48 godzin - Walendziuk Alex - ebook + książka

48 godzin ebook

Walendziuk Alex

3,6

Opis

Nastoletnia Nela wraz z trzynastką innych nastolatków zostaje porwana i uwięziona w szkole. Uczniów wita głos osoby, która mianuje się dyrektorem. Ogłasza, że porwani będą uczestniczyć w grze o przetrwanie. Aby wydostać się na wolność, muszą wykonać trzynaście śmiertelnie niebezpiecznych zadań lub odnaleźć i zabić ukrytego wśród nich zdrajcę, który współpracuje z dyrektorem.

 

Każdy z grupy ma supermoc, każdy ma swoje przemyślenia i obawy.

Będą współpracować czy walczyć ze sobą?

Wydostaną się na wolność czy polegną podczas zadań?

Prędzej znajdą ukrytego wśród nich zdrajcę czy zniszczą siebie nawzajem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 368

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (10 ocen)
3
3
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bookczystakartka
(edytowany)

Nie polecam

Pomysł na fabułę dość ciekawy aczkolwiek podobnych książek już powstało wiele. Grupa nastolatków posiadająca magiczne moce wplątana w grę w której stawką jest życie. Trzynaście zadań które miały być niebezpieczne a okazały się nużące. Po przeczytaniu opisu wydawcy oczekiwałam czegos zupełnie innego a dostałam mlodziezowke w której grupka dzieciaków bawi się w popularne swego czasu wyzwania. Miało być amerykańsko a wyszło po polsku. Z racji że to debiut Autorki daję jedna gwiazdke na zachętę.
31
sangod

Nie oderwiesz się od lektury

spoko mi się podobalo
00
Urela
(edytowany)

Nie polecam

Nie polecam. Fabuła ściągniętą z Danganronpy, płytkie opisy i bohaterowie z wiecznym okresem. tak zwane opko z wattpada, które tam powinno zostać.
23
daryjka_94

Dobrze spędzony czas

Bardzo nieoczywista historia. Wciąga i na szczęście nie ma zbędnych opisów. w zasadzie już od pierwszych stron coś się dzieje więc nudzić się nie można
13

Popularność




Copyright © by Alex Walendziuk, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Magdalena Zięba-Stępnik

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: © by David Whitemyer/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: © by Alex Walendziuk

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-262-4

Imprint Mroczne HistorieWydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

ROZDZIAŁ I

Dziwne, że na mnie spojrzał

Witamy wFaktach!

Już miałam przełączyć, gdy nagle usłyszałam coś, co mnie zaciekawiło. Wystarczyło jednozdanie.

Potwory znów nie dają namspokoju!

Żyliśmy w dziwnym świecie. Od Wielkiej Wojny między potworami a ludźmi minęło już ponad sto lat. Potwory przegrały. Ich potomkowie jednak ciągle są wśród nas, mimo że utraciły sporą część swoich mocy. Dlatego nie nazwałabym ich potworami, a raczej ludźmi z nadnaturalnymizdolnościami.

Ale dlaczego „normalni” o wszystko obwiniali właśnie ich? Nieważne. O co chodziło im tymrazem?

Wzrasta fala porwań w całym kraju. W ciągu zaledwie trzech ostatnich dni zaginęło już ośmioro nastolatków. Prawdopodobnie ma to związek z nową grą, która pojawiła się wsieci…

– Nela? – Usłyszałam głos mamy. – Spóźniszsię.

– Spoko, zdążę – odparłamkrótko.

W necie pojawiła się jakaś gierka, która powodowała zaginięcia, a ludzie oskarżali o to potwory? Nie widziałam w tym żadnej logiki. Ale chyba zawsze musiał być jakiś koziołofiarny.

Jak to dobrze, że istniały „potwory”! Inaczej kogo byśmyobwiniali?

Nazwa tej gry to Czterdzieści osiem godzin. Gracz ma za zadanie zniknąć z domu na dwie doby, nie kontaktować się z nikim ani nie mówić nikomu nic na ten temat. Nie wiemy jednak, jak jest sprawdzane, czy uczestnicy wykonali zadanie ani co kryje się za tą grą. Od zniknięcia piątki wspomnianych nastolatków minęło bowiem już więcej czasu, a ślad po nich zaginął. To na pewno przez potwory! Chcą się zemścić, więc porywają niewinne dziecii…

Wyłączyłam telewizor i przez chwilę wpatrywałam się w czarnyekran.

Ja również jestem potworem, panie prezenterze. Nazywam się Nela Kellers. Jestem normalną uczennicą pierwszej klasy liceum, a w wolnym czasie gadam z duchami, które odwiedzają mnie wnocy.

Ziewnęłamprzeciągle.

To właśnie z ich powodu nigdy nie mogę sięwyspać.

***

– To możeNela?

Do moich uszu dobiegł głosnauczyciela.

– C-co? – szepnęłam do koleżanki z ławki, Sary, natychmiast odkładając telefon dopiórnika.

– Chce, abyś przeczytała mu prasówkę – odparłablondynka.

Otworzyłam zeszyt, w którym miałam przygotowanych sześć informacji na WOS. Zwykłe nagłówki z gazet plus kilka słów wyjaśnienia. Zrobiłam je przerwę temu, ale to nic. Tyle i takwystarczy.

– Wynaleziono program typu Word, który sam poprawia błędy interpunkcyjne – zaczęłam czytać. – Kolejna próba podróży w czasie zakończyła się klapą. Protesty w LosAngeles…

Po chwili przeczytałam jużpięć.

Ostatnia i będzieszóstka!

– Rozd… Nie. Badanie… Nie? Ha, ha! Przepraszam… Zastrzelenie… Nie?!

Co tam napisałam?! Nie mogę rozczytać! Zbytniewyraźne!

Tak właśnie się kończyło pisanie prasówki w szkolnej toalecie, i to pięć minut przeddzwonkiem.

Nerwowo bawiłam się różową wsuwką, która zdobiła moje czarnewłosy.

– Powiedz to, o czym mówiłaś mi przed lekcją – szepnęłaSara.

To, co mówiłam przed lekcją? Chyba nie mamwyjścia.

– Narasta fala porwań w całym kraju – udawałam, że czytam z zeszytu. – W tym tygodniu zaginęło już ośmioro nastolatków. Istnieje teoria, że ma to związek z nową grą, która pojawiła się w Internecie. Jej nazwa to Czterdzieści osiem godzin i polega na tym, aby na dwie doby upozorować swoje zaginięcie. Jak do tej pory nikt nie wrócił, mimo że od zniknięcia minęło dużo więcejczasu.

– Muszę przyznać, że nie słyszałem o tym – odezwał się nauczyciel. – Wiesz może coświęcej?

– Niestety nie – odpowiedziałam zgodnie zprawdą.

– Czterdzieści osiem godzin to jak niebieski wieloryb. – Michael, klasowy przygłup, zaśmiałsię.

– Ej! – krzyknęła Victoria, która także nie grzeszyła inteligencją. – Lepiej zostańmy wróżkamiognia!

Cała klasa ryknęłaśmiechem.

No poważnie, czy tylko mnie to nie bawi? Szczerze mówiąc, martwią mnie te gierkiinternetowe.

Przegrzewająca się tania lampa sufitowazamigała.

Poczułam się obserwowana. Rozejrzałam się po klasie i napotkałam spojrzenie rudego okularnika siedzącego w drugiej ławce. To Emil. Nieśmiały chłopak, który praktycznie nigdy z nikim nie rozmawiał. Rzadko w ogóle podnosił wzrok znad książek. To dziwne, że na mniespojrzał.

***

Powoli szłam w stronę domu. Przeciągnęłam się, uśmiechając do samej siebie. Jak dobrze, że to już piątek! Byłam wykończona całym tygodniem. Wieczorem miała do mnie wpaść Sara, więc uznałam, że warto by kupić coś do jedzenia. Przeszukałam kieszenie. Całe czternaście pięćdziesiąt. Czując się niezwykle bogata, skierowałam się do małego sklepiku nieopodal. W momencie, gdy miałam otworzyć drzwi, zauważyłam na nich plakat. Plakat o zaginięciu. Kolejny. Nie było go turano.

Zaginął KevinParker.

Zrobiłam szybkie zakupy i wróciłam do domu. Rodziców nie było. Usiadłam przed komputerem. Uruchomiłam przeglądarkę internetową i wpisałam hasło „czterdzieści osiem godzin”. Wyświetliły mi się jakieś artykuły ireportaże.

Nigdzie nie ma instrukcji, więc jak ci ludzie mają w to grać? Jeśli to jest gra, to ktoś musi ich sprawdzać. Przecież jakoś muszą wygrywać. Nikt z nich nie wrócił… Jestem po prostu ciekawa, o co w tym wszystkimchodzi.

Za oknem zaczął padać deszcz. Słońce jużzaszło.

Może na Facebooku znajdę jakąś grupkę czystronę?

Otworzyłam nową kartę i się zalogowałam. Wpisałam hasło „czterdzieści osiem godzin”. Wyświetliły mi się konta serialu i grupy jego fanów. Nic poza tym. Skąd gracze dowiedzieli się owyzwaniu?

Nagle, w tym cichym pokoju, usłyszałam charakterystyczny odgłos otrzymania nowej wiadomości. Co? W folderze inne? To ktośobcy…

Otworzyłam okienko i natychmiast przeszedł mnie zimnydreszcz.

48 godzin challenge: Hej! A więc jesteś graczem? Jeśli tak, to na bank lubisz wygrywać! Przedstawię Ci pewną ciekawą grę. Jej nazwa to Czterdzieści osiem godzin. Aby dołączyć do wyzwania, musisz uciec z domu na dwie doby. Nie możesz się z nikim kontaktować, musisz po prostu zniknąć. W tym czasie Twoi znajomi mogą pisać i udostępniać posty o Twoim zniknięciu czy wieszać plakaty. Każdy taki post lub plakat to 5 punktów dla Ciebie. Każdy komentarz to 2 punkty, a polubienie posta – 1. Wygrasz, jeśli zdobędziesz wystarczająco dużo punktów. Czy podejmujeszwyzwanie?

Namierzyli mnie przez samo wyszukiwanie na Facebooku? To straszne… Ale zarazem nielogiczne. Czy wysyłają wiadomość każdemu, kto wpisze to hasło w wyszukiwarce? Jeśli tak, to jak to możliwe, że policja nic niewie?

Niemal podskoczyłam, gdy dostałam kolejnąwiadomość.

48 godzin challenge: Czy podejmujeszwyzwanie?

Nie odpisałam, zamiast tego szybko sięgnęłam po leżący na biurku telefon. Powinnam zadzwonić napolicję?

48 godzin challenge: Niezdążysz.

Przeszły mnie ciarki. Czy oni znali mojezamiary?

Ledwo przeczytałam tę wiadomość, gdy usłyszałam, jak ktoś po cichu otwiera drzwi do mieszkania. Rodzice pracowali do późna, ponadto byłam pewna, że zamknęłam na klucz. Pamiętałam, że początkowo kręciłam nie w tę stronę, co powinnam była, więc nie było szans, bym się myliła. Czy to włamywacz? Morderca?! Albo…

Spojrzałam na ekran komputera, na którym wciąż widniała ta przerażającawiadomość.

Niezdążysz.

W napięciu nasłuchiwałam, co dzieje się na korytarzu, lecz panowała głucha cisza. Jedyne, co słyszałam, to coraz szybsze łomotanie mojegoserca.

Powinnam się schować? Nie, wtedy prędzej czy później mnie znajdzie. Uciec przez okno? Tak, pewnie, z piątegopiętra!

Racja, telefon!

Gorączkowo zaczęłam wystukiwać numer 112, gdyż w przepływie stresu zapomniałam, jaki był numer napolicję.

Serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałam głos automatycznejsekretarki.

– Przepraszamy, wybrany numer nieodpowiada.

Co? Nie, to niemożliwe, to numer alarmowy, ktoś musi odebrać! Rozłączyłam się i zaraz zadzwoniłamponownie.

– Przepraszamy, wybr…

Przerwałam połączenie i roztrzęsiona rzuciłam telefon nałóżko.

Kto jest na korytarzu? Dlaczego nie słyszę kroków? Gdzie teraz jest? Na coczeka?

Ze stresu zaczęłam ciągać się zawłosy.

Muszę się jakoś stądwydostać.

Po cichu otworzyłam szafę, w której schowany był miecz od mojegobrata.

Młody zbierał różne takie dziwne graty, a ten dostałam od niego na ostatnie urodziny. Wydawało mi się to głupie, trochę zabawne, ale jak widać, nigdy nie wiadomo, co może okazać się przydatne. Wzięłam broń do ręki i po cichu wyszłam nakorytarz.

Moje szykowanie się trwało prawdopodobnie zaledwie kilkanaście sekund, ale wydawało mi się, że minęła caławieczność.

Usłyszałam jakieś głosy dobiegające z salonu. Otarłam zimny pot z czoła i zaczęłam skradać się w tamtym kierunku, uważając na skrzypiące deski. Chcąc wyjść na zewnątrz, musiałam minąćsalon.

– Widzęcię.

Usłyszałam to jedno zdanie. Zaczęłam krzyczeć, a miecz wypadł mi z rąk. Ktoś wybiegł z salonu, a ja osunęłam się po ścianie na ziemię. Stanęła przede mną wysoka postać. Wiedziałam, że to jużkoniec.

I wtedy włączyło się światło. Ujrzałam przed sobąSarę.

– Nela?! Po kij krzyczysz? – spytał mnie „włamywacz”.

Wybuchnęłam płaczem, lecz nie był to płacz przepełniony smutkiem, a raczej – wyrazulgi.

– Co ty robisz w moim domu? – spytałam przezłzy.

– Miałam przyjść o ósmej – odparła dziewczyna, wskazując głową na wiszący na ścianie zegar. Była już dwudziesta piętnaście. – Dzwoniłam, ale długo nie otwierałaś. Pomyślałam, że nie ma cię w domu. Czekałam kilka minut, ale czułam się idiotycznie, stojąc tak pod drzwiami. Zawsze trzymasz zapasowy klucz pod wycieraczką, więc weszłam dośrodka.

– Rety… – westchnęłam, podnosząc się z podłogi. – Myślałam, że dostanę zawału! Musiałaś tak sięskradać?!

– Zawsze cicho chodzę. – Sara się uśmiechnęła. – Dlaczego mi nieotworzyłaś?

– Nie słyszałam dzwonka – odparłam lekko zawstydzona. – Pewnie znowu sięzepsuł.

Poszłyśmy do salonu, gdzie był włączony telewizor. Sara oglądała jakąś bajkę dla dzieci. Główny bohater szukał zwierzątek, które uciekły z zoo, a gdy jakieś odnalazł, mówił: „widzęcię”.

– Jesteś zbyt dziecinna – westchnęłam z ulgą, opadając nakanapę.

Siedziałyśmy już dłuższą chwilę w salonie, oglądając jakieś durne seriale, kiedy przypomniałam sobie, że nie wyłączyłam Facebooka. Nie chciałam, aby Sara pod pretekstem pójścia do toalety wstawiła jakiś niezwykle zabawny post na moją tablicę, dlatego postanowiłam sięwylogować.

– Zaraz wrócę – odezwałamsię.

Gdy podeszłam do biurka, stanęłam jakwryta.

Laptop był wyłączony. Ja to zrobiłam? Nie, nie pamiętałam, abym chociażby o tym pomyślała. Z drugiej strony byłam przecież przerażona, nie wiedziałam, co robię, więc może wyłączyłam go odruchowo? A może po prostu się uśpił, bo nikt go nieużywał?

Drżącymi dłońmi szybko uruchomiłam komputer i otworzyłam Facebook, na którym wciąż byłam zalogowana. Aż podskoczyłam, gdy w tym momencie dostałam nowąwiadomość.

48 godzin challenge: Masz bardzo ładne zdjęcia naścianie.

Słyszałam tylko bicie swojego serca. Coraz szybsze i szybsze. Po chwili usłyszałam cośjeszcze.

– Cześć – szepnąłktoś.

Tym razem to na pewno nie była Sara. To nie był jej głos. Był straszny, zachrypnięty, ponadto brzmiał troszkę jak robot. Bałam sięodwrócić.

– Czy podejmujeszwyzwanie?

***

Sara siedziała na kanapie, oglądając Dlaczego ja. Wzięła do ręki kolejnego chipsa, gdy nagle usłyszała głośny wrzask. Była przekonana, że ten głos należał do jejprzyjaciółki.

– Nela?! Wszystko gra?! – krzyczała, biegnąc w stronę jej pokoju, gdyż było w nim włączoneświatło.

Stanęła w progu i zamarła. Okno było otwarte na oścież, a w pomieszczeniu panował okropny bałagan. Na ekranie laptopa widniała rozmowa naFacebooku.

Czterdzieści osiemgodzin?

Konwersacja była otwarta, ale nie zawierała żadnych wiadomości. Sara podeszła do okna i zobaczyła na parapecie różową wsuwkę, jedną z tych, które zawsze zdobiły czarne włosy jej przyjaciółki. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Nastolatka natychmiast zadzwoniła na policję, a funkcjonariusze rozpoczęliśledztwo.

Neli jednak nigdy nieodnaleziono.

ROZDZIAŁ II

Zadanie numer zero

Obudziłam się w ciemnym pokoju. Siedziałam prawdopodobnie na krześle. Gdy spróbowałam wstać, zakręciło mi się w głowie i musiałam ponownie usiąść. Po kilkunastu sekundach włączyło się światło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zdałam sobie sprawę, że jestem w salilekcyjnej.

Ignorując silny ból głowy, wybiegłam na korytarz. Teraz byłam pewna, że znajdowałam się w szkole. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam całą masę świerków, sosen oraz innych drzew, których nazw niepamiętałam.

Szkoła wlesie?

Z głośnika wiszącego na ścianie rozległ siękomunikat.

– Wszystkich uczniów zapraszam doauli.

Przeszły mnie dreszcze. Rozpoznałam ten głos, to ten sam zachrypnięty, robotyczny głos, który usłyszałam wczoraj w swoim pokoju. Był modyfikowany, zapewne ten ktoś z jakiegoś powodu nie chciał, aby jego tożsamość zostałaodkryta.

Bałam się iść we wskazane przez mojego porywacza miejsce, lecz musiałam dowiedzieć się więcej o swoim położeniu. Podeszłam do planu budynku wiszącego na ścianie i odnalazłam na nim aulę. Była na moim piętrze, musiałam skręcić w prawo, a potem iść prosto. Zaczęłam podążać w tamtymkierunku.

Zostałam porwana. Tylko tego byłam w tamtym momenciepewna.

Ciekawe, czy Sara poczyniła jakieś kroki. Musiała się nieźle przestraszyć. Miałam nadzieję, że wszyscy mnie szukają – ona, rodzina, pół miasta i policja. Nie mieli pojęcia, że byłam w szkole w środkulasu.

Zaśmiałam się rozpaczliwie, gdy uświadomiłam sobie, jak beznadziejnie wygląda mojasytuacja.

Znalazłam się przed ogromnymi drzwiami ze złotą tabliczką z napisem „AULA”. To na pewno tutaj. Jedno pchnięcie otworzyło skrzydło, a ja weszłam dośrodka.

W obszernej sali ujrzałam scenę i dwa rzędy krzeseł. Większość była jużzajęta.

Usiadłam gdzieś z brzegu, a reszta siedzących odwróciła się w moją stronę. Była ichdwunastka.

– To już trzynasta. Wiesz, co tutaj się dzieje? – spytała z niepokojem siedząca obok mnie dziewczyna wokularach.

Jej zielone włosy były spięte w niedbały kok, a brązowe oczy przepełnionelękiem.

– Nie mam pojęcia! – odparłam. – Ja…

– Też grałaś w tę głupią grę? – odezwał się szatyn z pierwszegorzędu.

Ręce miał schowane w kieszeniach granatowej bluzy, biła od niego ta luzacka aura. Pomimo że mówił szybko, a może nawet nerwowo, wyglądał niezwykle spokojnie. Nie wiedziałam, że tak sięda.

– Czterdzieści osiem godzin? – dodała zielonowłosa okularnica, nachylając się nademną.

– Nie! – zaprzeczyłam natychmiast. – Chciałam tylko się dowiedzieć, o co w tym chodzi! I wtedy dostałamwiadomość…

– Jak to? – spytała brunetka z grzywką opadającą na oko. – Więc co tutaj robisz? Nie grałaś wgrę?

– Chciałam trochę pomyszkować, byłam ciekawa zasad… a wtedy zostałam porwana… – zaczęłam się tłumaczyć, gdy usłyszałam, jak drzwi sięzamknęły.

Ktoś jeszcze wszedł dośrodka?

Odwróciłam głowę i ujrzałam znajomąosobę.

Rudego chłopaka w okularach, który zawsze siedział sam, a wczoraj po raz pierwszy zwrócił na mnie uwagę. Emila.

– Co ty tu robisz? – zapytałam.

– Też się zastanawiam – mruknął mój kolega z klasy, spuszczającgłowę.

Miał na sobie zielony mundurekszkolny.

– O co chodzi z tym strojem? – spytałam. – Przecież u nas nie mamundurków.

– Nie wiem – odparł niechętnie rudowłosy. Było po nim widać, że mówienie go męczy. – Kiedy się ocknąłem, miałem to już nasobie.

Usłyszeliśmy dochodzący z wiszących na ścianie głośników pisk. Zatkałam uszy, a blondynka z pierwszego rzędu zaczęła coś krzyczeć. Po chwili dźwiękucichł.

– Próba mikrofonu… Raz, dwa, raz! Widzę, że wszyscy już są. To dobrze, cenię sobie punktualność. Zacznijmy zatemapel.

Poznałam ten robotyczny głos i wzdrygnęłamsię.

– Co tu się dzieje?! – krzyknęłam i nim w ogóle zdążyłam pomyśleć, zerwałam się z krzesła. – Jaki apel?! Zamierzasz nas tutajwięzić?!

Usłyszałam jakieś szepty i nerwowe tupanienogami.

– Po kolei. Wszystko po kolei. Jesteście graczami. A ja jestem głównym antagonistą tej gry. Tej niezwykłej gry! A co w niej niesamowitego? Otóż jest to gra, w której stawką jest… waszeżycie.

Wszystkie szepty ucichły. Myśli jednak napływały całyczas.

– Ale spokojnie. Jak widzicie, na scenie znajduje się stolik, a na nim koperta. W niej znajdziecie dalsze instrukcje. Każdy z was ma już za sobą prolog gry Czterdzieści osiem godzin. Chyba chcecie kontynuować? Zresztą nie macie wyjścia. Dousłyszenia.

Nastała głębokacisza.

Po chwili siedzący przede mną szatyn w grubej granatowej bluzie wstał i podszedł dosceny.

– Co ty wyprawiasz?! – spytał ktoś ztłumu.

– Słyszałeś chyba? Na stoliku mamy instrukcje – odpowiedział znowu nadzwyczajspokojnie.

– I ty serio zamierzasz w tym uczestniczyć?! – krzyknęła czerwonowłosa dziewczyna w szarymmundurku.

Chwila, czy ona ma smocze skrzydła?! Chwila, czy ona jest smokiem?! Chwila, co ja turobię?!

– A mamy jakieś wyjście? – odparłchłopak.

Wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic wskoczył na scenę. Podszedł do stolika i podniósł kopertę, po czym wrócił donas.

– Ktoś chętny, by czytać? – spytał.

– Daj to! – Umięśniony chłopak w czerwono-szarej bejsbolówce wyrwał mu z rękikopertę.

Rozerwał papier i zakaszlał teatralnie, po czym donośnym głosem zacząłczytać.

– Drodzy gracze! Jesteście w tej chwili na poziomie zero. Nasza gra ma ich aż trzynaście, ale dla was to chyba żadne wyzwanie. Na każdym kolejnym poziomie otrzymacie nową misję. Na wykonanie każdej z nich macie czterdzieści osiem godzin. A oto zadanie numer zero. Przedstawcie się sobienawzajem.

– Serio? – westchnęła zielonowłosa. – Co zadurnoty!

– Musimy go słuchać?! – spytał ktośinny.

– Musimy – stwierdził chłopak, który wcześniej wziął kopertę ze sceny. – Nie mamy pojęcia, co tu się dzieje. Jeśli stawką jest nasze życie, to musimy grać na jego regułach, przynajmniej na razie. Mam na imię Adam – przedstawił się, poprawiając przydługie brązowewłosy.

– Ja jestem Zoe – odezwała się czerwonowłosa, przewracającoczami.

– Te skrzydła są prawdziwe? – spytał typek w bejsbolówce, który przed chwilą czytał list. – Aleczad!

– Nie dotykaj! – oburzyła się smoczyca. – Nie mów mi, że nigdy nie słyszałeś oObdarzonych.

– No pewnie, że słyszałem! Sam również mam moc. – Chłopak się zaśmiał. – Swoją drogą, jestemArchie.

– Naprawdę? – zdziwił się Adam. – Też jestem potworem. Mam wrażenie, że to nie jestprzypadek…

– Ja też… – Siedząca obok mnie zielonowłosa dziewczyna wyglądała na zmartwioną. Nie, ona była zmartwiona już od początku, trudno było więc stwierdzić, czy przejęła się tym nowym spostrzeżeniem. – A właśnie, jestemEllen.

– Pola – mruknęła brunetka w czarnym golfie, niezbyt dyskretnie przyklejając zżutą gumę pod krzesło. – Też mam moc – dodała, bawiąc się białym pasemkiem na przysłaniającej jej okogrzywce.

– Mam na imię Emil – przedstawił się mój kolega zklasy.

– A ja Nela – odezwałamsię.

Chwilę później wszyscy się już znali. Całe czternaście osób. Miałam jednak słabą pamięć do imion, więc obawiałam się, że jutro będę ich prosić o ponowne przedstawianiesię…

– Wszyscy tutaj są Obdarzeni? – spytałaMonika.

Była szatynką z włosami związanymi w wysoki kucyk. Podobnie jak spora część obecnych, miała na sobie mundurek szkolny, jej był brązowo-czerwony. Dziewczyna aktualnie wyglądała chyba najspokojniej z nas wszystkich, możliwe, że opanowaniem dorównywała nawetAdamowi.

Zebrani niepewnie pokiwaligłowami.

– To… dziwne – stwierdziła. – Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tymmyśleć.

– Poczekajmy na razie z wyciąganiem wniosków – zaproponowałamnerwowo.

– Widzę, że zadanie zero zajęło wam znacznie mniej czasu niż dwie doby… Ha, ha! To dobrze, przynajmniej nie jest nudno! – Usłyszeliśmy z głośników. – Kolejne, pierwsze zadanie otrzymacie już jutro po lekcji matematyki. Bądźcie więc w sali numer siedem o ósmej. Nie spóźnijcie się, lubię punktualność… A tak z innej beczki: wasze pokoje znajdują się na drugim piętrze, dziewczęce na prawo, a chłopięce na lewo od schodów. Każdy z was otrzymał pokój jednoosobowy, gdyż ta gra nie polega na współpracy, to nie multiplayer. Gracie sami. Radzę brać zadania na poważnie. Jeśli nie wykonacie misji w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, duch waszabije.

– Duch? – powtórzyłAdam.

– No chyba że wcześniej go znajdziecie – kontynuował antagonista. – Ach, przepraszam, ale ze mnie gapa! Zapomniałem wam to wytłumaczyć! Wśród waszej czternastki ukrywa się zdrajca, który ze mną współpracuje. Nazywam go duchem. Jeśli nie wykonacie zadania w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, duch zabije jedno z was. Z kolei jeśli wy odkryjecie, kto nim jest, możecie go zabić, a to zakończy całą grę! Momentalnie wyjdziecie na wolność! Jeżeli więc chcecie się stąd wydostać w pełnym składzie, wystarczy odesłać martwego tam, gdzie jego miejsce. To chyba tyle, ha, ha! Cisza nocna zaczyna się o dwudziestej trzeciej. Śniadanie jest o siódmej trzydzieści na stołówce, pozostałe posiłki możecie przygotować sobie sami, kiedy chcecie, macie dostęp do kuchni. Życzę wam miłejnocy.

Głośnik się wyłączył. Szepty ucichły. Nastała głęboka cisza, którą po chwili przerwało donośne westchnienie chłopaka w bejsbolówce, prawdopodobnie miał na imięArchie.

– No to mamyprzejebane!

ROZDZIAŁ III

Gdzie są wszyscy w tym ciemnymkorytarzu?

Otworzyłam oczy, mimo to nadal nic niewidziałam.

Jestnoc?

Zamrugałam kilka razy. Mój wzrok przyzwyczaił się do mroku i zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów pomieszczenia, w którym się znalazłam. Puste ściany, kilka specyficznych łóżek… To wyglądało na salęszpitalną.

Ale co ja turobię?

Byłam w tej szkole… Gra… Duch…

Może to jakaś ulepszona wersja gabinetu pielęgniarki? Zresztą nic mnie już niezdziwi.

Westchnęłam pod nosem. Okropnie bolała mniegłowa.

– Archie, chyba się obudziła. – Usłyszałam cichutki, cieniutkigłosik.

– Wreszcie! – odparł mężczyzna. – Włączęświatło.

Usłyszałam pstryknięcie włącznika i mogłam już wszystko wyraźnie dostrzec. Chciałam zobaczyć pokój i te dwie osoby. Zamiast tego jednak ujrzałam oczy. Straszne oczy. Były całe czarne. Zarówno źrenice oraz tęczówki, jak i białko. Wpatrywała się we mnie para czarnych przerażającychoczu.

Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam krzyczeć, lecz pomimo strachu nie byłam w stanie oderwać wzroku. Nagle to oczy odsunęły się ode mnie. Teraz spojrzałam na ich właścicielkę. Okropnie bladą fioletowowłosą dziewczynę o rumianych policzkach. Miała włosy spięte w kok, bardzo podobnie do Ellen. Nosiła ogrodniczki i czerwony sweter, a jej szyję zdobił niedbale zawiązany zielony szalik. Dziewczyna była przerażona i zawstydzona. Pamiętałam ją, to była jedna z nas. Olivia.

Usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę jego źródła. To Archie, potencjalny osiłek i pasjonat smoków, stał nieopodal drzwi, przy włączniku światła, i głośnorechotał.

– Olivia, przestraszyłaś ją – powiedział w przerwie między kolejnymi fazamiśmiechu.

– Przestraszyłam? – odezwała się cichutko fioletowowłosa. – P-przepraszam! N-niechciałam!

Dziewczyna zerwała się na równe nogi i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wybiegła zsali.

– C-co? – zapytał Archie. – Ej, czekaj!

Chłopak pobiegł za czarnooką. Nawet nie wytłumaczyli mi, co sięstało.

Przez kilka sekund po prostu siedziałam na łóżku, patrząc wścianę.

Nie, nie mogętak.

Wstałam i wyszłam zpomieszczenia.

Gdzie jestem? Gdzie sąwszyscy?

Szłam przed siebie przez ciemny korytarz, nie wiedząc, dokąd sięwybieram.

Po omacku poszukiwałam włącznika światła, ale niestety – daremnie. Chciałam kogoś spotkać. Chciałam z kimś porozmawiać. Bałam się być tamsama.

– Nela!

Aż podskoczyłam, gdy usłyszałam czyjś głos zaplecami.

Ze strachem odwróciłam głowę, zastanawiając się, czy moich rozpaczliwych modlitw o spotkanie kogoś wysłuchał Bóg czy może jakieś siły nieczyste, i w tym momencie poczułam, jak oślepia mnie światłolatarki.

– Aua! – krzyknęłam.

– Sorki! – Właścicielka latarki zaśmiała się i oświetliła swojątwarz.

Ujrzałam roześmianą blondynkę w różowej bluzie z misiowatymiuszkami.

– Mam na imię Nina! Pamiętasz? Twoja mina mówi, że niezbyt… No nic, trudno!

– Gdzie są wszyscy? – spytałam.

– Jest środek nocy, pewnie śpią. – Wzruszyła ramionami. – A właśnie! Jak się czujesz? Wciąż jesteś okropnieblada…

– Co się właściwiestało?

– Cóż… zemdlałaś. Po chwili Olivia się przestraszyła, że zemdlałaś, i też straciła przytomność. Potem chłopcy zanieśli was do gabinetu pielęgniarki. Archie miał z wami zostać, a reszta… cóż… po prostu każdy poszedł w swojąstronę.

– Co robisz w środku nocy na tym korytarzu? – zmieniłamtemat.

– Lunatykuję. – Blondynka wzruszyła ramionami. – Kiedy się obudziłam, byłam jużtutaj.

– Jasne – odpowiedziałam.

Już miałam zamiar wracać, gdy usłyszałam niosący się echem po całym korytarzu donośny śmiechNiny.

– Serio to łyknęłaś? – spytała, wciąż się śmiejąc. – To był żart. No już, śmiej się! Nie umiesz? W takim razie nauczę cię! Powtarzaj za mną: ha, ha!

– Ha, ha?

– Nie… Udajesz. To musi być bardziejszczere!

– Jak może być szczere, skoro mnie do tegozmuszasz?!

– Chyba jeszcze nie kontaktujesz. Zresztą ja też chcę już spać… Dojutra!

– Czekaj! – zatrzymałam Ninę. – Wiesz może, jak mam dotrzeć do swojegopokoju?

– Oj, biedulka… Chodź zamną!

Po jakimś czasie maszerowania przez ciemność, którą rozdzierało jedynie nikłe światło latarki Niny, znalazłyśmy szerokie kamienne schody. Weszłyśmy na drugie piętro, po czym skręciłyśmy w prawo i znalazłyśmy się na niezbyt długim wąskim korytarzu, po którego obu stronach byłydrzwi.

– Zobaczmy… – zaczęła Nina, podchodząc do pierwszych po prawej. – Są na nich zdjęcia i podpisy! Spójrz!

Minęłyśmy część pokojów. Nina oświetlała latarką twarze na fotografiach i chichotała za każdym razem, gdy twarz wyglądała przez to troszkę strasznie. Trudno było mi się do niej nie przyłączyć, więc po chwili śmiałyśmy sięrazem.

Zoe… Pola… Nina… Nela.

Zobaczyłam swoje zdjęcie z dowodu osobistego. Przeszedł mniedreszcz.

– O, ty! – krzyknęła radośnieblondynka.

– O, ja! – odparłam, siląc się na uśmiech. – Nareszcieznalazłyśmy!

– W takim razie dobranoc – powiedziała Nina i natychmiast wbiegła do swojego pokoju, który znajdował się zaraz obokmojego.

– Dobranoc!

Przez moment stałam przed drzwiami do mojej nowej sypialni i wpatrywałam się w zdjęcie z dowodu, które w tamtej chwili napawało mnie przerażeniem. Drżącą ręką pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy zamknęłam je za sobą. Wyczułam włącznik światła po lewej stronie, więc od razu na niego nacisnęłam. Ujrzałam zielone ściany i meble w kolorze ciepłego brązu, szafę na ubrania, biurko, łóżko i drzwi do łazienki. Niczego nadzwyczajnego niebyło.

Na biurku leżał telefon. Szybko do niegodopadłam.

Mogę zadzwonić popomoc?!

Oczywiście, że nie. Głupku, nie mazasięgu.

Z rezygnacją odłożyłam smartfon tylko po to, aby po chwili znowu wziąć go w dłonie. No bo co on tu robił? Jeśli antagonista go tutaj zostawił, musiał zrobić to z konkretnegopowodu.

Nie było dostępu do Internetu ani nawet listy kontaktów. Na wszystkie systemowe aplikacje była nałożona blokada z hasłem. Próbowałam je odgadnąć, lecz poddałam się po kilkunastu próbach. Jedynymi odblokowanymi aplikacjami były aparat, galeria i historia wiadomości. Zaskoczona, zauważyłam, że w skrzynce znajduje się jeden SMS od numeruzastrzeżonego.

NeloKellers,

baw się dobrze i wygraj! ^^

//48 h

Wygasiłam ekran i ścisnęłam telefon wdłoni.

Nie ma szans, że będę się dobrze bawić! Wydostaniemy się stąd odzaraz!

Po przeszukaniu komórki zajrzałam do szafy. Było w niej kilka takich samych zestawów. Emil mówił, że obudził się w tym dziwnym mundurku, ja jednak miałam swoje ubrania. Zaniepokoiło mnie to. To znaczyło, że porywacz nie zabrał tylko mnie, lecz także musiał jakoś zdobyć moje ubrania. Miałam nadzieję, że z Sarą wszystko wporządku…

W dodatku wiele ubrań zostało jakbyskopiowanych…

Co on bawi się w jakąś grę visual novel, w której postacie noszą wiecznie te same ubrania? Jak on w ogóle tego dokonał? Udał się do sklepu, do którego chodzę, czy też uszył kilka takich samych koszulek i parspodni?

Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Dalej bolała mniegłowa.

Może w gabinecie pielęgniarki znajdę jakieśleki?

Muszę tamwrócić.

Zanim pomyślałam, byłam już na zewnątrz. Bałam się wychodzić ze swojego pokoju, lecz wiedziałam, że migrena nie przejdzie mi bez leków. Ponadto jeśli chciał, abyśmy grali w tę grę i wykonywali zadania, raczej nikogo nie skrzywdzi bez powodu za zwyczajne chodzenie po korytarzu, prawda?

Podeszłam do planu szkoły i oświetliłam go telefonem, gdyż nigdzie nie mogłam znaleźć włącznika światła. Gabinet pielęgniarki był na pierwszym piętrze, nieopodal sali gimnastycznej. Kierując się do schodów, nagle dostrzegłam postać idącą w moją stronę z drugiego końca korytarza. Była dwadzieścia metrów ode mnie, następnie dziesięć, pięć… Teraz zauważyłam, że to Adam. Chłopak zatrzymał się obokmnie.

– Cześć. Nela, tak? – przywitał się z lekkim uśmiechem naustach.

– Hej, tak.

– Jak sięczujesz?

– Jest lepiej, dzięki… – zaczęłam.

– Mów dalej i ignoruj to co robię – szepnąłchłopak.

Mów dalej? Ignoruj? O co muchodzi?

– Podoba mi się pokój, lecz jestem zaniepokojona tą całą grą – kontynuowałam, tak jak mniepoprosił.

– Ja też – odparł szatyn, dyskretnie wkładając dłoń do kieszeni mojej ciemnoróżowejbluzy.

Co on wyprawia? Wydaje mi się, że schował tam jakąśkartkę.

– Wciąż bardzo mało wiemy. Mam nadzieję, że uda nam się wygrać i wydostaćstąd.

– Jateż.

– Będę już leciał. Pamiętaj, że o jedenastej jest ciszanocna.

– Okej, do jutra – odparłam i najspokojniej, jak mogłam, minęłamchłopaka.

Jak gdyby nigdy nic poszłam do gabinetu pielęgniarki. Wciąż jednak ciekawiło mnie, co kombinował Adam. Postanowiłam, że karteczkę zobaczę dopiero, gdy wrócę do pokoju, aby uniknąć kamer. Liczyłam na to, że chociaż w toalecie ich nie ma, bo na korytarzu, na auli, w gabinecie pielęgniarki i w moim pokoju… były. One były wszędzie. Ktoś nieustannie nasobserwował.

– Nela! – Usłyszałam od razu, gdy otworzyłamdrzwi.

Na jednym ze szpitalnych łóżek siedzieli Archie iOlivia.

– Nareszcie się znalazłaś! – odezwał sięchłopak.

– Martwiliśmy się! – dodałaOlivia.

A ja myślałam, że po prostu uciekliście. Kogo ja oszukuję, takbyło.

– Już wszystko gra – powiedziałam. – Przyszłam tylko po jakieśleki.

– W takim razie narka – rzucił Archie i wyszedł z pomieszczenia, tak jakby wyłącznie na toczekał.

– Dobranoc, nie przemęczaj się! – dodała fioletowowłosa i poszła w śladychłopaka.

Aha. Czyli tak szybko zostałam sama. Znowu.

Zaczęłam przeszukiwać pomieszczenie. W jednej z szuflad znalazłam pokaźną apteczkę. Wzięłam z niej leki przeciwbólowe, bandaże i coś nakatar.

Nigdy nic nie wiadomo, przecież nasze życia mają być od terazzagrożone…

Zirytowana własnymi myślami, ze złością zatrzasnęłam szafkę. Tak łatwo tozaakceptowałam?

Wróciłam do pokoju i wyjęłam z szafy piżamę. Dopiero w łazience zdjęłam bluzę i wyciągnęłam z kieszeni karteczkę odAdama.

Spotkajmy się jutro przed lekcjami. O siódmej koło głównego wyjścia. Musimy na spokojnie zwiedzić budynek i poszukać drogi ucieczki. Dałem Ci tę kartkę, bo na korytażu są zamontowane podsłuchy. Zaprosiłem wszystkich, nie martw się onic.

To chyba dobry plan. Właściwie jedyny, jaki mamy… Muszę przyznać, że Adam jest inteligentny. No może poza tym, że napisał korytaż zamiastkorytarz.

Ale ma rację, musimy być ostrożni. Nawet w naszych pokojach zamontowano kamery i podsłuchy. Wolne są tylko łazienki. Trudno będzie uciec, będącnagrywanym.

Ale chwila, dlaczego próbuje ukryć swój plan przed dyrektorem? Jeśli wśród nas jest ten cały duch, to przecież i tak przekaże wiadomośćantagoniście.

A może to zasadzka, która ma wywabić ducha z kryjówki? Może Adam tylko na toczeka?

Wyjrzałam na korytarz. Obejrzałam się najpierw w lewo, potem w prawo. Ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam właśnieAdama.

– Dokąd idziesz? – spytał.

– N-nigdzie! – odpowiedziałam, czując, że robię się czerwona zestresu.

Jeśli to zasadzka na ducha, a on czekał pod drzwiami, chcąc sprawdzić, czy opuszczę pokój, prawdopodobnie właśnie stałam się podejrzanym numerjeden.

– Słyszałam kroki na korytarzu, chciałam sprawdzić, kto to, ale to tylkoty.

– Stałem w miejscu, nie chodziłem pod drzwiami – odpowiedziałzaskoczony.

– D-dobranoc! – krzyknęłam w odpowiedzi i szybko zamknęłamdrzwi.

Naprawdę czaił się tam, żeby sprawdzić, kto z nas opuści pokój w celu przekazania listudyrektorowi?

Opadłam nałóżko.

Uda się. Wydostaniemy się stąd, nim komukolwiek stanie siękrzywda.

Zawsze dbałam o innych. Nigdy nie dopuszczałam do tego, aby cierpieli. Tak będzie i tymrazem!

Zamknęłam oczy, aby powstrzymać napływającełzy.

Tak będzie, prawda?

ROZDZIAŁ IV

Czy lubisz ogórki? Zadanie pierwsze

Następnego dnia, zgodnie z umową, trochę przed siódmą udałam się do głównego wyjścia. Teraz, za dnia, gdy korytarze nie były pogrążone w mroku, czułam się trochę spokojniejsza. Ponownie jednak zaczęłam się niepokoić, gdy w pewnym momencie doszłam do wniosku, że nie wiem, w którą stronę się udać. Ta szkoła naprawdę była ogromna. Już miałam zacząć panikować, że się zgubiłam, gdy spotkałam na swej drodzeEmila.

– Hejka! – przywitałam się, podbiegając dorudowłosego.

– Hej – odpowiedział niechętnie, nie zwalniając tempa ani nie odwracając się nawet w moimkierunku.

On chyba serio nie chce z nikim rozmawiać. Cóż, ma problem, bo ja lubięwyzwania.

– Co u ciebie? – spytałam.

– A jak myślisz? – burknął.

To było pytanie z grzeczności. Nie będziełatwo…

Cisza. Nienawidzęciszy.

– Lubisz ogórki? – spytałam, aby jąprzerwać.

– Że co? – zdziwił się Emil i nareszcie na mniespojrzał.

– Czy lubisz ogórki? Ja je uwielbiam, szczególnie kiszone. Za to nie lubię tych ześmietaną.

– Masz na myślimizerię?

Tak! Odpowiedziałcoś!

– Tak, tak, tak! – potwierdziłam entuzjastycznie, kiwającgłową.

Cisza. Głupiesłowo.

– Kiedy się stąd wydostaniemy, zjemy razem słoik ogórków, okej? – zaproponowałam.

– Najpierw musimy wykonać wszystkie trzynaście zadań – przypomniałchłopak.

– Albo znaleźćducha.

– Jak mamy tozrobić?

– Cośwymyślimy.

Kilka chwil później znaleźliśmy się przed wyjściem ze szkoły. Byli już wszyscy. Szybko policzyłam. Czternaścioro, rzeczywiście. Skoro ducha widział każdy, to znaczyło, że miał on cechy istotyżywej.

Dyrektor prawdopodobnie nazywał go tak bez większych powodów, to nie tak, że duch był martwy. Moja moc umożliwiała jedynie rozmowę z odwiedzającymi mnie nocą zjawami. Wyłącznie tymi, które same do mnie przychodziły. Potrafiłam komunikować się z duchami, ale nie potrafiłam znaleźć „ducha” wśród żywych. Co za ironialosu.

– Moglibyście się chociaż nie spóźniać?! – krzyknęła nam na przywitanieZoe.

– Jest siódma, tak jak się umawialiśmy – zauważył fioletowowłosy chłopak w koszulce w ciemnepaski.

Wydawało mi się, że wyglądaznajomo…

– Kevin?! – zdziwiłamsię.

– Nom – przytaknął nieco zaskoczony. – Przedstawiliśmy się sobie wczoraj – przypomniał, po czym zaśmiał sięserdecznie.

– Nie o to mi chodzi – odparłam. – Wczoraj nie zwróciłam na to uwagi, ale… widziałam plakat w sprawie twojegozaginięcia…

– Oj… – westchnął chłopak, drapiąc się po karku. – Czyli serio mnie szukają. Pewnie sięmartwią…

– Martwienie się martwieniem, ale wracając do tematu, to wszyscy przyszli przed czasem, więc Nela i Emil też mogli! – kontynuowałasmoczyca.

– Olać to. Sprawdzamy te drzwi czy nie? – spytała wybitnie obojętnie dziewczyna w czarnym golfie i z mocnym makijażem. Chyba miała na imięPola.

– To nie drzwi mieliśmy sprawdzić – stwierdził Adam, który opierał się o ichframugę.

– Więc co? – spytałArchie.

Adam pociągnął za klamkę i ku naszemu zdumieniu drzwi sięotworzyły.

– Jesteśmy w-wolni! – ucieszyła sięOlivia.

– Problem w tym, że nie – odparłszatyn.

Wyszliśmy na zewnątrz. Jakieś dziesięć metrów przed nami znajdował się bardzo wysokimur.

– Ta szkoła to serio więzienie – mruknęła Pola, bawiąc się białym kosmykiemwłosów.

– Może uda nam się jakoś wspiąć – odezwał się Archie, podciągającrękawy.

– Zrobisz sobie tylko krzywdę – westchnęłam.

– Czyli chcesz siępoddać?!

– Tego nie powiedziałam! Na pewno nie zaakceptuję tego, że jesteśmy tu uwięzieni i zarazumrzemy!

– Nikt nie zginie, jeśli będziemy ostrożni – wtrącił sięEmil.

– Przecież ten chory wariat powiedział, że jak nie wykonamy zadania, ktoś odpadnie! – krzyknęła Zoe. – A wiesz, z czym wiąże się to słowo! Odpaść z gry znaczy tyle, co przegrać, a przegrać to zginąć! Do tego mamy zabić jakiegoś cholernegoducha!

– Ale zadania mogą być proste! Może damy radę! – przerwałamczerwonowłosej.

– To prawda – zgodziła się Nina. – Pierwsze byłobanalne!

– A skąd wiecie, że reszta też taka będzie?! – zamartwiała się Zoe. – A nawet jeśli, zajmie nam to prawie miesiąc! Nie chcę siedzieć tyle w tej durnejszkole!

– Dlatego chodźmy na ten mur! – krzyknął ponownieArchie.

– Przecież to niemożliwe! – odpowiedziałam.

– Może dla ciebie nie, ale ja dam radę! Pooower!

Chłopak podbiegł do ogrodzenia i błyskawicznie zaczął się na nie wspinać. Nie przeszedł jednak nawet połowy, gdy nagle spadł naziemię.

Podbiegliśmy doniego.

– Wszystko gra?! – spytała z zatroskaniemEllen.

– Ta… Troszkę mnie tylkokopnęło…

– Mur cię kopnął?! – krzyknęła Zoe. – Żejak?!

– Chyba chodzi mu o prąd – odparł Adam, przyglądając się ogrodzeniu. Przyłożył do niego palec i natychmiast go cofnął. – Tak, jest podnapięciem.

– To teraz n-na pewno z-zginiemy! – krzyknęła Olivia, która miała już łzy woczach.

– Nie dramatyzuj! – Pokrzepiająco poklepałam fioletowowłosą po ramieniu. – Damyradę!

– Może uda mi się to przeskoczyć… – zacząłAdam.

– Niby jak? – spytałaPola.

Przeskoczyć? Dziesięciometrowy mur? Otworzyłam oczy ze zdumienia. Jużrozumiem!

– Adam, więc to twoja moc? – spytałam.

– Owszem – odparł szatyn. – Właśnie, wczoraj o tym gadaliśmy. Wszyscy jesteśmy Obdarzeni. Chyba że się mylę i ktoś z was jestczłowiekiem.

– Niestety nie – westchnąłEmil.

– Absolutnie nie! – dodałam.

– Ja też nie jestem zwykła! – odezwała sięNina.

– A ja jestem smokiem! – wykrzyknęła dumnieZoe.

– Daj dotknąć skrzydeł! – poprosił Archie ze wzrokiem biednegoszczeniaczka.

– Spadaj!

– No weź! Nie bądź taka, tylkoraz!

– Czyli możemy stwierdzić, że uwięził nas tu ktoś, kto nienawidzi potworów – zauważyłaNina.

– Wiedziałam, że ludzie są źli! – krzyknęłaZoe.

– To za wcześnie, aby wyciągać wnioski – stwierdziła różowowłosa dziewczyna w zwiewnej niebieskiejsukni.

Jej cera była blada jak u porcelanowej lalki. Nie, ona cała wyglądała jak lalka. Miała długie pasteloworóżowe loki, wyprostowaną, zgrabną i dostojną sylwetką, a ubrana była w zwiewną sukienkę zfalbankami.

– Lol, nie zauważyłam cię. – Pola sięzaśmiała.

– Ludzie rzadko mnie zauważają. Potwory także. Przypomnę na wszelki wypadek, mam na imięAemelia.

– Dziwne imię – szepnęła do mnieZoe.

– Tak jak jej strój… – dodałam.

– Cóż… nasze ubrania nie zależą od nas. Kiedy się obudziłam, miałam na sobie ten sweter. Normalnie ubieram się inaczej. Emil też coś o tymmówił.

Czy w takim razie tylko ja mam swoje ubrania? Uznałam, że lepiej o tym niewspominać.

– Mam plan – oznajmiła Aemelia. – Moją nadprzyrodzoną zdolnością jest latanie. Przelecę nad murem i sprowadzępomoc.

– Ale świetna moc! – zachwycała sięEllen.

– Dziękuję – odpowiedziała Aemelia swoim wysokim spokojnymgłosem.

Dziewczyna zamknęła oczy na kilka sekund, a po chwili, gdy je utworzyła, ich barwa zmieniła się z szarych na ciemnoniebieskie. Aemelia powoli oderwała się od gruntu, uniosła i podleciała w stronęmuru.

W momencie, gdy znalazła się tuż nad nim, nagle zaczęła jednak spadać na ziemię, jakby właśnie w cośuderzyła.

– Aemelia! – krzyknęła zmartwionaEllen.

– Złapię ją! – zawołałKevin.

I na szczęście mu się toudało.

– Nic ci nie jest? – spytał chłopak. – Lekka jesteś. To dzięki twojejmocy?

– Nad murem jest ściana – oznajmiła dziewczyna, ignorując pytania. – To wygląda tak, jakby szkoła znajdowała się w ogromnej szklanej bańce. Do tegoniewidzialnej.

– Czyli naprawdę jesteśmy tu uwięzieni… – zaczęłam siętrząść.

– To co, idziemy na śniadanko? – spytałaNina.

Rzeczywiście, była już siódmatrzydzieści.

– A potem na lekcje – dodałEmil.

– Nie idę na żadne lekcje! Przecież… – zaczęłaZoe.

– Musisz – przerwał jej mój kolega z klasy. – Nie wiemy, jak zareagujedyrektor.

– Nie zamierzam się słuchać tegoje…

– Po prostu chodź. – Archie zakrył dziewczynie usta i pociągnął ją zasobą.

***

Udaliśmy się na stołówkę. Było nią obszerne pomieszczenie z długim stołem pokrytym obrusem w czerwono-białą kratę. Naszym oczom ukazał się również szwedzki stół, z zadziwiająco dużym wyboremdań.

– Chwila… – zaczęłam. – Skoro antagonista to przygotował, to mogliśmy go złapać w nocy! Zróbmy todzisiaj!

– Byliśmy tu całą noc – oznajmił Kevin. – Ja, Ethan i Archie. Chcieliśmy złapać dyrektora, gdy będzie szykowałjedzenie.

Ethan… Tobył…

– Około czwartej nad ranem nagle zasnęliśmy – dokończył drobny białowłosy chłopak w zielonej bluzie, której kołnierz zasłaniał mu usta. – Wszyscy w jednejchwili.

Ach tak, to on ma na imięEthan!

– Dziwne, prawda? – dopytał się Archie, podciągając rękawy bejsbolówki. – Mam wrażenie, że dyrektor zaaplikował nam jakąś substancjęnasenną.

– Czyli raczej nie możemy go złapać – westchnął Ethan, po czym wszyscy z grobowymi minami przystąpiliśmy dojedzenia.

Niedługo potem wybiła ósma. Całą grupą podeszliśmy do drzwi od klasymatematycznej.

– Tu serio będą lekcje? – spytała Pola. – Przecież jesteśmysami.

– Nikt nie mówił, że jest nas tylko czternastka – odparła Aemelia, po czym otworzyła drzwi do sali. – Dzień dobry, przepraszamy zaspóźnienie.

– Dzień dobry. Dzisiaj wyjątkowo wam wybaczę, ale na przyszłość uważajcie – odpowiedziała nam młoda kobieta wokularach.

Miała ciemne włosy spięte w kok. Była ubrana w szarą trapezową sukienkę. To chyba… nauczycielka.

– Usiądźcie – poprosiła, uśmiechając siępromiennie.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jedynie Aemelia zajęła miejsce w trzeciej ławce przy oknie, a reszta z nas stała w drzwiach, rozglądając się po klasie. Szybko więc usiedliśmy w którychkolwiekławkach.

Dosiadłam się do niskiego chłopaka w czerwonejpelerynie.

– Jak śmiesz siadać tu, nie zapytawszy mnie o zgodę?! – odezwał się odrazu.

– Um… przepraszam? – odparłamniepewnie.

– Znaj swojemiejsce!

Co z nim nietak?

– Jestem król Benjamin Trzeci! Władca nie może siedzieć zprostaczką!

– S-słucham?!

– Zostaw go, Nela – powiedziała Nina. – To świr. Siadaj domnie!

Natychmiast zajęłam krzesło obokblondynki.

Niektórzy ludzie są seriodziwni.

– Nazywam się Hannah Tremblay i jestem waszą wychowawczynią. – Usłyszałam głos nauczycielki. – Możecie mówić mi po imieniu. Uczę tu matematyki, miło mi waspoznać.

– Co?! – krzyknęła Zoe. – Jaja sobie z nas robisz?! Miło was poznać?! I co, mamy ci odpowiedzieć to samo?! Współpracujesz z tym psycholem, prawda?!

– Zoe! – skarcił ją Archie. – Uspokójsię!

Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i usiadła na swojemiejsce.

Nauczycielka zignorowała smoczycę i temat „tego psychola”, po czym po prostu przeszła do tłumaczenia funkcji trygonometrycznych. O dziwo wydała mi się całkiemsympatyczna.

Co taka normalna osoba robi w tymmiejscu?

Na chwilę nawet zapomniałam o całej tejgrze.

Wszystkie obawy wróciły jednak momentalnie, gdy po czterdziestupięciu minutach zadzwonił dzwonek na przerwę, a my wyszliśmy nakorytarz.

– Macie jakieś pomysły, o co, do cholery, tu chodzi? – spytała Pola, jak zwykle bawiąc się białym kosmykiemwłosów.

– Żadnych… – westchnął Emil, poprawiającokulary.

– Jesteśmy w ciemnej dupie – stwierdziłaZoe.

– Dlaczego tak wybuchnęłaś? – zwróciłam się dosmoczycy.

– Zostaliśmy tu zamknięci wbrew naszej woli, a ona próbuje być miła! Jak niby miałamzareagować?

– Na przykład tak jak wszyscy? – Z tonu głosu Poli wręcz wylewał sięsarkazm.

– Nie kłóćmy się, to niczego nie rozwiąże – poprosiłEmil.

– Zamknij się, kujonie! – krzyknęłaZoe.

– Jak nosi okulary, to od razu jest kujonem? – westchnęła Ellen, której twarz również zdobiłyokulary.

W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk włączeniagłośników.

– Dzień dobry, uczniowie! Mówi waszdyrektor.

Gdy usłyszałam ten robotyczny głos, przeszły mnieciarki.

– Macie teraz przerwę, a nauczyciel opuściłbudynek.

– Opuścił go? – szepnąłAdam.

– Korzystając z okazji, że w szkole jest tylko wasza czternastka, podam wam wasze pierwsze zadanie. Oto ono! Macie zabić wasząnauczycielkę!

Czy ja na pewno dobrzeusłyszałam?

– Standardowo macie na to czterdzieści osiem godzin – mówił dalej dyrektor. – Jeśli przekroczycie ten czas, będziecie stopniowo przegrywać. Pamiętacie, prawda? Każda następna rozpoczęta doba po przekroczeniu czasu będzie wyrokiem śmierci dla jednego z was. Jeśli wykonacie zadanie w dwa dni, to nikt nie umrze. Jeśli w trzy, zginie jedno z was. Jeśli w cztery, kolejna osoba. I tak dalej… Cóż… Powodzenia, ha, ha!

Usłyszeliśmy głuchy szum zgłośników.

Mamy… zabićnauczycielkę?

Spojrzałam na twarze obecnych. Strach, niepokój, bezsilność… Takie emocje na nichodnalazłam.

Gra się rozpoczęła. Tego dnia jednak nie podjęliśmy żadnegodziałania.

ROZDZIAŁ V

Nie jesteśmy przyjaciółmi

Pani Hannah tłumaczyła Zoe przy tablicy zadanie związane z równaniamikwadratowymi.

Wszyscy udawaliśmy, że uważamy, co mówi, lecz nasze myśli odbiegały dużo dalej. No bo jak mielibyśmy kogoś zabić? I to ją. Kobietę, która z uśmiechem stała przed nami i nie była niczegoświadoma.

Nie ma szans, nie zrobimytego!

– A więc x równa się dwadzieścia pięć – dokończyła nauczycielka, odkładająckredę.

Zoe stała przy tablicy, gapiąc się na nią ze zdumieniem, zupełnie jakby liczby zapisane były w języku elfów czy coś. Pani Hannah, widząc zaskoczenie nastolatki, zaśmiała sięcicho.

– Już rozumiesz? – spytała kobieta, uśmiechając się doZoe.

Czerwonowłosa milczała przez dłuższą chwilę. W końcu jednak otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć. Wszyscy obawialiśmy się, że będzie to kolejny głupi tekst młodej smoczycy, ale tym razem sięmyliliśmy.

– Pani jest wspaniała! – krzyknęła z zachwytem. – Przez całą swoją edukację nie mogłam tego ogarnąć, a teraz rozumiem! Dziękuję!

– Całą edukację? – powtórzył Archie. – Czy ona jej zrobiła jakieś praniemózgu?

– Zamknij się, przeszkadzasz! – rozkazałaZoe.

– To ty tutaj jesteś głośno! – zauważyłArchie.

– Już, już! – przerwała im nauczycielka, klaszcząc. – Przestańcie się kłócić. Zoe, cieszę się, że zrozumiałaś. To najfajniejsze uczucie w pracynauczyciela!

– Naprawdę? – spytałaczerwonowłosa.

– Tak. Świadomość, że komuś pomogłam i dzięki mnie wie więcej, sprawia mi ogromnąradość.

W tym momencie zadzwonił dzwonek. Przeciągnęłam sięleniwie.

Musimy wyjść na korytarz i w końcu obmyślić planmorderstwa.

Przeszły mnieciarki.

O matko, nie! Nie ma szans! Wiem, że tak byłoby najłatwiej… ale nie możemy tego zrobić. Trzeba znaleźć inne wyjście, nawet jeśli będzie ono trudniejsze. I musimy się pospieszyć, bo inaczej jutro minie nasz czas i ktośumrze.

– Musimy w końcu podjąć decyzję – postanowiła Monika, która do tej pory praktycznie nie udzielała się w naszychdyskusjach.

Wysoka szatynka w kucyku i brązowo-czerwonym mundurku wyglądała najspokojniej i najpoważniej z naszejgrupy.

– Jaką decyzję? – spytałam, chociaż przecież odpowiedź byłaoczywista.

– Czy zabijamy Hannah – wyjaśniła spokojnieMonika.

– Nie! – krzyknęła Zoe. – Nie ma takiejmożliwości!

– Pomyśl o tym inaczej – poprosiła szatynka. – Jeżeli nie mamy żadnego tropu, kim może być duch, i nie wykonamy zadania, wkrótce zginie jedno z nas. A jeśli w ciągu doby sytuacja się nie zmieni, umrze kolejna osoba. W końcu zginiemywszyscy.

– Ale nie możemy zabić Hannah! – protestowała czerwonowłosa. – Nie możemy nikogozabić!

– Ocalenie życia Hannah zabije całą naszączternastkę.

Dostałam wiadomość. Wszyscy ją dostali. Wyciągnęłam telefon iprzeczytałam jejtreść.

Zostały dwadzieścia czterygodziny.

//dyrektor

No tak. Zadanie otrzymaliśmy wczoraj po pierwszej lekcji, około dziewiątej. Zaczęłam nerwowo obracać komórkę wdłoni.

Naprawdę kończy nam sięczas…

– Musimy to zrobić – stwierdził Adam, chowając telefon dokieszeni.

– Co?! – wtrącił się Archie. – Nie ma szans! Musimy znaleźć innewyjście!

– Pomyśl czasami sam, zamiast tylko zgadzać się z tym, co mówi Zoe – mruknęłaPola.

– To jest moje zdanie! – warknąłArchie.

– Kłótnie niczego nie rozwiążą! – dołączyłam do dyskusji. – Musimy rozważyć wszystkie za iprzeciw…

– Tu nie ma nad czym się zastanawiać – odezwała się Monika. – Jeśli tego nie zrobimy, wszyscy umrzemy. Musimygrać.

– Wygramy to. – Nina delikatnie sięuśmiechnęła.

– Ludzie, czekajcie! – krzyknęła Zoe. – Nie możemy! Musi istnieć innewyjście!

– A jeśli go nie ma? – odezwał się Kevin. – Jeśli jedynym wyjściem jest wykonanie tychzadań?

– A może powinniśmy się poddać? – powiedziała Pola. – Może życie nie jest dla każdego? Kolejne zadania mogą być jeszczetrudniejsze.

– Poważnie? Chcesz się poddać? – spytałam.

– Tak – odparła dziewczyna, przewracając oczami. – To męczące. Umrzemy, ale przynajmniej będziemy mieli czystesumienia.

– Nie możemy się poddać! – krzyknęłaZoe.

– Ale nie możemy też zabić Hannah, tak? – spytała ją Pola. – Jedno wyklucza drugie. Co ty właściwie chceszzrobić?

– Nie wiem! Musi być jakieśwyjście!

– Racja. Zawsze są co najmniej dwa wyjścia, nawet teraz. Jednym jest zabicie Hannah, a drugim czekanie, aż duch zabije nas wszystkich. Trzeciej możliwości niemamy.

– Zróbmy głosowanie – zaproponowałam.

– Mamy decydować o czyimś życiu przez głosowanie?! – krzyknęłasmoczyca.

– Zoe, spokojnie… – odezwał sięArchie.

– To może wylosujmy – zaproponowałBenjamin.

– Albo zagrajmy w papier, kamień, nożyce! – odezwała sięNina.

– Nie sprzeciwiaj się królowi! – odparł Benjamin. – Losujemy, jak powiedziałem! Nie będzie tu żadnego rzucaniakamieniami.

– Jesteście debilami! – krzyknęłaZoe.

– No nie powiem, kto tu jest większym debilem – mruknęła Nina. – To tylkogra.

Kiedy usłyszałam słowa blondynki, przeszły mnieciarki.

Tylko… gra?

Niestety nie doszliśmy do porozumienia. Zoe upierała się, że Hannah nie można zabić. Archie był po jej stronie. Nina, Monika i Adam stwierdzili, że to jedyne logiczne wyjście. Pola nabijała się ze wszystkiego i wszystkich. Reszta nie sprecyzowała swojego stanowiska. Ja także. Po prostu nie byłam w stanie wypowiedziećsłowa.

W nocy niemalże nie zmrużyłam oka. Myślałam, co jest słuszne i co powinniśmy zrobić. Noc jednak nie trwa wiecznie. W końcu nastałdzień.

Była siódma czterdzieści siedem, gdy pełna obaw w pośpiechu ruszyłam w kierunku klasy. Nie miałam ochoty na śniadanie, darowałam dziś sobie. Bałam się, że jeśli zobaczę śmierć Hannah, zwymiotuję. Po drodze spotkałam Polę siedzącą na parapecie nieopodal gabinetupielęgniarki.

– Hejka! – przywitałam się, a skoro i tak miałam jeszcze trochę czasu, usiadłam obokniej.

– Cześć – mruknęła dziewczyna, nawet nie patrząc w moją stronę. Była skoncentrowana na czymś innym. Na bandażowaniu sobie prawejnogi.

– O matko, co się stało?! – spytałamzmartwiona.

– Nic.

– To po co sobie bandażujesznogę?

– A tako.

To dosyć… nietypowe.

– Ładny naszyjnik – pochwaliła czarnowłosa, wkładającbut.

Uf, już się bałam, że moja rozmowa z nią będzie wyglądała jak zEmilem!

– Dzięki! – odpowiedziałam zradością.

– Tobie też się on podoba? – spytała Pola, unosząc nieznaczniebrwi.

Kiedy niepewnie skinęłam głową, dodała:

– Chyba jesteś jedyną osobą, której podobają się ubrania przygotowane przezdyrka.

– Właściwie to… – zaczęłam, ale słowa utknęły mi wgardle.

Raczej nie powinnam była jej mówić o tym, że jako jedyna mam swoje prywatneubrania.

– Właściwie to…? – spytałaPola.

– W-właściwie to – powtórzyłam, próbując na poczekaniu wymyślić coś innego – podobają mi się ubrania, które przygotowałdyrektor.

Pola się zaśmiała. O cochodzi?

– Fajne pasemko masz – zmieniłam temat. – We włosach. Takie białe. Na czarnym. Bardzo ładnykontrast!

– Dzięki. Jest ono dla mnie symbolem mojej mocy, wiesz? Białe pasemko przedzierające się przez mrok moich kosmyków. Jasna prawda świecąca w cieniu kłamstw! Wiesz co? Ta tęczówka – dziewczyna wskazała na swoje lewe oko o pięknym bursztynowym odcieniu, które, w przeciwieństwie do prawego, nie było zasłonięte grzywką – potrafi wykryćkłamstwa.

Moc wykrywania kłamstw? Wpatrując się w żółte oko, które otaczały grube rzęsy i ciemne cienie, rozpaczliwie zaśmiałam się w duchu. No towpadłam.

– Dlaczego skłamałaś? – spytałaPola.

– B-bo wszyscy mają ubrania od antagonisty, a ja jesteminna…

– Rety… Więc zwyczajnie boisz się, że zaczną cię podejrzewać, tak?

– Tak…

– Dobrze, że ty samej siebie nie podejrzewasz. Właściwie, to źle podchodzisz do sprawy. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, wszyscy będą pewni, że to ty jesteś dyrkiem. Albo chociaż duszkiem Kacperkiem. Lepiej od razu bądźszczera.

– Nie powiesz im? Właśnie z twojąmocą…

– Mogłabym zapytać każdego, czy jest duchem, i sprawdzić, kto kłamie? Duch, dyrektor, zadania… Szczerze mówiąc, to mam to wszystko w nosie. Ponadto moja moc ma kilka słabości, a nie chcę, żeby zostały wykorzystane przeciwko mnie. Nie powiem im o tej akcji z ubraniami, jeśli ty nie powiesz o mojej mocy. Jesteś w gorszej sytuacji, mogę po prostu zaprzeczać. Więc? Zgoda?

Przełknęłamślinę.

Ciekawe, co to zasłabość.

– Zgoda.

– Już ósma. – Brunetka ukradkiem spojrzała na zegarek wiszący na ścianie. – Chodźmy.

***

Na korytarzu pod salą matematyczną nie było nikogo. Zdezorientowana nacisnęłam klamkę i – jak się okazało – drzwi były otwarte. Weszłyśmy do klasy. Panował w niej chaos, a wszyscy wyglądali na zestresowanych. Biorąc pod uwagę, co miało zaraz nastąpić, nie można było się dziwić tym negatywnymemocjom.

– Z-zrobimy to? – spytał zmartwiony Ethan, którego twarz była aktualnie prawie tak biała jakwłosy.

– Nie bój się – pocieszał goKevin.

– Ale jeśli nam się nie uda, to…

– Uda się – zagwarantował fioletowowłosy. – Uda się, bo ja tozrobię.

– Chcesz to zrobić? – wtrąciłamsię.

On mówi… o zabójstwie, prawda?

– Tak… – chłopak spojrzał gdzieś w dal i podrapał się po karku. – Musimy wybrać kozła ofiarnego i myślę, że ja się do tegonadam.

– Dlaczego? – spytałaAemelia.

– Moją mocą jest niezwykłe szczęście! Praktycznie wszystko, co robię, mi sięudaje!

– Też chciałabym taką moc! – stwierdziłam, na co fioletowowłosy zaśmiał siępogodnie.

– Rozumiesz, z czym to się wiąże? – spytała Monika. – Morderstwo…

– Tak. – Kevin momentalnie spoważniał. – Jestem wszystkiego świadomy i na wszystkogotowy.

– W takim razie możesz to zrobić – oznajmiłaMonika.

Czy to naprawdę jest aż takieproste?

– Gdzie Zoe? – spytałam, gdyż dopiero teraz zauważyłam, że brakujeczerwonowłosej.

– Pewnie nie chce widzieć śmierci Hannah – stwierdziłEmil.

– Rety… – westchnęła Pola. – Czy ona nie może choć razwspółpracować?

– Archie’ego też nie ma – zauważył Adam. – Nic dziwnego, jest przecież po stronieZoe.

– S-swoją drogą – zaczęła Olivia – Hannah też jeszcze nie przyszła. A jest już poósmej…

– Spóźnia się – westchnął Mały Król Benjamin. – Irytujące.

– Ludzie! – Usłyszeliśmy krzyk i trzaśnięciedrzwiami.

Do pokoju wbiegły dwie osoby. Zoe iArchie.

– No nareszcie jesteście – zacząłBenjamin.

– Mamy problem! – oznajmiła Zoe, z trudem łapiąc oddech po biegu. – Hannah dziś nieprzyjdzie!

– Co? Jak to…? – spytałam.

– Spójrzcie na datę w telefonie – rozkazał Archie. – Dzisiaj jest niedziela. Weekend. Dzień wolny. Tokoniec.

Co? Niedziela? Ale jak to? Przecież porwali mnie w piątek wieczorem. Następnego dnia, w sobotę, szukaliśmy drogi ucieczki i poznaliśmy pierwsze zadanie. Dzień później były normalne lekcje, a my myśleliśmy nad planem. Dzisiaj powinien być poniedziałek, nie niedziela. Ale wygląda na to, że między momentem, kiedy zostałam porwana, a momentem, kiedy ocknęłam się w tej szkole, minęło znacznie więcej czasu. Jak długo byłam nieprzytomna poporwaniu?

– Ale wczoraj były lekcje – przypomniałEmil.

– W niektórych szkołach są lekcje w soboty – wspomniała Monika. – To musiała być jakaśzmyłka…

Przez chwilę po prostu staliśmy w milczeniu. Hannah nie przyjdzie. Nie wykonamyzadania.

Zegar tykał, a my w ciszy czekaliśmy na wyrok, pogrążeni w przytłaczającej nasbeznadziei.

Aż w końcu wybiła dziewiąta. Rozległ siękomunikat.

– Dlaczego zignorowaliście zadanie? Smutno mi sięzrobiło…

– Dlaczego grasz nieczysto?! – krzyknęłam.

– W ciągu najbliższej doby zginie jedno z was. – Dyrektor zupełnie mnie zignorował. – Jaka szkoda! Macie dwie godziny, aby się ukryć… A potem wszyscy zapadniecie w sen. Podczas tego snu duch zabije jedno z was. Mam nadzieję, że jutro pójdzie wam lepiej. Inaczej czeka nas powtórka z rozrywki! To tyle. Do usłyszenia… większości z was, ha, ha!

– Co robimy? – spytałaEllen.

Zielonowłosa cała się trzęsła, a w kącikach jej oczu widziałam już łzyzmartwienia.

– Powinniśmy się ukryć – stwierdziłaAemelia.

– On zabije tego, kto wybierze najsłabszą kryjówkę, tak? – upewniła sięEllen.

Nagle usłyszałam huk. A potem krzykZoe.

– Zemdlała!

Odwróciłam się i zobaczyłam Olivię leżącą naziemi.

Straciłaprzytomność?!

– Znowu to samo… – westchnął Benjamin. – Rety, ludzie są tacyproblematyczni.

Na szczęście zaraz udało nam się ocucić Olivię i uspokoić trochęnerwy.

– Straciliśmy dwadzieścia minut – zauważyła Aemelia, spokojnie patrząc nazegarek.

– Nie będziemy się chować! – zarządziła Zoe. – Będziemy walczyć! Mamy dwie godziny minus dwadzieścia minut na znalezienie miejsca, gdzie ukrywa siędyrektor!

– To się nie uda – westchnęłam.

– Szybciej będzie zabić ducha – powiedział Benjamin z tym swoim dziwnymuśmieszkiem.

– Nawet o tym nie myśl – odezwała się Monika. – Nie mamy żadnego tropu. Jeśli będziemy zabijać na oślep, to tylko rozpocznie krwawąmasakrę.

– Och… Słuszna uwaga, księżniczko… – szepnąłBenjamin.

– Księżniczko?! – krzyknęła Monika, odwracając czerwonątwarz.

– Tracimy czas – burknąłEmil.

– Racja! – odezwałam się. – Poszukajmykryjówek.

– Hej, czy ktoś mnie w ogóle słuchał?! – oburzyła sięZoe.

– Nie uda nam się znaleźć dyrektora – stwierdził Emil. – Najrozsądniej dla nas będzie schować się iczekać.

– Ale to nie ma sensu! – krzyknęła rudowłosa. – Wtedy skażesz jedno z nas na śmierć! Chcesz, aby twoi przyjacieleumierali?!

– Po pierwsze: nie jesteśmy przyjaciółmi – przerwał jej mój kolega z klasy. – Po drugie: myślisz, że mnie się to podoba? Że chcę, aby ktoś umarł? Nie chcę. Ale to nie nasza wina. Nic już na to nie poradzimy. Tak po prostu jest ityle.

– Jesteś hipokrytką, Zoe – wtrąciła się Nina. – To ty mówiłaś, że nie możemy zabić Hannah. A teraz co? Jeśli dla ocalania jej życia jedno z nas miałoby zginąć, też ci to nieodpowiada?

– To zupełnie inna sytuacja – zaprzeczyładziewczyna.

– Nie – nie zgodziła się blondynka. – To ciągle to samo. Obecnie wszystko przebiega tak, jak tego chciałaś, więc nienarzekaj.

– Może aby było sprawiedliwie, niech każdy zostanie w tym pokoju? – odezwał się Benjamin. – Oczywiście oprócz mnie, król musi przeżyć. Iksiężniczki.

– Księżniczki?! – krzyknęłaMonika.

– Ktoś z was nas ukryje – kontynuowałchłopak.

– Chyba sobie żartujesz! – przerwała mu Nina. – Nie będę cię słuchać, głupi królu! Narka, wszystkim!

Dziewczyna żwawym krokiem podeszła do drzwi, otworzyła je i odwróciła się do nas na chwilę tylko po to, aby wystawić język Benjaminowi, po czym bez słowa wyszła na korytarz. Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami. I tyle. Nikt za nią nie pobiegł. Nikt nic nie zrobił. Nikt. Nic.

– Schowajmy się – poprosiłEmil.

– Czekaj! – zaczęłam. – Nie lepiej, byśmy zostali tutaj? Wszyscy?

– Nie sądzę – odparł rudowłosy. – Co, jeśli duch zabije więcej niż jedną osobę, jeżeli znajdzie je w tym samym czasie? Mówił, że gramy solo, pamiętacie? Ryzykujemy zbyt dużo… Nie możemywspółpracować.

Rudowłosy skierował się w stronędrzwi.

– Emil, czekaj! – krzyknęłam.

Chłopak zatrzymał się wprogu.

Proszę, odwróć się. Proszę, powiedz coś. Proszę, nie idź tam. Rudowłosy położył dłoń na klamce. Nie rób tego, proszę! Bez chwili wahania otworzył drzwi. Emil, błagam cię, stój! Wracaj! Nieodchodź!

– Nie martw się o mnie – szepnął chłopak. – Nie jesteśmy przecieżprzyjaciółmi.

I wyszedł. Jak gdyby nigdy nic wyszedł. Po prostu zrobił krok i zamknął za sobądrzwi.

– Idę do dyrektora – postanowiłArchie.

– Zoe ci kazała? – westchnęłaPola.

– Moje serce mikazało.

– Przestań z tym poetyckim językiem, bo rzygać mi się chce – odparłabrunetka.

– Archie, czekaj – odezwała sięZoe.

Czyżby zrozumiała, że ten plan nie masensu?

– Pójdę z tobą – oznajmiła.

Czyli jednaknie.

– Nie powinniście tego robić – stwierdziłaMonika.

– A może oni nas okłamują i tak naprawdę idą się schować? – zacząłBenjamin.

– Tylko ty byłbyś w stanie to zrobić – odparłasmoczyca.

– Nieprawda! – oburzył się Benjamin. – Królowie mają swójhonor!

– A więc nie jesteś królem. – Archie sięzaśmiał.

– Nieprawda! Jestemnajprawdziwszym…

Wypowiedź chłopaka przerwało trzaśnięciedrzwi.

– Jak śmiesz mnie lekceważyć?! – krzyknął Benjamin i wybiegł z klasy, wymachując złotym berłem i mamrocząc coś podnosem.

– Zoe, Archie… Powodzenia – szepnąłKevin.

Przynajmniej on w nichwierzy…

– Tracimy coraz więcej ludzi. – Adam sięzaśmiał.

Po wyrazie jego twarzy i tonie głosu wywnioskowałam, że był jedną z tych osób, u których śmiech stanowił oznakęstresu.

– Ja też idę – odezwała się Monika. – Przepraszam, jeśli was uraziłam, ale wolę graćsama.

Dziewczyna opuściła klasę. Zostało nas takmało…

– Też powinniśmy się ukryć – zauważył Kevin. – Olivia, dasz radęiść?

– T-tak – odparła cicho fioletowowłosa. – Nie martw się omnie.

– W takim razie chodźmy – postanowiła Aemelia. – Chodźmy znaleźćkryjówkę.

I opuściliśmy salę. Ja, Kevin, Adam, Olivia, Ethan, Pola, Ellen iAemelia.

Dlaczego nie współpracujemy? Dlaczego jest nas tak mało? Martwię się. Ale damy radę, prawda?

Klamka jednak już zapadła. Kto będzie tym, który umrze jakopierwszy?

ROZDZIAŁ VI

Wiesz, dlaczego nie wiążębutów?

– Jakieś pomysły, gdzie możemy się schować? – odezwała sięAemelia.

Już jakiś czas szliśmy pustym korytarzem szkolnym, a nie mieliśmy ani planu, ani konkretnegocelu.

Trzeba siępospieszyć.

– Może się poddajmy? – westchnęła Pola. – Chce mi sięspać.

– Spać? – zdziwił się Adam. – Któragodzina?

– Trochę po dziesiątej – odpowiedziałam.

– „Trochę” to ile? – spytałaAemelia.

– Dwanaście minut – odparłam po zerknięciu na ekrantelefonu.

– Czyli zostało nam czterdzieści osiem minut – oznajmił Ethan, policzywszyszybko.

– Czterdzieści osiem minut na ukrycie się, czterdzieści osiem godzin na zadanie – odezwała się Pola. – Jaka ironia losu. Skoro czterdzieści osiem godzin nie wystarczyło nam na zabicie Hannah, to czterdzieści osiem minut będzie za mało na schowanie się. – Dziewczyna ziewnęła. – Poddajmy się już, okej?

– Pola, musimy iść – powiedziałKevin.

– To ja tu zostaję – westchnęła Pola, zatrzymując się i siadając na