Westwell. Miłość i nienawiść - Kiefer Lena - ebook

Westwell. Miłość i nienawiść ebook

Kiefer Lena

5,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Kontynuacja historii Heleny Weston i Jessiaha Coldwella!

Helena i Jessiah spędzili lato ze złamanymi sercami, próbując o sobie zapomnieć.

Jess podróżował po Europie z młodszym bratem. Helena spędzała czas w Hamptons, szukając nowych informacji na temat śmierci siostry. Lato się jednak skończyło i oboje musieli wrócić do Nowego Jorku. Gdy wpadają na siebie przypadkiem, tęsknota za byciem razem jest tak intensywna, że zapiera im dech w piersiach. Helena usilnie stara się dotrzymać obietnicy danej Trish, trafia jednak na nowe wskazówki co do nocy, kiedy zginęli Adam i Valerie. Informacje, które Jessiah ma prawo znać i które mogą sprowadzić na niego i Helenę prawdziwe niebezpieczeństwo…

Rezygnacja z własnego szczęścia jest czasami jedynym rozwiązaniem. Ale pożądanie? Ono nie daje o sobie zapomnieć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 499

Data ważności licencji: 6/16/2028

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Westwell – Bright & Dark

2022 by Bastei Lübbe AG, Köln

Copyright © 2022 by Lena Kiefer

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2024

Copyright © for the translation by Katarzyna Łakomik

Wydawca prowadzący: Natalia Karolak

Redaktor prowadzący: Anna Małocha, Dagmara Małysza

Przyjęcie tłumaczenia: Magdalena Kaczmarek

Adiustacja i korekta: d2d.pl

Promocja i marketing: Zuzanna Molińska

Projekt okładki: © Jeannine Schmelzer, Bastei Lübbe AG

Adaptacja okładki na potrzeby polskiego wydania:Monika Drobnik-Słocińska

Ilustracje na okładce: tło – Ninja Artist / Shutterstock, ornament – Anna Pogulyaeva / Shutterstock

ISBN 978-83-8135-699-2

www.otwarte.eu

Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Drodzy Czytelnicy, Drogie Czytelniczki, niniejsza książka zawiera elementy, które mogą w Was wywołać silne emocje. Dlatego znajdziecie takie ostrzeżenie na końcu ebooka.

Życzymy Wam wszystkim wspaniałych wrażeń z lektury.

Wasze wydawnictwo

Dla Paddy – jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam

Playlista

Westwell Theme – technokrates

Is It Just Me? – Emily Burns

Stop Crying Your Heart Out – Leona Lewis

Coping – Rosie Darling

I Need You to Hate Me – JC Stewart

You Mean the World to Me – Freya Ridings

Helpless When She Smiles (Radio Version) – Backstreet Boys

Eye of the Tiger – Jenn Grant

When You’re Gone (Acoustic) – Shawn Mendes

I Know Places – Taylor Swift

When I Look at You – Miley Cyrus

This is how you fall in love – Jeremy Zucker, Chelsea Cutler

Jealous – Labrinth

Better Days – Dermot Kennedy

Still in Love with You – No Angels

Show Me the Meaning of Being Lonely – Backstreet Boys

Love You Goodbye – One Direction

Rebel – ROYAL

More – Sam Ryder

Rescue My Heart – Liz Longley

Jako obcego za wcześnie ujrzałam!

Jako lubego za późno poznałam!

Dziwny miłości traf się na mnie iści,

Że muszę kochać przedmiot nienawiści.

William Shakespeare, Romeo i Julia, tłum. Józef Paszkowski

Prolog | Valerie

Trzy lata temu

Jestem szczęśliwa. Ta myśl ciągle mi towarzyszyła, gdy krążyłam po apartamencie w Vanity wśród gości świętujących razem z nami. To było wyśmienite przyjęcie z równie wyśmienitej okazji. Nawet jeśli sto razy dziennie miałam ochotę się uszczypnąć, żeby się przekonać, że ten cudowny mężczyzna naprawdę zamierza spędzić resztę swojego życia właśnie ze mną. Wiem, że nie znamy się zbyt długo. I wiem, że jesteśmy jeszcze bardzo młodzi. Ale chcę z tobą być, Val. Chcę spędzić z tobą całe swoje życie i całą wieczność.

Mój narzeczony rozmawiał z kimś, stojąc w drzwiach na korytarz. Uśmiechnęłam się na jego widok. Nie minęło pięć sekund, gdy on również mnie zauważył i wymieniliśmy jedno z tych spojrzeń, które – miałam nadzieję – nawet za pięćdziesiąt lat będą wywoływać we mnie żar.

Adam Coldwell był poważny i powściągliwy, niemal przesadnie dojrzały – co było tak bardzo nie w moim typie, że właściwie nigdy nie powinnam była się w nim zakochać. Ale już podczas naszego pierwszego spotkania zobaczyłam w jego oczach coś, co mnie zaintrygowało. Chciałam się dowiedzieć, jaki jest człowiek, który patrzy na mnie tymi mądrymi szarobłękitnymi oczami. Czy miał jakąś drugą stronę – ukryte dzikie alter ego?

Jak się okazało, ta druga strona nie istniała. Ale zanim zdałam sobie z tego sprawę, już dawno zdążyłam się zakochać w tym, co od razu poczułam: że może stać się dla mnie domem. Adam był poważniejszy od większości chłopaków z mojego otoczenia, ale przede wszystkim był też serdeczny, czuły i szczery. I kochałam go z całego serca!

Moi rodzice dosłownie wpadli w szał, gdy opowiedziałam im o naszych zaręczynach. Nic dziwnego, w końcu nasze rodziny od dawna były zwaśnione, jakbyśmy odgrywali nowoczesną wersję Romea i Julii. Wiedziałam, dlaczego Westonowie i Coldwellowie się nienawidzą, ale nie rozumiałam, czemu Adam i ja mieli­byśmy to kontynuować. Nie pracowałam dla swoich rodziców i nie zamierzałam nigdy tego robić – a on nie rozmawiał ze mną o projektach swojej matki. To nie miało z nami nic wspólnego. A jednak kilka dni temu doszło do pewnej ­rozmowy. Siedzieliśmy przy stole, ja po jednej stronie, mama i tata z Lincolnem po drugiej, i nagle rodzice oświadczyli z kamiennym wyrazem twarzy, żebym przestała sobie stroić żarty z tymi zaręczynami. Już wystarczająco często narażałam na szwank reputację rodziny swoimi ekscesami, więc teraz nie mogę poślubić mężczyzny, który pozostaje ich zdeklarowanym wrogiem.

Powiedziałam im, że Adam nie jest niczyim wrogiem i że gówno mnie obchodzi, czy dadzą mi swoje błogosławieństwo. Fakt, Trish Coldwell to prawdziwa czarownica i zagorzała konkurentka moich rodziców, ale nie widziałam powodu, dla którego miałoby to wpływać na mój wybór kandydata na męża. Byliśmy razem szczęśliwi – kto by się przejmował tym, czy Trish od czasu do czasu podbierze rodzicom jakiś projekt? Normalni rodzice cieszyliby się wraz ze mną, normalny brat też. Ale w naszej rodzinie nic nie było normalne.

Jedyną osobą o nazwis­ku Weston, która szczerze i autentycznie się cieszyła, była Helena, moja siedemnastoletnia młodsza siostra. Nie miała zielonego pojęcia, jaka jest wspaniała. Gdy po raz pierwszy zobaczyła Adama, nie otaksowała go krytycznym wzrokiem, tylko podeszła do niego bez cienia uprzedzeń, z miejsca traktując go jak kogoś blis­kiego. A to nie lada osiągnięcie, zważywszy że nazwis­ko Coldwellów już od lat w oczach naszej rodziny było synonimem wszystkiego, co naj­gorsze. Ale taka właśnie była moja siostra – prawie całkowicie pozbawiona uprzedzeń. Kiedy kogoś polubiła, trudno było wpłynąć na zmianę jej nastawienia do tej osoby. To był tylko jeden z powodów, dla których tak bardzo ją kochałam.

Rozejrzałam się po apartamencie i poczułam, że bardzo mi jej brakuje. Wielka szkoda, że rozłożyło ją przeziębienie i nie było jej dziś razem z nami. Ale jeszcze nadrobimy tę imprezę we dwie, to nie ulega wątpliwości!

Maddy Rich, moja koleżanka, koniecznie chciała się ze mną napić. Kiedy zerknęłam w stronę drzwi, Adama w nich nie było. Przeprosiłam Maddy i poszłam go poszukać. Gdy wyszłam do przed­pokoju, który oddzielał apartament od korytarza hotelowego i prowadził do jednej z dwóch łazienek, Adam ruszył w moją stronę. Nie wyglądał na zadowolonego.

– Jakiś problem? – zapytałam.

Zmarszczka między jego brwiami wyglądała co prawda dość seksownie, ale w tym momencie raczej wywołała we mnie niepokój.

– Nie, wszystko w porządku. Po prostu odwiedził nas nieproszony gość.

– Nieproszony gość? Kto taki? – Nie widziałam, żeby ktoś kręcił się przy drzwiach.

– Colton Pratt. – Adam nie powiedział mi nic więcej, ale nie musiał.

Pratt był dilerem, któremu niedawno pożyczył pieniądze, żeby otworzył legalny biznes. Po minie Adama wywnios­kowałam, że nic z tego nie wyszło.

Spojrzałam na niego ze zdumieniem.

– Chciał tu coś sprzedać? Serio miał czelność zjawiać się na naszej imprezie zaręczynowej z narkotykami? Po tym wszystkim, co dla niego zrobiłeś?

Adam wyglądał teraz na jeszcze bardziej zdołowanego niż wcześniej. Wiedziałam dlaczego: poczuł się tak, jakby poniósł porażkę. Ta przeklęta potrzeba pomagania każdemu, niezależnie od tego, czy ten ktoś na to zasługiwał, czy nie, była jego naj­większym problemem. Postawiłam sobie za punkt honoru, by to z niego wyplenić.

– To, co robi Pratt, nie ma nic wspólnego z tobą – powiedziałam z nacis­kiem. – Nie możesz uratować wszystkich, Adamie. Choćbyś nie wiem jak próbował. Ludzie podejmują własne decyzje i wiele z nich będzie głupich.

Pokiwał głową.

– Wiem. Ale wydaje mi się, że przyjście tutaj nie było jego pomysłem. Ktoś musiał go tu przysłać, nie zdradzając, kto jest adresatem. Był kompletnie przerażony na mój widok.

Teraz z kolei ja zmarszczyłam brwi.

– Zdradził, kto był jego zleceniodawcą?

– Nie. – Adam westchnął. – Czyżby to Carter Fields?

– Carter? – Potrząsnęłam głową. – Dlaczego miałby zrobić coś takiego?

– Bo się w tobie podkochuje. Może uznał to za miły gest?

– Bzdura! Ktoś zrobił sobie żart, to wszystko. Humor z ­Upper East Side… – Sięgnęłam po jego dłoń. – Mogę pana prosić do tańca? Inaczej zacznę się martwić, że nie dotrzymasz mi kroku na naszym weselu.

– Jestem wyśmienitym tancerzem – odparł Adam, wypinając dumnie pierś.

Uniosłam brew, ale nie potrafiłam ukryć swojego strasznie zakochanego uśmiechu, kiedy ciągnęłam go za sobą.

– Udowodnij to.

Było już dobrze po północy, gdy ostatni goście wyszli i wreszcie zostaliśmy sami. Zdjęłam szpilki i podeszłam do Adama, który stał przy wielkim oknie i patrzył na miasto.

– Hej – powiedziałam cicho, obejmując go w pasie.

Adam odwrócił się i pocałował mnie delikatnie w usta.

– Hej. Jesteś szczęśliwa?

– Bardziej niż szczęśliwa. – Westchnęłam. – Ale powinniśmy uczcić te zaręczyny jeszcze raz: na twojej kanapie i w wygodnych ciuchach, które o wiele łatwiej z siebie ściągnąć.

Uśmiechnął się.

– Cokolwiek zechcesz, przyszła pani Coldwell.

– Cieszę się, że o tym wspominasz. Nie przyjmę twojego nazwis­ka.

– Spodziewałem się tego. A ponieważ moja matka mnie wydziedziczy, jeśli to ja zmienię nazwis­ko na Weston, będziemy musieli wymyślić coś innego. Jedną z możliwości jest zachowanie naszych nazwisk. Drugą byłoby złożenie wnios­ku o nowe nazwis­ko.

Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, kiedy zdałam sobie sprawę, co ma na myśli.

– Sądzisz, że…?

Skinął głową.

– Adam i Valerie Westwell – powiedziałam, by sprawdzić, jak to zabrzmi. – Idealnie. Ale czy urzędy na to zezwolą?

– Nie mam pojęcia. Warto spróbować. Formularze mam już u siebie, wystarczy je tylko wypełnić i złożyć.

Oparłam głowę o jego ramię i ogarnęło mnie to cudowne poczucie bezpieczeństwa i ciepła, które zawsze mi przy nim towarzyszyło. Nagle coś sobie przypomniałam.

– Pytałeś już brata, czy będzie twoim świadkiem?

– Nie, jeszcze nie.

– Dlaczego? – Podniosłam na niego wzrok. – Nie ma zasięgu w swojej chatce w Australii?

– To hotel dla surferów – poprawił mnie natychmiast Adam. – Szczerze mówiąc… Nawet do niego jeszcze nie dzwoniłem.

– Więc zmieniłeś zdanie?

– Właściwie nie. – Adam spuścił oczy, a ja pocałowałam go, żeby znów na mnie spojrzał. Uśmiechnął się krzywo. – Ale kiedy wspomniałem Jessowi o ślubie, nie potraktował tego poważnie. Wręcz przeciwnie, stwierdził, że stroję sobie żarty. Nie mam pojęcia, czy mi nie odmówi, jeśli zaproponuję mu bycie drużbą.

Pogłas­kałam go delikatnie po policzku.

– Nie wyobrażam sobie tego. Nie znam go, ale z tego, co wiem, Jess wydaje się naprawdę w porządku. Jestem też przekonana, że cię kocha. Nie odmówi ci. Zapytaj go jutro, dobrze? Jeśli odmówi, zamienię z nim parę słówek.

– O tak, byłbym gotów zapłacić za wejściówki, żeby zobaczyć wasze starcie. – Adam się roześmiał. – Na pewno świetnie się ze sobą dogadacie. Z wami człowiek nigdy się nie nudzi.

– Powiedziałeś to w taki sposób, jakby to wcale nie było fajne. – Spojrzałam na niego niewinnym wzrokiem.

– Skądże znowu! Zakładam, że już poprosiłaś Helenę, żeby została twoją druhną.

– Oczywiście, była pierwszą osobą, do której zadzwoniłam zaraz po twoich oświadczynach. – Jak mogłoby być inaczej? Byłyśmy z siostrą nierozłączne od dzieciństwa. – Cały czas się zastanawiam, z kim się zjawi.

– Myś­lałem, że są parą z tym spadkobiercą zakładów jubilerskich. – Adam wydawał się zdezorientowany.

– Jejku, tak! Z Ianem… – stęknęłam z irytacją. – Jest takim nudziarzem, że zawsze w jego obecności chce mi się spać. Na pewno był idealnym wyborem, jeśli chodzi o pierwszy pocałunek czy nawet seks, ale wolałabym, żeby Lenny nie musiała się mordować z kimś takim przez resztę życia.

Adam pokręcił z uśmiechem głową i mnie objął.

– Co powiesz na to, żeby naj­pierw zapytać siostrę, czy nie miałaby nic przeciwko temu, by spiknąć ją z jakimś nieznajomym?

– Kiepski pomysł. – Uśmiechnęłam się do niego. – Ale myś­lę, że możesz z tym poczekać do jutra. Na razie chcę wreszcie świętować nasze zaręczyny. – Moje spojrzenie stało się bardziej jedno­znaczne, a Adam pochylił głowę, by mnie pocałować.

– Nie mam nic przeciwko temu – mruknął cicho przy moich ustach.

– Tylko że mamy na sobie o wiele za dużo warstw materiału.

– Więc zaradź temu jakoś.

Odsunęłam się od niego i odwróciłam, odgarnęłam długie włosy z karku i zamknęłam oczy, gdy Adam całował moje wrażliwe na dotyk miejsca, a potem położył dłonie na zamku sukienki Valentino i po jej rozpięciu zaczął gładzić palcami mój kręgosłup.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Przerwaliśmy i odwróciłam się do Adama.

– Spodziewasz się jeszcze kogoś? – zapytał.

– Nie. – Potrząsnęłam głową. – Może to jakaś niespodzianka dla nas, o której nie wiemy. Zasuniesz mi z powrotem sukienkę?

Adam z jękiem żalu podciągnął zamek do góry, a ja podeszłam do drzwi, by je otworzyć. Na widok osoby stojącej za nimi otworzyłam szeroko oczy.

– Ty? – zapytałam. – Co ty tu robisz?

Rozdział 1 | Helena

– Jest nam niezmiernie miło, że możemy dziś oficjalnie ogłosić rozpoczęcie prac budowlanych w Winchesterze!

Rozległy się oklas­ki, gdy tata opuścił mównicę i podszedł do miejsca wygrodzonego czerwonymi jedwabnymi wstążkami. Rodzice wraz z burmistrzem i Clive’em Irvine’em przeszli na drugą stronę, każde z błyszczącą, nowiutką łopatą. Jak na komendę wbili je w ziemię i opierając na nich stopę, ustawili się do zdjęć. Rozległy się kliknięcia aparatów, dziennikarze zaczęli wykrzykiwać ich imiona, by spojrzeli prosto w dany obiektyw. Widziałam uśmiechniętą mamę, gdy tata objął ją ramieniem, i poczułam lekkie ukłucie. Byli chyba szczęśliwsi niż na swoim ślubie – w końcu doczekali się dnia, w którym Westonowie zatriumfowali nad Trish Coldwell. Dnia, w którym członkowie mojej rodziny odzys­kali swój status w mieście.

I nie mieli pojęcia, kto za to zapłacił.

Stałam razem z bratem w pewnej odległości od podium, ubrana w prostą sukienkę w niebies­ko-zielone wzory, którą kupiła mi mama, a która była o wiele za ciepła na ten letni, sierpniowy dzień. Ale oczywiście nie dałam tego po sobie poznać, tak samo jak nie dałam po sobie poznać, jakie uczucia mną targają. Nigdy nie dawałam niczego po sobie poznać od tamtego majowego poranka, kiedy podjęłam naj­trudniejszą decyzję w swoim życiu, by ratować rodzinę.

Kiedy tata po nieudanych negocjacjach dotyczących terenów, na których właśnie staliśmy, wbiegł pijany pod samo­chód, dla Westonów nastąpił kolejny kryzys od śmierci Valerie. Tata doznał krwotoku wewnętrznego i licznych złamań, dlatego musiał pozostać w szpitalu przez dwa tygodnie, zanim rozpoczął rehabilitację. Byłam przekonana, że stanął na nogi wyłącznie za sprawą wiadomości o rezygnacji Trish Coldwell z projektu w Winchesterze. Bez względu na to, jak się z tym czułam, było warto.

W końcu nie mogłam mieć pewności, czy i jak długo przetrwałby mój związek z Jessem.

Ostry ból w żołądku dał mi do zrozumienia, że kłamię. Kiedyś nie rozumiałam, co ludzie mają na myśli, twierdząc, że znaleźli swoją drugą połówkę – nawet w przypadku Valerie, chociaż widziałam, jak bardzo była zakochana w Adamie. Ale teraz sama doświadczyłam, co to znaczy. Co znaczy czuć, że ktoś jest tą właściwą osobą. Bo uzupełniała to, o czym nie miało się pojęcia, że wcześniej tego brakowało. Bo czuło się przy tej osobie tak bezpiecznie, tak swobodnie, że trudno było wytrzymać, jeśli zostało się z nią rozdzielonym. Bo chciało się o tym człowieku myśleć w każdej minucie, w każdej sekundzie i tylko to sprawiało, że było się szczęśliwym.

A wszystko to czułam przy Jessie. I wciąż to czuję.

Na samą myśl o nim moje kolana stawały się miękkie, ale nie w ten przyjemny sposób. Raczej w taki jak w sytuacji, gdy człowiek boi się, że spadnie w głęboką otchłań i zginie gdzieś w niekończącej się czarnej dziurze. Odetchnęłam, próbując odsunąć od siebie to uczucie, żeby jakoś przetrwać. ­Byłam tu z oficjalnej okazji, nie mogłam sobie pozwolić na cień słabości. Wyprostowałam ramiona i przywołałam uśmiech na twarz. W samą porę.

– Zapraszamy całą rodzinę! – krzyknął jeden z dziennikarzy, przywołując nas gestem.

Rodzice odłożyli łopaty i już czekali na mnie i na Lincolna. Brat położył mi rękę na plecach, jakby chciał mnie wesprzeć, za co byłam mu wdzięczna. Choć nigdy mu nie powiedziałam, co się ze mną dzieje, bo za bardzo się bałam, jak by to na mnie wpłynęło, cieszyłam się, że przynajmniej on znał prawdę.

– Zapraszam tutaj. O tak, teraz jest idealnie.

Staliśmy przed jednym z budynków, które nasza firma miała odrestaurować w ciągu naj­bliższych dwóch lat. Rejon Winchester mieścił się w samym sercu Brooklynu i był dawnym terenem przemysłowym, gdzie kiedyś produkowano buty i odzież, ale od dziesięciu lat wszystko stało puste. Miasto długo zastanawiało się nad tym, co zrobić z niszczejącymi budynkami, aż w końcu zapadła decyzja, że albo zostaną one odrestaurowane, albo wyburzone. Projekt Trish Coldwell zwyciężył, bo mieszkania, które chciała tu wybudować, byłyby niebotycznie drogie i przyciągnęłyby jeszcze więcej bogaczy na Brooklyn. Teraz jednak dzięki firmie moich rodziców w tych starych budynkach miały powstać mieszkania na kieszeń zwykłych ­ludzi. Wprawdzie nie będzie na nie stać każdego mieszkańca tej dzielnicy, ale miały się tu pojawić także sklepy, place zabaw dla dzieci i przychodnie lekarskie. Przywołuję to sobie w pamięci, kiedy czasami rozmyś­lam nad swoją decyzją. Bo dzięki niej nie tylko udało mi się uratować tatę, ale też zapewnić wielu ludziom nowe możliwości.

Czy Jess też to pochwalał? Czy w ogóle o tym wiedział? Podejrzewałam, że tak, ale nie mogłam mieć co do tego pewności. Nie rozmawialiśmy ze sobą od tamtego majowego poranka.

Nieświadomie rozejrzałam się za nim, jak zdarzało mi się to przez ostatnie trzy miesiące, ilekroć byłam w mieście – ale nigdy dotąd nigdzie go nie wypatrzyłam. Zresztą jak bym mog­ła, skoro nie było go w Nowym Jorku? Krótko po tym, jak się u niego zjawiłam po raz ostatni, spakował swoje rzeczy i wyleciał wraz z bratem Eliem do Europy. Właściwie wcale nie zamierzałam tego sprawdzać, ale moja ciekawość zwyciężyła. Jess wprawdzie nie miał żadnych kont w mediach społecznościowych, ale Eli był aktywny na TikToku i Instagramie, gdzie co jakiś czas udostępniał zdjęcia i filmiki z podróży. Głównie z plaż, czasami z gór lub rzadziej z miast takich jak Praga, które wspólnie zwiedzali. Nie publikowali swoich foto­grafii, ale na jednym z filmików widać było Jessa, jak podczas przygotowywania posiłku włożył sobie do ust papryczkę chili, która chyba była dość ostra, bo aż się skrzywił. Filmik trwał zaledwie trzydzieści sekund, ale zapisałam go w ulubionych. I czasami oglądałam go w środku nocy, kiedy miałam wszystkiego dość. Patrzyłam na Jessa i próbowałam odgadnąć, jak się czuje. Czy tęskni za mną tak samo jak ja za nim. Czy cierpi tak samo jak ja. Jego utrata każdego dnia na nowo rozdzierała mi serce. Wiedziałam, że gdzieś tam żyje, ale musiałam udawać, że dla mnie nie istnieje.

– Heleno, przybliż się, proszę, trochę do rodziców!

Głos foto­grafa przywołał mnie z powrotem do tu i teraz i zrobiłam głęboki wdech, zanim ponownie zdobyłam się na uśmiech i rozpromieniłam jeszcze bardziej przed obiektywami.

Postąpiłam słusznie. To właśnie w kółko sobie powtarzałam. I będę to sobie powtarzać w przyszłości.

Dopóki część mnie, która czasami ledwie była w stanie oddychać z tęsknoty za Jessem, wreszcie tego nie zrozumie.

– Za rodzinę.

– Za Westonów!

Wszyscy przy stole wznieśli kieliszki i skierowali je w naszą stronę, bo euforyczny nastrój wciąż nie słabł. Po oficjalnej części spotkania na Brooklynie odbyło się przyjęcie, a teraz nasza rodzina i Irvine’owie kończyli ten pomyślny dzień wspólną kolacją. Restauracja, w której się znaleźliśmy, nosiła nazwę Emperor – dokładnie w tym samym miejscu kilka miesięcy temu miałam naj­gorszą randkę urodzinową w historii. I należała do Jessa – albo moi rodzice o tym nie wiedzieli, albo było im to obojętne.

Wizyta w tym miejscu była nie na moje i tak już zszargane nerwy. Zastanawiałam się, dlaczego nie wymówiłam się bólem głowy i nie wróciłam po przyjęciu do domu. Przy czym na dobrą sprawę nawet nie musiałam niczego udawać. Pulsowało mi w czaszce od późnego popołudnia, jakby mój mózg chciał mi zakomunikować, że ma dość.

Mimo wszystko zjawiłam się tutaj. Bo choć wydawało się to absurdalne, jedną z dwóch rzeczy, dzięki którym się trzymałam, była rola przydzielona mi w tej sztuce przez los. Rola ideal­nej córki, która świetnie prezentuje się na zdjęciach i nigdy nie wywoła skandalu. Która zawsze potrafi udzielić właściwej odpowiedzi dziennikarzom, nie wychodzi przed szereg i jest świadoma swojej pozycji. Dopóki pozwalano mi odgrywać tę rolę, nie musiałam się zastanawiać nad tym, kim chcę być. Albo jak mogłabym się stać tą osobą.

– Heleno, kiedy zaczyna się kolejny semestr? – Clive zadał mi klasycznie grzecznościowe pytanie, by włączyć mnie do rozmowy.

Naj­wyraźniej zbyt długo wpatrywałam się w swój talerz.

– We wrześniu. Zostało mi jeszcze trochę czasu.

– Więc wracasz do Hamptons? – Paige spojrzała na mnie z drugiej strony stołu.

Nadal uważałam, że nie jest odpowiednią kobietą dla mojego brata, ale ostatnio była dla mnie bardzo miła i jakoś się do niej przyzwyczaiłam. Teraz udało mi się nawet zdobyć na uśmiech.

– Nie. Chyba byłam tam wystarczająco długo. I mam jeszcze trochę do zrobienia, zanim zacznie się semestr.

Prawda była taka, że spędziłam prawie całe lato w Hamptons nie dlatego, że w Nowym Jorku panowały zbyt duże upały, ani dlatego, że uwielbiałam przyjęcia w ogrodzie. Zrobiłam to, ponieważ większość dawnych przyjaciół Valerie tam była. Wykonałam mrówczą pracę, rozmawiając z każdym z nich, zadając im przy sposobności dyskretne pytania, by dowiedzieć się, które z nich przed trzema laty borykało się z problemami finansowymi. Bo to była druga rzecz, która powstrzymywała mnie od pogrążenia się w rozpaczy: poszukiwanie tropów w sprawie śmierci Valerie. To z tego powodu chciałam wrócić do Nowego Jorku i nawet w obliczu pewnych niepowodzeń i wątpliwości moja wola pozostała niezłomna. Zamierzałam przywrócić siostrze jej dobre imię. Dokonam tego za wszelką cenę.

– To lato było cudowne – zachwycała się Eleanor, matka ­Paige. – Jaka szkoda, że was z nami nie było, Blake.

– Cóż, po prostu mieliśmy sporo pracy po zdobyciu kontraktu na Winchester. – Mama położyła rękę na ramieniu taty i uścisnęła go z czułością. – Może w przyszłym roku się uda. Ale Helena wykonała świetną robotę, godnie nas reprezentując. – Spojrzała na mnie z taką dumą, że zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdybym się przyznała, że wzięłam udział w czarno-białej imprezie, wieczorze grec­kim i wszystkich piknikach tylko po to, by dowiedzieć się czegoś o śmierci siostry.

– Też bardzo chętnie spędziłabym lato w Hamptons. – Paige westchnęła. – Ale przygotowania do ślubu pochłaniają tyle czasu! Mam nadzieję, że jesienią będziecie mogli niekiedy obyć się bez Lincolna. Nie chciałabym wybierać lokalu bez niego.

– Nie martw się. – Mój brat się uśmiechnął. – Poradzimy sobie.

– Czy tylko ja odnoszę takie wrażenie, czy naprawdę w mieście można wreszcie odetchnąć pełną piersią, odkąd Trish Coldwell rozpoczęła latem projekt budowlany w Dubaju? – Eleanor spojrzała po nas ze zniesmaczoną miną. – Jestem pewna, że zrobiła to tylko dlatego, by nie narażać się na drwiny całego miasta z powodu straty Winchesteru na rzecz waszej firmy.

Lincoln popatrzył na mnie, po czym wziął oddech.

– Nie straciła go na rzecz naszej firmy – sprostował. – Wycofała się z niego.

– Tak, tak utrzymuje. – Eleanor potrząsnęła głową. – Jestem jednak przekonana, że sprawa wcale nie była przesądzona, jak zarzeka się ta kobieta. Kłamie, kiedy tylko otwiera usta.

– Sprawabyła przesądzona. – Usłyszałam własny głos. Zabrzmiało to tak, jakbym stanęła w obronie Trish, choć chyba nikogo na świecie nie darzyłam większą nienawiścią niż jej.

To, co zrobiła, było tak perfidne i okrutne, że na samo wspomnienie o tym wciąż czułam, jakby ktoś odciął mi dostęp do powietrza. Więc to sprostowanie słów Eleanor nie miało nic wspólnego z moją chęcią wstawienia się za Trish. Tylko z moim tatą, który spojrzał na mnie w tym momencie, jakby się domyś­lał, że wstawiam się za nim. Wciąż było mu wstyd, że wbiegł pijany na skrzyżowanie po tym, jak wszystkie jego wysiłki na rzecz tego kontraktu poszły na marne. Nie zdawał sobie sprawy, że to dzięki mojej umowie z Trish Coldwell ostatecznie zdobył ten projekt. Wierzył, że to był cud, którego nikt nie potrafił wyjaśnić. Nikt oprócz mnie.

– A skąd ty możesz coś o tym wiedzieć? – Eleanor spojrzała na mnie pytająco. – Całe lato wylegiwałaś się przy basenie i imprezowałaś.

Wbiłam w nią wzrok, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa. To wszystko dzięki mnie, ty głupia krowo – pomyś­lałam. – Złamałam swoje serce tylko po to, żebyśmy mogli tu dziś siedzieć i zajadać się chateaubriand za sto dolarów, celebrując rozpoczęcie inwestycji.

– Helena dokonała czegoś o wiele więcej – wstawił się za mną brat. W końcu był jedyną osobą, która miała pojęcie, co tak naprawdę się wydarzyło.

Mimo wszystko wolałabym, żeby się nie odezwał, bo teraz oczy każdego przy stole skierowały się na mnie.

– Co przez to rozumiesz? – zapytał tata.

– Nic. – Uprzedziłam Lincolna. – Chciałam tylko… – Nagle urwałam, bo zaparło mi dech w piersiach, a serce zamarło, gdy kątem oka dostrzegłam wysokiego mężczyznę o blond włosach, który stał przy barze. Nie potrafiłam się powstrzymać przed zerknięciem w tamtą stronę, ale nie minęły dwie sekundy, gdy zdałam sobie sprawę, że nigdy wcześniej go nie widziałam.

To nie on – powiedziałam do siebie w duchu. – To tylko ktoś, kto jest do niego podobny, wyluzuj. Jednak moje ciało nie bardzo chciało mnie słuchać, bo ledwie byłam w stanie pozostać na miejscu. Musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji i się uspokoić, natychmiast.

– Przepraszam was na chwilę. – Wstałam i zdecydowanym krokiem ruszyłam do baru, po czym skręciłam w prawo, w stronę drzwi oddzielających restaurację od toalet.

Na szczęście w korytarzu za nimi nikogo nie było. Oparłam się o ścianę i wzięłam głęboki oddech, próbując odzys­kać panowanie nad sobą. Jeszcze godzina i będę mogła wrócić do domu i zaszyć się w łóżku. Musiałam to znieść. Może nawet uda mi się to wytrzymać bez zatkania serwetą jadaczki Eleanor.

Nagle rozpoznałam drzwi naprzeciwko. Ale ze mnie idiotka! Wyszłam stamtąd, żeby się uspokoić, tymczasem wylądowałam w miejscu, które jeszcze bardziej przypominało mi o Jessie. Za tymi drzwiami zrozumieliśmy, że nie możemy się poddać swoim uczuciom bez względu na to, jak bardzo tego chcemy. Przypomniałam sobie jego spojrzenie, słowa, które do siebie powiedzieliśmy. I jego słowa, zanim pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Wszystkiego naj­lepszego z okazji urodzin, stokrotko. Może w kolejnym życiu gwiazdy będą nam sprzyjać.

Przycisnęłam dłoń do ust, żeby powstrzymać dźwięk, który chciał się wydostać z mojego gardła. A mogliśmy to tak zostawić! Mogłam nie dotrzeć pod drzwi Jessa w rocznicę śmierci Valerie i Adama, kiedy nie wiedziałam, dokąd pójść. Mogłam się z nim nie przespać i nie obudzić rano obok niego pełna nadziei. Już wcześniej byłam w nim zakochana, ale nasza wspólna noc pokazała mi, jak to jest być z nim naprawdę. To było spełnienie moich naj­skrytszych marzeń. Był wszystkim, czego pragnęłam. Jednak mój układ z Trish zniszczył wszelkie szanse na spełnienie tego marzenia.

Na zawsze.

Ktoś otworzył drzwi, więc się wyprostowałam, żeby żaden z gości nie zobaczył mnie w tym stanie – w chwili słabości i bliską wybuchnięcia płaczem.

Ale to nie był nikt z obcych gości na sali.

– Tu jesteś. Co się stało? – Lincoln przyszedł sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku.

Wolałabym, żeby tego nie robił. Byłam wyczerpana ciągłym udawaniem przed nim, że jest dobrze. Nie mogłam się rozsypać. Musiałam pozostać w jednym kawałku, żeby kontynuować swoją rolę – a rozmawianie o moim samo­poczuciu groziło całkowitym rozsypaniem.

– Po prostu zakręciło mi się w głowie – odparłam. – Chyba za długo stałam dziś na słońcu.

Brat oparł się o ścianę obok mnie.

– Len, pytam serio. Od miesięcy wcis­kasz mi te kłamstwa. Chcę wiedzieć, jak się czujesz. Jak naprawdę się czujesz.

Na dźwięk jego łagodnego tonu zacisnęłam wargi, by się nie rozpłakać.

– Nie ma sensu o tym rozmawiać. To nie poprawi mojej sytuacji, wręcz przeciwnie.

Czasami wydawało mi się, że musiałam oszaleć, skoro tak bardzo tęskniłam za kimś, z kim przecież w ogóle nie byłam w związku. Obiektywnie rzecz ujmując, nie zapłaciłam zbyt wygórowanej ceny za uratowanie swojej rodziny: szansa na związek z Jessem przeciwko przyszłości moich rodziców i brata. Ale patrząc na to subiektywnie, miałam złamane serce i czułam w środku kompletną pustkę. Budziłam się rano z myś­lą, że nowy dzień nie przyniesie żadnej poprawy, a wieczorem kładłam się spać z przekonaniem, że znów miałam rację. Czułam się trochę tak jak po śmierci Valerie. Bo w zasadzie strata Jessa też była ostateczna.

– Skąd możesz to wiedzieć? – zapytał mnie Lincoln. – Jeszcze tego nie próbowałaś, prawda?

Odpowiedziałam mu zmęczonym uśmiechem.

– Kiedy w historii ludzkości rozmawianie o rzeczach, których nie da się zmienić, w czymś komuś pomogło? To ważny dzień dla naszej rodziny. Powinniśmy go uczcić.

Lincoln patrzył na mnie zatros­kanymi oczami, przed którymi próbowałam uciec wzrokiem.

– Tak, masz rację. Ale wyobrażam sobie, że musi ci nie być łatwo.

Z trudem przełknęłam ślinę. Moje gardło było zbyt ściśnięte.

– To nie jest ważne. To znaczy… popatrz na rodziców. Kiedy ostatnio widziałeś ich tak szczęśliwych?

– Ale wyrzekłaś się dla nich własnego szczęścia – przypomniał mi brat.

Gula w gardle sprawiała, że miałam wrażenie, że się duszę, a moje oczy coraz bardziej wilgotniały. Boże, proszę, nie! Tak dobrze się trzymałam, nie chciałam ponieść porażki na samym końcu.

– Postąpiłam słusznie – wypowiedziałam na głos zdanie, które powtarzałam sobie niczym mantrę w podobnych chwilach.

Bo tak naprawdę mieliśmy szczęście, że Trish Coldwell tak bardzo chciała trzymać mnie na dystans od swojego syna, że poświęciła dla niego nawet ten lukratywny projekt. Gdyby nie obchodziło jej, czy będziemy ze sobą, byłabym jedyną osobą w rodzinie, która miałaby szansę na szczęśliwą przyszłość. Trzy osoby przeciwko jednej. Prosty rachunek.

– Na pewno – przytaknął Lincoln. – I właśnie dlatego to taka beznadziejna sytuacja.

Mogłam się z nim tylko zgodzić, choć nie dotyczyło to wyłącznie mnie. Lincoln też dokonał wyboru swojej partnerki, uzależniając go od skutków, jakie przyniesie naszej rodzinie, tylko w innym sensie. Ale to z pewnością nie było łatwiejsze, chociaż zawsze twierdził, że mu to nie przeszkadza.

– Miałaś jeszcze jakieś wieści od Jessa? – zapytał cicho.

– Nie. – Potrząsnęłam głową. – Zdaje sobie sprawę, że jeśliby się ze mną skontaktował, mógłby tym wszystko zaprzepaścić. Albo jeśli ja bym się z nim skontaktowała.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy często byłam o krok od wybrania jego numeru. Tylko po to, by usłyszeć jego głos. Żeby się dowiedzieć, co o tym sądzi, jak się z tym wszystkim czuje. Żeby mieć jakieś pojęcie, jak to wygląda z jego strony. Może już dawno o mnie zapomniał i patrzył w przyszłość beze mnie. A może cały czas myś­lał o mnie tak samo jak ja o nim. Nie poznam prawdy. I ta świadomość doprowadzała mnie do szału, z każdym dniem coraz bardziej…

Milczenie między nami trwało jakąś chwilę, a potem westchnęłam.

– Co powiedziałaby Valerie, gdyby mogła nas tu teraz zobaczyć?

– Chyba niewiele. – Lincoln wzruszył ramionami. – Pewnie zaproponowałaby, żebyśmy kupili jakąś drogą szkoc­ką albo gin i zapomnieli o tym na jeden wieczór.

Roześmiałam się.

– Tak, to by do niej pasowało. – Westchnęłam i odepchnęłam się od ściany. – Lepiej już wróćmy do środka.

– Jesteś pewna?

– Tak. Jestem.

To nie było miejsce ani czas, żeby się załamywać.

– Ale obiecuję ci, że w niedalekiej przyszłości otworzymy butelkę czegoś drogiego i zapomnimy o wszystkim. Zgoda?

– Zgoda. – On się uśmiechnął, ja się uśmiechnęłam, oboje trochę krzywo. – Idziemy.

Wróciliśmy do restauracji i naszych rodziców z podniesionymi głowami, wyprostowanymi plecami i niewzruszonymi minami, bo właśnie tego od nas oczekiwano. W końcu byliśmy Westonami. Nie okazywaliśmy słabości.

Nigdy.

Rozdział 2 | Jessiah

W mieszkaniu panowała ciemność, gdy wniosłem bagaż i zatrzasnąłem za sobą drzwi stopą. Poczułem woń dusznego, zastałego powietrza, bo w Nowym Jorku było dość ciepło – a poza Thazem, który od czasu do czasu wpadał sprawdzić, czy wszystko w porządku, nikt tu przez ostatnie dziesięć tygodni nie zaglądał. Dlatego też klimatyzacja była przez cały ten czas wyłączona. Nie uruchomiłem jej od razu, tylko naj­pierw skierowałem się do okna i szeroko je otworzyłem. Na poddasze dostało się parne powietrze, ale lepsze to niż nic.

Mój lot z Maui miał opóźnienie, więc wylądowałem w Nowym Jorku dopiero po dwudziestej drugiej. A ponieważ nie jest wyłącznie frazesem, że to cholerne miasto nigdy nie śpi, droga taksówką z JFK na Manhattan zajęła mi prawie godzinę. Godzinę, która w dobitny sposób przypomniała mi o mojej awersji do Nowego Jorku. Ale nic nie mogło przebić tego gównianego uczucia, kiedy wyciągnąłem rękę do przełącznika obok drzwi i na suficie zapaliła się lampa. Wstrzymałem oddech, gdy ujrzałem znajome otoczenie.

Na początku czasami nienawidziłem tego loftu z powodu skojarzeń z Adamem. Każdy centymetr był z nim związany, każdy mebel, każda przeklęta książka na regale. A teraz nie znosiłem tego miejsca, bo wszystko w nim przypominało mi oniej. Bo kiedy spojrzałem na gofrownicę w kuchni, od razu przyszła mi do głowyona.

Co trzeba zrobić, żeby dostać na śniadanie twoje gofry?

Bo kiedy spojrzałem na antresolę z łóżkiem, nie mogłem o niej nie pomyśleć.

Nie możesz spać?

Nie. To znaczy mogę, ale… nie chcę.

Bo nie potrafiłem o niej nie myśleć, kiedy patrzyłem na drzwi, przez które wyszła po tym okropnym pożegnaniu następnego ranka i już nigdy nie wróciła.

Nie mogę ci tego powiedzieć, Jess! Już nigdy nie będę mogła nic ci powiedzieć! Nie wolno mi tego robić!

Helena.

Wystarczyło samo wypowiedzenie jej imienia w myś­lach, bym poczuł bolesny ścisk w środku. Przez dziesięć tygodni uciekałem od tego bólu. Pływałem na desce surfingowej wzdłuż naj­piękniejszych plaż świata, wspinałem się na naj­bardziej wymagające klify, przekraczałem swoje granice. Robiłem wszystko, co mogłem, aby uciec od tego okropnego uczucia, które czekało na mnie spokojnie na tej kanapie.

Witaj w domu, Jess. Tęskniłeś za mną?

– Pierdol się… – wykrztusiłem z siebie, po czym gwałtownie złapałem torbę i zaniosłem ją do łazienki, żeby wyciągnąć z niej brudne ciuchy.

Musiałem się czymś zająć, miałem nadzieję, że może dzięki temu pozbędę się tego supła w żołądku i ścis­kania w piersi. Ale tutaj też nie mogłem czuć się bezpiecznie, bo w łazience był prysznic, pod którym spędziliśmy tamten poranek… Niech to szlag! Odchyliłem głowę do tyłu i na chwilę zamknąłem oczy. Potem cisnąłem pranie do kosza i opuściłem łazienkę naj­szybciej, jak mogłem. Na blacie kuchennym leżała moja poczta, którą Balthazar wyciągnął ze skrzynki na listy i położył tutaj. Przejrzałem ją pobieżnie. Nie przyszło nic interesującego, więc odłożyłem koperty z powrotem.

Burczało mi w brzuchu, nie jadłem od południa. Kiedy nerwowym ruchem otworzyłem szafkę kuchenną, żeby sprawdzić, czy znajdę tam choćby makaron i sos pomidorowy, uderzyłem przed­ramieniem w gofrownicę. Zastygłem i wbiłem w nią wzrok. Potem, pod wpływem impulsu, wyrwałem kabel z gniazdka, chwyciłem urządzenie i bez zastanowienia wyrzuciłem je do kosza. Dźwięk wywołany przez uderzenie na moment przyniósł mi satysfakcję. Dopóki nie zdałem sobie sprawy, że nie mogę wyrzucić do kosza całego mieszkania, żeby przestać myśleć o Helenie. Wszystko tutaj miało z nią jakiś związek. Bo ja byłem związany z nią. Ostatnie dziesięć tygodni tego nie zmieniło.

Położyłem ręce na blacie i opuściłem głowę, oczami wyobraźni widząc przed sobą Helenę, jak gdyby ta rozmowa odbyła się zaledwie wczoraj. Powiedziała, że nie możemy się dłużej widywać. Po tym, jak wyszła stąd tamtego ranka, jakieś pół godziny stałem w tym miejscu, w którym mnie zostawiła. Nie potrafiłem się ruszyć ani pozbierać. Jednak w pewnym momencie w mojej głowie pojawiła się ta jedna myśl: Muszę stąd ­zniknąć. Rzuciłem się do drzwi i pojechałem na Rockaway Beach, by wskoczyć na deskę i surfować, aż wyczerpanie zwycięży nad moją desperacją na tyle, żebym mógł opracować jakiś plan. Potem wyjechałem do Europy, przeprosiłem młodszego brata za to, że okłamałem go w rocznicę śmierci Adama, i spytałem, czy nie chciałby spędzić wakacji gdzieś poza Nowym Jorkiem. Czułem, że muszę coś robić, działać, jeżeli chcę uniknąć pogrążenia się w smutku i desperacji. I to zadziałało, przynajmniej po części. Aż do dziś.

Fakt, że Trish pozwoliła mi zabrać ze sobą Elia do Europy, graniczył z cudem, ale pewnie uznała to za świetny pomysł, bo dzięki temu zwiększyła fizyczny dystans między mną a Heleną. Podróż miała też pewne ograniczenia – mogliśmy się zatrzymywać jedynie w drogich hotelach i luksusowych rezydencjach należących do jej przyjaciół i partnerów biznesowych, a poza tym towarzyszył nam Frank, były żołnierz piechoty morskiej, który był odpowiedzialny za ochronę Elia. Ale przystałem na to, by jak naj­dalej uciec od Trish i od tego miasta. A bez Elia nie byłbym w stanie tego zrobić. Opieka nad nim była dla mnie ważniejsza od wszystkiego innego, nawet od mojego bólu.

Zimny gniew zalewał mnie na samą myśl o matce i jej okrut­nym posunięciu. Po wypadku Westona trzymała w ręku wszystkie karty i jak zawsze nie pozostawiła niczego przypadkowi. Nikt, kto ma serce, nie odrzuciłby jej propozycji, a już na pewno nie Helena. Poświęciła nasz związek dla dobra swojej rodziny. Musiała go poświęcić. Nie miała innego wyboru. Moja matka zabroniła jej wszelkich kontaktów ze mną. Nie mogłem zapytać Heleny, jak się czuje, jak jej minęły wakacje, czy tęskni za mną tak bardzo jak ja za nią. Nie mogłem nic zrobić, jeśli nie chciałem odebrać jej wszystkiego, a naj­gorsza była moja bezsilność. Drenowała mnie. Nie chciałem przysparzać tej dziewczynie więcej problemów, więc w tym przypadku mogłem tylko milczeć. Nie mogłem niczego powiedzieć Trish, nie mogłem zadzwonić do Heleny.

Nie mogłem zrobić absolutnie nic.

Skłamałbym, twierdząc, że ta ucieczka w czymkolwiek mi pomogła. Podczas całej podróży po Europie i Hawajach ciąg­le myś­lałem o Helenie. W każdym pięknym miejscu ogarniał mnie żal, że nie może tych krajobrazów podziwiać razem ze mną. Każde hotelowe łóżko wywoływało we mnie pragnienie, by obudziła mnie w środku nocy i rzuciła mi jedno z tych spojrzeń, które rozpaliłyby we mnie żar. Ale nie dopuszczałem do siebie tego, że nasze rozstanie jest ostateczne, wypierałem to poczucie bezradności. Powinienem był wiedzieć, że to wszystko mnie dogoni, kiedy tu wrócę. Powinienem był to, do cholery, przewiedzieć! A jednak dopiero teraz dotarło do mnie z całą mocą, jak bardzo za nią tęskniłem. Oparłem się o szafkę kuchenną, przycisnąłem do niej plecy, próbując zaczerpnąć tchu. Nie potrafiłem.

Boże, tak bardzo za nią tęskniłem, za wszystkim, co z nią związane. Za jej poczuciem humoru, ciętym językiem, naszymi rozmowami, jej ciałem tuż przy moim. Tęskniłem za jej dotykiem i za jej reakcjami na mój dotyk. Było między nami coś, co trudno opisać, coś autentycznego. Wydawało mi się, że z nią mógł­bym nawet wytrzymać w Nowym Jorku. Ale odeszła. I już nigdy do mnie nie wróci.

Zacisnąłem usta, gdy ból przeszedł w gniew, chwycił mnie z całej siły i mną potrząsnął. A potem zwaliło się na mnie wszystko naraz: smutek, bezradność i tęsknota. Zwłaszcza tęsknota. Chwytała mnie za gardło, sprawiała, że moje ciało drętwiało, gdy pomyś­lałem o ostatnich słowach, które ze sobą wymieniliśmy.

Ponieśliśmy już tyle strat… Dlaczego musimy stracić również siebie?

Bo niektórzy potrafią znieść więcej niż inni. Bo kochają mocniej niż inni. Tak jak my.

Łzy cisnęły mi się do oczu, ale udało mi się je przełknąć. Zacisnąłem pięści, kierując swoje myśli ku osobie, która ponosiła za to winę. Osobie, która zmusiła Helenę do tego kroku. I to podziałało: gorący gniew wezbrał we mnie, przeganiając łzy i pomagając mi otrząsnąć się z odrętwienia. Wiedziałem, że ukrywanie się za złością na matkę było tchórzostwem. Że prędzej czy później będę musiał stawić czoła temu bólowi. Ale co dawało mi załamanie z powodu tego, że się zakochałem, a moja miłość nie dostała żadnej szansy? Co oprócz przekonania, że od śmierci Adama moje życie przestało należeć do mnie? Zupełnie nic.

Przerażała mnie myśl, że któregoś dnia spotkam Helenę na mieście. Tęskniłem za nią, chciałem wiedzieć, jak się czuje i czy sobie z tym wszystkim radzi. Ale jedno­cześnie cholernie się tego obawiałem. Naj­chętniej bym stąd zbiegł, zniknął gdzieś, gdzie ryzyko spotkania z nią byłoby blis­kie zera. Ale nie mog­łem stąd uciec, nie na dobre. Inaczej już dawno bym to zrobił.

Szybko podszedłem do plecaka, który wciąż leżał obok drzwi, wyjąłem telefon i zacząłem przewijać wiadomości. A potem wybrałem numer, z którego zaledwie kilka minut temu dostałem zdjęcie. Eli pewnie jeszcze nie spał, na wakacjach zwykle siedział do późna i czytał książki, aż oczy same mu się zamykały.

I rzeczywiście nie minęło dużo czasu, a odebrał połączenie.

– Cześć, Jess. Udało ci się wreszcie dotrzeć do Nowego Jorku?

Pisaliśmy ze sobą jeszcze na lotnis­ku na Maui, więc wiedział o opóźnieniu lotu.

– Tak. – Przy czym „wreszcie” nie było tu właściwym określeniem. Pozostanie na Maui dwie godziny dłużej zdecydowanie nie było dla mnie żadną karą. – Wszystko u ciebie w porządku, mały? – zapytałem, czując wyrzuty sumienia, bo nie dzwoniłem tylko po to, by dowiedzieć się, jak się czuje. Chciałem, żeby mi przypomniał, dlaczego się tego podjąłem. Dlaczego nie uciekłem, jak podpowiadały mi w każdej sekundzie moje ciało i mózg.

– Nie ustalaliśmy, że nie będziesz mnie już tak nazywać? – Głos brata brzmiał, jakby był poirytowany, ale wiedziałem, że żartuje.

Dzięki temu, że spędziliśmy razem pięć tygodni w Europie, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Dużo rozmawialiśmy o swoich planach i marzeniach, o przyszłości. Oczywiście nie o mojej. Bo ona będzie mogła zacząć się liczyć dopiero wtedy, gdy Eli urzeczywistni swoje marzenia. Nie miałem pojęcia, jakie brat ma na ten temat zdanie, ale chciałem, żeby wiedział, dlaczego to robię. Żeby znał prawdę i potrafił z nią żyć.

– Nie przypominam sobie – odparłem. – Jesteś jeszcze na Martha’s Vineyard?

Rodzice Henry’ego mieli tam dom i zaprosili Elia, by spędził z nimi resztę wakacji. Wiedziałem, że dobrze się nim zaopiekują i nie będzie poddawany jakiej­kolwiek presji, więc po naszej wyprawie wybrałem się jeszcze na Hawaje w samo­tną podróż, żeby posurfować, odwiedzić przyjaciół i wesprzeć kilka projektów. Dziadkowie Elia byli bardzo wyrozumiali i nie stawiali swojemu wnukowi wygórowanych oczekiwań. Wiedzieli o jego stanach lękowych i potrafili sobie z tym świetnie radzić. Niestety nie udało im się przekonać Henry’ego, taty Elia, do podobnego zachowania.

– Tak, do przyszłego tygodnia. Dziadkowie twierdzą, że w Nowym Jorku wciąż jest za gorąco, żeby tam wracać. A mama i tak do końca sierpnia zostaje w Dubaju.

Po jego głosie domyśliłem się, że jest mu to na rękę. Pewnie był jedynym piętnastolatkiem, który doceniał kilka tygodni spokoju na Martha’s Vineyard. Trish zazwyczaj spędzała z nim lato w Hamptons, a raczej zaglądała do niego od czasu do czasu, bo bez przerwy jeździła na swoje spotkania do Nowego Jorku. Ale projekt w Arabii Saudyjskiej nieco pokrzyżował jej plany.

– Możesz tu przyjechać, jeśli chcesz. Jestem pewien, że babcia nie będzie miała nic przeciwko temu.

Oferta była kusząca, ale pokręciłem głową.

– W tym tygodniu mam sporo spotkań i muszę wreszcie zająć się restauracjami. – Wiedziałem, że Eli był ukochanym wnuczkiem swoich dziadków, ale o mnie nie mieli naj­lepszego zdania. Zresztą wcale mnie to nie dziwiło, w końcu jako nasto­latek nie dawałem im żadnych powodów, by mogli się do mnie przekonać.

– Okej. Ale zobaczymy się po moim powrocie, prawda?

– Jasne. Wieczór filmowy plus mac’n’cheese. Kiedy tylko będziesz miał ochotę.

Co prawda naj­chętniej unikałbym spotkania z matką, ale zdawałem sobie sprawę, że to raczej niewykonalne. Jeśli miała mi uwierzyć, że Helena wywiązała się z umowy i nie doniosła mi o porozumieniu między nimi, musiałem zachowywać się tak, jak zwykle zachowywałem się wobec Trish. Kiedy tylko tu wróci.

Jakby słysząc moje myśli, brat zapytał:

– Rozmawiałeś ostatnio z mamą?

– Od jakiegoś czasu nie mieliśmy ze sobą kontaktu – odparłem.

Eli nic nie wiedział o intrydze Trish, by rozdzielić mnie i Helenę, bo nie mogłem mu o tym powiedzieć. Myś­lał, że kłótnia w rocznicę śmierci Adama była powodem, dla którego nasze relacje, już i tak niezbyt ciepłe, ochłodziły się o kolejne kilka stopni.

– Powinieneś z nią porozmawiać – stwierdził Eli. – Wypytuje o ciebie za każdym razem, gdy rozmawiamy przez telefon. Chyba się o ciebie martwi.

Musiałem się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Trish się o mnie martwi. Jasne… To ona zadbała o to, by pierwsza osoba od trzech lat, która poruszyła moje serce, odeszła z mojego życia. Nie martwiła się, tylko pewnie chciała wybadać, czy jej posunięcie przyniosło zamierzony skutek.

– Możesz jej przekazać, że u mnie wszystko w porządku. Nadal nie mam stałego zatrudnienia, nie zamierzam dołączyć do firmy, a wszystko inne nie jest jej zasraną sprawą. – Wiedziałem, że nigdy jej czegoś takiego nie powie, bo Trish nienawidzi przekleństw, a Eli nie jest osobą, która specjalnie chce dolewać oliwy do ognia.

– Sam jej to powiedz. – Brat prychnął, dokładnie tak jak się tego spodziewałem. – Babcia idzie, muszę lecieć. Na razie, Jess.

– Na razie. – Rozłączyłem się i westchnąłem.

Eli miał nadzieję, że kiedyś zacznę się dogadywać z Trish, byłem tego świadomy. Ale czasami miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek mi się to uda. Jak miałbym spojrzeć jej w twarz i robić dobrą minę do złej gry, kiedy wszystko we mnie chciało jej wykrzyczeć, co na jej temat myś­lę? Zadałbym jej pytanie, co działo się w jej głowie, kiedy niszczyła jedyną rzecz, która coś dla mnie znaczyła.

Helena przewidziała to wszystko. Nie chciała wyznać mi prawdy. Obawiała się, że sprawi mi ból, jeśli będę musiał żyć z tą wiedzą, nie mogąc nikomu się z tego zwierzyć. Mogłem jej posłuchać. Może czułbym się lepiej, wierząc, że to była dla niej tylko jedna noc, tylko seks, i że to było za mało, żeby budować coś więcej. Może wtedy dawno bym o niej zapomniał.

Tak, śnij dalej…

Zanim znów zacząłem się wahać między użalaniem się nad sobą a poddaniem się swojej złości, wziąłem do ręki telefon i wybrałem kolejny numer. Czekałem tak długo, że już byłem blis­ki rezygnacji, gdy wreszcie połączenie zostało odebrane.

– On żyje! – krzyknął Balthazar. – Cóż za radość! Nie mów, że wreszcie jesteś w mieście!

– Może.

Nie kontaktowaliśmy się ze sobą zbyt często w ciągu ostatnich tygodni. Thaz i ja nie byliśmy facetami, którzy codziennie wysyłają sobie wiadomości głosowe, nasza przyjaźń istniała bardziej tu i teraz. A tu i teraz desperac­ko potrzebowałem pretekstu do opuszczenia loftu.

– Co powiesz na parę rundek w Tough Rock?

Klub sztuk walki na Brooklynie był otwarty w weekendy do drugiej w nocy, więc do tego czasu zdążyłbym rozładować nadmiar energii.

– Zawsze, stary. Hej! Witaj z powrotem w Nowym Jorku, Jessiahu! – Ostatnie zdanie wyszeptał nieznośnie radosnym tonem.

– Tak, ty mnie też – odparłem i zakończyłem rozmowę, po czym ruszyłem do garderoby po ubranie sportowe, by jak naj­prędzej stąd uciec.

Nie oglądałem się za siebie, zamykając drzwi. Może będę miał szczęście i znajdę sposób, by nie musieć tu dziś wracać.

Rozdział 3 | Helena

Kolejka przed food truc­kiem ciągnęła się niemal do następnego budynku, ale przez ostatni kwadrans posunęła się sporo do przodu, więc liczyłam na to, że mimo wszystko uda mi się zdążyć na spotkanie. Mogłam tylko mieć nadzieję, że tutejsza shoarma smakuje tak wyśmienicie, jak głosiła fama. Ale już sama kolejka osób marnujących większość przerwy na lunch wskazywała na to, że musi to być prawda.

Stojąc, scrollowałam Instagrama, a potem przerzuciłam się na TikToka i szybko ściszyłam telefon, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu filmik z dwoma facetami przebranymi za małpy, którzy tańczyli do jakiegoś okropnego kawałka techno. Potem kliknęłam w konto Elia Coldwella, jednak nie znalazłam tam nic nowego. Jego ostatni filmik był z plaży, którą zidentyfikowałam jako South Beach na Martha’s Vineyard, ale wideo miało już tydzień. Naj­wyraźniej bracia zakończyli swoją europejską wyprawę, choć nie słyszałam pogłosek na temat powrotu ­Jessa do Nowego Jorku. Co oczywiście wcale nie musiało o niczym świadczyć, bo kręgi, w których się obracaliśmy, ledwie się ze sobą stykały. Mogło być też tak, że stał gdzieś za mną w kolejce po shoarmę. Z walącym sercem w piersi odwróciłam się dyskretnie, by to sprawdzić, ale oczywiście go tam nie było.

– Hej, co ci podać?! – zawołał mężczyzna z food truc­ka.

Nawet nie zauważyłam, że to moja kolej, ale naj­wyraźniej ludzie przede mną byli tu całą grupą i obsłużono ich jedno­cześnie.

Zamówiłam dwie porcje i niedługo potem jedzenie było gotowe. Zapłaciłam, ruszyłam przed siebie i po zerknięciu na zegar przyspieszyłam kroku, by szybciej dotrzeć do starego budynku, w którym znajdowała się siedziba firmy moich rodziców.

Recepcjonistka przywitała mnie uśmiechem, a kilka osób, które pracowały u nas już od dawna, zamieniło ze mną parę słów. W przeciwieństwie do wizyty w tym budynku po moim powrocie z Anglii zimą teraz na piętrze panował wielki ruch – wszystkie biura były zajęte, podobnie jak sale konferencyjne i stanowis­ka asystentów. Uśmiechnęłam się, gdy to do mnie dotarło. Weston Group wróciła do gry. I chociaż powód, dla którego tak właśnie się stało, zawsze przyprawiał mnie o ból w piersi, i tak mnie to cieszyło.

Tata był w swoim gabinecie i kończył omawiać coś ze swoim pracownikiem, po czym powiedział do asystentki, że nie chce, by mu przeszkadzano, i zamknął za mną drzwi.

– Cześć, kochanie. – Uśmiechnął się i uścisnął mnie na powitanie. Po chwili jego sceptyczny wzrok padł na papierową torbę, którą położyłam na stole konferencyjnym. – Co dziś przyniosłaś?

– Niespodziankę – powiedziałam jak zawsze. – Nie patrz tak, wiem, że będziesz zachwycony.

Podobne lunche były naszym rytuałem, kiedy jeszcze uczęszczałam do Bradbury School, która znajdowała się zaledwie kilka przecznic od biura. We wtorki kończyłam lekcje o pierwszej, a gdy zauważyłam, że tata codziennie jada te same mdłe posiłki z jednej restauracji, poczułam się w obowiązku pokazać mu, co traci. Tak więc co wtorek chodziłam do innego lokalu lub food truc­ka w okolicy i kupowałam coś na lunch dla taty i dla siebie. Nigdy nie wiedział, co ze sobą przyniosę, ale zawsze zjadał to bez marudzenia, a potem wystawialiśmy oceny. Kiedy rodzice odesłali mnie do Anglii, ta tradycja wygasła, ale parę tygodni temu zaproponowałam, że przywrócę ją do życia. Brakowało mi wspólnych chwil z tatą. A jego wypadek uświadomił mi, że nie będzie ze mną wiecznie. Bardzo się ucieszyłam, że nie wymówił się za dużą ilością pracy.

Wyjęłam shoarmę z torby i położyłam ją na stole.

– Och – odezwał się tata, rozpakowując ją i rozpoznając potrawę. – Ostatni raz jadłem coś podobnego jakieś dziesięć lat temu. I to było ohydne. – Otworzył szufladę komody i wyjął z niej serwetki. Miał tam też sztućce, ale z nich zrezygnował.

– W takim razie naj­wyższy czas na drugą szansę. – Pokiwałam stanowczo głową. – Słyszałam, że to naj­lepsza w Nowym Jorku.

Roześmiał się.

– Gdybym dostawał dolara za każdym razem, kiedy ktoś wypowiada to zdanie, to…

– Miałbyś teraz sto dolarów? – zażartowałam, rozpakowując swoją porcję.

– Może nawet dwieście. – Tata przez chwilę przyglądał się zawartości swojej pity, a potem ugryzł pierwszy kęs. Dopiero po kilku chwilach w jego oczach pojawił się błysk i pokiwał z uznaniem głową.

– Smakuje? – Ja też wzięłam kęs.

Wow, to było naprawdę smaczne. Nie, to było wyśmienite! Uwielbiałam prawie każdy rodzaj fast foodu, ale ta potrawa ma szansę zostać moją ulubioną. Odrobinę kwas­kowate mięso, świeża sałata i pita z cienkiego ciasta własnej roboty… Mmm, rewelacja!

Przez chwilę jedliśmy w milczeniu, zapewniając się nawzajem odgłosami i gestami, że jesteśmy zachwyceni dzisiejszym łupem. W końcu odłożyłam resztki shoarmy i wycierając ręce w serwetkę, zauważyłam, że na półce obok biurka stoi model budynku, którego wcześniej tam nie widziałam.

– Czy to model tego nowego projektu w Winchesterze?

Zazwyczaj pierwotne projekty były wielo­krotnie zmieniane, ale ponieważ przebudowa i renowacja miały się wkrótce rozpocząć, nie zostało na to zbyt dużo czasu.

– Zgadza się. – Tata wstał, podszedł do modelu, po czym uniósł go i postawił na stole konferencyjnym.

Pospiesznie sprzątnęłam resztki po naszym lunchu, a następnie pochyliłam się wraz z tatą nad miniaturą terenu budowy.

– Widzisz, wprowadziliśmy w tym kompleksie pewne zmiany. Zamiast planowanych sklepów detalicznych będą tam gabinety lekarskie. Powstanie też dobudówka w stylu okolicznych budynków, dzięki której stworzymy niemal zamknięty obszar wewnętrzny z zielenią. Twój brat wpadł na ten pomysł.

– Cieszę się, że go czasem słuchasz – stwierdziłam mimochodem. – Wszystko wskazuje na to, że od czasu, gdy posklejał mi włosy plasteliną, kiedy miałam pięć lat, zrobił pewne postępy.

Tata się uśmiechnął.

– Zauważyłem, że ostatnio rozumiecie się o wiele lepiej niż kiedyś. To bardzo dobrze. Mama i ja martwiliśmy się, że nie będziecie się dogadywać po tym, co się stało.

Owszem, dogadywaliśmy się. Mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Łączyła nas tajemnica dotycząca tego, co tak naprawdę kryło się za kontraktem na Winchester. I tego, co było między mną a Jessem. Właśnie, było.

Wydawało się bez znaczenia, w jakim czasie mówię o swoim uczuciu do niego, bo czułam się, jakby istniało we mnie zawsze. Czasami wpadałam w panikę, gdy zdawałam sobie sprawę, że już nigdy nie będę mogła się do niego zbliżyć. Stał się dla mnie do tego stopnia ważny, i to w tak krótkim ­czasie, że nie potrafiłam sobie wyobrazić istnienia bez niego do ­końca życia. Tak strasznie za nim tęskniłam! Oddałabym wszystko, żeby jeszcze raz móc usłyszeć, jak nazywa mnie stokrotką tym swoim lekko ochrypłym głosem i łagodnym tonem, którego używał, gdy zwracał się do mnie w ten sposób. Choć jeden raz.

– Heleno – powiedział tata. – Kochanie, jesteś tu ze mną?

– Yyy… Tak. – Potrząsnęłam szybko głową, by odpędzić to uczucie. – Jasne. Po prostu się zamyśliłam.

– Mogę ci w czymś pomóc? Masz jakieś problemy? – Spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem i przez krótką chwilę kusiło mnie, by opowiedzieć mu o Jessie.

Ale oczywiście tego nie zrobiłam. Rodzice nigdy nie mogli się dowiedzieć, co zaszło.

– Nie, wszystko okej. Nie mam żadnych problemów.

Hm. Może to była dobra okazja, żeby zagadnąć go na temat moich studiów. Nie było tu mamy, która mogłaby zaoponować, a tata i ja zbliżyliśmy się do siebie od czasu jego wypadku. Może okaże mi większe zrozumienie, niż zakładałam.

Postanowiłam zaryzykować.

– Wiesz, latem miałam sporo czasu na zastanawianie się nad swoją przyszłością. I… Obawiam się, że psycho­logia nie jest dla mnie.

Pokiwał głową w zamyśleniu.

– Tak, tak mi się właśnie wydawało.

– Naprawdę? – zapytałam ze zdumieniem.

– Zawsze miałem wrażenie, że wybrałaś ten kierunek raczej z braku innej możliwości niż z pasji. Ale musiało ci być ciężko podejmować tę decyzję niedługo po śmierci Valerie, a ja nie chciałem wywierać na ciebie presji, żebyś dokonała ostatecznego wyboru.

Poczułam ulgę.

– Więc pozwoliłbyś mi się przenieść?

– Oczywiście, że tak. Ja też zdecydowałem się w trakcie studiów na zmianę kierunku. Nie wiedziałaś o tym? Na pierwszym roku. Przeniosłem się z architektury na ekonomię. Zrozumiałem, że interesuje mnie bardziej. – Uśmiechnął się. – Jeśli ciebie również bardziej ciekawią rzeczy, które tu robimy, jestem ostatnią osobą, która mogłaby się temu sprzeciwić. Musisz tylko zdecydować, który obszar bardziej ci odpowiada: projektowanie, kontroling… a może public relations?

O cholera.

Naj­wyraźniej kompletnie mnie nie zrozumiał i wydawało mu się, że chciałabym pracować dla Weston Group jak mój brat. Jak mogłam wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji? Naj­lepszym sposobem było powiedzieć mu to wprost.

– Nie to miałam na myśli. Nie chcę dołączyć do firmy, tato. Przykro mi. – Spojrzałam na niego przepraszająco.

– Och, nie przejmuj się. Pomyś­lałem sobie, że skoro ostatnio tak bardzo interesujesz się naszym nowym projektem i firmą, może właśnie tym chciałabyś się zajmować.

Interesuję się nimi, bo jesteś dla mnie ważny. Bo bałam się, że cię stracę tak samo jak Valerie.

Do dziś się zastanawiałam, czy znalazł się pod tym samo­chodem przez przypadek, czy może po prostu stracił chęć do życia i zrobił to specjalnie. Ale nigdy nie zadałam mu tego pytania, bo byłam pewna, że i tak nie powie mi prawdy. Nasze credo, by nigdy nie okazywać słabości, odnosiło się nie tylko do obrazu, jaki przed­stawialiśmy światu na zewnątrz, ale niestety także do tego, co ujawnialiśmy o sobie pozostałym członkom rodziny.

– To prawda, interesuję się firmą – odparłam. – Ale nie sądzę, żebym znalazła tu pracę marzeń.

Tata tylko pokiwał głową. Ulżyło mi, że nie poczuł się rozczarowany.

– O czym w takim razie myślisz?

Teraz nadeszła trudniejsza część rozmowy. Ale skoro już zrobiłam pierwszy krok, nie mogłam zawrócić z obranej drogi jak ostatni tchórz. To nie byłoby w moim stylu.

– Chcę studiować turystykę i rekreację.

Dokładnie to, co zaplanowałyśmy z Valerie, żeby zrealizować nasz pomysł na biznes. Ale tego nie musiałam dodawać, bo tata i tak się domyśli.

I rzeczywiście, jego rysy natychmiast się wyostrzyły, a między brwiami pojawiła się głęboka bruzda.

– Turystykę? Chyba nie ze względu na ten pomysł z wycieczkami po mieście?

– Owszem – przytaknęłam i uniosłam nieco wyżej podbródek. – Zamierzałam pójść w tym kierunku, odkąd skończyłam piętnaście lat. A fakt, że chciałyśmy to zrobić razem z Valerie, wcale nie oznacza, że powinnam z tego zrezygnować. – Ostatnie tygodnie spędziłam na planowaniu tego, co powiem, jeśli znajdę w sobie odwagę, by porozmawiać o tym z rodzicami. Teraz jednak te zdania brzmiały jakoś pusto i niezbyt przekonująco.

Tata ponownie usiadł na fotelu i przez chwilę się nie odzywał. Potem potrząsnął głową z powątpiewaniem.

– Wiesz, że nigdy nie byliśmy zachwyceni tym pomysłem. Pomijając fakt, że nie jestem pewien, czy powinnaś w ten sposób zarabiać na życie, nazwis­ko Weston reprezentuje pewne wartości. Oczekuje się od nas, że nasze dzieci będą studiować solidne kierunki na uniwersytecie należącym do Ligi Bluszczowej. Czy na Columbii są jakieś kierunki związane z turystyką?

Teraz ja musiałam pokręcić głową, choć zrobiłam to niechętnie.

– Nie, nie ma. Ale na Uniwersytecie Nowojorskim tak, zarówno na poziomie licencjac­kim, jak i magisterskim.

Valerie dowiedziała się o tym już lata temu, i to z myś­lą o mnie, nie o sobie. Ją satysfakcjonował dyplom z ekonomii, bo wiedziała, że jedna z nas będzie musiała pójść w tym kierunku, jeśli chcemy zbudować naszą firmę na solidnych fundamentach. Poza tym zawsze miała większe zamiłowanie do liczb i tabelek niż ja.

– Uniwersytet Nowojorski? – Z oczu taty wyraźnie przebijało przerażenie.

– Wiesz, że nie jest gorszy od uniwersytetów Ligi Bluszczowej – broniłam naj­większego uniwersytetu w mieście. – Studia na nim są tak samo prestiżowe, a dyplomy znaczą dokładnie tyle samo. Możesz się o tym przekonać we wszystkich rankingach.

– Możliwe. Ale w głowach ludzi określenie „tak dobry jak Liga Bluszczowa” nie jest tym samym co „uniwersytet Ligi Bluszczowej”. Nie wiem, czy możemy sobie pozwolić na wybór Uniwersytetu Nowojorskiego.

Wiedziałam, co chciał przez to powiedzieć: to, że moja rodzina odzys­kała swój status dzięki kontraktowi na Winchester, wcale nie oznacza, że przestaliśmy się znajdować pod obstrzałem.

– Rozumiem – powiedziałam, nie potrafiąc ukryć rozczarowania. Właściwie liczyłam się z tym, że rodzice nie będą zachwyceni moim pomysłem, ale jakaś część mnie miała nadzieję, że jednak zareagują inaczej.

– Wiesz co? Porozmawiam o tym z mamą, dobrze?

Kiedy podniosłam wzrok, tata się uśmiechnął.

– Zasłużyłaś na to, w końcu od swojego powrotu zachowujesz się nienagannie i godnie reprezentujesz naszą rodzinę. Pomijając tę drobną sprawę z Coldwellem.

Kiedy wspomniał o Jessie, poczułam znajome ukłucie tęsknoty. Miałam ochotę mu odpowiedzieć, że chłopak nie był żadną skazą na moim czystym koncie, tylko naj­lepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w ostatnim czasie. Ale oczywiście milczałam.

Tata przyjrzał mi się uważnie, a potem zmarszczył brwi. Naj­wyraźniej nie zapanowałam wystarczająco nad mimiką.

– Len? Nie spotykałaś się z nim od tego incydentu w hotelu, prawda?

Owszem, widziałam się z nim. Byłam u niego w rocznicę śmierci Valerie, bo żadne z was nie chciało uczcić ze mną tego dnia. Rozmawialiśmy, płakaliśmy, wspominaliśmy nasze rodzeństwo. I przespałam się z nim. Bo byłam w nim zakochana. I wciąż jestem.

Wzięłam głęboki oddech.

– Nie – skłamałam, zadowolona, że jestem w tym taka dobra. – Oczywiście, że nie. Wyraziliście się bardzo jasno.

Tata chciał jeszcze coś powiedzieć, ale na szczęście w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.

– Sir? – Jego asystent zajrzał do środka. – Kontrahent, z którym ma pan spotkanie o czternastej, już tu jest. W sali konferencyjnej numer trzy.

– Dziękuję, Devonie. Zaraz tam pójdę. – Tata wstał i podszedł do biurka, z którego zabrał tablet i plik dokumentów. – Zobaczymy się wieczorem, tak? – zapytał.

Podniosłam swoją torebkę i skinęłam głową.

– Jasne. Nie mam żadnych planów.

– Cieszę się. Dziękuję za wspólny lunch, kochanie.

Pocałował mnie szybko we włosy – już włączył mu się tryb biznesowy – i chwilę potem zniknął za drzwiami.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Ostrzeżenie

Ta książka zawiera treści, które mogą wywołać silne reakcje.

Są nimi:

śmierć członka rodziny

i zaburzenia lękowe / ataki paniki.