Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
40 osób interesuje się tą książką
Nie trzeba być idealnym, żeby znaleźć miłość i poczuć się kochanym.
Filip od lat nie potrafi ubrać w słowa tego, co naprawdę czuje. Przez trudne doświadczenia i brak pewności siebie zacina się, gdy tylko próbuje mówić o tym, co ważne. Mélodie – pełna życia i spontaniczna – ucieka w sport, by poradzić sobie z emocjami po rozwodzie rodziców.
Spotkali się przypadkiem, gdy przyjechała odwiedzić ojca i przy okazji dostała zastępstwo w klubie sportowym. Razem z Filipem mieli spędzić tylko chwilę podczas wspólnych treningów z wesołymi dziewczynkami, ale rozmowy online nadały ich relacji zupełnie nowy bieg.
Czy zdecydują się zostać razem na dłużej mimo kilometrów, które ich dzielą, i lęków, które noszą w sobie każdego dnia?
Ta historia nie jest o fajerwerkach. Jest o czułości, która leczy, i zaufaniu, które znaczy więcej niż tysiąc słów. To opowieść o dwojgu młodych ludzi, którzy uczą się być blisko – nie pomimo swoich słabości, ale razem z nimi.
Ich relacja zostanie wielokrotnie wystawiona na próbę, a każde z nich będzie musiało stawić czoła swoim lękom i dokonać wyboru między prawdą a ucieczką. W którą stronę pójdą? Czy miłość okaże się silniejsza niż nawet największy ból i strach?
Kontynuacja powieści Drunken Sailor – tym razem jednak poznajemy historię Mélodie, córki Brunona, który stara się odnaleźć w roli ojca dorastającej dziewczyny i wspiera Filipa, choć trudno mu zaakceptować, że jego córka się zakochała.
Bohaterowie wracają w innych rolach – dojrzalsi i jeszcze bardziej urzekający. Nie zabraknie humoru niesfornego Stefana, dobrego jedzenia, wyprawy jachtem po Chorwacji i radosnego spaniela, który wniesie odrobinę magii. Shape of Me to historia o uczuciach i emocjach, które nie muszą krzyczeć, by zostać w sercu na długo.
Poruszająca, inspirująca i unikatowa. O odkrywaniu własnej tożsamości i akceptacji siebie. Prowadząca po głębokich odcieniach świadomości. Autorka z pewną subtelnością ukazuje, jak istotne jest to, by być sobą i otaczać się miłością. Chcesz poruszyć w sobie wszystko, co ukryte? Czas sięgnąć po tę powieść. To książka, która na długo zapada w pamięć. Polecam!
Patrycja Wójtowicz, @popisana_strona
Nie trzeba być idealnym, by odnaleźć miłość, która jest jak latarnia w czasie sztormu i okazuje się silniejsza niż strach. Zanurz się w tej historii. Polecam.
Ewa Polińska, @ewela_czyta
Przeszłość, która nie pozwala o sobie zapomnieć, kontra miłość, która pokazuje, że razem można pokonać największe lęki, oraz ludzie, którzy potrafią zobaczyć w człowieku więcej niż on sam. Jeśli kochasz mądre comfort booki ukazujące prawdziwe życie, w którym wyznacznikiem szczęścia nie są wielkie rzeczy, tylko małe gesty, spokój ducha i ludzie wokół – to ta książka jest dla Ciebie.
Edyta Stachelek, @mama_wojtka_czyta
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 327
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ostrzeżenie
Książka jest przeznaczona dla osób dorosłych.
Przedstawione wydarzenia mogą wydać się trudne, szokujące lub niekomfortowe w odbiorze dla wrażliwych czytelników.
Powieść dotyka problematyki rozwodu, utraty bliskiej osoby, nadużyć seksualnych, kłopotów zdrowotnych – również na tle psychicznym – relacji homoseksualnych i prób samobójczych.
Historia jest fikcją literacką, a wszelka zbieżność postaci i wydarzeń jest przypadkowa i niezamierzona.
Copyright © by Asia Balicka, 2025Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Magdalena Czmochowska
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-879-4
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Ostrzeżenie
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Epilog
Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku,
Rozdział 1
Filip
Znowu czarna de w całej okazałości.
To koniec. Koniec mnie. Koniec Filipa po raz piąty w tym tygodniu. Nie przypuszczałem nawet, że można tyle razy w krótkim czasie stanąć pod ścianą bez możliwości jakiegokolwiek manewru.
Ojciec często powtarzał, że zawsze jest wybór. Lepszy lub gorszy, ale jest. Można walczyć lub uciekać. Można to, można tamto. Bullshit. Podobno zna się na rzeczy, jest przecież psychoterapeutą i sypie mądrymi hasłami jak z rękawa. Pomagał wszystkim radzić sobie w życiu, mnie jednak nie nauczył mówić „nie” i z pewnością nie przekazał mi tego w genach.
Co za niefart.
Gdybym umiał jasno wyrażać własne zdanie, nie siedziałbym teraz ze ściśniętym gardłem po raz miliardowy. Zmęczony. Głodny. Bezsilny. Z bólem głowy i obitym łokciem po upadku z drążka podczas treningu.
Żałowałem, że się zgodziłem na to cholerne zastępstwo. Dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj. Tydzień temu. Miesiąc temu. Codziennie.
W zasadzie wystarczyło powiedzieć „nie” i nie siedziałbym teraz, jedząc resztki zimnego obiadu z pudełka. Mógłbym odpocząć albo chociaż odgrzać ten głupi obiad i zjeść przy stole. Ale nie! Przecież ja nie potrafię odmawiać.
Asertywność zawsze była moją najsłabszą stroną.
– Świetnie – mruknąłem pod nosem i głośno wypuściłem powietrze.
Oparłem głowę o szafkę i zamknąłem oczy, z trudem przełykając ślinę. Nadal słyszałem hałasy na korytarzu i byłem pewny, że to, co czeka za drzwiami, mnie wykończy. Głowa mi pęknie od wrzasku, jeśli wcześniej sam nie uderzę nią o ścianę.
– Co świetnie, misiaku? Pewnie to, że dzisiaj się spotykamy?
Zanim otworzyłem oczy, poczułem ostry zapach Blanki – mojej, powiedzmy, dziewczyny. Nieznacznie odwróciłem głowę w stronę źródła głosu i nawet mając lekko przymknięte oczy, zauważyłem dekolt tuż przy mojej twarzy. Tego nie dało się nie zauważyć.
Blanka pogłaskała mnie po szyi. Otworzyłem usta i od razu zamknąłem. Powstrzymałem się, żeby nie palnąć czegoś głupiego zgodnie z moją nadrzędną zasadą, która brzmiała: jak nie masz nic mądrego do powiedzenia, lepiej milcz. Zazwyczaj więc milczałem.
– Obejrzymy sobie kilka filmików, zgoda? Znalazłam takie bardzo romantyczne. Spodobają ci się, jestem pewna.
Usiadła na mnie okrakiem i niebezpiecznie przybliżyła twarz do mojej. Kiedy jej zimny nos połaskotał mnie po policzku, mimowolnie wciągnąłem powietrze. Blanka zmierzwiła mi włosy, szybko chwyciła moje dłonie i położyła na swoich pośladkach.
– Aha. Pamiętam – wymamrotałem.
Zabrałem dłonie i mocno chwyciłem krawędź ławki. Za nic w świecie nie chciałem dotykać Blanki, a jeszcze bardziej nie chciałem, aby ona dotykała mnie. Nie miałem jak uciec, chociaż ta myśl kilkakrotnie przeszła mi przez głowę. Na domiar złego nie cierpiałem, gdy jej długie paznokcie wbijały mi się w skórę, tak jak teraz.
– Słyszałam, że dzisiaj ogarniasz te słodkie synchronki! Pomogłabym ci, ale mam mnóstwo pracy. Widzimy się więc u mnie, zgoda?
Pokiwałem głową w odpowiedzi.
Absolutny brak zgody.
– Muszę lecieć – rzuciła radośnie i cmoknęła mnie w policzek. – Nie spóźnij się, przystojniaku! Będę czekać na ciebie bardzo gotowa – dodała ściszonym tonem. – Ciao, ty mój nieśmiały gorący chłopaku – zachichotała.
– Tak… o ósmej. Cia-o – wymamrotałem.
Po chwili poczułem jedynie zapach miętowej gumy do żucia i jej usta na swoich. Blanka potargała mi włosy kolejny raz, szybko wstała i pobiegła w kierunku wyjścia na basen. Wysiliłem się na sztuczny uśmiech w odpowiedzi i pomachałem nieznacznie ręką.
Uff.
Na szczęście nie musiałem z nią dłużej rozmawiać. Poczułem ulgę. Niewielką, ale zawsze coś.
Oparłem głowę o szafkę i kolejny raz zamknąłem oczy. Wypiłem trochę wody, by zyskać na czasie. Jeśli jakimś cudem przetrwam kolejne trzy godziny, to spotkanie z Blanką wieczorem z pewnością mnie dobije.
Proszę, niech ktoś wjedzie na białym koniu i mnie uratuje. Dwa łyki i nic. Nadal wrzaski na korytarzu. Nadal moje trzęsące się dłonie.
Nadal trudno było mi przełykać. Nadal nikt nie odwołał tego cholernego zastępstwa.
W trybie slow motion schowałem pudełko. Wolnym krokiem wyszedłem na korytarz i nabrałem mocno powietrza przez nos. Ledwo zdążyłem podejść bliżej sali gimnastycznej, drzwi szatni dla dzieci otworzyły się z łoskotem i spora grupa dziewięciolatek wybiegła na korytarz z prędkością światła. Pomyślałem wtedy, że określenie „piszcząca szarańcza” idealnie do nich pasuje. One naprawdę wyglądały jak stado brzęczących owadów z szybko machającymi kończynami we wszystkich kolorach tęczy.
Potrafiłem nieźle sobie radzić z grupą dorosłych pływaków na sali i w wodzie, ale te dzieciaki były więcej czymś niż wyzwanie.
Przez hałas, jaskrawe kolory i kompletny chaos nie mogłem zebrać myśli, a co dopiero zajmować się dziećmi.
Wykończą mnie.
– Dzień doo-bryyy, trenerze!
– Słyszał trener, że dzisiaj nie ma naszej Ewy? Bardzo nam smutno z tego powodu!
– Ale też mamy superwiadomość, booo…! Aaaaaaa!
Przekrzykiwały się jedna przez drugą. Nie wiedziałem, której słuchać jako pierwszej. Przeskakiwałem wzrokiem po ich radosnych buziach, ale nadal nie wiedziałem, co mówiły. Szaleńczo przy tym podskakiwały, a niektóre nawet kręciły się w kółko. Miałem ochotę postawić je pod ścianą w rzędzie i poprosić jedną o przedstawienie w telegraficznym skrócie ich stanowiska. Prowadzenie treningu było zdecydowanie prostsze niż ogarnięcie takiego żywiołu poza salą.
Jeśli nie przestaną wydawać takich wysokich dźwięków, głowa mi pęknie bez dwóch zdań.
Nagle wrzask osiągnął milion decybeli i nie byłem już w stanie zrozumieć ani słowa. Dziewczynki biegiem ruszyły w stronę głównego wejścia.
– Trenerze Filipie, nie stój tak! – Niewielka postać z kucykiem na czubku głowy zakręciła się w kółko tuż przede mną. – Chodź się przywitać z naszą Méélooodiiiiie! – krzyknęła, a kilka dziewczynek już ciągnęło mnie w stronę piszczącego tłumu.
Dopiero teraz zauważyłem, że w centrum zainteresowania i hałasu znajdują się dziewczyna niewiele wyższa od nich i kobieta w krótkich blond włosach, którą dobrze znałem.
Greta.
Chociaż nie pracowała już w klubie, często nas odwiedzała, od kiedy zaczęła spotykać się z moim szefem i trenerem w jednej osobie, który właśnie zmierzał do nas szybkim krokiem.
– Witamy w sportowym raju!
Tubalny głos sprawił, że dziewczynki umilkły, jakby ktoś wcisnął magiczny przycisk.
– Greto! Mélodie!1 Miło was widzieć! Jestem Milan i zawiaduję tym bałaganem. – Wystawił rękę do dziewczyny. – Gratuluję doskonałego sezonu! Very good job!
Dziewczyna uścisnęła rękę Milanowi i uśmiechnęła się szeroko.
Skinął, bym podszedł bliżej, a ja niechętnie wykonałem polecenie. Nie do końca wiedziałem, jak się zachować. Pół godziny temu dowiedziałem się, że będę pomagał jakiejś dziewczynie prowadzić zajęcia z najmłodszymi synchronkami z powodu nieobecności ich trenerki. Chwilę później okazało się, że ta dziewczyna to mistrzyni Szwajcarii w pływaniu artystycznym, która będzie u nas równo tydzień i przyjedzie razem z Gretą.
A teraz stałem tuż przed nią i nie mogłem się poruszyć. Nie dość, że nie cierpiałem zajęć z piszczącymi synchronkami, to jeszcze miałem przebywać z jakąś zagraniczną celebrytką i pilnować, żeby hałaśliwe dzieciaki nie uszkodziły jej, sali i siebie nawzajem. Jeśli dodać do tego fakt, że nie umiałem mówić po angielsku, to gorzej być po prostu nie mogło.
– Yyy… Nice to meet… – wydukałem, drapiąc się po karku.
Dziewczynki wybuchnęły śmiechem.
No i się zaczyna. Spalę się ze wstydu, a potem pęknie mi głowa od hałasu. Już po mnie. Finito. The end. I na pewno nie happy end.
– Ciebie też miło poznać. Filip, tak? Dobrze słyszałam twoje imię? Mélodie Sommer.
Podała mi rękę na przywitanie. Uścisnąłem. Nie wiem, jak zdołała usłyszeć moje imię w tym huraganie, ale już nic nie miało znaczenia. Mówiła po polsku i nie było sensu dłużej tego rozkminiać. Przynajmniej nie będę musiał się gimnastykować z angielskim i pojawiła się niewielka szansa, że jakoś przeżyję te kilka dni.
O ile kupię zatyczki do uszu.
– Może trener mówić normalnie! Jej tata jest Polakiem, ale mamę ma szwajcarską. – Z tłumu wydobył się piskliwy, ale stanowczy głos.
Reszta umilkła jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.
Wow. Jak miło, kiedy nie wydają dźwięków. To już drugi raz dzisiaj. Nowość.
– Tak, to prawda. Moja mama jest Belgijką, ale to w zasadzie nie ma znaczenia. Mieszkam w Szwajcarii i mówię po polsku – odpowiedziała spokojnie celebrytka, przytulając dziewczynki, które były do niej przyklejone.
I wszystko jasne. Zagadka języka polskiego rozwiązana. Odetchnąłem.
– Ale suuuper!
Dzieciaki zapiszczały i zaczęły podskakiwać.
– I masz takie piękne świecące piegi, też takie chcemy, plis, pliis, pliiis!
Znowu ten wysoki ton. Oszaleję. Podwójne zatyczki – to już postanowione.
Przyjrzałem się bliżej i rzeczywiście coś mieniło się na jej twarzy. Brokatowe punkciki różnej wielkości błyszczały na policzkach i nosie.
Ciekawe.
– Dobra! Zrobię wam takie, ale po treningu, okej? – odparła spokojnie.
– Wow, super! – krzyknęły chórem dziewczynki.
Nie umknął mojej uwadze moment, kiedy Milan objął Gretę.
– Poradzą sobie bez nas, jak myślisz? – zapytał ją po chwili.
Nie czekając na jej odpowiedź, chwycił ją za rękę i ruszyli wzdłuż korytarza, zostawiając mnie w samym centrum chaosu. Dziewczynki już prowadziły trenerkę w stronę szatni.
– Oprowadzicie mnie? Powiedzcie, proszę, gdzie macie salę i w ogóle.
Głos dziewczyny sprowadził mnie na ziemię.
Odwróciłem wzrok od Milana i Grety, którzy właśnie wchodzili do jego gabinetu.
– Może wolisz szatnię dla trenerów? – wtrąciłem nieśmiało.
– Dziękuję, to miłe z twojej strony, ale mam strój na sobie – odparła radośnie.
Chociaż byłem przerażony na poważnie, odpowiedzenie uśmiechem na jej uśmiech przyszło mi z łatwością. Sam nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego to zrobiłem, tym bardziej że zazwyczaj nie szczerzyłem się do każdej nowo poznanej osoby. Dziewczyna miała duże brązowe oczy, które błyszczały intensywniej niż te kolorowe piegi. Pomyślałem wtedy, że jest skromna jak na celebrytkę, i od razu dotarło do mnie, dlaczego Milan poprosił mnie o pomoc. Przecież te dzieciaki pożrą żywcem tę drobną dziewczynę i nie zostawią na niej suchej nitki! Miał nosa, staruszek.
Weszliśmy na salę.
Dziewczynki od razu pobiegły do magazynku i zaczęły rozkładać maty do ćwiczeń, przepychając się i bez przerwy się śmiejąc.
– Nigdy nie prowadziłam zajęć z dzieciakami – wyszeptała dziewczyna i uśmiechnęła się nieśmiało. – Stresuję się, wiesz?
– Niepotrzebnie – odparłem. – Będą zachwycone każdym ćwiczeniem z tobą, uwierz – powiedziałem, nie spuszczając dziewczynek z oczu, i uśmiechnąłem się. – Wszystko jest sto razy lepsze niż trening siłowy ze mną – dodałem ściszonym głosem, lekko zerkając w jej stronę.
Zachichotała i pokręciła głową.
– Jeśli będziesz potrzebować pomocy, jestem tutaj.
To mówiąc, usiadłem na macie przy ścianie. Potraktowałem ten czas jako chwilę odpoczynku, którego tak bardzo potrzebowałem. Ucieszyłem się nawet, że przypadło mi w udziale jedynie pilnowanie, a nie prowadzenie zajęć. Oparłem plecy i zamknąłem oczy.
Wiele wysiłku kosztowało mnie to, by nie zasnąć, zwłaszcza że tym razem podczas zajęć było wyjątkowo cicho. Zero krzyku. Zero wariowania. Jedynie głos trenerki docierał do mnie i sprawiał, że oddychałem spokojniej.
– Trenerze, nie chcę budzić, ale czas na basen.
Na te słowa aż podskoczyłem.
Czy ja się zdrzemnąłem? Ale wtopa!
Dziewczyna zachichotała i wraz z dzieciakami skierowała się do wyjścia. Zerwałem się na równe nogi i od razu ruszyłem za nimi. Kiedy weszliśmy na basen, dziewczynki szybko ściągnęły bluzy, biegiem ruszyły pod prysznic i za moment wskoczyły do wody.
Postanowiłem, że tym razem nie zasnę, i zacząłem chodzić w kółko, przyglądając się im, jak trenują. W zasadzie to nie był trening, tylko zabawa. Ćwiczyły figurę o tajemniczej nazwie barracuda z głową pod wodą i nogami w górze. Sam nie wiem, dlaczego zapamiętałem właśnie to słowo, chociaż do niczego nie było mi potrzebne.
Mimo że wiele razy miałem zastępstwo z synchronkami, w zasadzie nigdy wcześniej nie przyglądałem się, na czym polega pływanie artystyczne. Kojarzyło mi się głównie z głośną muzyką, hałasem i zamieszaniem. Podczas moich zastępstw proponowałem ćwiczenia w wodzie, nurkowanie, obroty przy murku albo skoki do wody ze słupka.
Barracuda nie wchodziła w grę w żadnym scenariuszu, a ja nigdy nie czułem potrzeby, by zgłębiać tajniki pływania artystycznego tylko dlatego, że miewałem zastępstwa.
Kiedy trenerka pokazała krok po kroku, jak należy wykonać barracudę, zdałem sobie sprawę z tego, jak wielkiej precyzji wymagał ten sport. Nie było to proste, chociaż mogło się takie wydawać, gdy obserwowało się to z boku. Zastanawiałem się nawet, ile czasu by mi zajęło opanowanie takiej akrobacji na przyzwoitym poziomie.
Na ostatni kwadrans przycupnąłem na małej ławeczce. Byłem wdzięczny, że nie muszę milionowy raz słuchać Makeby. Od kilku miesięcy dziewczynki ćwiczyły głównie do tego utworu i nawet kiedy nie miałem z nimi zajęć, ten utwór dudnił mi w głowie całymi popołudniami.
A teraz właśnie okazało się, że można zrobić zajęcia bez huczącego głośnika. Magia.
– Dziękuję, dziewczynki! Wspaniale wam poszło!
Dźwięk klaszczących dłoni sprawił, że od razu otworzyłem oczy. Czy ja się znowu zdrzemnąłem?
To się nie dzieje.
– Powoli kończymy i lecimy do szatni na przyklejanie piegów!
– Taaaak!
Basen zadudnił od wrzasku i cała grupka kolorowych dzieciaków zaczęła przepychać się do wyjścia z wody.
W okamgnieniu wyskoczyły na brzeg i w jednym momencie runęły na mokrą posadzkę, a wraz z nimi dziewczyna, której imienia nie mogłem zapamiętać. Kojarzyło mi się z graniem, czymś słodkim i miękkim, ale za nic w świecie nie potrafiłem sobie przypomnieć, jak brzmi.
I z całą pewnością nie była to barracuda.
Zerwałem się z miejsca i ruszyłem w ich stronę.
Od razu wyobraziłem sobie milion scenariuszy po takim upadku, a serce waliło mi tak, jakby chciało wyskoczyć.
Bark. Kolano. Kostka. Nadgarstek. Siniaki. Złamania.
Wyliczałem w głowie, zmierzając w ich stronę, i z każdym krokiem było mi trudniej oddychać. Byłem przerażony na poważnie. Jeśli na mojej służbie mistrzyni Szwajcarii się uszkodzi, będę musiał się grubo tłumaczyć. Miałem zapewnić bezpieczeństwo, a tu taka wtopa, i to jeszcze pierwszego dnia.
Podszedłem do dziewczyny, nieśmiało chwyciłem jej rękę i pomogłem wstać. Spojrzałem na piszczel i kolano, które nie wyglądały dobrze. Jutro będzie jeszcze gorzej, jeśli nie przyłożę chociaż zimnego okładu.
– Chodź, proszę, do gabinetu, zajmę się tym – powiedziałem cicho.
Stanęła tuż przede mną. Nie sięgała mi nawet do ramienia.
– Dziękuję. Najpierw mam do wykonania ważne zadanie – powiedziała radośnie i przybliżyła twarz.
Nachyliłem się w jej stronę.
– Akcja piegi – dodała szeptem i zachichotała.
Czy ona się naprawdę zaśmiała? Nie wierzyłem, że po takim upadku można zachować dobry humor.
– Im szybciej przyłożę lód, tym lepiej. – Westchnąłem.
– Najpierw piegi, obiecałam. Przykro mi. – Wzruszyła ramionami i wskazała ręką w stronę szatni, gdzie zmierzało już kilka dziewczynek, śmiejąc się i głośno rozmawiając.
Noga musiała ją boleć, ale nie dała po sobie nic poznać. Rzuciłem szybkie spojrzenie na dziewczynki i pomogłem jeszcze kilku się pozbierać z mokrej podłogi. Nikomu nic się nie stało. Odetchnąłem kolejny raz, patrząc, jak nie przestają chichotać.
Zero złamań. Zero płaczu.
Tym razem miałem fart.
Podrapałem się po karku i skierowaliśmy się w stronę szatni. Gdyby coś się stało, nie chciałem nawet wyobrażać sobie, jak musiałbym tłumaczyć się ich rodzicom, tak bardzo zaangażowanym w rozwój sportowy swoich córek. Wielokrotnie zaczepiali mnie na korytarzu, by porozmawiać o postępach dzieciaków, co wydawało się jeszcze gorsze niż prowadzenie z nimi zastępstw. Ich trenerka, Ewa, zdecydowanie lepiej się do tego nadawała, bo ja nadal nie kojarzyłem imion, a pytania od rodziców mnie stresowały.
Próbowałem przypomnieć sobie imiona dziewczynek, czekając w nieskończoność, aż wyjdą z szatni. Kiedy drzwi się wreszcie otworzyły, stado kolorowych dzieciaków wyskoczyło na korytarz. Każda dziewczynka miała piegi w różnych miejscach na twarzy, które mieniły się wieloma kolorami.
– Trenerze, nie chcesz takich? Są taaakie piękne! – Mała dziewczęca buzia przybliżyła się do mnie i zamrugała jak w kreskówce.
Co ona miała na głowie?Szatnia basenowa zamieniła się w przygotowalnię dla gwiazd filmowych. Tylko spokój mnie dzisiaj uratuje.
– Dziękuję, nie skorzystam. Może innym razem.
Trenerka wyszła z szatni. Uśmiechnęła się milionowy raz dzisiaj.
Czy ona w ogóle się kiedyś nie uśmiecha?
Nie miałem pojęcia, jak można funkcjonować, bez przerwy się szczerząc.
– Prowadź, trenerze – rzuciła wesoło.
Dziewczynki wybiegły w stronę wyjścia, a my weszliśmy do pomieszczenia po drugiej stronie.
– Ale fajnie, masz swój gabinet! Jesteś też fizjo, zgadłam? – zapytała i zwinnym ruchem wskoczyła na kozetkę.
– To nie tylko mój gabinet. Kończę studia w przyszłym roku. Przyjmuję zawodników z klubu. No i… no i… – Zaciąłem się. Ale wstyd. Zamknąłem oczy. – Biorę zastępstwa – wydukałem zażenowany.
Dobrze, że nie zacząłem się znowu jąkać.
Zawsze jakiś plus.
– Suuuper. Też bym chciała studiować fizjoterapię, wiesz?
– Spodziewałem się, że wiążesz przyszłość ze sportem – odparłem, starając się znowu nie zaciąć.
W nowych sytuacjach i pod wpływem stresu nie zawsze umiałem się kontrolować, więc unikałem rozmów, by ograniczyć takie wpadki do minimum. Tym razem gorzej by wyszło, gdybym nic nie odpowiedział.
Wdech. Wydech.
Zacząłem w myślach liczyć oddechy, by się uspokoić.
– Tak, ale planuję też normalne studia. Nie samym trenowaniem człowiek żyje. Nie zdecydowałam jeszcze, co będę robić. To mój ostatni rok w liceum w sumie i już nie będę siedzieć w internacie – wyrzuciła szybko na jednym wdechu.
– Myślałem, że mieszkasz z rodzicami – odparłem, nie patrząc na nią.
Wdech. Wydech.
Noga wyglądała zdecydowanie gorzej, niż wydawało mi się na początku. To nie był tylko zwykły siniak. Zdezynfekowałem rozciętą skórę i przyłożyłem zimny okład.
– Nie do końca. – Westchnęła. – Chodzę do szkoły z internatem. To nie jest idealne rozwiązanie, ale przynajmniej mogę trenować. Z mamą spotykam się względnie często, trochę gorzej jest ze spotkaniami z tatą. Kiedy się rozstali…
Nabrała mocno powietrza i zamilkła na moment. Spojrzałem na nią. Zawahała się, jakby nie była pewna, czy powiedzieć to, co chodzi jej po głowie.
– Wyjechał do Poznania i widujemy się, jak się widujemy, dla mnie zdecydowanie za rzadko. Teraz mam przerwę w szkole i przyjechałam go odwiedzić.
Kolejny raz zamilkła. Wyglądało to tak, jakby chciała wyrzucić z siebie wszystkie informacje, ale nie była do końca pewna, czy powinna to robić.
W każdym razie nie naciskałem. W spokoju opatrywałem jej nogę. Podniosłem wzrok na jej dłonie, gdy nerwowo bawiła się palcami i skubała paznokieć. Kiedy spostrzegła, że się jej przyglądam, od razu przestała i szybko chwyciła telefon, który leżał obok.
– Niedawno urodził się mój malutki braciszek, pokażę ci – powiedziała szybko.
Poszukała chwilę i zbliżyła ekran w moją stronę.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy, kiedy przewijała zdjęcia. Odpowiedziałem tym samym na widok małego bobasa na ekranie. Rozluźniłem się nieco.
A to nowość.
– Podobny do ciebie. – Zdjąłem zimny okład z nogi. – Ale będziesz mieć siniaka, współczuję.
– Serio tak myślisz? Chciałabym, żeby tak było. On jest taki fajowy.
Przewijała zdjęcia w telefonie, nie zwracając uwagi na to, co robiłem i co powiedziałem.
– Siniak jest fajowy? – zapytałem i przykleiłem spory plaster.
– No co ty! Ten maluch, sam zobacz.
– Wygląda na wesołego szkraba, zupełnie jak ty. Na szczęście nic sobie nie złamałaś.
Rzuciła szybki uśmiech w odpowiedzi i podrapała się po przedramieniu.
– Myślę, że kilka dni odpoczynku ci się należy, nie tylko jeśli chodzi o nogę – wydukałem z zamkniętymi oczami i szybko odwróciłem głowę.
Nie wiem, czy w ogóle powinienem był poruszać tę kwestię. Nie byłem najlepszym specjalistą od takich kontuzji, a ona z pewnością miała doskonałe wsparcie fizjoterapeutów. Otworzyłem oczy i delikatnie dotknąłem jej ramienia.
– Od dawna masz tę kontuzję? Nadwerężyłaś się mocno.
– Bark? Skąd wiesz? – Spojrzała na swoje dłonie i znowu skubała paznokcie.
– Widziałem, że oszczędzałaś się podczas treningu. Mogę?
Podniosła wzrok i skinęła w odpowiedzi, a ja powoli dotknąłem jej ramienia. Poważna kontuzja, nie dało się nie zauważyć.
Czy ktokolwiek widział ten bark wcześniej? Czy ona miała plan rehabilitacji?
Pracowałem w ciszy, ale wiele myśli przeskakiwało mi w głowie. Wiedziałem, że najmniejsze potknięcie może zaszkodzić. Wolałem zrobić mniej, ale dobrze, niż odrobinę za dużo i coś zepsuć. Fizjoterapia to nie eksperymenty i zabawa w chybił trafił. Dziewczyna oddychała nierówno i napinała plecy, kiedy mocniej naciskałem. Milczała jak nie ona. Musiało ją boleć.
– Przykleję taśmę, dobrze? Trochę pomoże i efekt utrzyma się dłużej. Myślę, że nie powinnaś się przeciążać. Spróbuj jeszcze zrobić ćwiczenia rozciągające – powiedziałem powoli.
Nadal nie miałem odwagi, aby zadać więcej pytań.
– Proszę, wybierz kolor. Od razu przepraszam, że nie mam nic z brokatem.
– Jakoś to przeżyję – zachichotała. – Ale… skoro nie masz różowego ani tęczowego, to wezmę tę w czaszki.
– Nie będzie ci pasować do piegów – odparłem z uśmiechem.
Odciąłem dwa spore kawałki. Nie mogłem uwierzyć, że siedzi przede mną złota medalistka. Na co dzień pracowałem z topowymi zawodnikami i sam wielokrotnie stałem na podium, ale to wszystko do niej nie pasowało. Zdecydowanie nie wyglądała na swój wiek. Gdyby sama tego nie powiedziała, nigdy bym nie pomyślał, że niedługo rozpocznie studia. A do tego wszystkiego sprawiała wrażenie, jakby wszędzie wokół były tęcze i magiczne wróżki. Dla niej świat był posypany brokatem i mienił się kolorami jak te błyszczące piegi na policzkach. Radosny mały elfik w szarej bluzie w różowe motylki. Szczera i naturalna. Zero celebrytki w celebrytce.
Na zakończenie pokazałem jej dwa ćwiczenia rozciągające, które mogła wykonywać, nawet siedząc na łóżku, i nie potrzebowała do tego żadnego sprzętu.
– Czyli co? Do zobaczenia jutro na naszym superowym treningu? – Zeskoczyła z kozetki i podała mi rękę, a kolorowe bransoletki cichutko zabrzęczały.
Trzeci raz dzisiaj chwyciłem jej maleńką dłoń.
– Dziękuję, Filipie. Lecę szybciutko do mojej kochanej rodzinki.
Kochana rodzinka. Znowu brokat.
– Tak, nie ma za co…. – Zamilkłem na chwilę. – Malinko.
– Malinko? – Spojrzała ze zdziwioną miną.
– Przepraszam. Nie mogłem sobie przypomnieć twojego imienia i nie robię tego specjalnie. Tak już mam z trudnymi słowami – dodałem bardzo powoli, oddzielając każde słowo.
Dysleksja to dziwna przypadłość. Trudne słowa po prostu mi nie wchodziły. Barracudę jednak zapamiętałem.
– Mélodie – odparła radośnie – ale Malinka też mi się podoba. Co robisz dzisiaj wieczorem? Dasz się namówić na wieczór z moją rodzinką? Nic wielkiego, ale z pewnością będzie wesoło. Poznasz mojego braciszka. Hm? – zapytała mnie całkiem spontanicznie.
Czy ktoś mnie kiedyś zaprosił na kolację tak po prostu?
– Dziękuję. To miłe. Mam już plany dzisiaj – odpowiedziałem zmieszany. – To znaczy mam swój trening. Może innym razem? – zacząłem się tłumaczyć, patrząc, jak pisze przy stoliku.
– Jasne! Nie ma sprawy! Gdybyś jednak miał chwilę, daj znać. – Podała mi kartkę z numerem, którą nieśmiało chwyciłem. – Pewnie będziemy siedzieć do późna.
Mistrzyni Szwajcarii zaprosiła mnie na kolację ze swoją rodziną, żebym poznał jej braciszka, który miał może z miesiąc albo dwa.
To się nie dzieje.
Ta dziewczyna miała zdecydowanie inną głowę i myślała inaczej.
Poszedłem na siłownię i saunę, a przez trening z dziewczynkami nie zdążyłem na basen.
Życie.
Nieustanne łączenie uczelni i treningów przysparzało mi sporo stresu. I jeszcze miałem pracę w klubie.
Nigdzie nie czułem się szczególnie mocny, najgorzej jednak układało się na uczelni. W zasadzie nie układało się, co tu więcej mówić. Głównie skupiałem się na przedmiotach zawodowych. Reszta, jak ten beznadziejny angielski, nie znajdowała się wysoko na liście moich priorytetów.
Na górę listy dopisałem właśnie bark Malinki. Skoro miałem spędzić z nią najbliższy tydzień, postanowiłem inaczej podejść do tematu. Połączę w zasadzie uczelnię i pracę. Brzmiało jak dobry plan.
1Z fr. Mélodie, czyt. [Melodi].
Rozdział 2
Mélodie
– Mélodie! Jak pierwszy trening z dziewczynkami? Nie weszły ci na głowę, mam nadzieję – zagadała do mnie Greta.
– Cześć! Było fantastycznie! – odparłam szybko. Z kieszeni bluzy wyciągnęłam kartę magnetyczną. – Ale luksus te szatnie, co? Miła odmiana od naszych – zachichotałam i otworzyłam szafkę.
– To jeszcze nic. Jak pójdziesz w prawo – pokazała ręką drzwi – znajdziesz sauny, komorę lodową, zimne i ciepłe jacuzzi oraz pokój do relaksu z muzyczką.
– Nie wierzę – wymamrotałam. Podeszłam do miejsca, które wskazała przed momentem, i otworzyłam drzwi. – Wow… – Nie potrafiłam ukryć zachwytu. – Myślisz, że mogę czasem skorzystać?
– No pewnie! To tylko dla trenerów i zawodników, a ty jesteś teraz i jednym, i drugim – odparła radośnie Greta.
– To jak nie praca, tylko urlop – zachichotałam i wróciłam do szafki.
– Cieszę się, że ci się podoba. Daj znać, jakbyś czegoś potrzebowała. Ja na dzisiaj kończę. Mam randkę! – Puściła do mnie oko, a ja skinęłam w odpowiedzi.
– Miłego wieczoru – rzuciłam, kiedy wychodziła.
Przebrałam się i podeszłam do ogromnego lustra, by wysuszyć włosy.
Obejrzałam się z każdej strony i nie mogłam uwierzyć, że w tym świetle wyglądałam lepiej niż w rzeczywistości.
Włączyłam suszarkę. Sama nie wiem, dlaczego pokazałam Filipowi zdjęcia małego Teo. Przecież dopiero się poznaliśmy, a ja chciałam mu wszystko powiedzieć. Może to przez te emocje związane z zajęciami? Może dlatego, że był taki spokojny? Wcześniej raczej nie zdarzało mi się rozmawiać o rodzinie z osobami, których nie znałam, a tym bardziej z chłopakami.
– Co to za dźwięczny głosik? Nie wiedziałem, że mamy zajęcia ze śpiewania w klubie!
To do mnie? Ja śpiewałam? Serio? Ale mi głupio. Myślałam, że jestem sama. Ale wtopa.
Szybko wyłączyłam suszarkę i odwróciłam się w stronę źródła głosu. Zatkało mnie. Otworzyłam buzię na widok chłopaka z niebieskimi oczami, który właśnie wszedł do szatni.
Czyli trener lub zawodnik.
Był prawie taki jak Filip, ale miał mniej kręcone włosy. Nabrałam powietrza i zamknęłam buzię.
– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Maciej. – Wystawił rękę, którą uścisnęłam niepewnie.
– Mélodie – wymamrotałam.
– Nomen omen – zachichotał. – To wszystko tłumaczy.
Wpatrywałam się, jak z szafki wyciąga ręcznik i butelkę wody. Nie mogłam wydusić słowa.
Jeśli wszyscy trenerzy wyglądają jak Filip, to sama nie wiem, co o tym myśleć. A może tylko mi się tak wydaje? Muszę się ogarnąć.
– Witaj w zespole. – Podszedł i przytulił mnie szybko. – Niech zgadnę. Taniec, balet albo gimnastyka, mam rację? – zapytał wesoło.
– Wszystkiego po trochu. Pływanie artystyczne – odparłam cicho.
– Wow! Super! Czyli byłem blisko. Już po zajęciach? Podobało ci się? – kontynuował radośnie.
Rozluźniłam się odrobinę i uśmiechnęłam na wspomnienie o zajęciach z dziewczynkami.
– Tak, było w porządku. Jestem tylko na zastępstwo. W zasadzie przez przypadek.
– Jak przez przypadek? Nie ma przypadków! Wszystko dzieje się po coś. – Puścił do mnie oko.
– Mam przerwę w swoich treningach. Przyjechałam odwiedzić tatę, bo dawno go nie widziałam, a przy okazji dostałam zastępstwo. – Wzruszyłam ramionami.
– Fajnie! Też dawno nie widziałem taty. – Westchnął. – Muszę lecieć, mam zajęcia. Miło było cię poznać, muzyczko – zachichotał i skierował się w stronę wyjścia na salę.
Muzyczka. Malinka.
Pokręciłam głową z uśmiechem.
– Jakie zajęcia prowadzisz? – rzuciłam głośniej w jego stronę, a on zatrzymał się i założył ręce na piersiach.
– Zgaduj! Do trzech razy sztuka – zachichotał.
– Trening siłowy.
– Nie.
– Jakieś rowery. – Zakryłam oczy rękami.
– W życiu!
– Zumba?
Zachichotał i wskazał ręką na siebie.
– Joga! Ashtanga i vinyasa – odpowiedział z uśmiechem.
Zrobiłam wielkie oczy. Nie wyglądał na jogina.
Zresztą czy ja wiem, jak wyglądają jogini?
Nie miał długich włosów, brody ani workowatych ubrań i koralików. Dobrze zbudowany trener w fioletowej bluzie z kapturem.
Nowoczesny jogin.
Uśmiechnęłam się do siebie.
– Zdziwko, co? Lecę. See ya! – Pomachał i za moment już go nie było.
Spojrzałam na telefon i wiadomość od taty, że już czeka, ale mam się nie spieszyć. Miał po mnie przyjechać po zajęciach jak kiedyś, gdy trenowałam pływanie.
Filip nie napisał. Odłożyłam komórkę i kontynuowałam suszenie, tym razem bez śpiewania.
Spakowałam rzeczy do torby i popędziłam na spotkanie z tatą. Wyszłam z szatni i przez chwilę obserwowałam, jak rozmawia w głównym holu z Milanem. Miło było widzieć go radosnego jak za starych dobrych czasów. Jak widać, przeprowadzka z Genewy i zmiana pracy dobrze mu zrobiły, a od kiedy zamieszkał z Alissą, złagodniał i częściej żartował.
Podbiegłam, a on mocno przytulił mnie na przywitanie.
Robił tak zawsze i robi to również teraz, chociaż jestem już prawie dorosła.
Pachniał domem.
Dlaczego spotykamy się tak rzadko?
Zamknęłam oczy i wtuliłam się jeszcze mocniej w jego wielkie ramiona.
– Dzień dobry, córeczko. Może powinienem powiedzieć „pani trenerko”, co? – Pocałował mnie w czubek głowy.
– Nie przesadzaj, to tylko zabawa – wymamrotałam.
Nie chciałam go puścić nawet na moment.
Ta spontaniczna odpowiedź zaskoczyła mnie samą. Pierwszy raz od dawna poczułam, że to zabawa.
Dlaczego trenowanie nie może zawsze tak wyglądać? Dzisiaj jestem po prostu Mélodie. Nie na podium. Bez medalu. Bez kolejnego worka oczekiwań na plecach.
– No nie wiem. Nie wszyscy podchodzą do tematu tak entuzjastycznie – wtrącił się Milan.
– Nie rozumiem dlaczego. Dziewczynki są przecież fantastyczne! – Nie potrafiłam ukryć zaskoczenia.
Nadal wtulałam się w tatę, a on mnie gładził po plecach.
– Powiedz to innym trenerom. Dla nich takie zastępstwa to kara. Liczę na tę dobrą energię też jutro. Nie rozmyślisz się, mam nadzieję?
– W życiu! Będę wcześniej, bo chciałam skoczyć na salę. Zanim zrobię trening z dziewczynkami, marzę o własnym.
Nie dlatego, że musiałam, ale szczerze tego chciałam.
– Korzystaj! To sala specjalnie dla zawodników. Czasem wpadają gimnastyczki w tych obcisłych świecących galotach, więc sprawdź grafik wcześniej, okej?
– Dziękuję! Sprawdzę.
– To ja dziękuję tobie. Do zobaczenia.
Tata chwycił moją torbę i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
– Jak się pracuje na najbardziej wyczesanym basenie?
Wyczesanym? Od kiedy mój tata używa takich słów?
– Jest w porządku. W zasadzie podobnie jak u nas, tylko kręci się więcej niezawodników. Klub fitness i spa to jakieś szaleństwo. No i zajęcia z dzieciakami! Wszystko podoba mi się jak nie wiem co.
– Mnóstwo zawodów odbywa się właśnie tutaj. Trenują tu najlepsi zawodnicy i najlepsi trenerzy, tacy jak Milan.
Z pewnością mają też najlepszych fizjo.
– Nie wiedziałam, że się znacie.
– Kto go nie zna? – prychnął i wrzucił torbę do bagażnika. – Kiedyś też tu trenowałem. Zresztą w mieście nie ma lepszego basenu. Gdy byłem dzieciakiem, Milan zaciągnął mnie do sekcji pływackiej.
– Serio? Nie wspomniałeś o tym wcześniej.
– Przerwałem treningi, bo wyjechaliśmy do Szwajcarii, kiedy moja mama, czyli twoja babcia, dostała tam pracę, ale tę historię już znasz.
Pokiwałam głową. Oczywiście, że znałam historię o tym, jak babcia została dyrektorką teatru w Genewie, i mogłam jej słuchać w nieskończoność, gdy spotykaliśmy się z dziadkami. Babcia była prawdziwą baletnicą.
– Milan był twoim trenerem? Niemożliwe!
– Milan był trenerem wszystkich, ale dużo się zmieniło. Nadal jest świetnym pływakiem, kiedyś zdobywał medale jeden za drugim, a później zajął się tym klubem.
– Wow. Fajnie.
– A jak twoja nowa trenerka? W sumie nie podziękowałem jej jeszcze, że się tobą zaopiekowała w podróży i że ogarnęła ci tę fuszkę.
– Greta? Jest superowa. Przyjechała do Milana. To jego dziewczyna – wyszeptałam.
– Nie gadaj! Nie mówiłaś wcześniej, że jest emerytką.
– Bo nie jest! Myślę, że jest w podobnym wieku co ty.
– Coś podobnego!
– Tato, no weź… Alissa też jest młodsza od ciebie, więc nie wiem, dlaczego się dziwisz.
– Ale nie o dwadzieścia lat!
Wysiedliśmy z samochodu. Oparłam się plecami o drzwi auta i nie mogłam zrobić kroku. Głośno nabrałam powietrza.
– Wszystko w porządku, Mélodie? – zapytał tata i mnie objął.
W milczeniu patrzyliśmy na trzypiętrowy blok przed nami. Prawie we wszystkich oknach paliły się światła.
– A nie będę tobie, to znaczy wam, przeszkadzać? Mieszkanie jest małe, macie dziecko i w ogóle mi głupio, że będę przez tydzień siedzieć wam na głowie.
– Mélodie, co ty w ogóle opowiadasz? Ty nigdy nie przeszkadzasz. Skąd w ogóle takie pomysły? Bardzo się cieszę, że wreszcie będziemy razem dłużej niż pół godziny online albo dwa dni u dziadków podczas świąt. Jestem bardzo szczęśliwy, że przyjechałaś. Zmieścimy się na pewno.
– Ale dziecko… – Zamknęłam oczy. – Teo jest mały i potrzebuje spokoju.
– Ty też jesteś dzieckiem, moja mała córeczko, i też potrzebujesz spokoju, dlatego będziesz spać w najspokojniejszym miejscu w całym domu, czyli na ultrawygodnej kanapie. Nikt cię nie będzie budził w nocy co dwie godziny.
Uśmiechnęłam się nieśmiało w odpowiedzi. Spojrzałam na tatę z ukosa. Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy przed siebie.
Mieszkanie naprawdę było niewielkie. W porównaniu z naszym domem w Genewie było ciasno.
Jeden duży pokój z kuchnią i stołem. Drzwi do kolejnego pokoju i łazienka.
Weszłam nieśmiało do środka i ściągnęłam buty.
– Mélodie! Ale się stęskniłem.
Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, zostałam zmiażdżona w uścisku Stefana, najlepszego przyjaciela Alissy.
– Niektórzy nie zastanawiają się, czy komuś przeszkadzają, a może powinni – burknął pod nosem tata, patrząc na mnie.
– Za tobą też się stęskniłem, chociaż nie widziałem cię tylko przez chwilę. – Stefan posłał tacie szeroki uśmiech i wystawił rękę, by przybić żółwika.
Tata odwzajemnił żółwika i uśmiech.
– Dzisiaj najlepszy kucharz, czyli ja – Stefan wskazał ręką na siebie – przygotował dla was kolację. To się nazywa turbofart!
W mgnieniu oka znalazł się w kuchni. Przerzucił ścierkę przez ramię, włożył rękawiczki i wyciągnął z piekarnika parującą brytfankę.
Powąchał i zamruczał.
– Lasagne. Zajebiaszcza, co? Wiem, braciszku, że nie przepadasz za makaronem, w odróżnieniu od twojej przecudownej córeczki, która wie, co dobre. – Rzucił mi szybkie spojrzenie. – Więc przygotowałem dla ciebie kotleciki. Takie jak lubisz. – Wskazał drugi pojemnik.
Tata westchnął i pokręcił głową.
– Mówi się: dziękuję! – rzucił Stefan.
– Dziękuję – wybełkotał tata i podszedł do Alissy, która siedziała na fotelu z dzieckiem na ręku.
Przez to całe zamieszanie nawet nie zauważyłam, że tam jest. Niepewnie podeszłam bliżej.
– Hej – powiedziałam cicho. – Nie jest dla niego za głośno? On potrzebuje spokoju, a my się tak rozbijamy.
– On ma wszystko, co potrzeba, a do hałasu już się przyzwyczaił – zachichotała i spojrzała na Stefana.
– Że niby ja hałasuję? Robię wam jedzenie przecież. Zero wdzięczności. Ze-ro. – Stefan wyciągnął talerze z szafki i postawił na stole. – Ale i tak was kocham. Jesteście najlepszą rodzinką ever. Powaga!
Alissa posłała mu buziaka.
Pomogłam Stefanowi nakrywać do stołu, a on nie przestawał wesoło opowiadać. Bez pukania do mieszkania wszedł chłopak dużo niższy od taty. Ściągnął skórzaną kurtkę i pocałował Stefana na przywitanie.
To się nie dzieje.
– Jesteś wreszcie! Nie mogłem się doczekać. Dla ciebie też coś mam. Zgadnij, co przygotowałem, no zgadnij – rzucił wesoło Stefan i pogłaskał chłopaka po policzku.
Obaj mieli doskonale zadbane bródki.
Może gdyby tata lekko skrócił swój zarost, nie wyglądałby tak poważnie?
– Od ciebie biorę wszystko… W ciemno – wymamrotał chłopak.
To spojrzenie.
Patrzyli na siebie tak, że nie mogłam oderwać wzroku. Chłopak przywitał się z Alissą i tatą. Poszedł do mnie i wystawił rękę na przywitanie.
– Emanuel. Ty pewnie jesteś Mélodie?
Uścisnęłam jego dłoń i jedynie skinęłam w odpowiedzi. Nie mogłam się skupić przez tatuaże na palcach i skórzaną bransoletkę z metalowymi elementami. Tata nie wspomniał słowem wcześniej, że Stefan ma chłopaka, i to jakiego.Byłam co najmniej zaskoczona, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Stefan podszedł do stołu z lasagne.
– Jeee-my! Jak nie chcecie, to sam wszystko wszamię.
Tata posłał mu ostre spojrzenie, a Alissa parsknęła śmiechem. Stefan już nałożył mi na talerz bardzo duży kawałek.
Doskonale. Właśnie tego mi trzeba.
Podziękowałam uśmiechem.
– Bruno, takiego cię właśnie uwielbiam. Rób, co chcesz. – Stefan machnął ręką. – Nie zniechęcisz mnie ani nie wystraszysz. Wiem doskonale, że twoje serduszko jest miękkie jak kaczuszka.
Tym razem ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zakryłam usta. Stefan wrzucił tacie na talerz dwa kotlety.
– I wiesz co? Jesteś najbardziej wyczesanym braciszkiem na całym świecie. Smacznego! – Stefan posłał tacie buziaka.
– Poddaję się. Rozwaliłeś system. – Tata pokręcił głową i podniósł ręce w geście poddania.
Tym razem nie potrafił już ukryć uśmiechu.
– Wiadomiks! Ja ciebie też! – rzucił wesoło Stefan, nakładając sobie jedzenie na talerz.
Ja was też. Bardzo. Najbardziej na świecie.
Niech ten wieczór się nigdy nie kończy.
Rozdział 3
Filip
Pojechałem do Blanki, chociaż była to ostatnia rzecz, na jaką miałem dzisiaj ochotę. Na samą myśl o nadchodzącym spotkaniu czułem się nieszczególnie. Policzyłem w myślach do trzech i zapukałem.
– Misiaku, tęskniłam… – Blanka rzuciła mi się na szyję, gdy wszedłem do jej mieszkania, nie patrząc na nią.
Delikatnie odsunąłem ją na bok. Pachniała intensywnie. Nietrudno było zauważyć brak bielizny pod rozpiętą bluzą. Nabrałem powietrza i powoli wypuściłem. Serce zaczęło mi mocniej uderzać.
Chciałem uciekać.
– Czy możemy dzisiaj tylko coś obejrzeć albo posiedzieć na kanapie? – zapytałem nieśmiało.
Chwyciłem zamek jej bluzy i pociągnąłem wyżej, by zakryć dekolt.
Od razu pożałowałem, że wspomniałem o filmie. Mocno zacisnąłem dłonie w pięści, a paznokcie, chociaż krótko przycięte, zaczęły wbijać mi się w skórę. Mimo że z każdą sekundą ból stawał się większy, nie rozluźniłem uścisku.
– Chodziło mi o spokojny wieczór bez planów i dodatkowych atrakcji – dodałem niepewnie.
– Oczywiście, wszystko możemy. Przecież mówiłam ci, że mam kilka idealnych filmów na ten romantyczny wieczór. – Odpięła bluzę i odsłoniła część nagiej piersi.
Jej słowa poczułem w stopach, a na myśl o romantycznych filmach nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach.
Ostatnio Blanka wymyśliła, że będziemy oglądać romantyczne filmy, w których najczęściej występuje dwóch nagich gości i jedna dziewczyna lub para, w której kobieta jest bardziej aktywna. Nigdy otwarcie się nie przyznałem, że wpatrywanie się w falujące pośladki uważam za co najmniej mało romantyczne. A już z pewnością takie filmy nie zachęcały mnie do wypróbowania nowych pomysłów w sypialni.
– Nie takie filmy miałem na myśli, przepraszam. Nie mam siły na kolejny trening. – Przechyliłem głowę w kierunku ręki, którą gładziła mnie po ramieniu.
Blanka zbliżyła twarz do mojej i posłała mi ostre spojrzenie. Z trudem przełknąłem ślinę. W ustach i gardle zrobiło się ekstremalnie sucho i przez myśl mi przeszło, że za moment się uduszę, jeśli nie wypiję chociaż łyka wody.
– Szczerze, mam tego dosyć, wiesz?!
Szybko zapięła bluzę pod samą szyję i założyła ręce na piersiach.
– Nie wiem w ogóle, o co ci chodzi! Nawet nie wiem, czy my w ogóle jesteśmy razem. Staram się i robię, co mogę, ale chyba tylko ja.
Pokiwała głową w irytujący sposób i przygryzła wargę.
– Mam swoje potrzeby, Filip, i chcę kogoś, z kim ten związek będzie działać. A jeśli tobie nie działa, to może warto poszukać pomocy u specjalisty. Ja już tak dłużej nie mogę! – Podniosła ręce w geście poddania. – W tej sytuacji poszukam alternatywy, która nie odsunie mnie na bok i nie wykręci się zmęczeniem – powiedziała na jednym wdechu.
Jej słowa były ostre jak igły, a każde kolejne zdanie ściskało moje gardło jeszcze bardziej. Przybliżyła twarz, a jej wzrok nabrał większej ostrości. Zrobiłem krok w tył.
– Rozumiem – odparłem powoli. – To może zaparkujmy to, co jest między nami na jakiś czas? Spróbuję się ogarnąć i niedługo wrócimy do tematu? – wycedziłem.
Wiedziałem dobrze, że czasem lepiej się wycofać.
– Filip, ja nie chcę niczego parkować, rozumiesz?! – krzyknęła piskliwym głosem, odrobinę zbyt wysokim.
– Jeśli ty – wcisnęła palec w moją klatkę piersiową – nie potrafisz parkować tego, co trzeba, tam, gdzie trzeba – wskazała wzrokiem poniżej mojego pasa, aż poczułem się nieswojo – to ja nie będę parkować tego, co jest między nami. Dla mnie już nie ma nic do parkowania! – odparła jeszcze głośniej i przerzuciła włosy na plecy.
Znowu założyła ręce na piersiach i wbiła we mnie naprawdę przeszywające spojrzenie.