The Race - Charlotte Mils - ebook

The Race ebook

Mils Charlotte,

1,0

Opis

Miriam wraca do miasta po pół roku pracy w modelingu. Nie spodziewa się, że jej facet marzeń zacznie ją niemalże prześladować, bo jak inaczej nazwać Ericka, który odnajduje ją w tym wielkim mieście trzeci raz w ciągu dnia?

Czy Miriam ma uwierzyć, że ten rosły mężczyzna z okropnie żółtym krawatem to jej przeznaczenie?

 

Studiująca przyjaciółka Louise nie zamierza się przyznawać, że maczała w tym palce. Sama ma niezły orzech do zgryzienia. Walka z sercem i rozumem zaprząta jej większość myśli, bo powiedzcie sami: warto wybrać motocyklistę łobuza, gdy ustatkowany Jaime po kilku latach przyjaźni zaczyna ją uwodzić?

 

Przyjaciółki trzymają się razem, prawda? Razem też kibicują chłopakom na torze wyścigowym w największym wyścigu życia.

Wyścigu po miłość.

 

UKŁAD

WYŚCIGI

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 172

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
1,0 (5 ocen)
0
0
0
0
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Nie polecam

Po prostu "nie"
10
Milenka428

Nie polecam

Strata czasu.
10
Jolek27

Nie polecam

Porażka
00

Popularność




THE RACE

Charlotte Mils

Strona redakcyjna:

©Charlotte Mils, 2024

©Wydawnictwo Spark, 2024

ISBN: 978-83-67200-33-2

***

Pół roku poza domem to zdecydowanie za długo. Gdyby nie matka i jej dług, wcale nie szłaby na ten casting, a wtedy nie latałaby po całym świecie przez ostatnie sześć miesięcy jako modelka.

Zarobiła trochę pieniędzy, które zamierzała podarować matce, by ta stanęła na nogi. Wiedziała, że nie musiała tego robić, w końcu jej matka była dorosła i powinna sama sobie radzić z problemami, ale było jej żal matki, bo to nie dokonać była jej wina.

Podeszła do postoju taksówek, gotowa zapłacić każdą cenę. Byleby tylko wrócić do swojego mieszkania i przyjaciół. Chciała dawnego życia, tęskniła za nim.

Jednak po kilku próbach złapania żółtego auta, stwierdziła, że pieniądze tu nie pomogą, a jej dobry humor powoli się ulatniał. Przypomniała sobie, odwieczną zmorę, trud zatrzymania taksówki w tym dużym mieście. Była gotowa położyć się na drodze, by tylko jakieś auto się przed nią zatrzymało, ale i tu miała wątpliwości, czy kierowca ją zauważy.

Stopy bolały ją od marszu na ostatniej sesji w szpilkach, po której od razu wskoczyła w samolot. Można rzec, że trafiła jej się dodatkowa praca Last minute, bo po sesjach opiekowała się córką makijażystki, która miała jeszcze inne zlecenia i po całym dniu pozowania, dziwnych kreacji, chociaż pięknych widoków i niańczenia dziecka była wykończona, ale zadowolona z podwójnych stawek.

Kolejna taksówka nie raczyła się zatrzymać. Mruknęła tylko pod nosem coś niezadowolona.

Już miała tak daleko sięgające plany. Marzyła, żeby się rozpakować, potem spotkać z matką a na końcu odhaczyć to spotkanie, rzekomo z okazji jej powrotu. Znając jej przyjaciółki pewnie wymyśliły coś ciekawego. Jednak z każdą następną przejeżdżającą taksówką, która się nie zatrzymywała, powątpiewała w to, czy będzie umiała dotrzymać im kroku. Może do wieczora nawet zaszłaby do centrum, gdyby tylko była w stanie ruszać stopami i taszczyć za sobą walizkę. Nie miała tam wytwornych strojów, wszystko, czego potrzebowała, dostarczała agencja.

Po kilkunastu minutach taksówka zatrzymała się przy krawężniku. Ucieszona zerwała się z walizki, na której sobie przycupnęła. Wraz ze starszym mężczyzną dobiegła w tym samym czasie do tylnych drzwi.

— Proszę wziąć następną — powiedziała niemal błagalnie. Facet przytrzymywał drzwiczki, by ta ich nie otworzyła. Był zdeterminowany i wydawałoby się, że nie odda jej tej zdobyczy tak łatwo. Walczyli o kawałek blachy niczym na polu bitwy, głównie na wściekłe spojrzenia.

Przecież to tylko głupia taksówka, pomyślała. Już miała odpuścić, gdy nagle do tego samego auta po drugiej stronie wsiadła jakaś kobieta. Wykorzystała stare przysłowie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.

— Przepraszam, to nie pani taksówka. Tylko tego pana. — Wskazała na łysinę mężczyzny. Nikt nie brał pod uwagę jej słów, a kobieta trzasnęła drzwiami, nawet na nią nie patrząc. Facet, z którym się biła, zamknął drzwi, a taksówka odjechała z kobietą w środku. Została razem z tym panem na chodniku. Mogłaby mu wygarnąć, że za łatwo puścił tę kobietę, ale co by to dało?

Miriam przykucnęła obok walizki. Poklepała ją niczym starego przyjaciela. Czy po tym jednym udanym kastingu i jednym zleceniu będzie kontynuowała pracę w tej branży? Chyba nie. Zasmakowała fleszy, cudnych strojów, ale to nie była jej bajka. Chciała tylko zarabiać i cieszyć się życiem. Przynajmniej część pieniędzy z obranej sobie kwoty, udało jej się zarobić. To nie powodowało, że teraz mogła leżeć i popijać drinki z palemką. Wręcz przeciwnie. Miriam uwierzyła, że jest w stanie zebrać potrzebną jej sumę pieniędzy, ale już nie wyjeżdżając z miasta.

— Zdaje się, że czeka pani na taksówkę — usłyszała jakiegoś faceta. Podniosła oczy do góry. Przez odsuniętą szybę wychylała się głowa mężczyzny, który właśnie się do niej zwracał. Nie znała go.

— Jak większość ludzi tutaj. — Rozejrzała się po osobach czekających razem z nią, chcąc dać mu tym potwierdzenie. Dziwne, że zagadał właśnie do niej.

— Mogę panią podwieźć.

— Może od razu zwiążę się i położę w bagażniku? — zapytała kpiąco.

Widziała takie zwroty akcji na filmach, czytała kryminały i widziała nagłówki gazet. To nigdy nie kończyło się dobrze.

Mężczyzna wysiadł z auta i do niej podszedł. Miriam wyprostowała się, zapamiętując każdy szczegół rys twarzy faceta. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak jej wielka wyobraźnia miała rację. No bo skąd on się tu wziął?

Facet wyciągnął do niej dłoń, a ona zmarszczyła brwi, wahając się, czy ją uścisnąć. Co tu się działo?

— Proszę, niech pani prowadzi, jeśli mi pani nie ufa. – W jego dłoni były kluczyki, wiszące teraz w powietrzu na jego palcu między nimi. Sytuacja była dla niej dość krępująca. Zazwyczaj nie słyszała, by ktoś był aż tak uczynny i dobroduszny.

Miriam spojrzała na tłum czekających ludzi, na pustą zatoczkę i na faceta. Wydawałoby się, że miała szczęście, bo ten podszedł z taką ofertą akurat do niej. Czy to była ukryta kamera?

— Zakładam, że ma pani prawo jazdy — kontynuował, kiedy w dziewczynie trwała wewnętrzna walka.

— Dokąd pan jedzie? — zapytała, zmuszając się do uśmiechu. W końcu się będzie tu siedziała do wieczora.

— Do centrum — powiedział, nadal wyciągając w jej stronę kluczyki.

— Ma pan szczęście. — Wzięła z jego dłoni pęk dzwoniących kluczy i się szczerze uśmiechnęła. — Ja też.

Facet zapakował jej bagaż, a ona usiadła za kierownicą. Mimo niecodzienności ich spotkania wydawał jej się całkiem sympatyczny. Może dlatego, że uratował ją od pójścia pieszo, a może za dużo sobie wyobrażała. Nie należała do strachliwych kobiet, inaczej pewnie by odmówiła. Może nawet czasami była zbyt porywcza. Miała tylko bujną wyobraźnię, której niekoniecznie słuchała.

Zapieli pasy i ruszyli we wspólnym kierunku.

— Nie boi się pan, że pana porwę i wywiozę? — zagaiła rozmowę po krótkiej chwili ciszy. Chciała rozładować napiętą atmosferę. A może tylko dla niej się ona taka wydawała? W końcu facet ją podwoził, nawet jeśli ona kierowała, a nawet nie zagaił rozmowy. Jeśli to nie był podryw, to co?

— To byłoby chyba najlepsze porwanie, jakiego mógłbym w życiu doświadczyć. Nie codziennie porywają mnie piękne kobiety – zaśmiał się.

Miriam spojrzała na niego zdziwiona, chyba nie sądziła, że mężczyzna podejmie żart i to jeszcze w takim stylu. Może jednak to był podryw?

— Często robi pan za taksówkę? Za darmo?

— Pierwszy raz — przyznał. – Teraz ja zapytam. Przyjechała pani na urlop czy może w innym celu?

— Wróciłam właśnie do domu — powiedziała zadowolona z tego powodu.

Ostatni raz przyjrzała się mężczyźnie. Jego zielone oczy nie pasowały do ciemnych włosów i śniadej karnacji. Nie był też mistrzem ubioru. Miriam poleciłaby mu założyć krawat w całkowicie innym odcieniu niż ten jasnożółty, mimo iż taki kolor wyznaczała moda, nie pasował do jego urody.

— Nie lubisz stonowanych krawatów? — zapytała bezpośrednio.

Spojrzał na nią, zastanawiając się nad odpowiedzią, ona pierwsza o to zapytała.

— Przepraszam, nie jesteśmy na ty. – Poprawiła się na siedzeniu.

— W zasadzie możemy być — powiedział. – Jestem Erick.

Uścisnęli sobie dłonie tak szybko, na ile pozwalał na to ruch na drodze. Potem wróciła do trzymania kierownicy w dłoniach.

— Miriam — powiedziała.

Zaparkowała najlepiej, jak potrafiła, by nie zarysować lakieru na aucie Ericka. Bądź co bądź, wisiała mu przysługę i nie była nią wizyta u lakiernika. Odpięła pas, zastanawiając się nad podziękowaniem. Szybkim ruchem wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i podała mu je.

— Dziękuję za odwózkę. – Otworzyła drzwi i wysiadła. Obeszła auto i stanęła przy bagażniku, do którego i on podszedł. Otworzył go i już z mniejszym uśmiechem niż jak wsiadali, podał jej walizkę.

Ona się cieszyła, że była w domu, a on smucił, że tak szybko zajechała.

— Dalej dam sobie radę sama — zaznaczyła, biorąc od niego walizkę.

— Dobrze. Do widzenia, Miriam – wypowiedział jej imię melodyjnie i wsiadł do auta. Miriam zaciekawiona zastanawiała się, jakie miał życie. Gdzie teraz zmierzał i czy czekał na niego ktoś w domu? Bo na Miriam w mieszkaniu nie czekał zupełnie nikt.

Tak jak powiedziała, poradziła sobie sama ze wciągnięciem walizki na pierwsze piętro. Otworzyła drzwi i opadła na starą kanapę. Nie zamierzała dzisiaj więcej dotykać tej walizki, nie miała na to czasu ani chęci.

Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej coś eleganckiego. Ciemna, prosta, acz seksowna sukienka będzie idealna na ten wieczór. Zamierzała trochę się zabawić, poczuć znów piękną i adorowaną. Nie czuła w tym nic złego, każda kobieta chce czuć się piękna.

Położna wcześniej komórka na szafce nocnej zaczęła wibrować. Podeszła do telefonu i odczytała numer.

To była Louise.

— Tak? — odebrała.

— Przyleciałaś? — zapytała przyjaciółka. W głosie słychać było jej ekscytację, ale i tęsknotę. Zazwyczaj nie opuszczała przyjaciółek na tak długo.

— Louise — wymówiła imię do słuchawki. — właśnie wybieram sukienkę. Nie zapomniałam.

— To świetnie. Tak tylko sprawdzam, wiesz, że nie widziałaś się z nami pół roku – wygarnęła jej, na co przewróciła oczami, zmęczona jej małymi pretensjami.

— Odwiedzę mamę i przyjadę — rozłączyła się. Też tęskniła, ale bardziej niż to, cierpiała psychicznie, że nie da rady pomóc matce, tylko dlatego, że nie znała się na ludziach. Westchnęła, przypominając sobie o tym człowieku.

Nie chciała pamiętać. Wolała udawać, że tego człowieka nigdy nie było w jej życiu. Przynajmniej przed samą sobą.

***

To miał być najtrudniejszy punkt w jej dzisiejszym rozkładzie dnia, jednak mimo wszystko bardzo pragnęła sprawdzić stan, w jakim się znajdowała rodzicielka. Nie dzwoniła do niej przez te wszystkie miesiące, tylko po to, by samej nie dostać depresji.

Po tym, jak Miriam przebrała się w jedną ze swoich ulubionych zwiewnych sukienek, zamknęła mieszkanie i szła przez centrum. Nic się nie zmieniło. Miasteczko było dalej tym samym nudnym miejscem. Ludzie szli do pracy albo z niej wracali. Standard.

Jej uwagę zwróciła czerwona kartka na jednej z witryn. Podeszła do kafejki, gdzie wisiało ogłoszenie. Szukali kelnerki. Spisała numer telefonu i obiecała sobie zadzwonić tam później. Będzie potrzebowała pracy, musiała nie tylko odkładać dla matki, ale i z czegoś żyć.

Gdy już była pod domem, związała włosy w luźny kucyk i zapukała. Drzwi po krótkiej chwili się uchyliły i zobaczyła w niej swoją rodzicielkę.

— Miriam — zawołała. — Wchodź.

Dziewczyna weszła do mieszkania i musiała przyznać, że się ono nie zmieniło. Na ścianach wisiały te same zdjęcia jej samej z młodości. Nawet firanki w oknach wisiały te, co sześć miesięcy temu. Szła dalej, w głąb pokoju, gdzie w centrum stało zdjęcie jej ojca. Automatycznie odwróciła wzrok. Nie chciała na niego patrzeć. Nie, kiedy jeszcze pół roku temu mogła przez niego osiwieć.

— Opowiadaj — zachęciła matka, siadając naprzeciwko.

— Mamo nie ma o czym. Praca jak praca. Płacili tylko więcej niżbym dostała tutaj. – Wzruszyła ramieniem.

— No a ludzie? Miriam nie było cię pół roku. Nie kłam, że nie masz mi o czym opowiadać – powiedziała matczynym tonem. Może nie dzwoniła do niej, ale tego już by nie wytrzymała.

— Dokładnie. Pracowałam pół roku, teraz chciałam się zająć też życiem. – Ukrywała rozżalenie. – Przyszłam zobaczyć, jak się czujesz.

Gdzieś w głębi duszy czuła, że matka wiedziała, że ją obwiniała. Może i dług nie był jej winą, może tylko miała zbyt ufne serce, ale przecież przez tyle miesięcy, zamiast wylegiwać się na kozetkach lekarzy, mogłaby wziąć się w garść, bo to właśnie robiła jej matka i to za jej pieniądze, zamiast stawić czoła życiu i zarobić pieniądze, które przecież to jej były najbardziej potrzebne, a nie Miriam.

— A jak mam się czuć? Znalazłam pracę – pochwaliła się.

— To dobrze. To na pewno nam pomoże.

W końcu będzie mogła trochę odpuścić, może skupić się tylko na sobie i swoim zdrowiu.

— Będę sprzątała biura na Roosevelta — przyznała.

Cieszyła się, że matka w końcu postanowiła jej pomóc w spłacaniu długu. Miała nadzieję, że stanie się to stosunkowo wcześniej, ale była wdzięczna Bogu, że w ogóle to nastąpiło. Zostawiała matkę w zgoła innym stanie i przez te pół roku jej psychika uległa poprawie. Przez tak długi czas myślała, że nie dostanie od matki pomocy, kiedy ona sama jej potrzebowała, a tu proszę, jeszcze potrafiła ją zaskoczyć.

Nie tylko dług kosztował sporo jej funduszy, ale też leki, które matka zaczęła przyjmować od tamtego felernego dnia. Miała depresję, nie chciała nawet wstać z łóżka. Jak widać terapia działała.

— Zawsze to jakaś praca. Oby płacili w terminie.

Usiadła na kanapie, a matka przyniosła jej ulotkę.

- Była w gazecie, stwierdziłam, że przyda ci się pomoc. W końcu nie zostało tego dużo, ale wciąż trzeba odkładać.

Nie chciała robić matce przykrości i wyjawić jej prawdziwą sumę pozostałą do spłaty. Dopiero co wyszła z psychicznego dołka, nie było co jej tam znów wpychać.

Dziewczyna dziwiła się, że to ona nie dostała depresji. W końcu tak młodo dostała całkiem pokaźną sumkę do spłaty i wtedy płaczącą ciągle matkę. Robiła z psychologa, lekarza i rodzica, gdy ta chciała za sobą skończyć. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby matka chciała się zabić, że jej nie uratowała, że nie pomogła.

-Dobrze. Z przyjemnością porozmawiam o czymś innym niż o pracy — mruknęła, czytając ulotkę.

-No... dobrze — jęknęła matka, siadając koło niej. Zaczęła mówić coś o sąsiadce, a Miriam grzecznie przytakiwała, udawała, że ją to cokolwiek obchodzi. Jednak po tej paplaninie wiedziała, że matka wróciła do żywych.

Kilkanaście minut później wracała do mieszkania. Obiecała Louise, że przyjdzie i miała zamiar dotrzymać tego słowa. Już w głowie wyobrażała sobie, jakie buty założy do tej czarnej sukienki. Musiały być na obcasie, ale też nie za dużym, by mogła spokojnie wrócić do domu po kilku drinkach. Musiała też przykleić sobie plastry na gorsze miejsca na stopach.

Jej myśli zostały rozwiane przez mężczyznę stojącego pod jej blokiem.

— Erick? — rzuciła jego imię w małą przestrzeń pomiędzy nimi. Stał dokładnie pod wejściem do jej klatki schodowej i nie myliła się myśląc, że to na nią czekał.

— Ślicznie wyglądasz.

Patrzył na nią roześmianymi oczami. Wyraźnie był zadowolony z jej widoku. Miriam nie miała pojęcia, że się jeszcze kiedyś spotkają, ale najwidoczniej coś go do niej przyciągało.

Zdjął ten śmieszny krawat i teraz wyglądał o wiele lepiej. Dziewczyna zastanawiała się, czemu wcześniej nie zauważyła jego kwadratowej męskiej szczęki, bo przecież to był całkiem łatwy do zapamiętania szczegół, ale musiał być przytłumiony tym żółtym elementem garderoby.

— Śledzisz mnie? — nie była pewna, co myśleć o tym spotkaniu. Czy było ono sprawką przypadku, a może nachalnego mężczyzny?

— Słabo mi idzie, skoro mnie nakryłaś — zażartował. Mimowolnie się uśmiechnęła. Miała nadzieję, że dziwność sytuacji nie wróży niczego złego.

— A jesteś mordercą?

— Sprawdź mnie — droczył się z nią.

— To zapraszam na herbatę. Chyba że musisz wyśledzić jeszcze inne kobiety, które podwiozłeś z lotniska pod dom. – Zrobiła pytającą minę. Sama nie wiedziała, dlaczego zaprasza nieznajomego do mieszkania. Było jej obojętne czy facet ma w planach ją zabić, przecież to by ją tylko uratowało od spłacania tego przeklętego długu. Wypije z nim herbatę, porozmawiają, co może się złego stać?

***

Klub w piątkowe wieczory to był jak pobyt w spa po całym tygodniu pracy. Nancy jedna z przyjaciółek cieszyła się najbardziej z niż wszystkich.

Louise pomachała jej smukłą ręką z ciemnego narożnika. Nancy na wysokich szpilkach guzdrała się, co samej jej przeszkadzało, ale tłumaczyła sobie, że inne buty nie pasowałyby do tej sukienki.

Kiedy już dotarła do stolika, ujrzała pogodną rudowłosą piękność.

— Miriam! - krzyknęła, rzucając się na przyjaciółkę.

Naprawdę się za nią stęskniła. Towarzystwo o wiele młodszej Louise nie było złe, ale chciała się w końcu wygadać komuś, komu było bliżej do trzydziestki. Już dawno nikomu nie mówiła o kiepskiej sytuacji w domu.

— Tak, to ja — mówiła zadowolona bardziej z jej entuzjazmu, niż z tego, że się spotkały. Po chwili puściła ją i posadziła obok siebie.

— Czuję się zazdrosna. - Louise udała poruszoną nagłą czułością przyjaciółki.

— Oj daj spokój. Ciebie widziałam prawie co dzień. - Machnęła ręką Nancy.

Zarejestrowała, że obok Louise siedział Ryan. Już po kilku sekundach wyczuła, że nic się nie zmieniło. Ona bała się przyznać, że coś do niego czuje, a on szarmancko czekał na jej decyzję. Lubiła się z nimi droczyć, że będą tak czekać na siebie całe życie. Louise zaprzeczała jakoby cośkolwiek między nimi było, a Ryan jak zwykle prawił podteksty.

— Brak ci czułości Louise? - zapytała Miriam, rozbawiona adoratorami dziewczyny. To było takie słodkie jak sama najmłodsza z ich trójki Louise.

— O to się nie bój — zaoponował Ryan — Jest pod doskonałą opieką.

Louise spojrzała na niego, jakby mówił o świętych Gralach. Nie lubiła tych dwuznaczności a dziewczyny tylko się śmiały pod nosem.

— Nie wiem, o czym mówisz — odrzekła blondynka.

Miriam cicho zachichotała na tę krótką, ale jakże zabawną wymianę zdań. Trzeba było być ślepym, żeby nie widzieć zakochanego wzroku Ryana. To też bawiło ją udawanie Louise, że jest inaczej.

— Ryan wziąłbyś się w garść, ile można się bawić w kotka i myszkę? - zapytała go całkiem poważnie. Nie było jej pół roku, a oni dalej tkwili razem, ale osobno.

Odrzuciła pukiel rudych włosów na bok i wskazała na tę dwójkę palcami, jakby jeszcze nie wiedzieli, o co jej chodzi.

— Przecież to jest najlepszy czas. Zawsze można odbić do innej panny. - Zaśmiał się.

Louise zgromiła go wzrokiem, ale zaraz sobie przypomniała, że przecież nie miała prawa zabraniać mu flirtu z innymi. Przygnębiło ją to trochę. Gubiła się we własnych uczuciach tak często, jak Nancy w swoich do męża.

Miriam miała rację. Za długo to tak wyglądało, ale Louise nie wiedziała, czy chce, by wyglądało to inaczej. Jej uczucia do Ryana były przez nią same nieodgadnione.

— Idę po drinka. - Miriam uśmiechnęła się i podniosła tyłek z kanapy.

Szła między śmiejącymi się parami, pijącymi mężczyznami i patrzącymi na nią zawistnie dziewczętami. To ostanie spojrzenie, potwierdziło jej osąd. Miała nieziemską sukienkę. Przylegającą do ciała, podkreślającą to i owo.

Usiadła na hokerze, a młody barman już do niej pędził.

— Coś podać? - zapytał.

Miriam patrzyła na jego oczy utkwione w jej dekolcie. Miała wrażenie, że chłopak chce usłyszeć: tak, ciebie przystojniaku. Uśmiechnęła się na to wyobrażenie. Dawno już tak się nie bawiła.

— Zaskocz mnie czymś mocnym — dała mu wyzwanie. Chłopak, chcąc sprostać zadaniu, popędził po butelkę. Miriam obserwowała jego ruchy i z niechęcią przyznała, że miał całkiem zgrabny tyłek. Szkoda, że był nieosiągalny.

Spojrzała od niechcenia w bok, a jej oczy się rozszerzyły. Trzeci raz tego samego dnia? Przecież on nie pasował do takich klimatów. Na pewno nie w tym eleganckim garniturze i w takim miejscu. I tak jak sądziła, podszedł do niej.

— Znalazłem cię — oznajmił Erick. Czy to podpadał już pod chorobę psychiczną?

Usiadł obok niej z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Szukałeś mnie? - spytała lekko przerażona. Facet był albo szalony, albo nią zauroczony. Wypili jedną kawę, która wcale ich do siebie nie zbliżyła. Wymienili kilka zdań i przez przypadek Miriam wtrąciła, że śpieszy się do klubu. Wtedy Erick wyszedł.

Teraz natomiast siedział obok i czekał na znakomitą zabawę z nią w roli głównej.

— To już czwarty klub w tym mieście — przyznał, śmiejąc się z zakłopotania.

Była pełna podziwu, że ten się nie zniechęcił. Ona sama nie goniłaby za mężczyzną po wszystkich klubach w mieście. Nawet jakby dostała za to milion. Chociaż milion w jej przypadku byłby niewystarczający. Jej kochany ojciec odszedł, zostawiając jej matkę z długiem.

Barman podał jej jakiś kolorowy alkohol w wysokiej szklance, a ona umieściła sobie słomkę między ustami. Nie powinna robić tego w tak kuszący sposób, ale to było silniejsze od niej. Dwóch mężczyzn spoglądało na nią jak na boginię. Zdobyła trochę satysfakcji i spojrzała na mężczyznę w garniturze.

— Chodź, przedstawię ci moich znajomych. - Pociągnęła Ericka za rękę, który się nie opierał.

Nancy, kiedy zobaczyła, że Miriam idzie z Erickiem, poprawiła nieco sukienkę, speszona jego obecnością. Mimo iż była w klubie, to miała męża i przecież kiedyś go kochała.

— Dziewczyny i Ryan — powiedziała do patrzących na nią przyjaciół. — Chciałam przedstawić wam Ericka.

— My się znamy. — Ryan wstał i przywitał się z mężczyzną. Erick uśmiechnął się do pozostałych, mając nadzieję, że ich stosunek poza torem, nie będzie do niego wymuszony.

— Tak? — zapytała zagubiona Miriam.

Dziewczyny słały jej przepraszające spojrzenia. Powinny się odezwać, ale Erick należał do grona tych ludzi, co nie łatwo się odnaleźć w jego towarzystwie. Miriam stanowiła znaczący wyjątek.

— Naturalnie — tłumaczył Ryan. — Erick jest nowym managerem naszego zespołu.

— Pracujemy razem — uściślił sam Erick.

— Siadajcie. — Ryan popchnął Miriam, która z wrażenia stałaby tak dalej i przyglądała się Erickowi.

Dziewczyna odchrząknęła, zostawiając za sobą zdziwienie.

— A więc pracujecie razem — zaczęła Miriam. Nie ukrywała, że zainteresował ją ten temat. Czy miała wierzyć w tak duży zbieg okoliczności?

— Przyjeżdżam na tor, kiedy tylko mogę — odpowiedział Erick.

Louise i Nancy siedziały cicho, przyglądając się tej wymianie zdań, ale najlepszym widokiem była dla nich ta dłoń. Dłoń Ericka na kolanie Miriam, a sama dziewczyna wydała się nieporuszoną tym dotykiem, jakby to było dla niej całkowicie normalne.

— Tydzień cię już nie było — zauważył Ryan.

— Ostatnio codziennie bawiłem w siedzibie firmy. Jak maszyna?

— Sprawuje się świetnie — przyznał. — Przepraszam was, ale może ktoś idzie ze mną zapalić?

Ryan, widząc brak chętnych i rozjuszony wzrok Louise, ulotnił się szybko. Te niosące śmierć, jak to mówiła Louise, papierosy uspokajały go. Teraz miał nadzieję, że pomogą mu zapomnieć o jej zdenerwowanym spojrzeniu. Niepotrzebnie mówił o tych innych dziewczynach.