Zło wyłania się z mgły - Davids Katie - ebook + książka

Zło wyłania się z mgły ebook

Davids Katie

3,7

Opis

Rozległe lasy Kentucky, lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku  i odosobniona stadnina. Sielanka? Ale tylko do czasu...

 

Spokojne życie Jeffa i Lisy Armstrong zakłóca pojawienie się nieznajomego. Mężczyzna wzbudza niechęć zarówno pracowników, jak i samego szefa, choć jego żona obdarza przybysza zaufaniem. Jego zachowanie wywołuje podejrzenia, tym bardziej że po jego pojawieniu się następuje seria dziwnych wypadków. Nikt nie ma wątpliwości, że winien jest obcy, ale też nikt nie może tego udowodnić.

 

Podczas gdy Jeff wraz z przyjaciółmi próbują poznać zagadkową i budzącą wątpliwości przeszłość przybysza, on stara się dopasować do nowego otoczenia. Nie jest to jednak łatwe, gdyż otaczają go wrogowie, a na jaw wychodzą kłamstwa. Jedyną życzliwą mu osobą jest Lisa oraz... wyjątkowa i niepokorna klacz, która go sobie upodobała.

 

 

Katie Davids to pseudonim literacki mieszkanki Ostródy. Studia i pierwsze lata życia zawodowego spędziła w Warszawie, następnie wyjechała na Islandię

Jej pasją jest podróżowanie i głównie stąd czerpie wenę do pisania.

Jest wielbicielką powieści historycznych, thrillerów oraz z gatunku fantasy. Jej debiutem była młodzieżowa powieść Ocaleni. W swoim dorobku literackim posiada także kryminał Po właściwej stronie oraz jego kontynuację Zatarty trop.

Podobnie jak poprzednie powieści, fabuła thrillera Zło wyłania się z mgły osadzona jest w realiach Ameryki Północnej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 395

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (14 ocen)
4
3
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pajkaaczyta

Dobrze spędzony czas

🌫🌫🌫🌫🌫 Gdzieś tam w lasach Kentucky. Mieszka sobie para ,małżeństwo. Jeff i Lisa Amstrong. Tu gdzie oni mają swój spokój, swój świat. Pojawia się nieznajomy który burzy cały spokój. Jeff mi nie ufa jak cała reszta. Ale Lisa obdarzyła go zaufaniem. 🌫🌫🌫🌫🌫 Czy dobrze zrobiła ufając nieznajomemu ? Co ukrywa nowy przybysz ? I dlaczego tak bardzo chce dopasować się do mieszkańców lasów Kentucky? @waspos #złowyłaniasięzmgły #wydawnictwowaspos
00

Popularność




Copyright © by Katie Davids, 2022Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Mikulska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by Nancy Anderson/Shutterstock

Ilustracje przy nagłówkach: Obraz Gordon Johnson z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-346-1

Imprint Mroczne HistorieWydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Epilog

Wszystkim tym, na których zawsze mogępolegać.Oby nigdy takich osób nie zabrakło w moimżyciu…

Kentucky,lata dziewięćdziesiąte XX wieku

Prolog

Drzwi celi, w której odsiadywał wyrok, zostały otwarte i do pomieszczenia wbiegło pięciustrażników.

– Odsuń się! – jeden ze strażników krzyknął do pochylającego się nad kolegą więźnia i wycelował karabin prosto w jego pierś. – No już! Dotyłu!

Mężczyzna cofnął się od leżącego na pryczy towarzysza, z którym przesiedział ostatnie trzy lata. Wtedy klawisz popchnął go pod ścianę i zacząłprzeszukiwać.

– Stój tu, dopóki nie pozwolimy ci się ruszyć – rzucił, kiedy skończył i ponownie skierował w jego stronę lufękarabinu.

Pozostali strażnicy zajęli się starszym mężczyzną leżącym na pryczy. Kilka sekund później pojawił się lekarz z więziennego szpitala, który praktycznie natychmiast stwierdził zgon. Mimo iż na pierwszy rzut oka nie zauważył żadnych nietypowych oznak świadczących o działaniu osób trzecich, to zabezpieczył się, mówiąc, że nie wyklucza zabójstwa. Oznajmił, że dopiero po przeprowadzeniu sekcji potwierdzi ustalenia.

Już kilka minut później ciało zostało wyniesione i w pomieszczeniu pozostał tylko stojący nadal pod ścianą więzień i pilnujący go strażnik. Nikt nie zamknął drzwi, jakby klawisze wiedzieli, że coś jeszcze musi nastąpić. Rzeczywiście, za moment pojawił się naczelnik więzienia i z lekkim uśmiechem podszedł doosadzonego.

– Wkrótce zostaniesz przeniesiony – powiedział z wyraźnymzadowoleniem.

– Dokąd? – spytałmężczyzna.

– Jeżeli sekcja zwłok wykaże, że został uduszony, a to właśnie podejrzewa lekarz, resztę życia spędzisz w więzieniu stanowym o zaostrzonymrygorze.

– Nie zabiłem go! – Zdenerwowany więzień podniósł głos. Zauważył, że naczelnik i strażnik wymienili spojrzenia i obydwaj się uśmiechnęli. Żaden nie skomentował jego słów. Nie doczekawszy się reakcji, mężczyzna uniósł głowę i syknął: – Nie dam się wrobić w morderstwo. Nic mu niezrobiłem.

– Naprawdę myślisz, że kogoś to obchodzi? – Naczelnik zaśmiał się, po czym spojrzał na strażnika i kiwnął głową. Klawisz podszedł do osadzonego i z całej siły uderzył go kolbą karabinu w brzuch. Mężczyzna zgiął się wpół i próbując zaczerpnąć powietrza, osunął napodłogę.

– Potraktuj to jako nasze pożegnanie – rzucił naczelnik więzienia i wraz ze strażnikiem wyszli, z głośnym hukiem zamykając za sobą drzwi odceli.

I. Nieznajomy

Rozdział 1

Wyobraź sobie, że biegniesz przez las. Niewiele widzisz, bo jest bardzo gęsty, a całą dolinę spowija mgła. Zapada zmrok, a każda upływająca minuta działa na twoją niekorzyść. Dostrzegasz zaledwie kilka drzew, tylko te rosnące najbliżej, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Resztę skrywa mleczny opar. Działasz więc po omacku, zdając się na instynkt iprzeczucie.

Opadasz z sił. Jesteś zmęczony, przemoczony i głodny. Ale biegniesz szybko, bo od tego wiele zależy. W prawej ręce trzymasz tylko jedną rzecz, której za nic w świecie nie możesz zgubić. Mimo że waży niewiele, to i tak cię to spowalnia. Ale nie poddajeszsię.

Co jakiś czas potykasz się o wystające z ziemi korzenie. Kilka razy upadasz, ale szybko się podnosisz. Nie możesz sobie pozwolić na odpoczynek. Jeszcze nie teraz. Mgła coraz bardziej gęstnieje, więc niejednokrotnie wpadasz na jakieś przeszkody. Gruba gałąź rozcina ci skórę na policzku i chwilę później czujesz ciepło spływającej krwi. Pospiesznie ocierasz ranę wierzchem dłoni, ale mimo to nie zwalniasz. To jest nieważne. Ból minie, a dla ciebie liczy się tylko cel i to, co jest przedtobą.

Biegniesz dalej i nagle dostrzegasz, że las się przerzedził. Już po chwili przed tobą pojawia się asfaltowa droga. Zatrzymujesz się. Łapczywie próbujesz zaczerpnąć powietrza, jednocześnie rozglądając sięwokoło.

I wtedy dostrzegasz wyłaniające się z mgły reflektory nadjeżdżającego samochodu. Widzisz, że zwalnia, a światła delikatnie rozpraszają mleczne opary i rzucają słabą poświatę na pobocze. Robisz krok w tył iczekasz.

Pojazd zwalnia, zjeżdża na bok i po chwili szyba w oknie od strony pasażera opuszcza się trochę. Widzisz zatroskaną i pełną napięcia twarz pięknej blondynki. Kobieta uśmiecha się nerwowo i proponuje pomoc. Jest gotowa wpuścić nieznajomego mężczyznę do swojego samochodu, a ty jesteś pewny, że nawet przez myśl jej nie przeszło, iż może to odmienić jej życie na zawsze. Zauważasz oznaki jej skrępowania, lecz uśmiech nieznajomego je rozwiewa. Chwilę potem oboje już są w aucie. Odjeżdżają.

I wtedy rozumiesz, że nie masz już wyjścia. Sytuacja się zmieniła, a los kobiety został właśnie przypieczętowany. Porzucasz więc dotychczasową linię działania i zaczynasz się zastanawiać nad kolejnymi posunięciami. Blondynka w samochodzie pokrzyżowała ci plany, ale bierzesz głęboki wdech i opanowujesz emocje. Nie martwisz się. Nadal masz wszystko pod kontrolą. Jesteś spokojny, bo wiesz, że tak naprawdę to niczego nie zmienia. A przynajmniej nie na dłuższą metę. Wystąpiła tylko drobna komplikacja, ale nie jest to dla ciebie duży problem. Wszystko można pokonać, tylko musisz pamiętać, aby cały czas mieć przed sobą swój cel, do którego zmierzasz, niezależnie od przeciwności. Szybko analizujesz sytuację, bierzesz pod uwagę możliwe scenariusze i układasz w głowie nowy scenariusz, którego będziesz się teraz kurczowotrzymać.

Samochód przyspiesza i dalej jedzie drogą prowadzącą na zachód. Mgła zagęszcza się z każdą chwilą, a ty zaczynasz dokładnie rozważać wszystko od nowa. Chwilę później mimowolnie się uśmiechasz, bo wiesz, że cokolwiek się wydarzy, ty nadal masz przewagę. Pod żadnym pozorem i niezależnie od sytuacji nie możesz dopuścić, aby stracić kontrolę nad wydarzeniami. Wtedy mogłoby się to naprawdę źle dla ciebieskończyć…

***

Lisa miała już dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Wyjechała z domu bardzo wcześnie, żeby zdążyć na spotkanie z wydawcą, z którym umówiła się na dzisiejszy poranek. Podróż zazwyczaj trwała nieco ponad dwie godziny, ale dziś musiała skorzystać z objazdu, bo na trasie zdarzył się jakiś wypadek. W radiu słyszała, że nic poważnego się nie stało, ale droga miała pozostać nieprzejezdna aż do południa. Ta nadplanowa godzina kosztowała ją sporo zdrowia, więc do siedziby wydawnictwa wparowałazdenerwowana.

Na szczęście wszystko przebiegło zgodnie z planem. Sporo czasu zajęło negocjowanie nowych warunków umowy, którą ostatecznie podpisała. Miała teraz dużo pracy, bo zgodnie z harmonogramem w ciągu najbliższych dwóch lat miała wydać co najmniej trzypowieści.

W trakcie powrotu do domu zatrzymała się na stacji benzynowej, żeby napić się kawy. Wiedziała, że nie powinna tego robić, bo potem znowu będzie miała problem z zaśnięciem. Z reguły nie spożywała kofeiny po szesnastej, ale dziś postanowiła zrobić wyjątek od reguły. Czekało ją jeszcze ładnych parę kilometrów za kółkiem, no i może popracuje trochę po powrocie, o ile Jeff nie będzie miał innych planów. Na myśl o mężu uśmiechnęła się lekko. Od jakiegoś czasu starali się o dziecko. Martwiła się tym, że nie może zajść w ciążę. Oboje zawsze chcieli mieć całą gromadkę, a fakt, że nie mogą począć pierwszego, kładł się cieniem na ich związku. Mimo że Jeff nigdy wprost tego nie powiedział, wiedziała, że mąż bardzo to przeżywa i traktuje jako osobistą porażkę. Po blisko siedmiu latach małżeństwa nadal byli dla siebie oparciem i kochali się tak samo mocno jak przed ślubem, lecz fakt, że oboje już skończyli trzydzieści pięć lat, tylko potęgował ich obawy, że nigdy nie doczekają siępotomka.

Lisa starała się zdusić w sobie wyrzuty sumienia z powodu wypicia podwójnej kawy, ale inaczej nie miałaby siły, żeby dojechać do domu. Po drodze nie było też żadnego hotelu, a nie uśmiechało się jej spać w aucie zaparkowanym gdzieś napoboczu.

Poza tym była jeszcze jedna ważna przyczyna: na zbliżający się weekend zapowiadano złe warunki pogodowe i w radiu odradzano podróżowaniasamochodem.

Lisie zostało do przejechania jakieś dwadzieścia mil, kiedy gęsta mgła zdecydowanie ograniczyła jej widoczność. Zwolniła i włączyła światła przeciwmgielne. Droga nie była zbyt uczęszczana, więc nie spodziewała się dużego natężenia ruchu. Zresztą już od dłuższego czasu nie minęła żadnegosamochodu.

Bardzo lubiła jeździć tątrasą.

Z dwóch stron otaczał ją las pełen zwierzyny. Nieraz na asfalt wyskakiwały z przydrożnych chaszczy sarny bądź dziki. Nic dziwnego, że okoliczni mieszkańcy zapuszczali się tu, by polować, więc czasami, gdy tędy przejeżdżała, słyszała huk wystrzałów. W dole, po prawej stronie, płynęła rzeka. Teraz oczywiście z powodu mgły nie było jej widać, lecz przy dobrej pogodzie widoki zapierały dech w piersiach. Lisa kochała przyrodę, dlatego cieszyła się, że zamieszkali z Jeffem wśród pól i lasów, z daleka od wielkich miast. Nie przeszkadzał jej nawet fakt, że w najbliższej okolicy nie mieli sąsiadów, a po zakupy musieli wyprawiać się do miasteczka oddalonego o dziesięć minut jazdysamochodem.

Teraz jednak wiele by dała, żeby znaleźć się w końcu w domu. Marzyła o ciepłej kąpieli i jakiejś dobrej kolacji. Nie zdradziła też jeszcze Jeffowi szczegółów spotkania w wydawnictwie. Czekała z tą informacją do wieczora, bo chciała zobaczyć jego minę, kiedy się dowie, że jej kariera pisarska nabieratempa.

Zaczęła w myślach układać sobie fabułę do kolejnej powieści, gdy nagle zauważyła przed sobą coś niepokojącego. Zwolniła i gdy zobaczyła, że na poboczu stoi jakiś mężczyzna, zatrzymała samochód. Opuściła szybę od strony pasażera i pochyliła się w jegokierunku.

– Pomóc panu? – spytała uprzejmie, na co mężczyzna podszedł bliżej i nachylił się do okna. – Mogę panapodwieźć.

Mężczyzna był mniej więcej w jej wieku. Okazał się przystojnym brunetem z ciemnymi oczami, miał odrobinę za długie włosy, które opadały na oczy, co najwyraźniej mu przeszkadzało, bo co chwila niecierpliwie odgarniał je ręką. Miał też mocny, niegolony już od wielu dni zarost, który bardzo go postarzał. Lisa zauważyła, że z jego ubrania kapie woda. Zdziwiło ją to, gdyż już od kilku dni nie padało w okolicy. Pomyślała, że zbyt pochopnie się zatrzymała. Zdaje się, że miała do czynienia z włóczęgą, bo na turystę nie wyglądał. Nie miał przy sobie nawet najmniejszej torby, w której każdy rozsądny człowiek zabiera rzeczy niezbędne w podróży. Trochę ją to zaniepokoiło, lecz gdy posłał jej uśmiech, momentalnie odgoniła złe przeczucia. Spojrzała mu prosto w oczy i zauważyła w nich pewien błysk. To nie są oczy złego człowieka, pomyślała.

– Z przyjemnością, jeśli to nie kłopot – odparł mężczyzna i wsiadł dosamochodu.

***

Jeff zaczynał się niepokoić. Właśnie skończył ostatnią w tym tygodniu lekcję. Odprowadził do stajni najmłodszą klacz, Montanę, i zaczął ją wycierać i czesać. Mimo iż nie musiał tego robić, bo zatrudniał kilkoro pracowników do prac związanych z obsługą szkółki jeździeckiej, której był właścicielem, to i tak lubił zajmować się swoimi końmi. Czuł z nimi więź i chciał, żeby one czuły tosamo.

Teraz natomiast próbował zająć czymś myśli, bo czekając na powrót Lisy, nie był w stanie wysiedzieć w domu. Niepokoiła go gęstniejąca z każdą chwilą ciemność i usłyszana w radiu prognoza pogody. Zaniepokoiły go ostrzeżenia dotyczące mgły i opadów, które miały się utrzymywać kolejne dwa dni. Miał nadzieję, że żona wróci bez problemów. Lisa nie była wybitnym kierowcą, więc za każdym razem, gdy udawała się sama w dłuższą podróż, Jeff chodziłspięty.

Mężczyzna starał się uspokoić sam siebie, mówiąc, że nie ma powodu do obaw. Droga, którą wybrała Lisa, zazwyczaj była pusta, więc jedyne, co mogłoby jej zagrażać, to warunki atmosferyczne. Przed wyjazdem z wydawnictwa zadzwoniła do niego, ale minęło już sporo czasu, a jej nadal nie było. Na pewno jedzie wolno, dlatego tyle to trwa, pocieszył się w myślach i westchnąłciężko.

– Jeff! – Nagle usłyszał za sobą wołanie, które wyrwało go z zamyślenia. – Kolacja będzie za półgodziny!

– Zaraz kończę – odparł. – Niedługoprzyjdę.

– Lisa teżbędzie?

– Tak – rzucił przez ramię i z niepokojem rysującym się na twarzy wrócił do czesaniaMontany.

Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszał warkot silnika zbliżającego się samochodu. Poklepał klacz po grzbiecie i z uczuciem ulgi wyszedł nazewnątrz.

Zmrużył oczy, próbując coś dostrzec, lecz mgła skutecznie mu to uniemożliwiała. Chwilę później biały jeep podjechał pod stajnię i pojawił się Roger, jego zaufany pracownik, który właśnie wrócił zmiasta.

– Udało ci się wszystko kupić? – zagadnął go, próbując zdusić w sobie narastający niepokój ożonę.

– Tak jest, szefie – odparł z uśmiechemmężczyzna.

Roger niedawno przekroczył trzydziestkę, więc różnica wieku między nimi była niewielka. Mimo to lubił się zgrywać i mówił do Jeffa per „szef”, bo wiedział, że jego pracodawca tego nie lubi. Już od pierwszych dni pracy w szkółce jeździeckiej Roger przypadł Jeffowi do gustu i szybko się zaprzyjaźnili. Jeff wiedział, że może polegać na Rogerze. Ufał mu i wiedział, że mógłby mu się zwierzyć naprawdę ze wszystkiego. Nie mieli przed sobątajemnic.

Roger pracował w ich posiadłości już od ponad pięciu lat i w domu dla pracowników zajmował największy pokój. Mimo bliskiej zażyłości z Jeffem i Lisą Armstrong nie mieszkał z nimi pod jednym dachem. Tuż po przeprowadzce do posiadłości małżonkowie zgodnie postanowili, że nikt obcy nie będzie się im pałętał po domu. Wszyscy, czy byli zatrudnieni na stałe, czy tylko na sezon, dostawali kwatery w stojącym tuż obok stajni dwupiętrowym budynku, w którym mieściła się kuchnia, dwie łazienki i osiempokoi.

– Ale pogoda się zrobiła – rzucił Roger i zaczął wypakowywaćzakupy.

– Daj, pomogę ci. – Jeff podszedł do niego i wyciągnął z bagażnika torbę z żywnością. – Sporotego.

– Wziąłem tylko to, co kazałeś. – Mężczyzna sięzaśmiał.

Kiedy wnieśli zakupy do domu dla pracowników, Jeff wyszedł na zewnątrz i z poważną miną spoglądał w stronębramy.

– Lisa jeszcze nie wróciła? – zapytał Roger, uważnie przyglądając sięszefowi.

Jeff pokręcił smutnogłową.

– Na pewno zaraz wróci – pocieszał go przyjaciel i poklepał szefa po ramieniu. – Pogoda jest do bani, więc pewnie jedziewolno.

– Mam nadzieję, bo powinna już dawno tubyć.

Stali tak jeszcze jakiś czas, po czym Jeff nagle uśmiechnął się ispytał:

– A jak tam uciebie?

– Sam nie wiem. – Roger wzruszył ramionami. – Julia całymi dniami się uczy – zawahał się – a przynajmniej takmówi.

Jeff obrzucił przyjaciela uważnymspojrzeniem.

– Co masz na myśli? – zapytał z niepokojem. – Myślisz, że kogoś tampoznała?

– Czasami mam takie wrażenie. – Roger włożył ręce do kieszeni spodni i oparł się o ścianę budynku. – Myślałem, że wpadnie w ten weekend, ale powiedziała, że w przyszłym tygodniu ma jakiś egzamin, więc… – urwał i utkwił wzrok w swoichbutach.

– Może tak jest rzeczywiście. – Jeff starał się go pocieszyć. – Wiesz, jak to jest. Studia nie są tanie, więc Julia musi się dobrze uczyć, żeby utrzymaćstypendium.

– Może itak…

– Daj spokój, stary! – Jeff szturchnął go po przyjacielsku. – Ona świata poza tobą nie widzi. Pozwól jej tylko w spokoju skończyć naukę, a potem się chajtniecie i zamieszkacietutaj.

Roger zaśmiał się, lecz jego oczy nadal pozostały smutne i zamyślone. Jeff wiedział, że przyjaciel już od jakiegoś czasu martwi się o związek.

Julia studiowała weterynarię i miała nadzieję, że w przyszłości będzie pracowała z końmi u Armstrongów. Praktycznie wychowała się w tym miejscu i czuła się tu jak w domu. Była córką kucharki, Sophie, która kilkanaście lat temu, po rozwodzie, przeprowadziła się do pobliskiegomiasteczka.

Gdy starsi państwo Armstrong szukali pomocy kuchennej, trafili na Sophie. Zatrudnili ją tu najpierw na sezon, a gdy okazało się, że i poza sezonem kucharka jest potrzebna, Sophie wraz z córką wprowadziła się na stałe do domu dlapracowników.

Po tragicznej śmierci rodziców posiadłość przejął ich jedyny syn, Jeff. Teraz nie wyobrażał sobie tego miejsca bez tej uroczej kobiety, która była dla niego prawie jak matka. Sophie zajęła się gotowaniem obiadów zarówno dla pracowników, jak i dla Jeffa i Lisy, a w sezonie, kiedy odbywały się tutaj kursy jeździeckie, przygotowywała posiłki także i dlauczniów.

Pięć lat temu, kiedy Roger zaczął tu pracować jako instruktor jeździectwa, poznał Julię i od razu wpadli sobie w oko. Połączyła ich pasja do koni i spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Zmieniło się to, kiedy dziewczyna wyjechała na studia. Od tego czasu Julia przyjeżdżała tylko na wakacje i przerwy świąteczne, co niestety odbiło się na ich relacji. Jednak Jeff wierzył, że związek na odległość w ich przypadku przetrwa. Bardzo lubił zarówno Rogera, jak i Julię, więc z całego serca życzył im jaknajlepiej.

– Rozmawiałeś z Sophie? – zapytał przyjaciela. – Może ona coś wie? W końcu na pewno rozmawia zcórką.

– Rozmawia, ale sam wiesz, jak to jest. Mają swoje tajemnice i na pewno nic mi by nie powiedziała. A poza tym wiesz, że tu byle co pierdnie i już nie można normalnie pogadać przez telefon – odparł Roger i westchnął. – Żeby normalnie do kogoś zadzwonić, trzeba pojechać domiasta.

– Takie są uroki życia na wsi. – Jeff się zaśmiał. – Izolacja totalna. Tylko natura, konie i my. Ale przyznaj, że jest w tym jakiśurok.

– Taa, może i masz rację – rzucił Roger i uśmiechnął się zdawkowo. – Co powiesz na piwko? – spytał, by zmienićtemat.

– Zaraz kolacja, więc…

– Przestań – przerwał przyjacielowi wesoło. – Jedno piwo przed jedzeniem jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A póki nie ma Lisy, to korzystaj chłopie, bo straszny pantoflarz się z ciebie ostatniozrobił.

Jeff uśmiechnął się i już po chwili obydwaj siedzieli na schodkach domu dla pracowników i popijali piwo prosto zbutelki.

Rozdział 2

Widziała, że co jakiś czas na nią zerka. Kiedy zauważyła, że jego wzrok zatrzymał się na jej udach, a następnie pobiegł w stronę kolan, niespokojnie poruszyła się w fotelu kierowcy i szybkim ruchem poprawiła spódniczkę. Wtedy kątem oka dostrzegła nieznaczny uśmiech na jego ustach. Sama starała się mu nie przyglądać, chociaż było to trudne zadanie. Coś w tym nieznajomym mężczyźnie ją przyciągało. Chrząknęła nerwowo ispytała:

– Więc, dokądzmierzasz?

– Nie mam konkretnego celu – odpowiedziałspokojnie.

– Czyli podróżujesz? Sam? – zdziwiła się. – Tak poprostu?

– Tak po prostu. Bez celu. – Wzruszyłramionami.

– Nie masz ze sobą żadnego bagażu… – Kobieta wymownie urwała i czekała na jegoodpowiedź.

– Miałem, ale straciłemwszystko.

– Straciłeś? Ktoś cięokradł?

– W pewnym sensie. – Mężczyzna uśmiechnął się, ale widząc ponaglające spojrzenie kobiety, dodał: – Wybrałem się na spływ kajakowy, tu na pobliskiej rzece, ale wpadłem na skały. Wraz z bagażem wylądowałem w wodzie, a kajak, cóż… cały połamany. Nie było cozbierać.

– Teraz rozumiem, dlaczego jesteś mokry. – Lisa zaśmiała sięcichutko.

– Próbowałem wydostać się z lasu, ale przez tę mgłę nic niewidziałem.

– To dlatego masz zadrapania na twarzy? – spytała trochę niepewnie i spojrzała na jego ręce. – I na dłoni. Przewróciłeśsię?

– Tak – odrzekł. – I nawet raz wpadłem na drzewo. Uderzyłem nosem, stąd ta krew. – Mężczyzna sięzaśmiał.

Lisa nie skomentowałatego.

Jakąś chwilę jechali w milczeniu, po czym nieznajomy odezwał sięniespodziewanie:

– Chciałbym dostać się do najbliższego miasta. Nie znam tej okolicy, jestem tu pierwszy raz, więc nie mam pojęcia, w którą stronę powinienem iść. – Zrobił krótką pauzę i dodał z uśmiechem: – Cieszę się, że trafiłem naciebie.

Lisa speszyła się, słysząc to wyznanie. Nie była pewna, jak powinna zareagować, więc zignorowała jego ostatniesłowa.

– To może być problematyczne – odparła.

– Dlaczego?

– Przez mgłę. Zbliża się załamanie pogody i ostrzegają, żeby nie wychodzić z domu przez caływeekend.

Mężczyzna pokiwał głową i zamyślił się, utkwiwszy wzrok w szybie przedsobą.

Lisa spojrzała na niego i stwierdziła, że jest bardzo przystojny. Coś ją w nim pociągało i, mimo że zupełnie go nie znała, pomyślała, że może muzaufać.

– Możesz zatrzymać się w moim siedlisku i tam przeczekać najgorsze. Dam ci pokój, jedzenie – uśmiechnęła się – i jakieś zajęcie. A potem odwiozę cię do miasta – powiedziała, sama się sobie dziwiąc, że wyszła z taką propozycją. Nie wiedziała, jak zareaguje Jeff na tę wiadomość, ale postanowiła zaryzykować i pomóc nieznajomemu. Nie mogła przecież zostawić go na pastwę losu w taką pogodę, na dodatek gdzieś w nieznanym mumiejscu.

– Dziękuję, że chcesz mi pomóc, ale co na to twój mąż? – spytał, a Lisa spojrzała w jego stronę. Zauważyła, że przygląda się jejobrączce.

– Mój mąż to zrozumie – rzuciła wymijająco. – Na moim miejscu też by cipomógł.

– Skoro więc spędzimy ze sobą kilka dni – powiedział mężczyzna z widoczną radością w głosie – to może powiesz mi, jak sięnazywasz?

– Lisa. Lisa Armstrong. A mój mąż to Jeff – dodałauzupełniająco.

– Miło mi cię poznać, Liso. Jestem Ethan Walker. – Kobieta kiwnęła głową, lecz nic nie odpowiedziała. Po chwili mężczyzna powiedział: – Może opowiesz mi coś o sobie? Wiem już, że masz męża, ale co dalej? Dzieci? Praca?

– Nie mamy dzieci, a jeżeli chodzi o pracę, to jestempisarką.

– Naprawdę? – Ethan wyraźnie się zaciekawił. – Copiszesz?

– Piszę książki dla kobiet. O życiu, o marzeniach, o problemach, głównie powieści obyczajowe i romanse. Ale czasami zdarza mi się też pisaćwiersze.

– Mam nadzieję, że pokażesz mi któryś – powiedział zuśmiechem.

– Jeśli nadarzy się okazja, to czemu nie – odparła, lekko się rumieniąc. – A ty czym sięzajmujesz?

– Aktualnie zaczynam wszystko od nowa – rzucił tajemniczo, na co Lisa obdarzyła go zaciekawionymspojrzeniem.

– A co robiłeś wcześniej? – dopytywała.

– Prowadziłemfirmę.

– Jaką?

– Kupowałem stare samochody, potem je naprawiałem, odnawiałem i sprzedawałem – odparłzdawkowo.

– I co sięstało?

– Konkurencja. – Wzruszył ramionami. – Ludzie zaczęli kupować samochody prosto z salonu, a do komisów, takich jak mój, przychodziło coraz mniej osób. W pewnym momencie stwierdziłem, że biznes jest już nieopłacalny. – Westchnął. – Tak więc stałem się wolnym i niezależnym człowiekiem na nowo poszukującym sensu życia. – Uśmiechnął sięsmutno.

Lisa odwzajemniła uśmiech i skupiła się na drodze. Widoczność była tragiczna, więc jeszcze bardziej zwolniła. Jechali kilka minut w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach, gdy nagle Ethanspytał:

– A twój mąż czym sięzajmuje?

– Jeff prowadzi szkółkęjeździecką.

– Macie własne konie? – Ethan bardzo się terazożywił.

– Tak. Dwa ogiery i osiem klaczy, a ostatnio urodziły się dwaźrebaki.

– Super! I sam się tym wszystkimzajmuje?

– Nie, sam nie dałby rady. Zatrudniamy kilku pomocników. Niektórzy są u nas na stałe, inni tylko na sezon. Zostały jeszcze dwa tygodnie do sezonu, więc niedługo zaczną sięzjeżdżać.

– To macie pewnie sporo roboty. I pewnie sporo ludzi przewija się po waszymsiedlisku.

– Tak, to prawda. Czasami naprawdę marzę o chwilach samotności. Bardzo lubię ludzi, a z pracownikami stanowimy jedną wielką rodzinę. Ale żyjąc wśród takiego gwaru, ciężko jest o wenę. – Zaśmiała się. – Zdarza się, że uciekam do lasu, żeby pozbierać myśli. Dopiero wtedy wracam do domu, zamykam się w pokoju ipiszę.

– Niesamowite – rzucił Ethan i utkwił w niej spojrzenie inteligentnych, brązowych oczu. – Jesteś wyjątkową kobietą, Liso.

Spojrzała na niego, lecz speszona szybko odwróciła wzrok. Widocznie Ethan zrozumiał, że nie powinien mówić jej takich komplementów, bo chrząknął i powrócił do poprzedniegotematu.

– Więc oprócz ciebie i twojego męża kto jeszcze mieszka z wami na stałe? – spytał.

– Sophie, którą traktujemy jak matkę – odparła i uśmiechnęła się lekko. – Jest kucharką, ale ma tak silną osobowość, że czasami myślę, że to ona tam rządzi. Jest z nami od dawna i nie wyobrażam sobie tego domu bezniej.

Ethan przyglądał się swojej towarzyszce. Sposób, w jaki opisała mu Sophie, nie budził wątpliwości co do temperamentu kucharki. Już teraz potrafił sobie wyobrazić, jak starsza kobieta rozstawia wszystkich po kątach i przydziela zadania do wykonania reszciedomowników.

Na samą myśl o tym uśmiechnął się podnosem.

– Jest też Roger – kontynuowała Lisa. – Roger to nasz przyjaciel. Bardzo nam oddany i Jeff ceni sobie jego zdanie. Poza sezonem pomaga w oporządzaniu koni, a w sezonie prowadzi lekcje nauki jazdy, podobnie jak mójmąż.

Lisa spojrzała na Ethana i dostrzegła, że słucha jej w skupieniu. Sprawiał wrażenie, jakby starał się zapamiętać wszystkie informacje, które mu przekazuje. Gdy nie skomentował w żaden sposób jej wypowiedzi, ciągnęładalej.

– Na stałe mieszkają z nami jeszcze Anthony i Craig. Obydwaj zajmują się ujeżdżaniem koni i razem z Jeffem obsługują wyścigi konne i pokazy – powiedziała zwięźle Lisa. – Dżokejem jestAnthony.

– Żartujesz? – Oczy Ethana aż błysnęły z wrażenia. – Co ja bym dał, żeby móc żyć tak jakwy.

Lisa uważnie przyjrzała się mężczyźnie i podjęła spontanicznądecyzję.

Bez chwili wahania palnęła prosto zmostu:

– Więc zostań z nami – powiedziała i uśmiechnęła się, widząc zaskoczenie malujące się na jego twarzy. – Wiem, że to szalony pomysł, ale w sezonie zawsze jest dużo roboty. A chętnych brakuje, więc każdy pracuje jak zadwóch.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Liso…

– Spróbuj. Zostań jakiś czas na próbę. Jeżeli ci się spodoba takie życie, to zostaniesz na stałe – powiedziała wesoło. – A jeśli stwierdzisz, że to nie dla ciebie – wzruszyła ramionami – to trudno. Wtedyodejdziesz.

– No, nie wiem… – Ethan nadal sięwahał.

– Daj sobie szansę – powiedziała z nadzieją w głosie. – Przynajmniej jeden sezon. To tylko kilka miesięcy, chyba świat nie zmieni się w tym czasie tak bardzo. – Uśmiechnęła się promiennie. – Jeszcze zdążysz gozwiedzić.

Ethan uśmiechnął się do niej szeroko. Lisa bardzo mu się spodobała. Była wesołą, żywiołową i piękną kobietą. Gdyby poznał ją w innych okolicznościach, to doskonale wiedziałby, co zrobić, żeby ją zdobyć. Ale nie teraz. Teraz musiał się pilnować. Nie chciał z nikim zadzierać i nie w głowie mu było robienie sobie nowych wrogów. Tych miał już wystarczająco dużo. A świat, który na niego czekał, musiał wykazać się cierpliwością. Jego cel był coraz bliżej, ale uznał, że tych kilka miesięcy nie ma większego znaczenia. Wręcz przeciwnie – miał nadzieję, że sytuacja się ustabilizuje i po sezonie będzie mógł już działać swobodniej. Może spędzenie jakiegoś czasu na tym odludziu nie będzie wcale takie złe? Może właśnie to, że spotkał teraz tę kobietę, było wygranym losem na loterii? To przeznaczenie czy szansa, którą powinien wykorzystać? A jeśli mu się spodoba, to zostanie tam dłużej niż tylko na sezon? Może zostanie na cały rok albo na kilka lat. Albo już nazawsze?

– Dobrze, zostanę na cały sezon. W końcu jak mógłbym odmówić takiej kobiecie – odparł i oboje sięzaśmiali.

***

– Kolacja już na stole! – krzyknęła Sophie, wystawiając głowę przezdrzwi.

– Już idę – odparłJeff.

Wziął ostatni łyk piwa i wstał. W tym właśnie momencie przez mgłę przebiła się słaba poświata reflektorów samochodu i po chwili pod dom zajechał czerwony pickup. Jeff usłyszał, że gaśnie silnik i otwierają się drzwi. A po chwili jeszczejedne.

Zaniepokojony spojrzał na Rogera, który teraz także podniósł się ze schodka, na którym siedzieli. Nie spodziewali się gości, więc żaden z nich nie miał pojęcia, z kim Lisaprzyjechała.

– To nasz dom, a tam po prawej jest dom dla pracowników, a obok stajnia. – Mężczyźni słyszeli wesoły głos Lisy. – Zaraz pokażę ci, gdzie możesz zamieszkać, a jutro oprowadzę cię po siedlisku iokolicy.

Usłyszeli jakiś męski głos, a potem śmiech. Jeff nie zrozumiał odpowiedzi nieznajomego, lecz był pewny, że to ktoś obcy. Towarzyszem Lisy nie mógł więc być żaden znajomy, a fakt, że Lisa wspomniała o miejscu do zamieszkania, wzbudził w nim niepokój. Poczuł przypływ gniewu i złości na żonę, że bez uzgodnienia przywiozła do domu jakiegośfaceta.

Szybkim krokiem ruszył w stronę pickupa, a Roger natychmiast podążył tuż za nim. Widocznie jego przyjaciel też wyczuł w tej sytuacji cośdziwnego.

– O, Jeff, kochanie, przez tę mgłę nie zauważyłam, że tu jesteś – rzuciła Lisa radośnie i podeszła do niego. Pocałowała go w policzek, ale już po chwili odsunęła się i gestem wskazała mężczyznę stojącego przy aucie. – To jest Ethan. Zostanie z nami nasezon.

Jeff aż zaniemówił, słysząc ostatniezdanie.

Czy ona zwariowała?, pomyślał i zmierzył nieznajomego ostrym wzrokiem. Przyprowadziła do domu jakiegoś obdartusa i tak po prostu mówi, że z nami zamieszka?! Czuł rosnącą w nim złość, lecz zdusił w sobie to uczucie i podszedł do mężczyzny. Wbrew sobie wyciągnął rękę irzucił:

– JeffArmstrong.

– Ethan Walker – odpowiedział mężczyzna i uścisnęli sobie dłonie. Jeff zauważył, że facet ma mocny i pewny siebieuścisk.

– Roger Perkins. – Przyjaciel podszedł do przybysza, który skinął głową i także uścisnął murękę.

– Super – rzuciła Lisa i zwróciła się do Rogera. – Skoro już się poznaliście, to może pokażesz Ethanowidom?

– Dom? – zapytał zaskoczony mężczyzna i dodał: – Chyba miałaś na myślistajnię.

Perkins uśmiechnął się ironicznie, na co Jeff parsknął śmiechem. Lisa obdarzyła ich karcącym spojrzeniem, z kolei Ethan nic sobie z tego nie robił. Ani trochę nie wyglądał naurażonego.

– Nie, Roger – powiedziała przez zęby Lisa. – Ethan zostanie z nami przynajmniej na trzy miesiące, a ty masz mu pokazać, czym będzie się zajmował. Aha – dodała po chwili zastanowienia – zamieszka wczwórce.

Lisa odwróciła się do Ethana i posłała mu promienny uśmiech. Nachyliła się do niego i powiedziała:

– To najlepszy pokój w domu.

Jeff, widząc tę poufałość, aż zagotował się w środku. Złapał Rogera za ramię, odsunął się z nim na bok, tak aby Lisa nie słyszała, o czym mówią, i rzuciłszeptem:

– Nie podoba mi się to wszystko… Miej na niego oko i mów mi o wszystkim, corobi.

– Jasne – odparłRoger.

– Zrób wszystko, żeby uprzykrzyć mu życie. Ma się stąd wynieść jaknajszybciej.

– Z przyjemnością, szefie.

– Lisa, skarbie – powiedział już głośniej Jeff. – Kolacjaczeka.

– Wspaniale, bo umieram z głodu – ucieszyła siękobieta.

Ruszyli w stronę domu, zostawiając Ethana z Rogerem. Nagle Lisa się zatrzymała i odwróciła w ichstronę.

– Roger, zaopiekuj się naszym gościem – powiedziała. – Chcę, żeby poczuł się tu jak w domu. Ethan – zwróciła się do nieznajomego – rozgość się, a ja poproszę Sophie, żeby przygotowała cikolację.

Po tych słowach wzburzony Jeff złapał żonę za rękę i pociągnął do drzwi. Weszli do środka i w milczeniu zasiedli do stołu. Jeff podjął temat nieznajomego mężczyzny dopiero, kiedy Sophie poszła do siebie i został w domu sam zżoną.

– Co ci przyszło do głowy? – wyrzucił z siebie. – Zabierasz jakiegoś włóczęgę i przywozisz go tutaj?! Nic o nim nie wiesz! Przecież on może być niebezpieczny! Może być złodziejem albomordercą!

– Uspokój się, Jeff – powiedziała spokojnie Lisa. – Zobaczyłam go przy drodze. Potrzebował pomocy. Nie mogłam go tak zostawić. W taką pogodę mógłby nie przeżyć. Przecież widzisz, że jestwycieńczony.

– I postanowiłaś ryzykować własnym życiem dla jakiegoś… obdartusa! – Prychnąłgniewnie.

– Przesadzasz. On nie jestzły.

– A skąd możesz to wiedzieć?! – Jeff już prawie krzyczał. – Mógł cię zabić! Wywieźć gdzieś dolasu…

– Ale tego nie zrobił! – Teraz już Lisie udzieliła się jego złość. – Nie dotknął mnie i nawet nie próbował nic zrobić! Chciał tylko dostać się domiasta.

– A ty przywiozłaś go tutaj – rzucił Jeff i pokręcił z niedowierzaniemgłową.

– A co miałam zrobić? Dalej jechać do miasta w taką pogodę? Przez tę mgłę nic nie widać! To cud, że w ogóle udało mi się bezpiecznie dotrzeć dodomu!

Jeff wziął głęboki wdech, próbując opanowaćnerwy.

– Co o nim wiesz? Co ci opowiedział? I co w ogóle robił sam w środku lasu? – spytał, starając się zachowaćspokój.

– Prowadził komis samochodowy. Kupował stare auta, które naprawiał i potem sprzedawał. Ale jak przestało to przynosić zyski, to zamknął firmę. – Kobieta wzruszyła ramionami. Starała się przedstawić jak najbardziej rzeczowo to, czego dowiedziała się od Ethana. – Postanowił zacząć życie od nowa i wybrał się na spływkajakowy.

– Spływ kajakowy? – Prychnął ironicznie Jeff. – I ty mu w touwierzyłaś?

– A dlaczego miałabym nie wierzyć? Był cały mokry, kiedy go spotkałam. Wpadł do rzeki i udało mu się dopłynąć dobrzegu.

– A co zkajakiem?

– Roztrzaskał się o skały – odparła Lisa i widząc sceptycyzm w spojrzeniu męża dodała: – Przecież dobrze wiesz, że w rzece, tu w naszej okolicy, jest dużo skał. Jest niebezpieczna, a zwłaszcza w taką pogodę. Nic dziwnego, że przydarzył mu się ten wypadek. Dobrze, że udało mu się przeżyć. Wygląda koszmarnie i jest cały podrapany, to prawda, ale to dobry człowiek. Jestem tego pewna. Widziałam to w jego oczach. Nie jest niebezpieczny. A my mamy obowiązek mupomóc.

Jeff przyglądał się żonie w milczeniu. Nie lubił się z nią kłócić, lecz ta sytuacja wyprowadziła go z równowagi. Nie ufał temu człowiekowi, który zjawił się nie wiadomo skąd. Wiedział jednak, że gdyby go teraz wyrzucił, Lisa by mu tego nie wybaczyła. Postanowił więc, że pozwoli mu zostać, ale jednocześnie nie zamierzał spuszczać z niego oka. Gdy tylko skończy się ta paskudna pogoda, to pojedzie do Trevora, swojego przyjaciela, który jest szeryfem w mieście, i poprosi go o pomoc. Może jemu uda się sprawdzić, kim tak naprawdę jestprzybysz.

– Kochanie? – Usłyszał głos żony, który wyrwał go zzamyślenia.

– Tak?

– Jesteś nieobecny. – Uśmiechnęła się ciepło. – Nie martw się, jestem pewna, że Ethan to porządny facet. Pozwól mu tu zostać, a sam się o tym przekonasz. Poza tym wiesz przecież, że brakuje nam rąk do pracy. Przydziel mu jakieś zadania, a zobaczysz, że niepotrzebnie się tymzamartwiasz.

– Dobrze, skoro jest to dla ciebie takie ważne – odparł łagodnie Jeff. – Jutro pokażę mu wszystko. Będzie pracował wstajni.

– Kocham cię, wiesz? – powiedziała Lisa z uśmiechem i położyła rękę na jegodłoni.

– Ja też cię kocham, chociaż czasami za bardzo mnie zaskakujesz – odrzekł Jeff i oboje sięzaśmiali.

– Posłuchaj tylko, co mam ci do powiedzenia, a wszystko mi wybaczysz – rzuciła Lisa i zaczęła opowiadać o spotkaniu w wydawnictwie i nowych powieściach, które ma zamiar napisać w najbliższymczasie.

***

Ethan wszedł do domu przeznaczonego dla pracowników. Z zewnątrz nie wyglądał na zbyt przestronny, lecz w środku było naprawdę sporo miejsca. Pomyślał, że chętnie zostałby tu na dłużej, tylko że to mogłoby okazać się problematyczne. Zauważył, że Roger cały czas uważnie mu się przygląda. Przypuszczał, że otrzymał od pracodawcy zadanie, by go pilnować na każdym kroku. Musiał więc uważać na to, co robi. Jeff go nie polubił, od razu to zauważył. A skoro Roger był jego przyjacielem, więc Ethan podejrzewał, że pobyt na tym zadupiu nie okaże się tak sielankowy, jak zakładał. Ale musiał się tu zamelinować, przynajmniej na jakiś czas. Posiadłość Armstrongów była oddalona od miasta i jakichkolwiek innych zabudowań, dlatego uznał, że tu przeczeka najgorsze chwile. Spotkanie Lisy mogło więc okazać się dla niegozbawienne.

Po krótkim zapoznaniu z topografią domu, Roger wskazał mu pokój numer cztery, ten, w którym Ethan miał zamieszkać. Zanim jednak wszedł do środka, przewodnik zastąpił mudrogę.

– Kim jesteś? Czego tu szukasz? – warknął.

– Już mówiłem – odparł ze spokojem Walker. – Próbowałem dostać się do miasta. Wtedy Lisa mnie zauważyła i zaproponowałapracę.

– Nie wierzę w ani jedno twoje słowo – rzuciłPerkins.

– To już twójproblem.

Ethan dostrzegł, że twarz Rogera wykrzywia grymas złości. Widział, że zaraz rzuci się na niego, a ostatnie, czego potrzebował, tobójka.

– Słuchaj, nie szukam kłopotów – powiedział, robiąc krok w tył. – Jestem zmęczony i chciałbym się tylko wykąpać i porządniewyspać.

– Widziałem, jak patrzysz na Lisę – rzucił gniewnie Perkins, zmieniając nagle temat. Podszedł do Ethana i dźgnął go palcem w pierś, popychając lekko. – Nie mam pojęcia, jak ją przekonałeś, żeby ci zaufała, ale jeżeli zbliżysz się do niej, to cię zabiję. Rozumiesz?

– Nie mamzamiaru…

– Tylko ją dotkniesz, a cię zabiję – powtórzył groźnie Roger i pospiesznie wyszedł nazewnątrz.

Ethan wypuścił głośno powietrze i wszedł do pokoju. Zamknął za sobą drzwi na klucz, który tkwił w zamku i zapalił światło. Rozejrzałsię.

Pomieszczenie było urządzone skromnie, aczkolwiek ze smakiem. Jasne ściany zostały niedawno odmalowane. Znajdowały się tu szafa, komoda, stolik i łóżko. Typowewyposażenie.

Podszedł do okna, z którego roztaczał się widok na wjazd na podwórko. Nie był pewny, co znajduje się dalej, gdyż mgła opadła już tak nisko, że ledwo dostrzegał zarys stajni stojącej tużobok.

Zdjął z siebie brudne i mokre ubrania, po czym sięgnął do kieszeni spodni. Wyjął z nich dwie niewielkie paczuszki, zajrzał do środka, sprawdzając, czy nic nie uległo zniszczeniu i ostrożnie je wygładził, aby były jak najbardziej płaskie. Klęknął i wsunął je pomiędzy materac a stelaż łóżka, najgłębiej, jak tylko dał radę sięgnąć. Wstał, rozejrzał się jeszcze raz, szukając lepszej kryjówki, lecz uznał, że ta na razie powinna wystarczyć. Rzucił się na łóżko i z radością stwierdził, że materac jest bardzo wygodny. Założył ręce za głowę i wlepił wzrok w sufit. Czekając, aż Sophie przyniesie mu coś do jedzenia, oddał się rozmyślaniom na temat miejsca, w którym się znalazł i osób, które tu mieszkają. Jakie to życie bywa nieprzewidywalne, pomyślał i mimowolnie uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie nieoczekiwanego spotkaniaLisy.

***

Jesteś w nowym miejscu, ale nie wiesz dokładnie gdzie. Nie wiesz, co cię tu czeka, nie wiesz, kogo spotkasz i nie wiesz jeszcze, co będziesz musiał zrobić. Nie chcesz krzywdzić niewinnych osób, lecz nie wykluczasz takiej możliwości. Jeżeli coś zacznie cię niepokoić, bez wahania wyeliminujesz zagrożenie. Zdajesz sobie sprawę, że to zrobisz, bo wiesz, że jesteś zdolny do wszystkiego. W obliczu niebezpieczeństwa każdy się broni, jak tylko może. Tak naprawdę człowiek jest zdolny do czynów, które w zwykłym życiu napawałyby go lękiem bądź nawet obrzydzeniem. Wszystko zależy od sytuacji, w jakiej się znajdziesz. Każdy może zmienić się w oprawcę. Ale ty to doskonale wiesz. Ty już nim jesteś, bo wcześniej dopuściłeś się takich czynów. To, że nikt cię o nic nie podejrzewał, nie oznacza, że masz czyste sumienie. Nie ma ludzi niewinnych, a ty nie jesteś wyjątkiem. Po prostu poszedłeś o ten jeden krok dalej niż zdecydowana większość. Przekroczyłeś granicę, do której zwykli ludzie nawet się nie zbliżają. Chyba że zmuszą ich do tegookoliczności…

Na razie najważniejsze jest tylko, by nie wzbudzać zainteresowania. Nie potrzebujesz problemów, nie chcesz narobić sobie wrogów. Siedzisz w spokoju, nie rzucając się w oczy. Odczekasz jakiś czas i wtedy podejmiesz decyzję, kiedy zacząć działać. Bierzesz pod uwagę wszelkie scenariusze i będziesz je dostosowywał w zależności od rozwoju wydarzeń. Ale na razie czekasz iobserwujesz.

Izolacja nie jest taka zła, jak się większości ludziom wydaje. Daje czas do namysłu, do opracowania optymalnego sposobu działania. A jednocześnie pozwala się skupić na podstawowych potrzebach. W tym przypadku po prostu naprzetrwaniu.

Rozdział 3

Rano obudziło go pukanie. Podniósł się z łóżka i ziewając, otworzył drzwi. W progu z surową miną stał Roger. Ethan zauważył, że przez dłuższą chwilę mężczyzna przyglądał się tatuażowi, który miał na piersi, lecz nie skomentował tegowidoku.

– Trzymaj – powiedział bez zbędnych wstępów i podał muzawiniątko.

– Co to jest? – spytał jeszcze rozespany Ethan. Miał wrażenie, że jest naprawdę bardzowcześnie.

– Stare ciuchy Jeffa. Pomyślał, że przyda ci się jakieś ubranie, bo tamto – wskazał głową wnętrze pokoju, gdzie na krześle wisiały jego rzeczy – nie nadaje się doniczego.

– Jeff tak pomyślał? – spytał Walker, lekko się uśmiechając. Był pewny, że na ten pomysł wpadłaLisa.

– Ubierz się i przyjdź na śniadanie – odparł cierpko Roger, ignorując tę wypowiedź. – A potem pokażę ci, gdzie jest twojemiejsce.

Przy ostatnich słowach po twarzy Rogera przebiegł cień uśmiechu, więc Ethan zaczął podejrzewać, że czeka go ciężki dzień. Spodziewał się, że dostanie najgorszą robotę zewszystkich.

Nie próbując nawet dopytywać, co takiego dla niego wymyślił, bez słowa cofnął się do pokoju i zamknął za sobą drzwi, tuż przed nosemPerkinsa.

Chwilę później wszedł do kuchni, gdzie przy stole siedziało trzech mężczyzn. Jednym z nich był Roger, a dwóch pozostałych jeszcze nie miał okazji poznać. Domyślił się, że to pozostali dwaj pracownicy. I nie mylił się, gdyż od razu, jak tylko zasiadł do stołu, obydwaj mu sięprzedstawili.

Craig Rooney był wysportowanym i wysokim mężczyzną, z niezwykle ciemnymi włosami i piwnymi oczami, na oko dobiegającym czterdziestki. Przez wąskie usta i lekko zadarty nos sprawiał wrażenie osoby pewnej siebie, ale też zarozumiałej. Ethan uznał, iż jego wygląd nie wzbudza w nim za grosz zaufania. Z kolei drugi z nich, Anthony Beal, był zupełnym przeciwieństwem kolegi. Szczupły i niezbyt wysoki, niespełna trzydziestoletni mężczyzna, nie wydawał się groźny czy jakkolwiek niebezpieczny. Wręcz przeciwnie. Miał bladą cerę, lekko rudawe włosy i piegi, które pokrywały większość delikatnego nosa. Jasne oczy, wydatne usta i łagodne rysy twarzy nadawały mu chłopięcego wyglądu.

Ethan spostrzegł, że w trakcie śniadania każdy z nich uważnie mu się przyglądał. Denerwowało go to, lecz starał się nie okazywać zniecierpliwienia i poirytowania. Nie chciał bowiem dawać im powodu do podejrzeń, że ma coś doukrycia.

Gdy skończyli jeść, Roger i Craig oznajmili, że poczekają na niego przed wejściem. Ethan dokończył posiłek i wyszedł. Anthony gdzieś zniknął, za to tamci dwaj palili papierosy i rozmawiali o czymś ściszonymi głosami. Kiedy tylko go zauważyli, od razu przerwali rozmowę i Craig odszedł w stronę stajni. Perkins natomiast rzucił peta i zgasił go podeszwą. Skinął naEthana.

– Gotowy?

– Tak – odparł i ruszyli w kierunkustajni.

– Na początku pokażę ci, gdzie będzieszpracować.

– Ty? – zdziwił się Walker, a gdy spostrzegł, że Roger rzucił mu pytające spojrzenie, dodał: – Lisa mówiła, że mnie oprowadzi, więcmyślałem…

– To źle myślałeś! – wszedł mu w słowo mężczyzna i zatrzymał się. – Dobrze ci radzę, Ethan – jego imię wypowiedział z pogardą i splunął mu pod nogi – odwal się od Lisy. Przestań o niej mówić, nie myśl o niej i nawet na nią nie patrz. Bo inaczej – urwał na moment i zbliżył się do niego – popamiętasz mnie. A wiedz, że ja tu mogę naprawdędużo.

Skończywszy mówić, ruszył żwawym krokiem, ale widząc, że Walker nie idzie za nim, zawołał przezramię:

– Rusz się! Nie mam zamiaru niańczyć cię całydzień!

Ethan szybko się z nim zrównał i chwilę potem minęlistajnię.

– Nie pokażesz mi koni? – zdziwił się nowy pracownik. – Chciałbym zobaczyć jak wygląda wśrodku…

– Gówno mnie obchodzi, co byś chciał – syknął Perkins, nie zwalniając kroku. – Idziesz tam, gdzie ci każę. I będziesz robił to, co cikażę.

– Ty czy Jeff? – spytał z krnąbrnym uśmieszkiem, który sprawił, że Roger poczułzłość.

– Na jedno wychodzi – odparł i ponownie się zatrzymał. – Zapamiętaj sobie jedno. Nie wiem, kim jesteś ani kim byłeś wcześniej. Ale w tym miejscu jesteś nikim. I niech ci nawet do głowy nie przyjdzie, żeby kwestionować moje polecenia. Jesteś tu tylko i wyłącznie od wykonywania moich rozkazów, bo tak się składa, że to ja tu za ciebieodpowiadam.

Znowu zaczęli iść szybkim krokiem i już po chwili znaleźli się na tyłachstajni.

Przed nimi rozpościerało się duże pole, którego końca z powodu mgły nie można byłodostrzec.

– Tu masz łopatę i taczkę. – Perkins wskazał ręką narzędzia oparte o ścianę budynku. – Teraz pójdziesz na to pole i pozbierasz całe łajno, które się tam znajduje. A niedługo tu wrócę i sprawdzę – uśmiechnął się – czy to zajęcie cię nie przerosło. I lepiej mnie nie rozczaruj, bo tegopożałujesz.

Walker westchnął z rezygnacją i sięgnął po łopatę. Wrzucił ją do taczki i ruszył w stronę pola. Rozejrzał się i z rozpaczą stwierdził, że zapowiada się dla niego naprawdę długi dzień. Od razu zabrał się do pracy. Co jakiś czas zerkał w stronę stajni. Widział, że Roger przygląda mu się uważnie. Potem podszedł do niego Craig, a następnie Jeff. Wymienili parę zdań, po czym wszyscy trzej parsknęli śmiechem i sięrozeszli.

Ethan nie miał złudzeń, że był tematem ich rozmowy. Nie został tu mile przyjęty i nikt, z wyjątkiem Lisy, nie miał zamiaru ułatwiać mużycia.

Jeff, Roger, a teraz także i Craig nie lubili go. Anthony zdawał się być obojętny, ale podejrzewał, że niedługo i on dołączy do pozostałych. On nie zamierzał się jednak poddawać. Przez ostatnie trzy lata przywykł do takiego traktowania. Wierzył, że na wolności to się zmieni i będzie mógł prowadzić godne życie. Teraz jednak przypuszczał, że to płonna nadzieja. Widocznie jest w nim coś takiego, co przyciąga kłopoty. Zawsze tak miał, mimo że próbował z tym walczyć. Zwykle bezskutecznie. Każda próba kroczenia dobrą drogą prowadziła go na samo dno. Ethan przypuszczał, że i tym razem może się zdarzyć podobnie. Ale pomimo to, pomimo chęci wycofania się i mimo iż czuł w sobie coraz większą złość na tych trzech nieprzychylnych mu mężczyzn, zagryzł zęby i skupił się napracy.

***

– Cześć, Sophie – przywitała kucharkę Lisa, wchodząc do kuchni naśniadanie.

– Dzień dobry, kochanie – odparła z uśmiechem kobieta. – Długo dziś spałaś. Jak się czujesz? Wyspałaśsię?

– O tak, już dawno tak dobrze nie spałam – odpowiedziała i jakby na potwierdzenie tych słów przeciągnęła się, na co Sophie się zaśmiała. – Ale widzę, że dzisiaj też mamy kiepską pogodę – dodała, podchodząc do okna. – Co onrobi?

Sophie spojrzała na nią pytająco i wyjrzała przezokno.

– Tennowy?

– Tak… Nazywa sięEthan.

– Roger kazał mu zbierać łajno z pola – wyjaśniła kucharka, jakby to była najbardziej oczywista rzecz podsłońcem.

– W takąpogodę?

– Cóż poradzić, jak mus to mus. – Sophie obdarzyła ją słabym uśmiechem. – Usiądź. Powinnaś cośzjeść.

Młoda kobieta usiadła, ale wyraźnie zmarkotniała. Postanowiła porozmawiać z Rogerem na tematEthana.

– Nie powinien posyłać go dzisiaj na pole. To nie ucieknie, a on mógłby się zająć czymś w stajni. Tam na pewno coś by się znalazło do roboty, szczególnie że teraz chłopaki trenująkonie.

Sophie postawiła przed szefową talerz z kanapkami, usiadła na wprost niej i utkwiła w niej zaniepokojonespojrzenie.

– Liso, kochanie – zaczęła mówić swoim matczynym, pełnym troski głosem. – Dlaczego tak się przejmujesz tym facetem? Przecież nie znasz go, nic o nim niewiesz.

– Bo uważam, że potrzebuje pomocy – odparła kobieta, wgryzając się w kanapkę z szynką iserem.

– Nie wydaje ci się, że jest on jakiś taki… – kucharka zamyśliła się – sama nie wiem. Mam wrażenie, że cośukrywa.

– Każdy coś ukrywa, Sophie. To ludzkarzecz.

– W tym przypadku chodzi o coś innego. Mam złeprzeczucia.

– Co masz na myśli? – zapytała Lisa, przełykając kolejny kęskanapki.

– Nie wiem, kochanie, nie wiem – rzuciła smutno Sophie i pokręciła głową. – Ale w moich starych kościach czuję, że ten mężczyzna sprowadzi na naskłopoty.

Po tych słowach ponownie pokręciła głową i wstała. Podeszła do zlewu, aby pozmywaćnaczynia.

Lisa przyglądała się jej z uwagą i zaczęła się zastanawiać, czy nie oceniła tego nieznajomego mężczyzny zbyt pochopnie. A co, jeśli oni wszyscy mają rację i popełniła wielki błąd, sprowadzając obcego do jej bezpiecznegodomu?

Potrząsnęła głową, odganiając od siebie czarne myśli. Teraz musiała skupić się na powieści, którą już powinna zacząć pisać. Lecz zanim usiądzie do maszyny, musi mieć lekką głowę, bez żadnych zmartwień. Dlatego, gdy skończyła jeść śniadanie, w pośpiechu wypiła szklankę soku i wyszła szukaćRogera.

***

Nigdzie nie znalazła ani Rogera, ani Jeffa, więc pomyślała, że pewnie pojechali do miasta. Zapewne wczoraj Perkins zapomniał coś załatwić, więc znając swojego męża i wiedząc, jak jest niecierpliwy, nie chciał czekać z kupnem potrzebnych mu rzeczy do poniedziałku. Rozejrzała się i rzeczywiście nigdzie nie zauważyła jeepa. Wzruszyła ramionami, włożyła ręce do kieszeni i powoli ruszyła w kierunku pracującego na poluEthana.

Kiedy go zobaczyła, poczuła, że zrobiło jej się gorąco. I nie była to tylko zasługa pogody. Oparła się o ścianę stajni i przyglądała mu się dłuższąchwilę.

W pewnym momencie mężczyzna przerwał pracę i spojrzał w jej kierunku. Gdy ją zauważył, uśmiechnął się, co odwzajemniła i pomachała mu ręką, dając znak, żeby do niej podszedł. Ethan wbił łopatę w ziemię i ruszył w jejstronę.

– Pomyślałam, że przyda ci się chwila odpoczynku – zaczęła rozmowę, kiedy się zbliżył doniej.

– Pomysł bardzo mi się podoba, tylko… – odparł i zrobił teatralnąprzerwę.

– Tylko co? – spytała, poważniejąc.

– Tylko proponując coś takiego, powinnaś tu przyjść z piwem. – Na jego twarz powrócił uśmiech. – Albo przynajmniej zkawą.

– Och! – Lisa klepnęła się w czoło i parsknęła śmiechem. – Jak mogłam o tymzapomnieć.

Oboje się zaśmiali, ale wzrok Ethana przykuł ruch firanki w oknie domu Armstrongów. Podejrzewał, że Sophie, która zapewne nadal była w kuchni, podglądała ich. Mina mu zrzedła, co nie uszło uwadzeLisy.

– Coś się stało? – zaniepokoiła się i odwróciłagwałtownie.

– Nie – odparł i ponownie posłał jej uśmiech. – Tylko przypomniałem sobie oczymś.

– Oczym?

– Coś mi wczoraj obiecałaś. Niepamiętasz?

– Ja?

– Tak – rzucił radośnie i widząc, że kobieta nie bardzo wie, co ma na myśli, dodał: – Miałaś pokazać misiedlisko.

– Rzeczywiście! Chodź, przedstawię cię naszymkoniom.

Chwilę później weszli do stajni. Ethan rozejrzał się i aż gwizdnął zwrażenia.

– Wow! Ile tu miejsca! – powiedział. – I wszystko utrzymane w idealnymporządku.

– Staramy się na bieżąco wszystko robić. Kochamy te zwierzęta i traktujemy je prawie jak członków rodziny. Zobacz – wskazała ręką czarnego konia stojącego najbliżej wejścia – to jest Oregon, nasz ogier, a ten obok niego toTexas.

Ethan posłał jej pytające spojrzenie, a Lisa tylko pokiwałagłową.

– Noco?

– Żartujesz sobie? Nazywacie konie nazwamistanów?

– Zobaczysz dalej. – Lisa zaśmiała się i klepnęła go przyjacielsko w ramię. – Zaraz poznaszklacze.

– Nie mogę siędoczekać.

– Tu po lewej jest Alabama i Montana. – Lisa wskazywała ręką poszczególne konie. – Tam dalej mamy Dakotę i Arizonę. Atam…

– Czekaj! – Podniósł rękę na znak, że chce się wtrącić. – Pozwól mizgadnąć.

– Śmiało!

– Tam jest Nevada i Virginia – powiedział, szczerzączęby.

– Prawie zgadłeś – pochwaliła go. – Nevada to ta biała, a brązowa to nie Virginia, aleGeorgia.

– Więc byłem bardzoblisko.

– Nawet bliżej niż myślisz – powiedziałatajemniczo.

– Co masz na myśli? – spytał, a Lisa wskazała głową, żeby podszedł do jednego zboksów.

– Widzisz te źrebaki? Niedawno sięurodziły.

– Tylko nie mów, że któryś z nich nazywa się Virginia! – Ethan spojrzał na kobietę z błyskiem woczach.

– Dokładnie tak, a drugi toCarolina.

– Aż ciężko uwierzyć! Skąd pomysł na takieimiona?

– Sama nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Już ojciec Jeffa zaczął nazywać konie w ten sposób, a my tylko podtrzymujemytradycję.

– Prawdziwi z was patrioci. – Ethan podszedł do śnieżnobiałej klaczy, Nevady. – Jest przepiękna – powiedział i pogłaskał ją pogrzbiecie.

– Polubiła cię – rzuciła z nieskrywanym zaskoczeniem Lisa, przyglądając się klaczy, która cicho zarżała pod dotykiem Ethana. – Niewielu osobom daje się takgłaskać.

– Naprawdę? – zaciekawił się mężczyzna. – Więc widocznie zna się naludziach.

– Tak – przytaknęła kobieta. – Widocznie dobry z ciebieczłowiek.

Walker zdjął dłoń z grzbietu klaczy i odwrócił się do Lisy. Kobieta, wyraźnie speszona, odsunęła sięnieco.

– Na zawody jeździmy tylko z ogierami – powiedziała trochę za szybko, próbując zatuszować, że poczuła się niezręcznie. – Jeżeli chodzi o pokazy, to zabieramy klacze. Głównie Nevadę, ale Georgia i Dakota też już nierazwygrywały.

– Co w takim razie z resztąkoni?

– Na klaczach uczymyjeździć.

– Aogiery?

– Nie, je ćwiczymy tylko na zawody. Na potrzeby szkoły jeździeckiej udostępniamy tylko i wyłącznie klacze. – Urwała i zamyśliła się na moment. – Są łagodne i bez problemu dają się dosiąść. Tylko Nevada czasami sprawia kłopoty, dlatego ją dajemy doświadczonymjeźdźcom.

– Rozumiem – odparł i ponownie pogłaskał śnieżnobiałą klacz. – Jesteś piękna – powiedział, nachylając się nadnią.

Lisa przyglądała im się z uwagą i nie mogła wyjść z podziwu, że ta najbardziej nieokrzesana klacz od razu polubiła mężczyznę. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Za każdym razem, gdy zbliżał się do niej ktoś obcy, Nevada rżała i cofała sięnerwowo.

– O czym myślisz? – zapytał pochwili.

– Ja? – Nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć. – Ja tylko tak sobie pomyślałam, że…

– Tak? – Ethan uniósł brwi i wtedy wpadł jej do głowy pomysł.

– Musimy zrobić jeszcze jedną rzecz. I topilnie.

– Jaką?

– Czy ty w ogóle patrzyłeś w lustro? – Lisa zaśmiała się i ruszyła w stronę wyjścia zestajni.

– Ale co masz na myśli? – zaniepokoił sięEthan.

– Och, po prostu chodź ze mną – rzuciła przez ramię i Walker usłyszał jej uroczy śmiech. Ruszył posłusznie. – Musimy coś zrobić z tą twoją brodą, bo nie mogę na nią patrzeć. I włosami, bo przecież od razu widać, że nie ścinałeś ich już chyba z półroku!

Wychodząc ze stajni, minęli się z Craigem iAnthonym.

Obydwaj przystanęli i odprowadzili ich wzrokiem, wyraźnie zaniepokojeni zbyt bliską relacją Lisy z obcym facetem. Ethan odwrócił się i dostrzegł, że mężczyźni wymieniają się jakimiś uwagami, po czym obrzucając ich ostatnim spojrzeniem, weszli do stajni. Mógłby się założyć dosłownie o wszystko, że w ich wzroku dostrzegł złość i nienawiść. Był pewny, że Jeff prędko dowie się o jego pobycie w stajni w towarzystwie Lisy. Założył więc, że jeszcze dzisiaj odczuje na własnej skórze gniew Rogera. Ale na razie nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy. Gdy sytuacja go do tego zmusi, będzie walczyć. Wiedział, jak się bronić, życie go tego nauczyło. Jednak zdawał sobie sprawę, że sam przeciwko trzem, a może nawet i czterem silnym mężczyznom, nie ma najmniejszych szans. Lecz tym będzie się martwił później, kiedy już do czegoś dojdzie. A teraz chciał skupić myśli na idącej właśnie przed nim pięknejkobiecie.

***

Lisa podała mu lusterko i z dumązapytała:

– I jak? Przyznaj, że tak jest o wielelepiej!

Ethan spojrzał na swoje odbicie. Siedział na krześle w kuchni w dużym domu i przez ostatnie mniej więcej pół godziny poddawał się jej zabiegom. Lisa umiejętnie zabrała się do pracy i zgoliła mu brodę, tak że pozostał tylko nieznaczny zarost, właśnie taki, jaki najbardziej lubił. Obcięła mu też włosy, które nie opadały mu już na oczy, a jednocześnie nie były zbytkrótkie.

Lisa przyglądała mu się z wyczekiwaniem, a on podziwiał jej dzieło zuznaniem.

– Jest idealnie – odparł. – W końcu wyglądam jak porządnyczłowiek.

– Tak, to prawda. – Pokiwała głową i dodała już poważniej: – Teraz powinno byćłatwiej.

– Co masz na myśli? – Spojrzał na nią zzainteresowaniem.

– Nic takiego, tylko skoro już wyglądasz… hmm… normalniej – lekki uśmiech przebiegł po jej ustach – to może teraz przekonają się do ciebie… – urwała i niepewnie na niegospojrzała.

– Tak, może coś to pomoże. Czyli też towidzisz?

– Że cię nie polubili? – zapytała. – Tak, ale mam nadzieję, że wkrótce to sięzmieni.

– Ja też, bo naprawdę nie potrzebuję kłopotów – odparł i uśmiechnąłsię.

Wtedy usłyszeli głośny trzask drzwi wejściowych i Walker zerwał się z krzesła. Do kuchni wparował Jeff, a tuż za nim Roger. Ethan zauważył, że mężczyzna trzymastrzelbę.

Spodziewając się najgorszego, zrobił krok w ich stronę, osłaniając Lisę przednimi.

– Wszystko wyjaśnię – powiedział, podnosząc ręce na znak poddania. – Lisa nic nie zrobiła, to mojawina…

– Oczywiście, że twoja – warknął Jeff. – Wynoś się z mojego domu! I jeśli jeszcze raz zbliżysz się do niej, to cięzałatwię!

Roger podszedł do Ethana i łapiąc go za koszulkę, popchnął w kierunkudrzwi.

– Idziemy – rzucił i szturchnął go lufą w plecy. – Musimy coś sobiewyjaśnić.

Wyszli na zewnątrz. Na dworze panował nieznośny upał, a w powietrzu odczuwało się dużą wilgotność. Mimo iż dopiero co wyszli, koszulka Ethana już zaczęła mu się kleić do ciała, co bardzo gofrustrowało.

Zobaczył, że pod stajnią stali Anthony i Craig, którzy popalając papierosy, przyglądali mu się z zainteresowaniem. Roger co jakiś czas trącał Ethana kolbą, pospieszającgo.

Ku jego zaskoczeniu Perkins nie poprowadził go do kolegów, a kazał mu iść za stajnię, w kierunku pola. Gdy się tam znaleźli, zarówno Beal, jak i Rooney dołączyli do nich i stanęli za plecami kolegi. Ten z kolei pchnął Ethana na ścianę i strzelbą przygwoździł go doniej.

Walker nawet nie starał się wyrwać, bo wiedział, że nie miał szans. Roger mocno przyciskał bok strzelby do jego gardła, więc w końcu przestał się wiercić. Stanął spokojnie i czekał na rozwój wydarzeń. Podejrzewał, że nie bez powodu zaprowadził go w miejsce, którego nie widać z okien domu. Na pewno Perkins nie chciał dopuścić, aby Lisa zobaczyła, jak daje munauczkę.

– Ostrzegałem cię, żebyś się do niej nie zbliżał! – syknął Roger. – A wystarczyło tylko, żebym na chwilę stąd wyjechał, a ty już się do niejdobierasz?!

– Ja nie… – Ethan próbował się tłumaczyć, lecz ten jeszcze mocniej przycisnął strzelbę, podduszając go, więc nie miał jak skończyćzdania.

– Ona jest żoną mojego przyjaciela i nie pozwolę, żeby ktoś zniszczył ich związek. A już szczególnie ktoś taki jak ty! – rzucił z pogardą. – Rozumiesz?

– Tak – powiedział z trudemEthan.

– Wszyscy jesteśmy tu jak rodzina i wzajemnie się o siebie troszczymy. A ty zjawiłeś się tu, nie wiadomo skąd ani po co i wszystko psujesz. Nie jesteś tu mile widziany, rozumiesz?

Ethan nic nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko ze spokojem prosto w oczy Rogera. Od trzech lat prawie codziennie słyszał ten sam tekst, więc nie robił już na nim wrażenia. Oczywiście, nigdy nie było miło być uważanym za intruza, ale nie miał innego wyjścia. Tu czuł się bezpiecznie. Poza tym obiecał Lisie, że spędzi w stadninie przynajmniej trzy miesiące, a dla niego nie było niczego ważniejszego niż dane komuś przyrzeczenie. Dlatego musiał tu zostać i pomimo że słowa Rogera były przepełnione nienawiścią, tylko zdanie Lisy liczyło się dla niego. Odszedłby tylko wtedy, gdyby ona kazała mu tozrobić.

– Pytałem czy rozumiesz?! – warknąłRoger.

– Rozumiem – wycedził przez zębyEthan.

– Świetnie.

Perkins zabrał strzelbę z jego gardła i odsunął się o krok. Ethan poczuł ulgę i właśnie podnosił rękę, żeby pomasować bolącą szyję, gdy Roger wziął zamach i uderzył go kolbą w twarz. Walker nie spodziewał się tego. Zachwiał się i upadł na ziemię, podpierając rękoma. Z bólu pulsowała mu połowa głowy, a po chwili zobaczył skapującą na klepisko krew. Gdy w ustach poczuł nieprzyjemny, metaliczny smak, splunął i ręką wytarłusta.

– Wstawaj, jeszcze nie skończyliśmy! – Roger szturchnął go nogą w bok, a gdy Ethan się nie ruszał, krzyknął: – Wstań, mówiłem!

Walker podniósł się i nienawistnym wzrokiem spojrzał prosto w oczy Rogera. Nie bał się go. Nie pierwszy raz został potraktowany w taki sposób, więc wiedział, że największym błędem byłoby okazać strach. Oprawca nie może czuć, że się go boisz, bo wtedy jest już potobie.

– Twardy jest – rzuciłCraig.

Roger przekrzywił głowę, przypatrując mu się zzainteresowaniem.

– Co ty ukrywasz? Kim tak naprawdę jesteś? – spytał, lecz nie doczekawszy się odpowiedzi, ponownie gouderzył.

Tym razem Ethan poleciał na ścianę, a na skutek drugiego ciosu ból twarzy się spotęgował. Teraz miał wrażenie, że zaraz rozsadzi muczaszkę.

Po raz kolejny splunął krwią i zamknął oczy, czekając, aż minienajgorsze.

– Skoro nie chcesz gadać, to zmiękczymy cię inaczej – odparł Roger i wtedy wszyscy trzej sięzaśmiali.

Przystawił mu lufę pod brodę i zmusił do podniesienia głowy. Ethan patrzył mu prosto w oczy, w których dostrzegał terazrozbawienie.

– Nie dokończyłeś swojej roboty. – Roger skinął głową w stronę pola. – Wracaj tam i bierz łopatę. A my tu popatrzymy, jak sobie radzisz. Tylko się nie obijaj – zabrał strzelbę i popchnął go – bo dobrzestrzelam.

Ethan zatrzymał się irozejrzał.

Wilgotność powietrza była nie do zniesienia i wszystko wskazywało na to, że niedługo zacznie się zapowiadana od wczoraj w radiuulewa.

– Zaraz zacznie padać – powiedział, spoglądając naRogera.

– Więc powinieneś się pospieszyć – odparł mężczyzna z uśmiechem i wycelował w niego z broni. – Rusz się. Chyba że chcesz się przekonać, czy niekłamałem.

***

– Liso, co się z tobą dzieje? – spytałJeff.

– Ze mną? – odparła kobieta. – Lepiej powiedz, co w ciebie wstąpiło? Co on wam zrobił, że tak gotraktujecie?

– Czy ty naprawdę nie widzisz, jak on na ciebie patrzy? – Mężczyzna nie mógł uwierzyć, że jego żona nie dostrzega tak oczywistejrzeczy.

– Co z tego? Jakie to ma znaczenie, jak on na mnie patrzy? – Kobieta zaczęła nerwowo krążyć pokuchni.

– Nie pomyślałaś, że może chce zrobić cikrzywdę?

Lisa parsknęła ironicznymśmiechem.

– Gdyby chciał zrobić mi krzywdę, to wczoraj miał doskonałą okazję! – krzyknęła, nie mogąc już dłużej utrzymać nerwów na wodzy. – Byłam z nim sama w samochodzie gdzieś na pustej drodze. – Machnęła ręką w kierunku okna. – Nie uważasz, że w takiej sytuacji nie czekałby z tym, żeby tuprzyjechać?!

– Liso, nie widzisz, że się o ciebiemartwię?

– Nie, Jeff, ty się nie martwisz. Ty po prostu jesteś zazdrosny! Nie polubiłeś go i nie wiem dlaczego. – Przerwała na moment i wzięła głęboki wdech, żeby się trochę uspokoić. – Czy naprawdę aż tak bardzo mi nie ufasz? Uważasz, że coś mnie z nim łączy? Myślisz, że chcę cię z nim zdradzić? Powiedz mi, bo ja tego nierozumiem.

Mężczyzna spojrzał na nią smutno i zwiesiłgłowę.

– Ufam ci, oczywiście, że ci ufam. Jatylko…

– Tylkoco?

– Nie ufam jemu. Jest jakiś podejrzany, cośukrywa.

– Ale nie jestniebezpieczny.

– Skąd możesz towiedzieć?

Lisa westchnęła i opowiedziała mu o wizycie w stajni i o tym, jak Nevada dała się Ethanowipogłaskać.

– Poszłaś z nim do stajni? Po co? – spytał Jeff, szeroko otwierającoczy.

– Chciałam, żeby poznał nasze konie. Ale – dodała szybko widząc, że mąż otwierał już usta, żeby coś powiedzieć – to nie o to chodzi. Chodzi o to, że Nevada mu zaufała! Sam przecież wiesz najlepiej, jaka ona jest. – Westchnęła ciężko. – Przyjrzyj mu się uważnie, spójrz mu w oczy i zobacz w nich dobro. On nie jest żadnym mordercą. Jest dobrym człowiekiem, tylko życie goskrzywdziło.

– Liso…

– Skarbie, zaufaj mi. – Kobieta podeszła i złapała go za ręce. – Nie widzę w nim nikogo więcej niż tylko człowieka, któremu powinniśmy pomóc. Daliśmy mu dach nad głową, pracę i jedzenie. Nie zawiedziemy się na nim, mam takie przeczucie, o tutaj. – Położyła jego dłoń na swoim sercu. – A wiesz, że intuicja mnie nigdy nie zawodzi. – Uśmiechnęła się i z ulgą zobaczyła, że mąż odwzajemniłuśmiech.

– Liso, ty jesteś taka dobra… – wyjąkał.

– To jak, Jeff? Dasz mu szansę? Skoro nawet Nevada mu zaufała, chyba nie masz wyjścia!

– Ale pod jednymwarunkiem.

– Dobrze. Jakim?

– Jeżeli jeszcze raz zbliży się dociebie…

– Jeff! – Lisa udałaoburzenie.

– To mu nogi z dupy powyrywam! – dokończył zdanie i spojrzał na żonę, czekając na jejreakcję.

Kiwnęła głową na znak zgody, zastanawiając się, czy jej mąż mówił poważnie, czy były to tylko czcze pogróżki. W głębi serca miała nadzieję na to drugie, choć jednocześnie niepokoiła ją zawzięta mina Rogera, kiedy wyprowadzał z kuchni Walkera. Kobieta dobrze go znała, więc była przekonana, że przyjaciel nie zawaha się użyć siły, żeby tylko wybić Ethanowi z głowy myśli oniej.