Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
5 listopada – Noc Ognisk. Kobieta budzi się wewnątrz koszmaru. Związana i zakneblowana leży w samym środku ogromnego ogniska. Dym gęstnieje, panika narasta. Płomienie są coraz bliżej. Jak się tu znalazła?
Jedenaście miesięcy wcześniej Margot – niegdyś popularna, lecz dziś skompromitowana celebrytka – oraz jej oddana, choć zmęczona życiem przyjaciółka Anna z zaciekawieniem przyglądają się nowej sąsiadce. Na ich ulicę wprowadza się Liv – urocza, pełna wdzięku kobieta z idealną rodziną. Wkrótce między trzema kobietami rodzi się pozorna przyjaźń, ale pod warstwą uśmiechów i uprzejmości kryją się głęboko skrywane tajemnice.
Kiedy maski zaczynają pękać, a sieć kłamstw oplata trzy sąsiadki coraz ciaśniej, wraz z nadejściem Nocy Ognisk wszystko zmierza ku nieuchronnej tragedii.
Kto przetrwa, a kto stanie w ogniu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 393
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: You Killed Me First
Copyright © 2025 by John Marrs
This edition is made possible under a license arrangement originating with Amazon Publishing, www.apub.com, in collaboration with Graal, sp. z o.o.
Copyright © for the Polish translation by Elżbieta Pawlik, 2025
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025
Redaktorka inicjująca: Anna Rychlicka
Redaktorki prowadzące: Joanna Zalewska, Joanna Pawłowska
Marketing i promocja: Wiktoria Jadziewicz
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Magdalena Owczarzak, Magdalena Kawka
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl
Projekt okładki: Florian Rychlik
Ilustracje na okładce: © Fleur Kaan, © Anna Popović | Unsplash
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
ISBN 978-83-68610-18-5
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Prolog. 5 listopada, Noc Ognisk
Część pierwsza. LISTOPAD. JEDENAŚCIE MIESIĘCY PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 1. Margot
Rozdział 2. Anna
Rozdział 3. Liv
Rozdział 4. Anna
Rozdział 5. Margot
Rozdział 6. Liv
STYCZEŃ. DZIESIĘĆ MIESIĘCY PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 8. Margot
Rozdział 9. Liv
Rozdział 10. Margot
Rozdział 11. Anna
Rozdział 12. Liv
Rozdział 13. Navya, pierwsza
LUTY. DZIEWIĘĆ MIESIĘCY PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 14. Anna
Rozdział 15. Liv
Rozdział 16. Margot
Rozdział 17. Anna
Rozdział 18. Margot
Rozdział 19. Liv
Rozdział 20. Zain, drugi
MARZEC. OSIEM MIESIĘCY PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 21. Margot
Rozdział 22. Liv
Rozdział 23. Margot
Rozdział 24. Liv
Rozdział 25. Margot
KWIECIEŃ. SIEDEM MIESIĘCY PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 26. Margot
Rozdział 27. Liv
Rozdział 28. Anna
Rozdział 29. Margot
Rozdział 30. Jenny, trzecia
MAJ. SZEŚĆ MIESIĘCY PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 31. Margot
Rozdział 32. Liv
Rozdział 33. Margot
CZERWIEC. PIĘĆ MIESIĘCY PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 34. Liv
Rozdział 35. Margot
Rozdział 36. Liv
Rozdział 37. Warren, czwarty
LIPIEC. CZTERY MIESIĄCE PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 38. Margot
Rozdział 39. Margot
Rozdział 40. Anna
Rozdział 41. Margot
Rozdział 42. Margot
Rozdział 43. Anna
Rozdział 44. Ioana, piąta
Część druga. SIERPIEŃ. TRZY MIESIĄCE PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 45. Anna
Rozdział 46. Liv
Rozdział 47. Anna
Rozdział 48. Rok 2000. Dwadzieścia pięć lat wcześniej. Margot
Rozdział 49. Rok 2000. Anna
Rozdział 50. Rok 2000. Margot
Rozdział 51. Rok 2000. Anna
WRZESIEŃ. DWA MIESIĄCE PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 52. Rok 2025. Chwila obecna. Anna
Rozdział 53. Margot
Rozdział 54. Margot
Rozdział 55. Anna
Rozdział 56. Margot
PAŹDZIERNIK. JEDEN MIESIĄC PRZED NOCĄ OGNISK
Rozdział 57. Anna
Rozdział 58. Margot
Rozdział 59. Margot
Rozdział 60. Liv
Rozdział 61. Anna
Rozdział 62. Anna
LISTOPAD. NOC OGNISK
Rozdział 63. Anna
Rozdział 64. Liv
Rozdział 65. Margot
Rozdział 66. Anna
Rozdział 67. Anna
GRUDZIEŃ. MIESIĄC PO NOCY OGNISK
Rozdział 68. Liv
Rozdział 69. Anna
Rozdział 70. Margot
Rozdział 71. Anna
Rozdział 72. Anna
Rozdział 73. Margot
Rozdział 74. Anna
Rozdział 75. Margot
Rozdział 76. Anna
Rozdział 77. Margot
STYCZEŃ. DWA MIESIĄCE PO NOCY OGNISK
Rozdział 78. Anna
Rozdział 79. Liv
LUTY. TRZY MIESIĄCE PO NOCY OGNISK
Rozdział 80. Margot
Rozdział 81. Anna
Rozdział 82. Liv
Rozdział 83. Margot
Rozdział 84. Liv
Rozdział 85. Anna
Rozdział 86. Liv
Rozdział 87. Margot
SIERPIEŃ. OSIEM MIESIĘCY PO NOCY OGNISK
Rozdział 88. Anna
Epilog. Margot, ostatnia
Przypisy
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Dla Johna Russela, lepszej połowy Johna
Spalenie domu sąsiada nie sprawi, że twój będzie wyglądał lepiej
– Lou Holtz
Skoro zamierzasz mieć dwie twarze, niech chociaż jedna znich będzie ładna
– Marilyn Monroe
Budzą ją odgłosy trzaskania, skwierczenia i wystrzałów.
Otwiera oczy, ale jest zupełnie ciemno i kiedy próbuje coś dostrzec, wzrok się jej zamazuje. W głowie ją łupie, jakby ktoś rył w betonie młotem pneumatycznym. Ile wczoraj wypiłam?, zastanawia się. Nie przypomina sobie, żeby nawet najgorszy kac był choć w części tak obezwładniający jak ten. A może to coś bardziej złowieszczego? Czyżby miała wypadek, uderzyła się w głowę i straciła przytomność? A może to zawał podczas snu? Czy dlatego nie może się ruszyć ani niczego zobaczyć? Czyżby jej ciało stało się więźniem mózgu?
Wyczuwa zapach dymu. Z początku słabiutki i nie jest pewna, czy staje się silniejszy dlatego, że odzyskuje zmysły, czy dlatego, że rzeczywiście coś się pali. Czy to dom? Przepełnia ją bogobojny strach. Jej najgorszy koszmar. Próbuje usiąść na łóżku, ale nie może się ruszyć. Czuje, że jej dłonie, palce i stopy się poruszają, ale nie może ich unieść. Coś je powstrzymuje, przygniata je jakiś ciężar, tak samo jak resztę jej ciała.
Wciąż czuje się otumaniona, ale okazuje się, że panika potrafi otrzeźwić. Próbuje myśleć racjonalnie.
Nagle dociera do niej, że nie leży na materacu. Jej legowisko jest zbyt twarde, lodowato zimne, a jej ubrania wchłaniają wilgoć.
Wzrok powoli jej wraca i wie, że gdziekolwiek się znajduje, musi stąd uciec. Zaciska palce dłoni i zdaje sobie sprawę, że coś trzyma je razem – są złączone ciasno czymś, co przypomina folię spożywczą, ale nie rozciąga się ani nie rozdziera. To coś wydaje się grubsze niż plastikowa folia. Jest ściśnięta bardziej niż sardynka w puszce. Nie znalazła się tutaj przez przypadek. Ktoś ją tu umieścił. Dlaczego niczego nie pamięta?
Stąpa po cienkiej granicy pomiędzy dezorientacją i przerażeniem.
Rozlega się ogłuszająca eksplozja i kobieta krzyczy – albo przynajmniej próbuje. Coś nie pozwala jej otworzyć ust. Została zakneblowana. Mdli ją ze strachu, ale wie, że jeśli zwymiotuje, najprawdopodobniej zadławi się własnymi wydalinami. Kręci więc głową na boki, aż knebel zsuwa się na podbródek.
– Pomocy! – krzyczy najgłośniej, jak potrafi, ale nawet ona słyszy, jak żałośnie to brzmi. Jednak instynkt samozachowawczy, który był zarówno jej upadkiem, jak i zbawieniem przez te wszystkie lata, dodaje jej sił, dopóki nie rozlega się kolejna potężna eksplozja i zagłusza jej jęki.
Zaczyna kaszleć. Dym staje się gęstszy. Wierci się, próbując zaczerpnąć czystego powietrza, i kiedy przykłada ucho do ziemi, czuje, że coś w nim jest. Zanim zdoła się zorientować, co to, rozlegają się kolejne wybuchy, a przez szczeliny jej więzienia dostrzega wielokolorowe rozbłyski świateł.
I wtedy dociera to do niej z mocą kuli wyburzeniowej. Doskonale wie, gdzie jest i dlaczego nie może uciec.
Jest piąty listopada, a te wybuchy to fajerwerki.
Została uwięziona w samym środku płonącego ogniska.
Krzyczy i rzuca się na boki, wygina ciało. Ale folia, którą jest owinięta, ogranicza ruchy.
Nagle w jej kieszeni rozlega się wibrowanie, jakby telefonu, za którym podąża dzwonienie w uchu, i teraz dociera do niej, co w nim jest – bezprzewodowa słuchawka, umocowana u góry za pomocą haczyka. Dzwonienie nie ustaje, ale nie jest w stanie odebrać. Nagle przypomina sobie, że prawdopodobnie słuchawka posiada dotykowy panel, który wystarczy nacisnąć, żeby odebrać połączenie. Jeśli zdoła wyjaśnić temu komuś, kto dzwoni, co się dzieje, może będzie mógł jej pomóc?
Pociera uchem po podłożu, na którym leży, ale nic się nie dzieje. Unosi głowę najwyżej, jak potrafi, i uderza nią o ziemię. Boli i nie pomaga. Próbuje jeszcze raz i jeszcze raz, raz za razem, a ucho jej pulsuje po każdym uderzeniu. Tymczasem eksplozje wokół niej stają się coraz częstsze, a gorąc się potęguje.
I wtedy to się staje. W słuchawkach rozlega się czyjś głos.
– A więc się obudziłaś.
– Proszę, pomóż mi! – woła, z trudem wypowiadając każde słowo. – Ktoś chce mnie zabić i musisz…
Głos zamiera jej w gardle, kiedy dociera do niej znaczenie usłyszanych słów. Awięc się obudziłaś. Ktokolwiek to jest, wie, gdzie ona się znajduje.
– Proszę, wyciągnij mnie stąd – rzęzi.
– Myślisz, że ten cały trud był po to, żeby cię teraz uwolnić?
– Zrobię wszystko – błaga zdesperowana.
Wtedy rozlega się śmiech. I nagle rozpoznaje swojego rozmówcę.
– Nie wiem, czym według ciebie zawiniłam, ale przepraszam – szlocha. – Błagam cię, zrobię wszystko. Tylko mi pomóż.
– Przykro mi, ale nie mogę. Spłoniesz żywcem w ogniu, który sama wznieciłaś.
– Co? Dlaczego? Co ja ci zrobiłam?
Rozlega się śmiech tak krótki i ostry jak brzytwa.
– Powiem ci, co zrobiłaś. Ty zabiłaś mnie pierwsza.
Ze snu wyrywa mnie uporczywe pikanie i dźwięk silnika.
Zerkam przez szczelinę w żaluzjach w oknie mojej sypialni i zauważam wielką ciężarówkę przeprowadzkową zaparkowaną przed numerem dwadzieścia trzy – to dom naprzeciwko. Drugi pojazd w górze ulicy blokuje skrzyżowanie, ku irytacji rodziców śpieszących się, by odwieźć dzieci do szkoły. Mnie to jednak nie dotyczy, ponieważ moja dwójka chodzi sama. Tommy i Frankie są samodzielni, głównie dzięki moim zapewnieniom, że mogą mieć ograniczone oczekiwania co do tego, co jestem skłonna dla nich zrobić. W wieku lat jedenastu i dwunastu piorą własne ubrania, prasują mundurki do szkoły, przygotowują sobie śniadania i lunche oraz pakują szkolne plecaki. Dzięki temu mam więcej czasu niż przeciętny rodzic na wylegiwanie się pod moją bawarską kołdrą z wypełnieniem z gęsiego puchu.
Drzwi wejściowe znajdują się z prawej strony posiadłości nowych sąsiadów, przy drewnianym ganku z dwuspadowym daszkiem, ale jak na razie nie widziałam nawet czubka nosa kogoś innego poza pracownikami firmy przeprowadzkowej. Wiele jednak można się dowiedzieć o osobie, której się jeszcze nie spotkało, patrząc wyłącznie na otaczające ją rzeczy. Po pierwsze, zdecydowanie mają dzieci. Przynajmniej dwójkę, gdyż zauważyłam dwa rowery i dwie hulajnogi wnoszone na tył ogrodu.
Wygooglowałam land rovera defendera, który, odkąd się obudziłam, stoi zaparkowany na podjeździe, i dowiedziałam się, że ten model jest wart co najmniej osiemdziesiąt pięć tysięcy funtów. Ale może być w leasingu. Nie widzę błota na oponach, więc zakładam, że jak w przypadku większości posiadaczy land roverów jest to raczej demonstracja statusu niż praktyczne zastosowanie.
Trudno mi się przyjrzeć wnoszonym meblom, ponieważ większość szczelnie owinięto folią bąbelkową. Ale jest kilka elementów, które rozpoznaję – kredens z ciemnego drewna z Rockett St George, mam go w koszyku sklepu online od wieków, i mahoniowa komoda z szufladami z Made. Żaden z tych mebli nie jest tani. Kątem oka zerkam na regał na książki Billy z Ikei stojący w rogu mojego salonu. Nicu upierał się, że nie trzeba go wymieniać. Coś mi mówi, że całkiem niedługo półki „przypadkiem” się zarwą.
Mija kolejne pół godziny i ku mojej frustracji wciąż nie ma ani śladu osób, które się wprowadzają. Dom należał kiedyś do Sue i Pete’a Cooperów, a wszystko, co Sue wiedziała o urządzaniu wnętrz, dałoby się zmieścić na odwrocie paragonu z Dunelm. Nie chcę się przechwalać, ale to zrobię – mam wyczucie tego, co gdzie powinno stanąć i dlaczego. Mój instynkt jest tak trafny, że moglibyśmy sobie uścisnąć dłonie z Philippe’em Starckiem. Kiedy więc Sue poprosiła mnie o pomoc, oczywiście się zgodziłam. Uznałam to za pracę charytatywną. A zaraz po tym, jak skończyłyśmy, oświadczyła, że zaproponowano jej posadę w Microsofcie w Teksasie, i nie minął miesiąc, jak wsiedli w samolot i odlecieli. Niektórzy ludzie myślą tylko o sobie.
Przez kilka ostatnich lat dom był wynajmowany. Trzy rodziny wprowadziły się i zaraz wyprowadziły. Nie ma sensu zaprzyjaźniać się z wynajmującymi, ponieważ wiadomo, że są tylko tymczasowi. Poza Anną, bo ona zdaje się koczować dłużej niż większość mieszkańców domu naprzeciwko, który obserwuję. Kiedy ostatni lokatorzy odeszli w siną dal, Nicu wystraszył mnie na śmierć sugestią, że teraz to miejsce stanie się azylem dla uchodźców. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, nie jestem zupełnie przeciwna ich obecności – wojna, bieda, przesiedlenia, bla, bla, bla – wiem, że muszą gdzieś mieszkać. Ale dlaczego właśnie tutaj? Napisałam maila do przewodniczącego rady parafialnej, wyrażając moje obawy, a on uznał, że jestem rasistką, co jest niedorzeczne. Oddałabym nerkę za randkę z Idrisem Elbą.
Ku mojej uldze wkrótce potem przed domem pojawił się znak agencji nieruchomości z napisem SPRZEDANE. Nastąpiły miesiące hałasów, wywozów śmieci i furgonetek firm remontowych, gdy to miejsce zostało dosłownie wypatroszone. Nowi właściciele wymienili wszystko, zainstalowali nową kuchnię w stylu Shaker oraz takie same cztery łazienki i en-suite. Zrobiłam zdjęcie pustych pudeł w śmietniku i sprawdziłam marki, o których nigdy nie słyszałam. Nie oszczędzają na wykończeniu. Nie znoszę takich pokazówek.
Ciekawość w końcu bierze nade mną górę i postanawiam pójść tam i się przedstawić. W drodze do łazienki mijam choinkę ustawioną przed dużym oknem na półpiętrze, żeby sąsiedzi mogli ją podziwiać. Jest po prostu zjawiskowa. Dzieci mają swoją, udekorowaną tandetnymi krzykliwymi bombkami bez jednolitego wzoru lub schematu kolorów, która tkwi schowana przed ludzkim okiem w jadalni. Biorę prysznic, wkładam ołówkową spódnicę oraz zwykły T-shirt, nakładam lekki makijaż, a następnie mokrą chusteczką przecieram moją bransoletkę z Pandory i diamenty w pierścionku zaręczynowym od Tiffany’ego. To dodaje im blasku. Po starannym wybraniu drogiej butelki wina z szafki z winami oraz pięknej torebki prezentowej jestem gotowa, by zrobić wrażenie.
Znajduję się w połowie drogi, gdy w drzwiach swojego domu staje Anna.
– Cześć – mówi radośnie i macha do mnie ręką. – Wcześnie wstałaś. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam cię na nogach przed południem.
Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, pewnie musiałabym nałożyć warstwę kremu antyseptycznego na oparzenie. Ale wszystko, co mówi Anna, jest nieszkodliwe, niegroźne i entuzjastyczne. To taki typ osoby, który klaszcze, gdy pilot bezpiecznie wyląduje. Mimo to wszyscy wiedzą, że od nadmiaru słodyczy można się nabawić cukrzycy typu drugiego.
– Pomyślałam, że wyjdę poznać naszych nowych sąsiadów.
– Ja tak samo – odpowiadam, chociaż czuję się nieco zirytowana. Jako najstarsza mieszkanka naszej ulicy uważam, że to ja powinnam być przewodniczącą komitetu powitalnego. – Przeprowadzka na dwa tygodnie przed świętami nie wprawiłaby mnie w zbyt świąteczny nastrój – dodaję.
– Właśnie dlatego kupiłam to – stwierdza i wyciąga rękę z pojemnikiem Tupperware, delikatnie potrząsając ciasteczkami mince pies znajdującymi się w środku.
Powstrzymuję grymas.
– Sama je upiekłaś?
– Oczywiście – stwierdza takim tonem, jakby nigdy w życiu nie przyszło jej do głowy jechać do najlepszej cukierni w mieście, kupić je i podarować jako własny wypiek.
– Bardzo w stylu Bree Van de Kamp.
Jej wzrok mówi mi, że nie złapała analogii do Gotowych na wszystko. Przy niej czasami czuję się na dużo starszą niż moje prawie czterdzieści lat. Pokazuję mój prezent powitalny.
– Wielkie umysły myślą podobnie. – Anna się uśmiecha.
Wcale nie. Gdyby tak było, nie karałaby swojego ciała, ubierając je w supermarketowe marki ubrań.
Podchodzimy do brukowanego podjazdu i kierujemy się w stronę drzwi frontowych. To największy dom na naszej uliczce, jednak nie w całym miasteczku. Ma sześć sypialni – o dwie więcej niż ja i Nicu – oraz basen, którego skrycie zazdrościłam każdemu, kto tu mieszkał.
Dwuskrzydłowe dębowe drzwi są otwarte, więc zaglądamy z ganku do środka. Ekipa przeprowadzkowa rozpakowuje meble. Anna puka z siłą wiewiórki rozłupującej orzech włoski o trawnik, więc chwytam za czarną kołatkę i walę nią cztery razy.
Nikt nie zwraca na nas uwagi i już mam powtórzyć całą akcję, gdy głos za naszymi plecami sprawia, że prawie wyskakuję ze skóry.
1 Bonfire Night – Noc Ognisk, znana też jako Noc Guya Fawkesa lub Noc Fajerwerków, albo po prostu Noc 5 listopada. Jest to brytyjskie święto obchodzone 5 listopada, upamiętniające nieudany „Spisek Prochowy” (Gunpowder Plot) z 1605 roku, kiedy to Guy Fawkes i jego wspólnicy próbowali wysadzić budynek Parlamentu. Tradycyjnie świętuje się je poprzez palenie ognisk i pokazy fajerwerków [wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki].