco zbyt głośno.

– Jasne – wymamrotała.

Odwróciłam się do zlewu, żeby zmyć z talerza sos barbecue. Byłam na siebie wściekła, że pozwoliłam tak się podejść Cade’owi. Przez lata niewielu było ludzi, którzy by we mnie wierzyli. Cade należał do moich największych przeciwników. Zaszczycał mnie co najwyżej przelotnym spojrzeniem, kiedy wchodził do pokoju. Wiem też, że obgadywał mnie, gdy dopiero zaczynałam.

Nagle moja siostra zatrzymała się i wskazała za swoje ramię.

– Muszę do łazienki, Izzy! – zawołała, po czym zniknęła.

Obróciłam się, wiedząc, że Delilah nie uciekłaby, gdyby nie chciała czegoś uniknąć. Przyczyna, oczywiście, znajdowała się tuż za moimi plecami. Mierzyła prawie metr dziewięćdziesiąt. Cade pochylał się nade mną, jakby chciał mnie onieśmielić. Nie udało mu się to. Nie obchodziło mnie, że jest ode mnie wyższy o głowę. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej mnie irytowało, że w ogóle kręci się wokół mnie poza pracą. Skrzyżowałam ramiona.

– Nie podkradaj się do mnie w domu moich rodziców, Cade.

Uniósł ciemną brew, jakbym mówiła bzdury.

– Nie nazwałbym tego podkradaniem. Stoję tuż przed tobą.

– Nieważne. To impreza rodzinna – podkreśliłam. – Nie powinno cię tu być.

– Jestem spokrewniony z Dantem. – Spojrzał na telefon, jakby nie miał czasu na tę rozmowę. Podniósł wzrok i popatrzył na mnie z intensywnością, na którą nie byłam przygotowana. – Odważysz się przyznać, że jednak mamy ze sobą coś wspólnego?

Czemu miałam wrażenie, że mnie prowokuje? Odwróciłam się, żeby zeskrobać coś z talerza. Robiłam to mocniej, niż trzeba.

– Boże, ale jesteś denerwujący.

– Jeśli cię denerwuję, odejdź z roboty.

Wreszcie pokazał, jaki z niego kutas. Cade nie chciał mnie w żadnym rządowym zespole. Okazywał mi to od samego początku, uważał, że nie poradzę sobie z presją. To niezbyt dobrze wróżyło. Wiedzieliśmy o jego powiązaniach z prezydentem, z Pentagonem, ze wszystkimi. Ten człowiek infiltrował, co się dało, bo miał do tego dostęp. Kilka kliknięć dzieliło go od poznania moich najgłębszych, najmroczniejszych sekretów.

– Idź do pracy w korpo – dodał.

Przestałam znęcać się nad talerzem i się wzdrygnęłam. Lubiłam myśleć, że pracuję tak samo ciężko jak on. Miałam też niedokończone sprawy w rządzie. Zebrałam wystarczająco dużo informacji, by uznać, że duża albańska rodzina mafijna łamie prawo naszego kraju. Już raz ich przyłapaliśmy i nie zamierzałam się zatrzymać, dopóki wszyscy nie trafią za kraty.

– Nie skończyłam jeszcze z Albańczykami. Oboje o tym wiemy. – Machnęłam ręką, dając do zrozumienia, że powinien to rozumieć. Widział, do czego byli zdolni w przeszłości, a my nie mogliśmy dopuścić, żeby to się powtórzyło. Im lepsza stawałam się w rozumieniu informacji, tym więcej dowodów znajdowałam. – Narkotyki są tylko przykrywką dla broni atomowej i zamierzam pomóc to udowodnić.

– Szukasz nie tam, gdzie powinnaś. Może i jesteś dobra, Izzy, ale nie aż tak, jak ci się wydaje. Wszędzie znajdowałem ślady twoich poszukiwań – powiedział z aroganckim uśmiechem, po czym nachylił się i wyszeptał: – To nie działania wojenne, skarbie. To pranie tak wielkich pieniędzy, że Albańczycy zyskaliby kontrolę nad wszystkim. Zawiązaliśmy jednak sojusze i już jest w porządku. Możesz odpuścić.

Czułam jego oddech na skórze, na szyi. Był tak blisko, że docierał do mnie jego zapach… i podobało mi się to, choć zdecydowanie nie powinno. Coś mnie do niego ciągnęło, zamiast odpychać.

– Nie uszanują tych sojuszy, więc daj mi pracować albo się odwal – burknęłam, starając się nie zwracać uwagi na to, co ze mną robił.

Cade zamruczał, nie odsuwając się ani o centymetr.

– Jeśli cię porwą, nie zamierzam cię ratować.

– Świetnie. – Zadarłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Nasze usta niemal się stykały. – Pewnie będą lepszym towarzystwem od ciebie.

– Powtórz to, ale tym razem postaraj się zabrzmieć, jakbyś w to wierzyła – warknął.

Żadne z nas nie odwracało wzroku, w jego spojrzeniu dostrzegłam coś, czego wcześniej tam nie było. Oczy Cade’a nie były już ciemną otchłanią. Widziałam w nich dzikość, adrenalinę i radość, jak u dziecka, które czeka na swoją ulubioną grę. Miałam takie samo spojrzenie, kiedy udało mi się znaleźć sposób na uciszenie własnych demonów. W innym życiu dobrze by się nam współpracowało.

Usłyszeliśmy, że drzwi do łazienki się otwierają, i odsunęliśmy się od siebie. Przyszedł mój szwagier razem z Delilah, którą obejmował ramieniem. Uśmiechał się szeroko, kiedy pośpiesznie się ze mną żegnali. Cade wyprowadził ich z domu, nawet nie odwracając się w moją stronę. Cóż, przynajmniej się go pozbyłam, ale nie mogę pochwalić się tym, że wygrałam tę bitwę.

Mimo to, kiedy kładłam się spać, wciąż widziałam oczy w odcieniu głębokiego brązu z domieszką złota. Robiłam, co mogłam, żeby nie przesunąć dłoni między nogi, nie wyobrażać sobie, jak by to było zbliżyć się o tych kilka milimetrów i posmakować ust tego mężczyzny.

Nienawidziłam się za to przez cały następny tydzień.

* * *

Poniedziałek zaczął się okropnie – ulewa przemoczyła moją granatową bluzkę i dopasowaną spódnicę w prążki, gdy szłam do pracy. Nawet nie miałam czasu, żeby się dosuszyć, kiedy poproszono mnie do działu HR. Szpilki wciąż ociekały wodą, gdy szłam korytarzem. Miałam nadzieję, że to coś niezbyt ważnego. Nigdy wcześniej nie zostałam zawezwana w ten sposób, nawet podczas rekrutacji.

Skręciłam za róg, zapukałam w otwarte drzwi i dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, co się dzieje. Za niską starszą kobietą z kadr siedział Cade w czarnym trzyczęściowym garniturze. Widziałam jego oburzająco drogi loafer od Berlutiego, bo założył nogę na nogę, żeby położyć laptop na udach. Cade był uosobieniem onieśmielającego biznesmena, który odniósł sukces. Co więcej, nawet na mnie nie spojrzał, kiedy weszłam do pokoju.

Gdy tylko zamknęłam drzwi, kobieta o sztywnych włosach, której nigdy wcześniej nie widziałam, wyrzuciła z siebie:

– Gratulacje, Izzy! Mamy dla ciebie świetną wiadomość! Siadaj.

Poprawiłam spódnicę, patrząc to na kobietę, to na Cade’a. Przez moją głowę przewijało się mnóstwo pytań.

– Przepraszam, ale czy on jest jakoś związany z…

– Och, pan Armanelli siedzi właśnie nad jakimiś biurowymi procedurami – przerwała mi. – Jest tu kierownikiem. Czy już się…

– Poznaliśmy się. – W moim głosie było słychać, jak bardzo nim gardzę.

– Oczywiście. – Kobieta przygładziła włosy. – Cóż, usiądź, proszę.

Przygryzłam policzek. Serce mi przyśpieszyło, gdy powtarzałam w myślach ostatnią rozmowę z Cade’em.

– Wolę postać – stwierdziłam.

– Oczywiście, oczywiście. – Zaśmiała się. – Zostałaś przeniesiona do Stonewood Enterprises, zaczynasz od przyszłego tygodnia. To bardzo dobra oferta, bez długiego okresu przejściowego.

– Przeniesiona? – wyjąkałam, a powietrze uszło mi z płuc. Czułam się, jakbym została uderzona z zaskoczenia.

– Tak, podpisaliśmy cudowną umowę.

Kobieta przesunęła dokumenty po nieskazitelnie białym biurku, podczas gdy Cade nadal pisał, jakby w pokoju nie było nikogo poza nim.

Fakt, że w ogóle przyszedł – od kiedy zaczęłam tu pracę, nigdy wcześniej nie widziałam go w biurze – uznałam za czerwoną flagę. Za wyzwanie do walki. Odchrząknęłam i wygładziłam bluzkę. Nie podniosłam umowy, żeby nie wyglądać na zaciekawioną.

– A jeśli nie chcę zostać przeniesiona?

– Wszystko jest zgodne z prawem, Izzy. Jeśli spojrzymy na sekcję…

Ciągnęła temat, mówiąc o odległości między pracą a domem i o reszcie bzdur, o których wiedziałam, że nie są prawdą. Wpatrywałam się tylko w Cade’a, w jego minę wyrażającą dumę, kiedy podniósł głowę, żeby uśmiechnąć się do mnie krzywo.

Zanim się spostrzegłam, zalał mnie gwałtowny i gorący gniew.

– To twoja sprawka, prawda? Wszechmocnego Cade’a Armanellego? – Zmarszczyłam nos z obrzydzeniem.

Kobieta natychmiast wstała, a jej niebieskie oczy rozszerzyły się z niepokoju. Nikt nie szydził z Cade’a, nazywając go przy tym imieniem i nazwiskiem. Choć przecież żaden z niego biznesmen. Każdy wiedział, że rodzina Armanellich używa swoich mafijnych powiązań, żeby dostać to, czego chce.

– Izzy, rozmawialiśmy też z kilkoma osobami z tego samego działu, będziecie nadal pracować dla rządu. Ta umowa to dla was ogromna szansa. Cassie i Braxton także zostaną przeniesieni. Dostaniecie pensje, z którymi nie mogą konkurować państwowe wynagrodzenia. Będziecie nawet podróżować służbowo, a to dobre dla zespołu.

– Niech zgadnę, jeśli się nie zgodzę, reszta grupy także nie zostanie przeniesiona? – Oparłam rękę na biodrze.

Kobieta stanęła między mną i Cade’em, jakby chciała przerwać nasz kontakt wzrokowy.

– Wiele dokonaliście i tak, chcielibyśmy, żebyście wszyscy z nami zostali.

– To nie może być zgodne z protokołem.

– Szczerze mówiąc… – Kobieta westchnęła i potarła oczy, jakby miała za sobą bardzo długi dzień. Jej zmarszczki, świadectwo przeżytego stresu, poruszały się pod dotykiem jej dłoni. – Powiem wprost. Może i nie jest to zgodne z protokołem, ale jeśli nie podporządkujecie się tej decyzji, najpewniej stracicie pracę.

Przechyliłam się, żeby spojrzeć na Cade’a.

– To prawda?

Kącik jego ust się uniósł.

– Spodoba ci się w korporacji.

Kobieta kiwnęła głową.

– Cade kieruje tu większością działów zajmujących się ochroną danych. Sugeruję, żebyś przyjęła ofertę. Twoje zarobki, tak samo jak wynagrodzenie wszystkich z twojego zespołu, wzrosną dwukrotnie. Poza tym znajdziesz tam pewnie więcej możliwości niż tutaj.

Westchnęłam. Lata temu wpadłabym w furię, żądając, żeby to przemyśleli, może nawet rzucałabym długopisami. Ale teraz poddałam się bierności. Tak było lepiej. Zmieniłam się. Zamknęłam emocje w porządnym, schludnym pudełeczku, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że jestem rozkapryszoną diwą. Wszyscy mówili, że dojrzałam, ale przez większość czasu czułam się po prostu zmęczona. Tak się dzieje, kiedy trzeba powstrzymywać tyle uczuć. Zaakceptowałam jednak swój los i miałam nadzieję, że będę mogła wreszcie pójść do domu, zdrzemnąć się i zresetować.

– Dziękuję za danie mi szansy – powiedziałam tonem cierpkim jak sok z cytryny.

Cade uniósł brwi.

– Tylko tyle?

Ewidentnie dążył do kłótni, ale nie dałam się sprowokować.

– To naprawdę najlepsze rozwiązanie – zapewniła kobieta, śmiejąc się nerwowo. – Podziękujesz mi, kiedy w końcu oswoisz się z nowym stanowiskiem. Zobaczysz. Tam pewnie będziesz miała więcej czasu do dyspozycji niż tutaj.

Nie rozumiała, że chcę robić wszystko co dotychczas. Pragnęłam – a raczej musiałam – ciężko pracować. Mój umysł nie radził sobie, gdy nie miałam celu albo zajęcia. W ten sposób utrzymywałam w ryzach tę część mnie, która chciała sobie pobłażać.

Cade wszystko niszczył i dobrze o tym wiedział.

* * *

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Cade: Przestań próbować włamać się do rządowych baz danych.

Ja: OMG! Znajdź sobie hobby i przestać mnie śledzić.

Cade:To moja praca. Chodzi o bezpieczeństwo narodowe, a Ty próbujesz pokonać jeden z naszych firewalli.

Ja: Mimo wszystko nadal mnie obserwujesz.

Cade: Wiem, że sprzedałaś swoje mieszkanie, żeby przenieść się do Liberty Greene Apartments. Mają tam beznadziejną ochronę.

Ja: Przestań, serio.

Cade: To Ty przestań grzebać w poufnych danych.

Ja: Daj spokój. To tylko informacje o Albańczykach.

Cade: Nie pracujesz już nad tą sprawą.

Ja: Dobrze wiem, że przekazałeś moje obowiązki.

Cade: Taaa, co do tego…

Cade: Czekam na „bardzo dziękuję, Cade”.

Ja:Pierdol się.

Cade: Czemu mi w tym nie pomożesz?

Ja: Naprawdę myślisz, że to działa na kobiety?

Cade: Nie muszę się nad tym zastanawiać.

Ja: Wiesz, że jesteś moim szefem? HR--om by się to nie spodobało.

Cade: Zaryzykuję, jeśli się zgodzisz.

Ja: W życiu. Mam chłopaka, który, w przeciwieństwie do Ciebie, jest dobrym człowiekiem.

Cade: Na pewno? Chcesz, żebym czegoś się o nim dowiedział?

Ja: Nawet nie próbuj.

Cade: Jasne, odpuścimy mu, skoro nie ma go w kraju.

Ja:Skąd o tym wiesz?

Cade: Wiem wszystko… Przestań węszyć.

Ja: Okej. Pierdol się.

* * *

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Cade: Nie masz nic lepszego do roboty o 3 nad ranem?

Ja: Może miałabym więcej do roboty, gdybyś pozwolił Stonewood Enterprises mnie awansować.

Cade: Nie jesteś gotowa. Inaczej nie robiłabyś czegoś tak lekkomyślnego jak hakowanie w środku nocy.

Ja: Zostaw mnie w spokoju.

Cade: Wyłącz komputer i zrób coś innego ze swoim czasem.

Ja:Nie mam czym się zająć.

Cade: Twój chłopak znowu wyjechał, co?

Ja: Nie twoja sprawa. Przestań mnie śledzić.

Cade: Weź się w garść. Stworzyłem alert, który powiadamia mnie, kiedy zaczynasz szukać informacji o Albańczykach. Zostaw ten temat.

Ja: Naprawdę jesteś najbardziej irytującą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam.

* * *

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Cade: Chyba nie dają Ci wystarczająco dużo pracy w Stonewood Enterprises.

Ja: Wiesz, w sumie jesteś moim szefem, mimo że nigdy nie ma Cię w biurze. Mógłbyś powiedzieć o tym mojemu managerowi.

Cade: Izzy, na Boga, zostaw tę sprawę.

Ja:Po prostu daj mi spokój!

Cade: Idź spać. Przeleć swojego chłopaka. Obejrzyj serial. Zrób cokolwiek innego niż to.

Ja: Nie jestem zmęczona, mój chłopak wyjechał, seriale mnie nudzą.

Cade: Chyba potrzebujesz kogoś nowego do łóżka, skoro Twojego faceta ciągle nie ma.

Ja: To nie Twój interes.

Cade: W takim razie znajdź sobie hobby. Albo podróżuj z nim, chyba że jest strasznie nudny?

Ja: Nienawidzę Cię. ZOSTAW MNIE W SPOKOJU.

Rozdział 1

Izzy

– To nie ja, to ty.

Gość, z którym byłam już od roku, poklepał mnie po ramieniu swoją miękką, spoconą dłonią.

Chciałam powiedzieć temu baranowi, że nie zrywa się z kimś takim tekstem, ta formułka brzmi inaczej. W szoku byłam w stanie patrzeć tylko na ekran telefonu.

Przebraliśmy się za Harley Quinn i Jokera na imprezę halloweenową w mojej pracy. Byłam podekscytowana, miałam na sobie naprawdę dobry strój, ale kiedy wysiadaliśmy z auta, on dostał jakąś wiadomość. Niewiele myśląc, podniosłam smartfon z fotela, ale kiedy ekran błysnął i pojawiła się na nim para sztucznych piersi, musiałam otworzyć wiadomość. Kto by tak nie zrobił?

Za chwilę przyszły kolejne.

Gerald Johnson III był spełnieniem moich marzeń. W pewnym sensie. Słoik, w którym zamykałam swoje emocje, współgrał z jego upodobaniem do stabilności. Był przeciętniakiem z miękkimi policzkami i blond włosami, cichym usposobieniem, przyjaznym wobec każdego, kogo spotkał. Myślałam, że we wszystkim, oprócz swojej pracy, był idealny. Musiał podróżować służbowo po całym świecie, bo jego ojciec miał wielką firmę inwestycyjną – a przynajmniej tak mi wmawiał.

Ufałam mu. Byłam na tych wyjazdach. Gerald rzeczywiście na nich pracował.

Tak mi się wydawało.

Jego ostatnia podróż trwała aż dwa miesiące, a przez dwa tygodnie po powrocie do domu nie chciał zupełnie nic ze mną robić. Zaczęłam się zastanawiać, czy jestem wystarczająco dobra, czy może coś jest ze mną nie tak. Czy go odepchnęłam?

Teraz wiedziałam, że byłoby to całkowicie uzasadnione, biorąc pod uwagę wiadomości. To nie przeze mnie. To on zawinił.

Uniosłam telefon, żeby zobaczył zdjęcia. I właśnie wtedy powiedział:

– To nie ja, to ty.

Moja wina? Jego zdrady miały być moją winą?

– Ja? – zapiszczałam. Pokrywka słoika, w którym trzymałam swoją ciemną stronę, nieco się uchyliła. – Niech zgadnę, ja doprowadziłam cię do tego, że wysłałeś tej całej Lucy zdjęcie swojego kutasa na półmisku? Na półmisku, Gerald! Serio?

Pokręcił głową. Jego blond włosy zafalowały, po czym zmarszczył brwi i spojrzał na mnie wzrokiem szczeniaczka. Kiedyś myślałam, że to urocze.

– Skarbie, nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób, ale, szczerze, sądzisz, że miałem ochotę wracać do tego? – odparł, wskazując na mnie.

Spojrzałam na siebie, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.

– Mówiłem ci, że powinnaś przyłożyć się bardziej do ćwiczeń i zrzucić trochę wagi. Ale ty w ogóle się nie starałaś.

Serce na chwilę mi stanęło, a ciśnienie skoczyło. Rozstania zawsze były mieszanką gniewu i smutku, ale tym razem trzymałam się wściekłości. Zebrałam się w sobie, żeby mu odpowiedzieć, ale on kontynuował, zamiast pozwolić mi mówić.

– Nie zrozum mnie źle, podobasz mi się, naprawdę. Ale, wiesz, muszę się trzymać pewnych standardów, potrzebuję dziewczyny, która będzie do nich pasować. Lucy to się udaje. A ty nawet ze mną nie pijesz na naszych wydarzeniach charytatywnych. Firma ojca naprawdę wymaga, żebym miał u boku kogoś, kto błyszczy w towarzystwie. Chyba musimy od siebie trochę odpocząć, żebyś mogła nad sobą popracować.

– Trochę od siebie odpocząć? – Brzmiałam jak zdarta płyta.

Naprawdę sądził, że po tym wszystkim moglibyśmy do siebie wrócić? Umawiałam się z aż takim idiotą? Wracał do domu, ale myślami był gdzie indziej. Nie mogłam nawet przyciągnąć jego uwagi na tyle długo, żeby seks był w porządku – nie żeby Gerald był kiedykolwiek nie wiadomo jak dobry w łóżku. Sypianie z nim przypominało drapanie się nie tam, gdzie swędzi. Żyłam jednak w celibacie przez dwa miesiące i miałam już dość.

A teraz to on mi mówił, że nie daję mu tego, czego potrzebuje.

– Słuchaj, nie chcę, żeby tak to się skończyło. Może nad tym popracujemy? – Zmarszczył brwi, znowu próbując posłać mi rozczulające spojrzenie.

– Och, naprawdę? Może powinniśmy napisać do Lucy, że między wami skończ…

– Nie! – krzyknął, zabierając mi telefon. – To znaczy… czemu nie spróbujemy od siebie odpocząć? Zrywam z tobą tylko na razie. Jak mówiłem, dobrze się z tobą bawię, Izzy. Po prostu… rozmawiałem z ojcem i z paroma przyjaciółmi. Myślimy, że może powinnaś zrzucić parę kilogramów, zanim weźmiemy ślub i przeniesiemy się do lepszego miejsca, gdzie nie będziesz musiała aż tak ciężko pracować i będziesz mogła bardziej się na mnie oprzeć. Przerwa dobrze nam zrobi, poumawiamy się z innymi, a potem do siebie wrócimy…

– Gerald, nie chcę za ciebie wychodzić – wyrwało mi się. Aż się wzdrygnęłam na tę myśl. – Nie chcę też nad niczym pracować – dodałam, podkreślając każde słowo, żeby było jasne, że z nami koniec.

– Słuchaj, wiem, że jesteś zła. Pamiętaj jednak, o czym mówiła twoja terapeutka.

Wytrzeszczyłam oczy. Naprawdę chciał iść tą drogą? Moja terapeutka na pewno by zrozumiała, gdybym od razu rozdrapała mu twarz. Słoik otworzył się jeszcze bardziej.

– Sama widzisz. Wściekasz się. Masz temperament i tendencję to przesadzania, kiedy ktoś cię zrani, więc i ja muszę to znosić. To dużo. Jak myślisz, jak się czuję w związku z kimś uzależnionym, Izzy?

Czyli jednak przekroczył granicę. Gerald zarzekał się, że moje uzależnienie nie ma dla niego znaczenia. Obiecywał, że nie użyje go przeciwko mnie, a jednak, skurwysyn, po to sięgnął.

– Ale, Gerald, mówiłeś…

– Wiem, co mówiłem. Naprawdę tak myślałem. Po prostu trudno dobrze się bawić, skoro nie możesz zbyt dużo wypić albo spróbować czegoś nowego, bo boisz się swojej „skłonności do uzależnień”. – Pokazał palcami cudzysłów, jakby nie uważał tego za prawdziwe. – Lucy jest jak powiew świeżego powietrza. Gdybyś ją poznała, zrozumiałabyś. Może brunch we troje trochę rozluźniłby atmosferę.

Nie.

Zawsze wiedziałam, że Gerald nie jest dla mnie. Powinnam czuć motyle w brzuchu, kiedy się całowaliśmy, prawda? Powinnam chcieć, żeby jak najszybciej wracał do domu z wyjazdów służbowych, a nie mieć nadzieję, że zostanie dzień dłużej.

Powinnam, ale nigdy tak się nie działo.

Z nim wszystko było przeciętne, choć próbowałam. Kilka razy powstrzymałam się od zerwania, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że pewnych rzeczy nie da się sprowadzić tylko do emocjonalnych wzlotów i upadków. Skoro nie tęskniłam za nim, kiedy wyjeżdżał, to co z tego? Byłam przecież dorosła i dojrzale radziłam sobie z nasza rozłąką.

Teraz jednak wszystko nabierało sensu.

– Powiem więcej, żeby ci to ułatwić. Z nami koniec.

– Skarbie, weź głęboki wdech. – Dąsał się jak dziecko.

– Gerald, nie dzwoń do mnie ani nie pisz. To koniec.

Otworzyłam drzwi samochodu, ale złapał mnie za ramię.

– Izzy, kocham cię.

Prawie mu uwierzyłam. Pocił się i strzelał palcami.

– Proszę, skarbie, naprawdę cię kocham – powtórzył.

Pochylił się, żeby mnie pocałować. Chyba byłam zbyt zaskoczona, by zareagować, nieprzygotowana na to, że wysmaga mnie słowami. Potem jednak jego ręka powędrowała w górę mojej koszuli, jakby chciał mnie obmacać. Odsunęłam się gwałtownie i go odepchnęłam.

– Żartujesz sobie?

– Zawsze nam się układało. Weźmy kilka głębokich wdechów i pójdźmy na brunch z Lucy, kochanie. Będzie dobrze. Potrzebujemy cię.

– My?

– Ja – poprawił się. – Ja cię potrzebuję. Kocham cię.

Próbował patrzeć na mnie stanowczo i namiętnie, ale wyglądał sennie i głupio.

– Twoje przekonanie, że między nami było w porządku, tylko dowodzi, że nie pasowaliśmy do siebie.

Mogłam powiedzieć więcej, ale się powstrzymałam. Teraz byłam lepsza w kontrolowaniu temperamentu. Moja terapeutka miała rację w tej kwestii.

– Krzyżyk na drogę, Geraldzie Johnsonie Trzeci. – Przewróciłam oczami, wyrwałam rękę z jego uścisku i wysiadłam z samochodu.

Oczywiście ten facet nie mógł pozwolić, żeby to zerwanie było łatwe. Musiał opuścić szybę i zrobić pośmiewisko z nas obojga.

– Krzyżyk na drogę? Dałem ci wszystko, a tak niewiele wymagałem w zamian. Na pewno nie chciałem dziwki, która idzie na przebieraną imprezę ze swoją wielką dupą na wierzchu. Do twojej wiadomości: ten widok powinien być zarezerwowany tylko dla mnie.

Pewnie.

To chyba dobry moment, by wspomnieć, że z dwóch sióstr bliźniaczek ja nie byłam tą dobrą. Ten tytuł należał do Delilah. Dostawała dobre stopnie, nigdy się nie buntowała, nigdy nie sprawiała wielu kłopotów. Łagodziła napięcia, zamiast je powodować.

Ja z kolei ledwo skończyłam liceum i trafiłam do poprawczaka, gdy byłam tak naćpana, że próbowałam kraść w sklepie. Nawet tego nie pamiętam. Naprawdę nisko wtedy upadłam. Miałam swoje powody, które trzymałam zamknięte w pudełku pod łóżkiem. Taka jednak byłam, mimo że bliscy przez całe życie wręcz zalewali mnie miłością. Uzależnienie może zmienić każdego. Nie musiałam pochodzić ze skonfliktowanej rodziny ani mieć trudnej przeszłości, żeby znaleźć się w szponach narkotyków. Fentanyl działał szybko i mocno. Wystarczył jeden eksperyment z przyjaciółką i wpadłam. Kilka pechowych zdarzeń później wszystko się posypało.

Z poprawczaka wyszłam jednak czysta. Poszłam na odwyk, próbowałam nie oglądać się za siebie. Mimo to wciąż byłam tą złą bliźniaczką. Starałam się zostać prymuską jak Delilah, ale – nie oszukujmy się – byłam jak pierdolona kula ognia zdolna rozpętać piekło, a nie jak moja siostra anielica.

To dlatego ubrałam się jak Harley Quinn. Nadruk „Daddy’s Little Monster” ciągnął się przez całą szerokość mojej koszulki, a czerwona szminka kontrastowała z bladą skórą. W przebraniu chodziło mi z początku o zabawę, ale teraz okazało się całkiem na miejscu. Zastanawiałam się, czemu jeszcze się powstrzymuję. Dlaczego kobieta musi zawsze hamować emocje, żeby nikogo nie urazić? Przestrzeń, w której mogłybyśmy poczuć, że źle nas potraktowano, po prostu nam się należała. Nie! Zasługiwałyśmy na nią.

Tamtej nocy moje przebranie było jak najbardziej odpowiednie.

Podeszłam z powrotem do auta Geralda i sięgnęłam do torebki. Zazwyczaj nie noszę ze sobą farby w spreju, ale zobaczyłam ją na przecenie, gdy dobierałam ostatnie elementy naszych kostiumów, i nie mogłam się powstrzymać. Farba była krwistoczerwona. Idealny odcień, żeby zwrócić czyjąś uwagę na obraz albo odważnie odrestaurować mebel. Uwielbiałam robić obie te rzeczy. Uspokajały mnie jak nic innego. Może ta farba przydałaby mi się do stworzenia mojego następnego dzieła, ale teraz miała posłużyć do czegoś innego.

Zwolniłam kroku i zdjęłam zatyczkę z puszki. Gdyby Gerald nie był tak ograniczony, może zrozumiałby, co się święci, kiedy zaczęłam wstrząsać puszką, i w porę by odjechał.

– Izzy, co ty ro…

Czerwona farba przecięła przednią szybę samochodu i prysnęła na twarz Geralda.

– Seks i tak był słaby – powiedziałam suchym tonem.

Krzyknął i uderzył włącznik, żeby zamknąć okno tak szybko, jak to możliwe.

Zaczęłam pisać „dupek” na eleganckich czarnych drzwiach, ale Gerald ruszył, gdy w końcu zrozumiał swój błąd. Nie było nim jednak zerwanie przed imprezą halloweenową w biurze, ale umawianie się ze mną.

Westchnęłam głęboko. Powietrze wydawało się świeże, czyste, nie tak ciężkie jak dotychczas. Spojrzałam na chmury. Chwila wolności, upust frustracji i gniewu – to było cudowne. Jakbym dotąd była zamknięta w ciasnej przestrzeni i wreszcie mogła się przeciągnąć. Uśmiechnęłam się w stronę nieba. Jakaś wyższa siła powinna wiedzieć, że Gerald III nie został stworzony dla Izzy Pierwszej Tego Imienia. Byłam chyba zbyt pokręcona, żeby spotykać się z kimś tak ułożonym.

Mojej rodzinie nie spodoba się nasze rozstanie.

Mama uśmiechnęła się, kiedy go poznała, jakby miał rozwiązać wszystkie jej problemy związane ze mną.

– On ukoi twoją duszę, Izzy – powiedziała.

Tak bardzo się myliła.

– Chyba już nie jesteś w związku. – Głęboki głos zadudnił w mroku bocznej uliczki.

Podskoczyłam na ten dźwięk i się odwróciłam. Znałam ten głos, rozpoznałabym go wszędzie. Nienawidziłam go każdą komórką swojego ciała, mimo że nie słyszałam go od roku.

– Jezu, Cade, co jest, do cholery? Stałeś tu przez cały czas?

Wynurzył się z cienia, jakby został stworzony, żeby w nim przebywać. Pewnie byłam jedyną osoba, której coś takiego mogło przyjść na myśl. Cały mój zespół w pracy zgadzał się, że mamy szczęście, pracując pod kierownictwem Cade’a, bo przyjął ofertę od Stonewood Enterprises, dzięki której dostaliśmy urlop i podwyżkę. Nic nie mówiłam, ale wiedziałam, że mydlą nam oczy. Stonewood Enterprises razem z Cade’em i całą rodzina Armanellich pracowali dla rządu. Razem rządzili krajem, a my byliśmy tylko pionkami w grze, w której to oni ustalali zasady. Cade chciał mnie od tego odsunąć, więc to zrobił – na swój niedorzeczny sposób.

Mimo to przez ostatni rok wielokrotnie próbowałam złamać zabezpieczenia systemu. Za każdym razem trafiałam jednak na przeszkodę. A Cade był na tyle bezczelny, że zhakował mi komputer i powiedział, żebym odpuściła. Zabijałam w ten sposób czas, ale powoli się od tego uwalniałam. Myślałam, że życie z moim chłopakiem jest wystarczająco dobre, a praca w Stonewood Enterprises, mimo że nudna, pozwalała spokojnie opłacić rachunki.

– Na tyle długo, żeby zobaczyć, jak malujesz mu twarz i niszczysz auto – wyjaśnił Cade.

– Zasłużył na to.

– Na pewno, Harley Quinn? – Przechylił głowę i przyjrzał się mojemu przebraniu. – Chcesz zadzwonić po policję i poddać się z własnej woli czy zaczekasz, aż on ich zawiadomi?

Czemu mnie o to pytał? Każdy, kto to widział, wolałby pozostać w ukryciu, żeby nie mieszać się w tę niezręczną sytuację. Cade w niej jednak rozkwitał. Uśmiechał się do mnie, jakby był w swoim żywiole.

– Dobrze się bawisz? – Wyrzuciłam ręce w górę. – Czemu w ogóle tu jesteś?

– A dlaczego miałoby mnie tu nie być?

Absurdalne pytanie. Cade kierował zespołami do spraw cyberbezpieczeństwa w rządzie, Pentagonie i Stonewood Enterprises. Latał po całym świecie, pracował przy tajnych projektach, ale ani razu nie pojawił się w biurze mojego zespołu zajmującego się bezpieczeństwem danych. Teoretycznie miał tam największy pokój, ale nigdy nie widziano go na naszym piętrze.

– Nie byłeś w swoim biurze w Stonewood Enterprises, odkąd zaczęłam tam pracę.

Cade potarł popołudniowy zarost.

– Jasne, a kiedy to było?

Nadal miałam farbę w puszce.

– Twoją facjatę też powinnam pomalować.

Zaśmiał mi się prosto w twarz.

Ręce mnie świerzbiły. Gotowało się we mnie nawet bardziej niż w przypadku Geralda.

– Śmiejesz się z moich przenosin czy z tego, że chcę zobaczyć farbę na twojej twarzy? Uprzedzam, że żadna z tych rzeczy nie jest zabawna.

– Po co ci w ogóle ta farba?

– Maluję w domu, kiedy… nie twój interes.

Cade mruknął.

– Nie zależało ci tak bardzo na prywatności, gdy minutę temu krzyczałaś o swoim życiu erotycznym.

– To, co usłyszałeś w trakcie mojej kłótni z Geraldem, też nie jest twoją sprawą.

Wzruszył ramionami.

– Wszystko, co cię dotyczy, to moja sprawa, laleczko.

– Udowodniłeś to rok temu – mruknęłam, gotowa wypuścić swoje demony.

Zastanawiałam się często, co mu powiem, jeśli znowu go spotkam. Nawet nie poprosił mnie oficjalnie o to, żebym przestała działać w sprawie Albańczyków. Po prostu mnie przeniósł.

– Ach, prawdziwa Izzy jest dzisiaj na wolności. Rozumiem.

Żołądek mi się ścisnął. Cade musiał zauważyć, że coś przed wszystkimi ukrywam. Z łatwością dostrzegał to, na co inni byli ślepi, i strasznie mnie to wkurwiało.

Dlatego zachowywałam się, jakbym nie wiedziała, o czym mówi.

– Co to niby miało znaczyć?

Westchnął, jakby męczyły go moje wybryki, i ruszył w kierunku budynku.

– Jeśli chcesz znowu wyciągać sprawy sprzed roku, śmiało, zacznij histeryzować.

– Ja histeryzuję? – Tupnęłam. – Podwoiłeś pensje ludziom z mojego zespołu, zmuszając mnie do zaakceptowania przenosin i fikcyjnej umowy, bo chciałeś, żebym odpuściła temat Albańczyków.

– Skoro tak twierdzisz. – Wzruszył ramionami i zaśmiał się, otwierając przede mną jedno ze skrzydeł wielkich szklanych drzwi Stonewood Tower.

Przeszłam koło niego, zirytowana. Zachowywał się tak, jakby to, co zrobił, było tylko drobną niedogodnością.

– Wywróciłeś do góry nogami moją stabilność finansową, żeby tylko coś udowodnić.

Zmrużył oczy, słysząc mój ton.

– Słucham? Dostałaś premię, więcej wolnego czasu, twój zespół przeniósł się razem z tobą. Nadal czekam, aż mi za to podziękujesz.

– Przecież wiesz, że jedyne, czego możesz się spodziewać, to „pierdol się, dupku” – powiedziałam, podchodząc do niego i unosząc brodę, żeby moje słowa wybrzmiały głośno i wyraźnie.

Cade zacisnął usta. Nagle wydał się większy, mroczniejszy. A potem na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Odsłonił zęby, jakby był gotowy wyrządzić mi krzywdę. Właśnie w ten sposób mężczyźni utrzymywali władzę: poprzez strach. Ludzie nie zwracali się do niego tak jak ja w tej chwili.

– Uwielbiam, kiedy odkrywasz swoje emocje. Kiedy naprawdę wierzysz w to, co mówisz.

Dosłownie zawarczałam i szybkim krokiem skierowałam się w stronę windy.

– Nie wiem, czemu w ogóle przejmujesz się czymkolwiek w Stonewood Enterprises. Bez ciebie świetnie dajemy sobie radę.

– Właśnie widziałem, że moi pracownicy są szczególnie zręczni w posługiwaniu się sprejem na ulicy. – Ton Cade’a stał się protekcjonalny.

– To sprawa między mną i moim chłopakiem.

Chciałam krzyczeć i pójść do domu jak ostatni dzieciak. Ten człowiek potrafił grać mi na nerwach i wiedziałam, że właśnie próbuje to robić.

– Cóż, teraz już byłym chłopakiem – uściślił.

Nie mogłam go już znieść. Poza tym to jedno wypowiedziane przez Cade’a zdanie zabolało mocniej niż samo zerwanie.

– Nieważne, Cade – ucięłam. Słoik już się otworzył i nie byłam pewna, jak z powrotem zamknąć w nim emocje. – Nie jestem dzisiaj w nastroju.

Nikt nie mówił tak do Cade’a. Zdawałam sobie z tego sprawę. Dobry haker umiał znaleźć brudy na twój temat, najlepszy potrafił zniszczyć ci życie, wyciągnąć wszystkie trupy z szafy, wysłać cię do więzienia. W pewnym sensie każdy czuł, że Cade ma na niego haki, dlatego nikt nie wchodził mu w drogę. Ja o tym wiedziałam, bo w przeszłości spędziłam z nim trochę czasu. Z tego powodu nim gardziłam. Traktował mnie jak kogoś niegodnego zaufania, a potem przeniósł mnie do miejsca, w którym nie stanowiłam żadnego zagrożenia.

A ja nadal chciałam udowodnić mu, że się mylił. Nie wiedziałam czemu. Cała sytuacja stała się przez to trochę żenująca.

– Mój były chłopak na mnie nie doniesie. To by zrujnowało jego cenną reputację – stwierdziłam drwiąco, wkładając puszkę farby z powrotem do torebki.

– A powinien. Zniszczenie auta tego kutasa to przestępstwo. Mogłaś też uszkodzić mu wzrok.

Zmrużyłam oczy, patrząc na niego. Oczekiwałam, że wymierzy mi jeszcze jeden cios, powie, że jestem stuknięta, ale zamiast tego nazwał Geralda kutasem. Najmniejsza oznaka, że w jakiś sposób mu na mnie zależy, sprawiała, że zaciskałam usta, a gniew ulatywał. Wstyd palił mnie od środka, docierało też do mnie, jak upokarzające było to, że dałam się przyłapać na swoim dziecinnym odwecie. A do tego zostałam rzucona. Zastanawiałam się, czy Cade słyszał okrutne słowa Geralda, zanim użyłam farby. Wzrok mi się zamazał, a broda zaczęła drżeć. Cade pewnie to zauważył.

– Może tak zrobi. Możesz też sam wysłać nagranie z monitoringu na policję i wypełnić donos.

Cade zbliżył się do mnie i wziął w palce jeden z moich blond loków.

– Już usunąłem nagranie z kamer.

To wyznanie i dotyk przykuły moją uwagę w sposób, w jaki nie powinny.

– Czemu to zrobiłeś? – wyszeptałam, wpatrując się w niego.

– Pracujesz dla mnie. To zaszkodziłoby nam obojgu. – Wzruszył ramionami, owinął pasmo wokół palca, wpatrując się w nie, jakby próbował złamać kod. – Pofarbowałaś włosy, żeby pasowały do przebrania?

– To tylko zmywalna farba w spreju.

Machnęłam dłonią z polakierowanymi na czerwono paznokciami, żeby skupić się na small talku. Chciałam przestać myśleć o koszmarnym początku wieczora i o tym, że moje ciało reaguje na obecność człowieka, którego miałam za wroga.

– To za dużo jak na firmową imprezę. – Cade odsunął się, oglądając mnie od stóp do głów. – Za bardzo się wysiliłaś, laleczko.

Przynajmniej się przebrałam i przyszłam na imprezę. Mężczyzna przede mną nie postarał się ani trochę. Przyjrzałam mu się dokładnie i ledwo powstrzymałam się od komentarza – Cade miał na sobie zwykły garnitur.

– Laleczko?

– Harley Quinn to pseudonim, do którego przyzwyczaiły nas filmy. Wszyscy wiemy, że miała też inne.

Przewróciłam oczami. Cade nigdy nie ujawniał niczego ze swojego życia, nawet jeśli chodziło o coś tak drobnego jak czytanie komiksów. Z przyjemnością grzebał w prywatnych sprawach innych, ale nigdy nie mówił o sobie.

– Co z tego? Czytałam komiksy i lubię ją. No i miało wyjść uroczo z…

– Gerald nie jest materiałem na Jokera – powiedział i potarł brew.

Uliczne światła grały na ostrych rysach jego twarzy. Mężczyzna obok mnie mógłby odegrać Psycho, Jokera, Michaela Myersa, Batmana, Supermana, kogokolwiek by zechciał – i wyszłoby mu to świetnie. Był wysoki, miał mocne ciało, choć nie miałam pojęcia, jak utrzymuje formę. Za każdym razem, kiedy go widziałam, garbił się nad jakimś urządzeniem albo komputerem.

Teraz jednak było inaczej.

– Zdajesz sobie sprawę, że nie powinieneś znać nawet jego imienia? – powiedziałam z naciskiem, bo Cade miał brzydki zwyczaj grzebania w moim życiu.

– Wiem o tobie wszystko – wyszeptał.

Wstrząsnął mną dreszcz, którego Gerald nigdy u mnie nie wywołał.

– Łącznie z tym, że postarałaś się z kostiumem o wiele bardziej, niż powinnaś.

– Nie możesz mi wytykać zaangażowania, skoro sam masz wszystko w dupie.

Od razu zacisnęłam usta. Nadal byłam wściekła. Nie powinnam pozwalać, żeby emocje przejmowały nade mną kontrolę albo żebym pod ich wpływem wyżywała się na swoim przełożonym. W końcu Cade nadal nim był, mimo że go nie widywałam.

Ku mojemu zaskoczeniu cmoknął sceptycznie i wyjął maskę z kieszeni marynarki.

– Mam wszystko w dupie? Szybko mnie oceniłaś.

Podkreślił bezczelne słowa, których wobec niego użyłam, po czym włożył maskę z powrotem do kieszeni, jakby nie był jeszcze gotowy, żeby ją założyć.

– Maska z Krzyku? – Uniosłam brew. – Lubisz Ghostface’a?

– To łatwy kostium, kiedy trzeba wziąć w czymś udział, ale nie bardzo się chce.

– Oczywiście, że nie chcesz być na imprezie – mruknęłam, wyrzucając ręce w górę i odwracając się w stronę wind.

Cade wszystkim kierował, bo był najlepszy, ale brakiem entuzjazmu do pracy w zespole okazywał nam brak szacunku. Mnie drażniło to szczególnie, bo chciałam być team leaderką, odkąd dołączyłam do grupy zajmującej się bezpieczeństwem danych w Stonewood Enterprises. Postanowiłam, że będę żyła swoją pracą, że będę nią oddychać jak powietrzem. To pomagało mi się skupić, oderwać myśli od innych kwestii i najpewniej utrzymywało mnie w zdrowiu fizycznym i psychicznym przez większość czasu. Lepiej było mi tylko wtedy, gdy nie spałam, bo łamałam kod albo pomagałam komuś z zespołu z algorytmem. Często robiłam to dlatego, że Cade nigdy nie odpowiadał, kiedy ktoś z nas do niego dzwonił lub pisał. Myślę, że większość osób po prostu usunęła jego numer.

– Czemu miałbym chcieć, skoro mogę robić bardziej produktywne rzeczy? – Usłyszałam jego głos zza pleców, tak jakby nie mógł odpuścić.

Czy naprawdę przesadziłabym, gdybym kazała mu pójść schodami na samą górę? Budynek miał sto dziesięć pięter, wiedziałam też, że byłoby na co popatrzeć w trakcie wchodzenia. Gmach został zaprojektowany specjalnie dla Stonewood Enterprises na kształt fali wznoszącej się ku niebu. W środku windę otaczał wodospad odzwierciedlający motyw architektoniczny z zewnątrz. Miękkie skórzane fotele w lobby, marmurowe podłogi i kryształowe żyrandole sprawiały, że w ogóle nie czuło się jak w pracy. Wspinaczka na ostatnie piętro zajęłaby Cade’owi pewnie całą noc, dzięki czemu nie spotkałabym go na imprezie.

– Och, nie wiem, może dlatego, że masz zespół, który pracuje dla ciebie cały rok. Nikt cię nie widział, wszyscy są zaaferowani przyjęciem – powiedziałam.

– A ty jesteś? – spytał, a kącik jego ust się uniósł.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Rozdział 2

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 3

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 4

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 5

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 6

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 7

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 8

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 9

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 10

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 11

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 12

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 13

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 14

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 15

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 16

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 17

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 18

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 19

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 20

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 21

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 22

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 23

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 24

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 25

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 26

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 27

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 28

Cade

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 29

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 30

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 31

Izzy

Dostępne w wersji pełnej

Epilog

Cade

Dostępne w wersji pełnej

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Corrupted Chaos. Tarnished Empire #3

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczynie: Joanna Pawłowska, Katarzyna Masłowska

Redakcja: Magdalena Kawka

Korekta: Dagmara Deska

Projekt okładki: Wojciech Bryda

Zdjęcia na okładce: © AkuAku; © Yuliia; © Oratai; © Maryna Stryzhak;

© Thanakorn / Stock.Adobe.com

Fractured Freedom: Copyright © 2022 by Greene Ink Publishing, Inc

Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-215-5

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Weronika Panecka

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa: Shain Rose, Corrupted chaos

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Epilog

Karta redakcyjna