Zabić z miłości - Jana Talaj - ebook

Zabić z miłości ebook

Jana Talaj

5,0

Opis

Pasja i pożądanie. Miłość do bursztynu i słabość do przystojnych mężczyzn. i zdrada, którą trzeba ukarać.

Aneta uwielbiała taniec i kryminały, wiodła szczęśliwe życie u boku Łukasza dopóki nie okazało się, że mąż ją zdradza. Po rozwodzie postanawia odmienić swoje życie. Otwiera ekskluzywny sklep z bursztynową biżuterią.Adorowana przez przystojnych klientów ulega ich urokowi i wdaje się w kolejne związki. Czy nikt więcej jej nie skrzywdzi? Czy znajdzie miłość życia i stabilizację jakiej pragnie ponad wszystko? Zdrady się nie wybacza. Ale czy byłaby zdolna Zabić z miłości?

Opowieść o pasji i pożądaniu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 246

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © by Jana Talaj

Copyright © by W. L. Białe Pióro

Warszawa 2023

Projekt okładki: Izabela Surdykowska-Jurek

Redakcja: Agnieszka Kazała

Korekta: Izabela Durasiewicz

skład i łamanie: WLBP

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie: I, Warszawa 2023

Patroni:

Bibliotekarka Natalka

Ewelina czyta – Ewelina Górowska

Ewelkowe czytanie – Ewelina Górecka

ISBN: 978-83-66945-48-7

Prolog

Zapukała cicho i, słysząc przytłumione mruknięcie zza drzwi, weszła do jego pokoju. Jej kochany, cudowny, przystojny, opiekuńczy i zabawny mąż siedział jak zwykle przed konsolą komputerów zajęty pracą programisty dla jednej z wielkich międzynarodowych korporacji.

Poczuła rodzaj tkliwości, patrząc na jego pochylone, lekko zaokrąglone plecy i głowę pełną bujnych włosów. W pokoju unosił się zapach wody po goleniu, którą podarowała mu wraz z innymi prezentami na zeszłe urodziny. Usiadła na moment w fotelu, który stał w rogu przy lampie, przeznaczony do czytania książek. Lubiła atmosferę ciszy i skupienia w tym sanktuarium pracy, które tak przytulnie urządził, i podziwiała jego czystość i schludność. Na parapecie okna stały równiutko poustawiane małe kaktusy w doniczkach, które przywoził z różnych krajów, będąc tam na wakacjach. Regały zapełnione pod sufit książkami czyniły to miejsce przytulnym, a wygodny fotel w którym właśnie siedziała zapraszał do odpoczynku i zagłębienia się w lekturze. Często więc przychodziła tu, aby poczytać, kiedy on pracował. Tym razem przyszła jednak po coś innego. Również nie po to, aby powiadomić go, że kawa albo posiłek są gotowe i stoją na stole. Chociaż z braku czasu ostatnio rzadko gotowała, to kiedy tylko miała wolną chwilę starała się dogodzić mu również w sposób kulinarny, co bardzo doceniał. Kiedy się poznali, miała już jednak ten swój salon mody i biżuterii i właściwie całe jej życie skupione było na pracy zawodowej. On nigdy nie narzekał. Był z niej wręcz dumny – że jest kobietą niezależną i że ma żyłkę do interesów. Nie miał o nic pretensji i był bardzo wyrozumiały. Po prostu ideał, poza tym jednym problemem, który niestety wkradł się do ich wspólnego życia, a o którego istnieniu nie mogli nawet mieć pojęcia przed zawarciem ślubu. W ogóle wszystko tak okropnie się skomplikowało, kiedy na wydanym przez nią party poznała tego obrzydliwego samca i okazała się zbyt słabą, aby zapobiec nieszczęściu. Należało wyznać mu prawdę tak, jak o to niejednokrotnie prosił. Teraz na wszystko było już za późno. Zresztą, co tu dużo gadać. Sam okazał się podłym oszustem. Dokładnie takim samym jak jej eks, Łukasz. Już nie wiedziała, czy to jakiś pech ją prześladuje, czy zwyczajnie los sobie z niej ponownie zakpił. Bo przecież… ile może wytrzymać kobieta, która zawsze chce dla wszystkich dobrze, ale życie wciąż kładzie jej kłody pod nogi.

Do decyzji dojrzała szybko. Tak, to było na pewno wtedy, kiedy ta bezczelna dziewucha z wydętym brzuchem pojawiła się w ich domu. Tego było za wiele na jej i tak już mocno zszarpane nerwy. Mąż zawiódł ją na całej linii, pomimo że tak bardzo go kochała. Nie była w stanie mu wybaczyć. A może zwyczajnie nie chciała?

Wstała z fotela i podeszła kilka kroków do krzesła, na którym siedział i pracował jej mąż. Nie zareagował wpatrzony nadal w ekran wielkiego komputera, na którym widniały kolumny białych cyferek na czarnym tle. Nagle westchnął, wyprostował się i przeciągnął. Odskoczyła lekko krok do tyłu.

– Jeszcze tylko chwila, kochanie, i będę gotowy – mruknął bardziej do siebie pod nosem, niż do niej i ponownie pochylił przed ekranem.

Część I. Petit Paris

Rozdział 1.

Aneta rozejrzała się po prawie pustym, obszernym domu, który wraz z Łukaszem wystawili przed kilkoma dniami na sprzedaż. Willa w jednej z nowopowstałych, dość zamożnych dzielnic na obrzeżach Gdyni, prezentowała się bardzo ładnie w otoczeniu bujnej zieleni sporego ogrodu. Pielęgnowała i dbała o ten ogród i dom z miłością i zaangażowaniem od czasu, kiedy przed siedmioma laty się tu wprowadzili. Niebieskie i różowe hortensje zaczęły już przekwitać, ale za to egzotyczny krzew oleandra, którego odnóżki przywiozła kilka lat temu z wakacji w Grecji, właśnie rozwinął pączki, ozdabiając pięknie wejście. Był początek czerwca, słońce przyjemnie świeciło na niebie pokrytym tu i tam białymi chmurami, pachniało latem. Aneta wyszła na taras, rzucając spojrzenie na ogród i ciche uliczki w spokojnej okolicy. Zrobiło się jej po raz kolejny niesamowicie przykro na myśl, że te całe siedem lat życia z Łukaszem, w które włożyła swoją miłość i całą energię, w tak banalny sposób zostało przerwane, i że wszystko, czemu się w tym czasie poświęciła, poszło na marne. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Zrezygnowała z pracy zawodowej z chęci bycia dobrą żoną w zadbanym, pełnym szczęścia domu. Może był to przestarzały model myślenia, ale przecież on, Łukasz, tak dobrze zarabiał. Poślubiając wówczas tego, wydawałoby się bardzo w porządku, przystojnego szatyna, o cechach charakteru jakie jej odpowiadały, nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że wywinie taki numer. Skąd bowiem, wówczas jeszcze młoda i niedoświadczona, mogła przypuszczać, że po kilku latach małżeństwa wkradnie się do ich związku szara codzienność, rutyna, a co za tym idzie – nuda. Jej to nie przeszkadzało, ale Łukasz w końcu zapragnął odmiany.

Suczka Fiona, która była jej towarzyszką już od kilku lat, obwąchiwała świeżo wyrosłe na grządkach rośliny, jakie Aneta posadziła wczesną wiosną w przydomowym warzywnym ogródku. Ten ogródek był jej pasją, tak samo jak i kwiaty, które uwielbiała.

Co ja zrobię z tą psiną? – zastanawiała się, patrząc na psa, który wszedł już w dojrzałe lata. – Łukasz z pewnością nie będzie chciał zabrać jej do siebie zajęty pracą i tą jego nową dziewczyną, no a ja będę musiała znaleźć najpierw jakieś inne lokum. Może na ten czas zawiozę Fionę do rodziców – postanowiła po chwili namysłu. Wyszła na ulicę i poprawiła lekko skrzywiony od wiatru baner na ogrodzeniu głoszący o sprzedaży. – Przynajmniej tych siedem wspólnych lat opłaciło się na tyle, że po sprzedaży będę mogła zacząć nowe życie z pewnym zapasem gotówki. – Anecie prawnie należała się połowa domu, który zakupili wspólnie, częściowo na raty, już po zawarciu związku małżeńskiego. Łukasz, który wystąpił o rozwód zobowiązał się nawet do spłaty reszty kredytu, byle tylko żona nie robiła mu problemów. Mogła się więc spodziewać około trzystu tysięcy złotych gotówki na start, co było już sporą sumą. Podlała jeszcze ogród i zmiotła kilka zeschniętych liści. Po czym udała się do toalety na parterze, aby obmyć z kurzu twarz i ręce. Spojrzała w lustro, które ukazało w odbiciu postać nadal młodej i atrakcyjnej, ale przybitej ciężarem nowego bolesnego doświadczenia, kobiety. Spływające na ramiona blond włosy z widocznym odrostem przy pasemkach sprawiały wrażenie dość zaniedbanych. Błękitne oczy jakby straciły blask od łez płaczącej po nocach w poduszkę Anety, a ładny prosty nos, odejmujący jej w normalnych warunkach lat, stał się mocno zaczerwieniony na czubku od wiecznego wycierania. Patrząc długo w lustro, zdała sobie nagle sprawę z tego, że pomimo całego rozczarowania osobą męża, nie wolno jej się poddać i popaść w głęboką rozpacz. Była przecież jeszcze młoda, dopiero co przekroczyła trzydzieści dwa lata. Obmyła twarz zimną wodą i poprawiła makijaż. – Muszę się pozbierać i odbić od dna. Co było, minęło. Trudno. Teraz zacznę nowe życie, a Łukasz ach… do diabła z nim i tą jego kochanicą! Dobrze, że nie mamy dzieci. Przynajmniej jeden problem z głowy – pomyślała na pocieszenie. Wyszła z łazienki i zawołała psa. Postanowiła dla odprężenia pojechać na zakupy. Zawsze tak robiła, kiedy zbytnio przygniatały ją jakieś problemy. Zamknęła drzwi wyjściowe domu z wbudowanym systemem alarmowym i starannie wpisała szyfrujący pin w smartfonie. Zadzwoniła po taxi, która już po dwóch minutach podjechała z pobliskiego postoju. – Do centrum handlowego „Klif” w Orłowie – zwróciła się do taksówkarza.

Nim zajechała na miejsce, niebo zaciągnęło się chmurami. I chociaż był to początek lata, wysiadając z taksówki, zbyt lekko ubrana w cienką wiosenną kurteczkę, poczuła przejmujące zimno wiatru z północy. Przywiązała psa do słupka przed wejściem i szybko schroniła się w ogromnym hangarze z dziesiątkami sklepów, barów, kafejek i wszelkich dostępnych usług. Właściwie nie potrzebowała uzupełniać garderoby, bo szafę miała wypełnioną wieloma drogimi i ładnymi ciuchami, jednak dla poprawienia nastroju postanowiła kupić kilka T-shirtów i jedną może dwie letnie sukienki. Podczas zakupów, często przeglądając się w wielkich lustrach przebieralni, doszła do wniosku, że powinna zrzucić przynajmniej dwa kilogramy, i że jej włosy są naprawdę w opłakanym stanie. Tak, wizyta u fryzjera była koniecznością, szczególnie że na zbliżającą się sprawę rozwodową chciała wyglądać ładnie i świeżo, by nie sprawiać wrażenia pokonanej przez rozpacz ofiary. Miała swoją dumę, więc po zakupach zjechała windą na parter, gdzie znajdował się salon fryzjerski. Wcześniej korzystała z usług tego zakładu i na ogół bywała zadowolona.

Już przy myciu włosów poczuła odprężenie, a po nałożeniu farby na balejaż, z filiżanką kawy w ręku usiadła w wygodnym fotelu i z przyjemnością obserwowała pracujące fryzjerki, które wydawały się zadowolone i zaangażowane w pracę. Do zakładu bocznym wejściem wchodzili również mężczyźni, aby poddać się zabiegom cięcia modnej fryzury ze zbyt długich włosów. Panowała tu ogólnie miła i luźna atmosfera. Zapach farb i kosmetyków mieszał się z aromatem kawy, co jednak nie przeszkadzało. Z głośników sączyła się przyjemna muzyka, klientki rozmawiały z fryzjerkami pracującymi nad udoskonaleniem ich wizerunku. W pewnym momencie Anecie przyszło na myśl:

A gdybym to ja otworzyła taki salon fryzjerski gdzieś w centrum Trójmiasta – Nie miała najmniejszego pojęcia o fryzjerstwie, toteż pomysł wydał jej się wręcz absurdalny. Stłumiła chichot, jaki ją nagle ogarnął. Nie śmiała się już od dobrych dwóch miesięcy, czyli od czasu, kiedy Łukasz wyjawił jej prawdę o nowym związku z rudowłosą kobietą i po szoku, jakiego doznała po tej wiadomości. Później nastąpiła faza pogodzenia się z nową sytuacją oraz przyszły pytania: Co dalej? Jak przetrwać bez finansowego zabezpieczenia ze strony męża, do którego przez lata tak się przyzwyczaiła? Stanęła nagle przed wielkim dylematem, mając wrażenie, że cofnęła się w przeszłość o kilka ładnych lat. Miała wprawdzie ukończoną Wyższą Szkołę Zarządzania i Biznesu, ale nigdy dotąd nie pracowała w wyuczonym zawodzie. Od czasu, kiedy pobrali się z Łukaszem, przy jego dobrych zarobkach, wolała być w domu, aby troszczyć się o ognisko domowe i może kiedyś, w przyszłości, ich wspólne dzieci. Chętnie gotowała, lubiła porządek i to, aby wszystko zapięte było na „ostatni guzik”. Dbała również o swój wygląd, figurę oraz zdrowie. Nie chciała należeć do tych zagonionych pracą zawodową kobiet, które dopiero o siódmej wieczorem pojawiały się u kosmetyczki czy u fryzjera i zmęczone całym dniem harówki wierzyły, że te zabiegi sprawią cuda. Ona miała swój uregulowany rytm dnia, który zaczynał się od joggingu jeszcze przed śniadaniem. Przywiązywała też wagę do zdrowego odżywiania, często przyrządzała wegetariańskie dania z produktów bio. W wolnych chwilach czytała książki, a wieczory spędzali wspólnie z mężem na rozmowach przy kolacji, później oglądali horrory albo kryminały, które Aneta uwielbiała. Kiedy tylko Łukasz miał wolne od pracy albo w niektóre weekendy, wybierali się do klubów, aby potańczyć, względnie na koncerty muzyczne. Spotykali się też ze znajomymi, najczęściej Łukasza z pracy, i przy dobrej pogodzie organizowali wspólne wypady na łono natury. Dwa, trzy razy do roku wyjeżdżali na wakacje za granicę, co było każdorazowo miłym przeżyciem i odmianą dla obojga. I wszystko wydawało się w najlepszym porządku, poza tym, że w łóżku brakowało ostatnimi laty tego ognia, jaki płonął na początku ich małżeństwa. Jak mogła przypuszczać, że pewnego dnia w jej szczęśliwym, spokojnym życiu nagle wszystko runie, jak za uderzeniem pioruna, i to z powodu, którym okazał się romans, a później trwały związek męża z tą wstrętną kobietą o czerwonych włosach. Teraz było już za późno, aby prosić czy błagać, poza tym Aneta nie czuła się winną i miała wystarczająco własnej dumy, żeby nie upokarzać się przed facetem, którego przecież przez lata kochała i któremu pozostawała wierną. Faktem było też, że przez te siedem lat tak się do siebie już przyzwyczaili i wręcz sobie spowszednieli, że rzeczywiście trudno było mówić o jakichś większych wzlotach w ich małżeństwie. Do tego Łukasz ostatnimi czasy nagminnie namawiał ją do podjęcia jakiejś pracy, na co ona nieustannie odpowiadała: „Dlaczego? Przecież tak jest dobrze”. No i w końcu poznał tę kobietę, zatrudnioną w firmie, w której pracował i, najwyraźniej z czystej chęci odmiany, oznajmił Anecie, że chce rozwodu.

Fryzjerka poprosiła ją do ponownego umycia głowy. Wkrótce potem miała nastąpić najprzyjemniejsza część – strzyżenie i układanie włosów. Po spłukaniu farby, wyjaśniła młodej fryzjerce, o jaki efekt końcowy jej chodzi i zagłębiła się ponownie w swoje myśli. Obserwując zręczne ruchy dziewczyny, machającej sprawnie nożyczkami przy podcinaniu końcówek, Aneta już niemal obsesyjnie zastanawiała się, co też ma zrobić dalej? Wiedziała, że Łukasz nie będzie robił jej problemów przy podziale majątku i praktycznie wszystko jej należne, poza tym nowym volkswagenem, który wziął na raty, otrzyma co do złotówki. Była to dość duża suma, jednak nie na tyle, aby kontynuować życie w komforcie, do jakiego się przyzwyczaiła.

Mam dwa wyjścia – rozważała. – Albo za te pieniądze kupię skromne mieszkanie w jednej z dzielnic Trójmiasta i poszukam pracy, albo zainwestuję gotówkę w jakiś biznes. – Perspektywa zamieszkania w lokalu typu budownictwa socjalistycznego z góry napawała ją niechęcią, a przy tak dużym wzroście cen mieszkań w ostatnim czasie, nie sądziła, że uda się jej kupić nowe, choćby dwupokojowe. Potrzebowała też samochodu, bo perspektywa dojazdów do pracy komunikacją miejską, przyzwyczajonej do korzystania z taksówek albo z auta męża kobiecie, nie wchodziła w grę. W ogóle życie z jakiejś średniej pensji i ta zależność od pracodawcy, który w każdej chwili miałby prawo ją zwolnić, rysowały się w głowie Anety jak jakiś koszmar. Na dobre stanowisko w dużej firmie nie mogła liczyć, bo choć była jeszcze w miarę młoda i nawet atrakcyjna oraz posiadała wykształcenie, brakowało jej niestety lat praktyki. Mogłaby za to poznać jeszcze kogoś – nowego partnera do wspólnego życia. Pytanie tylko kiedy miałoby to nastąpić i czy w ogóle?

Fryzjerka modelowała jej przycięte do ramion włosy, a ona patrząc na jej ruchy i obserwując w odbiciu lustra zakład, czuła, że coraz mocniej wzrasta w niej chęć rzucenia się na „głęboką wodę” i spróbowania sił w tak zwanej prywatnej inicjatywie.

Czemu nie miałby to być na przykład salon fryzjerski? – przyszło jej ponownie do głowy. – Taki sam interes, jak każdy inny, a przecież zarządzania i rachunków nauczyli mnie w szkole. Wystarczy wynająć pomieszczenie, zakupić sprzęt i wyposażenie i zatrudnić kadrę, a z buchalterią to już sobie poradzę! Pomysł dojrzewał szybko. Po zapłaceniu rachunku i wrzuceniu obowiązkowego napiwku do kieszonki młodej fryzjerki, pożegnała się zadowolona nie tylko z ładnego uczesania, ale i z nowo powstałego projektu w jej głowie. Wyszła przed Centrum przekonana, że znalazła rozwiązanie na dalsze życie. Odwiązała od słupka suczkę, która widząc panią, z obłędną radością zamachała ogonem i wspięła się na obie łapki. Aneta nagrodziła ją kawałkiem psiego przysmaku, jakie zawsze miała przy sobie. – Chodź, suniu, pojedziemy teraz do Eweliny. Muszę przecież komuś zwierzyć się z nowych planów. Już długo się nie widziałyśmy, a ona nawet nie odbiera telefonów. Pewnie znowu ma tę jej malarską fazę i nie chce nikogo widzieć, no ale jak usłyszy te wszystkie wiadomości… Ona mi z pewnością coś doradzi, chociaż o biznesie nie ma zielonego pojęcia. Maluje nadal te jej piękne obrazy, ale ledwo wiąże koniec z końcem. Już tyle razy namawiałam ją, żeby zajęła się grafiką komputerową. To jest na czasie i z pewnością bardziej się opłaca. Przecież teraz wszyscy gapią się tylko w komputery, a malarstwo… to już inna epoka. Poza tym, dzieła sztuki kupują tylko bardzo zamożni.

Wsiadła do taxi i ponownie, obiecując napiwek za przewóz psa, kazała zawieźć się do centrum na ulicę Świętojańską w Gdyni, która w lecie zapełniała się turystami przyjeżdżającymi nad morze. Po krótkim kursie z Orłowa już po dziesięciu minutach dzwoniła do drzwi znajomej.

– Aneta! – Ewelina, długoletnia przyjaciółka jeszcze ze szkoły podstawowej, przyjęła ją ze szczerą radością, pomimo że nie lubiła odwiedzin, kiedy właśnie miała twórczą wenę i, tak jak przypuszczała Aneta, zajęta była właśnie malowaniem kolejnego obrazu.

– Mam nadzieję, że nie zrzucisz mnie od razu ze schodów, bo widzę, że znowu pracujesz. – Aneta spojrzała wymownie na poplamiony mocno farbami fartuch drobno zbudowanej, wysokiej szatynki o szaroniebieskich oczach.

– No coś ty! Wchodź do środka. Tak długo się nie widziałyśmy!

– Wydzwaniałam do ciebie kilkakrotnie, ale zero reakcji. Pomyślałam, oho, Ewelina tworzy.

– Tak, znowu mnie naszło. – Śmiała się przyjaciółka, jednocześnie zrzucając fartuch i wskazując Anecie fotel dla gości.

W dość sporym atelier na pierwszym piętrze starego, ale wyremontowanego domu o dużych wysokich oknach, dzięki którym pracownia była jasna i słoneczna, czuć było zapach farb i terpentyny. I właśnie dla tego dobrego światła, które potrzebne było Ewelinie do pracy i jednocześnie ze względu na położenie lokum w samym sercu miasta, wynajęła je za ciężkie, jak podkreślała, pieniądze. Do atelier przylegał mały pokoik, w którym miała urządzoną sypialnię, a także minikuchnia i łazienka z wanną.

Po chwili gospodyni wróciła z dzbankiem kawy i kawałkiem ciasta i, częstując gościa, stwierdziła:

– Jesteś prosto od fryzjera, ale taka jakaś bladziutka. Coś nie tak? Ile to my się nie widziałyśmy? Będą chyba ze dwa miesiące.

– Tak, ty byłaś zajęta, a mnie w tym czasie świat wywrócił się do góry nogami. Jak ci powiem, to nie uwierzysz.

– Opowiadaj. Umieram z ciekawości.

– Wyobraź sobie – Aneta wstrzymała na chwilę oddech – rozwodzimy się z Łukaszem.

– Co ty powiesz? Czyli jednak.

– Niestety moje przypuszczenia się potwierdziły, choć sama jeszcze w to nie wierzę. Tak, Łukasz ma na boku babę i to już od długiego czasu.

– A co to za jedna? Znasz ją?

– Znam tylko z widzenia. To pracowniczka firmy, dla której on pracuje.

– No tak. To klasyk – westchnęła Ewelina.

– Powiem ci, że chociaż początkowo mnie to potwornie przybiło, zdążyłam się już otrząsnąć i nawet od dzisiaj mam plan na nowe życie!

– Wow! Mów dalej. Swoją drogą nie spodziewałam się takiego świństwa po Łukaszu. Sprawiał wrażenie zadowolonego z życia.

– Tak szczerze? Wielka namiętność wygasła już po dwóch latach. No, a później to była już tylko zwykła rutyna. Rozumiesz, co mam na myśli?

Ewelina skinęła głową.

– Co w związku z tym teraz zamierzasz? – dopytywała.

– Wpadł mi do głowy pomysł otwarcia salonu fryzjerskiego.

– Co?! Przecież o fryzjerstwie nie masz zielonego pojęcia, chyba tylko jako klientka. Czy… czy ten pomysł przyszedł ci do głowy, kiedy siedziałaś w fotelu w zakładzie podczas mycia włosów?

– Dokładnie tak!

– I mówisz to naprawdę poważnie?

– Śmiertelnie poważnie. – Aneta zrobiła srogą minę i jak na komendę obie się roześmiały. – Ale tak serio, chcę się tym zająć, kiedy tylko sprzedamy nasz dom.

– Ten wasz piękny dom! Taka szkoda…

– Za te pieniądze otworzę zakład fryzjerski na europejskim poziomie.

– No, no. Odważny plan.

– A ciebie chciałabym prosić, żebyś mi trochę w tym pomogła.

– Mnie?! Akurat mnie? – Ewelina potarła ręką czoło, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć.

– Powiedz, ile tak średnio sprzedajesz obrazów w ciągu roku?

– Pięć, sześć…

– Widzisz. To chyba na nadmiar gotówki nie narzekasz, przy cenie za jaką je oferujesz.

– To prawda. Byle jakoś przeżyć. Szczególnie teraz, po podwyżce czynszu.

– Widzisz. Ja chcę ci zaproponować stałą pracę na pół etatu tak, że jeszcze będziesz miała czas na malowanie twoich pięknych obrazów. Z góry zamawiam dwa do udekorowania mojego nowego mieszkania, które wkrótce wynajmę.

– Ojej, to cudowna wiadomość! – Ewelina wyszła do kuchni i po chwili wróciła z butelką musującego wina i dwoma kieliszkami. – Napijmy się, bo te wszystkie wiadomości zwaliły mnie z nóg.

– To może nastąpić dopiero po opróżnieniu tej butelki. – Śmiała się Aneta, wyciągając ostrożnie korek. Nalała pieniący się płyn do kieliszków i wzniosła toast: – Za współpracę!

Stuknęły się i upiły po łyku.

– No, a teraz powiedz mi tylko na czym ta moja praca miałaby polegać, bo, jak dobrze wiesz, strzyc włosów nie umiem.

– Oczywiście, że nie umiesz i nie mam zamiaru namawiać cię do tego zawodu. Będziesz moją prawą ręką, ale o szczegółach pogadamy innym razem. Muszę najpierw stworzyć cały plan działania, kosztorys i tak dalej, jak uczyli mnie w szkole.

– Czyli nauka nie poszła w las. W końcu znasz się na ekonomii i zarządzaniu.

– Dokładnie tak. Teraz przejdźmy do przyjemniejszego tematu. Pokaż mi, co w ostatnim czasie namalowałaś. Jeden z twoich fantastycznych obrazów mam już i tak na oku, a wiesz który? Ten z czarnymi drzewami…

– Och! Akurat ten? Ale jest przecież dość przygnębiający… zupełnie inny od pozostałych. Namalowałam go, kiedy byłam w porządnym dołku psychicznym.

– Właśnie ten podoba mi się teraz najbardziej. – Twarz Anety przyciemnił na moment chmurny wzrok, którego przyjaciółka nie dostrzegła zajęta rozstawianiem innych obrazów do obejrzenia.

Rozmawiając o sztuce i na różne babskie tematy, nawet nie zauważyły, że zrobiło się późno. Aneta obudziła przysypiającą Fionę i po czułym pożegnaniu przyjaciółki odjechała do pustego domu.

*

Sprawa rozwodowa wyznaczona na połowę czerwca potoczyła się szybko i bezkonfliktowo. Za obopólną zgodą sąd uznał strony za rozwiedzione i podzielił wspólny majątek, przyznając każdej po połowie wartości wystawionego na sprzedaż domu. Już na początku lipca rozwodnikom udało się sprzedać ten ładny, położony na obrzeżach miasta i otoczony zielenią, dom. Na konto Anety wpłynęło czterysta pięćdziesiąt tysięcy złotych, o wiele więcej, niż zakładała. Suma ta poprawiła jej ogólny nastrój i już niedługo potem udało się jej znaleźć stosunkowo niedrogie, trzypokojowe mieszkanie na ulicy Świętojańskiej – tej samej, gdzie mieszkała Ewelina, do tego w niewielkiej odległości – jedynie dwóch przystanków trolejbusem. Pokoje wychodziły na ulicę, a sypialnia z małym balkonem oraz kuchnia na podwórze. Standard mieszkania i jego lokalizacja odpowiadały wyobrażeniu Anety o życiu na odpowiednim poziomie, więc już wkrótce z zaangażowaniem zaczęła je urządzać. Pomagała jej w tym Ewelina, dbając o odpowiedni dobór obrazów, współgranie kolorów obić, zasłon i dywanów, a nawet mebli, bo Aneta chciała mieć wszystko nowe – nic ze starego domu, co przypominałoby jej eksmęża, zdrajcę. Przyjaciółki sprzeczały się nawet trochę, jeśli chodzi o dobór gamy barwnej. Ewelina, chcąc nie chcąc, pod naciskiem Anety urządziła wszystko w ciemnych, brunatnych barwach rozświetlonych gdzieniegdzie krwistą czerwienią.

Cóż – myślała przyjaciółka – może pomimo „nowego życia” Aneta jest jednak w ponurym nastroju i cierpi, tylko nie chce tego po sobie pokazać, a ta depresja uzewnętrznia się wyborem tych a nie innych kolorów. Musiała jednak przyznać, że w pełni urządzony apartament sprawiał wrażenie eleganckiego i drogiego.

Pewnego dnia Aneta wezwała do siebie przyjaciółkę.

– Siadaj kochana. Czego się napijesz? – zaprosiła, sadzając gościa w salonie na wprost jej własnego dużego obrazu zatytułowanego Czarne drzewa. Zakupiła go od Eweliny wraz z innymi, ale to właśnie ten kazała zawiesić w centralnym miejscu pokoju, naprzeciwko skórzanej sofy i foteli. – Wyobraź sobie, że znalazłam właśnie fantastyczny obiekt na wynajem tuż przy placu Kaszubskim. O tu, na końcu Starowiejskiej! – Pokazała dokładną lokalizację na Google maps. No, chyba lepszego punktu nie można sobie wymarzyć do mojego planu.

– O, to rzeczywiście bardzo dobry punkt. A co było tam wcześniej?

– Dawniej mieścił się tam właśnie zakład fryzjerski, później sklep z materiałami, a ostatnio Ciucholand, ale wypowiedziano im umowę, bo nie pasował do prestiżowego planu zagospodarowania infrastruktury tej części miasta. Kiedy przedstawiłam mój plan w Urzędzie Miasta też trochę kręcili nosem, ale zdołałam ich przekonać, argumentując, że na tej jakże długiej ulicy nie ma ani jednego fryzjera! Dopiero aż tam daleko, przy dworcu.

– I sądzisz, że… przecież ten dawny zakład fryzjerski musiał splajtować.

– Tak moja droga, zgadza się. Ja otworzę tam salon, ale w zupełnie innym, supernowoczesnym stylu i tym przyciągnę klientów. Tamten był jeszcze z dawnej epoki, ha! Gdyńska Marina tak się ostatnio rozbudowała i doszły też te nowe domy po starym Dalmorze. To zupełnie inny świat niż dziesięć lat temu!

– Wszystko, jak widzę, już przewidziałaś. To teraz powiedz mi w końcu, czym ja mam się tam zajmować.

– Będziesz rodzajem kontrolera. Kiedy ja będę musiała pojechać po towar albo zajęta będę księgowością, ty będziesz czuwać nad całością. Zrobisz klientkom kawę i zajmiesz się kasą. Dopilnujesz, żeby na bieżąco był porządek i przyjmiesz zamówienia. I co? Widzisz się w tej roli? Tak, jak mówiłam, to nie ma być praca na całe życie. Tylko do czasu, aż stwierdzisz, że nie masz więcej ochoty. Proponuję ci dwa tysiące netto za te pół etatu.

– To superoferta! – Ewelinę widocznie ucieszyła perspektywa stałego, dodatkowego zarobku przy niewielkim nakładzie pracy.

– Czyli wszystko jasne. Już za dwa tygodnie ruszamy z małym remontem. Udało mi się znaleźć ekipę malarzy i budowlańca, o co wcale teraz niełatwo – rozprawiała dalej Aneta, zaś Ewelina, słuchając jej jednym uchem, myślała, czy rzeczywiście poradzi sobie w nowej pracy i czy jednocześnie będzie mogła malować. Dodatkowe dwa tysiące do skromnego budżetu ze sprzedaży obrazów były niewątpliwie kuszące. Za obraz brała pięć, sześć tysięcy, ale ciężko było z nabywcami. W dobie komputeryzacji coraz mniej ludzi uznawało wartość sztuki wykonanej ręcznie, która na dodatek do tanich nie należała. To były już prawie tylko jednostki. Czasami udało się jej sprzedać coś na wystawach albo na Jarmarku Dominikańskim, ale tymi dodatkowymi pieniędzmi łatała powstałe dziury. Owszem, mogła zająć się grafiką komputerową, tak jak wiele koleżanek z roku, ale ślęczenie godzinami przed komputerem zupełnie nie leżało w jej ruchliwej naturze. Ona lubiła pracę, w której czuła całą siebie, a ta przy komputerze wydawała się taka sucha i bezpłciowa. Zrezygnować z zapachu farb i terpentyny, operowania pędzlami, kredką czy ołówkiem lub piórkiem na rzecz pikseli?! Nie, tego nie mogła sobie wyobrazić. Postanowiła spróbować u Anety.

Trochę kontaktu z ludźmi dobrze mi zrobi – myślała. Poza tym chciała pomóc przyjaciółce, z którą znały się niemalże od dzieciństwa, a która, jej zdaniem, bardzo się w ostatnim czasie zmieniła – zrobiła się spięta, chłodna, obcesowa i cyniczna, co było zupełnie nie w jej stylu. Ewelina, od czasu, kiedy dowiedziała się o rozpadzie małżeństwa Anety, rozumiała to doskonale i pocieszała tym, że jest to stan przejściowy. Sama, nie będąc aktualnie w żadnym związku, miała we wszystkim wolną rękę i było jej z tym dobrze, przynajmniej na razie.

Kiedy dziewczyny miały już dobrze w czubie po wypiciu kolejnego szampana, a wszystkie kwestie dotyczące planu Anety zostały omówione, Ewelina patrząc na przyjaciółkę, niespodziewanie wypaliła:

– Wiesz co? Powiem ci szczerze. Nie podoba mi się pomysł tego salonu fryzjerskiego.

Aneta, słysząc te słowa, na moment zdębiała.

– Co? Ccco ty mówisz? Upiłaś się czy jak?! – jąkała, niedowierzając.

– Może się i upiłam, ale przynajmniej mam odwagę ci to powiedzieć.

– Ale dlaczego?! Co cię opętało?

– Widzisz, moim zdaniem, to takie… hmm, przyziemne zajęcie. Wcale do ciebie nie pasuje. Aneta w odpowiedzi czknęła. – Zamawianie farb do włosów, szamponów, odżywek, nożyczek, suszarek, lokówek i tym podobnych. Do tego stres z cztero-, pięcioosobowym personelem. To duże wyzwanie. Nie wątpię, że sobie poradzisz, ale mam inny pomysł. Chcesz posłuchać?

– Mów – rzuciła sucho Aneta.

– Widziałabym cię raczej w eleganckim butiku na przykład… z piękną biżuterią.

– Ahaaa. To interesujące. Mów dalej. – Aneta wyostrzyła słuch.

– W tym miejscu w lecie kręci się masa turystów, jak sama wiesz. To co prawda nie Gdańska Starówka, ale oni kupują wszystko, co tylko wpadnie w ręce. Szczególnie lubią nabywać wszelkie pamiątki, które będą im przypominać o cudownych wakacjach nad morzem.

– No i? Przecież biżuterię można kupić u byle jubilera, choćby na Świętojańskiej.

– Ale twój butik będzie wyjątkowy. To będzie galeria bursztynu!

– Brzmi ciekawie. Jednak… zainwestowanie w biżuterię to przecież majątek.

– Nie większy niż w cały salon fryzjerski! Poza tym jest i na to rozwiązanie. Mam znajomą w Gdańsku, która prowadzi coś takiego. W sezonie zarabia krocie, a i w ciągu roku interes dobrze się kręci. Działa to na zasadzie, że biżuterię przyjmuje od artystów w komis. To znaczy, że dopiero po sprzedaży rozlicza się z dostawcą.

– To rzeczywiście ułatwia całą sprawę.

– Tak. Są to przepiękne wyroby głównie ze srebra, ale też i w złocie. Znasz przecież sama. To taka elegancka biżuteria znad morza.

– Ale jak dotrę do producentów?

– Ja ci w tym mogę pomóc. Znam kilka osób jeszcze z ASP, które właśnie te arcydzieła tworzą.

Aneta zastanawiała się dłuższą chwilę, aż w końcu wykrzyknęła:

– Fantastyczne! Kupuję twój pomysł!

– Jeśli interes pójdzie dobrze, mogłabyś otworzyć też kolejny salon w Sopocie i może w Gdańsku…

– O tak… – rozmarzyła się lekko podpita Aneta. – Sieć salonów w całym Trójmieście. Z drugiej strony, nie podejrzewałam cię o taki zmysł do interesu.

– W przeszłości już nad tym myślałam, ale jak wiesz, zwyciężyła miłość do malarstwa.

– Dobrze, ale co z personelem? – Aneta już logistycznie podchodziła do sprawy. – Poza tym, to pomieszczenie jest o wiele za duże tylko na biżuterię. Może… może dołożyć do tego kolekcje ubrań jakichś znanych, drogich marek?

– Czemu nie? Salon mody i biżuterii w jednym.

– Tak. Ale tylko dla zamożnych! Paryż, Londyn, Rzym!

Przyjaciółki stuknęły się ostatnim kieliszkiem szampana na przypieczętowanie nowego pomysłu.

Po pożegnaniu Eweliny podekscytowana Aneta zabrała się z ochotą za ponowną kalkulację nowego przedsięwzięcia. Idea wykorzystania drugiego pomieszczenia na salon odzieży wydawała się dobrym pomysłem. Klientki i klienci mogliby zaopatrywać się jednocześnie w eleganckie stroje i dodatki w postaci biżuterii. Rachowała abstrakcyjne cyfry dobrą godzinę, aż w końcu poczuła lekkie zmęczenie. Zapatrzyła się ponurym wzrokiem w okno. Dochodziła dziewiąta wieczór i niebo zalało się czerwienią zachodzącego, letniego słońca. Choć za wszelką cenę próbowała nie dopuszczać do siebie myśli o porażce, rozstanie i rozwód z Łukaszem mocno odbiły się na poczuciu jej własnej wartości – spowodowały rodzaj narastającej frustracji oraz wrażenie przegranej. Jednocześnie czuła bunt i chęć wykrzyczenia, że została oszukana, zdradzona i że wystrychnięto ją na przysłowiowego dudka. I choć różnie można było interpretować postępek Łukasza, w niej tkwiło głębokie przekonanie, że została wykorzystana, zraniona, a następnie porzucona na pastwę losu. Tak zwyczajnie, bez większych emocji, jakby nie było tych wspólnie przeżytych siedmiu lat. Czasami wzbierała w niej chęć zemsty, ale nie widziała sposobu, jak mogłaby jej dokonać. To powodowało jeszcze głębszą frustrację. Nikt tak naprawdę nie był w stanie wyobrazić sobie co przeżywa i nawet droga Ewelina pewnie nie potrafiłaby wczuć się w jej sytuację, gdyby tego bardzo chciała. Aneta chętnie zadzwoniłaby do matki, zwierzyła z gniotącego ją od wielu tygodni ciężaru, ale czy miało to sens? Zapewne usłyszałaby z jej ust rodzaj standardowego pocieszenia: „Jakoś sobie poradzisz, kochanie”.

Sunia Fiona podeszła do pani i zamerdała wesoło ogonkiem. Nieduży piesek mieszanej maści sygnalizował, że chciałby wyjść na spacer i załatwić swoją potrzebę. Aneta wzięła się „w garść” i naciągnąwszy lekką letnią kurtkę poszła z psem w stronę nadmorskiego bulwaru. Omijając Kamienną Górę, do miejskiej plaży było od Świętojańskiej tylko kilkaset metrów. Już po kilku minutach za muzeum Marynarki Wojennej znalazła się na bulwarze, zapełnionym wieloma spacerowiczami oraz głośną młodzieżą. Jej ukochana Gdynia. Tak szybko się w ostatnich czasach rozbudowywała, zmieniała. W oddali przy Skwerze Kościuszki strzeliste wieże Mariny i zbudowany niedawno hotel Marriott sprawiły, że miasto nabrało nowocześniejszego charakteru. W porównaniu z Hamburgiem czy Amsterdamem, do których zabrał ją kiedyś Łukasz, Gdynia nadal sprawiała wrażenie prowincji Europy, ale ona czuła się w jej rodzinnym mieście jak ryba w wodzie i nie zamieniłaby go na żadne inne. Znała tu każdą ulicę i niemalże każdy kamień. Kluby, restauracje i kafejki, do których często razem z Łukaszem zaglądali, no i bulwar, dokąd przyjeżdżali z odległej dzielnicy miasta. Fiona załatwiła grubszą potrzebę za jednym z drzew pod stromym klifem.

– No, tu chyba nie muszę po niej sprzątać – mruknęła do siebie Aneta i oddaliła się w stronę bulwaru. Pogoda była piękna. Morze szumiało łagodnymi falami, wiał od niego lekki, ciepły wiatr. Aneta uwielbiała lato, szum morskich fal i krzyk mew. Nie wyobrażała sobie mieszkać gdzie indziej aniżeli nad morzem. Od czasu rozwinięcia tanich linii lotniczych ludzie chętniej wyjeżdżali na urlopy za granicę. Co bardziej zamożni nawet na inne kontynenty. W modzie były wyspy – Karaiby, Malediwy czy Dominikana. Mniej zamożnych zadowalał Egipt albo Turcja, względnie hiszpańskie Baleary. Ona też już zdążyła być na Majorce, która pozostawiła w pamięci gorące wspomnienia, ale to była już przeszłość. Poza tym, gdyby nawet miała zwiedzić pół świata, to i tak zawsze chętnie wracała do Trójmiasta, gdzie się urodziła i wychowała. Jednak powrót po spacerze do pustego mieszkania spowodował, że ogarnął ją ponownie wisielczy nastrój. Otworzyła butelkę Bordeaux i wypiła duszkiem dwa kieliszki. Wkrótce położyła się spać. Zasnęła ciężkim snem, majacząc w nim o wzburzonym morzu koloru ciemnoczerwonej krwi i szkarłatnie pieniących się falach.

Rozdział 2.