Koszmarny dar - Katie Davids - ebook + książka
NOWOŚĆ

Koszmarny dar ebook

Davids Katie

4,2

30 osób interesuje się tą książką

Opis

Gillian Ridley posiada wyjątkowy dar, dzięki któremu widzi duchy zmarłych. Kiedy pewnej nocy objawia się jej duch nieznanej kobiety i wskazując dom znanego prawnika, prosi o pomoc, Gillian, aby zbliżyć się do rodziny Bailey’ów, zatrudnia się jako opiekunka ich pięcioletniego synka. Okazuje się, że mieszkańcy mają wiele do ukrycia. Gdy zostaje zamordowany chłopak nastoletniej córki adwokata, a on staje się głównym podejrzanym, na jaw zaczynają wychodzić od dawna skrywane sekrety. Gillian, starając się uchronić podopiecznego przed niebezpieczeństwem oraz by pomóc duchowi kobiety w odnalezieniu spokoju, próbuje poznać tajemnice rodziny. Wkrótce sama staje się celem mordercy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 263

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (31 ocen)
14
10
5
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
beatadym

Całkiem niezła

Pomysł na fabułę ciekawy niestety „wykonanie” gorzej. Prosta historia z przewidywanym zakończeniem. Mało wątków paranormanych.
10
Laluna1997

Dobrze spędzony czas

całkiem całkiem
00
Silenzjo

Z braku laku…

Pomysł dobry, niestety napisana jak opowiadanie na język polski. Nie znam autoki, więc moze to tylko brak doświadczenia.
00
Callen

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam!!!!
00
Antiochia1

Nie oderwiesz się od lektury

super
00



Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

Zło wyłania się z mgły

Koszmarny dar

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Katie Davids, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Wiśniewska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcia na okładce: Adobe Firefly

Ilustracje wewnątrz książki: Obraz margot3001 z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-834-3

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Dzień pierwszy

Dzień drugi

Dzień trzeci

Dzień czwarty

Dzień piąty

Dzień szósty

Dzień siódmy

Dzień ósmy

Dzień dziewiąty

Dzień dziesiąty

Kilka dni później

Dla najwspanialszej Mamy pod słońcem

„Jutro jest tajemnicą, ale dzisiaj jest darem”

Dzień pierwszy

Dla wielu osób Savannah jest rajem na ziemi. Położone na wschodnim wybrzeżu kraju, w północno-wschodniej części stanu Georgia, posiada swój własny, niepowtarzalny klimat. Urokliwe ulice, po których przyjemnie jest spacerować, przyciągają spojrzenia bajecznie malowniczymi willami. Budynki, których klasyczny styl przeplata się z nowoczesnym, nadają aglomeracji niesamowitego wyglądu. Każda uliczka, ukryta wśród drzew i kwiatów, jest jednocześnie skąpana w słońcu, które grzeje tu praktycznie przez cały rok. A do tego przepływająca środkiem rzeka, której ujście wprost do oceanu znajduje się zaledwie kilka mil od centrum. Parki z ławkami i fontannami, gdzie w otoczeniu zieleni spędzają wolny czas mieszkańcy. Alejki wijące się wśród wysokich drzew rzucających w upalne dni jakże potrzebny cień. A nade wszystko w powietrzu daje się wyczuć coś… Coś tajemniczego, pradawnego, a dla niektórych wręcz mrocznego. Nikogo, kto choć raz odwiedził Savannah, nie dziwi, że narosło tu wiele legend. Szczególnie takich, opowiadających o błąkających się po ulicach duchach dawnych mieszkańców albo nawiedzonych domach, do których strach się teraz zbliżać, by nie obudzić zmarłych wiele lat czy wieków temu domowników.

Nierzadko nawet sami mieszkańcy ubarwiają już i tak tajemnicze historie krążące wśród turystów.

Może to właśnie dlatego Savannah stało się celem podróży osób chcących poczuć dreszczyk emocji przy spotkaniu z istotami z innego świata. Nietrudno więc znaleźć w mieście przewodników, którzy poprowadzą wycieczki śladami pradawnych zbrodni i ubarwią znacznie opowieści „nie z tego świata”.

To idealne miejsce dla osób lubujących się w niewyjaśnionych zagadkach, a szczególnie tych dotyczących życia pozagrobowego. Pragnąc spotkać jakąś zabłąkaną duszę i stanąć twarzą w twarz z istotami z trzeciego wymiaru, najlepiej więc udać się właśnie tutaj, do skąpanego w słońcu i przesiąkniętego legendami Savannah.

* * *

Gillian próbowała trzymać się cienia jak najdłużej. Gdy tylko wypatrzyła wysokie drzewa, zwalniała kroku, żeby móc nacieszyć się chłodem. Mimo iż dopiero niedawno przekroczyła trzydziestkę, po nieprzespanej z powodu kolejnego nawracającego koszmaru nocy, czuła się wycieńczona. Do tego jeszcze to sierpniowe słońce, które uparcie grzało skórę, nie pozwalając na wytchnienie. Cieniutka sukienka przykleiła się jej do pleców i, mimo że wyszła z domu dopiero kwadrans temu, już marzyła o powrocie i chłodnym, orzeźwiającym prysznicu. Na to jednak musiała jeszcze trochę poczekać.

Kochała to miasto, w którym jej rodzina żyła od wielu pokoleń i nigdy nie myślała, żeby je opuścić. Jednak te nieznośne upały, na dodatek w połączeniu z dużą wilgotnością, dawały jej w kość. Co jednak mogła na to poradzić? Trzeba było jakoś przetrwać ten najgorętszy okres w roku.

W końcu, po niespełna półgodzinnym spacerze, dotarła do celu. Gdy znalazła się pod wskazanym adresem, przystanęła na chwilę w cieniu drzewa. Chciała przyjrzeć się w spokoju budynkowi, który ukazał się jej oczom. Był to wiekowy, ale bardzo dobrze zachowany dom. Mimo iż wyglądał jak większość willi w Savannah, to dla Gillian był wyjątkowy. Dom z jej snów. Nie z marzeń sennych, co to, to nie. Był to dom z koszmarów, które nie pozwalały jej spokojnie spać już od jakiegoś czasu.

Nie przez przypadek bowiem zjawiła się pod tym adresem. Budynek, na który właśnie spoglądała, nie był jej obcy. Znała praktycznie każdy jego szczegół, a to za sprawą snów, które nawiedzały ją ostatnio. A kiedy zeszłej nocy, podczas jednego z nich, udało jej się dostrzec adres, nie miała już wątpliwości, co powinna zrobić. Szybko zaczęła przeszukiwać Internet i znalazła w elektronicznej książce adresowej numer telefonu do obecnych właścicieli posesji. Z samego rana zadzwoniła, aby umówić się z nimi na spotkanie. Musiała bowiem ich ostrzec przed tym, co może się im przytrafić.

Samantha Bailey w zasadzie nie pozwoliła Gillian dojść do słowa. Niezwykle sympatyczna i radosna kobieta ucieszyła się z telefonu, uznając, że trzydziestolatka dzwoni w sprawie ogłoszenia, które już od kilku dni wisiało w sieci. Okazało się, że państwo Bailey szukają opiekunki dla swojego pięcioletniego synka. Gillian, idąc za ciosem, potwierdziła, że właśnie w tej sprawie się kontaktuje i będzie jej niezmiernie miło wpaść do nich, by poznać ich uroczego synka Kevina.

Tak więc Gillian stała właśnie pod wskazanym adresem i nie mogła odpędzić od siebie czarnych myśli. Była pewna, że po raz kolejny jej złe przeczucia zaczynają się spełniać i już niedługo stanie się świadkiem przykrych zdarzeń. Nie mogła jednak pozostawić Bogu ducha winnej rodziny z małym dzieckiem na pastwę losu. Wiedziała, że musi coś zrobić, aby ochronić ich przed tragedią, która niebawem mogła się wydarzyć.

* * *

– A oto przedstawiam państwu lady Makbet!

Bradley cofnął się i teatralnym gestem pokazał wielki obraz w złotej oprawie wiszący na ścianie tuż nad schodami w holu głównym. Właśnie oprowadzał wycieczkę po osiemnastowiecznym domu, w którym według legendy straszył duch byłej właścicielki.

Mężczyzna, z dobrze ukrytym zadowoleniem, obserwował reakcje zgromadzonych przed nim osób, które z wyrysowaną na twarzy nadzieją, czekały na ukazanie się ducha kobiety. Spojrzał na dobrze sobie znany portret nieznanej z nazwiska damy, który wisiał na wprost drzwi wejściowych. Jako jeden z najbardziej rozchwytywanych przewodników w mieście, już wiele lat temu, na samym początku kariery zawodowej, wymyślił kilka historii, które na zmianę opowiadał turystom w zależności od stopnia ich zainteresowania. Czasami, biorąc pod uwagę nastrój panujący w grupie słuchaczy, urozmaicał je o jakieś dodatkowe i bardziej krwawe elementy. Tak było i tym razem, dlatego nie czekając, aż pierwsze wrażenie minie, kontynuował swoją zmyśloną opowieść.

– Oczywiście kobieta z portretu żyła tak dawno temu, że nikt nie pamięta, kim naprawdę była. Jednak my – tu posłał turystom porozumiewawczy uśmiech – mieszkańcy Savannah z dziada pradziada, wiemy jedno… – urwał wymownie i czerpał radość z wyczekiwania, jakie zawisło w powietrzu. – Historia nie chce pamiętać tej kobiety, która zabiła wszystkich członków swojej rodziny. Męża zadźgała w kuchni, dzieci utopiła w przydomowym stawie, a nianię zepchnęła z tych oto schodów. Jeszcze teraz widać ślad w drewnie, gdzie biedna kobiecina wykrwawiła się na śmierć…

Wskazał ręką miejsce u dołu schodów. Za jego gestem głowy ponad dwudziestu osób natychmiast odwróciły się, wypatrując śladów zbrodni i wyobrażając sobie ostatnie chwile życia opiekunki. Kobiety, która najprawdopodobniej nigdy nie istniała. Bradley, widząc szeroko otwarte oczy swoich słuchaczy, stłumił chichot, po czym chrząknął głośno, co spowodowało, że kilka osób prawie podskoczyło ze strachu.

– A teraz pozwólcie, że pokażę wam sypialnię lady Makbet, gdzie w nocy słychać kroki, kiedy szykuje się do snu.

Ruszył w górę schodów, a za nim poszła grupa osób chcących poznać jak najwięcej szczegółów z historii domu. Drewniane deski skrzypiały niemiłosiernie, co tylko podsycało atmosferę grozy. Mimo że na zewnątrz panował upał, w środku budynek był zaskakujący chłodny, a zaciągnięte ciężkie zasłony w oknach nie wpuszczały prawie wcale światła. Wszystko to sprawiało, że opowiadane przez przewodnika historie wydawały się niezwykle realistyczne.

– Następnie – kontynuował – pójdziemy do pokoju dziecięcego, w którym nadal stoją kołyski czworga maluchów. Jeśli się skupicie, to może uda się wam usłyszeć, jak lady Makbet nuci kołysanki do snu, a kołyski bujają się w rytm melodii…

Bradley pobieżnie spojrzał na twarze turystów, oceniając, jakie wrażenie wywarły jego słowa. Zauważył, że dwie młode dziewczyny nagle złapały się za dłonie, a kobieta w średnim wieku mimowolnie przytuliła do siebie nastoletniego syna, który natychmiast się jej wyrwał, nie kryjąc oburzenia. Bradley odwrócił głowę i uśmiechnął się pod nosem. Postanowił, że doda jeszcze jeden, swój ulubiony element historii.

– A na końcu odwiedzimy strych, gdzie po dokonaniu tych wszystkich zbrodni, lady Makbet odebrała sobie życie. – Odczekał chwilę, żeby jego słowa wywarły odpowiednie wrażenie i dodał grobowym głosem: – Jeszcze teraz w środku nocy można usłyszeć huk wykopanego stopami krzesła i dostrzec pętlę, która się buja, jakby nadal huśtało się w niej bezwładne ciało kobiety…

* * *

– Sam, przepraszam cię, ale naprawdę nie dam rady wyskoczyć z pracy. Możesz porozmawiać z nią sama?

– Dobrze. – Usłyszał zrezygnowany głos żony.

– Pogadamy wieczorem, ok? Muszę już kończyć.

– Ok. Kocham cię.

– Ja ciebie też – rzucił do słuchawki i się rozłączył.

Brian odetchnął. Miał dzisiaj tyle roboty, że wyrwanie się z pracy nawet na chwilę, okazało się niemożliwe. Nie lubił rozczarowywać swojej żony, ale jak mus, to mus. Nie robił tego przecież specjalnie. Jednak sumienie gryzło go z innego powodu. Nie chciał jej tego mówić, ale nawet gdyby miał luźniejszy dzień i tak nie miałby ochoty wracać do domu. Ostatnio wszystko się zmieniło. Nie czuł się już tam tak komfortowo jak na początku, tuż po przeprowadzce.

Wziął więc głęboki oddech i zadzwonił do Samanthy. Starając się, aby jego głos brzmiał jak najbardziej przekonująco, oznajmił, że ma dziś w pracy takie urwanie głowy, że wróci dopiero wieczorem. Po pracy umówił się z kolegą na drinka, ale tego jej już nie powiedział. Sam przyłapywał się na tym, że szuka wymówek, aby tylko przebywać w domu jak najmniej.

Prawda była taka, że miał już dosyć szukania kolejnej opiekunki. W ciągu zaledwie miesiąca w ich domu przewinęło się już pięć kobiet, które, najogólniej mówiąc, nie były w stanie poradzić sobie z Kevinem.

Jego syn od kilku tygodni zaczął opowiadać dziwne rzeczy, których najzwyczajniej w świecie nikt nie chciał słuchać. On sam miał tego dosyć i, mimo że był jego ojcem, zaczynał unikać chłopca. Nie chciał przebywać z nim dłużej niż to konieczne. Po prostu czuł się w jego towarzystwie nieswojo. Nie dziwił się więc obcym kobietom, którym nawet dość wysokie wynagrodzenie, które oferował, nie przekonywało do opieki nad dzieckiem. Tylko jego żona zdawała się niczego nie dostrzegać i nie widziała żadnego problemu. Kochała syna bezgranicznie. Brian zaczynał się obawiać, że nie mógł powiedzieć o sobie tego samego.

Sygnał wibrującego telefonu komórkowego wyrwał go z zamyślenia. Wzdrygnął się i wrócił do rzeczywistości. Odebrał połączenie. Okazało się, że dzwonił jeden z jego klientów, który znowu popadł w tarapaty i liczył na szybką i sprawną pomoc. Brian, jako skuteczny, a co za tym idzie bardzo wysoko ceniący swoje usługi adwokat, przyjął sprawę zleconą mu przez mężczyznę, z którym rozmawiał i pospiesznie spakowawszy niezbędne rzeczy do swojej aktówki, wyszedł z biura i udał się wprost na komisariat policji, gdzie klient czekał już na ratunek.

* * *

Samantha przyglądała się młodej kobiecie siedzącej przed nią na kanapie i popijającej lemoniadę. Widziała, że rudowłosa dziewczyna rozgląda się z zainteresowaniem po wnętrzu, ale poza kilkoma uprzejmymi komplementami dotyczącymi wystroju i samego budynku nic więcej nie powiedziała. Gospodyni odniosła nieodparte wrażenie, że kobieta coś ukrywa. Jednak po chwili to ona poczuła wyrzuty sumienia, gdy na pytanie rudowłosej o Kevina powiedziała, że chłopcu nic nie dolega i że jest on najzwyklejszym i bezproblemowym dzieckiem. Kiedy już dziewczyna go poznała, matka chłopca nie była w stanie ukryć zdziwienia. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziała, żeby Kevin odniósł się do którejkolwiek ze swoich opiekunek tak życzliwie i otwarcie jak do tej dopiero co poznanej osoby. Może to kwestia wieku? Na oko Samantha nie dałaby jej więcej jak trzydzieści lat. Jednak coś w niej było, co sprawiało, że chciało się z nią przebywać. Miła aparycja, głos delikatny, aż trudno było sobie wyobrazić, że potrafiłaby na kogoś krzyknąć. A te kręcone, rudawe włosy splecione w luźny warkocz nadawały jej wygląd nastolatki. Brak jakiegokolwiek makijażu i biżuterii oraz zwiewna sukienka sprawiały, że miało się wrażenie, iż rozmawia się z uczennicą a nie z dorosłą osobą.

Samantha była przekonana, że to właśnie te cechy wzbudziły w jej synku zaufanie do kobiety. Przyglądając się ich pierwszej rozmowie, myślała tylko o tym, ile czasu wytrzyma z Kevinem. Nie chciała zrażać kobiety, więc zataiła informację, że wszystkie poprzednie opiekunki odchodziły po zaledwie kilku dniach. Sam miała jednak cichą nadzieję, że tym razem będzie inaczej.

Po niespełna godzinie rozmowy kobiety wstały i gospodyni odprowadziła nową nianię do drzwi. Już podjęła decyzję i uznała, że nie będzie czekała na powrót męża, żeby przedyskutować ten wybór. Po wymianie uprzejmości wyciągnęła rękę i rzuciła radośnie:

– Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś i będziesz się opiekować Kevinem.

– Ja również, pani Bailey – odparła kobieta i uścisnęły sobie dłonie.

– Och – gospodyni się zaśmiała – jestem Samantha, ale mów mi Sam.

– Bardzo mi miło, Sam.

– Więc do zobaczenia jutro.

– Do zobaczenia.

Samantha z uśmiechem zamknęła drzwi za rudowłosą. Kevin zdążył już pobiec na górę do swojego pokoju i po chwili usłyszała, że z kimś rozmawia. Westchnęła ciężko, ale postanowiła to zignorować. Poszła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia. Po chwili wyjrzała przez okno i mina jej stężała.

Zobaczyła, że nowo zatrudniona opiekunka stoi po drugiej stronie ulicy w cieniu drzewa i z poważną miną przygląda się jej domowi. Samanthę nagle przeszedł dreszcz.

– Mamusiu!

Wzdrygnęła się na dźwięk okrzyku tuż za swoimi plecami i szklanka, którą właśnie płukała, wypadła jej z rąk i rozbiła się w zlewie.

– Cholera! – wyrzuciła z siebie i spojrzała na syna.

– Mamusiu, możemy iść pobawić się na podwórku? – spytał Kevin.

– Tak.

Usłyszała jak zadowolony chłopiec rzucił krótko: „Chodź Tim, mama nam pozwoliła” i już po chwili dobiegł ją trzask zamykanych tylnych drzwi wyjściowych. Westchnęła ponownie i spojrzała w cień rzucany przez drzewo po drugiej stronie ulicy. Jednak po kobiecie nie było już ani śladu.

* * *

– I jak ci poszło? Powiedziałaś im, że jak nic nie zrobią, to niedługo zginą?

– Wyobraź sobie, że nie. A poza tym wcale nie jestem tego już taka pewna.

Gillian nie kryła nawet swojej irytacji. Wiedziała, że Bradley nigdy jej nie zrozumie, więc już nie próbowała go przekonywać do swoich racji. On nie wierzył w przeczucia ani w sny i uważał, że koszmary jego żony, które przywiodły ją do domu państwa Bailey, to zwykły zbieg okoliczności. Nawet wydarzenia sprzed niespełna roku, których kobieta doświadczyła, nie przekonały go, by uwierzyć w istoty z innego wymiaru.

– Czego nie jesteś pewna? – zainteresował się mężczyzna, a Gillian usłyszała w jego głosie płynącym z głośnika jej telefonu nutę zadowolenia.

– Nie jestem pewna, czy coś im grozi…

– Jak to? A twój sen?

– Wszystko się zgadza, tylko że nie wyczułam tam niczego złego. To coś innego, wcześniej było inaczej…

Zamyśliła się na chwilę i zwolniła kroku.

– To chyba dobrze, prawda?

– Tak, ale mimo wszystko…

– Co tym razem kombinujesz? – Usłyszała głośne westchnienie męża.

– Przyjmę ich ofertę i zostanę tam parę dni jako niania.

– Ech…

– Muszę się upewnić, że nic im nie grozi.

– Przecież przed chwilą sama mówiłaś, że nic im nie grozi! – Bradley pomału tracił cierpliwość.

– Tak, ale coś jest nie tak. – Kobieta upierała się przy swoim. – Chcę się przyjrzeć temu domowi.

– Jak długo masz zamiar się w to bawić?

– Dopóki nie będę pewna, że są bezpieczni.

– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.

– Muszę im pomóc, Brad.

Ton, jakim Gillian powiedziała to zdanie, uciął całą dyskusję. Bradley wiedział, że decyzja już zapadła i nie odwiedzie żony od raz powziętego zamiaru. Gdy upierała się przy czymś, nic nie było w stanie sprawić, by zmieniła zdanie. A szczególnie, jeśli chodziło o jej przeczucia, którym ufała bezgranicznie. Bradley, żeniąc się z nią, już wtedy wiedział, że Gillian jest niezwykle wrażliwą osobą. Z początku to bagatelizował, jednak kiedy pewnego dnia stał się świadkiem jednego z jej „widzeń”, stracił tę pewność. Ale tylko chwilowo, bo potem jednak starał się to jakoś logicznie wytłumaczyć i ostatecznie pozostał sceptykiem. A przynajmniej według Gillian, sam chciał się takim postrzegać. I to chyba był powód, dla którego został przewodnikiem oprowadzającym turystów po nawiedzonych miejscach. Chciał udowodnić, że wszystkie tak zwane nadprzyrodzone wydarzenia są tylko i wyłącznie wytworem ludzkiej wyobraźni i nie ma ani w Savannah, ani na całym świecie niczego takiego jak nawiedzone domy, duchy i innego rodzaju potwory, w które ludzie tak usilnie lubią wierzyć.

– A jak u ciebie? – spytała po chwili z kąśliwym uśmiechem, którego jednak jej mąż siłą rzeczy nie był w stanie wychwycić. – Dzisiaj też uraczyłeś turystów jakąś kolejną zmyśloną historyjką?

– O nie, nie kolejną. Po prostu starą nieco ubarwiłem – odparł Bradley, na co Gillian nie mogła już dłużej powstrzymywać śmiechu.

– Wiesz, skarbie, że igrasz z ogniem?

– Tak mówią. Ale wiem też, że jak któryś z duchów będzie chciał się za to zemścić, najpierw ciebie o tym poinformuje – odparł mężczyzna radośnie. – A mając ciebie po swojej stronie, nic nie jest mi straszne.

Gillian zaśmiała się, przyznając w duchu, że jej mąż, jak nikt inny, potrafi poprawić jej humor. Wkrótce zakończyli rozmowę i każde z nich wróciło do swoich zajęć. Mężczyzna miał jeszcze jedną grupę turystów do oprowadzenia, ona z kolei musiała wpaść do biblioteki, w której była zatrudniona na pół etatu. Od jutra zacznie drugą pracę, której jeszcze dziś rano wcale nie planowała. Uznała jednak, że lepiej nie mówić ludziom wprost o jej przypadłości, przez jednych nazywanych darem, przez innych przekleństwem. Już nieraz się przekonała, że większość osób, kiedy tylko dowiaduje się o jej „widzeniach”, jak je nazywała, uznaje ją za wariatkę, a w tych milszych przypadkach po prostu ucinają z nią znajomość. Dlatego też Gillian postanowiła, że tym razem oficjalnie będzie przebywała w pobliżu rodziny Bailey’ów jako opiekunka do dziecka, a tak naprawdę zyskała możliwość przyjrzenia się im bliżej. Kobieta czuła gdzieś w środku, że coś jest nie tak. Ale nie miała jeszcze pewności, co takiego.

* * *

Po rozmowie z żoną Bradley nagle spoważniał. Przez telefon starał się bagatelizować temat, ale tak naprawdę bardzo przejmował się jej „widzeniem”. Nie chciał tego mówić głośno, a nawet przyznawać przed sobą, ale po zeszłorocznych wydarzeniach, kiedy to Gillian o mało nie przypłaciła życiem takiej „pomocy niewinnej rodzinie”, brał na poważnie wszystkie ostrzeżenia, których kobieta doświadczała. Z upływem lat jej zdolności zaczęły ewoluować i teraz zdarzało się, że jego żona potrafiła dostrzec nawet na jawie jednego z duchów wołających o pomoc. Bradley wiedział aż za dobrze, że Gillian nie umiałaby zignorować żadnej takiej prośby. I tym razem mężczyzna był przekonany, że dopóki jego żona nie upewni się, iż rodzinie Bailey’ów nie grozi niebezpieczeństwo, nie odpuści. A jego zadaniem było dopilnować, aby przy okazji nic się jej nie stało.

Dlatego też nie zastanawiając się zbyt długo, wybrał na swoim telefonie komórkowym numer do Ginny. Miał nadzieję, że kto jak kto, ale ona zdoła wpłynąć na swoją młodszą siostrę i jeżeli nie wybije jej z głowy pomysłu wtrącania się w życie obcych ludzi, to przynajmniej niech wie, co Gillian zamierza. I niech ma na nią oko.

* * *

– Psze pani… Chcę wypożyczyć Wyspę Skarbów. Pomoże mi pani?

Gillian uśmiechnęła się do na oko dziesięcioletniej dziewczynki z warkoczykami, która stała na palcach i próbowała wyglądać na starszą niż była.

Biurko, za którym siedziała bibliotekarka, było dość wysokie i stanowiło nie lada przeszkodę dla wielu dzieci przychodzących do miejskiej biblioteki. Wychyliła się więc nieznacznie w stronę młodziutkiej petentki.

– Oczywiście. Chodź ze mną, pokażę ci, gdzie możesz znaleźć najfajniejsze książki dla dzieci.

– Ale ja nie jestem dzieckiem – odparła poważnie dziewczynka.

– No tak, pewnie że nie jesteś. – Gillian spróbowała przybrać poważną minę. – Przecież małe dzieci nie czytają książek o piratach i poszukiwaczach skarbów.

– No właśnie.

Po tych słowach zadowolona już mała czytelniczka ruszyła śmiało za bibliotekarką i gdy tylko znalazły się przy regale z książkami przygodowymi, oczy jej się zaświeciły.

– Psze pani… To ja wybiorę sobie kilka książek, bo jest tu tyle fajnych, że nie wiem, od której mam zacząć.

– Dobrze. – Gillian posłała jej szeroki uśmiech.

Jako że sama uwielbiała książki już od najmłodszych lat, bardzo ją cieszyło, że nadal są dzieci, które lubią czytać, a nie tylko spędzać całe dnie przed ekranem telewizora czy komputera.

– Jak już wybierzesz coś, przyjdź do mojego biurka, to wpiszemy te pozycje do twojej karty bibliotecznej.

– Dobrze, psze pani.

Zostawiła dziewczynkę samą i wróciła na miejsce. Ledwo zdążyła dojść do biurka, a usłyszała, że dzwoni jej telefon.

– Ginny! Co u ciebie słychać? – rzuciła wesoło do słuchawki, a po chwili dodała: – Jasne, że mogę wpaść. Dzisiaj? – Znowu chwila przerwy. – Tak, nie ma sprawy. To do zobaczenia.

Kobieta była ciekawa, co takiego jej siostra od niej chciała, bo jej głos nie brzmiał tak radośnie jak zazwyczaj. Gillian nie miała jednak czasu, żeby rozmyślać dłużej na ten temat, gdyż zauważyła, że dziewczynka z warkoczykami powyciągała tyle książek, że nie była w stanie ich unieść. W drodze do biurka spadły jej trzy powieści spośród jakichś dziesięciu, które próbowała dotargać do lady. Spojrzała na leżące na podłodze książki, po czym przeniosła zlękniony wzrok na Gillian. Kobieta, widząc jej minę, starała się nie parsknąć śmiechem i ruszyła w jej kierunku.

– Nie przejmuj się – powiedziała łagodnie – podniosę je. Nic się nie stało, to tylko książki.

– To są aż książki – odparła mała i ustawiła na biurku słupek z wybranych pozycji.

– Masz rację. – Gillian zaśmiała się i położyła na blacie trzy książki, które podniosła z podłogi. – A teraz wpiszemy te pozycje na twoją kartę. Masz jakąś torbę albo plecak, żeby to donieść do domu? – I znowu musiała się uśmiechnąć, bo zapalona czytelniczka pokiwała energicznie głową i wyciągnęła z kieszonki spodni starannie złożoną plastikową torebkę.

* * *

– Siemanko, stary. Jak leci? Żona już dała ci popalić?

– Cześć, Brian. A jak myślisz, czemu tak chętnie wybieram się z tobą do baru? Przecież nie dlatego, że nie mogę żyć bez ciebie.

Mężczyźni zaśmiali się głośno i przywitali. Brian i Gareth byli przyjaciółmi od pierwszego roku studiów prawniczych, kiedy to otrzymali wspólny pokój w akademiku. Od razu się polubili i ich przyjaźń trwała do dziś. Mimo iż byli w tym samym wieku, to Brian zrobił zdecydowanie lepszą karierę. Szybciej też założył rodzinę. Gareth długo czekał z wyborem odpowiedniej kandydatki na żonę, ale ostatecznie zaledwie kilka miesięcy temu ożenił się z miejscową dentystką, która była już w ciąży.

– A tak na serio – dodał Gareth nieco ściszonym głosem, kiedy już obaj zajęli miejsce przy stoliku i zamówili po piwie – nie da się wytrzymać w domu. Jennifer ma humorki, ciągle coś jej się nie podoba i mam wrażenie, że tylko jej przeszkadzam. Mówię ci, stary, strach się tam pojawiać.

Brian zaśmiał się szczerze, przypominając sobie zachowanie własnej żony, kiedy była w ciąży.

– Niedługo to minie – pocieszył kolegę. – Jak tylko mały się urodzi, zobaczysz, że cały twój świat stanie na głowie.

– Taaa… – odparł bez przekonania Gareth. – A potem będzie tylko gorzej?

– A czego się spodziewałeś?

Przyjaciele znów się zaśmiali, po czym Gareth nagle spoważniał.

– Powiedz mi – przerwał na chwilę, gdy kelnerka stawiała piwa na stoliku – jak się ma Kevin? Coś się zmieniło, czy… – Chrząknął nerwowo. – No, wiesz.

Brian ciężko westchnął na samą myśl o synku.

– Bez zmian. – Wzruszył ramionami. – Cały czas z nim rozmawia, bawi się, ogólnie nie odstępuje go ani na krok.

– No tak. – Prawnik pokiwał smutno głową. – Wiesz, że każde dziecko przez to przechodzi. Prędzej czy później mu to minie.

– Ale ten Tim – Brian zrobił grymas, wypowiadając to imię – mnie przeraża. To nie jest normalne, stary. To nie jest przyjaciel, to raczej…

– Kto?

– Sam nie wiem. – Ciężko opadł na oparcie krzesła. – Nie mam pojęcia, o co w tym chodzi, ale nie podoba mi się to wszystko. Szczególnie, że ten cały Tim…

– Przypomina ci go?

Brian zmierzył kumpla wzrokiem i nieznacznie skinął głową. Jakby na dany przez kogoś znak obaj mężczyźni sięgnęli po kufle z piwem i pociągnęli po łyku.

– A co u Lindsay? – Gareth zmienił temat.

– Lindsay – adwokat zastanowił się i posłał przyjacielowi krzywy śmiech – jak to nastolatka. Łatwo nie jest. Sam zobaczysz już niedługo.

– Nie no, stary, weź mnie nie strasz. Mam nadzieję, że z moim dzieckiem nie będzie takich problemów i przejdzie ten okres w miarę łagodnie.

– Każdy rodzic mówi to samo – odparł ponuro Brian. – Na początku, bo potem wszystko wygląda inaczej.

* * *

– Gillian, kochanie, tak dawno się nie widziałyśmy! Opowiadaj, co u ciebie? Masz ochotę na lemoniadę? A może chcesz twoją ulubioną zimną kawę? Co? Tylko wodę? To może wrzucę parę kostek lodu, co ty na to? Taki dziś upał, że wszystko się klei! Jak tylko wróciłam z pracy, od razu wskoczyłam pod prysznic, a teraz, sama widzisz, znowu się ze mnie leje. To może posiedzimy na werandzie? W cieniu, oczywiście, ale i tak zaraz słońce zupełnie zajdzie, to zrobi się przyjemnie. Tak przecież nie da się w ogóle funkcjonować. Jest jak w saunie! Gdybym chciała tak się gotować, to przecież poszłabym…

Gillian przestała słuchać wywodów siostry. Wzięła z kuchni szklanki i dzbanek wody z lodem i poszła na werandę. Usiadła w swoim ulubionym miejscu, czyli w fotelu bujanym i czekając na Ginny, zaczęła się nieznacznie odpychać nogami od podłogi. Bujak był już stary, więc skrzypiał niemiłosiernie, lecz to jej w ogóle nie przeszkadzało. Było tutaj coś, co uwielbiała, co ją odprężało i pozwalało poukładać myśli.

Zamknęła oczy i wsłuchała się w leniwe odgłosy miasta powoli szykującego się do snu.

Delikatny powiew wieczornego wiatru okazał się zbawienny. W końcu było czym oddychać. Ledwie słyszalny szum liści, ptaki przelatujące między drzewami, szczekający gdzieś w oddali pies i śmiechy dzieci dochodzące z pobliskiego placu zabaw działały na nią kojąco.

– Twoje ulubione. – Gillian spojrzała na siostrę, która weszła na werandę, trzymając talerz z ciastkami. – Muszę je chować przed dziećmi, bo nic by nie zostało.

– No właśnie, a gdzie są dzieciaki?

– Jacob zabrał chłopaków do swoich rodziców. Powinni niedługo wrócić.

Gillian pokiwała głową i poczęstowała się ciastkiem z polewą czekoladową.

– Byłaś ostatnio u taty? – zapytała starsza siostra. – Pytał o ciebie.

– Byłam w zeszły weekend, ale mam zamiar niedługo się wybrać do niego. Tylko że teraz będę miała trochę mniej wolnego czasu.

– Dlaczego?

– Pewna rodzina szukała niani i tak sobie pomyślałam…

Gillian urwała pod wpływem spojrzenia siostry. Nagle coś sobie uświadomiła.

– No tak, Bradley ci powiedział.

– Wiesz, że martwi się o ciebie. Ciągle pamięta, co ostatnio się wydarzyło i…

– To co innego. Tym razem nie chodzi o nic takiego. Nic mi nie grozi, jestem tego pewna.

– Wtedy też tak mówiłaś, a potem…

– Ginny! – Gillian weszła jej w słowo. – Przecież wiesz, że przeczucia nigdy mnie nie zawodzą. Zobaczyłam ją… taką kobietę, która pokazała mi ten dom i ja… Rozumiesz, że muszę to sprawdzić. Muszę im pomóc, muszę…

– Nic nie musisz, Gill.

– Ona prosi mnie o pomoc – odparła cicho. – Muszę jej pomóc odnaleźć spokój.

Zapadła chwila ciszy, którą nagle przerwała Ginny.

– Bardzo ją przypominasz. Też uwielbiała siedzieć w tym fotelu i mówiła, że to pozwala jej się skupić. A potem przychodzili do niej i ona im pomagała. Mówiła to samo, co ty. Mówiła, że tylko ona może im pomóc, i że każdy ma prawo odnaleźć spokój. Że oni… że oni powinni stąd odejść.

– Ginny…

– Miała ten sam błysk w oku, takie samo spojrzenie, a potem przychodziły te wizje… Jesteś taka sama jak ona, wiesz? Nawet te twoje rude loki są takie same.

– Wiem, Ginny. Wiem – odparła ze smutkiem Gillian. – Najbardziej żałuję, że nie zdążyłam jej poznać.

– Mama oddała za ciebie życie i pewnie wtedy, podczas twoich narodzin, przekazała ci ten dar.

– Dlatego powinnaś tym bardziej mnie zrozumieć. – Rudowłosa nie dawała za wygraną. – Muszę pomóc tej kobiecie. Nie bez powodu skontaktowała się ze mną.

– Dobrze, Gill, jeżeli jesteś tego pewna. – Ginny westchnęła. – Ale uważaj na siebie. Jeśli tylko poczujesz, że coś jest nie tak, odpuść. Dobrze?

– Tak.

– Obiecujesz?

– Obiecuję. – Gillian posłała siostrze niewinny uśmiech.

– No dobra, a teraz opowiedz mi wszystko od początku. Tylko niczego nie ukrywaj. Co takiego widziałaś? I jak to się stało, że zatrudnili cię jako nianię?

* * *

Samantha siedziała w salonie i oglądała wieczorne wiadomości. Co chwila nerwowo spoglądała na zegarek. Nie wiedziała, czy bardziej martwi się, że w domu nie ma jeszcze córki, czy męża. Brian uprzedził ją, że wróci późno. Powiedział, że ma dużo pracy, jednak ostatecznie udało jej się od niego wyciągnąć prawdę. Chciał spotkać się z Garethem. Samantha podejrzewała, że wybiorą się na piwo. Ona z kolei była w stałym kontakcie z Jennifer, więc mogła potwierdzić, czy tym razem Brian rzeczywiście spotkał się z przyjacielem. Z drugiej jednak strony nie miała pewności, czy Gareth nie okłamałby żony tylko po to, żeby zapewnić przyjacielowi alibi. Tak przecież zdarzało się już kiedyś, kilka lat temu, kiedy to Brian wdał się w romans…

Głośny trzask drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Wstała i poszła na górę, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Skierowała się wprost do pokoju Kevina i ujrzała go zaglądającego do szafy.

– Co robisz, skarbie? – spytała, ale chłopiec nawet na nią nie spojrzał.

– Mamusiu, cicho – odparł szeptem. – Przecież widzisz, że szukam Tima.

– A gdzie on jest?

Słysząc to pytanie, chłopiec spojrzał na mamę takim wzrokiem, jakby nagle zamieniła się w wielkiego pająka.

– Przecież gdybym wiedział, to nie musiałbym go szukać.

– No tak, masz rację, skarbie. – Uśmiechnęła się pod nosem. – A może Tim już sobie poszedł? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Nie. On nigdy stąd nie odchodzi. Mamusiu, on tylko zniknął na chwilę. Na pewno gdzieś tu jest.

– Może pomóc ci szukać?

– Przecież wiesz, że on ci się nie pokaże.

– No tak, w końcu to jest tylko twój przyjaciel.

– No właśnie.

Kevin zmarszczył brwi i zaczął na nowo przeszukiwać cały pokój. Samantha uznała, że nic tu po niej, więc cicho się wycofała i zeszła na dół do salonu. Z powrotem usiadła na kanapie i spróbowała skupić się na prognozie pogody. Spikerka podawała, że te nieznośne upały nie odpuszczą jeszcze przez przynajmniej kilka dni.

Jej myśli wróciły do Lindsay, szesnastoletniej córki, która przechodziła okres buntu. Zarówno Sam, jak i jej mąż z niecierpliwością czekali, aż dziewczyna z tego wyrośnie, bo od mniej więcej roku nie dało się z nią wytrzymać. Samantha żywiła cichą nadzieję, że może Kevin nie będzie przechodził okresu dojrzewania w tak trudny sposób jak jego starsza siostra. Pocieszała się myślą, że podobno w przypadku dziewcząt wygląda to o wiele gorzej niż u chłopców. Ale któż to może tak naprawdę wiedzieć?

Po jakimś czasie usłyszała dobiegający z góry wesoły głos Kevina i tupot stóp. Domyśliła się, że znalazł Tima i teraz znowu bawią się razem, zapewne w berka. Cóż poradzić, pomyślała, widocznie brakuje mu rówieśników.

– Cześć, kochanie! Już wróciłem. – Usłyszała donośny głos męża. – Wszyscy w domu?

– Naszej córki nadal nie ma – odparła zdawkowo.

– Chyba powinna już wrócić o tej porze?

– Spróbuj jej to powiedzieć.

– No tak… To jak walka z wiatrakami.

Brian nachylił się i pocałował żonę w czoło, po czym usiadł obok niej i wziął ją za rękę.

– Co ci się stało?

Spojrzał na niewielką, lecz dość głęboką ranę na jej lewej dłoni.

– To nic takiego. – Samantha posłała mu blady uśmiech, gdyż od razu przypomniało jej się niepokojące zachowanie niani obserwującej ich dom. – Niechcący stłukłam szklankę.

– Musisz bardziej uważać…

– Daj spokój, Brian. – Machnęła ręką. – To zwykłe skaleczenie. Nic mi nie będzie.

– No dobrze. A czy Kevin…

– Tak, jest z Timem.

Zapadła niezręczna cisza.

– A jak ta nowa opiekunka? – Po chwili milczenia Brian zmienił temat. – Myślisz, że wytrzyma dłużej niż inne?

– Mam taką nadzieję, bo wydaje się bardzo sympatyczna. I Kevin ją polubił. Tylko że…

– Tylko że co? – Mężczyznę najwyraźniej zaniepokoił ton głosu żony, bo momentalnie odwrócił się, skupiając na niej całą swoją uwagę. – Coś z nią nie tak?

– W zasadzie to nie, jest bardzo miła, uśmiechnięta, uprzejma. Ładna dziewczyna, młodsza niż wszystkie poprzednie nianie. Pracuje w bibliotece miejskiej na pół etatu, więc lubi książki…

– To dobrze – wtrącił. – Może chociaż jej uda się przekonać Kevina do czytania.

– Też o tym pomyślałam. – Kobieta uśmiechnęła się blado.

– Więc o co chodzi?

– Potem, jak wyszła, stało się coś dziwnego…

– Co takiego, Sam? – Brian zaczynał się niecierpliwić.

– Zauważyłam, że Gillian, bo tak ma na imię, stała pod drzewem, wiesz którym, tym po drugiej stronie ulicy, i patrzyła na nasz dom.

– I? – Brian uniósł pytająco jedną brew.

– Nic. Po prostu to było dziwne – odparła i głośno wypuściła powietrze z płuc. – Jej mina… Och, Brian, nie umiem ci tego opisać. Stała taka skupiona, poważna, wyglądała zupełnie inaczej, niż… To znaczy, wyglądała tak samo, ale jakby inaczej…

– Sam… – Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie. – Czy ty nie przesadzasz?

– Ona patrzyła na nasz dom, ale wyglądała tak, jakby go wcale nie widziała – wypaliła Samantha.

– Słucham? – Tym razem Brian roześmiał się na głos. – Daj spokój, na pewno to nic nie znaczyło. Może dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała takiego budynku. Nie pamiętasz już, jak sami staliśmy godzinami i się przyglądaliśmy, zanim go w końcu kupiliśmy?

– Tak, to prawda, ale…

– Nie myśl o tym, kochanie. – Łagodnym ruchem przysunął żonę do siebie i przytulił. – To na pewno nic takiego. Jesteś przemęczona.

– Może i tak…

– Zobaczysz, że jak Gillian zajmie się Kevinem, będzie ci o wiele łatwiej. Będziesz mogła w spokoju pracować nad nowymi projektami.

– Chyba masz rację – odparła już spokojniej kobieta.

– Na pewno mam rację. – Tym razem pocałował żonę w czubek głowy.

Samantha chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, po czym zamknęły jeszcze głośniej. Małżonkowie usłyszeli głośne tupanie i domyślili się, że wróciła ich córka i to w niezbyt dobrym nastroju.

Przeszła obok nich, rzucając pod nosem krótkie „Cześć” i od razu ruszyła w stronę schodów.

– A dokąd to się wybierasz? – zawołał za nią ostrym tonem Brian.

– Do swojego pokoju! – rzuciła przez ramię już ze schodów.

– A może tak byś łaskawie powiedziała, gdzie byłaś tak długo?! – odkrzyknął.

– W galerii z koleżankami!

– A potem?!

– Poszłam do kina! Z nim! A niby gdzie miałabym być?!

Brian spojrzał na żonę, która od razu zrozumiała, że coś musiało się stać.

To, że ich córka nie wypowiedziała imienia swojego chłopaka, już samo w sobie wiele znaczyło. Małżonkowie nie pochwalali jej ostatniego wyboru miłosnego, ale gdy tylko próbowali coś powiedzieć na ten temat, wybuchała kłótnia. Nie mogli jednak milczeć, kiedy widzieli, że coś jest nie tak, więc Samantha przejęła pałeczkę i spytała:

– Lindsay, czy coś się stało?

– Zerwaliśmy! Jesteście zadowoleni?! – odkrzyknęła i trzasnęła drzwiami do swojego pokoju.

– Już ja jej pokażę takie zachowanie… – wypalił do żony Brian i zaczął wstawać z kanapy.

Kobieta westchnęła ciężko i położyła mężowi dłoń na udzie, powstrzymując przed działaniem.

– Lepiej ja z nią porozmawiam. W takich chwilach matki lepiej się spisują niż zdenerwowani ojcowie.

* * *

– Więc mówisz, że znowu ją widziałaś? Potem, jak wyszłaś od nich? – Ginny otworzyła szeroko oczy i przyglądała się siostrze. – Na… Na jawie też to masz?

– Tak – odparła cicho Gillian.

– Mama też potem widziała na jawie…

– Naprawdę?

– Yhy. Od jak dawna…?

– Dopiero niedawno. Wcześniej tylko mi się śnili, ale teraz…

– Czy to ma jakiś związek z tym, co przeżyłaś rok temu?

– Nie wiem, ale… – Młodsza siostra urwała na moment. – Myślę, że tak. To wtedy zaczęłam ich widzieć na jawie.

– Mówiłaś o tym Bradley’owi?

– Tak, chyba nawet ze dwa razy był wtedy obok. Widział mnie, jak…

– Jak co? – Ginny wyraźnie się zaniepokoiła słowami siostry.

– No wtedy. To jest takie dziwne uczucie… – Gillian zmarszczyła brwi. – Coś jakby ból głowy, trochę zaczyna mi szumieć w uszach, a na końcu…

– Tak?

– Trwa to zazwyczaj tylko chwilę, ale jak już się kończy, mam krew pod nosem.